Przeklęte sny: – 20–
Harry spojrzał na poważnego Syriusza, który dopiero co cichym głosem zdecydował się wejść do gry. Remus wyglądał na nieprzekonanego, podobnie jak milczący Malfoy. Jedynie Snape przyglądał się Potterowi, reszta unikała jego wzroku pogrążona w myślach.
Mistrz eliksirów sięgnął po ognistą i uniósł ją na znak toastu, czekając aż Harry dołączy do niego. Chwila zastanowienia, głęboki wdech i silny uścisk powstrzymujący przed pochopnym.
Auror spojrzał w przepełnione emocjami oczy Malfoya, który odważył się ingerować w coś, w co nie powinien.
Draco zwilżył wargi, wpatrując się w niego jak w dziwny okaz.
– Dlaczego? – zapytał w końcu w odpowiedzi na spojrzenie Harry’ego.
– Jesteś po mojej stronie.
Unik rozgniewał Malfoya, jego oczy ściemniały niepokojąco, a palce ścisnęły mocniej nadgarstek aurora.
– Śmiałeś w to wątpić. – To nie było pytanie, ale Harry postanowił być szczery.
– Przez chwilę.
Draco spiął się, a wargi wygięły się w tak dobrze znanym drwiącym uśmieszku. Jednak żaden komentarz nie padł z jego ust.
– Harry… – zaczął powoli Remus, przerywając ten milczący pojedynek. Obaj spojrzeli na niego. – Nie mogę… nie wezmę udziału w tej gierce, przykro mi.
– Ale Lunatyku…! – Łapa wyglądał na zdruzgotanego decyzją przyjaciela. Snape prychnął coś pochlebnego pod nosem.
– To moja ostateczna decyzja.
Pewność w głosie wyglądającego na zmęczonego mężczyzny przekonała Harry’ego. Ta decyzja musiała go wiele kosztować, a auror nie chciał przysparzać mu dodatkowych kłopotów, tylko dlatego że nie poradził sobie w inny sposób z misją. Uśmiechnął się do Lupina i skinął głową.
– W porządku, rozumiem. – Spojrzał na siedzącego obok niego blondyna, którzy przyglądał mu się z nieprzeniknioną miną. – Mal–Draco?
– Znasz odpowiedź – rzucił zgryźliwie, uwalniając jego nadgarstek i wypijając duszkiem resztkę ognistej. – Jakbym miał jakiś wybór? Bycie twoim przyjacielem zawsze było priorytetem.
– Nawet teraz?
Wykrzywiona w bladym uśmiechu twarz Draco wydawała się emanować żalem i czymś jeszcze. Harry odrzucił pomysł, co to mogło być.
– Nieważne co, Harry, zawsze. Zgoda.
Severus prychnął pogardliwie.
– Skończcie te czułostki, nie mam całego wieczoru na twoje fanaberie, Potter.
Ciemne oczy wbite w twarz Harry’ego płonęły zniecierpliwieniem.
– Nie usłyszałem jeszcze twojej odpowiedzi, profesorze.
– Żadnego veritaserum. Obaj wiemy, że są sposoby, żeby się przed nim obronić. – Harry skinął głową. Oklumenta taki jak Snape z łatwością mógł ochronić swój umysł przed wpływem serum… o ile oczywiście nie miał odtrutki gdzieś pod ręką. To nie byłoby nic dziwnego, w końcu był świetnym marzycielem i jeszcze lepszym szpiegiem.
– Zgoda. Co wy na to? – zwrócił się do pozostałych.
Ich decyzja była równie szybka jak jego, Draco i Syriusz skinęli głowami. Wyglądali na zdecydowanych podążyć za Potterem niezależnie od tego, gdzie to miałoby ich to doprowadzić. Wzrok Harry’ego zatrzymał się dłużej na poszarzałej twarzy Malfoya.
– Draco…?
– Wszystko w porządku, Potter. Pilnuj się lepiej.
Potter nie był przekonany, ale kłócenie się w tym momencie z Malfoyem nie wchodziło w grę. Potaknął, ignorując złe przeczucia. Co mogło pójść źle?
– Będę się zbierał w takim razie, wybaczcie – mruknął Pucey, gdy dokończył swojego drinka. – Do zobaczenia w przyszłym tygodniu, Harry, Draco. Widzimy się na przyjęciu u twojego ojca, prawda? Syriuszu, Remusie, profesorze.
Skinął głową na pożegnanie i po chwili jedynie pusta szklanka świadczyła o jego obecności.
– Coś się zmieniło – mruknął Syriusz do siebie, po czym głośniej dodał, machając ręką: – A co z Przysięgą?
Snape ocenił go spojrzeniem jasnym i bezwzględnym.
