Przeklęte sny 24

Przeklęte sny: – 24 –




Harry zignorował odłożony na biurko pergamin, usilnie próbując wyrzucić z pamięci jego treść. Bezskutecznie, oczywiście. Jakoś tak było, że sprawy, które drażniły człowieka najbardziej, niczym małe potworki czaiły się w podświadomości, gotowe przypomnieć o sobie w każdej chwili. Harry zerknął na wiszący naprzeciwko kominka zegar. Zbliżała się szósta, a on powinien już się zbierać, ale wciąż nie był gotowy. W takich chwilach trochę żałował, że Ginny nie było przy nim; jego żona umiała zadbać o jego garderobę. Krytycznym spojrzeniem obrzucił wygniecioną koszulę – ona nigdy nie pozwoliłaby, żeby pojawił się w miejscu publicznym tak ubrany – ale zaklęcie prostujące jedynie sprawiło, że materiał sprasował się w śmieszne kanty.


Dziwna sprawa, ale nie denerwował się przed spotkaniem z żoną. Z byłą żoną, poprawił się po chwili z ukłuciem żalu. Byli małżeństwem przez dwadzieścia lat i gdyby wszystko potoczyło się inaczej za kilka tygodni, 15 grudnia świętowaliby rocznicę. Nie czas na żal, ocenzurował sam siebie. Nie oni pierwsi zamotali w swoim życiu, nie ostatni, teraz musieli zadbać o najważniejszą sprawę – dzieci. Razem z Ginny musieli podjąć jakąś sensowną decyzję, określić sposób radzenia sobie z sytuacją i, co będzie najbardziej niewygodne, omówić, w jaki sposób będzie wyglądało ich rozstanie. Oboje chcieli, żeby przebiegało jak najmniejszym kosztem, choć wiedzieli, że tak prosto nie będzie. Nigdy nie było. Jak można obojętnie i bezdusznie podejmować decyzje dotyczące osoby, która kiedyś była najważniejszą na świecie?


Harry westchnął i postanowił darować sobie koszulę. Odpinał guziki, zastanawiając się, jak trudna będzie rozmowa między nim a Ginny. Oboje mieli niezły charakterek i gdyby doszło do kłótni, biedni mugole nie mieliby żadnych szans w starciu z rozwścieczonymi czarodziejami. Odetchnął głęboko, zrzucając koszulę na podłogę i zagłębił się w szafie w poszukiwaniu tego butelkowozielonego swetra, który na urodziny podarowała mu Hermiona. Przez chwilę bezmyślnie przerzucał wieszaki, nim dotarł do brunatnej marynarki. Zawahał się, przypominając sobie, że miał ją na sobie, gdy ostatnio odwiedzał Dudleya. Jego więź z kuzynem nigdy nie będzie podobna do tej, jaka łączyła członków rodziny Rona, ale powoli, z czasem nauczyli się rozmawiać. Co kilka miesięcy Harry wpadał do Dudleya i jego nowej rodziny, każdorazowo zapowiadając się co najmniej trzy tygodnie wcześniej. Obaj wiedzieli, jak niewygodne mogły być te spotkanie i starali się zachować jak najwięcej zdrowego dystansu. Z wysiłkiem zbudowali coś, co owocowało – ich dzieci mimo różnych środowisk dogadywały się całkiem nieźle. Albus i James uwielbiali odwiedzać kuzynostwo, gdzie większość czasu spędzali przed telewizorem i komputerem. Lily była trochę mniej entuzjastyczna wobec tych wizyt, bo nie przepadała zbytnio za Wincentem, który ciągle się z nią droczył. Odkąd mała Amanda, najmłodsze dziecko Dudleya, zaczynała nieświadomie używać magii, wiadomości od Dursleya pojawiały się częściej niż zwykle. Jego kuzyn nie tylko tolerował dziwactwo córki – im więcej czasu mijało, tym więcej zainteresowania magiczną społecznością wykazywał, ku ogromnemu zdziwieniu Harry’ego. Mijające lata nauczyły czegoś ich obu.


Potter odetchnął głęboko, opanował emocje i sięgnął po szary golf. Ginny nie lubiła czekać, a on nie chciał się spóźnić. Szanował swoją żonę. Ostatnim spojrzeniem w lustro oszacował zmieniony wygląd, przygładził włosy i uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia, które podnosiło kciuk do góry. Harry uznał, że być może – ale tylko być może – już niedługo usunie zaklęcie uciszające. Chociaż ta cisza była naprawdę cudowna… chyba jednak nie.


