*Edward*
Stałem na samym środku cichego salonu, intensywnie wpatrując się w ciemnoczerwony
dywan pod moimi stopami, kiedy próbowałem myśleć o czymś, co mógłbym zrobić.
Cokolwiek.
Byłem znudzony.
I to doprowadzało mnie do całkowitego szaleństwa.
Wreszcie rozpakowałem torby, wieszając i wpychając pomiętą kupę ubrań – za którą Alice
by mnie zabiła – do przesadnie drogiej, skomplikowanej, drewnianej szafy. Zrobiłem małe
pranie brudnych ciuchów, które rozrzuciłem po całym moim pokoju. Wysprzątałem łazienkę,
kuchnię i salon.
Zadzwoniłem nawet do rodziców, zanim przypomniałem sobie, że oboje byli w pracy.
Zatelefonowałem do siostry, nim zorientowałem się, że prawdopodobnie zaszyje się na cały
dzień w studiu. W ostatniej próbie wybrałem numer Emmetta, chcąc, aby ktoś mnie czymś
zajął, ale doczekałem się jedynie poczty głosowej.
Kończyły mi się rzeczy, które mogłem wykonać, i ludzie, których mogłem obdzwonić.
Podczas moich wcześniejszych przyjazdów, nigdy nie byłem znudzony. Nie miałem nic do
roboty, ale podobało mi się to. Nie chciałem tego zmieniać.
Spędziłem większość czasu, krzątając się i próbując zapamiętać, co robiłem każdego dnia
mojego pobytu, podczas którego delektowałem się faktem, iż nie musiałem robić kompletnie
niczego, jeżeli nie miałem na to ochoty.
A teraz... wariowałem z nudów.
A to wszystko przez pewną Bellę Swan, która obecnie była w pracy. Nie w domu, ze mną,
dotrzymując mi towarzystwa, jak to robiła przez zeszłe trzy noce.
Miałem kogoś, z kim spędzałem czas, rozmawiałem. Kogoś, z kim dogadywałem się jak z
nikim innym wcześniej i zostałem przez to rozpieszczony.
Jakimś cudem zacząłem polegać na chwilach spędzanych z nią przez parę krótkich dni i
teraz nie wiedziałem, co bez niej począć.
To raczej żałosne, że tak bardzo liczyłem na jej towarzystwo. A to, że ona w ogóle mnie
nie potrzebowała, było nawet gorsze; miała własne życie i własnych przyjaciół w tym małym
miasteczku, podczas gdy ja nie posiadałem nic.
Podjąłem ryzyko i zaprosiłem ją na kolację, nie myśląc wcześniej o zamieszaniu, jakie
mogłoby to spowodować. I byłem nieźle zażenowany całą tą sytuacją, spędzając resztę dnia w
łóżku, marząc o Belli.
Tak, śniłem o niej. Tak naprawdę to nie pogardzałem tym zbytnio, jednak to wciąż nie
wydawało się prawidłowe.
Po wyciągnięciu mojego leniwego tyłka z łóżka, większość dnia spędziłem na stąpaniu
pomiędzy salonem a kuchnią. Mój brzuch burczał na mnie, żądając, abym go czymś wypełnił.
Niemal się złamałem i poszedłem do Belli, aby raz jeszcze zapytać ją o kolację, zdając
sobie sprawę, że efekty mogłyby być tego warte, gdybym potrafił tylko powstrzymać swój
brzuch od gadania. Jednak ten przestał natychmiast, gdy zobaczyłem samochód Jake’a i dwa
inne wjeżdżające na jej podjazd. Obserwowałem przez okno, jak dwóch chłopaków – nie
mogących mieć więcej niż dwadzieścia lat – wynosili meble i pudła z garażu, aby spakować
je do pojazdów.
Między nimi już naprawdę wszystko było skończone. Wyprowadzał się, więc ostatecznie
się rozstali.
Nienawidziłem siebie za uśmiech – który zauważyłem we własnym odbiciu – na tę
ś
wiadomość, toteż szybko odwróciłem się od okna, wracając do kuchni, aby gapić się na
wciąż pustą lodówkę, mając nadzieję, że w magiczny sposób coś pojawi się przed moim
nosem.
Więc kontynuowałem chodzenie w tę i z powrotem pomiędzy kuchnią i salonem, usiłując
oglądać telewizję – nie zważając na to, co aktualnie leciało – i ignorując poczucie pustki w
brzuchu.
Byłem zbyt przestraszony, aby pójść do supermarketu w centrum miasta. Nie tylko z
powodu przesadnie wysokich cen, ale też dlatego, że za każdym razem, gdy tam szedłem,
czułem się źle. I naprawdę nie chciałem powtórki z ostatniego wydarzenia w najbliższej
przyszłości.
Cholera, byłem zbyt przerażony wyjściem z domu, więc pójście do pizzerii w centrum
miasta było nie do przyjęcia.
Po siódmej poddałem się i modliłem, abym wytrzymał do jutra, kiedy to znalazłbym coś
do jedzenia. Nawet jeśli oznaczało to podróż do Maine
1
, zrobiłbym to, gdybym mógł wtedy
kupić coś bez krzyczących w moim kierunku ludzi.
Więc wróciłem na górę, zamierzając wziąć prysznic i włączyć napawający mnie strachem
laptop, aby zobaczyć, czy miałem jakieś ważne wiadomości, które musiałem przeczytać.
Byłem w połowie drogi do łazienki, kiedy usłyszałem głośny trzask na zewnątrz.
Przygotowany na najgorsze powoli zszedłem po schodach i chwyciłem telefon ze stojaczka,
nim stanąłem w przejściu do salonu.
Może ktoś w końcu dowiedział się, gdzie mieszkałem i rzucał czymś w dom, mając
nadzieję, że wyjdę, aby mógł mnie wtedy zaatakować.
Mocno ściskając telefon w dłoni i szukając numeru na policję, który wpisałem podczas
mojej pierwszej wizyty, głośno przełknąłem i wolno poszedłem w kierunku drzwi.
Kiedy spojrzałem przez wizjer, usłyszałem szuranie nogami, ale nikogo nie dostrzegłem na
werandzie.
