Dodd Christina Akademia guwernantek 03 Moc przeznaczenia

background image

Christina Dodd

Moc Przeznaczenia

(Rules of Attraction)

Przełożyła Hanna Rostkowska-Kowalczyk

background image

Dedykuję tę książkę siostrom Hall,

ciotkom i babkom całego pokolenia.

Śpiewaliśmy z nimi piosenki.

Piliśmy oranżadę.

Tańczyliśmy.

Tworzyliśmy rodzinę.

Dziękuję Wam.

To Wam zawdzięczam

wspaniałe wspomnienia.

background image

ROZDZIAŁ 1

Panna Hannah Setterington,

jedyna właścicielka

Znakomitej Akademii Guwernantek

oferującej przez ostatnie trzy lata

najbardziej kompetentne guwernantki,

damy do towarzystwa i nauczycielki,

pragnie zawiadomić, że sprzedała

Znakomitą Akademię Guwernantek

za duże pieniądze i zamierza zająć się

prześladującymi ją wspomnieniami z przeszłości

4 maja 1843 roku.

W tym momencie panna Hannah Setterington mogła z całą pewnością

stwierdzić, że jest sama. Absolutnie, całkowicie sama. Wypuściła z ręki walizkę,
która z głuchym łoskotem upadła na deski peronu i rozejrzała się, patrząc w
zmrok zapadający nad hrabstwem Lancashire. Pomiędzy pobliskimi drzewami
nie było widać żadnych zabudowań. Nie można było dostrzec żadnych świateł,
nie słychać było ludzkich głosów i śmiechu, brakowało choćby śladu poświaty,
którą nad Londynem widać nawet w najczarniejszą noc. Nie mogła dostrzec też
zarysu gór, wznoszących się na północy. Noc i mgła zapadły nad ziemią, po
pociągu pozostało tylko oddalające się dudnienie. W tej sytuacji pomyślała, że
najrozsądniej byłoby zrezygnować z tej posady – opiekunki wiekowej ciotki
markiza Raeburna.

Komu jednak miała oznajmić swoją decyzję? Na polnej drodze, okrążającej

łukiem pobliskie wzgórze i niknącej w oddali, nie było widać służącego, który
powinien po nią wyjechać. Poza tym przyjechała tu z misją. Przyjechała, żeby
zrealizować pragnienie swego serca i postanowiła, że nie wyjedzie, dopóki nie
wypełni swojego zadania.

Choć była przekonana, że nie mogła się pomylić, wygrzebała z torebki list,

przysłany przez ochmistrzynię, która zaproponowała jej pracę. Wytężając wzrok
w szybko zapadającym zmroku, przeczytała piękne, odręczne pismo pani
Trenchard. Proszę przyjechać piątego marca i wysiąść na stacji Presham
Crossing. Hannah wiedziała, że dziś jest piąty marca. Przeniosła wzrok na
tablicę umieszczoną nad peronem. „Presham Crossing" – głosiła dumnie.

Wyślę powóz, który przywiezie panią do zamku Raeburn, gdzie markiz

niecierpliwie oczekuje pani przybycia.

Hannah znów wbiła wzrok w wąską drogę. Żadnego powozu. Żadnej służby.

Zupełna pustka. Wsunęła z powrotem list do torebki i westchnęła głęboko,
zastanawiając się, czemu tak ją zdziwił ten dowód zaniedbania. Z jej

background image

doświadczeń wynikało, że większości ludzi brakowało dobrej organizacji, która
leżała w jej naturze. Ta cecha pomogła jej przez ostatnie trzy lata prowadzić
Akademię Guwernantek tak skutecznie, że gdy zwróciła się do Adorny, lady
Bucknell, z prośbą o pomoc w sprzedaży szkoły, Adorna sama ją kupiła.
„Potrzebuję jakiegoś zajęcia, odkąd Wynter przejął rodzinne interesy" –
powiedziała, podpisując czek na sporą sumę. W ten sposób, w wieku dwudziestu
siedmiu lat, Hannah znalazła się w godnej pozazdroszczenia sytuacji osoby,
która nie potrzebowała podejmować nowej pracy. Oczywiście nie zamierzała z
tego korzystać. Odkąd sięgała pamięcią, zawsze pracowała. Szyła, wykonywała
rozmaite zlecenia, pomagała jako pokojówka. Nawet w szkole starała się zawsze
być najlepsza... A potem nastąpił ten krótki, straszny, a jednocześnie cudowny
czas, kiedy nie miała żadnego zajęcia.

Opatuliła się szczelniej peleryną i znów spojrzała na drogę, jednak nadal

było na niej pusto, zaś ciemność zapadała coraz szybciej.

Ostatnimi czasy zbyt często wspominała te dni, kiedy była bezużyteczna,

niepotrzebna, traktowana jak czyjaś własność. Czuła się zakłopotana
klarownością swoich wspomnień, ale nie była zdziwiona. Zawsze, kiedy
docierała w swoim życiu do rozstaju dróg, a codzienne zajęcia przestawały
pochłaniać każdą sekundę, kierowała myśli ku przeszłości i znów się
zastanawiała. W chwilach takich jak ta, gdy stała samotnie, otoczona pasmami
mgły przesłaniającymi gwiazdy i odcinającymi ją od świata, rozważała, co by
się stało, gdyby wróciła do Liverpoolu, gdzie czekała na nią jej przeszłość.
Zawsze jednak odrzucała ten pomysł. W końcu była zbyt wielkim tchórzem,
żeby zmierzyć się z konsekwencjami swoich młodzieńczych postępków.
Równocześnie była zbyt mądra na to, żeby je teraz rozpamiętywać.

Schowała brodę w wełnianym szaliku, dłonie, choć w rękawiczkach,

dodatkowo ukryła w rękawach i zaczęła myśleć o pożyteczniejszych sprawach –
co ma robić. Służący po nią nie wyjechał, nigdzie nie widać było wioski, a noc
robiła się coraz chłodniejsza.

Na pewno nie zamierzała wpadać w panikę tylko dlatego, że o niej

zapomniano.

Przynajmniej wiedziała, że nie podążał za nią nikt z Londynu.
Jednym z wielu powodów, dla których przyjęła tę propozycję, było

podejrzenie, że ktoś ją śledzi. Bo jak inaczej wytłumaczyć można fakt, że
zawsze jeden z trzech ponurych, jednakowo ubranych dżentelmenów, którzy
wynajęli dom po drugiej stronie ulicy, znajdował się na targu w tym samym
czasie, co ona, chodził do teatru wtedy, kiedy ona, a nawet pojawił się w Surrey,
gdy pojechała na chrzciny drugiego dziecka Charlotty i odwiedzała Pamelę. Kto
mógłby tak bardzo się interesować skromną właścicielką londyńskiej szkoły,
żeby ją śledzić na każdym kroku?

Tylko jeden człowiek... który nie mógł przecież o niej zapomnieć.

background image

Toteż kiedy pojawiła się oferta pracy jako opiekunki starszej damy w

Lancashire, uznała to za zrządzenie losu. Sprzedała szkołę i wymknęła się z
Londynu. Ktoś nieświadomy niczego mógłby nazwać to ucieczką. Hannah
wolała określenie „urlop". Energicznie kiwnęła głową. Tak, urlop potrzebny,
żeby się zastanowić nad przyszłością. Przyszłością Hannah Setterington.

Nadal nie było ani śladu powozu. Przypomniała sobie rady, jakich udzielała

swoim uczennicom w szkole guwernantek – żeby kierować się rozsądkiem, a nie
urazą. Jeśli nikt nie pojawi się w ciągu godziny, zacznie iść drogą w nadziei, że
prowadzi ona do Presham Crossing. Tam zaś wynajmie kogoś, kto ją zawiezie
do zamku Raebura. Po przybyciu na miejsce udzieli zdecydowanej nagany
ochmistrzyni, pani Trenchard. Szlachetnie urodzone kobiety, podejmujące pracę
guwernantki czy opiekunki, nierzadko bywały przedmiotem szykan ze strony
domowej służby. Hannah zamierzała tak rozpocząć pracę, żeby nie było
wątpliwości, iż oczekuje szacunku. Jeśli byłoby to niemożliwe, wolałaby o tym
wiedzieć od razu, by nie przywiązywać się do wiekowej ciotki, która, według
listownych zapewnień, była uroczą, choć czasem nieco zagubioną, damą.

Hannah uśmiechnęła się do siebie. Lubiła starsze panie. Przez sześć lat była

damą do towarzystwa lady Temperly i miała okazję podróżować z nią po
świecie, oglądając widoki, o jakich wcześniej mogła jedynie marzyć. Podróże z
lady Temperly bardzo różniły się od przenosin z matką z miejsca na miejsce,
którym towarzyszyło lekceważenie i drwiny drobnych właścicieli ziemskich i
ich prawowitych małżonek. Wędrówki po kontynencie otworzyły jej oczy na
nowy, inny świat...

Gdzieś z oddali, z lewej strony, dobiegł żałosny jęk. Zamarła, przez krótką

chwilę zastanawiając się, jakie dzikie zwierzę mogło się włóczyć w tak
niewielkiej odległości od gór. Potem usłyszała jeden stuk, potem następny...
odprężyła się z westchnieniem ulgi. Rozpoznała te dźwięki. Ktoś zjeżdżał ze
wzgórza i jechał w jej stronę. Zapominając o chwilowym strachu, podeszła do
krańca peronu i przystanęła, wyczekując, pewna, że ktoś jedzie właśnie po nią.
Co z tego, że nie był to powóz – nikt inny nie wyruszałby w drogę w taki
nieprzyjemny wieczór.

Chociaż wytężała wzrok, nic nie mogła dostrzec. W końcu po jakimś czasie

we mgle pojawiła się poświata, a następnie zatrzymał się przed nią drewniany
wóz. Do jego boku przymocowana była lampa, w której świetle ujrzała
wychudłego typa, trzymającego lejce szkapy o zapadłym grzbiecie. Kiedy
mężczyzna otworzył usta, natychmiast otoczyły go opary piwa, które dotarły
nawet tam, gdzie stała.

Przyjrzeli się sobie z wzajemnym niesmakiem. Hannah miała przed sobą

wysokiego mężczyznę w kwiecie wieku, który, jeśli sądzić po obrzękniętym
nosie i brudnym ubraniu, nie był estetą, natomiast na pewno lubił zaglądać do
kieliszka. Mogła mieć tylko nadzieję, że jej widok, nienagannie przyodzianej w

background image

czarny strój podróżny, pełnej słusznych zasad i moralnego przekonania, będzie
dla niego natchnieniem.

W końcu mężczyzna zapytał:
– To pani jest panną Setterington?
– Tak, to ja.
– Mam panią zabrać do zamku Raeburn – rzekł z dziwnym lancashirskim

akcentem.

Spojrzała na dwukółkę z drewnianymi kołami, poobijanymi bokami i

gnijącym sianem z tyłu i pomyślała, że jej nowy pracodawca niezbyt ją poważa.
Gdyby należała do osób niemających wyboru i zmuszonych do zaakceptowania
takiego lekceważenia, byłaby mocno poruszona. Ale ona była panną Hannah
Setterington ze Znakomitej Akademii Guwernantek. Mogła znaleźć pracę
wszędzie i miała dość pieniędzy w banku, żeby opuścić to miejsce. Nie
zamierzała jednak tego zrobić. Nie po tak długich poszukiwaniach tego zakątka
Lancashire. Ale jej pracodawca nie powinien o tym wiedzieć. Dzisiaj pragnęła
jedynie gorącego posiłku i ciepłego miejsca do spania.

– Kim jesteś? – zapytała.
Na dźwięk jej stanowczego głosu podniósł głowę. Zerknął spomiędzy

strąków siwobrązowych włosów, które opadały mu na czoło.

– Jestem Alfred.
– Spóźniłeś się. Mój bagaż jest na peronie. Koszyk i walizka. Przynieś je

szybko i ruszajmy. – Widząc, że mężczyzna stoi bez ruchu, rzuciła: – Rusz się
wreszcie!

Alfred zareagował jak pies na ostrą komendę, unosząc górną wargę i

obnażając zęby, po czym posłusznie zsunął się z wozu. Kiedy przygarbiony
woźnica ruszył w stronę stosu bagaży, Hannah podwinęła suknię, wdrapała się
na wóz i usiadła na ławce woźnicy. Z tyłu wozu dobiegały żałosne postękiwania
Alfreda, wrzucającego walizki na siano. Miała nadzieję, że nie było tam
żadnego robactwa, ale postanowiła, że i tak obejrzy dokładnie ubranie, kiedy w
końcu znajdzie się w swojej sypialni w zamku Raeburn. Chociaż, sądząc po
tempie poruszania się Alfreda, mogło do tego nigdy nie dojść.

– Pospiesz się, człowieku, chyba nie chcesz, żeby twój pan czekał!
Nie widać było, żeby jej słowa w jakikolwiek sposób przyspieszyły jego

ruchy. Miała wiele czasu, żeby poprawić suknię i odsunąć się na najdalszy
kraniec siedziska, zanim Alfred wspiął się wreszcie na wóz i usiadł obok,
roztaczając woń piwa i spoconego ciała. Zauważyła, że ma mocne ręce, kiedy
ujął lejce. Szkapa wykazywała tyle samo znużenia, co woźnica. Szarpnęła wóz i
zaczęła powoli człapać przed siebie.

Dopiero wtedy Alfred się odezwał.
– To nie jest mój pan.
– Słucham? – Hannah zrozumiała, że odpowiadał na jej wcześniejsze

background image

pytanie. – Nie pracujesz dla hrabiego Raeburna?

– Pracuję na zamku Raeburn. Przez cale życie. Ale aktualny pan nie jest tym,

u którego się nająłem, ani tym, którego będziemy mieli na końcu.

Przez chwilę analizowała jego wypowiedź, zanim zauważyła:
– Chyba zawsze tak jest w przypadku majątków ziemskich.
– Przez ostatnie lata mieliśmy już czterech hrabiów.
– Dobry Boże. – Kiedy dotarli na szczyt wzgórza, lekki powiew wiatru

musnął jej policzki i przez chwilę mogła dostrzec ciemne kontury pochylających
się nad nią drzew. – Co za nieszczęścia doprowadziły do tylu zmian?

– Przeklęci.
Drzewa znikły, przesłonięte ponownie mgłą.
– Kto jest przeklęty?
Alfred obrzucił ją pełnym oburzenia spojrzeniem.
– Ta rodzina jest przeklęta.
– Aha. – Nie mogła powstrzymać uśmiechu na myśl, że Alfred należy do

tych szczególnych ludzi, którzy uwielbiają powtarzanie głupich bajek. – Znam
takie opowieści. Lubiły je opowiadać młode damy, które uczyłam. A więc
rodzina jest przeklęta. Przez Cygankę? Czarownicę? Z jakiego powodu? Zawód
miłosny? Zemsta?

– Pani sobie stroi żarty, a przecież dziesięć lat temu straciliśmy dwóch

dziedziców w katastrofie statku u wybrzeży Szkocji, potem, cztery lata temu,
umarł stary lord, w ubiegłym roku jego kuzyn runął ze skały do morza, potem
jego brat zabił się spadając ze schodów, a teraz mamy tego ciemnego typa, który
jest dalekim kuzynem i nawet nie pochodzi z Lancashire.

Rozbawienie Hannah gdzieś znikło. Chociaż miała dość rozsądku, żeby nie

wierzyć w każdą bajkę opowiadaną przez służącego, jednak nie mogła nie brać
pod uwagę tych tragedii.

– Nie możesz winić aktualnego pana za miejsce, w którym się wychował –

powiedziała. – Sądź go raczej po jego pracy i trosce o posiadłość. Alfred aż
parsknął.

– Jest tu niespełna rok i wszędzie zaprowadził porządek...
– A widzisz?
– ...Ale jakie ma to znaczenie, skoro jest mordercą swoich bliskich?
Drewniane koła powozu tak mocno podskoczyły na korzeniach, aż Hannah

zaszczekały zęby. Od drewnianej ławki bolały ją pośladki. Mgła zwilżyła jej
policzki. Najgorsze zaś było to, że nie potrafiła rozsądnie myśleć. Udało jej się
jednak zachować spokojny, krytyczny głos, gdy powiedziała:

– Powinieneś wiedzieć, że nie należy rozsiewać oszczerczych plotek o

człowieku, któremu przypadł tytuł waszego hrabiego.

– Nie rozsiewam plotek, panienko. To słowa jego własnego lokaja. – Alfred

zgarbił się jeszcze bardziej i posępnie zapatrzył przed siebie, jakby chciał

background image

dostrzec niewidoczną we mgle drogę. – Hrabia wiele lat temu ożenił się z
młodą, śliczną panną, która stale się śmiała, a kiedy się nie kochali, walczyli ze
sobą. Walczyli i walczyli bez końca. Potem się kochali i znów zaczynali
walczyć. Stangret hrabiego mówił, że po jednej naprawdę okropnej kłótni żona
znikła.

– To jeszcze nie oznacza, że hrabia ją zabił.
– Parę tygodni później znaleziono ciało kobiety naruszone przez dzikie

zwierzęta.

Hannah nadal usiłowała myśleć logicznie.
– To nie dowód.
– Hrabia pojechał obejrzeć ciało i powiedział, że to nie jej, ale służąca żony

prosto w oczy rzuciła mu oskarżenie o zabójstwo. Nie zaprzeczył, tylko patrzył
tępym wzrokiem, ponury jak śmierć, dopóki służąca nie uciekła. Od tego czasu
przestał być sobą. Nigdy się nie uśmiecha, nie powie nikomu jednego miłego
słowa, nie może spać. Nocą jeździ po posiadłości. Którejś nocy sam go
widziałem, jak pędził z płonącymi oczami.

Odnosiła wrażenie, że koń sam znajdował drogę, bowiem lejce luźno

zwieszały się z rąk Alfreda. Siedziała, jedną ręką ściskając torebkę, drugą zaś
kurczowo trzymała się ławki, przez cały czas walcząc z pokusą obejrzenia się za
siebie.

– Na pani miejscu wyjechałbym stąd tak szybko, jak tylko można. Człowiek,

który raz zabił, zabije znowu – rzucił Alfred.

Dlaczego Alfred uznał, że ona świetnie się nadaje do straszenia? Pewnie

śmiał się w duchu, podczas gdy ona ukradkiem usiłowała rozetrzeć ręce, na
których pojawiła się gęsia skórka. Nie, nie da mu tej satysfakcji. Najbardziej
cierpkim tonem, na jaki było ją stać, rzekła:

– Nawet gdyby jego lordowska mość był krwawym mordercą, jak to

sugerujesz, to wątpię, żebym była dość ważna, aby chciał mnie zabić.

– Nigdy nie można zejść z drogi zatwardziałemu mordercy.
– Jeśli nie zostanę w zamku Raeburn, to nie dlatego, że wypłoszyły mnie

absurdalne plotki o morderstwie, ale ze względu na to, jak nieładnie zostałam
już potraktowana.

Alfred wzruszył ramionami.
– Pani decyzja, pani pogrzeb. Co za czarujący człowiek!
– Jak długo będziemy jeszcze jechać?
– Jesteśmy na szczycie wzgórza – wskazał ręką przed siebie, jakby mogła

dostrzec, co jej pokazywał.

– To jest brama wjazdowa. Fosa trochę zarosła przez ostatnie dwieście lat.
Światła zamku, które wyłoniły się spoza mgły, były zaskakująco blisko.

Drewniane koła zadudniły na bruku i zatrzymały się na środku podjazdu.
Hannah wyciągnęła szyję, chcąc zobaczyć, ile się da. Była zdumiona

background image

wyniosłością granitowej budowli, która gwałtownie wyrastała z ziemi. Czuła się
tak, jakby została przeniesiona w czasie w przeszłość. Zamek wyglądał tak samo
jak w średniowieczu, gdy okna były jedynie wąskimi szczelinami, a każdy
szczegół zaprojektowano z myślą o obronie przed wrogiem.

– Część zamku ma nawet siedemset lat. Wiele dzieci tu się urodziło, wielu

ludzi umarło. – Alfred odwrócił się i spojrzał na Hannah błyszczącymi oczami.
– Życzę pani szczęścia.

Drzwi otworzyły się i w prostokącie światła Hannah dostrzegła kontury

kilku postaci, czterech mężczyzn i jednej kobiety. Kobiecy głos pobrzmiewał
mieszaniną gwary z Lancashire i dworskiego języka.

– Przywiozłeś ją, Alfredzie?
– Tak.
– W samą porę. Pan zżyma się już od godziny. Kobieta i dwóch mężczyzn z

latarniami pospieszyło w stronę wozu. Kobieta nie przestawała mówić.

– Panna Setterington? Jestem Judith Trenchard i bardzo przepraszam za

środek transportu. Zaistniało... nieporozumienie.

Nieporozumienie? Bardzo ciekawe.
– Mam nadzieję, że nie było pani niewygodnie – rzekła pani Trenchard.
– Ależ skąd. – Lokaj przystawił stopień, pomógł Hannah wstać z ławki i

zejść z wozu. – Jednak błagam o pokojówkę, która odświeży moje ubranie.

Kiedy służący unieśli latarnie, na pulchnej, pełnej bruzd twarzy pani

Trenchard pojawił się przestrach. Mogła mieć około sześćdziesięciu pięciu lat i
roztaczała wokół siebie aurę kompetencji i energii, które ostro kontrastowały ze
słowami przeprosin i przyznaniem się do błędu.

– Oczywiście przydzielę pani pokojówkę. Proszę wejść, zanim przemoknie

pani do szpiku kości.

Ale na to było już za późno. Kiedy Hannah przekroczyła próg i znalazła się

w mrocznej sieni, zaczęła dygotać.

Pani Trenchard zagdakała:
– Billie, przynieś koc dla panny Setterington. Tak, to paskudna noc. Nie

pojmuję, co też sobie myślą w tych nowoczesnych kolejach, żeby wozić ludzi o
takiej porze. Nigdy nie zdobędą popularności w Lancashire, jeśli nadal będą tak
postępować. Proszę zapamiętać moje słowa. Dziękuję, Billie. – Otuliła Hannah
ciepłym i czystym wełnianym pledem i pospieszyła w stronę kamiennych
schodów, prowadzących na górę. – Pan czeka na panią.

Pani Trenchard była wyższa od Hannah. Jej wzrost i potężna budowa

wydawały się niezwykłe jak na kobietę. Kiedy szła, towarzyszyło temu
pobrzękiwanie pęku kluczy, stanowiących oznakę jej pozycji. Hannah czuła się
w jej uścisku jak liść niesiony porywem potężnego wiatru.

– Wolałabym się najpierw odświeżyć – powiedziała Hannah.
– Och, nie. Nie możemy panu kazać czekać – zdecydowanym głosem rzekła

background image

Trenchard. – Nie jest co prawda taki straszny, jak powiadają, ale jest surowy i
lubi, żeby wszystko przebiegało zgodnie z jego wolą. Nie sprzeciwiam się mu, a
pani jest już spóźniona.

Hannah miała ochotę zauważyć, że nie z własnej winy. Ale pani Trenchard

nie przestawała mówić, niemal pchając Hannah w górę po schodach.

– Pan chce przebudować wejście, tak żeby goście wchodzili od razu do holu

na pierwszym piętrze. Wejście od kuchni nie nadaje się dla gości, a te schody są
tak stare i wytarte, że łatwo się można na nich poślizgnąć. Poprzedni hrabia...
Zresztą nieważne.

– Przystanęła na półpiętrze, oparła się o ścianę i, z grymasem na twarzy,

złapała się za bok.

Hannah spojrzała w dół na spiralę kamiennych schodów i przeraziła się.

Ujęła panią Trenchard za ramię i zapytała:

– Jest pani chora?
– Skądże. – Pani Trenchard ruszyła do przodu. – Nigdy w życiu nie byłam

chora. Jestem z twardego materiału. Moja matka umarła ledwie pięć lat temu,
dożywszy osiemdziesięciu dziewięciu lat. – Wskazała w górę, skąd docierało
światło. – Kiedy już opuści się kuchnię, widać jaki to ładny dom.

Hannah skinęła głową. Może pani Trenchard po prostu miała zły dzień.

Niewątpliwie wydawała się silna.

– Po śmierci starego lorda dwaj następni właściciele rozpoczęli remont

domu, a ostatni pan, niech spoczywa w spokoju, zainstalował nawet piece
grzejące dwa razy lepiej niż kominki. Obecny hrabia był bardzo zajęty, kiedy
odziedziczył tytuł, ale teraz każe odnawiać gobeliny, czyścić drewniane
posadzki i wymieniać stare elementy. Dom jest wspaniały. Sama pani zobaczy.

– Na pewno. – Hannah nie wiedziała, czy pani Trenchard zawsze tyle mówi,

czy też jest zdenerwowana. Kiedy jednak dotarły do szczytu schodów,
zrozumiała, że ochmistrzyni mówiła prawdę. Surowe wnętrze zamku zostało
odświeżone woskiem, wypełniły je nowe meble. Korytarz o łukowym sklepieniu
rozszerzał się, wychodząc na ogromną, pięknie umeblowaną komnatę, w której
antyki mieszały się z nowoczesnością. Sufit znajdował się tak wysoko, że palące
się świece nie były w stanie go oświetlić. Na ścianach, wyłożonych ciemnym
drewnem, wisiały na przemian wypolerowane tarcze i stare, czerwono-złote
gobeliny. Natomiast meble były nowe i wygodne, i po raz pierwszy od
przybycia do Lancashire Hannah zobaczyła przejawy najnowszej mody, która
zapanowała w Londynie.

– Reprezentacyjny hol – z ogromną dumą oświadczyła pani Trenchard.
– Piękny! – odparła Hannah.
Nadal szczękały jej zęby. Była wściekła z tego powodu. Podczas pierwszego

spotkania ze służbą, panem domu i jego starą ciotką chciała sprawiać wrażenie
mocnej osoby.

background image

Pani Trenchard skręciła w mroczny korytarz. Wzdłuż ścian, na których

wisiały obrazy, widać było cały szereg drzwi. Na końcu korytarza również
znajdowały się drzwi, za którymi Hannah ujrzała szerokie schody, niknące w
cieniu. Wszystko świeciło czystością. Jedne drzwi były wyjęte z zawiasów i
oparte o ścianę. Kiedy przechodziły obok nich, pani Trenchard wyjaśniła:

– Pan kazał zrobić w bibliotece nowe półki z dębowego drewna i pomalować

je na żółto. Twierdzi, że to rozjaśni pokój, a ja się z nim zgadzam.

– Brzmi wspaniale.
– Są jednak tacy, którzy twierdzą, że powinno się wszystko pozostawić bez

zmian. Powiadają, że stare rozwiązania są najlepsze.

Sprawiała wrażenie zainteresowanej opinią Hannah w tej sprawie, ale

dziewczyna była w zamku za krótko, żeby mieć własne zdanie. Spróbowała
więc odpowiedzieć wymijająco:

– Oczywiście należy zachować część starego wyposażenia, ale jestem

pewna, że będzie pani łatwiej w odnowionym, wysprzątanym zamku.

Pani Trenchard odwróciła się ku Hannah.
– Dlaczego?
– Bo stare przedmioty są delikatne i trudne do wyczyszczenia –

zaryzykowała odpowiedź Hannah.

Pani Trenchard przyglądała się dziewczynie z pewną podejrzliwością. Miała

jasne oczy i chociaż nie była tak stara, jak wydawała się początkowo, lat
dodawały jej zmarszczki, będące efektem wiecznego zamartwiania się.

– Może ma pani rację. Jeszcze nie wiem. – Nie ruszając się z miejsca, pani

Trenchard dodała: – Proszę mi pozwolić powiedzieć, że pracuję w zamku przez
całe życie i jestem bardzo przywiązana do ciotki hrabiego. Wszyscy w zamku
bardzo ją lubią.

– Miło mi to słyszeć.
Dobrze wiedzieć – pomyślała Hannah – że moja podopieczna jest osobą

sympatyczną. I tak lubianą przez służących.

– Proszę mi wybaczyć pytanie, ale pan wspominał, że ma pani

doświadczenie w opiece nad starszymi paniami.

– Przez sześć lat opiekowałam się lady Temperly.
– Lubiła panią?
– Darzyłyśmy się nawzajem szacunkiem, a lady Temperly była dla mnie

zawsze bardzo mila. Zostawiła mi swój dom. Dzięki temu mogłam założyć
Akademię Guwernantek. Zachowam lady Temperly we wdzięcznej pamięci.

Pani Trenchard przyjrzała się Hannah uważnie, po czym skinęła głową.
– Chyba więc nasz pan wybrał właściwą osobę. Teraz już nie ma odwrotu.

Poprowadziła Hannah do ciemnych, bogato rzeźbionych drewnianych drzwi.

– Jesteśmy na miejscu. Pan czeka w saloniku. Niektórzy się go boją, jednak

wobec mnie nigdy nie był nieprzyjemny. Szybko się pani przyzwyczai do jego

background image

szorstkiego sposobu bycia. Broda do góry i proszę przestać dygotać. W środku
jest ciepło.

Otworzyła drzwi i wkroczyła do środka.
Hannah poszła w jej ślady i jednym spojrzeniem omiotła niewielkie,

wygodnie urządzone wnętrze. W kominku buzował ogień. W wazonach stały
świeże kwiaty. Koło ogromnego, obitego zielonym brokatem fotela ustawiono
stół, na którym leżało kilka książek. Ściany zdobiły delikatne akwarele w
nowoczesnym stylu.

W głębi pokoju dostrzegła mężczyznę zwróconego plecami do drzwi, a

twarzą do okna, za którym widać było jedynie zamgloną ciemność. Mężczyzna
był wysoki, szeroki w barach, długonogi, ubrany na czarno. Ręce splótł na
plecach. Ciemne włosy sięgały mu kołnierzyka koszuli.

Po braku jakiejkolwiek reakcji można było wywnioskować, że nawet nie

zauważył wejścia kobiet. Nie odwrócił się nawet wtedy, kiedy pani Trenchard
ukłoniła się i oznajmiła:

– Panna Hannah Setterington, milordzie.
Przez chwilę stał sztywno wyprostowany, jakby na coś czekał. Potem

cichym, głębokim głosem polecił:

– Proszę nas zostawić. Hannah wstrzymała oddech. Ten głos. Ten ton.
Serce zabiło jej mocniej.
Od tylu wyglądał zupełnie jak...
A jego odbicie w szybie okiennej wydawało się znajome.
Wiedziała jednak, że musi się mylić. Odkąd zagościł w jej życiu, wszyscy

mężczyźni wydawali się do niego podobni.

A jednak... a jednak...
Jak przez mgłę dotarł do niej odgłos zamykanych drzwi.
Mężczyzna powoli odwrócił się od okna.
I wszystkie złe przeczucia gnębiące ją przez dziewięć ostatnich lat ziściły

się.

Ten człowiek nigdy nie zabił swojej żony. –. Bo to ona była jego żoną.

background image

ROZDZIAŁ 2

Dougald. Dougald Pippard. Nie markiz Raeburn. Zwyczajny pan Dougald

Pippard, bogaty przemysłowiec i mieszkaniec Liverpoolu.

Teraz stał odwrócony plecami do okna i nie mogła mieć najmniejszej

wątpliwości. To był jej mąż. Jego oczy błyszczały triumfalnie. Zawsze był
bystrym obserwatorem ludzkich emocji; wiedziała, że zauważył ten moment,
kiedy go rozpoznała i doznała szoku.

Jednak gdy wstrzymała oddech z wrażenia, powiedział tylko:
– Spóźniłaś się.
Spóźnienie. Tak, o dziewięć lat za późno na spotkanie człowieka, którego

poślubiła. Poślubiła go pomimo złych przeczuć, zaraz po pierwszej ucieczce od
niego. Wsiadła do pociągu, ale dogonił ją i...

– Nie jesteś markizem Raeburn. – Jej głos brzmiał obco. Był za niski i,

zważywszy okoliczności, bardzo opanowany.

Jego wąskie wargi, które ongiś zatrzymywały ją na długo, poruszyły się,

wypowiadając dobitnie słowa:

– Zapewniam cię, że nim jestem.
– Ale... jak to możliwe? – Przebiegł ją dreszcz. Zmrużył oczy.
– Podejdź do ognia.
Nie czekała, żeby powtórzył. Instynkt mógł jej nakazywać ucieczkę,

rozsądek podpowiadał, że starannie i przebiegle zastawia pułapkę, aby
rozkoszować się możliwością odpłacenia niegdyś zbiegłej żonie. Nie zamierzała
go więc prowokować.

A poza tym było jej zimno.
Nie mogła jednak lekceważyć swego instynktu samozachowawczego. Toteż,

nie przestając Dougalda obserwować, zaczęła przesuwać się bokiem ku
krzesełkom i stoliczkom, skupionym w pobliżu ognia.

Minione lata spowodowały zmiany. Wiele zmian.
Hannah po raz pierwszy zamieszkała w Liverpoolu pod jego dachem, gdy

matka podjęła u niego pracę jako gospodyni. Hannah była wówczas chudą
dwunastolatką o ogromnych oczach. Już wtedy fascynowała ją twarz tego
mężczyzny – wyraziste kości policzkowe, mocno zarysowana szczęka, prosty
nos. Miał ciemną cerę, piękne, zielonkawe oczy, świadczące o szkockich
przodkach, i gęste, bardzo czarne, błyszczące włosy. I był taki wysoki. Dla
młodziutkiej Hannah ucieleśniał najważniejsze cechy wikingów, Celtów i
rdzennych Anglików. Jego szlachecka rodzina mieszkała w północnej Anglii od
setek lat. Przyjmowali i wchłaniali kolejne fale migracji, zachowując jednak
celtyckie korzenie. Dougald lubił się przechwalać, że jest spokrewniony z każdą
rodziną mieszkającą na północ od Londynu.

Teraz czas i doświadczenie wysubtelniły mu rysy, dodając im posępności,

background image

pasującej do surowości zamku, który nazywał swoim. Skóra zdawała się opinać
kości, miał zimne spojrzenie, a jego włosy... dobry Boże, każdą skroń
przyprószała siwizna.

Minione dziewięć lat nie było dla niego łaskawe... Bez względu na to, jak się

teraz tytułował.

Czy nadal jej pożądał? Czy będzie jej chciał tej nocy? A czy ona będzie

walczyła, czy też sama go zapragnie?

Potknęła się o brzeg dywanu i to przywołało ją na powrót do rzeczywistości.

Nie podeszła dość blisko ognia, żeby odczuć jego dobrodziejstwo, lecz zapach
palącego się drewna napełnił jej płuca obietnicą ciepła. Jeśli pozostanie na
miejscu, będzie oddzielona od męża fotelem. Marna to ochrona, ale jednak
ochrona. Zacisnęła drżące palce na oparciu fotela i zapytała:

– Powiedz mi, jak to się stało, że zostałeś hrabią Raeburn?
– Byłem piąty w kolejce do tytułu. Tak się złożyło, że inni umarli, więc

zostałem hrabią.

Kiedyś zawsze się uśmiechał. Zawsze cechował go wdzięk i pewność siebie.

Pewność siebie nadal posiadał, ale wdzięk i uśmiech gdzieś przepadły, jakby
nigdy ich nie było. Powinna go znać, lecz teraz patrzyła na niego jak na
obcego... na obcego, który rości sobie do niej prawa. Obcego, który przyglądał
się, jak dorastała, i który znał ją zbyt dobrze.

Jednak Hannah również nie była tą dawną, nazbyt grzeczną, ostrożną

osiemnastolatką. Była bogatsza o doświadczenie i spokój, których Dougald nie
mógł przewidzieć. Przybierając ton, jakiego używała podczas wywiadów z
kandydatkami na przyszłe guwernantki, powiedziała:

– Zajmowałeś się przecież handlem bawełną.
– I nadal się zajmuję.
– Inwestowałeś w koleje.
– Co mi się sowicie opłaciło.
– Nie byłeś w kolejce do tytułu.
– Najwyraźniej byłem. – Zatoczył krąg ręką. – Co więcej, jestem czwarty w

kolejności do tytułu barona. – Wzruszył ramionami, które uniosły się i opadły w
pogardliwym geście. – Nie mogę jednak wyobrazić sobie niczego bardziej
żałosnego niż człowiek, który szuka szacunku dla samego siebie, rozpowiadając
o dalekich, arystokratycznych powiązaniach. Hannah mogła to sobie wyobrazić.
Podczas prowadzenia Akademii Guwernantek spotkała wielu mężczyzn
twierdzących, że niejasne powiązania z Wilhelmem Zdobywcą upoważniają ich
do robienia czego chcą z jej dziewczętami, a nawet z nią samą. Zawsze
wyprowadzała tych próżnych, egoistycznych samców z błędu. Szkoda, że ten
arystokrata był ulepiony z innej gliny. Odrobina męskiej próżności i egoizmu
ułatwiała okiełznanie mężczyzny.

– Spóźniłaś się. – Dougald powtórzył wcześniejszą uwagę. – Spodziewałem

background image

się ciebie już godzinę temu. I nie mów mi, że pociąg nie przyjechał punktualnie.
Zawsze przyjeżdża punktualnie.

– Twój człowiek nie wyjechał po mnie na czas. – Znów zadygotała, czując

przenikliwe zimno oraz chłód bijący od Dougalda.

– Mój człowiek?
– Alfred.
– Alfred po ciebie wyjechał? – Nie podniósł głosu, ale jego ton nie wróżył

nic dobrego. – Swoim wozem?

Aż za dobrze pamiętała jego wybuchy gniewu, toteż zaczęła ostrożnie

wyjaśniać:

– Pani Trenchard powiedziała, że zaszło nieporozumienie.
– Tak. Zgodziłbym się z tą opinią. – Na policzkach hrabiego pojawiły się

czerwone rumieńce.

Przez moment Hannah pomyślała, że wygląda jak dawny Dougald tuż przed

atakiem furii i ucieszyło ją, że widzi człowieka, którego tak dobrze znała.

Lepszy diabeł znany niż nieznany.
Lecz Dougald odetchnął głęboko, żeby się opanować.
– Moja wina. Jestem tu zaledwie od roku i pani Trenchard jeszcze nie wie,

które z moich poleceń powinna lekceważyć.

Mężczyzna, którego niegdyś poślubiła, rzadko przyznawał się do błędów. A

teraz wziął winę na siebie.

– Co jej powiedziałeś... o mnie? – zapytała.
– Prawdę.
Czuła się dziwnie ze świadomością, iż dyskutowano o niej przed jej

pojawieniem się tutaj.

– Powiedziałeś, że byłam twoją żoną?
– Nie słyszałaś? Moja żona nie żyje; została przeze mnie zamordowana. –

Wyciągnął dłonie, zakrzywiając palce tak, jakby chciał je zacisnąć na jej szyi. –
Nie pozbawiałbym miejscowych przyjemności, jaką czerpią z opowiadania tej
historii.

Okropnie było słyszeć słowa o własnej śmierci, wypowiadane tak wrogim

tonem.

– Dlaczego... jak powstała ta historia?
Nie poruszył się, ignorując jej pytanie i taksując ją wzrokiem.
– Usiądź.
– Dougaldzie, jak mogłeś pozwolić na powtarzanie tak okropnej plotki?
– Zdejmij kapelusz. Ściągnij rękawiczki i zrzuć pelerynę. Usiądź wygodnie.

Pobędziesz tu bardzo, bardzo długo.

Wyprostowała ramiona, uniosła brodę i chłodnym tonem rzekła:
– Nie zamierzam tu zostać.
Zacisnął zęby. Gwałtownie, wielkimi krokami ruszył przez pokój, kierując

background image

się w jej stronę. Dreszcz przebiegł jej po grzbiecie, ale nie cofnęła się.
Zatrzymał się przed fotelem, przesłaniając światło bijące od kominka.

– Zasłaniasz się przede mną tym meblem jak tarczą. Wyciągnął do niej

swoją ogromną dłoń. Patrzyła czujnie, zmuszając się, by się nie wzdrygnąć, gdy
jej dotknął.

Dotknął jej pierwszy raz od tak wielu lat.
Ujął jej brodę, bezceremonialnie musnął palcami jej ucho. Nie był szorstki.

Dotknął jej tak, jakby nadal była tą wrażliwą dziewczyną, którą pojął za żonę.
Ten delikatny kontakt sprawił jej bolesną przyjemność.

– Chowasz się za fotelem, jednak gdybym tylko chciał, mógłbym go unieść i

cisnąć w drugi kąt pokoju. Mógłbym pchnąć cię na podłogę i posiąść
natychmiast, a ty, moja droga, krzyczałabyś z rozkoszy. – Pieszczotliwie
przesunął kciukiem po jej wargach i po raz pierwszy się uśmiechnął,
zdecydowanym uśmiechem, pełnym złośliwości. – Ale to by było zbyt proste,
siadaj więc.

background image

ROZDZIAŁ 3

Hannah czuła na twarzy dotyk palców Dougalda. Wpatrywała się w jego

posępne, wykrzywione ponurą satysfakcją oblicze. Młody, pełen wdzięku pirat
gdzieś przepadł, zastąpił go przepełniony żądzą zemsty tyran.

Jednak tak jak on nie był już uśmiechniętym awanturnikiem, ona też nie

przypominała dawnego, łagodnego niewiniątka.

Zacisnęła palce na jego przegubie i odepchnęła rękę.
– Bądź miły, to usiądę. Ale jeśli jeszcze raz mi zagrozisz, pójdę na

poszukiwanie pani Trenchard i mojej kolacji.

Zamrugał, jakby od wielu lat nie słyszał równie lekceważącej odpowiedzi.
– Cofnij się – rzuciła ostro.
Zrobił maleńki krok do tyłu, odsuwając się od fotela.
Ciekawe. Przez cały ten czas, kiedy z nim mieszkała, nigdy, przenigdy nie

zrobił niczego, co mu sugerowała lub czego żądała, nawet małego kroku do tyłu,
by mogła swobodniej odetchnąć. Uważał, że zawsze miał rację, i potrafił
zignorować bądź ukoić przymilaniem się i pocałunkami wszystkie jej skargi i
prośby. Teraz zastanawiała się... czy nauczył się sztuki kompromisu? Czy
postanowił jej ustąpić? A może to ona nauczyła się przemawiać rozkazującym
tonem i dlatego wreszcie jej posłuchał?

Chociaż, prawdę powiedziawszy, nadal stał zbyt blisko. Gotowa była jednak

zadowolić się nawet tak małym zwycięstwem. Uniosła ręce i wyciągnęła spinkę
przytrzymującą kapelusz.

– Mam za sobą długą podróż i jestem głodna. Proszę, każ podać posiłek.
Przyglądał jej się łakomym wzrokiem, jakby jej uniesione ramiona

pozwalały mu dostrzec wspaniałości jej nagiego ciała, a nie zimowy płaszcz z
czarnej wełny. I Hannah zauważyła, że przestała się trząść – rozgrzała ją fala
gniewu i wywołujące zakłopotanie wspomnienie dawnej namiętności. Była
zadowolona, że mogła się zająć odkładaniem kapelusza na stolik i
poprawianiem stroju. Odwinęła z szyi miękki, wełniany szalik, ściągnęła
rękawiczki i położyła je obok kapelusza. Potem jeden po drugim rozpięła guziki
płaszcza.

– Wystarczy skromny posiłek – dodała. Dougald sprawiał wrażenie, że nie

słyszy jej słów; nawet się nie poruszył. Błądzącym, spojrzeniem patrzył na jej
gołe dłonie, na długą szyję, a przede wszystkim na jej twarz, jakby porównywał
wspomnienia o niej z tą kobietą, którą była teraz.

Hannah nie miała złudzeń. W młodości Dougald wielokrotnie jej powtarzał,

że uwielbia jedwabistą miękkość jej jasnych włosów, brązowe, intrygująco
skośne oczy i gładką skórę ze śladami rumieńców. Twierdził, że wygląda jak
egipska bogini.

Ale ostatni raz widział ją dziewięć lat temu, tymczasem trzy ostatnie lata

background image

ciężkiej pracy naprawdę ją zmieniły. W pasmach jasnych włosów ukryło się
kilka siwych nitek – pojawiły się po szczególnie trudnym miesiącu, gdy się
borykała z problemem uwiedzionej guwernantki, oburzonego lorda i sprawą
szybkiego małżeństwa. Pomimo wysiłków wiernej kucharki straciła na wadze, a
jej policzki przestały być słodko zaokrąglone. Z powodu wędrówek z klasy do
klasy, z rynku do domu, jej bujne kształty znikły, zastąpione smukłą sylwetką.

Ściągając z ramion płaszcz, przyglądała się więc, jak zareaguje Dougald.
Nic nie powiedział. Patrzył na nią bez żadnego wyrazu.
Zdumiało ją, że poczuła się dotknięta tą obojętnością. Nie chodziło o to,

żeby go sprowokować do wybuchu. Przypuszczała jednak, że Dougald zawsze
będzie reagował na jej widok. Najwyraźniej w głębi duszy ciągle jeszcze
pielęgnowała nadzieję, że poważnie traktował swoje deklaracje nieśmiertelnego
uczucia.

Położyła płaszcz na oparciu fotela i powiedziała:
– Możemy rozmawiać, kiedy będę jadła.
– A o czym chcesz rozmawiać, najdroższa żono?
– Możesz mi opowiedzieć, jak mnie odnalazłeś. Możesz mi opowiedzieć o

swoim życiu... – i, co najważniejsze – ...i o twoich planach wobec mnie.

Podniósł głowę i spojrzał na nią z taką arogancją, jakby od urodzenia nosił

arystokratyczny tytuł.

– Opowiem ci tylko to, co zechcę. Nic więcej. Jakże nienawidziła tej

arogancji! Jak często miała z nią do czynienia pośród arystokracji! Potraktowała
go więc z tą samą niecierpliwością, która okazała się skuteczna w potyczkach z
innymi, bardziej zuchwałymi szlachetnie urodzonymi.

– Głupota. Co osiągniesz, ukrywając przede mną prawdę?
– Co osiągnę? Cóż, będę miał satysfakcję, to chyba oczywiste. – Ukłonił się,

podszedł do drzwi i otworzył je. – Charles! – Wymówił to imię w sposób, w jaki
zwykle to robią Anglicy, wypowiadając francuskie słowa. – Charles, panna
Setterington jest głodna. Powiedz pani Trenchard, żeby przyniosła jedzenie. –
Zerknął na Hannah. – Niech przyniesie dużo jedzenia.

A więc zauważył, że schudła. Zamknął drzwi, oparł się o nie i ponownie

zlustrował ją spojrzeniem.

– Proszę, usiądź. – Wskazał fotel.
Spróbuje odgrywać rolę uprzejmego gospodarza dopóty, dopóki zdoła

postawić na swoim. Bardzo dobrze; będzie pamiętała, dlaczego przyjęła pracę w
Lancashire. Także odegra swoją rolę – grzecznego gościa, z nadzieją, że cała ta
farsa nie przybierze kształtów tragedii.

Usiadła i zaczęła nad ogniem rozcierać zgrabiałe dłonie.
– Charles nadal jest z tobą.
– Oczywiście. – Przechadzał się po pokoju, nie usiłując nawet ukryć swojej

czujności. – A gdzie miałby być?

background image

– Miałam nadzieję, że w piekle – rzekła zamyślona. Lokaj był oddany

swojemu panu i była przez niego tolerowana, dopóki czyniła Dougalda
szczęśliwym. Ale Charles zawsze jasno dawał do zrozumienia, że jej pragnienie
szacunku i zainteresowania swoją osobą było kapryśnym żądaniem małego
dziecka.

– Nic się nie zmieniłaś. Nadal pielęgnujesz tę niedorzeczną awersję do

Charlesa.

Niemal dała się sprowokować. Niemal. Powstrzymując się w ostatniej

chwili, ponownie opadła na miękkie poduszki i skinęła głową.

– Skoro tak twierdzisz, milordzie. Charles zna moją twarz. Jakie podałeś mu

wyjaśnienie? Że twoja zamordowana żona wstała z grobu?

– Charles wie. – Dougald rozpiął guziki surduta.
– Co wie?
Dougald opuścił ręce i zaczął się do niej zbliżać. Kiedy się cofnęła,

zatrzymał się. Uśmiechnął się do niej, ukazując równe, białe zęby. Cisnął surdut
na fotel, obok jej okrycia.

Niech go diabli wezmą za to straszenie. I dlaczego pozwoliła, żeby zobaczył

jej niepokój! Odpowiedziała sztywnym uśmiechem, patrząc, jak siada. Fotel
znajdował się zbyt blisko, dzieliło go od Hannah ledwie kilka stóp, tworząc
atmosferę intymności. Mógł ją obserwować w świetle świec i blasku kominka,
bez specjalnego wysiłku mógł wyciągnąć rękę i jej dotknąć. Jeśli nie będzie
ostrożna, dotknie jej, a wówczas spłonie rumieńcem, krew w niej zawrze i nie
będzie w stanie dłużej ukrywać przed nim reakcji swojego ciała.

– Co wie Charles? – ponowiła pytanie.
– Wszystko.
– Naturalnie – rzekła gorzko. – Nigdy nie masz przed Charlesem tajemnic.
– Nieprawda. – Rozpiął guziki czarnej, jedwabnej kamizelki.
Przez Hannah przetoczyła się fala przerażenia. Pomimo zapiętej pod samą

szyję koszuli oraz krawata, na widok Dougalda, rozsiadającego się wygodnie w
fotelu, powróciły wspomnienia z dawnych czasów. Z czasów, kiedy siadywała
na jego kolanach i rozchylała mu ubranie, przyglądając się jego torsowi i
ciemnym włosom na piersi, on zaś musiał zamykać drzwi na klucz, żeby nikt im
nie przeszkodził... Zadygotała. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że kiedyś
będzie wdzięczna za obecność Charlesa i zapowiedziany posiłek.

Ostrożnie zadała pierwsze pytanie.
– Jak mnie znalazłeś?
– Dzięki pieniądzom.
Zagryzła wargi. Tego się obawiała.
– Mówisz o pieniądzach, które ci przesłałam, żeby zwrócić koszty mojej

edukacji?

– Dlatego właśnie bardzo się z nich ucieszyłem. – Nie wyglądał na

background image

wdzięcznego. Raczej na urażonego.

– Jeśli chodzi o pieniądze, oddałem je na cele dobroczynne.
– Nie obchodzi mnie, co z nimi zrobiłeś. Obiecałam, że kiedyś spłacę ten

dług i zrobiłam to, kiedy tylko mogłam.

– Ja zaś powiedziałem ci, że żona nie zwraca pieniędzy mężowi, jakby ten

był od niej uzależniony finansowo.

– Byłam ci winna – odparła z uporem. – Miałam ci zapłacić dziećmi i

towarzystwem, a nie dałam nic.

– Jeszcze nie dałaś.
To krótkie zdanie zawisło jak miecz nad jej głową. Czyżby wydawało się

mu, że życie nauczyło ją potulności? A może pragnął w majestacie prawa
zmusić ją do powrotu? Co więcej, bez względu na to, jak bardzo by chciała, i tak
nie mogła wsiąść do pociągu i odjechać. Nie dlatego, że mógłby ją zatrzymać.
Oczywiście próbowałby to zrobić, ale już wcześniej udało jej się go
przechytrzyć, więc i teraz by potrafiła.

Nie, miała do wypełnienia misję w Lancashire. Musiała tu pozostać, dopóki

nie znajdzie tego, czego szukała. Toteż postanowiła się zmierzyć z Dougaldem,
mając nadzieję, że uda jej się wyjść z tego pojedynku bez szwanku.

– A więc takie masz plany wobec mnie? Że znów będę twoją żoną i

zapewnię ci dzieci i towarzystwo?

– Powiadają, że moja żona nie żyje. W jaki sposób moglibyśmy to wyjaśnić?
Nie odpowiedział na jej pytanie. Łajdak, był zdecydowany doprowadzić do

tego, żeby się wiła niczym robak na haczyku.

– Wiele rzeczy musiałoby się zmienić, żebym znów zajęła miejsce jako

twoja żona.

– Zgadzam się, śmiem jednak zauważyć, że różnimy się w ocenie tego, co

mianowicie powinno się zmienić.

– Zawsze myśleliśmy inaczej, milordzie. Temu właśnie możemy przypisać

porażkę naszego małżeństwa.

– Dougald Pippard nie ponosi porażek.
– Otóż to. – Wskazała na niego palcem. – Właśnie to mam na myśli. Dla

ciebie małżeństwo to wyłącznie twoja sprawa. Nieważne, że ja byłam drugą
połową tego związku.

Dougald, obserwując wycelowany w siebie palec, leniwie machnął ręką i

powiedział:

– Masz rację. Powinienem był powiedzieć, że Dougald Pippard i jego żona

nie ponoszą porażek.

Doskonale wiedział, że wcale nie brzmiało to lepiej.
– Nie jestem nieodróżnialną częścią ciebie – rzekła. – Mam swoje imię.
– Istotnie. Pani Dougaldowa Pippard. Lecz chyba powinienem powiedzieć

lady Raeburn.

background image

– Hannah – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Mam na imię Hannah.
Zignorował jej uwagę.
– W świetle prawa jesteśmy jednością. Mogę z tobą robić, co tylko zechcę.
Znowu groźba. Tym razem nie fizyczna, ale jednak groźba. Do tej pory

zawsze tak manewrował, manipulował i straszył ją, żeby znalazła się w sytuacji,
do jakiej chciał doprowadzić. Albo więc doszedł do wniosku, że nie warto na
nią marnować subtelnych metod, albo też minione lata sprawiły, że stał się
twardszy.

– Nigdy nie byłam twoją własnością, żebyś mógł ze mną robić, co ci się

podoba. Jeśli choć przez chwilę tak myślałeś, to się nie dziwię, że nasze
małżeństwo nie wytrzymało próby.

