Przeklęte sny: – 23 –
Powoli zbliżał się wieczór. Słońce płonęło niczym rozżarzona lawa, a złocistoczerwona poświata oświetlała ganek i leżącą na hamaku postać. Hermiona osłoniła oczy przed światłem, które wbijało się pod powieki. Jej mąż szedł obok niej dziarskim krokiem, pogwizdując pod nosem jakąś skoczną melodyjkę. Jak na tę porę roku pogoda była zbyt piękna, żeby zmarnować okazję do spaceru. Przytulny domek Potterów nie znajdował się aż tak strasznie daleko, raptem ze dwie mile od ich domu, dlatego oboje z Ronem postanowili spróbować swoich sił. Czasami Hermiona odnosiła wrażenie, że przydałoby się potrząsnąć czystokrwistymi, którzy tak przyzwyczaili się do magii, że bez jej pomocy stawali się słabi i bezradni. Nawet aurorzy nie doceniali fizycznego wysiłku, skupiając całą swoją uwagę na doskonaleniu umiejętności rzucania zaklęć i tworzeniu obronnych tarcz. Nic dziwnego, że Harry i Ron, zaprawieni w starciach ze śmierciożercami, z łatwością przeszli aurorskie egzaminy nawet bez wymaganych Owutemów.
– Widzę Harry’ego – poinformował ją zupełnie niepotrzebnie Ron, gdy potknęła się o jakiś kamień. Zanim zdążyła upaść, zdążył ją złamać. – Mam cię – mruknął jej do ucha, odgarniając lewą ręką bujne włosy swojej żony i przypatrując się uważnie. Jego oczy lśniły w promieniach zachodzącego słońca, a marchewkowe włosy niczym ognista aureola otaczały twarz. – Nagrodę odbiorę później, nie możemy przecież nikogo gorszyć – dodał szybko, widząc jej minę. Wydeptana przez dzieciaki ścieżka łącząca oba domostwa nie była dość szeroka, by oboje mogli stanąć ramię w ramię, ale jakimś cudem im się udało.
Hermiona cmoknęła męża w policzek, uśmiechnęła się szelmowsko i dodała:
– Mama wpada z wizytą, zapomniałeś? I przynosi ciasteczka z orzechami… a później… wiesz, jak to mówią… wszystko zależy od siły perswazji…
Ron wyszczerzył się jak małe dziecko, któremu obiecano wymarzony prezent urodzinowy… co nie było takie daleki od prawdy. Jego teściowa miała magię w palcach, każdy wypiek wychodzący spod tych czarodziejskich dłoni smakował niesamowicie.
– My, Weasleyowie, mamy dar przekonywania – oświadczył pompatycznie niczym Percy. Hermiona zachichotała. – … ależ ze mnie szczęściarz. Wiedziałem, w jaką rodzinę się wżenić. Wypieki twojej mamy to dopiero coś.
– Bo będę zazdrosna – ostrzegła żartobliwie – i nie dostaniesz kolacji.
– Twoje gotowanie to coś cosiów, klasa sama w sobie. Piękna, inteligentna i umiejąca gotować – czego mężczyzna może więcej wymagać od żony?
Hermiona roześmiała się i oparła się na ramieniu swojego mężczyzny, żeby móc pozbyć się uwierającego kamyka. Ron obejmował ją w pasie, pilnując by zachowała równowagę.
– Jak myślisz, Harry radzi sobie lepiej? – zapytał po chwili.
Hermiona odgarnęła włosy, które rozwiał wiatr. Nie odwróciła wzroku.
– Wygląda zdrowiej niż ostatnio, ale… sama nie wiem. Mam wrażenie, że to jeszcze nie koniec.
– Malfoy?
– Nie, to nie to. Coś nadal wisi w powietrzu… – Przygryzła wargi. – Tak jakby to był dopiero początek kłopotów.
– Jeśli nawet, zmierzymy się z tym. Poza tym, co może być gorszego od śpiewającego pod prysznicem Percy’ego?