Wsadził różdżkę do kieszeni dżinsów, założył płaszcz i aportował się niedaleko kawiarni. Oboje uznali, że neutralne miejsce będzie najlepsze na spotkanie. Mugolska część Londynu wydawała się najtrafniejszym wyborem – mało prawdopodobne, aby napotkali jakichś innych czarodziejów, a obecność niewinnych osób ograniczy ewentualne szkody. Zanim wszedł do środka, wyjrzał zza uliczki i rozejrzał się uważnie po ulicach, ostrożnie oceniając sytuację. Aurorski nawyk, który nieraz uratował mu życie. Dopiero gdy uznał, że wszystko wydaje się w porządku, poprawił ubranie i wszedł do środka.


Wnętrze było przytulne i zachęcające, stoliki oddalone od siebie o dobre kila stóp zapewniały kameralną atmosferę. Wybrali dobre miejsce. Harry usiadł przy stoliku w rogu, ukradkiem rzucił parę zaklęć zabezpieczających i z uśmiechem zamówił herbatę z sernikiem oblanym białą czekoladą. Gdy niziutka kelnerka wracała do baru, do kawiarni weszła Ginny. W ciemnoczerwonym płaszczu i włosami spiętymi w luźny kok wyglądała na spiętą. Harry cierpliwie czekał, aż go zauważy.


Harry – przywitała się cicho, nie unikając jego wzroku, a po sekundzie wahania pochyliła się i cmoknęła go w świeżo ogolony policzek. Uśmiechnęła się. – Ogoliłeś się – zauważyła, rozluźniając się nieco. Harry skinął głową, wiedział, co krążyło jej po głowie. Gdy ostatnio się widzieli wyglądał strasznie: niewyspany, nieogolony, w starych, rozciągniętych ciuchach, które nadal były wygodne, choć dawno minęły czasy ich świetności. – Wyglądasz… dobrze.


Ty też, Ginny – odpowiedział z uśmiechem, nagle odzyskując swobodę. To jego żona, kobieta, z którą spędził pół życia. – Teodor ci służy.


Spięła się, oceniając wzrokiem szczerość widoczną w oczach Harry’ego i dopiero siadając na krześle obok, rozluźniła się. Kelnerka pojawiła się chwilę później, żeby przyjąć zamówienie. Milczeli, póki kobieta się nie oddaliła.


O co chodziło z tym kontraktem? – zapytała w końcu Ginny, uciekając wzrokiem na bok. – To głupie, ale…


Rozumiem – Harry przerwał jej zdecydowanym tonem. Zmarszczył brwi, zerkając na nią z zastanowieniem. – Nie będziemy udawać, że nic prócz dzieci nas nie łączy, prawda?


Ginny uśmiechnęła się równie radośnie, jak pamiętał.


Masz rację, chyba wątpliwości Teodora uderzyły mi do głowy.


Martwi się o ciebie, to normalne. – Głos Harry’ego był neutralny, choć trochę irytowało go, że Ginny aż tak bardzo wzięła sobie do serca słowa mężczyzny. Obrzucił oceniającym spojrzeniem twarz żony, dostrzegając najmniejszą zmianę. – Zapytam tylko raz, nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz… Jesteś z nim szczęśliwa?


Obiecał sobie, że zapyta, musiał mieć pewność, że dobrze postępuje, rezygnując z prób odzyskania żony.


Ginny zamyśliła się nad odpowiedzią.


Nie jestem pewna – odpowiedziała szczerze, mierząc się z nim spojrzeniem. Szczera, otwarta i zawsze uczciwa – w tym momencie wydała się Harry’emu piękniejsza niż kiedykolwiek. – Byliśmy tyle lat małżeństwem, że chyba mam trochę spaczony pogląd, jak powinno wyglądać takie „szczęście” we dwoje. Teodor jest inny, bardziej skryty… i dużo wrażliwszy niż chciałoby się uwierzyć. Uczymy się siebie nawzajem, dopiero opracowujemy naszą relację. Gdybym miała dwadzieścia lat, pewnie bym przytaknęła i powiedziała: „tak, jestem szczęśliwa”. Bezmyślnie i naiwnie – oceniła się bez skrupułów, po czym uśmiechnęła się. – Zadowoli cię odpowiedź, że mogę być z nim szczęśliwa?


