*Edward*
- Wyglądam śmiesznie.
Parsknęła, przyciskając podbródek do kierownicy.
- Naprawdę!
- Tak – zaśmiała się, przytakując i ponownie siadając prosto. – Naprawdę.
- Jesteś pewna, że to coś da?
- Nie jesteś rozpoznawalny. Jesteś śmieszny, pamiętasz?
Zacisnąłem na nią usta, obracając się, bym mógł spojrzed w boczne lusterko i popodziwiad jej
dzieło. Moje włosy zostały całkowicie ukryte pod czarną chustką, ponieważ kapelusz znajdujący się na
czubku mej głowy był wystarczająco duży, żeby ukryd całą osobę. łaszcz zakrywał brodę, odkrywając
jedynie nos.
- Śmieszny – wymamrotałem po raz kolejny, siadając na niewygodnej kanapie samochodu
i zerkając na Bellę.
Ścisnęła wargi w bardzo smutnej próbie nie wyśmiania mnie, co robiła od czasu, gdy dziesięd
minut temu założyła na moją głowę ten głupi kapelusz.
Jednak o wiele lepiej widzied ją powstrzymującą się od śmiechu niż ze łzami w oczach, tak jak
wcześniej.
One były jak szybkie ukłucie w brzuch. Zwłaszcza że wiedziałem, iż to ja je spowodowałem.
Zadawałem jej ból, płakała przeze mnie. Nigdy nie chciałem stad się tego przyczyną.
Cholernie tremowałem się przed zobaczeniem jej. Pragnąłem z nią porozmawiad, spytad
o wszystko, o czym myślała od ubiegłej nocy.
Byłem podminowany – zbyt zajęty rozmyślaniem o tym, co się między nami wydarzyło, by zasnąd.
O czwartej nad ranem mój umysł pracował na pełnych obrotach, zastanawiając się nad tym, co do
mnie czuła, dlaczego mnie pocałowała i jak sobie z tym poradzimy. Nie chciałbym, aby tego żałowała,
czy była przestraszona mną lub swoim zachowaniem, bo Bóg jeden wie, że ja nie byłem.
I kiedy scena z zeszłego wieczoru odtworzyła się w mej głowie, zdecydowałem, że jej na to nie
pozwolę. Gdyby wskazówka zegara przetoczyła się przez czwartą, a ona wróciła do domu i gdyby
dziesięd minut wcześniej nie stała na mojej werandzie, poszedłbym tam.
Nie miałem pewności, kiedy podjąłem decyzję, by nie pozwolid jej odejśd, ale doszedłem do
wniosku, że nie wyrażę zgody na to, by przeszła obok mnie. Była jedyną osobą, która nie traktowała
mnie inaczej niż resztę, chod wiedziała, kim jestem. Była jedyną, z którą mógłbym spędzad wiele
godzin i nie potrafiłbym się tym męczyd.
Nie tylko stresowałem się odezwaniem do niej, to mnie przerażało. Co, jeśli sprawa z Jacobem nie
okazałaby się zamknięta, a ja tylko przyczyniłbym się do złagodzenia jej bólu? Zerwali zaledwie kilka
dni wcześniej, a ona już dawała mi coś do zrozumienia. Nie chciałem stad się facetem, z którym
spotykałaby się w zastępstwie za Jacoba. Chciałem byd facetem, z którym pragnęłaby się związad.
I jeśli naprawdę z nim skooczyła, czy potrafiłaby poradzid sobie ze stylem życia, który prowadzę?
Stałym nękaniem, spekulacjami i niekooczącym się nawałem fotografów, którzy chodziliby za nami
krok w krok? Teraz nie ma do czynienia z żadną z tych rzeczy, więc czy naprawdę zechce z tego
zrezygnowad tylko po to, żeby ze mną byd?
Nie miałem też pojęcia, jak poradzimy sobie ze związkiem na odległośd. Nigdy wcześniej się nad
tym nie zastanawiałem. Jednak nie potrafiłbym byd z dala od niej przez długi czas, a utrzymywanie
kontaktu jedynie przez telefon nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. Czy pragnęła byd ze mną tak
bardzo, że poradziłaby sobie z tym, że nie widywalibyśmy się regularnie?
Tak. Ufała mi – robiła więc coś, czego nawet nie próbowały moje byłe dziewczyny, nim
rozpętywało się między nami to całe piekło. Chciała byd ze mną, zrezygnowad dla mnie z normalnego,
spokojnego życia, jakie prowadziła w małym miasteczku, które mogliśmy oboje nazwad domem.
Takie coś się nigdy nie zdarzyło. Nikt nie poświęcał swojego życia, by byd ze mną w sposób, jakiego
pragnąłem.
Uśmiechnąłem się do niej, obserwując, jak patrzy na drogę, a palce taoczą w rytmie, który
odtwarzał się w jej głowie.
Nalegała, żebyśmy wzięli tę śmiertelną pułapkę, jaką nazywała furgonetką, bo możliwe, że ktoś
widział, gdy wysiadałem kilka dni temu z volvo.
Nie myślałem o tym w ten sposób i zostałem zmuszony, by na to przystad. Wspiąłem się na
miejsce pasażera w zardzewiałym pojeździe, kiedy ona zajęła miejsce kierowcy, niemal jakby
taoczyła, trzymając tryumfalnie klucze nad głową.
I przysiągłem, wtedy i teraz, że gdybyśmy musieli gdzieś pojechad, będę nas woził swoim
wypożyczonym samochodem.
W nim przynajmniej działało radio.
I nie czułem się w nim, jakbym siedział na bombie zegarowej, która wybuchnie, kiedy któreś z nas
wykona jakiś zły ruch.
Większośd jazdy minęła nam w komfortowej ciszy, a przerywały ją tylko momenty, gdy Bella
zerkała na mnie i ponownie prychała.
Spuściłem jedynie rondo kapelusza niżej, sprawiając, że jej prychnięcia przeistoczyły się w chichot,
a potem w zdecydowany śmiech. Zniżyłem się na siedzeniu i skrzyżowałem ramiona.