Kobieta spojrzała na niego, mężczyznę, którego znała ponad trzydzieści lat, i rozchmurzyła się.
– Mój mąż śpiewający pod prysznicem – skwitowała złośliwie i uwolniła się z uścisku. – Chodźmy, Harry na pewno nie może się nas doczekać.
– Tak, tak, kto by tam czekał na swojego zniedołężniałego męża – sarknął na tyle głośno, by oddalająca się Hermiona mogła go usłyszeć. Kobieta odwróciła się i rzuciła mu lekki uśmieszek. Wiatr rozwiewał jej bujne włosy, które w zachodzącym świetle wydawały się prawie rude.
– Skoro taki z ciebie staruszek, będę musiała się zadowolić „Traktatem międzywydziałowym” i kubkiem herbaty.
– Ja ci dam staruszka – mruknął do siebie i rzucił się w pogoń za żoną. Hermiona roześmiała się i popędziła w stronę Harry’ego. Gdy dotarli na miejsce, zziajani i rozbawieni, ich przyjaciel jeszcze drzemał. Hamak bujał się powoli, kołysany zaklęciem, a Harry przykryty czerwono–złotym kocem, w swetrze Weasleyów i z książką na brzuchu spał najspokojniejszym snem, jaki widzieli od dawna. Przyjaciel wyglądał na zrelaksowanego i wypoczętego. Cienie powoli znikały z jego twarzy, cera odzyskiwała zdrowy wygląd, a ta unosząca się od tygodni atmosfera oczekiwania i napięcia nie była już tak intensywna jak zaledwie kilka dni temu. Sytuacja zmieniła się – i to na lepsze.
Hermiona trzepnęła Rona, który chciał obudzić przyjaciela, i jak najciszej weszła do domu, żeby przygotować dla wszystkich coś do picia. Jej mąż w międzyczasie przyglądał się uśpionej postaci. W końcu westchnął, rzucił zaklęcie ocieplające i wszedł do domu. Hermiona siedziała przy stole, przeglądając jakieś papiery. Na jego widok uśmiechnęła się dziwnie i wskazała coś leżącego na blacie szafki. Zaciekawiony Ron podszedł bliżej i gdy poznał charakterystyczne staranne pismo swojej siostry, przeklął pod nosem.
– Myślisz, że to…? – zapytał, siadając obok Hermiony i sięgając po gorący napój. Jego żona w odpowiedzi wzruszyła jedynie ramionami.
– Harry ewidentnie nie chce mieć z nią do czynienia, nawet nie otworzył listu.
– Może się boi… – zasugerował dziwnym tonem Ron, odwracając wzrok. – Gdybyś odwaliła taki numer jak Ginny, nigdy nie otworzyłbym tej przesyłki.
Hermiona przygryzła wargi i potrząsnęła głową. Bujne włosy zawirowały w powietrzu i na sekundę Ron się wyłączył.
– Na swój sposób Harry ruszył naprzód. Wiadomość od Ginny jest jak patrzenie w przepaść, gdy nadal się nad nią wisi. Przeczytanie jej grozi nieodwracalnym…
– Dzieciaki będą załamane – ponurym głosem stwierdził mężczyzna, przypatrując się zapieczętowanemu pergaminowi. – A jeśli to się rozejdzie szerzej…
– Harry znów będzie w pułapce – dokończyła za niego Hermiona, odrzucając od siebie dokument. Miała już trochę dość wpatrywania się w literki. Pismo było przyjemne dla oka i łatwo się je czytało, ale zajmowała się tym już od kilku dni i zaczynała ją irytować ta umowa. – Prasa i fanki rzucą się na nowinkę jak spragnione suki psy.
– Hermiono!
Kobieta odetchnęła głęboko i spojrzała z niepokojem na męża, który sięgnął po jej dłoń i ścisnął ją mocno, jakby dzień miał się zaraz skończyć.
