Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: Amaranthine
Beta: ilciak
*EDWARD*
Mówiła przez sen. Większość była bez sensu, ale kilka razy z jej ust wydostało się też
moje imię, co spowodowało, że równocześnie miałem ochotę schować się w najdalszym
zakątku pokoju, albo ją zbudzić i dokończyć to, co w pewnym sensie zaczęliśmy przed
pójściem spać.
Ale myśl, że miałbym puścić jej ramiona, choćby na sekundę, była niemal bolesna.
Obudzenie jej nie byłoby aż tak okropnym wyjściem, gdyby nie to, że prawdopodobnie
zasnęłaby w trakcie.
A kiedy to się w końcu wydarzy musi być w pełni przytomna.
I musi wiedzieć, że nie ważne jak daleko od siebie będziemy na przeciągu najbliższych
tygodni, nic nie zmieni tego, co do niej czuję.
Pogładziłem ręką jej włosy, zbliżając się do niej jeszcze bardziej i przyciskając wargi do jej
czoła.
Westchnęła, zacieśniając wokół mnie swe ramiona, podczas gdy przekręciła głowę w bok
i zanurzyła nos w zagięciu mojej szyi.
Ta idealna, piękna, śpiąca kobieta w mych ramionach była moja. Była moja.
Objąłem ją mocniej, a palce mojej lewej dłoni nieświadomie gładziły tam i z powrotem
jej bok, gdy znowu pocałowałem jej czoło.
Po prostu nie mogłem przestać jej dotykać. Cholera, nie miałem nawet zamiaru
próbować. A w dodatku, tutaj była bezpieczna; nikt nie mógł jej skrzywdzić.
Zaprzedałbym swoją duszę diabłu, gdyby to mogło uchronić ją przed bólem, jaki malował
się dziś na jej twarzy.
Te pytania, wątpliwości, jakie wyraziła o mnie i o nas, niemal rozdarły mnie na pół.
A gdy spytała, dlaczego chcę z nią być...
Zacisnąłem mocno powieki, biorąc głęboki wdech i zacieśniając uścisk.
Chciałem spytać ją o coś w stylu „A dlaczego nie miałbym chcieć?”, ale wiedziałem, że w
przypadku Belli to tylko pogorszy całą sprawę. Podanie konkretnych powodów, dlaczego
chciałem jej – nie, potrzebowałem jej - w swoim życiu wydawało się zdawać egzamin. Nie
usunęło piekącego bólu, który rozdzierał mnie na pół, ale zmniejszyło go, gdy usłyszałem
jak się śmieje.
Ale nie dawał mi spokoju sam fakt, że takie myśli w ogóle pojawiły się w jej głowie. Więc
tylko pogorszyłem swoje cierpienie, pytając, dlaczego coś takiego przyszło jej do głowy.
Jej odpowiedź, bardziej niż potrzeba poznania tej przyczyny, przecięła mnie aż do samych
palców u stóp. Nigdy nie chciałem, żeby była jak dziewczyny, które spotkałem w
Kalifornii. Żadna z nich nie była autentyczna, żadna nie niosła ze sobą tego
charakterystycznego ciepła, które Bella roztaczała gdziekolwiek by nie poszła, żadna
z nich nie wpłynęła na mnie tak bardzo, jak ona.
A gdy zapytała, czy mówię to tylko po to, żeby lepiej się poczuła, miałem ochotę upaść
na kolana. Zdradziła, że mi ufa i słysząc, że sądziła, iż robię to jedynie, żeby lepiej się
czuła było uczuciem porównywalnym z tym, jakby ktoś nagle zaczął używać mnie niczym
worka treningowego.
Nigdy w życiu nie powiedziałbym niczego tylko chcąc poprawić czyjeś samopoczucie.
Nigdy bym jej nie okłamał po to, żeby poczuła się lepiej w związku z jakąś sprawą. Byłem
ponad takie sprawy, a większość ludzi, z którymi spędzałem czas zasługiwała na coś
więcej.
Ale ona powiedziała, że mi ufała i jeśli chcę, żeby robiła to dalej, to ja też muszę jej
zaufać. Więc powiedziałem jej prawdę, że każda inna kobieta przestała dla mnie istnieć,
co było szczerą prawdą.
Przed Bellą, ktoś taki jak Jessica Stanley byłby prawdopodobnie kolejną dziewczyną,
którą chciałbym przy sobie zatrzymać na pewien czas. Wyglądała niemal identycznie, jak
kobiety w Kalifornii, dlatego więc pasowałaby idealnie, gdybym miał ochotę przenieść
nasze relacje poza Nowy Jork.
Ale teraz, myśl, że mógłbym dostrzegać kogokolwiek innego tak, jak widzę Bellę, było
kompletną bzdurą.
Ta krucha kobieta, – która w tej chwili akurat wzdychała w moją szyję – leżąca w moich
ramionach, była jedyną, którą mogłem sobie wyobrazić, jako część mojego życia.
Mogła albo mnie zniszczyć, albo dopełnić, bez mojej wiedzy.
Tak czy siak, nic mnie to nie obchodzi. Nie uciekła ode mnie, kiedy jej głowę zaczęły
bombardować wątpliwości i odpowiedziała, gdy o to spytałem. Opowiedziała, co ją
niepokoi, i że sam ten fakt był dużym wskaźnikiem, iż na jej własny sposób właśnie mi
ufała.
Lecz mimo, że w tamtym momencie wydawałoby się, że poddała się presji zgadzając się
zostać moją dziewczyną, sprawa wyglądała całkiem inaczej, kiedy nastała noc. Otrząsnęła
się z tego, gdy już usłyszała moje odpowiedzi i cała reszta nocy była niemal cholernie
idealna.
Była w moich ramionach, ubrana w jedną z moich starych koszulek z czasów liceum,
która spowodowała, że było mi bardzo ciężko oprzeć się jej namowom i wreszcie robiła,
to, czego dla niej pragnąłem i co było jej potrzebne – spała.