– Draco i Potterowi ufam… na tyle, na ile można im zaufać, co do ciebie Black… powiedzmy, że złożenie Przysięgi to podstawowy środek ostrożności.
Syriusz odwzajemnił mu się równie taksującym spojrzeniem.
– Uważasz, że ze względu na impulsywny charakter i łatwowierność zdradzę Harry’ego?
Snape skrzyżował pożółkłe dłonie na kolanach, w ciemnych oczach zapłonęło coś przerażająco obcego, zimnego jak niekończące się tunele pod Gringottem.
– Przez zwykłą blotkę można przegrać partię.
– Blotka wygrała ostatnim razem – odparował Syriusz, kładąc różdżkę na stole. – Zapomniałeś już o sekularnej klęsce tego, któremu lizałeś buty?
Snape ani drgnął, ale jego oczy płonęły chorobliwie. Obaj czarodzieje byli o krok od pojedynku, wkroczyli na grunt, na jakim od dawna toczyli boje i nikt nie mógł ich już powstrzymać. Harry spojrzał na Remusa. Mężczyzna ze spokojem siedział w swoim fotelu i wpatrywał się w obu czujnie jak matka obserwująca droczące się dzieci, gotowa w każdej chwili wkroczyć i przerwać spór o bzdurę.
Niepokojące.
Harry już chciał wstać i przerwać niewiele mówiącą, ale jakże znajomą kłótnię, gdy Draco położył mu rękę na ramieniu, kręcąc przecząco głową. Pochylił się i szepnął mu do ucha: „Daj im to załatwić. Najwyższa pora”.
– Jesteś żałosny, Black. Nadal boli cię, że byłem opiekunem Pottera, podczas gdy ty ukrywałeś się w rodzinnym domu? Domu, który podobno nienawidziłeś. – Snape prychnął i bez sekundy wahania położył swoją różdżkę obok tej należącej do Syriusza. – Zapomniałeś już, głupi kundlu, że bez informacji zdobytych dzięki temu, jak to ująłeś, lizaniu butów twój chrześniak dawno już byłby martwy.
– Tego nie wiesz.
Brwi Snape’a powędrowały wysoko, a jego usta wygięły się w drwiącym uśmieszku.
– Co, zostałeś wróżką? Gratulacje, Black, osiągnąłeś szczyty niezrównoważenia, naprawdę wspaniale.
– Cieszyłeś się mordowaniem tych wszystkich mugoli. Kochałeś każdą pieprzoną sekundę tortur. Oto chodzi, ty gnoju!
Snape zbladł tak bardzo, że wyglądał jak jeden z tych wampirów, których podobizny wisiały na ścianach aurorskiego biura. Ciemne oczy płonęły niechęcią, gdy pochylił się w stronę nieruchomego Syriusza.
– Opowiedziałeś Harry’emu jak katowaliście mnie w szkole, pokazałeś mu swoje wspomnienia, Black? – wysyczał niebezpiecznym, niskim głosem, cały aż drżąc. – O tym, jak to cudownie było być aurorem, zanim zniknął Voldemort? Jak to szło, wszystkie chwyty dozwolone, byle złapać śmierciojada…? – Zaśmiał się gorzko. – Byliście równie przyjacielscy jak akromantule podczas lęgu. I ty śmiesz mówić o moralności?
– To wcale…
– Nie było tak? – Syriusz nie miał szansy dokończyć, Snape przerwał mu od razu, a Harry opuścił wzrok, nie chcąc widzieć spojrzenia, jakie wbił w jego twarz profesor. Skupił wzrok na zaciśniętych dłoniach, czując się śmiesznie słaby. Kiedyś czytał raporty z tamtych czasów… przeczytał je wszystkie – i doskonale wiedział o czym mówi Snape. – A jak było? Tylko nie próbuj wyciągać tych żałosnych usprawiedliwień, jakimi raczyliście rodziny śmierciożerców. Pamiętasz rozdzierający płacz matki Rosiera, gdy zaatakowaliście go w jego własnym domu? Pamiętasz, Black, co zrobiliście młodszemu Montague? Nie waż się mówić o czymś, o czym nie masz najmniejszego pojęcia!
– To wy zaczęliście!
– I to cię usprawiedliwia? Żałosne nawet jak na ciebie.
Gdy skrzyżował ręce na piersiach, wyraźnie pokazując lekceważący stosunek, Syriusz aż poderwał się z miejsca.
– Nie ochroniłeś nawet Lily – syknął jadowicie w jego stronę, pochylając się, żeby zmierzyć się spojrzeniem – choć podobno tak ją kochałeś.
– A kto wydał ich oboje w ręce tego szczura, waszego kumpla? Z czyjej winy zginęli?