Harry spojrzał w brązowe oczy, ufne i zdecydowane, i odwzajemnił uśmiech.


Zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz o tym.


Szef Biura Aurorów na moich usługach… która kobieta o tym nie marzy? – Mrugnęła porozumiewawczo, gdy kelnerka zbliżała się do stolika z jej kawą. Podziękowała kobiecie i upiła łyk. – Czego Malfoy od ciebie chce? Bo nie wierzę, że jest tak wspaniałomyślny i bezinteresowny, że pragnie nam pomóc…


Harry prawie roześmiał się głośno. Ginny jak zwykle była ostra i zmierzała prosto do sedna. Nie zdziwiło go, że dokładnie przyjrzała się magicznej umowie, zawsze to robiła.


Nic nie wie o naszym rozstaniu, chodzi mu jedynie o swoje badania. Zgodnie z tym, czego dowiedzieliśmy się z Hermioną, męczące mnie kłopoty ze snem to skutek magicznej ingerencji. Jestem śniącym, cokolwiek by to miało znaczyć.


Ginny prawie wylała kawę z filiżanki, tak gwałtownie odstawiła ją na stolik.


Żartujesz?


Nie. Czy to ważne?


Jego żona przygryzła wargi.


Myślałam, że to bajki, tak jak wszyscy. – Zawahała się, nie wiedząc, jak zacząć. Odetchnęła, ze zmarszczonym czołem wpatrując się w stolik. – Nie pamiętam, czy odpowiadałam naszym dzieciom historię Asmodeusza. Możliwe, że nie – ta bajka była tyle razy zmieniana, że nikt nie zna pierwotnej wersji. – Potrząsnęła głową. – Hermiona zapewne przeszukała już bibliotekę, prawda? Ale to niewiele dało, bo o śniących opowiada się baśnie, ale ich nie spisuje. Kiedyś ktoś przeprowadzał jakieś badania, ale szybko je porzucono… o ile niewymowni ich nie kontynuowali – dodała ciszej.


Harry zacisnął dłonie na filiżance.


O czym ty mówisz?


Wybacz, krążę wokół tematu. – Uśmiechnęła się przepraszająco i spojrzała mu w oczy. – Widzisz, w magicznym świecie jest mnóstwo opowieści, baśni, legend i mitów. Jesteśmy bardziej zabobonni niż potrafimy to przyznać, ale są pewne tematy, których się nie porusza się zbyt często… takie jak śniący i ich misje, zaklęcia używane podczas polowań, tego typu sprawy. Jestem pewna, że Ron już dawno zapomniał, jak mama opowiadała nam historię o dzielnym Asmodeuszu, który poszukiwał jednorożca. Takie opowieści przywołuje się rzadko, nie spisuje się ich, pozostają tylko w formie ustnych podań, przekazywanych z ust do ust.


Boicie się ich – przerwał jej cicho.


Ginny nie opuściła wzroku.


Niektórzy, może nawet większość – przyznała bez wahania, ze szczerością, którą tak u niej lubił. Ginny nigdy nie bała się trudnych tematów. – W tych baśniach jest coś przerażającego – są nieuchronne. Przepowiednie spełniają się, jeśli zaistnieją określone okoliczności… ale to decyzje ludzi determinują czy zaczną się one wypełniać, czy nie. Śniący nie mają luksusu wyboru…


Wypełnij misję albo zgiń?


Wypełnij misję albo przestań istnieć – poprawiła jeszcze ciszej, po raz pierwszy odwracając wzrok. – Zgodnie z legendą, ten, kto nie spełni misji swojego życia, jest niegodny. Niegodny istnienia – dodała po chwili, nagle unosząc wzrok znad stołu i wpatrując się w Harry’ego przenikliwym wzrokiem. – Jeśli to prawa… jeśli legendy nie kłamią… i jeśli naprawdę jesteś śniącym… musisz wypełnić swoją misję. Jeśli tego nie zrobisz, twoje istnienie zostaje wymazane. Całkowicie. Nie będzie Chłopca, Który Przeżył Po To By Pokonać Sam Wiesz Kogo, nie będzie Harry’ego Pottera, aurora i ojca naszych dzieci… będzie tylko pustka.


Żartujesz? – Nie roześmiał się, strach w głosie Ginny skutecznie go od tego powstrzymał. – Nikt nie może wymazać czyjegoś życia.


Magia może wszystko.


Mówisz to tak, jakby ona żyła.


