Stay Rozdział 3

background image

Autorka: crimsonmarie

Tłumaczyła: Amaranthine
Beta: chochlica1

*EDWARD*

Potarłem szczękę, wpatrując się w cztery butelki wody leżące w mojej lodówce.
Nie miałem nawet mleka. Jaki przyzwoity mężczyzna nie ma nawet mleka w lodówce?

Mężczyzna, który od przyjazdu jadł każdy posiłek w domu swojej sąsiadki.
Planowałem wczoraj kupić to, co mi potrzebne, ale przez pojawienie się Jacoba, a następnie pomoc

Belli w domu przez resztę wieczora, moje plany musiały zostać odłożone.
Nie, żebym miał cokolwiek przeciwko pomaganiu jej. Biorąc pod uwagę ilość energii, którą włożyła

w odśnieżanie mojego podjazdu i przygotowanie dla mnie posiłków, dobrze było móc w końcu w
czymś jej pomóc.

Resztę dnia spędziliśmy w jej salonie, ledwie zwracając uwagę na film, który mieliśmy oglądać,
jedząc i rozmawiając.

Miło mieć kogoś spoza rodziny i małego grona przyjaciół, z kim można naprawdę porozmawiać. Nie
musiałem odpowiadać na żadne wstydliwe pytania, nie musiałem stawiać im czoła i wciąż

pilnować, żeby to, co powiem było odpowiednie, w strachu, że wyciągną coś z kontekstu i
opublikują w najnowszym tabloidzie. I nie musiałem udawać, że jestem tym, za kogo wszyscy mnie

biorą.
Po raz pierwszy dłużej niż miałem ochotę o tym myśleć, mogłem być sobą. Śmiałem się bez

oporów, odpowiadałem szczerze i spędziłem czas z osobą, która nie traktowała mnie inaczej, niż
potraktowałaby swoich znajomych.

Nie pozwoliłem jej wstać, by cokolwiek przyniosła. Nawet pomogłem jej dojść do toalety,
zaczekałem w korytarzu, aż otworzy drzwi i odeskortowałem ją z powrotem do salonu.

Uznała to za bardzo wstydliwe, co powtarzała mi w kółko w drodze powrotnej. A ja tylko
przewróciłem oczami i pomogłem jej usadowić się na kanapie, kładąc jej stopę na poduszce i

wymieniając już stopniały lód, zanim też usiadłem.
Przygotowałem kolację, uważnie trzymając się jej instrukcji, podczas gdy ona siedziała na stołku w

kuchni. A kiedy lasagne była już w piekarniku, wskoczyłem na blat, odwracając się w jej stronę i
kontynuowałem naszą rozmowę o najlepszych zespołach muzycznych.

W większości przypadków się zgadzaliśmy, a rozmawiając o tych, o których mieliśmy odmienne
zdanie, prowadziliśmy zaciekłą dyskusję.

Było jak w niebie.
Niewielu ludzi, z którymi ostatnio rozmawiałem, potrafiło się ze mną nie zgodzić. Mój brat,

Emmett, pewnego dnia odkrył obecną u innych chęć zadowolenia mnie i skłonienia do tego, bym
ich polubił. I od tamtej pory szukałem tego w każdej osobie, z którą konwersowałem.

Odkryłem, że istnieje wiele osób, które po prostu chciały się ze mną zgodzić dla dobra prowadzonej
ze mną rozmowy. Gdy byłem w domu w Kalifornii, kupowałem czarną kawę w Starbucksie, a

dziewczyna, która zagadała do mnie, stojąc w kolejce - bo zawsze trafiała się co najmniej jedna -
kupiła to samo, twierdząc, że cukier i śmietanka tylko rozcieńczały kofeinę, której tak potrzebowała.

Lecz kiedy tylko myślała, że jestem poza zasięgiem jej wzroku, błyskawicznie podbiegała do kasy, by
poprosić o dużą porcję cukru i śmietanki.