Przekładając swoją nogę przez jej łydki, zanurzyłem głowę w jej włosach i zamknąłem
oczy, wdychając jej zapach i powoli zasypiając.
~*~
Zbudziłem się przed nią, wciąż zaplątany w jej ramiona i czując ogromną satysfakcję
z tej całej cholernej sytuacji.
Sięgając w jej stronę, odgarnąłem włosy z jej czoła i delikatnie przyłożyłem w to miejsce
wargi, składając delikatny pocałunek, zanim ostrożnie się wyplątałem i wytoczyłem
z łóżka. Przykryłem ją kocem, jednak moim oczom nie umknął widok jej obnażonych nóg
i kawałka czarnych majtek, odsłoniętych przez t-shirt, który w nocy trochę podwinął się
do góry. Łagodnie zamruczałem i szybko odwróciłem wzrok, kręcąc głową
i przeczesując palcami włosy, gdy przeszedłem przez korytarz w stronę łazienki.
W momencie, gdy wsunąłem do buzi szczoteczkę do zębów, usłyszałem dzwonek
telefonu na dole i przewróciłem oczami. Odkąd tu przyjechałem nie dzwonił niemal
w ogóle, więc naturalnie teraz, kiedy było tak wcześnie rano, a ja miałem usta pełne
pasty do zębów, ktoś postanowił z niego skorzystać.
Wciąż szczotkując zęby zszedłem na dół i spojrzałem, kto dzwoni, znowu przewracając
oczami, kiedy na małym wyświetlaczu zobaczyłem numer komórki mojej siostry.
Podnosząc słuchawkę z podstawki, wcisnąłem guzik „rozmawiaj” i przyłożyłem ją do
ucha.
- Co? - Wymamrotałem z powrotem wchodząc po schodach.
Zamknąłem za sobą drzwi do sypialni, a moje oczy zatrzymały się na śpiącej formie Belli,
a następnie ponownie wszedłem do łazienki.
Ona potrzebowała snu bardziej niż tego, by słyszeć, jak rozmawiam przez telefon.
- Masz jakiś wolny pokój? - Jej spokojny głos rozbrzmiewający przez słuchawkę jak setki
dzwoneczków.
- Nie.
Fuknęła, a ja westchnąłem, pochylając się, by wypluć pastę do zlewu, zanim na powrót
wcisnąłem szczoteczkę do ust.
- Dlaczego?
- Muszę wyjechać.
- Dlaczego? - Spytałem jeszcze raz, wolniej.
- Jasper chce pobić moich modeli – narzekała. - Twierdzi, że mnie podrywają.
Parsknąłem, co wcale nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę, że wciąż trzymałem
w ustach szczoteczkę do zębów.
- Muszę wyjechać na kilka dni.
Mój szwagier już zawsze będzie sądził, że moja siostra – tylko dlatego, że jest mała
i delikatna – nie potrafi o siebie zadbać. Oczywiście, wiedział jak jest naprawdę, ale
wychował się w Teksasie, gdzie mężowie dbali o swoje żony i bronili je. Dopiero
niedawno pogodził się z faktem, że Alice, pod żadnym pozorem nie jest niezdolna do
wepchnięcia komuś kołka w tyłek, jeśli tylko przekroczy wyznaczone przez nią granice.
Ja zostałem poddany efektom takich działań tyle razy, że mogłem mu nawet to zaręczyć.
Ale on po prostu nie chciał w to wierzyć.
- Nie przyjedziesz tutaj – wyjaśniłem, plując do zlewu jeszcze raz, zanim wypłukałem
szczoteczkę i chwyciłem jeden z papierowych kubków leżących obok zlewu. - To moja
prywatna przestrzeń, Alice.
Napełniłem kubek wodą, odchylając głowę do tyłu i wlewając jej zawartość do ust, zanim
wypróżniłem ją do zlewu.
- Edward – zajęczała, a jej spokojna postawa kompletnie wyparowała. - Potrzebuję tylko
kilku dni!
- Nie mam tu dla ciebie miejsca, Alice – zaśmiałem się, prostując plecy i wyrzucając
zużyty papierowy kubeczek do małego kosza na śmieci za mną.
- Mógłbyś spać na kanapie? - Zaoferowała błagalnym głosem.
- Uh, tak właściwie, to nie – wymruczałem, spoglądając na zamknięte drzwi do sypialni
i uśmiechając się do siebie. - Nie mógłbym.
- A to dlaczego?
Och, robiła się coraz bardziej rozdrażniona. Dobrze. Może się rozłączy i da mi spokój.
Albo zadzwoni do mamy. A wtedy mama zadzwoni do mnie. A wtedy skończy się na tym,
że ustąpię, bo nie ma takiej osoby na tym świecie, która mogłaby odmówić Esme Cullen.
- Po prostu nie mogę, Alice.
- Kim ona jest? - Zażądała odpowiedzi.
Chyba nigdy się nie dowiem, jakim cudem moja siostra wiedziała o czymś takim. Od
zawsze się tak zachowywała; natychmiast wyłapując najmniejsze, nic nieznaczące
szczegóły i łącząc je w całość zanim ktokolwiek inny zaczął nawet coś podejrzewać.
- Alice – ciężko westchnąłem.
- Edward, po prostu mi powiedz!
- Zaraz wszystkim rozpowiesz!
- Nie, jeśli nie będziesz tego chciał.
Praktycznie widziałem, jak mruga powiekami i zamknąłem oczy, przejeżdżając dłonią po
twarzy.
- To moja sąsiadka – w końcu odparłem delikatnie.
- Bella! - Zaszczebiotała, w jednej sekundzie na powrót wesoła. Jak zwykle, nie zajęło jej
to zbyt wiele czasu.
Zacisnąłem zęby, na całego przeklinając swoją matkę za to, że ona i moja siostra musiały
być ze sobą bliżej i bardziej jak siostra z siostrą, niż matka z córką, dzięki czemu nauczyły
się nawzajem wszystkiego.
