Stay Rozdział 4

background image

Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: marcia993
Beta: chochlica1

Rozdział 4.

*BELLA*


Przyspieszyłam, by dogonid biegnącego ulicą Edwarda. Trzymane przeze mnie książki zachwiały

się, gdy próbowałam wychylid głowę, by dostrzec jego samochód, kiedy zniknął za rogiem.

Czy on właśnie zaprosił mnie na randkę?
Nie, nie mógłby tego zrobid.
To było szalone.
Prawda?
Nie było we mnie nic nadzwyczajnego, co mogłoby utrzymad jego zainteresowanie na dłużej niż

kilka dni. Nie było więc mowy, aby Edward Cullen właśnie zaprosił mnie na kolację... na randkę.

Albo może to wcale nie miała byd randka? Może po prostu chciał zjeśd wspólnie z przyjaciółką?
W koocu robiliśmy to przez ostatni rok.
Ale czemu wycofał się tak szybko, zanim zdążyłam mu wytłumaczyd, dlaczego odmówiłam?
Chuchając, pokręciłam głową i obróciłam się, po czym weszłam do księgarni i położyłam książki na

ladzie.

Mimo że chciałam o tym myśled i rozważad przez resztę dnia, miałam tonę książek, które

musiałam wpisad do rejestru, a potem przez prawie godzinę odwalad papierkową robotę, aby się
upewnid, że wszystko zostało dobrze wykonane.

- Bello.
Rozejrzałam się wokół stosu książek, żeby zobaczyd Jessicę Stanley, zmorę mojego życia, która

siedziała sztywno na wyściełanym siedzeniu za ladą. Jej paznokcie, które przeszły przez manicure,
były uniesione nad zabytkową klawiaturą, podczas gdy usta zostały zaciśnięte na mój widok.

- Tak? – zapytałam słodko.
Byłam jej szefową. Musiałam zachowywad się miło. Musiałam udawad, że dźwięk jej głosu nie

działał mi na nerwy za każdym razem, kiedy otwierała usta. Musiałam udawad, że ją lubię, bo ostatnią
rzeczą, jakiej potrzebowała ta księgarnia, był pewnego rodzaju proces sądowy, jaki jej ojciec wytaczał
każdemu, kto skrzywdził jego małą dziewczynkę.

Jej byli chłopcy kooczyli w więzieniu na przynajmniej jedną noc - po tym, jak z nią zrywali –

z powodu bardzo głupich wykroczeo.

Jej ojciec całkowicie władał tym miastem, by ochronid swoją drogą, manipulującą córeczkę i jeśli

sprawy jej dotyczyły, to nikt nie mógł uciec od odpowiedzialności.

A ja nie chciałam stracid księgarni, która była w posiadaniu mojej rodziny od przeszło połowy

dekady, tylko dlatego, że postawiłam się Jessice. Nie była warta utraty moich środków do życia.

- Słyszałam, że był tu Edward Cullen.
Zapragnęłam wywrócid oczami. To pragnienie było tak wielkie, że aby je powstrzymad, musiałam

zamknąd powieki i wziąd przed odpowiedzią głęboki oddech.

To nie pierwszy raz, kiedy wypytywała o mojego sąsiada. Była jedną z pierwszych osób, które

odkryły, iż wprowadził się niedaleko mnie i musiałam dosłownie paśd na kolana i błagad, żeby go nie
nachodziła.

Poznałam go trochę od czasu, kiedy odkryła, że tu mieszka i wiedziałam, że ostatnią rzeczą, której

potrzebował, była Jessica Stanley siedząca na jego trawniku w najbardziej kuszącym stroju, jaki mogła
założyd, w smutnej, żałosnej próbie oczarowania go.

Zgodziła się zostawid go w spokoju pod warunkiem, że będzie miała opłacane raz w roku wakacje.

Z kolei ja musiałam poświęcid swoje, by ją zakwaterowad i żałowałam tego za każdym razem, gdy
wracała z nich z idealną opalenizną..

background image

Nie istniały żadne słowa opisujące to, jak bardzo chciałam uderzyd ją w twarz, gdy ciągle nadawała

o tym, jak piękne jest Cabo San Lucas zimą.

- Tak – powiedziałam wolno, zaciskając zęby i ściskając rękami krawędź lady.
- Wydaje mi się, że teraz jest dobry czas na to, abym wzięłam sobie tydzieo wolnego.
Posłała mi chytry, słodki uśmieszek, a ja musiałam złapad się lady nawet mocniej, by oprzed się

pragnieniu, którym nagle stało się duszenie jej.

- Jasne, Jess – odpowiedziałam przez zęby, zmuszając się do rozluźnienia koniuszków palców.
Przytaknęła, prostując ramiona w sposób, który już dobrze znałam, nim wróciła to wpisywania

tytułów książek swoimi nieznośnie głośnymi, sztucznymi paznokciami.

Zwężając oczy na jej ciche, zwycięskie chełpienie się, obróciłam się na pięcie i wyszłam na mroźne

powietrze, dokładnie okrywając się płaszczem i mamrocząc przekleostwo, gdy zmierzałam w stronę
furgonetki.

Prowadziłam tę księgarnię od czasu, kiedy moja matka dwa lata temu ponownie wyszła za mąż

i przeprowadziła się z moim ojczymem na Florydę. To doskonale do mnie pasowało. Kochałam
książki. Chciała spełnid swoje marzenie wiążące się z jej kapryśną i romantyczną stroną przez
przeprowadzkę do innego stanu z mężczyzną, którego kochała. Ja pragnęłam tu zostad.

Nieszczególnie lubiłam zimy, ale lata zdecydowanie mnie tu zatrzymywały.
Kupiłam sobie domek jako prezent gratulacyjny, gdy tylko księgarnia znalazła się w moich rękach.

Ciężko pracowałam, aby ją utrzymad, kiedy moi dziadkowie ją otworzyli. A ponieważ zainwestowałam
w nią swoje pieniądze, kupienie domu na stałe wydawało się dobrym rozwiązaniem.

Jake się do mnie wprowadził, na co nie zwracałam wtedy wielkiej uwagi. To miało przecież sens.