– Voldemorta – spokojnie przerwał im Harry, krzyżując ręce na piersiach i patrząc na nich karcąco. – Tylko jego możecie za to winić. Żaden z was nie rzucił na nich Avady, więc skończcie z tymi bzdurnymi oskarżeniami. Syriuszu, wróć na miejsce, proszę. – Westchnął. – Skoro obaj boicie się, że drugi wykorzysta zdobyte informacje, nie widzę innego wyjścia niż wzajemna przysięga. Dziękuję za zaufanie, Severusie – zawahał się, ale dzielnie dokończył: – znaczy one dla mnie więcej niż potrafię to wyrazić. Syriuszu…?
Jego chrzestny nadal wyglądał jakby zderzył się z trollem, ale spokojniejszym głosem wyraził zgodę. Harry odetchnął, obawiał się, że Syriusz na przekór Snape’owi będzie robił trudności, a on już naprawdę nie miał czasu na te ich dziecinne przepychanki.
Draco machnął różdżką, przywołując butelkę whisky i uzupełnił ich drinki.
– Remus będzie lepszym Gwarantem niż ty czy ja – mruknął cicho Harry’emu, gdy Snape i Syriusz sztyletowali się wzrokiem. – Severus szanuje go na swój sposób, a jedno jego spojrzenie sprawi, że Syriusz zmieni się w pociesznego psiaczka. Remus wie, jak go usadzić na właściwym miejscu, dokładnie tam gdzie chce.
– Też o tym myślałem – przyznał Harry, przysuwając się bliżej niego. – Co myślisz o tym wszystkim?
Sam nie wiedział, czemu odważył się zapytać i dlaczego, na Merlina, go to interesowało, ale tak było, a on nie zamierzał z tym walczyć. Bywały gorsze rzeczy niż chęć wysłuchania opinii Malfoya.
Draco odruchowo poprawił ciemne włosy, które opadły Harry’emu na czoło, przysłaniając bliznę, i uśmiechnął się jakoś tak ciepło. Harry nie rozumiejąc samego siebie, odwzajemnił się tym samym, nagle czując się o wiele lepiej. Widok szarych oczu Malfoya błyszczących troską i zainteresowaniem był frapujący.
– Najwyższa pora je skrócić. – Roześmiał się melodyjnie na widok miny Harry’ego. – Zaciekawiłeś Severusa, inaczej by się nie zgodził, Syriusz się martwi, a Remus zacząłby chodzić po ścianach, gdyby nie lata praktyki. Adrian zwiał jakby się kurzyło, bo wie, że coś planujesz, prawdopodobnie coś paskudnego, i nie chce stać się jedną z ofiar. Chociaż raz wykazał się jakąś inteligencją.
– A ty?
– Nie ufasz mi i szukasz innych źródeł informacji. Zaskakujące…
– Dlaczego?
– Bo ON zachowałby się identycznie.
– Nie jestem nim.
– Wiem, ale i tak podświadomie szukam podobieństw, wiesz? Interesujące, ile w tobie jest niego… albo czy on mógłby być taki jak ty…
– Nie rozumiem.
Malfoy uśmiechnął się i przesunął pieszczotliwie po jego włosach, jakby Harry był jakimś posłusznym psiakiem.
– Nie musisz, to sprawy między nim a mną.
– Ale ja jestem nim! – zaprotestował, trochę urażony traktowaniem go jak jakiś obiekt, który przychodzi i odchodzi.
– Chciałbyś, prawda? Tam, skąd pochodzisz, nie ma nikogo takiego jak ja.
– Jest.
– Równie wspaniały i fascynujący?
Harry nie chciał kłamać, ale pewność siebie w głosie Malfoya nadal go wkurzała, niezależnie od świata, w jakim przebywał,
– Lepszy.
– Ha! I tak ci nie wierzę – mruknął mu do ucha mężczyzna, bezwstydnie pieszcząc jego kark. – Malfoy jest tylko jeden.
– Wierz w co chcesz, bylebyś mnie nie zdradził. – Harry przyciągnął go do siebie, ich oczy były tak blisko, że widział jasne plamki rozjaśniające szarość. Poddając się impulsowi, dotknął jego warg palcami. – Potrafię być równie bezwzględny jak twój Harry.
– Mhhy… musisz się jeszcze postarać, jeśli chcesz mnie przekonać.
Harry nie próbował ukryć determinacji.
– Lepiej ze mną nie zadzieraj, Malfoy.
– Ekhm… gołąbeczki, ludzie się tu niecierpliwią – przerwał im Syriusz, puszczając Harry’emu oczko. – Jak pozbycie się nas szybko, będziecie mogli wrócić do gadek.