Z doskonałym spokojem czekała, żeby ją otwarcie skrytykował.
Tymczasem Dougald powiedział:
– Lord Ruskin ostrzegł mnie, że stałaś się kobietą poważną i kierującą się

rozsądkiem. Wydaje się, że miał rację.

– Lord Ruskin! – wybuchła Hannah. – Jak... dlaczego... kiedy rozmawiałeś z

lordem Ruskinem?

– Na które pytanie mam odpowiedzieć w pierwszej kolejności?
Dougald rozmawiał z lordem Ruskinem. Dougald przyznał się... Bóg jeden

wie, do czego, a teraz siedział przed nią niczym uosobienie mściwości,
uśmiechając się niepokojąco. Pochyliła się do przodu i spojrzała na niego.

– Mam ochotę wytargać cię za uszy. Wyciągnął ramiona i czekał, żeby

spróbowała. Nie była jednak taka głupia, więc w końcu opuścił ręce.

– Moim zdaniem udałaś się do swojej przyjaciółki, lady Ruskin,

powiedziałaś jej, że masz do spłacenia dług wobec niejakiego Dougalda
Pipparda z Liverpoolu i, nie wdając się w wyjaśnienia, zapytałaś, czy mogłaby
to zrobić za ciebie, żeby ukryć twoją tożsamość.

Wszystko wiedział. Pomimo jej wysiłków wyśledził ją przez jej przyjaciół i,

jeśli znała Dougalda, sprawił, że sytuacja stała się nad wyraz nieprzyjemna dla
Charlotty. Ale Charlotta należała do rezolutnych kobiet.

– Lady Ruskin jest jedną z moich najdroższych przyjaciółek i nigdy nie

uwierzę, że udało ci sieją zastraszyć.

– Ależ skąd. Charlotta... to znaczy lady Ruskin, jest niezwykle miłą osobą.
Poufałe użycie imienia przyjaciółki zastanowiło Hannah.
– W pełni zastosowała się do twojej prośby o dyskrecję i postarała się o

wpłacenie pieniędzy poprzez swoją teściową, niejaką lady Bucknell.

– Lady Bucknell? – Hannah pomyślała o pięknej, miłej Adornie, która tak

ochoczo zgodziła się nabyć Akademię Guwernantek. Czyżby kierowało nią coś
więcej, niż tylko interes? – Lady Bucknell powiedziała ci, gdzie jestem?

– Nie, nie – rzekł z kpiną, jakby wszystko było jasne i proste, i wcale nie

przypominało labiryntu, w który celowo ją wprowadził. – Dostałem pieniądze.

background image

Wytropiłem twoją wpłatę na londyńskie konto lorda i lady Bucknellów.
Natychmiast udałem się do lorda Bucknella, myśląc o was obojgu okropne
rzeczy.

Hannah skrzywiła się.
– Był bardzo urażony.
Hannah przypomniała sobie zacnego, zasadniczego męża Adorny.
– Nie mam co do tego wątpliwości.
– Kiedy jednak wyjaśniłem mu, że jestem twoim mężem...
– Moim mężem. – Hannah przycisnęła rękę do serca. – Powiedziałeś lordowi

Bucknellowi, że jesteś moim mężem?

– Oczywiście. – Na widok jej strapienia usta Dougalda wykrzywił kpiący

uśmiech. – Sprawdził, że wpłaty dokonała lady Ruskin, więc obaj udaliśmy się
do lorda Ruskina.

– Lord Ruskin wie, że byliśmy małżeństwem? – Hannah zerwała się na

równe nogi. Tego właśnie się obawiała. – Charlotta też wie?

Charlotta Dumple i Pamela Lockhart założyły wraz z nią Akademię

Guwernantek.

– Tak. Charlotta też wie. – Obserwował ją, wyraźnie czerpiąc przyjemność z

opowiadania o tym, jak precyzyjnie ją osaczył. – Ale Charlotta ufa ci bez
zastrzeżeń. Upierała się, że musiał być powód, dla którego uciekłaś i nie
wróciłaś. Broniła cię bardzo gorąco.

– Naturalnie, że mnie broniła. Charlotta jest... Od jak dawna wiedzą?
– Od paru miesięcy.
– Wiedzieli, kiedy byłam u nich na chrzcinach dziecka. I nic nie powiedzieli.

– Gwałtownie szukała w pamięci jakichkolwiek wzmianek, aluzji. Może coś ze
strony lorda Ruskina, który nie pochwalał jej niezależności. Ten człowiek
głęboko wierzył, że każda kobieta powinna wyjść za mąż i był tym spośród jej
przyjaciół, który najgorliwiej poszukiwał dla niej odpowiedniego partnera.
Charlotta, która zwykle pozwalała mu sprawować władzę absolutną w domu i w
interesach, musiała go powstrzymywać. Trzymała go silną ręką w jedwabnych
rękawiczkach. Ale Hannah gotowa była przysiąc, że kiedy ją ostatni raz
widziała, przyjaciółka zachowywała się zupełnie normalnie. A przecież
wiedziała. Wiedziała przez cały czas. Bóg jedyny wie, co sobie myślała.

Hannah odsunęła się od kominka.
– I powiedzieli ci, gdzie jestem.
– Lord Ruskin mi powiedział. Był dość przerażony naszą sytuacją.
– Oczywiście, że był. Uważa, że mężczyźni są darem niebios dla kobiet,

które powinny być za ten dar nieskończenie wdzięczne. Gdyby nie Charlotta,
byłby nie do wytrzymania. – Spojrzała na Dougalda i odeszła parę kroków.
Gdyby tego nie zrobiła, nie oparłaby się chęci wytargania go za uszy, a nie była
na tyle głupia, żeby sądzić, iż nie odpłaciłby jej za taką zniewagę. – Charlotta

background image

powiedziała Pameli.

– Rozumiem, że Pamela to lady Kerrich.
Odwróciła się do niego i podniosła głos.
– Czy istnieje w Anglii ktoś, komu byś nie opowiedział wszystkiego?
– Sądzę, że prawdę znają jedynie lord i lady Bucknell, lord i lady Ruskin

oraz lord i lady Kerrich. – To nie tak wiele, zważywszy na liczbę mieszkańców
Anglii. – Spokojnie przedstawiał argumenty, jakby ich poznanie mogło
uśmierzyć jej wzburzenie.

Podeszła do kominka i tak mocno zacisnęła ręce na gzymsie, że rzeźbiony

marmur wbił się w jej dłonie.

– To są moi przyjaciele.
– Krąg bliskich i lojalnych przyjaciół.
Jej przyjaciele, zwłaszcza Pamela i Charlotta, wiedzieli teraz, że nie

zdradziła im najważniejszych faktów ze swego życia. Nic dziwnego, że byli
zaskoczeni, może nawet czuli się zranieni jej brakiem zaufania. A ona... ona nie
mogła zwrócić się do nich o pomoc.

– Nawet gdyby udało ci się znaleźć jakiś sposób, żeby opuścić zamek

Raeburn, a zapewniam, że nie będzie to łatwe, to proszenie przyjaciół o pomoc
mogłoby doprowadzić do napięć w ich małżeństwach. Nie wydaje mi się, żebyś
tego chciała.

Jakby czytał w jej myślach. Naturalnie miał rację.
– Nie powinnam była wysyłać ci pieniędzy. Nie ma dobrych uczynków,

które nie zostałyby ukarane.

– To nie był dobry uczynek – rzekł ze śmiertelnym spokojem. –

Prowokowałaś mnie, ukrywając się przede mną.

– Nieprawda!
– Możesz się oszukiwać, Hannah, ale świetnie wiedziałaś, że te pieniądze

naprowadzą mnie na twój ślad. Znalazłbym cię nawet bez pomocy twoich
przyjaciół. – Oparł się wygodniej w fotelu. – Jak mogłoby mi się nie udać?
Założyłaś szkołę. Szkołę dla guwernantek, nauczycielek i opiekunek, która
okazała się sukcesem.

– Miałam nadzieję, że nie będziesz już mnie szukać – mruknęła.
– Następne kłamstwo. Wiedziałaś, że nigdy łatwo się nie poddaję.
No dobrze. Owszem, wiedziała, że wcześniej czy później ją odnajdzie. I

może w głębi duszy uważała, iż będzie jej łatwiej, jeśli nie będzie musiała
zrobić pierwszego kroku. Żeby go odszukać, skontaktować się z nim, wyjaśnić
swoją ucieczkę, potem spróbować wytłumaczyć długą nieobecność i w jakiś
sposób rozwiązać problem ich małżeństwa. Na samą myśl o takiej rozmowie
dostawała gęsiej skórki, może też obawiała się szoku wywołanego nagłym
ujrzeniem go. Ale... ale Dougald nie musiał wytykać jej tego w tak niemiły
sposób.

background image

– Teraz widzę, że się myliłam – powiedziała zimno.
– O wiele za późno. Przepadłaś tak skutecznie, że przez osiem lat nie

mogłem natrafić na twój ślad. – Pokazał na palcach liczbę lat. – Osiem lat,
Hannah, podczas których nie wiedziałem, czy jeszcze żyjesz.

– Przesłałam wiadomość!
– Raz! Dostałem list z Londynu, że czujesz się dobrze i żebym się nie

martwił.

– Gdybym napisała więcej listów, na pewno byś mnie odnalazł.
Byłaś moją żoną. Oczywiście, że bym cię wytropił. A tymczasem musiałem

opłacać detektywa, żeby cię szukał. Czy wiesz, ile razy jeździłem do Londynu
tylko po to, żeby się okrutnie rozczarować?

Pokręciła głową.
– Dziewięć razy. – Zmienił liczbę pokazywanych palców. Hannah

spostrzegła, że palce mu się ani trochę nie trzęsły. – Dziewięć razy jeździłem
pociągiem do Londynu. W poszukiwaniu ciebie zaglądałem do burdeli, bojąc
się, że mogłaś zostać siłą wciągnięta w wir takiego życia. Torturowała mnie
myśl, że zostałaś kochanką jakiegoś mężczyzny.

Mógł tak myśleć.
– Milordzie, jak zwykle widzisz we mnie tylko kobiece ciało. A ja to coś

więcej.

– O tak, przypomniałaś mi o sklepach z sukniami! Odwiedziłem trzydzieści

takich sklepów, Hannah. Pomyślałem, że na pewno pracujesz w sklepie z
sukniami albo u modystki. Ale nie. Nigdzie cię nie było.

– Nie, byłam...
– Za granicą. – Odsłaniając białe zęby, uśmiechnął się, szydząc z siebie i

swoich bezowocnych wysiłków. – Teraz wiem. Pracowałaś jako dama do
towarzystwa lady Temperly, niezmordowanej podróżniczki, a kiedy twoja
pracodawczyni zestarzała się i była zbyt schorowana, żeby podróżować,
wróciłaś do Londynu i opiekowałaś się nią aż do jej śmierci.

– Tak. – A więc wiedział już wszystko. Takiego Dougalda miała w pamięci

– dokładnego i bezwzględnego w swoich dochodzeniach, zdecydowanego
dowiedzieć się wszystkiego, zawsze bowiem mawiał, iż wiedza to potęga.

– A potem założyłaś Znakomitą Akademię Guwernantek ze swoimi dwiema

przyjaciółkami. Obie szybko wyszły za mąż, tylko ty nie. – Założył nogę na
nogę i wygładził ostry jak brzytwa kant spodni. – Pewnie, że nie, przecież byłaś
już mężatką. Bardzo niewygodna sytuacja.

Nienawidziła go, gdy zachowywał się w ten sposób, pełen sarkazmu, z

zimną krwią ferując wyroki.

Opadła z powrotem na fotel i powiedziała
– Nie chciałam znów wychodzić za mąż. Raz wystarczy.
Miała satysfakcję, widząc, że kurczowo zacisnął pięści. Potem oparł je na

background image

poręczach fotela, pochylił się do przodu i powoli cedząc słowa, rzekł:

– Uważaj, co mówisz, moja droga. Niektóre aspekty naszego małżeństwa

bardzo ci się podobały.

Cała oblała się pąsem. Udało jej się jednak, wyzywająco patrząc w jego

zielone oczy, powiedzieć:

– Najwyraźniej przyjemność nie była wystarczająca, prawda?
– Najwyraźniej nie. Ale mnie wystarczy – teraz.

background image

ROZDZIAŁ 4

Hannah w rytmicznie wypowiedzianych słowach Dougalda usłyszała groźbę.

Mocno przywarła plecami do oparcia fotela. Sztywnymi wargami odparła:

– Nie lubię gróźb.
– Nie prowokuj mnie więc, żebym demonstrował stan cielesnej frustracji,

jaki teraz odczuwam.

Czy oznaczało to, że nie korzystał z usług kobiet w majątku? A może po

prostu groźba miała na celu utrzymanie jej w ryzach? Taka groźba świetnie
zdawała egzamin.

Skoncentrował się na Hannah. Czy rzuci się na nią, nie zważając na jej

protesty... Zresztą, jak długo mogłaby protestować? Na jego widok powróciły
wspomnienia, które dotąd niezachwianie ignorowała. Wspomnienia nocy, kiedy
pochylał się nad nią, z płonącymi namiętnością oczami, z mięśniami drżącymi z
pożądania...

Siedziała nieruchomo, ledwie oddychając, dopóki nie rozluźnił się i nie

opadł na oparcie fotela.

Dopiero wtedy przełknęła ślinę i, nie zamierzając utracić cnoty podczas tej

rozmowy, rzekła:

– Przesłałam pieniądze prawie rok temu. Dlaczego więc...?
– Dostałem pieniądze w tym samym czasie, kiedy dotarła do mnie

wiadomość o śmierci mojego kuzyna. Nie miałem wyboru. Przybyłem do zamku
Raeburn, przyjąłem tytuł i robiłem, co mogłem, żeby uśmierzyć niepokój
służby, związany z nagłą śmiercią kolejnego lorda.

Takiego Dougalda pamiętała.
– Jak zwykle, najpierw obowiązek – rzekła z przekąsem.
Zmarszczył brwi.
– Ciesz się, że nie pojechałem po ciebie od razu, bo mógłbym ci zrobić coś

złego.

Mogła więc przyjąć, że nie zamierzał jej nic zrobić tej nocy.
– Zamiast tego posłałem do Londynu Charlesa, żeby cię obserwował.
Zamarła.
– Charles mnie śledził?
– Przez dziesięć miesięcy. Brzmiało to coraz gorzej.
Rozległo się pukanie do drzwi, Dougald zawołał:
– Proszę.
Naturalnie był to Charles, który niczym diabelski karzeł pojawił się na sam

dźwięk swojego imienia. W powykręcanych, zreumatyzowanych rękach trzymał
srebrną tacę. Nikomu nie ufał i sam pilnował jedzenia swojego pana. Za nim
kręcił się niepewnie lokaj, niosący butelkę wina i dwa szklane kieliszki w taki
sposób, jakby za chwilę miały wybuchnąć. Najwyraźniej lokaj nauczył się już

background image

bać Charlesa i jego zjadliwego języka.

– Przynieś tę butelkę. Postaw ją pomiędzy panem a... – Charles zerknął na

Hannah, oceniając ją lodowatym spojrzeniem –... panią.

Z butelką wina pod pachą i kieliszkami w dłoniach lokaj pospiesznie ruszył

do przodu, żeby wypełnić polecenie. Charles z niesmakiem zamknął oczy, żeby
nie patrzeć na takie niezręczne zachowanie służącego. Tymczasem młodzieniec
przysunął niski okrągły stolik bliżej kominka. Postawił wino i kieliszki na
brzegu stolika, ukłonił się i wycofał.

Charles postawił tacę na stoliku. Hannah obserwowała kręcącego się lokaja,

który przez tyle lat służył w rodzinie Pippardów. Kulał od wojny na Półwyspie,
podczas której służył we francuskiej armii i został ranny. Ocalił go dziadek
Dougalda. Zyskał tym dozgonną wdzięczność Charlesa, która objęła wszystkich
członków rodziny Pippardów. Ale Hannah nie była prawdziwym członkiem
rodziny, przynajmniej zdaniem Charlesa. A teraz ten człowiek, który był jej
sędzią i strażnikiem więziennym, stał przed nią, niski i zgarbiony. Nie postarzał
się w widoczny sposób, nie wydłużył mu się nos, nie przybyło obwisłej skóry
pod brodą. Nadal miał przeszywające spojrzenie, krytycznie analizował
wszystkie szczegóły, rozpoznając każdą niedoskonałość. Jakże trudno było mu
znów na nią czekać. Na kogoś tak niedoskonałego jak Hannah.

A może rozkoszował się, widząc ją sprowadzoną do roli opiekunki. Nie

miała pojęcia, co myślał. Nigdy go nie rozumiała, nawet teraz zastanawiała się,
dlaczego uczestniczył w jej pojmaniu.

Może kierowało nim jedynie pragnienie, żeby uwolnić swojego pana od

małżeńskiej przysięgi.

Spojrzała w płomienie.
Czy dlatego Dougald ją tutaj sprowadził? Żeby, poznęcawszy się nad nią,

zapewnić sobie rozwód?

Jednak rozwód był sprawą nieprzyjemną i kosztowną i nie mogła sobie

wyobrazić, żeby Dougald kiedykolwiek w tak publiczny sposób przyznał się do
porażki. Jakie więc miał wobec niej zamiary?

Charles dał znak ręką młodemu lokajowi, żeby się oddalił, co młodzieniec

uczynił, pędząc jakby uciekał przed egzekucją. Odsuwając się od artystycznie
udekorowanej tacy, Charles powiedział z francuskim akcentem:

– Kazałem kucharzowi przygotować coq au vin oraz soupcon z chleba. Czy

mogę nakładać?

Żołądek Hannah dał o sobie znać głośnym burczeniem. Miała nadzieję, że

nikt tego nie usłyszał. Charles, nakładając jej ulubione danie na duży talerz,
posypując potrawę zieloną pietruszką i stawiając danie przed nią, sprawiał
wrażenie nieświadomego jej głodu. Zreumatyzowaną ręką rozłożył jej na
kolanach białą serwetkę i postawił przed nią stolik. Przy jej prawej ręce położył
błyszczącą łyżkę i zastygł, pochylony, kiedy wzięła do ust pierwszy kęs.

background image

Co miała robić? Kurczak był delikatny, zupa doskonale przyprawiona

tymiankiem, wyśmienity sos na czerwonym winie i najprzedniejsze warzywa,
jakie można było zdobyć wczesną wiosną.

– Znakomite – mruknęła, nie patrząc na Charlesa.
– Dziękuję. – Ukłonił się, zaciskając usta.
– Lubię kobiety, które mają apetyt – zauważył Dougald. – Bardzo wcześnie

przekonałem się, że kobiety lubiące dobrze zjeść, mają również apetyt na inne
przyjemności.

Gwałtownie uniosła głowę.
Szybkim ruchem Charles odkorkował butelkę i nalał jej kielich musującego

burgunda. Uchwyciła kielich za nóżkę i ostrożnie zbadała rżnięty kryształ. Był
doskonały, szlifowany tak, aby więził światło, ale gładki pod palcami.

Upiła łyk i uśmiechnęła się zaciśniętymi wargami.
– Dziękuję.
Bez względu na to, co mogła zarzucić temu człowiekowi, zawsze tak

tyranizował personel kuchni, że przygotowywane jedzenie było wyśmienite.
Właściwie w ten sam sposób rządził całym domem.

– Pan też coś zje, milordzie? – zapytał Charles. Dougald sprawiał wrażenie,

jakby chciał odmówić, więc Charles pospiesznie ciągnął dalej: – Niewiele pan
dzisiaj jadł. Musi się pan posilić, a słyszał pan, jak pani mówiła, że potrawa jest
doskonała.'

Hannah ujrzała, że Dougald posiał Charlesowi mordercze spojrzenie, ale

służący zniósł je z godnością. Nie miała pojęcia, dlaczego zabrała głos:

– Byłoby mi przyjemniej, gdybyś mi towarzyszył, Dougaldzie.
Dougald mruknął coś, co Charles potraktował jako wyrażenie zgody.

Pospiesznie przysunął do swojego pana duży stół, nałożył jedzenie na talerz i
nalał wina do kieliszka. Kiedy Charles mu usługiwał, Dougald rzekł:

– Hannah zastanawiała się, dlaczego tak wytrwale poszukiwałeś jej w

Londynie.

Zamknęła oczy. Niech diabli wezmą Dougalda! Po co o tym mówi? Jednak

niecierpliwie czekała na odpowiedź.

– Jak mógłbym jej nie tropić, milordzie? – I tonem wypranym z wszelkich

emocji, Charles dodał: – Pragnął jej pan.

Pomyślała, że Charles zawsze potrafił pokazać, gdzie jest jej miejsce.
– Dziękuję, Charles – rzekł Dougald. – Zadzwonię na ciebie, jeśli będę

czegoś potrzebował.

Charles wycofał się tyłem z pokoju, jakby Dougald był królem. Zatrzymał

się tylko na moment, żeby poprawić kwiaty ułożone w stojącym przy drzwiach
wazonie. Potem ukłonił się i wyszedł.

Ledwo zamknęły się za nim drzwi, Hannah wybuchnęła:
– Po co mu powiedziałeś? Dougald uniósł brwi.

background image

– Przejmujesz się? Charles jest tylko służącym.
Wbiła w niego wzrok. To prawda. Dougald odprawił lokaja grzecznie, jak to

miał w zwyczaju, jednak bez bratania się, co kiedyś tak często widywała.
Kiedyś stanowili parę druhów, gotowych stawić czoło całemu światu; byli
przyjaciółmi na śmierć i życie. A teraz Charles stał się po prostu Charlesem.
Zwykłym służącym.

– Pokłóciliście się?
Dougald rozsiadł się w fotelu, ignorując posiłek.
– Jego zachowanie nie zawsze mi odpowiadało.
– Aha. – W zamyśleniu ugryzła następny kęs. – To zupełnie w stylu

Charlesa. Zawsze uważałam, że gdybyś go poprosił, własnymi rękoma ułożyłby
dla ciebie tory kolejowe.

– Niewątpliwie by to zrobił. Chodzi jednak o to, że przecenił swoją rolę w

pewnej niezwykle istotnej sprawie i nie okupił swojego błędu. Nie będzie miał
drugiej okazji.

Straciła cały apetyt i odłożyła łyżkę. Jeśli Dougald był taki pamiętliwy w

przypadku Charlesa, to co zamierza zrobić z nią? Rozwód wydawał się zbyt
łagodną karą dla żony, która uciekła i zostawiła męża na tyle lat, w dodatku
podejrzewanego o morderstwo.

Przypomniała sobie jednak, że mógł uciąć plotki. Mógł powiedzieć

wszystkim, że go zwyczajnie porzuciła...

– Dlaczego nie jesz? – zapytał. – Jesteś za chuda.
– A czemu ty nie jesz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – To ty jesteś

za chudy.

Prawdę powiedziawszy, wcale nie był chudy. Mężczyzna tak mocno

zbudowany, jak on, mógł ważyć parę kilogramów mniej lub więcej bez
widocznej różnicy w wyglądzie. Uważała jednak, że kilka dodatkowych
kilogramów, mogłoby złagodzić ponury, ostry wyraz jego twarzy. A poza tym
głodny mężczyzna to zły mężczyzna.

Nie miała pojęcia, co myślał. Nie potrafiła nic wyczytać z jego twarzy, ale

nie spuszczała wzroku, gdy na nią patrzył, wyzywająco unosząc brodę i
zaciskając usta. Kiedy w końcu Dougald wziął do ręki łyżkę i przysunął się do
stołu, zrozumiała, że wygrała. Wygrała jedną rundę. Może była w stanie wygrać
następną.

– Zamierzasz się ze mną rozwieść?
Przełknął, podniósł oczy na swoją dawno utraconą małżonkę i zmierzył ją

wzrokiem pełnym zimnej wściekłości, która towarzyszyła mu codziennie. Sam
fakt, że odważyła się wspomnieć o rozwodzie, powiedział mu, jak bardzo myliła
się w ocenie sytuacji. Rozwód był trudny, kosztowny i pociągnąłby za sobą
niesławę na całe życie. Jako pan tych włości nie zaryzykowałby swojej nowej
pozycji dla rozwodu, nawet z najbardziej okropną żoną. Ale nie był to główny

background image

powód.

Nie, miał inne plany co do jej osoby. Najbardziej obojętnym tonem, na jaki

było go stać, rzekł:

– Nie będzie żadnego rozwodu.
Szeroko otworzyła oczy. Wpatrywała się w jego twarz, szukając śladów

dawnego Dougalda, człowieka, który ocalił ją przed nędzą, chronił w młodości i
hołubił w czasie małżeństwa. Mógł jej powiedzieć, że tamten mężczyzna nie
żyje. Że zginął z rąk Hannah. A jednak nadal ją osłaniał. Skupiła uwagę na
posiłku. Jadła bez słowa, podobnie jak Dougald, dopóty, dopóki nie zaspokoiła
głodu i nie opróżniła talerza.

Gdy odłożyła łyżkę, odezwał się:
– Nie zmieniłaś się. Nadal potrafisz jeść, bez względu na okoliczności.
– To sztuczka, jaką opanowałam, gdy byłam mała i rzadko wiedziałam,

kiedy dostanę następny posiłek. – Kręcąc kielichem w dłoniach, wprawiła w
ruch rubinowy płyn i obserwowała rozbłyski światła w rżniętym szkle.

Unikała jego spojrzenia, co próbowała robić przez cały wieczór. Postanowił

więc podręczyć ją wspomnieniami, które wyraźnie usiłowała stłumić. Mój Boże,
jak długo na to czekał!

– Moja droga, specjalnie kazałem podać burgunda, bo wiem, jak bardzo go

lubisz. Smakuje ci?

Nie patrzyła na niego. Wiedziała, dlaczego zadał to pytanie, ale twardo się

trzymała, udając ignorancję, jak rozbitek kurczowo chwytający się ostatnich
szczątków statku.

– Burgund jest doskonały; o ile pamiętam, zawsze miałeś świetnie

zaopatrzoną piwnicę.

Gdyby pamiętał jeszcze, jak się uśmiechać, uśmiechnąłby się w tej chwili.

Wykonała mistrzowski unik, ale on dobrze wiedział, że był to tylko unik.
Tamten dzień w pociągu przemienił ją z dziewczyny w kobietę i, bez względu
na jej próby udawania skromności, będzie jej o nim przypominał przy każdej
okazji.

Bo on nigdy o tym dniu nie zapomni.
Złapał za gardło młodego złodziejaszka i potrząsnął nim jak terier szczurem.
– Gdzie ona jest?
Chłopak wbił palce w ręce Dougalda, dopóki ten nie rozluźnił uchwytu.
– Tam – wychrypiał. – Tam pobiegła.
Wskazał na stację kolejową, potwierdzając najgorsze obawy Dougalda.

Młoda Hannah opuszczała go najprostszą, a jednocześnie najbardziej
niebezpieczną drogą – pociągiem towarowym do Birmingham. Jego narzeczona
była niemądra... Szarpanina ze złodziejaszkiem odwróciła jego uwagę, więc
wzmocnił uchwyt.

– Zrobiłeś jej coś złego?

background image

– Nie, panie, przysięgam! Była ubrana jak chłopak i miała ze sobą babską

torebkę. Zacząłem się z niej śmiać, a ona cisnęła we mnie torebką! –
Złodziejaszek przełknął ślinę. – W środku nie było pieniędzy, panie, ale nie
czułem do niej urazy. Nie skrzywdziłbym kobiety, panie. Nie skrzywdziłbym
kogoś, kto ma nie po kolei w głowie. – Palcem wskazał na czoło.

Tak, chłopak był przekonany, że Hannah jest wariatką. Może wszyscy będą

tak myśleli i będą ją omijać. Może porywczość ją uratuje.

Dougald puścił chłopaka i zaczął się pospiesznie przedzierać przez grupę

robotników, ładujących amerykańską bawełnę na angielskie wagony. Od czasu
do czasu któryś z robotników zerkał na niego, uśmiechał się i wskazywał dalej,
na stację, kierując go w stronę dziewczyny, której wydawało się, że w
przebraniu jest nie do rozpoznania. Każdy gest wzmacniał nadzieję, a
jednocześnie obawę Dougalda, że Hannah nie mogła pozostać niezauważona.
Chociaż większość pracujących tu mężczyzn była ciężko pracującymi ludźmi,
mającymi rodziny, zawsze mógł się znaleźć jakiś łotrzyk, chcący wykorzystać
jej położenie. Dougald pędził bez tchu, kierując się otrzymywanymi
wskazówkami, wyobrażając sobie najgorsze i bojąc się, że przybędzie za późno.
Mężczyźni skierowali go w stronę pociągu, który sapał i buchał parą. Stojąc w
cieniu, szukał jej wzrokiem, a pociąg powoli przejeżdżał przed jego oczami.

I zobaczył. Odziana w jeden ze swoich chłopięcych strojów, siedziała w

otwartych drzwiach wagonu i machała nogami, przyglądając się wszystkiemu
szeroko otwartymi, pełnymi podniecenia oczami.

Śliczna, niemądra dziewczyna.
Przez pięć lat chronił ją, dobrze wiedząc, że pewnego dnia ona będzie jego –

zadowolony z jej inteligencji, posłuszeństwa i kobiecości. Teraz dziecko znikło,
zastąpiła je kobieta, której okrągłych kształtów nie mogło zamaskować
chłopięce przebranie. Pasma niesfornych, jasnych włosów okalały jej twarz.
Promienny uśmiech okraszał usta, jakby ucieczka przed nim i przed
zobowiązaniami sprawiała jej radość. Najlepszy dowód, że nie zdawała sobie
sprawy z niebezpieczeństw czyhających na młodociane uciekinierki.

Puścił się biegiem za pociągiem. Udało mu się złapać za poręcz w ostatnim

wagonie. Podciągnął się na platformę. Balansując na wąskich, trzęsących się
deskach, analizował stojące przed nim zadanie. Pociąg nabierał prędkości. Z
boku wagonów wystawały metalowe szczeble. Mógłby się wspiąć na dach,
przeczołgać się po nim, przeskoczyć...

Roześmiał się na głos. Od śmierci ojca nie zrobił niczego równie

niebezpiecznego i porywczego. Takie czyny bardziej pasowały do znacznie
młodszego Dougalda... Znów się zaśmiał. Może jednak Hannah okaże się jego
wybawieniem.

Pociąg trząsł się i sapał, a on wdrapywał się po drabince. Metalowe szczeble

ruszały się pod jego rękami i nogami. Jednak lepsze obluzowane szczeble niż

background image

dach, gdzie nie było żadnych uchwytów... Wspiął się na rozgrzany, metalowy,
plaski dach. Wiatr rozwiewał mu włosy. Miał stąd doskonały widok na
Liverpool, na przybliżający się wiejski krajobraz i... na znajdującą się daleko w
dole ziemię. Zaśmiał się ponownie. Szaleństwo. To było prawdziwe szaleństwo.

Jednak nie mógł pozwolić Hannah odjechać. Trzymał ją w objęciach, kiedy

płakała po śmierci matki.

Przeczołgał się po dachu wagonu. Zatrzymał się na brzegu i ocenił odległość

pomiędzy wagonami. Pociąg trząsł się i kołatał. Tory nikły w oddali.

W młodości, jako chłopak, zrobiłby to bez trudu. Teraz był szanowanym

biznesmenem i miał świadomość konsekwencji swoich czynów. Jeśli mu się nie
uda... Wziął głęboki oddech i skoczył. Wylądował na czworakach. Metalowy
dach zadygotał pod jego ciężarem. Skulony, przebiegł na drugi kraniec wagonu,
niczym prymitywne zwierzę. Tak, teraz miał świadomość konsekwencji, nawet
jeśli Hannah ich nie dostrzegała. Wszędzie czyhały niebezpieczeństwa. W jaki
sposób mogłaby się przed nimi ustrzec? Początkowo jej życie nie należało do
najłatwiejszych, ale od kiedy wziął ją pod swoje skrzydła, miała wszystko, co
najlepsze. Jedzenie. Stroje. Wykształcenie. Prywatną szkołę.

Pociąg jechał coraz szybciej. Odstęp pomiędzy kolejnymi wagonami

wydawał się większy. Ale tym razem przed skokiem pozwolił sobie tylko na
pospieszny oddech. Potem rozejrzał się dookoła. Był na miejscu. To był wagon
Hannah. Drzwi były nieco uchylone, więc mógł się dostać do środka –
wykonując parę akrobacji, których nie próbował od lat. Tym razem się nie
roześmiał. Zaklął. Podpełznął na skraj wagonu. Zerknął w dół. Nogi Hannah nie
zwisały już swobodnie na zewnątrz wagonu. Schowała się do środka, kiedy
pociąg nabrał prędkości. Mądra dziewczynka. Mądra..., no cóż, niezupełnie. Nie
za bardzo. Nie wiedziała, że nie należało prowokować Dougalda Pipparda.

Mogła sobie nie zdawać sprawy z tego, że przywiązał ją do siebie, mając jak

najbardziej uczciwe zamiary. Teraz poczucie obowiązku – nie, uczucie –
wymagało, żeby ją chronił, nawet gdyby miał ją chronić przed nią samą.
Uśmiechnął się. Po prostu Hannah jeszcze tego nie wiedziała.

Złapał za górny brzeg drzwi, zamarł na moment, odsunął je nieco, po czym

wykonał salto w dół...

Z przechyloną w bok głową, Dougald uniósł do góry kieliszek, wznosząc

toast za pamięć tamtego wspaniałego dnia, kiedy młodość, miłość i przygoda
były w ich rękach.

Hannah sprawiała wrażenie obojętnej na jego przemowę.
– A więc Charles wynajął ludzi, którzy śledzili mnie w Londynie... bo to byli

twoi ludzie, prawda?

Nagle stracił apetyt i odłożył łyżkę.
– Oczywiście.
– Zastawiłeś pułapkę.

background image

– Gdy tylko sytuacja w majątku się ustabilizowała, wezwałem Charlesa z

powrotem i wynająłem detektywów, żeby... żebyś się zdenerwowała. Potem
zaoferowałem pracę, która moim zdaniem powinna była cię zainteresować.
Mogłaś nie wpadać w tę pułapkę. – Energicznym ruchem odsunął stojący
między nimi stolik. Naczynia zadźwięczały, srebro zadygotało, ale oczyścił
przestrzeń tak, że mógł patrzeć na żonę bez żadnych przeszkód. Mógł ją widzieć
ubraną w zwykłą, czarną, roboczą suknię. Zawsze się ukrywała... w pociągu, w
chłopięcym stroju, teraz w surowej sukni guwernantki. Zawsze jednak spod
każdego przebrania przebijała jej uroda. Nic nie mogło ukryć promiennej skóry,
delikatnej jak u dziecka, bujności złocistych włosów czy piękna warg kuszących
mężczyzn i wzywających do całowania. Przyglądając się jej dokładniej, można
było zauważyć ponętne kształty... No, nie tak zaokrąglone, jak kiedyś, ale nadal
niezwykle kuszące smukłą elegancją. Chodziła, poruszała się jak dawniej, jakby
Bóg stworzył ją dla przyjemności Dougalda i posłużył się nią do sprowadzenia
go z drogi grzechu wprost w święty związek małżeński. Boski plan sprawdził
się aż za dobrze, bowiem kiedy Hannah go porzuciła, zabrała ze sobą wszelką
radość. Pozostawiła tylko mrok.

Na szczęście Dougald świetnie się czuł w mroku. Snuł intrygę, żeby

przezwyciężyć przeszłość. Planował przyszłość. I wszystkie plany się powiodły,
bowiem teraz siedziała przed nim.

– Jeśli miałem jakieś wątpliwości, to dotyczyły one jedynie tego, czy uda mi

się przestraszyć cię na tyle, że zrezygnujesz ze swojej ukochanej Akademii
Guwernantek. W końcu ta szkoła dawała ci to, czego brakowało ci w naszym
małżeństwie – pracę i jeszcze więcej pracy.

– Jak śmiesz. – Przyglądała mu się, jakby był potworem... Spędzone

samotnie lata obudziły w nim potwora. – Jak śmiesz oskarżać mnie o swoje
własne grzechy! Ty też pracowałeś, mój drogi. Pracowałeś bez końca i
oczekiwałeś, że pozwolę ci dbać o mnie.

– Jak o żonę! – Zaskoczył go ogień, z jakim zareagował na jej słowa. Od lat

nie odczuwał równie bezsensownego oburzenia.

– Raczej jak o nierozgarniętą idiotkę – rzuciła w odpowiedzi.
– Twoja matka psuła cię, dając ci zbyt wiele swobody.
Podniosła głos.
– Matka przez cały czas pracowała, a ja chciałam jej pomóc!
Poruszył się na krześle, pragnąc, żeby spojrzała na wszystko jego oczami, a

jednocześnie zdawał sobie sprawę, jak beznadziejne jest spodziewać się po
Hannah zrozumienia.

– Wiem. Twoje zamiary były godne podziwu, w przeciwieństwie do niechęci

wobec podporządkowania się moim pragnieniom.

– Matka nauczyła mnie, że praca jest cnotą. Ta prawda się nie zmieniła,

pomimo zmiany mojej sytuacji.

background image

– A ty spędziłaś życie goniąc za cnotą jak kociak polujący na muchę. –

Dougald odchylił głowę do tyłu i przyglądał się jej zmrużonymi oczami. – A
jednak wycofałaś się z małżeństwa i zlekceważyłaś przysięgę ślubną. Ile w tym
cnoty?

Zaplotła drżące palce.
– Nie mniej niż w uwiedzeniu osiemnastolatki.
– Miałaś osiemnaście lat i zostawiłaś mnie. Uwiedzenie było najszybszym

sposobem zyskania kontroli nad tobą.

– Aha. Dzięki uwiedzeniu nie musiałeś marnować czasu na zaloty. Godny

podziwu skrót, milordzie.

Roześmiał się krótkim, ostrym śmiechem i wykorzystał swoją wiedzę, żeby

ją zranić.

– Nie musiałem cię uwodzić. Nie musiałem się wysilać. Przecież cię kupiłem

od twojej matki. Pamiętasz?

background image

ROZDZIAŁ 5

Nigdy dotąd Dougald nie był okrutny. Bywał podstępny, surowy i

bezmyślny, nigdy jednak nie dręczył Hannah wytykaniem okoliczności, które
sprowadziły ją kiedyś w to miejsce.

– Moja matka mnie nie sprzedała. Ona mnie u ciebie umieściła. A to różnica.

– Hannah wzięła głęboki oddech, próbując zmniejszyć ucisk w piersi. –
Uważałam się za jedno z twoich dobroczynnych przedsięwzięć. Tyle ich miałeś.

Wzruszył ramionami. Nigdy nie rozmawiał o ludziach, którym pomagał – o

sierotach, które umieszczał w rodzinach, o kobietach, którym znajdował pracę, o
mężczyznach, których kształcił.

– Zresztą, co innego mogła zrobić moja matka? – zapytała Hannah łamiącym

się głosem, przypominając sobie tamten okropny czas. – Umierała.

– No właśnie. W tej sytuacji zrobiła to, co uważała za najlepsze dla ciebie. –

Siedział bez ruchu, obserwując ją, ważąc jej reakcję. Widział ból, jaki nadal
wywoływało w niej wspomnienie o matce. – I nie masz racji. Twoja matka
doskonale wiedziała, czego chciałem od ciebie. Ustaliły wszystko razem z moją
babką.

Nie mogła się powstrzymać, żeby nie zadrwić.
– A ty, biedaku, nic nie wiedziałeś o ich planach.
– Oczywiście, że wiedziałem. Powiedziały mi, że zaaranżowały moje

małżeństwo z tobą. Miałaś wówczas trzynaście lat i byłaś ładnym dzieckiem.
Twoja matka pochodziła z dobrej rodziny i zapewniła nas, że twój ojciec także
był człowiekiem zdrowym fizycznie i umysłowo. Chociaż szczegóły twojego
przyjścia na świat nie były zbyt przyjemne, to nieprawe pochodzenie nie było
przeszkodą burzącą nasze plany.

Nigdy nie słyszała historii swoich zaręczyn. A przynajmniej przedstawionej

w ten sposób, bezceremonialnie, obojętnie, bez ogródek.

– Nadal nie rozumiem, dlaczego dorosły mężczyzna miałby pozwolić swej

babce na planowanie własnego małżeństwa.

– Zaaranżowane małżeństwa to tradycja w rodzinie Pippardów. Zawsze były

udane. Czemu moje miałoby być inne?

Wiedziała że to, co chce powiedzieć, jest głupie, ale musiała to zrobić.
– Bo ludzie już tak nie postępują.
– To nonsens, moja droga, oczywiście, że nadal tak robią. Na tyle długo

należałaś do towarzystwa, by wiedzieć, że mówisz bzdury. – Zaśmiał się. – Nie
zmieniłaś się, przynajmniej pod niektórymi względami.

– Zmieniłam się.
Chciała, by przyznał, że się zmieniła, i to bardzo.
– Gdy dwudziestojednoletni mężczyzna godzi się na kształcenie

trzynastoletniej dziewczynki tylko po to, żeby mieć pod ręką żonę, kiedy

background image

przyjdzie mu ochota na małżeństwo, to jest to chore.

Nadal się uśmiechał.
– Musisz przyznać – powiedział – że większość małżeństw nie opiera się na

uczuciu. Zwykle tym czynnikiem łączącym jest chciwość, ale czasem bywa
wygoda.

– Twoim motywem z pewnością byłaby wygoda – oskarżyła go.
Natychmiast odbił piłeczkę.
– Twoim również. Wątpię, żeby sprawiło ci przyjemność wyrzucenie cię na

ulicę po śmierci matki.

– Ty i twoja babka nie należycie do ludzi, którzy mogliby mnie wyrzucić na

bruk. – To Hannah wiedziała na pewno, bez względu na to, co by Dougald i
Pani Pippard zrobili czy powiedzieli. – Zresztą nawet gdybyście mnie wyrzucili,
znalazłabym sobie jakąś pracę.

– Zawsze byłaś przekonana o swojej nieomylności.
– O nieomylności? – powtórzyła zaskoczona. – Nie wydaje mi się.

Natomiast na pewno o swoich kwalifikacjach.

– Zastanów się nad tym. Przemyśl to teraz, korzystając z wiedzy, którą

zdobyłaś o świecie. W najlepszym wypadku mogłaś wtedy zostać służącą, może
pomocą w kuchni. Byłaś śliczna i subtelna. Różniłabyś się od innych służących,
więc stroiłyby z ciebie żarty. Mężczyźni by cię napastowali. Wszyscy,
poczynając od lokajów, a na panach i ich synach kończąc. – Twardy ton głosu
świadczył o wstręcie, jaki wywoływała w nim myśl o takiej sytuacji. – Przed
tym wszystkim cię ocaliłem.

– Oczywiście, masz rację – przyznała bez zahamowań. – Dziękuję ci więc.

Rzecz jednak w tym, że nigdy nie zrozumiałeś, iż wdzięczność za wykształcenie
mogłam ci wyrazić ciężką pracą w pocie czoła, a nie ciałem.

– Nigdy mi nie wybaczyłaś, że pozbawiłem cię cnoty. Poczuła wściekłość,

że przywołał wspomnienie tamtego dnia, o którym tak bardzo chciała
zapomnieć.

– Byłam wtedy taka młoda, Dougaldzie, że porwały mnie twoje słodkie

słówka i twoje zainteresowanie moją osobą.

– Odkryłaś wówczas naszą umowę i postanowiłaś uciec. – Zniżył głos do

szeptu. – Pociągiem. Pamiętasz pociąg...

Pociąg, dudniąc, zmierzał w stronę wiaduktu Sankey. Kiedy kolejny raz

uniosła do ust butelkę wina, delektując się smakiem winogron i dębu,
pomyślała, że Dougald nie wypił zbyt wiele. Ale jedzący jabłko Dougald nie
wyglądał na spragnionego. Właściwie nie sprawiał wrażenia, by mu
czegokolwiek brakowało; był przystojny, wysoki, ciemnowłosy, wymarzony
mężczyzna dla każdej dziewczyny. Ale dla niej za stary. Ile miał lat?
Dwadzieścia sześć? Piekielnie zadowolony i pewny siebie. To było irytujące, że
mężczyzna o takiej prezencji, mężczyzna, który mógł porwać każdą

background image

dziewczynę, wybrał taką, dla której nie musiał się wysilać. Co za wstyd;
prawdopodobnie był to znak jakiegoś upośledzenia umysłowego z jego strony.

– Jaki rodzaj umysłowego upośledzenia ? – rozległ się jego ciepły, niski

głos.

Hannah gwałtownie zamrugała oczami. Czyżby głośno myślała? Mój Boże,

musiała wypić za dużo wina.

– Pewnie za dużo wina –przytaknął. – Na jaki rodzaj upośledzenia

umysłowego zatem cierpię?

– Chcesz... chcesz kogoś poślubić, nie zadając sobie trudu zabiegania o

względy tej osoby. – Skupione spojrzenie jego zielonych oczu hipnotyzowało ją.
– Dlaczego miałbyś rezygnować z emocji polowania?

– Przecież upolowałem ciebie – odparł Dougald z powagą.
– Świetnie wiesz, że to nie to samo. – Zmarszczyła brwi. – Obserwowałam,

w jaki sposób prowadzisz interesy. Jesteś agresywnym, aroganckim graczem i
wszelki opór pobudza twój apetyt.

Odetchnął głęboko.
– Stawiłaś mi opór. Spełniłaś moje marzenia.
– Och. – Hannah upiła łyk z butelki i podała ją Dougaldowi. – Zapewniam,

że nie miałam takiego zamiaru.

Zgarnął resztki ich posiłku do torby i chwilowo zakończył temat. Przeciągnął

się, rozpiął guziki u koszuli i potarł pierś ręką.

Zasłoniła oczy rękami.
– Panie Pippard! Proszę, tak nie przystoi! Leniwie przeciągając słowa,

wymruczał:

– Z pewnością to nic niewłaściwego pomiędzy mężczyzną i jego narzeczoną.
Opuściła ręce i zerknęła na niego.
– Owszem, to niewłaściwe i nie możesz tego zmienić.
– Zdziwiłabyś się, gdybyś wiedziała, co potrafię zmienić. Czy wzięłaś ze

sobą koc?

– Nie, i bardzo żałuję. Przynajmniej mógłbyś się zasłonić i wyglądałbyś

przyzwoicie.

– Gdybym chciał się zasłonić, zapiąłbym koszulę. Wstał i wyciągnął koszulę

ze spodni. Miała ochotę znów przesłonić sobie oczy, ale gdyby to zrobiła,
trudno byłoby przewidzieć, co odważyłby się dalej zdjąć.

– Szukam czegoś w rodzaju poduszki. Po jedzeniu i winie, w kołyszącym

pociągu, ogarnęła mnie senność. – Rozpiął ostatnie guziki, zrzucił koszulę i
opadł na stos bawełny. Umościł się wygodnie, położył głowę na zwiniętej
koszuli i z satysfakcją zamknął oczy. – Nie jestem już taki młody jak ty, co mi
stale wypominasz. .,

– Jeśli nie będziesz uważać, wylejesz wino. Hannah zamrugała. Kielich w jej

dłoniach kołysał się; odstawiła go pospiesznie. Żałowała teraz, że piła wino.

background image

Żałowała, że w ogóle pila. Właściwie mogłaby zażądać tysiąca funtów
szterlingów i kucyka, a także zażyczyć sobie, żeby Dougald nie miał takiej
wszechwiedzącej miny. Odpychając od siebie te rozważania, udała, że analizuje
ich rozmowę, o której zapomniała na Bóg wie jak długo, błądząc myślami wśród
wspomnień. Pospiesznie podjęła rozmowę, żeby tylko przestał tak się
przyglądać jej zaczerwienionej twarzy. Powróciła do wątku szkoły guwernantek.

– Trzy ostatnie lata dowiodły, że mogę odnieść sukces, więc niepotrzebnie

się o mnie troszczysz.

– Fałszywy sukces wcale nie jest sukcesem. Na chwilę zaniemówiła.
– Co masz na myśli, mówiąc, że to fałszywy sukces? Nigdy nie

oszukiwałam. Przez sześć lat przebywałam za granicą bądź mieszkałam w
Londynie jako towarzyszka lady Temperly. Byłam dobrą administratorką i
opiekunką, i tak właśnie przedstawiłam się w ogłoszeniu o założeniu szkoły.

– Nie posłużyłaś się swoim nazwiskiem
Narastało w niej oburzenie.
– Nieślubne dzieci nie mają prawa do nazwiska. Świetnie wiesz, że nie

miałam żadnego.

Na moment przesłona opadła i spod wymuszonego opanowania wychynęła

warcząca bestia.

– Owszem, miałaś. Dałem ci nazwisko, kiedy się pobraliśmy.
– Byłam ci bardzo wdzięczna – rzekła cierpko. Naprawdę była wdzięczna.

Jej matka twierdziła, że jest wdową, ale prawda i tak zawsze ciągnęła się za
nimi. Hannah stale słyszała śmiech i szyderstwa. Nazwisko otrzymane od
Dougalda było jednym z błogosławieństw w ich małżeństwie. Stanowiło też
pierwsze okowy, których się pozbyła, uciekając od niego.

– Nie pragnąłem wdzięczności, chciałem... – Przerwał, opanowując

podniesiony głos.

Ale Hannah podjęła temat.
– Wiem, czego chciałeś. Wielkiej miłości i gorącego oddania.
– Dużo dawałem ci w zamian.
– Dopóki robiłam to, co mi kazałeś. Dopóki nie chciałam czegoś więcej i nie

zaczęłam oczekiwać, byś pamiętał o obietnicach, które złożyłeś tego dnia, gdy
przekonałeś mnie o swojej miłości.

W ich podniesionych głosach usłyszała echa przeszłości. Sądząc po

sposobie, w jaki na nią patrzył, Dougald również to usłyszał. Musiała się
opanować. Jeśli tego nie zrobi, Dougald jak zawsze zyska przewagę. Powinna
zademonstrować mu swoją dojrzałość i pokazać, że już nie może nią
manipulować, grając na jej uczuciach. Nauczyła się poskramiać swoją złość;
kochana lady Temperly podpowiedziała jej, jak to osiągnąć, a później
udoskonaliła metodę, ucząc jej młode panny w Akademii Guwernantek.

Kilka razy głęboko zaczerpnęła powietrza, wdychając lekki zapach palącego

background image

się drewna i skórzanych obić fotela. Zaczęła błądzić wzrokiem po saloniku,
przesuwając spojrzeniem po dużych oknach z ciężkimi, brokatowymi zasłonami
i nowych, szmaragdowych tapetach na ścianach. Pokój został urządzony tak,
żeby zapewnić panu domu pełną wygodę.

Ostrożnie zerknęła na Dougalda. Był człowiekiem, który z pewnością

wiedział, czego chce i jak to zdobyć.

Obserwował ją.
Czy od chwili, gdy przekroczyła próg tego pokoju, choć na moment oderwał

od niej wzrok? Chyba nie. Musiała więc zachowywać się rozsądnie i spokojnie,
w przeciwnym razie zwycięstwo przypadłoby Dougaldowi. Obojętnym,
uprzejmym głosem powiedziała:

– Gdybym użyła twojego nazwiska albo nazwiska mojej matki, cała ucieczka

byłaby jedną wielką farsą. Natychmiast byś mnie odnalazł.

– I oszczędziłbym nam obojgu wielu kłopotów.
– Oszczędziłbyś kłopotów sobie – odparła. – Uciekłam dopiero wówczas...

dopiero wtedy, gdy nasze małżeństwo zupełnie się rozpadło. Dopiero gdy
miałam pewność, że nie mamy żadnych szans.

Ledwo poruszając wargami, wyrzucił z siebie:
– Zawsze mieliśmy szansę.
– Bzdura. – Starała się mówić rozsądnie, udając, że tłumaczy jakieś

zagadnienie wyjątkowo opornemu uczniowi. – Nigdy mnie nie słuchałeś.
Głaskałeś mnie po głowie i mówiłeś, że sam wiesz najlepiej. Rzucałam słowa na
wiatr.

– Uwielbiałem cię.
– Nie chciałam uwielbienia, chciałam celu w życiu.
– Większość kobiet...
Większość kobiet byłaby szczęśliwa, mogąc próżnować. Ile razy już to

słyszała? Uniosła dłoń, żeby mu przerwać.

– Proszę. Skończ z tymi samymi argumentami, co zwykle.
Na jego twarzy pojawił się wyraz irytacji.
– Miałem zamiar powiedzieć, że większość kobiet byłaby szczęśliwa, mogąc

próżnować, ale powinienem był wiedzieć, że ty jesteś inna.

Co miał na myśli? Czyżby chciał powiedzieć, że wtedy się mylił? Gdy

spojrzała na niego, siedział poważny, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jeśli
zmienił się do tego stopnia, że potrafił przyznać się do błędu... Zerknęła na
niego ponownie. Wpatrywał się w jej piersi takim wzrokiem, jakby była naga, a
nie zakutana w liczne warstwy ubrania. Nie, nie zmienił się. Nawet jeśli gotów
był przyznać się do błędu, to tylko po to, żeby ukryć swoje prawdziwe motywy.
Nie mogła zapomnieć, kim był. Musiała pamiętać trudną lekcję, jaką od niego
dostała.

Ludzie się nie zmieniają. A szczególnie mężczyźni. Dougald zaś... zaśmiała

background image

się cichutko. Górował nad innymi mężczyznami. Był do gruntu pewny siebie.
Despotyczny. Zawsze miał rację. Wychowany został przez babkę i ojca w
przekonaniu, że sukcesy jego przodków wynikały z dziedzicznej wyższości nad
innymi ludźmi i że otrzymał to po nich. Żadna kobieta nie miała najmniejszych
szans wobec takiego przeświadczenia. A już z pewnością nie kobieta, która nie
znała prawdy o swoim pochodzeniu, nie znała nawet nazwiska ojca. Powinna
była o tym pamiętać i zignorować szerokie ramiona Dougalda.