Ale dźwięk jej śmiechu był tego warty. A sposób, w jaki odchylała głowę przy moich próbach
udawania południowego akcentu, był jeszcze lepszy.
Może nie tak bardzo jak pomysł, by to ona prowadziła. Ale nadal czułem się dzięki temu o wiele
lepiej, kiedy wiedziałem, że to dzięki mnie.
Gdy dwadzieścia minut później wjechaliśmy na parking Price Chopper, wszystkie oznaki
zrelaksowania opuściły moje ciało. Spojrzenie na głupi sklep wystarczyło, abym się spiął, co było
dosyd głupie z mojej strony.
Nie mogłem unikad każdego miejsca, w którym mnie rozpoznano. Gdybym to robił, nigdy bym
nigdzie nie wychodził. Utknąłbym w domu i po jakimś czasie strasznie się zestarzał.
- Hej.
Porzuciłem te myśli, kiedy usłyszałem głos Belli. Zorientowałem się, że zaparkowała tak blisko
sklepu, jak to możliwe. Ze wszystkich sił starałem się do niej uśmiechnąd, czując się z tego powodu
trochę niedobrze.
Gdyby jej dom był złączony z moim, może to wszystko nie wydawałoby się takie złe.
- Hm? – wymruczałem, próbując się szczerze uśmiechnąd.
Chwyciła moją dłoo i splotła nasze palce, ściskając ją lekko i łagodnie się do mnie uśmiechając.
- Nikt oprócz mnie nie wie, Edwardzie. Nie będziemy tam dłużej niż godzinę.
- Wiem. Tylko...
- Wiem. – Przytaknęła, ponownie ściskając moją rękę przed puszczeniem jej i popchnięciem drzwi.
– Godzina!
Przełknąłem ciężko i złapałem klamkę, szarpiąc ją, po czym wyszedłem z furgonetki. Położyłem
dłoo na czubku kapelusza, upewniając się, że jest na miejscu, chociaż nawet nie wiał wiatr, by coś
mogło go strącid.
Nie miałem zamiaru niczego zmieniad, aby zostad rozpoznanym. Nie, kiedy byłem w mieście, do
którego lubiłem uciekad. Nie, kiedy byłem z dziewczyną, która rzuciła wszystko, aby do mnie dołączyd
I nie zadawała przy tym żadnych pytao. Zostało nam nieco ponad dwóch tygodni, żebyśmy mogli
nacieszyd się spokojem i ciszą, zanim powrócę do Kalifornii i zmierzę się ze wszystkim, co się z tym
wiąże. Nie chciałem marnowad ani chwili, którą z nią spędzam.
A uciekanie od hordy ludzi raczej nie wydawało się dobrze spędzanym z Bellą czasem.
Wcześniej nie popadałem w tak wielką paranoję. I gdybym nie miał dziewczyny przy sobie, może
nadal bym w nią nie popadał.
Nie lubiłem krzyków i pędzenia do mnie, jednak gdybym był sam, zniósłbym to trochę lepiej. Nie
chciano mnie skrzywdzid, po prostu zobaczyd.
Teraz miałem Bellę. Jeśli kapelusz by nie zadziałał i ktoś mimo wszystko by mnie rozpoznał, ona
znalazłaby się w samym centrum zamieszania. Istniało duże ryzyko, że mogłaby zostad ranna, jeśli
doszłoby do tego. Jestem pewny, że zacząłbym odpychad ludzi, żeby się do niej dostad.
Jeannie odarłaby mnie żywcem ze skóry, gdyby zobaczyła takie zdjęcia.
- Może powinniśmy iśd gdzieś indziej – wymamrotałem do Belli, gdy obeszła samochód i dołączyła
do mnie.
- Może powinieneś się odprężyd i rozejrzed dookoła – powiedziała łagodnie, kolejny raz łącząc
nasze palce i ciągnąc mnie w stronę wejścia.
Ludzie byli rozproszeni po całym parkingu, goniąc swoje dzieci lub pakując torby pełne zakupów
do aut.
I wszyscy z nich rzucali mi jedynie krótkie spojrzenia, kiedy szedłem naprzeciw nich, po czym
odwracali wzrok, kontynuując to, co robili. Nikt nie gapił się na mnie, zatrzymywał czy wskazywał
palcami. Czułem, że zaczynam się relaksowad, gdy zmierzaliśmy do automatycznych drzwi.
- Mówiłam – wymruczała kącikiem ust, biorąc wózek.
Szarpnąłem jej rękę, zmuszając do zatrzymania się, i pochyliłem się, aby złożyd pocałunek na jej
policzku, ostrożnie unikając wsadzenia jej kooca kapelusza do oka.
- Kiedy masz rację, to masz rację.
Patrzyłem, jak jej twarz stawała się coraz bardziej czerwona i pojawia się na niej szeroki uśmiech.
Wziąłem od niej wózek i ruszyłem za nią, kiedy wyciągała listę zakupów z torebki.
I po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem się normalnie. Byłem odprężony, znów garbiłem
się nad rączką wózka i podążałem za Bellą wzdłuż przejścia, obserwując, jak przez dziesięd minut
zastanawiała się, na który ser ma większą ochotę.
Wiedziałem, że spędzimy tu więcej niż godzinę, ale jeśli postrzegano mnie za normalnego faceta
robiącego zakupy ze swoją dziewczyną, moglibyśmy zostad tu nawet przez sześd godzin i nie
przejmowałbym się tym.
- Co myślisz o tym, żeby zrobid na kolację kurczaka z parmezanem? – zapytała z roztargnieniem,
wędrując oczami po dwóch opakowaniach sera, jakie trzymała.
Oparłem łokied na rączce i podparłem policzek na ręce, uśmiechając się z wyższością i obserwując,
jak podąża wzrokiem między produktami spoczywających w jej dłoniach, myśląc o tym, który rodzaj
będzie się do tego bardziej nadawał.
- Jemy razem kolację? – spytałem.
Podniosła oczy, żeby na mnie spojrzed i kiwnęła głową, jakby to była najbardziej oczywista
odpowiedź na świecie.