Ale Bella nie obawiała się mieć innego zdania niż ja. Jeśli nie lubiła czegoś, co ja lubiłem, była
pierwsza, by poinformować mnie, że chyba muszę być naćpany. Bez mrugnięcia okiem podważała

background image

mój wybór muzyki, książek bądź filmów niezależnych, które tak uwielbiam.

To powinno okropnie mnie wkurzyć.
Ale zamiast tego szczerzyłem się do niej jak idiota - zupełnie jak wtedy, kiedy odmówiła przyjścia do

mojego domu po naszym pierwszym spotkaniu - i szybko przechodziłem do kolejnej rzeczy, której
mogłaby nie lubić.

Lubiłem rumieniec wypływający na jej szyję, kiedy zdawała sobie sprawę z tego, co powiedziała, i
że mogła mnie tym urazić. Lubiłem przyglądać się, jak nerwowo bawi się palcami, gdy uśmiecham

się do niej, jakbym był niedorozwinięty. Lubiłem patrzeć, jak zapalają jej się oczy, kiedy w końcu się
w czymś zgadzamy. Lubiłem sposób, w jaki jej głos stawał się rozmarzony, kiedy przypominała sobie

coś, co było dla niej ważne.
Lubiłem to. I to bardzo.

Nie rozmawialiśmy o Jacobie i o tym, co się dziś wydarzyło. Zauważyłem, jak jej wzrok zaszedł mgłą,
kiedy podszedłem do niej wcześniej. I szczerze mówiąc, nie chciałem widzieć tego ponownie.

Nie mogłem zrozumieć, co spowodowało, że z nią zerwał. Jeśli pomyślał, że się nią interesuję, nie
miałoby to żadnego sensu, o ile kochał ją tak mocno, jak przypuszczałem. W gruncie rzeczy

utorował mi gładką drogę do celu, gdybym kiedykolwiek tego chciał. W ogóle nie byłem w stanie
zrozumieć jego postępowania.

Jeżeli miałbym Bellę dla siebie, trzymałbym się jej tak mocno, jak tylko się da, dopóki sama by mnie
od siebie nie odsunęła. Nie istniała najmniejsza możliwość, żebym ją zostawił z własnej woli.

Jeżeli miałbym ją dla siebie.
Ale nie miałem.

I nie chciałem mieć.
Moje związki zawsze kończyły się fiaskiem, a przyjaźń, którą dzieliłem z Bellą, nie była czymś, co

chciałbym wystawiać na próbę.
I do czasu, kiedy to sobie powtarzałem, byłem pewien, że pewnego dnia w końcu się z tym zgodzę.

A w dodatku to nie tak, że Bella szukała nowego partnera zaraz po tym, jak Jacob brutalnie odszedł
z jej życia. To nie tak, że szukała partnera we mnie.

Oczywiście było to bardzo mądre z jej strony. Nie byłem dobry dla nikogo. Mój styl życia nie do
końca odpowiadał idealnemu modelowi, a Bella zasługiwała na kogoś, kto włożyłby w związek całe

swoje serce i duszę.
To nie byłem ja i w pewnym sensie oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę.

Ciężko wzdychając, przesunąłem dłonią po włosach i zamknąłem drzwiczki lodówki. Podchodząc do
schodów, wsunąłem na stopy buty, chwyciłem kluczyki, portfel i telefon komórkowy ze stołu w

jadalni i wszedłem do salonu, by włożyć płaszcz.
Nienawidziłem robienia zakupów. Nie cierpiałem tego z całego serca i mimo że zanim

przyjechałem, wiedziałem, że wkrótce będę musiał to zrobić, na pewno nie było to coś, na co
czekałem.

Zawsze znajdywało się zbyt wielu ludzi kręcących się koło mnie i wgapiających się we mnie dla
choćby odrobiny rozrywki. Miejscowe sklepy w miasteczku były w porządku, kiedy potrzebowałem

tylko kilku rzeczy. Lecz żeby wypełnić kuchenne półki tak, by nie witały mnie w nich jedynie
pajęczyny, musiałem jechać aż do Queensbury.

