Telewizja bardziej publiczną
Jacek Bromski, Maciej Strzembosz 07-05-2006, ostatnia aktualizacja 05-05-2006 22:41
TVP uważa, że wszystko, co robi, z definicji jest misją. A częścią misji okazuje się utrzymywanie biurokracji centralnej i konkursy audiotele. Co zrobić, żeby polska telewizja stała się naprawdę publiczna? Głos w dyskusji wywołanej tekstem Marka Piwowskiego "Trzy powody, dla których nie należy płacić abonamentu TV"
W lutym 2004 r., gdy rozpoczynał pracę nowy zarząd TVP z prezesem Janem Dworakiem, wiązano z nim wiele nadziei - przede wszystkim na odpolitycznienie telewizji - zrównoważenie dostępu różnych opcji do TVP, zaprzestanie traktowania TVP jako partyjnego narzędzia kształtowania opinii publicznej.
Dla wizerunku TVP kończący kadencję zarząd zrobił wiele. TVP jest na trzecim miejscu wśród instytucji zaufania publicznego (po wojsku i Kościele), a w ocenie widzów - po latach lewicowego przechyłu - stała się telewizją neutralną politycznie.
Sukcesem TVP jest wyprzedzenie konkurencji w rozwoju telewizji interaktywnej - itvp oraz internetowy, a więc otwarty dla wszystkich, system zgłaszania i rejestracji projektów (ROPAT).
Nadzieje były jednak dużo większe. Wydawało się, że TVP pełniej będzie realizować misję telewizji publicznej, przeznaczy znacznie większe środki na produkcję dla dzieci i młodzieży, znajdzie miejsce na pełniejszą prezentację kultury polskiej, unormuje stosunki z producentami niezależnymi, gruntownie zreformuje zmurszałe i zbiurokratyzowane struktury.
Niestety, z tego punktu widzenia bilans kadencji nie jest pozytywny.
Przede wszystkim Telewizja Polska jest telewizją komercyjno-publiczną. Dominuje żywioł komercyjny, zaś funkcje telewizji publicznej, choć realizowane, spychane są na drugi plan. Nie jesteśmy adwokatami rezygnacji z przychodów reklamowych w TVP, zwłaszcza wobec stałego spadku dochodów abonamentowych (obecnie to ok. 1/3 dochodów TVP i o 160 mln zł mniej niż w 1996 r.!). Ale uważamy, że niezbędne jest utrzymanie równowagi między misją a komercją. Tymczasem komercja wygrywa, najczęściej walkowerem.
Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest wprowadzony przez obecny zarząd system oceny programów, który bierze pod uwagę jedynie wyniki oglądalności w tzw. grupie komercyjnej, czyli w wieku 16-49. Oznacza to, że TVP z założenia traktuje jako widzów drugiej kategorii nie tylko ludzi powyżej 50. roku życia, ale także najcenniejszych dla każdej telewizji publicznej - widzów młodych.
Ocena programu wyłącznie pod względem komercyjnym oznacza także rezygnację TVP z kształtowania gustów widowni. TVP z góry uznaje, że programy ambitniejsze nie będą miały wzięcia, skazując również na zagładę np. ambitniejsze programy regionalne czy polskie filmy dla dzieci. Tym samym TVP rezygnuje walkowerem z próby kreowania widowni najcenniejszej, bo własnej.
TVP uważa, że wszystko, co robi, jest z definicji misją. Rok po roku czytamy w sprawozdaniach, że TVP "zrealizowało misję" bądź wydało na misję "1,5 mld zł". Częścią misji okazuje się utrzymywanie biurokracji centralnej, konkursy audiotele, wydatki na stare ośrodki, które produkują za mało bądź byle co (zazwyczaj nie ze swej winy, ale z braku pieniędzy) i tworzenie nowych, o których z góry wiadomo, że nie będą miały pieniędzy na prawdziwą produkcję.
Kolejne kierownictwa TVP zgodnie twierdzą, że po prostu się nie da. A skąd to wiadomo, skoro nikt nigdy nie próbował inaczej?!