Ginny pokręciła głową, patrząc na niego z miłością i troską.


Harry, kocham cię, ale czasami potrafisz być tak nieświadomy… – Zacisnęła dłonie na filiżance. Jej wzrok był skupiony na wirującej powierzchni kawy, ale Harry znał ją zbyt dobrze, żeby dać się zwieść. Ginny szukała odpowiedzi, najlepszej z możliwych, takiej, jaka nadawałaby się po ocenzurowaniu. Zdradliwej odpowiedzi, prawdziwej, ale nie szczerej. – Magia krąży w żywych istotach, w naszych domach, otacza nas niczym kokon. Ona jest żywa – to my sprawiamy, że ona żyje. Zapytaj Malfoya, to jego działka. Wiesz, dlaczego czystokrwiści są tacy przeciwni mugolakom? Bo ci nie rozumieją magii. O tak, na pewnym poziomie ją pojmują, ale to za mało. Nie czują magii, a jedynie próbują ją ograniczyć w granicach, które sami określają, a później przesuwają, gdy odnajdą coś, co nie pasuje do przyjętego wzorca. To dlatego jest tak mało czarodziejów, którzy nie muszą używać różdżek do czarowania – w większości to przyzwyczajenie do ogólnie przyjętych granic. Przecież prawdziwy czarodziej musi mieć różdżkę. Gildia liczy ile… czternaście może piętnastu członków na cały kraj? – Upiła łyk, gdy Harry milczał, przypatrując się jej ze spokojem. Im dłużej opowiadała, tym więcej się zdradzała. Był jej mężem zbyt długo, by ulec pierwszemu wrażeniu. Ginny miała w sobie coś ze sfinksa: niepokorną ciekawość i chęć odkrywania tajemnic, a jednocześnie umiała trzymać sekrety blisko siebie. Wiedział, że jego żona wie coś więcej niż ujawnia, ale nie zmuszał jej do mówienia prawdy. Ufał Ginny. Cokolwiek ukrywała, w ostatecznym rachunku nie miało znaczenia. – Tylko tyle jest w stanie posługiwać się tylko i wyłącznie swoją magią, nie wspomagając jej żadnym nośnikiem. Może powinieneś skontaktować się z kimś z Gildii, oni będą potrafili to lepiej wyjaśnić. Wiem tylko tyle, ile usłyszałam od Deana… Nie chcę, żebyś ryzykował, ale jeśli w tej bajce tkwi coś więcej, jeżeli kara za niewypełnienie misji jest prawdziwa…


Dean urodził się w mugolskiej rodzinie, skąd o wszystkim wie? O magii i śniących? – Harry był sceptycznie nastawiony. W pewnym stopniu również tkwił w ciemnościach, nie rozumiejąc tego, co dla Ginny było normalne i naturalne. Wychowywanie się u Dursleyów zostawiło na nim piętno, którego nie dało się zmyć – był równie nieświadomy pewnych oczywistych prawideł co każdy inny czarodziej mugolskiego pochodzenia. Akceptował to, choć nie zawsze pojmował.


Ma magiczny dar – wyjaśniła krótko, sięgając po jego łyżeczkę i częstując się sernikiem. – Nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego Dean mimo niesamowitego talentu zajął się zwykłą pracą w pubie? Dlaczego od lat nie namalował niczego?


Od siódmego roku – wymknęło się Harry’emu prawie bezwiednie. – Myślałem, że to z powodu… no wiesz…


Ginny odłożyła łyżeczkę na talerzyk, uśmiechnęła się smutno, pocierając wierzchem dłoni policzek. Pokręciła głową.


Gdyby to było takie proste. Przeszłość jest wygodną wymówką… ale to prawda, wszystko się od niej zaczęło. Dean ma w sobie pokłady żywej magii. Pierwszy rysunek, który namalował po wojnie, obraz Seamusa… to, co stworzył, przeraziło go. – Na jej twarzy pojawiło się zamyślenie. – Czasami wydaje mi się, że nigdy się z tego nie otrząsnął. Z tego, co wiem, od tamtej pory nie używa swojego talentu – ale chciał wiedzieć dlaczego.


A teraz już wie?


Ginny pokręciła przecząco głową.