Spotykaliśmy się od prawie roku, więc z logicznego punktu widzenia kolejnym krokiem wydawało się
byd wspólne zamieszkanie.

A teraz, kiedy chciał zabrad stamtąd wszystkie swoje rzeczy - i połowę tego, co razem kupiliśmy –

nic dziwnego, że żałowałam tej decyzji.

Zadzwonił z samego ranka, nim zdążyłam nawet wstad z łóżka i zażądał, abym była tu wieczorem,

byśmy mogli przejrzed nasz dobytek i nareszcie zakooczyd ten etap naszego życia oraz go
zaakceptowad.

Zabolało mnie to, że nawiązał do naszego związku jako zwykłego „etapu życia”. Jakby była to jakaś

faza, przez którą przechodził, a teraz znalazł się na lepszym, bardziej zielonym pastwisku i chciał ode
mnie uwolnid.

Ostatnie trzy lata nic dla niego nie znaczyły.
I podczas gdy ja poszukiwałam tej części siebie, która chciała za nim rozpaczad, nigdy nie

pomyślałam o nim jako o etapie. Przez długi czas był ogromną częścią mojego życia, więc usłyszenie,
że po prostu chciał się wynieśd jak najdalej ode mnie, zabolało mocniej, niż przypuszczałam.

I chociaż wiedziałam, że Jessica mogłaby ukraśd mi czas wakacyjny, gdyby dowiedziała się, że

Edward jest w mieście, posiadałam nadzieję, że jednak tego nie zrobi. Nie brałam wolnego od ponad
roku i naprawdę wierzyłam w to, że byd może uda mi się wziąd kilka dni urlopu. Nawet jeśli to
oznaczało wynajęcie pokoju w Queensbury, to zawsze znajdowałabym się przez jakiś czas z dala od
miasta i ludzi.

Wzdychając z przygnębieniem, wyciągnęłam z mojej furgonetki ostatni stos książek, po czym

zatrzasnęłam drzwiczki i ruszyłam do księgarni.

To z całą pewnością nie był mój najlepszy dzieo...

~*~


Ze stosami plików leżącymi na podłodze mojego salonu, papierami rozsypanymi dookoła

i szalejącą migreną wysłuchiwałam, jak Jake i jego przyjaciele przeszukiwali rzeczy piętro wyżej oraz
pakowali jego połowę z naszego życia. Robili, co mogli, by wyrzucid ją z domu.

Próbowałam im pomóc, ale tylko się zdenerwowałam, gdy nikt mnie nie słuchał.

background image

Sprzeczaliśmy się o drobiazgi, które dostaliśmy od rodziców, o garnki, których nigdy nie

używaliśmy, mimo że kiedyś obiecywał, że będzie to robił, o kanapę, jaką wybrałam, lecz on za nią
zapłacił i na koocu o głupie kino domowe.

Rzecz jasna, teraz mój telewizor i DVD leżały na podłodze dokładnie na wysokości oczu, kiedy

skupiłam się na swojej papierkowej robocie, której nie miałam szansy dokooczyd, ponieważ nie
posiadałam już kanapy.

Mogłam wymienid prawie wszystko, czego według tego, co mówił, potrzebował, więc to nie

stanowiło dla mnie zbyt wielkiego kłopotu.

Kilka godzin temu poddałam się i nie zamierzałam już się z nim kłócid o branie tego, cokolwiek

zechce. To było bezcelowe i tylko sprawiało, że bardziej się stresowałam.

Miałam nawet pewnośd, że widziałam, jak godzinę temu Embry i Seth wynosili przez garaż

niektóre części mojego łóżka, jednak nie miałam siły, aby powiedzied im, że to ja zapłaciłam za to
cholerne żelastwo, którego Jake tak bardzo pragnął.

Nie posiadałam zielonego pojęcia o tym, gdzie będę dziś wieczorem spad, ale nie potrafiłam

znaleźd już siły, by się tym przejmowad. Zbyt wiele wydarzeo miało miejsce i jedyna rzecz, jaką
osiągnął Jacob, to wkurzenie mnie.

No więc zostałam w salonie, siedząc po turecku na podłodze i pochylając się nad papierami, oraz

próbując zignorowad tłuczenie i trzaskanie dochodzące z sypialni.

Nawet przestałam się kulid za każdym razem, gdy usłyszałam klęcie chłopaków i ich wykrzykiwanie

przeprosin ze szczytu schodów. Nie chciałam w ogóle myśled o tym wszystkim, co będę musiała
naprawid, kiedy w koocu skooczą.

Gdybym za dużo na ten temat rozważała, to najprawdopodobniej poszłabym na górę i próbowała

wydłubad im oczy moimi krótkimi, obgryzionymi paznokciami.

Nie zostawiłabym żadnych śladów, chod mimo że obecnie nie mam, gdzie spad, to perspektywa

snu w celi nie wydawała się zbyt kusząca.

Dwie godziny później, gdy słowa zapisane na kartce zaczęły się zlewad, a odgłosy tłuczenia

ustąpiły, podniosłam wzrok, by ujrzed Jake’a niezręcznie stojącego w drzwiach.

- Skooczyliście? – spytałam oschle, podpierając się łokciami na kolanach i przecierając oczy.
- W garażu zostało jeszcze kilka rzeczy, ale nie mam już miejsca, żeby je wziąd. Dam ci znad, kiedy

po nie przyjadę.

- A co? Rower nie zmieści się razem z łóżkiem? – westchnęłam ciężko i machnęłam na niego, nie

interesując się tym, co mówił. – Daj mi klucz i wynoś się stąd.

- Jest na stole.
- Och, łaskawie zostawiłeś mi stół? – Spojrzałam na niego, pocierając czoło i kręcąc głową. – Jakie

to miłe z twojej strony.

Wywrócił oczy i skrzyżował ramiona na swojej szerokiej piersi. – Zadzwonię do ciebie, jak będę

miał czas.