Kolejny raz podjęła rozmowę.
– Kiedyś mieszkałam z matką w wiosce o nazwie Setterington. To było miłe

miejsce, więc jego nazwę przyjęłam jako swoje nazwisko.

– Wszędzie mieszkałaś przez jakiś czas ze swoją matką. – Przemawiał do jej

piersi, jakby mogły go słyszeć. – Czemu nie nazwałaś się York, Bristol czy East
Little Teignmouth? Czemu właśnie Setterington?

– Wybrałam Setterington, bo nie sądziłam, żebyś wiedział o moim tam

pobycie.

– Nie. Nie wiedziałem. – Zacisnął pięści. Hannah zaczęła się zastanawiać,

czy ta szczerość, nowa jakość w ich stosunkach, doprowadzi do lepszego
zrozumienia czy do wybuchu. Nie znała takiego Dougalda. Odnajdywała na jego
twarzy pewne podobieństwo do dawnego, ale ta konfrontacja przypominała
pojedynek pomiędzy przesłuchującym a przesłuchiwanym. I wiedziała, którą
rolę wybrał dla siebie.

Najbardziej cierpkim tonem, na jaki było ją stać, rzekła:
– Jeśli już skończyłeś ze swoimi pretensjami, to chciałabym teraz poznać

twoją ciotkę. Zakładam bowiem, że jest jakaś ciotka.

– Moja droga Hannah, nie kłamałbym ci w tak istotnej kwestii. – Bez oporu

pozwolił jej na zmianę tematu. Naturalnie, uznał jej zachowanie za odwrót. – To
moja daleka krewna.

– Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek o niej wspominał.
– Oczywiście, że nie. Jesteśmy tak daleko spokrewnieni, że sam rzadko o

niej słyszałem. Ale ciotka Spring mieszkała w zamku Raeburn przez całe swoje
życie. – Westchnął ciężko. – I skupiała wokół siebie towarzyszki.

– Towarzyszki? – zapytała Hannah. – Nie zostałam poinformowana o

żadnych towarzyszkach.

– Wtrącające się we wszystko starsze panie, które odziedziczyłem wraz z

zamkiem.

– Aha. – Teraz zrozumiała doskonale. Jeśli chciał zyskać sobie przychylność

mieszkańców posiadłości, nie mógł wyrzucić z domu starej kobiety ani jej
przyjaciółek.

Omiotła go spojrzeniem, odnotowując głębokie linie wokół ust, nadające

jego twarzy zgorzkniały, pełen surowości wygląd.

– I mam się opiekować nimi wszystkimi? – zapytała.

background image

– Ciotka Spring jest najstarsza. Cierpi na chwilowe zaniki pamięci i lubi

skały.

– Skały?
Nie wdawał się w szczegóły.
– Pozostałym paniom nic nie dolega. Są zdrowe, z wyjątkiem pewnych

ubytków słuchu – to dotyczy panny Isabel, która jest właścicielką teleskopu i
ogląda gwiazdy.

– Gwiazdy.
– Panna Ethel pielęgnuje kwiaty.
– Pielęgnacja kwiatów wydaje się bardziej typowym zajęciem dla starszej

pani.

– Typowym. – Przez chwilę rozważał to określenie, wreszcie potrząsnął

głową. – Nie powiedziałbym, że to typowe. Panna Minnie od czasu do czasu
cierpi na zasłabnięcia i rysuje. Wszystkie wyszywają. – Splótł palce. –
Podejmiesz się opieki nad tymi paniami?

– Oczywiście.
Cóż innego mogła odpowiedzieć.
– Przecież im więcej masz pracy, tym jesteś szczęśliwsza.
Zapominając, że powinna się bać tego nowego Dougalda, warknęła:
– Masz absolutną słuszność. Dziękuję, że tak się o mnie troszczysz.
Kącik ponuro zaciśniętych ust Dougalda zadrżał. Dała się sprowokować.

Zirytował ją i zareagowała. Jeśli to była gra, wygrał ją. Jeśli to była wojna,
dostarczyła mu broni, którą ją zranił. Musiała być ostrożniejsza. Musiała
pamiętać, że w tej chwili miał nad nią przewagę. Mógł kontrolować jej wyjścia i
powroty, jej pracę i czas wolny. Był pracodawcą dopóty, dopóki nie znajdzie się
jakiś sposób, żeby mu się wymknąć.

Wymknąć się Dougaldowi... Chyba za każdym razem usiłowała przed nim

uciec. I kiedy teraz na niego patrzyła, ucieczka nie wydawała jej się głupim
pomysłem. Zachowała jednak zimny spokój, kryjąc się za nim jak za tarczą, i
powiedziała:

– To miło, że zatrudniłeś kogoś, kto się będzie nimi zajmował.
Pomyślała, ze udało jej się go rozdrażnić swoją pogodą, lecz zanim zdążyła

to sprawdzić, chwilowy błysk irytacji w jego oczach zniknął.

– To nie ma nic wspólnego z uprzejmością – wyjaśnił. – To są cztery

ekscentryczne kobiety, stwarzające kłopoty od dnia mojego przybycia. Chcę,
żeby ktoś je pohamował.

– Kłopoty? – Hannah szybko przebiegła sytuację myślami. – W twoim liście

nie było żadnej wzmianki o kłopotach... ale przecież nie powinnam się była
spodziewać takiej informacji, prawda?

– Ostatni lord z głównej linii, ten, któremu udało się przeżyć ponad

trzydzieści lat, był bratem ciotki Spring, pozwalał jej przygarniać wszelkich

background image

rozbitków życiowych. Kiedy zrobiło się ich sporo, nie dało się nad nimi
zapanować.

Hannah starała się stłumić uśmiech, który wywołał widok jego bezradności.
– Wydawało mi się, że to tylko cztery staruszki.
Z niezwykłą powolnością Dougald wstał z fotela.
– Uważasz, że jestem śmieszny? Rozbawienie znikło i Hannah także wstała.
– Nie jesteś śmieszny, ale opowiadasz o tych damach, jakby były taranem, a

ty długo stawiającymi opór wrotami.

Po raz pierwszy od chwili, gdy Dougald odwrócił się od okna i stanęła z nim

twarzą w twarz, przestała się go bać i patrzeć na niego ze strachem. Właściwie
zaczęła się obawiać, czy nie spogląda na niego zbyt czule.

Ale nie. Było znacznie gorzej. Patrzył na nią, jakby była niczego

niespodziewającą się sarną, on zaś siejącym zniszczenie wilkiem. Czyżby wdarł
się w jej myśli? A może przypomniał sobie dawne czasy, pełne namiętności?
Czas, który dzielili ze sobą, pomimo utarczek i smutków, bowiem tego żądały
ich ciała i musieli się im podporządkować.

Skoro wiedział o Akademii Guwernantek, musiał wiedzieć o trudnościach i

wyzwaniach, którym stawiała czoło. Musiał wiedzieć, że jest silna i twarda, że
nie jest już tą niewinną dziewczynką, której omal nie zniszczył. Tylko... tylko
sposób, w jaki na nią spoglądał, nie miał nic wspólnego z ustalaniem warunków
pracy czy z latami, które spędzili oddzielnie, ze zmianami w ich ciałach i
umysłach. Pod jego wzrokiem czuła, jak ogarnia ją czysta, zwierzęca żądza.
Cisnęły się wspomnienia cichych jęków, namiętności, ich nagich ciał w łóżku,
na stole, w pociągu. Wszelkie problemy, które ich dzieliły, znikały gdy trzymali
się w objęciach.

Nagle przymknął oczy, ukrywając swoje myśli. Z wdziękiem opadł z

powrotem na fotel i pełnym znudzenia głosem rzekł:

– Naturalnie będziesz zajmowała się ciotkami. Chyba nie myślałaś, że

sprowadziłem cię tu jako żonę?

Łajdak. Podlec, łotr, diabeł.
Jak śmiał rozwiewać jej wyobrażenia, które celowo obudził? Sprowokował

ją, przywołując wspomnienia, i doprowadził do tego, czego chciał. Udowodnił,
że nadał go pragnęła.

Z niezbyt rozsądną, ale konieczną w tej sytuacji agresją powiedziała:
– Nie rozwiedziesz się ze mną.
– Nie. Nie sprowadzę takiej niesławy na ród Pippardów.
– Jakie mam więc wyjście?
– Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie. – Palcami przesuwał po gładkim,

rzeźbionym oparciu fotela. – Możemy nic nie zmieniać. Nie powiem nikomu,
kim jesteś, i nigdy nie będę mógł się ponownie ożenić. Będę ostatnim z rodu
Pippardów i tytuł lorda Raeburn przejdzie na inną, boczną gałąź rodziny. –

background image

Przerwał, czekając na jej komentarz.

Świetnie wiedziała, że niemiła mu była taka perspektywa.
– A inne możliwości?
Niskim, pełnym słodyczy głosem zasugerował:
– Możemy się pogodzić.
Gwałtownie odetchnęła, usiłując nie patrzeć na niego.
– Pozostaje jeszcze trzecie wyjście.
Trzecie wyjście? Nic nie przychodziło jej do głowy. – Jakie?
– Wszyscy myślą, że moja żona nie żyje. Mogę więc cię zabić.

background image

ROZDZIAŁ 6

Hannah nie mogła złapać tchu. Wpatrywała się w Dougalda, tego

zagniewanego, nieprzyjaznego lorda, pocierającego w zamyśleniu brodę. Dawny
Dougald nigdy nie zachowałby się tak gruboskórnie. Tymczasem ten człowiek
mówił o zamordowaniu jej ze spokojem, od którego krew krzepła w żyłach.

– Zabicie cię niewątpliwie rozwiązałoby wszystkie problemy. Dopóki nikt

mi nie udowodni winy, będę postrzegany jak dotąd. – Roześmiał się ochrypłym,
odpychającym śmiechem. – Oczywiście wspominam o tym jako o jednej z
możliwości. Nigdy bym cię nie skrzywdził. Naprawdę... kochanie.

Świnia! Żartował sobie, mówiąc o jej śmierci pierwszej nocy, po dziewięciu

latach! Mówił o zimnej mogile, podczas gdy za oknem rozlewała się gęsta mgła,
on zaś był jedyną istotą, znającą jej prawdziwą tożsamość i pochodzenie. Jeśli
więc potrzebowała dowodu na to, że nigdy naprawdę jej nie kochał, to jego
słowa i ten śmiech właśnie to potwierdziły.

Dobrze. Nie będzie tu siedziała, pozwalając mu się torturować. Miała za

sobą męczącą podróż. A ujrzenie go było ogromnym wstrząsem. Miała dosyć.
Dosyć takiego traktowania, docinków, kpin i aluzji. Miała ochotę ruszyć na
niego, pogrozić mu pięścią przed oczami i udowodnić, że myli się, jeśli
przypuszcza, że uda mu się ją upokorzyć. Upokorzyć ją, przełożoną Akademii
Guwernantek, kobietę sukcesu, która doprowadziła do rozkwitu szkoły!

Dosyć strachu. Nikogo się nie bała. A już z pewnością nie tchórzliwego

mężczyzny, który ją ścigał, groził, że zmusi ją do wypełniania małżeńskich
obowiązków, i czerpał przyjemność z zastraszania jej.

– Wcale o tobie nie marzyłam. – Podeszła do niego, zatrzymując się tuż

przed nim i patrząc na niego z góry. Uniósł głowę i spojrzał na nią.

Był przystojny? Nie, już nie, ale wrzały w nim emocje. Może pożądanie.

Może nienawiść. Pewnie nigdy się nie dowie. Kontrolował teraz uczucia, które
w nim drzemały, odsłaniając jedynie ich drobną część.

Był męski? Tak. Światło świecy uwydatniało rysy jego twarzy, nie

pozostawiając cienia łagodności, delikatności... poza ustami. Te usta... wargi
były miękkie niczym masło i czułe, zwłaszcza wtedy, gdy całowały jej szyję,
piersi, uda.

Był wysoki? Owszem, ale ona również była wysoka. Po ślubie stali obok

siebie przyjmując życzenia, a ludzie im powtarzali, jak ładnie razem wyglądają.
Paru niezbyt delikatnych i trochę podchmielonych dżentelmenów odważyło się
nawet zrobić uwagi o tym, jakie będą mieli ładne dzieci. Nie mieli; opuściła go,
zanim dziecko mogło przywiązać ją do człowieka, który nią manipulował, który
ją rozczarował. Nie. Podczas wielu samotnych lat nie pozwalała sobie o nim
myśleć. Nie chciała płakać.

Tak, taki był Dougald i nie będzie się go bała. Oparła kolano na oparciu

background image

fotela tuż koło jego uda i zapytała:

– Skoro nie chcesz, żebym była twoją żoną, to po co mnie tu sprowadziłeś?
Obserwował ją jak kota, z którym się drażnił, ostrożnie, ale bez niepokoju.

Ile bowiem szkody może zrobić jeden mały kot? Mylił się. Była silna. Ona także
potrafiła szydzić, grozić i straszyć. Ponadto zaś potrafiła sprawić, żeby znów jej
zapragnął i żeby mogła zapanować nad sytuacją.

– Chcę cię tutaj – odpowiedział – do opieki nad ciotką.
– Mogłeś wynająć kobietę z okolicy. – Oparła rękę na jego ramieniu, a kiedy

pochyliła się, miała satysfakcję, czując, jak się odsunął. Jej agresywny ruch co
najmniej go zdziwił. – Zadałeś sobie wiele trudu, żeby mnie znaleźć.

– Może na starość stałem się skąpy. Własnej żonie nie muszę chyba płacić.
Poczuła na twarzy jego oddech i ciepło jego ciała. Ręce Dougalda

spoczywały, zdawało się, spokojnie, na poręczach fotela, najwyraźniej nie
zainteresowane wyciągnięciem się w jej stronę.

– To niewolnicza praca – rzuciła oskarżająco.
– Prawie tak samo dobra – odparł. – Praca kochającej żony.
Sarkastyczny typ! Ale nie bała się mu przeciwstawić.
– A może masz jakiś inny plan?
– Wszystko możliwe. – W jego głosie pobrzmiewało znudzenie. – Pewne

jest natomiast to, że tu zostaniesz, że będziesz pracować i nie poznasz moich
planów, dopóki nie zechcę ci ich wyjawić.

– Być może. – Pochyliła się nisko, żeby spojrzeć mu prosto w oczy, tak

blisko, że omal nie zetknęli się wargami. – A może nie.

Po czym przysunęła się jeszcze bliżej i pocałowała
Zaskoczenie. Dobrze! Świetnie! Zaskoczyła drania swoją niespodziewaną

akcją.

Zaskoczyła również siebie...
Przymknęła oczy.
Jego wargi smakowały jak kiedyś. Jako młoda dziewczyna godzinami badała

jego usta, próbując dociec, czemu jego pocałunki sprawiały jej tyle
przyjemności. Nigdy nie udało jej się tego ustalić. A teraz, kiedy dotknęła jego
ust, a potem pochyliła głowę tak, żeby mocniej przywrzeć do warg Dougalda,
zaczęła się zastanawiać, czy posunąć się dalej. Mogłaby rozchylić usta,
zapraszając go do środka, a gdyby się opierał, mogłaby przejąć inicjatywę,
wtargnąć w głąb i pokazać mu, do jakiego stopnia nadal jest jego żoną...

Nie, nie powinna. Doprowadziłoby to ich do sytuacji, w jakiej nie chciałaby

się znaleźć. Potraktuje więc sprawę lekko, nie zapominając o tym, że musi starać
się osiągnąć przewagę nad Dougaldem. Zignoruje swój przyspieszony oddech i
kropelki potu, które pojawiły się na jej czole, i tylko dotknie ręką jego twarzy.
Tylko leciutko go dotknie... Ogolił się. Musiał się ogolić tuż przed jej
przybyciem, gdyż jego ciemny zarost był niczym aksamitny meszek pod jej

background image

palcami. Meszek na mocno zarysowanej szczęce. Rozsunęła palce, usiłując
dotknąć więcej i natrafiła na kość policzkową. Przesunęła po niej kciukiem raz,
a potem drugi. Przyjemnie było dotykać delikatnej skóry. Czubkami palców
zaczęła masować kolistymi ruchami jego ucho.

Ramię Dougalda, na którym opierała drugą rękę, zadrżało. Tak. Pieszczota

ucha zawsze go poruszała. Zawsze powodowała, że jego ciało obracało się ku
niej. Przerwała pocałunek i wyprostowała się. Z rozwagą.

Nie obrócił się ku niej. Nie wykonał żadnego ruchu. Jego ręce nadal

spoczywały na poręczach fotela, jego udo nadal dotykało jej kolana, nadal ją
obserwował... stale ją obserwował.

Opuchniętymi ustami zapytała:
– Mam przestać?
– Nie.
– To jest szalone.
– Do diabła z rozsądkiem – odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
Tak. Może była obłąkana, ale w tej grze uwikłana była dwójka graczy. Tutaj,

pomiędzy nimi, narastały niepohamowane emocje, pchając ich ku morzu
namiętności. Nawet gdyby bardzo się bronił, i tak musiał na nią zareagować.
Przynajmniej w tej dziedzinie nie potrafił sobie narzucić dyscypliny.

Wsunęła rękę w jego włosy, pomiędzy jedwabiste pasma. Przesiała włosy

pomiędzy palcami. Smużki siwizny. Dobry Boże, pasemka siwizny przeplatały
się wśród błyszczącej czerni, a miał ledwie trzydzieści sześć lat. Wyczuwała
jego ból, samotność, smutek.

Cierpiał? Miała nadzieję!
Odgarnęła mu włosy z czoła i ponownie się pochyliła. Jego usta... Takie

słodkie. Zdumiewająco słodkie u tak zgorzkniałego mężczyzny. Jego oddech...
Jego smak...

To było za mało.
Delikatnie rozchyliła wargi, namawiając go do otwarcia ust. Okazał się

pojętnym uczniem, gotowym pójść za jej przykładem. Jakby jeszcze nigdy tego
nie robił, jakby jej nie uwiódł, nigdy nie doprowadzał do jęków rozkoszy, by
móc ją sobie podporządkować...

A niech go. Zacisnęła palce na jego włosach. Mocno oparła dłoń na jego

ramieniu. Wsunęła język pomiędzy jego wargi, czerpiąc przyjemność z
poskromienia go. On zaś... Dougald nie wytrzymał. Oczywiście. Odpowiedział,
wdzierając się językiem w głąb jej ust, walcząc o dominację. Opasał ją rękami w
talii i przytrzymał w miejscu. Tak jakby chciała teraz uciekać! Teraz, kiedy
znajdował się tam, gdzie pragnęła, pod nią, całując ją zgodnie z jej życzeniem.
Przejęła inicjatywę. Nie da jej sobie odebrać...

Przez mgłę odurzenia dotarły do Hannah słowa wypowiedziane niskim,

chłodnym, pełnym dezaprobaty głosem:

background image

– Będziemy musiały pilnować tych dwojga.

background image

ROZDZIAŁ7

Oszołomiona Hannah przerwała pocałunek. Spojrzała mu w oczy. Przez

króciutką chwilę ujrzała w nich namiętność i wściekłość. Potem zamrugał i...

I nic. Nie mogła nic odczytać; jeśli doświadczał jakichś emocji,

jakichkolwiek, musiał je świetnie ukryć!

Z rozmysłem przybrała obojętny wyraz twarzy, pozbierała myśli i spojrzała

w stronę, skąd dobiegł głos. W drzwiach stały cztery starsze panie różnego
wzrostu i tuszy, obserwując Dougalda i Hannah z rozmaitymi uczuciami
malującymi się na twarzy, poczynając od dezaprobaty, a na otwartym
zaciekawieniu kończąc.

– Co za ulga! – zawołała jedna z nich, śniadolica i pyzata. – Kochany

Dougald mieszka tu niemal od roku i nie okazał dotąd nawet cienia
zainteresowania kobietami. Zaczynałam się już martwić, czy aby nie ma innych
upodobań.

– Isabel, jesteś zbyt śmiała, daję słowo. – Siwowłosa dama karcąco pokręciła

głową.

– Sama też miałaś wątpliwości, Ethel! – W przeciwieństwie do Ethel, ciotka

Isabel miała podejrzanie czarne włosy.

– Owszem, ale nigdy bym o nich nie mówiła.
– Pewnie nawet mnie nie usłyszał.
– Musiałby chyba być głuchy.
– Też coś!
Podczas ich dziecinnej sprzeczki Hannah odsunęła się od Dougalda. Patrząc

na to bez emocji, jej pomysł zemsty wydawał się teraz głupi i doprowadził do
niepożądanych skutków.

Dougald podniósł się i, nie poprawiając ubrania ani włosów, choć był

potargany, powiedział:

– Dobry wieczór paniom.
Podszedł do nich, wysoki, poważny i najwyraźniej zupełnie nie przejęty

faktem, że został przyłapany na całowaniu obcej osoby.

– Jak się masz, drogi chłopcze? – Drobna, siwowłosa staruszka wspięła się

na palce. Dougald pochylił się. Staruszka cmoknęła go w policzek i poklepała
po głowie. – Czy mówiłam ci już, jak bardzo się cieszę, że wreszcie mam cię
tutaj?

– Wiele razy, ciociu Spring.
Hannah rozpoznała ten zimny, przytłumiony głos. Należał do starszej pani,

która im przerwała. Miała pięknie ułożone białe włosy. Nie była gruba, ale miała
grubokościstą, ciężką budowę kobiety, która doskonale by się nadawała do
opieki nad obłożnie chorym.

– Ależ panno Minnie, ciotka może mi to mówić tak często, jak tylko chce –

background image

Dougald skłonił się obu damom. – Miło jest być ulubieńcem cioci.

Panna Minnie chrząknęła znacząco. Ciotka Spring lekko stuknęła ją w ramię.
– Widzisz, moja droga? To naprawdę kochany chłopiec.
– Tak. To prawda – bardziej zawyrokowała, niż powiedziała panna Minnie,

po czym, niby fregata pod pełnymi żaglami, wpłynęła do pokoju. – Dobry
wieczór, Dougaldzie.

Dougald skłonił się, potem powitał ukłonem starszą damę o błyszczących

oczach i ustach stworzonych do uśmiechu, która głośno wyraziła swoje
wątpliwości dotyczące jego męskości.

– Dobry wieczór, panno Isabel.
Jej ciemna karnacja i ostre rysy twarzy pozwalały Hannah podejrzewać, że

była Hiszpanką lub Włoszką, a kiedy się odezwała, dziewczyna istotnie
usłyszała w jej przytłumionym głosie lekki obcy akcent.

– Kochany Dougaldzie, przecież ci mówiłam. Musisz mnie nazywać ciotką

Isabel. Wszyscy to robią. – Pociągnęła go za ucho i mrugnęła okiem do Hannah.
– Ty też, moja droga.

Hannah ukryła rosnące rozbawienie. Staruszki albo dawały jej czas na

odzyskanie panowania nad sobą, albo też zawsze przytłaczały wszystkich swoją
żywiołowością. Siwowłosa dama jak błyskawica przemknęła przez pokój.
Zatrzymała się przy wazonie, ustawionym przez Charlesa i, poprawiając
ułożenie kwiatów, nie przestawała mówić.

– Czy widziałeś mój krzew różany, Dougaldzie? Mówiłam ci, że zakwitnie,

jeśli przeniesiemy go w tamten nasłoneczniony kąt ogrodu, i dzisiaj, pomimo
paskudnej pogody, znalazłam na nim śliczny żółty kwiat.

– Dobry wieczór, panno Ethel – Dougald się ukłonił.
– Ciociu Ethel, bardzo cię proszę. Płatki mają szpiczaste końce.
Wyraźnie oczekiwała odpowiedzi na swoje botaniczne uwagi, ale panna

Minnie zdążyła się odezwać, odwracając do Hannah.

– Czy to jest osoba, która ma się opiekować Spring?
– Tak – odparł Dougald. – Ciociu Spring, panna Setterington będzie twoją

nową towarzyszką.

Hannah dygnęła.
– To dla mnie zaszczyt, móc poznać panią i pani przyjaciółki.
Ciotka Spring podeszła drobnymi kroczkami, a jej obcasy stukały o

drewnianą podłogę.

– Ależ jesteś śliczna.
– Dziękuję pani – mruknęła Hannah.
– Nazywaj mnie ciocią Spring. – Ujęła w dłonie twarz dziewczyny i

pochyliła w dół, ku sobie. – Wysoka jesteś.

– Jestem, proszę pani. – Była niemal o głowę wyższa od ciotki Spring,

kilkanaście centymetrów wyższa od pozostałych pań, nawet najwyższą, pannę

background image

Minnie, przerastała o parę centymetrów.

– Kiedy byłam młodą dziewczyną, o niczym nie marzyłam bardziej, niż żeby

być taka wiotka. – Ciotka Spring poklepała Hannah po policzkach. – Ale
Lawrence, który był całkiem przystojnym mężczyzną, pokochał mnie taką, jaką
byłam.

– Lawrence? – Hannah wydawało się, że ciotka Spring jest starą panną,

jedną z armii dziewcząt nie mających posagu, które nigdy nie miały starających
się o ich rękę.

– Mój ukochany. Został zabity w czasie wojny na Półwyspie, zanim się

zdążyliśmy pobrać. – Na pogodnej twarzy ciotki Spring pojawił się smutek. –
Czy wiesz, że choć było to tyle lat temu, nadal mi go brak? Wydaje mi się, że
słyszę, jak woła moje imię, odwracam się wtedy, ale jego nigdy nie ma.

– Totalna bzdura – oświadczyła panna Minnie.
– Wcale nie. – Ciotka Spring nie wahała się ani przez chwilę, żeby

zaprzeczyć swojej krytycznej przyjaciółce. – Jest zawsze przy mnie, czuję to.
Tylko nie mogę go zobaczyć. Czyż nie cudownie i wspaniale jest myśleć, że
miłość może trwać wiecznie?

Hannah spojrzała na Dougalda. Przyglądał się jej i ciotce Spring z wyrazem

ponurej satysfakcji.

– Czasem miłość trwa wiecznie – sprostowała Hannah. – Czasem jednak

miłość zostaje wypaczona i pozostawiona sama sobie, a wtedy psuje się jak
jabłko.

– Jesteś za młoda na taki cynizm. – Ciotka Isabel podeszła bliżej. – Skąd ci

to przyszło do głowy?

– Pewnie była mężatką – stwierdziła ciotka Ethel. – Po ślubie kobiety stają

się cyniczne.

– Mężczyźni również – wtrącił Dougald.
– A czemu ty miałbyś być cyniczny? – zapytała ciotka Isabel. – Przecież

zamordowałeś swoją żonę.

Hannah była wstrząśnięta. Pierwszy raz usłyszała wypowiedziane

oskarżenie, i to z ust osoby tak nieszkodliwej. Zerknęła na Dougalda, ten jednak
wyglądał na nieporuszonego. Czyżby oskarżano go juz tyle razy, że zobojętniał?
A może pod tym stoickim spokojem kryła się potrzeba obrony? Czy groził jej
dlatego, że i jemu wielokrotnie grożono?

– Zdenerwowałaś pannę Setterington – rzekła panna Minnie.
– A poza tym, moja droga Isabel, świetnie wiesz, że to doskonała opowieść,

ale nieprawdziwa. – Ciotka Spring poklepała Hannah po ramieniu. – Nie musisz
się martwić, że zostaniesz zamordowana w swoim łóżku. Pod skrzydłami
Dougalda możesz się naprawdę czuć bezpieczna. A morderstwa miały miejsce
przed jego przybyciem tutaj.

– Morderstwa? – słabym głosem powtórzyła Hannah.

background image

– Mówi o śmierci poprzednich panów tych ziem – wyjaśnił Dougald.
Ciotka Isabel zignorowała ich i powiedziała:
– To wy uważałyście zawsze, że Dougald jest niewinny, nie ja. Moim

zdaniem jest coś cudownie romantycznego w fakcie, że zabił własną żonę.
Czyni to z niego grzesznika. Bez odrobiny niebezpieczeństwa życie tutaj byłoby
straszliwie nudne. – Jej początkowo złowieszczy ton stał się rzeczowy. – Pewnie
zresztą miał powód. Pan Bóg wie, że nieraz miałam ogromną ochotę zabić
starego smoka, którego poślubiłam. – Odwróciła się do Hannah. – Nigdy nie
wychodź za mąż za człowieka, który zabierze cię daleko od rodziny, gdzie bez
żadnych przeszkód będzie mógł robić z tobą, co mu się żywnie spodoba.

– Spokojnie mogę obiecać, że nigdy tego nie zrobię – powiedziała Hannah.
– Mój stary smok rozwiódł się ze mną. – Oczy ciotki Ethel napełniły się

łzami. – Czy wiesz, ile trudu i pieniędzy kosztuje rozwód? To postanowienie
Parlamentu.

– Słyszałam – mruknęła Hannah.
– Ale on tak bardzo chciał się mnie pozbyć, że zapłacił z radością. – Jej łzy

wyschły, a w oczach pojawiły się błyski. – Mieszka teraz z tą smarkulą, która
kiedyś była moją pokojówką. Pewnie umrze w swoim łóżku i nawet
przedsiębiorca pogrzebowy nie zmaże z jego twarzy tego głupawego uśmiechu.

Panna Minnie pokiwała głową i oświadczyła:
– Nie ma większego głupca niż stary głupiec.
– Pragnę panie zapewnić, że nigdy jeszcze nie dałem upustu moim

morderczym zapędom. – Dougald zerknął na Hannah – Bez względu na to, jak
bardzo osoba, z którą miałem do czynienia, zasługiwała na śmierć.

– I widzisz, moja droga – z zadowoleniem rzekła ciotka Spring. – Nie zrobił

tego.

– Przecież nie przyzna się do morderstwa, prawda? – zauważyła ciotka

Isabel.

Ciotka Ethel obrzuciła go badawczym spojrzeniem.
– Naprawdę wygląda jak morderca. Pozostałe panie zaczęły głośno

zaprzeczać. Hannah przypomniała sobie wyraz rozbawienia na jego twarzy,
kiedy powiedział, że zabijając ją, rozwiązałby swoje problemy.

– Wygląda – upierała się ciotka Ethel. – Popatrzcie tylko, jaki jest ponury.

Rozmyśla o czymś, odkąd tu przyjechał. Nie myśl tylko, że się uskarżam, drogi
Dougaldzie.

Dougald skinął głową, jakby już nie raz to słyszał.
Starsze panie rozmawiały w obecności Dougalda i Hannah, jakby ich tutaj

nie było. Wyglądało na to, że ciotki są stałym elementem zamku od tak dawna,
że przestały je już obowiązywać zwykłe zasady dobrego wychowania. A może
uważały innych jedynie za chwilowe zakłócenie w ich długiej egzystencji.
Dougald zachowywał się tak, jakby nie było w tym nic dziwnego; zdawał się

background image

być przyzwyczajonym do zdecydowanych opinii, kłótni i absolutnej
bezceremonialności ciotek.

– Mam słabość do ponurych mężczyzn – oświadczyła ciotka Ethel. – Jeśli

chce, w każdej chwili może przyjść porozmyślać do mojej sypialni.

– Ethel! – panna Minnie sprawiała wrażenie autentycznie przerażonej.
Panna Minnie, chociaż trzymała się prosto, była z dziesięć lat starsza od

pozostałych pań. Hannah oceniała, że ciotka Spring, ciotka Ethel i ciotka Isabel
mogły być po sześćdziesiątce. Dzieliła je od panny Minnie nie tylko różnica
wieku, ale i punkt widzenia.

– Nie można zakładać, że w kominku nie pali się ogień tylko dlatego, że na

dachu leży śnieg – odparowała ciotka Ethel.

Hannah nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy zemdleć z wrażenia, więc nie

uczyniła nic, udając że często uczestniczy w podobnej wymianie zdań.

– Owszem. Wiesz jednak, że te dzieci nie mają ochoty tego słuchać.
Starsze panie przerwały i spojrzały na Dougalda i Hannah.
Najwyraźniej Dougald doszedł do wniosku, że Hannah ma już dość przeżyć

na jeden dzień i wykorzystał chwilową ciszę. Śmiertelnie poważnym głosem
powiedział:

– Panna Setterington zdradziła mi, że zajmowała się projektowaniem sukni.
Hannah przeszyła Dougalda wzrokiem. Nie chciała o tym myśleć, nie

chciała przypominać sobie o tym, że jej proste marzenie o założeniu własnego
sklepu zostało wykorzystane jako przynęta, by złapać ją w pułapkę małżeństwa.

Hannah siedziała bez ruchu w trzęsącym się pociągu, starając się zignorować

obnażony tors Dougalda. W myślach przypomniała sobie straszliwe przestrogi
panny Blackmoor o tym, co spotyka młode dziewczęta, które w obecności
mężczyzny odpoczywają, a zwłaszcza gdy się położą.

Tymczasem po posiłku i wypitym winie, przy rytmicznym kołysaniu

pociągu, perspektywa położenia się była niezwykłe kusząca. Kiedy Hannah
miała dwanaście lat i rozpoczęła dojrzewanie, jej matka spokojnie i dokładnie
opowiedziała jej wszystko o ludzkim rozmnażaniu się. Hannah nie mogła sobie
jednak przypomnieć, żeby matka wspominała cokolwiek o niespokojnym,
nerwowym rumieńcu, wywoływanym przez zielone jak morze oczy Dougalda,
jego niski głos i swobodne zachowanie. Nie miała pojęcia, dlaczego po jej
skórze przebiegały dreszcze, czemu na piersiach czuła straszliwy ciężar, czemu
miała nieposkromioną chęć ogryzienia wszystkich starannie utrzymanych
paznokci.

Zupełnie nie wiedziała.
Na pewno Dougald nie robił tego celowo. Po prostu nie zdawał sobie

sprawy, że jego zainteresowanie może być kuszące dla dziewczyny nie mającej
żadnego doświadczenia w kontaktach z mężczyznami. Nie był takim łajdakiem,
żeby ją celowo uwodzić. Przecież chciał się z nią ożenić, a jej matka twierdziła,

background image

że wszyscy mężczyźni pragnęli poślubić kobiety niedoświadczone erotycznie.
Nie mógł więc chyba próbować przyciągnięcia jej ku sobie, wykorzystując jej
ciekawość i niewiedzę.

Dlaczego nie pomyślała, żeby kupić koc? Wtedy Dougald mógłby go użyć

jak poduszki, a ona nie musiałaby usilnie wpatrywać się w krajobraz za oknem,
żeby uniknąć posyłania zdradzieckich spojrzeń w stronę jego torsu,
wyrzeźbionego przez pracę i ćwiczenia, oraz szerokich ramion. Był nagi,
ogorzały i bardzo pociągający dla dziewczyny, której dzieciństwo i dorastanie
pozbawione było czułości.

Dobrze się stało, ze względu na nią samą, że nie widziała, jak zdradzieckie

oczy Dougalda uchyliły się lekko, żeby się przekonać, czy była zakłopotana i
zamknęły się z zadowoleniem.

– Co chciałabyś robić w życiu?
Hannah podskoczyła i wytarła spocone dłonie o spodnie. Odpowiedziała

niewyraźnie: – Chcę otworzyć sklep z ubraniami.

– Co? Nie słyszę.
– Powiedziałam, że chcę otworzyć sklep z ubraniami – krzyknęła, ogarnięta

nagłą złością.

– Oj, nie ma powodu do krzyku. To nie jest aż tak ambitne. Myślałem, że

chcesz projektowe plisowane spódnice dla szkockich dam chodzących bez
majtek.

– To dla mnie niewystarczające wyzwanie – parsknęła, ale już sekundę

później była przerażona swoją odpowiedzią.

Uśmiechnął się z uwodzicielskim czarem.
– Będzie, jeśli tylko zechcesz. Sądziłem, że twoją największą ambicją jest

stanie się częścią rodziny.

Zamarła.
– Co ty możesz o tym wiedzieć?
– Zawsze byłaś bardzo cichą dziewczynką, ale kiedy patrzyłaś na siedzące

razem w kościele rodziny, w twoich oczach widniała tęsknota.

Była zła, że o tym wiedział. Nie mogła ścierpieć, żeby ktokolwiek wiedział o

jej głębokim pragnieniu posiadania rodziców, dziadków, rodzeństwa – każdego,
kogo mogłaby nazwać swoim bliskim. Z jej doświadczeń wynikało, że ludzie
śmiali się z bękartów, które pragnęły rzeczy nieosiągalnych.

Ale Dougald się nie śmiał. Miał przymknięte oczy. Nie zachowywał się tak,

jakby uważał jej marzenia o rodzinie za coś dziwnego. Wskazał jej miejsce obok
siebie.

– Domyślam się, że naprawdę chcesz mieć sklep z ubraniami. Może mi o

tym opowiesz?

Powróciła jej odwaga. Podeszła po popękanych deskach podłogi, usiadła

obok niego, niezbyt blisko, i zaczęła opowiadać o swoich planach. Początkowo

background image

zacinając się, a potem coraz pewniejszym głosem opowiedziała mu, jak świetnie
umie szyć. Może oddać wełnę do tkalni. Potrafi robić i zmieniać wykroje,
odrysowywać formy, kroić, szyć najdelikatniejszym ściegiem. Uwielbia
dziergać na drutach, szydełkować, haftować i robić koronki. Suknie, które
stworzyła, były prawdziwymi dziełami sztuki i kochała je.

Spostrzegła, że Dougald się uśmiecha, odprężony. Nie zwiastowało to

niczego dobrego.

– Czy wrócisz ze mną, jeśli pozwolę ci mieć sklep? – zapytał.
Położyła dłonie na kolanach, przygotowując się do odepchnięcia pokusy.
– Mogę pracować. Mogę oszczędzać. Kiedyś mogę mieć swój sklep...

Niepotrzebny mi jesteś do tego.

– Jestem sprawny w interesach, ty zaś masz entuzjazm i wiedzę, wspierające

cię w dążeniu do sukcesu. A gdybym dał ci pieniądze?

Aż pojaśniała.
– Mógłbyś? Oddałabym ci z procentem, obiecuję.
– Moja żona nie musi mi zwracać pieniędzy, nawet gdyby pomysł ze

sklepem nie wypalił.

Powinna była się domyślić, że to był podstęp. Wiedziała, że to był podstęp,

miała jednak nadzieję, że się myli.

– Mój sklep nie przyniesie strat. Utrzymuję kontakty z moimi koleżankami

ze szkoły i ich rodzicami, a że będę doskonalą w swoim fachu, wszyscy zechcą
się u mnie ubierać. Mam zdolności do projektowania i głowę do interesów. Ale
nie sprzedam się, żeby mieć sklep. I tak jestem u ciebie zadłużona po szyję –
dokończyła gwałtownie.

– Nie proszę, żebyś się sprzedawała. Proszę, żebyś została moją żoną. – W

głosie Dougalda brzmiało poirytowanie.

– Nie boję się ciężkiej pracy. Wiem, co to znaczy nie mieć niczego. I

otworzę sklep. Nie widzę powodu, by rezygnować ze swoich zasad dla
pieniędzy.

Kąciki ust uniosły mu się w lekkim, grzesznym uśmiechu.
– Doprawdy?
Dougald, przyglądający się uważnie jej twarzy, brodzie trzęsącej się w

napadzie spóźnionego lęku i jej drżącym palcom, przyprawiał Hannah o
nerwowość. Patrzył na jej szyję i na rumieniec, który wy kwitł na jasnej skórze
w miejscu, gdzie wełniana koszula rozchyliła się wyjątkowo głęboko. Był zbyt
dociekliwym obserwatorem.

– Nie chcę wychodzić za ciebie za mąż.
– Doprawdy? – powtórzył. Unieruchamiając ją spojrzeniem, niespiesznie

usiadł. Powoli wyciągnął ręce i chwycił ją za ramię. Wolniutko, delikatnie
przesunął ją tak, że znalazła się w pozycji leżącej, z głową złożoną w ciepłym
zagłębieniu, w którym chwilę wcześniej spoczywała jego głowa. A potem

background image

powoli, niezwykle powoli, opadł w dół, dotykając jej piersi swoim torsem,
biodrami jej bioder, z nogą przerzuconą przez jej nogi, z twarzą tuż przy jej
twarzy.

– Nikt cię jeszcze nie całował – powiedział z tak niewielkiej odległości, że

poczuła jego oddech.

Jak to się stało? Chyba zahipnotyzował ją tymi cudownymi zielonymi

oczami, wabił i uspokajał. Chyba sprawiły to jego ruchy, pewne, a jednocześnie
ostrożne, nigdy zbyt gwałtowne, żeby jej nie spłoszyć. Żaden inny mężczyzna
nie mógłby sprowadzić jej do pozycji leżącej, gniewnego buntu przekształcić w
oczekiwanie, hamującej oddech wściekłości w zapierającą dech ciekawość.

Ciotka Spring lekko potrząsnęła Hannah za ramię, żeby zwrócić jej uwagę.
– Kochanie, czy umiesz posługiwać się igłą? Ja i moje przyjaciółki mamy

cudowny pokój do pracy. Znajduje się w zachodnim skrzydle zamku, w wieży, i
zapewniam cię, że nie było tam nigdy żadnych tragedii.

Hannah nie miała pojęcia, o co chodzi.
– Bardzo się cieszę.
– Domyślam się. Mamy tam bardzo dobre światło.
– To niezwykle ważne – rzekła Hannah.
– Tak. Przez połowę czasu nic nie widzę – odpowiedziała ciotka Spring.
Panna Minnie westchnęła.
– To dlatego, że powinnaś nosić okulary. Ciotka Spring szeroko otworzyła

oczy.

– Nie mam okularów.
Nikt się nie odezwał. Po chwili Dougald pochylił się i podniósł okulary,

wiszące na łańcuszku na szyi ciotki.

– Są tutaj.
Z wyraźnym zaskoczeniem starsza pani ujęła oprawkę okularów.
– Och, dziękuję ci, Dougaldzie. – Uśmiechnęła się do siostrzeńca. – Czy

mówiłam ci już, jak się cieszę, że mam cię wreszcie przy sobie?

Hannah zrozumiała, dlaczego Dougald postanowił znaleźć opiekunkę dla

ciotki. Ciotka Spring nie była niespełna rozumu, ani wiekowa, a jedynie
roztargniona i trochę kapryśna.

– Ja również jestem szczęśliwy, ciociu, że mogę mieszkać z tobą. – I, żeby

odwrócić uwagę ciotki Spring, zwrócił się do Hannah: – Mówiłem ciotkom, że
jesteś doskonałą krawcową.

Hannah nienawidziła tego, że wykorzystywał swoją wiedzę o niej, by nią

manipulować. Odezwała się do ciotki Spring:

– Sprawnie posługuję się igłą, proszę pani, ale już nie projektuję strojów. –

Rzuciła Dougaldowi znaczące spojrzenie. – Podstawowa zasada, jaką teraz
wyznaję w kwestii mody jest taka, żeby nie wkładać ubrań z szorstkiego
materiału.

background image

Jeśli odstręczała go jej wizja w siermiężnym ubraniu, to nie dał tego po sobie

poznać i skłonił się wytwornie.

Naprawdę zasługiwał na porządną lekcję. I to niejedną. Lekcję o kobietach, o

żonach, o szacunku i filantropii. Ale zrezygnowała z oświecenia go. Chociaż
dumna była z tego, że potrafi nauczyć rzeczy nie do nauczenia, chociaż
pociągała ją wizja Dougalda stosującego się do jej nauk, potrafiła ocenić, że był
zatwardziały, i opanować pokusę udzielenia mu lekcji.

– To bardzo rozsądne z twojej strony. – Ciotka Spring utkwiła w Hannah

spojrzenie swoich ogromnych, piwnych oczu. – Właśnie teraz mam na sobie
pasek z podwiązkami, który mnie strasznie drapie. I po co mi to? Od trzydziestu
lat żaden mężczyzna nie przyglądał się moim pończochom.

Wybuch śmiechu zaskoczył Hannah.
– Ale nie powinnam ci tego mówić, prawda? Jestem starą panną i moim

obowiązkiem jest dawanie młodym dobrego przykładu.

– Ale gdybyś powiedziała nieprawdę o swoim pasie do pończoch, też nie

byłoby dobrze, kochana. – Ciotka Ethel uniosła ręce do ust. – Kłamstwo to
grzech.

– Spring nie musi kłamać o swoich podwiązkach – rzekła panna Minnie. –

Może o nich w ogóle nie wspominać.

– Owszem, moja droga, ale ja tylko prowadziłam rozmowę z panną

Setterington. Musiałam coś powiedzieć, żeby dziewczyna poczuła się
swobodniej.

– Panna Setterington również nie powinna wspominać o drapiącym ubraniu.

– Panna Minnie uniosła lorgnon do oczu i zlustrowała Hannah. – To oczywiste,
że nie ma najlepszego pochodzenia.

Hannah wzdrygnęła się, czując, że otwiera się stara rana.
– Zapewniam panią, panno Minnie, że powierzyłbym opiekę nad moją ciotką

jedynie osobie szlachetnie urodzonej – z wyraźnym chłodem w głosie
powiedział Dougald.

– Naturalnie – przytaknęła ciotka Spring. Hannah zaczęła się zastanawiać,

czy Dougald uważa, że powinna być mu wdzięczna za tę obronę. Ale nie;
zachowywał dystans do wydarzeń. Nie dbał o to, czy czuła wdzięczność. Po
prostu nie spodobała mu się krytyka jego wyboru opiekunki dla ciotki.

– Minnie, zawsze się przejmujesz doborem właściwych słów, ale nigdy nie

myślisz o ich znaczeniu. – Błękitne oczy ciotki Ethel pałały oburzeniem. –
Panna Setterington sprawia wrażenie bardzo miłej osoby i umie szyć, co jest dla
nas ogromnie ważne. Po prostu jesteś zazdrosna, bo miewasz te swoje omdlenia
i nie możesz nami bez przerwy komenderować.

Panna Minnie opadła na fotel z poszarzałą twarzą.
– Widzisz! – zawołała ciotka Ethel i rzuciła się ku niej. – No i masz kolejny

napad.

background image

Podczas gdy ciotka Ethel wymachiwała solami trzeźwiącymi pod nosem

panny Minnie, ciotka Isabel uśmiechnęła się do Hannah i skinęła głową.

– Nie znoszę, kiedy pończochy zsuwają mi się do kostek, a ty?
Ciotka Spring przyniosła koc i owinęła nim ramiona panny Minnie.
– Gdybyś je zapinała tak, jak cię uczyłam, Isabel, nie wydawałyby tego

nieeleganckiego trzasku i nie opadałyby ci!

– Drogie panie! – słabym głosem zawołała panna Minnie. – Pamiętajcie

chociaż, że jest tu mężczyzna!

Hannah zapomniała o swojej niechęci do Dougalda i zerknęła na niego z

bezsilnym rozbawieniem. Stał wyprostowany, na lekko rozstawionych nogach,
obserwując starsze panie z ostrożną fascynacją. Nic dziwnego, że chciał uzyskać
pomoc w zapanowaniu nad swoją daleką krewną i jej towarzyszkami.

Hannah pochwyciła jego spojrzenie i przez króciutką chwilę poczuła się jak

w pierwszych dniach ich małżeństwa. Bez słów dzielili rozbawienie, a potem... a
potem Hannah nie wiedziała, co się stało. Głosy staruszek stały się niewyraźne,
pokój zaczął się rozmazywać. Przestało istnieć wszystko, poza jego otwartym
spojrzeniem, samotną duszą, która wyzierała z jego oczu. Poza spleceniem ich
losów...

Gwałtownie powróciła do rzeczywistości. Zamrugała oczami i znalazła się

na powrót w bibliotece i usłyszała głos ciotki Spring, mówiącej:

– Chyba masz rację, Minnie. Musimy pilnować tych dwojga.

background image

ROZDZIAŁ8

– Proszę bardzo, panno Setterington. Pokój został sprzątnięty i

przewietrzony dziś rano; posłano świeżą pościel. – Pani Trenchard przekręciła w
zamku duży, żelazny klucz i otworzyła drzwi na samym końcu szerokiego,
ciemnego korytarza we wschodnim skrzydle zamku Raeburn. Skinęła na
Hannah, żeby podążyła za nią i wkroczyła do maleńkiej sypialni. – Sally
rozpakowała pani rzeczy, oczyściła pani ubranie i powiesiła do szafy. W
dzbanku jest woda, a jeśli rano będzie pani potrzebowała więcej, proszę
powiedzieć jednej z pokojówek.

– Dziękuję. To mi odpowiada. – Świeczka trzymana przez panią Trenchard

ledwie oświetlała sypialnię, ale Hannah mogła dostrzec, że nie jest to pokój, do
jakiego przywykła. W Londynie była panią swojego domu. Jej apartament był
widny i przestronny, z kominkiem, który ogrzewał pokój, trzema wysokimi
oknami obramowanymi aksamitnymi zasłonami i szerokim, wysokim łóżkiem z
poduchami własnej roboty. Znajdujący się obok salonik mieścił małe biureczko,
gdzie mogła w spokoju pisać listy i rachunki albo usiąść z książką w wygodnym
fotelu. Nie miała zbyt wiele czasu na takie rozrywki, ale sama możliwość
oddania się takim przyjemnościom była bardzo cenna.

Natomiast pokój, w którym się teraz znalazła, nadawał się jedynie dla

służącej; był zimny, ciemny, ze starymi meblami i pojedynczym oknem,
przesłoniętym wypłowiałymi zasłonami. Na wąskim łóżku leżała stara, przetarta
kołdra i mała, płaska poduszka. Hannah podejrzewała, że powinna być
wdzięczna, iż nie kazano jej spać na poddaszu, razem z resztą służby.

Zapalając świeczkę na nocnym stoliku koło łóżka, pani Trenchard

powiedziała:

– Ten pokój położony jest w najstarszej części zamku.
Hannah wzdrygnęła się, kiedy mocny poryw wiatru w okno spowodował, że

zakołysały się zasłony.

– Pełno tu przeciągów. – Być może pani Trenchard zauważyła odrazę

Hannah, może czuła się winna niefortunnej podróży we mgle, dość, że
powiedziała:

– Zapewniam, panno Setterington, że kazałam przeczyścić komin, ale z

kominka nadal się dymi.

Hannah spojrzała na mały stosik tlących się węgielków na miniaturowym

palenisku. Na ile mogła to ocenić, nie dawały ciepła, a wąska smużka dymu
wydostawała się z kominka przy każdym podmuchu.

– Jestem pewna, że zrobiła pani, co tylko można.
– Szczerze mówiąc, większość kominków w tym skrzydle zamku kopci, nie

wyłączając kominka w pokoju jego lordowskiej mości.

A więc Dougald spał w pobliżu. Spojrzenie Hannah powędrowało ku

background image

drzwiom. W drzwiach tkwił ogromny klucz, z którego z pewnością skorzysta.

– Tutaj jeszcze nie było żadnych modernizacji. Lord dokonał przeróbek w

pokojach starszych pań w zachodnim skrzydle, żeby miały wygodniej. – Pani
Trenchard potrząsnęła głową. – Nie rozumiem, dlaczego obstawał przy tym,
żeby umieścić panią tutaj, zamiast w zachodnim skrzydle.

Hannah mogłaby wyjaśnić pani Trenchard, czemu jej pan wyznaczył jej tę

sypialnię. Chciał ją mieć pod ręką, żeby móc się nad nią znęcać. Chciał, żeby
była nieszczęśliwa pod każdym względem. Chciał, żeby widziała, że sam
zajmuje ogromną sypialnię z podwójnymi drzwiami, ona zaś ma do dyspozycji
małą, ciemną norę.

– Oczywiście, trzeba mu oddać sprawiedliwość, powiedział, że zasługuje

pani na to, żeby przynajmniej noce spędzać z dala od panny Spring i
pozostałych pań. – Pani Trenchard przejechała dłonią po wezgłowiu łóżka i
przyjrzała się swoim palcom. Zmrużyła oczy. – Jutro przyślę Sally, żeby
skończyła sprzątać.

Hannah zrobiło się żal nieznanej Sally i siebie samej. Przypomniawszy sobie

ciąg zamkniętych drzwi wzdłuż korytarza, zapytała:

– Kto jeszcze śpi w tym skrzydle?
– Nikt. Tylko pani i jego lordowska mość. – I Charles.
Zaskoczona pani Trenchard uniosła brwi. Czyżby Hannah zdradziła zbytnią

wiedzę o prywatnych zwyczajach Dougalda, czy też za duże zainteresowanie
jego lokajem?

– Nie, Charles nie – rzekła pani Trenchard. – Charles śpi w zachodnim

skrzydle.

Tym razem to Hannah była zaskoczona. Charles zawsze sypiał w pokoju

obok Dougalda, żeby być w każdej chwili pod ręką. Hannah nienawidziła tego,
bała się głośniej zachować czy odezwać, zawsze świadoma tego, że Charles
tylko na to czyha.

Nagle pani Trenchard zawołała pełnym zrozumienia głosem:
– Ach, proszę się nie obawiać, panno Setterington. Jego lordowska mość nie

należy do mężczyzn, którzy napastują swoje służące. Jest tu już od roku i nie
słyszałam jeszcze na niego żadnych skarg wśród dziewcząt.

– Co za ulga – cierpko rzuciła Hannah. Milo było usłyszeć, że nie zaczepiał

pokojówek. A jeszcze milej wiedzieć, że pani Trenchard nie domyślała się
prawdziwych powodów zaniepokojenia Hannah.

