Rozdział 2
Tak jak przewidywał, droga nie zajęła mu zbyt wiele czasu. Do miasteczka
dotarł przed zachodem słońca. Zatrzymał samochód przed jedynym sklepem i
wysiadł. Wolnym krokiem wszedł do środka i się rozejrzał. Po jego prawej
stronie stały lodówki z napojami. Po środku ciągnęły się dwa długie rzędy półek
wypełnionych po brzegi najróżniejszym jedzeniem z drobiazgami. Po lewej,
obok okna, znajdowała się kasa. On skierował swoje kroki właśnie tam.
Za ladą stała średniej urody brunetka. Jest twarz była w kształcie serca.
Miała lekko garbaty nos, osadzone zbyt blisko siebie zielone oczy i wąskie usta.
Była też niska i krępa. Miała może z dwadzieścia pięć lat.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała zwracając się do niego.
- Witam. Czy jest może w okolicy jakiś dom na sprzedaż?
Dziewczyna popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Nie. Raczej nie. – odpowiedziała w końcu.
Podszedł bliżej lady. Jego oczy zaświeciły się dziwnym, zielonkawym
blaskiem.
- Na pewno? – wywarczał.
Kasjerka przez chwilę patrzyła na niego z przerażeniem w oczach, ale po
chwili jej twarz stała się nijaka. Zupełnie pozbawiona wyrazu.
- Jakiś kilometr za naszym barem stoi dom na sprzedaż. – powiedziała
matowym głosem.
- U kogo mam załatwić formalności?
- U pana burmistrza. Urzęduje on w ratuszu, dwie przecznice dalej.
- Jak mam dojechać do tego domu?
- Musi pan jechać główną ulicą na zachód. Po drodze minie pan nasz bar.
Fagorię. Jakieś dwa kilometry za nim, jest wjazd na posesję. To jest duży dom.
Kiedyś tam mieszkali bardzo bogaci ludzie.
- Dziękuję. Była pani bardzo pomocna – rzekł i podszedł do niej wolnym
krokiem.
Blask jego oczu zaczynał przygasać. Dziewczyna jakby wybudziła się z
transu. Z przerażeniem zobaczyła, że tajemniczy gość znajduje się dosłownie
kilka centymetrów od niej. Nie mogła sobie przypomnieć, jak to się stało.
Przecież niedawno znajdował się koło drzwi.
Widział przerażenie kasjerki. Napawał się nim. Sprawiało, że czuł się
bardzo podniecony. Mimo, iż nie grzeszyła urodą, miał na nią ochotę. Ale nie
teraz... Teraz najważniejszą rzeczą jest kupno tego domu.
Z jego pełnych warg wydobył się jęk zawodu. Szybkim ruchem objął
dziewczynę w pasie i przyciągnął do siebie. Sekundę potem złożył na jej ustach
wygłodniały pocałunek.
Na początku ekspedientka stawiała opór. Próbowała go od siebie
odepchnąć. Ale z każdym liźnięciem jego języka topniała. Aż w końcu poddała
się i oddała pocałunek. Rozchyliła wargi i wpuściła go do swoich ust. On chętnie
skorzystał z tego zaproszenia. A w głowie już układał podły plan. Widział oczami
wyobraźni, jak wypija jej krew. Jak tnie jej ciało na kawałki, by potem je
skonsumować...
Z wielkim trudem powstrzymał się od zrobienia tego teraz. Z cichym
warknięciem oderwał się od swojej przyszłej ofiary.
- Wspaniale całujesz moja droga. Dziękuję za informacje. – rzucił, po
czym szybkim krokiem wyszedł z budynku, wsiadł do swojego auta i ruszył w
stronę ratusza.
Dziewczyna jeszcze przez chwilę stała oszołomiona. Jeszcze nikt nigdy tak
jej nie całował. To było wprost cudowne. I chyba się właśnie zakochała...
On tymczasem stanął przed budynkiem ratusza. Przypominał on mały
pałacyk. Fasada była pomalowana kremowo-żółtym kolorem. Trzy rzędy dużych
okien było obramowane misternymi zdobieniami. Drzwi były masywne,
wykonane chyba z dębu.
Nie czekając dłużej wszedł do środka. Tu na podłodze leżał czerwony
dywan. Ściany i sufit pokrywały najróżniejsze freski. Po jego prawej stronie,
stało niewielkie biurko za którym siedziała starsza kobieta. Pewnym krokiem i z
miłym uśmiechem ruszył w jej stronę.
- Dzień dobry – przywitał się grzecznie.
Kobieta podniosła wzrok znad papierów, którymi się zajmowała. Była
ubrana w szarą garsonkę. Jej siwe włosy były starannie upięte z tyłu głowy.
Dokładnie obejrzała przybysza. Zadowolona z oględzin uśmiechnęła się krzywo.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała oficjalnym tonem.
- Chciałbym kupić dom, znajdujący się dwa kilometry za barem.
Kobieta przyjrzała mu się jeszcze raz.
- Po co panu ten dom? – spytała zaciskając usta w wąską kreskę.