- Co jeśli będę niedostępna? – odpyskowałam, patrząc na niego spod rzęs.
- Więc zgadamy się, kiedy przyjdzie pora. Bello, nie utrudniaj tego bardziej niż to konieczne.
- Nawet nie ośmielaj się traktowad mnie protekcjonalnie, Jake.
Kolejny raz wywrócił oczami, a ja wypuściłam nosem powietrze, ściskając ręce w pięści i kładąc je

na kolanach.

- Wynoś się – wyszeptałam, oddychając tak równomiernie jak to możliwe, kiedy wbiłam wzrok

w papiery, których nie miałam w planach dokooczyd dzisiejszego wieczoru. – Chcę, żebyś stąd
wyszedł.

- Nie ma sprawy. Przekaż ode mnie „cześd” swojemu chłopakowi – warknął.
Skwapliwie podniosłam głowę, żeby spojrzed zwężonymi oczami, jak się odwraca. Zacisnęłam

zęby.

Nie miał żadnego prawa, by oczekiwad czegoś więcej. Zdecydował się na to, gdy oznajmił, że

z nami koniec.

Nie miał prawa podejrzewad Edwarda. Nawet po tych wszystkich spędzonych z nim godzinach

Jacob nie wiedział niczego o naszym sąsiedzie.

background image

Pomyłka: o moim sąsiedzie. Jake już nie posiadał roszczeo wobec wszystkiego, co dotyczyło

mnie... włączając w to tą ulicę i ludzi, którzy na niej mieszkali.

Słyszałam, jak trzy pojazdy na podjeździe wycofały się tyłem i niecierpliwie czekałam, by moich

uszu dobiegł odgłos ich odjeżdżania.

Na chwilę usiadłam tam, gdzie wcześniej, stukając koniuszkami palców o czoło i biorąc głęboki

wdech na uspokojenie.

Jeszcze kilka minut zajęło mi zorientowanie się, że dom był całkowicie cichy, a także prawie

kompletnie pusty. W salonie, który uwielbiałam i którego dekoracja zajęła mi wieki, prawie nic się nie
znajdowało. Miałam leżankę podarowaną przez ojca, gdy się tu wprowadziłam, mój telewizor, DVD
i wyglądającą bardzo wzruszająco kolekcję filmów zaścielającą podłogę obok niego oraz kilka zdjęd
wiszących na białych ścianach.

Ostrożnie kładąc trzymany przeze mnie folder za resztą papierów, przez które nie przebrnęłam,

wstałam i wolno ruszyłam do jadalni, a następnie poszłam na górę.

Wchodząc do sypialni, osunęłam się wzdłuż futryny, kiedy ujrzałam, że miałam rację, mówiąc

o tym, że Jake zabiera łóżko. Miejsce, gdzie znajdowała się ogromna rama, pozostawało teraz pustą
przestrzenią na drewnianej podłodze. Moja szafa nadal się tam znajdowała, lecz wolne miejsce obok
świadczyło o tym, że zabrał swoją. Jeden ze stolików nocnych także zniknął, jak również lampa
pasująca do tej stojącej po mojej stronie łóżka.

Chociaż ciężko było mied stronę łóżka, skoro już się go nie posiadało.
By znieważyd mnie jeszcze bardziej, na moim idealnym, drewnianym parkiecie znajdowały się

ślady otard. Kawałek ściany, do której przylegało wezgłowie, został wgnieciony, a wielka częśd drzwi
szafy wnękowej była zdeformowana.

Kpiąc z tego i przeczesując ręką włosy, pokręciłam głową, nim zeszłam na dół i weszłam do kuchni.
Scena, która mnie przywitała, sprawiła tylko, że wzięłam jeszcze kilka oddechów, gdy w drodze do

lodówki przechodziłam obok pustych miejsc po garnkach, patelniach, ręcznikach i plastikowych
pojemnikach.

Mój dom wyglądał, jakby został okradziony, a nie jakby wyprowadził się z niego mój były chłopak.
I wtedy moja szczęka opadła niemal do podłogi, kiedy otworzyłam drzwiczki do lodówki

i zobaczyłam, że mam w niej tylko puszkę kawy i pół galona mleka.

Gniew, który ledwie w sobie tłumiłam, natychmiast ponownie zapłonął, gdy trzasnęłam drzwiami,

zacisnęłam pięści i zaczęłam krzyczed tak głośno, jak potrafiłam.

Zabrał jedzenie. Małostkowy, samolubny, arogancki, źle poinformowany łajdak, który zabrał

dosłownie wszystko, co mógł złapad w swoje łapy, a ja mniej niż tydzieo temu twierdziłam, że go
kocham.

Znowu chciałam go zabid.
Nie dośd, że mój dom pozostał praktycznie pusty, to na dodatek z lodówki zniknęło całe jedzenie,

a ja byłam strasznie głodna. Nie zdawałam sobie z tego sprawy do czasu, aż otworzyłam tę przeklętą
lodówkę. Niemniej jednak nadal padałam z głodu, a nie posiadałam ani ociupinki tego pieprzonego
jedzenia.

Zirytowana kopnęłam w nią i skoczyłam do jadalni. Zdążyłam tylko uderzyd się w palec u nogi i po

podnieśd słuchawkę telefonu. Wykręciłam numer do miejscowej pizzerii serwującej całkiem dobrą
pizzę – nazywała się „u Rickiego” - i skrzyżowałam ramiona, czekając, aż ktoś odbierze.

Wszedłszy do salonu, moje spojrzenie spoczęło na drugiej stronie ulicy. Przygryzłam wargę.
Światło w jego kuchni się paliło. Chociaż nie miał jedzenia – w koocu dotarło do mnie, że to

pewnie dlatego zaprosił mnie na obiad – prawdopodobne szwendał się po pomieszczeniu, szukając
czegoś jadalnego.

Gdy nareszcie ktoś odebrał, szybko zamówiłam dwie duże pizze serowe i tuzin grillowanych

skrzydełek kurczaka, nim się rozłączyłam i skrzyżowałam ręce.

Byłam idiotką, że sądziłam, iż zaprosił mnie na randkę. Chciał po prostu zjeśd i pewnie pragnął,

abym poszła z nim, żeby ludzie nie podchodzili do niego bez ustanku jak zapewne działoby się, gdyby
był sam.

background image

Nie chodziło o nic więcej. To okrutna wyliczanka i wszystkim, czego chciał, było wspólne zjedzenie.