Mieszkanie tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, oznaczało dobre pół godziny jazdy, a biorąc pod
uwagę fakt, że gdy wychodziłem z domu prosto w lodowate powietrze, dochodziło południe,

miasto miało być piekielnie zatłoczone.
Pora lunchu.

Spoglądając rozpaczliwie na pusty dom Belli, westchnąłem jeszcze raz, zanim zbiegłem po
schodkach i otworzyłem swoje Volvo.

Wiedziałem, że dziś musi pracować. Kiedy wczoraj w nocy w końcu wyrzuciła mnie od siebie,
powiedziała, że dzisiaj musi iść wcześniej do pracy.

background image

No cóż. Tak naprawdę zbytnio mi się nie spieszyło, a ona tak naprawdę mnie nie wyrzuciła. Lecz

kiedy zauważyłem, jak ziewa i z trudem utrzymuje swoje powieki otwarte, niechętnie wstałem i
odparłem, że lepiej będzie, jeśli już pójdę.

Byłem po długiej podróży i takie tam.
Zaśmiała się do mnie sennie i zanim zdążyłem ją powstrzymać, również wstała i podeszła do drzwi.

- Szybko leczysz rany, prawda? - zdumiałem się, z uwagą obserwując jej nogi, w poszukiwaniu
ukrytych oznak tego, że cierpiała.

- Co? Och... - Spojrzała w dół na swoją kostkę, a później wlepiła we mnie swoje szeroko otwarte
oczy. - Och!

Zaśmiałem się i gdy już ubrałem swój płaszcz i otworzyłem drzwi, bezmyślnie pocałowałem ją w
policzek. Jej twarz natychmiast spąsowiała, a ja szybko wyskoczyłem na zewnątrz, karcąc się w

myślach po drodze wzdłuż ulicy. Słyszałem, jak cicho mi dziękuje i podniosłem ramię, by do niej
pomachać bez odwracania się w jej stronę, a chwilę później wparowałem do domu, następnie

opierając się o zamknięte drzwi.
Spędziłem mniej więcej dziesięć minut, przylegając do nich plecami i tłumacząc sobie, że to był

tylko przyjacielski buziak. Naprawdę, jedynie w podziękowaniu za wpuszczenie mnie do jej domu
na cały dzień i prowadzenie ze mną miłej rozmowy, gdy tam byłem.

Nic poza tym.
To nie mogło być czymś więcej.

Zapinając pasy bezpieczeństwa, włożyłem kluczyki do stacyjki i wycofałem samochód z podjazdu,
błyskawicznie przyspieszając, gdy już opuściłem swoją ulicę, i kierując się do sklepu, którego

nienawidziłem.
Trzydzieści minut zleciało bardzo szybko - co z pewnością miało wiele wspólnego z tym, że

znacznie przekraczałem limit prędkości co najmniej o 30 kilometrów na godzinę - zanim
zatrzymałem się na pustym miejscu parkingowym blisko wejścia do budynku.

Im bliżej wyjścia, tym łatwiej będzie mi nieść wszystkie reklamówki do samochodu i zniknąć z
parkingu, zanim ktokolwiek zrobi zamieszanie.

Tak naprawdę tutaj nie miałem jeszcze tego problemu, ale zawsze musiał być ten pierwszy raz. A
Queensbury było sto razy większe niż mój mały kawałek nieba w Lake George; ludzie znajdowali się

tu wszędzie.
I nie wszyscy byli tak tolerancyjni jak mieszkańcy małego miasteczka, które nazywałem domem

przez parę tygodni każdego roku.
Wpychając kluczyki do kieszeni płaszcza i włączając telefon komórkowy - tak na wszelki wypadek -

owinąłem płaszcz ciasno wokół ramion i wyszedłem z samochodu.
Biorąc głęboki wdech, rozejrzałem się po spokojnym parkingu i zauważyłem tylko jedną brunetkę,

która wpatrywała się we mnie, stojąc koło bagażnika swojego wozu i trzymając w rękach
zapełnioną torbę, gdy przechodziłem obok niej.

