Przeklęte sny 18

Harry rozluźnił się nieco, przypatrując uważnie sztywno wyprostowanemu mężczyźnie. Wyglądało na to, że Malfoy w jakiś sposób odzyskał nad sobą panowanie. Prawdopodobnie coś planował – i zapewne miało to coś wspólnego z powrotem do „domu”.


Potter nie próbował się oszukiwać. Skrewił i to w całkiem niezłym stylu.


Jak na doświadczonego aurora zachował się dość… niedoświadczenie. Co prawda podobna sytuacja – rzucenie nieużywanego od lat zaklęcia tylko po to, żeby przekonać się, jak potoczyłoby się życie, gdyby kiedyś, na początku swojej drogi zachował się inaczej, podjął inną decyzję – nie zdarzała się często, ale… powinien lepiej to przemyśleć.


Rzucanie się bezmyślnie w wir nowych przygód od zawsze było jego problemem, ale nigdy na taką skalę. Myślał, że bycie aurorem i wiążące się z tym wszystkie obowiązki i kłopoty oduczyły go pochopnego ulegania sytuacji. Najwyraźniej oszukiwał sam siebie.


Oboje z Herminą zbyt łatwo uwierzyli, że jedno zaklęcie potrafi sprawić cuda… być może chcieli wierzyć – i dlatego to zadziałało. A teraz to on musiał zmierzyć się z konsekwencjami.


Co gorsza nadal nie wiedział co świadomość, jak potoczyłoby się życie, gdyby faktycznie został przydzielony do Slytherinu, mogła zmienić w jego normalnym życiu. Nie było żadnego olśnienia, głos nie przemówił z nieba, a z kapelusza nie wyskoczył żaden króliczek…nie licząc pocałunków z Malfoyem, Sary i masy innych rzeczy, wszystko byłoby w porządku.


Westchnął, chowając dłonie w kieszeniach. Życie byłoby łatwiejsze, gdyby odpowiedzi zawsze były jasne i proste. Żałował, że tak nie jest.


Rzucił spojrzenie na rozglądającego się po pomieszczeniu Malfoya. Przynajmniej on widział, o co w tym wszystkim chodzi – i nawet jeśli nie chciał, być może nawet nie umiał tego wyrazić, w jakiś sposób jego obecność działała uspokajająco na nerwy Harry’ego.


Czemu winny był Eliksir Podatności.


Potter zmarszczył czoło, zastanawiając się, jak u diabła mógł działać ten wywar… o ile Malfoy nie skłamał. Z drugiej strony – czemu miałby twierdzić, że Harry oszukuje go, zachowując się, jakby naprawdę działał na niego ten eliksir? To bez sensu.


W jakiś sposób mikstura oddziaływała na bliskie otoczenie czarodzieja, który ją zażył. Nie było innej możliwości, skoro Harry wiedział, że blondyn nie mógł podać mu eliksiru w żaden inny sposób. A skoro Potter z tego świata był na niego odporny, Malfoy użył wywaru w innym celu. W takim razie po co?


Żeby matka Hermiony była bardziej podatna na jego urok.


Harry skrzywił się, gdy uświadomił sobie, w jaki sposób Malfoy zyskał nad nim przewagę w domu państwa Granger. Gdyby kobieta nie była tak ufna wobec ślizgońskiego dupka, nic by się nie wydarzyło… choć znaczyłoby to jednocześnie, że nic się nie wyjaśni, a Harry nadal stałby w miejscu.


Nagle coś przyszło mu do głowy… Skoro Malfoy nie zażył eliksiru, żeby go do siebie przekonać, a jednocześnie twierdził, że go szukał i nie miał na nic innego czasu… w takim razie skąd wiedział, że ta konkretna mikstura będzie mu potrzebna? Nikt nie zażywa eliksirów bez wyraźnej potrzeby!


Malfoy wiedział, że on tam będzie. Wiedział, że Eliksir Podatności zapewni mu niezbędną przewagę. Zaplanował to!


Harry zmusił się do zachowania spokoju, choć pod powierzchnią czuł czający się gniew i frustrację. Za każdym razem, gdy wydawało mu się, że zrobił krok do przodu, okazywało się, że w rzeczywistości cofa się. Tak jakby coś uniemożliwiało mu całkowite zrozumienie sytuacji.