Żadnej randki, żadnego taoczenia przy świecach, które uwydatniałyby jest rysy twarzy, kiedy usiadłby
naprzeciw mnie w romantycznej restauracji. Żadnych szeptanych słówek nad naszymi daniami
i definitywnie żadnego pocałunku o zmroku.

Nie chodziło o żadną, cholerną rzecz, tylko o Edwarda, który pragnął coś zjeśd.
Potrząsając głową, westchnęłam ciężko. Pochyliłam się i zebrałam wszystkie papiery z podłogi,

zbierając je do kupy przed podniesieniem i pójściem do jadalni, aby tam położyd je na stole.

Chwyciłam klucze i torebkę, wsunęłam na nogi botki i wzięłam płaszcz, nim wybiegłam z domu.

Szybko wskoczyłam do zimnej furgonetki, drżąc i wsadzając kluczyki do stacyjki oraz wycofując
z podjazdu.

Byłam na misji. Nie miałam pewności, czy zostanie ona w ogóle przyjęta, ale była warta

spróbowania. Jedyna gorsza rzecz, która mogłaby mi się przytrafid, to zatrzaśnięcie mi drzwi przed
nosem, przez co musiałabym wrócid do samochodu. W którym tak bardzo przyzwyczaiłam się
przebywad.

Który był domem zamiast pustej muszli po minionym związku zrujnowanym przez zazdrośd i całe

piekło nieporozumieo.

Gdy podjeżdżałam pod Cumberland Farms, łagodnie stukałam rękoma o kierownicę.

Zaparkowałam i wyciągnęłam z torebki portfel, zanim wyskoczyłam z samochodu i weszłam do
znienawidzonego przeze mnie sklepu spożywczego.

Miejscowi licealiści, którzy stali na zewnątrz, uważali go za swój dom i zawsze rzucali złośliwe

komentarze, gdy ktoś obok nich przechodził, kiedy oni opierali się o ceglaną ścianę i palili papierosy,
jakich nawet nie mogli sami kupid.

A sprzedawcy nie byli wcale lepsi.
I gdyby to nie jedyne osoby w mieście mogące sprzedad dwunastopak piwa, pewnie nigdy nie

postawiłabym w tym sklepie nogi.

Minęłam uczniów ze spuszczoną głową. Otworzyłam drzwi i weszłam do ciepłego miejsca.
- Bella!
Skrzywiłam się i powoli spojrzałam na ladę, dostrzegając stojącego za nią Mike’a Newtona

oblizującego wargi w sposób, jaki pewnie uważał za dwuznaczny.

Wyglądał obrzydliwie.
- Cześd, Mike – wymamrotałam, szybko zmierzając w kierunku lodówek i chwytając dwunastopak

Heinekena.

Wolno podeszłam do lady, chcąc, żeby zarówno zakupy jak i wgapianie się tego chłopaka w mój

dekolt skooczyło się jak najszybciej.

Wpatrywał się w biust każdej kobiety, która weszła do sklepu i była na tyle głupia, żeby

odpowiedzied na jego przywitanie.

Tak jak ja.
Jęcząc w duchu i przygryzając wnętrze policzka, położyłam piwo na ladzie.
- Robisz przyjęcie, Bello? - spytał, uśmiechając się do mnie, kiedy skanował kod kreskowy

znajdujący się z boku opakowania.

- Po prostu spędzam noc w domu – westchnęłam, bawiąc się portfelem i patrząc na mały ekranik,

który jeszcze nie pokazywał ceny.

Czy on mógł działad jeszcze wolniej? Ile czasu może zajmowad zeskanowanie kodu?
Otuliłam się ciaśniej płaszczem wokół klatki piersiowej, gdy zauważyłam, że spojrzenie Mike’a

błądzi w dół tej drogi, przez co odchrząknęłam.

- Słyszałem, że ty i Jake zerwaliście – powiedział zwyczajnie, wzruszając jednym ramieniem, kiedy

cena nareszcie się wyświetliła.

Chciałam go zapytad, skąd się tak szybko o tym dowiedział, ale powstrzymałam się, gdy pytanie już

prawie opuściło moje usta. W tak małym mieście, z tyloma wścibskimi ludźmi, to wręcz nieuniknione,
że koniec mojego związku przez kolejny tydzieo będzie głównym tematem rozmów.

- Tak, bo jestem lesbijką – skłamałam szybko, podając mu banknot dwudziestodolarowy. – A jemu

nie bardzo się to podobało.

background image

Obserwowałam z zadowoleniem, jak szczęka Mike’a opada, a on powoli bierze pieniądze z lady

i wsadza je do kasy.

- Serio?
Przytaknęłam, biorąc głęboki wdech i patrząc mu w oczy. – Jestem oddana dziewczynom, Mike.
- Och – wymamrotał z przygnębieniem, po czym wyliczył moją resztę i mi ją podał. – Życzę miłego

wieczoru, Bello.

Wsadziłam pieniądze do portfela i wzięłam piwo, przytakując i radośnie mu machając, gdy

wychodziłam ze sklepu.

- Ja tobie też, Mike!
Powinnam przejmowad się tym, że ta plotka rozniesie się po mieście w przeciągu minuty, jednak

nie robiłam tego.

Dopóki ktoś nie wyprowadzi go z błędu
Radośnie odkładając piwo na miejscu pasażera w mojej furgonetce, wycofałam się tyłem

z parkingu i pojechałam wzdłuż ulicy do Rickiego.

Jedną zaletą tego miasta było to, że wszystko mieściło się na jednej ulicy: sklep monopolowy,

w którym można było kupid tylko wino i mocniejsze trunki, pizzeria, Sticks Pharmacy, Cumberland
Farms, Stewart’s, lodziarnia i jadłodajnia T.J.’s Deli, które znajdowały się po obu stronach.

Wyskakując z furgonetki z portfelem w ręce, pobiegłam do niedorzecznie małej pizzeri, zapłaciłam

za zamówione jedzenie i po pięciu minutach stamtąd wyszłam.