Miałem ochotę się skulić.
Niczym się od niej nie różniłem. Pomijając fakt, że wykonywałem pracę, która przyniosła mi sławę,

byłem normalną osobą tak jak ona. Chodziłem w różne miejsca, jadłem to samo jedzenie i
korzystałem z łazienki. Zupełnie jak ona.

Czy naprawdę istniał powód, żeby wgapiać się we mnie, jakbym był zanurzony w złocie?
- Ty jesteś... - Słyszałem, jak odetchnęła, kiedy przechodziłem obok.

- Tak - wymamrotałem, posyłając jej wymuszony uśmiech ponad ramieniem. - Jestem na zakupach.
Jej usta szybko się zamknęły, podczas gdy jej twarz oblał rumieniec i błyskawicznie powróciła do

zapełniania bagażnika swoimi zakupami.
Wzdychając po cichu z ulgą, że gładko to po niej spłynęło, szybko wszedłem do budynku i złapałem

zielony wózek na zakupy. Następnie przestąpiłem przez automatyczne drzwi, żeby rozejrzeć się po
sekcji z pieczywem w sklepie Price Chopper.

background image

Głęboko oddychając, nieznacznie schyliłem głowę i oparłem się o rączkę wózka, manewrując

pomiędzy ludźmi i półkami, i po drodze zabierając ziemniaki, chleb, mięso i ser.
Mijając innych klientów, przygarbiłem ramiona. Wszyscy bezwstydnie lustrowali mnie wzrokiem z

rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczyma, kiedy zbliżałem się do przejścia, na końcu
którego stali.

Niektórzy w ogóle nie zwracali na mnie uwagi, jak na przykład dwudziestokilkuletnia dziewczyna
stojąca koło chłodziarek i prowadząca zażartą kłótnię przez komórkę, podczas gdy wrzucała kolejne

produkty do wózka.
Miałem ochotę ją za to ucałować.

I nagle, zupełnie przypadkowo i niespodziewanie, zatęskniłem za Bellą. Naprawdę chciałem mieć ją
przy sobie, by ze mną rozmawiała i zmusiła do ignorowania reszty ludzi, którzy gapili się na mnie,

gdy krążyłem wśród półek w poszukiwaniu płatków Cinnamon Toast Crunch.
Chciałem, żeby ze mną rozmawiała, dzięki czemu chociaż przez minutę mógłbym udawać, że nie

jestem tak ogromnym widowiskiem, jak nagle myślał o mnie cały supermarket.
Chwyciłem pudełko płatków śniadaniowych, których szukałem, i rzuciłem je na bajgle, które też

zdecydowałem się kupić.
I kiedy w końcu zdobyłem wszystko, co było mi potrzebne do tego, by nie odwiedzać tego miejsca

przez kolejne trzy tygodnie, podszedłem do kolejki i stanąłem za blondynką przeglądającą magazyn.
Spojrzałem na stojący obok niej stojak z czasopismami i wzdrygnąłem się, kiedy zobaczyłem swoją

twarz na okładce magazynu „Life & Style”, który ogłaszał, że mam sekretny romans z Lindsay Lohan.
Po cichu jęknąłem i na sekundę przymknąłem powieki, potrząsając głową. Raz zjadłem lunch z nią i

jej dziewczyną, po tym, jak pewnej nocy poznałem ją w klubie. I nagle byliśmy nową najgorętszą
parą. Dziennikarze kompletnie zlekceważyli drugą kobietę siedzącą między nami i trzymającą

Lindsay za rękę, kiedy czekaliśmy na nasze jedzenie w niezręcznej ciszy.
Nienawidziłem paparazzi i dziennikarzy niemal tak mocno, jak robienia zakupów. Znaczna część z

nich nie miała za grosz zdrowego rozsądku i prosperowała jedynie z opisywania najnowszych plotek
i nowinek, które w większości i tak były zmyślone.