Może to wina zaklęcia? Jeśli rzucił je niepoprawnie – bądź co bardziej prawdopodobne – bezzasadnie, magia mogła się buntować. Choć z tego, co Harry kojarzył z wyjaśnień Hermiony, te konkretne zaklęcie nie zadziała, o ile nie zostaną spełnione pewne warunki; wyglądało na to, że był skazany na dywagacje… przynajmniej póki nie obudzi się w domu, gdzie czekała na niego, zaniepokojona zapewne, przyjaciółka i wąż w ludzkiej skórze. Harry jedno musiał przyznać – Malfoy miał również cechy, który mogły okazać się przydatne w wyjaśnieniu tej zagadki. Był wystarczająco uparty i odpowiednio zaangażowany; na pewno nie zrezygnowałby w pół kroku, tylko dlatego że odpowiedź skrywała się w cieniu. Potter miał pewność, że ślizgon zawalczy do końca. Po prostu jego praca była dla niego zbyt ważna.


Gdy Malfoy wyciągnął do niego dłoń, Harry spojrzał na niego jak na idiotę.


Nie ma mowy! Żadnej aportacji łącznej. – Skrzyżował ręce na piersiach, patrząc gniewnie na mężczyznę, którego ta manifestacja samodzielności w ogóle nie poruszyła.


Jeśli myślisz, że pozwolę ci się wyrolować, to się grubo pomylisz, Potter – padła sucha odpowiedź. Malfoy zmierzył go ostrzegawczym spojrzeniem. – Sam zdecydowałeś, że nie możemy tutaj rozmawiać i masz całkowitą rację. Używanie zaklęć w domu, gdzie przebywa ta mała, może sprowadzić tylko kłopoty. Dopóki nie załatwimy tej sprawy, nie pozwolę ci wykorzystać nawet najmniejszej szansy na ucieczkę. Jesteś mi winny wyjaśnienia, Harry.


Wcześniej twierdziłeś, że poczekasz – wytknął mu Potter, unosząc brwi.


Malfoy spojrzał na niego tak, że Harry momentalnie poczuł się winny.


Sytuacja zmieniła się w momencie, gdy zdecydowałeś się na ucieczkę. Rozwiążemy to raz a porządnie.


Skoro tak mówisz.


Potter wzruszył ramionami, niezainteresowany. Świadomość, że niedługo wyczerpie się działanie zaklęcia, działała na niego uspokajająco. Być może to magia próbowała pomóc mu się wyciszyć, by przejście między światami było łatwiejsze – albo miał już dość rozmów z Malfoyem. Tańczyli wokół słów, jakby miało to coś zmienić, a prawdziwy sens gdzieś uciekał.


Chodź – powtórzył Draco, potrząsając zachęcająco wyciągniętą dłonią. Jego oczy mówiły, że jest gotowy na wszystko.


Harry pokręcił z niedowierzaniem głową, ale posłusznie wyciągnął rękę, żeby złapać za szczupły przegub. Nagle zawahał się, świadomy durnej ufności swojego postępowania. Miał do czynienia ze ślizgonem, a podążał za nim niczym owca.


Ciekawe co ten wilk planował?


Wypadałoby pożegnać się z gospodynią. Zapomniałeś o manierach? Ciekawe, jak oceniłaby to Narcyza? – zaciekawił się niewinnie Harry, obserwując nagle różowiejące policzki Malfoya. Przytyk na temat braku wychowania trafił celu, ale jakoś Potter nie czuł się z tego powodu szczęśliwy.


Merlinie, było mu po prostu głupio.


Już w szkole obaj z Ronem dostrzegli, że Malfoy był niezwykle czuły na punkcie swojej matki – cechę, którą nawet dzielił z Potterem – i to, że najmniejsza wzmianka na jej temat wyprowadzała go z równowagi. A teraz sam zaatakował ten punkt, próbując zyskać na czasie.


Po chwili blada cera Malfoya wróciła do normalnego kolorytu, a on sam, mrużąc oczy, przyglądał się Harry’emu z pewnym dystansem.


Skoro nalegasz – powiedział w końcu takim tonem, że byłoby oczywiste nawet dla gruboskórnego Rona, że wcale nie jest z tego faktu zadowolony. – Odczuwam nieprzepartą chęć zacieśnienia więzów z twoją córką.


Harry zamarł, gapiąc się na stojącego naprzeciwko mężczyznę, który powoli cofnął rękę, poprawił szatę i odwrócił się, prawie wpadając na stojący za nim stolik. Dopiero wtedy obaj zwrócili uwagę na przewrócony wazonik i rozrzucone kwiaty. Większość wody zdążyła już wsiąknąć w koronkę.


Gdy Harry sięgnął po różdżkę, żeby usunąć szkody, Malfoy wyczuwając szóstym zmysłem jego zamiary, odwrócił się i zanim auror zdołał rzucić zaklęcie, umiejętnie go unieruchomił.