Przesuwając piwo na podłogę, położyłam na fotelu gorącą pizzę i schowałam portfel do torebki,

po czym wyjechałam na główną drogę.

Zaczęłam się denerwowad, gdy dotarłam do swojej ulicy. Moje ręce mimowolnie zaczęły uderzad

w kierownicę, a ja obgryzałam dolną wargę, kiedy minęłam niewielkie wzgórze prowadzące do
naszego domu.

Mógłby zamknąd mi drzwi przed nosem. Mógłby nawet ich nie otworzyd. Istniało wiele rzeczy,

które mógłby zrobid, a wszystko, co sobie wyobrażałam, nigdy nie wychodziło po mojej myśli.

Pewnie był zbyt zmęczony moim widokiem. Odkąd przyjechał, widywałam go codziennie,

a zazwyczaj zdarzało mi się to bardzo rzadko. Prawdopodobnie byłam ostatnią osobą, jaką chciał w
tej chwili zobaczy. Wjeżdżając na podjazd, zauważyłam, że światło w jego kuchni wciąż pozostało
zapalone.

Może zostawił je włączone i zasnął? Może nawet nie był teraz przebudzony. Tylko to, że ledwie

była dziewiętnasta, nie znaczyło, iż nie czuł wyczerpany i nie spał. Nie miał regularnej pracy jak
większośd mieszkaoców tego miasteczka. Nie potrafiłam sobie w ogóle wyobrazid, jak niewiele czasu
poświęcał na sen, gdy pracował.

Wjechałam na podjazd i wpatrywałam się przez lusterko wsteczne w jego dom, a moja dolna

warga nadal znajdowała się między zębami. Kontynuowałam jej żucie.

Najgorsze, co mogło się zdarzyd, to nieodtworzenie mi drzwi. A gdyby tego nie zrobił, miałabym

przynajmniej jedzenie na trzy dni do czasu, aż nie poszłabym do warzywniaka.

Powoli wyszłam z furgonetki, zamknęłam za sobą drzwiczki i podeszłam do niej z drugiej strony, by

za jednym zamachem wyciągnąd jedzenie, piwo i torebkę.

Wymierzyłam wzrokiem długośd drogi między naszymi domami a lodem, który znajdował się na

naszych podjazdach, po czym przewiesiłam torebkę przez ramię i wzięłam zakupy do obu dłoni, by
zachowad równowagę.

Zatrzasnęłam drzwi biodrem i zaczęłam wolno zmierzad na drugą stronę ulicy, nadwyrężając

wzrok, żeby uniknąd poślizgnięcia się i upadku.

Może powinnam napisad mu notkę i znowu przykleid ją na drzwiach. To było z mojej strony

tchórzliwe i dziecinne, ale kiedyś się sprawdzało.

Wskoczyłam na ganek, z łatwością omijając zamarzniętą kałużę na szczycie schodów i byłam

z siebie dumna, że nie pozwoliłam lodowi mnie dzisiaj zabid. Następnie podeszłam pod drzwi,
ponownie łapiąc wargę między zęby.

Jeśli wieczorem nadal pozostanie cała i zdrowa, to stanie się cud.

background image

Biorąc głęboki oddech, delikatnie zapukałam, wytężając słuch, by dosłyszed jakiekolwiek oznaki

ruchu i zadrżałam z powodu niecierpliwego stania na zewnątrz budynku.

Gdy po minucie nadal niczego nie słyszałam, zapukałam jeszcze raz, bo miałam żałosną nadzieję,

że może po prostu nie dosłyszał za pierwszym razem.

Ale kiedy minęła kolejna minuta, a moich uszu wciąż nie dobiegał zza drzwi żaden odgłos ruchu,

westchnęłam ociężale i odwróciłam się, by zejśd z ganku.

Przyjrzałam się błyszczącemu w niewyraźnym świetle lataro ulicznych lodowi i ostrożnie na nim

stanęłam, wiedząc, że przeskoczenie przez niego jeszcze raz to jak podpisane własnego aktu zgonu.
Moja noga prawie natychmiastowo się z niego zsunęła, a ja spadłam prosto na tyłek.

- To chyba jakiś żart – jęknęłam, gdy skrzydełka kurczaka i pizze wyleciały z moich rąk.
Piwo wylądowało obok mnie, a ręka znajdowała się na jego szczycie, jednak mimo tego byłam

pewna, że kilka butelek się stłukło.

Miałam ochotę się rozpłakad. Chciałam tylko wsadzid głowę między kolana i wyszlochad moje małe

serduszko, bo cały ten dzieo jest jednym, wielkim rozczarowaniem.

Za to, kiedy łzy zaczęły wypełniad moje oczy, podparłam się o dwunastopak, aby móc wstad.

Pociągając nosem, podniosłam opakowania z pizzą, które ślizgały się po podjeździe. Jednak
skrzydełek kurczaka nie spotkał ten sam los. Szczyt białego, styropianowego pudełka otworzył się
i niemal mogłam ujrzed, jak rozsypały się dookoła.

Przetarłam policzki, próbując pozbyd się łez. Zaczęłam ostrożnie zaczęłam kopad skrzydełka na

ulicę, żałośnie chlipiąc.

Boże, mam nadzieję, że Edward spał, bo jeśli teraz wyjdzie z domu i zobaczy mnie w takim stanie,

to już nigdy nie będę mogła mu spojrzed w oczy.

Ale oczywiście mniej niż dziesięd sekund później usłyszałam otwieranie drzwi i ledwie

powstrzymałam się od szlochu. Zebrałam wpół pełne pudełko ze skrzydełkami kurczaka, po czym
ścisnęłam je w wolnej ręce.

Byłam pewna, że każdy w mojej sytuacji byłby rozbawiony.
- Bella? – spytał, a jego cichy głos uniósł się w powietrzu. Z opuszczoną głową poruszyłam się na

jego podjeździe najdalej od niego, jak potrafiłam.

A kiedy otworzyłam usta, żeby opowiedzied jakiś głupi żart, który zobrazowałby moje dziwne

zachowanie, nie udało mi się z nich wydobyd niczego innego oprócz stłumionego szlochu.