Nie byłem pewny czy to dobry, czy zły znak. Były setki małych miejsc, gdzie ktoś mógł
się schować specjalnie, a ja nie widziałbym go, dopóki nie byłoby za późno.
Biorąc głęboki wdech, cofnąłem się i otworzyłem drzwi, unosząc telefon do ucha,
wystawiając głowę na zewnątrz.
I znalazłem Bellę kopiącą wzdłuż drogi coś, co wyglądało jak skrzydełka kurczaka.
Natychmiast odczułem ulgę i uśmiechnąłem się, oddychając swobodnie i odkładając
telefon na mały stoliczek tuż przy wejściu.
Zawołałem ją i ulga szybko zniknęła, kiedy szloch wydobył się z jej ust.
Milion różnych scenariuszy przebiegło przez moje myśli. Wyprostowałem się, nie trudząc
nakładaniem butów ani płaszcza. Wyszedłem na werandę, obserwując, jak potrząsnęła głową
i popędziła do dwunastopaku piwa znajdującego się na dole schodów, który przeoczyłem.
Idiotycznie zapytałem, czy wszystko w porządku, schodząc po stopniach, gdy się zbliżyła.
Chwyciłem opakowanie piwa, nim ona zdołała to zrobić.
Wydała z siebie mały pisk, którego nie słyszałem wcześniej u żadnej innej osoby, i
natychmiast poczułem złość, kiedy spojrzałem na jej dom.
Może Jake ją jakoś zranił. A jeżeli tylko ją tknął, znalazłbym go i nic nie powstrzymałoby
mnie przed oderwaniem jego kończyn; jedna po drugiej.
Zrobiłbym to dla niewielu osób na świecie, a Bella Swan jest jedną z nich.
Nie byłem całkiem pewny, kiedy się nią stała, ale gdy usłyszałem ten dźwięk pomiędzy
pociąganiem nosa a zduszonymi szlochami, było boleśnie oczywiste, że zrobiłbym wszystko,
co w mojej mocy, aby mieść pewność, że nikt ponownie jej nie skrzywdzi.
Nawet gdy mi odpowiedziała, nie spojrzała na mnie. I to był jeden z tych momentów, w
których potrzebowałem, aby to czyniła, żeby mieć pewność, że nie cierpiała pomimo jej
twierdzenia. Gdyby miała choć jednego siniaka...
1
Maine - stan na wschodnim wybrzeżu USA, w północno-wschodniej części kraju
Więc chwyciłem jej podbródek, a mała elektryczność przepłynęła przez moje ramię ku
klatce piersiowej, kiedy ją dotknąłem. Zignorowałem to bardziej skupiony na upewnianiu się,
ż
e była w jednym kawałku, tak blada jak zwykle.
Zaczęła się jąkać i denerwować, więc odstawiłem piwa i zrobiłem jedyną rzecz, o której
mogłem pomyśleć: ująłem jej twarz w moje dłonie i kazałem oddychać.
To zadziwiające, że szok, którego doświadczyłem, ujmując jej twarz, nie wysłał mnie na
drugą stronę werandy, i że udało mi się wytrzeć jej łzy bez okazywania, ile dobrego dla mnie
zrobiła.
I przysięgam, czułem, jak moje serce unosi się, gdy w końcu powiedziała, że przyniosła
jedzenie. Prawdę mówiąc, chciałem paść na dłonie i kolana i całować jej stopy albo
oświadczyć się tylko dlatego, że miała dwie duże pizze serowe, skrzydełka kurczaka i piwo.
Zamiast tego zaprosiłem ją do środka i wysłuchałem. Opowiadała o swoim okropnym
dniu.
Usiedliśmy na kanapie, zajadając się i mówiąc sobie, jak straszne były nasze dni.
Zorientowałem się, że przysuwałem się do niej. Przybliżyłem się, aby słyszeć wszystko, co
miała do powiedzenia. Otrząsnąłem z tego, kiedy siadła prosto i chrząknęła.
Zamierzałem ją pocałować? Nie, zbliżanie się do kogoś nie oznacza, że musiałem go
pocałować. Po prostu uważnie słuchałem każdego jej słowa.
Nawet gdy mówiła, jak bardzo lubiła spędzać ze mną czas. Albo sposobu, w jaki szeptała,
wypowiadając to. Jej słowa pozostały w moich uszach na dłużej, sprawiając, że serce
podskoczyło. Niemal przeoczyłem, kiedy zapytała, czy pójdę z nią na zakupy.
Obserwowałem, jak jej twarz rumieni się i wpatrywałem się w jej policzki, wolno
przeżuwając pizzę, którą wepchnąłem do buzi. Powtarzałem sobie, że nie miałem zamiaru jej
pocałować. Cokolwiek mówiła, zaczynało powoli przedostawać się do mojego mózgu, a ja
chciałem się do niej uśmiechnąć.
Chciała pójść ze mną do sklepu i zasugerowała nawet noszenie kapelusza, aby odwrócić
uwagę, jaką na siebie ściągałem.
Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem? Nigdy nie nosiłem kapelusza, ale to mogło
zmylić ludzi na tyle długo, aby móc zrobić zakupy.
Zajęło mi minutę albo coś koło tego, żeby zdać sobie sprawę, że tak właściwie nic do niej
nie powiedziałem. Sięgnęła, aby zakryć twarz dłońmi, szczęka w końcu przydała się do
czegoś innego niż żucia.
A gdy stałem po środku salonu, wciąż wpatrując się w czerwony dywan, uśmiechnąłem
się.
Jutro szedłem do sklepu z Bellą, kiedy wróci z pracy.
Miałem zobaczyć ją następnego dnia.
To nie pomogło w kwestii mojej nudy, ale było czymś, czego nie mogłem się doczekać.
Narzekając na dywan, w końcu podniosłem wzrok, który niechcący spoczął na budynku
naprzeciwko.
Nie pomagasz, Edwardzie.
Odwróciłem się na pięcie i wmaszerowałem do jadalni, wpatrując się w torbę z laptopem,
którą bezceremonialnie rzuciłem tam parę godzin temu.