- Tak – odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby, trochę się pochylając się i chwytając wolną
ręką róg szafki w ścisły uścisk. - I przysięgam, że jeśli powiesz komukolwiek zanim ja to
zrobię...
- Nie powiem! Obiecuję, Edwardzie! Nigdy nie złamałam danej ci obietnicy.
No i tu miała rację. Zawsze byłem z nią bliżej niż z Emmettem, właśnie dzięki temu.
Emmett zawsze korzystał z każdej okazji, żeby mnie cholernie zawstydzić; Alice za to była
tą, która mnie wspierała.
- Kiedy to się stało?
- Kilka dni temu.
- Myślałam, że mama powiedziała mi, że ona spotyka się z kimś innym?
- Zerwali – powiedziałem szybko, otwierając oczy, żeby znowu błyskawicznie spojrzeć na
zamknięte drzwi sypialni.
To była jej historia, jeśli chciałaby ją opowiedzieć, nie moja.
- Hm – wymamrotała Alice. - Nie zajęło wam to zbyt dużo czasu, prawda?
- Alice – jęknąłem, opierając czoło o taflę lustra i kręcąc głową. - To nie tak jak myślisz.
- Czyli ona została u ciebie na noc, bo...?
- On zabrał jej łóżko, Alice – wysyczałem, zwężając oczy na widok swojego odbicia. -
Kiedy ją zostawił, zabrał wszystko, łącznie z łóżkiem. Musiała spać na dmuchanym
materacu i była wycieńczona. Została u mnie, żeby mogła się porządnie wyspać.
Nie odzywała się, a ja wziąłem kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Alice nie
miała na myśli nic złego; po prostu się o mnie troszczyła. To nie byłby pierwszy raz, kiedy
dziewczyna zaczęłaby się ze mną spotykać, pragnąc nagłośnienia całej tej sprawy bardziej
niż samego mnie.
Nie mogłem też winić Alice za bycie ostrożną. Nie wiedziała o Belli niczego poza tym, że
jest moja sąsiadką, która pomagała mi, kiedy tego potrzebowałem. Alice miała wszelkie
prawo do kwestionowania czegoś, co stało się tak szybko i jakkolwiek bym chciał to
zrobić, nie mogłem jej za to winić.
- Ty ją kochasz.
Moja ręka ześlizgnęła się z szafki i upadłem do tyłu na miękkie, białe łazienkowe
dywaniki leżące pode mną.
To na pewno nie było to, czego spodziewałem się od niej usłyszeć.
- Ja pierdolę, Alice – wyjęczałem, przekręcając się na bok i podciągając do góry, żeby
usiąść na stopach. - O czym ty do cholery mówisz?
- Jeszcze nigdy wcześniej nie broniłeś przede mną nikogo tak, jak teraz – odparła
delikatnie, zdumionym głosem. - Jesteś w niej zakochany.
- Przeginasz, Al. Trochę na to za wcześnie, nie sądzisz?
- Zakochanie się w kimś nie zajmuje dużo czasu, jeśli to właściwa osoba, Edwardzie.
- A skąd wiesz, że to właściwa osoba, Alice? Jest tyle, rzeczy, których...
- A ty możesz spowodować, że się wam ułoży, bo jesteś w niej zakochany – przerwała
krótko. - Ja nigdy się nie mylę, jeśli chodzi o te sprawy, Edwardzie i ty o tym dobrze wiesz.
Pokręciłem głową, opierając rękę o zlew i podnosząc się ponownie do pozycji stojącej.
- Wiesz, jestem aktorem i mogłem spowodować, że to, co mówiłem brzmiało naprawdę
przekonująco.
- A ja jestem twoją siostrą, głupku. Wiem, że nie zrobiłbyś czegoś takiego – ciężko
westchnęła, a ja potarłem twarz wolną dłonią. - Jest inna niż pozostałe.
- Tak – odrzekłem przez zęby.
- I jest gotowa przyjąć wszystko, co będzie się działo, kiedy to w końcu się wyda.
To nie było pytanie.
- Tak.
- Hm.
Przez chwilę się nie odzywaliśmy, a ja wpatrywałem się twardo w swoje odbicie.
Nie mogłem się tak szybko w niej zakochać. Było zdecydowanie zbyt wcześnie, by takie
emocje w ogóle wchodziły w grę. Dopiero, co zaczęliśmy... Zakochiwanie się w niej było
niedopuszczalne.
To było naprawdę szalone ze strony Alice, żeby choćby wciskać mi do głowy taki pomysł.
W tej chwili dobrze się bawiliśmy, lubiliśmy przebywać ze sobą w tych nielicznych
chwilach, które były nam dane. Ta gadka o miłości, z którą wyskoczyła moja siostra była
naprawdę obłąkana.
- Chcę się z nią spotkać, Edwardzie.
- Tyle to się już domyśliłem.
- Dwa dni – nalegała. - Zostanę tylko na dwa dni, a później zniknę, dobrze? To da
Jasperowi dużo czasu na przemyślenie tego, co robi, a potem zejdę ci z głowy.
- Ale nie wolno ci jej wypytywać, zrozumiano?
Alice pisnęła i musiałem odsunąć telefon od ucha, żeby kompletnie nie ogłuchnąć.
- Nie będę! Obiecuję, obiecuję, obiecuję! Dzięki, starszy braciszku!
- Lepiej zadzwoń, jak ustalisz, kiedy masz samolot.
- Wsiądę w poranny lot. Będę na miejscu około szóstej i oczekuję, że mnie odbierzesz.
- Oczywiście, że oczekujesz – westchnąłem, kręcąc głową.
Próby odkrycia jak działa mózg mojej siostry nie pozostawiał mi nic poza tonami
frustracji. A myślenie, że zanim do mnie zadzwoniła nie miała zaplanowanej całej tej
cholernej sprawy, było jedynie pobożnym życzeniem.
- Do zobaczenia jutro!
- Cześć, Alice.
- Pa! - Wykrzyknęła odkładając z łoskotem słuchawkę.