Jak na ojca zachowujesz się mało odpowiedzialnie – powiedział neutralnym tonem z ledwie wyczuwalną drwiną w głosie. Pytające spojrzenie rzucone mu przez Harry’ego wykrzywiło jego wargi w irytującym uśmieszku. – A może postanowiłeś zachować się jak idiota i na złość kochankowi poinformować cały świat, że masz córkę, którą od prawie pięciu lat ukrywasz przed wszystkimi? Merlinie, powiedz, że to kolejny z tych odruchów, nad którymi nie potrafisz zapanować. Bądź czarującym kretynem i przyznaj się: zapomniałeś o środkach ostrożności.


Zapomniałem – powiedział po chwili Harry, wyszarpując dłoń z bezwzględnego uścisku i chowając różdżkę do kieszeni. Malfoy nie patyczkował się; nadgarstek dawał o sobie znać. Potter poruszył palcami, a promieniujący ból przyprawił go o dreszcze.


Malfoy musiał być wściekły, skoro nie uświadomił sobie, jak umiejętnie ścisnął. Harry ukrył dłoń w kieszeni, nagle zdecydowany nie mówić o niczym mężczyźnie.


Nie było takiej potrzeby.


Lepiej o tym pamiętaj… jeśli chcesz, żeby ta mała dożyła Hogwartu.


Ona ma imię.


Malfoy zmierzył go spojrzeniem.


A to robi jakąś różnicę?


Potterowi zabrakło słów, wlepiał oczy w lekko zafrasowanego blondyna, który nie wiedział w czym rzecz. Godryku, czy wszyscy Ślizgoni byli kretynami?


Olbrzymią – zaznaczył.


Malfoy uniósł brwi.


Skoro tak mówisz. – I pochylił się, żeby postawić wazon, włożyć kwiaty do środka, a następnie delikatnie ujął za szyjkę i skierował się w stronę drzwi.


Harry, zaciekawiony, podążył za nim, obserwując jak Malfoy grzecznie wyjaśnia pani Granger, że przydarzył się mały wypadek, za który rzecz jasna bardzo przepraszają. Potter musiał przyznać, że nie spodziewał się tego po ślizgonie.


No cóż, przytyk widocznie trafił w czuły punkt.


* * *


Długo masz zamiar tak stać i się gapić? – Choć pytanie wyglądało bardziej na ostrzeżenie, żeby nie ważył się na nic głupiego, Harry musiał przyznać rację mężczyźnie – zbyt długie skupianie wzroku na obiekcie mogło być męczące dla ofiary. I irytujące.


Westchnął.


Zamyśliłem się.


Wyjaśnienie najwyraźniej wpasowało się w oczekiwania Malfoya; blondyn obrzucił go spojrzeniem, ostrym i przenikliwym, ale pozbawionym nieufności.


Harry zmusił się do uśmiechu. Zadowolenie ślizgona będzie wygodniejszym wyjściem niż skazane na klęskę próby walki z nim. Nie zostało wiele czasu, zaklęcie niedługo się wyczerpie. Godzina, może dwie i będzie po wszystkim, mógł przestać przejmować się Malfoyem.


Naprawdę mógł? Czy jednak konsekwencje jego działań nie wpłynął na prawdziwą rzeczywistość? Jak wiele było w stanie zmienić jedno zaklęcie?


Harry zawahał się, nim chwycił Malfoya za łokieć, przygotowując się do aportacji. Zdążyli już pożegnać się z panią Granger. Kobieta pozwoliła nawet Potterowi przyjrzeć się córce ostatni raz.


Musiał przyznać, że to dziwne doświadczenie; chłonął każdy szczegół, starając się zapamiętać jak najwięcej, jednocześnie wiedząc, że w prawdziwej rzeczywistości mała Sara nigdy się nie narodzi, nie miała prawa. Hermiona była dla niego jak siostra, owszem, gdy byli młodsi zdarzało mu się spojrzeć na nią jak na dziewczynę, nie był ślepy, na Merlina!, ale gdy stało się dla niego jasne, że jego przyjaciele są dla siebie stworzeni, Hermiona stała się po prostu Hermioną, nikim mniej i nikim więcej. Przyjaciółką, którą kochał jak siostrę. Żoną Rona, matką Rose i Huga.


Czy teraz, mając wciąż przed oczami owoc ich związku, będzie potrafił patrzeć na Hermionę tak samo jak przedtem?


Miał nadzieję, że tak, bo inaczej wszystko zniszczy. Wystarczy jedno nieudane małżeństwo w rodzinie, nie chciał stać się powodem rozpadu kolejnego. Nie mógł być taki jak Teodor, nie chciał być.