Próbowałem unikać patrzenia na moje e-maile. Nie chciałem wiedzieć, jeżeli miałem
opuścić te miejsce wcześniej, niż przewidywałem. Tylko dlatego, że mój menager powiedział,
iż nie miałem w planach nic do Nowego Roku, nie oznaczało, że tak miało zostać.
Zawsze była mała szansa, że pojawiłoby się coś, czego nie mógłbym uniknąć, nieważne
jak bardzo bym błagał i prosił Jeannie. Była bezlitosna, kiedy potrzebowałem się gdzieś
znaleźć, a słowo „nie” niestety istniało w jej słowniku.
Miałem wielką nadzieję, że w mojej skrzynce nie znajdowało się nic czekającego, aby
oderwać mnie od jedynego kawałka spokoju, którego miałem doznać do Marca następnego
roku.
Niechętnie podszedłem do stołu i postawiłem na nim laptopa, otwierając go i wciskając
przycisk, aby go włączyć.
Wpatrywałem się w niego, przeczesując rękoma włosy, zanim w końcu usiadłem i
kliknąłem na ikonkę Internetu, kiedy to cholerstwo przestało buczeć.
Laptop był bardzo stary; nie było innego sposoby, aby to ująć. Kupiłem go, zanim
wyprowadziłem się od rodziców i – tak bardzo, jak nienawidziłem, co się później stało – nie
mogłem siebie przekonać, by kupić nowy.
Otworzyła się moja poczta, więc szybko wpisałem hasło, wzdychając, kiedy zobaczyłem,
ż
e dostałem zdecydowanie zbyt dużo wiadomości, których nie miałem siły przejrzeć.
Spojrzałem na nadawców, rozpoznając imię Jeannie jako jedną z nich, którzy napisali do
mnie wcześniej tego ranka. Szybko kliknąłem na e-maila od niej, zamykając mocno oczy,
kiedy laptop jęknął na ten wysiłek.
Nie było wpisanego tematu. Kiedykolwiek zostawiała te pole puste – ta kobieta nigdy nie
robiła czegoś niechcący, nawet jeżeli chodziło o temat e-maila – zawartość nigdy nie była
pocieszająca.
Otwierając jedno oko wszystkim, co widziałem, był pogrubiony napis:
Sądzę, że powinieneś to zobaczyć.
Wzdrygnąłem się, głośno przełykając i otwierając drugie oko. Reszta wiadomości
skończyła się ładować, a moje przeczucie się sprawdziło, kiedy zobaczyłem ziarniste zdjęcie.
Przekląłem każdego, kto wymyślił komórki z aparatami, ponieważ tam byłem ja.
Zgarbiony nad wózkiem sklepowym Price Chopper
2
z wyrazem twarzy bliskim cierpieniu,
podczas gdy wpatrywałem się w krzyczącą naprzeciwko mnie kobietę.
Zostało zrobione jakieś dwie sekundy przed tym, jak uciekłem ze sklepu.
Ś
wietnie. Idealnie. Po prostu wspaniale.
Przewinąłem stronę w dół, mijając obrazek, aby zobaczyć, że Jeannie napisała także krótką
wiadomość.
Moja komórka dzwoni non-stop, Edwardzie. Ludzie chcą wiedzieć, co robisz na
północy Nowego Yorku
3
. Pytano mnie, czy jest ktoś, dla kogo tam pojechałeś. Zadzwoń
do mnie. Koniecznie. Jest niewiele, co mogę powiedzieć, skoro sama nie znam prawdy.
Zadzwoń.
Miałem zły nawyk ignorowania jej, kiedy wysyłała mi takie wiadomości. I specjalnie nie
dałem jej tego numeru, jedynie obiecując, że będę sprawdzał pocztę albo jechał gdzieś, skąd
mógłbym do niej zatelefonować, aby z kolei całkiem nie odciąć jej od mojego życia.
Szczerze, byłem zaskoczony przede wszystkim tym, że ludziom zajęło tak długo, by
dowiedzieć się, iż znajdowałem się tylko tutaj. Gdy raz na jakiś czas znikałem na parę tygodni
– tak jak teraz – media przypuszczały, że jechałem do domu w Waszyngtonie. Wydawało się,
ż
e większość ludzi nad Lake George
4
nie sprawiała wrażenia, jakby interesowało ich, że
zakłócałem spokój w ich mieście, co było sporą częścią powodu, dla którego tu wracałem.
Inną częścią było to, że nie włóczyli się tu paparazzie czający się w rogach z długimi
obiektywami i wrednym nastawieniem, próbujący wydusić coś ze mnie, by zarobić sporą
2
Price Chopper - sklep
3
W oryg. Upstate New York – północna część stanu Nowy York
4
Lake George – jezioro w Nowym Yorku
sumę pieniędzy na rozwścieczonej twarzy. Nie mogłem dosłownie chodzić swobodnie po
całym mieście bez wzbudzania zainteresowania, ale nie musiałem się także martwić o flesze
aparatów.
Albo ostatecznie do teraz.
Spoglądając za siebie i przez okno rzucając spojrzenie domowi po drugiej stronie ulicy,
zastanawiałem się, czy byłaby zdolna coś takiego wytrzymać. Jeśli coś szczęśliwego
wydarzyłoby się pomiędzy nami, byłaby w stanie znieść ludzi praktycznie nas
prześladujących za każdym razem, gdybyśmy wystawili nogę za drzwi?
I wtedy tak właściwie zdałem sobie sprawę, o czym myślałem. Gwałtownie potrząsnąłem
głową.
Nie. Nie mógłbym tak jej narażać. Już teraz było stanowczo zbyt dużo czynników
naciskających na nas; nie zamierzałem tego pogorszyć.
Poza tym nie uporała się jeszcze z Jacobem. Tyle było jasne zeszłej nocy. Stanowił on
ogromną część jej złego dnia, a ja nie zamierzałem na nic naciskać.
Wzdychając, zignorowałem resztę wiadomości w mojej skrzynce. Wychodząc z Internetu i
zamykając laptopa, podniosłem się z krzesła i powoli chwyciłem komórkę z podstawki.
Cóż, chciałem coś zrobić.
Powinienem wiedzieć lepiej.