Gdyby wiedział, wróciłby do malowania. Przez te wszystkie lata szukał odpowiedzi… i znalazł takie, na które musiał szukać kolejnych. Sam siebie czyni nieszczęśliwym…


Harry nie zapytał, skąd Ginny o wszystkim wie. Wiedział, że nie pozna odpowiedzi. Oboje zdawali sobie sprawę, że on nie uwierzy w półprawdę, a kobieta nie mogła być szczera. Nie do końca.


To i tak nie miało znaczenia.


Jeśli zapytam, odpowie?


Nie wiem, ale pewnie tak. – Spojrzała na niego z niepewnością. Nagle na jej twarzy pojawiała się determinacja. – Jeśli się nie zgodzi, zmuś Seamusa do pomocy. Jemu Dean nigdy nie odmówi.


Mimo że nie widzieli się od lat?


Ginny udała, że nie słyszy sceptycyzmu w jego głosie.


To nie ma znaczenia. Seamus powinien w końcu się dowiedzieć, dlaczego przyjaciel się od niego odsunął.


Dean odsunął się od wszystkich – zauważył Harry, skanując wzrokiem wnętrze kawiarni. Oprócz nich było tylko kilka par, jakaś młoda kobieta zapatrzona w gazetę i starszy pan podrywający rudą kelnerkę. Nic niezwykłego. – Seamus nie był jedynym, którego to zabolało.


Ale to jego obraz był powodem – zripostowała. – Luna mówiła, że Dean bał się możliwości, jakie on przed nim otworzył.


Wiesz wszystko od Luny?


Nie… – Ginny zawahała się, nim odpowiedziała. Próbowała maskować niepokój, ale napięcie nadal promieniowało z każdej komórki jej ciała, zdradzając to, czego nie chciała ujawniać. Harry już miał na końcu języka pytanie, które zmusiłoby ją do odpowiedzi, ale nie poddał się impulsowi. Czekał cierpliwie. Ginny nienawidziła, gdy ktoś wymuszał na niej cokolwiek, ale jeśli dało się jej wystarczająco dużo czasu, sama decydowała się dzielić informacjami. – Od Deana… jakiś czas temu zmusiłam go do rozmowy… chociaż masz rację, że Luna ingerowała. Ona i Dean… są dosyć blisko.


Czego obawia się Luna?


Skąd…? – Zamrugała, po czym roześmiała się głośno. – Wybacz, czasami zapominam, jaki potrafisz być spostrzegawczy. Nie chowałam tego w sekrecie, wiesz o tym, prawda? To po prostu jakoś nigdy nie wypłynęło na powierzchnię… mieliśmy inne kłopoty, a cała sprawa wydawała się mało ważna.


Wiem.


Luna… ona kiedyś, z pięć, może z sześć lat temu rzuciła jakąś uwagę… już nawet nie pamiętam, co to było, ale męczyło… długo. – Harry przytaknął, doskonale wiedział, co ma na myśli Ginny. Niektóre uwagi Luny wchodziły za skórę, niepokojąc, aż człowiek odkrył ich sens. Przyjaciółka miała niesamowitą intuicję i była świetną obserwatorką, zauważała sprawy i łączyła je ze sobą. – W końcu postanowiłam pogadać z Deanem i jakoś tak od słowa do słowa wygadał się.


Zawsze umiałaś sprawić, że miękł w twoich dłoniach.


To prawda – przyznała bez cienia wstydu. Uśmiechnęła się do niego. – Mężczyźni potrzebują kobiety, żeby się wygadać.


Za dużo przebywasz z Hermioną – wytknął jej półżartobliwie, ale oboje szybko spoważnieli.


Pogadaj z nim, Dean wie naprawdę ciekawe rzeczy o magii. Gdyby się tak głupio nie bał, zwojowałby świat. Może nie będzie wiedział nic o śniących, ale przez dwadzieścia lat dowiedział się wystarczająco dużo, żeby ci pomóc w inny sposób. Tak w ogóle, wiesz już, co masz zrobić?


Jeszcze nad tym pracujemy. Na jutro jestem umówiony z Malfoyem, może on wykombinował coś więcej.


Ginny skrzywiła się, ale przemilczała nasuwający się przytyk.


Chcesz, żebym podpisała ten kontrakt? W tej sytuacji… nasz rozstanie…


Harry uśmiechnął się.


Nadal będziemy przyjaciółmi. Twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy.


Zawsze będę po twojej stronie – obiecała z całkowitą szczerością. Sięgnęła do torebki i wyjęła pergamin, który zamaszyście podpisała. – Nieważne co się stanie.