- Przynajmniej tyle mógłbyś zrobid, wiesz – wycedziła, rzucając jedno opakowanie sera do koszyka,
a drugie okładając do lodówki.
- Słucham? – zadałem pytanie, unosząc brew, chod i tak pewnie tego nie zobaczyła.
Ten kapelusz był wielki. A ja go uwielbiałem. Moja dziewczyna i jej chytre pomysły to coś
wspaniałego.
I gdyby nie sposób, w jaki powiedziała swój cholerny komentarz i sprawiła, że serce opadło mi aż
do żołądka, pewnie uśmiechnąłbym się głupio na tę myśl.
- Pozwolid mi na zrobienie ci zakupów. – Wywróciła oczami i odwróciła się ode mnie. - Nieważne.
Wpatrywałem się w nią, a moja szczęka dosłownie opadła. Ruszyła wzdłuż lodówek, przebiegając
palcami po ich metalowej obudowie.
Ale po chwili zerknęła na mnie znad ramienia, a jej oczy pojaśniały, natomiast uśmiech stanowczo
przykleił się do jej ust.
Odprężyłem się, oddychałem równomiernie i z łatwością, skupiając się na tym, co robiła. Na
czymś, od czego właśnie powinienem zacząd. Na czymś, co nie powinno działad na mnie w ten
sposób.
Uspokój się, Edwardzie. Wszystko w tym momencie twojego życia jest idealne. Przestao się
martwić i zacznij cieszyć tym, co masz.
- To był cios poniżej pasa. – Wskazałem na nią, zostawiając za nią wózek i efektywnie łapiąc ją
w pułapkę naprzeciw lodówki. – I praktycznie domaga się odwetu.
- Och? A jaki rodzaj odwetu planujesz?
Podniosła brodę i obróciła się, na szczęście nie uwalniając się z pułapki. Bezczelnie skrzyżowała
ręce na piersiach.
Mogłem zobaczyd, jak próbuje zwalczyd uśmiech, w który formowały się jej usta. Niemal nie
potrafiłem powstrzymad się przed odwzajemnieniem gestu.
- Nie będzie łatwy – zacząłem, okrążając wózek, dzięki czemu stałem teraz naprzeciw niej. –
I raczej nie polubisz go za bardzo.
- Nie możesz tego przewidzied już teraz, prawda? Nie masz pojęcia, co lubię, a czego nie.
A kiedy położyła dłoo na moim torsie, gdy się do niej zbliżyłem, i przygryzła dolną wargę, mogłem
założyd się o całą swoją karierę, że Bella Swan naprawdę wpędzi mnie do grobu.
Nie żebym narzekał, gdyby do tego doszło. O Boże, nie. Umierałbym z uśmiechem na twarzy,
gdyby ta dziewczyna była ostatnia osobą, którą zobaczę.
- Hm – wybełkotałem, delikatnie łapiąc ją za nadgarstek i całkowicie do siebie przyciągając. – Coś
wymyślę.
- Tutaj są inni ludzie.
Baoka, w której się znajdowaliśmy, prysła, i zobaczyłem, że kobieta w średnim wieku stoi
naprzeciw nas z trójką dzieci i wpatruje w coś, co pewnie stało się bardzo interesującą scenką,
w której ja i Bella braliśmy udział.
Ups.
Wstrzymałem oddech, czekając, aż odkryje, kto ukrywa się pod kapeluszem, i opadnie jej szczęka,
a następnie zacznie się jąkad i prawdopodobnie krzyczed.
- Przepraszam – zaśmiała się Bella, delikatnie odpychając mój tors i zmuszając mnie do zejścia
z drogi. Jej twarz zapłonęła czerwienią. – Już schodzimy pani z drogi.
Złapała pierwsze opakowanie masła, jakie ujrzała, i wrzuciła je do zapełnionego już wózka, nim
szybko pokierowała nas z dala od działu z lodówkami.
- To było upokarzające. – Pozwoliła sobie na śmiech, gdy szliśmy przez dział zbożowy w kierunku
kas.
- To było absolutnie niesamowite! – krzyknąłem, łapiąc ją za talię, sprawiając przy tym, że się
zatrzymała. – Nawet do mnie nie mrugnęła – wyszeptałem, obracając ją w swoich ramionach.
- Kapelusz robi swoje – powiedziała, pochylając się i łagodnie stukając w jego szczyt.
Śmiałem się, przyciskając żywiołowo jej wargi do swoich, po czym szybko się od niej cofnąłem.
- Wszystkie podziękowania należą się tobie
- No cóż. – Odetchnęła, odchrząkując.
Wyszczerzyłem się. Ja to sprawiłem. I naprawdę fajnie było wiedzied, że reaguje na mnie w ten
sam sposób, w jaki ja reaguje na nią .
- Taki był plan, co nie? – spytała, uśmiechając się do mnie delikatnie, gdy odchodziła do wózka.
- Już nigdy nie zwątpię w twój wybór nakrycia głowy.
- Nie powinieneś. – Kiwnęła rzeczowo głową przed zaciśnięciem ust i spojrzeniem na mnie. – Masz
wszystko, czego potrzebujesz?
Zerknąłem przez jej ramię na zawartośd koszyka, przeglądając wzrokiem wszystkie produkty, jakie
były moje, a następnie spojrzałem na te zbożowe, na które miałem straszną ochotę, odkąd pojawiłem
się tu ostatnim razem. Przytaknąłem.
A potem, zanim mogła się ruszyd, ciasno oplotłem ją ramionami i przyciągnąłem do siebie.
- Tak – wyszeptałem jej do ucha. – Mam wszystko, czego potrzebuję.
~*~
- Wiesz, naprawdę nie musisz pomagad mi w noszeniu tych wszystkich rzeczy.
Zignorowałem ją, biorąc jeszcze kilka toreb z jej furgonetki i przechodząc przez podjazd do drzwi.
Czekałem, aż podejdzie z kluczami.