Wpisując numer Jeannie po tym, jak zastrzegłem mój własny, powłóczyłem nogami do
salonu i – kiedy usłyszałem pierwszy sygnał - rzuciłem się na kanapę, zakrywając twarz
ramieniem. Skupiłem się na równomiernym oddychaniu.
- Słucham?
Powitał mnie urywany, głęboki, wykończony głos Jeannie, na który się skrzywiłem.
Niedobry znak.
- Hej, Jeannie – powiedziałem potulnie, próbując się zaśmiać.
Brzmiałem, jakbym był przebitym balonem.
- Edward! – wrzasnęła.
Miałem bardzo wielką chęć rozłączenia się. To nie miała być jedna z tych łatwych, miłych
rozmów, które odbywaliśmy podczas dyskutowania o nowym filmie, w którym rozważałem
przyjęcie posady.
Nie, to miała być długa, przeciągająca się, wyczerpująca rozmowa, z którą nagle nie
chciałem mieć kompletnie nic wspólnego. Dzwonienie do niej było najgorszą decyzją, jaką
podjąłem tego dnia. A było zaledwie południe.
- Oczekuję odpowiedzi na niektóre pytania! Jestem zasypywana wiadomościami!
- Jakie są te pytania? – Odkrywając oczy, westchnąłem na tyle długo, aby przetrzeć dłonią
twarz i oprzeć ją na kolanach.
- Najczęściej zadawane to oczywiście, czy się tam z kimś spotykasz?
Słyszałem szeleszczenie kartek papieru i wyobraziłem sobie ją siedzącą na dużym
mahoniowym biurku w jej drogim, obszernym, dobrze umeblowanym biurze na trzynastym
piętrze w ogromnej agencji, w której spędzała większość czasu.
I raz jeszcze bez mojego pozwolenia me oczy skierowały się w kierunku domu stojącego
naprzeciwko.
- Nie – westchnąłem ciężko, szybko zamykając oczy i ponownie zarzucając na nie ramię.
Nie mogłem się mu przyglądać, jeśli nic nie widziałem.
- Jesteś pewny?
- Cholernie pewny, Jeannie. – Wypuściłem kolejne westchnienie, trzymając oczy zakryte,
kiedy znowu oparłem się o kanapę.
- Okej. Dlaczego jesteś w Queensbury
5
?
5
Queensbury – miasto w Nowym Yorku
- Aby uciec od ludzi zadających te pytania.
- Nie mogę im tego powiedzieć! – wrzasnęła raz jeszcze.
Ponownie się skrzywiłem. Ta kobieta potrzebowała bardzo długich wakacji.
- Jestem tutaj, ponieważ – westchnąłem ciężko i zmuszając się, aby gapić się prosto w
wyłączony telewizor, odsłoniłem wzrok – odwiedzam starego przyjaciela rodziny.
- Będą pytali, kim on jest, Edwardzie.
Jej głos powrócił do normalnego, spokojnego, głębokiego tonu, który działał uspokajająco
jedynie wtedy, gdy dostawała to, co chciała ze mnie wyciągnąć.
Często tak brzmiała. Tak właściwie to za każdym razem, kiedy z nią rozmawiałem. Byłem
prawdopodobnie powodem, dla którego jadła Ranigast
6
jak cukierki. Nie chciałem sprawiać
jej kłopotów, ale lubiłem moją prywatność. Jednakże moi fani nie. A ona była zobowiązana
do dawania im czegokolwiek tylko chcieli, ponieważ to oni sprawiali, że wciąż miałem pracę.
Nie byłem w stosunku do nich niewdzięczny. Chciałem po prostu posiadać trochę czasu
dla siebie po odwalaniu dla nich roboty przez dwadzieścia cztery godziny, siedem dni w
tygodniu.
- Nie chcę ich tutaj, Jeannie.
- Zrujnowałeś to, Edwardzie.
- Chciałem tylko jedzenia!
- Więc powinieneś robić coś innego.
Wywróciłem oczami, łapiąc się za grzbiet nosa. Odepchnąłem się od sofy i sztywno
wszedłem do kuchni.
- To przyjaciel przyjaciela przyjaciela – wymamrotałem, otwierając lodówkę i chwytając
pudełko pizzy, którą Bella zostawiła zeszłej nocy. – Jest chory, więc pomagam mu przez
chwilę.
- Ach, tak, sprawmy, aby brzmiało to, jakbyś robił coś dobroczynnego – wybąkała.
Mogłem praktycznie słyszeć, jak pisze długopisem. Wyjąłem kawałek pizzy z opakowania
i włożyłem do mikrofalówki.
Ż
ałowałem, że nie użyłem talerza, kiedy ser rozpłynął się po całej obrotnicy
7
, ale nie
mogłem zebrać wystarczająco dużo energii, aby w tej chwili się przejmować.
Moje bezpieczne niebo osamotnienia zostało zagrożone i nie byłem z tego powody zbytnio
szczęśliwy.
- W takim razie, kiedy wracasz? – kontynuowała.
- Dwudziestego drugiego grudnia jadę do Waszyngtonu. Spędzam święta z rodziną.
Mikrofalówka wydała z siebie dźwięk, więc otworzyłem ją, nieco wydymając usta na
przewidywanie sprzed paru sekund. Uniosłem ramię, przytrzymując telefon przy uchu i
sięgnąłem, aby oddzielić ser od szklanej obrotnicy, zanim zamknąłem drzwiczki kuchenki.
Wyczyściłbym to, gdybym skończył rozmowę.
Nie żebym miał w ogóle co innego do roboty.
- Okej, hm – wymamrotała, mówiąc do siebie.
Przewróciłem oczami, gdy wgryzłem się w pizzę i stanąłem nad zlewem.
- Przy okazji mam dla ciebie scenariusz do przeczytania, kiedy wrócisz.
- Coś dobrego? – wymamrotałem, odsuwając jedzenie od ust, kiedy ser zaczął się ciągnąć.
- To zależy całkowicie od ciebie.
Jej sposób na miłe oznajmienie, że nie dotknąłbym tego nawet trzystucentymetrowym
patykiem. Była moim agentem, odkąd pierwszy raz zagrałem w filmie; wiedziała bardzo
dobrze, jakie rodzaje ról przyjmowałem, a o których nawet nie myślałem.