Kolejny podmuch wiatru załopotał ramą okienną. Hannah podeszła do okna i

rozsunęła zasłony. Zachodni wiatr wzmógł się i rozwiał mgłę. Na niebie
zimnym blaskiem migotały gwiazdy, a ubywający księżyc spowijała niewielka
chmura. Hannah patrzyła na ciemne wzgórza i doliny należące do Dougalda.
Gdzieniegdzie pojedyncze drzewo wyciągało bezlistne konary ku niebu, ziemia
stykała się z pustym horyzontem, a droga, którą przyjechała ze stacji kolejowej,

background image

wiła się ku niewidocznemu morzu.

Pod uderzeniem wiatru stare okno zadygotało. Hannah wzdrygnęła się,

czując zimny powiew. Pani Trenchard podeszła bliżej.

– Za tym oknem znajduje się przepaść, nie radzę więc go otwierać i

wychylać się zanadto.

Patrząc prosto w dół, Hannah dostrzegła mur zamkowy ginący w mroku.

Ziemia wydawała się ciemna i odległa. Bardzo odległa. Nagle zakręciło jej się w
głowie, zachwiała się, zamknęła oczy i odchyliła się do tyłu.

– Bardzo wysoko. Na dole jest poziom kuchenny, bezpośrednio pod nami

główne piętro, a ja jestem na drugim...

– Proszę nie zapominać o lochach pod kuchnią – wtrąciła pani Trenchard. –

Nie ma w nich okien i nie korzystano z nich od stu lat, ale nadal tam są, ciemne i
wilgotne. Wiem o tym, bo każdej wiosny posyłam na dół ludzi, żeby je
oczyścili. Trzymamy w nich oczywiście wino.

– Oczywiście – przytaknęła Hannah, myśląc jednocześnie, jak bardzo jest

wdzięczna za to, iż to nie ona musi sprzątać te lochy.

– Czy używano ich w przeszłości?
– Panowie na Raeburn bywali bezwzględni – przyznała pani Trenchard. –

Nie lubili, gdy się im przeciwstawiano. Pierwszy pan przybył tu z Wilhelmem
Zdobywcą i podobno zajął siłą ziemię, kazał wybudować lochy i trzymał w nich
poprzedniego, angielskiego właściciela aż do śmierci.

– Urocze – mruknęła Hannah.
– W okresie wojny Dwóch Róż, panowie na Raeburn otrzymali tytuł

wicehrabiowski. Czwarty wicehrabia był wielce nieprzyjemnym człowiekiem.

– To chyba cecha charakterystyczna rodu. – Hannah przezornie nie

wymieniła imienia Dougalda.

Pani Trenchard wzruszyła ramionami.
– Wszędzie są ludzie dobrzy i źli. Wicehrabia, o którym wspomniałam,

wtrącił do ciemnicy stronnika Lancasterów, a jego żonę uczynił swoją
kochanką. Niewiele brakowało, a straciłby zamek, kiedy król odniósł
zwycięstwo, ale wicehrabia oświadczył, że zawsze był wierny i król Henryk
postanowił mu uwierzyć. To było łatwiejsze niż usunięcie go.

– Władcy, odnoszący sukcesy, zawsze kierują się doświadczeniem –

zauważyła Hannah.

– Pewnie tak. Niewiele wiem o królach. Za to wiem co nieco o panach na

Raeburn. Moja rodzina służyła im, odkąd stanął ten zamek, a może nawet
jeszcze wcześniej. – Pani Trenchard rozsunęła szerzej kotary i wskazała za
okno. – Podczas panowania Cromwella Raeburnowie pozostali wierni królowi.
Czy widzi pani te resztki muru?

Hannah widziała. Wzdłuż zamku biegła szeroka, prosta linia z porośniętych

mchem kamieni, ślad przeszłości przecinający wrzosowisko.

background image

– Cromwell i jego ludzie podeszli pod zamek z armatą i rozwalili mury

obronne. Wicehrabia ledwie uszedł z życiem. Uciekł na kontynent i wrócił
dopiero w czasie Restauracji, swoją lojalnością zyskując sobie tytuł hrabiego.

– Sprawia wrażenie dobrego człowieka, wiernego i zdecydowanego – rzekła

Hannah.

– Tak, dobry człowiek. – Pani Trenchard podrapała się po brodzie. – I

okropny mąż. Przywiózł sobie z Francji prześliczną żonę, o którą był tak
zazdrosny, że za flirtowanie z jednym z dworzan powiesił nieszczęśnika, a ją
zamknął w wieży we wschodnim skrzydle zamku.

– Nie w lochu?
– Nie chciał jej zabić. – W głosie pani Trenchard pobrzmiewała chęć

usprawiedliwienia bezlitosnego łotra. – Chciał tylko być pewny żony.

– Nie wyobrażam sobie, żeby po tym wszystkim chętnie dzieliła z nim łoże.
– Rzuciła się z okna.
Oszołomiona Hannah znów spojrzała w dół, na ziemię, i ponownie poczuła

lęk wysokości. Zamknęła oczy.

– To okropne.
– Większość mężczyzn nie lubi, żeby żony robiły z nich głupców. Aktualny

pan nie różni się w tym od innych.

Pani Trenchard zrobiła tak znaczącą przerwę, że Hannah uniosła powieki.

Pani Trenchard wpatrywała się posępnie w samotną postać na koniu, galopującą
od zamku. Barczysty jeździec pochylał się w siodle i energicznie popędzał
rosłego, ciemnego konia w stronę morza. Za nimi powiewały poły rozpiętego
surduta, a białe światło księżyca padało na czarne, wyraźnie przeplecione
pasemkami siwizny włosy mężczyzny. Był to Dougald, pędzący prosto w noc,
dokładnie tak, jak opowiadał Alfred. Przed czym uciekał?

Pani Trenchard puściła zasłonę, przesłaniając Hannah widok, i odwróciła się

od okna.

– Pewnie słyszała pani plotki na temat naszego pana?
Hannah podejrzewała, że to był powód gadatliwości pani Trenchard.
– O tym, że zabił swoją żonę?
– Tak. Denerwuje się tym pani?
– Nie. – Nie, wiedziała bowiem, że to nieprawda, albo przynajmniej, jakby

zauważył Dougald, że to jeszcze nie jest prawda.

Pani Trenchard uśmiechnęła się z wyraźnym zadowoleniem.
– Kiedy tylko panią ujrzałam, zaraz sobie pomyślałam, że jest pani rozsądną

osobą. Ten człowiek nigdy nikogo nie zabił.

– Skąd pani wie?
– Kiedy ktoś zabija, rodzi się w nim jakiś chłód. Ci, którzy zabierają życie

innym, są potępieni i znów gotowi są mordować, jeśli zostaną do tego
doprowadzeni. No bo cóż to dla nich za różnica? Wiedzą, że po śmierci i tak

background image

czeka ich ogień piekielny. – Ponure podsumowanie pani Trenchard zabrzmiało
jak wyrok wygłoszony przez najbardziej bezdusznego sędziego. Nagle
gospodyni klasnęła w dłonie i energicznie je zatarła. – No, dosyć tych
pogaduszek. Jest pani zmęczona po podróży i na pewno jutro rano będzie pani
chciała wcześnie wstać, żeby spotkać się ze starszymi paniami. Są bardzo
podniecone pani przyjazdem. Ja też się cieszę, że będzie się pani nimi
opiekować. To miłe osoby, chociaż dość kłopotliwe.

– Na pewno podołam każdemu wyzwaniu, które przede mną postawią.
– Jestem o tym przekonana. I proszę nie kłaść się spać później niż o

dziesiątej wieczorem. To jest cały pani przydział świec na ten tydzień. – Pani
Trenchard ze zmarszczonymi brwiami spojrzała na stosik książek na stoliku. –
Nie dostanie pani więcej, żeby czytać po nocy. Proszę pamiętać, że my, służba,
nie jesteśmy po to, by zużywać zapasy naszego pana. Obowiązuje nas pora
nocna. O dziewiątej wieczorem musimy być w swoich pokojach.

– Dlaczego? – Hannah wyobraziła sobie zimne, ciemne i samotne noce,

spędzane w tym pokoju.

– Służący lepiej się czują, kiedy mają takie wieczorne ograniczenia. Zgony

ostatnich właścicieli bardzo ich zdenerwowały.

– Chyba nie sądzą, że lord Raeburn...
– Są przesądni. – Pani Trenchard podeszła do drzwi i zatrzymała się z ręką

opartą o framugę. – Ponieważ jutro jest pani pierwszy dzień, każę Sally rozpalić
w kominku, kiedy przyjdzie sprzątać.

Pani Trenchard zamknęła za sobą drzwi, pozostawiając Hannah w pustym

pokoju w domu jej męża. Dziewczyna uniosła zasłony i popatrzyła na drogę, ale
Dougalda już nie było. Czy uciekał od niej? Od wspomnień, które obudziła? Od
namiętności, która nadal ich łączyła?

A może uciekał przed pragnieniem, by ją zamordować?
Opuściła zasłony.
Hannah doskonale wiedziała, co to znaczy uciekać. Od niego, od nich. Miała

osiemnaście lat, kiedy pierwszy raz uciekła przed Dougaldem i jego planami.
Była wtedy poważną dziewczyną, która gardziła swoim koleżankami,
wierzącymi w romantyczne historie, które szeptały o mężczyznach i o tym, co
się robi w nocy. Wszystko, co Dougald zrobił wtedy w pociągu, było
zaskakujące. Zwłaszcza pocałunki, nie sztywne przyciskanie warg do policzka,
ale otwarte, wilgotne ciepło... Dougald był, i pozostał, mistrzem w całowaniu.

Nie tłumaczyło to jednak jej dzisiejszego zachowania. Nie żałowała, że mu

się przeciwstawiła. Ale żeby prowokować go w ten sposób... Nie rozumiała
samej siebie.

Co ją podkusiło, żeby go pocałować?

background image

ROZDZIAŁ9

Co ją podkusiło, żeby go pocałować?
Dougald wiedział, że tej nocy nie powinien wyjeżdżać, ale nie był w stanie

położyć się do łóżka. Nie teraz, kiedy wreszcie jego żona spała pod jego
dachem. Dziewczyna, którą poślubił, zniknęła, zmieciona przez lata i
doświadczenia. Jej miejsce zajęła kobieta, którą spotkał dziś wieczorem,
spokojna, z rezerwą, pełna godności. I opanowana, dopóki nie posunął się zbyt
daleko. Wtedy wzięła odwet pocałunkami.

Cholernie miłymi pocałunkami.
Omiótł spojrzeniem mroczną drogę przed sobą i otaczające go wzgórza, i

znów, jak zawsze, poczuł przypływ dumy. To były jego włości. Jego ziemia.
Jego tytuł. Zaszczyty, które pomimo wysiłków od pokoleń wymykały się z rąk
jego rodziny. A teraz, dzięki serii wypadków, za które, wbrew aluzjom
służących, nie był odpowiedzialny, los oddał w jego ręce wszystko.

Tymczasem Dougald mógł teraz myśleć jedynie o Hannah, znajdującej się w

sypialni niezbyt odległej od jego pokoju. Umieścił ją tam celowo. Chciał, żeby
była blisko, by mógł jej grozić swoją obecnością, trzymać ją w napięciu i
zapewnić nieprzespane noce. Tymczasem, o ironio, to on nie mógł spać.

Pochylił się w siodle i popędził konia do galopu. Chyba chciał uciec przed

pokusą. Próbował pozbyć się wspomnień jej nagiego ciała pod sobą, chciał
przestać się zastanawiać, jakie zmiany spowodował upływ czasu. Chciał
umknąć przed palącą potrzebą, żeby jeszcze tej nocy znalazła się w jego łóżku.

Winna mu była dziedzica posiadłości, i da mu go, chociaż jeszcze nie teraz.

Przetrwał pełne chłodu, samotne lata, wysłuchiwał powtarzane szeptem słowo
„morderca", obserwował wzdrygające się na jego widok kobiety, słuchał
wystękiwanych wyjaśnień swoich partnerów w interesach, czemu nie mogą
zaprosić go do siebie do domu, i przez cały czas obmyślał plan, w jaki sposób
rozprawić się z żoną, która pobłądziła. Cała ta przemowa o różnych
możliwościach była jedynie czczą gadaniną.

Rozwód. Miała czelność wspominać o rozwodzie. Nie będzie żadnego

rozwodu. I żadnego zabójstwa. To byłoby zbyt proste. A pogodzenie się? Ktoś
mógłby tak to nazwać. Oczywiście zamierzał ją zatrzymać. W końcu potraktuje
ją tak, jak zdaniem jego ojca należy traktować kobiety. Bez miłości,
beznamiętnie, w celach rozrodczych. I Hannah, otwarta, pełna uczucia i
entuzjazmu Hannah, dziewczyna marząca o staniu się częścią wielkiej rodziny,
będzie nieszczęśliwa.

Tak nieszczęśliwa, jak on przez dziewięć ostatnich lat.
Nie mógł się doczekać tej chwili.
Był taki zły, kiedy uciekła od niego po sześciu miesiącach małżeństwa.

Uciekła od niego, jakby był jakimś potworem. Znał ludzi, którzy byli o wiele

background image

gorszymi mężami od niego. Znał mężczyzn, którzy ignorowali swoje żony,
krzyczeli na nie i bili. A on, chociaż był taki dobry dla dziewczyny, został
porzucony i wystawiony na pośmiewisko. Później zaś... później zaczęto go
oskarżać o jej zamordowanie. Gorzki los. I ta głupia pokojówka, twierdząca, że
walczyli ze sobą przed zniknięciem Hannah... Naturalnie, że walczyli, no i co z
tego? Nigdy by jej nie zabił. Nigdy by jej nie skrzywdził, nie dotknął w złości,
choćby nie wiem jak wyprowadziła go z równowagi. A przecież ciągle
wyprowadzała go z równowagi. Nazywała go kłamcą, żądała, żeby dotrzymywał
swoich obietnic. Jakby kiedykolwiek mógł się zgodzić, by jego żona pracowała.
Ryknął na nią, kiedy pomyślał, jakie plotki by to wywołało. Teraz wiedział, że
istnieją rzeczy gorsze niż plotki.

Jechał drogą wijącą się w stronę Presham Crossing i dalej, ku morzu, jak

zawsze podczas tych nocy, gdy wspomnienia i poczucie zawodu wyciągało go z
łóżka.

Nigdy nie przypuszczał, że tak długo przyjdzie mu błądzić jak we mgle.

Sądził, że łatwo odnajdzie dziewczynę, którą poślubił, bał się jedynie, że ktoś
może ją zranić czy wykorzystać jej niewinność. Tymczasem Hannah znikła.
Znikła kompletnie, pojawił się tylko ten list.

Zamartwiał się. Szukał. Wynajął detektywów i wściekał się na Charlesa. Nie

było nawet śladu po Hannah. Powoli przyzwyczaił się do tego, że służący i
znajomi kulili się na jego widok. Stał się zimnym, zdyscyplinowanym
odludkiem... Jak ojciec. Aż nadszedł ten czek.

Od razu wiedział, że musi starannie zastawić pułapkę. Bał się spłoszyć

Hannah, bał się przedwcześnie zdradzić swoje zamiary. Jeśli bowiem była w
stanie mu uciec jako młoda dziewczyna, bez grosza przy duszy i bez przyjaciół,
czego mógł się spodziewać po tej kobiecie? Poznał jej powiązania. Wiedział o
niej wszystko. Wiedział, że królowa Wiktoria udzieliła rekomendacji Akademii
Guwernantek. Wiedział wszystko o jej przyjaciołach, o jej sytuacji finansowej,
znał nazwisko jej krawcowej i numer butów. Bo chciał zemsty.

Nie dlatego, żeby mu na niej zależało. Już mu na niej nie zależało. Nie jak na

żonie. Nie jak na ukochanej. Nie. Czas i odległość zrobiły swoje. Pojął
wszystko, kiedy otrzymał te pieniądze. Spojrzał na czek i zrozumiał, że to jest
właśnie to. Chwila, na którą czekał od tylu lat. Chwila, w której oddała się w
jego ręce. Zachował spokój. Nie dał się ponieść wściekłości. Nie kierowała nim
namiętność. Był spokojny. Zupełnie spokojny. Spokojny.

Z wyjątkiem nocy. Z wyjątkiem snów. Wtedy jego myśli podnosiły go z

łóżka i skłaniały do jazdy przed siebie, jak teraz.

Przeklęta kobieta. Czy nie rozumiała, że była to jego szansa na zemstę? Jego

szansa, nie jej. Nie miała prawa go pocałować, torturować zapachem swojego
ciała, blaskiem gładko zaczesanych, złocistych włosów, wyzwaniem
jedwabistych warg. To on miał prawo torturować.

background image

Ale czy mu się udało?
Dobrze wiedział, że ma ją w garści. Nie mogła wyjechać. Bez względu na to,

co mógłby powiedzieć czy zrobić, Hannah nie wyjedzie. Nie wyjedzie, dopóki
nie dowie się prawdy o sobie, o swoim pochodzeniu, o swojej rodzinie. Starała
się tego dowiedzieć przez całe życie, on zaś mógł jej tych wiadomości udzielić.
Ale nie zrobi tego. Jeszcze nie. Dopóki nie osiągnie tego, co chce. Zemsty. Była
mu to winna.

Jakby wyczuwając, że Dougald pogrążony jest w myślach, ogier zatrzymał

się, żeby skubać trawę. Dougald ściągnął lejce i spiął konia nogami. Mieszkańcy
Raeburn oczekiwali, że pan na zamku będzie jeździł konno niczym centaur, i nie
zawiódł ich. Podejrzewał, że mógł nawet przerosnąć ich oczekiwania. Dzięki
Bogu. Ludzie mieli już dość wstrząsów, związanych ze spadnięciem ze schodów
ostatniego właściciela i znalezieniem ciała jego poprzednika nad morzem, u
podnóża urwiska.

Biedacy. Nie potrafili powstrzymać się przed piciem.
Tak czy inaczej, żaden koń nie miał prawa podważać autorytetu Dougalda.

Od dziewięciu lat nikt nie śmiał kwestionować jego autorytetu. Dougald uniósł
ponury wzrok w górę, na aksamitne czarne niebo. Wszyscy uważali go za
mordercę swojej żony, więc nie mieli odwagi powiedzieć mu „nie” w obawie
przed straszliwym rewanżem.

Tylko Hannah nie kuliła się przed nim ze strachu. Ale stchórzyłaby, gdyby

wiedziała, jak starannie zaplanował jej odzyskanie, jak przemyślnie przygotował
zemstę i jak mijające lata wzmogły jego wściekłość.

Tymczasem Hannah go pocałowała.
Na to wspomnienie ścisnęło go w kroczu. Po całym piekle, jakie mu

zgotowała, śmiała jeszcze go pocałować. Miał chęć zawyć. Ale to nie byłoby w
jego stylu. Szarpnął więc za wodze i pogalopował krętą drogą w stronę morza.
Zimne powietrze ostudziło mu głowę, ruch przywrócił krążenie krwi w żyłach,
ale demony, kierujące nim od tylu lat, nadal z nim podróżowały. Nigdy go nie
opuszczały.

Gdy osiągnął szczyt wzgórza na brzegu Atlantyku, skierował konia ścieżką

na plażę, a potem z powrotem ruszył pod górę, ku łąkom i poskręcanym przez
wiatr drzewom. W przeszłości demony dzierżyły nad nim władzę. W ciągu
ostatnich lat nauczył się z nimi walczyć. Pił, łajdaczył się, otarł się o śmierć. Ale
nie umarł – umarł jego ojciec.

Dougald już nigdy nie wypuścił demonów na swobodę.
Jednak tego wieczora Hannah swoim pełnym biustem, dumnie

wyprostowaną figurą i prowokacyjnym zachowaniem zagroziła, że demony
znów wydostaną się na wolność. Do diabła, nie tak miało być.

Wybrała ją dla niego babka, która orzekła, że Hannah świetnie nadaje się na

jego żonę, i zaakceptował to. Hannah była wówczas dziewczynką. Cóż go to

background image

mogło wtedy obchodzić, skoro w tym czasie pochłonięty był próbą opanowania
tajników prowadzonych przez ojca interesów i ocalenia ich przed zagrażającymi
zewsząd konkurentami.

Gdy Hannah dorosła do zamążpójścia, przyzwyczaił się już do tej myśli. Nie

widział niczego złego w zaaranżowanym związku i w gruncie rzeczy podobało
mu się, że będzie miał żonę, która wywoływała w nim jedynie obojętność.
Jakim był głupcem, uważając, że Hannah dostrzeże korzyści wynikające z ich
związku i potulnie zgodzi się na wszystko. Tymczasem Hannah rzuciła mu
wyzwanie. Mój Boże, czy kiedykolwiek zdoła zapomnieć, jak pierwszy raz od
niego uciekła? I to, co wydarzyło się potem...

– Nikt cię jeszcze nie całował – powiedział jej. Nie pytał, wiedział.

Poznawał to po jej oszołomieniu, po sposobie, w jaki spojrzenie jej ogromnych,
piwnych oczu wędrowało po wagonie, szukając odpowiedzi.

– Nie wydaje mi się, żeby to miało znaczenie. – Oblizała wargi. – Powinnam

teraz usiąść.

Ostrożnie, z czułością przesunął dłonie wzdłuż jej ramion. Była taka

niewinna, gdy, zamiast krzyczeć ze strachu, grzecznie sugerowała, aby pozwolił
jej usiąść. Nie rozumiała, że swoją ucieczką zwróciła na siebie jego uwagę i
obudziła instynkt posiadania. A kiedy to zrozumie, będzie już o wiele za późno.

– Aleja chcę cię pocałować. Chcę być pierwszym.
Przesunął wargi po jej oczach, żeby je przymknąć.
– Pozwól mi to zrobić. Pokręciła przecząco głową.
Powędrował ustami wzdłuż jej policzka i zaczął delikatnie skubać wargami

okolice jej ust, drażniąc ją i podniecając. Miała aksamitną skórę, najbardziej
miękką, jakiej zdarzyło mu się dotykać. Delektował się wrażeniem. Pochylił
twarz i przywarł wargami do jej ust. Był delikatny i czuły, za co odwdzięczyła
się mu, kiedy się odprężyła i westchnęła.

Słodka istota. Delikatna. Miękka. Spolegliwa. Była idealna dla niego.

Dotknął palcem zaciśniętej linii warg. Hannah drgnęła, więc ponownie
uspokajająco opuścił usta na jej wargi. A potem przesunął po nich językiem.
Szeroko rozwarła oczy, jakby nie wiedziała, co ma myśleć, po czym opada
dłonie na jego ramionach, żeby go odepchnąć. Dotknąwszy nagiej skóry
Dougalda, jej palce zatrzymały się i Hannah pospiesznie cofnęła ręce i odkręciła
głowę na bok.

– Powinieneś włożyć koszulę – rzekła surowym głosem.
– Zaraz to zrobię. – Złapał ją za brodę i z powrotem obrócił jej twarz ku

sobie. – Kiedy skończymy. – Ponownie polizał jej wargę.

Hannah okazała swój buntowniczy charakter, unosząc głowę i kąsając go w

usta.

Odskoczył do tyłu i dotknął skaleczonego miejsca.
– Wiedźma!

background image

Uniosła się na łokciu i z niepokojem spojrzała na jego twarz.
– Zraniłam cię?
– Tak. – Przysunął się tak blisko, że niemal stykali się twarzami. – Będziesz

musiała pocałować.

Spuściła wzrok i wybuchnęła śmiechem.
Znów uwięził jej usta i obrócił ją na plecy. Tym razem pozwoliła mu się

pocałować bez oporów. Dougald poruszał się bez pośpiechu, dotykał jej zębów,
języka, pozwalając, by go poznała bliżej... Jeśli uda mu się odwrócić jej uwagę,
prowadząc ją od jednego uniesienia do następnego, zachowa przewagę,
pokonując jej zasady moralne i wątpliwości. Jego pocałunki sprawiły, że nie
była świadoma, gdy rozpinał jej koszulę.

To było równie łatwe jak odebranie dziecku cukierków. A jednocześnie

trudne, bowiem mógł myśleć jedynie o tym, żeby być w niej. Przeklęta kobieta,
czyżby nie wiedziała, co z nim wyprawia swoją czarującą naiwnością?

Nie. Nie wiedziała na pewno.
Nagle zauważyła, co udało się osiągnąć jego zwinnym rękom. Znów

próbowała go od siebie odepchnąć. Jednak ponownie pospiesznie cofnęła
dłonie, jakby parzył ją dotyk jego nagiej skóry.

Miał nadzieję, że spłoną razem.
Wpatrując się w jej piwne oczy, starał się zahipnotyzować ją swoim

łagodnym głosem.

– Chcę, żebyś mnie dotknęła. Twój dotyk jest czystą przyjemnością. Mruczę,

kiedy mnie głaszczesz... Dotykaj mnie tak, jak ja cię dotykam. – Rozchylił
szeroko jej koszulę, wystawiając jej ciało na światło słoneczne. I po raz
pierwszy ujrzał jej doskonałe piersi.

Nie mógł pozwolić, żeby mu się wyśliznęła. Nie teraz. Przerzucił nogę przez

jej ciało, przytrzymał ją i patrzył... patrzył. Dobry Boże, co za piersi. Wyrastały
niczym śmietankowe pagórki, blade, cudowne... jego. Delikatnie dotknął
czubkiem palca brodawki.

Gwałtownie i rozpaczliwie wyciągnęła ręce, żeby go odepchnąć.
– Ktoś może zobaczyć!
– Nie. – Pozwolił, żeby go odsunęła. – Popatrz. Przejeżdżamy Błota Chat.

Nie ma tam nikogo.

Była to prawda. Przejeżdżali przez rozległe torfowisko, które przysporzyło

wielu problemów budowniczym kolei. Jak okiem sięgnąć, widać było jedynie
krzaki, chaszcze i gdzieniegdzie samotne drzewa.

– Jesteśmy tu bezpieczni. – Złapał ją za nadgarstki. – A teraz patrz. Patrz.
Zawisł nad nią i powoli opuścił się w dół. Najpierw jej piersi zetknęły się z

jego ciałem. Serce załopotało mu z podniecenia. Pragnął ją przytłoczyć, nie
pozostawiając wyboru... Pragnął ją do siebie przyciągnąć i posiąść natychmiast.
Coś szeptało mu słowa odwagi. Zadygotał, gdy zetknęli się brzuchami i powoli

background image

zgniótł swym torsem jej piersi. Tak, przytłoczyć ją. Tak, nie dać jej żadnego
wyboru, zacząć ten związek tak, jak chciał. Ale nie mógł jej przestraszyć czy
skrzywdzić, tymczasem na jej twarzy malował się przestrach.

Puścił ręce Hannah. Dziewczyna wyciągnęła je natychmiast, żeby go

odepchnąć, ale czyniła to nieskutecznie. Odpychała go stale, dopóki nie wsunął
dłoni pod jej ramiona i nie przeczesał palcami jej włosów. Wtedy uspokoiła się
w jego ramionach i wbiła wzrok w jego twarz, jakby coś ją w nim
zafascynowało. Dobrze. Bardzo dobrze. Nie mógł pohamować uśmiechu i
musiała dostrzec jego triumfalne spojrzenie, bowiem zaczęła się szarpać, jakby
chciała się wyrwać. Próbował ją okiełznać, opanować, widział jednak, że to
spostrzegła i była urażona.

– Ciii – wyszeptał, choć nic nie powiedziała.
– Jak to robisz? – zapytała wojowniczo.
Uważał ją niemal za dziecko, tymczasem najwyraźniej była kobietą, gdyż

zadała pytanie i oczekiwała odpowiedzi. Nie miał zielonego pojęcia, o co jej
chodziło.

– W jaki sposób zapanowałeś nad moimi zmysłami? – zapytała. – Gdy mnie

dotykasz, nic nie widzę, nie słyszę i tracę powonienie. Mogę cię tylko dotykać...

Zawiesiła głos, więc zapytał:
– I czuć?
– Tak – wyszeptała. – I czuć. Skoncentrowała wzrok na jego twarzy i

ostrożnie przeciągnęła palcem po zarysie policzka Dougalda, po szramie pod
okiem i po ustach.

– Zrozumiałaś już, kochanie? – zapytał.
– Tak. Jestem rozpustnicą – oświadczyła głosem pełnym rozpaczy.
– Mam nadzieję – zażartował.
Błąd. Na jej rzęsach natychmiast zabłysły łzy. Uważał, że jest taki mądry, a

jednak zapomniał, że namiętność sprowadziła hańbę na jej matkę. I że Hannah
żyła z tą hańbą na co dzień. Odgarnął jej włosy z czoła i oczarowała go
miękkość jedwabistych pasm. Cichym, przekonującym głosem powiedział:

– Reagujesz na pieszczoty i nie musisz się tego wstydzić. Wyzwolenie, jakie

znajdujemy w namiętności, jest największym uniesieniem w życiu. Jesteś taka
piękna, poruszasz moje serce i duszę. Widziałem, ile złego może wyrządzić w
małżeństwie bezmyślny mąż. Zaufasz mi? Poświęcę ci całą uwagę, podejmę
zobowiązanie na całe życie. Nie będę cię zdradzał ciałem ani duszą. Małżeństwo
zawiera się na całe życie, składając przysięgę, której należy dotrzymać.
Będziemy szczęśliwi. Masz tyle do podzielenia się ze mną. Twój wdzięk, takt i
dobroć uzupełnią moje życie.

– A czym ty podzielisz się ze mną?
Mój Boże, powiedziała to takim żałosnym głosem! Czyżby myślała? Czyżby

analizowała? Czy była świadoma tego, jak dokładnie zaplanował każdy ruch,

background image

każde słowo?

Posłużył się więc pocałunkiem, żeby sięgnąć do jej duszy. Ich wargi stopiły

się. Poprowadził ją w nowym tańcu, którego nigdy dotąd nie ćwiczyła, i zatracił
się w jej zmysłowości. Jęczała wprost w jego usta; smakowała jesiennymi
jabłkami i letnim zbożem, i sobą. Każde dotknięcie jej języka unosiło go coraz
bliżej i bliżej niebiańskiej szczęśliwości. Przez jedną krótką chwilę
przytomności przemknęło mu przez myśl, że to nie tak. Odchylił się i spojrzał
na nią z góry. Na jej oczy o gołębim wyrazie, na pełne, wilgotne wargi, łagodnie
zaokrąglone policzki. Nie mogła nim zawładnąć. Był starszy od niej, był
mężczyzną. Jednak jeśli nie będzie ostrożny, usidli go tak, jak on zamierzał
usidlić ją. A to byłoby straszne. To byłoby... niemożliwe. Mężczyźni nie
kochają. Nie tak, jak kobiety. Kiedy złowi serce Hannah, będzie ją miał w
garści. Tak powinno być. Tak właśnie zaplanował.

Musiała dostrzec na jego twarzy ślady niepokoju, bo zapytała:
– Co się stało?
– Nic.
Nie, wszystko było w porządku. Nie mogło mu się nie udać.
Gwiazdy migotały. Sierp księżyca błyszczał na niebie. Koń zarżał. Ścieżka

wiła się wzdłuż kępy drzew.

Dougald zrobił wszystko, jak trzeba. Hannah, jak każda młoda, słodka,

niedoświadczona dziewczyna, wzięła łączącą ich namiętność za miłość. W pełni
wykorzystał jej błąd i starannie podsycał mrzonkę. Dopiero po ślubie zaczęła
podejrzewać, że jej nie kochał. Co gorsza, zaczęła też podejrzewać, że ona nie
kocha jego.

Lecz teraz sprawi, że znów go pokocha, a kiedy to się stanie...
Trzask!
Za plecami Dougalda kora rozbryznęła się na kawałki. Co...? Dlaczego? Czy

to...?

Pospiesznie powrócił do rzeczywistości. Wierzchowiec stanął dęba. Cholera!

Ktoś strzelał.

Trzask!
Kula ze świstem przeleciała koło jego ucha. Wykorzystując nerwowość

zwierzęcia, zsunął się z siodła i potoczył poza zasięg końskich kopyt. Zaczął
biec skulony, z pochyloną głową.

– Trafiłem go! – usłyszał męski głos.
Wierzchowiec parskał i walczył z urojonymi demonami, po czym

pogalopował w stronę zamku Raeburn. Dougald wsunął się pomiędzy niewielką
kępę drzew, rosnących przy ścieżce. Drzewa były skarłowaciałe i powykręcane
przez wiatr, a wilgotną ziemię porastała falująca trawa. W pobliżu morze
uderzało o brzeg, zagłuszając inne dźwięki, ale w bladym świetle gwiazd
zobaczył dwie postaci, które oderwały się od jednego z pagórków i zaczęły biec

background image

w stronę miejsca, gdzie spadł z konia.

Jedna postać wysoka, druga niska, żadna nie trzymała w rękach broni, obie

jednak okryte były pelerynami z ogromnymi kieszeniami.

Dougald – wojownik był przekonany, że mógłby je dopaść. Dougald –

realista znał okropną prawdę. Ktoś strzelał do niego, do lorda Raeburna. Kpił
sobie, gdy Charles powiedział, że służba szepcze opowieści o knowaniach i
morderstwach. Wątpił jednak, żeby ten atak na niego był przypadkowy. Ktoś
usiłował zabić pana na Raeburn, a to... on nim był.

Nieznajomi przeszukiwali ziemię z rosnącym wzburzeniem, podchodząc

coraz bliżej kępy drzew. W końcu jeden z mężczyzn wyprostował się i zawołał:

– Nie ma go tutaj!
Dougald uśmiechnął się, podchodząc do nich od tyłu.
– Owszem, jestem.
Gdy się odwracali, złapał ich za włosy i stuknął jednego o drugiego

głowami. Jęknęli. Jeden ze zbirów padł na ziemię. Dougald złapał drugiego za
pelerynę i uniósł do góry.

– Co, do cholery!?
W tym momencie trzeci mężczyzna, dotąd niewidoczny, zaatakował go z

boku. Dougald przewrócił się, klnąc, gdy najpierw jeden, a potem drugi
napastnik skoczyli na niego. Powinien był pamiętać, żeby zawsze
przeanalizować wszystkie ewentualności przed podjęciem walki.

background image

ROZDZIAŁ10

Gdy Hannah schodziła po schodach na śniadanie, czuła ból mięśni i

pieczenie oczu – skutki ubiegłego dnia, długiego i obfitującego w wydarzenia.
Przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Nie przyjmowała do wiadomości, że mógł
to być efekt niespokojnej nocy, którą spędziła ścigając demony, aż wreszcie
demony przybrały postać Dougalda, polującego na nią pośród ogni piekielnych,
liżących ich stopy.

Była taka głupia! Wczoraj pozwoliła się schwytać w pułapkę, a wcześniej, w

młodości, wmówiła w siebie, że kocha Dougalda.

Oparła się mocno o poręcz i skrzywiła gwałtownie. Nawet gdyby połknęła

wszystkie rozumy, nic by to nie zmieniło. Nie miało znaczenia, co podpowiadał
jej rozum ani wspomnienia z młodości, bowiem kiedy była z Dougaldem...

– Co za piękną pannę przynosi poranek! Zaskoczona, głośno wciągnęła

powietrze i omal nie spadła z ostatnich trzech schodków na widok dandysa,
który wyskoczył z ukrycia pod schodami. Dżentelmen w nieokreślonym wieku,
ubrany zgodnie z najnowszą londyńską modą, wyciągnął ku niej żółtą różę.

Przyciskając dłoń do serca, które tłukło się jak oszalałe, rzekła

najzimniejszym tonem, na jaki było ją stać.

– Nie wydaje mi się, żebym pana znała.
– Oczywiście, że nie! Ośmieliłem się na takie powitanie, bo chciałem

sprawdzić, czy opowieści są prawdziwe.

Kim był ten śmieszny, niski fircyk w butach na obcasach, pozwalający sobie

na takie zachowanie?

– Jakie opowieści?
– O tym, że najpiękniejsza kobieta w kraju zamieszkała pod dachem zamku

Raeburn.

Wbiła w niego wzrok. Czy wydawało mu się, że takim pochlebstwem

zawróci jej w głowie? Świetnie wiedziała, jak wyglądała dziś rano. Miała na
sobie wypłowiałą niebieską suknię z bawełny z długimi rękawami,
wykończonymi przymarszczoną koronką. Wokół szyi przypięła prosty, biały
kołnierzyk, a po dłuższym zastanowieniu zawiązała w talii wykrochmalony,
biały fartuszek. Naiwnością było sądzić, że taki nieefektowny wygląd odstraszy
Dougalda, ale na wszelki wypadek wolała wyglądać powściągliwie.

– Zastanawia się pani chyba, kim jestem. Czyżby mój nowy kuzyn nawet nie

wspomniał o moim istnieniu? – Nieznajomy przyłożył dłoń do czoła. – Nie
wspomniał o mnie, o kolejnym dziedzicu?

Ten człowiek miał dziedziczyć po Dougaldzie? Przyjrzała mu się dokładniej.

Ubrany był w wełniane spodnie w brązowo-niebieską kratę i pasującą do nich
kamizelkę, pod szyją miał ogromną muszkę, a kołnierz spięty złotą spinką z
diamentem. Brązowy żakiet wykończony był aksamitnymi mankietami i

background image

kołnierzem w niezwykle intensywnym, kobaltowo-niebieskim kolorze, który
podkreślał jego urodę – ocienione długimi rzęsami błękitne oczy, w których
kryła się odrobina melancholii, godna samego Byrona. Niestety, nie miał
byronowskiej fryzury. Jego brązowe włosy opadały na ramię z jednej strony, a
ktoś, pewnie utalentowany lokaj, starannie zaczesał resztę na czubek głowy,
żeby ukryć łysinę, która łatami bladej skóry prześwitywała spomiędzy
posklejanych strąków.

Hannah udała, że tego nie widzi.
– Pan... pan tu mieszka?
– Tak. – Przyjrzał się uważnie róży, którą ciągle trzymał w ręce. Hannah

zrozumiała, że wybrał różę nie dla jej piękna, ale po to, żeby pasowała do
ubrania. – Jeśli nie przebywam w Londynie, wówczas mieszkam w zamku
Raeburn.

– Proszę mi wybaczyć moją ignorancję – parsknęła Hannah.
Stawała się coraz bardziej świadoma rozlicznych problemów, jakie

napotykał Dougald w swej nowej roli. I choć obawiała się, że zostanie pokarana
za swój sentymentalizm, podziwiała jego spokój. Zawsze był taki ambitny.
Dziedzicząc tę posiadłość, musiał myśleć, że osiągnął wszystkie swoje cele. Ale
starsze panie, dziedzic i żona stanowili zestaw przerastający chyba jego
możliwości. Oczywiście Dougaldowi nawet to przez myśl nie przeszło, ale
Hannah wyobrażała to sobie w najskrytszych marzeniach.

– Obawiam się, że nikt mi nie powiedział o panu.
– Proszę mi pozwolić się przedstawić. Jestem Seaton Brackner, baron

Onslow, syn najmłodszego brata dwunastego hrabiego i kuzyn aktualnego pana
na Raeburn w piątej linii.

– Panna Hannah Setterington – dygnęła. – Mam być damą do towarzystwa

ciotki jego lordowskiej mości. I pańskiej, jeśli dobrze rozumiem.

– A więc wieści były prawdziwe. – Skłonił się i ponownie wyciągnął ku niej

różę. – Najpiękniejsza istota zamieszkała pod tym dachem.

Oficjalnie przyjęła kwiat.
– Pochlebia mi pan, ale jestem zbyt rozsądna, żeby przewróciło mi się w

głowie od pana komplementów. Potraktuję pana słowa jako przejaw znudzenia
londyńczyka wiejskim życiem.

– Miażdży mnie pani. – Podał jej ramię. Położyła dłoń na jego rękawie. – A

raczej czułbym się zmiażdżony, gdybym nie był przekonany, że nigdy nie
przeglądała się pani w lustrze, bo inaczej nie wątpiłaby pani w szczerość moich
słów.

Hannah zmieniła swój pierwszy osąd. Pan Onslow nie był zwykłym

fircykiem. Był raczej mieszczuchem, męczącym się na wsi, prawdopodobnie z
powodów finansowych. Założyła też, że prawdopodobnie w tych trudnych do
zniesienia okolicznościach dostarczać jej będzie rozrywki.

background image

– Gdzie mnie pan prowadzi?
– Myślałem, że do jadalni na śniadanie, ale jeśli pani woli, przyprowadzę

mojego rumaka i porwę panią daleko, oderwę od codziennej harówki.

Patrząc z góry na czubek jego głowy pomyślała, że prawdopodobieństwo, by

ją gdziekolwiek porwał, jest niewielkie.

– Jadalnia brzmi bardzo zachęcająco. – Chociaż z pewnością czaił się w niej

Dougald.

Sir Onslow westchnął ciężko.
– Brakuje pani wyobraźni, jak wielu młodym damom.
– Nie brak mi wyobraźni. Jeśli już, to jestem osobą praktyczną. – A jako

osoba praktyczna miała absolutną pewność, że gdyby tylko udało jej się opuścić
zamek Raeburn, Dougald natychmiast by ją dopadł. Nie zamierzała nikogo
wplątywać w grę pomiędzy sobą a swoim mężem – ktoś mógłby zostać
skrzywdzony i na pewno nie byłby to Dougald.

Razem z sir Onslowem szli długim, szerokim korytarzem, biegnącym od

schodów ku głównej sali zamkowej.

– A więc poznała już pani moje ciotki – odezwał się. – A może powinienem

był powiedzieć ciotkę Spring i jej przyjaciółki. Chociaż wszystkie tak na mnie
krzyczą, jakby naprawdę były moimi ciotkami.

Rozbawiła ją jego posępna mina.
– Poznałam je wczoraj wieczorem.
– I co pani o nich myśli?
– To czarujące damy i jestem przekonana, iż zajmowanie się ciotką Spring

będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością.

– Ależ jest pani powściągliwa – rzekł z ponurą rezygnacją, ale szybko się

ożywił. – Zawsze uważałem, że ciotki są jak stado terierów, które osaczają
człowieka, kąsają, skaczą i wypytują.

Zdusiła uśmiech.
– Nie stado. Mają bardzo różne osobowości.
– Doprawdy! Owszem, mają bardzo różne charaktery, ale razem są

wtrącającymi się we wszystko, irytująco wszechwiedzącymi sędziami.

– Powiedział pan to z goryczą.
– Wcale nie. Ja też je uwielbiam. Któż by ich nie lubił? – Westchnął

teatralnie. – Marzę jedynie, żeby cechowała je choć odrobina dyskrecji.

Na podstawie tego, co zaobserwowała wieczorem, musiała się z nim

zgodzić. Ciotki mówiły wszystko, co przychodziło im na myśl, a o czym często
nie powinny były wspominać. Ich komentarze pod adresem jej i Dougalda
wydawały się bardzo przenikliwe, a ich intuicja przerażająca. Była zadowolona,
mogąc pożegnać wieczorem Dougalda i resztę czasu spędzić w saloniku ciotek,
do których uśmiechała się i kiwała głową, gdy gawędziły, aby wreszcie
zauważyć, że jest wyczerpana podróżą i dać się zaprowadzić pani Trenchard do

background image

maleńkiego, zimnego, ciemnego pokoiku.

Po to, żeby źle spać i myśleć o Dougaldzie.
W dziennym świetle korytarz wyglądał zupełnie inaczej niż w nocy. Przez

szereg okien na jednej ścianie wpadały promienie słoneczne. Poprzedniej nocy
Hannah nie zauważyła okien, nie rozumiała też, dlaczego znajdowały się w
takim miejscu, ale każda stara budowla, w której zdarzyło jej się przebywać,
miała swoje dziwactwa.

– Zamek Raeburn to bardzo interesujące miejsce – rzuciła.
– Żałosna kupa kamieni – rzekł sir Onslow. – Ale to nasza kupa kamieni,

więc je kochamy.

– Widzę, że lord Raeburn wprowadza ulepszenia.
– Wskazała na oparte o ścianę drzwi. Z oddali słychać było głosy

robotników.

– Lord Raeburn jest barbarzyńcą, który nie ma wyczucia historii – parsknął

sir Onslow. – A co gorsza, nie wyremontuje moich pokoi, dopóki nie skończy
przerabiać swoich. Ale czego można się spodziewać po brutalu, który
zamordował własną żonę? – Popatrzył na nią znacząco, pragnąc zaobserwować
jej reakcję.

Hannah odczuwała nieprzepartą chęć, żeby go spoliczkować. Powstrzymała

się jednak i rzuciła mu przenikliwe, pełne nagany spojrzenie.

– Wie pan to na pewno, czy też rozsiewa pan niesprawdzone plotki?
– Oczywiście to plotka! – Najwyraźniej sir Onslow nie czuł ani odrobiny

skruchy. – Droga panno Setterington, żywię się plotkami. Mężczyzna w moim
położeniu albo jest bajarzem i plotkarzem, albo jest niechciany w towarzystwie.

– Och. – Hannah powstrzymała się przed dalszym potępieniem Onslowa.

Wiedziała, że mówił prawdę. Podczas obiadu wolałaby siedzieć obok takiego
mężczyzny jak sir Onslow, niż u boku śmiertelnie nudnego dżentelmena o
nieskazitelnych manierach, którego lord Ruskin uznał za właściwego towarzysza
dla niezamężnej kobiety.

Cóż. Nie będzie się musiała dłużej tym martwić.
– Tym niemniej wykorzystywanie gościnności lorda Raeburna i złośliwe

obmawianie go za jego plecami jest bardzo nieeleganckie.

Sir Onslow uśmiechnął się.
– Wyrządziłem Dougaldowi ogromną przysługę. Zanim tu przybył, tylko

niewielka część Anglii znała jego historię. Za młodu był łajdakiem. Uciekł z
domu, bo ojciec go nienawidził. Włóczył się po ulicach, kradnąc i rabując.

Hannah słyszała wcześniej te plotki, szeptane za plecami młodej małżonki.

Ale kiedy próbowała dowiedzieć się czegoś od samego Dougalda, ten zbywał
lub ignorował jej pytania.

Jeszcze jeden fragment jego życia, którym się z nią nie chciał podzielić.
Sir Onslow kontynuował.

background image

– Opowiadam, jak Dougald się zmienił pod wpływem miłości do swojej

młodej żony. O tym, że walczyli ze sobą i że zagroziła, iż go porzuci. I jak w
gniewie oświadczył, że jeśli go porzuci, zginie.

Po grzbiecie Hannah przebiegł dreszcz. Narracja sir Onslowa za bardzo

zbliżyła się do prawdy.

– Zabił ją więc i zostawił jej ciało wilkom na pożarcie. I od tego czasu stale

opłakuje jej stratę. – Sir Onslow z zadowoleniem zmrużył oczy. – Wszędzie
opowiadam tę historię, dzięki czemu Dougald jest znany od Szkocji po
Kornwalię jako człowiek tajemniczy, bogaty i pełen pasji. Powinien być mi
wdzięczny. Przysporzyłem mu rozgłosu.

Do Hannah doleciał zapach świeżo upieczonego, białego chleba.
– Czy jest wdzięczny?
– Chyba nie, ale mówiłem pani, że to dzikus.
Hannah roześmiała się. Nie mogła się powstrzymać. Sir Onslow mówił

zabawnym głosem, a jego poczucie humoru było odświeżające po ponurej żądzy
zemsty Dougalda.

– Czy zawsze pan tu przyjeżdżał? – zapytała.
– Matka nalegała. Mówiła, że to moje dziedzictwo. A poza tym robiłem

lepsze wrażenie w towarzystwie, gdy przedstawiałem się jako sir Onslow z
zamku Raeburn. – Uśmiechnął się w stronę wiszących na ścianie portretów
przodków. – Często więc tak się przedstawiałem.

Hannah zachichotała, słysząc szyderczy ton jego głosu.
Za ich plecami rozległy się kroki. Odwróciwszy się, Hannah ujrzała

nieogolonego Charlesa w rozchełstanej, pogniecionej koszuli, który utkwiwszy
w nich spojrzenie przekrwionych oczu, bardzo szybko się zbliżał.

– Proszę pani, jeśli można...
– Co za nieelegancki pośpiech, dobry człowieku! – Sir Onslow wyciągnął z

rękawa chusteczkę i machnął nią w stronę Charlesa. – Ciągnie się za tobą
francuska woń czosnku.

Charles zatrzymał się, dopiero teraz dostrzegając rękę Hannah wspartą na

ramieniu Onslowa. Opuścił głowę i ponowił prośbę:

– Proszę pani...
– To jest panna Setterington – powiedział sir Onslow.
Charles patrzył nieruchomym wzrokiem, poruszając wargami. Doskonale

wiedział, jak się nazywała, nie znosił, gdy go poprawiano, a już zwłaszcza
wówczas, gdy był pewny, że ma rację.

Hannah ucieszyło jego zakłopotanie.
Charles zrezygnował z obrazy i odezwał się:
– Panno Setterington, miałem nadzieję, że uda się pani ze mną do lorda

Raeburna. Potrzebuje pani.

Ach, więc Dougalda nie było jeszcze w jadalni. Nie musiała się mobilizować

background image

na jego widok. Jeszcze nie. Charles był służącym, który zawsze przychodził po
nią, gdy Dougald chciał, by mu zawiązała krawat, przyszyła guzik czy wykonała
jakieś inne głupie zadanie, jakie uważał za właściwe zajęcie dla swojej żony. Na
wspomnienie tamtych czasów usztywniła się i spytała:

– Lord Raeburn posłał po mnie?
– Oczywiście, że nie! – Oburzenie sir Onslowa nie miało granic. – Żaden

dżentelmen nie żąda towarzystwa damy przed śniadaniem!

Hannah zlekceważyła jego okrzyk.
– Więc o co chodzi, Charles? Charles stał nieruchomo.
– Niezupełnie, ale nie mogę... chyba potrzebuje... mam nadzieję, że pani...
Hannah nie miała pojęcia, jaką nadzieję ma Charles, ale słyszała jego

jąkający się głos, kiedy szukał jakiegoś wyjaśnienia, nie mógł bowiem
powiedzieć tego, co by chciał: „Kobieta nie ma prawa pytać, czego żąda od niej
jej mężczyzna”. Widok zmieszanego Charlesa był dla niej największą
przyjemnością w tym kłopotliwym położeniu, w którym się znalazła.

– Dziękuję. – W odpowiedzi na lodowate spojrzenie Charlesa, uśmiechnęła

się najzimniej, jak umiała. – Obawiam się, że muszę się zgodzić z sir
Onslowem. Skoro lord Raeburn nie posłał po mnie, odłożę rozmowę z nim na
po śniadaniu.

Charles stał sztywny, patrząc niedowierzająco, a sir Onslow wskazał drzwi i

powiedział:

– Proszę tędy. – Kiedy mijali Charlesa, sir Onslow rzucił dostatecznie

głośno:

– Przeklęte żabojady wywyższają się, a nie mają bladego pojęcia o dobrych

manierach.

Hannah nie patrzyła na Charlesa, mogła sobie jednak wyobrazić, jak

zareagował nazwany żabojadem człowiek, który uważał się za prekursora
francuskiej cywilizacji na dzikiej angielskiej ziemi. Wyobrażenie to sprawiło jej
ogromną przyjemność.

Wraz z sir Onslowem przeszła przez mały, dość pusty pokój. Przy oknie stał

tam okrągły, bogato rzeźbiony stół.

– To jest mały pokój jadalny – wyjaśnił sir Onslow. – Podawane są tu posiłki

najwyżej dla czterech osób. Właściwie nigdy się to nie zdarza. Gościnność lorda
Raeburna jest... nieograniczona. Ale oto i jadalnia, panno Setterington.

Hannah, kierując się węchem, zerknęła za następne drzwi. W powietrzu

rozchodził się bogaty zapach bekonu, kiełbas i śledzi, gdzieś w głębi wyczuć
można było aromat pieczonych grzanek i ciasteczek. Kiedy weszła do
wykładanej ciemnym drewnem jadalni, zobaczyła długi stół na dwa tuziny
gości. Obok na blacie stały parujące potrawy. W pokoju krzątało się wielu
służących, przy stole zaś starsze panie pochłaniały zdumiewające ilości jedzenia.

– Są wreszcie – powiedziała ciotka Spring. – Mówiłam, że przyjdą razem. –

background image

Po czym puściła oczko do sir Onslowa. – Oczywiście nie chodzi o ciebie!

– Dziękuję, ciociu. – Sir Onslow wskazał dwa wolne krzesła pomiędzy

panną Millie a ciotką Ethel. –Kogo oczekiwałyście?

– Spring myślała chyba, że kochany Dougald sprowadzi na dół pannę

Setterington. – Ciotka Ethel trzymała widelec zawieszony nad porcją jajecznicy
i śledzi. – Wczoraj wieczorem sprawiali wrażenie bardzo zainteresowanych
sobą.

– Zmieniłaś obiekt swojego zainteresowania? –ciotka Ethel zwróciła się do

Hannah. – Nie powinnaś. Seaton to kochany chłopiec, ale jest biedny jak mysz
kościelna, a tytuł mają dopiero od jednego pokolenia.

– Bardzo dziękuję. – Na twarzy sir Onslowa Hannah dostrzegła ten sam

wyraz, jaki pojawiał się na obliczu Dougalda w obecności ciotek. Sir Onslow
zajął miejsce obok Hannah i uniósł palec.

Pani Trenchard opuściła swoje miejsce przy bocznym stole i pospieszyła do

nowoprzybyłych.

– W czym mogę pomóc, sir Onslow? Wskazał dłonią na Hannah.
– Na co ma pani ochotę, panno Setterington?
– Poproszę o gorącą czekoladę, pani Trenchard. Może czekolada wyleczy z

bólu głowy, który ogarnął ją na sam dźwięk imienia Dougalda.