Wiem o tym, Gin – powiedział cicho, odbierając od niej umowę. Zwinął ją w wąziutki rulonik i odłożył na bok. – Dziękuję.


Jesteśmy rodziną, nawet jeśli przeze mnie nam nie wyszło.


Harry nie zaprzeczył, nadal jeszcze trochę ją winił za rozpad ich małżeństwa. Przeklęte sny pomogły mu zaakceptować sytuację, co nie znaczy, że mu się ona podobała. Gdyby mógł zmieniłby wszystko – ale nie mógł i oboje musieli sobie radzić z tym, co było.


Powinniśmy zająć się rozdziałem majątku?


Ginny pokręciła przecząco głową.


Harry, nie oszukujmy się – większość i tak należy do ciebie. Za twoje pieniądze kupiliśmy dom, odremontowaliśmy Grimmauld Place.


Jesteśmy rodziną – wtrącił natychmiast Harry. – Połowa należy do ciebie.


Kobieta uśmiechnęła się lekko.


Zaoferowano mi cały etat w „Proroku Sportowym”, moja kolumna ma się świetnie. Mam własne pieniądze, Harry, nie potrzebuję jałmużny.


Harry znał tę minę: Ginny się uparła i nikt, nawet matka, nie przekona jej do zmiany zdania. Nagle wpadł na pomysł.


A co z dziećmi? Chcesz, żeby oskarżały mnie, że żyjesz w nędzy?


Ginny zachichotała.


Wytaczasz ciężką artylerię. Nie martw się o mnie tyle, poradzę sobie. – Uśmiechnęła się ciepło do zatroskanego Harry’ego, który tak strasznie próbował zachować się w porządku. Musiała zgodzić się na jakiś kompromis. – Wezmę samochód, jeśli ci to nie przeszkadza i kilka drobiazgów z domu. – Gdy chciał jej przerwać, uciszyła go palcem. – Czułabym się źle, zabierając coś więcej. Gdyby nie Teodor pewnie nadal bylibyśmy razem… nie chcesz chyba, żeby zjadło mnie poczucie winy?


Gin… to nie w porządku – próbował protestować Harry, ale Ginny nie dała mu dokończyć.


Dzieci są ważniejsze. Musimy je ochronić przed prasą i jakoś wyjaśnić nasze rozstanie. Pieniądze nie mają znaczenia, to tylko galeony.


Harry westchnął, ale porzucił temat. Ginny potrafiła być bardziej uparta niż on.


Hermiona też radziła, żeby zapewnić im teraz jak największą stabilność. Bardzo przeżyły twoją wyprowadzkę… gdy dowiedzą się o naszym rozstaniu, wszystko stanie się jeszcze trudniejsze.


Też nad tym myślałam. Na początku chciałam zaproponować, żebyśmy powiedzieli im po świętach, ale nie mamy tyle czasu, prawda? Plotki zaczynają krążyć. Esma już odważyła się wysłać sowę! Dobrze, że Alicja dementuje co pikantniejsze historyjki, ale ludzie nie dadzą się zbyt długo zwodzić.


Umówię się z Minerwą na rozmowę, na pewno zgodzi się, żebyśmy zabrali dzieci na weekend do domu. Wtedy wszystko im wyjaśnimy. Wyślę ci sowę – zaproponował z gorącym ukłuciem w dole brzucha. Idea wysyłania sowy do swojej żony, jakby byli obcymi ludźmi, brzmiała odpychająco… ale wszystko się zmieniało i musiał sobie z tym radzić. – Święta spędzimy w Norze?


Oczywiście. Mama zabiłaby nas, gdybyśmy próbowali się wymigać. – Rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie. – Co do reszty, poczekamy na reakcję dzieci. Niech zdecydują, z kim chcą mieszkać na stałe i gdzie. To i tak będą tylko wakacje i święta, na pewno wymyślimy jakiś sensowny kompromis.


Teodor nie będzie miał nic przeciwko?


Twierdzi, że nie, ale…


Boisz się, że chłopcy dadzą mu się we znaki – dokończył za nią Harry. Musiał przyznać, że jej obawy miały całkiem dobre podstawy. Albus był cichy i spokojny niczym wąż, który atakuje z zaskoczenia. Rozgniewany James natomiast wściekał się i wywoływał niepotrzebne spięcia, byle tylko pokazać jak bardzo jest nieszczęśliwy. Najgorsza jednak była Lily – urocza i niebezpieczna jednocześnie. Jeśli Harry musiałby przyznać, które z jego dzieci złościło się w najbardziej nieprzyjemny sposób, bez wahania wskazałby córkę. Przebiegła manipulantka potrafiła ze świętego zrobić idiotę. – Nie martw się na zapas.


