CathyWilliams
WieczorywToronto
Tłumaczenie:
AnnaDobrzańska-Gadowska
ROZDZIAŁPIERWSZY
Gdzie ja jestem, na miłość boską, pomyślała Kate. Nadal w biurze, rzecz jasna.
Ostatnianaposterunku,przedmonitoremkomputera,naktórympojawiałysiędane
dotyczącezyskówistrat.Niektórezkolumnwymagałyuwagi,możenienatychmia-
stowej,alejednak…
Westchnęłairozprostowałazesztywniałestawybarkowe,namomentpozwalając
sobie zatopić się w myślach. Doskonale wiedziała, gdzie powinna się w tej chwili
znajdować.Napewnoniewbiurze.Coztego,żebyłotowgruncierzeczybardzo
ładnepomieszczeniewwyjątkowoestetycznymgmachu,wsamymsercuekskluzyw-
nejdzielnicyLondynu?
Kate powinna teraz odpoczywać z przyjaciółmi gdzieś w Hyde Parku, sącząc
schłodzonewinoidelektującsięupalnymletnimdniem,wybieraćsięnawieczorne-
go grilla albo relaksować przy przyjemnej muzyce, rozmawiając z ukochanym
otym,jakupłynąłimpowolidobiegającykońcadzień.
Zamrugałaimalującesięprzedoczamijejwyobraźnimożliwościzniknęły.Odkąd
przedczteremalatyprzeprowadziłasiędoLondynu,nienawiązałapraktycznieżad-
nychbliskichznajomości.Nigdyniebyłajednąztychekstrawertycznych,rozgada-
nychirozplotkowanychdziewczyn,którezawszetworzyłykółkawzajemnejadora-
cji,imiałategoświadomość,ale…Cóż,byłpiątekiprzytakiejpogodziezdecydowa-
nawiększośćludziwjejwiekubawiłasięwHydeParkualbogdzieindziej.
Zerknęła w przeszklone drzwi, zobaczyła szeregi biurek, przy których nie było
żywejduszy,ipośpieszniezabrałasiędosporządzanialistypozytywnychstronswo-
jegożycia.Świetnapracawjednejznajbardziejprestiżowychfirmwkraju;własny
gabinet–prawdziweosiągnięciedlaosobywwiekuKate;małemieszkankowcał-
kiemprzyjemnejdzielnicyLondynu.No,ileosóbwtymwiekumogłosięposzczycić
własnymmieszkaniem,itowLondynie?Kupiłajenakredyt,toprawda,jednakco
własnanieruchomość,towłasna.
Radziłasobiezupełnienieźle,bezdwóchzdań.
Może i nie udało jej się uciec od przeszłości, ale pogrzebała ją tak głęboko, że
mogłasięczućmniejwięcejwolna.Tyleże…Siedziałateraztutaj,wbiurze,sama
jakpalec,dwudziestegoszóstegolipca.
Ioczymtoświadczyło?
Obiecała sobie, że za pół godziny zamknie za sobą drzwi gabinetu i wyruszy
wdrogępowrotnądoswojegopustegomieszkania.
Dane, które przeglądała, natychmiast pochłonęły ją tak dalece, że w ogóle nie
usłyszałaodległegobrzęknięciadrzwiwindyanikrokówzmierzającychwjejstronę
przezdużąsalę,którabyłamiejscempracysekretarekorazstażystów.Niezwróci-
ławięcuwaginawysokąmęskąsylwetkę,którapojawiłasięwproguidopierona
dźwięk głosu przybyłego podskoczyła nerwowo, na kilka sekund wychodząc z roli
chłodnej,całkowicieopanowanejkobiety.
AlessandroPredazawszetaknaniądziałał.
Miałwsobiecoś,ibynajmniejniechodziłooto,żebyłwłaścicielemtejogromnej
firmy,złożonejzwielumniejszychfirmcórek,onie.
– Och, przepraszam bardzo! – Kate zerwała się na równe nogi. – Co mogę dla
panazrobić?
Jednąrękąnerwowoprzygładziłaprostąszarąspódnicę,adrugąpoprawiłaciężki
węzełwłosównakarku,któryitakraczejniewymagałżadnychdodatkowychzabie-
gów.
Alessandro niespiesznie wszedł do pokoju, który teraz był jedynym oświetlonym
pomieszczeniemnatympiętrzebudynkujegofirmy.
–Nadobrypoczątekmożeszusiąść,Kate,nienależęprzecieżdorodzinykrólew-
skiej.
Kate przywołała uprzejmy uśmiech na twarz i usiadła. Alessandro Preda może
ibyłoszałamiającoprzystojny–szczupły,wspanialeumięśniony,opalonyiemanują-
cyniebezpiecznąaurąseksu–jednakjejnigdysięspecjalnieniepodobał.
Zbyt wiele osób zachwycało się jego błyskotliwą inteligencją. Zbyt wiele kobiet
słałomusięustóp,niczymżałośniebezradnedziewicewopresji.AsamAlessandro
byłzbytarogancki,abymogłomutowyjśćnadobre.Byłfacetem,którymiałabso-
lutniewszystko,idoskonalezdawałsobieztegosprawę.
Jednak ponieważ w najzupełniej dosłownym znaczeniu był właścicielem miejsca,
wktórymsięznajdowała,musiałauśmiechaćsięwodpowiedzinajegosłowaimieć
nadzieję,żenieodgadnie,cosiękryjezatymuśmiechem.
– Nie musisz też zwracać się do mnie w tak oficjalny sposób. – Czarne jak noc
oczyspoczęłynajejbladejtwarzy.–NazywamsięAlessandroilubię,kiedypracow-
nicymówiądomniepoimieniu.
Kateprzełknęłaślinę.
–Comogędlaciebiezrobić,Alessandro?
–ChciałemzostawićdokumentydlaCape’a.Gdzieonjest?Idlaczegotylkotyje-
steśwpracy?
–Jestjużzadwadzieściasiódma,więc…wszyscywyszlijakiśczastemu.
Alessandrospojrzałnazegarekiściągnąłbrwi.
– Rzeczywiście. Co nie zmienia faktu, że mam podstawy zakładać, że przynaj-
mniejjakaśniewielkaczęśćmojegowysokoopłacanegopersonelumogłabyjednak
jeszczepracować,mimożejestpiątkowywieczór.–PopatrzyłnaKatespodzmru-
żonychpowiek.–Atycotujeszczerobisz?
–Miałamkilkaraportówdoprzejrzeniaichciałamdokończyćtoprzedwyjściem.
Późnepopołudnietonajbardziejproduktywnaporadnia,nadodatekzawszepanuje
tuwtedycisza.
Zmierzyłjąbacznymspojrzeniem,przechyliwszygłowęnabok.
Wciąguparuminionychmiesięcymiałzniąkilkarazydoczynienia.Byładoskona-
łąpracownicą,GeorgeCapemiałjaknajlepszezdanieojejinteligencjiitwierdził,
żepotrafibłyskawiczniedotrzećdosednaproblemu,cowgrząskimświeciefinan-
sównaprawdęniebyłołatwe.
Robiławrażenieperfekcjonistkiiabsolutnejprofesjonalistki,aleczegośjejbrako-
wało,cośzniąbyłonietak.
Chłodne zielone oczy miały dziwnie ostrożny wyraz, pełne wargi zawsze rozcią-
gnięte były w uprzejmym uśmiechu, fryzura nieodmiennie wydawała się idealnie
gładka i uporządkowana. Spojrzenie Alessandra objęło całą postać – zapięta pod
samąszyjębiałakoszulowabluzkazdługimirękawamiorównieżstaranniezapię-
tychmankietachwydawałasięzupełnienieodpowiednia,biorącpoduwagępanujący
nadworzeupał.Alessandromógłsięteżzałożyć,żeKatemiałanasobierajstopy.
AscetycznaskromnośćKateWatsonzawszebudziłajegozainteresowanie.
Kiedyostatnimrazemzniąpracował–sprawadotyczyładośćryzykownejkwestii
podatkowej, w której rozwiązaniu dziewczyna okazała się dużo bardziej sprawna
niż jej bezpośredni szef, George Cape, ostatnio chodzący z głową w chmurach –
próbowałdowiedziećsięoniejczegoświęcej.Zadałjejparępytańohobbypozaza-
wodowe,leczostatecznyrezultattejakcjimocnogorozczarował.Większośćkobiet
reagowałanachoćbynajdrobniejszeoznakizainteresowaniazjegostronynatych-
miastową gotowością do obfitych zwierzeń, wprost nie mogły się doczekać, żeby
opowiedzieć mu o swoim życiu, chociaż, szczerze mówiąc, uwaga Alessandra nie
zawszedokońcaskupionabyłanatychbarwnychhistoriach.AKateWatson?Kate
pozostałacałkowicieobojętna.Popatrzyłatylkonaniegotymichłodnymizielonymi
oczamiizmieniłatematrozmowy,niezdradzajączupełnienicosobie.
–Przesiadujesztutakdopóźnacodziennie?
Wciąż siedząc na krawędzi jej biurka i wyraźnie przekraczając granice jej pry-
watnejprzestrzeni,sięgnąłposzklanyprzyciskdopapieruwkształciezłotejrybki
ikilkarazypodrzuciłgolekko.
–Nie,oczywiścieżenie–odparłaszybko.
Alezdecydowaniezaczęsto,dodaławmyśli.
–Nie?Tylkodzisiaj?Itomimotego,żepodobnomamynajbardziejupalnydzień
wroku?
–Niejestemwielkąfankąupałów.–Spuściławzrok,naglezirytowanajakąśnie-
wypowiedzianąnagłosipełnąrozbawieniakrytykąwjegosłowach.–Kiedyjestgo-
rąco,zawszewolniejpracuję.
–Nicdziwnego.–Odstawiłzłotąrybkęnamiejsce.–Maszprzecieżnasobiebluz-
kęzdługimrękawemispódnicęnapodszewce.
Nawetniemrugnęła.
–JeżelizostawiszmitedokumentydlaGeorge’a,przekażęmuje,kiedytylkowró-
ci–powiedziała.
–Skądwróci?
–JestteraznaurlopiewKanadzie,spędzitamjeszczedwatygodnie.
–Dwatygodnie!
–Tonietakznowudługo.Większośćludzispędzadwutygodniowyurlopwlecie…
–Aty?–przerwałjej.
–No,nie,ale…
–Niejestemprzekonany,czytepapierymogączekać,ażCapeznowuzaszczyci
nasswojąobecnością.
Alessandropodniósłsię,położyłplikdokumentównabiurku,oparłdłoniepoobu
stronachstosukartekinachyliłsiękudziewczynie.
–ZapytałemWatsonaRussella,czywiadomomucośnatematzakłóceńwłańcu-
chudostawdoośrodkówwypoczynkuirozrywki,którezakładamnacałymwybrze-
żu,ipowiedziałmi,żeodsamegopoczątkuzajmujesiętymCape.Toprawda?
–Wydajemisię,żetoonrozliczaraportyksięgowedostaw,faktycznie.
–Wydajecisię?
Katewzięłagłębokioddech,starającsięopanowaćuczucieonieśmielenia,wywo-
łanebliskościątegomężczyzny,alejejstaranianieodniosłypożądanegoskutku.Pa-
trzyła na niego, wysokiego, muskularnego, o kruczoczarnych włosach, i serce biło
jejcorazszybciej,aspoconedłoniewymagałynatychmiastowegoidyskretnegowy-
tarciawspódnicę.
–ToGeorgeCapenadzorujerozliczeniatychdostaw–poprawiłasię.–Tylkoon.
Możemógłbyśmiwyjaśnić,czegochceszsiędowiedzieć?
Alessandro odsunął się i zaczął chodzić po gabinecie, zauważając, jak niewiele
osobistychrzeczyKateznajdowałosięwpomieszczeniu.Żadnychzabawnychzdjęć
w śmiesznych ramkach na biurku, żadnych doniczkowych roślin, zero kalendarzy
znadmorskimikrajobrazami,reprodukcjamiznanychobrazów,słodkimiszczeniacz-
kamiczymocnorozebranymistrażakami.
Pochwilimilczeniaodwróciłsiędoniej,wciskającdłoniedokieszenispodni.
– Zupełnie przypadkiem trafiły do mnie dokumenty oznaczone na kopercie tak
wielkimnadrukiem„Wyłączniedorąkadresata”,żelistonoszmusiałautomatycznie
dostarczyćjenapiętrodyrekcji.Przejrzałemjeizwróciłemuwagęnapewne…Jak
bytonazwać…Pewnenieścisłości,którezdecydowaniewymagająwyjaśnienia.
Niemógłpilnowaćwszystkich,nawetnajdrobniejszychspraw,rozgrywającychsię
wjegopotężnymimperium.Sowicieopłacałludzi,którzymieliwykonywaćteobo-
wiązki,azwysokąpensjąłączyłasięprzecieżodpowiedzialność.
Ufał,żejegopracownicyniebędąpróbowaligooszukiwać.
–Znalazłemwtychrozliczeniachdwieniewielkiefirmy,którychnazwniekojarzę.
Jestemwłaścicielemsporejliczbyfirm,toprawda,ale,ogólnierzeczbiorąc,raczej
wiem,jaksięnazywają.
PełneznaczeniejegosłówdotarłodoKatewjednejchwili.Zbladła.
–Szybkajesteś.–ZaprobatązauważyłAlessandro.–Wpadłemtutaj,żebyzapy-
taćCape’a,cosiędzieje,aleskorogoniema,chętniepowierzęciskontrolowanie
danychizgromadzenieniezbędnychdowodów.
– Dowodów? Niezbędnych do czego? – spytała słabo i natychmiast zarumieniła
się, gdy pytająco uniósł brwi, jakby nie był w stanie uwierzyć, że sens jego uwagi
kompletniedoniejnietrafił.–GeorgeCapejestjużprawiewwiekuemerytalnym…
Mażonę,dzieci,wnuki…
–Możeszmnieuznaćzaszaleńca,leczkiedyktoś,kogozatrudniam,postanawia
wykorzystać moją hojność, uważam, że mam prawo odrobinę się zdenerwować –
powiedziałtakjedwabiściemiękkimgłosem,żemiałaochotęrzucićwniegoszklaną
złotąrybą.–Naturalniemogęsięmylić,niemożnawykluczyć,żeistniejejakieścał-
kowicieprostewyjaśnienietego,cozauważyłem.
–Ajeślinie?
–Cóż,młynysprawiedliwościmusząmiećcośdomielenia.–Alessandrowzruszył
ramionami.–Zrobimytak:jaoficjalnieprzekażęcidokumenty,atydokonaszdro-
biazgowejkontroli,odpierwszej stronydoostatniej.Zakładam, żeznaszhasłodo
komputeraCape’a.
–Nieznamgo,niestety.
–Wtakimraziepoprośktóregośchłopakazdziałuinformatycznego,żebysiętym
zajął.Maszprzejrzećkażdydotyczącysprawydokument,któryodnaswyszedłido
nasdotarł,izłożyćmiraportzkontrolipozagodzinamipracy.
–Pozagodzinamipracy?Oczymtymówisz?
–Sądzę,żeCapedefraudujefundusze–poinformowałjąbezogródek.–Możemy
próbować owijać to w bawełnę, ale tak to wygląda, i tyle. Nie miałem pojęcia, że
tylkoonzajmujesiętymprojektem.Gdybywpracezaangażowanybyłktośjeszcze,
podejrzewałbymkogośinnego,leczwzaistniałejsytuacjiwszystkiedrogiprowadzą
doCape’a.
Przystanąłprzedjejbiurkiem,cozmusiłojądopodniesieniawzrokuispojrzenia
prostowjegośniadą,pociągłątwarz.
–Odnoszęwrażenie,żechodziostosunkowoniewielkiekwotyiprawdopodobnie
właśniedlategoniktniepodniósłdotądalarmu,alemałesumyodprowadzaneprzez
dłuższyczaspotencjalniemogązłożyćsięnabardzopoważnąkwotę,ajeśliwgrę
wchodząjakieśmartwefirmy…
–Niepodobamisięmyśl,żemiałabymprzeprowadzićkontrolęoperacjiGeorge’a
–szczerzewyznałaKate.–Tobardzomiłyczłowiek,któryodpoczątkumojejpracy
w firmie dobrze mnie traktował. Gdyby nie on, pewnie nie awansowałabym tak
szybko.
–Wychwalajgotakdalej,adojdędowniosku,żetyteżbyłaśzaangażowanawte
mętneinteresy.
–Tonieprawda–wycedziłalodowatymtonem,patrzącmuprostowoczy.–Nigdy
nikogobymnieoszukała,wżadnejsytuacji.Niejestemtegorodzajuosobą.
Alessandronastawiłuszu.Zajrzałnatrzeciepiętrowyłączniepoto,abyzostawić
dokumentyCape’owi.Miałwolnywieczóriwcaletegonieżałował.Jegoostatniaja-
snowłosaseksbombaznudziłamusię,jaktozwyklebywało,ibyłwdzięcznylosowi
zatenkrótkiodpoczynekodprzedstawicielekpłcipięknej.KateWatsonposiadała
wszystkie cechy, jakich zazwyczaj unikał u kobiet – była chłodna, opanowana, po-
ważnaiwrażliwa.Aninachwilęniepozwalałamuzapomnieć,żejesttutajwyłącz-
niepoto,abywykonywaćkonkretnezadania,ityle.
Jednaktoostatniezdanie–„niejestemtegorodzajuosobą”–dałomudomyśle-
nia.Bojeśliniebyła„tegorodzaju”osobą,tojakawłaściwiebyła?
–Pytałaś,cotoznaczy,żespodziewamsiętwojegoraportuzkontrolidanychpoza
godzinamipracy–zacząłznamysłem.
Miałprzedsobąwolnypiątkowywieczór,cobyłoprawdziwąrzadkością.Przysu-
nąłdobiurkadrugiestojącewgabineciekrzesłoiusiadłtak,abymócrozprostować
długienogiiskrzyżowaćjewkostkach.
Kateprzyglądałamusięzuczuciemzbliżonymchybadoprzerażenia.
–Właśniemiałamwyjść.Moglibyśmywrócićdotejrozmowywponiedziałekrano?
Zwyklejestemtubardzowcześnie,przedsiódmątrzydzieści.
– Godna pochwały praktyka. Cieszy mnie, że przynajmniej jedna osoba w dziale
księgowościniezerkacoparęsekundnazegarek.
–Napewnomaszjakieśplanynadzisiejszywieczór,aja…Jeśliwezmędokumen-
tydodomu,będęmogładokładnieprzejrzećjeprzezweekendiprzedstawićcira-
portwponiedziałekrano.Cotynato?
– Zaproponowałem, żebyśmy omówili sytuację poza godzinami pracy, ponieważ
wolałbymniebudzićrozmaitychspekulacjiwśródinnychpracowników.Naturalnie
uczciwiezapłacęcizanadgodziny.
–Niechodzionadgodziny–sztywnoodparłaKate.
Wciążpatrzyłamuprostowtwarz,byłajednakażnadtoświadomabliskościjego
długiegociała,wyraźnierysującychsiępodbiałąkoszuląmięśni,opalonejkolumny
szyiimuskularnychprzedramion,któremiałatużprzedoczami,ponieważrękawy
podwinąłwysoko,ażponadłokcie.
Wjegoobecnościzawszebyłapoddenerwowana,ainnimężczyźniraczejniebu-
dziliwniejtegouczucia.Alessandromiałwsobiejakąśsurową,pierwotną,ledwo
hamowanąagresję,którazagrażałajejopanowaniu,ibyłotakodsamegopoczątku,
odpierwszegodnia,kiedyzobaczyłagojakonowoprzyjętadofirmystażystka.
ByłotoniebezpieczneiKatedoskonalewiedziała,żetakiegoniebezpieczeństwa
powinnastarannieunikać.Zdecydowanieniepodobałjejsięsposób,wjakijejciało
reagowałonawidokszefa.Bałasięsamejsiebie.
Jużjakodzieckonauczyłasię,żenajważniejsząrzecząjestkontrola–panowanie
nad emocjami, finansami, podążaniem w kierunku celu, jaki miał być jej życiowym
przeznaczeniem. Dorastała przecież w cieniu matki, która nie miała kontroli nad
żadnączęściąswegożycia.
Shirley Watson jako osiemnastolatka przyjęła dość frywolny pseudonim „Lilac”
i rozpoczęła karierę od tancerki na rurze, przez kelnerkę w barze, do barmanki
i znowu kelnerki, praktycznie bezustannie flirtując z magazynami dla mężczyzn,
wktórychczęstopojawiałysięjejzdjęcia,mniejlubbardziejroznegliżowane.
Jedynądziedziną,wjakiejosiągnęłamistrzostwotaoszałamiającopiękna,filigra-
nowa blondynka, było wykorzystanie fizycznych zalet, z jakimi przyszła na świat.
Katejedyniezgrubszaznałaszczegółyprzeszłościmatki,wiedziałajednak,żeLilac
wychowywałasięwrodzinachzastępczych.Niezaznałażadnejstabilnościizamiast
staraćsięstworzyćtakistanwewłasnymdorosłymżyciu,wolałaprzyjąćrolę„głu-
piejblondynki”,któranieodmienniewierzy,żemiłośćczekatużzarogiem,amęż-
czyźni,zktórymiidziedołóżka,szczerzejąkochają.
OjciecKatezniknąłzescenyzarazpoprzyjściunaświatdziecka,pozostawiając
dwudziestoletniąLilaczezłamanymsercem.Późniejmłodakobietaprzechodziłajuż
z rąk do rąk. Dwa razy wyszła za mąż i błyskawicznie się rozwiodła, a pomiędzy
małżeństwami poświęcała się doskonaleniu sztuki przyciągania mężczyzn, zawsze
mylącichentuzjastycznyzachwytdlajejciałazprawdziwymuczuciemiprzeżywa-
jącdramat,gdykolejnikochankowie,znudzeninią,odchodzili,abyszukaćbardziej
interesującejpartnerki.
Niebrakowałojejinteligencjiisprytu,alenauczyłasięstarannieukrywaćtece-
chy,ponieważ,jakzwierzyłasiękiedyścórce,bystradziewczynanigdynieznajdzie
sobiefaceta.
Kate kochała matkę, lecz praktycznie od najwcześniejszych lat dostrzegała jej
błędyiuroczyścieobiecałasobie,żesamanigdytakichniepopełni.Naturaprzyszła
jejzpomocą–Katebyłaciemnowłosa,wysokaipozbawionaoczywistego,rzucają-
cegosięwoczyseksapiluLilac.Swojezaletytrzymałapodkloszem,ajeślichodzi
o mężczyzn, to każdy, któremu podobało się jej ciało, automatycznie tracił u niej
wszystkie punkty. Polegała na swoim intelekcie i zawsze była świetną uczennicą,
chociażniebyłotołatwe,jeśliwziąćpoduwagęczęsteprzeprowadzkiibezustan-
nietowarzyszącedziewczynce,apotemdziewczynieuczucieniepewności,cozasta-
niewdomupopowrociezeszkoły.
Jej matka, dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu, otrzymała po ugodzie rozwodo-
wejzdrugimmężemkwotęwystarczającąnakupnoniewielkiejposiadłościwKorn-
walii.Katezłożyławtedydrugąuroczystąprzysięgę,żesamanigdyniebędzieliczy-
łanażadneuśmiechyfortunyiwłasnymisiłamizapewnisobiefinansowąniezależ-
ność,ajeślikiedykolwieksięzakocha,totylkowmężczyźniebezosobistychzobo-
wiązań,którybędzieceniłprzedewszystkimjejinteligencję.
Jaknarazietenwzórcnótmęskichniepojawiłsięnahoryzoncie,aletoniezna-
czyło,żewoczekiwaniunaniegoKatepozwolisobienadystrakcjęwpostacifaceta
budzącegojejpogardę.
Dlaczegowięcjejgłupieciałopłonęło,kiedyAlessandroPredaznajdowałsięwza-
sięgujejwzroku?Takjakwtejchwili,gdynadomiarzłegowysuwałjakieśsugestie
natematwspólnychzajęćpozagodzinamipracy?
–Ocochodzi?–zapytałteraz,brutalniewyrywającjązzamyślenia.–Prowadzisz
niezdrowoożywioneżycietowarzyskie?Niemożeszpoświęcićjednegotygodniana
rozwikłanie tej sprawy? – Rozejrzał się dookoła i znowu utkwił ciemne oczy w jej
chłodnej,bladejtwarzy.–Mimomłodegowiekumaszjużtakprzyjemnygabinet?Bo
ilewłaściwiemaszlat?Dwadzieściatrzy,cztery?
–Otrzymałamawanszaciężką,odpowiedzialnąpracę.
–Iztegoawansuwynika,wsposóbdośćbezpośredni,gotowośćdowzięcianad-
godzin,raznajakiśczas,rzeczjasna.Uznajtęsprawęzajednąztakichsytuacji.
Katespuściławzrokipowstrzymałasięododpowiedzi.
–Mówiłaś,żewłaśniewychodzisz?
–Tak.
–Wobectegoodprowadzęciędowyjścia.–Alessandropodszedłdodrzwiioparł
sięoframugę.–Właściwiemamjeszczelepszypomysł:odwiozęciędodomu.Gdzie
mieszkasz?
Kate nerwowo oblizała wargi i uśmiechnęła się uprzejmie, zajęta najzupełniej
zbędnym,acozatymidzie,pozorowanymporządkowaniemblatubiurka.
–Jakdługojużtujesteś?
Podniosłagłowęiobrzuciłamężczyznęzaskoczonymspojrzeniem.
–Jakdługojestemgdzie?Wtwojejfirmie?WLondynie?
–Zacznijmyodtegogabinetu.
Kate ogarnęła wzrokiem swoją bezpieczną przystań, ten namacalny dowód, że
zgodnie z planem posuwa się na drodze zwanej „finansowym bezpieczeństwem”.
Niedawnomatkazapytała,czymożewpaśćdoniejdopracy,gdynastępnymrazem
przyjedziedoLondynu,leczKatezlekkimzażenowaniem,choćniezwykletaktow-
nie,zdławiłatęsugestięwzarodku.
LilacWatson,któramiałaterazczterdzieściparęlatiniecomniejnatrętnieeks-
ponowała swoje fizyczne atuty, i tak zupełnie nie pasowała do tego stonowanego,
dyskretniekosztownegootoczenia.
Ten budynek, ten gabinet były życiem Kate, egzystencją, którą zbudowała wła-
snymwysiłkiem,natomiastmiejscejejmatkibyłozupełniegdzieindziej.WKornwa-
lii.Dalekostąd.Osobno.
–Cozmoimgabinetem?–Wsunęłalaptopdoskórzanejteczkiisięgnęłaposzary
żakiet,przerzuconyprzezoparciekrzesła.
Szaryżakiet,szaraspódnicadopołowyłydki,wygodneskórzanepantoflenapła-
skimobcasieirajstopy,pomyślałAlessandro.Tak,rajstopy,niepończochy.Możliwe,
żetakiezwzmacnianą,obciskającąbrzuchipośladkigórą,boprzecieżniesposób
powiedzieć,jakąfiguręukrywatenskromny,rozsądnykostium.Wysoka,anigruba,
anichuda.Koszulowabluzkaosłaniagórnączęśćsylwetki,spódnicadolną.
–Jakdługomasztengabinet?–sprecyzował.
Zmarszczyłabrwi.
–Trochęponadpółroku.Zpoczątkuwprowadziłamsiętu,ponieważbardzoczę-
sto pracowałam do późna nad raportami dla dwóch ważnych klientów i George
uznał,żepotrzebujęciszyispokoju,żebylepiejsięskoncentrować,apóźniej,gdy
awansowałam, zaproponowano mi, żebym zajęła go na stałe, i oczywiście chętnie
skorzystałamztejoferty.
Przerzuciłaczarnypasektorbyprzezramięipoprawiłaspódnicę.
–Bardzodziękujęzapropozycjępodwiezieniadodomu,leczpodrodzemuszęza-
łatwićparęrzeczy,więcpojadęmetrem.
–Jakichrzeczy?
–Różnych.Powinnamkupićcośdojedzenia,itakietam.
Wyraźnie usłyszał irytację, ukrytą pod spokojnie wypowiedzianymi słowami. Nie
byłprzyzwyczajonydotakiegoodbioruswoichsugestiiiterazwłasnareakcjamoc-
no go zdziwiła, podobnie jak wcześniejsze zaciekawienie, co znajduje się pod dys-
kretnymirozsądnymstrojemtejdziewczyny.