– Nikt z nas tego nie zniesie. Wyobraź sobie te wszystkie obrzydliwe plotki… pomówienia… ludzie będą tygodniami rozprawiać, dlaczego najbardziej znana i uwielbiana para się rozstała… a w środku tego całego bajzlu będą dzieci.
– Plotki lepią się do nas jak muchy do lepu. Ciągle nowe, zawsze tak samo obrzydliwe – zauważył lodowato stojący w drzwiach Harry. Przez ramię miał przewieszony koc, a w dłoniach trzymał książkę, nad którą usnął na zewnątrz. – Co bystrzejsze osoby zauważyły zniknięcie Ginny, na razie składają to na mój urlop… Kingsley daje wszystkim do zrozumienia, że wyjechaliśmy na romantyczny wypad we dwoje. Póki moja żona ukrywa się u Teodora, nikt nie ma pewności, że coś jest nie tak.
– Otworzysz? – wyrwał się Ron, po czym gwałtownie poczerwieniały mu uszy. Z niepokojem unikał wzroku Harry’ego.
– Spędziłem ponad dwadzieścia kilka lat z twoją siostrą, myślisz, że nie wiem, co jest w środku?
Ron spiął się, wyraźnie wahając się, ale w końcu odważył się odpowiedzieć:
– Odeszła od ciebie.
– Ale mnie nie zdradziła – odparował natychmiast Harry. Na widok ich pełnych niedowierzania min, przewiesił koc przez oparcie krzesła, odłożył książkę na stół, westchnął ciężko i ulokował się wygodnie obok Rona. Hermiona podała mu herbatę i czekała, aż podzieli się z nimi wszystkim.
– To brzmi śmiesznie, ale wiedziałem… być może nawet wcześniej niż Gin. – Jego twarz wykrzywił kwaśny uśmiech, gdy uświadomił sobie, że wyrwało mu się te pieszczotliwe określenie. To smutne, ale nie miał już do niego prawa. Używanie go zostawiało w ustach nieprzyjemny smak. – Ona… była tak bardzo zaślepiona Nottem, że przez długi czas nic nie zauważyła. Dopiero niedawno zrozumiałem, że wcale nie chciała się w nim zakochać, walczyła z tym zauroczeniem i odpychała od siebie myśl o tym… wzajemnym przyciąganiu. Jednak stało się.
Ron poruszył się niespokojnie, ale nie umiał utrzymać języka za zębami.
– I ty akceptujesz to tak spokojnie?
– A co mogę jeszcze zrobić? Blisko dwa lata próbowałem, oboje próbowaliśmy… i przegraliśmy. Nie uratowaliśmy małżeństwa, ale być może uda nam się zachować przyjaźń. – Harry z minuty na minutę zamykał się coraz bardziej w sobie, a jego wzrok twardniał. – Nasze stosunki nigdy nie będą idealne, ale byliśmy ze sobą zbyt długo, żeby po prostu się poddać. Teraz musimy zmniejszyć szkody i nie skrzywdzić dzieci i siebie nawzajem. Chcesz widzieć, jak kłócimy się o głupstwa i ranimy jeszcze bardziej. Naprawdę tego chcesz?
– To bardzo dojrzałe z twojej strony – powoli, ważąc słowa wtrąciła Hermiona i wysunęła dłoń z trzymającego ją uścisku. – Jesteś pewien, że Ginny myśli podobnie?
Harry poderwał się z miejsca, sięgnął po list od żony i otworzył go, uważnie obserwowany przez dwie pary oczy. Ron zaciskał pięści, w napięciu oczekując jego reakcji, Hermiona jedynie przyglądała mu się z cierpliwością i pewną wyrozumiałością. Gdy gospodarz złożył list i schował go do kieszeni, napięcie wisiało w powietrzu niczym burza, czekająca na gradobicie.
– I co? – Nie wytrzymał w końcu Ron.