Chciałam umrzed.
Albo przynajmniej znaleźd bardzo głęboką, ciemną dziurę, w której mogłabym się ukryd do czasu,

aż Edward nie wróci do Kalifornii.

No więc przyłożyłam do warg jedną z dłoni i pokręciłam głową, kiedy zeszłam ze schodów, aby

wziąd piwo.

- Bello, wszystko w porządku?
A on tam był. Bez żadnego ostrzeżenia, bez niczego. Stał boso na dole schodów, a także bez

płaszcza i chwycił piwo, zanim zdążyłam po nie sięgnąd.

- Tak – pisnęłam, pociągając głośno nosem i patrząc się na jego nieodziane stopy.
- Nic ci się nie stało?
Moja duma była wystarczająco urażona, a tyłek nawet ukłuł, ale oprócz tego czułam się cudownie.
- Nie – ponownie zapiszczałam, kręcąc głową, kiedy znów chwyciłam wargę między zęby.
Nawet jego stopy były atrakcyjne. Uch, o czym ja myślałam? Przecież to mój sąsiad – mój znany

sąsiad, bardzo przystojny sąsiad, który nigdy nie spojrzał na mnie inaczej niż na częśd pary, jaka
pomagała mu w odśnieżaniu zimą podjazdu. Samo pomyślenie przez chwilę o tym, że mógłby się mną
zainteresowad, było obłędem.

- Bello.
I wtedy mój podbródek znalazł się w jego dłoni, a oczy patrzyły w moje, zmuszając mnie, bym na

niego spojrzała.

- Nie jest w porządku.
- Ja właśnie... - czknęłam i zamknęłam oczy, próbując odepchnąd jego rękę. Nie udało mi się. –

Jesteś głodny.

background image

- Co to ma do rzeczy?
Delikatnie uniósł mój podbródek, a ja podniosłam powieki, czując się nawet bardziej upokorzoną,

ponieważ kilka łez spłynęło po moich policzkach.

- Ja... ja...
O Boże, to się nigdy nie skooczy, prawda? Jąkałam się i znajdowałam na skraju szlochania. Bez

względu na to, jak bardzo chciałam powiedzied: „Przyniosłam jedzenie, żebyśmy coś zjedli”, te słowa
nie opuściły moich ust.

- Oddychaj, Bello – powiedział łagodnie, odkładając piwo na ziemię, by objąd moją twarz dłoomi.
Starł kciukami łzy z moim policzków i wpatrywał się w moje oczy, a ja poczułam, że się uspokajam.
Jednakże zażenowanie ponownie się nasiliło, a moja twarz zapłonęła, kiedy wciąż tam stał,

uosabiając dziesięd drastycznie różnych odcieni perfekcji, podczas gdy światło z werandy oświetlało
go i jego piękne, zielone oczy, wciąż wpatrujące się w moje brązowe.

- Co tu robisz? – zapytał łagodnie.
- Mogę sobie iśd.
- Nie powiedziałem, że chcę, abyś poszła. Chcę po prostu wiedzied, co tu robiłaś... i dlaczego

kopałaś skrzydełka kurczaka na ulicę.

Dlaczego świat kazał mi cierpied za te zawstydzenia, a nie mógł się otworzyd i połknąd mnie

w całości, kiedy nie potrafiłam już sobie z tym radzid?

Musiałam się wyprowadzid. Nie było mowy, abym potrafiła to znieśd, widując go i wspominając

ten moment, przez który miałam ochotę skoczyd z klifu.

- Jeszcze nie jadłam i nie mam też żadnego jedzenia – odpowiedziałam niewyraźnie, brzmiąc,

jakbym się dusiła. – Więc pomyślałam, ze może gdzieś pójdę i kupię coś, żebyśmy mogli...

Przełknęłam. To brzmiał tak głupio, jak sądziłam. Co ja sobie w ogóle myślałam? Szczerze?
On chciał ciszy i spokoju, a ja nie pozwalałam mu się tym nacieszyd, odkąd tu przyjechał. Cholera,

to na pewno wyglądało tak, jakbym robiła wszystko, od czego uciekał - od rozbijania obozu na jego
trawniku, pomimo panującej na zewnątrz temperatury.

Byłam gównianą sąsiadką. I okropną przyjaciółką.
- Nieważne – wymamrotałam, czując, jak łzy zbierały się w głębi mojego gardła. – Ja po prostu...

mam...

- Co to za pizza?
Zamrugałam na niego, całkowicie ignorując łzę, która z tego powodu spłynęła po mym policzku.
- Słucham? – mruknęłam, a ton mojego głosu był monotonny.
- Jaką pizzę kupiłaś? – spytał cicho, a jego usta ułożyły się w mały uśmiech, kiedy kolejny raz wytarł

moje łzy.

- Naprawdę nie musisz...
- Jeśli serową, to zaciągnę cię do domu bez względu na to, co powiesz.
Przytaknęłam, w koocu poddając się chęci otarcia swojej twarzy o jedną z jego dłoni. Uśmiech na

jego twarzy stał się o wiele większy i nie miałabym nic przeciwko, gdybym widywała go przez resztę
swojego życia.

- W takim razie po co tu stoimy? – zaśmiał się, zabierając rękę z mojej twarzy i schylając się po

piwo.

Zatęskniłam za dotykiem jego dłoni, gdy tylko straciłam z nią kontakt, i westchnęłam, ruszając za

nim po schodach. Weszłam do domu.

Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się dookoła w salonie, orientując się, że jeszcze nigdy tu

nie byłam. Edward często bywał u mnie, ale ja nigdy nie znalazłam się dalej niż na jego ganku.

Zdałam sobie sprawę, że większośd mebli została przywieziona do jego domu, kiedy odwiedzili go

rodzice, i zazdrościłam mu kanapy. I małego, eleganckiego, szklano-metalowego telewizora, który stał
po przeciwnej stronie pokoju. I leżanki. Wiedziałam, że w przeciwieostwie do ohydnej, wyblakniętej,
niebieskiej, dwudziestokilkuletniej, którą przywiozłam do swojego salonu, ta miała jedynie rok.