– Żaden problem. – Lekceważącym ruchem ręki zbył jej obiekcje. – Odesłałem
szoferadodomu,więcmożemypojechaćmoimsamochodem.Będzieciowielewy-
godniej,gdywrzuciszzakupynatylnesiedzenie,niżgdybyśmiałasamataszczyćje
dodomu.
–Jestemprzyzwyczajonadoradzeniasobiezzakupami.
Popatrzyłnaniąspodzmrużonychpowiek.Nigdynieuznałbyjejzaosobęlękliwą,
aleterazwjejzachowaniubyłjakiścieńlęku.Idlaczegotakzdecydowanieodrzuci-
łapropozycjępodwiezieniadodomu?Przezniego?
–Byłobydobrze,gdybyśmywspólniezdecydowali,jakpodjeśćdotegodelikatnego
problemuzGeorge’emifunduszami,którenielegalnieodprowadzałzfirmy–rzucił.
–Jeżeliwogólejakieśnielegalnieodprowadzał.Odniosłamzresztąwrażenie,że
jużzdecydowałeś,coznimzrobić,gdybyokazałosiętoprawdą–wrzucićgodolo-
chuipozbyćsiękluczy.
–Miejmywięcnadzieję,żesiępomyliłemiGeorgeunikniewięzienia.–Alessandro
odsunąłsię,żebyprzepuścićjąwdrzwiach.–Zajmujesztengabinetodponadpół
roku,jaksamapowiedziałaś,idopieroterazuderzyłomnie,żeniematuanijedne-
goosobistegoprzedmiotu.Anijednego,dosłownie.
Katezaczerwieniłasię.
–Togabinet,pomieszczenieprzeznaczonedopracy–odparła,mijającgozcelo-
woodwróconągłową.–Niebuduar.
– Buduar, takie przyjemne słowo… Czy właśnie tam przechowujesz osobiste pa-
miątki,wswoimbuduarze?
Nuta rozbawienia w jego głosie sprawiła, że nagle ogarnął ją gniew. Weź się
wgarść,powiedziałasobie.Niedajmuwyprowadzićsięzrównowagi.
AlessandroPredamiałopinięuwodziciela,anawetgdybyplotkinatentematnie
dotarłydojejuszu,wystarczyłobyjednospojrzenienapierwsząstronęktóregokol-
wiekbrukowca.Wykorzystywałkobiety.Nazdjęciachzawszetowarzyszyłamuja-
kaśmodelkaczyaktoreczkauwieszonanajegoramieniuizuwielbieniemwpatrzo-
na w jego twarz. Tych dziewczyn były całe legiony, co miesiąc inna, Alessandro
mógłby chyba założyć własną agencję. Kate zastanawiała się, czy niektóre z nich
byłytakiejakjejmatka.Żałosnestworzenia,obdarzonewielkąurodą,leczzbytma-
łymrozsądkiem,żebysięzorientować,cosiętaknaprawdęznimidzieje,byłycał-
kowicie uzależnione od widzimisię mężczyzn i pełne nadziei na więcej, niż miały
szansedostać.
–Czymamwysłaćciraportmejlem?–spytałazlodowatąuprzejmością.
Nacisnęłaprzyciskprzywołującywindęiwyprostowałasięsztywno.
Alessandronigdywżyciuniewidziałażtakspiętejosoby.Byłotocoświęcejniż
opanowanie,coświęcejnawetniżcałkowitakontrolanadreakcjami.Dlaczegotaka
była,cootymzdecydowało?Iczynaprawdęniezdawałasobiesprawy,żewszyst-
kietesygnałyisymptomybyłyniczymświecącawciemnościlatarniawoczachmęż-
czyznytakiegojakon?
Miałtrzydzieściczterylata,nigdyniemusiałzdobywaćżadnejkobietyisamnie
wiedział, czy powinien być dumny z tego faktu, czy po prostu uznać, że tak jest,
ityle.
Tak czy inaczej, Kate Watson miała z nim jakiś problem i było to oczywiste wy-
zwanie.Aczykiedykolwiekzdarzyłosię,byAlessandroPredaniepodjąłwyzwania?
Gdybytakbyło,zpewnościąnieosiągnąłbywświeciebiznesutakwysokiejpozycji.
–Raczejnie.–Odsunąłsię,żebywpuścićjądokabinywindy.–Mejlesądośćła-
twedoprzechwycenia.
–Niemachybapotrzeby,żebyzachowywaćsięjakbohaterowiefilmuszpiegow-
skiego,prawda?
Uparcie wpatrywała się w metalową konsolę z przyciskami, miała jednak pełną
świadomośćjegofizycznejbliskości,ciepła,któreemanowałozjegociałaiotulało
jąniczymniebezpiecznypłaszcz.Nieprzypominałasobie,żebywcześniejczułasię
takwjegoobecności,alebyćmożepowodembyłfakt,żezawszetowarzyszyliim
inniludzie.
Alessandro zatrzymał wzrok na jej bladym profilu i ze zdumieniem zdał sobie
sprawę,żemaprzedsobąpięknąkobietę.Jejurodanierzucałasięwoczytakod
razu,główniedlatego,żezewszystkichsiłstarałasięjąukryć,więcdopieroteraz
byłwstanieocenićjejidealnerysy.Nosmiaładrobnyiprosty,wargipełneiseksow-
ne,kościpoliczkowewysokieiwyraźniezaznaczone.Pomyślał,żemożetosurowa,
zupełniegładkafryzurauwydatniasubtelnepięknojejtwarzy.Byłciekawy,jakdłu-
giemawłosy.
Nieoczekiwanieodwróciłasiędoniego.Wyprostowałsię,przyłapanynagorącym
uczynku.
–Niesądzę,byGeorgezdecydowałsięnaśmiałąucieczkę,nawetgdybysięzo-
rientował,żemaszgonacelowniku–odezwałasię.–Iprzyzałożeniu,żefaktycznie
jestwinny.
–Dlaczegotakgobronisz?
–Niebronięgo,poprostustaramsięzachowaćsprawiedliwyitrzeźwyosąd.Je-
steśmy wierni zasadzie, że każdy jest niewinny, dopóki nie dowiedzie mu się winy,
prawda?
Drzwi windy rozsunęły się z cichym pomrukiem, Kate zrobiła krok do przodu
i znalazła się w ogromnym, wyłożonym marmurem holu, który wciąż robił na niej
wrażenie,mimożewciąguostatnichdwóchlatprzechodziłaprzezniegopraktycz-
niecodziennie.
NiebroniłaGeorge’aCape’a.Chociażmożejednak…Gdymyślałaotymniskim,
niemłodymjużmężczyźnie,którystałtużprzedlufąrewolweruiwogóleniezdawał
sobieztegosprawy,widziałaswojąkruchą,sponiewieranąprzezżyciematkę,iser-
ceściskałojejsięzbólu.
Oczywiściejejściskającesięzbóluserceniemiałotunicdorzeczy.Niedlakogoś
takiego jak Alessandro Preda. Musiała też przyznać, że rozumiała jego punkt wi-
dzenia.
–Dobradecyzja–wymamrotałAlessandro.–Wobectegowponiedziałekzaczyna-
mypolowanienadowody,czyGeorgeCapejestwinnysprzeniewierzenia,czygłupo-
ty. Tak czy siak, niewątpliwie trzeba będzie go zwolnić. No, dobrze, więc gdzie
mieszkasz?Mójsamochódstoinapodziemnymparkingu.
ROZDZIAŁDRUGI
Kate przez cały weekend zastanawiała się, czy nie zadzwonić do George’a
Cape’a. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę zdefraudował pieniądze firmy. George
był dżentelmenem, uprzedzająco uprzejmym i miłym, i od początku wziął ją pod
swojeskrzydła.Ajednak,biorąctowszystkopoduwagę,Kateniemogłaniezauwa-
żyć,żenaprzestrzeniostatnichtrzechmiesięcypoprostuniebyłsobą.Czyistniało
jakieślogicznewyjaśnieniemarnegostanujegonerwów?
Uważnieprzejrzaładokumentację.Naszczęścienieznalazłażadnychśladówza-
łożeniafirmkrzaków,co,jakmiałanadzieję,wykluczałodefraudacjęnadużąskalę,
aledziwnezapisyksięgowejednakbyły,czarnonabiałym.
Westchnęłaispojrzałanazegarek.WpiątekudałojejsięjakośzbyćAlessandra,
leczterazpewniejużczekałnaniąwswoimgabinecie.Posiódmejwieczoremwbu-
dynkuzwykleniebyłoprawienikogopozakilkomaentuzjastamiciężkiejpracy,któ-
rzynawetniespojrzelinanią,gdyprzeszładowindy,niosącteczkęzdokumentami.
Minęłosporoczasu,odkądostatnirazbyławgabinecieAlessandra.Towarzyszyła
wtedy George’owi Cape’owi oraz szefowi działu finansowego, lecz na krótki czas
zostali tylko we dwoje, zajęci rozwiązywaniem jakiegoś problemu podatkowego,
iwtedyAlessandrozamówiłdlanichcośdojedzenia.Katedotejporypamiętała,jak
wpewnejchwilipodniosławzrokinapotkałajegospojrzenie.
Miałbardzociemneoczywoprawiegęstychczarnychrzęsitamtegodniaichpe-
łenzamyśleniawyrazsprawił,żegorącydreszczprzebiegłjejpoplecach.Kontakt
z jego spojrzeniem okazał się dojmująco fizycznym doznaniem, co bynajmniej nie
przypadłojejdogustu.
Teraz,kiedyznowumiaławejśćdojaskinilwa,obiecałasobietrzymaćemocjena
wodzy,szkodatylko,żesercełomotałojejwpiersijakszalone,adłoniebyłymokre
odpotu.
WodpowiedzinapukanieAlessandrozaprosiłjądośrodka.Siedziałgłębokood-
chylonydotyłuwskórzanymfotelu,zdłońmisplecionyminabrzuchu.
–Niewielkazmianaplanów–odezwałsię.
Kateprzystanęła.
–Możezostawięcidokumentyiomówimyjeinnymrazem.–Ogarnęłojąuczucie
ulgi,wdziwnysposóbzmieszanezrozczarowaniem.–Boskorojesteśzajęty…
–Omówimyjeprzyposiłku.
Spojrzałananiego,zaskoczonaizaniepokojona.
–Nietrzeba.–Niemiałanajmniejszejochotynapowtórkętamtegoprzeżycia.–
Nie udało mi się jeszcze złapać nikogo z działu komputerowego w sprawie hasła
George’a,alechybaniebędzietakiejkonieczności.Sprawdziłamwszystkoszczegó-
łowoinieznalazłamżadnychpodejrzanychfirm.
–Zajmiemysiętymprzykolacji.–Gładkimruchempodniósłsięzfotela,chwycił
leżącąnaskórzanejsofiemarynarkęiprzerzuciłjąprzezramię.–Namojąprośbę
pracujesz po godzinach, więc mogę przynajmniej zabrać cię na kolację, zresztą
przecieżobojemusimycośzjeść.
–Nieprzyszłomidogłowy…Tonaprawdęniezajmiedużoczasu.
Alessandro zatrzymał się tuż obok niej. Jego szczupłe, muskularne ciało emano-
wało energią, wprawiając ją w stan zmieszania. Bardzo jej się to nie podobało –
byłaabsolutnąprofesjonalistką,osobą,którejchłódiopanowanienigdyniedoznały
uszczerbku. Poświęciła sporą część życia na osiągnięcie stanu całkowitej kontroli
nadkobiecąsłabością,którazrobiłazjejmatkiwiecznąofiaręlosu.
Abywrócićdorównowagi,powoliiuważniezapięłażakietiwyprostowałasię.
–Mówimytuoczyjejśprzyszłości.–BystreoczyAlessandradostrzegłyiodnoto-
wałycałytenobronnyrytuał.–Niechceszchybaspisaćczłowiekanastratywpię-
ciominutowympodsumowaniuwyłączniedlatego,żemaszdziśrandkę,prawda?
–Niemamżadnejrandki.
Słowawyfrunęłyzjejust,zanimzdążyłajepowstrzymać.Naturalnieniemiałoto
żadnegoznaczenia,alejednakniepotrzebniesięodsłoniła.Podjegozaciekawionym
spojrzeniemjejpoliczkioblałafalagorąca.
–Zazwyczajnigdzieniewychodzęwciągutygodnia–podjęłapośpiesznie.–Czę-
sto zabieram pracę do domu, ponieważ wiem, jak łatwo nawarstwiają się niezała-
twionedokońcasprawy.
–Pracujeszdopóźnadzieńwdzień–zauważył.–Niewydajemisię,abyktokol-
wiekoczekiwał,żebędzieszjeszczezabierałapracędodomu.Takczyinaczej,tym
bardziejpowinienemzaprosićcięnakolację.Niechcę,żebyświdziaławemniebez-
względnegoszefa,któryodmawiapracownikomprawadoprywatnegożycia.
Kateodwróciłasięiruszyławstronęwindy.
–Aniejesteśtaki?–rzuciłaprzezramię.
Byłotośmiałepytanie,któregojednakniepowinnabyłazadawać.Alessandrobył
uosobieniem wszystkiego, czego nie znosiła. W normalnych okolicznościach ich
ścieżkinigdybysięniespotkały,ponieważdobrzenaoliwionetrybyitrybikispraw-
nejmaszyny,jakąbyłajegofirma,niezacinałysięiniewymagałyjegobezpośred-
niejinterwencji.
– Jaki nie jestem? – Alessandro nie mógł pojąć, jakim cudem do tej pory nie za-
uważył,żejejzieloneoczymająodcieńciemnego,polerowanegoszkła.
–Bezwzględny–odparłapochwilimilczenia.
Kiedyjechaliwdółwindą,zewszystkichsiłstarałasięniepatrzećnaniego.Ser-
cewciążbiłojejzdecydowaniezbytmocnoiszybko,ibyławdzięczna,żemanaso-
biezbrojęwpostacistaranniewykrochmalonejiwyprasowanejbluzkiorazkostiu-
mu.
Wyszli z budynku i wtedy wreszcie mogła z nim swobodniej rozmawiać, bo szła
obokniegoiniemusiałananiegopatrzeć.
–Chodziłomioto,żeniemożnawspiąćsięnasamszczyt,niebędącbezwzględ-
nym. W Lidze Mistrzów nie grają zawodnicy, którzy nie są gotowi… No, rozu-
miesz…
–Podeptaćnaswojejdrodzewszystkichinnych?–podsunął.
–Niepowiedziałamtego.
–Toniewmoimstylu,niemazresztątakiejpotrzeby.Ajeślisądzisz,żewłaśnie
tegotypudyspozycjastoizamojądecyzjąwsprawieCape’a,tobardzosięmylisz.
JeżeliCapefaktyczniedopuściłsiędefraudacji,poniesiestosownekonsekwencje,to
wszystko.Toprzykraprawda,aleludziesamisąkowalamiwłasnegolosu.
–Twardepodejście.
–Takuważasz?–Puściłjejramięiprzystanął.
Śpieszącyulicątłumprzechodniówrozstąpiłsięwokółnich,zerkającnanichzza-
ciekawieniem. Wieczór był bardzo ciepły i Kate nagle poczuła się niewygodnie
wswoimkostiumie-zbroi.Nerwowooblizaławargi.
–Toniemojasprawa–powiedziałaszybko.–Dokądidziemy?
–Czywtensposóbdajeszmidozrozumienia,żeczaszakończyćtentemat?
–Niepowinnambyłapowiedziećtego,copowiedziałam.
–Jesteśwolna,możeszmówić,cochcesz.
Ruszyliwkierunkupubuprzyjednejzbocznychuliczek.
–Mogęmówić,cochcę,ponieważpracujęwrodzinnejfirmie.–Kateuśmiechnęła
sięlekko,próbującpoprawićatmosferę.
–Maszrację.Tojednawielkaszczęśliwarodzina,podwarunkiem,żewszyscyjej
członkowiezachowująsięjaknależy.Kiedyktośgwałciobowiązującezasady,muszę
przejąćster.
–Tonaprawdęwielkarodzina.
–Początkibyłyskromneipewniewłaśniedlategowtakichsytuacjachjaktawciąż
staramsięzająćsprawąosobiście.Niezałożyłemfirmypoto,abyktośmógłpodjej
przykrywkąnieuczciwiezarabiać.Jesteśmynamiejscu.
Pchnąłdrzwiiweszlidopomieszczeniatakciemnego,żewzrokKateprzyzwycza-
ił się do mroku dopiero po paru sekundach. W barowej sali panował lekki nieład,
awystrójwnętrzawydałsięKatezaskakującoświeży.
–Nieprzyszłobymidogłowy,żelubisztakiemiejsca–wyznałaimpulsywnie.
Alessandrouśmiechnąłsię.
–Właścicieltegopubutomójstaryprzyjaciel.Każdawizytatutajjestjakantido-
tumnagorączkowetempożycia,możeszmiwierzyć.Możezdejmieszżakiet?
–Nie,takmijestwygodnie.
Niedowierzającouniósłbrwi.
–Widzę,żechceszodrazuzabraćsiędopracyipominąćprzyjemnestronytejsy-
tuacji.
–Mamwszystkiedanewteczce,więc…
–Niechcępomniejszaćtwojegoentuzjazmu,alejachętniezłapałbymoddech,za-
nimzacznęsłuchać,conabroiłGeorgeCape–przerwałjej.–Możeszsobieuważać
mnie za bezwzględnego potwora, lecz Cape przepracował w mojej firmie ładnych
parę lat. Bardzo żałuję, że nie przyszedł do mnie, gdy doszedł do wniosku, że po-
trzebujepożyczki.
Kate miała wielką ochotę poradzić mu, żeby jeszcze popracował nad realizacją
idei „wielkiej rodzinnej firmy”, ale uniemożliwił jej to właściciel lokalu, który pod-
szedł do nich i wdał się w ożywioną konwersację z Alessandrem. Rozmawiali po
włosku i Kate miała możliwość obserwować zupełnie innego niż zazwyczaj szefa,
któryswobodniegestykulowałiciepłosięuśmiechał.
To w tym wcieleniu oczarowuje kobiety, przemknęło jej przez głowę. Oto facet,
którymożemiećkażdąiwpełniwykorzystujeswójtalent.
Gdy pod koniec wciągnęli ją do rozmowy, uśmiechnęła się uprzejmie i sztywno
uścisnęładłońwłaścicielabaru,co,jakpowiedziałjejAlessandro,gdyusadowilisię
przy stoliku w alkowie na tyłach sali, niewątpliwie skutecznie zdusiło w zarodku
wszelkienagannenadziejejegoprzyjaciela.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Kate wyjęła folder z dokumentami, które
mieliomówić,ipołożyłagonablacieoboksiebie.
Kelnerprzyniósłimwino,nakosztlokalu.
–Musisznaprawdędobrzeznaćwłaściciela,skorostawiaciwino–mruknęła.
–Dorzuciłbyijedzenie,alejazakażdymrazemnalegam,żebywystawiłmirachu-
nekzawszystko,cotuzamawiam.
–Bardzoładnieztwojejstrony.
Roześmiałsięgłośnoirzuciłjejpełneuznaniaspojrzenie.
–Maszpoczuciehumoru,niewiedziałem.
Pomyślała,żetobardzoniegrzecznauwaga,zarazjednakuświadomiłasobie,że
niebardzomożenarzekać,boprzecieżsamapozwoliłasobienaśmiałespostrzeże-
niapodadresemszefa.
–Rozluźnijsię–zamruczał,delikatnieodsuwającdłoń,którązasłaniałakieliszek,
inalewającjejwino.–Przyszliśmytutaj,żebypracować,toprawda,aleniejesteś
terazwbiurze.
Iwłaśnienatympolegałproblem–wbiurze,otoczonakomputerami,szafamina
dokumenty, biurkami i bezustannie dzwoniącymi telefonami, potrafiła być zimna
iopanowana,natomiasttutaj…
Tutajbyłozupełnieinaczej.Nieulegałowątpliwości,żelokalcieszysięwielkąpo-
pularnością,boprawiewszystkiestolikibyłyzajęte,aprzybarzetłoczylisięmęż-
czyźniwgarniturachikobietywkuszącychletnichkreacjachipantoflachnawyso-
kimobcasie.
–Dlaczegotylepracujeszpogodzinach?
Katezmarszczyłabrwiipowolipociągnęłałykwina.Cotozapytanie,pomyślała.
Miałaprzedsobąszefaiwłaścicielafirmy,którychybapowiniengratulowaćjejen-
tuzjazmuipoświęcenia,aniedociekać,czemutakciężkopracuje.
–Wydawałomisię,żetoprostadrogadodalszychawansów,alecałkiemniewy-
kluczone,żesiępomyliłam.
Uśmiechnąłsię,dającwyrazuznaniudlajejsarkastycznegopoczuciahumoru.
–Zresztąprzecieżkiedywpiątekprzyszedłeśzostawićtedokumenty,samokaza-
łeśrozczarowanie,żenacałympiętrzeniktjużniepracuje.
–Toprawda.
–Więcdlaczegoterazkrytykujeszmniezato,żeodczasudoczasuwezmęparę
nadgodzin?
–Odniosłemwrażenie,żerobisztoraczejcodziennie,anietylkoodczasudocza-
su.Iwcalecięniekrytykuję.
Jegociemneoczywpatrywałysięwniąztakimskupieniem,żeznowupoczułasię
nieswojo.Alessandrobyłjejszefem,wjejinteresiebyłowięctraktowaniegozneu-
tralnąuprzejmością.Wszystkietegadkiofirmiejakowielkiejrodziniebyływgrun-
cierzeczymałoistotne,znaczniebardziejliczyłosięto,żejednymskinieniemmógł
zrujnowaćjejkarierę.TaksamojakkarieręGeorge’aCape’a.
Rzuciła mu niechętne spojrzenie i nagle przez głowę przemknęła jej kompletnie
zaskakującamyśl,żechciałabypoczućjegozmysłowewarginaswoich.Zupełnienie
wiedziała,skądsiętamyślwzięła,byłajednaktakrzeczywistaiżywa,żecałejej
ciałozareagowałowjednejchwili.
–Jestemambitnainiewidzęwtymniczłego–oświadczyłatwardo,byletylkopo-
zbyćsiędekoncentrującejwizji.–Ciężkopracuję,gdyżmamnadzieję,żemojacięż-
kapracaprzełożysięnakonkretnekorzyści,czyliawans.Nienależędowczepku
urodzonychizawszemusiałamwalczyćowszystko,cochciałamzdobyć.
–Sugerujesz,żetwoikoledzypochodzązbardziejuprzywilejowanychśrodowisk?
–zagadnął.
–Niczegoniesugeruję,stwierdzamtylkofakt.
AlessandrozauważyłrumieniecnapoliczkachKate.Czuł,żejejreakcjesąszcze-
re.Niesiedzieliterazwzimnym,pedantycznieuporządkowanymbiurze,niewielki
foldernastolebyłjedynymdowodem,żeprzyszlituwcelachzawodowych.Beztła
w postaci gabinetu nagle dostrzegł prawdziwą osobę, ukrywającą się pod piękną,
leczbezosobowąmaską.
Czyzależałomu,byjużwtejchwilisprowadzićrozmowęnapracę?Nie,jeszcze
nieteraz.
–Możeuważasz,żejawywodzęsięztakiegośrodowiska?–spytałleniwie.
–Wogólesięnadtymniezastanawiałam–skłamała.–Jestemtu,żebywykonać
konkretnezadanie,aniewtrącaćsięwprywatneżycieinnych.
–Musiszsiępotwornienudzić.
–Dlaczego?Dlaczegotakmówisz?
–Bociężkapracajestgodnanajwyższejpochwały,aleczybiuroweplotkiniedo-
starczająludziomprzyjemnejrozrywki?Ploteczki,przypuszczenia,sugestie?
–Toniedlamnie.
Jejgłosbrzmiałzdecydowanie,byłajednakwidoczniezdenerwowana.Sięgnęłapo
menuizaczęłajestudiować,alewciążczułanasobiejegowzrok.
–Chybazamówięrybę–powiedziała.
Alessandronawetniezerknąłwmenu.Gestemprzywołałkręcącegosięwpobliżu
kelnera,którynatychmiastpospieszyłdoichstolika.
Pieniądzewyczuwasięzdaleka,pomyślałaKate.Jejszefmiałmnóstwopieniędzy,
byłnaprawdębogatyiludzieodrazuwidzieli,zkimmajądoczynienia.Tak,ludzie
zmienialisię,gdywgręwchodziłypieniądze.
Uprzejmiezaczekała,ażAlessandroskończyskładaćzamówienie,inajpierwpo-
dziękowałazawino,zarazjednakzmieniłazdanie,ponieważniewielkailośćalkoho-
lumogłajejpomóctrochęsięrozluźnić.
–JeśliwięcchodzioGeorge’a…–OtworzyłafolderipoczuładłońAlessandrana
swojej.
–Wszystkowswoimczasie.
–Przepraszam,wydawałomisię,żejużzdążyłeśzłapaćoddech.
–Dopierozaczynam.
Rzuciłjejoszałamiającyuśmiech,którybynajmniejnieuspokoiłjejnieposłusznego
ciała.
–Możepowinienembyłbardziejzainteresowaćsiętwojąkarierą–rzekłcicho.–
Biorącpoduwagę,żejesteśjednązmoichwschodzącychgwiazd…
–Nieprzypuszczałam,żeangażujeszsięwocenękompetencjipracowników.
Tomójszef,jestemjegopodwładną,przypomniałasobiedobitnie.Szefzadajedo-
wolnepytania,podwładnaniezadajeżadnych.
–Toprawda,nierobiętego–przyznał.
Nawetniespojrzałnakelnera,którypostawiłprzednimitalerze.
–Zakładam,żeodtegosąmoiludziezdziałukadr–dodał.–Oczywiścieonipew-
nie też pracują tylko od dziewiątej do siedemnastej, podobnie jak twoi koledzy
zksięgowości.
–Wszyscypracująpogodzinachzimą–wyjaśniłaKate.–Terazmamylatoiupały,
więc ludzie chcą wyjść wystarczająco wcześnie, żeby się jeszcze nacieszyć słoń-
cem.
– Ale nie ty – odbił piłeczkę. – Nie czekają na ciebie ani słońce, ani żadne inne
ważnesprawy?
–Niewydajemisię,żebytobyłatwojasprawa.Izgóryprzepraszam,jeżeliuwa-
żasz,żetonieuprzejmespostrzeżenie.
– Nie musisz mnie przepraszać, chciałem się tylko upewnić. Czujesz, że musisz
mieszkaćwbiurze,żebyawansować?
–Ja…
Próbowaławyobrazićsobieżycieztąmitycznądrugąpołową,mężczyzną,który
teraz szykowałby kolację dla nich dwojga, co jakiś czas z niepokojem zerkając na
zegarek. Powinna coś z tym zrobić, powinna przemienić wizję w rzeczywistość.
W tej chwili nie odczuwała braku mężczyzny w życiu, wiedziała jednak, że taka
chwilawkońcunadejdzie.Jeżeliniebędzieuważała,pewnegodniaobudzisiębez
szans na normalną egzystencję, zupełnie sama, głównie dlatego, że poświęciła
wszystkowposzukiwaniupoczuciabezpieczeństwa.
–Oczymmyślisz?–zapytał.
–Słucham?
–Byłaśtysiącmilstąd–zdiagnozowałsucho.–Zadałemciprostepytanie,słowo
daję,jednoztych,któreraczejniewymagająażtakgłębokiegozamyślenia.
Małobrakowało,apowiedziałabymu,jakgłębokiegozamyśleniawymagato„pro-
stepytanie”.
– Przepraszam. Wiem, że nie muszę pracować do nie wiadomo której godziny,
oczywiście,chociaż,jeślimambyćzupełnieszczera,zimązostajępogodzinachrza-
dziejniżniektórzyzmoichkolegów.
–No,tak.Dlatego,żejesteśnocnąistotą?
Katepomyślałanagleomatce,ojejpracywmrocznychbarach,onapiwkach,po-
tańcówkachipokazywaniusięwkażdymidiotycznymstroju,jakikazanojejwłożyć.
Tobyłanocnaistota,zajętanocnymizajęciami.Nieona.
–Nigdymnietaknienazywaj!–eksplodowała,zanimzdążyłasiępowstrzymać.
Caładygotałazezłości,musiałaukryćdłoniepodblatem,żebyniezobaczył,jak
siętrzęsą.
–Jakmamcięnienazywać?–zapytałpowoli,niespuszczającwzrokuzjejzaczer-
wienionejtwarzy.–Powiedziałemcośzłego?Wyjaśnijmi,ocochodzi,bonaprawdę
nierozumiem.