W koocu miałem jedzenie i byłem z tego całkiem dumny. Stałem się także bardzo przywiązany do
kapelusza, dzięki któremu wyglądałem całkiem śmiesznie, ponieważ kiedy miałem go na sobie, nikt
nawet nie spojrzał na mnie dwa razy.
Położyłem zakupy na ladzie, ponownie krzywiąc się, gdy zobaczyłem swoją twarz na okładce
Life&Style, które przejrzałem. Z łatwością za wszystko zapłaciłem i wyszedłem ze sklepu, a nikt nawet
za mną nie krzyczał.
Popołudnie należało do udanych, a resztę wieczoru zamierzałem spędzid z Bellą.
Serio, nie miałem na co teraz narzekad.
- Edward, masz jeszcze masę rzeczy, które musisz zanieśd do swojego domu. Naprawdę jestem
w stanie ze wszystkim sobie poradzid.
Uniosłem jedynie na nią głowę, patrząc znacząco na klamkę i klucze w jej rękach.
Jeśli poważnie myślała, że pozwolę jej wnieśd te wszystkie torby w pojedynkę, chyba postradała
zmysły. Może na podjeździe nie zostało już zbyt wiele lodu, ale i tak było go wystarczająco dużo, by
mogła się poślizgnąd i upaśd, gdyby niewątpliwie na niego stanęła.
Na dodatek to był jeden ze sposobów, w jaki mogłem spędzid z nią czas.
- To naprawdę irytujące, kiedy się nie odzywasz – narzekała, otwierając drzwi i popychając je.
Uśmiechnąłem się słabo i wszedłem do salonu, mrugając z powodu całkowitej, panującej tam
pustki.
Jedynymi meblami, jakie zostały w małym pokoju, były stary, niebieski, bujany fotel, lampa i mały
stolik, na którym spoczywała sterta papierów.
Mówiła mi, że zabrał prawie wszystko, ale sądziłem, że zostawił chociaż kanapę.
- Naprawdę zabrał wszystko, co nie?
Westchnęła ciężko i pokiwała głową, wzruszając ramionami i posyłając mi smutny, wzruszający
uśmiech.
- Tak.
- Drao – wybełkotałem, a moje oczy zwęziły się, gdy poszedłem do kuchni i położyłem torby na
podłodze.
Rozweselenie, jakie czułem, odkąd wyszliśmy z Price Chopper, zniknęło. Widząc, co od niej zabrał
– od tej pięknej, cholernie bliskiej perfekcji kobiety, z którą teraz oficjalnie byłem – sprawiło, że
wszystko, co wcześniej odczuwałem, prysnęło.
Nie rozumiałem, nieważne, jak korzystne to było dla mnie, jak mógł odejśd od niej z powodu
czegoś tak śmiesznego jak zazdrośd. I to, że wziął więcej niż połowę tego, co znajdowało się w ich
wspólnym domu, nie czyniło tego łatwiejszym.
Czekałem, aż podeszła do mnie, kładąc kilka toreb, jakie trzymała na podłodze, obok tych, które ja
tam przed chwilą postawiłem. Kiedy to zrobiła, załapałem ją za rękę.
- Co jeszcze zabrał? – domagałem się odpowiedzi.
- Nic, czego nie mogłabym zastąpid.
- Bello, co jeszcze zabrał?
Znów ciężko westchnęła i przeczesała wolną dłonią włosy, wbijając wzrok w podłogę i powoli
kręcąc głową.
- Kanapę, ukochane krzesło, łóżko, swoją szafę, stolik nocny, kilka lamp, parę garnków i naczyo.
Nic, czego nie mogłabym zastąpid.
- Zabrał twoje łóżko – powtórzyłem, niemal warcząc, przy czym moje oczy zwęziły się jeszcze
bardziej. – To na czym śpisz?
- To naprawdę nic wiel...
- To jest coś wielkiego, Bello! – wykrzyknąłem. - Cholernie wielkiego!
Łatwo pominęła częśd o tym, że zabrał jej łóżko, co oznaczało, że najprawdopodobniej sypia teraz
na podłodze lub na tym pieprzonym fotelu stojącym w salonie, który nawet nie wyglądał na wygodny.
Powiedziała jedynie, że zniszczył jej sypialnię. Nigdy nie wspomniała, iż zrobił to przez wzięcie
łóżka.
To miało sens, a ja powinienem odczytad to między wierszami i sam do tego dojśd. Ale nie, byłem
tak cholernie skupiony na tym, jak układały się jej usta, gdy mówiła, że nie potrafiłem myśled
o niczym innym.
- Śpię na dmuchanym materacu – w koocu wymamrotała. – Proszę, Edwardzie, nie rób z tego
wielkiej sprawy. Odszedł i jeśli poczuł się lepiej dzięki wywiezieniu ze sobą mebli, to kogo to
obchodzi?
- Mnie. Obchodzi mnie to, że od dwóch dni pewnie się nie wysypiasz.
Podszedłem do niej, okryłem jej twarz dłoomi i ostrożnie popatrzyłem w oczy.
Jakim cudem wcześniej nie zauważyłem, że były praktycznie sine i z całą pewnością niedokrwione?
Dostrzegałem w niej wszystko, jednak nie widziałem, że zasypiała na stojąco?
Jakim ja byłem chłopakiem?
- Edward, nic mi nie jest.
Zabrałem jedną rękę z jej twarzy i ściągnąłem nią kapelusz, rzucając go na podłogę, nim stanowczo
przycisnąłem do niej swoje usta.
Czułem bezpośredni przepływ energii, który przeze mnie przeszedł, i objąłem wolną ręką jej talię,
przyciskając ją do siebie. Jej dłoo leniwie owinęła się wokół mojej szyi.
Uniosłem głową, delikatnie chwytając między zęby jej dolną wargę, kiedy ona pocierała palcem
mój policzek.
- Dzisiejszej nocy zostajesz u mnie – szepnąłem, oddalając się od niej.
- Nie, to nie...
Przerwałem jej, kolejny raz przyciskając do jej ust swoje, a mój język wędrował po jej górnej
wardze. Szybko je rozdzieliła.