– Jest jeszcze za wcześnie na mocniejszy trunek, więc poproszę herbatę –

rzekł sir Onslow.

Pani Trenchard uśmiechnęła się do niego ciepło i pospieszyła wydać

odpowiednie polecenia usługującej dziewczynie.

Sir Onslow pochylił się ku Hannah.
– To ciekawa osoba.
Hannah podążyła za jego wzrokiem.
– Pani Trenchard?
– Tak. Pochodzi ze starej rodziny, oddanej rodowi Raeburnów. Matka ciotki

Spring umarła przy porodzie, więc matka pani Trenchard została jej mamką i
nigdy jej nie opuściła. Do samej śmierci zawsze była po stronie ciotki Spring,
chroniła ją przed wszelkimi nieprzyjemnościami losu i nauczyła panią
Trenchard robić to samo. Bardzo dziwnie jest obserwować je obie. Przez cały
czas ciotka Spring jest taka radosna, a ponura pani Trenchard przy każdej okazji
biegnie, żeby ją doglądać.

To wyjaśniało wczorajsze wypytywanie.
– Sprowadzono mnie, żebym zastąpiła panią Trenchard?
– W pewnym sensie. Pani Trenchard jest też ochmistrzynią, ale niechętnie

przekazuje innym swoje obowiązki.

Panna Minnie uznała widocznie, że wystarczy już ich cichej konwersacji,

bowiem patrząc na nich, huknęła:

– Podano jedzenie. Proszę się częstować, panno Setterington. Dziś rano nie

background image

będziemy jeść zbyt formalnie.

– Dziękuję pani. Chyba mam ogromny apetyt po podróży. – Hannah

podeszła do bufetu. Ucieszył ją widok wielkiej rozmaitości jadła. Nikt nigdy nie
jadał lepiej niż w domu na angielskiej prowincji. Hannah wiedziała, że będzie
się delektować tym posiłkiem, zwłaszcza że w pobliżu nie było Dougalda.

Sir Onslow przyłączył się do niej i niecierpliwie zatarł dłonie. Takie

zachowanie w połączeniu z błyskiem w oczach, z jakim obserwował stertę
świeżych bułeczek, wyjaśniało obecność okrągłego brzucha, który zakłócał
elegancką linię surduta.

Hannah ujęła w dłoń widelec i zaczęła sobie nakładać na talerz kiełbaski.
– Jeśli młoda dama ma zamiar flirtować z każdym dżentelmenem

przebywającym w zamku, bardzo szybko znajdziemy dla niej męża – donośnym,
słodkim głosem oświadczyła ciotka Ethel.

Hannah nie trafiła w kiełbaskę i widelec z brzękiem upadł na porcelanowy

talerz.

– Moja droga, może i flirtowała z Seatonem... – odezwała się ciotka Spring.
Hannah nie mogła patrzeć na sir Onslowa.
– ...Ale całowała Dougalda.
– Już? – Sir Onslow był zachwycony nową porcją plotek.
Hannah zignorowała go. Stanowił dla niej najmniejszy problem.
Pani Trenchard rzuciła w jej stronę zgorszone spojrzenie i przepędziła z

jadalni nagle pokasłującą służbę.

Swatki. Ciotki bawiły się w swatki. Z doświadczeń Hannah wynikało, że

swatki oznaczały kłopoty, gdyż manipulowały swoimi ofiarami aż do
osiągnięcia upragnionego celu, jakim był ślub dwojga głupców.

Dotychczas Hannah zawsze udawało się uniknąć pułapek, zastawianych na

nią i rozmaitych dżentelmenów przez życzliwe jej swatki. Musiała uważać, bo
rajfurki nie zawahałyby się przed przyłapaniem jej w kompromitującej sytuacji,
a niejeden dżentelmen wyraźnie okazywał gotowość bycia przyłapanym razem z
nią w takich okolicznościach. Lecz Hannah to nie pociągało.

Oczywiście, że nie. Była przecież mężatką.
Ale co ma robić teraz, gdy swatki w mało subtelny sposób postanowiły

wydać ją za mąż za jej własnego męża?

– Może nie chce wychodzić za mąż. Może ma ochotę na kolejne miłostki. Po

poślubieniu Irvinga pomysł wdania się w liczne romanse wydał mi się bardzo
rozsądny. – Ciotka Isabel dodała refleksyjnie: – Ciekawe, czy potrafiłabym
nakłonić jakiegoś mężczyznę do afery miłosnej.

– Musiałby to być niejeden mężczyzna, jeśli chciałabyś mieć wiele

romansów – zauważyła ciotka Ethel.

– Panna Setterington jest warta poślubienia Dougalda – oświadczyła panna

Minnie.

background image

– Dzień dobry. – Dougald odezwał się głośno, żeby przekrzyczeć panujący

hałas. Natychmiast zapadła niezręczna cisza.

background image

ROZDZIAŁ11

Nie sama ponura obecność Dougalda, lecz jego wygląd sprawił, że zapadła

cisza. Jedno oko miał fioletowe i opuchnięte tak, że widać było jedynie szparkę,
usta były rozcięte i obrzmiałe, miał ranę na policzku i guza na czole.

Zanim ktokolwiek zdołał się odezwać, powiedział:
– Spadłem z konia.
Kłamstwo. Hannah widziała go wyglądającego podobnie po bijatyce,

mającej coś wspólnego z nocą świętojańską, nadmiarem piwa i dawnymi
znajomymi z czasów, które spędził na ulicy.

– Podejdź tu, młody człowieku – surowym głosem zakomenderowała panna

Minnie.

Pokuśtykał w jej stronę, krzywiąc się przy każdym kroku.
Hannah oderwała przerażony wzrok od jego twarzy. Nie mogła mu pomóc.

To nie była jej rola. Rozejrzawszy się dokoła, zobaczyła ciotki zgodnie kręcące
głowami. Pani Trenchard stała, załamując ręce. Charles patrzył na nią spod
drzwi takim wzrokiem, jakby stan, w jakim znalazł się jego pan, był wyłącznie
jej winą. Pojęła wreszcie, czemu jej wcześniej szukał. Sądził pewnie, że
Dougald posłucha jej i pozwoli opatrzyć obrażenia. Dougald nigdy się jej nie
słuchał. Charles wiedział o tym. Dougald nie zasługiwał na całe to współczucie.
Głupiec wdał się w bójkę! Miała ochotę podejść do niego i zbesztać go,
przewiązać mu bandażem oko i powiedzieć, że zachowuje się niemądrze i
dziecinnie.

Ale czemu sir Onslow opierał się o blat kredensu i śmiał się z kulejącego

Dougalda? Nie podobał jej się ten baron. Nie rozumiała, czemu wcześniej
uznała go za zabawnego.

Panna Minnie ujęła ręce Dougalda i obejrzała je dokładnie.
– Spadając z konia, musiałeś upaść na kostki dłoni, Dougaldzie.
Sir Onslow głośno się roześmiał. Panna Minnie zwróciła ku niemu głowę.
– Z czego się śmiejesz, młodzieńcze?
Pod wpływem jej słusznego oburzenia Onslow szybko oprzytomniał.
– Z niczego, proszę pani.
– Tak myślałam. – Panna Minnie przeniosła wzrok na panią Trenchard. –

Potrzebne będą maści i bandaże z apteczki.

Pani Trenchard zaczęła przebierać pośród kluczy, które miała przytroczone

na pasku. Znalazłszy właściwy, dygnęła i powiedziała:

– Zaraz przyniosę, proszę pani.
Po jej wybiegnięciu zapanowała cisza, którą przerwała ciotka Spring.
– W jaki sposób kochany Dougald otarł sobie knykcie, spadając z konia?
– Spring, on się bił. – Ciotka Ethel potrząsnęła głową, aż podskoczyły jej

białe loczki. – Sądziłam, że drogi chłopiec lepiej da sobie radę swoimi

background image

pięściami.

Hannah wyprostowała się. Dougald naprawdę umiał walczyć na pięści.

Mówił jej o tym, a poza tym sama widziała, jak po tamtej awanturze chodził
dumny, pyszniąc się swoimi umiejętnościami. Jak to się stało, że dał się tak
pobić?

Spojrzała na niego nieco chłodniejszym, zamyślonym wzrokiem.
Jednak Dougald zdecydowanie ją ignorował. Kulejąc, zbliżył się do

wysokiego, bogato rzeźbionego krzesła, stojącego u szczytu stołu, i usiadł na
nim z ogromną ostrożnością.

– Nigdy nie czułem się lepiej. – Popatrzył wyzywająco, czekając, czy ktoś

nie spróbuje mu zaprzeczyć.

Ciotka Spring nie zauważyła jego spojrzenia.
– Czemu się biłeś, Dougaldzie? Nigdy dotąd nie wdawałeś się w bójki.
Dougald rozłożył swoją serwetkę i powtórzył:
– Spadłem z konia.
– Walczyłeś ze swoim koniem? – zakpiła ciotka Isabel.
Dougald nie odpowiedział jej uśmiechem. Pewnie nie mógł. Nie z tą rozciętą

wargą. Hannah położyła sobie na talerz jeszcze jeden rogalik – skąd się u niej
wziął taki apetyt? – i ruszyła na swoje miejsce, gdy w jadalni pojawiła się pani
Trenchard z naręczem medykamentów.

Charles ruszył do przodu, ale panna Minnie huknęła:
– Dajcie bandaże pannie Setterington. Sprawdzimy, czy potrafi

wystarczająco dużo, żeby zajmować się naszą drogą Spring.

– Nie wdaję się w bójki – zaprotestowała ciotka Spring.
– Mademoiselle Minnie – zaczął Charles – proponowałem już mojemu panu,

że opatrzę mu rany, ale stanowczo odmówił. Skoro więc...

Hannah nie miała zamiaru słuchać, jak zakończy się to handryczenie, toteż

podeszła do Dougalda, uzbrojona w odzyskaną z trudem pewność siebie i talerz
z jedzeniem. Była wprawną pielęgniarką i palce ją świerzbiły, by zająć się
Dougaldem, i to na wiele sposobów. Zacisnęła dłoń na jego ramieniu.

– Przejdźmy do sąsiedniego pokoju. Spojrzał na jej rękę.
– Jest pani bezczelna, panno Setterington. Rozluźniła chwyt.
– Proszę bardzo. – Odwróciła się do niego plecami i zaplótłszy ręce na

piersi, czekała, świetnie wiedząc, co nastąpi.

– Dougaldzie, kochany, wyglądasz jak barbarzyńca. – Ciotka Spring

sprawiała wrażenie strapionej.

– Niezbyt zachwycająca ozdoba stołu nakrytego do śniadania – z naganą w

głosie dodała ciotka Isabel.

Ciotka Ethel zasłoniła dłonią oczy.
– Na widok krwi robi mi się słabo.
Hannah usłyszała ciężki oddech Dougalda i uśmiechnęła się. Z satysfakcją

background image

patrzyła, jak pokonały go cztery delikatne starsze pani.

– Cholera – mruknął Dougald, wstając. – To była niewielka burda.
Kiedy Hannah odwróciła się, ciotka Ethel mrugnęła do niej.
Dougald zaczął kuśtykać ku drzwiom, ale coś przykuło jego wzrok.

Zatrzymał się, wpatrując się w swojego następcę. Skwaszonym tonem
powiedział:

– Miałem taką samą spinkę z diamentem. Seaton dotknął miejsca pod szyją.
– Muszę ci więc pogratulować dobrego gustu. Dougald ruszył dalej,

potrząsając głową. Hannah usłyszała jak mruczał:

– Pochlebca.
Pani Trenchard podążyła za Hannah i Dougaldem, a jeden z lokajów

pospieszył, żeby postawić krzesło koło okrągłego stołu. Dougald usiadł z
wysiłkiem.

– Zapamiętam to sobie – rzucił w stronę Hannah. Pani Trenchard położyła

obok niego bandaże i maści, a w pobliżu Hannah umieściła parującą filiżankę.

– Pani gorąca czekolada, panno Setterington.
– Dziękuję, pani Trenchard. Lordzie Raeburn, pamięta pan wszystko. –

Hannah postawiła swój talerz koło jego prawej ręki. Podczas tych lat, jakie
spędziła opiekując się chorymi, nauczyła się paru rzeczy, między innymi tego,
że dopiero na łożu śmierci ludzie kręcą nosem na jedzenie. – Ja też pamiętam.

Trzymali się od siebie z daleka, świadomi obecności lokaja przy drzwiach i

pani Trenchard, krążącej za Hannah i gotowej w każdej chwili do pomocy.
Dougald parsknął gniewnie, odsłaniając zęby.

– Powinnaś coś zjeść. Jesteś za chuda.
– Dziękuję za miłą ocenę, milordzie. Pan też nie wygląda najlepiej.
Zaśmiał się krótko, bo zabolała go warga.
– Jędza – mruknął z uznaniem.
– Jedz. Będziesz miał czym zająć usta. – Odgarnęła mu do tyłu włosy.
Cofnął się gwałtownie, jakby sparzył go jej dotyk.
– Kiedy nauczyłaś się pielęgnować chorych?
– Wiele się dowiedziałam, gdy opiekowałam się lady Temperly, a jeszcze

więcej kierując Akademią Guwernantek. – Powolnym ruchem dotknęła jego
brody. Pozwolił, żeby uniosła do góry jego twarz i przyjrzała się obrażeniom. –
Osiemnastoletnie dziewczęta potrafią zrobić sobie krzywdę, a potem ktoś musi
opatrzyć ich skaleczenia.

– Musiałaś lubić prowadzenie Akademii. Wszystkie wychowanki robiły to,

co im kazałaś. Mogłaś sobie wyobrażać, że są twoimi dziećmi. – Przerwał. – To
prawie tak, jakbyś miała własną rodzinę.

Korciło ją, żeby go spoliczkować, ale jego twarz wyglądała gorzej, niż

początkowo sądziła. Kiedy przesunęła dłonie po jego włosach, wyczuła kolejne
dwa guzy wielkości kurzych jaj. Musiał solidnie oberwać. W tym momencie

background image

była z tego zadowolona.

– Jesteś prawdziwą świnią – powiedziała obojętnym tonem.
– Panno Setterington! – zawołała pani Trenchard. Hannah zignorowała ją.

Pani Trenchard nie brała udziału w wojnie pomiędzy Dougaldem a Hannah.

– Boli pana głowa, milordzie? – zapytała Hannah.
– Naturalnie – warknął.
– Czy dobrze pan widzi zdrowym okiem? Dougald wbił wzrok w jej piersi.
– Owszem. I mam piękny widok.
Pani Trenchard głośno wciągnęła powietrze. Najwyraźniej nie była

przyzwyczajona do tego, żeby jej pan komentował damski biust.

Hannah zwróciła się do gospodyni.
– Trzeba mu zrobić zimny okład na głowę, a na oko przyłożyć plaster zimnej

wołowiny.

Pani Trenchard wydała polecenia lokajowi.
–W jakim jest stanie, panno Setterington? – Ciotka Ethel zza drzwi

przyglądała się rannemu Dougaldowi.

– Czuję się świetnie, ciociu Ethel. Dlaczego wszyscy rozmawiają o mnie,

jakbym postradał słuch? I czemu wszyscy robią tyle hałasu z powodu paru
zadrapań? Czuję się wyśmienicie! – ryknął Dougald.

– Chyba rzeczywiście. Kiedy mężczyzna może być taki wściekły, to znak, że

będzie żył. – Ciotka Ethel wycofała się, mrucząc coś pod nosem.

Charles wyrósł u boku Dougalda i wyzywająco zadarł swój francuski nos.
Dopóki jej nie przeszkadzał, nie obchodziło jej to. W końcu pomógł

Dougaldowi się ubrać. Miał okazję, żeby ocenić stan zdrowia swojego pana.

– Najpierw zajmę się tymi rozcięciami – powiedziała.
Pani Trenchard odkręciła wieczko glinianego słoika i podała go Hannah.
– Żywokost ze smalcem – rzekła.
Hannah zaczęła smarować maścią wargi Dougalda i poczuła, że ma

niepohamowaną potrzebę wygarnięcia mu wszystkiego, nie zważając na zasady
dobrego wychowania czy na podsłuchujących. Wściekła, zapytała:

– Co ty wyprawiasz? Chcesz się zabić? Nigdy dotąd nie wdawałeś się w

bójki, z których nie mógłbyś wyjść zwycięsko.

Dougald usiłował wyszarpnąć głowę z jej rąk.
– To paskudztwo śmierdzi.
– Kara za twoje grzechy – powiedziała głośno, tak żeby pani Trenchard

słyszała i posłała w jej stronę szybki uśmiech, po czym nałożyła maść na
zadrapania na brodzie i na zaczerwienione ucho i zapytała:

– Gdzie byłeś ostatniej nocy? W pubie z Alfredem?
– Ględzisz – warknął.
– Ktoś musi. – Podniosła głos. – O mało nie dałeś się zabić.
Pani Trenchard wzdrygnęła się. Oboje z Dougaldem spojrzeli na nią.

background image

Gospodyni odezwała się łamiącym się głosem:

– Tak jak poprzedni właściciele Raeburn. Dougald parsknął.
– Chyba słyszała pani plotki. O tym, że zabiłem własną żonę i

zamordowałem moich poprzedników, żeby zdobyć tytuł. Nie zamierzam sam się
zabić.

– Tak, milordzie. Zapomniałam o tym. – Słoik z maścią trząsł się w jej ręce.
Hannah uniosła lewą dłoń.
– Dlaczego kulejesz?
– Potknąłem się na jakiejś dziurze i skręciłem nogę. – Wyciągnął rękę w

stronę talerza Hannah i wziął rogalik. Zawsze lubił rogaliki. Wysmarowała mu
maścią otarte knykcie.

– Sir Onslow twierdzi, że stałeś się romantyczną postacią, sławną w całej

Anglii.

– Sir Onslow. – Dougald skierował zamyślone spojrzenie, a raczej połowę

spojrzenia, na jej twarz. – Flirtowałaś z nim.

Przestała się uśmiechać.
– Nie flirtuję.
Owinęła bandażem palce Dougalda.
– Rozmawiałaś z nim.
Jeden z lokajów przyniósł miskę z wodą, w której moczyły się ręczniki, i

talerz z kawałkiem wołowiny.

– Owszem.
– Nie chcę, żebyś z nim rozmawiała.
Oboje podnieśli głos. Hannah nie mogła się powstrzymać, żeby nie

powiedzieć:

– Nie bądź śmieszny.
– Jest niebezpieczny.
Cisnęła ręcznik na głowę Dougalda.
– Jeśli wierzyć plotkom, to ty również.
Złapał ją za przegub. Spojrzała na niego z góry. Pomiędzy siniakami i

skaleczeniami na jego twarzy znów widniał gniew. Z groźną miną ostrzegł:

– Nie słuchaj plotek. Uwierz w nie. Jestem niebezpieczny.
Znów ją straszył. W świetle dnia, po tym, jak była dla niego miła i opatrzyła

mu rany. Gdyby nie był poważnie poturbowany, uderzyłaby go. Wyrwała rękę i
zerknęła na służących. Sztywna twarz pani Trenchard dowodziła, że musiała
słyszeć przynajmniej fragment tej kłótni. A lokaje wyciągali uszy, żeby coś
usłyszeć.

Ale to chyba nie miało znaczenia. Cała sytuacja była nie do zniesienia, i ona,

panna Hannah Setterington, nie mogła pozwolić, żeby ten mężczyzna ją
zastraszył.

– Pleciesz bez sensu. Nie muszę tego słuchać.

background image

– Co zamierzasz zrobić?
Podniosła kawałek mięsa i ostrożnie przyłożyła mu do podbitego oka, a

następnie odsunęła się do tyłu, żeby obejrzeć rezultaty swojej pracy.

– Wyglądasz wyjątkowo idiotycznie. – Podeszła, pochyliła się, wzięła do

ręki filiżankę z wystygłą już czekoladą i powiedziała cichym, pełnym
zawziętości głosem: – Wsiadam do najbliższego pociągu do Londynu.

Już odwracała się, żeby odejść, gdy złapał ją za spódnicę.
– Pani Trenchard, proszę zapytać ciotkę Spring, czy mogłaby się mną zająć.
Pani Trenchard dygnęła i pospiesznie podążyła do jadalni.
– Co ty sobie wyobrażasz? – zapytała Hannah. – Nie możesz mnie tu

zatrzymać siłą.

– Siłą? – Zdjął mięso z oka, ukazując obitą twarz. – Nie. Nie potrzebuję siły.
Patrząc na intensywność spojrzenia zdrowego oka Dougalda, pomyślała, że

zaraz się na nią rzuci. Odstawiła filiżankę na stół, żeby móc się bronić.

Bronić się albo powitać go... co za łamigłówka!
Nie wiedziała już, co by chciała zrobić. Przez ostatnie lata nie związała się z

nikim i była dumna z narzuconego sobie ograniczenia. Patrzyła na mężczyzn,
przystojnych, starających sieją oczarować, uwieść słodkimi słówkami i
mocnymi uściskami, i czuła dla nich pogardę. Inteligencją, a niekiedy ostrzejszą
reprymendą studziła ich zapały, odsłaniając ich prawdziwe oblicze obrażonych
chłopców i niezaspokojonych bestii. Wyobrażała sobie, że jest ostoją prawości,
fortecą na tyle silną, że nie można jej było zdobyć zwykłym wdziękiem i
męskim czarem.

Teraz zrozumiała, że wcale nie była silna. Po prostu tamci mężczyźni nie

byli dla niej wyzwaniem. Tamci mężczyźni nie byli Dougaldem. Ich ciała i
dusze nie budziły w niej namiętności, gdyż żaden z nich nie był partnerem,
przeznaczonym jej przez naturę.

Natura dbała, żeby dwa ciała połączyły się w namiętności dla podtrzymania

gatunku. Natura nie rozumiała, że kobieta może chcieć być czymś więcej niż
tylko reproduktorem.

Patrząc na twarz swojego męża, słysząc jego groźby, świadoma, czego

pragnął, i wiedząc, że zaplanował jej pojmanie jakby była domowym
zwierzęciem, które uciekło z domu, Hannah ciągle jeszcze czuła gorące, leniwe
pożądanie, gnieżdżące się w jej brzuchu.

Musiała położyć temu kres. Jeśli Dougald się domyślał, a gdy chodziło o

zwierzęce namiętności zawsze był wyjątkowo bystry, będzie postępować tak,
żeby uczynić ją nieszczęśliwą i czerpać z tego przyjemność. Nie miała
wątpliwości, jakie podejmie kroki: Będą one miały wiele wspólnego z jej na
długo pogrzebanymi uczuciami i dwoma nagimi ciałami.

Oderwała się od swoich myśli z niesmakiem, jakiego młoda Hannah nigdy

nie odczuwała. Musiała zakończyć tę scenę. W jakiś sposób musiała się

background image

wydostać z tego pomieszczenia, zanim Dougald spróbuje się jej narzucać i
zanim zbyt szczerze mu powie, co sądzi o swoim postępowaniu w młodości i o
nękających ją teraz, godnych pogardy, uczuciach.

Założyła ręce na piersiach i spojrzała na Dougalda.
– Jestem panną Hannah Setterington, właścicielką Akademii Guwernantek.

Nie znoszę gróźb.

Podobnie zimnym i zdecydowanym głosem odpowiedział jej:
– Ja ci nie grożę.
Zwarli się wzrokiem, mocując się bez słów. Żadne nie chciało odwrócić

spojrzenia. W drzwiach pojawiła się ciotka Spring.

– Obawiam się, kochany chłopcze, że nie umiem zbyt dobrze bandażować

ran. Będzie ci lepiej w rękach panny Setterington.

Hannah i Dougald przerwali pojedynek.
– Nie dlatego cię tu poprosiłem, ciociu – odezwał się Dougald.
Pospieszyła ku niemu.
– Co więc mogę dla ciebie zrobić? Przesadnie akcentując wyrazy, zapytał:
– Czy to prawda, że znasz rodzinę Burrouhgsów? To nazwisko nic Hannah

nie mówiło. Próbowała wyrwać spódnicę z jego uchwytu. Ciotka Spring
zamrugała na widok ich zmagań.

– Ależ tak, mój drogi. To, co z nich zostało. Tylko dwójka staruszków, co za

wstyd. – Odwróciła się do panny Minnie, ciotki Isabel i ciotki Ethel, które,
wiedzione ciekawością, wsunęły się za nią do pokoju. – Dougald pyta o
Burroughsów.

– Znamy ich – ożywiła się ciotka Isabel. – Mili ludzie, chociaż trochę

sztywni.

– Sztywni? – fuknęła panna Minnie. – Zadzierają nosa.
W drzwiach pojawił się sir Onslow, który nigdy nie omijał sposobności do

podyskutowania.

– Owszem, ale ta rodzina mieszkała tu jeszcze przed czasami Tudorów.

Niektórzy skłonni są przyznać, że mają prawo być zarozumiali.

– Co z tego, skoro teraz ród wymrze – oświadczyła ciotka Isabel. – Nie mają

nikogo.

Dougald miał w zabandażowanej dłoni spódnicę Hannah.
– Mówiłaś, że w młodości stracili syna, niedługo po tym, jak nie zgodzili się

na jego ślub z niejaką panną Carolą Tomlinson.

Hannah tak gwałtownie przestała się wyrywać, że zatoczyła się na Dougalda.

Złapała równowagę w ostatniej chwili, zanim usiadła mu na kolanach. Szybko
odwróciła się do niego twarzą. Siedział jak na tronie, zacięty i ponury.
Mężczyzna, który znał jej sekrety. Mężczyzna, który wiedział, jak pociągać za
sznurki. Mężczyzna, który znał nazwisko jej matki i który wiedział, jak
rozpaczliwie Hannah pragnęła dowiedzieć się, skąd pochodziła. Wiedział, że

background image

któregoś dnia przybędzie do Lancashire i zostanie tu, bez względu na jego słowa
i czyny, żeby mieć szansę poznania swoich dziadków. Być może to on subtelnie
wskazał jej właściwy kierunek poszukiwań.

Nic dziwnego, że był taki pewny siebie.
– Burroughs – wymówiła na próbę. – Burroughs. – Nazwisko jej ojca. Nigdy

go nie znała. Matka nigdy jej nie powiedziała. Próbowała się dopytywać, ale jej
dociekania sprawiały matce tyle bólu, że zwlekała i zwlekała, aż było za późno –
matka nie mogła jej już nic powiedzieć.

Tymczasem Dougald znał nazwisko jej dziadków, rodziców jej ojca. Pełna

rozpaczy, jaką zrozumieć może tylko sierota, zwróciła się do ciotki Spring:

– Czy... może mi pani powiedzieć, gdzie oni mieszkają?
Ciotka Spring uśmiechnęła się do niej.
– Znasz ich, moja droga?
– Nie, ale...
– Pewnie przyjaciele rodziny – zawyrokowała ciotka Ethel.
– Tak. – Hannah rozejrzała się wokół i spostrzegła, że spojrzenia wszystkich

skupione są na niej. Nie pomyślała o tym, że będzie musiała im wszystko
wyjaśnić. Czemu miała się tłumaczyć? Wyobrażała sobie, że przez dłuższy czas
będzie mogła dyskretnie zbierać informacje. Nie przypuszczała, że na zamku
Raeburn będzie na nią czekał Dougald, sprawiając, iż dalszy pobyt stanie się dla
niej nie do wytrzymania. I że jednocześnie nie będzie mogła wyjechać. – Chyba
można to tak określić, chociaż minęło już tyle lat... prawdopodobnie mnie nie
znają.

– Mam pomysł, ciociu Spring. Może zaprosisz ich, żeby nas odwiedzili,

powiedzmy za miesiąc? Do tego czasu panna Setterington zadomowi się u nas i
będziemy wiedzieć nieco więcej o niej i jej związkach z rodziną Burroughsów –
zawołał Dougald głosem pełnym udawanego zaskoczenia.

Ciotka Spring klasnęła w dłonie.
– Świetny pomysł, chłopcze! Zaraz do nich napiszę.
– Zachowaj w tajemnicy jej obecność – poradził. – Nie chcemy, żeby

dowiedzieli się o niej za wcześnie.

– Będzie bardzo miło zobaczyć ich twarze – zgodziła się ciotka Spring. –

Czy jest to dla pani do przyjęcia, panno Setterington?

Hannah patrzyła na twarz ciotki Spring, ożywionej i radosnej. Widziała

roześmiane twarze pozostałych ciotek, czekających na jej decyzję. Dostrzegła,
że sir Onslow bacznie się jej przygląda. Spojrzała na Charlesa i panią Trenchard,
obserwujących tę scenę jak wierni służący, których przyszłość zależała od słów,
jakie padną. W końcu wbiła wzrok w zadowolonego z siebie Dougalda,
pokancerowanego, ale jak zawsze niepokonanego.

Uginając się przed nieuniknionym, rzekła: – Bardzo chętnie. Bardzo mi

będzie miło.

background image

ROZDZIAŁ12

Czyżby naprawdę myślała, że pozwoli jej uciec? Dougald obserwował, jak

Hannah wychodziła z pokoju w otoczeniu starszych pań, które przygarnął pod
swoje skrzydła, i roześmiał się cicho. Z goryczą.

Wkrótce po zniknięciu Hannah zabrał się za próbę zidentyfikowania, kim

byli jej dziadkowie. Wyobrażał sobie, że podaruje jej tę wiedzę w prezencie,
który przekona dziewczynę, że postąpiła słusznie, wracając do niego. Ale ona
nigdy nie wróciła, jemu zaś, niby żebrakowi, pozostała w garści tylko ta
informacja. Zapłaci mu za to. Zapłaci tak, jak on zażąda.

Świadomy był obecności Seatona, który usiadł po jego prawej stronie, ale

nie zwracał uwagi na kuzyna. Niech Seaton pierwszy zabierze glos. Dougald
posłucha, co kuzyn ma do powiedzenia. Uważał bowiem, że to Seaton
zamordował dwóch ostatnich panów na zamku Raeburn i próbował zabić
następnego.

Dougald złapał ją w pułapkę. Znowu. Zupełnie. W każdy możliwy sposób.
Hannah stała w oknie przestronnego, słonecznego pokoju znajdującego się w

zachodniej wieży i spoglądała na wschodnią wieżę. Była tam uwięziona żona
innego lorda Raeburna, która wybrała wolność, rzucając się z okna.

Chociaż Dougald jej nie uwięził, ani też ona nie miała zamiaru kończyć

samobójczą śmiercią, to jednak czuła się tak, jakby przekręcił klucz w drzwiach.
W jej żołądku wszystko się kotłowało. Nigdy nie czuła się tak jak teraz, nawet
wówczas, gdy zagroził, że ją zamorduje. Tamto było pogróżką, słowami, które
miały nią wstrząsnąć. Opanowała się wtedy, bo nie wierzyła, żeby mógł
popełnić morderstwo. Przecież był jej kochankiem. Znała jego ciało, jego
namiętność, byli ze sobą tak blisko, jak tylko może się zbliżyć dwoje ludzi. Tak
przynajmniej sądziła. Może ich bliskość była zwykłą ułudą, wytworem
młodzieńczej wyobraźni i potrzebą posiadania kogoś, kto by ją kochał. A teraz
Dougald stał pośród jej pragnień, wiążąc ją nimi.

Rozmyślania Hannah przerwał głos ciotki Ethel.
– Śmiało, Spring, zapytaj ją.
Hannah skuliła się, zastanawiając się, jakich oczekują wyjaśnień.
Wznoszący się ponad zamkiem pokój w wieży był oświetlony słońcem od

rana do wieczora. Ciotki skupiły się wokół długiego stołu, na którym rozłożone
były różne przedmioty, będące obiektem ich najwyższego zainteresowania.
Przed szkicownikiem panny Minnie stał wazonik z jedną z cennych róż ciotki
Ethel. Liczne szlifowane kamienie, srebrne oprawy i narzędzia jubilerskie
zgromadzone zostały koło krzesła ciotki Spring. Teleskop ciotki Isabel
wymierzony był w błękitne niebo. Każde wolne miejsce zajmowały fragmenty
haftu i kawałki gobelinu. Pokój wyglądał, jakby był zasłany jaskrawymi nitkami
w kolorze królewskiego granatu i purpury, szkarłatu i bladej moreli. Pod

background image

największym oknem rozstawione były cztery ogromne warsztaty tkackie.

Krosna. Co też staruszki robiły z krosnami?
– Zapytaj ją, Spring. Musimy wiedzieć, czy to ona.
Hannah wpatrywała się w zielone, falujące wzgórza za oknem, ale doskonale

słyszała wysoki głos ciotki Isabel. Słyszała je wszystkie, bowiem mówiły
głośno, ze względu na słaby słuch jednej z dam. Najwyraźniej w tym pokoju nie
było żadnych tajemnic.

Hannah napięła się, kiedy ciotka Spring przydreptała do niej i zapytała:
– Droga panno Setterington, czy to prawda?
– Zależy, o co pani pyta – ostrożnie odpowiedziała Hannah.
– Interesuje nas tylko jedno. – Ciotka Spring zmrużyła krótkowzroczne oczy.

– Czy to prawda, że znasz naszą kochaną królową?

Hannah napotkała jej szczere spojrzenie. To nie było pytanie, jakiego

oczekiwała. Zapewne po scenie przy śniadaniu cały zamek aż huczał od
domysłów na temat związku Hannah z Dougaldem. Musiało o tym krążyć
mnóstwo plotek. I na temat jej rodziny. Na temat jej nieprawego pochodzenia.

– Pytają mnie panie, czy znam królową Wiktorię? – powtórzyła zdumiona

Hannah.

– Tak. Dokładnie o to nam chodzi.
Czemu to interesowało ciotkę Spring? I co Hannah miała jej odpowiedzieć?
Tak. Hannah znała królową Wiktorię. Nie miała wątpliwości, w jaki sposób

ciotka Spring się o tym dowiedziała. Przecież Dougald śledził Hannah. Każdy
aspekt jej życia został przebadany, każde wydarzenie zostało zanalizowane.
Najwyraźniej Dougald postanowił przekazać tę informację ciotkom.

– Owszem, spotkałam jej królewską mość – przyznała Hannah. – Wspierała

moją Akademię Guwernantek.

Ciotka Spring zerknęła z podnieceniem na pozostałe starsze panie i

radosnym głosem zawołała:

– To prawda, dziewczęta!
Ciotka Ethel, a za nią ciotka Isabel z szelestem spódnic ruszyły pospiesznie

do przodu, a ich loki podskakiwały w rytm kroków.

– Powiedziała, że to prawda?
– Tak, Isabel, to prawda. – Panna Minnie, wyraźnie wymawiając słowa,

zwróciła się do ciotki Isabel, po czym z błyszczącymi oczami i podnieceniem
widocznym na twarzy pospieszyła ku pozostałym paniom.

– Musisz nam teraz wszystko opowiedzieć. – Ciotka Ethel miała na rękach

ogrodnicze rękawiczki, a w dłoniach trzymała nożyczki. Przed przyjściem tutaj
zajęta była pielęgnowaniem licznych kwiatów doniczkowych, znajdujących się
w pomieszczeniu. – Czy jej królewska wysokość jest naprawdę taka młoda i
ładna jak na portrecie?

– Jest bardzo ładna i bardzo młoda jak na odpowiedzialność, która na niej

background image

spoczywa.

Hannah nie raz dziękowała swoim gwiazdom, że nie urodziła się, by rządzić

Anglią. Każdemu krokowi królowej towarzyszyła pompa i ceremonialność.
Miała dla siebie jedynie te chwile, kiedy z małżonkiem i z dziećmi udawała się
na wypoczynek do Szkocji.

– Mamy tu jej portret. – Ciotka Isabel pokazała jej małe płótno, replikę

oficjalnego portretu koronacyjnego. – Czy tak właśnie wygląda?

– Bardzo podobnie – powiedziała Hannah. Ciotki wymieniły spojrzenia.
Czemu tak bardzo je to interesowało?
– Czy widziałaś jej małżonka? – zapytała ciotka Spring.
– Księcia Alberta? – Większość ludzi okazywała zainteresowanie,

dowiedziawszy się, że Hannah poznała parę królewską, tym razem jednak
odnosiła wrażenie, że spełnia wręcz marzenia tych starszych pań. – Owszem,
zostałam przedstawiona im obojgu.

– Mamy też jego podobiznę. – Z przepaścistej kieszeni fartucha panna

Minnie wyciągnęła pożółkły wycinek z gazety. – To nie żaden pochlebny
portret, tylko prawdziwa podobizna. Czy tak właśnie wygląda?

– Dokładnie tak. – Hannah przyjrzała się ich podekscytowanym minom. –

Musicie mi teraz powiedzieć, dlaczego o to wszystko pytacie.

Ciotka Ethel zdjęła rękawiczki i położyła je koło nożyczek.
Ciotka Spring złapała Hannah za rękę.
– Chodź, siadaj tutaj.
Hannah podążyła za nią ku siedzeniom. Krzesła i fotele zgromadzone były

wokół żelaznego pieca, rozpalonego pomimo otwartych okien, przez które do
środka wdzierało się ciepłe marcowe powietrze. Ciotki zbiły się w gromadkę.
Hannah zauważyła, że po osiągnięciu pewnego wieku skóra kobiet staje się
cieńsza, kości bardziej kruche, jak u ptaków, i ciepło jest czymś bardzo
pożądanym. Grube zasłony w oknach i przesłonięta fioletowym aksamitem
jedna ściana miały wyeliminować przeciągi, które tak bardzo hulały w sypialni
Hannah.

Dziewczyna usiadła na krzesełku najbardziej oddalonym od pieca,

podciągnęła rękawy i zapytała:

– Dlaczego tak bardzo interesuje panie królowa Wiktoria?
Ciotka Spring spojrzała na swoje towarzyszki.
– Śmiało, Spring – skinęła głową panna Minnie. – Powinnaś powiedzieć

pannie Setterington, co zrobiłyśmy.

– Tak. – Ciotka Spring usiadła, ale natychmiast podskoczyła, jak

podekscytowane dziecko. – Przez wiele lat mój brat był właścicielem tego
majątku.

– Tak mi mówiono. – Hannah nie miała zielonego pojęcia, jaki to ma

związek z królową Wiktorią.

background image

– Rupert zawsze był dziwakiem, świadomym swojej pozycji. Zawsze

opowiadał o obowiązkach, jakie przed nim stały. I straszny był z niego
dusigrosz. – Ciotka Spring potrząsnęła głową. – Tutaj się urodziłam i tu
mieszkałam przez całe moje życie, on zaś zachowywał się tak, jakbym odbierała
mu chleb od ust.

Opowiadana przez ciotkę Spring smutna historia była dość typowym opisem

losów niezamężnych kobiet w Anglii.

– Wyobrażam sobie, że sprawiał, iż czuła się pani bardzo niezręcznie –

delikatnie zauważyła Hannah.

Ciotka Spring skrzywiła się.
– Nie... nie był zbyt nieprzyjemny. Raczej niezadowolony ze wszystkiego,

typ człowieka uskarżającego się na to, że powieszono go na jedwabnym sznurze.
Nawet kiedy kochany Lawrence poprosił o moją rękę, Rupert wygadywał na
jego ubóstwo. Jakbym nie mogła być szczęśliwsza jako żona żołnierza niż jako
stara panna na utrzymaniu brata! – Kiwnęła głową z taką energią, że aż loki
podskoczyły. – Gdyby nie odmowa Ruperta, miałabym szczęśliwe życie u boku
Lawrence’a. Został zabity na Półwyspie, do końca zachowywał się jak bohater...
Przynajmniej miałabym o wiele więcej wspomnień... – Pełnymi smutku i
zamyślenia oczami patrzyła prosto przed siebie.

W pokoju zapanowała cisza. Hannah zauważyła, że przyjaciółki ciotki

Spring wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i smutno uśmiechnęły się do
siebie.

Ciotka Isabel pochyliła się ku Hannah i poklepała ją po ręce, mówiąc

jednocześnie gromkim głosem, nie pasującym do chwili:

– Przykra jest świadomość, że jedna z nas mogła choć przez krótki czas być

szczęśliwą mężatką, że tak przyziemna rzecz, jak pieniądze, uniemożliwiła ten
związek i że okropna śmierć na zawsze przerwała tę miłość.

– Ach, nie! Nadal go kocham, a on kocha mnie. Pewnego dnia znów

będziemy razem, on, ja i kochane maleństwo... – Ciotka Spring dotknęła czoła,
jakby zabolała ją głowa, po czym w przypływie energii klasnęła w dłonie. –
Tymczasem mam moje przyjaciółki, dzięki którym czuję się szczęśliwa.
Lawrence był moją prawdziwą miłością, a prawdziwie zakochany pragnie
szczęścia swojej wybranki.

– Piękna myśl – rzekła Hannah, myśląc jednocześnie, że to kolejny dowód,

iż Dougald nigdy jej nie kochał. Chociaż właściwie nie potrzebowała tego
dowodu. Dougald chciał, żeby była nieszczęśliwa i udawało mu się to.
Chwilami miała wrażenie, że ma na czole wypisane słowo „bastard". I dlatego
właśnie przyjechała do Lancashire: żeby odnaleźć swoje korzenie.

Oczywiście, Dougald szybko to odkrył. Wiele lat temu powiedziała mu, jak

bardzo chce poznać swoje pochodzenie. Wtedy uznał jej pragnienie za głupotę.
Wytłumaczył jej, że powinna żyć dla niego. Każdy rozsądny człowiek

background image

wiedziałby, że Hannah się przeciwko temu zbuntuje. Ale nie Dougald. Aż do tej
chwili. Chwili, kiedy mógł wykorzystać swoją wiedzę w celu przygotowania
zasadzki.

Jej spojrzenie spoczęło na ciotce Spring. Starsza pani była dla Hannah

szansą ucieczki. Ciotka Spring znała rodzinę Hannah, prawdopodobnie
wiedziała, gdzie mieszkają. Co mogłoby ją powstrzymać przed odwiedzeniem
dziadków, przedstawieniem się jako ich wnuczka i miłym spędzeniu u nich
czasu?

Przyłożyła dłoń do szyi i poczuła szybkie uderzenia serca.
Czy groziło jej coś ponad brutalne odtrącenie?
– Spring, moja droga – odezwała się ciotka Ethel. – Miałaś opowiedzieć

pannie Setterington, dlaczego chcemy, żeby odwiedziła nas królowa Wiktoria.

Hannah nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się na nogach.
– Chcecie, żeby królowa Wiktoria złożyła wam wizytę? Tutaj?
– Droga panno Setterington, prawdziwa dama nie krzyczy. – Robiąc tę

uwagę, panna Minnie jednocześnie groźnie spojrzała na ciotkę Ethel.

– Bardzo przepraszam. – Ciotka Ethel miała zakłopotaną minę. –

Zamierzałam Spring opowiedzieć o wszystkim.

– Panna Setterington nie krzyczała. Po prostu tym razem mówiła głośno i

wyraźnie. – Ciotka Isabel pociągnęła Hannah za spódnicę. – Masz skłonności do
tego, żeby bełkotać, kochanie.

– Postaram się poprawić – powiedziała oszołomiona Hannah.
– A teraz siadaj, kochanie, i daj Spring wszystko wyjaśnić.
Przerażona Hannah opadła na krzesełko. Bez względu na to, co chciała

powiedzieć ciotka Spring, nic nie mogło wyjaśnić, co miał na myśli Dougald,
mówiąc staruszkom, że Hannah zna jej królewską wysokość. Czy oczekiwały,
że napisze do królowej i zaprosi ją do zamku Raeburn? Dlaczego? Czyżby
Dougald sądził, że taka wizyta umocni jego pozycję? Jeśli tak, to nie doceniał
jej możliwości.

– Po śmierci żony Ruperta zajmowałam się jego synami, a kiedy dorośli i

zaczynałam się zastanawiać, co począć ze swoim życiem – uśmiechnęła się do
panny Minnie – moja wieloletnia przyjaciółka straciła brata i dom. Wówczas
zrozumiałam, że świetnie się nadajemy do wspólnego zamieszkania.

Panna Minnie bez przerwy obserwowała ciotkę Spring. Hannah miała

wrażenie, że jej ponure spojrzenie zawiera w sobie zarówno ciepłe uczucia, jak i
irytację nieskładną narracją.

– A potem mój mąż zwrócił uwagę na tę małą pokojówkę, i kiedy byłam na

skraju załamania, droga Minnie opowiedziała o mnie kochanej Spring, która
zaoferowała mi schronienie – wtrąciła ciotka Ethel.

Wszystkie panie skierowały wzrok na ciotkę Isabel, czekając na jej historię.
– Mój mąż umarł. Niech stary cap spoczywa w pokoju. W żaden sposób nie

background image

zabezpieczył mojego życia, ale Spring oświadczyła, że wszyscy przyjaciele
Ethel i Minnie są też jej przyjaciółmi i... naprawdę nie miałam wyboru. – Po
czym ciotka Isabel dodała pospiesznie: – Naprawdę jestem szczęśliwa i
wdzięczna, że mogę tu mieszkać, chcę tylko podkreślić, że byłam w ogromnej
potrzebie. Nie przybyłam tutaj jedynie dla rozrywki.

– Jego lordowska mość musiał być... – zaczęła Hannah.
– O tak. był bardzo wzburzony, że zamierzam dzielić się jego wielkością z

moimi przyjaciółkami. Jęczał i stękał, jakby miał robaki w brzuchu. – Ciotka
Spring przyłożyła palce do ust i zapatrzyła się w okno. – Hmm, nigdy się nad
tym nie zastanawiałam. A może naprawdę miał robaki?

– Teraz to nieistotne – zwróciła uwagę panna Minnie.
Ciotka Spring spojrzała na nią niepewnie.
– Po śmierci spotkała go nagroda – wyjaśniła panna Minnie. – Albo kara.
– Racja – skinęła głową ciotka Spring. – Jako chrześcijanka powinnam

cierpieć po jego śmierci. Ale gdy zmarli chłopcy, jego synowie, a moi
bratankowie, stał się nie tylko nieprzyjemny, ale też ponury i nietowarzyski.

Ciotka Ethel wstała, nerwowo zaplotła ręce, rozplotła je i złączyła na nowo.
– To były jego dzieci. Nie ma nic straszliwszego niż przeżyć śmierć

własnych dzieci.

Hannah zrozumiała, że to następna smutna historia, tak smutna, że ciotka

Isabeel przysunęła się bliżej do przyjaciółki i pogładziła ją po poprzecinanej
żyłkami ręce.

Z oczami pełnymi łez ciotka Spring powiedziała łamiącym się głosem:
– Wiem, Ethel, wiem.
– Może nie powinnyśmy rozwodzić się nad takimi smutnymi tematami. –

Panna Minnie znacząco kiwnęła głową w stronę ciotki Ethel. – Zamiast tego
powiedzmy pannie Setterington, dlaczego chcemy spotkać królową Wiktorię.

– Tak, kochana – rzekła ciotka Spring. – Właśnie to robiłam.
– Może mogłaby pani wyjaśnić mi bliżej powody zaproszenia królowej –

zasugerowała Hannah.

Ciotka Spring wskazała na stół.
– Mamy coś dla niej.
– Dla królowej?
– Tak, i chcemy, żebyś napisała do niej, że powinna tu przyjechać.
– Ale królowa nie przyjedzie na moje żądanie!
– Musi. – Ciotka Spring nerwowo podniosła głos i przyłożyła rękę do

policzka. – Musisz do niej napisać, żeby przyjechała, żebyśmy mogły jej dać...
dać... tę rzecz.

Wobec takiej sklerozy ciotki Spring pozostałe staruszki zesztywniały.
– Jaką rzecz? – zapytała Hannah.
– Tę, którą robimy – upierała się ciotka Spring. – Och, nie mogę znaleźć

background image

właściwego słowa.

Od drzwi odezwała się pani Trenchard. – Słowo nie ma znaczenia, panienko

Spring. Może pani po prostu pokazać pannie Setterington, co robicie, gdy tylko
wypijecie herbatę.

– O tak! – Ciotka Spring klasnęła w dłonie. – Kochana Judy, czy przyniosłaś

śmietankowe ciasteczka?

– Naturalnie, panienko Spring. Dobrze wiem, jak bardzo je pani lubi. – Pani

Trenchard wjechała do pokoju nakrytym białą serwetą wózkiem, zastawionym
najprzeróżniejszymi ciasteczkami, drobnymi kanapkami i dwoma parującymi
czajniczkami z herbatą. Rozstawiając filiżanki i spodeczki, zapytała:

– Jak się paniom podoba wasza nowa opiekunka?
Ciotka Isabel zwróciła się do ciotki Ethel:
– Co ona powiedziała?
– Chce wiedzieć, czy polubiłyśmy pannę Setterington – głośno odparła

ciotka Ethel.

– Oczywiście, że ją polubiłyśmy. – Ciotka Isabel uśmiechnęła się do Hannah

łobuzersko. – Zna królową.

Hannah odpowiedziała jej uśmiechem.
– Przemiła dziewczyna – rzekła ciotka Ethel.
– Jest taka uprzejma.
Komplementy ze strony ciotki Spring były łatwe do przewidzenia i chociaż

Hannah podejrzewała, że starsza pani niezwykle rzadko wypowiadała się o
kimś źle, to dzięki jej słowom poczuła ciepło w sercu.

– Świetnie się nadaje – oświadczyła panna Minnie.
Hannah poczuła się dumna, słysząc aprobatę panny Minnie.
Pani Trenchard rozstawiła talerzyki.
– Panno Setterington, chyba podbiła pani ich serca, i to tak prędko.
Komentarz pani Trenchard nie wydawał się zbyt szczery. Prawdopodobnie

pragnęła być zwolniona z mozolnego obowiązku opiekowania się ciotką Spring,
z drugiej jednak strony nie chciała być tak łatwo zastąpiona. Hannah mogła to
zrozumieć. Bardzo się tego wstydziła, ale odkąd sprzedała Akademię
Guwernantek, od czasu do czasu marzyła o tym, żeby Adornie nie wszystko
układało się jak po maśle.

Powiedziała więc:
– Miałam nadzieję, że w dogodnej dla pani chwili zapytam, jak mogę

najlepiej służyć pannie Spring i pozostałym paniom, pani Trenchard.

– Z radością pani pomogę – uśmiechnęła się pani Trenchard, wyraźnie

zadowolona z okazywanego przez Hannah szacunku. – Czy chcecie panie,
żebym została i nalała herbatę?

– Kochana Judy, jesteś zajęta. – Ciotka Spring objęła za ramiona

gospodynię. – Możesz wracać do swoich obowiązków, same się obsłużymy.

background image

Wiem, ile masz roboty w dniu, na który przypada pranie.

– Owszem. Dziękuję, panienko Spring. – Pani Trenchard stała sztywna w

objęciach ciotki Spring i zwlekała z odejściem, z wyraźną przyjemnością
przyglądając się ciotkom, które zachwalały Hannah po kolei różne ciastka.

Panna Minnie nalała doskonałą herbatę: gorącą, pachnącą, w kolorze

ciemnego bursztynu. Jedzenie było pyszne, godne królewskiego podniebienia...
Hannah przywołała się do porządku. Przecież szaleństwem było wyobrażać
sobie, że królowa Wiktoria przyjedzie do zrujnowanego zamku Raeburn
specjalnie po jakąś błahostkę, wykonaną przez cztery ekscentryczne staruszki.
Na czym polegał plan Dougalda?

Powoli sączyła herbatę.
– Kiedy będę mogła zobaczyć, co panie przygotowały dla królowej?
Ciotki porozumiały się wzrokiem i odstawiły swoje filiżanki.
– Jeśli chcesz, to nawet zaraz – powiedziała ciotka Spring.
Zapominając o obecności pani Trenchard poprowadziły Hannah ku

zasłoniętej fioletowym aksamitem ścianie. Gospodyni uprzątnęła po jedzeniu,
zerkając w stronę Hannah i ciotek po części z tęsknotą, po części z ulgą, po
części z poczuciem winy. W końcu opuściła pokój, wypychając wózek.

Ciotka Ethel i ciotka Isabel chwyciły dwa sznurki mocujące aksamit i stały

drżące, czekając na instrukcje.

– Jest pani gotowa, panno Setterington? – zapytała ciotka Spring.
Na co gotowa? Hannah skinęła głową.
– Pokażcie jej – zakomenderowała panna Minnie. Ciotka Ethel i ciotka

Isabel odsunęły na boki zasłonę, odsłaniając gobelin.

Nie byt to zwykły gobelin. Ogromny, wspaniale zakomponowany, bogato

zdobiony arras przedstawiał jej wysokość królową Wiktorię w stroju
koronacyjnym, u boku księcia Alberta.

Hannah wpatrywała się w to dzieło z zachwytem. Po jakimś czasie udało jej

się zamknąć usta, ale nie oderwała wzroku od pracy ciotek. Mający trzy metry
wysokości i pięć szerokości gobelin zajmował całą ścianę. To było nowoczesne
dzieło sztuki, wykonane zapomnianą, starodawną techniką. Te słabe,
niedosłyszące, porzucone przez bliskich staruszki osiągnęły swój cel, mając do
dyspozycji cztery warsztaty tkackie i swój ogromny talent.

Hannah stała przepełniona podziwem dla ich zdolności i sprawności.
Słabe, niedosłyszące i porzucone przez bliskich staruszki wierciły się z

niecierpliwości.

– Powiedz, co o tym myślisz – zażądała ciotka Isabel.
– Te szczegóły... ta precyzja...
Królowa Wiktoria na arrasie wyglądała jak prawdziwa królowa Wiktoria, a

książę Albert, chociaż miał jeden policzek większy od drugiego, nie mógłby być
wzięty za kogoś innego.

background image

– Wspaniałe – powiedziała Hannah do ciotki Isabel, starając się mówić

wyraźnie.