Opanowałasięznajwyższymtrudem.
–Onicniechodzi.Przepraszam,niepotrzebnietakostrozareagowałam.
– Po pierwsze, przestań przepraszać za wszystko, co, jak ci się wydaje, może
mnieurazić.Nieobrażamsiętakłatwo.Apodrugie,ocośjednakchodzi.Zbladłaś
jakprześcieradło,teraztrzęsieszsięjakosika.Cospowodowałotennagływybuch
oburzenia?
Naprawdęchciałsiędowiedzieć,dlaczegotakzareagowała.Podspokojnąmaską
buzowałpłomieńnamiętnychuczućitogomocnointrygowało.Oparłłokcienastole
inachyliłsiękuniej.
– Próbujesz wymyślić uprzejmy sposób zwrócenia mi uwagi, że nic mi do tego,
mamrację?
Kateprawiefizycznieczuła,żeznalazłasięwpoludziałaniapotężnejosobowości,
która niewątpliwie pozwoliła mu przenieść się w stratosferę bogactwa i władzy.
Wiedziałateż,żenatęosobowośćskładasiędużo,dużowięcejniżniezwykłainteli-
gencjaiolbrzymiaambicja.
Odwróciłatwarziztrudemprzełknęłaślinę.
–Mojamatkapracowaławbarze,tańczyłanarurzeirobiławieleinnychpodob-
nychrzeczy.Niemampojęcia,dlaczegocitomówię,boraczejniejestemskłonna
dozwierzeń.Pewniewydajecisiętodziwne,żedużopracujępogodzinach,ale…
–Alepotrzebujeszzabezpieczeniafinansowego?
–Możeitak–uśmiechnęłasięostrożnie.–Możemaszrację.
Czułaulgęiniemogłatemuzaprzeczyć,nawetsamaprzedsobą.Kiedydorastała,
wrażliwość nastolatki narażała ją na agonie zażenowania. Starała się z nikim nie
utrzymywaćzbytbliskichkontaktów.Niechciała,abyktokolwiekdowiedziałsię,że
jejmatkapracujejakokelnerkawnocnymbarzeisprowadzadodomumężczyzn,
którzyjąwykorzystywali,bowyglądałatak,jakwyglądała,ibyłasmutną,zdespero-
wanąkobietą,zdolnąskupićnasobieuwagęjedyniedziękiswemukuszącemuciału.
Kochała matkę, lecz wstydziła się jej i własnych uczuć. A teraz jej szef, którego
stylżyciabudziłwniejobrzydzenie,którybyłsymbolemwszystkiego,cozniechęca-
łojądomężczyzn,siedziałnaprzeciwkoniejzwyrazemwspółczucianatwarzy,ito
współczucie było jak klucz otwierający jej skrytkę z tajemnicami. Było to głupie.
Idiotyczne.Iwjakiśsposóbniebezpieczne.
–Światmojegodzieciństwabyłmocnorozchwiany–ciągnęła,zmagającsięzwe-
wnętrznymoporem.–Mamanigdyniebyłazainteresowananormalnąbiurowąpra-
cą.Wychodziładotychswoichkolejnychbarówwnocy,zostawiającmnieztączy
inną koleżanką, a kiedy skończyłam dwanaście lat, zupełnie samą. Kochałam mat-
kę…Kochamją,alenienawidzętego,wjakisposóbzarabiała.Robimisięsłabo,zu-
pełnie dosłownie, na samą myśl o niej w skąpych, obcisłych ciuchach, tańczącej
przed mężczyznami, którzy gapili się na nią i wyciągali łapy, żeby ją obmacywać.
Ciągle się w którymś zakochiwała, zawsze myślała, że ten jedyny to pierwszy
zbrzeguprzystojniak,którypopatrzynaniązzachwytemipowiejej,żejestpięk-
na.
–Więcgdynazwałemcięnocnąistotą…
–Przepraszam.–Katewbiławzrokwkieliszek,któryAlessandrowłaśnieponow-
nienapełniałwinem.
–Comówiłemcinatemattegociągłegoprzepraszania?
–Pracujędlaciebie.
–Tenfaktnieczynizciebiemojejpoddanej.Niemamjeszczemonarszegostatu-
su,otymteżcimówiłem.Gdzieterazmieszkatwojamatka?
–WKornwalii.–Rzuciłamuszybkiespojrzenieinatychmiastodwróciławzrok.
Był tak grzesznie przystojny! Nie powinno to mieć dla niej żadnego znaczenia,
byłaprzecieżostatniąosobąnaświecie,któramiałabyoceniaćczłowiekapowyglą-
dzie,leczżołądekskuliłjejsięzpodnieceniaizogromnymtrudemzmusiłasię,żeby
niezapatrzećsięnatęśniadą,poważną,pełnązainteresowaniatwarz.Miaładziw-
ne uczucie, że byłby w stanie zajrzeć do jej głowy i wyciągnąć stamtąd najgłębiej
skrywane,najmroczniejszemyśli.
–Dwarazywyszłazamążidwarazysięrozwiodła–podjęła.–Drugimąż,Greg,
dał jej w ramach ugody dość dużą sumę, aby mogła kupić sobie jakiś mały dom
imamawybraławybrzeże.
–Coztwoimojcem?
–Niepodejrzewałam,żebędęzmuszonaodpowiadaćnatyleosobistychpytań.–
Kate doskonale zdawała sobie sprawę, że sama zaczęła tę rozmowę, i w tonie jej
głosuzabrzmiałateraznutarezygnacji.
Alessandro nigdy nie interesował się życiem kobiet, z którymi romansował. Jed-
nakwprzypadkudziewczynysiedzącejterazprzednim,najzupełniejszczerzepra-
gnąłsiędowiedzieć,cojądręczy.
–Ojcieczostawiłnaszarazpomoimprzyjściunaświat.Byłpierwsząijedynąmi-
łością mamy, w każdym razie ona tak twierdzi. – Odchrząknęła i bezskutecznie
spróbowaławrócićdochłodnego,obojętnegotonugłosu,któryniewątpliwiebyłjej
znakiemfirmowym.–Myślę,żeodjegoodejściaciąglestarałasięzastąpićgokimś
innym.
–Ateraz?
–Co,ateraz?
–Makogoś?
Kiedy się uśmiechnęła, na ułamek sekundy wstrzymał oddech, porażony nagłym,
niespodziewanym odkryciem. Była piękna. Czyżby celowo próbowała ukryć swoją
urodę?Niepotrafiłsięoprzećwrażeniu,żeotootworzyłpuszkęPandory.Dziewczy-
na pracowała dla niego i przyszli tu wyłącznie po to, aby przedyskutować przy-
szłość innego pracownika jego firmy. Była to poważna sprawa, tymczasem on za
żadneskarbyświataniechciałskierowaćrozmowynawłaściwetory.
–Odtrzechlatwżyciumojejmatkiniemażadnegomężczyzny.Niewykluczone,
że w końcu udało jej się uwolnić od uzależnienia, jakim było poszukiwanie miłości
wnajzupełniejnieodpowiednichmiejscach.
–Aty?–wymamrotałochryple.–Wtwoimżyciuteżniemażadnegomężczyzny?
Wbrewswojejwoliwyobraziłjąsobiezmężczyzną.Zesobą.Twarz,którąupar-
cie pokazywała światu, wcale nie stanowiła trafnego podsumowania osoby, jaką
była.Wystarczyłoleciutkozadrapaćwierzchniąwarstwęijużspodzimnej,marmu-
rowejpowierzchniwyzierałyskłębione,nieprzewidywalnewiry.
Ogarnęłogoniezwyklesilne,szalonepragnienie,abywypłynąćnateniespokojne
wody.Niebezpowodudokonywałokreślonychwyborów.Wykluczającainnychludzi
potężnamiłośćjegorodzicówniepozostawiładużomiejscadladziecka.Niepotrze-
bowalinikogoinnegoiwrezultacienierozsądnych,zwariowanychdecyzjiroztrwo-
nili wszystkie pieniądze, topiąc je w z góry skazanych na niepowodzenie inwesty-
cjach.
Kontrolanadżyciem?Niemieliżadnej.Toonpotrafiłkontrolowaćswojeposunię-
ciaipostępowanie,włączniezżyciemseksualnym,lecznaglewszystkietepiękne,
próżne, płytkie i uległe kobiety, które zapełniały jego świat, wydały mu się nudne
imęczącoprzewidywalne.
Byłotokompletneszaleństwo.Nigdy,nigdyniełączyłpracyzprzyjemnością.Nig-
dy.Takobietapowinnabyćdlaniegojakzakazanyowoc.
Mimotegorozbudziłajegopożądanie.
Katewychwyciławjegogłosiecoś,coprzeszyłojądreszczem,chociażrozpaczli-
wiestarałasięzapanowaćnademocjami.
Jakdotegodoszło?Jaktosięstało,żeichrozmowazboczyłazzasadniczegote-
matu na całkowicie prywatny grunt? Co jej strzeliło do głowy, żeby zacząć dzielić
sięhistoriąswegożyciazwłasnymszefem,któryśmiałomógłbystartowaćwkon-
kursie na najprzystojniejszego faceta na świecie? Dlaczego postanowiła zrobić
zsiebieidiotkę?
–Byłamdotądcałkowiciepochłoniętakarierą–powiedziałaoschle.–Niemiałam
czasunaromantycznezwiązki.
–Osobiściezawszeuważałem,żeodrobinaprzyjemnościpomaganietylkowży-
ciuprywatnym,aleizawodowym–wymamrotałAlessandro.
– Ja tak nie potrafię – skrzywiła się lekko. – A teraz uważam, że naprawdę naj-
wyższy czas, żebyśmy poprosili o rachunek i zajęli się sprawą George’a. Jest już
później,niżprzypuszczałam.
Alessandro już jakiś czas temu machnął w myśli ręką na sprawę George’a. Tym
problememśmiałomoglisięzająćpóźniej,tymczasemteraz…
–Jakniepotrafisz?–zapytał.
Popatrzyłananiegospodwysokouniesionychbrwi,udając,żenierozumiepyta-
nia.
–Ach,postanowiłaśschowaćsięzatąswojązawodowąmaską!Dlaczego?
– Ponieważ nie przyszliśmy tutaj, żeby rozmawiać o mnie. Mieliśmy rozmawiać
oGeorge’u.
–Aleniezrobiliśmytego–oświadczyłzbezlitosnąlogiką.–Taksięzłożyło,żenie
porozmawialiśmyoGeorge’u.
–Itobyłbłąd–odetchnęłazulgą,gdykelnerprzyniósłimrachunekigdyzaraz
potemdostolikapodszedłwłaścicielbaru,któryzacząłwypytywaćoopinięnate-
matposiłku,uważnieichobserwującbystrymiczarnymioczami.
ParęchwilpóźniejKatewstała,uniemożliwiającdalsząrozmowęnatematyosobi-
ste.
–Pojadędodomutaksówką–powiedziałazdecydowanie.
–Nicztego.
Wyszlinazewnątrz,gdziezrobiłosięjużchłodniej.Alessandrowykonałkrótkite-
lefon i jego samochód, razem z szoferem, rzecz jasna, pojawił się obok nich, nie
wiadomoskąd.AlessandrootworzyłdrzwiczkiipomógłKatewsiąść,agdybyłajuż
wśrodku,schyliłsiętak,byspojrzećjejprostowoczy.
–Napewnozradościąprzyjmieszwiadomość,żelososzczędziłcimojegotowa-
rzystwawtejpodróży.
Uśmiechnął się i Kate szóstym zmysłem odgadła, że dokładnie wiedział, co się
dziejewjejgłowie.
– Poproszę Jacksona, żeby podrzucił cię do domu, a o tamtej sprawie będziemy
moglipomówićwpóźniejszymterminie.
–Jakimpóźniejszymterminie?–Nerwowoprzygryzładolnąwargę.
Zdecydowała,żezrobiwszystko,bywymówićsięzapełnionymterminarzemspo-
tkań,aprzedewszystkimnigdy,aletonigdyniezgodzisięnakolejne„nadgodziny”
wprzytulnejrestauracyjce.
–Damciznać.
–Niechceszjaknajszybciejuporządkowaćtegocałegobałaganu?
– Miej oko na wszelkie podejrzane ruchy na naszych bankowych kontach, to na
raziewystarczy.DlaczegoniemielibyśmypozwolićGeorge’owinacieszyćsięostat-
nimichwilamispokoju?
Wyprostowałsię,lekkouderzyłotwartądłoniąwmaskęniskiegoczarnegomase-
rati i cofnął się od krawężnika, odprowadzając wzrokiem włączający się do ruchu
samochód.
Odbardzodawnaniebyłtakprzyjemnieożywiony.
Tylkocowłaściwiemiałterazztymfantemzrobić?
ROZDZIAŁTRZECI
W ciągu ubiegłych kilku lat Kate widziała w swoim miejscu pracy bezpieczne
schronienie.Tamczuła,żeposiadapełnąkontrolęnadswoimżyciem,itamciężko
pracowała,budujączposzczególnychelementówzdefiniowaną,określonąprzezcel
całość.
Teraz czuła się w biurze nieswojo i praktycznie bez przerwy świadomie lub nie
rozglądałasięzaAlessandrem,któryostatnioczęstozniąrozmawiał,atooklien-
cie ze skomplikowaną sytuacją podatkową, a to o dwóch zagranicznych firmach,
które być może warto byłoby rozbić na mniejsze jednostki, a to o nabyciu firmy
elektronicznejczywreszcieozałożeniuwydawnictwa.
–NormalniezająłbysiętymCape,aleskoroprzebywanadługichwakacjachza
granicą,którebyćmożeprzedłużąsięwsposóbtrwały,chybadobrzebyłoby,żebyś
sięzaczęłazapoznawaćzniektórymijegoobowiązkami.
Ztąostatniąpropozycjąwystąpiłtegodniaosiedemnastejtrzydzieści,czyliwpo-
rze,gdywiększośćkolegówKateprzygotowywałasiędoopuszczeniabiura.
Katestarałasięzachowywaćchłodnoispokojnie,alenerwypowolijejpuszczały.
Odpowiedziała, że to raczej szef działu finansowego powinien się zająć tymi spra-
wami,usiłującniepatrzećnaAlessandra,któryprzysiadłnakrawędzijejbiurkaina
którego muskularne uda, wyraźnie rysujące się pod napiętym materiałem spodni,
wolałanawetniezerkać.
Nadodatekszefdotejporyniepodałjejterminuspotkania,podczasktóregomo-
głabyprzedstawićmurezultatyswojejkontrolifinansowej,rezultaty,któretrudno
byłobynazwaćimponującymi.Georgerzeczywiściemaczałpalcewjakichśmalwer-
sacjach,robiłtojednakodbardzoniedawna,akwoty,jakiewchodziływgrę,niena-
leżałydoistotnych.
ChciałaporozmawiaćotymzAlessandremiprzekonaćgo,byokazałlitośćstar-
szemupracownikowi,nieżywiłajednakwielkiejnadzieinasukces.
Teraz, wróciwszy do domu znacznie wcześniej niż zazwyczaj, spojrzała na swój
laptopiodwróciłasięzniechęcią.NiebyłojeszczeosiemnastejiKatepoprostunie
mogłasięzmusić,byusiąśćprzedmonitoremiwrócićdokwestii,którymizajmowa-
łasięprzezcałydzień.
Chodząc po swoim ładnym mieszkanku na parterze kamienicy nie była w stanie
nie myśleć o tym, że naprawdę nie prowadzi żadnego życia towarzyskiego. Drzwi
na ogródek za domem stały otworem i do pokoju napływał zapach grillowanego
przezsąsiadówmięsaorazwarzyw.Kateuświadomiłasobie,żepozasympatyczną
parązdwójkądzieci,zajmującąmieszkanienapiętrze,nieznanikogozeswoichsą-
siadów.
Całejejżycieskupionebyłowokółpracy.
Jaktosięstało?Wporządku,dobrzewiedziałajak,nierozumiałajedynie,dlacze-
gostraciłaszersząperspektywę.Niemiałażadnegożyciapozapracą,niemiałateż
mężczyzny, z którym mogłaby umówić się na wieczór, ani tym bardziej ekscytują-
cychprzeżyćseksualnych.
Trzylatawcześniejmiałachłopaka,którynajzwyczajniejwświeciezniknąłzjej
pola widzenia, ponieważ chciał, by dziewczyna poświęcała mu więcej uwagi niż
Kate.Jegożądaniairytowałyjąwtedy,wydawałojejsię,żedlautrzymaniazwiązku
wystarcząspotkaniaraznatydzień,najlepiejwczasieweekendu.
Itakzostałasama.Jejówczesnychłopakniebyłnaturalnieidealnympartnerem
izpewnościąniechciałabydoniegowrócić,aleczyniepowinnarozpocząćnowego
etapużyciaiposzukaćkogoś,ktobygozastąpił?
Całkowicie sfrustrowana, zatrzasnęła wychodzące na ogródek francuskie okno,
poszła wziąć prysznic i włożyła króciutkie szorty i takiż top. Winą za napływ drę-
czącychjąmyślipostanowiłaobarczyćszefa,którywjakiśsposóbzalazłjejzaskó-
ręisprawił,żezaczęławidzieć,czegojejbrakuje.
Pobardzokrótkimczasieodkryła,żeniemożeprzestaćonimmyśleć.Byłtakpe-
łenżycia,dosłownietryskałenergią,czułasięprzynimniczymblady,smętnycień.
Z nieprzyjemnego zamyślenia wyrwał ją głośny, natarczywy dzwonek do drzwi.
Skoczyładokorytarza,żebysąsiadomprzypadkiemnieprzyszłodogłowyposkar-
żyćsięnahałas,iszybkootworzyładrzwi.
Alessandro Preda był ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć na swoim
progu.Zamrugałanerwowo,licząc,żejakimścudemudajejsięzmienićgowkogoś
innego,zabiegtennieprzyniósłjednakspodziewanegoskutku.SzefKatenadaltam
był, wysoki, dynamiczny, szeroki w ramionach i zdecydowanie zbyt egzotycznie
przystojnyjaknalondyńskieprzedmieście.
Patrzyłnaniąbezsłowa.Najwyraźniejdopierocowyszedłzpracy,ponieważna-
dalmiałnasobietesameciemnoszarespodnieodgarnituru,wktórychwidziałago
wcześniej,pozbyłsiętylkomarynarki,apodwiniętedołokciarękawykoszuliodsła-
niałyimponującoumięśnioneprzedramiona,gęstoporośnięteciemnymiwłosami.
Zabrakłojejtchuisłów,zupełniedosłownie.
–Zaprosiszmniedośrodka?–przerwałmilczenie.
Iodkrył,żewymagałotoodniegopewnegowysiłku.Chciałjązaskoczyć,przyje-
chałwiedzionyczystąciekawościąipragnieniem,żebyzobaczyćjąwinnymotocze-
niuniżbiuro,alewżadnymrazieniespodziewałsięczegośtakiego.
Stałaprzednimniewykrochmalona,sztywnakobieta,którapracowałatrzypię-
trapodjegogabinetem,leczdziewczyna,którądostrzegłwbarze.Miałanasobie
szorty i krótki top, długie włosy związała w opadający na plecy koński ogon, a jej
ciało…
Byławysokaismukła,brzuchmiałapłaski,piersi…
Alessandropoczuł,jaknaczołowystępująmukroplepotu.Nigdydotądniezaob-
serwowałusiebietakiejreakcjinawidokkobiety.
Niewłożyłabiustonosza.
–Cotytutajrobisz?–zapytałagniewnymtonem.
Kate z trudem radziła sobie z obecnością Alessandra w biurze, więc jak śmiał
wyjść z dobrze znanego jej otoczenia, które i tak przestało już być bezpiecznym
portem,właśnieprzezniego,ipojawićsięnaprogujejmieszkania?
Nagledotarłodoniej,jakznacznaczęśćjejciałajestwystawionanajegospojrze-
nia,oplotłasięramionamiiznieruchomiała.Niezamknęłamudrzwiprzednosem,
aleteżniezaprosiłagodośrodka.
–Wtymtygodniubyłembardzozajęty–rzekłniecoszorstko,przeczesującpalca-
miciemnewłosyizawszelkącenęusiłującodzyskaćpanowanienadsobą.–Miałem
szczery zamiar zająć się sprawą Cape’a razem z tobą, ale zabrakło mi czasu. No
izgodnieztwojąsugestiąuznałem,żeGeorgezasługujenawięcejniżpięćprzypad-
kowychminut.
–Niezabrakłocijednakczasu,żebyzrzucićnamniecałągóręobowiązków,jesz-
czezanimbiednyGeorgeostygłwgrobie,metaforycznie,rzeczjasna.
–Dodiabła,czemutakdramatyzujesz?Izaprosiszmniewkońcu,czymożemam
tudalejstaćiprowadzićtęrozmowęztobąnawpółpublicznie,co?Sąsiedzizaraz
pewniezaciekawiąsię,cosiędzieje.
Kateodwróciłasięnapięcie,boleśnieświadoma,jakbardzoskąpesąjejszorty
ijakbardzobrakujejejterazcodziennejzbroiwpostaciascetycznegokostiumu.
Alessandro wszedł do środka, nie mogąc oderwać wzroku od jej niezwykle
kształtnychpośladków.
Miał ochotę spytać Kate, czy zawsze otwiera drzwi w tak nieformalnym stroju,
zwłaszcza że Londyn to przecież nie Kornwalia. Wetknął ręce do kieszeni spodni,
starającsięchociażodrobinęzamaskowaćsporewybrzuszenie.
–Zarazsięprzebiorę–rzuciłaKate,gestemwskazującgościowi,żemożepocze-
kaćnaniąwkuchni.–Przepraszamcię,wiem,żejesteśmoimszefemipewnieuwa-
żasz,żemożeszdowolniedysponowaćmoimczasem,alewydajemisię,żeniepowi-
nieneśzjawiaćsięumnietakbezuprzedzenia.
IchoczyspotkałysięiKatepoczuła,jakjejsercebijecorazmocniejiszybciej.Jej
sutki prężyły się pod jego spojrzeniem, z trudem się powstrzymywała, by nie po-
trzećudemoudo.
–Dlaczego?
Usiadłprzykuchennymstole.Niemiałpojęcia,cosięznimdzieje.Znałdziesiątki
oszałamiającopięknychipociągającychkobiet,jednakżadnaznichniepodniecała
gotakbardzojakta.Możechodziłoooczywistyrozdźwiękmiędzyzimnym,profe-
sjonalnymwizerunkiemKateadługonogą,niewymownieatrakcyjnąkobietą,która
kryła się pod tą maską? A może po prostu zbyt długo nie miał żadnej seksualnej
przygody?
Kompletnie wbrew sobie wyobraził sobie pocałunek z Kate, i gwałtownie wcią-
gnąłpowietrze.
–No,tak–odchrząknął.–Przebierzsięwjedenztychtwoichprawiewojskowych
kostiumów,jeśliuważasz,żewnimbędzieszsięlepiejczuławmojejobecności.
–Cotomanibyznaczyć?–Surowościągnęłabrwi.
Alessandrozwestchnieniemodchyliłsiędotyłu.
–Nic,naprawdę.Imaszrację,niepowinienemnachodzićciębezuprzedzenia.
–Skądznaszmójadres?
–Jacksonbyłtakdobry,żepodzieliłsięzemnątąinformacją.
Chwilępatrzyłananiegowmilczeniu,apotemspuściłagłowę.Czynaprawdęmu-
siałwyglądaćtak…takonieśmielająco?Itakseksownie?Uświadomiłasobie,żejej
doświadczeniewrelacjachzmężczyznamioscylujewokolicyzera.
Zacisnęłazębyipowiedziałasobie,żeniewolnojejzapominaćodyplomacji.Ales-
sandrobyłbogatymiaroganckimmężczyzną,aonamusiałasobiejakośztympora-
dzić.
–Wyglądasz,jakbyśpołknęłaprzekrojonącytrynę–uśmiechnąłsię.
Niezauważyłwcześniejjejpiegówanitego,żejejciemnewłosysąraczejkaszta-
noweniżbrązowe,zezłocistymirefleksaminakońcach.
–Zarazwracam–powiedziała.–Jeżelimaszochotęnacośdopicia,wlodówce
jestotwartabutelkawina,możeszteżzrobićsobieherbatęalbokawę.Tonieduża
kuchnia,więcnapewnoudacisięznaleźćto,czegopotrzebujesz.
Ztymisłowamiodwróciłasięiruszyładosypialni,wściekłananiego,żetakbez-
czelniepogwałciłjejprywatność.Zamknęłazasobądrzwiistanęłaprzedlustrem.
Była mocno zarumieniona, długie pasma włosów wymknęły się spod gumki, którą
ściągnęłakońskiogon,iluźnookalałyjejzupełniepozbawionąmakijażutwarz.
Podeszła bliżej, żeby przyjrzeć się piegom, z którymi zawsze wyglądała dziwnie
niepoważnieimłodo.Piegi,wzburzonewłosy,szortyijeszczetenobcisły,kusytop,
podktóryniewłożyłabiustonosza,boprzecieżnieprzyszłojejdogłowy,żektośją
odwiedzi.Szczerzemówiąc,wyglądemwcalenieodbiegaładalekoodjednejztych
barowychkelnerek,doktórychczułatakąpogardę.
Przytomnaczęśćumysłumówiłajej,żetotylkowyobraźniapłatajejfigle,alete
figle trafiały prosto w jej czuły punkt. Była przewrażliwiona na punkcie podobień-
stwadomatki,najchętniejpozbyłabysięwszystkichcech,fizycznychiinnych,jakie
mogłyjąłączyćzLilac.
Zamknęłaoczy,wzięłagłębokioddechipośpieszniezrzuciłanieskromnystrój,za-
stępując go dżinsami i luźną bawełnianą bluzką ze spranym logo z przodu, i upo-
rządkowałafryzurę.
Gdywróciładokuchni,Alessandrosiedziałprzystolezrękamisplecionymizagło-
wą i długimi nogami wyciągniętymi w stronę środka kuchni. Na blacie przed nim
stałaszklaneczkazwinem.
– Podoba mi się twoje mieszkanie – oświadczył. – Jest pełne powietrza, światła
ijasnychkolorów.Nadtobąjesttylkojednomieszkanie,prawda?
–Jesteśokropnieciekawski.–Zmrużyłaoczy.
–Zniknęłaśgdzieś,żebysięprzebrać,więcrozejrzałemsiętrochędookoła.Coin-
negomiałemrobić?
–Zaparzyćsobiefiliżankęherbaty.
–Winowydałomisięlepsząopcją,szczególnieżepoosiemnastejstaramsięuni-
kaćkofeiny.Wcaleniejesteśdoniejpodobna,wiesz?
Katezesztywniała.Tobyłjejdom,jejkuchnia,ajednakAlessandrowjakiśsposób
kompletniezdominowałtęprzestrzeńswojąobecnością,budzącwniejuczucie,że
powinnazapytać,czymożeotworzyćlodówkę.
– Naprawdę nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Nalała sobie wina i usiadła na-
przeciwniego.–Wolałabymzresztąniezagłębiaćsięwtedywagacje.
–Jakiedywagacje?Przecieżniemaszpojęcia,oczymmówię.
Podniósłsię,podszedłdolodówkiizajrzałdośrodka.
– Widzę, że masz bardzo zdrowe nawyki żywieniowe. – Wyjął butelkę z winem,
wróciłdostołuiponownienapełniłswojąszklaneczkę.–Chociażpudełkoczekola-
dekzdradzaniecodekadenckąnaturę.
–Jeślidaszmipięćminut,przygotujędokumentyzwiązanezesprawąGeorge’a–
powiedziałachłodnymtonem.
–Tozachwilę.Wracającdotematu,wniczymnieprzypominaszmatki,możeszmi
wierzyć.Obejrzałemniektórezdjęcia,któremaszwsalonie…
–Niepowinieneśbyłprzychodzićtu,ajużnapewnoniepowinieneśbyłwęszyć.–
Kateniemogłasięoprzećwrażeniu,żejejświatchwiejesięwposadach.–Janato-
miastniepowinnambyłaopowiadaćciomojejprzeszłości!
–Dlaczego?Uważasz,żejestcośzłegowzwierzaniusię?
– A ty? – odbiła piłeczkę. – Masz zwyczaj biegać po mieście i otwierać przed
wszystkimiswojąduszę?Możeprzedtymimodelkami,zktórymisięumawiasz?Po-
wierzasz im swoje najgłębsze, najbardziej osobiste tajemnice? Trzymacie się za
rączkiiszlochacierazemnadbutelkąwina?