Czułem, jak rozwiązywała węzeł, który miałem na szyi. Szybko ściągnęła chustę z mej głowy
i zatopiła dłonie we włosach. Jej język napotkał mój.
Obróciłem nas, przyciskając ją teraz do drzwiczek lodówki i kładąc ręce po jej bokach.
- Dzisiejszej nocy zostajesz u mnie – wyszeptałem ponownie, gdy po raz kolejny się cofnąłem.
- To nie...
Znów przycisnąłem swoje wargi do jej, szybko kontynuując pocałunek z miejsca, w którym
skooczyłem. Zacisnęła pięści na moich włosach, zawijając nogę na wokół mnie. Nie mogłem
powstrzymad się przed jęknięciem w jej usta.
Oczywiście przyparłem ją do siebie już kilka razy przez ten krótki czas, odkąd staliśmy się parą, ale
wcześniej to nie było ani odrobinę podobne do tej sytuacji. Po prostu pasowała. Była niczym pasujący
do mnie, brakujący kawałek - jedyny, który mógł wypełnid lukę.
Nie czułem wcześniej niczego podobnego. Nigdy żadne uczucia nie przebiegały przeze mnie tak jak
w chwili, gdy przebywała ze mą. Jakby każdy nerw płonął, bolał i czekał na cokolwiek, co ta kobieta
pragnęła mi dad.
Nie wiedziałem, czy powinienem byd z tego powodu przerażony, czy może zadowolony. Nigdy nic
nie działało na mnie tak bardzo i nie miałem pojęcia, co z tym zrobid.
- Dzisiejszej nocy – wydyszałem, kiedy ponownie się odsunąłem, przypierając swoje czoło do jej –
zostajesz u mnie.
- Rano muszę iśd do pracy.
- Mam budzik.
- Obudzi cię.
- Nie przeszkadza mi to. – Otworzyłem oczy, by zobaczyd, że się na mnie patrzy. – Mogę nawet
spad na kanapie, gdybyś chciała.
- Nie. Nie wyrzucę cię z własnego łóżka. To ja zostanę na kanapie.
Wywróciłem oczami, znowu je zamykając i pochylając się, by pocałowad jej wargi, składając na
nich serię szybkich, delikatnych pocałunków.
- Potrzebujesz odpoczynku – wyszeptałem, pochylając się, aby ucałowad ją w czoło.
- I ty to mówisz – wymamrotała, opierając się o mnie i przyciskając policzek do mojej piersi. –
W poniedziałek mam wolne. Zostanę u ciebie jutro.
- Bello. – Westchnąłem, potrząsając głową i schylając się, by zatopid nos w jej ramieniu. – Dlaczego
czynisz to jeszcze trudniejszym, niż to konieczne?
- Przyjechałeś tu, żeby od wszystkiego odpocząd, włączając w to budziki. – Odsunęła się ode mnie,
a ja spojrzałem na nią z góry. – Nie chcę ci przeszkadzad.
- Ile razy muszę ci jeszcze powiedzied, że nie przeszkadzasz? Chcę, żebyś tam była, Bello.
- Jutro – obiecała. – Jutro wieczorem u ciebie zostanę.
- Trochę doprowadzasz mnie do szału, wiesz?
Zaśmiała się i przytaknęła. – Tak, wiem.
Westchnąłem ciężko, łącząc palce za jej plecami i dramatycznie przewracając oczami, nim
przycisnąłem do siebie nasze czoła.
- W porządku. Jutro wieczorem zostajesz w moim domu i położysz się spad.
- Naprawdę nie musisz...
- Chcesz, żebym się powtórzył? – Zaśmiałem się, łagodnie pocierając jej nos swoim. – Nie robię
niczego, czego nie chcę, Bello.
- Źle się z tym czuję.
- Nie czuj się tak – szepnąłem, ocierając swoimi wargami o jej i obserwując, jak zamyka oczy. –
Proszę, nie czuj się tak.
- Jeśli zostanę u ciebie jutro wieczorem – zaczęła, odchrząkując i podnosząc powieki. – Mogę nie
zechcied stamtąd odejśd.
- A kto powiedział, że musisz? – zapytałem, uśmiechając się do niej delikatnie,
- Praca. Jessica jedzie na wakacje pod koniec tygodnia i wtedy nie będę miała żadnych wolnych
dni.
Wywróciłem oczami. Nigdy nie spotkałem tej dziewczyny, ale z tego, co mówiła mi o niej Bella, nie
byłem do niej zbyt przychylnie nastawiony.
- Czemu ona przejmuje twój wakacyjny czas? Przecież to twój sklep, tak? Nie powinno byd
odwrotnie?
Patrzyłem, jak czerwieo zaczyna oblewad skórę jej szyi, więc uniosłem na nią brew. Och, więc ta
cała Jessica szantażowała ją czymś wstydliwym, żeby dostad to, czego chciała.
- To... nic.
Próbowała się ruszyd, ale zablokowałem ją ciaśniej ramionami i pokręciłem głową.
- To coś.
- Nic ważnego.
A kiedy to mówiła, to zawsze coś oznaczało. Zorientowałem się, że zazwyczaj było to coś cholernie
poważnego, co zawsze starała się ukrywad, by nie zranid niczyich uczud.
- Nie okłamuj mnie, Bello. Proszę – powiedziałem łagodnie błagalnym tonem.
- Naprawdę jesteś w tym dobry. – Odetchnęła, oblizując wargi.
- I nie rozpraszaj.
- Odkryła, że byłeś moim sąsiadem chwilę po tym, jak się wprowadziłeś, więc zrezygnowałam ze
swoich wakacji, żeby cię nie nękała – w koocu wybełkotała na jednym oddechu.
Moje oczy delikatnie się poszerzyły i kiwnąłem głową. – Och.
Przytaknęła, przygryzając dolną wargę i odwracając ode mnie wzrok. – Tak.
Otworzyłem usta, po czym zamknąłem je i po chwili znów otworzyłem. – Och.