– Tak jak się spodziewałem. Ginny zgodzi się na wszystko. Oboje chcemy ograniczyć potencjalne szkody, jakie spowoduje nasz rozpad. Zaniepokoił ją też przesłany przez Malfoya kontrakt poufności – w skrócie podsumował Harry i nagle spoważniał. Hermiona zawsze wiedziała, że przyjaciel ma w sobie siłę, ale teraz promieniował zdecydowaniem. – Sprawę rozwiązania moich małżeńskich problemów odłóżmy na bok – zarządził, patrząc na rudowłosego przyjaciela, który ewidentnie chciał coś wtrącić. – To nasza sprawa, Ron. Tylko Ginny i ja mamy coś w tej kwestii do powiedzenia. W końcu zdecydujemy, jakie kroki będą najlepsze dla naszej rodziny, ale póki co, odpuść sobie. Doceniam twoją pomoc, ale… odpuść.
– Ron – powiedziała cicho Hermiona, kładąc rękę na ramieniu męża. Gdy niebieskie oczy odważyły się zmierzyć z jej spojrzeniem, skinęła głową, odpowiadając na jego nieme pytania. – Harry ma rację. Gdy będzie potrzebował pomocy, poprosi o nią.
– W porządku, stary. – Wobec tak zmasowanego ataku Ronald Weasley nie miał szans. – Ale nie czekaj zbyt długo.
Harry uśmiechnął się do niego.
– Oczywiście. To ci mogę obiecać.
Hermiona patrzyła na nich z uczuciem, którego nie potrafiła zdefiniować. Mieszanka dumny, cierpliwości i zadowolenia.
– Przejrzałam umowy, które przysłał nam Malfoy i wyglądają w porządku. Żeby być szczerym… są idealne. Naprawdę – podkreśliła, kręcąc głową i sięgając po jeden z pergaminów, które podała później Harry’emu. – Standardowa umowa, jaką Malfoy oferuje swoim obiektom doświadczalnym, jest jednym z najlepiej skonstruowanych dokumentów Ministerstwa. Kirk Rodan zna się na rzeczy.
Harry wyszczerzył się do Rona.
– Chyba masz rywala, Ronuś.
– Nie bądź śmieszny – ofuknęła go Hermiona z rozdrażnieniem w głosie. – Doceniam po prostu jego kunszt i precyzyjną robotę. Kontrakty są dopracowane w każdym calu, mało tego, mają najlepsze warunki, jakie w życiu widziałam. Słyszałam plotki, ale to… Harry, to jest po prostu niesamowite.
– Jak dla mnie to wygląda na stos niepotrzebnej makulatury – mruknął zaczepnym tonem Ron, marszcząc czoło i krzyżując ręce na piersiach. – Nie rozumiem, po co Malfoy przysłał to całej rodzinie.
– Na mnie nie patrz – zastrzegł od razu Harry. – Zaskoczył mnie tak samo jak i ciebie.
Hermiona westchnęła.
– Dba o ciebie – powiedziała cicho, na co Ron prychnął niedowierzająco. Harry w milczeniu przyglądał się najinteligentniejszej czarownicy, jaką poznał. Mógł być pewien, że wyjaśni dokładnie, co ma na myśli. – Porównałam twoją umowę z jego ostatnim kontraktem eksperymentalnym i zauważyłam szereg poprawek. Na początku nie byłam przekonana, czy mam rację. To kilka niewielkich modyfikacji… ale zebrane do kupy dają niepokojący obraz – Hermiona zawiesiła głos, nie wiedząc, jak ubrać w słowa chodzące jej po głowie myśli. – Spójrz na umowę, którą ci dałam. To kopia oczywiście, więc Malfoy nie domyśli się, jak głęboko się dokopaliśmy. Na zielono zaznaczyłam dodatkowe aneksy i zmodyfikowane wyrażenia, czerwonym atramentem podkreśliłam fragmenty usunięte z twojej umowy.
Harry spojrzał na Hermionę z pewnym zaciekawieniem.
– To dlatego wszyscy Weasleyowie dostali identyczne umowy?
– One wcale nie są identyczne – zaprzeczyła Hermiona, gdy Harry podawał pergaminy rudowłosemu przyjacielowi. – W najważniejszych punktach nic nie zmieniono, ale kilka paragrafów zmodyfikowano, to właśnie żółte uwagi.