– Potrzebujesz przysięgi od nas? – Malfoy usiadł na swoim miejscu, rozprostował nogi i spojrzał na mężczyznę. – Nie mam nic przeciwko…
– Nie, nie trzeba. Ufam wam. – Ewidentnie Syriusz nie chciał wyjść na gorszego niż Snape. Harry z ledwością zapanował nad uśmieszkiem.
– W porządku. Remusie mam nadzieję, że nie odmówisz. Ta dwójka potrzebuje Gwaranta, a ja i Draco, sam rozumiesz, jakby na to nie patrzeć, jesteśmy zaangażowani.
Lupin zacisnął dłonie na różdżce, jego spojrzenie prześlizgnęło się po tak zdeterminowanych twarzach.
– Nie mam powodu odmówić.
Ale chciałbyś, tak bardzo chciałabyś, coś mruknęło Harry’emu, gdy obserwował mężczyznę. Nie daliśmy ci szansy. Gdyby Syriusz i Snape ufali sobie, nie byłoby problemu… w tej sytuacji nie pozostawili nam wyboru.
Snape wyciągnął prawą dłoń w stronę Syriusza, ten złapał go w mocnym uścisku.
– Miejmy to już za sobą.
– Jaka szkoda, że muszę się z tobą zgodzić, Black.
Remus westchnął, ale przyłożył różdżkę do ich złączonych dłoni.
Snape skrzywił się, ale dzielnie zaczął:
– Syriuszu, czy przysięgasz zachować w tajemnicy wszystko, co usłyszysz podczas tej rozmowy i nigdy więcej o tym nie wspominać?
– Przysięgam.
Jasny płomień otoczył ich złączone dłonie. Harry z fascynacją obserwował obu mężczyzn, nadzwyczaj poważnych i skupionych. Tu nie było mowy o pomyłce. Wieczysta Przysięga łączyła czerwonym ogniem, który spali ich podczas próby ominięcia przysięgi.
Najsilniejsza przysięga, jaką mogli wymyślić czarodzieje. Śmiertelne zobowiązanie. Harry’ego szokowało jak łatwo obaj, zgodnie darzący się niechęcią mężczyźni, zgodzili się na te rozwiązanie.
Byli podobni do niego. Zbyt impulsywni dla ich własnego dobra.
– I że w żaden sposób nie spróbujesz wykorzystać zdobytych w ten sposób informacji przeciwko mnie?
Ręka Syriusza drgnęła – och, jak Snape dobrze go znał – ale pozostała na swoim miejscu. Ze zbolałą miną mruknął:
– Przysięgam.
Ich dłonie otoczył płonący łańcuch, płonący jednostajnym, upiornym światłem. Snape zawahał się, nim dodał:
– Przysięgasz powstrzymać się od fizycznych i magicznych ataków na moją osobę, nawet jeśli usłyszysz coś, co ci się nie spodoba?
Wszyscy spojrzeli na Snape’a zszokowani. Co takiego ukrywał, że spodziewał się gwałtownej reakcji Syriusza? I czy na pewno chcieli to wiedzieć?
– Przysięgam, ty draniu.
Najsilniejszy płomień zapłonął, łącząc się z łańcuchem otaczającym ich dłonie. Wszyscy milczeli, ale Severus nie zdecydował się na nic więcej. Remus spojrzał na niego uważnie, skinął głową i mruknął:
– Niech tak będzie.
– Severusie. – Syriusz wyglądał jakby połknął cytrynę. Nieświeżą. – Czy przysięgasz chronić zdobyte dzisiaj informacji i nigdy z nikim się nimi nie dzielić?
– Przysięgam.
Kolejny jęzor zapłonął wokół ich złączonych dłoni, stwarzając nową bransoletę.
– Przysięgniesz również, że ta rozmowa nigdy nie zostanie przez ciebie wykorzystana przeciwko mnie, Draco i Harry’emu i że spróbujesz powstrzymać konsekwencje, jakie mogłyby wynikać z ujawnienia wszystkiego, co dzisiaj usłyszysz?
Sprytne.
Snape najwyraźniej myślał podobnie. Zmierzył poważną twarz Syriusza, zerknął na Harry’ego i Draco, a to, co wyczytał z ich wyrazu twarzy musiało go przekonać, bo zgodził się.
Gdy czerwony płomień połączył się z poprzednim, Harry pomyślał, że magia może być bardziej niebezpieczna od Voldemorta. Patrząc na ognistą obręcz wokół nadgarstków mężczyzn, gdzieś głęboko pod skórą czuł jej drżącą siłę. Groźną, surową, nieustraszoną.
Żywą.
Syriusz pokręcił przecząco głową, Remus odetchnął głęboko.
– Niech tak będzie,
Stuknął różdżką w złączone dłonie, magia zawirowała ostatni raz, ostrzegawczy czerwony spektakl, który miał przypomnieć do czego się zobowiązali, po czym znikła.