Tekst Marka Piwowskiego ("Trzy powody, dla których nie należy płacić abonamentu TV", "Gazeta" z 8 kwietnia 2006) zabawny, choć niesprawiedliwy i niestety bałamutny we wnioskach (jeśli przestaniemy płacić abonament, to TVP skomercjalizuje się jeszcze bardziej) - przytacza wiele przykładów, dlaczego "tak dalej być nie może".
My chcemy pokusić się jednakże o wskazanie rozwiązań pozytywnych, które mogłyby z TVP uczynić telewizję prawdziwie publiczną.
Licencja programowa
Po pierwsze, TVP powinna otrzymać licencję programową.
Licencja ta musi określić, jaki procent budżetu TVP ma prawo wydać na samą siebie (czyli biurokrację i absurdalną niekiedy infrastrukturę), a jaki na produkcję programów. Tak jak ustawa o kinematografii określa to w stosunku do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Licencja - zgodnie z postulatami tzw. białej księgi autorstwa prof. Tadeusza Kowalskiego i dr Karola Jakubowicza - musi wprowadzić także minimalny poziom wydatków programowych poza Warszawą.
Licencja musi też określić minimalny poziom wydatków programowych TVP na tzw. stock programs, a więc programy o trwałej wartości, czyli filmy i seriale fabularne (bez telenowel), teatry telewizji i filmy dokumentalne. Programy te, w odróżnieniu od tzw. fluid programs (teleturnieje, wiadomości, telenowele, proste formy rozrywkowe, transmisje sportowe - a więc programy jednorazowego użytku), tworzą tzw. bibliotekę programową i z roku na rok powiększają rzeczywistą wartość telewizji. Tymczasem fluid programs, nawet jeśli odnoszą sukces finansowy, nie pomnażają wartości telewizji jako takiej, gdyż nie wzbogacają jej majątku o trwałe wartości w postaci praw autorskich i producenckich.
Licencja musi określić minimalny poziom wydatków na twórczość dla dzieci i młodzieży, bo przecież kształtowanie gustów młodego pokolenia jest podstawową racją bytu telewizji publicznej jako takiej.
Licencja programowa nie musi zostać wprowadzona drogą ustawy. Wystarczy dobra wola zarządu TVP, by taki dokument przygotować i po zatwierdzeniu przez radę nadzorczą realizować oraz rozliczać się z tej realizacji publicznie, co roku.
System oceny programów
System oceny programów komunikuje pracownikom, czego wymaga od nich kierownictwo firmy. Natomiast system wprowadzony przez obecny zarząd jasno komunikuje, że liczy się wyłącznie wynik finansowy.
Tymczasem istnieją inne systemy. Np. płatne kanały telewizji kablowych badają tzw. total viewers satisfaction, czyli zadowolenie widza z programów. Najważniejszym miernikiem nie jest oglądalność, lecz powód, dla którego ludzie decydują się zapłacić za abonament, a powodem może być jeden choćby program, niedostępny gdzie indziej.
Podobnie powinno być w telewizji publicznej. Skoro jest ona finansowana częściowo z abonamentu, powinny zostać określone grupy widzów, dla których ona powstaje. Jest szkodliwym komunałem, że dla wszystkich. Bo tak naprawdę TVP jest głównie dla tych, których potrzeb nie zaspokajają telewizje komercyjne.
Innymi słowy, grupa komercyjna zawsze ma na rynku wybór programowy - zapewniają go telewizje komercyjne. Natomiast telewizja publiczna jest jedyną szansą zaspokojenia potrzeb grup niekomercyjnych. Jest ich co najmniej cztery:
- dzieci i młodsza młodzież;
- ludzie powyżej 50. roku życia;
- inteligencja oraz
- mniejszości (w tym społeczności regionalne, które z definicji są mniejszościami).
Żeby więc telewizja publiczna funkcjonowała prawidłowo, trzeba stworzyć narzędzie pozwalające badać zaspokajanie potrzeb grup niekomercyjnych. Nazwijmy je TAS, czyli Targeted Audience Satisfaction albo swojsko: Wskaźnik Akceptacji w Grupie Adresatów (WAGA).