- Przeczytam to.
6
W oryg. antacid - co oznacza po prostu „środek zobojętniający kwas”
7
Talerz obrotowy we wnętrzu mikrofalówki
- Myślę, że to już wszystkie pytania – westchnęła. – Jeżeli będą jakieś jeszcze, napiszę do
ciebie.
- Dziękuję.
- Dziękuję za to, że do mnie zadzwoniłeś w krótkim czasie.
Raz jeszcze wywróciłem oczami, nieokrzesanie odgryzając kolejny kawałek pizzy.
Wymamrotałem „nie ma za co” i się rozłączyłem.
Dokończyłem jeść, umyłem mikrofalówkę i wkroczyłem do salonu, zasłaniając zasłony –
nie byłbym w stanie marzyć o sąsiadce, której nie było w domu, jeśli nie potrafiłbym widzieć
jej domu, racja? – nim opadłem na kanapę i chwyciłem pilot ze stolika do kawy.
Musiało być coś w telewizji, prawda? To wszystko, co mogło dotrzymać mi dzisiaj
towarzystwa. Musiało być coś interesującego na kanałach, czyż nie?
~*~
Obudziłem się, kiedy usłyszałem głośny krzyk dochodzący z zewnątrz. Usiadłem prosto,
przecierając oczy i rozglądając się zdezorientowany dookoła salonu.
Usnąłem. Świetnie. Wiedziałem, że już nie zasnę tej nocy.
A co ważniejsze, nie miałem też nic do roboty.
Spojrzałem na telewizor i zobaczyłem starą powtórkę Charmed. Potrząsając głową, szybko
wziąłem pilot i wyłączyłem go, wściekle pocierając twarz dłońmi. Wstając, rozciągnąłem się i
rzuciłem okiem na zegarek na odtwarzaczu DVD, ściągając usta, kiedy ręce opadły luźno
przy moich bokach.
Była osiemnasta. Spałem przez sześć godzin.
I wtedy ponownie usłyszałem krzyk i zmarszczyłem brwi, podchodząc do okna i
rozsunąłem zasłony.
To nie Bella, tego byłem pewien. Poznałbym jej głos wszędzie. Pocieszyłem się, że moja
sąsiadka nie zrobiła sobie znowu krzywdy, ale nieco zirytowany, że wrzeszcząca strzyga nie
liczyła się z innymi ludźmi mieszkającymi na tej ulicy.
Było ciemno, ale mogłem dostrzec postać stojącą na podjeździe po drugiej stronie drogi w
słabym świetle z werandy Belli. Miała długie włosy w kolorze blond, a jej ręce umiejscowiły
się na szczupłych biodrach, zaś prawa stopa niecierpliwie stukała obcasem o podłoże.
- Isabello Marie Swan! – krzyknęła. – Jeżeli nie wyjdziesz z tego domu w przeciągu
dziesięciu sekund, wchodzę!
Dlaczego po prostu nie weszła? Prawdopodobnie dzięki temu wszystko byłoby cholernie
łatwiejsze dla wszystkich w sąsiedztwie.
– Rose! Możesz wrócić do samochodu? Wyjdzie... Rose!
Obserwowałem rozbawiony, jak kolejna dziewczyna z kręconymi, brązowymi włosami
pospiesznie wysiadła ze strony kierowcy i zaczęła biec po blondynę, która wdzięcznie
kroczyła na werandę Belli.
Blondyna zaczęła walić we frontowe drzwi domu, wciąż krzycząc na Bellę, kiedy ta nie
otwierała, podczas gdy brunetka próbowała odciągnąć ją stamtąd.
Zaśmiałem się, potrząsając głową w niedowierzaniu, dopóki nie zauważyłem, że drzwi
otworzyły się i Bella pojawiła się w wejściu.
A tak przynajmniej mi się wydawało, że to ona. Jej włosy spływały gładko na ramiona, a
jasnoniebieski top z odkrytymi plecami łaskawie opinający każdą krągłość – którą nie
wiedziałem, że ma – został szybko zakryty, kiedy się zatrzęsła, czarną marynarką. Dżinsy,
które nałożyła, powinny zostać zabronione.
Moje spodnie natychmiast się zwęziły.
Szybko odszedłem od okna, pozwalając zasłonom opaść na ich miejsce. Przycisnąłem
plecy do ściany i wziąłem parę tysięcy głębokich wdechów przez usta.
Och, niedobrze.
Dlaczego ktoś wypuścił ją wyglądającą tak? Od niedawna nie była w związku i...
zdecydowanie nie wracała sama.
Straciłem zapał, zamykając oczy i lekko uderzając tyłem głowy o ścianę.
Ale – jako atrakcyjna, wolna kobieta – miała takie prawo. Nikt na nią nie czekał, gdy
wracała do domu, więc mogła znaleźć kogoś, kto wróciłby razem z nią.
Miała pełne prawo do znalezienia faceta, jeżeli tego chciała.
Nigdy nie postrzegałem jej jako taki typ osoby, ale wszystko było możliwe. Wychodziły,
niewątpliwie wypijając parę drinków. Zapewne jakiś koleś mógł przyczepić się do niej i nie
pozwolić jej odejść.
Będzie zdolny, aby skorzystać ze straty Jacoba i mojej osobistej tortury.
Nie. To nie będzie dla mnie problemem. Ona nie była moja. Nie potrzebowałem
dziewczyny. Nie chciałem związku. To tylko kończyło się źle i żadne z nas by nic nie
zyskało.
To nie sprawiło, że poczułem się chociaż trochę lepiej, patrząc na tę kobietę i ledwo
rozpoznając w niej moją sąsiadkę, kiedy zeszła ze schodów na niebezpiecznie wysokich
obcasach, ale to prawda.
Nie byłem dla niej odpowiedni.
Oboje o tym wiedzieliśmy.
Ona prawdopodobnie nawet o tym nie myślała.
Mogłem nauczyć się z tym żyć.
Przeczesując włosy, z powrotem opadłem na kanapę i włączyłem telewizor, krzywiąc się,
gdy obserwowałem jedną z sióstr Haliwell pokonującą jakiegoś demona.
