Na płycie nie było awantury
Nasz Dziennik, 2011-03-01
Z
Andrzejem Klarkowskim, socjologiem, psychologiem społecznym, doradcą
prezydenta Lecha Kaczyńskiego w kwestiach społeczno-gospodarczych,
rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
10
kwietnia 2010 roku, tuż przed wylotem Tu-154M do Smoleńska, był
Pan na Okęciu. Żegnał Pan polską delegację udającą się do
Katynia na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Był Pan świadkiem
rzekomej kłótni gen. Andrzeja Błasika z mjr. Arkadiuszem
Protasiukiem?
-
Ależ skąd. Z mojej perspektywy nic takiego się nie wydarzyło.
Stan ducha i ciała generała Błasika, jak również funkcjonowanie
majora Protasiuka nie wskazywały na to, że była jakakolwiek
awantura bądź zdarzyło się coś, co zaburzałoby ten wylot. Nie
było widać, żeby gen. Błasik czy mjr Protasiuk byli w ogóle
zdenerwowani. Arkadiusz Protasiuk w mojej pamięci pozostał
uśmiechnięty i pogodny. Nie zauważyłem też, jestem o tym
absolutnie przekonany, by ktokolwiek z uczestników lotu z 10
kwietnia 2010 roku był pod wpływem alkoholu czy innych
substancji.
O
której godzinie znalazł się Pan na płycie Okęcia?
-
Jakieś 10 minut przed przyjazdem pana prezydenta na lotnisko.
Wcześniej byłem z innymi pasażerami tego lotu w poczekalni,
rozmawiałem z nimi. W momencie kiedy ogłoszono, że ludzie mają
wsiadać do samolotu, wszyscy wstali, spakowali się i zajęli
miejsca w tupolewie. Pana prezydenta jeszcze nie było, udałem się
więc przed samolot i czekałem na niego przy wejściu na trap. Był
ze mną gen. Andrzej Błasik i minister Mariusz Handzlik, który w
międzyczasie dojechał na lotnisko. Rozmawialiśmy ze sobą. Generał
Błasik poruszał z ministrem Handzlikiem wspólne wątki, czysto
wojskowe. Atmosfera i przebieg rozmowy nie wskazywały na to, że coś
się stało, czy były jakieś komplikacje.
Co
Pan zaobserwował w kolejnych minutach?
-
Stałem przy trapie do samolotu około 10-12 minut. Nie wydarzyło
się w ciągu tego czasu nic, co by zmąciło tę spokojną
atmosferę. Gdy przyjechał pan prezydent, byłem przy składaniu mu
meldunku przez gen. Błasika. Mimo iż meldunek składał gen.
Błasik, to mjr Protasiuk stał niedaleko. Nie rozumiem tych, którzy
mówią dziś o tym jako o dziwnym i niezrozumiałym zdarzeniu, bo
jest to przesadą. Tu wchodził w grę aspekt protokolarny. Jeżeli
zwierzchnik Sił Zbrojnych wsiada do samolotu, gdzie jest dowódca
Sił Powietrznych, to nie jest wielki dysonans, że dowódca Sił
Powietrznych składa meldunek. To był standardowy meldunek. Nic nie
wskazywało na to, żeby informacje przekazane panu prezydentowi
wzbudziły w nim jakieś napięcie. Major Protasiuk stał z boku,
niedaleko. Trudno mi powiedzieć, czy stał bezpośrednio za nami,
czy trzy metry dalej, w każdym razie kręcił się wokół samolotu.
Absolutnie nie odniosłem wrażenia, żeby był jakiś podminowany,
podekscytowany, żeby była jakakolwiek awantura.
Nie
słyszał Pan domniemanej rozmowy o warunkach pogodowych nad
Smoleńskiem?
-
Nie, żadnej. Generał Błasik rozmawiał z ministrem Handzlikiem o
inwestycjach samolotowych, o wyższości jakiegoś samolotu nad
drugim, o tym, jakie maszyny chciałby mieć w Siłach Powietrznych,
czego nie ma, poruszał kwestie finansowania, etc. Były to zwykłe
eksperckie, wojskowe rozmowy. O warunkach pogodowych nie było ani
słowa. Stąd czuję dziś dysonans. Dla mnie to jest bardzo ciężka
sprawa, jeszcze nie doszedłem do siebie po tej tragedii, bo ja tych
ludzi żegnałem, a później witałem trumny... Dokładnie wiem,
jaka atmosfera była przed wylotem Tu-154M, a słyszę wciąż w
mediach, że nie wiadomo, co działo się na płycie przed
startem.
Jak
odbiera Pan informacje w mediach o awanturze na lotnisku?
-
Przypomina to sytuację z szukaniem kozła ofiarnego, a więc
szukanie prostych wyjaśnień w skomplikowanej sprawie. Mogę z całą
mocą potwierdzić, że podczas mojej obecności na płycie, gdy
oczekiwałem na przyjazd pana prezydenta, nie doszło do żadnego
incydentu. To, co dziś się słyszy w mediach o rzekomej awanturze,
jest nawet psychologicznie mało wiarygodne. Jeżeli bowiem ludzie
rozmawiają i przy tym gestykulują - a nie wiemy, o czym rozmawiają
- to każdy potem skojarzy to z tym, co chciałby zobaczyć i
usłyszeć. Dopóki nie ma jednoznacznego zapisu, a przecież obraz z
kamery przemysłowej taki nie jest, mówienie o rzekomej awanturze
między dowódcą Sił Powietrznych a dowódcą statku powietrznego
to zwykłe hipotezy ad hoc. Jeszcze raz podkreślę - obserwowałem
gen. Błasika i mjr. Protasiuka tuż przed wylotem 10 kwietnia 2010
roku i nie widziałem, by coś między nimi zaiskrzyło, żeby ktoś
domagał się jakichś wyjaśnień, by meldunek składany
prezydentowi był jakiś nadzwyczajny.
Dziękuję
za rozmowę