Każdy program w TVP powinien mieć podwójną ocenę - oglądalności oraz TAS, przy czym dyrekcja anteny powinna z góry określać, czy program jest komercyjny, czy misyjny, czyli podlega przede wszystkim ocenie TAS (i w jakiej grupie).
Jawność ramówki
Najważniejszym dokumentem programowym każdej telewizji jest ramówka, czyli tygodniowy układ emisji programów. Pokazuje charakter stacji, a jeśli w jednej organizacji jest więcej niż jedna antena - ich relacje wobec siebie.
Lektura ramówki TVP potwierdza dominację czynnika komercyjnego i równocześnie wskazuje, że TVP 1 rywalizuje z TVP 2. Tymczasem powinny one się uzupełniać. Komercyjna rywalizacja między "Jedynką" a "Dwójką", wymuszona przez kierownictwo firmy i wadliwą koordynację, powoduje kanibalizację siostrzanych anten.
TVP nie ma też żadnej metody korzystania z przebogatych archiwów, nie potrafi wypracować systemu powtórek programowych, wreszcie - pod pozorem ukrywania swych zamiarów przed konkurencją - tworzy ramówki bez konsultacji społecznych i w ostatniej chwili.
TVP ma wciąż pozycję dominującą na rynku, i to do jej ramówki stacje komercyjne dostosowują swoje. Rzekome tajemnice wyciekają na zewnątrz szybciej, niż się o nich dowiaduje kierownictwo firmy. A tajność i płynność ramówki zakłóca również misyjność programu - widz nie może się przyzwyczaić do stałych miejsc emisji (im ambitniejszy program, tym ważniejsze jest przyzwyczajenie), nie da się zrobić długofalowej promocji tych programów.
Wreszcie od jawności ramówki zależy jawność zamówień programowych, ta zaś jest kluczem do zwalczania korupcji i innych patologii zarządzania w TVP.
Produkcja niezależna a misja TVP
Produkcja niezależna jest kluczowa dla misji TVP w podwójnym sensie. Po pierwsze, jednym z ustawowych zadań TVP jest wspieranie rozwoju rynku audiowizualnego. Po drugie, większość sukcesów TVP, artystycznych i komercyjnych, to produkcje z zewnątrz wymyślone przez polskich twórców i producentów i przyniesione do TVP.
Rozwijanie stabilnego rynku produkcji niezależnej stworzy też możliwość bezkonfliktowego redukowania nadmiernego zatrudnienia w TVP, gdyż odchodzący fachowcy będą wiedzieć, że znajdą zatrudnienie na wolnym rynku.
Niezależny rynek producencki stwarza też lepsze szanse wyławiania nowych talentów i nowych pomysłów programowych.
Dlatego TVP powinna dążyć do modelu BBC, w którym relacje z producentami niezależnymi reguluje Code of Good Practice, a sama stacja ma obowiązek przeznaczyć 25 proc. budżetu na produkcję niezależną.
W efekcie zatrudnienie w sektorze audiowizualnym w Wielkiej Brytanii stale rośnie, podobnie jak udział tego sektora w wytwarzaniu dochodu narodowego.
25 proc. udziału produkcji niezależnej nie osiągnie się z dnia na dzień. TVP powinna jednak dochodzić do tego poziomu w kolejnych etapach, z których władze telewizji będą regularnie rozliczane.
Dominacja TVP - w służbie misji
Dominacja TVP na rynku telewizyjnym jest wykorzystywana wyłącznie w celach komercyjnych, zresztą z zaskakująco marnym skutkiem. Wpływy TVP z reklam wzrosły mniej niż średni wzrost rynku reklamy telewizyjnej, podczas gdy w TVN wzrost przychodów był DWUKROTNIE większy od średniej.
Tymczasem dominacja TVP może być wykorzystywana w służbie misji.