– Mówiłam wam, że jest udany! – oświadczyła triumfalnie ciotka Isabel.
– Jak długo pracowałyście panie nad nim? – spytała Hannah.
– Od jej narodzin w tysiąc osiemset dziewiętnastym roku – odpowiedziała

ciotka Ethel.

– Dwadzieścia cztery lata. – Hannah była zdumiona, że wykonały gobelin w

tak krótkim czasie. – Jej wysokość naprawdę musi... – ugryzła się w język.
Królowa Wiktoria naprawdę powinna zobaczyć to dzieło, ale bez pozwolenia
Dougalda Hannah nie ośmieliłaby się wysłać zaproszenia. – Zapiera dech w
piersiach.

– Przyjrzyj się tłu. Użyłyśmy różnych symboli dla przedstawienia jej

władzy. – Ciotka Spring wykonała zamaszysty ruch ręką, obejmując nim
większą część gobelinu. – Isabel dodała słońce i księżyc i zaproponowała
błyszczące gwiazdy dla podkreślenia majestatu królowej.

– Ten ciemny błękit stwarza zachwycające tło. – Hannah zrobiła dwa kroki

do tyłu, zdumiona ogromem pracy włożonej w arras i pomysłowością ciotek.

Ciotka Ethel wskazała na otwartą szkatułkę z biżuterią.
– Ciotka Spring zaproponowała, żeby przedstawić drogie kamienie jako

symbol bogactwa narodu.

– Kolory są doprawdy niezwykłe. – Hannah przysunęła się bliżej,

podziwiając je.

– Ethel dodała róże, czerwone i białe, w nawiązaniu do historii Anglii,

różowe, symbolizujące wieczną młodość jej królewskiej mości, i kolce...
widzisz je? – Panna Minnie wskazała na cierniowe gałęzie, wijące się w dole
obrazu – mające demonstrować, że Anglia sama potrafi się bronić i nikt jej
nigdy nie podbije.

– Jakie to mądre. I jak wspaniale przemyślane. – Hannah nie mogła oderwać

wzroku od harmonijnego gobelinu, pełnego symboli i wielkości. – Kto go
zaprojektował?

– Minnie. Zrobiła szkice, a kiedy zgodziłyśmy się na nie, podzieliłyśmy je na

części. Każda z nas miała do utkania dwa fragmenty. Potem złożyłyśmy je ze
sobą i zszyłyśmy... – Ciotka Spring z podnieceniem zatarła dłonie. – Wszystko
zrobiłyśmy same. Nie dałyśmy szwaczkom nawet się tego dotknąć. Chciałyśmy,
żeby to był tylko nasz dar dla królowej Wiktorii. A więc podoba ci się?

– Wspaniały. – Hannah brakowało już określeń, na jakie zasługiwał arras.
– Czy jest godzien królowej? – zapytała panna Minnie.
Hannah wstrzymała na chwilę oddech i powiedziała wprost:
– Będzie zaszczycona, otrzymując taki dar.
– Zaprosisz ją więc do zamku Raeburn? – Niebieskie oczy ciotki Ethel

zabłysły.

background image

Cóż mogła powiedzieć? Jak odpowiedzieć? Chcąc zyskać na czasie, Hannah

zwlekała z deklaracją, licząc na natchnienie.

– Mogą sobie chyba panie wyobrazić, że rozkład zajęć królowej jest

niezwykłe napięty i przygotowywany z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. Gdy
do niej napiszę, upłyną miesiące, a może nawet...

– Chcesz nam powiedzieć, że królowa do nas nie przyjedzie? – przerwała jej

panna Minnie.

Można było polegać na tym, że panna Minnie obnaży wykrętne słowa

Hannah i zażąda prostej odpowiedzi. Dziewczyna jeszcze raz zerknęła na
gobelin. Jej wzrok przykuło szczere, przenikliwe spojrzenie królowej Wiktorii.
Hannah nie mogła kłamać ciotkom, nie mogła odmówić im swojej pomocy. Tak
bardzo tego pragnęły. Zasługiwały na to, żeby oddać królowej hołd swoim
rękodziełem, królowa zaś zasługiwała na to, żeby zobaczyć efekt ich oddania.

– Proszę zrozumieć, nic nie mogę obiecać. Może nigdy nie przyjechać.
– Wiemy. Jest królową Anglii. Ale jeśli jej nie zaprosimy, to na pewno nie

przyjedzie – zauważyła ciotka Spring.

– Co najgorszego może zrobić królowa? Wyśle list przepraszający? – Panna

Minnie opadła na krzesło. Ręce jej się trzęsły. – Musimy spróbować, bo inaczej
nasz wysiłek pójdzie na marne. Oczekiwanie na tę chwilę trzymało nas przy
życiu.

Widząc pergaminowo-białą twarz panny Minnie i sposób, w jaki pozostałe

panie pospieszyły, by poklepać ją po plecach i podać sole trzeźwiące, Hannah
uwierzyła jej. W gruncie rzeczy, jeśli królowa nie zawita szybko do zamku,
panna Minnie może nie dożyć triumfu starszych pań i ich dzieła.

– Grzeczność wymaga, żebym najpierw porozmawiała z lordem, zanim

wystosuję zaproszenie.

– To nas zadowala. – Panna Minnie odsunęła od siebie sole trzeźwiące. –

Sądzisz, że będziemy miały czas, by poprawić twarz księcia Alberta? Potrafię
nieźle rysować, ale nie mam zbyt wielkiej wprawy w tkaniu, a nie jestem zbyt
zadowolona z jego nieco krzywych rysów.

– Zgadzam się, mógłby mieć bardziej symetryczną twarz. – Mając w pamięci

ogromne przywiązanie królowej Wiktorii do małżonka, Hannah dodała: –
Zapewniam, że będzie dość czasu, żeby go utkać ponownie.

– Doskonale. – Panna Minnie wskazała na gobelin. – Wezwijcie lokajów,

żeby zdjęli tkaninę. Natychmiast zabierzemy się do roboty.

background image

ROZDZIAŁ13

Charles, mając na względzie ogromną drażliwość swojego pana, ostrożnie

zamknął drzwi urządzonego po spartańsku gabinetu Dougalda. Ale Dougald
natychmiast spostrzegł, że jego wierny służący był zakłopotany. I Dougald
wiedział dlaczego.

U drzwi pojawiła się Hannah.
Przerwał pracę, odrywając pióro od ksiąg rachunkowych.
– Słucham, Charles?
– Milordzie, pani chce z panem rozmawiać... znowu.
– Doprawdy? – Dougalda ogarnęło niezwykłe pragnienie. Pragnienie, żeby

się uśmiechnąć. Niemal przez dwa tygodnie unikał rozmowy sam na sam z
Hannah. Bardzo go to bawiło, prawdopodobnie nawet za bardzo, ale wybaczył
sobie tę słabostkę. Ignorowanie Hannah wydawało się drobnym rewanżem za
tyle lat zmartwień i hańby.

– Błaga o rozmowę, milordzie. – Charles wypowiedział słowa z galijską

teatralną przesadą.

Aktorska przesada niewiele dała.
– Błaga? – parsknął Dougald. – Trochę wątpię.
– Być może nie wyraziła się tak dosłownie, ale bardzo prosi o chwilę czasu,

żeby zadać panu jedno pytanie.

Dougald i bez rozmowy z Hannah wiedział, o co jej chodziło. Chciała

dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie, a może również tego, jakie miał plany
wobec ich małżeństwa. O żadnej z tych spraw nie zamierzał teraz z nią
dyskutować. Pozna odpowiedź na oba te pytania wtedy, kiedy on zechce, nie
wcześniej.

– Powiedz, żeby sobie poszła. Nie mam czasu na rozmowy z opiekunką

mojej ciotki. – Pochylił głowę, wracając do długich kolumn liczb. Planowanie
dochodów i wydatków majątku Raeburn było trudnym zadaniem.

Charles westchnął. Dougald nie rozumiał, dlaczego służący nie pochwalał

znęcania się swojego pana nad żoną. Przecież zawsze uważał Hannah za
straszliwą zawadę, dumny był też z roli, jaką odegrał w usunięciu jej z życia
Dougalda. Wtrącał się do ich małżeństwa. A potem chełpił się przed
Dougaldem, że ocalił go przed nieszczęśliwym związkiem. Przechwalał się, a
tymczasem nie było nic gorszego niż samotność i obawa, które się potem
pojawiły.

Dougald nadal wstydził się nieco, że pozwolił tak sobą manewrować.

Pozwolił, żeby jego własna duma i niewiedza oraz opinia Charlesa zniszczyły
jego małżeństwo. Dougald odkrył również, że uczucie wstydu powodowało, iż
stawał się bardziej bezlitosny dla Hannah.

– Charles!

background image

Charles rozjaśnił się, jeśli można tak powiedzieć o człowieku, na którego

obliczu stale widniała melancholia.

– Słucham, milordzie?
– Czy dowiedziałeś się czegoś o śmierci ostatnich dwóch lordów?
Twarz Charlesa przybrała swój zwykły, ponury wyraz.
– Oui, milordzie, chciałem jednak porozmawiać o tym z panem wówczas,

gdy poświęci mi pan swoją pełną uwagę. Teraz zaś madame...

– Może poczekać. – Dougald wytarł pióro i położył je na bibularzu. –

Pozwól tutaj. Siadaj. Powiedz, czy moje podejrzenia są uzasadnione.

Zakłopotany Charles spojrzał na drzwi.
– Ale madame czeka. Powinienem jej powiedzieć...
– Panna Setterington – znacząco podkreślił Dougald – jest tylko

zatrudnionym tu pracownikiem. Może czekać na rozmowę ze mną tak długo, jak
zechcę. Siadaj i opowiedz mi o rezultatach twojego śledztwa.

– Jak pan każe, milordzie. – Dziesięć lat temu Charles byłby urażony tonem

Dougalda i okazałby to. Teraz posłuchał skwapliwie, wiedząc, że jest
poddawany nieustannym próbom. Starzejący się Francuz, który przez całe życie
dbał o powodzenie rodziny Dougalda, usiadł na krześle, twarzą zwrócony do
siedzącego za biurkiem lorda. Oparł ręce na kolanach i zaczął mówić:

– Pierwszy raz przybyłem do zamku Raeburn pięć lat temu, kiedy na pański

rozkaz szukałem rodziny madame... panny Setterington. Mówiło się wówczas w
okolicy o śmierci młodych synów pana. Zdecydowanie był to wypadek, chyba
żeby morderca potrafił w jakiś sposób wywołać sztorm na morzu.

Dougald kiwnął głową. Słyszał o tym już tyle, że był w stanie zaakceptować

takie wyjaśnienie.

– Podobno stary lord umierał raczej z powodów naturalnych, związanych z

podeszłym wiekiem, niż z jakiejś innej przyczyny. Oczywiście wiedziałem o
pańskich prawach do tytułu...

Dougald nieruchomym wzrokiem wpatrywał się w Charlesa.
– A ja nic wówczas o tym nie słyszałem. Skąd wiedziałeś?
– Pański ojciec...
– Oczywiście. Mój ojciec. – Charles nie musiał dodawać nic więcej.

Dougald świetnie pamiętał pazerną pogoń ojca za tytułami, zaszczytami i
bogactwem. Wszystko w imieniu rodziny Pippardów. Wszystko dla chwały
rodu. A teraz sam stał się podobny do ojca.

Dougald na chwilę przymknął oczy i pomyślał o czekającej za drzwiami

Hannah, siedzącej, a może chodzącej i przeklinającej go. Będzie matką jego
dziecka, nosicielką dalszej chwały Pippardów. Miał nadzieję, że doceni
zaszczyt, jaki ją spotykał. On ze swej strony postara się, żeby jak najmniej
skorzystała ze swojej pozycji żony lorda.

– Powracałem tu od czasu do czasu... – ciągnął dalej Charles.

background image

– Dlaczego?
– Spodobała mi się ta okolica, więc kiedy łaskawie udzielił mi pan urlopu,

wróciłem.

Dougald wbił wzrok w sługę. Oczywiście to nie była prawda. Charles nigdy

nie wyjeżdżał bez powodu. Wrócił do Lancashire, żeby sprawdzić prawa do
tytułu w nadziei, że los wynagrodzi jego pana. Tak też się stało.

Nie patrząc Dougaldowi w oczy, Charles kontynuował pospiesznie:
– Jeśli prawdą jest to, co odkryłem, milordzie, to muszę się zgodzić, że obaj

poprzedni lordowie zostali celowo zgładzeni.

– Jeden został zepchnięty ze schodów. Drugiemu ułatwiono upadek z

urwiska... – Gdyby Dougald nie znał tak dobrze Charlesa, mógłby pomyśleć, że
to jego służący stał za tymi zbrodniami. Charles nie widział nic złego w służeniu
rodzinie Pippardów we wszelki możliwy sposób i mógł sądzić, że
odziedziczenie tytułu złagodzi niechęć Dougalda do niego. Ale Charles nie
porwałby się na strzelanie do Dougalda, chociażby z tego powodu, że wraz ze
śmiercią pana jego własna przyszłość ległaby w gruzach.

Dougald zerknął na swoje ręce. Nadal miał opuchnięty jeden kciuk, który

bolał go przy zginaniu. Podejrzewał, że palec mógł być złamany albo
uszkodzony w stawie. Na twarzy widniał blednący siniak, rozciągający się od
skroni na czoło. Wygodniej mu też było siedzieć z uniesioną jedną nogą. Nigdy
dotąd nie został tak sromotnie pobity i gdyby nie wieloletnie doświadczenie
wyniesione z ulicznych bójek, mógłby nie wyjść z tego z życiem. Tymczasem
zostawił za sobą dwóch nieprzytomnych napastników, a trzeciego ze złamaną
ręką. Wrócił jak najszybciej do zamku Raeburn w nadziei, że pośle kogoś po
bandytów. Ale nie spał tylko szalony Alfred, który nie chciał wpuścić Dougalda
do środka. Głupi pijak wykrzykiwał coś o klątwie ciążącej na rodzinie i o
powrocie ducha, aż obudził krzykami panią Trenchard. Gospodyni natychmiast
oceniła sytuację, udzieliła mu pierwszej pomocy, posłała po Charlesa i wysłała
ludzi na poszukiwanie napastników Dougalda. Jednak złoczyńcy przepadli bez
śladu.

Cholera! Cholera! Gdyby Dougald schwytał choćby jednego z nich,

doszedłby, kto stoi za niegodziwym spiskiem i szybko doprowadziłby do
powieszenia winowajcy.

– Jak sądzisz, kto to robi? Charles spuścił głowę.
– Jestem marnym człowiekiem, niegodnym czyścić pańskie buty.
– No tak, ale jesteś najinteligentniejszym sługą, jaki kiedykolwiek pracował

dla mnie.

– Nie umiałem jednak wytropić zabójców poprzednich lordów ani pańskich

napastników.

– Seaton – wycedził Dougald. – Ten zwariowany fircyk jest jedynym

człowiekiem, który mógłby mieć jakiś powód.

background image

Charles wykrzywił twarz, starając się wymyślić nieobraźliwą odpowiedź.
– Z całym szacunkiem dla pańskiej inteligencji i doświadczenia w ocenie

pańskich rodaków, milordzie, nie wydaje mi się, żeby sir Onslow miał na to
dość odwagi.

Dougald stale obrażał Charlesa, jednak tym razem odezwał się w sposób

niemal taktowny.

– Dlatego też wynajmuje rzezimieszków do brudnej roboty. To paskudny

typ.

– Plotkarz to jeszcze nie morderca. Dougald zmierzył wzrokiem swojego

lokaja.

– Co masz na myśli?
– Doskonale pan wie, jak łatwo jest fałszywie oskarżyć o morderstwo. Sam

został pan niesprawiedliwie posądzony. – Charles wyprostował się na krześle. –
Pomyśl, milordzie, jak bardzo sir Onslow delektuje się historiami związanymi z
pańskimi domniemanymi zbrodniami. Jak demonstracyjnie zabiega o względy
madame, chociaż pan od razu okazał, że jest nią zainteresowany.

Tak, tamtego pierwszego dnia Dougald wyraźnie dał do zrozumienia, że

rości sobie prawa do Hannah. Nie powinien był tego robić, ale nie był wówczas
sobą.

– Od tamtego czasu zachowuję dystans.
– I wywołuje pan tym jeszcze więcej plotek, milordzie. – Charles zacisnął

wargi i uniósł do góry rękę, powstrzymując ewentualne protesty Dougalda. –
Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że po pańskiej gwałtownej śmierci sir Onslow
byłby głównym, a właściwie jedynym podejrzanym.

– Bo jest spadkobiercą tytułu i majątku.
– Bo rozpowiada oszczerstwa na pana temat. Ten, kto zabił obu pańskich

poprzedników, zachowywałby się z większą finezją.

Dougald rozparł się na krześle. Charles przedstawił ważki argument. Gdyby

Seaton był tak zdeterminowany, żeby za wszelką cenę dążyć do wytyczonego
celu, musiałby knuć i spiskować od lat. I miałby teraz, gdy był tak blisko celu,
zepsuć to wszystko swoją chciwością i niechęcią do Dougalda? Naturalnie
wszystko było możliwe, ale...

– Dlaczego tak się przejmujesz tym, że podejrzewam Seatona?
– Bo jeśli się mylisz, milordzie, to osoba czyhająca na twoje życie nadal

pozostaje nieznana.

– Tak... – Dougald pogładził ciągle jeszcze bolesny siniak na czole.
– Niech pan przynajmniej pozostawi miejsce na wątpliwości. Stale śledzi

pan sir Onslowa. – To nie było pytanie, bowiem Charles dobrze znał swojego
pana.

– Tak. – Dougald posłał po trzech detektywów, którzy tropili Hannah. Kiedy

się pojawili, śledzili Seatona wszędzie tam, gdzie bywał. Byli piekielnie

background image

kosztowni, lecz Dougald nie mógł polegać na nikim z zamku Raeburn. Na
nikim.

– Nie wiem, kim jest przestępca, ale nie przestanę go szukać, jednocześnie

uważając na siebie. – Charles przyłożył rękę do piersi. – Póki żyję, jest pan
bezpieczny.

W zaistniałych okolicznościach odrobina teatralności była dopuszczalna.
– Dziękuję, Charles.
– A teraz, milordzie, czy mogę poprosić pannę Setterington?
Zgoda na teatralność, ale nie na manipulację.
– Nie. – Dougald wziął pióro i umoczył je w kałamarzu.
– Ale panna Setterington czeka... Dougald wycelował pióro w Charlesa.
– Nie chcę słyszeć ani słowa więcej o pannie Setterington.
– Ale milordzie...
– Ani słowa.
Dougald wrócił do pracy.
Hannah siedziała pod gabinetem Dougalda z podkulonymi nogami i

zaciśniętymi ustami, czując rosnące rozgoryczenie. Co się stało z jej mężem?
Musiała z nim porozmawiać. Potrzebowała jego pozwolenia na zaproszenie
królowej Wiktorii do zamku Raeburn. Zajęłaby mu nie więcej niż minutę, ale
nie dano jej nawet tyle czasu. A nie wypadało pytać o to przy kolacji. Od
kilkunastu dni co wieczór wychodziła od ciotek i podążała długim korytarzem,
potem przez główną salę zamkową i kaplicę do pozbawionego okien
przedpokoju przy gabinecie Dougalda. I codziennie w blasku świec widziała
siedzącego przy biurku Charlesa, z tymi jego długimi, siwymi, nastroszonymi
włosami i wielkimi czarnymi oczami o umęczonym spojrzeniu diabła. Mówiła
mu, że chce rozmawiać z Dougaldem. Charles udawał się do pokoju pana,
zamykając za sobą drzwi. I niemal natychmiast pojawiał się z powrotem z
informacją, że Dougald jest zbyt zajęty, żeby się z nią widzieć.

Dziś zabrało mu to więcej czasu. Właściwie powinna była się poddać i

przesłać wiadomość przez Charlesa. Była jednak uparta. Przeżyła już podobne
sytuacje podczas swojego małżeństwa i coraz mniej jej się to podobało.

Wstała i wyszła z przedpokoju do kaplicy. To maleńkie pomieszczenie

leżało w najstarszej części zamku, zbudowanej jeszcze w czasach, gdy
rywalizowali ze sobą Saksonowie i Normanowie. Na jednej z wysokich ścian
kaplicy, przez witrażowe okno przedstawiające sceny z życia Świętej Marty,
wpadało światło, rzucając wielobarwne cienie. Wiekowe krokwie wspierały
stare sklepienie. Od góry ściany pokrywały wyblakłe tynki, niżej wyłożone były
bogato zdobionym, wypolerowanym drewnem.

Ławki kościelne błyszczały, wygładzone dłońmi i ciałami wielu pokoleń

modlących się. Małe drzwiczki z boku ołtarza prowadziły do zakrystii. Na
ołtarzu paliły się osadzone w lichtarzach świece. Z kamiennych ścian, tynków i

background image

drewna promieniował spokój.

Gdyby tylko Hannah mogła odnaleźć ten spokój dla siebie.
– Charles, chcę natychmiast porozmawiać z Dougaldem!
Charles spojrzał z góry na Hannah.
– Pan Pippard jest zbyt zajęty, żeby w czasie pracy zawracać mu głowę

domowymi sprawami. Proszę porozmawiać z nim na pilne tematy dziś
wieczorem.

– Jestem jego żoną. Mam prawo z nim rozmawiać, kiedy mam ochotę!
– A najlepiej by było, gdyby przestała go pani zamęczać drobiazgami.

Prawdziwa kobieta dba o wygodę męża po dniu ciężkiej pracy. Pilnuje, żeby w
domu było czysto, żeby ładnie wyglądała i nigdy nie narzeka.

– Nikt nie musi mi mówić, jak mam dbać o mojego męża.
– Najwyraźniej ktoś musi to pani powiedzieć, skoro nadal tu pani czeka.
Echo tamtego smutnego okresu nadal dźwięczało w jej uszach. Jak Charles

śmiał i nadal śmie decydować o tym, że jej problemy są nieistotne? I jak
Dougald śmie ją w ten sposób ignorować? W końcu była dawną właścicielką
Akademii Guwernantek. Młode damy drżały pod jej przenikliwym wzrokiem. A
teraz nie mogła nawet wejść do gabinetu Dougalda i zmierzyć go swoim
stalowym spojrzeniem!

Odwróciła się i zerknęła na zamknięte drzwi do gabinetu. Charles siedział w

środku bardzo długo. Może to oznaczało, że zaspokoił wreszcie swoją dziecinną
potrzebę, by kazać jej czekać, i w końcu z nią porozmawia.

– Na miłość boską, Hannah, czy w kółko musisz mówić o tym sklepie z

ubraniami? Jestem zmęczony twoimi jękami.

– Nie jęczę, przypominam ci tylko o twojej obietnicy.
– Zapomnij o niej! Czy nie utrzymuję cię na wysokim poziomie? Czy nie

masz służby, zaspokajającej wszystkie twoje zachcianki? Czy nie masz
najmodniejszych kreacji?

Hannah ogarniała rozpacz.
– Tak, tak, ale nie tego pragnę. Powiedz chociaż Charlesowi, żeby pozwolił

mi prowadzić dom. Nie mam nic do roboty!

– Nie bądź głupia! Większość kobiet byłaby szczęśliwa, mogąc żyć jak ty. –

Dougald zmarszczył brwi. – Musisz przestać skarżyć się na Charlesa i nauczyć
się z nim dogadywać. To mój najbardziej zaufany sługa i nie pozbędę się go dla
dziewczęcego kaprysu.

– Nie ufasz mi tak, jak jemu.
– Nie bądź głupia, kochanie. – Dougald przyciągnął ją do siebie i pocałował

w czoło. – Jesteś moją żoną.

To nie była odpowiedź. Wiedziała to już wówczas.
Najbardziej obawiała się tego, że Dougald uważa, iż teraz pragnie być z nim

tak samo mocno, jak pragnęła w tamtych czasach, kiedy byli razem. Nie chciała.

background image

Codziennie widywała Dougalda podczas śniadania i obiadu. I gdyby częściej
musiała oglądać jego obcy, sardoniczny, demoniczny wyraz twarzy, dostałaby
mdłości i wysypki. Nie tylko spotykała go podczas posiłków, musiała być dla
niego uprzejma. Musiała udawać szacunek dla jego pozycji lorda i nie irytować
się, gdy żądał od niej codziennego „raportu z działalności”. Musiała odzywać
się do niego grzecznie, a jeśli podczas rozmowy zasugerowała, że powinien jej
pomóc w ustaleniu obowiązków, Dougald natychmiast wykorzystał to, żeby
powiedzieć, iż da jej znać, gdy tylko będzie do tego gotowy.

Musiała położyć kres jego wpatrywaniu się w nią. Obserwował ją

bezustannie. Przysłuchiwał się, kiedy mówiła. Prześladował ją swoją milczącą,
pełną krytyki uwagą. Gdyby mogła porozmawiać z nim swobodnie, bez
podsłuchiwania przez Seatona czy ciotki, powiedziałaby mu, że nic jej nie
obchodzi jego zainteresowanie i że spokojnie może przestać ją próbować
zastraszać, bo na nią to nie działa.

Wstrząśnięta niesprawiedliwością losu usiadła w pierwszej ławce w kaplicy,

patrząc przed siebie. Czy nie istniał już tamten Dougald, którego poślubiła? Czy
istniał kiedykolwiek, czy też był wytworem jej wyobraźni? Zupełnie nie
poznawała tego ponurego, zamyślonego lorda, który nawet się nie silił, żeby
ukryć ciemne strony swej duszy. Gdyby poznała go dopiero teraz, gdyby nie
znała prawdy, uwierzyłaby bez trudu, że zabił swoją żonę.

Może powinna zachować ostrożność podczas rozmowy z nim.
Jeśli kiedykolwiek będzie miała po temu okazję.
Musiało istnieć jakieś wyjście z tej sytuacji. Może znajdzie je tutaj. Od

sześciuset lat ten ołtarz był sercem zamku. Schody były wyślizgane przez setki
stóp ludzi pragnących przyjąć komunię. Sam ołtarz zbudowano z drewna
dębowego i tak starannie oczyszczono i nawoskowano, iż wyraźnie widać było
słoje złocistego drewna. Z brzegów ołtarza zwieszała się śnieżnobiała, starannie
wyprasowana i bogato haftowana serweta.

Ta kaplica była świadkiem narodzin i śmierci, w jej murach odbywały się

liczne chrzciny i pogrzeby. Chociaż prywatne niedole Hannah nawet nie mogły
się równać z takimi odmieniającymi całe życie wydarzeniami, dziewczyna
pochyliła głowę, prosząc o pomoc.

Kiedy ją z powrotem uniosła, energicznie się rozejrzała, oczekując, że

znajdzie przed sobą „cudowne" rozwiązanie. W niebieskim świetle wpadającym
przez witraż dostrzegła nierówną plamę na ścianie po lewej stronie ołtarza.
Znajdowała się tuż nad podłogą – jeden z drewnianych elementów wyglądał tak,
jakby został oderwany od muru. Zerknęła w stronę gabinetu Dougalda. Drzwi
uporczywie pozostawały zamknięte. Podeszła, żeby obejrzeć uszkodzoną deskę.
Kiedy uklękła, przekonała się, że albo deska przegniła, albo została oderwana od
ściany jakimś ostrym narzędziem. Czy jakieś dziecko beztrosko uszkodziło ją w
zabawie? A może jakiś urażony służący próbował zniszczyć kaplicę lorda?

background image

Hannah chwyciła w palce brzeg odstającej deski. Tak jak się spodziewała,

panel był nie umocowany. Kiedy odsunęła go na bok, dostrzegła pod nim nie
tynk, jak oczekiwała, ale ciemne wgłębienie w kamiennej ścianie zamku. Może
coś zostało tam ukryte... Żeby zajrzeć do środka, potrzebowała świecy.

Zaczęła się podnosić i uderzyła się w głowę. Mocno. Tak mocno, że upadła

na kolana i przez krótką chwilę widziała jedynie wirujące czarne i czerwone
plamy. Kiedy oprzytomniała, jej głowa spoczywała na podłodze, a skądś
dobiegał głos Charlesa.

– Madame! Madame! Jest pani chora? Nachylał się nad nią. Hannah poczuła

się głupio,

– Uderzyłam się w głowę – powiedziała.
Charles ujął ją pod ramię i pomógł jej wstać.
– O co? – zapytał sceptycznie.
Spojrzała w górę, ale musiała zmrużyć oczy, oślepiona światłem,

wpadającym przez okno.

– Nie wiem. Nie wiedziałam nawet, że stoję pod czymś, ale kiedy

próbowałam się podnieść...

Charles poprowadził ją ku ławce.
– Proszę usiąść, madame. Marnie pani wygląda.
– Powtarzam ci, że uderzyłam w coś głową!
– Wierzę pani – rzekł łagodnym głosem, czym jeszcze bardziej ją zirytował.

Nie sprawiał wrażenia przejętego jej stanem, zajęty rozglądaniem się dookoła, a
kiedy zamierzała warknąć na niego, żeby zostawił ją w spokoju, wskazał na
podłogę.

– Proszę spojrzeć, to było to.
– Co?
Charles pochylił się i podniósł rzeźbiony kawałek drewna.
– Musiał odpaść od którejś krokwi.
Hannah ostrożnie spojrzała do góry i zlustrowała belki.
– Skąd mógłby odpaść?
– Jest bardzo ciemno, a drewno jest stare i spróchniałe. Powiem mojemu

panu, że powinien wyremontować kaplicę, zanim komuś stanie się krzywda.
Zanim komuś stanie się większa krzywda – poprawił się natychmiast. – Czy
mogę zasugerować, żeby udała się pani na górę do swojego pokoju i położyła?
Wyjaśnię ciotkom, że źle się pani czuje i przyślę kogoś z posiłkiem. Po takim
uderzeniu powinna pani odpocząć.

Jego uprzejmość wywarła wprost przeciwny skutek i rozdrażniła ją.

Doskonale wiedziała, co to wszystko znaczy.

– Czyjego lordowska mość porozmawia ze mną? Charlesowi udało się

przybrać skruszoną pozę, załamał nawet ręce.

– Przykro mi, madame, ale pan nie ma czasu.

background image

– W zasadzie nie chcę go widzieć. Wiesz o tym, prawda?
– Rozumiem to, madame.
– Mam tylko jedno pytanie, na które jedynie on może odpowiedzieć.
– Może gdyby powiedziała mi pani, o co chodzi, mógłbym je przekazać

panu...

Syknęła.
– Może lepiej nie – ustąpił.
– Bawi się w jakieś gierki i przegra – powiedziała.
– Obawiam się, że ma pani rację.
Charles próbował ją zadowolić, czym znów rozdrażnił ją jeszcze bardziej.

Dougald w coś grał, a ona nie miała żadnej szansy, żeby wygrać, o czym
wiedziała i ona, i Charles.

– Nie spodoba mu się to, co się stanie.
– Proszę robić, co się pani podoba, madame – rzekł z ukłonem.
Wstała, rozwścieczona uprzejmością służącego; głowa bolała ją tak bardzo,

że nie mogła znieść przyjaznego Charlesa. Nagła ciemność przesłoniła jej pole
widzenia i przez kilka upokarzających chwil walczyła z mdłościami.

– Chyba powinienem odprowadzić madame do jej sypialni – powiedział

Charles.

– To nie będzie konieczne, mój dobry człowieku. – Odetchnęła głęboko parę

razy i uspokoiła się. – Jedno uderzenie nie wystarczy, żeby mnie powstrzymać.

– Widzę.
Podejrzewała Charlesa o sarkazm, ale zareagowanie na niego wiązało się ze

zbyt wielkim wysiłkiem. Powoli, ostrożnie wyszła z kaplicy, przeszła
korytarzem, weszła po schodach i po krótkiej chwili wahania, czy nie powinna
wrócić do ciotek, udała się do swojego pokoju. Tam wyciągnęła swój składany
sekretarzyk, usiadła przy stoliku, stojącym obok wąskiego łóżka i zaczęła pisać
list.

Do mojej Łaskawej Pani, królowej Wiktorii...

background image

ROZDZIAŁ14

– Droga Ethel, sądzę że biała nitka będzie lepsza na żabot naszego

kochanego księcia Alberta. – Głos ciotki Isabel rozległ się głośnym echem w
pracowni ciotek.

– Nie, kochana, chcę użyć ciemniejszej włóczki, bo zaczynam tkać cień. –

Ciotka Ethel, na którą właśnie przypadała kolejka przy krosnach, zawzięcie
broniła swoich racji.

– Myślę, że odrobina białej...
– Nie, kochana, taki błąd popełniłyśmy za pierwszym razem...
Ciotki Ethel i Isabel znajdowały się w najlepiej oświetlonej, przewiewnej

części pomieszczenia, gdzie tworzony był arras. Panna Minnie oraz ciotka
Spring i Hannah siedziały przy jednym z ogromnych okien, wykorzystując przy
pracy promienie zachodzącego słońca. Hannah pochyliła głowę nad robótką i
uśmiechała się, słuchając sprzeczki starszych pań na temat żabotu księcia
Alberta. Cztery ciotki były jak dzieci, skore do kłótni, uparte i każda na swój
sposób zawzięta. Jednak jednoczył je wspólny cel: pragnęły, żeby gobelin dla
królowej był doskonały.

Ciotka Spring, polerując jeden z kamyków, znalezionych na dnie strumyka,

odezwała się:

– Mówiłam Isabel, żeby nie podchodziła, dopóki Ethel nie skończy.
Panna Minnie odłożyła szkicownik i zdjęła okulary.
– Chciałabym, żeby nie lekceważyły moich decyzji. Ustaliłam każdy kolor,

który ma być użyty. – Potarła czubek nosa. – Chyba muszę je przypilnować.

Hannah dotknęła ręki panny Minnie.
– Proszę mi pozwolić to załatwić. Staruszka opadła na krzesełko.
– Zrobi to pani, panno Setterington? Ma pani zdolności dyplomatyczne,

których mi brakuje.

Panna Minnie rzadko prawiła komplementy, toteż Hannah pojaśniała,

słysząc szorstką pochwałę. Wstała i podeszła do obu starszych pań,
debatujących nad przewagą wybielonej białej nici nad niewybieloną. Przerwała
im bez skrupułów, gdyż inaczej nigdy nie miałaby szansy, żeby się odezwać:

– Światło jest coraz gorsze, ale z tego, co widzę, praca posuwa się naprzód.
– Chciałam skończyć ten rządek, zanim przerwę na dziś – zaczęła

lamentować ciotka Ethel.

Hannah cofnęła się o krok, żeby objąć wzrokiem fragment gobelinu. W

ciągu trzech tygodni, gdy była w zamku Raeburn, wypruły z arrasu fragment
zawierający podobiznę księcia Alberta, wyplotły nici od góry aż do poziomu
ramion księcia i rozpoczęły nużący proces odtwarzania na nowo jego twarzy
oraz tła. Każdy kolorowy kawałek tkaniny musiał być utkany oddzielnie i
przyszyty do sąsiednich. Ciotki pracowały powoli i systematycznie, żeby

background image

uniknąć błędów. Hannah nadzorowała pracę. Panna Minnie była artystką.
Pozostałe trzy ciotki na zmianę siadały przy krosnach. Hannah miała nadzieję,
że nie skończą swego dzieła przed następnym Bożym Narodzeniem, jednak przy
entuzjazmie starszych pań gobelin mógł zostać wykończony na jesieni, a może
nawet pod koniec lata.

– Oczywiście, ciociu Ethel, powinna pani robić to, co pani chce, ale przy tym

świetle... – Hannah potrząsnęła głową. – Obawiam się, że właśnie taki pośpiech
był przyczyną poprzednich kłopotów z księciem Albertem.

Ciotka Ethel odłożyła wrzeciono.
– Bardzo wysilałam wzrok.
– Chodź, moja droga. – Isabel ujęła Ethel pod ramię i pomogła jej wstać. –

Pójdziemy sprawdzić, czy pani Trenchard przyśle nam kolację na górę, czy też
mamy się przebrać i zejść na dół do jadalni.

Wyszły, urocze jak zwykle, a Hannah zaczęła analizować list, który tydzień

temu wysłała do Londynu. Jak szczęśliwe byłyby te starsze panie, gdyby jej
królewska mość odpowiedziała! Naturalnie list to nie to samo co goszczenie
królowej Wiktorii, oglądającej gobelin w całej jego doskonałości. Hannah
wyobrażała sobie czasem, że królowa, oczarowana honorami, jakie jej oddano, z
właściwym sobie wdziękiem dziękuje ciotkom, Hannah tymczasem stoi u jej
boku i uśmiecha się szyderczo do zaskoczonego Dougalda. Zdrowy rozsądek
zawsze kazał jej jednak zapominać o tych marzeniach i zmuszał do powrotu do
rzeczywistości. Do rzeczywistości, w której królowa Wiktoria nigdy nie będzie
miała czasu na taki gest. Do rzeczywistości zaludnionej przez sympatyczne
staruszki, pajacowatego Charlesa, licznych służących oraz męża, który złapał ją
w pułapkę, groził jej, a potem całkowicie ją zaczął ignorować.

I nie mogła opuścić tej rzeczywistości, zanim nie spotka swoich dziadków,

bo inaczej będzie żałować do samej śmierci. Nawet gdyby i tak mieli ją odtrącić.

– Ładnie wygląda, prawda? – Ciotka Spring stanęła obok Hannah i

delikatnie dotknęła gobelinu.

– Będzie doskonały. – Hannah patrzyła na stojącą koło niej, niewysoką,

miłą, siwiejącą starszą panią. Minnie siedziała z przymkniętymi oczami,
zbierając siły na pozostałą część dnia. Teraz Hannah miała szansę bez przeszkód
zadać pytanie, jakie nurtowało ją od pierwszego dnia pobytu w zamku. Jeśli
chciała wziąć sprawy w swoje ręce, to był właściwy moment.

– Ciociu Spring, czy zaprosiła pani Burroughsów?
– Oj, kochanie, a czy miałam to zrobić?
Hannah pochyliła głowę, czując ból w sercu. Właśnie to był powód, dla

którego ciotka Spring potrzebowała opieki. Czasem zapominała o różnych
rzeczach. O drobnych sprawach, jak choćby rozmowa o Burroughsach. I o
ważnych sprawach, jak to, gdzie znajduje się jej sypialnia. Wszyscy jej
pomagali. Pozostałe ciotki, pani Trenchard, sir Onslow, służba... ale nie można

background image

było zostawiać jej samej, bo mogła się zagubić w krętych korytarzach zamku
Raeburn.

– Jeśli chcesz, mogę ich zaprosić – rzekła ciotka Spring. – Znasz ich?
– Nie osobiście. Słyszałam o nich.
– Może twoi rodzice ich znali?
– Tak. – O tak! – Moi rodzice.
– Burroughsowie to przemili ludzie, odrobinę starsi ode mnie. – Ciotka

Spring przysunęła się do Hannah i wyszeptała: – Nie lubię plotkować...

Wszystkie ciotki uwielbiały plotki.
– ...ale mieli o sobie wysokie mniemanie. Hannah wiedziała. Wiedziała

lepiej niż ktokolwiek inny.

– Dlaczego?
Ciotka Spring wzruszyła ramionami, okazując wyższość właściwą córce

lorda.

– Z tych samych powodów, co zwykle. Mają pieniądze, a ich rody mieszkają

tu od zarania dziejów. Ale oboje byli ostatnimi w swoich rodach i mieli tylko
jedno dziecko, syna, który umarł bezpotomnie. Pozostali zupełnie sami. –
Pociągnęła nosem. – Mówiłam im, że nie powinni byli przepędzać tamtej
młodej kobiety, ale mnie nie słuchali.

Hannah bardzo pragnęła poznać tę historię z punktu widzenia kogoś z

zewnątrz, dowiedzieć się, co naprawdę wydarzyło się owego lata, dwadzieścia
osiem lat temu. Spytała więc:

– Jakiej młodej kobiety?
– Panny Caroli Tomlinson.
To nazwisko głośnym rezonansem zabrzmiało w głowie Hannah.
– Tak bardzo kochała Henry’ego.
– Henry. – Hannah delektowała się tym imieniem. To było imię jej ojca.
– On również ją kochał, ale należał do tych młodych ludzi, którzy kochają...

bez charakteru. – Ciotka Spring przebierała palcami po krosnach. – A
dziewczyna była taka urodziwa.

Hannah pamiętała, jak przyglądając się matce, myślała, że jest najpiękniejszą

kobietą, jaką kiedykolwiek widziała. Dopiero kiedy trochę dorosła, zaczęła
dostrzegać zmarszczki, powstałe na skutek zmartwienia i ciemne cienie pod
oczami, spowodowane nadmiarem pracy.

– Tak.
– Ale nie miała rodziny. Była guwernantką w sąsiednim majątku.
Hannah wzdrygnęła się.
– Przepędzili ją więc, a on na to pozwolił. – Ciotka Spring podniosła

przepełnione łzami oczy. – Henry wpadł w złe towarzystwo i trzy miesiące
później zginął w karczemnej burdzie. – Hannah wiedziała od matki, że ojciec
nie żyje, choć nie miała pojęcia, w jaki sposób matka się o tym dowiedziała. Ale

background image

w pewnym sensie świadomość tego, że był nieszczęśliwy z powodu swojej
decyzji, pomogła. Dziewczyna umiała sobie wyobrazić, że gdyby żył, w końcu
potrafiłby zdobyć się na odwagę, by przeciwstawić się swoim rodzicom i
poślubić pannę Carolę Tomlinson. Czy wiedział o spodziewanych narodzinach
Hannah?... Obawiała się, że pozostanie to tajemnicą, przynajmniej dopóki nie
porozmawia ze swoimi dziadkami.

Z dziadkami. Może byli okrutni. Może byli mili. Może nie zasługiwali na

darowanie im haniebnego losu, jaki zgotowali swojej wnuczce, i może Hannah
nie będzie stać na wybaczenie. Ale musiała wiedzieć. Musiała ich zobaczyć.
Weźmie sprawy we własne ręce.

W przyszłym tygodniu przypadało jej wolne popołudnie. Z determinacją

zapytała:

– Gdzie mieszkają Burroughsowie?

background image

ROZDZIAŁ15

Hannah zdobyła informację, po którą przybyła do Lancashire. Ciotka Spring

udzieliła jej chętnie, nie zdając sobie sprawy z tego, ile znaczyła ona dla Hannah
i jak zmartwiony będzie Dougald, gdy się dowie, że ją posiadła. Hannah była
pewna, że ciotka powiedziałaby jej, gdzie mieszkają Burroughsowie, nawet
gdyby zdawała sobie sprawę z sytuacji.

Czemu więc Hannah czuła się winna?
Może dlatego, że zachowała w tajemnicy przed ciotką Spring i pozostałymi

staruszkami różne sprawy. Starsze panie były takie miłe, biorąc ją pod własne
skrzydła, opowiadając jej swoje sekrety i sprawiając, że praca dawała jej
przyjemność. Prace przy poprawkach gobelinu postępowały wspaniale, a
podopieczne były szalenie sympatyczne, toteż jedyną rzeczą, która wszystko
psuła, był Dougald i jego nieznośne przekonanie o własnej wyższości. Gdyby
nie on, czułaby się zupełnie szczęśliwa. Absolutnie szczęśliwa.

Aby to udowodnić, zaczęła nucić pod nosem, z wysoko uniesioną świeczką,

podążając korytarzem do swojej sypialni. Nie przejmowała się ciemnością,
ohydnymi, wyblakłymi tapetami na ścianach, cieniami majaczącymi w wątłym
świetle, zamkniętymi na głucho drzwiami wzdłuż korytarza, a już zupełnie nie
obchodziła jej samotność, w jakiej się znalazła.

Pani Trenchard mówiła prawdę, gdy powiedziała, że w tym skrzydle

mieszka jedynie Dougald i Hannah. W tym skrzydle nie tętniło życie, jak w
części domu zajmowanej przez ciotki. W ciągu dnia przychodziła służba, żeby
odkurzyć i zapastować podłogi, nalać wodę do dzbanka i zabrać rzeczy do
prania. Jednak w nocy na wywoskowanej, wypolerowanej podłodze każdy krok
odbijał się głośnym echem i Hannah przyłapywała się na fantazjowaniu o
Dougaldzie i o tym, co zamierza mu powiedzieć, jeśli kiedykolwiek go spotka.

Przystanęła przed dwuskrzydłowymi drzwiami prowadzącymi do sypialni

gospodarza zamku. Może udałoby się jej przydybać Dougalda i powiedzieć
mu... wszystko. O tym, że jego taktyka uników na pewno jej nie załamie. I że
była zadowolona, mogąc opiekować się ciotkami. Że nie obchodzi jej to, czy
kiedykolwiek będą znów żyli jak mąż i żona, i że niemal nie myślała o tym, co
mogłoby się stać, gdyby znaleźli się w łóżku. Och, i jeszcze to, że... zaprosiła
królową Wiktorię.

Hannah roześmiała się cicho. Zrobił wszystko, co mógł, żeby udowodnić, iż

nic go nie obchodzi, ale gotowa była się założyć, że tym zaproszeniem na pewno
by się przejął.

Zrobiła krok w stronę drzwi. Odważna kobieta zapukałaby do nich i

porozmawiała ze swoim pracodawcą. Głupotą było powstrzymywanie się przed
tym. Było to tchórzostwo, dowód na to, że pomimo jej zaprzeczeń taktyka
Dougalda, żeby ją zdenerwować, odnosiła skutek.

background image

Wyciągnęła pięść i zastukała w drzwi. Chociaż gruba warstwa drewna

tłumiła dźwięki, odgłos stukania rozległ się w pustym korytarzu głośnym
echem. Odruchowo się rozejrzała. Nadal było pusto i ciemno. Toteż zastukała
jeszcze raz.

Nic. Żadnej odpowiedzi. Ze szpary pod drzwiami nie wydostawało się

światło. Pewnie Dougalda nie było w środku. Czemu więc wyciągnęła rękę i
ujęła klamkę? Poczuła chłód metalu. Zatrzymała się, zdumiona swoim
szaleństwem. Po czym nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się niemal
bezszelestnie.

Stanęła w progu i wbiła wzrok w ciemność. Jeżeli wykona następny krok,

naruszy prywatność Dougalda. Ale zasługiwał na to. Na litość boską, przecież
kazał ją śledzić w Londynie.

Jednak wślizgiwanie się do jego sypialni wydawało się nierozsądne i

zupełnie nie leżało w jej charakterze.

Chociaż w dzieciństwie zawsze była skora do nowych doświadczeń. To

ciekawość wpędziła ją w objęcia Dougalda i w krótkotrwałe małżeństwo. Dobry
argument, żeby nie wchodzić do sypialni. Chciała jednak się dowiedzieć, jak
wygląda jego pokój. Przestawiła nogę za próg i ze świeczką w ręce wkroczyła
do środka.

W kominku żarzył się węgiel, rzucając słabe światło na meble i dywan.

Salonik był przestronny, a sama sypialnia większa niż ta, w której spała Hannah.
Jednak dywany były wyblakłe i ponure, obicia foteli zniszczone, tapety, niegdyś
eleganckie, niewątpliwie miały co najmniej czterdzieści lat, zaś z kominka, tak
jak mówiła pani Trenchard, dymiło na pokój. Człowiek, który kiedyś ciężko
pracował, żeby zaznawać przyjemności życia, nadal pracował, ale nie dbał o
przyjemności i wygody.

– Nędznie tu. – Przesunęła dłonią po brzydkim, zniszczonym obiciu jednego

z foteli. – Naprawdę paskudnie. Kto wybierał ten materiał? Wioskowy kowal?

– Wydaje mi się, że wybierała go babka cioci Spring – rozległ się głos

Dougalda.

Hannah podskoczyła i odwróciła się gwałtownie. Gorący wosk ściekł jej na

rękę, którą instynktownie zacisnęła na świecy. Dougald obserwował ją
błyszczącymi oczami. Przeszedł przez próg. Szerokimi ramionami zatarasował
drzwi, a oparte na biodrach ręce sprawiały, że wyglądał jeszcze potężniej. Nie
mogła przemknąć obok niego.

– Co tu robisz? – zapytała Hannah. Uniósł brwi.
Naturalnie. Przecież to był jego apartament.
– Zastanawiasz się, co tutaj robię? Po prostu... rozglądałam się. – Niedobrze,

w jej głosie pobrzmiewało poczucie winy. – Chciałam z tobą porozmawiać. –
No właśnie. Powiedziała to zdecydowanym głosem. Tak było dużo lepiej.

– W pokoju nikogo nie było.

background image

– Pomyślałam, że wejdę i poczekam.
– Co za... zuchwałość z twojej strony.
Jego kpina przypomniała jej o oburzeniu, więc otrząsnęła się z poczucia

winy jak kaczka z wody.

– Gdybyś się zgodził porozmawiać ze mną, gdy cię o to prosiłam, nie

doprowadziłbyś mnie do takiego zachowania.

– Nie chciałem, żebyś mnie zadręczała – rzekł z lodowatą obojętnością.
– Zadręczała? – Zadręczała zaproszeniem królowej do zamku Raeburn?

Zmrużyła oczy. – Czym?

– Pytaniami o nasze małżeństwo. O twoją rodzinę. – Wyciągnął rękę w jej

stronę. – Najróżniejszymi pytaniami, które przyszłyby ci do głowy.

Kiedy uważał, że zna jej myśli, był nie do zniesienia. Odparła więc z

wyzwaniem w głosie:

– Nie muszę cię wypytywać o moją rodzinę. Rozmawiałam z ciotką Spring.
Sądziła, że ryknie z wściekłości. Tymczasem uśmiechnął się zimno.
– Podejrzewałem, że to zrobisz. Może nie rozumiał.
– Nie tylko znam nazwisko moich dziadków, wiem też, gdzie mieszkają.
– Rozumiem.
Jak to? Nie wrzeszczał, nie zabraniał?
– Zamierzam się z nimi spotkać, Dougaldzie. Nie możesz mnie

powstrzymać.

– Ależ naturalnie. Jedź. – Niedbale rozparł się w fotelu. – Opowiedz mi

potem, co powiedzieli Burroughsowie na twoje niespodziewane pojawienie się i
twierdzenie, że jesteś ich spadkobierczynią.

– Spadkobierczynią? Czego?
– Mają trochę majątku. Przyjemny dom. Żadnych krewnych. Bardzo bym

więc chciał zobaczyć, jak zareagują, kiedy się u nich pojawisz i powiesz, że
jesteś ich dawno utraconą wnuczką.

A więc rozumiał. Rozumiał lepiej od niej.
– Nie interesują mnie ich pieniądze, zresztą jestem pewna, że ich posiadłość

ktoś odziedziczy. – Od razu spostrzegła słabość swoich argumentów. Nikt nie
uwierzy, że taka sierota, jak ona, kobieta pracująca na swoje utrzymanie, nie
była zainteresowana majątkiem dziadków.

– Rozmawiałem z panem Burroughsem. To stary jastrząb, były wojskowy,

mający niewiele złudzeń i niewiele cierpliwości dla oszustów. Dopytywał się o
moją przeszłość i pochodzenie. Możesz sobie wyobrazić, co zrobi, kiedy spotka
niejaką pannę Hannah Setterington? Kobietę, która nawet nie używa nazwiska
swojej matki?

Dotarła tak daleko! Tyle się dowiedziała! I napotkała taką przeszkodę na

drodze poszukiwań swojej rodziny!

– Nie mam żadnych dowodów świadczących o moim pochodzeniu. Jeśli

background image

prawdą jest to, co mówisz, nigdy nie będę w stanie przekonać ich, kim jestem.

– Może zauważą twoje podobieństwo do swojego syna? A może... –

Dougald z udawanym zamyśleniem potarł brodę. – Może istnieją dowody?

– Jakie dowody? – zapytała, z trudem łapiąc powietrze.
Dougald przerwał zabawę.
– Plik listów twojego ojca do twojej matki. Twoja matka zostawiła mi je. To

dowód, którego będą potrzebowali.

– Listy? Od ojca? – Ledwo hamowała radość. Dowód istnienia jej ojca!

Słowa, które napisał. Słowa, które będzie mogła przeczytać. I nagle pojęła... że
te listy nic dla Dougalda nie znaczyły. Nic poza przewagą, jaką dawały mu nad
nią. – Daj mi je – zażądała gwałtownie.

–Nie.
– Jesteś draniem.
– Takimi komplementami nie zdobędziesz mojej przychylności.
Odgarnął z czoła ciemne włosy, przez co jego rysy twarzy nabrały posępnej

elegancji. W bladym świetle płomieni wyraźnie widać było wystające kości
policzków i ostry zarys szczęki. Jego ust nie dotknął nawet cień uśmiechu. Nie
przyglądał jej się swymi ogromnymi oczami, lecz śledził ją spojrzeniem. Nic, co
robiła, nawet najsubtelniejsza uwaga czy zmiana tonu, nie pozostawało
niezauważone. Ciemne ubranie Dougalda zlewało się z mrokiem otaczającej ich
nocy, widziała jednak i czuła każdy mięsień jego ciała. Siłę jego ramion,
masywność torsu, szczupłość bioder i mocarność nóg. Owszem, w porównaniu z
dniem ślubu stracił na wadze, ale ani przez chwilę nie wątpiła, że byłby w stanie
ją dogonić i pokonać. W tym miejscu, w tym świetle, wyglądał jak mściciel z
sennych koszmarów, a nie jak kochanek z jej marzeń.