Zupełnie straciła nad sobą kontrolę. Ona, ta, która zawsze nad sobą panowała,
terazdałasięwyprowadzićzrównowagifacetowi,którymógłwkażdejchwiliznisz-
czyćjejztakimtrudembudowanąkarierę.
Iczułasiętakbardzo…Takbardzożywa.
Oczywiścieniebyłowtymnicdobrego,anigramapozytywnejsytuacji,upomniała
siępośpiesznie.Poprostuwpadławewściekłość,ityle.
– Dobrze chociaż, że nie przepraszasz mnie za zbyt śmiałe pytanie – mruknął
Alessandro.
Doszedłdowniosku,żechociażKatezmieniłaszortyikusytopnadżinsyiluźną
bluzę,wniczymniezmniejszyłotojejatrakcyjności.Teraz,kiedywidziałjużtociało
pozbawionemaskującychosłon,jegoobraznadobrewyryłsięwjegomózgu.
–Maszrację,niemieszamswoichsprawosobistychzkobietami,zktórymiuma-
wiamsięnarandki,nieprzypominamteżsobie,żebymostatniootwierałprzedkimś
serce,zalewającsięprzytymłzami.–Kącikijegoustzadrżałyleciutko.–Podtym
względemjesteśmychybadosiebiepodobni,tyletylko,żetyobnosiszsięzeswoim
mechanizmem obronnym jak z tarczą, zasłaniasz się od stóp do głów, chociaż
w ogóle nie ma takiej potrzeby. Nie jesteś swoją matką. Rozumiem, że za żadne
skarbyświataniechceszpójśćwjejślady,aleniemusiszubieraćsięjakstarapan-
na.
–Jakśmieszprzychodzićtutajirobićmijakąśidiotycznąpsychoanalizę?!–Kate
poczułapiekącełzywgardleinatychmiastprzełknęłaje,byletylkosięnierozpła-
kać.
– Nie robię ci żadnej psychoanalizy – rzekł łagodnie. – Nie jesteś przypadkiem
trochęzmęczonatymskakaniemprzezrozmaiteobręcze,którewciążustawiaszna
swojejdrodze?
– Nie, wcale nie! To jest życie, które sama wybrałam! Nie masz pojęcia, jak to
jest,kiedydorastasięwciągłympoczuciuzagrożenia…
–Skądwiesz?–przerwałjej,wciążtymsamymłagodnymtonem.
Popatrzyła na niego rozszerzonymi oczami. Rzeczywiście, skąd mogła to wie-
dzieć? Bo był bogaty, wpływowy, arogancki? Bo był jedynym dzieckiem swoich ro-
dziców, pochodzących z bardzo zamożnych rodzin? Wystarczyło wstukać jego na-
zwiskodointernetowejwyszukiwarki,żebydowiedziećsiętegowszystkiego.Oczy-
wiścieonategonie zrobiła,podsłuchałatylkow stołówcerozmowędwóch rozchi-
chotanych dziewczyn z działu prawnego. Alessandro żył w świecie kompletnie od-
miennymodjejwłasnego.
–Inaturalniespotkaliśmysiępoto,żebysięzająćsprawąCape’a,wtymrównież
maszrację–dorzucił.
Przezkrótkąchwilępragnąłwymienićsięzniązwierzeniami,zarazjednakodzy-
skałrozsądek.Słuchającjejopowieściomatce,mimowolipomyślałoswoichrodzi-
cach.Onitakżemieszkalinawybrzeżu,byćmożegdzieśwtejsamejokolicy.Mały
jesttenświat,naprawdę.
– Oczywiście. – Kate wzięła głęboki oddech. – Zaraz przyniosę dokumenty i ra-
port,któryprzygotowałam.
–Doskonale.
Kiedypoparusekundachwróciładokuchni,nadalsiedziałwtymsamymmiejscu.
Niegrzebałwszufladachiraczejniepróbowałsięjeszczebardziejzadomowić.
–Zrobićcikawę?–zapytałauprzejmie.
Uniósłbrwiiuśmiechnąłsię,trochękpiąco.
–Niejestemwstawiony,naprawdę.Dziękujęzakawę.Pozatymmówiłemciprze-
cież,żepoosiemnastejstaramsięunikaćkofeiny.
– Tak, mówiłeś, ale pamiętam też, że parę miesięcy temu, kiedy pracowałeś
zGeorge’em,zemnąijeszczeparomaosobamidopóźnejnocy,wypiłeśkilkafiliża-
nekkawy,więc…
–Niezdawałemsobiesprawy,żebacznieobserwujesz,cojemipiję.
Orany,ależbyłapociągająca,kiedytaksięrumieniłaiodwracaławzrok,zupełnie
jakbysiębała,żezdradzitajemnicepaństwowe,jeżelispojrzymuwoczy.
Podałamudokumentyizacząłczytać.Niebyłotegodużo.
–Widzę,żeniedługotrudniłsiędefraudacją.
–Coprzemawianajegokorzyść–zauważyłapośpiesznie.
–Niekoniecznie.Okradałmnie,faktjestfaktem.
–Musiałmiećjakiśpowód.
– Oczywiście. Powód jest zawsze ten sam: chciwość. Być może wynikająca ze
świadomości,żemadospłaceniajakiśkredyt,alejastawiałbymnahazardowydług.
No,chybażezauważyłaścośniezwykłego,naprzykładbutelkipowódcewszufla-
dziebiurka.
–NiemogęsobiewyobrazićGeorge’ajakohazardzisty.Izpewnościąniejestal-
koholikiem.
–Skądmożesztowszystkowiedzieć?Niespotykaszsięznimchybanagruncie
towarzyskim,itoregularnie?
–Toprzyzwoityczłowiek.
–Któryprzypadkiemukradłponadstotysięcyfuntównaprzestrzenipięciumie-
sięcy.Aureolatroszkęzsuwasięzjegogłowy,niesądzisz?Takczyinaczej,będzie
miał szansę bliżej określić status swojej świętości przed niezależnym sądem i nic
nie stoi na przeszkodzie, żebyś ty wystąpiła tam jako świadek potwierdzający
kryształowączystośćjegocharakteru.
–Czasami…–Kateugryzłasięwjęzyk,żebyniepowiedziećczegoś,zczymzde-
cydowanie nie powinna się wyrywać, i znowu wzięła głęboki oddech. – Cóż, zgo-
dziszsięchybaprzynajmniejwysłuchaćgo,zanimostateczniepotępisz?
W innych okolicznościach nawet nie zastanawiałby się, co robić, ponieważ nie
byłożadnegowytłumaczeniadladefraudacjiioszustwa.Światpełenbyłludziwyba-
czających innym ich idiotyczne poczynania, chociaż w ostatecznym rozrachunku
głupcywpełnizasługiwalinakarę,jakawkońcuichspotykała.
Popatrzył na jej poważną, piękną twarz. Biorąc pod uwagę jej historię, powinna
byćtwardainiezdolnadowspółczucia,alewcaletakaniebyła.
Byłaskomplikowana,intrygująca,dziwna,zabawna.Iwszystkotomimotego,że
zewszystkichsiłstarałasiębyćzupełnieinna.
Podobałomusięto.
Iprzecieżniebyłowtymniczłego,prawda?
Jeślichodziokobiety,tozawszedostawałodnichto,czegochciał.Tadziewczyna
stanowiła wyzwanie dla jego stępiałego apetytu, ale co z tego. Niby dlaczego nie
miałbypociągnąćtegowątkutrochędłużej?
–Chybatak–odparłpowoli,obserwującjąuważnie.–Każdymajakąśhistoriędo
opowiedzenia.
– Wiem – uśmiechnęła się lekko. – Pewnie uważasz mnie za wariatkę, ale ja po
prostuwiem,żeGeorgeniejestzłymczłowiekiem.On…Onnaprawdęjestjednym
z najłagodniejszych, najsympatyczniejszych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałam,
chociaż…–roześmiałasięitenpogodny,jasnydźwiękwypełniłcałąkuchnię.–Cho-
ciażjeślipomyślęoniektórychfacetach,którychmiałamnieszczęściepoznać,oczy-
wiściedziękimojejmatce,toraczejnietrudnojesttosobiewyobrazić.Żadenznich
niebyłdlamnieżadnymzagrożeniem,muszęoddaćimsprawiedliwość,alezdąży-
łamsięzorientować,żemężczyźnipotrafiąbyćostatnimidraniami.
Uśmiechała się nieśmiało, zdumiona, że pod tą arogancką pewnością siebie być
możekryjesięktośwcalenieażtaknieustępliwy,jaksądziła.
–Bardzosięcieszę,żejesteśgotowygowysłuchać.
Alessandroodchrząknąłiodpowiedziałjejleniwymuśmiechem.
–Ipewniebyłobydużolepiej,gdybymporozmawiałznimtwarząwtwarz,najle-
piejpozabiurem,prawda?Niechciałbymprzecież,żebypubliczniewyprowadzano
gozgabinetuwkajdankach,czyżnie?
–Oczywiście–gorącoprzytaknęłaKate.–Tobygozniszczyło.
–IwłaśniedlategopolecimydoKanadyitamprzedyskutujemyznimcałąsprawę.
Dowiemy się, co się tak naprawdę stało. Zaskoczymy go, ale unikniemy też cyrku
wpostaciludzizaglądającychdogabinetuprzezszybę,wyciągającychnieprawdzi-
wewnioskiirozpuszczającychplotki.
–My?!
–Naturalnie.Topodtwoimwpływempodjąłemdecyzję,którejinaczejzcałąpew-
nością bym nie podjął, powinnaś więc wziąć udział w rozmowie z George’em, nie
wydajecisię?
–No,może…
– Świetnie, że zmieniłaś zdanie. Każę mojej sekretarce zarezerwować bilety na
pierwszyporannylotwponiedziałek.Rozumiem,żemaszważnypaszport?Świet-
nie,wtakimraziewiemyjuż,corobić.
AlessandroposłałKatepełensatysfakcjiuśmiech.
ROZDZIAŁCZWARTY
Pięćdnipóźniejczekałnaniąwpunkcieodprawnalotnisku.
Dostrzegłagojużzdaleka.Niebyłototrudne,naprawdę.Wyróżniałsięnawetna
zatłoczonymlotnisku,gdzieludziealbobiegaligorączkowo,albostaliwkolejkach,
zniecierpliwieniizdenerwowani.
Zezmarszczonymibrwiamiwpatrywałsięwekraniksmartfonaiprzeglądałwia-
domości,opartyoladę.Napodłodzeobokniegostaławyraźniebardzodrogaskó-
rzanatorba,ajegostrój–kremowespodnie,białakoszulailekkakurtka–byłsym-
bolemdyskretnejelegancji.
Katezamierzaławejśćdohaliodprawpunktualniealboodrobinęprzedczasem,
spóźniłasięjednakiwrezultaciemusiałaprawiebiec.Miaławrażenie,żejejścią-
gniętewgładkikokwłosywymykająsięspodkontroli,byłojejteżzagorącowko-
stiumieiczółenkach.Niechciałasobiewyobrażać,jakbędziesięczułaiwyglądała
podługimlocie,alezcałądeterminacjąwybrałabiurowystrój,boprzecieżniewy-
bierałasięnawakacje.
–Spóźniłaśsię–zauważyłAlessandro,zamykająctelefoniprostującsię.
–Utknęłamwkorkach,przepraszam.Byłobyszybciej,gdybympojechałametrem,
jasne,noalejużjestem.Mamnadzieję,żenieczekałeśnamniezbytdługo.
Powiedziała to wszystko chłodnym, uprzejmym tonem, w ogóle na niego nie pa-
trząc.
–Jesteśjużpoodprawie?–zagadnęła.
–Nie,czekałemnaciebie.
–Tocałytwójbagaż?–Wjejgłosiezabrzmiałanutaniedowierzania.
Wporównaniuzjegotorbąjejwalizkawydawałasięwręczmonstrualnejwielko-
ści, lecz przecież lecieli do Kanady na tydzień i zupełnie nie miała pojęcia, jakie
ubraniazabraćnatęokazję,więcnawszelkiwypadekzapakowałaspororóżnych
rzeczy.
Kate szczerze współczuła George’owi. Biedak, nie miał pojęcia, co go czeka.
Alessandrozapewniłją,żejestgotowygowysłuchać,aleniebyłaprzekonana,czy
byłgotowyprzebaczyćmuwiny.
WświecieAlessandraPredyniebyłomiejscanawyjaśnieniaiprzeprosiny.Jeżeli
ktoś ważył się popełnić jakieś wykroczenie, kara wymierzana była błyskawicznie
i bez cienia litości. Mogła próbować mitygować szefa, oczywiście odpowiednio ła-
godnieidyskretnie,alenicwięcej.Itakzakrawałojużprawienacud,żezdecydo-
wałsięwysłuchaćpodejrzanego.
– Wyznaję zasadę podróżowania z jak najmniejszym obciążeniem – powiedział,
przekazującdoodprawyjejwalizkęiznieukrywanymzainteresowaniemoglądając
zdjęciewjejpaszporcie.–Rozumiem,żetynie?
–Niebyłampewna,cozabrać.
– I na wszelki wypadek wzięłaś wszystko, co miałaś? Razem z kuchennym zle-
wem?
Kate zaczerwieniła się i wymamrotała coś na temat mężczyzn, którzy z natury
rzeczymajądużomniejproblemówzpakowaniemsię,bomogąwrzucićbylecodo
torbyiwyjechaćzagranicęnamiesiącalbowięcej.
Mogładodać,żesamabyłazagranicąmożezeczteryrazy,aleniezrobiłatego,
rzecz jasna. I dopiero teraz przez głowę przemknęła jej myśl, że kostium nie jest
jednaknajlepszymstrojemnawieczór.Oczywiścieniezamierzałaspędzićanijedne-
go wieczoru w towarzystwie Alessandra, co to, to nie. Postanowiła trzymać się
sztywnychzasad–oddziewiątejranodosiedemnastejjestjegopodwładną,aposie-
demnastejzajmujesięwłasnymisprawami.
Dlategowrzuciłateżdowalizkitrochęmniejzobowiązującychubrań,naprzykład
dżinsyiluźnebluzy.Kobietawkróciutkichszortachiskąpymtopiezostałanadobre
wykluczonaztowarzystwa.
–Gdybympotrzebowałczegoświęcej,zawszemogękupićnamiejscu.–Alessan-
dro przeprowadził Kate przez kontrolę celną, załatwiając wszystko tak sprawnie
iszybko,żezorientowałasię,żemajązasobądopierowdrodzedopoczekalnidla
pasażerówzbiletamidopierwszejklasy.–Pozatymjeśliktośpodróżujetakczęsto
jakja,łatwiejjestodprawiaćsięzniewielkimbagażem.
–Dlategozabierasztylkotętorbę?
–Właśnie.KiedylecędoEuropy,pakujęjeszczemniejrzeczy.
–Niebardzoumiemwyobrazićsobie,jaktowygląda–wydyszałaKate,starając
siędotrzymaćkrokuszefowi.–Pakujeszsięwportfel?
Zaśmiałsięzuznaniem.
– Czasami tak. – Zwolnił kroku i skręcił w lewo. – Zdarza się, że portfel jest
wszystkim, co człowiekowi potrzebne. Można mieć w nim dużo więcej niż tylko
banknotyikartykredytowe.
–Naprawdę?Naprzykładco?–rzuciłasarkastycznie.–Kurtkęnazmianę?Parę
butów?
Wybuchnąłśmiechem,przystanąłipopatrzyłnaniąztrudnymdoodszyfrowania
wyrazemtwarzy,sprawiając,żeKatenamomentzakręciłosięwgłowie.
–Gdziesiędotejporyukrywałaś?–zapytał.
–Jakto?
–Pytamotędowcipnąistotęoostrymjęzyku.Gdybymwiedziałojejistnieniu,nie
żałowałbymczasuanitrudu,żebyjąznaleźć.Możeschowałaśjąpodbiurkiemalbo
zawieszakiem,co?Albowszafienaprzyborypapiernicze?
Nie zdołała się powstrzymać. Zarumieniła się, uśmiechnęła, odwróciła wzrok,
leczposekundzieznowuspojrzałamuwoczy.
–Wportfelumożnaczasemzamknąćcośnaprawdęważnego.–Wjegociemnych
oczachpojawiłsięszatańskibłysk.
–Alecotakiego?
–Damcitrochęczasu,żebyśsięnadtymzastanowiła.
Ruszyłdalejprzedsiebie,otwierającdrzwidopoczekalnipierwszejklasy,aona
pobiegłazanim.
Inagleznieruchomiała.Panującynalotniskugwarprzycichłgdzieśwtle,ustępu-
jącmiejscaprzyjemnejciszy. Szklaneladyuginałysię tupodciężarem rozmaitych
przekąsekipotraw,siedzącywwygodnychfotelachkobietyimężczyźnipracowali
narozłożonychlaptopach.
–Ojej…
PrzyzwyczajonydotegowszystkiegoAlessandrozwróciłuwagęnajejwyraztwa-
rzydopieropochwiliinatychmiastogarnęłagofalazadowolenia,żetowłaśnieon
wprowadzająwnowyświat.
–Awięctotakżyjemniejszaczęśćludzkości–westchnęła,nawetniekryjąc,że
jestpodwrażeniem.–Widać,jakbardzotuniepasuję?
–Niewydajemisię,żebyobowiązywałtujakiśkodeks,jeślichodziostrój–od-
parł,zupełnierozbrojonyjejwyraźnymzaniepokojeniem.
Oczywiście skłamał. Obowiązywał tu kodeks stroju, i to bardzo drogiego. Nagle
dotarłodoniego,żechcejąchronić,chociażzarazuznałtozanajzupełniejnatural-
ne pragnienie szefa, który czuje się odpowiedzialny za swoją podwładną. W głębi
duszydoskonalezdawałsobiejednaksprawę,żeniezniósłby,gdybyktośpróbował
jąskrytykowaćlubponiżyć.
Poprowadził ją do długiej niskiej kanapy i pomógł usiąść. Kiedy zapytał, czego
miałabysięochotęnapić,natychmiastzerwałasięnarównenogi.
–Tojapowinnamzaproponowaćcicośdopicia–oświadczyłapoważnie.–Jesteś
przecieżmoimszefem!
–Oczywiście,jakmogłemzapomnieć–wymamrotał.
Niepasowaładotegootoczenia?Icoztego?Zniechęciąpomyślałowszystkich
niepisanychzasadach,którympodporządkowywalisiębogaci.Przebywaniezsuper-
modelkami odebrało mu zdolność widzenia normalnego świata, zamieszkanego
przezzdecydowanąwiększośćludzkości.Aprzecieżon,właśnieon,powiniennajle-
piejwiedzieć,żebogaciobarczenisącałymmnóstwemwadiniezawszestosująsię
dozasad.
Ściągnął brwi, zdekoncentrowany nieoczekiwanym napływem wspomnień. Przy-
szedł na świat w bogatej rodzinie i dość wcześnie doświadczył kruchości tego, co
takłatwouznaćzapewneioczywiste.Jegoprywatnymajątekbyłdobrzezabezpie-
czony,samotozadbał,lecznieoczekiwanieuderzyłogo,żejużdawnotemuprze-
stałprzyglądaćsięegzystencjiinnych,tych,którzyniebylianibogaci,aniuprzywi-
lejowani.
Katewróciłapopięciuminutachzdwomatalerzami,naktórychpiętrzyłysięroz-
maiteprzysmaki,odmalutkichtartinekpociastkazkrememiherbatniki.
–Trochęzaszalałam–wyznała.–Wiem,żepróbowaniewszystkiegoniejestwdo-
brymstylu,aleniemogłamsiępohamować.
–Niemusiszsięprzedemnątłumaczyć,bierz,nacomaszochotę.Założęsię,że
połowa tych ludzi z radością zrobiłaby to samo, gdyby nie jakaś całkowicie skrzy-
wionapotrzebawtopieniasięwtło.
Kateodetchnęłazulgą.
–Umieramzgłodu,topewniedlatego.
–Jeżeliwolisz,możemyzamówićpełneśniadanie–uśmiechnąłsię.
–Żartujesz?
– W żadnym razie. Wszystkie linie lotnicze ściągają tłuste sumki od pasażerów
pierwszejklasy,więcgorącedaniatonajdrobniejszarzecz,jakiejmożemyoczeki-
waćwzamian.
–Nie,dziękuję.–Kateprzypomniałasobie,żecelemtejwyprawyzpewnościąnie
jestrozrywka.
Wygodnieusadowiłasięztalerzemnakolanachidopieropochwilizauważyła,że
Alessandroprawienicnieje.
– Jeżeli chcesz, możesz pracować – odezwała się niepewnie. – Nie musisz mnie
zabawiać,naprawdę.
–Niemuszę.
Popatrzyłanastosikkanapeknaswoimtalerzu.
–WjakisposóbzamierzaszzacząćrozmowęzGeorge’em?Zastanawiałeśsięnad
tym?Zdajęsobiesprawę,żemaszwszystkiedowody,aleczyplanujeszprzedstawić
mucałądokumentację,ottak,wobecnościjegożony?
–Niewybiegammyśląażtakdaleko.
– Nie chciałabym, żeby uznał, że to ja zainicjowałam to nieszczęsne śledztwo –
westchnęłaciężko.–Chociażkiedypojawięsiętamutwegoboku,będzietopierw-
szarzecz,jakaprzyjdziemudogłowy.
–Dlaczegomatodlaciebietakdużeznaczenie?–Alessandrozbyłjejobawylek-
ceważącymwzruszeniemramion.–Ocochodzi?
–Oto,żedlaniektórychnaprawdęważnejest,comyśląonichinni.
–Dlaczego?Obawiaszsię,żejeszczegokiedyśspotkasz?Albokogośzjegonaj-
bliższych?
– Nie w tym rzecz. – Spojrzała na niego dziwnie. – Jak możesz być taki zimny
iobojętny?
Cóż, taki właśnie był. Prowadził bujne życie towarzyskie, miał mnóstwo kobiet,
alecoztego?PoplecachKateprzebiegłzimnydreszcz.Czychłódidystansprzy-
czyniałysiędoniezwykłejatrakcyjnościAlessandra?WlondyńskimCitycieszyłsię
opiniąbezwzględnegozawodnika,ludziebalisięgoipodziwiali.Nawettutaj,wtej
sali pełnej obcych, niektórzy obserwowali go spod oka. Skupiał na sobie uwagę
itraktowałtehołdyjakorzeczcałkowicienaturalną.
A jednak, mimo tego wszystkiego, na jakimś poziomie jakby w ogóle nie istniał.
Dużobydała,żebysiędowiedzieć,dlaczegotakbyło.
–Zimnyiobojętnytosłowa,którychniesłyszałemdotądzustżadnejkobiety,mo-
żeszmiwierzyć–rzekł.
WtejsamejchwilidoKatedotarło,comiałnamyśli,gdyznieodgadnionymuśmie-
chemnaustachmówił,żewportfelachmożnazmieścićrzeczyznacznieważniejsze
niżpieniądzeikartykredytowe.
Prezerwatywy.
Mężczyzna,którymożemiećkażdąkobietę,musibyćzawszeprzygotowany,po-
myślałacynicznie.Niedowiary,żedotegostopniazapomniała,zkimmadoczynie-
nia.Byłdowcipnyibłyskotliwy,alepodwzględemuczuciowymbyłpłytkijakkałuża,
ipewniedlategozawszenosiłwportfelukondomy.Boprzecieżnigdyniewiadomo,
kiedynajegodrodzepojawisięjakaśatrakcyjnadziewczyna,liczącanacoświęcej
niżtylkojednaczydwienocewjegołóżkuibukietróżnapożegnanie…
–Słyszyszjeterazzmoichust–oświadczyłachłodno.–Kiedyjużrozprawimysię
znieszczęsnymGeorge’emwjegopokojuhotelowymikiedybezwahaniawyrzucisz
gozfirmy,czywtedybędzieszwstaniepoprostuotrzepaćdłonieiodejść,nawet
nie obejrzawszy się za siebie? Bo jeśli tak, to znaczy, że jesteś zimny i obojętny,
iniemaznaczenia,ilewielbicielekwmawiaci,żetonieprawda.
Alessandronieprzyjąłbytejdiagnozyodżadnejinnejkobiety.Wytyczałgranice,
których nikomu nie było wolno przekroczyć. Oczywiście były to niepisane zasady,
leczitakniezdarzyłosiędotąd,abyktokolwiekjeprzekreślił.
KateWatson,którapozorniewydawałasięsztywnaitwardajakkawałekdrewna,
postanowiłazlekceważyćtowszystkoijejotwarte,śmiałenieposłuszeństwobardzo
gozaintrygowało,chociażnaprawdęniewiedziałdlaczego.
–Pewniezarazupomniszmnie,żeniedomnienależywygłaszanieopiniinatemat
twoichpoczynań–wymamrotałaprawie,alejednakniedokońcaprzepraszającym
tonem.
–Spędzimyrazemcałynastępnytydzień,więcjeślimaszmicośdopowiedzenia,
najlepiejzróbtoodrazu,boniewydajemisię,żebymmógłznieśćtwojąbezustanną
dezaprobatę.
–Ja…Nie,skąd…Janie…
–Patrzysznamniezdezaprobatą,tooczywiste.Maszokreślonezdanienatemat
ludzitakichjakjaizachwytbynajmniejniejestjednymzodcienitwojejopinii.
GorącyrumieniecpowoliwypełzłnapoliczkiKate.
– Szczerze podziwiam twoją wiedzę i zmysł do prowadzenia interesów – powie-
działasztywno.–Słyszałam,żewszystko,czegosięnietkniesz,zamieniasięwzło-
to,atonieladaosiągnięcie.Doskonalezdajęsobiesprawę,żepotrafiszstworzyć
ideęfirmy,założyćją,zbudowaćodpodstawipoprowadzićnaszczyt.
–Taopinia,chociażniewątpliwiewysocepochlebna,niemajednaknicwspólnego
zzachwytem,prawda?
Bardzolubił,kiedysięrumieniła.Jegoumysłznowuzerwałsięzuwięzi,zupełnie
jaknarowistykoń,iprzywołałobrazKatewtychkrótkichszortach,zdługimi,długi-
minogamiipełnymi,krągłyminagimipiersiami,wyraźnierysującymisiępodobci-
słymtopem.
Trzymałatowspaniałeciałowukryciu,ponieważżyciezmatką,którabezwaha-
niawystawiaławłasnewdziękinawidokpubliczny,dużojąnauczyło.
– Nie muszę chyba należeć do twojego fanclubu, żeby właściwie ocenić twoje
zdolnościikompetencjebiznesowe–warknęła.
Miałaochotępowiedziećmu,żerozmowa,którąprowadzą,jestnajzupełniejnie-
właściwa,podejrzewałajednak,żenicgonieobchodziło,cojejzdaniemjestwłaści-
we,aconie.Robił,cochciał,ponieważmógłsiętakzachowywać.
Czułateż,żejeżelinadmierniegozirytuje,bardzoszybkoznajdziesięwdrodze
dokrainyszukającychnowejpracy,wtowarzystwieGeorge’a.
–Byćmożereprezentujęinnestandardy,jeślichodziozwiązkiuczuciowe–doda-
ła,starannieomijającgowzrokiem.
–Możewyjaśniszmi,jakietostandardy…
Odwróciłasiętwarządoniegoiodkryła,żestoitużobokniej,zdecydowaniezbyt
blisko.Spojrzaławjegociemneoczy,okolonenieprzyzwoiciedługimirzęsami,ina
momentzabrakłojejtchu.Cofnęłasię,wściekłanasamąsiebie,żepozwoliłasiędo-
prowadzićdotakiegostanu.
–Ja…
–Chybaniezostawiszmnieterazwniepewności,co?–uśmiechnąłsiędrwiąco.–
Nieteraz,kiedyzaszliśmytakdaleko!
Jaktosięstało?–pomyślałabezradnie.Wjednejchwiliszliśmyoboksiebieprzez
lotniskowąhalę,awnastępnejprzypuściłamataknazasadymoralnemojegoszefa.
No,ładnie!
Zaskoczonawłasnągłupotą,rozpaczliwiepróbowaławymyślićsposóbnazmianę
tematurozmowy,leczonczekałnajejnastępnesłowa,zpewnościąnietakie,które
byłybyuwagąnatematpogodyczystanuświatowejgospodarki.Idlaczegomiałby
wyciągnąćdoniejterazpomocnądłoń,skoromógłsięnieźlezabawić,przyciskając
jądomuruiobserwując,jakwijesięniczymrobaknaszpilce.