Po pierwsze, TVP może wymuszać podnoszenie jakości programów u konkurentów. Przykłady polskich seriali - "Matki, żony, kochanki", "Ekstradycja", "Sfora", "Zaginiona", a ostatnio "Ranczo" - pokazują, że Polacy cenią staranność wykonania i wartość uzyskaną dzięki poniesionym nakładom. Wszystkie te seriale wygrywają konkurencję z gatunkami czysto komercyjnymi i rokują nadzieje na długoletni żywot ekranowy (tak jak ciągle ogromną widownię zbiera serial "07, zgłoś się" nie z powodu swej PRL-owskiej ideologii, lecz warsztatu filmowego i zajmujących fabuł).
Dominacja TVP może też sprzyjać prawu do ryzyka twórczego, próbom tworzenia polskich formatów, wreszcie podejmowaniu tematów niebanalnych czy historycznych. Tymczasem obserwujemy równanie w dół, kupowanie zagranicznych formatów oraz ewidentny regres w jakości produkcji.
Reforma strukturalna TVP
Obecny zarząd TVP jako bodaj pierwszy zamówił kompleksowy projekt reformy. Cóż z tego, skoro następnie projekt okroił, potem ośmieszył, twierdząc, że wszystko, co podlega Piotrowi Gawłowi, członkowi zarządu TVP ds. marketingu i reklamy, żadnej reformy nie wymaga. Wreszcie całkowicie zaniechał wdrożenia.
Ta smętna historia pokazuje, że reformy TVP nie może robić zarząd tej spółki. Musi być realizowana w ścisłym współdziałaniu z radą nadzorczą i mieć charakter NADRZĘDNY wobec uprawnień członków zarządu.
Także dlatego, że zarząd odpowiedzialny za bieżące działanie spółki w obliczu każdego kryzysu (a tych każdy zarząd TVP napotyka bez liku) sprawy reformy odkłada na „spokojniejsze czasy”, czyli ad Kalendas Graecas.
Zarząd mógłby reformę zrealizować, gdyby obok jednoosobowego zarządu, a więc prezesa odpowiadającego za bieżące funkcjonowanie firmy, funkcjonował pełnomocnik ds. reformy współdziałający z radą nadzorczą mającą uprawnienia do bieżącego kontrolowania postępów reformy.
Ośrodki TVP i misja w regionach
Jedno z najważniejszych, lecz najgorzej zdefiniowanych zadań TVP to obecność w regionach.
Nie wiadomo, czemu służy istnienie ośrodków TVP, nie wiadomo, jaki charakter mają mieć programy regionalne, a jaki ich wspólny program zwany potocznie TVP 3.
Nie wiadomo, czy celem istnienia ośrodków regionalnych jest obsługa potrzeb TVP 1 i TVP 2 (w tym programów informacyjnych), tworzenie własnego programu czy udział w tworzeniu wspólnej TVP 3.
Tymczasem głównymi zadaniami TVP w regionach - obok tworzenia regionalnych programów informacyjnych - powinny być prezentacja kultury i twórczości regionalnej oraz tworzenie zalążków regionalnych rynków audiowizualnych.
Rozpocznijmy od tego drugiego. Dziś zdolny twórca lub producent spoza Warszawy, jeśli chce się rozwijać, musi myśleć o jak najszybszej przeprowadzce do Warszawy. Przybywa tu więc bez dorobku i bez ukształtowanej osobowości. Staje się tanią siłą najemną i najczęściej natychmiast upodabnia się do statystycznego warszawskiego twórcy telewizyjnego. Innymi słowy - nie wnosi żadnej oryginalnej wartości.
Tymczasem o bogactwie kultury decyduje różnorodność i dojrzałość regionalna. Trzeba więc stworzyć rynki regionalne dające szanse regionalnej kariery, stopniowego dojrzewania oraz poczucia, że Warszawa nie jest jedyną możliwością pracy, a ewentualna porażka w Warszawie nie oznacza końca świata.
Jak to osiągnąć?
Po pierwsze, trzeba stworzyć stały budżet programowy wydawany corocznie w regionach. - wyłącznie na produkcję programów.