- Chciałbym w nim zamieszkać.
- Nikt z własnej, nieprzymuszonej woli nie chce mieszkać w Dislike.
- Ja chcę. Stąd jest już tyko osiemdziesiąt kilometrów do Miami. A tam
domy są potwornie drogie. To miasteczko jest odpowiednie.
- No dobrze. – powiedziała i podeszła do szafki z aktami, która
znajdowała się za nią.
Przez jakiś czas, grzebała w niej mamrocząc coś pod nosem. Gdy znalazła
to czego szukała, usiadła z powrotem za biurkiem.
- Dom jest w dobrym stanie. Ma dwa piętra i poddasze. Zbudowany jest
w stylu wiktoriańskim. Poprzedni właściciele zostawili też meble. Pozostaje
panu tylko nieco go odświeżyć. Kosztuje osiemdziesiąt pięć tysięcy dolarów.
Mężczyzna przez chwilę się zastanawiał, a potem skinął głową.
- Dobrze. Gdzie mam podpisać?
Kobieta położyła przed nim mały plik papierów i podała długopis.
- Tu i tu – skazała dwa miejsca. – Płatne tylko gotówką.
Mężczyzna podpisał dokumenty i wyciągnął ze spodni czarny, skórzany
portfel. Odliczył należną kwotę i podał starszej pani. Kobieta wzięła pieniądze i
wręczyła mu klucze.
- Życzę miłego pobytu – rzuciła jeszcze, po czym wróciła do przerwanego
zajęcia.
On zgarnął klucze i wyszedł z ratusza. Wsiadł do samochodu i ruszył w
kierunku swojego nowego domu. O tej porze na ulicach było sporo ludzi. Każdy
obok którego przejeżdżał, oglądał się za nim. A właściwie za jego samochodem.
W końcu nie każdego stać na Dodge’a Viper’a Cabrio.
Ulica ciągnęła się i ciągnęła. Po obu jej stronach stały różnej wielkości
domy i budynki. Minął stację benzynową i sklep z narzędziami. W oddali widział
neon miejscowego baru. Gdy się do niego zbliżył -zwolnił. Miał dziwne
przeczucie.
Gdy przejeżdżał przed Fagorią jego oczom ukazał się najpiękniejszy widok
jaki w życiu widział. Za ladą barową stała przepiękna rudowłosa dziewczyna.
Miała idealne kształty i rysy twarzy. Gdy ją zobaczył, przez wielkie okno, jego
penis natychmiast nabrzmiał, a w głowie zaczęły się pojawiać obrazy. Widział
jak wchodzi w nią, a ona krzyczy z bólu i przerażenia. Widział jak łamie jej
kończyny i bije do nieprzytomności. Widział... i miał ochotę rzucić się na nią w
tej chwili, nie bacząc na konsekwencje. Zatrzymał się gwałtownie.
Jeszcze nie teraz, usłyszał w swojej głowie znajomy głos potwora.
- A kiedy?
Zrób to inaczej niż zwykle. Rozkochaj ją w sobie, a potem wykorzystaj.
Zobaczysz jak będzie cierpiała.
- Nie wiem czy potrafię. Zawsze po prostu zabijałem.
Potrafisz. I zrobisz to.
- Tak...
Hmm wygląda mi na cnotkę... Taaakk zdecydowanie. Masz zdobyć jej
zaufanie. A potem pozbawić dziewictwa. Ale delikatnie. A potem, jak nadejdzie
odpowiedni czas, pokażesz kim naprawdę jesteś... A dziś upolujesz tą kasjerkę
ze sklepu.
- Dobrze.
Tajemniczy głos już się nie odezwał. Mężczyzna znów uruchomił
samochód, ale nie zajechał daleko. Zatrzymał się tuż za ścianą lasu. Wysiadł z
auta i zaczął się przedzierać, przez gęstwinę w kierunku baru. Zatrzymał się w
cieniu drzew, gdyż zobaczył, że owa dziewczyna siedzi na ławce. W
zachodzącym słońcu, jej włosy wyglądały jakby płonęły. Jej twarz oświetlona
promieniami wyglądała na wykonaną ze złota. I te zgrabne, długie nogi... Z
trudem powstrzymał się od rzucenia się na nią.
Dziewczyna chyba wyczuła, że ktoś ją obserwuje, bo rozejrzała się
niespokojnie dookoła. On na wszelki wypadek zrobił krok do tyłu, by nie mogła
go dojrzeć, ale nawet na chwilę, nie oderwał od niej swoich wygłodniałych
oczu. Rudowłosa ponownie się rozejrzała i wyraźnie zaniepokojona zniknęła we
wnętrzu Fagorii.
Mężczyzna odczekał jeszcze chwilę, po czym ponownie zaczął się
przedzierać przez las. Tym razem w kierunku samochodu.
Gdy dotarł do niego, zobaczył, że obok stoi radiowóz. Przybrał uprzejmy
wyraz twarzy i wyszedł zza drzew.
- W czym mogę pomóc? – zapytał stojącego obok szeryfa.