Kiedy blondynka usłyszała mój jęk, spojrzała za siebie i powoli wróciła do poprzedniej pozycji, by po
chwili gwałtownie odwrócić głowę z powrotem w moim kierunku, z szeroko otwartymi oczami.

Powoli wskazała na okładkę, a następnie na mnie i jej szczęka stopniowo opadła w dół.
- Tak - wyszeptałem, powoli kiwając głową i przeczesując palcami włosy. - To ja. Ja nim jestem.

Jedna i ta sama osoba.
- Ale ja nie... ja... ty jesteś...

- Proszę - wymruczałem błagająco. - Proszę, nie...
I wtedy krzyknęła, a ja oparłem czoło o rączkę wózka, rozpaczliwie wzdychając. Nigdy tak naprawdę

nie potrafiłem zrozumieć potrzeby wrzaśnięcia w momencie spotkania sławnej osoby. Czy ludzie
nie zdawali sobie sprawy, że nie osiągną nic poza tym, że pękną mi bębenki w uszach i zapragnę

uciec i schować się w ciemnym miejscu, dopóki wszyscy sobie nie pójdą?
Nie pokwapiłem się, by spojrzeć w górę, kiedy ktoś do nas podbiegł, pytając, co się stało. Nie

podniosłem wzroku nawet wtedy, gdy po sklepie rozległo się więcej krzyków, bo to tylko
wszczęłoby jeszcze większą wrzawę.

Nigdy nie zrozumiem, dlaczego normalna, trzydziestoparoletnia kobieta nie była zdolna poskromić
swoich strun głosowych i powstrzymać ich przed wrzaskiem. Nie istniało we mnie nic, co

potrzebowałoby okrzykiwania. Słyszałem ją zupełnie wyraźnie, kiedy wcześniej pojękiwała na mój
widok. Ta cała akcja była po prostu irytująca, zupełnie niepotrzebna i pod wieloma względami

żenująca.
Może znajdę chirurga plastycznego, który całkowicie zrekonstruuje moją twarz. Albo obetnę włosy.

Bądź też nigdy więcej nie wyściubię nosa z żadnego ze swoich domów.
Tak, trzecia opcja brzmiała naprawdę dobrze.

background image

Bezładne krzyki i głosy błagające mnie, bym spojrzał w górę, zbiły się w mojej głowie w jedną,

wielką mieszaninę. Kiedy nie musiałem w nich być, nie cierpiałem tłumów. A co więcej nie znosiłem
myśli, że nie mogłem odbyć zwykłej wyprawy do sklepu spożywczego bez spotkania tej jednej

jedynej osoby, która to zrujnuje.
Zdarzało mi się to podczas każdej wyprawy do Lake George, ale nigdy nie skończyło się tak jak

teraz. Zawsze udawało mi się ulotnić ze sklepu stosunkowo szybko i łatwo, nie zwracając na siebie
uwagi, gdyż pozostali klienci albo byli zbyt zajęci własnymi sprawami, albo nie chcieli mi zawracać

głowy.
Teraz zdawało się, że ich nie doceniałem. Zbyt wiele razy udało mi się umknąć, a stojąca przede

mną blondynka wciąż wydzierała się, ile sił w płucach i nie miała zamiaru tak łatwo mi odpuścić.
Zostawiając swój wózek, przecisnąłem się przez tłum, który zebrał się wokół mnie, i wybiegłem na

zewnątrz, odnajdując swój samochód i zerkając przez ramię, jedynie by zauważyć, że niektórzy
nawet poszli za mną.