I nagle zrozumiał coś, czego dotychczas nie był w stanie pojąć. Dotarło do niego, że przecież Nott wcale nie zrobił tego specjalnie. Stało się, on i Ginny zakochali się w sobie. Przecież widział, jak przeszło dwa lata walczyli ze sobą, próbowali unikać i jakimś dziwnym trafem losem pchał ich w swoje ramiona. Spotkanie na mieście, przyjęcie, którego nie dało się uniknąć, ot zwykłe sprawy. Na Merlina, śledził ich oboje i doskonale wiedział, że żona nie zdradziła go, przynajmniej nie fizycznie! To, że zakochali się nie tylko w normalnej rzeczywistości, ale również tej magicznej, musiało coś znaczyć.


Może byli sobie przeznaczeni… a jej związek z Harrym po prostu przytrafił się za wcześnie. To nie był błąd, nie, skoro mieli trójkę wspaniałych dzieci i przeszło dwadzieścia lat spokojnego małżeństwa.


To się po prostu zdarzyło, tak jak przytrafiają się inne rzeczy w ludzkim życiu. Nikt nie wybiera sobie życia, niektóre decyzje prowadzą do konsekwencji, których człowiek nie jest w stanie przewidzieć, gdy decyduje się na taką a nie inną opcję.


Być może to niczyja wina.


I nagle z oślepiającą świadomością dotarło do niego, jak ślepy był, gdy nie rozważał innych opcji. Ginny była jego pierwszą i jedyną miłością. Musiała nią być.


Młodsza, zakochana w nim do szaleństwa małolata wyrosła na kochającą, wyrozumiałą dziewczynę, która wie, czego chce i wie, jak to osiągnąć. Nigdy nie miał szans w starciu z taką determinacją, nawet nie starał się walczyć. Była idealna pod wieloma względami, być może nawet pod zbyt wieloma. Przyjaźnił się z jej bratem, spędzał u nich wakacje i święta, dlatego miała okazję poznać go z tej strony, z jakiej nie ujrzała go żadna inna dziewczyna z Hogwartu. Na Godryka, Ginny znała nawet Syriusza, wiedziała o jego śmierci, rozumiała, ile dla niego znaczył chrzestny. Harry nie musiał o tym mówić, żadne tłumaczenia nie były potrzebne… a gdyby były, zawsze pozostawała w obwodzie wszystko rozumiejąca Hermiona, z którą przyjaźniła się młodsza siostra Rona. Obie na pewno rozmawiały na ten temat.


Ginny, jego Ginny, ta, która została naznaczona opętaniem, uwielbiająca qudditcha, namiętna rudowłosa Ginny o ciepłych brązowych oczach i kochającej rodzinie. Która kochała jego, Harry’ego, a nie Harry’ego Pottera.


Harry musiał wierzyć, że to prawda… że Ginny kochała go za to jaki jest, a nie kim jest. Musiała.


Nie dałby rady, gdyby nie istniał nikt, kto by rozumiał.


Nigdy nie pozwoliłby żadnej dziewczynie, zbliżyć się do siebie tak bardzo, żeby ujawnić choć część swoich sekretów. Musiałby się otworzyć – a skąd niby miał wiedzieć jak? A Ginny… Ginny po prostu tkwiła pośrodku wszystkiego, była tam, widziała, rozumiała.


Jedyna opcja; jedyna, która mogła go kochać i którą on był w stanie pokochać.


To było tak proste, tak oczywiste.


Zdecydował dawno temu i nigdy, nawet w ciągu tych dwóch lat rozłąki zaraz po zwycięstwie, nie szukał nikogo innego. Nie dał sobie szansy zakochać się w kimś innym, pewny, że Ginny jest idealna – że jest jedyną, którą był w stanie pokochać.


Była jego… co jak się okazało, nie było do końca prawdą.


Spojrzał w dziwnie poważne, oceniające oczy Malfoya, który obserwował go uważnie, w milczeniu i czekał na jego kolejny ruch.


Być może istniały opcje, jakich nie dostrzegałem, uświadomił sobie, chwytając za ramię mężczyzny, półświadomie rejestrując rozluźniające się pod palcami mięśnie. Ale to nie znaczy, że Malfoy jest tą odpowiednią. Zdecydowanie nie!


Aportacji towarzyszył ściskający coś w żołądku Harry’ego uśmiech Malfoya.


* * *


Kiedy Malfoy machnięciem różdżki zmienił swoje mugolskie ubranie na czarodziejskie szaty, Harry obrzucił go zdegustowanym spojrzeniem.


Jesteśmy – powiedział, siadając na jednym z wygodnych foteli w gabinecie. Musiał przyznać, że Malfoy wiedział, jak zadbać o gości. W obu rzeczywistościach wybrane przez niego meble zachęcały do zostania dłużej. – Wymyśliłeś jakieś argumenty, którymi zdołasz mnie przekonać?