Nie byłem w stanie wymówid innego słowa niż to.
- Chodźmy po resztę zakupów, dobrze? Naprawdę zgłodniałam.
Jedynie kiwnąłem, pozwalając jej uwolnid się z moich objęd i wyszedłem za nią z domu, skupiając
się na wszystkim oprócz zakupach, które pewnie zamarzłyby w furgonetce, gdybyśmy zostawili je tam
na dłużej.
Poświęciła swój wakacyjny czas, żeby uchronid mnie przed kimś, kto by mnie tylko denerwował,
a kilka godzin temu zrezygnowała ze spokojnego życia na rzecz mojego.
Co jeszcze pozwoliłbym jej poświęcid, nie robiąc tego samego dla niej?
~*~
Następnego popołudnia stałem naprzeciw Volvo, wpatrując się w drzwi księgarni i zaciskając
przed sobą ręce w pięści.
Spędziliśmy spokojną noc po tym, jak zmusiłem swoje usta do wypowiedzenia czegoś innego niż
„och”. Bez względu na to, jak bardzo próbowałem ją przekonad, żeby została u mnie, nie zrobiła tego.
Nawet kiedy pocałowałem ją na dobranoc i przeciągnąłem bez jej orientacji na ganek, szybko
cofnęła się i chuchnęła ciężko, gdy zawiał na nas podmuch bardzo zimnego wiatru.
Chyba ktoś próbował nam coś powiedzied.
Musiałem zaczekad do dzisiejszego wieczoru, a ona nie będzie mogła się wtedy wymigad.
Prawdę mówiąc, chciałem tylko, żeby się wyspała. A trzymanie jej w ramionach podczas snu było
dla mnie ogromnym dodatkiem.
Gdy nareszcie wróciłem do domu, spędziłem co najmniej cztery godziny na krzątaniu się po
salonie, przeczesywaniu ręką włosów i myśleniu o wszystkim, co dla mnie poświęciła.
Przecież nie musiałem teraz spad. Mógłbym przespad cały, pieprzony dzieo, gdybym czuł, że jest
mi to potrzebne.
I wiedziałem, że poświęciła dla mnie sporą częśd swojego życia, ale nie zdawałem sobie sprawy,
jak dużą, kiedy byliśmy tylko przyjaciółmi. Nigdy nie powiedziała niczego o Jessice Stanley kradnącej
jej czas przeznaczony na wakacje z mojego powodu lub o Jacobie, który był wystarczająco zazdrosny,
by zrobid jej awanturę dzieo przed tym, jak przyjechałem.
Z czego jeszcze zrezygnowała, nie mówiąc mi o tym?
A wydobycie z niej tych informacji nie wydawało się łatwym zadaniem. Wzbraniałaby się przed
tym, znajdując różne sposoby, aby mnie rozproszyd i sprawid, że całkowicie zapomnę o tym, iż coś
innego pochłaniało moje myśli.
Więc zamiast spędzania dnia na chodzeniu po domu i zamartwianiu się tym, nad czym nie
posiadałem kontroli, chwyciłem kluczyki i wyszedłem na zewnątrz, po czym pojechałem do sklepu
i stanąłem na krawężniku.
Przynajmniej to mogłem spróbowad zrobid odpowiednio.
Biorąc głęboki oddech i opuszczając ręce, wysiadłem z samochodu. Zacząłem krótki spacer
w stronę księgarni, a moje oczy powędrowały do drzwi.
Kiedyś to pewnie był czyjś dom, lecz został zamieniony w miejsce pracy. Złota kołatka, która
wisiała na ciemno purpurowych drzwiach, sprawiła, że pokręciłem głową. Popchałem je i rozejrzałem
dookoła, gdy się za mną zatrzasnęły.
W pokoju głównym stały trzy grupy czterech szerokich, wyglądających na wygodne foteli. Na
małym stoliku znajdował się ekspres do kawy, cukier i creamer z blondynką siedzącą po jego drugiej
stronie. Za nią było przejście, które prowadziło do pomieszczenia z książkami.
Na szczęście oprócz niej nie było tu nikogo. Nie wiem, jaki rodzaj sceny zostanie odegrany z moją
samozwaoczą, największą fanką, ale nie chciałem, by towarzyszyła temu publicznośd.
Sam sobie przytaknąłem, będąc pod wrażeniem. Wsadziłem kciuki do kieszeni dżinsów, gdy
zwyczajnie podszedłem do lady.
Dziewczyna, która w moim mniemaniu była Jessicą, siedziała naprzeciw komputera, wędrując
oczami po monitorze. Stukała jasnoróżowymi i oczywiście sztucznym paznokciami w przestrzeo obok
siebie, rzecz jasna mnie przy tym ignorując lub nie mając pojęcia o mojej obecności.
Przykleiłem do twarzy najmilszy uśmiech, jaki potrafiłem wymusid i położyłem – raczej głośno –
ręce na ladzie.
Podskoczyła, a jej podirytowana mina szybko zniknęła, gdy mnie zobaczyła.
- O cholera – wymamrotała, a jej usta uformowały się w idealne „o”, natomiast oczy się
poszerzyły. – To... ty.
Kiwnąłem głową, podtrzymując uśmiech.
- Tak.
- Czy... to... czy ty… co mogłabym...? – wyrzucała z siebie, szybko do mnie mrugając. – Naprawdę
tu jesteś?
Znów pokiwałem głową. - Tak.
Patrzyłem, jak brała głęboki wdech, i chciałem skulid się z dala od niej. Podskoczyła, piszcząc,
a krzesło, na którym siedziała, potoczyło się do tyłu i uderzyło w ścianę.
- O mój Boże!
- Wolałbym nie wywoływad scenki, więc jeśli mogłabyś zachowywad się troszkę ciszej, byłbym ci za
to naprawdę wdzięczny.
Promiennie się do niej uśmiechnąłem, zwalczając chęd przebiegnięcia całego sklepu
w poszukiwaniu Belli i ukrywania się za nią do czasu, aż Jessica zapomniałaby o moim istnieniu.