–Nieprzepadamzamężczyznami,którzywykorzystująkobiety–zaczęła.–Cho-
ciaż nie, źle to sformułowałam! Chodzi mi o takich, którzy wchodzą w związki na
krótkiczasiuciekają,przymierzająjedosiebieiodrzucają,gdydochodządownio-
sku,żeczująsięwnichniekomfortowo.
– A co z kobietami, które przymierzają mężczyzn do siebie i rzucają ich, bo do
nichniepasują?
–Takierzeczywogólesięniezdarzają.
–Nie?–Alessandrouniósłbrwi.–Miałaśkiedyśchłopaka?
–Oczywiście!–zirytowałasięKate.–Inierozumiem,cotomadorzeczy!
–Gdzieonterazjest?
–Słucham?
– Gdzie jest ten ósmy cud świata? – Rozejrzał się, jakby oczekiwał, że chłopak
Katenaglewyłonisięzkomputerowegoterminala.
–My…zerwaliśmyjakiśczastemu.
– Ach, rozumiem. – Alessandro odchylił się do tyłu i splótł dłonie na kolanach. –
Niewyszło?
–Niewyszło–ostrożnieprzyznałaKate.
– Wykorzystał cię z całą męską bezwzględnością, a potem rzucił na stos innych
odrzuconych?
–Nie!
–Więccosięstało?Iniewyobrażajsobieprzypadkiem,żezbędzieszmnieostrym
stwierdzeniem,żetoniemojasprawa.Samaraczejzniewielkimwahaniemmówisz
to,comyślisz,imamnadzieję,żedaszradęodpowiedziećnaparęnieskomplikowa-
nychpytań.
– Zerwaliśmy, powiedziałam. – Wzruszyła ramionami i oderwała wzrok od jego
szczupłej,agresywnejtwarzy.–Toniebyłnajlepszymomentnastałyzwiązek.By-
łambardzozajęta,dzieńwdzień,praktyczniebezprzerwy.
–Czylirozstaliściesięwprzyjaznejatmosferze,tak?
Kateznałaparęinnychsłów,trafniejoddającychsposób,wjakisięrozstali.Zwrot
„przyjaznaatmosfera”raczejniemieściłsięwtymleksykonie.
–Posłuchajmnieteraz–podjąłAlessandrogłosemmiękkimjakjedwab.–Wydaje
misię,żetwoimzdaniemkażdyzwiązek,któryniekończysięmarszempodołtarz,
jest wykorzystaniem jednej z dwóch zaangażowanych osób przez drugą, ale życie
niejesttakie.Możliwe,żetaktowyglądałowprzypadkutwojejmatki,leczonabyła
ipewnienadaljestokreślonymtypemosobowości.Twojamatkaszukałabyćmoże
czegoś i jedyną drogą odnalezienia tego czegoś było zaoferowanie fizycznego
aspektusiebiesamejznadzieją,żetendarprzyjmiewłaściwymężczyzna.Odrazu
mówię,żesątojedyniemojeprzypuszczenia,niejestemekspertem…
–Maszrację–przerwałamu.–Inieznaszmojejmatki.
–Możebrakowałojejpoczuciabezpieczeństwa–ciągnął,niezwracającuwagina
jejreakcję.–Jednaktonieznaczy,żekażdakobietajesttakajakona.Twojamatka
niejestżadnymwzorcem.
–Nigdynietwierdziłam,żenimjest.
–Nie?
– W ogóle nie powinnam była zaczynać tego tematu – rzuciła niechętnie. – To
okropne,kiedymówiszcośkomuś,atenodwracakotaogonemiużywatwoichwła-
snychsłówprzeciwkotobie,zupełniejakwsądzie.
Aleczyprzypadkiemniemiałjednakracji?Niechciałaprzyznaćsięsamaprzed
sobą,żemożetakbyć,alesumieniemęczyłojąjaknigdydotąd.Alessandroodarłją
zwygodnegoczarno-białegopodejściaiwcalejejsiętoniepodobało.
–Niechodzioostatecznyrezultat–wymamrotała.–Chodziointencję.
–Wyjaśnij.
–Niechcędłużejprowadzićtejrozmowy.–Spojrzałanaletniąkawęwkubku.–
Możeczasjużsprawdzić,czyniepowinniśmyiśćdosamolotu.Albocośwtymro-
dzaju.
–Wezwąnas,kiedybędzietrzebawejśćnapokład.Rozluźnijsię.
Byłanapiętajakstruna,całeciałomiałazupełniesztywne.Wyciągnąłrękęideli-
katniemusnąłpalcemjedwabistąskórępowewnętrznejstroniejejprzedramienia.
Doznanie było kompletnie nieoczekiwane i elektryzujące, całkiem jakby nagle
ktośpodłączyłichobojedoprzewoduwysokiegonapięcia.
Pośpieszniecofnąłdłoń.
–Zaczynaszrozmowę,akiedytematokazujesiętrudny,wycofujeszsię,ponieważ
boiszsięwejśćwniegogłębiej–powiedziałchłodno.–Tozłyzwyczaj.Nienauczono
cię,żetrzebakończyćto,cosięzaczęło?
–Wporządku.–Nieświadomiepotarłaprzegubdłoniwmiejscu,gdziedotknąłjej
skóry.–Jeżelichceszwiedzieć,istniejeróżnicamiędzyrozpoczęciemzwiązkuzna-
dzieją,żewynikniezniegocośpoważnego,arozpoczęciemzwiązkuzeświadomo-
ścią,żezakończysię,kiedydojdziemydowniosku,żeczasiśćdalej.
–Ijajestemfacetem,którywchodziwzwiązkitegodrugiegorodzaju?
Wzruszyła ramionami. Wyglądało na to, że zapamiętywał wszystko, co mówiła,
abywykorzystaćjejsłowawnajbardziejodpowiednimmomencie.Czywogóleob-
chodziłogo,comówiła?Raczejnie.Nienależałdofacetów,którzytolerująosobiste
uwaginatematmoralnegoaspektuswoichdecyzji.Niemogłasobiewyobrazić,by
jakaśkobietasiadałaznimdostołuiprzyfiliżanceherbatydzieliłasięswojąopinią
ojegozasadachetycznych.
Ajednakterazsiedziałobokniejiczekał,ażonacośpowie.Gdybyrzeczywiście
miałwnosiejejzdanie,chybapoprostumachnąłbyręką,ityle.
–Takmisięwydaje–odparła.–Alewłaściwieskądmiałabymwiedzieć…
–Łatwojestprzyjmowaćcośzgóry,prawda?–rzekłcicho.–Dopierocokrytyko-
wałaśmniezawygłaszaniesądów,wjakisposóbdzieciństwowpływanatwojepo-
stępowaniewdorosłymżyciu,aterazsamarobiszcośbardzopodobnego.Trącito
hipokryzją,co?
Pytaniezawisłowpowietrzumiędzynimi.
–Jeżeliniestaćcięnadoprowadzeniesprawydokońca,toniezaczynaj–ciągnął.
–Uważasz,żemożeszprzedstawiaćopinieotym,co,zgodnieztwoimiwyobraże-
niami,dziejesięwmoimprywatnymżyciu?Jeślitak,pamiętaj,żedziałatowobie
strony.
Ruchemrękiprzywołałmłodądziewczynę,którakrążyłaposaliwposzukiwaniu
brudnychnaczyń,ipoprosiłjąofiliżankęczarnejkawy,nawetnasekundęnieodry-
wającwzrokuodtwarzyKate.
– Ale cieszę się, że poruszyłaś tę kwestię – dodał, najwyraźniej nie odbierając
emitowanychprzezniąwibracji.–Ponieważ,jakjużmówiłem,całytydzieńmilczą-
cejdezaprobatyniejesttym,czegominajbardziejpotrzeba.
–NiemusiałamwybieraćsięztobądoKanady.
– A jednak jesteś tutaj. I nie masz racji, bo musiałaś mi towarzyszyć. Musiałaś,
ponieważzażądałemtegoodciebie,prawda?Więcteraz,gdytaktusobiesiedzimy
igawędzimy,pozwól,żewyprowadzęcięzbłędu.Niepodrywamkobietinieporzu-
cam ich po wcześniejszym poddaniu niezwykle przyjemnej procedurze uwodzenia,
nic z tych rzeczy. Nie składam też obietnic, których nie zamierzam dotrzymać,
wzamianzaseks.
Katewbiławzrokwpodłogę,modlącsię,abyziemiarozstąpiłasiędokładniepod
jej stopami i pochłonęła ją. Została skarcona, zupełnie jak niegrzeczne dziecko
wszkolnejklasie.
–Niemuszęposuwaćsiędotakichśrodków,możeszmiwierzyć.
Młodakelnerkaprzyniosłamukawęipodałafiliżankęzlekkimdygnięciem,cała
wrumieńcach.
– Więc nie zostawiasz za sobą stosu złamanych serc? – Kate uznała, że trzeba
wreszcieprzerwaćtoniewygodnemilczenie.
Popatrzyłnaniąznamysłem.
–Możezostawiam,aleniezmojejwiny.
Małobrakowało,aotworzyłabyustazezdumienia.Tasztuczkazprzerzucaniem
odpowiedzialnościnaniewinneofiarybyłanaprawdęprymitywna.Zjejtwarzybez
trudumożnabyłowyczytać,cosiędziejewjejgłowie,leczontymrazempoprostu
spokojnieizuśmiechemsączyłkawę.
–Nieoczekujęstałegozwiązkuinigdynieudaję,żetakjest–powiedział.–Odsa-
megopoczątkuwykładamkartynastół.
–Icotosązakarty?–zagadnęłauprzejmie.
Pomyślała,żepewniepochodząztejsamejtalii,którągrająwszyscyuczulenina
trwałezwiązki.
–Żadnychzobowiązań.Odrazumówię,żezależyminarozrywceidajęczasna
podjęciedecyzji.
Jaktoładnieztwojejstrony,pomyślałaironicznie.
– Żadnych wspólnych nocy u mnie albo u nich, żadnych przyjemnych wieczorów
przedtelewizorem,żadnychzabawwłazience…
–Całemnóstwozasad–zauważyłapoważnie.–Codalej?
–Comasznamyśli?–Zmarszczyłbrwi,zaskoczony,żejegowyjaśnieniazostały
uznanezaniewystarczające.
–Cosiędzieje,jeślijednazestronzłamiektórąśregułę?No,jeżelinaprzykład
jednaztychtwoichdziewczyndojdziedowniosku,żewolałabyzostaćnanocinie
wychodzić?Chociażnie,supermodelkiprzesadniedbająoswójwygląd,więcpew-
nieżadnaznichniechcezarywaćnocyizaszkodzićswojejurodzie…
Alessandrouśmiechnąłsię,alenicniepowiedział.Niemusiał.Dlaczegojakaśko-
bietamiałabydobrowolniewychodzić,gdybymogłazostaćwjegołóżku?Katebez
najmniejszegotruduwyczytałatowszystkozjegolekkiegouśmiechu.
–Niktniełamiemoichzasad–rzekłzabsolutną,niepodważalnąpewnościąsie-
bie. – A gdyby ktoś spróbował, oznaczałoby to koniec związku. Mam nadzieję, że
terazwszystkojestjużdlaciebiezupełniejasne.
Otworzył leżący przed nimi na stoliku laptop i zabrał się do przeglądania doku-
mentów.Wytłumaczyłjejwszystkoiniepotrzebowałjużanijejsamej,anitymbar-
dziejjejopinii.
ROZDZIAŁPIĄTY
Niebyłatonajprzyjemniejszapodróż,chociażnatakąsięzapowiadała.Obsługa
wpierwszejklasieokazałasięnienaganna,radośnieuśmiechniętestewardesytylko
czekały,żebyspełnićkażdąprośbępasażera.Sprawiaływrażeniewytresowanych,
najdosłowniej.Ludziepłacilimajątekzabiletyiotrzymywalipełenserwisusług.
Trzy lata wcześniej Kate poleciała z matką na tygodniowy urlop na Ibizie i do-
świadczenietamtegolotupozostawiłojejcałkiemodmiennewspomnienia–kabina
była ciasna i niezbyt czysta, a personel traktował pasażerów tak obojętnie, że
wszyscyniemoglisiędoczekać,kiedywreszciewylądująiwysiądązsamolotu.
Tymrazemmiałamnóstwomiejscananogi,fotelmożnabyłorozłożyćdopozycji
leżącej,szampan,winoidaniabyłynajlepszejjakości.
Tyle że na pewno powinna była włożyć coś innego niż kostium. Pantofle mogła
zdjąć,leczspódnicabyłapotwornieniewygodna.Całeszczęście,żeAlessandrona
zmianępracowałidrzemał,zostawiającjąsamąsobie,mogławięcdowoliwyobra-
żaćsobie,jakbędziewyglądałnadchodzącytydzień.Ibaćsię.
Nabrakpowodówdoobawniemogłanarzekać.Doskonalezdawałasobiespra-
wę, że może do znudzenia powtarzać mantrę o konieczności trzymania się na dy-
stansodszefa,alewgruncierzeczyniematonajmniejszegoznaczenia,ponieważ
Alessandromiałnadniąszczególnąwładzęipotrafiłjąwciągnąćdorozmowynado-
wolnytemat.
MogłamachaćmuprzednosemdokumentamiwsprawieGeorge’a,leczjeślinie
byłwnastrojudopracy,topoprostuniebyłooczymmówić.
Noimiałwsobiecoś,cojakośdziwniezachęcałojądorozmowy.Tennieznośnie
arogancki facet umiał przechylić głowę na bok, posłać jej swój oszałamiający
uśmiechijużjąmiał,jużzwierzałamusięzrzeczy,októrychnigdywcześniejniko-
muniemówiła.
Skoro podczas zaledwie kilku rozmów zdołała opowiedzieć mu o swoim niezbyt
szczęśliwymdzieciństwieizwiązanychznimuczuciach,niewspominającjużoswo-
ichprzemyśleniachnatematmężczyzntakichjakon,tocoprzyniesieczekającyich
wspólnytydzień?
Nadomiarzłegopoprostuniebyławstanieprzestaćsięnaniegogapić,itowca-
leniewtakinieszkodliwysposób,wjakipodwładnamożesięwpatrywaćwszefa,
onie.Żadnezcałegowachlarzauczuć,którewniejbudził,niebyłowłaściweani
niewinne.
Więc o co w tym wszystkim chodziło? Może i nie miała dużego doświadczenia
wkontaktachzmężczyznami,aleprzecieżniebyłakompletnąidiotką.Dlaczegonie
umiałasprecyzować,cosięzniąwłaściwiedzieje?
–Miałaśdobrylot?–zapytał,kiedywszyscywstali,byprzygotowaćsiędowyjścia
z kabiny. – Wyglądasz na trochę zmęczoną. Mówiłem ci przecież, że nie trafiłaś
wdziesiątkęzwyboremstroju.
– Miałam bardzo dobry lot – odparła spokojnie. – Czytałam książkę, obejrzałam
dwafilmy,trochęspałamibyłomiwyjątkowowygodnie.
Samwyglądałabsolutnieświeżutko,uśmiechnięty,wypoczętyigotowynawszyst-
ko,zczymmielisięzderzyćwToronto.
Katenawetniechciałosięspojrzećnaspódnicę,którabyłanapewnostraszliwie
wygnieciona, czyli idealnie dopasowana do koszulowej bluzki. Ciekawe, czy jej
twarzbyławpodobnymstanie…
Nawszelkiwypadekodpowiedziałamuuśmiechem.
Alessandro przyjrzał jej się uważnie, gdy ruszyli w kierunku wyjścia. Ściągnięte
wciasnykokwłosywypowiedziałyjejposłuszeństwoiwszelkiepróbyuporządkowa-
nia wymykających się spod spinek pasemek i kosmyków kończyły się niepowodze-
niem. Wyglądała, jakby rozpoczęła podróż gotowa prosto z samolotu udać się na
posiedzeniezarządufirmy,leczpodrodzepadłaofiarąjakiegośzłośliwegopotwora,
któryprzeciągnąłjąprzezżywopłot.Ibyłaśliczna.
Kateniemiałapojęcia,czegosięspodziewaćpoToronto,zarazpowyjściuzlotni-
skazorientowałasięjednak,żemiastooglądaćbędziezokienlimuzyny,któracze-
kałananichprzykrawężniku.
– Czy to może czas na kolejne „ojej”? – Alessandro ujął ją pod łokieć i pomógł
wsiąśćdodługiego,absolutnieluksusowegowozu.
–Towkońcutylkosamochód–odparłauprzejmie,zdecydowananieafiszowaćsię
znaiwnością.–Nierobinamniewielkiegowrażenia,boniepotrafiędostrzecnaj-
mniejszegosensuposiadaniaczegośtakniepraktycznego.Raczejniedasięwysko-
czyćtymdosupermarketu,prawda?
–Słusznie,możnajednakwypićwdrodzeszklaneczkęwhiskyzpodręcznegobar-
ku.Maszochotęnadrinka?
Potrząsnęłagłowąiutkwiławzrokwoknie,każdąkomórkąciałaświadomajego
bliskości.
–Byłeśtujużkiedyś?–zagadnęła.
– Gdybyś uważniej przeglądała raporty dotyczące firmy, którą zamierzamy tutaj
rozkręcić, wiedziałabyś, że byłem w Toronto niecałe pół roku temu. I nie mów mi
tylko,żenieprzeglądałaśichwogóle,bobyłbymgorzkorozczarowany.
Kateodchrząknęła.
–Lubisztegierki,co?
–Jakiegierki?
–Uwielbiaszmniestresować.
–Naprawdętaksądzisz?Myślałem,żeprawięcikomplementy,słowodaję.Jesteś
tak perfekcyjną profesjonalistką, że po prostu nie wyobrażam sobie, żebyś mogła
nie przeczytać tych dokumentów od deski do deski i nie zapamiętać wszystkich
istotnychinformacji.
–Przejrzałamje,niezdawałamsobiejednaksprawy,żemamwziąćudziałwpro-
cesiezakupufirmy.
–Dlaczegonie?
– Bo jest to bardzo poważna operacja. Sądziłam, że odpowiadać za to będzie
ktoś…No,ktośpostawionytrochęwyżejwhierarchii.
– To chyba niemożliwe – odparł spokojnie. – George może już zacząć pakować
manatki,atyztakimuczuciemopowiadałaśmioswoichambicjach…
–Oczywiście,żemamambicje–przerwałamu,automatyczniewkraczającnazna-
jomyteren.
Dopókirozmawialiopracy,czułasięwmiaręswobodnie–powtarzanieopowieści
onadziejachnakarierębyłodużobezpieczniejszeniżwdawaniesięwrozważania
natematyosobiste.
–Tak,wiem,musiszsięzabezpieczyćfinansowo,ponieważwdzieciństwiemiałaś
poczuciezagrożenia.
–Chcęawansować–wycedziłaprzezzaciśniętezęby.
–Raport,którywzeszłymtygodniuprzygotowałaśdlamnienapodstawietego,co
cipodrzuciłem,byłnaprawdęświetny.
Katezarumieniłasięzradości.
–Naprawdę?
–Rozumiem,cotakiegodostrzegłwtobieCapeidlaczegotakszybkocięawanso-
wał.Oczywiściepodejrzewam,żejegouwagabyławtymczasieskupionanazupeł-
nieinnychsprawach,więctwojabłyskotliwośćiwysokipoziomkompetencjipewnie
poważniemusięprzysłużyły.–Alessandrouśmiechnąłsięszeroko.–Błyskawicznie
wyłapujeszwszystkiepomyłki.IzanimrzuciszsiębronićnieszczęsnegoGeorge’a,
chciałbymcizłożyćpewnąpropozycję…
–Cotakiego?!
–ZamiastszukaćkogośzzewnątrznamiejsceCape’a,wolałbymchybaawanso-
wać ciebie. Naturalnie nie masz jeszcze wystarczających kwalifikacji, żeby zająć
jegostanowisko,aleśmiałomożnapopchnąćcięzedwaszczeblewgórę.Byłabyś
odpowiedzialna za całą księgowość, a żeby nie budzić złych uczuć wśród ludzi,
zktórymiobecniepracujesz,zreorganizowałbymtrochętenzespół.Wostatecznym
rozrachunkuwszyscynatymskorzystają.
– Ja… Ja… Nie mogłabym… – W jednej chwili zalało ją poczucie winy. – Biedny
George zostanie bez pracy, a ja mam wskoczyć na jego miejsce! Zupełnie jakbym
tańczyłanaczyimśgrobie!
Alessandrościągnąłbrwi.
– Dramatyzujesz – powiedział. – Nikt nie zamierza tańczyć na niczyim grobie,
wdzialeksięgowościzwolni sięstanowisko,ityle. Tobardzosensownerozwiąza-
nie.
–Możesensowne,aleniestosowne!
–Capeodchodzi,więcalboprzyjmęnajegomiejscekogośzzewnątrz,cobędzie
wymagałoszkoleniaitakdalej,alboawansujękogośzfirmy,iwtymwypadkutyje-
steśoczywistąkandydatką.Chceszmiećpoczuciefinansowegozabezpieczenia?Za-
jęciewyższegostanowiskazdecydowanieciwtympomoże.
–Tasprawaniejesttakczarno-biała,jakcisięwydaje.
– W porządku, może ty chcesz się gubić w rozmaitych odcieniach szarości, lecz
z mojej perspektywy sprawa jest absolutnie czarno-biała. Albo przyjmujesz moją
propozycję,albonie,toproste.Ipamiętaj,żetwójawansbędzienapewnokorzyst-
niejszydlaludzi,zktórymipracujesz,niżprzejęciekierownictwadziałuprzeznową
osobę,więcdobrzesięzastanów.
Tobyłcelnystrzał.Katewżadnymrazieniechciałakomplikowaćsytuacjiwpra-
cy.
– Naturalnie nie przejmiesz działu natychmiast, nie bój się. – Szef nie spuszczał
bacznegowzrokuzjejtwarzy.–Przekazanieobowiązkówodbędziesięstopniowo
idopieropopewnymczasieotrzymasznowytytuł,noiodpowiedniąpodwyżkę.Po-
winnaś dostrzec, że jest to wyraz mojej wiary w twoje umiejętności, a nie wbicie
noża w plecy George’a. Cape sam sobie zaszkodził w największym stopniu, wierz
mi.Wchwili,kiedypostanowiłzdefraudowaćfirmowefundusze,samwykopałsobie
grób.
–Ogromniesięcieszę,żewierzyszwmojeumiejętności,ale…–zpiersiKatewy-
rwało się ciężkie westchnienie – nie wiemy przecież jeszcze, co będzie z Geor-
ge’em,prawda?Nieznaszjegowersjiwydarzeń,niewysłuchałeśjej,więc…
–Niemuszętegorobić–powiedziałłagodnie.–Dlatwojejsatysfakcjimogęuda-
wać, że interesują mnie jego wyjaśnienia, lecz w moich oczach kradzież to kra-
dzież.
–Więcnaszapodróżjestwzasadziebezsensu,tak?
–Wręczprzeciwnie,podczasnaszegopobytututajmaszszansęnauczyćsię,jak
radzićsobieztrudnymisytuacjami.Kiedyzajmujesznaprawdęodpowiedzialnesta-
nowisko,niemożeszsobiepozwolićnarozważaniaotym,żeniewszystkojestczar-
no-białe, na wahanie czy niezdecydowanie. Musisz wiedzieć o jednym: im wyżej
whierarchiistoisz,tymlepiejiszybciejmusiszrozwiązywaćproblemytakiejakten.
–Inaczejmówiąc,mamstaćsiętakbezwzględna,jak…
–Jakja?
–Myślę,żesąinnesposoby…
–Niemażadnychinnychsposobów.Słuchaj,wiem,żeprzyjmiesznowestanowi-
sko, bo odmowa byłaby czystą głupotą, ale porozmawiamy o tym wszystkim przy
kolacji,dobrze?
–Przykolacji?
Jakiejkolacji?–pomyślałamocnospłoszona.Nielepiejbyłoby,gdybykażdeznich
zamówiłosobiecośdopokoju?PrzecieżosprawieGeorge’aijejawansiemogliby
porozmawiaćranoprzykawie…
–Trzebajeść,żebyżyć,niesądzisz?–Alessandropoczułsiędziwnieurażonyjej
wyraźnymprzerażeniem.
– Tak, ale myślałam, że po prostu szybko zjem coś w pokoju i wcześnie pójdę
spać.Tobyłdługidzień.
–Cóż,wtakimraziemusiszpomyślećozmianieplanów.
–Tak,oczywiście.
–Mamnadzieję,żegarderoba,którązabrałaś,nieskładasięwyłączniezesztyw-
nychkostiumów…
–Dlaczegomiałobycitorobićjakąśróżnicę?–zapytałaznapięciem.
–Ponieważniewybieramysięnaoficjalnąkolację.
Doskonalerozumiał,naczympolegaproblem–dzieciństwoKateuczyniłojąko-
bietą,dlaktórejnajważniejszajestkontrolanadkażdymaspektemżycia,takżenad
wyglądem. To dlatego była tak poważna, że czasami trudno było uwierzyć, że ma
zaledwiedwadzieściaparęlat.
NadodatekAlessandronieprzywykłdokobiet,któreumierałyzestrachunamyśl
ospędzeniupięciuminutwjegotowarzystwie.
–Mogłabyśsięnasekundęrozluźnić,cotynato?
–Dobrze,postaramsię.
–Jakośniesłyszęprzekonaniaanitymbardziejentuzjazmuwtwoimgłosie–rzu-
ciłzrozdrażnieniem.–No,jesteśmynamiejscu.
Holpełnybyłhotelowychgości,przyktórychKatenatychmiastpoczułasiębardzo
niezręczniewswoimstaranniewybranym,leczterazprzedewszystkimpotwornie
wygniecionym kostiumie. Nie pasowała do tych ludzi. Nawet niektórzy młodzi,
w designerskich dżinsach i T-shirtach, wyglądali zdumiewająco atrakcyjnie i mod-
nie.
Przezjedenjedynyułameksekundypożałowała,żeniejestwstaniepójśćzaprzy-
kłademmatki,naturalnietylkowpewnymstopniu,ipodkreślićswojefizyczneatuty.
Gniewniezmarszczyłabrwi.Alessandrooskarżyłjąohipokryzję,aonazareago-
waławybuchemzłości,rzeczjasna,aleczyprzypadkiemniemiałracji?
Nicdziwnego,żeczasamitakbardzogobawiła.Nicdziwnego,żedrażnieniesię
zniąsprawiałomuprzyjemność.
Kiedywsiedlidowindy,zulgąpomyślała,żezachwilęznajdziesięwswoimpoko-
ju, wreszcie sama, lecz ulga zniknęła bez śladu, gdy hotelowy boy otworzył przed
nimidrzwiogromnegoapartamentu.
–Cotomaznaczyć?–wyjąkała.
Alessandrorozejrzałsiędookoła,jakbyniedokońcarozumiał,ocojejchodzi.
Byłatakprzewidywalnawswoichreakcjach.Niechęćnamyślospędzeniuodrobi-
ny czasu w jego towarzystwie, przerażenie perspektywą wspólnej kolacji, a teraz
atakpaniki,bookazałosię,żebędądzielićdużyapartament.
–Tojestapartament,mojadroga–odezwałsięcierpliwymtonem.–Takierzeczy
zdarzająsięwhotelach.
–Ha,ha–odparłazimno.
Niespodziewałsięchyba,żezamieszkaznimwjednympokoju?Nie,toniemożli-
we.
–Pocotapanika?–rzekłspokojnie,podchodzącdowielkiegookna.–Tenpokój
jestmój.
Odwróciłsięizobaczył,jakcałejejciałorozluźniasięlekko.
– Poprosiłem moją sekretarkę, żeby zamówiła dwa sąsiadujące ze sobą pokoje,
żebywrazieczegowygodniejbyłonampracowaćdopóźna,idopieropootrzyma-
niupotwierdzeniadotarłodomnie,żemojepoleceniezostałopotraktowanetrochę
zbytdosłownie…
Bezpośpiechuruszyłwstronędrzwiwbocznejścianie,którychnawetniezauwa-
żyła,iotworzyłje.
–Tybędzieszmieszkałatu.Gdybyśsięrozejrzała,bezwątpieniazauważyłabyś,
żewtympokojuniematwojejwalizkiioszczędziłabyśsobietegoatakuwaporów.
–Niemamatakuwaporów,zdziwiłamsiętylko,że…
– Rozumiem, że masz nie najlepszą opinię o moich stosunkach z kobietami, ale
chybajednakniepodejrzewałaśmnieochęćdzieleniasypialnizjednązmoichpra-
cownic,itopodczassłużbowegowyjazdu–rzekłzimno.