To było szaleństwo. Na miłość boską, chciałem tylko kupić trochę jedzenia.
Błyskawicznie wsiadając do pojazdu, zatrzasnąłem drzwi i zablokowałem zamki, wsadzając kluczyki

do stacyjki i opuszczając parking, zanim zbyt wielu ludzi zdąży podejść blisko mojego samochodu.
Przeklinałem, krzyczałem i zrzędziłem przez całą drogę powrotną do Lake George, i uspokoiłem się

dopiero, kiedy zobaczyłem tamtejsze liceum. Głęboko oddychając, skręciłem i pojechałem wzdłuż
drogi, dostrzegając znajomą czerwoną furgonetkę zaparkowaną przy chodniku oraz brunetkę

spieszącą do jedynej księgarni w całym miasteczku, z naręczami książek.
Mimo podłego nastroju, uśmiechnąłem się i zatrzymałem kawałek za nią, obserwując we

wstecznym lusterku, czy nic nie uszkodzi moich drzwi, jeśli je otworzę. Po chwili wysiadłem i
oparłem się o tył jej samochodu, kiedy zniknęła w drzwiach księgarni One More Time.

Gdyby to widziała, pewnie pomyślałaby, że ją prześladuję. Nie wystarczało to, że mieszkałem obok
niej, ale również obserwowałem ją i spędzałem z nią czas odkąd przyjechałem dwa dni temu.

I było to coś, czego ja sam do końca nie rozumiałem. Nigdy wcześniej tak mnie do niej nie ciągnęło
jak wczoraj. Nigdy nie zauważałem, że nawiedzała moje myśli w najmniej odpowiednich chwilach i

chciałem, by była ze mną, kiedy robiłem zakupy. Nie myślałem o Belli tak, jak myślę o niej teraz.
Zamrugałem, patrząc na pokryty śniegiem trawnik przed księgarnią i mocno potrząsnąłem głową.

Wciąż nie mogłem myśleć o niej w ten sposób. Bella to jedyna osoba w tym małym miasteczku,
którą mógłbym nazwać przyjacielem. I o to właśnie chodziło. O nic więcej, albo mniej. Była moją

przyjaciółką.
Zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu zerwała z Jacobem. Nie mogła być dla mnie kimś więcej,

bo jeszcze nie uporała się z rozstaniem.
Nie mogła.

- Edward?
Podskoczyłem na dźwięk jej głosu i natychmiast się wyprostowałem, śmiejąc się do siebie

nerwowo.
- Co tutaj robisz?

Sięgnęła do otwartych drzwi furgonetki, których wcześniej nie zauważyłem, i wyciągnęła ze środka
kolejną porcję książek.

- Próbowałem wybrać się na zakupy - westchnąłem, bezwiednie wyjmując książki z jej rąk. - I
oczywiście nie wyszło.

- Co się stało? - spytała zaniepokojona, skupiając całą swą uwagę na mnie.
Myślę, że chciałbym, żeby jej uwaga cały czas skupiała się na mnie i tylko na mnie. Wystarczyło

dodać do tego fakt, że naprawdę mnie słuchała i się martwiła, a cała wyprawa do sklepu niemal
stawała się tego warta.

Niemal... Ale nie do końca. Bo wracałem do domu bez jedzenia, a zaczynałem być już naprawdę
głodny.

background image

- Przyciągnąłem więcej uwagi, niż sądziłbym, że to możliwe - westchnąłem ponownie, kręcąc głową

i wskazując podbródkiem w stronę księgarni, w żałosnej próbie odciągnięcia nas od tego, co mi się
dziś przydarzyło. - Mam je tam zanieść?

No tak. Ze wszystkich głupich rzeczy, o które mogłeś zapytać, Edwardzie...
Oczywiście
, że trzeba było je tam zanieść. W końcu to książki, a książki znajdowały się w

księgarniach.
Od kiedy to będąc w jej towarzystwie, stałem się takim mało spostrzegawczym idiotą?

- Och, chyba jednak nie chcesz tego zrobić - zaśmiała się nerwowo, sięgając, by zabrać je z moich
rąk. - Za ladą stoi twoja największa samozwańcza fanka.

Wzdrygnąłem się i prawie upuściłem wszystkie książki, zanim z łatwością je ode mnie wzięła.
To było niesamowicie zaskakujące, jak bez problemu potrafiła chwycić chwiejny stos bez

wyrządzenia sobie krzywdy. Ale zdołała skręcić sobie kostkę, kopiąc samochód swojego ex.
Była największą zagadką, z jaką się spotkałem.