- Niektóre kawałki mogą byd połamane – powiedziałam z zakłopotaniem, gdy szłam za nim do

kuchni, żeby podgrzad pizze i skrzydełka.

Powoli położył je na blacie tuż obok zlewu i spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

background image

- Dlaczego?
- Uderzyły całkiem mocno o ziemię, kiedy upadłam – wymamrotałam, pospiesznie otwierając

pudełko, by stwierdzid, że pizza przylegała do jego szczytu.

Och, przepięknie. Nie zauważyłam, że mogło ono byd do góry nogami, zanim je podniosłam. Nie

wiem, jakim cudem o tym nie pomyślałam albo jak je przekręciłam, nie zauważając tego, ale wydaje
mi się, że płacz, pociąganie nosem i próba unikania własnego sąsiada miały z tym wiele wspólnego.

- Raczej nie nadają się do jedzenia.
- Powinnam już iśd – wymruczałam, wsadzając pizzę do pudełka i zakrywając twarz dłoomi.
- Co? Dlaczego?
- Miałam bardzo, ale to bardzo zły dzieo, a to – wskazałam na pizzę, kładąc ręce przy ciele – wcale

go nie polepszyło.

- Jeśli to poprawi ci humor, to mój dzieo wcale nie był lepszy. – Rozerwał opakowanie z piwem

i wyciągnął z niego dwie butelki, przyglądając się im przed podaniem mi. – Opowiedz mi o nim.

- Nie chciałbyś tego słuchad.
- Nie poprosiłbym o to, gdybym nie chciał. – Odkręcił swoją butelkę, po czym odłożył ją z boku

i popatrzył na stan innych. – Wyrzud to z siebie, Bello.

Nie chciał, żebym o tym mówiła. Gdybym to zrobiła, to wyjąkałabym tylko masę słów

i popłakałabym się, a łzy spłynęłyby na kuchenną podłogę. Żadne z nas nie musiało się teraz z tym
zmagad.

- To naprawdę...
- Bello. – Przerwał oglądanie butelek i odwrócił się przodem do mnie, krzyżując ramiona na torsie.

– Przyniosłaś mi jedzenie. Jestem strasznie głodny. I mam dwie ręce, które możesz wykorzystad,
jakkolwiek zechcesz. Więc powiedz mi, dlaczego twój dzieo był taki zły.

- Tylko wtedy, jeśli ty mi opowiesz o swoim.
- Zgoda... ale ty pierwsza.
Wzdychając ciężko, odkręciłam swoje piwo i odwróciłam się, aby wrzucid kapsel do śmietnika

stojącego obok lodówki, po czym oparłam się o blat i obserwowałam, jak wrócił do grzebania
w pudełku.

Więc opowiedziałam mu o wszystkim, co mi się dzisiaj przydarzyło. Od Jessici Stanley, która

ukradła mój czas wakacyjny – pomijając to, jaki był ku temu powód – do Jake’a, który przybył, aby
zniszczyd moją sypialnię i wziąd wszystkie meble i jedzenie, co doprowadziło do tego, że skooczyłam
z górą papierów, nad jakimi pracy jeszcze nie skooczyłam.

Słuchał mnie, jakbym mówiła o najważniejszej rzeczy na świecie i zaczęłam powoi odczuwad, że

napięcie i rozczarowanie towarzyszące mi jeszcze dziesięd minut temu, zaczęło mnie opuszczad. Nie
potrafiłam sobie przypomnied, dlaczego płakałam na jego podjeździe, chociaż na szczęście o tym nie
wspomniał. Wszystkie te wydarzenia wydawały mi się takie odległe, jakby miały miejsce wieki temu.

Naprawdę minęło wiele czasu, odkąd ostatni raz się tak czułam. Oczywiście Jake też ze mną

rozmawiał, ale nigdy nie słuchał tego, co mówię. Zadawał pytania w odpowiednich miejscach
i wydawał odpowiedni dźwięki, kiedy przytakiwał, ale gdy pytałam go o coś następnego dnia, niczego
nie pamiętał.

To bardzo miłe wiedzied, że ktoś mnie teraz słucha i przejmuje się tym na tyle, by zadawad mi

pytania.

Edward wybrał tylko dwie butelki piwa, które miały drobne zarysowania, a resztę wsadził do

pustej lodówki, nim zaatakował pudełka z pizzą i zaczął układad ją na bardzo drogim, białym talerzu
ze złotą otoczką. Zjadł cały kawałek, kiedy ja dopiero zabrałam swój ze szczytu pudełka i poszłam za
swoim sąsiadem do salonu, gdzie oboje kłapnęliśmy na kanapę.

- A tobie co się przytrafiło? – spytałam, odchylając głowę i przyglądając się, jak pożera dwa kawałki

pizzy w mniej niż minutę.

Widziałam fragment tej sceny z samego ranka, ale byłam pewna, że całośd prezentowała się

o wiele gorzej. Tak łatwo mnie rozproszył, gdy pomógł mi z książkami, jakie wzięłam ze starej,
zamkniętej biblioteki Warrensburgów, więc nie miałam okazji, aby się wtedy wtrącid.

background image

- Próbowałem zrobid zakupy – wymamrotał, biorąc kęs. – I już prawie wychodziłem, kiedy jakaś

kobieta naprzeciw mnie zauważyła, że nie jestem przeciętną osobą i zaczęła krzyczed na całe gardło.

Wywrócił oczy i oblizał palce.
Zauważyłam, że zostałam zniewolona przez jego język oplatający się wokół każdego koniuszka

palców i zmusiłam się, by spojrzed mu w oczy, gdy znów zaczął mówid.

- Reszta tego cholernego sklepu nie potrzebowała dużo czasu, żeby zorientowad się, że ta kobieta

nie krzyczała z powodu pająka. Wybiegłem stamtąd tak szybko, jak potrafiłem i od tego czasu nie
wychodziłem z domu.

- To naprawdę jest do kitu. – Przechyliłam butelkę, aby się napid. – Przykro mi.
Wzruszył jednym ramieniem, odgryzając kolejny kawałek pizzy, zanim na mnie spojrzał.
- Po prostu się tego tutaj nie spodziewałem, wiesz? To się nigdy wcześniej nie zdarzyło i wydaje

mi się, iż sądziłem, że tak będzie przez cały czas. – Mówiąc to, wywrócił oczami i pokręcił głową. –
Byłem głupi, że w ogóle tak myślałem.