Rozległo się jednomyślne westchnienie i wszyscy rozluźnili się nieco.
– Jakie zasady chcesz wprowadzić, Harry?
– Właściwe pytanie brzmi: jakich informacji potrzebujesz? – podsunął Draco i uśmiechnął się drwiąco do niego. – Musisz wiedzieć, czego nie wiesz.
I w tym problem. Nie wiedział NICZEGO… a przynajmniej nic, co mogło być przydatne.
– Na początku planowałem skorzystać z veritaserum, w ten sposób wszyscy czulibyśmy się pewniej…
– Pewniej? Z veritaserum? – prychnął drwiąco Syriusz, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Eliksir zmuszający do powiedzenia prawdy daje takiego kopa pewności siebie że hej.
Harry uśmiechnął się słysząc złośliwą nutę w głosie chrzestnego. Merlinie, jak on tęsknił za tym mało subtelnym, ale szczerym ironizowaniem mężczyzny.
– Świadomość, że wszyscy powiedzą prawdę i tylko i wyłącznie prawdę, uspokaja. Nie tylko ty masz żenujące sekrety, Syriuszu. – Chrzestny spojrzał na niego tak, jakby to była wina Harry’ego. Potter uśmiechnął się do niego złośliwie.
– Pójdę już – odezwał się nagle Remus. – Teddy nie powinien zostawać tak długo sam ze Stworkiem.
Uśmiechnął się do nich przepraszająco i zanim ktokolwiek się odezwał, zniknął w palenisku. Harry obserwował kominek, po raz kolejny doceniając Lupina. Tak bardzo żałował, że ten troskliwy i taktowny mężczyzna zginął wiele lat temu.
– Wracając do tematu, będziemy musieli okazać sobie zaufanie i po prostu uwierzyć sobie na słowo, że to, co usłyszymy w odpowiedzi na nasze pytanie, jest prawdą. Severus ma rację, są sposoby, żeby bronić się przed veritaserum. – Spojrzał na Syriusza. – I jeśli musisz już wiedzieć, ty i ja jesteśmy w dużo gorszej sytuacji niż Draco i profesor. Oni wiedzieli o serum, więc zapewne w jakiś sposób przygotowali się na zneutralizowanie jego działania. Bezpiecznej będzie, jeśli zaufamy sobie nawzajem. Oczywiście każdy z nas może przysiąc, ale nie widzę sensu w igraniu z magią. – Już nie wspominając, że nie mam najmniejszej wskazówki, jak mogłoby się to skończyć, dodał w duchu, próbując zachować niewzruszony wyraz twarzy. – Zasady są proste: każdy ma prawo do jednego pytania i zadaje je dowolnej osobie. Oczywiście może zadać jedno albo dwa pytania pomocnicze, ale nie przesadzajmy, to nie inkwizycja.
– Takie trudne słowo – mruknął pod nosem Snape.
Harry uśmiechnął się do niego, rozbawiony.
– Odpowiedzi powinny być wyczerpujące i prawdziwe. Żadnych kłamstw. Nie oczekuję cudów, wiem, że wszyscy przemilczymy niewygodne kwestie… i od tego są pytania pomocnicze. Jeśli pytający jest wystarczająco bystry, zauważy unik, jeśli nie, to jego strata, wasz zysk. Po prostu nie kłammy, patrząc sobie w oczy i wszystko będzie w porządku. Jakieś sugestie, zażalenia?
– Jak dla mnie w porządku. – Syriusz poklepał go po udzie, wyrażając aprobatę. Draco i Snape zmierzyli go spojrzeniem, ale nic nie powiedzieli, jedynie skinęli głowami. Harry wyszczerzył się radośnie, wreszcie czując, że rusza do przodu. Wreszcie dowie się czegoś przydatnego.
Głupi, nie wiedział, że wszystko, czego potrzebował, już wiedział.
– Kto zaczyna?
– Gospodarzu, czyń honory. – Syriusz uśmiechnął się szeroko, z afektacją machając ręką i pokazując cały pokój.
– W porządku. – Harry zamyślił się. Wiedział, czego musiał się dowiedzieć, ale w jaki sposób wyciągnąć wyczerpującą odpowiedź i od kogo? Nagle spoczęło na nim oceniające spojrzenie Severus. – Profesorze, co powiesz o najnowszym porozumieniu z mugolami? Jak je oceniasz? Czy nowa ustawa ma twoje poparcie, a jeśli nie, dlaczego?
Załamany Syriusz walnął się do tyłu na fotelu, najwyraźniej zszokowany wyborem pytania. Oczekiwał jakiś prób uzyskania od Snape’a pikantnych – i jak Godryk da, żałosnych – historyjek, a nie politycznej dysputy. Coś tu nie grało.