– Czyli fretka nie jest taka zła – podsumował w końcu Ron, oddając dokumenty Harry’emu, który ponownie zaczął je przeglądać, tym razem z większym zaangażowaniem. – Mój światopogląd się wali – zażartował słabo.
– Jeśli to podpiszę, Malfoy zadba o zachowanie daleko idącej dyskrecji… myślicie, że da się pod to podciągnąć mój rozwód? – zastanawiał się głośno Harry.
Hermiona skinęła głową.
– To sformułowanie jest jednym z luźniejszych podpunktów, podejrzewam, że Malfoy podaje ci gałązkę oliwną. Coś jakby…
– …ty chronisz moje sprawy, ja twoje? – dokończył bez wahania Ron, spoglądając na dwójkę swoich przyjaciół. – Czym jest ten rozwóg?
– Rozwód – poprawiła go Hermiona, po czym upiła łyk herbaty. Coś drapało ją w gardle. – To mugolskie określenie na rozwiązanie więzi między czarodziejami.
– Mugole uwielbiają utrudniać sobie życie – ocenił jej mąż. – Nadają nowe nazwy każdej bzdurce, a potem się dziwią, że się nie rozumieją.
Harry dokładnie czytał pergaminy, które dostarczyła mu przyjaciółka. Nie zwracał uwagi na toczącą się przy stole namiętną dyskusję małżeńską. Ron i Hermiona już tacy byli, uwielbiali mieć różne zdania. To, co w Hogwarcie kończyło się tygodniami kłótni, teraz wywoływało jedynie kilka uszczypliwości i długi ciąg ripost.
– Dacie sobie przerwać, czy muszę zafiukać po pomoc? – zdecydował się wtrącić. Oboje spoglądali na niego z poczuciem winy wypisanym na twarzach. – Nie rozumiem sensu modyfikacji piątego podpunktu w paragrafie siedemnastym.
Hermiona spojrzała na wskazany pergamin i westchnęła.
– Nie ma pewności, czy moja interpretacja jest słuszna, ale… podejrzewam, że Malfoy chce zapobiec ewentualnym osobom, które próbowałyby się wtrącić w waszą relację.
– Masz na myśli nas?
– Raczej nie, Ron. Wygląda na to, że Malfoy zakłada, iż Ministerstwo zainteresuje się jego badaniami, być może nawet będzie chciało je przejąć. Jeśli Harry podpisze umowę, nic im to nie da, ponieważ będzie śniącym Malfoya. Tylko i wyłącznie jego.
– Pokręcone nawet jak na ślizgona.
Ku ich zdziwieniu Harry poparł Malfoya.
– To instynkt samozachowawczy, Ron. Ministerstwo będzie musiało się wypchać, ponieważ te badania są jego. Poza tym już mu obiecałem pomoc… – dodał zdecydowanym głosem, po czym po chwili, z nutą zamyślenia, uzupełnił: – w pewnym sensie nawet go rozumiem.
– Nie chcę wiedzieć – zastrzegł przyjaciel, odwracając wzrok. – Tylko nie daj się skusić Malfoyowi. To gnida.
Oburzony i jednocześnie zaniepokojony Ron był rozbawiający. Harry’emu udało się powstrzymać od parsknięcia śmiechem, tylko dlatego że doceniał jego troskę.
– Nie w tym życiu – obiecał. Malfoy nie wyglądał na zainteresowanego uwodzeniem go, a jemu przez głowę nie przemknęła podobna myśl. Nawet ten alternatywny świat nie przekonał go, że Draco Malfoy zasługuje na jakiekolwiek większe zainteresowanie. Żadna wersja mężczyzny nie miała dość charakteru.