Miałem zadanie do wykonania. Musiałem to zrobid dla Belli. To jedyny powód, dla jakiego
pozwalałem jej się na mnie gapid i piszczed bez odwrócenia się i rzucenia do ucieczki jak tchórz,
którym stałem się, gdy tu przybyłem.
- Och, tak, oczywiście! – Wydała z siebie kolejny pisk, taocząc przez moment, nim wzięła kolejny
wdech i się wyprostowała. – Czy jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobid?
- Właściwie tak. – Uśmiechnąłem się i jeszcze bardziej pochyliłem nad ladą, używając wszystkich
aktorskich sztuczek, które opanowałem. Nie czułem się nawet ani troszeczkę źle z tego powodu. –
Słyszałem o twoich zbliżających się wakacjach.
- Chciałbyś się przyłączyd?
Patrzyła na mnie, a ja musiałem zakasład, aby odkaszled połączenie odrazy i niedowierzania ze
swojego głosu.
To nie było łatwe zadanie.
- Ach, nie, ale dziękuję, że o mnie pomyślałaś. Zastanawiałem się tylko, czy kiedy wrócisz, nie
miałabyś nic przeciwko, żeby na tydzieo przejąd zmiany Belli? Ona też bardzo potrzebuje odpoczynku.
Obserwowałem, jak zwęża oczy, a złudzenie tego, czego ode mnie chciała, z każdym momentem
powoli zanikało.
- Nie mam żadnych obowiązków względem tego miejsca i jej. Kiedy mnie zatrudniała, wiedziała, że
nie mam ochoty pracowad więcej, niż muszę.
- Nawet dla mnie? – spytałem, uśmiechając się i pochylając nad ladą, by położyd rękę na jej
ramieniu. – Naprawdę bym to docenił.
- A czemu to ma dla ciebie takie znaczenie?
Och, plotki były dla niej ważniejsze niż dobro pracodawcy.
Cofając rękę i pozwalając jej opaśd z jej ramienia na ladę, zwilżyłem usta i kontynuowałem
uśmiechanie się.
Nie zamierzałem dad jej satysfakcji bycia pierwszą osobą, która dowie się czegokolwiek, co tyczyło
się mojego życia prywatnego.
- Powiem ci, czemu. – Pochyliłem się bliżej, zniżając głos i widocznie się rozglądając. – Jeśli to dla
mnie zrobisz, imienne zaproszenie na premierę jednego z moich filmów będzie na ciebie czekało.
Mina mówiąca „zobaczyłam gwiazdę” powróciła na jej twarz, gdy się uśmiechnęła, ukazując
wszystkie zęby. Zaczęła ponownie się we mnie wpatrywad.
Czy to naprawdę na kogoś działało? Na mnie nie robiło żadnego wrażenia i stwarzało sytuację
jeszcze cięższą, niż była. Zwłaszcza, gdy musiałem zachowad przy tym twarz.
- Zrobiłbyś to?
Przytaknąłem, szczerząc się słodko, po czym wstałem i ponownie zacząłem uderzad opuszkami
palców po ladzie.
- Więc co na to powiesz? Pokryję cały koszt dojazdu na premierę, a wszystkim, co musisz zrobid,
jest tylko rzucenie okiem na księgarnię przez króciutki tydzieo.
- Umowa stoi. – Kiwnęła głową, a mały pisk opuścił jej usta. – Mogę zrobid sobie z tobą zdjęcie? Bo
nikt mi w to nie uwierzy.
Więc zrobiłem sobie z nią jakieś sześd zdjęd, stając od niej najdalej, jak mi na to pozwalała, kiedy
rozbłyskał flesz. Zapiszczała, przeglądając te zdjęcia. Wreszcie miałem okazję, żeby spytad, gdzie jest
Bella.
Mina jej zrzedła i szybko schowała aparat do torby podróżnej, którą nazywała torebką, zakładając
ramiona na piersi i ściskając wargi w stanowczej, denerwującej linii.
- Zaszyła się na cały dzieo w biurze – oświadczyła kapiącym z pogardy głosem i odwróciła się na
krześle w stronę komputera. – Zadzwonię do niej i powiem, żeby zeszła na dół.
- Gdybyś tylko powiedziała mi, jak tam dojśd, sam bym ją znalazł. Nie chcę cię kłopotad.
- Nie – powiedziała chłodno, podnosząc telefon i podpierając się na łokciu. – Zadzwonię.
No dobra.
- Dzięki, Jess. Naprawdę jestem za to wdzięczny.
Uśmiechnąłem się i widziałem, jak świeciła do mnie zębami. Jej złośd całkowicie zniknęła. gdy
przycisnęła klawisz na telefonie.
- Nie ma za co, Edwardzie. Cała przyjemnośd po mojej stronie.
Odszedłem od lady, odwracając się do Jessici tyłem i przespacerowałem się leniwie po głównym
pomieszczeniu w rękoma za plecami.
Słyszałem, jak Jessica się rozłączyła. Uśmiechnąłem się przez okno, naprzeciw którego stałem,
nasłuchując uważnie jakiegokolwiek dźwięku, jaki wskazywałby na to, że to Bella idzie, by mnie
zobaczyd.
Moje zachowanie było całkowicie patetyczne. Jakbym musiał ją zobaczyd. Przebywanie z dala od
niej odczuwałem tak, jakby brakowało kawałka mnie. Nieważne, jak niewiele czasu minęło, odkąd ją
ostatni raz widziałem. Skooczyłem na tym, że wpatrywałem się w zegarek na DVD częściej, niż
robiłem cokolwiek innego, niecierpliwie czekając, aż jej furgonetka zacznie dudnid na drodze.
- Co słychad, Jess?
Obróciłem się, słysząc jej wyczerpany głos i patrząc, jak opiera się o ladę i przeczesuje ręką włosy,
gdy patrzy nieruchomo na Jessicę.
- Ktoś przyszedł, żeby cię zobaczyd.
Bella odwróciła się i wyprostowała. Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy mnie
zobaczyła.