Malfoy wykrzywił się dziwacznie i jednym machnięciem unieruchomił Harry’ego.


Być może.


Harry spróbował unieść ręce, ale poległ. Krępujące go więzy było wystarczająco silne, nie mógł sięgnąć nawet po schowaną w kieszeni różdżkę. Obrzucił wyzywającym spojrzeniem Malfoya, myśląc gorączkowo, jak wyplątać się z tej sytuacji. Nie spodziewał się, że ślizgon go zaatakuje, ten ruch był zbyt pochopny, gdyby wziąć pod uwagę wcześniejsze postępowanie mężczyzny.


Zamierzasz mnie tu trzymać, aż zmienię zdanie? – prychnął pogardliwie i uśmiechnął się złośliwie, oceniając reakcję Draco.


Malfoy przesunął jeden z foteli bliżej Harry’ego, usiadł wygodnie i bawiąc się różdżką, milczał, wpatrzony w Pottera.


Czekamy na kogoś – stwierdził w końcu.


Harry wiedział, że pytanie na kogo nie ma sensu, ale mimo to zapytał, wiedząc, że tego oczekuje po nim Malfoy. Chciał uśpić jego czujność. Póki ślizgon nie rzuci na niego pełnego zaklęcia unieruchamiającego, zamiast zwykłego wiążącego, miał szansę.


Oczywiście nie powiesz, kogo oczekujemy.


I tu się mylisz. – Malfoy uśmiechnął się, rozluźniony. – Honorowymi gośćmi dzisiejszego wieczoru będą: twój ulubiony mistrz eliksirów, Severus Snape, który, nawiasem mówiąc, podrzuci nam małe co nieco, Rowan Pucey, o ile uda mu się wyrwać z łap swojej matki, no i oczywiście ktoś, kogo nie może zabraknąć na naszym małym spotkaniu – twój chrzestny. Syriusz zapewne będzie tak miły, że zabierze ze sobą Remusa, więc nie zdziw się na jego widok.


A te małe spotkanie będzie…?


Tutaj, rzecz jasna. Połowę gości już nasz, drugą poznasz niedługo. – Malfoy obrzucił go krytycznym spojrzeniem, a jego wargi wygięły się w szyderczym uśmieszku, który tak denerwował Harry’ego. – Gospodarzem oczywiście jestem ja, a ofiarą – ty.


Potter przełknął, nagle boleśnie świadomy suchości w ustach.


Ofiarą czego?


Przesłuchania – powiedział to takim tonem, jakby Harry był kretynem.


Zrobisz tę całą szopkę, tylko dlatego że nie powiedziałem ci o Gildii? – Potter zadbał, żeby w jego głosie była dostateczna ilość ironii. – Ż–a–ł–o–s–n–e.


Malfoy pochylił się do przodu, ujął jego twarz w swoje ręce i spojrzał w zielone, przesycone uczuciami oczy.


Nie musisz się bać, Harry, nikt cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to.


Co to ma niby znaczyć? Uwięziłeś mnie, zmuszasz do wzięcia w swojej gierce… i śmiesz mówić, że nikt mnie nie skrzywdzi? – Głos Harry’ego aż drgał z wściekłości.


Ten temperament, ta pasja w oczach… prawie jestem gotowy ci uwierzyć. – Spoglądał przez chwilę w oczy Harry’ego, pokręcił z niedowierzaniem głową. – Niesamowite, naprawdę niesamowite.


Nie rozumiem, co masz na myśli, ale jedno jest pewne – zwariowałeś.


Malfoy uśmiechnął się z niezwykłą jak na niego delikatnością. Był tak blisko Harry’ego, że ten widział zmarszczki, jakie pojawiły się wokół oczu Draco.


Wszyscy jesteśmy szaleni, już od dawna, drogi Harry. Już od dawna.


Harry’ego było stać jedynie na prychnięcie, ale nie wyszło mu to tak pogardliwie, jak chciał.


Uwolnij mnie w takim razie – poprosił po chwili, starając się, żeby jego głos brzmiał uspokajająco. Miał nadzieję, że Malfoy naprawdę zwariował, bo jeśli nie… jeśli nie to koniec.


Draco przekrzywił nieco głowę na lewo, mierząc go spojrzeniem bez wyrazu. Harry próbował oddychać normalnie, ale serce waliło mu jak szalone. Było coś nieprawdopodobnego w tej sytuacji, coś, co poruszało go dogłębnie, ożywiając każdą komórkę ciała.


Czekał aż Malfoy go pocałuje… mało tego – on tego chciał!