Wyłączyłem telefon, kładąc go na półce przede mną i odrzucając głowę do tyłu. Sięgając,
wplątałem palce we włosy i wziąłem kilka dodatkowych głębokich wdechów, mając
nadzieję, że Bella będzie chciała się spotkać w tą kulą energii, którą nazywano moją
siostrą.
- Wszystko w porządku?
Dźwięk, który wyrwał się z moich ust, gdy podskoczyłem dostrzegając Bellę stojącą
w wejściu do łazienki, nie przypominał niczego normalnego. Jej włosy były wszędzie,
a oczy miała wciąż półprzymknięte, wpatrując się we mnie, ale dla mnie w dalszym ciągu
wyglądała idealnie.
- Zbudziłem cię?
- Usłyszałam odgłos uderzenia – wymamrotała, wyciągając rękę, by podrapać się po
głowie i wykrzywiła usta na bok. - A przynajmniej tak mi się zdaje.
- Upadłem – zaśmiałem się nerwowo, opuszczając luźno ramiona. - Potknąłem się
o dywanik.
Zachichotała, kręcąc głową z niedowierzaniem, wchodząc do łazienki i stając obok mnie.
- To moim zadaniem jest być niezdarą, pamiętasz?
- Widać zaczynasz mnie nią zarażać.
Zarzuciłem jedną z rąk wokół jej ramion, przyciągając ją bliżej do siebie i głupio się
szczerząc, kiedy jej dłonie natychmiast owinęły się wokół mojej talii.
- Nie chcielibyśmy tego teraz, prawda? - Ziewnęła, pochylając się do przodu, by oprzeć
policzek na mojej klatce piersiowej. - Niektórzy mogliby się zmartwić.
- Nie obchodzi mnie to – wymruczałem, przyciskając wargi do czubka jej głowy. - Wezmę
to na siebie.
- Jak długo jesteś na nogach?
- Wystarczająco długo, żeby zdążyć odbyć rozmowę z moją siostrą – ciężko odetchnąłem i
odsunąłem ją od siebie. - Co sądzisz o spotkaniu się z nią?
Obserwowałem, jak jedna z jej powiek drgała i ledwo powstrzymałem wybuch śmiechu,
kiedy tylko się we mnie wpatrywała.
- Dlaczego? - Spytała powoli.
- Zdecydowała, że potrzebuje kilku dni odpoczynku od swojego męża, a przyjechanie tu
i pozawracanie mi głowy wydaje się być, jak sądzę, idealnym wyjściem z tej sytuacji.
Chciałabyś ją poznać?
- Czy ona o mnie wie?
Pokiwałem twierdząco głową, podnosząc do góry obie dłonie, żeby odgarnąć z niesforne
włosy z jej twarzy.
- Powiedziałem jej dziś rano.
- Jaka ona jest?
- Natarczywa, wymagająca, kontrolująca, zawsze w dobrym nastroju i nadpobudliwa –
wyliczyłem jej najbardziej uwidocznione cechy, uważnie przyglądając się twarzy Belli. -
Opiekuńcza.
Usłyszałem, jak przełyka ślinę i szybko na powrót chwyciłem ją w swoje ramiona,
schylając się, by zanurzyć nos w jej ramieniu.
- Ona już mnie nienawidzi, prawda?
- Co? Nie!
W rzeczywistości było całkiem przeciwnie.
Ale oczywiście nie miałem zamiaru jej zdradzić, że Alice była pewna, że się w niej
zakochałem. Jeśli jednak chciałbym, żeby uciekła stąd z wrzaskiem, to mogłaby być niezła
opcja.
- Czy ona też jest aktorką?
- Nie, jest projektantką mody. Tak naprawdę większa połowa mojej szafy wyszła spod jej
ręki.
- Oh, świetnie – wymamrotała.
- Bello – zaśmiałem się nerwowo, znowu robiąc krok do tyłu, żeby móc chwycić jej twarz
w dłonie i zmusić, żeby na mnie popatrzyła. - Musisz jedynie być sobą, to wszystko. Nie
musisz się zmieniać albo udawać, że jesteś kimś innym tylko dla niej. Naprawdę da się ją
lubić.
- To, dlaczego to co powiedziałeś brzmi, jakbyś właśnie wysyłał mnie w ręce hiszpańskiej
inkwizycji?
- Nie zostawię cię z nią sam na sam – ustąpiłem, gładząc kciukami jej policzki. - No chyba,
że będziesz tego chciała.
- Kiedy tutaj będzie?
- Jutro wieczorem. Będziesz kończyła pracę, kiedy ja ją odbiorę.
Przygryzła dolną wargę.
- Przygotuję dla nas kolację.
Uśmiechnąłem się do niej promiennie, zbliżając się, by przycisnąć moje wargi do jej ust.
- Nie musisz.
- Ale chcę. Jestem pewna, że żadne z was nie będzie miało ochoty wychodzić gdzieś żeby
zjeść, po zmaganiach z korkami w Albany. Godziny szczytu – wyjaśniła, wzruszając
ramionami.
Jęknąłem, kręcąc głową. Nie pomyślałem o tym wcześniej.
- Oczywiście, że wyląduje właśnie w godzinach szczytu, dlaczego nie? - Wymamrotałem.
Zaśmiała się i stanęła na palcach, żeby pocałować brzeg mojej szczęki. I tylko ten mały
gest spowodował, że zmiękły mi kolana, a ramiona opadły bezwładnie przy boku.
- Będziesz miał coś przeciwko, jeżeli wezmę prysznic? - Spytała niewinnie, opadając
z powrotem na stopy.
- Nie – wykrztusiłem, potrząsając głową, żeby pozbyć się obrazów, które przyszły mi do
głowy, gdy usłyszałem te słowa. - Masz ochotę na śniadanie?
- Mogę coś przygotować jak skończę.
- Nie ufasz mi już, jeśli chodzi o kuchenne sprawy, co?
Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
- No cóż... - Jej głos zamarł, a ona odwróciła wzrok.