Po drugie, trzeba stworzyć tzw. rynki pośrednie. Większość regionów jest zbyt mała, by się samofinansować. Potrzebne są trzy sieci regionalne: Północ, Centrum, Południe, z siedzibami np. w Gdańsku, Poznaniu i Krakowie i zasięgiem po minimum 10 mln ludzi. Te sieci stworzą szansę budowy programów regionalnych, a umieszczenie ich siedzib poza Warszawą realnie zdecentralizuje telewizję publiczną.
Wreszcie trzeba sobie odpowiedzieć, jaki charakter ma potencjalna widownia TVP 3. Jest to widownia wielkomiejska, o strukturze zbliżonej do TVN-u (tak jak struktura widowni "Jedynki" jest najbardziej zbliżona do Polsatu). Czy to znaczy, że TVP 3 powinna wprost konkurować z TVN-em? Nic bardziej błędnego. TVP 3 powinna być przede wszystkim stacją KOMPLEMENTARNĄ dla TVN-u, a więc zaspokajać te potrzeby widowni wielkomiejskiej, których TVN nie zaspokaja.
Paradoksalnie, są to potrzeby, które najlepiej oddają bogactwo regionów - kulturę i różnorodność kulturalną oraz bogactwo subkultur młodzieżowych.
Innymi słowy TVP 3 powinno stać się anteną w dużej mierze adresowaną do odbiorców kultury i młodzieży. Nie oznacza to bynajmniej zamknięcia TVP 3 na programy komercyjne, informacyjne czy repertuar filmowo-serialowy. Ale 5 proc. inteligentów przed telewizorami to dla "Jedynki" i "Dwójki" klęska, a dla TVP 3 - sądząc po obecnych wynikach - sukces.
Postulujemy więc, by w programie TVP 3 w dobrych godzinach tworzyć wysokonakładowy program misyjny będący uzupełnieniem oferty "Jedynki" i "Dwójki". Nie oznacza to zwolnienia TVP 1 i TVP 2 z obowiązków wobec kultury polskiej, a jedynie jasne postawienie sprawy, gdzie inteligent może liczyć na program skierowany przede wszystkim do niego. (Nie jest to żadne getto - TVP 3 ma zasięg 86 proc. potencjalnej widowni telewizyjnej w Polsce!).
Oczywiście TVP 3 musi otrzymać znaczące środki na teatr, koncerty, dokumenty, filmy telewizyjne itd.
Powinno też przekształcić się w swoisty odpowiednik brytyjskiego Channel 4 z założenia emitującego program pozyskiwany z zewnątrz. U nas byłyby to także programy produkowane w regionach i w trzech sieciach regionalnych, które tym samym zyskają dodatkowy rynek zbytu.
Misja i getto
Utworzenia kanału Kultura zrodziło obawy, że kultura zostaje zepchnięta do getta. I tak się stało. Niewielki zasięg kanału rodzi porównania z gettem, a monokulturowość, opanowanie przez jedną opcję oglądu kultury oznacza, że po raz kolejny hasło "kultura" jest jedynie sposobem grupowej ekspresji adresowanej do wąskiej grupy odbiorców o podobnej wrażliwości.
Kanał Kultura ma rację bytu, ale wymaga reformy i ponownego namysłu nad jego rolą, zwłaszcza w świetle zarysowanej tu koncepcji TVP 3.
Niezależnie od oceny Kultury nie do przyjęcia jest sytuacja, gdy TVP, wydając na ten kanał poważne środki, w praktyce nie promuje go na swoich innych antenach. Jest to ten rodzaj służebności TVP wobec misji, który nie wymaga żadnych nakładów, a jedynie tego, by człowiek odpowiedzialny za marketing w firmie myślał nie tylko o wynikach komercyjnych, lecz także o tym, po co w ogóle istnieje TVP.