Coś wewnątrz niego, jakiś złośliwy głos, zarechotało, ale Harry miał to w nosie. Pochylił się w stronę Draco tak mocno, na ile pozwoliło mu zaklęcie. Wargi prawie się stykały, a oddechy zmieszały. Dzielące ich milimetry nagle wydały mu się przepaścią nie do pokonania.


Zrób to!, krzyczał – błagał? – w myślach, wpatrując się w pociemniałe oczy Malfoya. Wysunął ostrożnie koniuszek języka, zachęcająco przesuwając nim po wargach mężczyzny. Otaczający ślizgona zapach oszałamiał go, pragnął więcej, więcej aż do końca. Gdy już prawie się poddał, zbierając resztki rozumu, nagle fascynujące wargi odnalazły jego usta i świat przestał istnieć. Serce waliło mu w nierównomiernym rytmie, tak bliskim, tak znajomym.


Uwolnij mnie – szepnął, odsuwając się na moment. Usta przy ustach, zamglone spojrzenie, za które można zabić. – Chcę cię objąć.


Wargi Malfoya wygięły się w uśmiechu i sięgnął po to, co jego, przysuwając się bliżej Harry’ego. Dłońmi wodził po bladej szyi, koniuszkami pieszcząc skórę gorącą od pocałunków.


Wiesz, że nie mogę – szeptał Draco, muskając oddechem wrażliwsze niż kiedykolwiek ciało. – Będziesz tego żałował – ostrzegł, wsuwając dłoń pod koszulę Harry’ego. – Naprawdę żałował.


Mam to gdzieś. – Coś kazało mu to powiedzieć, choć szyderczy chichot nadal rechotał w najlepsze. Harry nie rozumiał co się dzieje, ale naprawdę w tej chwili było mu to obojętne. Liczyły się tylko te chłodne dłonie, które ostrożnie przesuwały się po mięśniach na jego brzuchu, i gorące usta, każące mu zapomnieć o całym świecie.


To wszystko, ten żar, sprawiał, że zachowywał się jakby był prawie pod przymusem…


I nagle coś wskoczyło na swoje miejsce. Myśl, która nie dawała mu spokoju, czając się gdzieś w podświadomości i szydząc w najlepsze.


Cholerny eliksir!


Harry odsunął się gwałtownie i jeszcze szybciej zarumienił się jeszcze mocniej niż dotychczas, gdy uświadomił sobie, gdzie znajduje się dłoń Malfoya. Niezręcznie odsunął głowę i kolejny pocałunek trafił go w szczękę.


Draco skrzywił się, a emocje w jego oczach prawie skusiły Harry’ego. Na szczęście tylko prawie. Spojrzał zimno na Malfoya, najzimniej jak potrafił.


Chciałeś tym coś osiągnąć?


Raczej udowodnić swoją teorię. – Wzruszenie ramionami przypieczętowało odpowiedź.


Twoja zadowolona mina mówi wszystko – syknął, rzucając Malfoyowi ostrzegawcze spojrzenie. Blondyn zrozumiał od razu, zabrał rękę i odsunął się wystarczająco daleko, żeby Harry mógł poczuć się swobodniej.


Chciał się wściec, czuć złość krążącą po żyłach, ale nie mógł. Prawdopodobnie winny był eliksir, który uniemożliwiał odczuwanie tak silnych negatywnych emocji, jakie wydawały się Harry’emu właściwe w tej właśnie chwili.


Wypuść mnie – zażądał po chwili, unosząc brodę do góry i mierząc Malfoya pełnym pasji spojrzeniem. Już nie prosił, nie przekonywał, to on tu rządził i Draco musiał się z tym pogodzić. – Teraz!


Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w niego z dziwną miną, na poły oszołomioną, na poły zachwyconą, po czym uśmiechnął się lekko, a w jego szarych oczach zadrgało coś, co Harry uznał za rozbawienie.


Zacisnął szczęki, czując, że traci resztki opanowania. Malfoy nie miał prawa go przetrzymywać!


Niedługo nasi goście tu będą – spokojnie poinformował go Draco, wycofując się. Harry obserwował podnoszącego się z fotela mężczyznę, który skierował się w stronę barku. – Masz ochotę na coś konkretnego?


Przez chwilę Potter miał ochotę powiedzieć mu, żeby wsadził sobie gdzieś swoje drinki, ale powstrzymał się dosłownie w ostatniej chwili. Odetchnął głęboko, zbierając siły i próbując znaleźć lukę albo jakoś wskazówkę, jak się uwolnić. Malfoy nie miał zamiaru pozwolić mu uciec, zignorował jego żądania, robił co chciał i choć Harry’ego wkurzało to jak diabli, nie mógł pozwolić mu wygrać.