– Co mam zrobić, żeby dostać te listy?
– Sama wiesz.
Czyżby miał na myśli...? Ależ oczywiście. Jeśli próbował ją speszyć,

świetnie mu się udało. Powiedział jej takie straszne rzeczy. Bez śladu
uprzejmości czy uczucia. W tym mrocznym, pełnym dymu pokoju znowu czuła
przypływ dawnego podniecenia, nowości, fascynacji... Oddychała bardzo
szybko – czy to zauważył? Zwarła kolana pod suknią, nie wiedziała jednak, czy
po to, żeby pohamować drżenie i napływającą wilgoć, czy też po to, by
zachować wrażenie obecności jego ciała. Pragnęła też, i to jak bardzo, żeby
jeszcze kiedyś mogła uwierzyć tak, jak wierzyła tamtego dnia w pociągu, że
Dougald ją kocha... i że ona kocha jego. Chciała znaleźć schronienie w mroku,
otaczającym postać Dougalda.

– Dlaczego nie masz świeczki? – zapytała.
– Chciałem widzieć, jak przechodzisz. Spojrzała na niego zaskoczona. Stał i

przyglądał się, gdy przechodziła korytarzem? Czyżby było tak ciemno, czyżby
była tak bardzo pogrążona w myślach, że go nie zauważyła? I czy... czy

background image

obserwował ją wcześniej? Kiedy śpiewała albo...

– Mówisz do siebie – rzekł Dougald.
Nie mogła zaprzeczyć. Mówiła do siebie, kiedy była zdenerwowana lub

samotna, a gdy szła korytarzem, często odczuwała i jedno, i drugie. Jak szalona
usiłowała sobie przypomnieć, co mówiła.

W słabym świetle błysnęły jego zęby.
– Paskudny zwyczaj, prowadzący do obłędu... a może to znaczy, że już

postradałaś zmysły? Nie mogę sobie przypomnieć.

Czemu się jej tak przyglądał? Czyżby zamierzał zrobić to, czym groził? Czy

chciał ją zamordować? A może rzucić się na nią?

– Chyba potrafisz to ocenić – odparła.
Znała Dougalda. Nie zamordowałby jej, a jeśli chciałby... no cóż, ostrzegał

ją wcześniej.

– Odeślesz mnie więc? – Podsunęła mu na próbę alternatywne rozwiązanie.

– Moja niepoczytalność powinna cię zwolnić z niechcianej przysięgi
małżeńskiej.

Potarł brodę w geście udawanego zamyślenia.
– Nie myślałem o tym. Dziękuję za sugestię.
– Jeśli mnie oddalisz, będziesz musiał przyznać, że nigdy mnie nie zabiłeś,

ale na własną szkodę pozwoliłeś rozprzestrzeniać się plotkom o mojej śmierci. –
Prowokowała go. – Kto więc uznany będzie za szaleńca?

– Ja, bo nie poskromiłem swojej żony.
Cały Dougald. Nieokrzesany jak zawsze. Odwróciła się do niego plecami,

czując się jak poskramiacz lwów, który odważnie odwraca się tyłem do dzikiej
bestii, i podeszła do zasłony. Chwyciła za sznurek.

– Bez względu na to, czy jesteś nieokrzesany, czy wręcz przeciwnie, nie

musisz tak żyć – otoczony odrapanymi starociami. Należałoby zastrzelić
człowieka, który wybrał ci te rzeczy.

Dougald wzdrygnął się.
– Nie zauważyłem...
– Od kiedy nie zauważasz takich rzeczy? Zawsze chciałeś mieć wszystko

najlepszej jakości.

– Kiedyś zależało mi na tym, co myślą inni.
– Mówimy o podstawowych wygodach.
– Fotele są stare, a materac ubity. – Wzruszył ramionami. – I tak nie sypiam.
– I może dlatego jesteś taki zły. – Podeszła do stołu i zapaliła świece w

kandelabrze. W świetle tuzina płomieni pokój wcale nie wyglądał lepiej. Dym
nierównymi smugami okopcił zasłony i tapety, wszystko przesiąknięte było jego
zapachem. Rozglądając się, dochodziła do wniosku, że Dougald potrzebował...
no tak, czegoś potrzebował. Jakiegoś łagodnego wpływu albo zdecydowanej,
rozsądnej dyskusji.

background image

Nigdy nie była w stanie przemówić mu do rozsądku, ale jej wieczny wróg

potrafił.

– Co o tym sądzi Charles?
Oczy Dougalda stały się lodowatymi szczelinami.
– Nie pytałem go o zdanie.
Wrogość Dougalda nie wywarła na niej wrażenia.
– Zawsze cenił sobie wygody, jeszcze bardziej niż ty.
– Ma swoje wygody gdzie indziej. – Dougald zrobił krok w stronę środka

pokoju. – Nic, co mnie dotyczy, nie jest takie, jak dawniej. Jeśli usiłujesz mnie
oceniać na podstawie moich dawnych poczynań, robisz błąd.

– A więc są sprawy, o których powinniśmy porozmawiać.
– Nie dzisiaj. Nie tutaj. Nie teraz.
– Powiedziałeś, że nie jesteś taki, jak dawniej, ale chyba nie całkiem. Nadal

chcesz postawić na swoim. Oczywiście, jesteś przecież mężczyzną. – Usiadła na
jednym z krzeseł i zaplotła ręce. – Dzisiaj. Tutaj. Teraz.

Stał, kryjąc się w półcieniu i opierając się ramieniem o ścianę. Przez moment

widziała dawnego, lekko uśmiechniętego Dougalda.

– Jak na żonę, która zbłądziła, jesteś bardzo zuchwała.
– To nie ja zbłądziłam, Dougaldzie.
Uśmiech zniknął z jego twarzy; przeistoczył się w ponurego nieznajomego.
– Wiem. Ukarałem pozostałych winnych.
Co miał na myśli? O kim mówił? O Charlesie? O sobie?
– Nikt nie może mi się przeciwstawić, Hannah. Zapamiętaj to.
Nie, nie ukarał siebie. Był na to zbyt zarozumiały.
– Ja mogę.
– I nikt nie może mnie do niczego zmusić – ciągnął dalej. – Nie życzę sobie

dzisiaj żadnych scen. Porozmawiamy w terminie, który sam wybiorę, nie
wcześniej.

Uczepiła się tych słów.
– Przyznajesz więc, że porozmawiamy?
– Istotnie... kiedy uznam, że nadszedł właściwy czas, powiem, co mam do

powiedzenia, a ty mnie wysłuchasz.

Niech diabli wezmą tego człowieka i jego nieskończony upór! Doprowadzał

ją do wściekłości, jak nikt inny. Ruszyła ku niemu. Nie odsunął się. Czemu
miałby się odsuwać? Nie mogła mu zrobić krzywdy. Pozwolił, żeby chwyciła go
za klapy.

– Nic się nie zmieniłeś. Nadal jesteś tym samym Dougaldem, dyktującym

warunki, wydającym polecenia i decydującym o wszystkim. Niczego się nie
nauczyłeś. Ale – potrząsnęła nim – chyba nie rozumiesz. Ja jestem inna niż
kiedyś.

– Jesteś starsza. I chudsza.

background image

– Jestem bogatsza. – Zadarła głowę i spojrzała na niego. – Nie muszę znosić

twojej głupoty, Dougaldzie. Mam dosyć pieniędzy, żeby się utrzymać.

– Pieniędzy? – Powolnym, gładzącym ruchem ujął ją pod brodę. – Masz

pieniądze?

Zignorowała pieszczotę. W końcu bardzo chciała, żeby jej wysłuchał i

zobaczył, iż potrafiła odnieść sukces bez niego. Chciała, żeby do niego dotarło,
że powiodło jej się bez niego.

– Odkładałam pieniądze od czasu, gdy lady Temperly zaczęła mi płacić. Na

początku nie miałam zbyt wiele, ale oszczędzałam każdy grosz.

Skinął głową.
– Na koncie w Bank of England.
– Tak. Gdy w końcu sprzedałam Akademię Guwernantek, cały zysk

złożyłam na koncie. Niepotrzebna mi posada u ciebie. W każdej chwili mogę
sobie kupić bilet na pociąg. Mogę przeprowadzić się gdziekolwiek i żyć jak
dama, i nie będziesz mógł mnie powstrzymać.

– Nawet jeśli powiem posterunkowemu, że jesteś moją żoną?
Zamilkła, jakby oblał ją strumieniem zimnej wody. Sposób, w jaki

wypowiedział te słowa, jak na nią patrzył i jak mistrzowsko przesuwał palce po
jej szczęce i szyi... Och, nie czuła dreszczy. Nie teraz. Spojrzał na nią wzrokiem
posiadacza, który poczuwa się do swojej własności.

– Dlaczego miałbyś to zrobić? – wyszeptała.
– Naprawdę wydawało ci się, że pozwolę ci pojechać na stację? I znowu

mnie opuścić? – Roześmiał się krótkim, ostrym śmiechem. – Przecież jesteś
moją prawowitą małżonką, a mąż ma prawo kontrolować wszystkie poczynania
swojej niestałej, nieostrożnej i nieobliczalnej żony.

Miłość, a może iluzja miłości, nie wystarczyła. Nigdy nie wystarczała. Złote

chwile minęły, nadzieja umarła, a namiętność... nawet jeśli nie wygasła do
końca, oznaczało to jedynie, że musi się wyprostować, usztywnić, podnieść do
góry głowę i zmobilizować wszystkie siły do obrony.

– Znajdę sposób, żeby ci uciec, Dougaldzie. Wiesz o tym. Już mi się to

kiedyś udało.

– Jeśli teraz to zrobisz, znajdziesz się w takiej samej sytuacji, jak wtedy. Bez

środków do życia, bez przyjaciół, którzy mogliby ci pomóc, a teraz jesteś
przecież dość znaną osobą w Anglii. – Ujął ją pod brodę i przytrzymał. – Znajdę
cię.

Słysząc te słowa, którym towarzyszył uśmiech, Hannah poczuła dreszcz na

grzbiecie.

– Dlaczego bez środków do życia?
– Myślisz o swoim koncie w Bank of England? Gdzie składałaś swoje

oszczędności? Zamknąłem je. Wszystko, co posiada kobieta, znajduje się pod
kontrolą jej męża. – Uśmiechając się prosto w jej przerażone oczy, pochwycił ją

background image

za nadgarstki. – Wszystko, co jest twoje, należy do mnie.

Poruszyła się niezgrabnie, i na sztywnych kolanach, potykając się, dała mu

się wyprowadzić na korytarz.

– Miłych snów, kochanie. – Pocałował ją w usta, cofnął się do swojego

pokoju i zamknął drzwi przed jej oszołomioną twarzą.

Ukryta w mroku korytarza postać obserwowała Hannah, powracającą do

swojej sypialni.

background image

ROZDZIAŁ16

W blasku kwietniowego słońca Hannah powoziła dwukółką, jadąc drogą

wiodącą do dworu Burroughsów. Włożyła swoją najlepszą, kasztanowobrązową
suknię z marszczoną, haftowaną spódnicą, żakiet z czarnego aksamitu i
kasztanowy kapelusik. Obciągnięte rękawiczkami z czarnej skóry dłonie
zacisnęła na lejcach. Wiedziała, że na postronnym obserwatorze sprawia
wrażenie osoby spokojnej. Kłam temu spokojowi zadawało nerwowe poranne
przebieranie się i nierówny rytm serca.

Gdy koń powoli zbliżał się w stronę ogrodzenia otaczającego posiadłość jej

dziadków, Hannah próbowała ułożyć sobie przemowę.

Szanowni państwo, nie wiem, czy wiedzieliście o moim istnieniu. Jestem

córką panny Caroli Tomlinson i waszego syna Henry'ego.

A może:
Pani i panie Burroughs, dwadzieścia osiem lat temu państwa syn, Henry,

pokochał moją matkę, pannę Carolę Tomlinson, a ja jestem rezultatem ich
miłości.

Albo:
Nic dziwnego, że lękaliście się państwo tego dnia...
No właśnie. Jeśli jej dziadkowie wiedzieli, że ma się urodzić, a mimo to

bezlitośnie odesłali jej matkę, nie będą chcieli, by wtargnęła w ich życie. A
nawet gdyby chcieli, czy ona będzie tego chciała? Czy będzie umiała im
wybaczyć nędzę swoich młodych lat i przedwczesną śmierć matki? Mama miała
zaledwie trzydzieści jeden lat, kiedy umarła. Hannah zbliżała się teraz do tego
wieku i nie mogła bez goryczy myśleć o śmierci, czując, że wkracza w okres
swych największych możliwości, wiedzy i siły.

Dom widoczny był pośród drzew za otwartą główną bramą. Poczuła ucisk

pod sercem. Zaczęło jej brakować tchu, ze strachu czuła ból. Przed wykonaniem
ostatecznego kroku, żeby wypełnić swoje marzenie, Hannah ściągnęła cugle i
zjechała na bok drogi. Zatrzymała konia i wysiadła z dwukółki na mokrą po
wcześniejszym deszczu trawę. Nie puszczając lejców ruszyła do przodu, dopóki
jej twarz nie zbliżyła się do metalowych prętów ogrodzenia.

Spojrzała na dom z cegły, zbudowany w ubiegłowiecznym stylu, porośnięty

bluszczem, z białymi gzymsami. Nie był specjalnie duży, miał koło dwudziestu
pokoi, typowy dom zamożnej rodziny. Otoczony był równo przystrzyżonym
trawnikiem i rosłymi drzewami, a liczne altanki oplatały obsypane kwiatami
róże. Dwór Burroughsów był piękny, ucieleśnienie marzeń każdej sieroty.

Hannah nie mogła się zmusić, żeby pojechać dalej, wejść po schodach i

zastukać do drzwi. Zacisnęła palce na zimnych sztachetach. Tu spotkali się jej
rodzice. Tutaj zakochali się w sobie. Pewnie została poczęta w którymś z tych
pokoi pod dachem. Ale nie należała do tego miejsca. Nie mogła. Jej dziadkowie

background image

wypędzili ją, zanim zdążyła ujrzeć światło dzienne.

Drzwi frontowe otworzyły się. Hannah zastygła. Kto to mógł być?

Mężczyzna w niemodnej liberii z niebieskiej satyny wyszedł na ganek.

Lokaj. Uniósł rękę. Zza węgła domu rozległ się stukot końskich kopyt. Pod

schody podjechał otwarty powóz, z młodym woźnicą na koźle. Woźnica zaczął
rozmawiać z lokajem. Hannah znajdowała się zbyt daleko, żeby usłyszeć choćby
strzępy ich rozmowy, ale myślała... z pewnością musiało to oznaczać... tak,
zobaczyła starszego, wyprostowanego dżentelmena z wąsami, odzianego w
brązowy garnitur. Wyszedł z domu, poślinił palec i wystawił go na wiatr. Skinął
głową z zadowoleniem, a potem wyciągnął z kieszeni srebrny zegarek, otworzył
go i niecierpliwie odwrócił się ku drzwiom. Niskim głosem zawołał
ponaglająco:

– Alice, czy zawsze musimy się przez ciebie spóźniać?
Dołączyła do niego przygarbiona dama w kapeluszu z piórami, ubrana w

brunatną, jedwabną suknię. Pióra trzęsły się nieustannie. Hannah, choć nie
słyszała ani słowa, widziała poruszające się usta kobiety, mówiącej jak dama
powinna, powoli i spokojnie.

Hannah, patrzącej na swoich jedynych krewnych na świecie, zaschło w

gardle.

Nie myślała, żeby się poruszyć, pójść do przodu albo wycofać. Mogła tylko

stać i przyglądać się, jak lokaj przysuwa schodki do powozu i pomaga wsiąść
najpierw starszej pani, a następnie starszemu dżentelmenowi. Kiedy lokaj
zatrzasnął drzwi powozu, do Hannah dotarło, że powinna, że musi się schować.
Szybko zaprowadziła konia i bryczkę w krzaki. Przejeżdżający drogą powóz
tylko poruszył gałęzie za jej plecami. A potem, jak tchórzliwy głupiec, wybiegła
na drogę i stanęła, patrząc, jak odjeżdżają.

Jej babka i dziadek. A ona nie zdobyła się na odwagę, żeby im się pokazać.
Tej nocy, kiedy Hannah wracała do swojej sypialni, pod jej stopami

skrzypiały deski, a w korytarzu unosiła się woń starych zbrodni.

Niesiona przez nią świeczka paliła się bojaźliwie, lękając się oświetlić

ciemne kąty czy wysoko sklepiony sufit. Hannah czuła się samotnie, jak nigdy
dotąd.

– To tchórzostwo spotęgowało poczucie samotności – powiedziała na głos.
Mogła obwiniać Dougalda, że za bardzo ją straszył, ale nie była to cała

prawda. Przez te wszystkie lata, gdy wyobrażała sobie spotkanie ze swoją
rodziną, zawsze przerażenie mieszało się z oczekiwaniem. Być może Dougald
zwiększał jej przerażenie swoimi dobrze wymierzonymi docinkami, jednak
gdyby była odważna, i tak by się nie wycofała. Otworzyła drzwi wiodące do jej
pokoju.

Oczami duszy widziała swoich dziadków, wsiadających do powozu.
Usłyszała skrzypienie krzesła, z którego uniosła się ciemna postać. Wizja

background image

znikła

Hannah krzyknęła z przerażenia.
– Co, do diabła, sobie myślałaś, zapraszając jej królewską wysokość do

zamku Raeburn? – cichym, rozwścieczonym głosem zapytał Dougald.

– Czy musisz tak się skradać? – Przyłożyła dłoń do piersi. Potem uniosła

wysoko świeczkę i oświetliła go, jego wiecznie skrzywioną minę i czarny,
dopasowany, niezwykłe formalny strój. Miała już dość jego nieustannego
ponuractwa i czajenia się. Jego pojawienie się nie sprawiło jej teraz
przyjemności.

– Odpowiedz mi. Dlaczego nic nie powiedziałaś, że zaprosiłaś królową?
– Mogłeś mnie poprosić do siebie do gabinetu. A poza tym, nie mam ochoty

słuchać twojego gderania.

– Odpowiedz tylko na pytanie. Co sobie, do diabła, myślałaś, zapraszając jej

wysokość do zamku Raeburn?

Wycedził pytanie przez zaciśnięte zęby. Bardzo interesujące zjawisko, które

miałaby ochotę oglądać częściej. Ale po raz pierwszy od chwili, gdy tu
przybyła, miała przed sobą dawnego, łatwo wpadającego w złość Dougalda.
Dawny Dougald zawsze tylko na nią krzyczał, ale wówczas nikt nie posądzał go
o morderstwo. Odpowiedziała więc z chłodną uprzejmością.

– Powiedziałeś ciotkom, że znam królową, ale nie chciałeś ze mną

porozmawiać o tym, co planujesz w związku z ich pomysłem.

– Nie spodziewałem się, że wystosujesz takie zaproszenie – wyraźnie

wypowiadał każde słowo.

– Nie wiedziałam o tym, prawda? – zapaliła świeczki w pokoju. Słabe

światło oświetliło skromne, wąskie łóżko, wyszczerbioną miskę i dzbanek,
zatęchłe zasłony.

– Toteż zamiast zrobić to, czego sobie życzysz, co zrobiłabym niechybnie,

gdybyś tylko miał chęć ze mną porozmawiać, sprawiłam radość ciotkom i
napisałam do jej królewskiej mości. Dołączyłam napisane przez ciotki
zaproszenie do złożenia im wizyty i obejrzenia ich dzieła, wykonanego w
hołdzie królowej i jej panowaniu.

Dougald wyciągnął z kamizelki kremowy, ozdobny arkusz papieru i spojrzał

na niego tak, jakby ten miał zaraz wybuchnąć. Z dystansu Hannah dostrzegła
królewską pieczęć.

Uprzejmą odpowiedź jej królewskiej wysokości.
Reakcja Dougalda na list królowej zdumiała dziewczynę. Niektórzy ludzie

tak bardzo podziwiali monarchinię, że nie mogli sobie wyobrazić wymiany
korespondencji z tak wysoko postawioną osobą, ale nie podejrzewała, żeby
Dougald do nich należał. Ujęta jego zaskoczeniem, rzekła łagodnie:

– Owszem, przyznaję, że było to bardzo śmiałe z mojej strony, ale królowa

na pewno nie poczuła się urażona, jeśli tym się martwisz. Zaproszenie ciotek

background image

było czarujące. Zawarły w nim szczere pragnienie, podniecenie i oczekiwanie.

Papier zaszeleścił, bo ręce Dougalda zadrżały.
– To była twoja zemsta za to, że nie chciałem cię wysłuchać.
Aha. Może więc nie był zachwycony listem od królowej, a jedynie

zirytowany działaniami za jego plecami. Hannah zrozumiała, że powinna
starannie dobierać słowa. Chociaż prawdą było, że napisała ten list, czując się
rozgrzeszona niechęcią Dougalda do odbycia z nią rozmowy, prawdą było
również i to, że pisała ten list w gniewie.

– Zemsta to za mocne określenie, niemniej przyznaję, że nie obchodziło

mnie, czy cię to wzburzy. Nie podobał mi się twój nonszalancki stosunek do
mnie.

– Nonszalancki? – ryknął tak głośno, że aż zadrżała.
Kiedy ochłonęła, nie spuszczając go z oczu, wygładziła spódnicę i

powiedziała:

– Na Boga, Dougaldzie, nie ma powodu, żeby tak się przejmować! To

dobrze, że otrzymałeś odpowiedź. Mamy teraz co pokazać ciotkom. Naturalnie
będą rozczarowane, ale otrzymanie listu od królowej, adresowanego do nich,
powinno osłodzić gorycz odmowy.

Dougald uniósł głowę i wbił w nią spojrzenie.
– Dougaldzie, nie rozumiem, czemu tak reagujesz. Przecież nie przyjęła

zaproszenia! – zawołała zniecierpliwiona.

– Przyjęła.
Niemożliwe. Hannah otworzyła usta, żeby się odezwać, ale nie udało jej się

wydobyć z siebie nawet jednego dźwięku.

– Właśnie że tak! – powiedział, jakby słyszał, co chciała powiedzieć.

Otworzył list i zaczął czytać: – Jej wysokość Wiktoria, królowa Anglii,
przyjmuje państwa zaproszenie...

Oniemiała Hannah tylko potrząsnęła głową.
– Przyjęła zaproszenie, Hannah, przyjęła. Będzie tutaj za dwa tygodnie. –

Machnął listem w jej stronę. – Zdajesz sobie sprawę, ile pracy wymaga zamek,
żeby można było w nim normalnie mieszkać? A cóż dopiero, żeby odwiedziła
go królowa?!

Skinęła głową.
– Będę musiał wynająć wszystkich nadających się do pracy w okolicy, żeby

zakończyć zaczęte roboty. – Podniósł głos. – Trzeba wymienić boazerię,
skończyć malowanie w korytarzach i głównej sali, zrobić regały na książki w
bibliotece. Trzeba skończyć budowę nowego wejścia i zbudować schody, żeby
królowa nie musiała wchodzić do zamku przez kuchnię.

– To nie wywarłoby najlepszego wrażenia.
– Królewscy goście spędzą tu noc. Królowa i jej małżonek. Dzieci królowej.

Będą potrzebowali sypialni, saloników, pokoju dziecinnego, który nie byłby

background image

pokryty kurzem i gdzie nie będzie trzeszczała podłoga!

– Och!
– Och! – przedrzeźnił ją, rozzłoszczony. – Czy muszę pytać, ile służby

będzie z nimi podróżować? I gdzie ich zakwaterujemy?

– Nie.
– Jak ich wszystkich przewieziemy ze stacji kolejowej do zamku, skoro

mamy ograniczoną liczbę powozów, a wszystkie mają co najmniej pięćdziesiąt
lat?

– Wóz Alfreda? – powiedziała słodkim głosem i natychmiast zamilkła,

widząc, że spogląda na nią spode łba.

– Co sobie myślałaś? – Krążył po jej maleńkiej sypialni. – Co sobie w ogóle

myślałaś?

– Że jej królewska mość nie przyjedzie! Rozdął nozdrza jak ogier na widok

przeszkody.

– Hannah, mam nadzieję, że ten gobelin będzie piękny.
Była wstrząśnięta.
– Nie widziałeś go nawet?
– Nie! Co mnie obchodzi, w jaki sposób spędzają czas cztery staruszki?
– Naprawdę zdumiewasz mnie, Dougaldzie! Sądziłam, że wiesz i

podejrzewałam, iż chcesz wykorzystać gobelin ciotek, żeby sprowadzić do
zamku królową dla własnych korzyści.

– Wykorzystać ciotki? To głupie!
Poczuła ogromną satysfakcję, gdy odparowała:
– Być może, ale nie mogłam cię o to zapytać, bo nie godziłeś się ze mną

rozmawiać.

Przestał krążyć i łypnął w jej stronę.
– Powiedz mi, że niepotrzebnie się martwię. Powiedz mi, że gobelin jest

wspaniały.

Pomyślała o gobelinie. O ogromnym, pięknym, kolorowym gobelinie, nad

którym cztery damy pracowały przez dwadzieścia cztery lata. Wzięła oddech i
głośno wypuściła powietrze.

– Był wspaniały.
Niezwykle opanowanym głosem zapytał:
– Co to znaczy „był”?
– No... gobelin. Wspaniały. Ogromny. Pełen przepychu.
–Ale?
– Ale ciotkom nie udało się dokładnie odtworzyć rysów twarzy księcia

Alberta, zaproponowałam więc, żeby usunęły ten fragment... – Głośny pomruk,
wydany przez Dougalda spowodował, że pospiesznie dodała: – Pomogę im go
wykończyć.

– Masz dwa tygodnie. – Cofając się przed nim, znalazła się w kącie pokoju

background image

pomiędzy szafą a ścianą. Kiedy się ku niej pochylił, poczuła na policzku jego
oddech. – Dwa tygodnie, zanim jej wysokość królowa Wiktoria odwiedzi nasz
skromny zamek. Dopilnuj, żeby gobelin został wykończony do tego czasu.

Chciała mu powiedzieć, że to niemożliwe, ale jego oczy były szparkami

pełnymi wściekłości i... nie, chyba jednak tylko wściekłości. Wykorzystał
wzajemną bliskość, żeby ją przestraszyć i doskonale mu się to powiodło. Z
pewnością tylko z obawy przed jego groźną pozą jej serce zaczęło tak mocno
uderzać, kolana były jak z waty i zrobiło jej się gorąco. Nie powinna była w
takim momencie myśleć o jego zapachu – mieszaninie woni skóry, mydła i
ciała. Cofała się przed nim w obawie, że może zrobić jej krzywdę, a nie dlatego,
że pod wpływem jego dotyku zaczęłaby drżeć i zapragnęłaby więcej, niż
powinna pragnąć od takiego zimnego drania.

– Gobelin – powtórzył.
– Będzie gotowy – obiecała.
Odwrócił się i wyszedł z sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
Hannah osunęła się na podłogę i zakryła rękami oczy. Co najlepszego

zrobiła? Dwa tygodnie, żeby ponownie utkać i wszyć do całości fragment
gobelinu, którego ukończenie zajęło dwadzieścia cztery lata, i żeby w dodatku
zrobić to lepiej niż dotychczas? To było niemożliwe.

Niestety, gobelin był najmniejszym zmartwieniem. Odkryła bowiem, że jakiś

szalony wybryk natury sprawił, iż bez względu na to, jak bardzo Dougald ją
ignorował i jak bardzo ją złościł, nadal dygotała i wyrywała się ku niemu, gdy
tylko się do niej zbliżył. Natomiast najwyraźniej jej obecność nie działała tak na
niego, bo inaczej...

Drzwi otworzyły się z hukiem i Dougald wtargnął do pokoju.
– Gdzie byłaś? Zakłopotana, powtórzyła:
– Gdzie byłam? Kiedy?
– Dzisiaj. Dziś po południu. Dlaczego nie było cię w zamku?
Z nową siłą opadły ją wspomnienia minionego dnia. Jej dziadkowie. I ona,

pragnąca z nimi porozmawiać, lecz nie znajdująca w sobie dość odwagi.
Przyglądająca się im z nosem wciśniętym pomiędzy pręty ogrodzenia, jak jakaś
bezdomna przybłęda.

Żadna siła nie zmusiłaby jej do opowiedzenia Dougaldowi, gdzie była i co

robiła. Uznałby to za swój ogromny sukces. Śmiałby się.

– To było moje wolne popołudnie, a więc to nie twój interes.
Była dumna ze swojej wymijającej odpowiedzi, dopóki nie spostrzegła, że

doprowadziła go do białej gorączki.

Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.
– Wystroiłaś się. Odkąd tu przybyłaś, nigdy nie widziałem cię tak ubranej. –

Zacisnął pięści. – Jeśli wybrałaś się gdzieś z tym pajacem Seatonem...

– To nadal nie byłaby twoja sprawa. – Czyżby był zazdrosny?

background image

Pochylił się nad nią, ale tym razem nie był wściekły o królową. Tym razem

jego złość wymierzona była w nią.

– Do diabła, to jak najbardziej moja sprawa, gdzie się podziewasz i co

robisz.

Zadarła do góry brodę.
– Dlaczego?
– Jesteś moją żoną. Zagotowała się z oburzenia.
– Kiedy? Dziewięć lat temu! Bo na pewno nie teraz! Nie teraz, kiedy nawet

nie chcesz ze mną porozmawiać, żeby udzielić wskazówek co do twoich
poleceń.

Cofnął się. Dziewczyna uczyniła krok do przodu i wbiła wzrok w Dougalda,

egoistycznego grubianina, który uważał, że może decydować o jej losie.

Nagle porwał ją w ramiona.
Złapała go za włosy i przyciągnęła do siebie jego usta.
Całowali się w kłębowisku namiętności, rozczarowania i gniewu. Ich ciała

przywarły do siebie, czuła w ustach jego język. A niech go diabli! Jak śmie
znów traktować ją tak zuchwale, jakby nadal była osiemnastolatką. Tyle że teraz
nie dominował nad nią; pragnął jej, miażdżąc ją w uścisku, jego dłonie błądziły
pośród warstw spódnicy i halek, żeby odnaleźć jej uda i unieść je do góry. Ona
zaś... owinęła nogi wokół jego pasa, przywarła staniczkiem sukni do jego
kamizelki i, całując go rozchylonymi wargami, pragnęła, aby rozdzielające ich
ubranie po prostu znikło.

Oderwał wargi od jej ust.
– Drażnisz się ze mną.
– Nie ja. – Ledwo mogła pozbierać myśli, żeby mu odpowiedzieć, jednak

instynktownie ugryzła go w dolną wargę. – Nie drażnię się.

– Nie. – Porwał ją w stronę wąskiego łóżka. Przetoczył ją na materacu na

plecy, lokując się pomiędzy jej nogami i przywierając do jej piersi. – Teraz nie.
Ale odkąd tylko się tu zjawiłaś. Każdego dnia. – Patrzył jej prosto w oczy. –
Paradowałaś po całym zamku. Po schodach. Po korytarzach.

– Nie paradowałam. – Przeciągnęła palcami po jego włosach i pomyślała, że

nigdy nie powinien ich obcinać. – Nie jestem koniem!

– I tak głośno mówiłaś, kiedy pracowałem w gabinecie, że wsłuchiwałem się

w twoje rozmowy z Charlesem.

– Czy zakazujesz mi mówić?
– Śmiałaś się z tym łotrzykiem Seatonem.
– Pochodzisz z łotrowskiej rodziny i sam jesteś najgorszy ze wszystkich.
– Ubierałaś się prowokacyjnie.
– Prowokacyjnie! – Zerknęła na swoją suknię. Dougald ukląkł, podwinął jej

spódnicę i halki aż do talii i, niby sędzia przedstawiający dowód winy, wskazał
na jej łydki.

background image

– Spójrz na to. Koronki przy pantalonach.
– Nigdy ci ich nie pokazywałam. – Zrzuciła ze stóp skórzane pantofelki.
– Wiedziałem o koronce. Wyczuwałem, że tam jest. – Zaczął rozwiązywać

sznurki w talii.

– Nic na to nie poradzę, że rozwinęła się w tobie zdolność jasnowidzenia.
– Tylko w twoim przypadku. – Ściągnął w dół jej pantalony. – Tylko w

twoim.

Odsłaniał ją w sposób, w jaki nie była obnażona od dziewięciu lat. Długich

dziewięciu lat. Gdzieś w głębi ciała poczuła powoli rosnącą, gorącą żądzę.
Dziewięć lat. Za długo. Ignorowała swoje ciało, wmawiając sobie, że nie chce,
nie potrzebuje... A teraz wystarczyło jedno dotknięcie Dougalda, a była gotowa.
Zupełnie gotowa i nie zamierzała zwolnić, przerwać, a już na pewno nie miała
zamiaru myśleć.

Dougald wykrzywił usta w leniwym, frywolnym uśmiechu.
– Marzyłem o tobie. – Otworzył ją palcami. Zamknęła oczy w przypływie

słodkiej, gorącej tęsknoty.

– Marzyłem, żeby dotykać cię tutaj – delikatna pieszczota uniosła ją z łóżka

– i tutaj – pogładził ją zuchwale.

Gdy wsunął w nią palec, przycisnęła wierzch dłoni do ust, próbując zdusić

jęk rozkoszy.

– Nigdy nie chciałaś, żebym cię słyszał. – Masował ją kciukiem,

równocześnie wsuwając i wysuwając, wsuwając i wysuwając palec. – Zawsze
usiłowałaś pozbawić się tej przyjemności.

– Dopiero wtedy – udało jej się złapać oddech – kiedy dałeś do zrozumienia,

że to nie jest miłość. To był jedynie obowiązek i...

Nacisk dłoni Dougalda na jej kość łonową powstrzymał pełne urazy słowa.

Kiedy tak ją pieścił, pocierał i pocierał, z jednym palcem wsuniętym w jej ciało,
zapominała o dawnych żalach. Mogła myśleć jedynie o... Chwyciła go za klapy,
przyciągnęła do siebie i spojrzała mu prosto w oczy.

– Zrób to teraz.
Zaśmiał się. Śmiał się jak zarozumiały głupek, do chwili, gdy go puściła i

przesunęła rękę wzdłuż jego torsu, przez brzuch, w dół. Wtedy jego śmiech
zamarł. Dougald przymknął oczy, a gdy uniósł głowę, dostrzegła nabrzmiałe
żyły na szyi i jaskrawy rumieniec pożądania, który wykwitł na jego policzkach.

– Zrób to teraz – powtórzyła.
Teraz już się nie śmiał. Ściągnął z niej pantalony, a następnie rozpiął spodnie

i zsunął je poniżej kolan.

Jego pośpiech zadowolił nie tylko dumę Hannah, ale i jej pożądanie.... Mój

Boże, ależ był duży i bezwstydny, pragnął jej w najbardziej jednoznaczny
sposób.

– Proszę, Dougaldzie. – Wyciągnęła do niego ramiona.

background image

Opadł na nią jak wygłodniałe zwierzę i nie dbając o subtelność,

instynktownie odpowiedział na jej żądanie, wdzierając się w nią z impetem.

Wstrzymała oddech. Za długo nie doświadczała seksualnej satysfakcji...

Była zbyt ciasna. Ból był realny. Wbiła paznokcie w jego ręce i jęknęła:

– Nie.
Spojrzał na nią jak tonący, któremu odmówiono ratunku. Zobaczył jej twarz

– rozpaloną, umęczoną, niezaspokojoną. Przełknął ślinę, zwolnił i ciepłym
głosem kochanka polecił:

– Odpręż się, kochanie, i wpuść mnie.
Słysząc te słowa zareagowała jak każda samica na zew swojego partnera.

Rozluźniła się, aby mógł wsunąć się w nią do końca.

Jęknęła. Było tak wspaniale. To niedobrze. Miał ją. Znów. Ale... Ale on

wcześniej również nie chciał tego robić. Dopiero tej nocy, gdy pękła tama
frustracji i gniewu, znikły pęta.

A więc wszystko było w porządku. To nie była manipulacja. To była

prawda.

Uniosła biodra. Zacisnęła mięśnie. I głosem równie gorącym i

pieszczotliwym, jak głos Dougalda, powiedziała:

– Pragnę cię.

background image

ROZDZIAŁ 17

Dougald wiedział, że nie powinien tego robić. Nie tak to sobie zaplanował.

Miał zamiar doprowadzić Hannah do szału z pożądania, a sam trzymać na
wodzy swoją namiętność. Potem zamierzał podyktować jej warunki pojednania
się i zmusić, żeby uznała w nim pana.

Ale jej żar... jej zapach... jej głos, mówiący „pragnę cię”... Był słaby, musiał

ją posiąść. Prymitywny instynkt żądał, żeby napełnił ją swoim nasieniem. Była
jego własnością, jego poddaną, jego żoną. Niepomny subtelności, oddał się
namiętności bez żadnych ograniczeń. Każda kropla krwi, każda część ciała
walczyła, aby znaleźć się wewnątrz niej. Wchodził w nią i wycofywał się,
wchodził i znów się cofał. Słyszał pod sobą jęki wydawane przez Hannah. Jej
biodra unosiły się i opuszczały w narzuconym przez niego rytmie. Zacisnęła
wokół niego ręce, jakby bała się, że może zniknąć. Sam też się tego obawiał. Bał
się, że zdrowy rozsądek zwycięży, zanim...

Wiedział, że się zanadto spieszy. Hannah nie zdąży szczytować; nie potrafił

jednak zwolnić, nie mógł czekać...

– Pospiesz się – ponagliła go. Zaciśniętą pięścią uderzyła go w ramię. –

Pospiesz się!

Zdwoił wysiłki. Przejechała paznokciami po jego plecach niby oszalała

kotka, usiłując osiągnąć szczyt i przenosząc na niego swój zawód w
najprymitywniejszy sposób. Później będzie zadowolony, że nie był nagi, teraz
jednak ubranie stanowiło jedynie przeklętą zawadę. Do diabła, nadal miał na
sobie krawat.

Hannah była taka piękna z rozpuszczonymi włosami, które rozsypały się na

ciemnej pościeli niby połyskująca złociście rzeka. Otwierała i zamykała
zachwycające piwne oczy, omdlewające i zdesperowane na przemian, jakby
pożądanie i poczucie przyzwoitości toczyły bój o jej duszę. Suknia Hannah, ta
idiotyczna satynowa suknia, zapięta była na guziki po samą szyję.

– Dougaldzie, Dougaldzie, Dougaldzie.
Słyszał tę nutę w jej głosie. Nie słyszał jej przez dziewięć długich lat, ale

rozpoznał natychmiast.

Napięcie w jego ciele rosło. Instynktownie chciał wtargnąć w nią jak

najgłębiej, jak najmocniej. Pragnął być w niej. Musiał ją zatopić w swoim
nasieniu. Najpierw jednak... musiał na nią patrzeć. Musiał.

Zamknęła oczy. Rumieniec, który pojawił się na jej szyi, rozlał się na

policzki, na czoło. Zmarszczyła nos, a z jej rozchylonych warg wydobywały się
długie serie jęków. Napierała na niego biodrami, żądając zaspokojenia. Oplotła
go nogami, przyciągając jak nabliżej do siebie. Lęgnące się w głębi jej ciała
skurcze powoli ogarniały ją całą, wstrząsając nią i dając najbardziej pierwotną
satysfakcję.

background image

Zatopił się w tym prymitywnym wybuchu nieprzerwanej namiętności. Nie

była w stanie mu się oprzeć. Jej ciało było spragnione, tak jak jego. Należała do
niego.

Nie mógł już dłużej czekać.
Przycisnął ją biodrami do łóżka. Przytrzymał rękami. Zmusił ją, by go

przyjęła w siebie. Wiła się pod nim, kołysana falami ekstazy. Z jej ust wyrywały
się jęki rozkoszy. Wtargnął w nią tak głęboko, jak tylko mógł. Nieodwołalnie
szczytował, wypełniając ją sobą. Pogrążył się w niej, szaleńczo, na oślep,
żądając, żeby uznała, iż należy do niego. Pragnął poskromić ją fizycznie, żeby
opanować jej umysł.

Udało mu się. W każdym dźwięku, jaki wydawała, brzmiała kapitulacja, w

każdym jej ruchu manifestowała się akceptacja.

Zwyciężył. Poddała się.
Na razie.
Hannah odpoczywała w objęciach Dougalda, czerpiąc przyjemność ze

zmęczenia, ze spełnienia... bez skruchy. Wiedziała, że ten stan długo nie potrwa.
Za chwilę będzie musiała otworzyć oczy. Będzie świadoma wszystkiego,
zawstydzona, będzie walczyć o zachowanie resztek godności i dumy,
zaprzeczać, że się podporządkowała Dougaldowi. Teraz jednak...

Podniósł się z niej, ostrożnie rozdzielając ich splecione ciała. Natychmiast

poczuła wstyd. Zwarła nogi i, zbierając myśli, przygotowywała się do walki...
Tymczasem Dougald przekręcił ją na brzuch. Próbowała usiąść, ale przytrzymał
ją jedną ręką. Słyszała szelest ubrania; usiłowała coś zobaczyć i dostrzegła, że
jej mąż ciska w kąt pokoju kamizelkę, krawat i marynarkę.

– Dougaldzie, co...
– Chcesz teraz rozmawiać? – rzekł szorstkim głosem.
Nie obchodziło jej, jak brzmiał jego głos.
– Nie.
– Więc bądź cicho. Uśmiechnęła się do kołdry.
Na podłogę, jeden po drugim, spadły ze stukotem buty. Nie musiała patrzeć,

żeby wiedzieć, jaką część ubrania właśnie zdejmował. Zresztą i tak spodnie miał
już do połowy opuszczone. Łatwo opadły na podłogę. Dougald wskoczył na
łóżko. Umieściwszy kolana po obu stronach jej bioder, zaczął rozpinać guziki
przy jej sukni. Chciała zaprotestować, bojąc się, że uszkodzi sukienkę, ale
zabrakło jej oddechu.

Pochylił się nad nią i wyszeptał:
– Ty i to twoje głupie ubranie. Masz go tyle na sobie, żeby trzymać mnie z

dała od siebie, ale dłużej tak nie będzie, Hannah. Chcę, żebyś to zdjęła.

Odzyskała oddech na tyle, żeby mu odpowiedzieć:
– Nie noszę ubrania po to, żeby trzymać cię od siebie z daleka. Gdy się

ubieram, nigdy nie myślę o tobie.

background image

– Twój błąd.
Ściągnął jej z ramion materiał, podniósł ją i zsunął z niej suknię,

szarpnięciem uwalniając ręce z rękawów. Pozwolił jej opaść z powrotem na
materac i zdecydowanie kontynuował jej rozbieranie. Kiedy odrzucił halki,
pozostała jedynie w koszuli, gorsecie i swoich najlepszych, jedwabnych
pończochach.

Zaśmiał się chropawo i jednym palcem zerwał jej podwiązkę w kwiatowe

wzory.

– Nadzwyczajna – rzekł. – Zapowiedź tego, co znajduje się dalej. –

Przeciągnął rękę wzdłuż jej uda ku krągłościom pośladków. Zaczął je masować,
niczym poszukiwacz drogich kamieni, który znalazł piękny diament, a potem
delikatnie przesunął palec w dół, wzdłuż rowka pomiędzy pośladkami, aż do
miejsca o największej, najpełniejszej wrażliwości.

Na wpół uniosła się z łóżka, gotowa, aby się odwrócić i przyjąć go.
Ale Dougald jedną ręką popchnął ją z powrotem w dół. Wspiął się na nią,

wsunął pod nią dłonie i delikatnie, czule ujął jej piersi.

Zamknęła oczy i przywarła policzkiem do kołdry. Nie musiała myśleć.

Jeszcze nie.

Jego ręce działały cuda. Wyobraźnia podsuwała jej kolejne obrazy. Uniesie

ją na kolana i posiądzie od tyłu. Będzie jęczała i drapała jak kotka. Zadrżała,
gotowa przyjąć go w siebie, pragnęła zażądać, żeby zrobił to, czego chciała. Ale
nie miała żadnych szans: był zbyt silny, zbyt doświadczony. W tych
okolicznościach kobieta nie była nigdy równoprawnym partnerem dla
mężczyzny.

Gdy Hannah obudziła się o brzasku, Dougald, trzymając w rękach buty, stał

nad nią, już w spodniach, i patrzył spode łba. Patrzył spode łba na pokój, na
wąskie łóżko... na nią.

– Ta sypialnia jest obskurna. – Pocałował ją w czubek głowy.
Hannah uniosła się na łokciu i odgarnęła z twarzy włosy.
– Ja też ci mówię dzień dobry.
– Każę pani Trenchard, żeby przeniosła cię do lepszego pokoju.
Hannah niemal zerwała się z łóżka. Ale była kompletnie naga, co stawiało ją

w niekorzystnej pozycji w każdej konfrontacji z Dougaldem.

– Nie zrobisz tego! I tak będziemy mieli szczęście, jeśli nikt nas nie

zauważył. – Nagle dotarło do niej, co przed chwilą powiedział. I co
odpowiedziała. Oboje uważali, że tylko kopulowali, że nie pogodzili się ze sobą.
– Zresztą to nie ma znaczenia, czy ci się podoba moja sypialnia – rzekła,
starannie dobierając słowa – Już więcej... więcej tu nie będziesz gościł.

Jakby stał się wyższy, masywniejszy, bardziej ponury.
– Jeśli będę chciał...
– Nie. Wiesz, że nie możemy tego powtórzyć. Ktoś nas zobaczy. Staniemy

background image

się obiektem plotek i spekulacji i ja... ty... oboje nie chcemy tego teraz. Prawda?

Podczas jej przemowy Dougald na powrót przemienił się w surowego,

niewzruszonego dżentelmena.

–Nie.
Z jego postawy i wyrazu twarzy nic nie mogła odczytać. Jakby w ogóle nie

było minionej nocy. Jakby ich bliskość była jedynie wytworem jej wyobraźni, a
namiętność... poruszyła nogami i poczuła przejmujący ból mięśni.

Namiętność była faktem. Nie mogła temu zaprzeczyć.
Ale ich namiętność zawsze była prawdziwa i nigdy nic nie znaczyła w ich

małżeńskich problemach. A więc...

– Nie możemy tego więcej robić – rzekła zdecydowanym głosem.
– Zgadzam się.
– Za dwa tygodnie? – Panna Minnie po omacku odszukała krzesło i ciężko

na nie opadła. – Królowa zawita tu za dwa tygodnie?

Wśród służby rozległy się radosne szepty.
– Czy to nie wspaniałe? – Ciotka Spring stała z błyszczącymi oczami,

złożywszy dłonie. – Królowa Wiktoria przyjedzie osobiście nas odwiedzić!

– Kompletnie w to nie wierzę – po raz czwarty powtórzył Seaton. – To

zupełnie niemożliwe.

Dougald stał w głównej sali, plecami do kominka, naprzeciwko zdumionej

grupy słuchaczy złożonej z ciotek, swojego zdradzieckiego następcy, Charlesa,
pani Trenchard, zamkowej służby i Hannah.

Jego żona, Hannah. Planował, że będzie ją dręczył. Początkowo odnosił

same sukcesy. Schwytał ją w pułapkę. Pokazał jej, gdzie jej miejsce, kazał
spełniać swoje życzenia i wierzył, że wkrótce stanie mu się całkowicie powolna.

I nagle Hannah zaczęła przewracać wszystko do góry nogami. Powinien był

to przewidzieć. Powinien był pamiętać o jej skłonnościach do robienia rzeczy
niespodziewanych. Ciotka Isabel i ciotka Ethel chwyciły się za ręce i puściły w
tany na oczach śmiejących się młodych służących. Pani Trenchard klasnęła w
dłonie i pokojówki i lokaje uspokoili się. Nic jednak nie mogło stłumić ich
radości.

Doskonale. Dougald został postawiony w stan pogotowia przez Hannah i

będzie reagował zgodnie z potrzebą chwili. Jego żona nie będzie już rozsyłać
listów po całym kraju. Nigdy też nie pojedzie nigdzie bez eskorty. On zaś nigdy
już nie podda się jej seksualnym umizgom. W jego żyłach płynęła zimna krew.
Samotność, ciężka praca i strapienia ukształtowały go na podobieństwo
własnego ojca, dbającego jedynie o dobro rodziny i niepodatnego na
jakiekolwiek uczucia. Nie pozwoli Hannah obudzić w sobie żadnej miękkości.

Dougald podniósł głos, żeby przekrzyczeć swoich słuchaczy.
– To wspaniała wiadomość. Goszczenie jej wysokości pod naszym dachem

to wielki przywilej, ale nie muszę wam chyba mówić, co musimy zrobić, żeby

background image

przygotować się do królewskiej wizyty.

Charles omiótł Dougalda spojrzeniem od stóp do głów, jakby przymierzał go

do ubrania. – Potrzebny panu nowy strój. Mówiłem już, że potrzebne panu nowe
ubranie.

– Wydamy wielkie przyjęcie. – Ciotka Spring zmrużyła oczy. – Powinniśmy

zaprosić wszystkich z okolicy dla uczczenia jej wysokości.

– Wszystkich z okolicy? – Hannah pospiesznie odwróciła się twarzą do

ciotki Spring. – Tutaj? Do zamku Raeburn?

Więc Burroughsowie tu przybędą i będzie mogła się z nimi spotkać.

Dougald przeanalizował okoliczności. Hannah zadomowiła się już w zamku
Raeburn, była przywiązana do ciotek. Związana z nim... Bardzo dobrze. Będzie
więc mogła spotkać swoich dziadków.

– Boazerie. Wejście. – Pani Trenchard przyłożyła przeciętą licznymi żyłami

rękę do serca i rozejrzała się z przerażeniem. – Główna sala. Wszystko musi
zostać wysprzątane.

– Wszystko musi zostać odnowione – poprawił ją Dougald.
– Robotnicy powinni zachować szczególną ostrożność, milordzie, żeby

zapobiec nieszczęściu – odezwał się Charles.

Ciotka Isabel przyłożyła rękę do głowy.
– Ufarbuję sobie włosy.
Dougald usłyszał potwierdzenie swoich podejrzeń.
– Postaraj się nie zachlapać całej miski pastą do butów. – Ciotka Ethel

mierzyła się dłońmi w talii. – Ciekawe, czy zmieszczę się w moją najlepszą
jedwabną suknię.

– We wszystkim doskonale wyglądasz – pocieszająco zauważyła ciotka

Spring.

Seaton zmienił śpiewkę.
– To cholerna katastrofa. Cholerna katastrofa.
– Przestań kląć, Seaton – skarciła go panna Minnie. Wyciągnęła rękę do

Hannah i powiedziała: – Czy to prawda, panno Setterington? Nigdy nie
sądziłam, że naprawdę przyjedzie.

– Wiedziałam, że to się powiedzie. – Ciotka Isabel potrząsnęła głową. –

Hannah jest bardzo... sprawna. To współczesna kobieta.

Hannach uścisnęła dłoń panny Minnie.
– Trudno w to uwierzyć, ale to prawda. Ciotka Spring ujęła drugą rękę

Hannah.

– Kochana dziewczyno, dzięki tobie spełnia się nasze marzenie.
Na twarzy Hannah zakwitł uśmiech.
– Nie dzięki mnie, ciociu Spring, ale dzięki waszemu wspaniałemu dziełu.

To wy – gestem ręki objęła wszystkie ciotki – sprawiłyście, że spełnią się nasze
marzenia.

background image

Dougald musiał przyznać, że Hannah umiała postępować z ludźmi. Kochała

ją nawet jego babka, którą zwykle trudno było zadowolić. Jej choroba
przyspieszyła ich zaręczyny, ponieważ babka chciała jeszcze dopilnować, by
Dougald się ożenił. W ciągu następnych miesięcy była zadowolona jedynie
wtedy, gdy Hannah była u jej boku. Zabawne. Dopiero widok żony zajmującej
się tymi staruszkami przypomniał mu, ile zawdzięczał Hannah opiekującej się
jego babką. Przypomniał mu i kazał myśleć, że... że może ich małżeństwo nie do
końca było nieudane.

Bywały chwile, gdy byli sami, że zapominał o swoich obowiązkach, a ona

zapominała o swych urazach i zaczynali ze sobą rozmawiać. Po prostu
rozmawiali. Był zdumiony jej dojrzałością, doświadczeniami życiowymi, które
ją ukształtowały. Nigdy nie była typową, lekkomyślną panienką, on zaś nie był
typowym synem z zamożnego domu. Stracił matkę, a chłodny ojciec trzymał go
na dystans. Miłość przynosiła jedynie ból.

Hannah była skąpana w uczuciach matki, ale cała matczyna miłość nie była

w stanie uchronić jej przed wymysłami ludzi okrutnych i bigotów.

Rozdzieliło ich wiele lat. Znikła wzajemna bliskość. Może jednak byliby w

stanie odbudować pokrewieństwo dusz.

– Nie wiedziałem, panno Setterington, że zna pani jej królewską mość. –

Seaton podszedł do Hannah i dodał służalczym tonem: – Musi mi pani wszystko
opowiedzieć o waszej znajomości.

Dougald niemal słyszał głos swojego ojca. I tyle dają marzenia na jawie,

chłopcze. Tracisz autorytet. Nie udaje ci się utrzymać przy sobie własnej
kobiety. Niektórzy sądzą, że mogą cię zabić. Przestań być taki miękki. Dbaj o
interesy.

Ojciec miałby rację. To nie był czas ani miejsce na rozważania o Hannah i

plusach ich małżeństwa. Teraz, tutaj, wobec wiszącego nad nim śmiertelnego
zagrożenia i spodziewanej wizyty królowej musiał okazać się mężczyzną, jakim
przecież był.

– Zaczniemy natychmiast. – Zwrócił surowy wzrok na Seatona. – Nikt nie

będzie zwolniony z pracy. Nikt.