Kanały tematyczne
Jedną z dróg rozwoju telewizji publicznej są kanały tematyczne. Do najpilniejszych trzeba zaliczyć kanał historyczno-dokumentalny (we współpracy z WFDiF), informacyjno-polityczny (odpowiednik amerykańskiego C-SPAN, czyli telewizji parlamentarnej), dziecięcy oraz ze względów komercyjnych - kanały filmowy, rozrywkowy i sportowy. W dalszej przyszłości powinien powstać kanał prawny i poradnikowo-medyczny.
Rozwój kanałów tematycznych nie unieważnia jednak także w przyszłości obowiązków misyjnych TVP 1, 2 i 3.
Kluczowe gatunki telewizyjne
Długofalowy sukces telewizji publicznej wymaga wieloletnich i poważnych inwestycji w dwie sfery twórczości telewizyjnej.
Pierwsza to twórczość dla dzieci i młodzieży. TVP powinna natychmiast ogłosić konkurs na nowe polskie dobranocki (minimum cztery serie po 26 odcinków rocznie). Musi utworzyć co najmniej dwa stałe pasma seriali familijnych (minimum 52 odcinki rocznie) i co najmniej jedno pasmo seriali dla młodzieży (minimum 26 odcinków rocznie).
Koszt tych inwestycji to 30-40 mln zł rocznie.
Pozornie dużo. Ale to tylko ok. 25 proc. deklarowanych zysków TVP w tym roku. Niewiele jak na kluczowe dla tożsamości kulturowej młodego pokolenia elementy misji. Zwłaszcza w porównaniu do budżetu biura marketingu i promocji, które w tym roku zmarnowało zapewne większość z przyznanych mu 70 mln zł.
Pieniądze te - jeśli wydawane z należytą starannością - okazują się zazwyczaj bardzo dobrą inwestycją. Głód repertuaru tego typu jest powszechny we wszystkich krajach europejskich, a koloryt lokalny wcale dzieci nie odstrasza. Ta twórczość może i powinna być lokomotywą eksportu programów spod znaku TVP.
Druga sfera to produkcja filmu fabularnego. Ustawa o kinematografii nakłada na TVP obowiązek odprowadzenia ok. 18 mln zł rocznie na rzecz Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. Aby te pieniądze "odzyskać", TVP powinna wykładać dodatkowo minimum 24 mln zł rocznie na produkcję filmową, w tym co najmniej 25 proc. na filmy familijne.
Filmy fabularne stanowią zawsze najcenniejszy element biblioteki programowej każdej stacji. Forsowana przez część zarządu TVP decyzja, by na produkcję filmową nie przeznaczać nic ponad wymagania ustawowe, jest nie tylko w istocie programem dofinansowywania stacji komercyjnych - bo to one wobec zaniechania TVP otrzymają z Instytutu Sztuki Filmowej dofinansowanie ze środków wniesionych przez TVP - lecz także działaniem na szkodę spółki, bo pozbawia ją szans na posiadanie cennych praw filmowych.
O obrocie prawami autorskimi - kluczowym elemencie oceny nowoczesności rynku audiowizualnego - piszemy w drugiej części tekstu.
O prawach autorskich, archiwach, dzieleniu się ze stacjami komercyjnymi abonamentem w drugiej części tekstu Jacka Bromskiego i Macieja Strzembosza, którą wkrótce opublikujemy. W dyskusji o telewizji publicznej drukowaliśmy dotąd teksty Janusza Kijowskiego "Marek Piwowski nie docenia potęgi Mamonia" ("Gazeta" z 18 kwietnia) i Jarosława J. Szczepańskiego, rzecznika prasowego TVP "Inżynier Mamoń ogląda telewizję" ("Gazeta" z 26 kwietnia).
*Jacek Bromski, reżyser filmowy, scenarzysta i producent, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich, przewodniczący Rady Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
*Maciej Strzembosz, scenarzysta i producent, były dyrektor Programu 1 TVP (1990-91), współautor pierwszego projektu ustawy o radiofonii i telewizji, prezes Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych
Jacek Bromski Fot. Bartosz Bobkowski / AG
Jacek Bromski, Maciej Strzembosz
|