Katebezsłowazajrzaładopokojuniewielemniejszegoniżten,wktórymsięznaj-
dowali.
– Śpieszę z zapewnieniem, że te drzwi mają zamek, co oznacza, że możesz się
czućcałkowiciebezpieczna.
Zarumieniła się, słysząc nutę rozbawienia w jego głosie. Miała pewne trudności
zoddzieleniemniesamowicieseksownegofacetaodszefa,którywypłacałjejpensję,
aletobyławinajejnadaktywnejwyobraźni.
–Zastanawiałamsię,czyniebyłobylepiej,gdyśmykontynuowalirozmowęomoim
nowymstanowiskurano,kiedybędziemywypoczęciibardziejskupieni–powiedzia-
ła.
–Jestdopierodziewiętnastatrzydzieści–zauważyłsucho.–Jajestemwystarcza-
jąco skupiony, aby jeszcze trochę popracować, natomiast jutro czeka nas poszuki-
wanie naszego niezwykle przedsiębiorczego oszusta, więc… – spojrzał na rolexa
iprzeniósłwzroknadziewczynę–mogęprzyjśćpociebiezagodzinęalboumówimy
sięwbarze,jakwolisz.
–Spotkajmysięwbarze–wymamrotała.
– Doskonale, dokładnie za godzinę – uśmiechnął się. – A teraz możesz wreszcie
rzucićsiędoucieczkiiwziąćkąpiel!
Rzucić się do ucieczki, też coś. Nigdy nie uważała się za szczególnie płochliwą
osobę.Jużjakodzieckomusiałasięnauczyćbyćtwarda,więcdlaczegoAlessandro
widziałjąinaczej?Iczytensposóbpostrzeganiajejosobyniewpłynienajegoosta-
tecznądecyzjęwsprawiejejawansu?Boktochciałbyobsadzićstrachliwegoczło-
wiekawroliszefadziałuksięgowości?
Niestety,wszystkiezabraneprzezniąubraniabezwątpienianależałydoobsesyj-
nie skromnych. Parę odrobinę mniej formalnych zestawów zapakowała z myślą
ozwiedzaniumiasta,oczywiściewpojedynkę,bezszefa.
Wzięłanieśpiesznąkąpiel,podziwiającwielkośćłazienki,anastępniezwestchnie-
niemzabrałasiędoprzeglądaniakostiumów.Zdecydowałasięnagranatowąspód-
nicę do kolan, jak wszystkie inne, ale z czerwoną bluzką, i po namyśle nie upięła
włosówwkok.
Dośćdługoszukałabaru.Hotelbyłolbrzymi,zcałkiemsporymcentrumhandlo-
wympośrodkuiwielomarestauracjami,wkońcuktośzobsługiskierowałjąwewła-
ściwymkierunku.
Alessandrosiedziałwkąciesaliipopijałdrinka,którywyglądałraczejnawinoniż
mocniejszyalkohol.Dostrzegłjąwchwili,gdystanęławdrzwiach.
Przebrał się w kremowe spodnie, jasną koszulę, rozpiętą pod szyją, i mokasyny.
Sprawiał wrażenie człowieka zupełnie na luzie, przez co ona natychmiast cała się
spięła.
Wzięłazesobątablet,którypołożyłanastoliku,zanimusiadła.
–Pococitablet?–Nalałjejwina,zanimzdążyłauprzedzićgo,żeniezamierzanic
pić.–Doszłaśdowniosku,żewoliszobejrzećfilmniżporozmawiaćzemną?
Zdenerwowałasię,zaczerwieniła,odsunęłalaptopizłożyładłonienakolanach.
–Pomyślałam,żebędęwnimrobiłanotatki.
–Umówiliśmysięnanieoficjalnąpogawędkę.–Alessandrodopiłwinoizanimsam
zdążyłponownienapełnićswójkieliszek,kelnerwyrósłzajegoplecamijakspodzie-
miizrobiłtozaniego.–Niezamierzamdyktowaćciwarunkówumowyopracę.
–Wiem,ale…
–Nieważne.Jeżelirobienienotateknatableciesprawiaciprzyjemność,tokimże
jajestem,żebycięodtegoodwodzić.Sądziłem,żezjemycośtutaj,botoprzyjem-
niejszemiejsceniżhotelowerestauracje,chybażemaszchęćposzukaćczegośna
mieście.
Ciekawe,czytadziewczynakiedykolwiekpozwalasobienaodrobinęluzu,pomy-
ślał. Co robi, kiedy nie pracuje, po prostu dla rozrywki? A może w ogóle nie zna
tego pojęcia albo za wszelką cenę go unika? Nie odrywając ciemnych oczu od jej
twarzy,przywołałtegosamegokelnera,któryprzedchwilądolałmuwina,ipoprosił
omenu.
–Naprawdęmamnadzieję,żezabrałaścośinnego,comogłabyśwłożyćjutro,bo
otejporzerokupanujątuupałyi…
–Poradzęsobie–przerwałamuwyniośle.
–Napewno?Jeślimasztekrótkieszorty,śmiałomożeszjewłożyć,wierzmi.Na
takąpogodębędądużoodpowiedniejsze–przerwał,ponieważkelnerpołożyłmię-
dzy nimi dwie karty dań. – Mają tu świetną kuchnię – podjął. – Zatrzymałem się
wtymhotelu,kiedyostatnirazbyłemwToronto,iniemiałemnicdozarzuceniaani
jedzeniu,aniobsłudze.
– W drodze z lotniska wspomniałeś, że chciałbyś o czymś ze mną porozmawiać.
Dlatego przyniosłam tablet. Chciałam szybko zapisać rozmaite obowiązki, które
mampodjąć.
–Ach,takodrazuopracy…
Zaczerwieniła się znowu, zniesmaczona samą sobą, że poczuła się jak ostatnia
nudziara.Nudziarawspódnicyodkostiumu.
– Dobry pomysł, ale masz rację, oboje powinniśmy chyba porządnie wypocząć
przedjutrzejszymizajęciami.
Chwilęszukaławjegooczachtypowegobłyskuironii,leczonpatrzyłnaniązcał-
kowicie poważnym wyrazem twarzy. I tak nie wierzyła jednak, że Alessandro po-
trzebujesnuotakwczesnejgodzinie.Szczerzemówiąc,miałapoważnewątpliwo-
ści,czyonwogólepotrzebujesnu.Miaławrażenie,żeświetnieradzisobiebezod-
poczynku,żemożepracowaćipracowaćbezkońca,no,możezprzerwąnakrótką
drzemkęrazdziennie.
Gdyobojezamówilicoślekkiego,nerwowoprzełknęłatrochęwinaispojrzałana
niego,czekając,ażpodejmierozmowę,aleonmilczał.
–No,tak…–odezwałasięwkońcu.–Więc…
Nachyliłsięnadblatemstolika,naglebardzokonkretny.
–Sytuacjawyglądatak–zaczął.–Pewniepamiętasz,żewyraziłempewienniepo-
kój,czyporadziszsobiezkoniecznościąpracypozagodzinaminanowymstanowi-
sku,imyślę,żepowinniśmytosobiewyjaśnić.
Miał kompletnie zdumiewające rzęsy. Nie ogolił się i zarost, lekko ocieniający
jegoszczęki,równieżprzykułjejuwagę.Cudemoderwałaoczyodjegopodbródka
iściągnęłabrwi,udającskupienie.
– Nie ma czego wyjaśniać – powiedziała szybko. – Nie mam problemu z długimi
godzinami pracy. W stu procentach zdaję sobie sprawę, że to wszystko należy do
moichobowiązków.
Alessandroodsunąłsięniecoodstolikaizałożyłnogęnanogę.Zmierzyłjączuj-
nym,pełnymnamysłuspojrzeniem.
–Acoztwoimżyciemosobistym?Niechciałbymodkryćpopewnymczasie,żenie
możeszsprostaćnowymwyzwaniom,ponieważgdzieśwtlejestfacet,któryczeka,
żebyśwróciładodomuizrobiłamukolację.
–Niemusiszsięobawiać–odparłaostro.–Popierwsze,wtleniemażadnegofa-
ceta,apodrugie,nawetgdybybył,napewnoniespodziewałbysię,żeugotujędla
niego kolację. Między innymi z tego powodu zerwałam z moim ostatnim chłopa-
kiem…
Gwałtowniezacisnęłaustaipopatrzyłananiegozprzerażeniem.
–Tak,takwymagającychfacetówtrzebaunikać,zawszelkącenę–zamruczałci-
cho.–Twójchłopakoczekiwałodciebiewięcej,niżbyłaśgotowamudać,czytak?
Idlategodostałodprawę.
–Ja…Byłamwtedybardzozajęta,niemiałamczasui…–Kateodchrząknęła,pró-
bującodzyskaćkontrolęnadsobą.–Takczyinaczej,niemusiszsięobawiać,żenie
będęwstanieskoncentrowaćsięnapracy.
–Poważniemiulżyło,chociaższczerzeciwspółczuję.Mówiłaśmi,żenieuznajesz
przelotnychzwiązków,więcpewnietentwójeksbyłważnąosobąwtwoimżyciu.
–Niewyszłonam,towszystko–oświadczyłazdecydowanymtonem,gorączkowo
szukającdrogiucieczki.–Nielubięrozgrzebywaćprzeszłości.
– Bardzo mądrze. Pozwalasz jednak, by przeszłość miała wpływ na rozmaite
aspektytwojegożycia,naprzykładnastylubieraniasię.
Postanowiłaniereagować.
–Skorojużtosobiewyjaśniliśmy,możepowiedziałbyśmi,jakijesttwójplandzia-
łanianajutro–odezwałasiępochwilimilczenia,zupełniespokojnie.
ROZDZIAŁSZÓSTY
NastępnegodniaprzyśniadaniuAlessandropowiedziałKate,żeGeorge’aznajdą
w szpitalu, gdzie regularnie odwiedza kogoś bliskiego. Nie miała pojęcia, w jaki
sposóbsiętegodowiedział,iniepytała,alenieulegałowątpliwości,żejakzwykle
odniósłsukces.
Półgodzinypóźniejbylinamiejscu,apopółtorejgodzinie,którespędziliwbardzo
nowoczesnejrestauracjinadkawą,pracującnatablecieorazsmartfonie,doichsto-
likapodszedłGeorge.
Byłzmęczonyizrezygnowany,inajwyraźniejdoskonalewiedział,dlaczegoprzyle-
cielidoTorontoiczekalinaniegowszpitalu.
SerceKateścisnęłosięzewspółczucia.Georgebyłubranywtypowymdlasiebie,
niemożliwym do podrobienia stylu, który zawsze budził uśmiech na twarzy Kate.
Nawetkiedymiałnasobiegarnitur,jegokoszulabyławwesołymkolorze,krawat
wzorzysty,achusteczkidonosazabawniezłożone.Dawnotemupowiedziałjej,że
żonawybierajegokoszule,córkakrawaty,awnuczkaskarpetki,więcjegoszanse
nanienagannieeleganckistrójsądoprawdyniewielkie.
Terazniemogłasięoprzećwrażeniu,żedziwniesięskurczył.
–Wiem,dlaczegoprzyjechaliście–powiedział,siadającnaprzeciwkonich.–Nie
miałem cienia wątpliwości, że zostanę przyłapany, liczyłem tylko, że może zdołam
zacząć spłacać pieniądze, które… które pożyczyłem, tak chciałem to określić, ale
rozumiem,żepanpewniewidzitoinaczej…
–Niemożeszwiedzieć,jaktowidzę–rzekłAlessandro–więcmożezacznijodpo-
czątkuizałóż,żemusiszbyćznamicałkowicieszczery.
Kiedyskończyli,byłojużpoosiemnastej.Mielizasobątrudny,niezwyklemęczący
dzieńiKate,któraszłaterazubokuAlessandra,starającsiędotrzymaćmukroku,
automatyczniezebraławluźnywęzełlekkopotargane,opadającenaramionawło-
sy.
–Alessandro…–odezwałasięniepewnieidopieropochwiliuświadomiłasobie,że
pierwszyrazzwróciłasiędoniegopoimieniu.
Przystanął w drodze do samochodu, w którym czekał bardzo cierpliwy szofer,
pewnierówniezmęczonyjakoni,irzuciłjejwielemówiącespojrzenie.
–No?Nieżałujsobie,możeszdaćmipouszach.
–Słucham?
–Możeszwygłosićjakąśtrafnąuwagęomoimmiękkimsercu.Zaczynamy?
–Maszmiękkieserce,widziałamtonawłasneoczy.
–Jestemtakisamjakzwykle–rzuciłsucho.–Pozwalaszsobienasubiektywnąin-
terpretacjęfaktów,ityle.WnoszenieoskarżeniaprzeciwkoGeorge’owiniemiałoby
najmniejszegosensu.
–Zrobiłeśdużowięcej!
Mógłjejwmawiać,żebyłtwardyjakzawsze,alebyłatooczywistanieprawda.
WnuczkaGeorge’achorowała.Powiedziałimotymzełzamiwoczach.Choroba
małej Imogen postępowała błyskawicznie, a prognozy na wyleczenie, stawiane
przez brytyjskich lekarzy, były marne. Rodzice Imogen, którzy wbrew zdrowemu
rozsądkowi wciąż szukali nadziei, znaleźli w internecie informację o rewolucyjnej
metodzie leczenia opracowanej przez lekarzy z Toronto. Oczywiście terapia była
kosztownaidlategoGeorge,którywyczerpałjużwszystkierodzinneoszczędności,
łącznieztyminaemeryturę,zacząłwyprowadzaćzfirmypieniądze.
Alessandromógłnaturalniezastosowaćpodejście,októrymmówiłKatewcześniej
– zero litości dla złodzieja. Najbardziej optymistyczna wersja, jaką była w stanie
przewidzieć,zakładała,żejejszefzrozumiewyjątkoweokoliczności,wjakichzna-
lazłsięGeorge,rozgrzeszygoiustaliznimkorzystnyplanspłat,tymczasemAles-
sandronietylkouwolniłGeorge’aodkoniecznościzwrotupieniędzy,alenadodatek
założyłwbankukontodlacórkiGeorge’aizapewniłdyrekcjęszpitala,żewszelkie
kosztyleczeniaImogenzostanąpokryte.PoinformowałteżGeorge’a,żenaemery-
turzenędzanapewnoniezajrzymuwoczy,itymostateczniepodbiłserceKate.
Alessandro Preda, twardziel nad twardziele w świecie biznesu, bezwzględny
ibezlitosny,wyszedłdalekopozagraniceobowiązku.
–Zasadniczomaszrację–powiedział,otwierającprzedniądrzwisamochoduipo-
magając jej wsiąść. – Oczywiście powinien był najzwyczajniej w świecie poprosić
opomoc,kiedyzorientowałsię,żekosztyprzekraczająjegomożliwości…
Oparłsięowózizwróciłkuniejprzystojną,szczupłą,lekkorozbawionątwarz.
– Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy – pośpiesznie włączyła się Kate. –
Chociażprzezcałątęhistorięniezdążyliśmydotwojegoklienta.Odwiedzimygoju-
tro?
–Niemówmitylko,żenawetpotakciężkimdniuchceszdalejrozmawiaćopra-
cy!
Katenerwowooblizaławargi,zmieszanajegointensywnymspojrzeniem.Wciągu
dniazupełniezapomniała,żemusiuważać,kiedyAlessandrojestblisko.Zobaczyła
zupełnieinnąstronęjegoosobowościitoodkrycienaprawdęjązachwyciło.
Conaturalnieniezmieniałofaktu,żenadalszczerzenieakceptowaławielujego
poczynań.
–Bojajestem zdecydowaniezbytzmęczony,żeby terazzacząćsię zastanawiać
nadwarunkamikorzystnegozakupufirmy–dodał.
–Oczywiście.
–Ibardzosiędziwię,żetobiezmęczenieniedokucza.
–Pewniechętniebymtrochęodpoczęła…
–Toświetnie–wszedłjejwsłowo–ponieważdziświeczoremidziemycośzjeść
iobejrzećmiasto.Obojemożemynaparęgodzindaćsobiespokójzinteresami,nie
uważasz?
–Kolacja?–Katenaglezaschłowustach.–Zwiedzaniemiasta?
–Tak.Tylkoniewkładajkostiumu.
–Alejaniemam…
–Wtakimraziekupsobiecośnarachunekfirmy.Maszfirmowekonto,tak?
–Tak,ale…
–Wszystkojestjasneizałatwione–rzekłmiękko,głosemrównieniebezpiecznym
dla jej zmysłów, co pieszczota. – Dzisiejszy dzień był pełen niespodzianek. Zasko-
czyłemcię,więcteraztyzaskoczmnie;pokażmi,żejesteśkimświęcejniżdoprze-
sadyskromną,pracowitąpszczółką.Myślisz,żecisięuda?Czytozbytwielkiewy-
zwanie?
Czytozbytwielkiewyzwanie?
Toniecokpiące,zadanerozbawionymtonempytaniemocnojąuraziło.Naprawdę
wyobrażałsobie,żeonapoprostunieumiesięrelaksować?Żejestnajzwyczajniej-
sząnudziarą,dwadzieściaczterygodzinynadobęprzyklejonądolaptopalubtable-
ta?Drżącązprzerażenianasamąmyśl,żemogłabywłożyćcośinnegoniżbiurowy
kostiumizabawićsięjaknormalnamłodakobieta?
Skoronalegał,byposzłanazakupyizfirmowegokontacośsobiekupiła,czegopo
tymwieczorzepewniejużnigdyniewłoży,towłaściwiedlaczegonie?
Torontobyłopełnecudownychsklepów,któreciągnęłysięwzdłużkażdejulicylub
skupionebyływhandlowychcentrach.Nadworzebyłowciążtakgorąco,żeKate
bez wahania zdecydowała się na Eaton Centre. Nie miała pojęcia, co chce kupić,
wiedziałatylko,żecałaoperacjaniepotrwadługo.Nienawidziłazakupów.
Oczywiściewprzeciwieństwiedoswojejmatki.Katedoskonalepamiętała,jakLi-
lacciągałajązasobąodsklepudosklepu,wydającpieniądzepotrzebneimnazu-
pełnie inne rzeczy. Dziewczynka przywykła do siedzenia pod przebieralniami
zksiążkąwręku,woczekiwaniunamatkę.Rozpaczliwiepragnęła,byLilacwyglą-
dałajakmatkijejkoleżanek,nicwięcej.Prostespodnie,bluzkabezolbrzymiegode-
koltu,nieklejącasiędociałajakmokryplaster,pantoflebezdwunastocentymetro-
wychobcasów.
Takczyinaczej,terazmusiałakupićcośnawieczór.Iprzyglądającsięubraniom
wsklepach,popatrzyłanasamąsiebieoczamimatkiizobaczyłazawszezbytsuro-
woiniemodnieubranąmłodąkobietę,którakonsekwentnienawetniepróbujewy-
korzystaćpodarowanychjejprzeznaturęatutów.
ByćmożeAlessandrowidziałjądokładniewtensamsposób.
Katepoczuła,żenaglewstępujewniąduchbuntuiuświadomiłasobie,żekupo-
wanie sprawia jej pewną przyjemność, chyba pierwszy raz w życiu. Wybierała
ubraniawyłączniedlatego,żepodobałojejsię,jaknaniejwyglądają.Dwiesukienki,
spódnicadopółuda,bluzkibezguzikówipantofle,naobcasieinieczarne.
Niemiałapojęcia,dokąd wybiorąsiępozwiedzaniu miasta,któresugerowałjej
szef,iniewielejątoobchodziło.
Wzięła przyjemnie długą kąpiel, umyła włosy i zostawiła je rozpuszczone, żeby
opadały na plecy kaskadą fal. Włożyła jedną z kupionych sukienek, prostą, lecz
odrobinęobcisłą,wodcieniujasnegokoralu,isandałynawysokimobcasie.
Spojrzałanaswojeodbiciewlustrzeisercemocnojejzabiło,ponieważtaKate
Watsonbyłamłodąkobietą,któramajakieśżyciepozapracą,itobardzoekscytują-
ceżycie.
–No,dobrze–uśmiechnęłasiędotejobcejdziewczyny.–Obiewiemy,żetolekka
przesada,alecowtymzłego?Mamo,gdybyśmogłamnieterazzobaczyć,byłabyś
zemniedumna!
Uległaatmosferzechwili,zrobiłasobieselfieiwysłałajematce.Kilkanaściemi-
nut później, gdy szła na spotkanie z Alessandrem w barze, z uśmiechem odebrała
odpowiedź–całąserięwykrzyknikówirozradowanychbuziek.
Bez większego trudu zlokalizowała szefa, który siedział przy stoliku pod ścianą,
zasłonięty przez przelewające się wszędzie tłumy młodych ludzi. Niektórzy z nich
odwracalisię,żebypopatrzećnaKate,cosprawiłojejnieoczekiwanąsatysfakcję.
Alessandropodniósłwzrokiprzezkrótkąchwilęnaprawdęniemiałpojęcia,kogo
maprzedsobą.Rzuciłjejwyzwanie,alenieprzypuszczał,żeonapodniesierękawi-
cę.Spodziewałsię,żezobaczyjąwjednejztychniezwyklemęczącychwersjiko-
stiumudopracy,wdyskretnejbluzce,zapiętejpodsamąszyję,boprzecieżinaczej
byłobyniestosownie.
Aniprzezsekundęniesądził,żezobaczy…
Zjawisko.
Widziałjąwszortachiobcisłymtopie,toprawda,lecznawettamtodoświadcze-
nienieprzygotowałogonapełnąkonfrontacjęzjejurodą.Byławysoka,aleobcasy
jeszczedodałyjejwzrostu.Długieciemnobrązowewłosyzrefleksamimiedziista-
rego złota opadały na wąskie ramiona, a sukienka w brzoskwiniowym odcieniu,
wktórymwiększośćkobietwyglądanieatrakcyjnieblado,idealniepodkreślałaton
jejcery.
Sukienka była prześliczna i eksponowała figurę we wszystkich właściwych miej-
scach,delikatnieobejmowałapięknepiersi,otulałasmukłątalięikończyłasięele-
ganckąfalbankągdzieśnadkolanami.
–Widzę,żebyłaśnazakupach–powiedział,podnoszącsięzkrzesła.
Wtychobcasachbyłaprawiejegowzrostu.Umalowałapowiekigrafitowymcie-
niem,którynadawałjej dziwnieseksownywygląd,i pociągnęłapełnewargibłysz-
czykiem.
Alessandropoczułsilnepodniecenie.
–Miałeśrację.–Katepośpiesznieusiadła,bochociażświadomość,żeprzyciąga
męskie spojrzenia niczym magnes, była całkiem przyjemna, onieśmielenie szybko
wzięło górę. – Moje kostiumy są zdecydowanie zbyt oficjalne, no i za ciepłe na te
upały,więczainwestowałamwparęrzeczy…
Dyskretniepoprawiłasukienkę,któraodsłoniłazadużociała.
–Bardzorozsądnie–powiedziałAlessandro.–Chociażmuszęprzyznać,żechyba
odrobinę przesadziłaś. Jeżeli zamierzasz nosić takie seksowne ciuszki w ciągu
dnia…
OczyKaterozszerzyłysięnawidokleniwegouśmiechu,którypowoliuniósłkąciki
jegoust.
–Totylkozwyczajnasukienka–wyjąkałaniepewnie.–Innekobietyteżtakieno-
szą…
Alessandrodemonstracyjnierozejrzałsiędookoła.
–Aleniewieleznichmafigurę,którazasługujenatakistrój.Napewnozdajesz
sobieztegosprawę.
–Ja…Zazwyczajtakiesukienkiniesąmipotrzebne…Nieubieramsię…
–Nieubieraszsięwrzeczy,któreprzyciągająuwagę?
Czegowłaściwiesięspodziewała?Żebędąrozmawiaćopracy?Wyraźniejejpo-
wiedział,żepocałymdniuspędzonymzGeorge’emijegosmutnymi,niepokojącymi
wyznaniaminiechcenawetmyślećofirmie.
–Nigdyniechodziłamdoklubówitakichtam–oświadczyła.–Więctojestjedyna
moja sukienka w tym stylu, no, nie, mam jeszcze drugą, którą też dzisiaj kupiłam.
Czylimamdwie.
–Dwie?–powtórzyłzuśmiechem.–Niewiemdlaczego,aletotrochęsmutne.
Zaczerwieniłasięiodwróciławzrok.
–Żartujeszsobiezemnie,prawda?
– Raczej stwierdzam fakt. Może jutro powinniśmy pójść na wagary i znowu wy-
braćsięnazakupy…
–Nieumówiłeśsięnaspotkaniezwłaścicielamifirmy,którąchceszkupić?Słysza-
łam,jakrozmawiałeśprzeztelefon,kiedywracaliśmyzeszpitala.
–Każdespotkaniemożnaprzełożyć.–Beztroskowzruszyłramionami.–Firmanie
ucieknie,właścicielechcąjąsprzedaćinieznajdąkupcalepszegoniżja.
–Nie,dziękujęzapropozycję,aleniczegowięcejniepotrzebuję.Chodzęnazaku-
pytylkowtedy,gdyniemogętegouniknąći…
– Naprawdę musisz zacząć żyć własnym życiem, nabrać dystansu do stylu życia
twojejmatki.–Nalałjejkieliszekwina.–Lubiłakupowaćubrania,któretyuznałaś
zanieodpowiednie,dlategoinstynktownieniecierpiszzakupówiwybieraszrzeczy
jaknajbardziejodległeodjejgustu.
Kateprzełknęłaodrobinęwinęirzuciłamugniewnespojrzenie.
–Jestemwsłużbowejpodróżyidostajępieniądzezapracę–wymamrotała.
Uśmiechnąłsię.
–Ajamówięci,żejutromaszdzieńwolny.Jeślitynikomuniepowiesz,tojateż.
–Lubiszrobićzakupy?Zkobietą?
–Odpowiedźnapytaniepierwsze:nielubię.Mamkogoś,ktowie,conoszę,ipo-
zostawiamjejuzupełnianiemojejgarderoby.
–Ktototaki?Ktosiętymzajmuje?
– Powiedzmy, że dawno temu umawiałem się z kobietą, która zaangażowała się
trochębardziej,niżpowinna…
–Czylichciałaczegoświęcejniżtylkonumereknajednąnoc,tak?
Niemogłauwierzyć,żepowiedziałacośtakiegonagłos,alecałatawyprawapo-
wolipogrążałasięwniecosurrealistycznejaurze,zresztąskoroszefwyraźniepole-
ciłjejsięrozluźnić,topowiniensięliczyćzkonsekwencjami.
–Nieuprawiamnumerkównajednąnoc–poinformowałją.
Parsknęłaśmiechem.
–Widziszwtymcośzabawnego?Bojanie.
– Wydawało mi się… Wydawało mi się, że jesteś facetem, który nie wdaje się
wdługoterminowezwiązki!
– Przeciwieństwem długoterminowych związków wcale nie są numerki na jedną
noc.Istniejecośpośrodku,możeszmiwierzyć.Aterazdopijwinoizbierajmysię.
Poprosiłemrecepcjonistęwhotelu,żebypoleciłmiparęrestauracjiizarezerwował
dlanasstolikwlokaluniedalekostąd.Myślisz,żeudacisięzrobićwięcejniżkilka
krokówwtychobcasach?
Katewysunęłastopęiprzyjrzałajejsięuważnie,wykonująctrzykrążenia.Byłato
jejpierwszaparasandałównawysokimobcasie.
–Tak,maszpięknestopy–pokiwałgłową.–Ładnepalce,smukłąkostkę,jestna
copopatrzeć.
–Nienapraszamsięokomplementy!
–Niemasięczegowstydzić,toprzynależnekobietomprawo.
–Trochętrudnochodzisięwtakichobcasach…
–Pójdziemypowoli,ajeżelistraciszrównowagę,napewnocięzłapię,niebójsię.
TawizjanatychmiastwypełniłagłowęKate,zupełniejakbyktośzapaliłżarówkę,
oświetlającmrocznezakątkiicałemnóstwomętnychmyśli,odktórychuciekała.
AlessandroPredareprezentowałwszystko,czymgardziła,możeitak,alebyłsek-
sownyiczarujący,więcchybanicdziwnego,żebardzojąpociągał.Oczywiścienie
powinna ulegać temu uczuciu – był jej pracodawcą, kobieciarzem, oszałamiająco
przystojnym,bogatymipewnymsiebie,ajejbrakowałodoświadczenia.