- Nie jesteś głupi. Przyjeżdżasz tu, żeby na kilka uciec od tego wszystkiego. Zasłużyłeś sobie na

trochę czasu i to było bardzo niegrzeczne z ich strony, że ci na to nie pozwolili.

Patrzył na mnie, powoli oblizując sos z pizzy, który został w kąciku jego ust – sprawiając, że

całkowicie oniemiałam i w okamgnieniu zaparło mi dech – nim zaczął się uśmiechad.

- Jesteś pierwszą, normalną osobą, która to tak postrzega.
Poczułam, że moja twarz robiła się coraz cieplejsza i szybko podniosłam z talerza ostatni kawałek

pizzy, pospiesznie wsadzając jej koniec do ust i unikając jego spojrzenia.

- To prawda – wymruczałam, wyciągając rękę, by skubnąd materiał swoich dżinsów. – To znaczy,

już i tak pewnie masz dośd tego, że cię nękam.

- Nigdy mnie nie nękasz, Bello. Lubię twoje towarzystwo.
Jeśli wcześniej sądziłam, że moja twarzy była czerwona, to teraz miałam cholerną pewnośd, że nic

już nie może tego przebid.

- Chciałeś od wszystkiego odpocząd – odparłam cicho, odkładając pizzę na talerz.
- I ciągle odpoczywam. Teraz robię to w twoim towarzystwie i moim zdaniem dzięki temu pobyt

tutaj jest fajniejszy. Lubię twoje towarzystwo, Bello – powtórzył niskim i delikatnym głosem.

Spojrzałam na niego i przełknęłam, napotykając jego intensywne spojrzenie.
- Też lubię twoje towarzystwo – wyszeptałam, odchrząkając i siadając prosto, kiedy

zorientowałam się, że zaczynamy się ku sobie pochylad.

Chryste, co ja robiłam? Pochylałam się w jego stronę i do niego szeptałam? To fantazja, która

nigdy nie zostałaby zrealizowana.

- Ja, um. – Ponownie odchrząknęłam, obserwując, jak Edward przesuwa się na drugi koniec

kanapy. – Muszę iśd do sklepu, więc może... chciałbyś... um – zaśmiałam się nerwowo – iśd tam ze
mną? Może?

Patrzył się na mnie, a jego perfekcyjna szczęka poruszała się, gdy przeżuwał pizzę.
Naprawdę musiałam przestad to robid.
Naprawdę musiałam przestad mu bezceremonialnie przerywad i zachowywad się jak wariatka,

kiedy chcę spędzad z nim czas.

Co wcale nie było takie łatwe.
- Mógłbyś, um... założyd kapelusz albo coś innego dla niepoznaki? No wiesz, żeby ludzi mogli się

kontrolowad.

Dlaczego niczego nie mówił?
- Albo mógłbyś – Przełknęłam, wbijając wzrok w nogi i kładąc wpół zjedzony kawałek pizzy, na

którą już nie miałam ochoty, między nami – dad mi listę zakupów i ja zrobiłabym je dla ciebie? Musisz
przecież coś jeśd, kiedy nie ma mnie w domu.

Chciałam się uderzyd. Jakby liczył na to, że będę go karmid... Racja. Zakpiłam z siebie w duchu. Nie

byłam dla niego taka ważna i nie powinnam pozwolid sobie tak myśled.

Byłam przystępna jak każda inna dziewczyna. Po prostu miałam okazję mieszkad obok niego, co

stanowiło łatwe udogodnienie.

background image

Na tę myśl moja twarz znów się zaczerwieniła i zakryłam ją ręką, niewiele myśląc o swoich

wcześniejszych czynach.

Nie byłam łatwa... byłam przystępna. Tak, to lepsze słowo. Przystępna.
- O czym myślisz?
O, świetnie, to najprostsza forma odrzucenia – pominięcie pytania i zapytanie o coś innego.
- O niczym – westchnęłam ciężko, kręcąc głową i zamykając oczy. – O niczym.
- O której jutro kooczysz pracę? – spytał mimochodem.
- O szóstej, ale potem wychodzę z przyjaciółkami.
Znowu zaczęłam skubad dżinsy i przygryzłam dolną wargę, kiedy pomyślałam o klubie, do którego

chciały mnie zaciągnąd Rosalie i Angela.

Piątkowe wieczory to nasze „dziewczyoskie wieczory” i odwoływałyśmy je tylko wtedy, kiedy

pogoda była do kitu. Ten piątek zapowiadał się na cholernie zimny, ale przynajmniej śnieg nie miał
padad.

W tym tygodniu szłyśmy na skrzyżowanie Saratoga i Caroline Street, gdzie znajdowały się bary

i klub oraz naprawdę obskurni, pijani faceci, którzy sobie tam spacerowali i wykrzykiwali prymitywne
rzeczy, gdy się ich ignorowało.

Jeśli już, wypiłabym parę drinków i byłabym zdolna do wyrzucenia tej okropnej rozmowy z głowy,

dopóki nie dotarłabym do domu, aby się z tym zmierzyd, kiedy wejdę do niemal pustych
pomieszczeo.

- A co z sobotą?
- Pracuję do czwartej – westchnęłam, dłubiąc przy nitce wystającej z moich spodni.
- Chciałabyś wtedy iśd?
Podniosłam głowę i nie mogłam powstrzymad się od szerokiego uśmiechu, jaki wpełzł na moją

twarz.

Mimo wszystko mnie nie odrzucił.
Moje serce urosło, kiedy usiadłam prosto i przytaknęłam, sięgając po zostawiony kawałek pizzy, by

z powrotem położyd ją na kolanach.

- Tak, okej.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Stay Rozdział 9
Stay Rozdział 11
Stay Rozdział 2
Stay Rozdział 7
Stay Rozdział 3
Stay Rozdział 6
Stay Rozdział 5
Stay Rozdział 1
Stay Rozdział 8
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09

więcej podobnych podstron