– Mówisz o tej śmiesznej idei, w którą zaangażowane jest Kervis? Żałosny pomysł. Wprowadzanie czarodziei mugolskiego pochodzenia do naszego świata od małego jest bezsensowne. Ministerstwo nie ma środków, a stare, czystokrwiste rody nadal protestują przeciwko mieszaniu się z nieczarodziejami. Ta głupia ustawa pozostanie martwym prawem, nie do wyegzekwowania.
– A co jeśli wmiesza się Gildia? – podchwytliwie zapytał Harry.
Severus zawahał się, nim odpowiedział:
– Niemożliwie. Gildia to machina, kolos na żelaznych nogach. ONI nigdy nie mieszają się w politykę. Nie zaangażowali się w walkę z Czarnym Panem, nie zaingerują teraz. Nawet on nie próbował przeciągnąć ich na swoją stronę, o czymś to świadczy. Jak wykorzystać kogoś, kto nie wyściubia nosa ze swojej nory? Ci czarodzieje mają głęboko gdzieś całą magiczną Anglię, a jedyne co ich obchodzi to własne badania. To naukowcy, nie politycy. Sam pomysł, że mogliby wyrazić chęć, ha!, nawet pomyśleć o zaangażowaniu się, jest śmieszny. Nieprawdopodobne.
– A gdyby jednak?
Harry starał się wyglądać najbardziej niewinnie jak się da, ale uważne spojrzenie Severus nie odrywało się od jego twarzy. Mężczyzna dostrzegał każdy szczegół, zawahanie, drgnięcie, błysk w oczach. Był jak jastrząb, który dostrzegł swoją ofiarę i nie miał zamiaru popuścić.
– Gildia to potęga, z jaką ministerstwo musi się liczyć. Sama pogłoska o ich ewentualnej sympatii dla twojej sprawy, sprawi cuda. Jedno słowo od któregokolwiek z mistrzów i pół społeczeństwa zacznie się zastanawiać, czy przypadkiem nie masz racji, dążąc do wyrównania szans i pojednania z czarodziejami mugolskiego pochodzenia. Pamiętaj jednak, Potter, sympatia tłumu waha się od „Proroka Codziennego” po najnowsze wydanie „Czarownicy”. Jeden fałszywy ruch i wszyscy zażądają twojej głowy, a sprawa upadnie w oka mgnieniu.
– Dlaczego jesteś tak niechętny integracji?
– Niechętny? Raczej sceptycznie nastawiony. Czarodzieje rodzą się z magią, to fakt, ale w momencie gdy jeden z nas miesza się z mugolem, stwarza zagrożenie dla całego magicznego świata. Ludzie chcą kogoś bliskiego, mówią, że kochają, a wtedy głupieją jeszcze bardziej niż zwykle. Ministerstwo powinno odciąć się od mrzonek i zająć realną polityką, a nie idealistycznymi wizjami zadurzonych czarownic. Statystyki nie kłamią; odsetek czarodziei żeniących się z mugolkami jest żałośnie niski. Kobiety wpadają w pułapkę małżeństwa ze zdumiewającą głupotą, ryzykując ujawnieniem naszego istnienia mugolom, potem rodzą się dzieci niechciane w obu światach.
– Dlatego chcemy to zmienić…
– Nieprawda! Prawa, które mają chronić resztę naszego świata przed tymi urodzonymi w mieszanych rodzinach, są żałośnie nieskuteczne. Wszyscy martwicie się o biednych mugoli… a czarodzieje? Pieprzyć kolejne aneksy do ustawy o tajności! Jesteście tak głupi i zaślepieni magią, że nie widzicie tego, co przed waszymi oczyma. Mugole to potęga, z jaką się nie liczymy, a ich jest dużo, miliardy więcej niż nas. Zgniotą nas samą swoją liczebnością.
Myślisz, że integracja z garstką rodzin, które i tak jakoś się godzą z darem dziecka, cokolwiek zmieni? Od lat balansujemy nad przepaścią, naiwnie przekonani, że mugole nic nam nie zrobią. Że to ciemniaki. Jeśli będą chcieli, zniszczą nas w ciągu roku, może dwóch. Wychowałeś się wśród nich, równie dobrze jak ja wiesz do czego mogą być zdolni i jaką siłą dysponują. Żadna tarcza nie obroni nas przed kulami, zaklęcia zwodzące zawiodą w obliczu techniki, jaką oni dysponują. Na Merlina, mugole mają nawet większą wiedzą o świecie! Dzięki postulowanej przez was integracji szybko dowiedzą się, jak słabi jesteśmy. I dopiero wtedy pożałujemy kolejnych ustępstw.
– Myślisz, że nie są gotowi?