Stawka była zbyt duża.


Kremowe wystarczy, nie wysilaj się.


Draco odwrócił się i uśmiechnął się olśniewająco.


Nie masz się czym martwić, Harry. Odpowiesz na kilka pytań, a później puszczę cię wolno.


Musiałbym być głupcem, żeby ci uwierzyć. Związałeś mnie, na Merlina! Zdradziłeś…


Malfoy zawahał się, nim odstawił na stolik kieliszek z grubym dnem.


To nie zdrada… zwykła ostrożność – powiedział w końcu z czymś na kształt niepewności w głosie. Najwyraźniej nie był przekonany.


Gdy Harry prychnął, usiadł naprzeciwko niego i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. Był poważny i tak skupiony, że Potter przez chwilę prawie mu uwierzył. Później wrócił rozsądek.


Czemu miałbym ci wierzyć? – zapytał, mierząc go niedowierzającym spojrzeniem.


Malfoy skrzywił się, ale odpowiedział:


Wieczysta Przysięga. Nie mogę cię zranić, nawet gdybym chciał – a nie chcę.


Harry zmarszczył czoło.


Więc po co to wszystko? Nie ufasz mi?


Gdybyś był prawdziwym Harrym Potterem, nie byłoby problemu. – Po chwili milczenia otrzeźwił go twardym spojrzeniem.


A nie jestem? – prawie szeptem zapytał Harry.


Nie moim. – Odpowiedź była równie cicha. – Nie moim.


Harry spojrzał w szare oczy Malfoya, na skupioną, wyostrzoną twarz, a gdy spuścił wzrok, dostrzegł zaciśnięte pięści.


Skąd wiesz?


Instynkt – Malfoy nie próbował oszukiwać, odpowiedź była oczywista i uczciwa. – Po prostu wiem.


Harry przymknął na moment powieki, a kiedy je otworzył, już zdołał się opanować.


Od jak dawna?


Od kolacji. Mój Harry nigdy nie zachowywałby się tak jak ty… ale minęła godzina, a skoro się nie przemieniłeś w kogoś innego, straciłem pewność siebie.


Więc eliksir był pułapką na mnie, nie na panią Granger? – upewnił się po chwili Harry, ważąc w myślach wyznanie Malfoya. Musiał przyznać, że ślizgon pozytywnie go zaskoczył, nie tego po nim oczekiwał.


Draco skinął głową.


A te pocałunki…?


Wiesz, jak to jest mieć coś nieosiągalnego i tak bardzo upragnionego na wyciągnięcie dłoni? Jak nie sięgnąć i nie zerwać tego owocu?


Harry przygryzł wargi. Rozumiał, rozumiał bardziej niż chciał.


Nigdy nie byliśmy razem? – zadał w końcu pytanie, które dręczyło go najbardziej. Chwila szczerości mogła minąć szybciej niż mgnienie oka, a on chciał wiedzieć.


Pytasz, czy sypiamy ze sobą? – Harry zamrugał, gdy Malfoy skinął głową. Spodziewał się raczej inne odpowiedzi. Widocznie coś z tych oczekiwań odbiło się na jego twarzy, bo Draco dodał uzupełniająco: – Ale nie jesteśmy razem.


To smutne…


Dopiero gdy Draco uśmiechnął się jakoś tak niedorzecznie blado, cień uśmiechu, jaki gościł na jego twarzy przez cały ten czas, Harry zrozumiał, jak bardzo.


Ten twój Harry jest idiotą – wymknęło mu się i dopiero po chwili uświadomił sobie, że naprawdę tak myśli.


Zapewne masz rację. – Neutralny ton głosu nie zwiódł Pottera. Malfoy mógł sobie być dupkiem i kretynem, ale bycie zakochanym w kimś, kto cię nie chce i cię wykorzystuje, było naprawdę żałosne. – To dziwne, jesteście identyczni, ale spojrzenie… twoje spojrzenie jest inne niż jego.


Dłoń gładząca policzek Harry’ego parzyła.


Co masz na myśli? – I był naprawdę ciekaw.


Harry, mój Harry jest jak wulkan; piękny, niebezpieczny… i niedostępny. Można podziwiać go z daleka, czasami nawet być bliżej niż inni, ale nigdy nie dotkniesz jego centrum.


Harry zamrugał, naprawdę zaskoczony porównaniem. Kto by pomyślał, że Malfoy wie, czym jest wulkan, ironizował jakiś głos w jego głowie.


A ja?