- Kolacja nie była taka zła! - Zaprotestowałem, chwytając ją w talii.
- Nie, nie była. Była dobra – zgodziła się, kiwając twierdząco głową i znowu na mnie
spoglądając.
- Więc dlaczego nie miałbym zrobić śniadania?
- Wiesz jak przyrządzić coś oprócz jajecznicy?
Zwęziłem oczy przyglądając się jak zaciska wargi, usiłując nie roześmiać się moim
kosztem.
- Robię cholernie dobrą jajecznicę – wytknąłem, wyraźnie się naburmuszając.
- Jestem tego pewna – odparła, znowu wyciągając się na palcach u nóg i przygryzając
moją wargę. - Ale mam ochotę na omlet.
Wywróciłem oczyma i w tym momencie dałbym jej cały kraj, jeśli tylko by mnie o to
poprosiła.
- Ja mógłbym... uh... Okej – wymamrotałem, gdy ona składała na mojej wardze lekkie jak
piórko całusy.
- Chcesz jednego?
- Mhm.
Zaśmiała się, całkowicie mnie całując, zanim całkiem wydostała się z moich objęć
i wyszła z łazienki.
Ruszyłem za nią, a mój mózg zamienił się w jedną wielką breję, ale zatrzymałem się
w korytarzu, gdy pojawiła się z podręczną torebką w ręce. Spojrzałem na nią, a moja
głowa przekręciła się w bok w kompletnym zdziwieniu, co spowodowało, że się
roześmiała.
- Prysznic, a później jedzenie – przypomniała, kładąc jedną dłoń na mojej klatce
piersiowej, kiedy mnie mijała.
Każdy cal mojego ciała widocznie zadrżał, gdy delikatnie przejechała paznokciami aż do
mojego brzucha i poszła dalej. A kiedy zamknęła za sobą drzwi do łazienki, w dalszym
ciągu stałem w korytarzu między dwoma pokojami, z mocno zaciśniętymi powiekami
i robiąc, co tylko w mojej mocy, żeby nie wbiec tam za nią.
Była zbyt dobra w tych sprawach.
Otrząsnąłem się, gdy usłyszałem strumień wody i na sztywno wszedłem do sypialni,
zamykając za sobą drzwi i patrząc w dół na bardzo poważny problem, który pojawił się
w moich slipach.
Po odbyciu poważnej rozmowy z tą konkretną częścią mojego ciała, zdołałem się ubrać
i zejść na dół, z przewieszoną przez ramię torbą z laptopem.
Nie rozmawiałem z Jeannie od próby zrobienia zakupów i mogłem sobie tylko wyobrazić,
jakiego zamieszania narobiłem tym razem.
Robiłem porządek z mailami, których na co dzień unikałem przez dobre piętnaście minut,
kiedy usłyszałem ją na schodach i podniosłem wzrok. Jej włosy były wciąż mokre,
pozostawiając małe plamki na jasnoniebieskiej koszulce, którą miała na sobie i nawet
mimo że dżinsy, które miała teraz na sobie były o wiele luźniejsze, niż te, które ubrała
w piątek, w dalszym ciągu powodowały, że się śliniłem.
Moja dziewczyna była cholernie piękna.
- Co? - Spytała, gdy stanęła na ostatnim schodku i zauważyła, że jawnie się na nią patrzę.
Potrząsnąłem głową i zatrzasnąłem wieko laptopa, powoli się do niej uśmiechając.
- Nic.
Pokręciła głową i zachichotała, podchodząc do mnie i kładąc na stole telefon. Huh.
Nawet nie zauważyłem, że miała go w dłoni, a co dopiero żebym pamiętał, że to ja go
zostawiłem w łazience.
Błyskawicznie złapałem ją w pasie i posadziłem sobie na kolanach, śmiejąc się, kiedy
krzyknęła i mocno chwyciła się moich ramion.
- Musisz mnie ostrzegać, kiedy masz zamiar robić coś takiego – odetchnęła.
- Tak jest więcej zabawy.
Przycisnąłem swoje usta do jej, smakując ślady pasty do zębów, kiedy szybko mi
odpowiedziała, obejmując dłońmi moją szyję i przyciskając do mnie klatkę piersiową.
- Dobrze spałaś? - Wyszeptałem między pocałunkami.
- Mhmm – zanuciła, ssąc moją dolną wargę i przejeżdżając po niej językiem. - Prawdę
mówiąc, naprawdę dobrze mi się spało.
- Mówisz przez sen, wiedziałaś?
Niemal dotykałem jej języka swoim, kiedy gwałtownie się odsunęła. Otworzyłem oczy,
żeby zobaczyć, że jej twarz jest jaskrawoczerwona i posłałem jej uśmieszek, krzyżując
dłonie na jej plecach.
- Co powiedziałam? - Pisnęła, przygryzając dolną wargę.
- Nie chodzi za bardzo o to, co mówiłaś – zacząłem, przekręcając głowę na bok i
uśmiechać się krzywo. - Ale o to, co wyjęczałaś.
- Nie! - Zaskomlała, pochylając się i chowając twarz w mojej klatce piersiowej. - Bardzo
przepraszam. Myślałam, że już z tego wyrosłam. To znaczy... Od pewnego czasu nikt
o tym nie wspominał i ja...
Zaśmiałem się, całując jej ucho i szczerząc się jak głupi, kiedy w jej włosach wyczułem
zapach mojego szamponu.
- Kto powiedział, że narzekam?
- Ale to takie żenujące! - Znowu jęknęła i wydawało się, że próbuje się zwinąć w kulkę na
moich kolanach. - Czy to cię zbudziło? Mówiłam coś jeszcze? O mój boże.
- Bello – zachichotałem, rozplątując swoje dłonie, żeby pogładzić ją po plecach. - Nic
takiego się nie stało. W rzeczywistości to spowodowało, że poczułem się bardzo dobrze.
- Jakbyś jeszcze potrzebował większego ego – wymamrotała, pochylając się lekko do
przodu, żeby oprzeć czoło na moim ramieniu. - Czyli nie było to nic okropnego?