– To MY nie jesteśmy. Nawet nie wiemy, jak się przed nimi bronić. Czarny Pan to przy nich niewinny dzieciak. – Syriusz zarechotał pogardliwie, najwyraźniej rozbawiony płomienną przemową Snape’a. – Kpij, ile chcesz, Black, ale ty ich NIE ZNASZ. Zabawiłeś się z kilkoma mugolkami, pokazałeś na swoim motocyklu jaki z ciebie gówniarz, ale NIGDY nie żyłeś pośród nich. NIGDY ich nie doceniłeś. Ty i reszta czystokrwistych traktujecie mugoli jak zabawki, żyjące w pobliżu i które trzeba chronić. Cywilów, nie wojsko! Wiesz w ogóle co to żołnierz? Aurorzy to przy nich zgraja dzieciaków bawiących się w piaskownicy.
– Jak śmiesz? Aurorzy to elita: wykwalifikowana, zaprawiona w wal…
Snape prychnął w twarz zdenerwowanemu Syriuszowi.
– Mówisz o tej elicie, która przez ponad dwadzieścia lat nie umiała poradzić sobie z jednym czarodziejem i jego zwolennikami? O tej samej, którą wyręczyła zgraja uczniów?
Syriusz nie zaprzeczył prawdzie.
Malfoy pokręcił głową, wyglądał na chorego. Najwyraźniej wyznanie Snape’a nieźle nim wstrząsnęło. Syriusz natomiast wzruszył lekceważąco ramionami, próbując ignorować mężczyznę, ale Harry miał wrażenie, że co nieco do niego trafiło, bo chrzestny unikał wzroku wszystkich, nie tylko Severusa.
Zapadła cisza. Z głębi domu dobiegało kojące postukiwanie; najwyraźniej skrzaty coś szykowały.
Draco odetchnął głęboko, zbierając emocje do kupy.
– Syriuszu, twoja kolej.
– A tak, w porządku… Harry, kiedy zrobisz z Draco uczciwego mężczyznę? – zapytał, z uśmiechem patrząc na nagle zakłopotanego chrześniaka.
Harry przewrócił oczami. Spodziewał się podobnego pytania. Chociaż dobrze, że Syriusz nie zapytał co się między nimi dzieje… doprowadziłoby to do niewygodnej sytuacji.
– Nie planuję.
– Oj, daj spokój, przecież widać, że między wami aż iskrzy.
Draco ukradkiem przyglądał się Harry’emu, który z uśmiechem odparował:
– W takim razie skontaktuję cię z moim okulistą. Wzrok ci szwankuje na starość.
Black pominął milczeniem przypomnienie o wieku, z żartobliwą iskrą w oczach, powiódł spojrzeniem po ich twarzach.
– W takim razie co was łączy?
Nie mógł skłamać. Tylko jak to ująć? Nie byli przyjaciółmi, kochankami też nie. Kilka pocałunków się nie liczy… poza tym wszystkie zostały zainicjowane z winy eliksiru.
– Jesteśmy sobie bliscy. – Nie ma to jak niedomówienie stulecia, dopowiedział w myślach Harry, walcząc z chęcią odwarknięcia. Pytania Syriusza irytowały go, zmuszały do zdefiniowania czegoś, nad czym się nie zastanawiał i nawet nie chciał zastanowić. – Nie doszukuj się czegoś, czego nie ma.
– Auć, Harry, chyba dotknąłem czułego punktu, co?
Harry nic nie odpowiedział, Syriusz po raz enty go zaskoczył. Pokręcił z niedowierzaniem głową, uświadamiając sobie, że z idiotyczną pewnością siebie chrzestnego nie wygra. Już chciał zaprzeczyć, ale w ostatniej chwili zdołał się powstrzymać. Szczerość.
– Szturchasz śpiącego smoka.
– Zawsze o tym marzyłem – z iście gryfońskim entuzjazmem zareagował Syriusz. – Szturchnę jeszcze raz pytaniem pomocniczym: masz na niego ochotę?
Z ust Harry’ego padło słowo, którego nie oczekiwał i nie chciał. Odpowiedź czekająca na właściwą chwile, na odpowiednie pytanie zadane w nieodpowiednim momencie. I choć słowo „nie” lepiej wyrażało świat, czasami człowiek potrzebował zwykłego „tak”, żeby wyrazić siebie – nawet na przekór sobie.
Zatrzepotały powieki, ktoś zacisnął wargi, byle nie do krwi, profesorze, pomyślał głupio Harry, czyjeś oczy zajaśniały rozbawieniem.
– Usatysfakcjonowany?