- Oj.
Pokiwała głową, przygryzając dolną wargę i zerkając pomiędzy mnie i drzwi wejściowe.

Łapiąc aluzję, też kiwnąłem głową i postąpiłem krok do tyłu, niezdarnie wsadzając stopę w kupkę
śniegu, leżącą za samochodem.

- Ja, hmm... Zastanawiałem się, czy nie miałabyś ochoty wybrać się ze mną dziś na kolację?
Kiedy słowa wydostały się moich ust, moje oczy się rozszerzyły i ciężko przełknąłem, zastanawiając

się, skąd do cholery mi się to wzięło. Nawet o tym nie myślałem. Wcześniej nie istniała taka opcja.
- Co? - spytała, wpatrując się we mnie.

- Uch - wymamrotałem, podnosząc rękę, by przeczesać nią włosy i wydając z siebie nerwowy
odgłos, przypominający chichot.

Nie taki był plan. Przyjechałem tu, by unikać tłumów i zaszyć się w swoim małym domku, w
szczerym polu; nie, żeby pchać się prosto do restauracji i spowodować kolejną scenę z Bellą.

A poza tym, o mój Boże, co jeśli zrobiliby nam zdjęcia...
Byłaby na okładkach wszystkich gazet, zasypywaliby ją pytaniami, gdziekolwiek by poszła... Nigdy

więcej nie byłaby sama.
... I to wszystko przeze mnie.

Nie mogłem na to pozwolić. Nie zasługiwała na to. Ja sam wybrałem dla siebie ten styl życia i nie
miałem zamiaru narażać na niego Bellę, jeśli nie musiałem tego robić. Nie zasługiwała na krytykę,

jakiej by ją poddali, gdyby ją ze mną sfotografowali.
- Nieważne.

Błyskawicznie się odwróciłem, bawiąc się breloczkiem od kluczy, kiedy ponownie wszedłem na
pokryty solą asfalt, rozglądając się na prawo i lewo, by upewnić się, że nie uderzy we mnie żaden

samochód, gdy będę wsiadał do swojego wozu.
- Edwardzie, ja po prostu... Ja już mam na dziś plany!

- W porządku, Bello.
Nawet na nią nie spojrzałem, tonąc w siedzeniu dla kierowcy i odpalając samochód, jednocześnie

mamrocząc do siebie, że jestem dupkiem.
I to wielkim.

Wielkim, bezmózgim dupkiem, w dodatku pozbawionym jaj.
Nie popatrzyłem na nią, jadąc kawałek wzdłuż drogi, skręcając w naszą uliczkę i trzaskając

drzwiami, kiedy tylko auto zatrzymało się na podjeździe.
Niewiele z tego, co się dziś wydarzyło, wyglądało tak, jakbym tego chciał i poważnie zastanawiałem

się nad powrotem do łóżka. Tam było ciepło, wygodnie i cicho. Nic nie mogło się nie udać, jeśli po
prostu pozostałbym w jednym miejscu do końca dnia.

Przeszedłem po schodkach na werandę i przez drzwi wejściowe, a następnie rzuciłem całą
zawartość moich kieszeni na stół w jadalni i zsunąłem ze stóp buty, wchodząc po schodach. Kiedy

background image

tylko znalazłem się w sypialni, zdarłem przez głowę koszulę, zrzuciłem z siebie spodnie i

wskoczyłem do łóżka.
Ponownie zagrzebując się w pościeli, którą opuściłem tego ranka, za żadne skarby nie umiałem

wyrzucić z głowy twarzy Belli.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Stay Rozdział 9
Stay Rozdział 4
Stay Rozdział 11
Stay Rozdział 2
Stay Rozdział 7
Stay Rozdział 6
Stay Rozdział 5
Stay Rozdział 1
Stay Rozdział 8
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09

więcej podobnych podstron