W dalszym ciągu szeroko się uśmiechałem do ściany przed sobą. Ale wciąż uwielbiałem
to, że potrafiła przywołać mnie do porządku. I uwielbiałem to, że nic za bardzo się nie
zmieniło przez to, że zaczęliśmy się spotykać.
- Tylko moje imię – powiedziałem prosto, delikatnie się uśmiechając i patrząc jak moje
dłonie kreślą koła na jej plecach. - I wcale nie mam tak dużego ego.
- Mhmm – wymamrotała, głęboko wzdychając, zanim znowu siadła prosto. - A pomijając
ten fakt, czy ty dobrze spałeś?
Jeszcze raz dosięgłem jej ust.
- Lepiej niż dobrze.
Zamruczała naprzeciw moich warg, zanim się odsunęła i przesunęła ręce z mojej szyi na
klatkę piersiową.
- Chodź – niechętnie pomogłem jej wstać i poszedłem za nią, gdy chwyciła moją dłoń
i ruszyła do kuchni. - Nauczę się jak przyrządzić omlet.
~*~
Cały dzień spędziliśmy w domu, oglądając naprawdę złe programy telewizyjne albo, jak
to było w moim przypadku, robiąc wszystko, co w mojej mocy, żeby nie przelecieć przez
kanapę i zatopić swoje wargi w jej na większą część godzin dnia, ile jeszcze zostało.
Tylko raz spuściłem ją z oczu. Musiała zakładać na siebie trochę więcej ubrań, jeśli miała
zostawać u mnie co noc, a tego jej nie mogłem odmówić. Następnego dnia musiała iść
do pracy, a jeśli moja siostra zdołała mnie czegokolwiek nauczyć, to tego, że kobieta nie
ubierała się w to samo dwa dni z rzędu.
Albo coś w tym stylu.
Telefon już nie zadzwonił i nie było żadnych ważnych wiadomości, które wymagały mojej
uwagi. Nalegała, żebyśmy ugotowali każdy posiłek, który mieliśmy zjeść, a kiedy wylałem
połowę mieszanki ciasta na omlet na siebie – dwa razy – wygoniła mnie z kuchni na
dobre.
Powiedziała, że mam potencjał, żeby zostać najgorszym koszmarem szefa kuchni,
a kiedy o mały włos upuściłem pieczeń, gdy w końcu pozwoliła mi ją wyjąć z kuchenki,
tylko, dlatego, że miała obie ręce zajęte przy robocie nad jakimś sosem, byłem zmuszony
przyznać jej rację.
Mimo to, pozwolono mi nakryć do stołu. Ale to by było na tyle; nie pozwoliła mi pomóc
w gotowaniu, a już na pewno nie mogłem zbliżać się do garnka.
Więc kiedy ona była w kuchni, ja po prostu stałem w progu drzwi, przyglądając się, jak
zwinnie i łatwo porusza się po mojej kuchni. Niemal zupełnie, jakby była tu od zawsze
i doskonale wiedziała, gdzie się co znajduje.
Nie mogłem jednak powiedzieć, że miałem coś przeciwko. Widząc ją w kuchni,
przepełnioną błogością i zadowoleniem, kiedy mieszała, siekała i piekła rzeczy, o których
nigdy bym wcześniej nie pomyślał, jedynie zapewniło mnie, że nie mogłem bez niej żyć.
Można nawet powiedzieć, że w tym momencie wręcz odmawiałem życia bez niej. Nie
wiedziałem, że ktoś taki jak ona mógł w ogóle istnieć. Nie wiedziałem, że ktoś taki jak
ona mógł istnieć dla kogoś takiego, jak ja.
A kiedy następnego ranka siedziałem na lotnisku, kowbojski kapelusz i bandana siedziały
na swoim miejscu, gdy wpatrywałem się w bramkę, przez którą za sekundę miała przejść
moja siostra i nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu.
Tak naprawdę, to był on na mojej twarzy na stałe od kilku dni. Żeby być szczerym, odkąd
Bella i ja zostaliśmy parą i nigdy nie chciałem, żeby przestało tak być.
Siadłem głębiej na niewygodnym niebieskim krześle w poczekalni, wyprostowałem nogi,
zamknąłem oczy i ziewnąłem. Wokół bramki krążyło jedynie kilka innych osób, więc
strach przed ujawnieniem praktycznie nie istniał.
Budzik postawił nas na nogi o szóstej rano, robiąc mi niezłego stracha, tak, że niemal
zleciałem z łóżka prosto na twarz.
Zbytnio się zrelaksowałem, zapominając o tym cholernym, piszczącym dźwięku, który był
zmorą mojego codziennego życia i słysząc go ponownie po niemal tygodniu ostro
przywróciło mnie do rzeczywistości.
W rzeczywistości, lista rzeczy, które już zrobiłem przez przyjazdem do Kalifornii,
przeleciała mi przed zamkniętymi oczyma, zanim obudził się we mnie rozsądek, który
kazałby mi je zamknąć.
Gdy już się po tym otrząsnąłem, musiałem spędzić, co najmniej piętnaście minut,
zapewniając Bellę, że wcale nie przeszkadza mi to, że ze mną została, zanim się poddała
i wyszła z łóżka, idąc w stronę korytarza.
Widząc ją idącą jedynie w mojej starej, pogniecionej koszuli było impulsem, który zmusił
moje nogi do wyjścia z łóżka. Zszedłem w dół po schodach, drapiąc się po klatce
piersiowej, gdy włączyłem światła w kuchni i zacząłem przyrządzać kawę.
W dalszym ciągu z nienawiścią wpatrywałem się w kuchenkę. Zmusiła mnie, żebym
obiecał, że nie będę jej dotykał, dopóki ona nie wróci dziś z pracy, co zawęziło mój wybór
jedzenia do tego gówna z mikrofalówki, które leżało w mojej zamrażarce.