– Radziłabym podpisać umowę, Harry – stwierdziła w końcu Hermiona, unikając spojrzenia Rona. – Malfoy oferuje doskonałe warunki. Galeony nie grają dla ciebie większej roli, choć sam musisz przyznać, że kwota jest dość wysoka. Zauważ, że anonimowość i ewentualna pomoc w radzeniu sobie z prasą są idealne w tej sytuacji. Wszystkie dokumenty, które otrzymała cała rodzina, świadczą o tym, że Malfoy bierze cię na poważnie. Dzięki temu nie będziesz musiał niczego ukrywać przed bliskimi. Oferta obejmuje nie tylko pomoc, ale również zapobiega późniejszym problemom, które mogą wyniknąć z waszej współpracy.
– Myślisz, że to jego pomysł czy tego współpracownika… Rohana? – Harry był sceptycznie nastawiony wobec rewelacji Hermiony, ale przyjaciółkę zafascynowała przysłana umowa i raczej nie będzie chciała słyszeć o jego wątpliwościach.
Kobieta potrząsnęła głową.
– Rodana – poprawiła go. – I nie mam pojęcia… – Spojrzała na leżące na stole pergaminy i zaczęła składać je na jedną kupkę. Zastanawiała się, czy powinna ujawniać, jak głęboko wkopała się w relacje Malfoya z Rodanem. – Zaczęłam drążyć sprawę i ku swojemu zaskoczeniu odkryłam, że Malfoy i Rodan współpracują od lat. – Nagle spojrzała Harry’emu prosto w oczy. Widziała w nim tę ciekawość, która potrafiła kiedyś zmienić świat i otaczających go ludzi. I dopiero teraz, gdy ona tam była, Hermiona poczuła, jak jej brakowało tej strony przyjaciela. – Nic w tym dziwnego, prawda? Otóż tkwi w tym pewna tajemnica, ponieważ Kirk Rodan, wieloletni reprezentant Malfoya, urodził się w mugolskiej rodzinie.
– Biedny facet, fretka pewnie nieźle daje mu popalić – wyraził swoje współczucie Ron, pomagając żonie pozbierać papiery. We dwoje uporali się z tym raz dwa. Hermiona sięgnęła po kubek, czując, że musi czymś zająć ręce. – Na pewno się nad nim znęca.
– Nie wygląda na to. Emilda Roberts była bardzo rozmowna na temat swojego zięcia. Wedle jej słów, Draco Malfoy, jest bliskim przyjacielem rodziny – a nawet chrzestnym ich drugiego syna!
– Wkręcasz nas.
Hermiona uśmiechnęła się, nieco rozbawiona reakcją swojego męża, który wytrzeszczył oczy i z niedowierzaniem kręcił głową. Zerknęła na Harry’ego, ale on wyglądał na nieporuszonego wiadomością. Najwyraźniej obaj mieli wątpliwości… Westchnęła. Ona też je miała i musiała się w końcu przyznać do porażki. Malfoywi nic nie można było zarzucić.
– Ja też nie uwierzyłam w te rewelacje, póki się nie potwierdziły. To nie było trudne, dostęp do tego typu dokumentów nie jest specjalnie ograniczony. Zgodnie z tym, co ustaliłam, Dracon Malfoy i Astoria Malfoy, z domu Greengrass, są rodzicami chrzestnymi Emiliano Rewerto Rodana. Nie powiem, zaintrygowało mnie to i szybko zaangażowałam się w małe badania. Dyskretnie popytałam wśród pracowników biura patentowego, gdzie Rodan zaczął pracować zaraz po skończeniu Hogwartu. Po roku zdał egzaminy dopuszczające go do reprezentowania oskarżonych, w ciągu kolejnych dwóch lat zdobył również kilka innych uprawnień, włącznie z dostępem do tajnych akt na poziomie trzecim. – Obaj mężczyźni wyglądali na równie zaskoczonych. Dostęp na tak wysokim poziomie oznaczał, że Rodan legalnie mógł czytać pełne, wielostronicowe aurorskie raporty, które czasami przypominały sporych rozmiarów woluminy. Większość obrońców zadowalała się przeglądaniem skróconych akt, na co pozwalał im poziom czwarty. Niewielu kusiło się (i miało odpowiednie znajomości), żeby zdać egzamin na wyższy, bardziej niebezpieczny stopień. Poznawanie sekretów zawsze groziło spaleniem. – Podobno zaraz po zakończeniu procesu Malfoya mężczyzna porzucił swoją pracę, żeby założyć własne biuro reprezentanckie. Zgadnijcie, kto był jego pierwszym klientem.