Jednakże osłabł, gdy rzuciła okiem między mnie a Jessicę, która posyłała mi oczywiste spojrzenia.
- Uch – wymamrotała, niezręcznie do mnie podchodząc. – Wszystko w porządku?
Przytaknąłem, promiennie się do niej uśmiechając. – Wszystko w porządku. A teraz nawet jeszcze
lepiej.
- Co ty... uch…? – Znów popatrzyła na Jessicę, która w ostentacyjny sposób wpatrywała się
w ekran monitora, jakby coś z niego wyskoczyło sekundę przed tym, jak znów skierowała swój wzrok
na mnie. – Nie rozumiem, Edwardzie.
Położyłem ręce na jej policzkach, nadal się uśmiechając i potrząsając głową.
- Wszystko w porządku – powtórzyłem łagodnie. – Masz chwilę?
- Ach, tak. – Obróciła się do Jessici, która rażąco się na nas patrzyła. – Jess, nie będzie mnie przez
kilka minut.
Złapała mnie za nadgarstek, nim dziewczyna zdążyła odpowiedzied, trzymając go stanowczo.
Prowadziła nas przez drzwi i w górę schodów, ukrywając nieopodal nich. Otworzyła drewniane drzwi,
ciągnąc mnie do małego, zagraconego pokoju. Zatrzaskując je za nami.
- Zechcesz mi powiedzied, dlaczego ona zachowywała się tak cholernie spokojnie, przebywając
z tobą w jednym pokoju? Wiesz, że ma na pulpicie twoje zdjęcie? Jak ty... Dlaczego… Jakim cudem
ona…?
- Bello. – Zaśmiałem się, podchodząc do niej i ciasno oplatając ramionami jej talię, przez co
szarpnąłem ją w swoją stronę. – Wszystko w porządku.
- Jak to możliwe? – Westchnęła zirytowana, obejmując rękoma moje ramiona.
- Przekupiłem ją.
- Nie! – jęknęła, opierając czoło na mojej klatce piersiowej. – Czemu to zrobiłeś? Teraz nigdy nie
da ci spokoju!
- Zrobiłem to, żebyś mogła wziąd tydzieo wolnego, jak wróci z urlopu.
Ponownie uniosła głowę i zwęziła na mnie oczy.
- O czym ty mówisz?
- Kiedy wróci z wakacji, ty wybierzesz się na własne – odparłem delikatnie, pochylając się, by móc
otrzed jej wargi swoimi. – Zostanie tu i wszystkim się zajmie.
- Pewnie puści to miejsce z dymem.
Pokręciłem głową, wykręcając usta i uśmiechając się do niej. – Nie, nie wydaje mi się, żeby to
zrobiła.
- Czym ją przekupiłeś?
- Biletami na premierę mojego filmu. – Wzruszyłem ramionami. – Będzie czekała na zewnątrz
razem z innymi fanami, ale tego jej już nie powiedziałem.
Jej usta się otworzyły, lecz kąciki uniosły, zanim ponownie przejęła nad sobą kontrolę i je
zacisnęła.
- To nie było zbyt miłe.
- Ale dzięki temu załatwiłem ci wakacje, których tak bardzo potrzebujesz, prawda? – Schyliłem się
i pocałowałem ją łagodnie, uśmiechając się z powodu elektryczności przepływającej przez moje ciało.
– I będziesz mogła spędzid cały twój wolny czas ze mną.
- Dlaczego miałabym chcied to zrobid? – wymamrotała w moje wargi, wplątując dłonie w moje
włosy i ponownie mnie całując.
- Bo musisz dostad tę częśd mnie, która należy do ciebie, wiesz. – Znów dałem jej całusa, wbijając
koniuszki palców w jej koszulkę. – Nie zostanę tu na zawsze.
Poczułem w brzuchu ostry, przeszywający ból, który niemal powodował odrętwienie, i musiałem
przycisnąd ją do siebie jeszcze bardziej, by powstrzymad się przed skręceniem.
- Tak – wyszeptała smutno, oddalając się ode mnie. – Wiem.
- Bello...
Uniosła policzek, posyłając mi wymuszony uśmiech, jakiego nienawidziłem, i wyciągnęła palce
z moim włosów.
- Edward, to nasza rzeczywistośd. A my sobie z nią poradzimy. – Z łatwością wzruszyła ramionami,
a fałszywy uśmiech powoli zamieniał się w mały, prawdziwy. – Nie pozwolę ci odejśd, ani też nie
zamierzam przestad na ciebie liczyd.
Uśmiechnąłem się do niej i pochyliłem, by złączyd nasze czoła i delikatnie ją pocałowad.
- Nawet nie wiesz, jak dobrze to słyszed – szepnąłem, zamykając powieki.
Położyła dłonie na moich policzkach, a ja kolejny raz otworzyłem oczy i spojrzałem prosto w jej.
- Jeśli ty w to wchodzisz, ja też – odszepnęła, pocierając kciukami moje policzki. – O to właśnie
chodzi.
Uśmiechnąłem się i złapałem górną wargę między własne, ssąc ją delikatnie, przed niechętnym
cofnięciem się.
- Pozwolę ci wrócid do pracy. – Rozejrzałem się po niewielkim biurze i westchnąłem, ściskając ją
jeszcze raz przed wypuszczeniem z ramion. – Dziś wieczorem?
Przytaknęła, kładąc ręce przy bokach i przekrzywiając na mnie głowę.
- Jesteś tego pewny? Nie chcę…
Zbliżyłem się do niej i ponownie pocałowałem.
- Okej – wydyszała, kiedy znów się oddaliłem. – Dziś wieczorem.
- Dziękuję.
Gdy wyprowadziła mnie z biblioteki, drzwi się za mną zatrzasnęły, a ja dosłownie wskoczyłem do
swojego samochodu.
Zamierzała trzymad się mnie, a niewiele ludzi to naprawdę robiło, odkąd stałem się aktorem.
Zdawanie sobie sprawy, że była tu i miała zamiar zostad, to uczucie, którego nie potrafiłem opisad.
Ale cholernie dobrze było o tym wiedzied.