To tłuste, zamrożone, niezdrowe gówno mogło być smaczne wcześniej, zanim
zorientowałem się, że posiłki przygotowywane przez Bellę były sto razy lepsze.
Pod tym względem mnie zrujnowała. Już nigdy nie będzie mi dane spojrzeć na Pizza Rolls
z takim pożądaniem, jak przedtem.
Nie, zamiast tego patrzyłem tak na piękną brunetkę, którą trzymałem zamkniętą w
swoim domu.
Nie żebym na to narzekał... Z pewnością tak nie było.
Kiedy w końcu zeszła po schodach, spinając włosy na karku w coś na kształt koka
i podeszła do mnie z nieśmiałym uśmiechem malującym się na jej twarzy, wyciągnąłem
w jej stronę przenośny kubek z kawą, pocałowałem ją na pożegnanie i powiedziałem, że
ma się nie martwić moją siostrą.
Co tylko spowodowało, że jej oczy się rozszerzyły, zanim wymamrotała coś o fajitas
z kurczaka, spowodowała, że zacząłem się ślinić z całkiem innego powodu niż wczoraj
i wybiegła z domu, zanim miałem szanse cokolwiek dodać.
Odkąd to słowo siostra zaczęło budzić podobny strach, który zawsze towarzyszył słowu
rodzice? Z Alice nie będzie problemu, a Esme pragnęła tego związku, zanim nawet ja się
zorientowałem, że tego chcę. Jedyną przeszkodą, jaką miała do przejścia był Emmett, –
który nie mógł już mniej interesować się tym, z kim się spotykam – oraz mój ojciec,
Carlisle.
Którzy wcale nie wydawali się tacy groźni, kiedy już otworzyli usta.
Podskoczyłem, gdy poczułem, że ktoś kopie moje krzesło i spojrzałem w górę tylko po to,
żeby ujrzeć Alice, stojącą z rękami opartymi na miniaturowych biodrach i mrużąc swe
jasnoniebieskie oczy. Jej czarne włosy, jak zwykle sterczały pod różnym kątem
i zadziwiająco, ubrania, które na sobie miała nie były ani odrobinę wygniecione.
Tylko moja młodsza siostra mogła wysiąść z trwającego sześć godzin lotu wyglądając,
jakby była gotowa do wyjścia na wybieg.
- Co ty do cholery masz na głowie? - Spytała, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko, wstałem, chwyciłem ją w ramiona i podniosłem do
góry, mocno ściskając.
- Cześć, siostrzyczko!
- Wiesz, że nie cierpię, kiedy mnie tak nazywasz – wymamrotała.
Westchnęła i zrelaksowała się w moich ramionach, obejmując swoimi maleńkimi
ramionami moją szyję.
- Cóż, taka już jesteś – położyłem ją z powrotem na ziemi, wciąż się szczerząc. - Ile gratów
ze sobą przywiozłaś.
- Tyle ile potrzeba, ty chory z miłości kretynie.
- I znowu się zaczyna – westchnąłem, obejmując jej ramiona i prowadząc ją w stronę
windy. - Nie jestem...
- Nie waż się tego mówić – wskazała na mnie jednym z tych wymanikiurowanych
paznokci i zaciskając wargi. - Ja mam rację, a ty się mylisz. I musisz się z tym pogodzić.
- Nie sądzisz, że powinnaś ją poznać, zanim wyciągniesz jakiekolwiek wnioski.
- Nie mam o co się martwić – odparła, posyłając mi szeroki uśmiech i szybko obejmując
mnie ramionami w talii, gdy weszliśmy do środka windy. - Twoja twarz wszystko mi
zdradziła.
Jęknąłem i odwzajemniłem uścisk bez większego entuzjazmu, ciągnąc ją do punktu
odbioru bagażu, gdy dotarliśmy na najniższe piętro.
- Czy Jasper wie gdzie jesteś?
- Pewnie – szybko zakończyła temat, usilnie wpatrując się w taśmę bagażową w
poszukiwaniu swojej ulubionej różowej torby od Luisa Vuittona, gdy już tam dotarliśmy. -
Powiedziałam mu dziś rano.
Westchnąłem, kręcąc głową. Kiedykolwiek zostawiała rzeczy takie jak na przykład
poinformowanie swojego męża o tym, że leci na drugi koniec kraju na ostatnią chwilę,
nigdy nic nie szło dobrze. Zazwyczaj kończyło się tym, że Jasper zjawiał się gdziekolwiek
Alice postanowiła wyjechać z żałosnymi przeprosinami na ustach i bukietem lilii w ręku.
- Tylko mi nie mów, że on też tu przyjedzie.
- Nie – odrzekła, a następnie zanurkowała w tłum ludzi przed nami, żeby odnaleźć swoje
bagaże z anielskim, przepraszającym uśmiechem, gdy na nią narzekali. - Kazał powiedzieć
ci cześć.
Podała mi dwie ogromne walizki, zanim wskoczyła przede mną, rozglądając się po
lotnisku tak, jakby było to pierwsze lotnisko, jakie w życiu widziała.
Równie dobrze mogłem przykleić jej na czoło znaczek krzyczący jaskrawymi kolorami
turystka.
- Jeszcze mi nie wyjaśniłeś, dlaczego masz to na głowie – podchwyciła poprzedni temat,
kiedy dyszałem idąc za nią, ciągnąc przepakowane torby.
- Nie mam najmniejszego zamiaru spowodować kolejne poruszenie. Jeden raz mi
w zupełności wystarcza.
- Ach tak, to zdarzenie w supermarkecie. Czytałam o tym – znowu mnie zignorowała. -
Skąd to wziąłeś?
Nieważne jak bardzo usiłowałem powstrzymać uśmiech, który wypłynął na moją twarz,
kiedy tylko o niej pomyślałem, nic z tego nie wyszło, a Alice oczywiście to zauważyła.
Radośnie klasnęła w dłonie, podskakując i biegnąc w stronę drzwi.