~*~
Była niemal północ, a ja się nie ruszyłem. Oglądałem ten sam program od osiemnastej i tak
właściwie nie widziałem żadnej, cholernej rzeczy.
Nosiła bluzkę z odkrytymi plecami. Wyszła ubrana w cholerną bluzkę z odkrytymi
plecami w grudniu.
Taa, okej, miała marynarkę. I co jej to dało? Przypuszczalnie nawet nie zatrzymywała
ciepła.
I te dżinsy były całkowicie żałosne. To jakiś żart.
Krótko zastanawiałem się, jak oddychała przez całą noc.
A to zmusiło mnie do rozmyślania o tym, ile wypiła drinków.
Co doprowadziło mnie do rozważania, ilu facetów pożerało wzrokiem jej perfekcyjne
ramiona i próbowało dostać się do tych spodni.
Doprowadzałem siebie do szaleństwa nawet bardziej niż rano. Nuda była niczym w
porównaniu do tortury, przez którą przechodziłem. Wolałbym przez cały dzień się nudzić niż
wariować i męczyć się z moimi wyobrażeniami.
Usłyszałem odjeżdżający samochód i natychmiast podskoczyłem. Krzywiąc się i
zmuszając, aby chwycić się stolika do kawy i kanapy, wyciągnąłem spod siebie nogi.
To dobry powód, dla którego z pewnością powinienem ruszyć się w przeciągu ostatnich
sześciu godzin.
Opadając na kolana, podczołgałem się do okna, opierając podbródek na parapecie, aby
zobaczyć Bellę wysiadającą z samochodu.
Była sama. Chwała Bogu sama, kiedy opuściła samochód. Nie zauważyłem żadnych
grubych facetów podążających za nią, dzięki czemu rozluźniłem się, przechylając głowę, aby
mój policzek spoczął na parapecie.
Wtedy skrzywiłem się, kiedy jej obcas znalazł się na ścieżce lodu. Świetnie, wyląduje na
tyłku za dziesięć sekund i pewnie wyrządzi sobie większą krzywdę niż poprzednio.
Kontynuowałem obserwowanie jej zdumiony, gdy pomachała do dwóch dziewczyn w
samochodzie i skierowała się w stronę werandy, sunąc równo i wdzięcznie na ziemi pokrytej
lodem.
Może powinna się upijać częściej. Była o wiele bardziej stabilna na nogach, mając w
swoim organizmie alkohol.
- Idź z nim porozmawiać! – Usłyszałem od blondyny, kiedy wystawiła głowę za okno ze
strony pasażera. – To nie może boleć!
Oblizałem usta, unosząc brew i przyglądając się, jak Bella odwróciła się na obcasach,
przykładając palec do ust, kiedy nakazała koleżance uciszyć się.
- Zrób to albo spędzę noc na twoim podjeździe!
Zaśmiałem się i potrząsnąłem na nią głową. Była uparta. Nie miałem tak naprawdę
pewności, o co chodziło, ale wydawało się całkiem oczywiste, że chciała, aby Bella z kimś
pogadała.
- Pójdę tam i zapukam do jego drzwi, jeśli ty tego nie zrobisz!
Moje oczy rozszerzyły się i szybko wstałem, potrzebując złapać się parapetu. Mrowienie w
moich nogach się pogorszyło.
Ja. Blondyna mówiła o mnie. Bella chciała ze mną porozmawiać? O czym?
Dlaczego moje serce biło szybciej i niemal wyskakiwało mi z piersi?
To znaczy, musiało chodzić o mnie, prawda? Z kim innym z tej ulicy Bella rozmawiała?
Jasne, mieliśmy innych sąsiadów, ale oni nigdy nie zawracali nam głowy i – o ile wiem –
nigdy im nie przeszkadzała.
Byłem jedyną osobą, z którą swobodnie rozmawiała, więc musiałem być tym, o kim
mówiły, racja?
O Boże, to oznaczało, że stanowiłem część ich konwersacji.
Nie byłem pewny, jak się z tym czułem.
Z drugiej strony moje serce wydało się być tym podekscytowane.
- Rose, wracaj do samochodu! Rosalie!
Otrząsnąłem się z myśli, kiedy głos Belli dotarł do moich uszu. Uśmiechnąłem się, gdy
ujrzałem blondynę w połowie drogi; jej oczy były skupione na moim domu, co można tylko
określić jako determinację.
Zrobiłem krok w stronę drzwi. Bella przebiegła przez podjazd – robiąc wrażenie, mogę
dodać – aby chwycić tę dziewczynę o imieniu Rosalie dookoła talii i zaciągnąć ją z powrotem
do samochodu.
- Pójdę z nim porozmawiać, jeżeli zaraz odjedziesz!
- Obiecaj!
Obserwowałem wielce rozbawiony, jak Bells wysunęła dłoń przed twarz Rosalie, unosząc
mały palec, dookoła którego Rosalie owinęła własny. Skinęła raz i wróciła do pojazdu.
Roześmiałem się głośno, odrzucając głowę do tyłu. Nie zdawałem sobie sprawy, że
dorosłe kobiety robią czasami takie rzeczy.
Potrząsając głową wciąż rozbawiony, wyjrzałem raz jeszcze za okno, aby zobaczyć
wycofujący z podjazdu i odjeżdżający samochód. Bella stała tam, gdzie się znajdowała z
rękoma na biodrach, gdy spojrzała wprost na mój dom.
Naprawdę zamierzała teraz do mnie przyjść?
Nie, żebym miał coś przeciwko, ale – naprawdę – nie byłem pewny, o czym chciała
pogadać. To mogła być zła wiadomość. Nieważne, jak bardzo pragnąłem, aby było inaczej.
Może się przeprowadzała. Miała dość tego domu i tego miasta, więc zamierzała wyjechać
na drugi koniec świata, gdzie już nigdy bym jej nie zobaczył.
Głośno przełykając, patrzyłem, jak pewna siebie przeszła przez drogę, a klucze – których
wcześniej nie zauważyłem – zwisały z jej dłoni i brzęczały, uderzając o jej biodra z każdym
krokiem, jaki zrobiła.