Wszystkieteargumentypołączyłysięwjedenekscytującykoktajlikiedywycho-
dzilizbaru,Kateczuła,jakpodnieceniezaczynakrążyćwjejżyłach,corazszybciej
iszybciej.
Poleconylokalznajdowałsiędalej,niżKatemiałanadzieję.Podrodzedorobiłasię
kilkubąblinastopach,niezamierzałajednakmówićotymAlessandrowi.Odetchnę-
łazulgą,gdyweszlidocudowniechłodnejrestauracji,specjalizującejsięwdaniach
zryb,ikiedyusiedli,dyskretniezsunęłasandałyzobolałychstóp.Naszczęścieszef
postanowiłopowiedziećjejoelektronicznejfirmie,którąchciałprzejąć,mogławięc
przywołać na twarz wyraz ogromnego zainteresowania i skupić się na tym, by go
niestracić.
–Wtensposóbcałafirmazostaławessanawczarnądziuręizniknęławeterze–
zakończyłAlessandro.
–Świetnie!–zaświergotałaKate,ostrożniedotykającdużegobąblapalcemdru-
giejstopyistarającsięnieskrzywić.–Todoskonałypomysł.Jestempewna,żeto
wypali.Sprawdzędanetejfirmyizrobięnotatki…Aletrochę…trochępóźniej.
–Nigdyniebyłemwstanieoprzećsiękobiecie,którasłuchamniewogromnym
skupieniu–powiedziałpowoli.–Usłyszałaśchociażjednosłowoztego,oczymmó-
wiłemprzezostatniedziesięćminut?
–Mówiłeśotejfirmieelektronicznej…
–Zechciałabyśmożestreścićtomojeexposé?Ach,takmyślałem.Przekonajmnie,
że nie jestem aż tak potwornym nudziarzem, że już po pięciu sekundach straciłaś
zainteresowaniedalsząkonwersacją,bardzoproszę.
–Przepraszam.Byłammyślamidalekostąd.
–Wjakimśkonkretnymmiejscu?
Tak,pomyślała.Wświeciedotkliwegobólu,gdziemojąjedynąmisjąbyłozdobycie
opatrunkówzplastremiparacetamolu.
–Nie.Myślałamotym,żenagleznalazłamsiętutaj,wAmerycePółnocnej,aprze-
cieżdotejporyprawiewogóleniepodróżowałam.Jestemtrochęoszołomionatymi
wszystkiminowościamiidlategozamyśliłamsięażtakgłęboko.
Kelnernajwyraźniejprzyniósłimwinowczasiejejintelektualnegozaćmienia,po-
nieważwcześniejnaichstoleniebyłobutelki.Wypiłaprawiecałykieliszeknaraz
znadzieją,żeznajdzie wnimjakieśwartości przeciwbólowe,którepomogłyby jej
dotrwaćdokońcawieczoru,nierobiączsiebiekompletnejidiotki.
–Alechybamusiałaśbyćchociażrazzagranicą,prawda?
–NaIbizie.–Kateprzewróciłaoczami.–Zabrałamtammamę.
–I?
– Było całkiem przyjemnie, tyle że mama sporo czasu poświęciła na flirtowanie
zkelnerami–zaśmiałasię.–Alenie,kiedymyślęotymteraz,muszęprzyznać,że
nieźlesiębawiłam.Zmusiłamnie,żebymschowaładowalizkiwszystkiepodręczni-
ki, które ze sobą zabrałam, bo uczyłam się wtedy do egzaminów, i kazała powta-
rzać,żejestemnawakacjach,kiedytylkonapomknęłamchoćsłowemoprawiepo-
datkowym,dywidendachczyzyskachistratach.Kazałamiteżnosićkostiumkąpie-
lowy bez wielkiego luźnego T-shirtu, mimo że zrobiłam jej cały wykład o zagroże-
niachdlaskóry,wynikającychznadmiernegonasłonecznienia.Pewniemaszmnieza
największąnudziaręnaświecie…
–Nie,nicztychrzeczy.Jesteśtylkotrochę…trochęostrożna,taktoujmijmy.
–Typewnienigdyniebyłeśostrożny?
–Każdybywaostrożnywokreślonychsytuacjach–bąknął.–Terazwybierzcoś
zmenuiniebójsięjeść,ileduszazapragnie.Tenrecepcjonistazhotelupowiedział
mi,żepodajątuzupełnieniesamowityczekoladowypuddingzbrownie.
Mnóstwopysznegojedzenia,zadużodobregowinaiAlessandroPredaprzystole
–wszystkotorazemwdużymstopniuprzyczyniłosiędoprzytłumieniabólu,dlatego
Kate w pełni wróciła do rzeczywistości dopiero pod koniec kolacji, gdy wreszcie
musiaławsunąćstopywsandały.
Odhoteludzieliłichpółgodzinnyspacer,powietrzewciążbyłobalsamicznieciepłe
iszlinaprawdępowoli,leczkażdykrokbyłprawdziwąagonią.Kiedybylijużblisko,
zpiersidziewczynywyrwałsięcichyjęk.
–Cosięstało?–zapytałazniecosztucznymożywieniem,kiedyAlessandroprzy-
stanąłipopatrzyłnaniąspodzmrużonychpowiek.
–Tojapowinienemzadaćtopytanie.
–Wszystkowporządku.Poprostuidziemysobietakspokojnieicieszymysiępięk-
nymwieczorem.TujestzupełnieinaczejniżwLondynie,prawda?
Alessandro przechylił głowę. Jego bystre ciemne oczy ogarnęły całą sylwetkę
Kateizatrzymałysięnajejstopach.
–O,dodiabła!–Schyliłsię,żebylepiejwidzieć.
Katenatychmiastwydałakrótki,pełenprzerażeniaokrzyk.
–Nieróbtego!–wyszeptałagorączkowo.–Proszęcię,ludzienanaspatrzą!Ktoś
sobiejeszczepomyśli,że…żesięoświadczaszalbocośwtymrodzaju!
–Twoimstopom?Odjakdawnaskręcaszsięzbólu?
–Nieskręcamsięzbólu,stopymnietylkotrochębolą,bonieprzywykłamdowy-
sokichobcasówisandałów…
–DobryBoże,kobieto!
Wyprostowałsięiwziąłjąnaręcejednymszybkim,płynnymruchem.Pisnęłaroz-
paczliwie i zarzuciła mu ramiona na szyję, sztywna z przerażenia. Alessandro ru-
szyłwstronęhotelu,niezwracającnajmniejszejuwaginagapiów,którzyprzysta-
waliiśmialisięgłośno.
–Postawmnienaziemi!–jęknęła.–Wszyscynanaspatrzą!
–Zabardzoprzejmujeszsiętym,coludziesobiepomyślą.Niepostawięcię,nie
mamowy.Niepróbujmnieprzekonać,boitakledwonadsobąpanuję.Czemunie
powiedziałaśnicwcześniej?!
–Wrestauracjiprawiemnieniebolały.
Trudno było rozmawiać i jednocześnie starać się utrzymać w pozycji, która nie
byłabycałkowicieupokarzająca.Kateniemiałapewności,czywszyscyjużwidząjej
majtki,czyjeszczenie,ikręciłasięrozpaczliwie,ignorującdobitnepoleceniaAles-
sandra,żebychociażprzezchwilęsięnieruszała.
–Proszę,puśćmnie,kiedywejdziemydohotelu!Zholudamjużradędotrzećdo
pokoju!
Bez słowa przedefilował z nią przed recepcją, jakżeby inaczej. Wyobraźnia na-
tychmiastpodsunęłajejwizjęmarmurowejladyzdługimszeregiemzłośliwych,zja-
dliwie uśmiechniętych młodych recepcjonistek. Usłyszała, jak jej szef prosi o na-
tychmiastowedostarczenieapteczkidojegoapartamentuimocnozacisnęłapowie-
kizewstydu.Nie,powiedziałAlessandro,nietrzebawzywaćlekarza,wystarczyap-
teczkazmateriałamiopatrunkowymi,tylkoszybko.
Dałasobiespokójzprotestamiiskupiłasięnatrzymaniusięjegoszyi.Otworzyła
oczy,kiedydelikatniepołożyłjąnamiękkimmateracuijużnawetbezzażenowania
przyglądałasię,jakzjeszczewiększąostrożnościązdejmujezjejstópteprzeklęte
sandały.Skrzywiłasięlekko,gdysoczyściezakląłpodnosem.
–Pewnienadwerężyłeśkręgosłup–zauważyła,ponieważnicinnegonieprzyszło
jejdogłowy.
–Zmoimkręgosłupemwszystkojestwjaknajlepszymporządku,czegonapewno
niemożnapowiedziećotwoichstopach.Sąokropniepoobcierane.
–Nieprzywykłamdowysokichobcasówanidotakichsandałów.
Kolejny atak zażenowania dopadł ją w chwili, gdy Alessandro oparł jej obolałe,
obrzmiałestopynaswoichkolanachisięgnąłpoapteczkę,którąprzedsekundądo-
starczonodopokoju.
–Maszrację,powinnambyławcześniejwspomnieć,żezrobiłomisiękilkabąbli,
ale…proszęcię,samamogęjeopatrzyć.
Zignorował jej prośbę. Jego dłonie były tak kojące… Zamknęła oczy i prawie
przestała oddychać. Delikatnie oczyścił jej poranioną skórę, nałożył chłodny krem
ispecjalneplastryzapteczki.
– Nie miałam pojęcia, że jesteś także lekarzem – odezwała się żartobliwym to-
nem,główniedlatego,żepanującawpokojuciszabyłaniezwykleintensywnaiwja-
kiśsposóbintymna.
–Szczerzemówiąc,zamierzałemkiedyśstudiowaćmedycynę.
Otworzyłaoczy.Patrzyłana jegociemną,pochylonągłowę, natedługie opalone
palce,któretakszybkoisprawnieopatrzyłyjejrany.
–Naprawdę?
–Naprawdę–odparłsucho,niepodnoszącwzroku.–Alenietrwałotodługo.
–Dlaczego?
Tymrazemspojrzałnanią.Byłotoszybkiespojrzenie,ipoważne.
– Byłem potrzebny moim bezmyślnym rodzicom. Musiałem wyprostować ich po-
plątanefinansoweścieżki.
Dlaczegotopowiedział?Przecieżnigdysięnikomuniezwierzał,ajużzwłaszcza
kobiecie. Dobrze wiedział, że zwierzenia to dla tych istot czysta zachęta do wy-
obrażaniasobie,żewjakiśsposóbudaimsiępokonaćbariery,którymisięotoczył.
Wiedziałteż,żekobietawposiadaniuzwierzeńitajemnictokobieta,którauważa,
żepanujenadmężczyzną.
Cóż,miałzasobąmęczącydzień.Musiałprzemyślećswojeczarno-białepodejście
dożycia,któredotądtakdobrzemusłużyło.Życiebyłodużomniejskomplikowane
bez szarych stref. Na dodatek teraz… Teraz jego ciało kłóciło się z umysłem tak
gwałtownie,jakjeszczenigdy,próbującwziąćnadnimgórę,kiedytaksiedziałzjej
stopaminaswoichkolanach.
–Jakto?–zapytałazzaciekawieniem.–Sądziłam,że…
–Żejestemwczepkuurodzony?
–No,cośwtymrodzaju.
–Masztrochęracji.–Ostrożniedotknąłjednegozplastrówizsatysfakcjąprzyj-
rzałsięswemudziełu.–Jestempotomkiemdwóchzamożnychrodzin.Moirodzice
mielitylepieniędzy,żesaminiewiedzieli,coznimirobić.Niestety,żadneznichnie
zostało wyposażone w wystarczającą porcję zdrowego rozsądku ani umiejętności
dobregozarządzaniamajątkiem.
Uśmiechnąłsiękpiącoiwstał.Rozprostowałplecy,zamknąłapteczkęipodszedł
dookna.Stałtamkilkasekund,zupełnienieruchomo,wpatrzonywulicęwdole.
–Tojestdopieromiłość–odwróciłsięizbliżyłdołóżka.–Bratniedusze,wspólna
budowazwiązkuiuczucia,wszystkieteidee,któretakcisiępodobają…
–Ococichodzi?–Zmarszczyłabrwi,zdziwionaizagubiona.
–Chodzimioto,że…–uśmiechnąłsięzimno,nieprzyjemnie.–Nawłasnejskórze
doświadczyłemtego,jakdwiebratnieduszepotrafiąnarzucićinnymstylżycianasą-
czonyobsesjąipragnieniemdestrukcji.Moirodzicepobralisiębardzomłodoijesz-
cze przed czterdziestką zdołali roztrwonić większość odziedziczonych pieniędzy,
marnieinwestującimarnującogromnesumynaidiotyczne,pseudoekologicznepro-
jekty.Obojeżyliwcałkowitymoderwaniuodrzeczywistości.Tak,bylibardzozako-
chani,alegdybywichmałżeństwiebyłoodrobinęmniejmiłości,awięcejzdrowego
rozsądku,możeniestracilibycałegomajątku.Stałosięjednakto,costaćsięmiało,
iostatecznietojamusiałemratowaćichprzedkomornikiem.
–Ty?
–Tak.Wydawałoimsię,żemajątylepieniędzy,żenigdyimichniezabraknie.
–Więczrezygnowałeśzmarzeńomedycynienarzeczbardziejdochodowejprofe-
sji?
–Nierozczulajsię,mojadroga.Raczejniemogęnarzekaćnaswójstylżycia.
–Nie,ale…Wgruncierzeczypieniądzeniemająwielkiegoznaczenia,prawda?
–Itowłaśniedlategokażdąchwilępoświęcaszwspinaniusięposzczeblachkarie-
ryorazwalceostabilizacjęfinansową?Mówiłemcijużohipokryzji,pamiętasz?
Zaczerwieniłasię.Stałnadnią,wysokiiprzytłaczającyswojąfizycznością.Nagle
zaschło jej w ustach. Nie potrafiła oderwać od niego oczu. Uświadomiła sobie, że
jej nogi są zupełnie obnażone, sukienka krótka i lekka, serce pompuje krew dużo
szybciejniżzwykle,apączkinaszczytachpiersistałysiętwardeinaprężone.
–Natympolegastrategicznaróżnicamiędzynami–rzekłpowoli.
Podciągnęłasięwyżejnapoduszkach,świadoma,żeonogarniawzrokiemdługie,
smukłeliniejejciała.Pochwilinachyliłsięioparłdłonienałóżku,zbliżająctwarz
dojejtwarzy.
–Janigdyniezrezygnowałemzdobrejzabawynarzeczjakiegoścałkowicienie-
realnegomarzeniaodoskonałości,marzenia,któreniemacieniaszansynaspełnie-
nie.
–Wcaletegoniezrobiłam!
–Nie?Akiedyostatnirazuprawiałaśseks?
DużypokójskurczyłsięnagledorozmiarówtekturowegopudełkaiKateodkryła,
żemapoważneproblemyzoddychaniem.Otworzyłausta,żebypowiedziećcośroz-
sądnego,aleopanowanakobieta,któraprzyrzekłasobie,żenigdy,aletonigdynie
znajdziesiępodwpływemtegomężczyzny,zniknęłabezśladu.Jejmiejscezajęłazu-
pełnieinnaistota,kobietawszponachpożądania,kobieta,któraczuła,jakjejopa-
nowanepragnieniemciałopłonie…
–Ja…
–Kiedyostatnirazdałaśsięponieśćpożądaniu?Bowidzisz,przyszłomiwłaśnie
dogłowy,żedzisiaj,możepierwszyrazodlat,wyszłaśgdzieświeczoremwstroju
innymniżteciotkowate,biuroweciuchy…
–Jesteśniesprawiedliwy–wyszeptała,urażona,boprzecieżmiałrację,absolutną
rację.
–Możeijestemniesprawiedliwy,alemówięprawdę.Kiedyostatnirazczułaścoś
poza pragnieniem, żeby bez reszty pogrążyć się w pracy, ponieważ tylko w pracy
widziszucieczkęprzedstylemżyciaswojejmatki?Tomarnaegzystencja.
–Nieprawda…
– Marna. Sucha i sterylna. Uciekasz przed uczuciami, czekasz na tę Wielką
Rzecz,atymczasemżycieomijaciębezpowrotnie.
–Niewszystkowiążesięzseksem!
Alessandronieodpowiedział.Niemusiał.
Wyczytałazamiarwjegooczachiwiedziała,żeplanujejąpocałować,isamatego
chciała.Pragnęłagokażdątkankąswegowygłodzonegociała,imiaławnosiefakt,
żeniemiałotonajmniejszegosensu.
JegoustaprzylgnęłydojejwargiKateaniprzezsekundęnieodniosławrażenia,
żeznalazłasięwewładzymężczyzny,którychcebrać,nicniedającwzamian.Po-
całunekbyłnieśpiesznym,czułymspotkaniemjęzyków.Jęknęłacicho,splotładłonie
najegokarkuiprzyciągnęłagodosiebie,tylkopoto,byzarazsięcofnąćipopa-
trzećnaniegoogromnymi,przerażonymioczami.
–Niepowinniśmytegorobić–szepnęłaochryple.
Dobrze wiedzieć, pomyślał Alessandro. Była to najprawdopodobniej ostatnia
rzecz, jaką powinien robić, rzeczywiście, ale sytuacja pierwszy raz w życiu wy-
mknęłamusięspodkontrolii,odziwo,wcaleniemiałochotywalczyćoodzyskanie
panowania.Byłtakpodniecony,żeprawieniemógłmyśleć.
–Lepiejjestzrobićcoś,czegoniepowinniśmyrobić,niżżyćpustymżyciem,opie-
rającsiępokusie–zamruczał.–Alejeślichcesz,żebymprzestał…
–Przecieżjanawetnieakceptujętego,jakijesteś…
–Wiem.
Uciszył ją jeszcze jednym pocałunkiem, tym razem gwałtownym, wymagającym
ipełnympożądania.
Prawieniezauważyła,kiedyznalazłsiętużobokniejnałóżkuikiedyuniósłsię
lekko,byzdjąćkoszulę.Widokjegonagiegotorsu,opalonegoiwspanialeumięśnio-
nego,kompletniejązafascynował.Jęknęłaipodniosłasięnałokciach,żebymusnąć
językiem jego brzuch. Wydawało jej się to dekadenckie i bezwstydne, i trudno jej
było uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Odrzucił głowę do tyłu i wziął głęboki od-
dech,adoniejnagledotarło,żejegodoznaniatojejdzieło.
Ostrożniepołożyłarękęnatwardymwybrzuszeniuwjegospodniachizzachwy-
tempoczuła,jakonmocniejprzyciskajejdłońdosiebie.
– Zaczekaj chwilę. – Na moment wstrzymał oddech i powoli wypuścił powietrze
zpłuc.
–Naco?
–Jeszczenigdyniebyłemtakbliskitego,oczymnawetniechciałemmyśleć…
–Toznaczy?
Spojrzałnajejzarumienionątwarziuśmiechnąłsięszeroko.
–Osiągnięciaorgazmupraktyczniewbrewwłasnejwoli–wyjaśnił.–Pokazaćci,
jaktojest?
Jegociemneoczyobjęłyjąpłomiennymspojrzeniem,czułymimiękkimjakpiesz-
czota.
Tak, to był zły pomysł, na pewno. Pomysł całkowicie sprzeczny z jej zasadami.
Seksniebyłdoznaniem,któremumożnabyłopoddaćsię,ottak,bezzastanowienia,
seks powinien stanowić część starannie i świadomie budowanego związku, powi-
nienbyćodkrywcząpodróżą.
Alessandro Preda był zainteresowany odkrywczymi podróżami w tym samym
stopniu co pirat, który zdobywa abordażem kolejny statek, lecz ona pragnęła go
całąsobą.Iczyniemiałracji?Wiciebezpiecznegogniazdkatakjąpochłonęło,że
zupełniezapomniałaoświeciepełnymprzeżyć,zabawyiprzygód.
Dlaczegomiałabynieprzyjąćwyzwaniaipójśćnaprzódzduchemchwili,pierwszy
razwżyciu?
–Pracujędlaciebie…
–Myślę,żejużzapóźnosięnadtymzastanawiać.
Objąłjąudamiisięgnąłdozapięciaspodni.Samiecalfa,wstuprocentach,prze-
mknęłojejprzezgłowę.Pożeraczkobiecychserc,wstuprocentach.
Czułasięjednakcałkowiciebezpieczna.Wiedziała,żektośtakijakonniemoże
złamaćjejserca.Tacyjakonrazporazłamalisercejejmatki,zwodzilisłabekobie-
tynamanowceiodwodzilijeodrozsądku,aleprzecieżona,Kate,całeżyciepraco-
wałanadtym,abyuodpornićsięnatakichmężczyzn.Aco,jeślitymrazemokaże
się,żeniejestcałkowicieuodporniona,oczywiścietylkopodwzględemfizycznym?
Jakośsobieztymporadzi,napewno.
Takwyglądałożyciechwilą,czylicoś,czegonigdydotądnierobiła.Jednakteraz
chciałatozrobić,ponieważczuła,żeAlessandromiałrację–lepiejświadomiecoś
przeżyć,niżpóźniejgorzkożałowaćwłasnegotchórzostwa.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Cieniutka sukienka podjechała wysoko, odsłaniając nagie uda. Kate z zapartym
tchempatrzyła,jakAlessandrosięgarękądotyłuikładziejąmiędzyjejnogami.
Topniała jak masło pod wpływem wysokiej temperatury. Gdy mocniej przycisnął
dłoń, jęknęła ochryple, a jej powieki zamrugały. Rozluźniła wszystkie mięśnie, za-
praszając go, by wsunął rękę pod jej wilgotne majtki i potarł palcami najczulsze
miejsce.
–Podobacisięto,cocirobię?–zamruczał.
Kiwnęła głową, całkowicie oszołomiona i pełna niedowierzania, że to naprawdę
ona,rozsądna,praktyczna,wiecznieostrożnaKateWatson,którazawszeplanowa-
ła swoje poczynania w najdrobniejszych szczegółach i zawsze starała się mieć
wszystkopodkontrolą.
–Nietak–wychrypiała,ztrudemrozpoznającwłasnygłos.
Natychmiastzabrałrękę.
–Tybestio–uśmiechnęłasięnawidokpsotnegobłyskuwjegooczach.
–Pozwolęcizrobićtosamo–oświadczyłkojącymtonem.–Czasamidobrzejest
takbardzozbliżyćsiędosamejkrawędzi,bopóźniejtymintensywniejprzeżywasię
ostatecznespełnienie.
Podniósłsięipowolirozebrał.Dłoniemudrżały,sercewaliłojakszalone,niebar-
dzowiedział,cosięznimdzieje.Nigdydotądniezdarzyłomusięcośtakiego,za-
wszecałkowiciepanowałnadswoimciałemireakcjami.
Alenietymrazem.
Patrzyłananiegozafascynowana,dziwnieonieśmielonaichybatrochęprzestra-
szona.Byłabsolutniedoskonały,oczywiściefizycznie.
–Musiszdużoćwiczyć–odezwałasięcicho.
–Przyjmujętojakokomplement–uśmiechnąłsię.
Gdyzdjąłbokserki,prawiezemdlałanawidokjegoimponującegoczłonka.Przez
chwilęzastanawiałasię,jaktosięstało,żeznalazłasięwjegołóżku,obokjegona-
giego,rozpalonegociała,opętanapragnieniem,byjaknajszybciejzdjąćzsiebiesu-
kienkę, ponieważ nawet tak niewielki skrawek materiału stanowił barierę między
nimi.
Niebyłasobą,ajednakwszystkotowydawałojejsięnajzupełniejnaturalne.Uło-
żyłasięnaboku,takżebypatrzećwjegotwarz,ibezresztyzatonęławjegociem-
nych,granatowoczarnychoczach.
–Powiedziałaś,żepodobacisięmojeciało–szepnął,odsuwającwłosyzjejtwa-
rzy.
–Tak?
–Miałaśrację,sporoćwiczę.
–Kiedy?Myślałam,żemieszkaszwbiurze.
–Dużopracuję,aleidużosiębawię.Totakispecjalnyrodzajrównowagi.
Wiedziała, co miał na myśli – nie chodziło mu o treningi na siłowni, lecz o seks.
Seksbezzobowiązań,zpięknymikobietami,któreniestawiałymużadnychwarun-
kówaniżądań.
Takczyinaczej,niemiałotożadnegoznaczenia.Pragnęłagoiwreszcieczuła,że
naprawdężyje.
–Dlaczegoja?–zapytała.–Niejestemdoświadczona,wprzeciwieństwiedoin-
nychtwoichkobiet,powinnamcięostrzec…
–Wporządku,aleterazchybajużczaszdjąćtęsukienkę,niesądzisz?Jestbardzo
ładna,leczwtejchwilinajchętniejwidziałbymjąnapodłodze.
Katewsunęładłoniepodrąbeksukienki,gotowazrzucićjąprzezgłowę,onjed-
nakjąpowstrzymał.
–Nietakszybko.
–Jakto?
–Poproszęostriptiz.–Wygodnieoparłsięopoduszkiizałożyłręcezagłową.
–Nigdynierobiłamstriptizu…
Inigdyniemiałanatoochoty,leczteraznamyślotychciemnychoczach,całkowi-
cieskupionychnaniejitylkonaniej,delektującychsięwidokiemjejciała,ogarnęło
jąniepohamowanepodniecenie.
Czy to znaczyło, że jest słaba? Słaba jak jej matka? Bezbronna w towarzystwie
atrakcyjnego mężczyzny? Niezdolna posłuchać głosu rozsądku? Podporządkowana
reakcjom,nadktóryminiemiałażadnejkontroli?
Nie.Dobrzewiedziała,żetakniejest,niemogłasięjednakoprzećwrażeniu,że
nazawszeżegnasięzdawnąKate.
–Jeśliniechcesz,niemusisztegorobić.
–Dlaczegomiałabymniechcieć?
–Powiedzmicoś–rzekł,przyglądającjejsięuważnie.–Czyzawszekochałaśsię
wciemności?
Zaczerwieniła się gwałtownie, co oczywiście było jasną odpowiedzią. Wyciągnął
rękęidelikatniepogłaskałjejramię.
–Nigdyniechciałaświdzieć,corobisz?
–Spałamzpewnymmężczyznądokładnieczteryrazy–wyrzuciłazsiebiewzdy-
szanympośpiechu.–Inigdy…Możegdybylepiejułożyłosięmiędzynami…
Nie,nawetgdybyonaiSamnadalbylirazem,itaknigdynieprzeistoczyłabysię
wtęzmysłową,trochęwyuzdanądziewczynę.Wciążrozbierałabysięwciemności,
ponieważ Sam nie budził w niej tych szalonych, niemożliwych do opanowania pra-
gnień.
Stanęławmiejscu,gdzienapodłodzeleżałyporzuconerzeczyAlessandra,ibar-
dzo powoli, ze zdumiewającym brakiem onieśmielenia, zdjęła sukienkę i rozpięła
biustonosz.
Alessandrowstrzymałoddech.Byłasmukła,aleniechuda,ajejuwolnionezbiu-
stonoszapiersibyłykrągłeijędrne,odużychróżowychsutkach,którewręczbłaga-
ły,abyjessać.
Zsunęłamajtkizbioder iwyprostowałasię,cudownie kobieca,zmięciutkim pu-
chemmiędzynogami.Jeszczenigdyniebyłtakpodniecony.
Kiedywyciągnęłasięujegoboku,rozsunąłjejudaswoim.Zacisnęłapalcenajego
ramionach i popatrzyła na niego spod wpółprzymkniętych powiek, pijana pożąda-
niem,całkowiciewjegomocy.
Pocałowałjąnamiętnie,nieśpieszniesunącwargamiposmukłejkolumniejejszyi
iramionach,ażwreszciekilkarazyokrążyłjęzykiempąkjejpiersi,wziąłgodoust
izacząłpowolissać.
Katebyłapewna,żeumarłaiznalazłasięwniebie.Wcałymjejcielewibrowały
rozkoszne,cudownedoznania,którenasiliłysięjeszczebardziej,gdyjegodłońwsu-
nęłasięmiędzyjejnogi,abypieścićjąpalcamiwsposóbniewypowiedzianieintymny
ierotyczny.
Byłazachwyconatym,cozniąrobił.
Iniemiałacieniawątpliwości,żejejciałodopieroteraznaprawdęobudziłosiędo
życia.Zamknęłaoczyiwestchnęła,czując,jakjegowargiijęzykrozpoczynajązmy-
słowąpodróżodjednejpiersidodrugiej.Zawszemyślała,żewolałabymiećmniej-
szybiust,leczteraz,patrzącnapochylonąnadjejsutkamiciemnągłowęAlessan-
dra,zdumąuświadomiłasobie,żeonniemożesięniminasycić.