Zachowywała się jak niemowlę. Nie mam pojęcia, jak moi rodzice zdobyli się na tyle
energii, żeby wychować ją po tym, jak urodziłem się ja i Emmett. Nie mam najmniejszego
pojęcia jak Jasper znajduje w sobie wystarczająco dużo energii, żeby przebywać z nią, na
co dzień.
Wzdychając i chrząkając, gdy poprawiłem rączki od walizek, poszedłem za nią posyłając
jej złowrogie spojrzenia, gdy w końcu ją dogoniłem.
- Nie mogłaś po prostu wziąć taksówki? - Burknąłem, gdy przeszliśmy wzdłuż chodnika,
kiedy strażnik nam na to zezwolił.
- I stracić jazdę powrotną z tobą? Nie sądzę. Mamy tyle do obgadania.
Jęknąłem, mijając ją i idąc w kierunku, gdzie zaparkowałem Volvo.
Oczywiście, że mamy.
- A ty musiałaś wylądować w największych godzinach szczytu, nieprawdaż?
- To był najwygodniejszy lot.
Spojrzałem do tyłu, żeby ujrzeć jak przewraca oczami. Dopóki coś było dla niej wygodne,
reszta świata po prostu musiała się dostosować. Dzięki temu, że była najmłodsza i do
tego jedyną dziewczynką w rodzinie, moi rodzice puściliby jej płazem nawet morderstwo.
Za wszystko, co robiła źle, zazwyczaj obwiniano mnie.
Zanim wyprowadziłem się z domu zwykłem nazywać ją księżniczką. Wciąż to robiłem,
kiedy naprawdę wyprowadzała mnie z równowagi. A ona okropnie tego nie znosiła.
- Zatrzymamy się żeby kupić coś do jedzenia?
Wyskoczyła przede mną, stukając o siebie paznokciami, gdy się do mnie wyszczerzyła.
- Bella przygotowuje dziś dla nas kolację.
I znowu, ten głupi uśmiech wyskoczył na moje usta na najmniejszą wzmiankę lub myśl
o niej i Alice głośno się roześmiała, krzyżując jedno z ramion z moim.
- Wspaniale! Będę mogła naprawdę ją poznać!
- Obiecałaś, że nie będziesz jej wypytywać, Alice!
- Dlaczego miałabym wypytywać moją przyszłą bratową? - Spytała, spoglądając w górę
na mnie i zaciskając nerwowo usta. - Po prostu chcę ją poznać.
- Alice – odparłem przez zaciśnięte zęby, patrząc prosto nad nią, aż w moim zasięgu
wzroku znalazło się Volvo. - Niepotrzebnie naciskasz.
- Nie naciskami niczego, co już nie jest w ruchu – uzasadniła, dostrzegając Volvo,
w którym w niepojęty sposób rozpoznała mój samochód i tanecznym krokiem stanęła
obok bagażnika.
- Ja nawet nie myślę o... Ty wciskasz te myśli do mojej głowy! - Odrzekłem oskarżającym
tonem, podchodząc do niej, i puszczając jej walizki, żeby wyłowić z kieszeni kluczyki. - My
dopiero zaczęliśmy się spotykać. Daj temu trochę cholernego czasu.
- Dlaczego miałabym czekać, skoro już wiem jak to się skończy? To ty się temu opierasz.
- Nawet jeszcze nie rozmawialiśmy, co zrobimy, kiedy wyjadę, więc bądź taka miła –
zacząłem, otwierając bagażnik i wpychając kluczyki na powrót do kieszeni. - I odpuść
trochę.
- Nie rozmawialiście o tym?
- Oboje wiemy, że ten moment się zbliża – wrzuciłem jedną torbę do środka, jęcząc pod
jej ciężarem. - Ale po prostu cieszymy się tym, co mamy teraz, dobrze?
- Nie możesz schować rzeczywistości pod dywanem, Edwardzie.
Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, opierając się o bok samochodu i patrząc na
nie z dezaprobatą.
- Właśnie to robię, kiedy tu przyjeżdżam! To właśnie, dlatego tu przyjeżdżam! -
Popatrzyłem na nią zaciskając szczękę. - Ale Bella jest dla mnie zbyt ważna, żebym ją
stracił, więc zrobię, co w mojej mocy, żeby upewnić się, że nam wyjdzie.
Włożyłem drugą walizkę do bagażnika i zatrzasnąłem klapę, ciężko opierając się o tył
samochodu i głęboko oddychając.
Dlaczego myślała, że na dwudniowy wyjazd potrzebuje zapas ubrań i dodatków, który
starczyłby na miesiąc było poza moim pojęciem.
Przyglądałem się jak kąciki jej ust formują się w uśmiech, a jej ramiona ponownie opadły
do jej boku.
- Jesteś w niej zakochany – odparła prosto, tanecznym krokiem podskakując do drzwi
pasażera i naciskając na klamkę. - Przestań z tym walczyć, Edwardzie. To żadnemu z was
nie wyjdzie na dobre.
Ponownie nacisnęła klamkę, marszcząc brwi, a następnie wyczekująco patrząc na moją
kieszeń.
Przewracając oczami, wyciągnąłem kluczyki na zewnątrz i nacisnąłem odpowiedni guzik
na pilocie, zanim podszedłem do siedzenia kierowcy i się na nie wdrapałem.
- Księżniczka – wymamrotałem, zapinając pasy.
Sięgnęła w moją stronę i uderzyła mnie w klatkę piersiową wierzchem lewej dłoni, a jej
przesadnie ogromna obrączka trafiła dokładnie w odpowiednie miejsce, co
spowodowało, że zgiąłem się z braku powietrza.
- Nienawidzę, kiedy mnie tak nazywasz.
- Bez jaj – wykrztusiłem, kaszląc i usiłując złapać oddech, gdy wsadzałem kluczyki do
stacyjki.
Uśmiechnęła się, zadowolona z siebie, gdy usadowiła się wygodnie na swoim siedzeniu
i natychmiast sięgnęła do radia, zmieniając stację, której słuchałem.
Dwa dni. Tylko te dwa cholerne dni.