Płomień. Ogień, który płonie i walczy do końca. Umiesz kochać i jeśli pozwolisz wejść komuś do swojego życia, pozostanie w nim do końca. Nie boisz się być sobą, pokazywać tych wszystkich kłębiących się emocji. Salazarze, nawet nie wiesz, jakie kuszące są twoje oczy w tej chwili. Urzekające.


Harry zmarszczył czoło.


Wydaje mi się, czy próbujesz mnie poderwać na kiepski tekst?


Malfoy spojrzał na niego w taki sposób, że Potter pożałował, że nie ugryzł się w język.


Draco, możesz mi wyjaśnić, czemu mój chrześniak siedzi uwiązany do fotela? Czekam…


Harry spojrzał na stojącego obok kominka Syriusza, który wyglądał na naprawdę rozeźlonego. Remus otrzepał się z sadzy, zmierzył ich taksującym spojrzeniem i położył rękę na ramieniu przyjaciela. Draco odetchnął głęboko, starając się zachować spokój. Przerwali im w takiej chwili.


Jestem pewien, że Draco ma dobre usprawiedliwienie, prawda, Draco?


Malfoy opuścił powoli dłoń, odwrócił się w ich stronę z uspokajającym uśmiechem.


Wyjaśnię wam wszystko, gdy dotrą pozostali goście. W międzyczasie rozgośćcie się.


Gdy zaniepokojony i nadal nieufny Syriusz usiadł na ostatnim wolnym fotelu obok Remusa, Draco odsunął swój i wyczarował dwa kolejne miejsca do siedzenia.


Czy to konieczne? – zapytał w końcu Remus, wskazując na Harry’ego.


Malfoy spojrzał na twarz Pottera, który wyglądał jak wcielenie niewinności, westchnął lekko i w końcu powiedział:


Środek ostrożności. Teraz już trochę zbędny, bo po naszej rozmowie Harry zapewne nie ma powodu uciekać, prawda? – Potter entuzjastycznie pokiwał głową. – Dajesz słowo? – I dopiero gdy Harry głośno obiecał nawet nie próbować uciekać, Draco cofnął zaklęcie.


Potter rozcierał zdrętwiałe nadgarstki, gdy płomienie rozgorzały na szmaragdowo i wyłonił się z nich wysoki, tyczkowaty mężczyzna o intensywnie błękitnych oczach.


Ominęło mnie coś interesującego?


Tabun uroczych fanek właśnie uciekł przez okno, goń je, jeśli zdołasz – raczej odruchowo warknął Draco.


Syriusz rozjaśnił się nieco, gdy Rowan Pucey prychnął, że mama by mu jaja urwała, gdyby spróbował. Remus próbował dyskretnie zachichotać, ale widząc minę Harry’ego, zaskoczoną i niedowierzającą, nie podołał.


Draco, jedyny poważny w towarzystwie, wskazał na jeden z wolnych foteli i wyczarowywał nie tylko przed rozsiadającym się wygodnie mężczyzną, ale przed wszystkimi po kieliszku ognistej.


Przyda się – poinformował lakonicznie towarzystwo.


Na kogo czekamy? – zainteresował się po chwili Syriusz, wyciągając w stronę Harry’ego dłoń i chwytając go za ramię, jakby upewniając się, że nic mu nie jest. Gdy chrześniak uśmiechnął się uspokajająco, Black odetchnął i rozluźnił się, podobnie jak Remus.


Severus Snape. – Harry pozwolił sobie odpowiedzieć za Draco, sięgając po kieliszek.


Profesor Snape, panie Potter – rozległ się jakiś głos zza pleców Pottera, który zaskoczony prawie oblał się alkoholem. Drżącą ręką odstawił ognistą na stolik i obejrzał się za siebie. Severus Snape wyglądał równie dupkowato jak zawsze. – Nie przypominam sobie, bym zrezygnował z posady.


To będą najdłuższe dwie godziny w życiu Harry’ego, był tego pewien.


W pewnym sensie miał rację.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Przeklęte sny 23
Przeklęte sny 21
Przeklęte sny do 25
Przeklęte sny 22
Przeklęte sny części do 26 Sie 2010
Przeklęte sny 25
Przeklęte sny 17
Przeklęte sny 20
AA Przeklęte sny
Przeklęte sny 19
Przeklęte sny 24
prezentacja przeklejona, ROK 2012-2013, Międzynarodowe prawo humanitarne i konfliktów zbrojnych (Nit
18 Koła zębate i przekładnie
sprawnosc przekladni 18 III 14 00
018 Bach Kantata BWV 18 polski przekład
Prezentacja 18
podrecznik 2 18 03 05
w6 Czołowe przekładanie walcowe o zebach srubowych
[18] Zasady antybiotykoterapii

więcej podobnych podstron