To niesamowite, ile można usłyszeć, kiedy reszta sąsiadów głęboko spała i wszystko
spowijała cisza. Powoli odsunąłem się od okna na w pełni sprawnych nogach i stanąłem na
ś
rodku salonu; jedynym światłem było migotanie telewizora, kiedy wsłuchiwałem się w
uderzanie obcasów Belli o stopnie mej werandy.
Moje serce szaleńczo biło w piersi, a ja wciąż głośno przełykałem, gapiąc się na drzwi i
czekając, aż zapuka.
Mimo tego, iż wiedziałem, że to nadejdzie, niemal wyskoczyłem ze swojej skóry, kiedy do
moich uszu dotarły trzy nagłe puknięcia.
Dlaczego czułem się tak cholernie zdenerwowany? To Bella.
Inna wersja Belli, ale wciąż Bella. Wciąż ta sama niezdarna sąsiadka, która zraniła się
więcej razy, niż zdołała zrobić wszystko, co chciała. Wciąż ta sama dziewczyna ze
ś
wiecącymi, brązowymi oczami, niesymetryczną buzią, która jąkała się, gdy była
zdenerwowana. Ta, która karmiła mnie i dotrzymywała mi towarzystwa, kiedy nie zdawałem
sobie nawet sprawy, że go potrzebowałem.
Nadal ta sama dziewczyna. Ta sama Bella. Nic się nie zmieniło prócz jej ubrań i to nie
powinno mnie interesować.
Widziałem niezliczenie wiele dziewczyn noszących jeszcze mniej niż ona i nie
reagowałem na nie w ten sposób.
Mogłem się kontrolować.
Kontrolowałbym się.
Biorąc jeszcze jeden głęboki wdech, wygładziłem przód koszuli i podszedłem do drzwi.
Otwierając je, zauważyłem, że jej ręka była uniesiona, aby zapukać raz jeszcze.
- Edward! – wykrzyknęła głosem nieco wyższym niż zazwyczaj, a jej ramię wróciło na
swoje miejsce. – Cześć!
Zaśmiałem się i kiwnąłem na nią.
- Cześć, Bello.
- Tak się cieszę, że nie śpisz! Nie byłam pewna. – Przechyliła głowę, ściągając usta. –
Dlaczego nie śpisz?
- Nie mogłem usnąć.
- Cóż, nie jesteś w piżamie, głupku! Nie będziesz mógł spać, jeśli nie przebierzesz się w
piżamę!
Z pewnością nigdy nie próbowała grać w filmie.
- Wejdziesz do środka? – zaśmiałem się, schodząc jej z drogi.
- Jesteś zmęczony? – Zmarszczyła czoło, spoglądając na mnie z ciekawością, zanim nawet
postawiła nogę w domu.
- Nie.
- W takim razie wejdę.
Wyrzuciła ręce w powietrze, zanim przeszła przez próg i odwróciła się na pięcie, aby
zobaczyć, jak zamykam drzwi.
- Kazano mi tutaj przyjść. – Wskazała na drzwi, lecz skupiła wzrok na mnie.
- Dlaczego?
- Ponieważ dzisiaj dużo o tobie mówiłam – zachichotała, z nieznanego mi powodu
rzucając klucze na podłogę.
- Mam nadzieję, że tylko o tych dobrych rzeczach? – zaśmiałem się nerwowo, schylając
się, by podnieść jej klucze i położyć je na stoliku obok drzwi.
Oboje wiedzieliśmy, że potrzebowałaby ich, by wejść do własnego domu.
W ten sposób pamiętałbym, że musiała tam w pewnym momencie pójść. Stanowczo zbyt
łatwo było o wszystkim zapomnieć, kiedy się tutaj znajdowała.
Skinęła entuzjastycznie, szczerząc się do mnie.
- O bardzo dobrych, Edwardzie. – Podchodziła do mnie, póki nie popatrzyła na mnie z
dołu z uśmiechem. Przygryzła dolną wargę, a nas dzieliły jedynie cale.
– Chciałabym czegoś spróbować, zanim minie mi odurzenie.
- Jesteś pewna, że to tylko odurzenie?
Dlaczego była tak blisko? Dlaczego zapach jej kwiatowych perfum wciąż utrzymywał się
na niej nawet po tym, jak spędziła tyle godzin w przepełnionym barze? Dlaczego ten złośliwy
błysk w jej oku przerażał mnie i ekscytował jednocześnie?
– Och, tak. Będę pamiętała o wszystkim rano. – Machnęła ręką nonszalancko. – I
prawdopodobnie będę zawstydzona jak cholera, więc proszę... Chciałabym czegoś
spróbować.
- Okej – odparłem powoli, kiwając.
Jeżeli to możliwe, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Byłem zbyt zajęty podziwianiem tego,
jak jej cała twarz się rozświetliła, by zauważyć, że zacisnęła pięści na mojej koszuli i stała na
palcach, a nasze usta dzielił zaledwie jeden oddech.
Odskoczyłem do tyłu, uderzając o ścianę za mną, kiedy delikatnie dotknęła ustami moich.
Ta iskra, ta elektryczność, którą poczułem, kiedy trzymałem jej twarz w dłoniach, powróciła z
pełną siłą.
Ale to jej nie powstrzymało. Gdy się oddaliłem, jedynie podeszła bliżej, nadal ściskając
moją koszulę. Przycisnęła wargi do moich.
Byłem w rozterce. Naprawdę nie wiedziałem, co zrobić. Chciałem tego, o tak, chciałem
tego od momentu, gdy wyszła wcześniej tego wieczora na ganek. Niezależnie od tego, że
twierdziła, iż to zapamięta, czy byłoby tak naprawdę?
Albo czy pamiętałaby i żałowała tego? Czy robiła to, bo blondyna kazała jej to obiecać?
Czy to była jedna z rzeczy, o których dzisiaj rozmawiały?
- Edward – wydyszała.
Przełknąłem głośno, zamykając mocno oczy i zgrzytając zębami, kiedy moje ciało
zareagowało w sposób, który mógł ją prawdopodobnie tylko odstraszyć.
