Poniedziałek
Dzisiejszy
dzień był obfity w wydarzenia. Z rana przybiegł do mnie syn
Montekich, z wiadomością, że chce się ożenić z córką swoich
wrogów! Jakież było moje zdziwienie, bo jeszcze wczoraj był
szaleńczo zakochany w Rozalinie. Postanowiłem jednak udzielić im
ślubu, ponieważ mam nadzieję, że poprzez to ich zwaśnione rody
dojdą do porozumienia.
Jednak pod wieczór Romeo znów zjawił
się w mojej celi z bardzo złymi wiadomościami. Otóż nieszczęśnik
zabił krewnego pani Kapulet. Książę skazał młodzieńca na
wygnanie, więc doradziłem, aby udał się do Mantui.
Ach! Boże
dopomóż mu!
Wtorek
Dziś zjawił się u mnie Parys,
oznajmiając, że w ten czwartek odbędzie się jego ślub z
Julią.
Myślałem: ?A jakże to może być?! Przecież ona ma
już męża!?.
Nie dałem jednak niczego po sobie poznać i
poczekałem na spotkanie z nieszczęśnicą. Dziewczyna była
zrozpaczona tym, co miało nastąpić lada dzień i gotowa popełnić
samobójstwo. Do głowy przyszedł mi jednak nieco ryzykowny pomysł.
Z córką Kapuletów zdecydowaliśmy, że ją ?uśpimy?. Wówczas
wszyscy pomyślą, że umarła i nie dojdzie do ślubu z Parysem.
Później Romeo wykradnie ją z grobu i wszystko powinno się
skończyć dobrze. Muszę go zawiadomić o naszym planie. Och! Tylko
żeby wszystko poszło po naszej myśli.
Środa
Wszystko
jest na dobrej drodze. Wysłałem brata Jana do Romea do Mantui, aby
przekazać mu, co ma robić. Julia zapadła w głęboki sen, a
domownicy myślą, że umarła.
Jestem szczęśliwy, że jak
narazie wszystko przebiega zgodnie z planem. Boże, proszę,
błogosław nam.
Piątek
Dzisiejszy dzień ciężko
mi opisywać, ponieważ łzy spływają po mojej twarzy, a dłonie
drżą ze zdenerwowania?
W nocy przybył do mnie brat Jan, który
ze względu na wybuch epidemii w mieście nie dotarł do Romea.
Poprzez to wszystko się skomplikowało. Pospieszyłem więc sam do
grobowca Julii, aby gdy się ocknie, zabrać ją do siebie. Niestety,
gdy zjawiłem się na miejscu, moim oczom ukazał się straszny
widok. Na ziemi leżało zakrwawione ciało Parysa, a w grobowcu
Kapuletów znajdował się martwy Romeo! Gdy Julia się ocknęła i
zobaczyła, że jej ukochany nie żyje, wbiła sobie sztylet w
pierś.
Wówczas ogarnęła mnie słabość, bo na widok
zbliżających się wartowników zacząłem uciekać. Bardzo żałuję,
że tak postąpiłem. Nie mam pojęcia, co wtedy we mnie
wstapiło.
Strażnicy przyprowadzili mnie do księcia, któremu
opowiedziałem o wszystkim, co zdarzyło się przez te kilka dni. Gdy
przedstawiciele dwóch zwaśnionych rodzin usłyszeli o historii
swoich dzieci,
padli sobie w ramiona i pogodzili się.
Mimo iż moje zadanie,
jako franciszkanina, zostało wypełnione, ponieważ przyczyniłem
się do złagodzenia konfliktu, to czuje w sercu głęboki ból.
Pogodziłem bowiem Kapuletów i Montekich dopiero po tym, jak polała
się krew. Dwoje wspaniałych, kochających się ludzi opuściło ten
świat. Wiem jednak Boże, że u Twojego boku będą wiedli pełen
dostatku żywot.