Chudy mężczyzna odwrócił się gwałtownie. Na jego szczurzej twarzy
pojawił się wyraz zaskoczenia.
- Skąd pan się wziął? – zapytał nieuprzejmie, mrużąc swoje wodnisto
błękitne oczka.
- Z lasu.
- Co pan tam robił?
- Poszedłem za potrzebą.
- To pański samochód?
- Owszem.
- To pan jest tym mężczyzną, który kupił dom McAdamsów?
- Hmm… jeżeli chodzi o ten dom, jakieś dwa kilometry stąd, to owszem,
ja go kupiłem.
Szeryf zamyślił się.
- Mam nadzieję, że nie będzie z panem żadnych kłopotów.
- Nie będzie. Mogę już jechać, czy też ma pan jeszcze jakieś pytania?
- Jedzie pan. Tylko proszę pamiętać, że będę miał pana na oku.
On tylko skinął głową, wsiadł do swojego Vpiera i odjechał, zostawiając
szeryfa w tyle. Po drodze układał plan działania. Najpierw pojedzie do domu i
się rozpakuje, potem pojedzie do Fagorii, by lepiej się przyjrzeć rudzielcowi, a
potem... Potem zapoluje...
***
Po wejściu do środka Aylin rozglądała się niespokojnie na boki. Była zła i
zdenerwowana. Nie miała pojęcia, czy jej się wydawało, czy też naprawdę ktoś
ją obserwował. A może to tylko jakieś zwierzę? Albo przypadkowy gość,
chcący sobie ulżyć w potrzebie? Tak... to na pewno to. Nie ma sensu się tym
zamartwiać.
Nagle dzwoneczek obwieścił przybycie klienta. Aylin spojrzała i
zobaczyła, że to tylko Rob i Mercy, starsze małżeństwo, często zaglądające do
Fagorii.
- Dzień dobry – przywitała się Ay podchodząc do stolika, który zajęli - Co
podać?
- Dwa razy stek z ziemniakami i surówką, colę oraz piwo.
- Już się robi – odparła i poszła zagonić kucharza do roboty.
Tymczasem do baru zaczęli przychodzić kolejni klienci. Aylin i Beck
uwijały się jak mrówki, by nadążyć z realizacją zamówień. Bez przerwy
nalewały piwo, czy podawały jedzenie.
Gdy rudowłosa spojrzała na zegarek, okazało się, że jest już dwudziesta
druga. Do zamknięcia zostało jeszcze półtorej godziny. W luźniejszej chwili
usiadła na stołku i zaczęła rozmyślać o plotce, którą dziś usłyszała. Podobno do
miasteczka sprowadził się jakiś mężczyzna. Ponoć jest bardzo przystojny i
bogaty. Jeździ drogim samochodem i ma zamiar mieszkać w domu
McAdamsów. Ay zastanawiała się jaki on jest. Czy przyjdzie do baru? Czy
może całe dnie będzie spędzał w Miami?
Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. W Sali zrobiło się dziwnie
cicho. Dziewczyna odwróciła się, spojrzała na przybysza i zamarła. Do baru
wszedł najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego w życiu widziała. Jej wymarzony
książę...
- Dobry wieczór – przywitał się.
Aylin zmiękły kolana. Jego głos był melodyjny i dźwięczny. Miała ochotę
go usłyszeć jeszcze raz.
- Dobry wieczór – odpowiedziała mu drżącym głosem – Co panu podać?
- Poproszę szklaneczkę whiskey. I proszę mów mi Argus.
- Ja jestem Aylin. – powiedziała rudowłosa, po czym nalała gościowi
trunek.
Patrzyła jak bierze szklankę i wolnym krokiem idzie do jednego ze
stolików. Rozejrzała się po sali i zobaczyła, że każdy siedzi wpatrzony w
przybysza. Zobaczyła też, że panie obecne tutaj zaczęły gorączkowo się
poprawiać. A to podciągnęły wyżej spódnicę, a to poprawiły włosy, czy
makijaż. W Ay się zagotowało. Miała ochotę podejść do każdej z nich i je
uderzyć. Ogromnie ją zdziwiła własna reakcja. Nigdy wcześniej tak się nie
zachowywała! Czy ona czuła zazdrość?? Ale... przecież to nie możliwe! Jak
można być zazdrosnym o kogoś, kogo się nie zna?! Chyba że... Nie, nie, nie! To
nie możliwe! Przecież nie mogła się ot tak w nim zakochać! Prawda?
Czołem Ludziska!
Jak widzicie pojawił się nowy rozdział ;)
Mam nadzieję, że jest lepszy niż poprzednie.
Dziękuję wszystkim za komentarze.
Te pozytywne i te krytyczne.
I oczywiście liczę na następne!
A! Byłabym zapomniała.
Jak widzicie rozdział pojawia się na nowym chomiczku.
Więc jakbyście byli łaskawi:
!!Wpiszcie się na listę!!
Każdy kto chce być informowany o następnych rozdziałach
oczywiście.
Kto nie chce, ten się niech nie wpisuje.
To tyle
Pozdrawiam
Dr.Dreszcz