– Nie wiń mnie za swoje pragnienia, Harry. Chyba nie muszę cię uczyć, że Gryfoni zawsze sięgają po to, co pragną…
Harry roześmiał się głośno, niepoprawność Syriusza była rozbrajająca, tak jak rozbrajająca bywa dziecięca wiara w świętego Mikołaja.
– Koniec tematu, tak? – upewnił się, a gdy padła odpowiedź, jaka go zadowoliła, uśmiechnął się lekko, świadomy, że odpowiedź i tak nie miała znaczenia.
Nigdy nie miała.
Severus nie marnował swojego pytania na bzdury, od razu przeszedł do rzeczy, żądając od Draco odpowiedzi wyjaśniającej dlaczego potrzebował veritaserum i po co ich tu wszystkich sprowadził, a szczególnie tego irytującego kundla, Blacka.
Harry musiał przyznać, że Malfoy był mistrzem w unikaniu odpowiedzi; tak zamotał, że nawet on, mimo że znał prawdę, przez chwilę zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem w motywacji mężczyzny nie tkwiły dodatkowe haczyki.
Nawet jeśli tkwiły, nie miało to znaczenia, żadnego, odpowiedzi były tylko po to, żeby odpędzić niepokojące pytania, a nie odpowiedzieć.
Pytania Draco były tendencyjne: próbował wyciągnąć jak najwięcej informacji o ludziach, których Harry w większości wypadków ledwo kojarzył. Syriusz wyraźnie wahał się między katowaniem Snape’a wspomnieniami z przeszłości a próbą starcia na proch jego poglądów. Severus nie żałował kąśliwych uwag, nawet Malfoyowi dostało się raz, trzy razy. Nawet tajemnica nie okazała się taka straszna jak spodziewał się Łapa, była żałośnie normalna, szkolna historia, jakich wiele.
Harry uczył się milczeć, obserwować, lawirować między prawdą a złudzeniem i coraz więcej dowiadywał się o świecie, w którym wylądował. Coś tracił, choć nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy. Słowa stały się frontem; nieraz przegrywał – Severus i Draco wiedzieli, gdzie uderzyć, żeby zranić, zakłopotać, zamotać – ale kolejne odpowiedzi powoli przybliżały go do zadowolenia Malfoya z jego świata.
Z każdą chwilą zyskiwał coraz większą pewność, że uda mu się zwyciężyć, wyzwolić z więzów Przysięgi Wieczystej, jaką pochopnie złożył Malfoyowi.
Był naiwny jak dziecko – zwycięstwa nie skrywały się w słowach, chowały się w kłamstwach i niedomówieniach. Prawda nie miała z tym nic wspólnego, odpowiedzi były tylko odpowiedziami bez znaczenia.
* * *
Marietta Edgecombe zapukała nieśmiało, złość już jej przeszła, a wpojone przez mamę maniery uwierały. Nie pchaj się tam, gdzie cię nie chcą, mówiła, jej gruby palec majtał jak dmuchawce na łące. Grzeczne dziewczynki słuchają rodziców.
Grzeczne dziewczynki się nie narzucają.
Grzeczne dziewczynki pilnują swoich spraw.
Grzeczne dziewczynki nie wkradają się po cichu do cudzych rezydencji.
Grzeczne dziewczynki nie podsłuchują.
Trzask.
Grzeczne dziewczynki nie podglądają przez dziurkę pod klucza.
A na pewno nie dają się przyłapać domowym skrzatom, czającym się w głębi domu, za plecami, łapiącym ukradkiem.
Bezwzględny uścisk, zawiedzione spojrzenie szarych oczu, które boli bardziej niż powinno, żałosny szyderczy uśmieszek – i już, to koniec, czyjaś zawiedziona bajka roztrzaskała się w drobny mak. Grzeczne dziewczynki nie poślubiają książąt… niegrzeczne tym bardziej.
Książęta, jak w bajce, mają przeznaczonego sobie bohatera, wybawcę stulecia, po co książętom małe, podsłuchujące dziewczynki? Grzeczne dziewczynki są nikomu niepotrzebne, zbędne, gdy zawiodą zaufanie.
Grzeczne dziewczynki zasługują na karę.
Później było już tylko Obliviate i spotkanie, na którym się być powinno, a się nie było. Później byli aurorzy, którzy pukają grzecznie do drzwi zamiast wparować bezwzględnie.
Później była rozmowa, która miała się odbyć… tylko bohatera już nie było.
Spał.
* * *
W prawdziwych bajkach bohaterowie poślubiali księcia i żyli długo, szczęśliwie, na zamku, wśród podsłuchującej służby i marudzących, starych teściów. W prawdziwych bajkach nie było miejsca dla grzecznych dziewczynek
W prawdziwych bajkach bohater nie zasypiał przed zakończeniem… jak to dobrze, że Harry był tylko człowiekiem.