Sposób, w jaki moje imię brzmiało, gdy je wyszeptała, uosabiał moje marzenia. Tak
naprawdę nigdy nie oczekiwałem, że to usłyszę, a teraz – kiedy to się stało – nic nie mogło
powstrzymać dolnej części mojego ciała przed takimi reakcjami.
- Tak?
Mój głos się trząsł, więc wziąłem głęboki oddech, mając nadzieję, że to przywróci mi
trochę racjonalnego myślenia tak szybko, jak to możliwe.
- Wpędzisz mnie w kompleksy.
Otworzyłem oczy, spoglądając na nią w dół zmieszany.
- Co?
- Oddaj mi pocałunek – zażądała.
- Bello, czy jesteś…
- Przestań myśleć tak cholernie dużo i mnie pocałuj.
- Bello, ja nie...
- Czy mam cię do tego zmusić?
O tak, proszę.
Potrząsnąłem głową, ponownie głośno przełykając i patrząc, jak znowu się uśmiecha.
Zmiękłem. Nie mogłem tego inaczej ująć. Oddałbym cały świat, aby ciągle patrzeć, jak się
do mnie tak uśmiecha.
- Więc mnie pocałuj – wyszeptała, raz jeszcze stając na palcach i lekko mnie całując. –
Pocałuj mnie, Edwardzie.
I kiedy jej usta wylądowały na moich, nie wahałem się, odpychając się od ściany i owijając
ramiona dookoła jej szczupłej talii.
Ująłem jej górną wargę pomiędzy swoje, delektując się smakiem piwa i czegoś
charakterystycznego, co stanowiło całą Bellę. Położyłem dłonie na jej karku, przyciągając ją
do siebie.
Poczułem, jak jej usta wykrzywiły się pod moimi w coś, co bez wątpienia było
triumfującym uśmiechem. Następnie jej dłonie wędrowały w górę mojego torsu, po
ramionach, aż do moich włosów. Przesunęła językiem wzdłuż mej dolnej wargi.
Otworzyłem dla niej usta, gorliwie pieszcząc jej język swoim i przeniosłem ręce pomiędzy
nas, a następnie wsunąłem je pod jej kurtkę, aby ją objąć. Czułem każde małe zaokrąglenie jej
ciała w swoich ramionach.
Przechyliła głowę, zyskując lepszy dostęp do moich ust, kiedy przycisnęła się do mnie
nawet bardziej. Oplotła rękoma moją szyję, gdy przeczesała me włosy palcami.
Jęknąłem, kiedy wsunęła nogę pomiędzy moje, pocierając tę część mnie, która była
zdecydowanie zbyt podekscytowana całą tą torturą.
- Bella – wydyszałem, odsuwając się od nie. – Bello, poczekaj.
- Dlaczego? – spytała, schodząc pocałunkami ku mojej szyi.
- Ja... ty... my...
- Chciałam tego – wyszeptała mi do ucha, delikatnie je szczypiąc.
Kolana mi zmiękły. Co ona mi zrobiła? To nie tak miało się potoczyć. To w ogóle nie
miało się wydarzyć.
- Bello – spróbowałem raz jeszcze nieco silniejszym głosem.
- Tak, Edwardzie?
Mocno zacisnąłem powieki, opierając czoło na jej ramieniu i przytrzymując jej biodra w
miejscu. Zabrałem jej nogę spomiędzy moich. Za każdym, gdy się wierciła, obraz przed
moimi oczami stawał się rozmazany, co przeszkadzało mi w skupieniu się na robieniu
właściwych rzeczy.
- Jeżeli naprawdę tego chcesz – wyszeptałem do jej ucha, nie mogąc się powstrzymać
przed złożeniem pocałunku na jej szyi – porozmawiamy o tym jutro.
- Dlaczego nie teraz? – Wydęła usta.
Nigdy nie miałem chęci, aby śmiać się i płakać jednocześnie, aż do tego momentu. Pieściła
delikatnie moją szyję, przez co było mi jeszcze trudniej skoncentrować się na czymkolwiek,
co starałem się powiedzieć, a dodatkowo wciąż była zdolna, by się przez to dąsać.
Miałem ciężki czas, stojąc tam, nie mogąc skupić się na niczym innym prócz sposobie, w
jaki jej usta poruszały się po mojej skórze albo szoku, który czułem za każdym razem, gdy
mnie dotknęła.
Ta piękna, niebezpieczna kobieta zamierzała mnie zabić.
- Niedługo musisz iść do pracy – przypomniałem jej, wdychając głęboko jej zapach. – I
wtedy pójdziemy na zakupy. Będziemy mieli wtedy dużo czasu, żeby o tym pogadać.
- Nie nienawidzisz mnie za to?
Wyprostowałem się i spojrzałem na nią, obserwując, jak przygryzła napuchniętą dolną
wargę. Powoli potrząsnąłem głową.
- Nie – odparłem miękko, pocierając jej plecy. – Boże, nie.
Wzięła duży wdech, kiwając i zamykając usta.
- Odurzenie mija. – Uśmiechnęła się lekko, robiąc krok do tyłu i krzyżując ramiona na
piersiach. – Zobaczymy się później.
Otworzyłem dla niej drzwi. Żadne z nas nie odeszło od nich zbyt daleko. Wręczyłem jej
klucze. Uśmiechnęła się, podziękowała i wyszła za drzwi, głośno stukając obcasami o deski
werandy.
- Bello? – zawołałem, wychodząc za drzwi.
Odwróciła się znowu z rękoma na klatce piersiowej i stanęła na najwyższym stopniu.
- Tak?
Wyszedłem z domu, ignorując lodowatą temperaturę. Podszedłem do niej, ująłem jej twarz
w dłonie i pocałowałem raz jeszcze.
- Do zobaczenia – wyszeptałem, odsuwając się od niej.
Skinęła, unosząc kącik ust w kolejnym uśmieszku. Zeszła ze stopni i przeszła na drugą
stronę ulicy.
Przyglądałem się, jak bezpiecznie doszła do domu, zanim wróciłem do własnego i
zamknąłem za sobą drzwi.
Całe moje ciało wydawało się jakby porażone. Praktycznie nuciłem i tak bardzo, jak
chciałem, nie mogłem kontrolować głupiego, wielkiego uśmiechu, który wpełzł na moją
twarz.