Poruszyłasiępodjegopalcami.Wsunąłjegłębiej,podniecającjądonieprzytom-
ności.
–Proszę…–wyszeptała.
Oderwałustaodjejpiersiiuniósłgłowę,abynaniąspojrzeć.
–Ocoprosisz?
–Przecieżwiesz…
–Możeiwiem,alemuszętoodciebieusłyszeć.
–Mamcipowiedzieć,żeciępragnę?Teraz,wtejchwili?Żeniewytrzymamjuż
dłużej?Że…
–Żechciałabyśszczytowaćpodmoimipalcami,leczwoliszpoczućmniewsobie?
Powtarzajzamną…
–Niemogę!–krzyknęła.
Alessandrouśmiechnąłsięiodsunąłnamoment,pewniepoto,bynałożyćprezer-
watywę. Gdy wrócił, czekała na niego gorąca i otwarta. Wszedł w nią jednym
pchnięciemijejnapiętemięśnierozluźniłysię,otaczającjegotwardyczłonek,akie-
dyzacząłporuszaćsięwniej,krzyknęłaznowu,oszołomionarozkoszą.
Razemruszyliwdrogęnaszczytidotarlitamprawiewtejsamejchwili,zmęczeni
inasyceni.
Alessandro zsunął się z niej i przez parę sekund daremnie starał się wrócić do
równowagi.Miałwrażenie,żeznalazłsięnaobcejplanecie,żenauczyłsięchodzić
powodzieizupełnieniemiałpojęcia,skądsięwzięłotouczucie.
Kateodsunęłasiępośpiesznieiprzykryłależącązbokunarzutą.Zdawałasobie
sprawę,żejestdlaniegotylkojednązwielu,aleniechciała,bypotraktowałjątak
jakjejpoprzedniczki.Jeszczenie,nieteraz,gdyodkryłatęszaloną,zmysłowąstro-
nęswojejnatury,zktórączułasiętakwspaniale.
Oczywiścieniezamierzałatrzymaćsięgozawszelkącenę,wżadnymrazie.Przy-
jechałatujakojegopracownica,aonbyłprzedewszystkimjejpracodawcą,praw-
da?
Naglepoczułapotrzebę,abygootymzapewnić.
–Niewiem,cosięmiędzynamiwydarzyło–odezwałasięzpewnymwahaniem.–
Aletoniezmieniafaktu,żetytoty,ajatoja.Jesteśmoimszefem,więcbyćmoże
popełniliśmybłąd…
– Wyjdźmy wreszcie poza ramy tej idiotycznie służbowej sytuacji, dobrze? – za-
mruczałleniwie.
–Łatwocitomówić.–Jegoniewzruszonapewnośćsiebieiprzekonanie,żemoże
robić,cochce,bezżadnychreperkusji,dotknęłyjądożywego.–Tymożeszprze-
cieżwkażdejchwilizwolnićmnie,jeśliuznasz,żejestemdlaciebiezbędnymobcią-
żeniem.
–Aokażeszsiętymzbędnymobciążeniem?Zamierzaszzrobićcoś,czegomusia-
łabyśsięwstydzić?
Nawet nie przyszło mu do głowy, że mogłaby być jedną z tych, które sprzedają
łzawetekstyoromansiezbogatymszefembrukowcom,chociażoczywiściewżad-
nymstopniuniezachwiałobytojegoświatem.Nieobchodziłogo,comyślelionim
ludzie, lecz nieoczekiwana myśl, że mogłaby się okazać tandetną poszukiwaczką
złota,obudziławnimgłębokiniesmak.
Dlaczegowcześniejniewziąłtejmożliwościpoduwagę?
Wyrazpogardy,którypojawiłsięnajejtwarzy,powiedziałmu,żedotkliwiejąob-
raził.
–Musiałemzapytać–powiedziałchłodno,przewracającsięnaplecyiprzenosząc
wzroknasufit.
–Naturalnie–przytaknęłasarkastycznie.–Tonajzupełniejnormalne,pewniekaż-
dąkobietępytasz,czyzarazposeksieztobązamierzazadzwonićdoredakcjijakie-
goś kolorowego pisemka, na przykład, i za tłustą sumkę zdradzić im wszystkie in-
tymneszczegóły.Jeżelisądzisz,żewskoczyłamdotwojegołóżkapoto,abywjakiś
sposóboskubaćcięzpieniędzy…
Odwróciłsiętwarządoniejipopatrzyłnaniąbezuśmiechu.
–Wmoimświecieniczegonietraktujesięjakorzeczypewnej.
–Wtakimraziemusitobyćbardzosmutnyświat–westchnęła.–Przepraszam,
możeniepowinnambyłatakzareagować,alepoprostuniewiem,jakodnosićsiędo
ciebiepotym,cosięstało.Czuję,żeniemogębyćztobąszczera,boniepotrafię
zapomnieć,kimjesteś,iciąglesięzastanawiam,dlaczegowszystkotaksięskompli-
kowałoijaktorozplątać…
Wiedziałajednak,żejakośmusisobieztymporadzić,ponieważbyłodlaniejjasne
jaksłońce,żepopowrociedoLondynunicjużmiędzyniminiebędzie.
–Niemartwsię,niezamierzambłagać,żebyśmnieniezostawiał–dodałaspokoj-
nie.
–Wiem.
–Naprawdę?
–Tak.Szukaszswojejbratniejduszy,ajazcałąpewnościąniąniejestem.To,co
nasnamomentpołączyło,byłojedyniefizycznympożądaniem.
–Niejestemekspertkąwtejdziedzinie–zaczerwieniłasię.
–Bardzocidotwarzyztymrumieńcem–wymamrotał.–Wyjaśnijmysobiejedno:
niemusiszchodzićdookołamnienapaluszkach.Kiedyleżysznagawłóżku,nieje-
steśmojąpodwładną.
Aco,kiedyjużniebędęleżałanagawłóżku,pomyślałaztrudnymdozrozumienia
smutkiem. Kiedy znowu usiądę za biurkiem, ubrana w jeden z moich kostiumów?
Pochłoniętapracąnadprojektami,którymimniepewniezarzucisz?
–Musiszmicośobiecać–oznajmiłapoważnie.
–Nielubięobietnic,zwłaszczatychskładanychkobietom.
–Tębędzieszjednakmusiałmizłożyć.–Wzięłagłębokioddechipowoliwypuściła
powietrzezpłuc.–No,chybażewolisz,żebymsięubrałaipokuśtykaładoswojego
pokoju!
–Czytoszantaż?–zapytałzimno.–Boszantażjestczymś,czegonieznoszęjesz-
czebardziejniżskładaniaobietnic.
–Nie,toniejestszantaż.Zawszejesteśtakipodejrzliwy?Nie,niemusiszodpo-
wiadać,wiem,żejesteśpodejrzliwyinicniemożesznatoporadzić.Obiecajmi,że
kiedywrócimydoLondynu,nicjużmiędzynaminiebędzie.Iżenigdydotegonie
wrócimy, nawet w rozmowie. Będziemy udawać, że to się w ogóle nie wydarzyło,
dobrze?
Alessandrouniósłbrwi,ponieważjeszczenigdyżadnakobietanieuprzedziłago,
zrywającznimpierwsza.Wzruszyłramionamiidoszedłdowniosku,żenicniestoi
naprzeszkodzie,byzłożyłtęobietnicę.Będąrazemprzeztydzień,apotygodniuon
będziewpełnigotowyzacząćsięrozglądaćzanastępną.KateWatsonbyłaniezwy-
kleseksownąiolśniewającopięknąkobietą,alezcałąpewnościąniebyławjegoty-
pie.Oczekiwałaodmężczyznyczegoświęcejniżprzelotnegoromansu,ajegointe-
resowaływyłączniechwiloweznajomości,więcsprzecznośćinteresówbyłatudość
oczywista.
–Umowastoi?–spytała.
–Umowastoi.–Popatrzyłnaniązrozbawieniem.–Możemyprzypieczętowaćją
uściskiemdłoni.
Byłaskomplikowanąosobą.Ambitnąirozczulająconiedoświadczonąkobietą,roz-
ważną,stąpającątwardopoziemispecjalistkąodfirmowychrozliczeń,którapotra-
fiłarumienićsięjaknastolatka.Kryształowouczciwaiszczera,niezdawałasobie
sprawy,żetacechakompletnienieprzydajesięwświecieseksu.Mówiłato,comy-
ślała,inieliczyłasięzkonsekwencjami.
Iwłaśnietakabyładlaniegoprzyjemnymwyzwaniem.
Wprzeciwieństwiedoinnychkobiet.
Pomyślał,żemożeprzyszedłczas,byskończyłznamiętnymiromansamizchętny-
mi,leczpustogłowymisupermodelkami.Niewierzyłwwielkieuczucie,rzeczjasna,
alemożepowinienrozejrzećsięzajakimiściekawszymipartnerkami.
KateWatsonpokazałamu,żebłyskotliwyumysłznaczniezwiększaatrakcyjność
kobiety.Gdybyznalazłkobietę,którastanowiłabywyzwaniedlajegointelektu,roz-
sądną realistkę, która widziałaby małżeństwo jako związek wolny od komplikacji
wynikających z tak zwanej miłości, to może byłoby to idealne rozwiązanie, kto
wie…
–Imożepowinienemcipodziękowaćzatępropozycję–uśmiechnąłsięipowoli
przyciągnąłKatedosiebie.
ROZDZIAŁÓSMY
Alessandroodwróciłobrotowyfotelwstronęzajmującegocałąścianęoknaipo-
patrzyłnaszareniebo.OdkądwrócilizToronto,pogodawLondyniekojarzyłasię
raczejzkapryśnąjesieniąniżzlatem,natomiastwpełniodpowiadałajegonastrojo-
wi.
Wiernadanemusłowu,Katezakończyłaichromanswchwili,gdyopuściliToronto.
–Świetniesiębawiłam–poinformowałagozpogodnymuśmiechem.
–Chciałbymkontynuowaćtęzabawę–odparł.
Terazzgrzytnąłzębami,przypominającsobietamtendzień.Niemiałpojęcia,że
lekkozranioneegomożeażtakmocnoboleć.Czynaprawdębyłtakzarozumiały,że
nie mógł znieść świadomości, że dziewczyna zerwała z nim, zanim sam to zrobił?
Przecieżichromansitakniemiałnajmniejszychszansnaprzetrwanie.KateWat-
sonzależałonastałymzwiązku,aonnajzwyczajniejwświecieniemiałczasunata-
kierzeczy.
Popowrociestarałsięjejunikać.AwansKatezostałpodanydopublicznejwiado-
mości, podobnie jak informacja o wcześniejszym przejściu na emeryturę George’a
Cape’a,więcwgruncierzeczywszystkodobrzesięskończyło.
Tylkoonwcalesięnieczułjakuczestnikhappyendu.
PodwpływemimpulsuwybrałnumerkomórkiKate.Odebrałanatychmiast.
–TuAlessandro.
PodrugiejstronieKatepoczuła,jakjejsercenamomentprzestajebić.Niemusiał
sięprzedstawiać,zawszerozpoznałabytenniski,cudowniemiękkigłos.Podwóch
tygodniachnadalreagowałananiegotaksamo.
Pomyślała,żedobrzezrobiła,kończąccałąsprawę.Niewidziałażadnegopowo-
du,abyczekać,ażonsięniąznudzi.Niemiałacieniawątpliwości,żeniechciałni-
czegowięcejpozaprzyjemnąrozrywką,wprzeciwieństwiedoniej.
Boprzecież,jeślimiałabyćzesobąszczera,musiałaprzyznać,żezakochałasię
wnimbezpamięci.
–Zbieramsięwłaśniedowyjścia–powiedziałachłodno.–Pewniechceszomówić
problemyzwiązanezkontraktemzWilsonami?WiemodRussela,żeniepokoiszsię,
czyniewycofająsięwostatniejchwili.Rozmawiałamznimiiwydajemisię,żeuda-
łomisięichprzekonać.
–Toświetnie.Podrzućmiteczkęzdokumentacją.
–Oczywiście.Ranoznajdzieszjąnaswoimbiurku.
–Nie,proszę,żebyśprzyniosłamijeteraz,odrazu–rzucił.
ParęminutpóźniejAlessandrousłyszałpukaniedodrzwiiwszystkiejegomięśnie
napięłysięwoczekiwaniu.
Gdyweszła,to,cozobaczył,wcalemusięniespodobało.
Miałanasobiepowiewnąsukienkęwstonowanychodcieniachbłękitu,granatowy
kardigan,którywręczpodkreślałjejwspaniałąfigurę,iniebieskiesandałkizbłysz-
czącymikryształkaminapaskach.
–Bardzocięprzepraszam–zacząłpowoli.–Wyglądanato,żecięzatrzymałem,
achybawybieraszsięnajakieśprzyjęcie…
Zaczerwieniłasięgwałtownie.Miałanadzieję,że…żeco,właściwie?Żewezwał
ją,ponieważzaniątęsknił?
–Tusądokumenty.–Położyłajenabiurkuiodwróciłasięnapięcie.
–Zaczekajsekundę.–Alessandronawetniespojrzałnateczkę.–Jakcisięukłada
pracazzespołem?
Zwróciłatwarzwjegostronę,alewzrokutkwiławpunkcienadjegoramieniem.
Takczułasiębezpieczniej.
–Powinieneświedzieć,jakmisięukłada–powiedziała.–Todopieropoczątki,ale
złożyłamjużraportmojemubezpośredniemuszefowi,któryzpewnościąprzekazał
ciinformacje.Jeżelitowszystko…
–Gdziesięwybierasz?–Alessandroniezdołałsiępowstrzymać.
–Wychodzędziświeczorem,ajutrowyjeżdżamnaweekend,więc…
Zacisnąłzęby.Zkimwychodziławieczorem?Dokądwyjeżdżała?Niemógłzadać
jejtychpytań,wżadnymrazie.Sampowiedziałjej,żenajważniejszajestdobraza-
bawa.Iseks.
–Szybkozmieniaszstylżycia–warknął.
Nigdyniebyłzazdrosnyijużjejniepragnął,oczywiście,alechybaniebyłjeszcze
gotowynaprzyjęciedowiadomościfaktu,żeonakogośma.
Gdybezsłowapodszedłdoniejpowoli,cofnęłasię,przerażonajakkrólikuwięzio-
nynaśrodkujezdniwświetlereflektorównadjeżdżającegoauta.
Byłaprzerażona,bodoskonalewiedziała,żeonmożejąznowuzdobyć,wkażdej
chwili.Żemożejąmieć,dosłownienazawołanie.
Jejpiersistałysięnagledziwnieociężałe,sutkistwardniały,gdywyobraziłasobie,
jakjegojęzykliżejeidrażni.Przymknęłapowieki,oszołomionawspomnieniemjego
wargmiędzyjejnogami,jegodużych,silnychdłoninajejudach.Pamiętała,jaksię
czuła,patrzącnajegociemnągłowętam,wtymszczególnymmiejscu,gdyzanurza-
ła palce w jego gęstych włosach, przyciągając go jeszcze bliżej, tak blisko, jak to
tylkomożliwe.
Uderzyłasięokantbiurka,chociażzupełnieniewiedziała,wjakisposóbsiętam
znalazła.
–Wciążmniepragniesz–zamruczałcicho.
Potrząsnęłagłowąwbezradnejnegacji,leczjejoczymówiłyzupełniecoinnego.
Alessandropożądałjejtakintensywnie,żepragnieniełączyłosięzprawiefizycz-
nym bólem. Bardzo powoli pogłaskał palcem jej policzek. Natychmiast odwróciła
głowę,aleoddychałacorazszybciejiwidział,żejejciałocałepłonie.
Nerwowooblizaławargi.
–Niepróbujzaprzeczać–ciągnął.–Aniwmawiaćsobieimnie,żetenfacet,kim-
kolwiekonjest,budziwtobietakiedoznaniajakja…Iniemów,żenieotworzyła-
byśsiędlamnie,gdybymwtejchwiliwsunąłwciebiepalce…
–Nie!–Szarpnęłasiędotyłuijakimścudemzmusiłauginającesiępodniąnogido
aktywności.–Skończyliśmyzesobą,tylkotosięliczy!
Uciekła. Wiedziała, że jeśli teraz na niego popatrzy, jeśli zajrzy w te głębokie,
ciemneoczy,będziemusiałasiępoddać.Aonbawiłsięzniąjakkotzmyszą,wy-
łączniepoto,abyczegośdowieśćsobieijej,dlarozrywki.
Pierwszy raz w życiu poczuła potrzebę rozmowy z matką. Nic w jej życiu nie
układało się w tej chwili zgodnie z planem, znalazła się w jednej z tych sytuacji,
októrychShirleyWatsonwiedziaładokładniewszystko.
WybrałanumerkomórkiShirleyiwybuchnęłapłaczemnasamdźwiękjejgłosu.
–Mamo,wpakowałamsięwstrasznekłopoty–wykrztusiłaztrudem.–Zrobiłam
najgłupsząrzeczpodsłońcem,zakochałamsię…Zakochałamsięwzupełnieniewła-
ściwymmężczyźnie…
–Och,skarbie,toniekoniecświata!Niepłacz,malutka,proszę.Jesteśtakąsilną
dziewczynką…Cocimampowiedzieć?Wiem,żenigdynieakceptowałaśmojegoży-
cia,alelepiejjestzakochaćsięwnieodpowiednimmężczyźnie,niżwogóleniewie-
dzieć,czymjestmiłość,możeszmiwierzyć.PrzyjedźdoKornwalii,przynajmniejna
kilkadni.Morskiepowietrzedobrzecizrobi,spokojniesobiewszystkoprzemyślisz.
Alessandronigdynieuganiałsięzażadnąkobietą.Uganianiesięoznaczałobrak
kontroli,awystarczyłopopatrzećnajegorodziców,bysobieuświadomić,dokądto
prowadzi.Efektemichszalonejmiłościbyłtotalnychaos,którywytwarzalidookoła
siebie.Bylidosiebietakpodobni,żechybazupełnienieświadomiezachęcalisięna-
wzajem do realizowania rozmaitych zwariowanych projektów finansowych. Świat
poprostudlanichnieistniał.
Rozmyślającotymwszystkim,Alessandrospędziłwieczórsam.Wypiłzdecydowa-
niezadużo,potemniemógłzasnąćidoósmejranoprzewracałsięzbokunabok.
Dokądmogłapojechać?Kołodziewiątejuświadomiłsobie,żemusisiędowiedzieć,
boinaczejzwariuje.Wiedział, gdzieKatemieszka,i postanowiłsprawdzić,czyjej
samochód jeszcze stoi pod domem. Co w tym złego? Może znalazła się w jakiejś
trudnej, nawet niebezpiecznej sytuacji, z którą nie była sobie w stanie poradzić?
Apozatymtakczyinaczejmusiałwyjść,kupićsobiekawę,gazety…
Tak,tobędzietakawielocelowawyprawa.
Teraz,gdywiedziałjuż,dokądKatejedzie,Alessandrozwolniłiporazpierwszy
naprawdę zadał sobie pytanie, dlaczego wyruszył w tę podróż, dlaczego śledził ją
jak policjant na tropie poszukiwanego przestępcy. W chwili, kiedy był już prawie
pod jej domem, Kate właśnie odjeżdżała. Na tylnym siedzeniu jej samochodu do-
strzegłwalizkę,tęsamą,którązabraładoToronto,iwpadłwewściekłość.
Jakaśczęśćjegoumysłuuznała,żewjejżyciuniemanikogonowego,główniedla-
tego,żewciążczułacośdoniego,alenajwyraźniejmocnosiępomylił.
Terazbyłjużprzekonany,żewybierałasięnajakiśszaleńczyweekend,jednaknie
mógłjejzatrzymaćizażądaćwyjaśnień,niemógł,niezwariowałjeszczedokońca.
Więcruszyłzanią,boniewidziałinnegowyjścia,ityle.
Nie miała pojęcia, jakim wozem on jedzie. Na szczęście miał ich kilka i czarny
rangeroverznaczniemniejrzucałsięwoczyniżferrari.Trzymałsięwbezpiecznej
odległościzanią,alepewnieniezwróciłabynaniegouwagi,nawetgdybyprzykleił
siędojejzderzaka.
–O,mójBoże!
–Cotakiego?
–Przydrzwiachstoijakiśmężczyzna,bardzoatrakcyjny…
Kate miała dosyć atrakcyjnych mężczyzn. Nie była zainteresowana, a poza tym
całkowiciepochłonęłojąuwalnianiesięodtroskzapomocąciastek,któreusłużny
kelnerpostawiłnastoliku.Jejmatkaledwonadgryzłajedno,natomiastonabyłajuż
przyczwartym.Cóż,widaćjejprzeznaczeniembyłozostaćotyłąstarąpanną,mu-
siałasięztympogodzić.
–Onidziewnasząstronę…
Zagubiona w myślach, gdy usłyszała jego głos, w pierwszej chwili pomyślała, że
mahalucynacje,jednakszybkozdałasobiesprawę,żejejmatkawpatrujesięwko-
gośzajejplecami,aznajomygłospowiedziałcośjeszcze.
ZgorączkowobijącymsercemKateodwróciłasięizobaczyłago.
Patrzyłnaniąztrudnymdorozszyfrowaniawyrazemoczu.
– Przynajmniej kilka razy przekroczyłaś dozwoloną prędkość na autostradzie –
bąknął.
Nie potrafił zidentyfikować szalejących w nim uczuć, z wyjątkiem jednego –
ogromnej ulgi, trudno było bowiem mieć jakiekolwiek wątpliwości, że siedząca
zKateprzykawiarnianymstolikukobieta,starszaodniej,leczwciążbardzoładna,
jestjejmatkąiosobą,zktórąKatezamierzałaspędzićweekend.
– Nazywam się Alessandro – Z wyciągniętą ręką odwrócił się do blondynki. –
ApanipewniejestmamąKate…
–Cotytutajrobisz?
Katewkońcuodzyskałagłosiwjednejchwiliogarnąłjągniew.Czyprzyjechałza
niąpoto,żebyjejdowieść,żewciążmananiąogromnywpływ?
–Kochanie,zostawięwassamych,dobrze?–odezwałasięShirley.–Muszęjesz-
czezrobićdrobnezakupy,zupełniezapomniałam…
Podniosłasięisięgnęłapotorbę,całkowicieignorującbezsilnyokrzyk,którywy-
rwałsięzpiersijejcórki.Katezprzerażeniempatrzyła,jakjejmatka–jejnielojal-
namatka–zuśmiechemmacharękąiodchodzi,zwalniającmiejscedlaAlessandra.
Usiadł,aninamomentnieodrywającwzrokuodjejtwarzy.
–Jakśmiałeśzamnąpojechać?Cotysobiewyobrażasz?!
–Niepokoiłemsię.
–Niepokoiłeśsię?!Cotomaznaczyć?!
Ależbyłprzystojny…Zmęczony,bledszyniżnormalnie,tofakt,leczitakpopro-
stuoszałamiający…
–Comiałemzrobić,kiedywoczywistysposóbniechciałaśmipowiedzieć,dokąd
jedziesz?–zapytałobronnymtonem.
–Uznałam,żetonietwójinteres,poprostu!
–Toniejestodpowiedniemiejscenatęrozmowę,Kate.
– To jest idealne miejsce. – Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze
zpłuc.–Posłuchaj,niechcętegowszystkiego.To,comiędzynamibyło,jużsięskoń-
czyło,ityle.Musiszzostawićmniewspokoju,ajeśliniejesteśwstanie,będęmu-
siaławręczyćcimojąrezygnację.
–Nicsięnieskończyło.–Alessandronachyliłsięnadstolikiem,świadomy,żezgi-
nie,jeżeliniepodejmieryzyka.–Niedlamnie.Proszęcię,chodźmygdzieindziej,ta
kawiarniajestzbytciasna,zbytzwyczajnaizatłoczona,żebympowiedziałcito,co
muszępowiedzieć…
–Czylico?Niechzgadnę.Uraziłocię,żeodeszłamipostanowiłeśmidowieść,że
nadalciępragnę.Todlategowczorajwezwałeśmniedoswojegogabinetu!
–Nie,wezwałemcię,bo…bochciałemcięzobaczyć.Nieradzęsobiebezciebie.
Niemiałpojęcia,copowinienpowiedzieć,żebyjązatrzymać,wiedziałjednak,że
najzwyczajniejwświeciemusitozrobić.
–Starałemsięnormalnieżyć,aleniepotrafię–ciągnął.–Cośsięwydarzyło,kiedy
byliśmywToronto…
–Cośsięwydarzyło?–powtórzyłapogardliwie.–Nibycotakiego?
–Niesądziłem,żesięzaangażuję,niezamierzałem…Błagamcię,wyjdźmystąd,
dobrze?Nieszukajpieniędzy,jazapłacę…
Wyszli z kawiarni i ruszyli w stronę parku. Odwróciła się do niego, osłaniając
oczyprzedsłońcem.
–No?
Wziąłjązarękę,którawyraźniedrżała,ipociągnąłwkierunkumałegozakątka
wcieniukatedry.Usiedlinatrawie.
–Powiedz,comaszdopowiedzenia,inieowijajwbawełnę,wporządku?Nieza-
angażowałeśsię,nicztychrzeczy,podobałcisięsekszemną,towszystko.
Objęłakolanaramionami,naglebardzozmęczona.
–Skądmogłemwiedzieć,żetocoinnego?–odezwałsię.–Jakmiałemrozpoznać
różnicę, skoro nigdy dotąd nie miałem do czynienia z taką sytuacją jak ta? Po po-
wrociezLondynuwydawałomisię,żeszybkootobiezapomnę,wystarczy,żeznaj-
dęsobienowąkochankę…
–Tookropne.
–Staramsiębyćuczciwy.Zawszetakrobiłem,kończyłemzjednąkobietąizaczy-
nałemznastępną,inigdynawetniepomyślałem,żenadejdziedzień,kiedyniebędę
wstanietegozrobić.
–Znowumieszaszmiwgłowie–wyszeptałabezradnie.
–Próbujępowiedziećci,coczuję.Pojechałemzatobą,boniemogłemznieśćmy-
śli,żeinnymężczyznabędzieciędotykał,żebędzieszsiędoniegouśmiechała,że…
Nigdynieczułemzazdrości,alerozpoznałemją–uśmiechnąłsięlekko.–Zupełnie
mnieobezwładniła.Niezamierzałem…Niemaszpojęcia,jakbardzociępragnę…
–Pożądanietozamało–powiedziałacicho.
–Dlamnierównież.
Delikatnie przechylił jej głowę i musnął policzek otwartą dłonią, zamykając ją
wichwłasnymświecie.
–Niezamierzałemutracićkontrolinadmoimiuczuciami–rzekłpoważnie.–Wy-
dawałomisię,żewszystkonaprawdękręcisięwokółpieniędzyiseksu,ale…
–Aletonieprawda–dokończyłazaniego.
–Tak.Dotarłotodomnie,bozakochałemsięwtobie.
Katewstrzymałaoddech.Miaławrażenie,żejeśliwypuścipowietrzezpłuc,unie-
siesięwysokoiposzybujenadziemią.
–Zakochałemsięwtobie–powtórzył.–Niewiem,kiedyijaktosięstało,wiem
tylko,żegdymniezostawiłaś,całyświatprzestałistnieć.
–Zraniłeśmnie.Odeszłam,alewciążczekałam,żebyśpomnieprzyszedł.Miałam
nadzieję, że zatęsknisz za mną, lecz ty milczałeś. Kocham cię, Alessandro. Ode-
szłamzprzerażenia,boprzecieżtyniechciałeśstałegozwiązku,ajaniechciałam
niczegoinnego.
– Kochasz mnie? – zapytał drżącym głosem, dziwnie szczęśliwy, że może się nie
starać panować nad sobą w obecności kobiety, której oddał serce. – Twoja mama
pewnietrochęsięzdziwi,prawda?Jakzareaguje,gdyjejpowiemy,żezamierzamy
się pobrać? Bo ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, najdroższa, więc muszę
zadaćcitopytanie.Wyjdzieszzamnie?Będzieszprzymniedokońca,nazawsze?
Urodziszmidużodzieci?
Kateroześmiałasięprzezłzy,którespływałyjejpopoliczkach.
–Niktniezdołamniepowstrzymać!
Iktomówi,żeżycietoniebajka?