Wszystko się kiedyś ułoży, wiem, ale… ile wycierpimy po drodze?


Niepewność w głosie Ginny trafiła go prosto w serce. Chciał wstać, objąć ją i pocieszyć tak jak zwykle to robił, gdy była nieszczęśliwa… ale nie mógł. Zbyt łatwo wszystko trafiłoby na swoje miejsce, a przecież sytuacja uległa zmianie. Zapewniając komfort swojej żonie, sprawiłby sobie tylko niepotrzebny ból, świadomy, że nie można wrócić do tego, co było. Kiedyś będzie w stanie być tylko przyjacielem Ginny, na razie był jej przyjacielem i mężem – a to komplikowało sprawy. Sprawiłoby to tylko, że jeszcze trudniej byłoby mu zachować spokój i rozwagę. Każda komórka jego ciała wyrywała się do siedzącej obok kobiety, ale nie drgnął nawet, dając jej czas zebrać się emocje.


Ginny uśmiechnęła się do niego ze smutkiem i ponurą akceptacją. Rozumiała.


Dziękuję – szepnęła w końcu, nie patrząc mu w oczy. – Wiem, że to trudne być obok i nie móc nic zrobić. Doceniam twoje wsparcie.


Harry nie znalazł odpowiednich słów, w milczeniu patrzył jak Ginny wypija do końca kawę. Cisza wisiała między nimi niczym napięta struna, czekająca tylko na zerwanie.


Kiedy chcesz rozwiązać nasze małżeństwo? – zapytał w końcu Harry, powstrzymując cisnące mu się na usta pytanie: „Kiedy planujesz poślubić Teodora?”. Zmilczał również inną uwagę. W końcu zdecydował się dodać: – Oficjalnie.


To zależy od ciebie. – Wzruszyła ramionami, mieszając łyżeczką w pustej filiżance. – Im szybciej zakończymy, tym będzie nam łatwiej iść naprzód. – Uniosła wzrok. – Nigdy nie chciałam, żebyś przeze mnie cierpiał. Merlinie, gdybym mogła nigdy nie zakochałabym się w Teodorze. Zrobię wszystko, jeśli oszczędzi cię to przed kolejnymi nieprzyjemnościami.


Harry ujął jej dłoń i pocałował, tylko na tyle było go stać. Nie śmiał dotknąć ukochanych ust.


Zawsze będę cię kochać, Gin, ale chyba nie jestem w tobie zakochany. Nie kocham cię już tak mocno jak powinienem.


Cieszę się – szepnęła cicho, splatając ich dłonie – bo to oznacza, że nie zniszczyłam ci życia.


Dobrzy ludzie też popełniają błędy – pocieszył ją, patrząc na ich ręce. – Najważniejsze, że nadal sobie ufamy. Reszta się kiedyś ułoży.


Szkoda, że jeszcze tyle przed nami, zanim dojdzie do tego „kiedyś”.


A gdzie twoja gryfońska, łaknąca przygód dusza? – zażartował Harry, przekręcając dłoń w taki sposób, żeby móc spojrzeć na zegarek. Musiał już się zbierać, zbliżała się dwudziesta. – Muszę już iść.


Ginny uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek.


Leć, będę czekać na sowę. Daj mi znać, gdy coś będziesz wiedzieć.


Oczywiście – obiecał. – Do zobaczenia, Ginny. – Ścisnął jej dłoń jeszcze raz, zanim skierował się do wyjścia. Nie obejrzał się.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Przeklęte sny 23
Przeklęte sny 21
Przeklęte sny do 25
Przeklęte sny 18
Przeklęte sny 22
Przeklęte sny części do 26 Sie 2010
Przeklęte sny 25
Przeklęte sny 17
Przeklęte sny 20
AA Przeklęte sny
Przeklęte sny 19
przekladniki nap UDZ 24 1 Abb
przekladniki nap UDZ 24 Abb
024 Bach Kantata BWV 24 polski przekład
24 piątek
w6 Czołowe przekładanie walcowe o zebach srubowych
24 elementy kompozycji urbanistycznej
24(45)RUP
ostre białaczki 24 11 2008 (kurs)

więcej podobnych podstron