– Malfoy.
Hermiona skinęła głową.
– Trzy lata zajmował się sprawami swojego jedynego klienta i nagle zaczęli napływać do niego nowi chętni, w większości byli ślizgoni i krukoni. Od tamtej pory jego biuro całkiem nieźle prosperuje: rozrosło się i dorobiło współpracowników. Co ciekawsze, pracują tam głównie osoby mugolskiego pochodzenia.
– A gdzie na tym obrazku ukrywa się Malfoy? – zapytał w końcu Harry.
– Jest obok Rodana głównym udziałowcem i wieloletnim klientem, z czym zupełnie się nie kryje. Emilda zasugerowała, że to Malfoy pośredniczył w rozmowach małżeńskich między jej rodziną a nie–czystokrwistym zięciem. Podobno też to z jego winy młoda para się spotkała. Niczym strażnik gwarantował spokojny rozwój ich związku.
– Malfoy stworzył doskonałą zasłonę dymną. Wszyscy wiedzieli o jego nienawiści wobec szlam, więc co zrobił po uwolnieniu? Zaprzyjaźnił się z mugolakiem – z obrzydzeniem w głosie Harry podsumował wszystko, co usłyszeli od Hermiony.
– Nie wydaje mi się – zauważyła cicho, unikając patrzenia w oczy przyjacielowi. – Rodan w czasie swojej kariery w Ministerstwie praktykował podczas procesów śmierciożerców… i bronił Malfoya.
– Czyli to sprawa honoru – zauważył trzeźwo Ron. – Z tym się nie walczy, każdy to wie. Widać Malfoy obiecał Rodanowi pomoc, jeśli tylko uda mu się wyjść z aresztu, a później musiał wypełnić zobowiązanie.
Hermiona miała cały czas wrażenie, że tkwiło w tym coś więcej, ale widząc potakujących sobie mężczyzn, tak pewnych swoich racji, zrezygnowała z walki. Co miała powiedzieć? Brakowało jej argumentów… a Hermiona Weasley nie opierała się przecież na przeczuciach.
– Podpiszesz? – zapytała w końcu, decydując się zmienić temat. Może później uda jej się opracować jakieś sensowne, logiczne powody!
Harry jeszcze raz spojrzał na leżące na stole pergaminy, na przyjaciół i znów na umowę. W końcu skinął głową. Nie ufał Malfoyowi, ale po Wieczystej Przysiędze ten kontrakt nie mógł już w niczym przeszkodzić. I tak był w rękach ślizgona, i tak. Umowa gwarantowała mu pewne profity, które był jednak w stanie docenić – i za to mógł podziękować Malfoyowi.
Może na swój sposób jego szkolna nemezis dorosła?
Ron podrapał się po szczęce.
– W takim razie muszę zwołać rodzinne spotkanie. – Na widok zaciekawionej miny przyjaciela dodał: – Nie możesz się przed nami ukrywać. Twoje problemy są naszymi, pamiętasz? Ci, którzy będą chcieli, podpiszą ten cholerny kontrakt, a wtedy im wszystko wyjaśnimy.
– Dzięki, Ron. – Harry był wdzięczny za pomoc. Weasleyowie zawsze go wspierali i cieszył się, że teraz – dzięki Malfoyowi, ni mniej ni więcej – nadal będzie mógł na nich liczyć.
– Jeszcze musisz zdecydować, komu chcesz o wszystkim opowiedzieć – przypomniała mu Hermiona, przywołując z gabinetu pióro. – Wszyscy dorośli członkowie rodziny dostali umowę, jakieś szczątkowe wyjaśnienia im się należą, nawet gdy nie zdecydują się zaangażować. Podejrzewam też, że będziesz chciał powiadomić Teddy’ego. Malfoy zapewne nie wie, że to twój chrześniak… myślę, że powinieneś tez powiedzieć Kingsleyowi – w razie problemów pomoc Ministra Magii sprawi cuda. Ktoś jeszcze powinien wiedzieć?
Harry przez chwilę zastanawiał się, czy nie włączyć na tę krótką listę osób godnych zaufania Neville’a i Luny, ale jego przyjaciółka podróżowała tyle po świecie, szukając magicznych stworzeń, że zanim wróci z ostatniej wyprawy, ten problem już dawno się rozwiąże. Neville zaś… cóż, Harry zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciel boryka się ostatnio z pewnymi problemami małżeńskimi i zwalanie mu na głowę cudzych przygód zapewne nie pomoże.
Pokręcił przecząco głową. Nie było wiele osób, którym ufał. Większość z nich była martwa albo należała do rodziny Weasleyów. Nagle uświadomił sobie, że zapomniałby o najważniejszej trójce w jego życiu.
– A co z Jamesem i Alem? Przecież domyślą się, że coś jest nie tak… Lily, mimo młodego wieku, jest dość wrażliwa na zmianę atmosfery – nie da się zbyć byle wyjaśnieniem.
– Małoletni nie mogą zawierać wiążących magicznych umów – zauważyła spokojnie Hermiona, próbując wygładzić włosy. – Jednak w ich imieniu, jako prawny opiekun, możesz podpisać podobny kontrakt…
– To świetnie – ucieszył się Harry.
– Niekoniecznie. Jeśli dzieciaki nie dochowają tajemnicy, ty poniesiesz spotęgowane konsekwencje: za złamanie swojej umowy i ich. Ponadto zgodnie z dyrektywą sto osiemdziesiątą dziewiątą w takiej sytuacji tracisz status opiekuna ze skutkiem natychmiastowym.
– Co to oznacza dla dzieci?
– Lądują u Ginny – i prawdopodobnie nigdy więcej nie będziesz ich opiekunem. Żadnych wspólnych wakacji, spotkania pod opieką Ministerstwa lub legalnego opiekuna itd.
- Jestem ich ojcem! – oburzył się, dostrzegając całą niesprawiedliwość systemu.
- Po zerwaniu umowy będziesz tylko i wyłącznie NIEODPOWIEDZIALNYM ojcem – dobitnie podkreśliła Hermiona, spoglądając mu prosto w oczu, nawet sekundę się nie wahając. – Ministerstwo latami walczyło o działające prawo, które byłoby w stanie chronić dzieci przed nieodpowiednim wpływem rodziców. Podpisywanie w ich imieniu magicznych umów o podejrzanym pochodzeniu jest nieodpowiedzialne i ryzykowne. Myślałam, że przygoda z Czarą Ognia czegoś cię nauczyła.
- Hermiono, tego już za dużo! – Ron zareagował bezbłędnie, uciszając ją krótkim Silencio. Hermiona zmierzyła go spojrzeniem, ale nie próbowała walczyć. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na twarz Harry’ego, żeby wola walki zniknęła.
Gdy mąż cofnął zaklęcie, ostrożnie dotknęła dłoni przyjaciela.
- Przepraszam, nie chciałam przywoływać tych wspomnień. Skupiłam się na tym, że możesz stracić dzieci i nie pomyślałam.
Harry przyglądał jej się w milczeniu, beznamiętne spojrzenie peszyło, ale Hermiona nie uciekała od walki. Śmiało patrzyła mu w oczy, próbując przekazać jak bardzo jej przykro.
- Rozumiem – powiedział głosem suchszym niż wiatr wędrujący po pustyni. – Nie lubię, gdy się o mnie martwisz… gdy oboje się martwicie – dodał już normalnym tonem, spoglądając na Rona.
Rudowłosy mężczyzna objął ramionami Harry’ego i swoją żonę.
- Od tego są przyjaciele, panie Potter.