Seaton, tak jak się tego spodziewał Dougald, pospiesznie wybiegł. Po

niespełna godzinie Dougald otrzymał wiadomość, że Seaton opuścił zamek.
Najwyraźniej jego następca przypomniał sobie o licznych towarzyskich
zobowiązaniach, które go czekały przed królewską wizytą, i zamierzał je teraz
codziennie wypełniać.

Dougald musiał więc odnosić się do Hannah z obojętnością, na jaką

zasługiwała.

Już nigdy nie pozwoli, by zapanowała nad nim namiętność.
Dlaczego Hannah kiedykolwiek się wydawało, że nie ma siły? Władza, jaką

miała nad Dougaldem, urosła do niebywałych rozmiarów. Owszem, musieli być

background image

sami, Dougald musiał być nagi, ona zaś musiała klęczeć pomiędzy jego nogami.
Teraz zaciskał dłonie na krawędziach łóżka i wił się w bezgłośnej agonii,
zapowiedziała mu bowiem, że przerwie, jeśli tylko jej dotknie. On zaś
sprzedałby duszę diabłu, byłe tylko nie przestawała.

Uśmiechając się, przesunęła usta w dół, z lewej strony jego brzucha, liżąc

gładką skórę nad biodrem, po czym przesunęła się na jego pępek i złożyła tam
pocałunek. Pachniał czystością, przyszedł do niej zaraz po kąpieli. Woń jego
podniecenia mieszała się z korzennym zapachem mydła. Czekał, drżąc z
niepewności, i zastanawiał się, czy Hannah zrobi to, co wydawało mu się, że
zrobi. Zaplanowała to, każąc mu cierpieć. Przecież była mu winna nieco
cierpienia, a czyż istniała lepsza forma spłaty tego długu? Przedłużała więc
oczekiwanie, gładząc jego uda, przesuwając dłonie na jego pośladki, ciesząc się
ich jędrnością. Czy dwie noce temu nie przytrzymywał jej na łóżku i nie
zmuszał, żeby rozkoszowała się własną rozwiązłością? Cóż, teraz mogła
rozkoszować się jego doznaniami.

– Podoba ci się to? – Złożyła ostrożny pocałunek tuż powyżej linii włosów

łonowych.

– Ubóstwiam to. – Wziął głęboki oddech, jego pierś zafalowała z wysiłku. –

Co tylko chcesz. Wszystko.

Nie chciał jej prosić. Może myślał, że będzie zaszokowana. Dwie noce temu

może by była. Dwie noce temu. Ale podczas ostatnich dwóch nocy Dougald
zabrał ją w świat zmysłowych, hedonistycznych doznań. Lizał ją i całował
wszędzie, sprowadzając ją do jęczącej istoty błagającej o więcej. Doskonale
wiedziała, czego pragnął. I niedługo mu to podaruje.

Znów go pocałowała, tym razem u nasady naprężonej męskości, stale jednak

trzymała zaciśnięte usta.

– Czy to właśnie lubisz?
– Tak. To bardzo miłe. Może jednak... Słuchając, jak z trudem wymawia

słowa, dmuchnęła gorącym oddechem na jego ciało.

– ...może gdybyś użyła języka...
– Tak? – Powoli, z namysłem, przeciągnęła językiem po napiętej skórze.
Wstrzymał oddech. Napiął mięśnie ramion, walcząc z instynktowną chęcią,

żeby pochwycić jej głowę i pokazać, czego pragnie.

– Co jeszcze? – zapytała łagodnie.
– Możesz sobie wyobrazić, co mogłoby mi się podobać – odparł cicho.
– Mogę. – Uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego. – Ale chciałabym

usłyszeć.

Gdy patrzył na nią, powoli coś zaczęło mu świtać w głowie. Zerknął spode

łba, ale wobec oczywistych dowodów pogodził się z przegraną. Nie zamierzał w
takiej chwili z nią walczyć. Głębokim, rozpaczliwym głosem powiedział:

– Proszę, Hannah. Proszę, weź mnie w usta... i... proszę...

background image

Wybaczyła mu brak elokwencji i spełniła jego prośbę.
Przecież to było absolutnie ostatni raz.

background image

ROZDZIAŁ18

Stojąca w małej jadalni Hannah słyszała ożywione głosy, dobiegające z

pokoju śniadaniowego. Słyszała stukanie młotków stolarzy w salonie. W
korytarzu widziała szwaczki, wnoszące po schodach materiały obiciowe.
Podniecenie związane z przyjazdem królowej odczuwane było w całym zamku.
Ubiegłego dnia Hannah długo w noc pracowała nad organizacją pospiesznej
naprawy gobelinu przez ciotki. A potem, w nocy, nie spała, bo... no, z innych
powodów.

Przejrzała się w wiszącym na ścianie lustrze w złotej ramie i uśmiechnęła się

frywolnie do siebie.

Te inne powody już się nie powtórzą.
Jej uśmiech zbladł.
W końcu nie wiedziała, czy namiętność Dougalda była udawana, a jej

uwiedzenie częścią podstępnego, ukrytego planu, mającego na celu osłabienie
jej oporu i zmuszenie do stania się posłuszną żoną. Do zmęczenia i bezsenności
doszło jeszcze zmartwienie. Z lustra patrzyła na nią znużona twarz, więc
uszczypnęła się w policzki, żeby przywrócić im kolor. Wszyscy byli
zaangażowani w przygotowania do wizyty królowej. I tak nikt nie będzie
zwracał na nią uwagi. No, może Dougald...

Nie była jednak pewna, czy po ubiegłej nocy będzie w stanie spojrzeć mu

prosto w oczy.

Takiej mieszaniny radości, zmieszania i cierpienia nie zaznała odkąd... od

czasu, gdy żyli razem, jak mąż i żona. Musiała pamiętać o tym, że nie był już
tamtym mężczyzną, co niegdyś. Ale ona również nie była taka, jak dawniej. Nie
wiedziała, co się stanie, lecz wiedziała, że ich ewentualne pojednanie nie
odbędzie się wyłącznie na warunkach Dougalda.

Gwar głosów w pokoju śniadaniowym wzmógł się. Powinna tam pójść i

stanąć przed nimi. W końcu nikt z tam zgromadzonych nie miał pojęcia, co
wydarzyło się ostatniej nocy w sypialni Dougalda... Poza nią i Dougaldem. On
zaś nie powiedziałby nic, co mogłoby ją skompromitować. Zacisnęła zęby.
Jedno, czego mogła być pewna, to fakt, iż nienawidził tej obsesyjnej
namiętności jeszcze bardziej niż ona.

Ostatni raz uszczypnęła policzki i przekroczyła drzwi. Minęła panią

Trenchard, dzierżącą czajniczek z parującą herbatą, minęła siedzącego przy stole
Dougalda oraz ciotki i Seatona. Ciotka Spring trzymała w dłoni kartkę papieru, z
której odczytywała na głos, donośnie, żeby przekrzyczeć stukot młotków
dobiegający z salonu.

– Napisałam zaproszenia dla Hendersonów, Gilmore’ów, hrabiego Nasker,

to tacy mili ludzie, dla pana MacAllistera i jego nowej żony, która jest o wiele
za młoda dla takiego starego pryka, dla sir Prestona i lady Susan Howellów,

background image

mam nadzieję, że pani Howell podniosła się już z połogu, dla sir Daya i lady...
Dzień dobry, Hannah, moja droga. Wyglądasz dziś na bardzo zmęczoną.

I tyle zostało z nadziei Hannah na dyskretne zjawienie się na śniadaniu.
– Czuję się dobrze, ciociu Spring.
Ciotka Spring zignorowała jej zaprzeczenie.
– Nie sądzisz, Dougaldzie, że wygląda na zmęczoną? Dougald nie podniósł

oczu znad talerza.

– Wygląda bardzo dobrze.
– Panna Setterington jest piękna jak zawsze. – Seaton sprawiał wrażenie

zaszokowanego szczerością ciotki Spring.

– Ależ oczywiście, mój drogi. – Ciotka Spring, nie przejmując się naganą

Seatona, odłożyła listę gości na stół i z zainteresowaniem przyjrzała się Hannah.
– Cienie pod oczami nie odbierają wdzięku młodej damie. Zgodzisz się ze mną,
Dougaldzie?

Dougald chrząknął, niewzruszony nieustającymi wysiłkami ciotek, żeby go

wyswatać. Hannah usiadła na krześle, przejęta zachowaniem i ciotki, i
Dougalda. Ciszę przerwała ciotka Isabel.

– Tak, kochanie, moim zdaniem cienie pod oczami dodają jej tajemniczości.
– Dzisiaj wygląda bardzo tajemniczo – zauważyła ciotka Ethel.
Kiedy panna Minnie otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, Hannah przez

chwilę miała nadzieję, że ta rozsądna kobieta zmieni temat rozmowy.

Ale się rozczarowała.
– Dougald również wygląda dziś na znużonego – rzekła panna Minnie. –

Ostatniej nocy pracowałyśmy nad ułożeniem menu na przyjęcie królowej. Może
w tym czasie panna Setterington pomagała Dougaldowi przygotować powitanie
królowej.

Ciotka Spring wyprostowała się na krześle.
– Tak!
– Cudowne! – uśmiechnęła się promiennie ciotka Isabel.
– Bardzo tajemniczo – powtórzyła ciotka Ethel. Dougald przeżuł kęs,

przełknął i wytarł usta serwetką. Po czym powiedział:

– Z całą pewnością mogę stwierdzić, że ostatniej nocy nie pracowałem z

panną Setterington nad powitaniem królowej. Panna Setterington miała swoje
zadania, ja swoje i zupełnie nie byłem zainteresowany współpracą z nią.

– To bardzo nieuprzejme z twojej strony, Dougaldzie – zwróciła mu uwagę

ciotka Spring.

– Zraniłeś uczucia takiej kochanej dziewczyny – rzekła ciotka Ethel.
– Nic się nie stało – pospiesznie zapewniła Hannah.
Dougald omiótł ją szybkim spojrzeniem. Było gorące, gniewne, pełne

namiętności i ją speszyło, wywołując rumieńce i każąc żałować, że mimo
wszystko nie zrezygnowała ze śniadania.

background image

Dougald wrócił do posiłku.
Seaton spojrzał na pochyloną głowę kuzyna.
– Lord Raeburn jest nieuprzejmy. Panna Setterington nie zasługuje na to,

żeby spożywać śniadanie w towarzystwie barbarzyńcy.

Dougald podniósł głowę i uśmiechnął się do niego:
– Jak również w towarzystwie mordercy.
Panna Trenchard głośno wciągnęła powietrze.
– Czy przyznał się właśnie, że zamordował swoją żonę? – zapytała ciotka

Isabel.

Hannah wbiła wzrok w męża. Jego szyderczy uśmiech przypomniał jej

powody, dla których podejrzewała go o najgorsze zamiary. Kiedy z
błyszczącymi zimno oczami siedział w jadalni, otoczony widomymi dowodami
swojego bogactwa i szlachetnego pochodzenia, wyglądał jak mściwy,
średniowieczny lord.

– Nie, ciociu Isabel. Nie zamordowałem mojej żony. – Mówił, nie patrząc na

Hannah. – Jeszcze nie.

– Jeszcze nie? – Głos ciotki Isabel był donośniejszy niż zwykle. – Co on ma

na myśli?

Dougald odłożył widelec i uśmiechnął się szatańsko do ciotki Isabel.
– Czyż nie było okrucieństwem ściąganie mi na głowę panny Setterington,

skoro uważałyście panie, że zamordowałem swoją żonę?

Świadomość, że ciotki chciały ją swatać z Dougaldem nie była tym samym,

co rozmowa na ten temat. Hannah gotowa była przekląć Dougalda, jednak
powiedziała jedynie:

– Lordzie Raeburn, przecież nie zabił pan swojej żony.
Nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Ciotka Isabel otworzyła i

zamknęła usta. Następnie wyjąkała:

– Nigdy... nigdy mi to nie przyszło do głowy. – Zmarszczyła brwi, myśląc

intensywnie.

Dougald czekał i z niemiłym uśmiechem omiatał spojrzeniem siedzących

przy stole.

– Z bólem muszę przyznać, że masz rację. No dobrze. Przyjmę więc, że nie

zamordowałeś swojej żony. – Ciotka Isabel westchnęła. – Ale nasz pomysł był
taki romantyczny.

Uśmiech znikł.
– Morderstwo nie jest romantyczne. Morderstwo to wytwór chorego umysłu.
Seaton wstał i zastukał w blat stołu.
– Ja jednak nie zmienię swojego zdania. Jego lordowska mość zabił swoja

żonę.

– Seaton, przecież mówisz to tylko dlatego, że to taka pasjonująca historia –

rzekła ciotka Ethel.

background image

– A cóż w tym jest złego? – Seaton gwałtownie odsunął krzesło. Lokaj

pospiesznie podbiegł, żeby je z powrotem przysunąć. – Jadę odwiedzić
Sheratonów. Nie będzie mnie przez całą noc. Do zobaczenia do jutra. – Wyszedł
z pokoju pełen urazy.

Dougald obserwował go przymrużonymi oczami.
– Wytwór chorego umysłu – powtórzył.
– Ale przecież miałeś żonę, Dougaldzie. Co się z nią stało? – zapytała ciotka

Spring.

– To tajemnica. – Skinął krótko głową i ponownie zaczął jeść.
Hannah miała ochotę bić czołem w stół. Dlaczego Dougald czynił uwagi,

mające zaognić atmosferę? Czemu ujawniał tak wiele, jednocześnie mówiąc tak
mało? Czy szydził z niej i jej żarliwości? A może znów ją straszył? Nie miała
pojęcia. Nic nie wiedziała. I tak naprawdę, chociaż nie było na świecie niczego,
co chciałaby robić bardziej niż kochać się z nim, jednak mu nie ufała. Jak miała
ufać? W czasie sześciu miesięcy ich małżeństwa tak bardzo ją skrzywdził.

Hannah stała przy biurku przed człowiekiem, który od pięciu miesięcy był

jej mężem. – Od śmierci twojej babki nie mam nic do roboty.

– Wykonałaś wspaniałą pracę podczas jej choroby. Mówiła mi, jak bardzo

ceni sobie twoją opiekę. Powiedziała, że wybraliśmy właściwą żonę.

Słowa raniły Hannah niczym miecz. Krok za krokiem odsłaniało się

prawdziwe oblicze ich małżeństwa. Wszystko, o co go oskarżała w pociągu,
okazywało się prawdą. Została wybrana na żonę Dougalda przez jego babkę.
Stosując się do rad babki, zaoszczędził sobie wiele czasu i zmartwień. Dzięki
temu mógł więcej uwagi poświęcić interesom, osiągając coraz więcej
pożądanych sukcesów i bogactwa.

– Ciągłe brakuje mi babci. – Zanim spojrzał w dół na stertę papierów,

Hannah zdążyła dostrzec łzy. – Zawsze mogłem z nią porozmawiać. To była
bardzo mądra niewiasta.

Hannah chciała powiedzieć, że może porozmawiać z nią, ze swoją żoną, ale

nie zrobiła tego. Przekonała się już o próżności takich stwierdzeń. Nie dowiodła
swoich zalet Dougaldowi głównie dlatego, że mąż nie dał jej żadnej szansy.

– Czy mówiłem ci już, że jestem bardzo wdzięczny za ten czas, który

spędziłaś z chorą ? – zapytał Dougald.

– Tak. – Przyspieszyli uroczystość zaślubin ze względu na chorobę babki.

Hannah nie żałowała tego. Umierająca staruszka była szczęśliwa, wiedząc, że jej
wnuk się ustatkował. – Tak, mówiłeś.

– Nadal jeszcze jesteś blada i zmęczona. – Dougald otworzył szufladę biurka

i wyjął z niej kopertę z pieniędzmi. – Weź to i idź na zakupy. To powinno cię
trochę rozerwać.

Schowała ręce za plecami i zaplotła palce, zdecydowana nie przyjmować

jego oferty. Musiała go zmusić do zrozumienia, że pieniądze nie naprawią ich

background image

małżeństwa.

– Nie cierpię z nudów. Cierpię na brak zajęć. Kiedy twoja babka była chora,

musiałam się nią opiekować, ale teraz, gdy odeszła, muszę mieć coś do roboty.
Obiecałeś mi sklep z ubraniami.

– Jesteś żoną jednego z liczących się biznesmenów w Liverpoolu.

Wyszedłbym na głupca, gdybyś otworzyła sklep z ubraniami – odparł ostro.

– Obiecałeś!
– Nie obiecałem. Sama powiedziałaś, że nie chcesz się sprzedawać dla

sklepu z ubraniem. – Położył kopertę na biurku i przesunął w jej stronę. –
Powiedziałaś, że nie będziesz naginała swoich zasad dla pieniędzy.

Mówił prawdę. Powiedziała to wszystko w pociągu. Potem ją uwiódł i w

swoim zaślepieniu i pośpiechu przed ślubem przyjęła, że sprawa została
załatwiona. Przyjęła, że będzie chciał, by była szczęśliwa. Przyjęła, że wiedział,
co ją może uszczęśliwić. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że celowo przekręci
jej słowa i będzie musiała tańczyć jak on zagra. – Nie rozumiem, czemu się
przejmujesz tym, co inni pomyślą.

– Nadal jeszcze jestem młody. Pamięć o mojej burzliwej przeszłości ciągnie

się za mną. Jeśli mam odnieść sukces, muszę być szanowany przez moich
kolegów. – Machnął lekceważąco ręką. – Nie rozumiem, dlaczego próbuję ci to
wszystko wytłumaczyć. Uwierz mi, kochanie. Wiem, co jest dla nas najlepsze.

– Odniosłeś już sukces.
– Ale niewystarczający. Jeszcze nie. – Przedstawił swój cel z beztroską,

która przeczyła jego zdecydowaniu. – Będziesz szczęśliwa, kiedy będziesz miała
dzieci. Wiesz przecież, że potrzebny mi następca, ty zaś zawsze pragnęłaś mieć
rodzinę. Dziecko będzie twoje i będzie cię kochało.

Nie znosiła, kiedy to robił. Kiedy wykorzystywał jej pragnienie posiadania

rodziny jako broń przeciwko niej. Uśmiechnął się do niej, najwyraźniej
uważając, iż zmięknie na wzmiankę o dziecku.

– Czy miałaś ostatnio miesiączkę?
– Tak. – Na szczęście, tak. Przerażał ją pomysł wychowywania dziecka w

domu, w którym pozbawiona była autorytetu i zaniedbywana przez męża.

– Jeśli będę mógł dzisiaj wcześniej skończyć pracę, możemy spróbować

spłodzić dziecko.

Potrząsnęła głową.
– Masz spotkanie.
– To prawda. – Zerknął na kalendarz. – A więc jutro wieczorem.
Zagotowało się w niej. Nie mogła tak dalej żyć, otoczona opieką i karcona

jak piesek pokojowy.

– Skoro nie mogę mieć sklepu z ubraniami, pozwól mi chociaż przejąć

kontrolę nad służbą. Kiedy zajmowałam się twoją babką, Charles prowadził cały
dom i teraz nie odda mi tych obowiązków.

background image

Dougald przesunął papiery na biurku. Stracił zainteresowanie jej sprawą.
– Większość kobiet byłoby szczęśliwych, gdyby zostały uwolnione od

obowiązku prowadzenia domu.

Czy była podobna do innych kobiet? Powinien się ożenić z kimś innym. Tyle

razy już mu to wszystko mówiła. Nie słuchał jej. Nawet się nie starał. Obrażał ją
swoją nieskończoną cierpliwością, traktowaniem jak laleczki i głaskaniem po
główce. Znużona, powiedziała:

– Nie mam nic do roboty. Nie mogę tak żyć. Ostrzegam cię, Dougaldzie, że

jeśli szybko nic się nie zmieni, nasze małżeństwo się rozpadnie.

Udało jej się odzyskać jego uwagę. Potrząsnął głową, jego twarz

poczerwieniała, zmrużył oczy.

– Grozisz mi?
– Próbuję z tobą porozmawiać. Podniósł głos do krzyku.
– Porozmawiać ze mną? Znów zadręczasz mnie gderaniem! – Usiłował się

opanować. – Nic nie ma do zrobienia. Jesteśmy mężem i żoną, dopóki śmierć
nas nie rozłączy. Zrób z tego jak najlepszy użytek.

Zrobiła więc z tego jak najlepszy użytek, choć zupełnie nie tak, jak się tego

spodziewał. Zanim zdążyła zajść w ciążę i ugrząźć na zawsze, rzuciła go.
Wzięła pieniądze, które jej dał zamiast zaufania i uczucia, po czym uciekła.

Teraz znalazła się w obliczu podobnej pułapki. Spojrzała w stronę stołu.

Dougald siedział spokojny, oddalony, nieposkromiony. Nie rozmawiali ze sobą.
Nie oferował jej więcej zrozumienia i sympatii niż poprzednio i jeszcze raz
udowodnił, że kopulacja nie jest dla niego tym samym, co miłość. Jednak
Hannah zrozumiała to, co ku swojemu przerażeniu odkryło przed nią wiele
kobiet – że miłość wcale nie jest niezbędna. Kiedy dwoje ludzi uprawia seks,
rezultatem może być dziecko.

Musiała więc być mądra. Jeśli Dougald przyjdzie do jej pokoju, musi go

odprawić. A jeśli do niej nie zawita, to jeszcze lepiej.

Z całą pewnością ona nie pójdzie do niego.
– Ten materac jest ubity i nierówny. – Dougald przesunął się, usiłując

wygładzić górkę splątanego włosia, którą czuł pod kręgosłupem, i zastanawiał
się, czemu, do diabła, nie kazał wymienić tego łóżka. Jeśli Hannah ma dalej
odwiedzać go w jego sypialni, musi poprawić stan pokoju.

– Powiedziałeś, że to nie ma znaczenia. – Hannah oparła głowę na jego

nagiej piersi. – Mówiłeś, że i tak nie sypiasz.

– Nie sypiam. Ale teraz jestem w łóżku i jest mi niewygodnie.
– Myślę, że moglibyśmy to robić gdzie indziej.
– Twoje łóżko jest jeszcze bardziej nierówne i piekielnie wąskie.
– Nie miałam na myśli mojego pokoju. Myślałam o twoim. – Uniosła głowę

i rozejrzała się wokół, przyglądając się ponurym meblom, po czym z
westchnieniem opuściła głowę. – Nieważne. Wszędzie jest okropnie.

background image

Dougald rozejrzał się. Miała rację. Wszędzie było paskudnie, ale nawet

gdyby był skłonny coś zmienić, nic nie mógłby poradzić. Wynajął ludzi dla
przywrócenia świetności zamku. Kazał im pracować od świtu do zmierzchu, a
nawet dłużej, żeby przygotować dom na wizytę królowej. Nie miał czasu na
błahe upiększanie swojej sypialni, bez względu na przyjemności, jakie
potajemnie, pośród najczarniejszej nocy, dzielił tam wraz z żoną.

Zmarszczył brwi. Nie udało mu się zachować dyscypliny. Kiedy zjawiła się

tej nocy, powinien był ją odprawić. Zamiast tego jednak powiedział sobie, że
odniósł zwycięstwo, bo przyszła do niego. Tak właśnie postanowił na to patrzeć.
Jak na swoje zwycięstwo.

Podniósł się i popchnął ją z powrotem na łóżko. Pochylając się nad nią,

powiedział:

– Mogę sprawić, że zapomnisz o niewygodzie. Zaplotła ręce na jego szyi.
– Owszem, możesz. Ale tej nocy zrobisz to absolutnie ostatni raz.
Hannah podążała korytarzem do pracowni ciotek, mijając po drodze liczne

drabiny i bele materiału. Codziennie wczesnym rankiem zjawiała się u ciotek.
Miała wówczas, przed przybyciem robotników, chwilę spokoju i mogła
rozplanować pracę przy tkaniu gobelinu. Kiedy była zajęta, nie miała czasu
myśleć o Dougaldzie i nieszczęsnej słabości, która się w niej obudziła. Gdy
świeciło słońce i czuła się zaspokojona seksualnie, zdecydowana była trzymać
się od niego z daleka, odtrącać jego zaloty i cieszyć się, na ile tylko mogła, ze
swoich zasad.

Ale w ubiegłym tygodniu, każdej nocy wierciła się na łóżku wiedząc, że

czekał na nią w końcu korytarza, że jej oczekiwał... że jej pragnął. Większość
tych nocy spędziła tuląc do piersi poduszkę i patrząc w mrok. Czasem jednak
wstawała ze swojego wąskiego, zimnego łóżka i skradała się do jego drzwi.
Mroczny korytarz był ponury. Ciąg pustych pokoi był równie nieprzyjemny. Ale
jego obecność przyciągała ją jak ćmę do płomienia i jak ćma paliła się w jego
ogniu. Szaleństwo, ale jakże słodkie.

A w te noce, kiedy nie chodziła do niego... on przychodził do niej.
Nadal nękały ją wątpliwości co do jego intencji, lecz przyjemność i

wzajemna sympatia nieubłaganie brały górę nad złymi wspomnieniami. Powoli
rodziła się w niej nadzieja. Miotała się pomiędzy szaloną radością a
niedowierzaniem. Czyżby była głupia, wierząc w możliwość pojednania, a może
głupotą było zakładanie, że Dougald chciał jedynie podporządkować ją sobie?

Ale namiętność to jedno. Miłość zaś to coś innego.
Czy gotujące się w niej uczucie to była miłość? Nie dziewczęca, niedojrzała

fascynacja, jaką odczuwała dziewięć lat temu, lecz głębsze uczucie,
dostrzegające strach i odwagę Dougalda, jego niedoskonałości i jego mocne
strony, dzięki któremu mogła go kochać nie bacząc na jego mankamenty i dla
jego zalet.

background image

Bała się myśleć o tym, co może się stać, jeśli naprawdę go kocha.
Hannah przeszła przez drzwi wiodące do wieży i spojrzała w górę na okrągłą

wieżyczkę. Wąskie kręcone schody wznosiły się spiralnie ku podestowi przed
pokojem, w którym pracowały ciotki. Proste, drewniane stopnie były płytkie,
więc dla wygody i bezpieczeństwa starszych pań zainstalowano prymitywną
poręcz.

Hannah obawiała się, że królowa Wiktoria może zechcieć zobaczyć miejsce,

gdzie wykonywany był gobelin. Dlatego też pospiesznie pokryto ściany świeżą
farbą, a cieśle rozpoczęli prace przy wymianie starych stopni na nowe dębowe i
zabrali się za nową balustradę z drewna wiśniowego. Po zakończeniu prac wieża
powinna wyglądać bardzo elegancko, teraz jednak Hannah wchodziła ostrożnie,
wypróbowując każdy stopień, zanim na nim stanęła. Prace były wykonywane w
ogromnym pośpiechu i jeden błędny krok mógł się zakończyć niepotrzebnymi
obrażeniami.

Westchnęła z ulgą, gdy w końcu znalazła się na podeście. Kiedy pojawią się

ciotki, żeby rozpocząć prace nad gobelinem, będą mogły bezpiecznie wejść po
schodach.

Klucz znajdował się w torebce przytroczonej do paska Hannah. Sięgając po

niego, zrobiła jednocześnie krok w stronę drzwi.

Krzyknęła. Deska pod nią załamała się i jej noga wpadła w próżnię.

background image

ROZDZIAŁ19

Dougald, w samych tylko skarpetkach, stał w sypialni i mierzył wzrokiem

swojego opieszałego lokaja.

– Jeśli chcesz, żebym miał porządnie zawiązany krawat, proponuję, byś

przychodził trochę wcześniej, aby mi pomóc.

Wokół głowy Charlesa sterczało kilka rzadkich włosów; miał rozchełstany

żakiet i przekrzywiony krawat.

– Milordzie, zdarzył się wypadek.
Dougald skupił spojrzenie na Charlesie. Nigdy jeszcze nie widział go tak

ożywionego. Nic nie mogło zmącić jego flegmatycznego, francuskiego
usposobienia. A już z pewnością nie wypadek, który przytrafił się jakiemuś
robotnikowi w zamku. Dougald wziął surdut i narzucił go na siebie.

– Co za wypadek? Któraś z ciotek? – nagle przyszło mu do głowy.

Nieoczekiwanie ogarnął go nieprzyjemny popłoch. – Chyba nie żadna ciotka! –
Czemu tak bardzo się przejmował? Przecież nie były jego prawdziwymi
ciotkami. Przysparzały jedynie kłopotów i zmartwień.

– Nie, milordzie. Madame... panna Setterington... spadła przez dziurę w

podłodze.

– To niemożliwe. Wyszła stąd zaledwie... – Wstrzymał oddech. Nie mógł

powiedzieć prawdy. Wyszła od niego niespełna godzinę temu, miała przecież
zbyt mało czasu, żeby się zdążyć ubrać i wpakować w kłopoty.

Ale Charles potakująco kiwał głową i pociągał nosem.
Dougald ruszył do przodu i złapał go za ramiona.
– Żyje?
– Qui, milordzie, obawiam się jednak, że jej noga... – Co?
– Może być złamana.
– Dobrze. – Nie, wcale nie było dobrze, ale noga Hannah się zrośnie. Do

diabła, wyzdrowieje.

– Gdzie ona jest?
– Niosą ją do jej pokoju.
Dougald rzucił się w stronę korytarza.
– Milordzie, proszę, pańskie buty!
– Mam gdzieś buty! – Mógłby ich jednak potrzebować, gdyby chciał skopać

komuś tyłek. – Albo przynieś je.

Na kroczącą procesję natknął się niemal natychmiast. Na czele maszerowała

pani Trenchard. U jej boku podążała pokojówka, dźwigająca czarną torbę.
Hannah, opierając się na ramionach dwóch masywnie zbudowanych lokajów,
skakała na jednej nodze. Miała podartą spódnicę, zaciśnięte usta i wojownicze
spojrzenie. Na widok Dougalda przypuściła atak.

– Lordzie Raeburn, musi pan zapowiedzieć robotnikom, że zanim zakończą

background image

wieczorem pracę, muszą sprawdzić, czy wszystko jest zabezpieczone, żeby
ciotkom nic nie groziło. Któraś mogłaby zrobić sobie poważną krzywdę.

Serce Dougalda zaczęło na powrót bić. Była ranna, ale skoro mogła go łajać,

chyba nic poważnego jej się nie stało.

Miał na tyle zdrowego rozsądku, że się powstrzymał, by nie porwać jej w

ramiona.

– Gdzie się skaleczyłaś?
– W nogę – warknęła Hannah. Tak, wyzdrowieje na pewno.
– Byłam na podeście przed warsztatem ciotek – ciągnęła Hannah. – Podłoga

załamała się pode mną.

Dougald dał znak głową Charlesowi. Charles podał mu buty i, minąwszy

zgromadzonych, ruszył na miejsce wypadku.

– Na schodach zachowywałam dużą ostrożność, ale cieśle nic nie robili na

podeście.

Dougald z zaskoczeniem spostrzegł, że głos jej się trzęsie.
– Noga mi gdzieś wpadła. A potem cała deska załamała się i poleciałam... –

gwałtownie zamrugała oczami – ...i gdybym nie złapała się za poręcz,
spadłabym na dół, ale nie mogłam się podciągnąć do góry, bo kawałki deski
leciały w dół...

Do diabła z rozsądkiem. Jego nieposkromiona żona chlipała. Dougald

upuścił buty, odepchnął służących i czułe wziął ją na ręce. Lokaje odsunęli się,
nie mając odwagi okazać zdumienia. Hannah przez chwilę odpychała Dougalda,
po czym przywarła do niego, jakby był jej jedyną ostoją. W innych
okolicznościach byłby zachwycony jej słabością. I wykorzystał sytuację. Ale
teraz nie wydawało mu się to właściwe.

– Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby mnie nie znalazła pani Trenchard –

wyszeptała Hannah.

Dougald zanotował sobie w myślach, że winny jest sowite wynagrodzenie

swojej gospodyni.

– Milordzie, proszę przynieść ją tutaj. – Pani Trenchard stała w drzwiach

pokoju Hannah.

Kiedy niósł ją do łóżka, krzywiła się z bólu.
Co mu przyszło do głowy, żeby przydzielić jej taki pokój? W świetle dnia

wyglądał jeszcze gorzej niż nocą. Nie było to miejsce, w którym Hannah
mogłaby powracać do zdrowia. A kiedy rozprawi się z cieślami, pożałują, że nie
zostali ogrodnikami. Zwracając się do pani Trenchard, powiedział:

– Proszę wezwać medyka.
– To pijak. – Pani Trenchard popchnęła do przodu służącą i wzięła od niej

torbę. – Sama zajmę się panną Setterington. – Zerknęła na powątpiewający
wyraz twarzy Dougalda. – Zapewniam pana, milordzie, że moja matka, która
była jedyną położną w okolicy, a poza tym pielęgnowała pannę Spring, dobrze

background image

mnie wyszkoliła. Panna Setterington będzie w dobrych rękach.

Dougald zawahał się, ale pani Trenchard z ogromną pewnością otworzyła

torbę i wyciągnęła z niej kilka glinianych słoików. Na znak zgody krótko skinął
głową.

– Dobrze.
Pani Trenchard ustawiła słoiczki na stoliku koło łóżka, po czym rozejrzała

się dookoła. Zgorszonym tonem powiedziała:

– Panno Setterington, wypaliła już pani tygodniowy przydział świec!
– Kogo obchodzi jej tygodniowy przydział? – Dougald nie wiedział, o czym

gospodyni mówi.

Pani Trenchard wyciągnęła z torby białą, bawełnianą szmatkę.
– Niższym służącym pozwalam na zużycie ośmiu świec w tygodniu, czyli po

jednej w dzień powszedni i dwie w niedziele. Śpią we cztery w jednym pokoju,
więc to im śmiało wystarcza. Jeśli są oszczędne, mogą nawet zabrać świeczki do
swoich domów. Służbie na pokojach zezwalam na piętnaście świec w tygodniu,
po dwie dziennie, a trzy w niedziele. Panna Setterington przekroczyła swój
limit.

– Owszem – przyznała Hannah i dodała: – Sporo czytałam w nocy.
Kłamstwo. Razem z Dougaldem wypalili świece podczas wspólnie

spędzanego czasu.

– Tego się właśnie obawiałam – ciągnęła pani Trenchard. – Taki jest rezultat

posiadania książek.

Cóż, przykro mi, panno Setterington, ale do niedzieli nie dostanie pani

nowych świec.

– Ależ dostanie – wtrącił Dougald.
– Proszę, to nie ma znaczenia. – Hannah ukradkiem dźgnęła Dougalda w

udo. – W przyszłym tygodniu się poprawię.

Zgodnie z zasadami dobrego wychowania pani Trenchard zignorowała jej

słowa i odpowiedziała swojemu panu.

– Jak pan sobie życzy, milordzie, ale chodzi mi o zaoszczędzenie łoju, a

takie pobłażanie nie będzie dobrym przykładem dla pozostałych służących.

– Stać mnie na łój. – Spojrzał na Hannah. Odpowiedziała mu spojrzeniem.
Jej wilgotne oczy zepsuły efekt. Kobiety. Ich łzy zmiękczały mężczyzn.

Gdyby był prawdziwym mężczyzną, jak jego ojciec, nie wzruszałby go płacz
jego kobiety. Twardo oparłby się każdej emocji, jaką by w nim obudziła, każdej
jej prośbie. Gdyby Hannah trochę dłużej znajdowała się z daleka od niego,
udałoby mu się osiągnąć taki poziom obojętności. Jednak w tej sytuacji...

– Panna Setterington jest kimś więcej niż zwykłą służącą.
– Milordzie, proszę, czy mógłby pan przestać? – Najwyraźniej Hannah nie

chciała, żeby wstawiał się za nią.

Podał jej swoją chusteczkę. Skorzystała z niej.

background image

Pani Trenchard podała zwój ręczników pokojówce i powiedziała:
– Zacznij drzeć bandaże. – Uniosła brodę Hannah i obejrzała zakrwawiony

podbródek dziewczyny. – Proszę wybaczyć, milordzie, że źle pana
zrozumiałam. Przed przybyciem panny Setterington jasno pan stwierdził, że nie
należą się jej żadne specjalne względy.

Przypomniał sobie, że istotnie, pod wpływem nadmiaru alkoholu,

wygadywał różne rzeczy o swojej żonie. Oczywiście nie wspominał pani
Trenchard o ich małżeństwie. Na pewno tego nie zrobił, ale gospodyni musiała
się zastanawiać, jaka była przyczyna jego jadu.

– Panna Setterington może mieć kłopoty z zaśnięciem, z powodu

odniesionych obrażeń. – Przypomniawszy sobie o przywiązaniu pani Trenchard
do ciotki Spring, dodał: – A poza tym uratowała ciotki od nieszczęścia.

Pani Trenchard skinęła głową.
– To prawda, nie mogę jednak aprobować łamania zasad. Następną rzeczą,

jakiej pan zażąda, będzie zniesienie ciszy nocnej.

Czasami Dougald zastanawiał się, czy wie, co dzieje się w jego własnym

domu.

– Jakiej ciszy nocnej?
– O dziewiątej wieczorem. Cała służba musi wtedy być w swoich pokojach i

nikt nie może zrobić sobie po ciemku krzywdy.

Zupełnie nie rozumiał, dlaczego pomagająca pani Trenchard pokojówka

wpatrywała się w niego jak wiele innych służących, z niepokojem graniczącym
z histerią. Gwałtownym ruchem głowy wskazał dziewczynę.

– Czy ona uważa, że ją zabiję?
Głupia dziewczyna skinęła głową. Po prostu skinęła głową.
– Na miły Bóg, dziewczyno, zupełnie mnie nie obchodzisz.
Nie wyglądało na to, żeby jego zapewnienie uspokoiło służącą. Dziewczyna

wytrzeszczyła oczy i skuliła się przed nim.

– Doskonały sposób dodania jej otuchy – rzuciła Hannah.
Pani Trenchard poklepała pokojówkę po ramieniu.
– Idź już. Nie jesteś mi teraz potrzebna.
– Poczekaj. – Dougald usiłował wzruszyć poduszkę pod głową Hannah. –

Idź do mojej sypialni i przynieś jedną z moich poduszek dla panny Setterington.

Dziewczyna wbiła w niego wzrok i nerwowo przełknęła ślinę.
– Nie, nie chodź. – Hannah uniosła się na łokciu. – Milordzie, nie potrzebuję

specjalnych względów. Chciałabym jedynie, żeby doglądała mnie pani
Trenchard, bym mogła szybko wrócić do ciotek. Potrzebna im moja pomoc przy
wykończeniu gobelinu.

Dougald popchnął ją na łóżko.
– Tym będziemy się martwili później. – Wyraźnie potrzebowała dawki

laudanum.

background image

Spojrzał porozumiewawczo na panią Trenchard.
Pani Trenchard kiwnęła głową, po czym powiedziała coś do speszonej

pokojówki, która wybiegła pospiesznie, żeby wypełnić polecenie.

– A teraz, milordzie, gdybyś mógł stąd wyjść...
– Nie. – Usadowił się na brzegu łóżka. – Zostaję.
– Co za bzdura – rzekła Hannah. – Nie możesz zostać.
Dougald dał znak pani Trenchard, żeby kontynuowała zabiegi.

background image

ROZDZIAŁ20

– Zważywszy na możliwe skutki wypadku, panna Setterington miała dużo

szczęścia. – Pani Trenchard wypchnęła Dougalda z sypialni Hannah,
pozostawiając dziewczynę opartą na poduszkach i sączącą specjalną,
uspokajającą herbatkę gospodyni pod opieką pokojówki. – Widział pan, że ma
podrapane nogi i drzazgi powbijane w dłonie. Bardzo będzie ją bolała noga
skręcona w kostce i pozrywane paznokcie. Silnie też uderzyła się w brodę, więc
przez pewien czas będzie odczuwała okropny ból głowy.

Zachowanie pani Trenchard w pokoju Hannah przekonało Dougalda, że

gospodyni rzeczywiście zna się na opiece nad chorymi. Mógł jej zaufać, więc z
kolei zaczął rozważać, co też Charles odkrył w swoim polowaniu na winowajcę.

– Proszę ze mną – polecił i ruszył korytarzem. – Ile czasu zostanie w łóżku?
– Na pewno dzisiaj, może jeszcze jutro. Przez kilka dni powinna jak

najwięcej siedzieć i trzymać nogę w górze.

– Proszę dopilnować, żeby to robiła. – Dougald zerknął na panią Trenchard,

podążającą pospiesznie u jego boku. Niewątpliwie dzisiaj ta kobieta pokazała,
ile jest warta. – Jest pani tutaj od wielu lat.

– Przez całe życie.
Dougald zatrzymał się, podniósł swoje buty i spojrzał gospodyni prosto w

oczy.

– Dobrze pani zna sir Onslowa.
Dostrzegł błysk niepokoju. Czy była to typowa reakcja wypytywanej sługi,

czy też kobieta coś wiedziała?

– Znam go od czasów, gdy był jeszcze chłopcem.
– Czy powiedziałaby pani o nim, że ma nieposzlakowany charakter?
– To miły człowiek.
Dougaldowi nic to nie mówiło. Ruszył korytarzem. Pospieszyła za nim.
– Jest dobry dla służby, lubi moje jedzenie i często się uśmiecha.
– Flirciarz.
– To nie zbrodnia.
Chyba że flirtował z Hannah.
– Nie, nie zbrodnia. – Było jasne, że pani Trenchard lubiła Seatona. –

Pytałem, bo jest moim spadkobiercą i zastanawiałem się, jakim byłby panem,
gdyby coś mi się stało.

– Dobrym – rzekła natychmiast.
Nie negowała, że coś może się przydarzyć Dougaldowi. Czyżby zakładała,

że pójdzie w ślady swoich poprzedników?

– Ale Seaton ubóstwia Londyn. Boję się, że mógłby być stale nieobecny w

majątku.

– To prawda, nieobecny, ale nie zapomniany. – Zwolniła. – Sir Onslow...

background image

– Co Onslow?
Nie odpowiedziała. Gdy się do niej odwrócił, zobaczył, że trzyma się za bok.
– Co się stało?
Nagle pobladła, oparła się o ścianę.
– Niestrawność, milordzie. Czasami mam wrażenie, jakby sam diabeł ściskał

mi kiszki. – Z kieszeni fartucha wygrzebała buteleczkę. Odkorkowała ją i wypiła
zawartość, po czym przez chwilę stała z przymkniętymi oczami, dopóki bladość
nie ustąpiła z jej policzków. Wyprostowała się wówczas, dygnęła i powiedziała
– Proszę o wybaczenie, milordzie. To się zdarza, kiedy za długo pracuję.

– Pracuj zatem mniej. – Doskonale zdawał sobie sprawę, w jakie się wpędza

tarapaty, nie mógł jednak pozwolić, żeby kobieta padła z wyczerpania.

Pani Trenchard westchnęła.
– Milordzie, czy mogę coś powiedzieć szczerze? Dougald spojrzał na swoją

ochmistrzynię. Była wysoka, grubokoścista i sprawna; typ służącej, jaki bardzo
cenił. Trzymała się z dala od niego, wykonywała swoją pracę i nigdy nie
pozwalała sobie na uwagi. Ale teraz zamierzała to uczynić i zaciekawiło go,
jakie niezwykłe wydarzenie w ciągu ostatnich dni skłoniło ją do tego.

– O co chodzi?
– Nie mówiłam ani słowa o zmianach, jakie pan tu wprowadza, chociaż było

wiele skarg od innych służących, bowiem decyzje należą do pana.

– Właśnie.
Lekko się zawahała.
– Ale kiedy ludziom zagraża niebezpieczeństwo, nie mogę milczeć. Przez

cały czas wszędzie kręcą się robotnicy, rozbierający coś i budujący na nowo,
bez śladu szacunku dla przeszłości. Wydaje mi się, że nawet wobec przyjazdu
królowej Wiktorii byłoby lepiej, gdyby robiono mniej, po rozważeniu, które
prace powinny zostać wykonane w pierwszej kolejności.

– Co ma pani na myśli?
– Na przykład główna sala. Nie dalej jak wczoraj przyłapałam cieśli

stojących na dole z drabiną i śmiejących się z kolegi wiszącego na belkach pod
sufitem.

Dougald słyszał krzyki i poszedł zobaczyć, co to za zamieszanie. Ocenił, że

były to jedynie niewybredne żarty, mające złagodzić napięcie panujące przy
ciągłej pracy. Najwyraźniej jednak pani Trenchard potraktowała sprawę
znacznie poważniej.

– Mam nadzieję, że przywołała ich pani do porządku – powiedział, nie

okazując rozbawienia. – Bardzo bym nie chciał, żeby któryś z nich spadł i
złamał sobie nogę.

– A co gorsza, żeby spadł i połamał którąś z rzeźb. – Posępnie pokręciła

głową. – Większość z nich pochodzi z czternastego wieku, a niektóre są
najpiękniejszymi rzeźbami w naszym hrabstwie.

background image

– Porozmawiam z nimi.
– Cieszę się, że przynajmniej ci barbarzyńcy nie zniszczą kaplicy.
Każdego ranka po mszy widział panią Trenchard, samotnie odkurzającą i

polerującą ołtarz i ławki. Nie ulegało wątpliwości, że jest bardzo religijna,
pospieszył więc z zapewnieniem:

– Kiedy robotnicy rozpoczną prace w kaplicy, osobiście będę ich

nadzorował.

Spojrzała z zaskoczeniem.
– Ależ milordzie, myślałam, że nie zamierza pan niczego zmieniać w

kaplicy.

– Zmieniać? Nie. Podniosła atmosfera tego miejsca musi zostać zachowana.

Ale koniecznie trzeba dokonać porządków i reperacji.

– Oczywiście. A więc zamierza pan wyremontować kaplicę.
– Pani nabożność zasługuje na uznanie. – Niezdarnie poklepał ją po

ramieniu. – Nie pozwolę na zaniedbanie miejsca, które od wieków było sercem
zamku.

– Kiedy?
Zastanowił się chwilę.
– Przed wizytą królowej nie będę miał czasu, żeby nadzorować remont, ale

obiecuję, że zajmę się tym najszybciej, jak będę mógł. To nie może być
pospieszna, nieprzemyślana zmiana. Od dawna wiedziałem, co chcę zrobić z
zamkiem Raeburn. Po prostu zająłem się czymś innym. – Schwytaniem i
podporządkowaniem sobie Hannah. – Teraz wszystko musi zostać wykonane, i
to szybko na dodatek. Obiecuję pani, że nie przydarzy się już żaden incydent z
robotnikami, ani żaden wypadek jak ten, który spotkał pannę Setterington.

Pani Trenchard załamała ręce.
– Nie chcę, żeby komukolwiek stała się krzywda.
– Nikomu nic się nie stanie. Proszę się więcej nie martwić.
Zawahała się, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze.
Dougald uniósł brwi. Wysłuchał już jej zdania. I wystarczy. Z wyrazu jego

twarzy musiała to odczytać, gdyż ukłoniła się i rzekła:

– Pójdę posiedzieć z panną Setterington.
– Dobrze. Proszę jej dać wszystko, czego będzie potrzebowała. Chcemy,

żeby była zdrowa na przyjazd królowej Wiktorii, gdyż królewską wizytę
zawdzięczamy ich przyjaźni.

– Tak. – Pani Trenchard zawróciła w stronę sypialni Hannah. – Ma pan rację,

milordzie, jak zwykle.

Dougald usiadł, wsunął buty i zapiął je. Jeszcze niedawno uwierzyłby pani

Trenchard. Od wielu lat uważał się za nieomylnego. Ale Hannah, jej pewność
siebie, jej śmiech i jej... inteligencja spowodowały, że zaczął wątpić w swoje
osądy. Takie wątpliwości były okropną rzeczą dla mężczyzny w jego wieku, z

background image

jego obowiązkami. Nie był zachwycony. Gdyby nie Hannah, nie wahałby się
teraz. Gdyby nie Hannah, byłby szczęśliwy.

Ale nawet on sam musiał przyznać, że to było kłamstwo. Nie był szczęśliwy

od tylu lat, że nie potrafiłby juz ich zliczyć. Odkąd go porzuciła i ludzie zaczęli
nazywać go mordercą. Chociaż nie mógł sobie też przypomnieć, żeby wcześniej
był szczęśliwy. Zdecydowany, uparty, pewny siebie, ale nie szczęśliwy.

Czego chciał? Znał odpowiedź. Chciał, żeby Hannah uwielbiała go całym

sercem, jak w okresie poprzedzającym ich ślub. I nie da jej sobie odebrać, zanim
nie zadecyduje o jej losie. Tak, kiedy znajdzie człowieka odpowiedzialnego za
jej wypadek, ukarze go i nikt więcej nie odważy się popełnić błędu.

Zszedł w dół, minął główną salę i kaplicę, aż dotarł do swojego gabinetu.

Charles na pewno wytropił już odpowiedzialnych za wypadek i, na ile znał
Charlesa, winowajcy powinni już czekać w gabinecie, trzęsąc się ze strachu. Ale
Charlesa nie było w przedpokoju, a sam gabinet był pusty. Dougald zmarszczył
brwi. Nagle usłyszał zbliżające się męskie glosy.

– Mówię ci, że nie chcę rozmawiać z jego lordowską mością. W jego

obecności ogarnia mnie przerażenie.

– Qui, rozumiem, ale na pewno będzie chciał usłyszeć, co masz mu do

powiedzenia – rzeki Charles swoim najłagodniejszym tonem.

– Nie chcę mu nic mówić.
– Obiecuję, że nie będzie się na ciebie gniewał, Fred.
– Widziałem, jak się patrzył spode łba. Takie spojrzenie może zabić, a

przecież lord ma już śmierć na swoim sumieniu.

Po raz pierwszy od wielu lat Dougalda ogarnęła ślepa furia. Dotarło do

niego, że ma dosyć niesprawiedliwych oskarżeń o morderstwo. O zamordowanie
Hannah, swoich poprzedników z zamku Raeburn... Nigdy nikogo nie zabił.
Nigdy, poza uczciwą bójką, nie stosował przemocy. Jednak znosił karę za nie
popełnione grzechy i miał już dosyć otaczającego go ostracyzmu.

Głos robotnika przerodził się w jęczenie.
– Nie rozumiesz, człowieku? Pewnie jego lordowska mość sam to zrobił.
Został osądzony przez człowieka, którego wyciągnął z otchłani nędzy,

sprowadził do zamku Raeburn i któremu dał godziwą pracę. Nie oczekiwał
wdzięczności, ale odrobina lojalności by nie zawadziła. Podszedł do drzwi.

– Co sam zrobiłem? – Pytanie zabrzmiało niczym smagnięcie bicza.
Charles i cieśla stali w kaplicy. Na widok Dougalda Fred pobladł.
– Milordzie. – Ściągnął z głowy czapkę. – Nie miałem zamiaru... pan

Charles myślał, że jeszcze nie ma pana tutaj... to znaczy...

– Co zrobiłem? – powtórzył Dougald. Charles popchnął Freda do przodu.
– Wchodź! Tutaj nie możemy o tym rozmawiać. Dougald odsunął się od

drzwi, żeby przepuścić Freda, jednak nie odczuwał dość litości, żeby stanąć za
biurkiem. Przechadzał się w tę i z powrotem, dopóki Fred nie wszedł do środka i

background image

Charles nie zamknął drzwi. Wtedy zwrócił się do Freda.

– Myślisz, że co zrobiłem?
Fred stał, mnąc czapkę w rękach, wyraźnie niezdolny do wykrztuszenia

słowa.

– Cieśle nie pracowali na podeście, milordzie – Charles poinformował

Dougalda.

Dougald zmrużył oczy.
– Pracowali na chodach.
– Tylko na schodach. Jeszcze nic nie robiliśmy na podeście.
Dougald pojął natychmiast, co to oznaczało i jego gniew przygasł.
– Czy deski mogły być przegniłe? Cieśla odzyskał odwagę.
– Mogły być. Ale nie były.
– Co więc się zdarzyło? – cichym, pełnym napięcia głosem zapytał Dougald.
– Ktoś podpiłował parę desek w różnych miejscach. Osłabił je. Milordzie,

przysięgam, że nie były podpiłowane ostatniej nocy. Mieliśmy się zabrać za
podest dziś rano i wczoraj przed końcem pracy dokładnie oglądaliśmy podłogę
na podeście z Rubinem.

A więc ktoś celowo zrobił krzywdę żonie Dougalda. Ktoś, kto wiedział, że

codziennie, skoro świt, biegła do pokoju na wieży. Ale przecież nikt nie
wiedział, że Hannah była jego żoną.

– Po kiego diabła ktoś miałby to robić? – zapytał Dougald.
Właściwie nie oczekiwał odpowiedzi. Charles otworzył drzwi i pozwolił

Fredowi umknąć, po czym na powrót je zamknął.

– Milordzie, pan i madame zachowywaliście się dość niedyskretnie w

swoich... małżeńskich wizytach.

Dougald odwrócił się gwałtownie w stronę Charlesa.
– Skąd wiesz, że...
– Przyszedłem rano, żeby pomóc się panu ubrać. Pani wymykała się z

pańskiego pokoju. Następnego dnia znów przyszedłem, żeby pomóc się panu
ubrać. Pan wymknął się z jej sypialni. Schowałem się w końcu korytarza, żeby
odstraszyć innych służących od obserwowania państwa, ale... milordzie, takich
sekretów nie da się utrzymać. Pojawiły się plotki. Słyszałem je. Służący
spekulują, dlaczego pan ostatnio złagodniał. Widzą napięcie pomiędzy panem i
madame. Widzą spojrzenia. Jej rumieńce. I wyciągają prawidłowe wnioski.

– Cholera. – Dougald nie chciał słyszeć, że przyczynił się do zagrożenia

życia Hannah.

– Tak, milordzie – spokojnie odparł Charles. – Nie sądzę, żeby ktokolwiek

wiedział, iż madame jest pańską żoną, ale ludzie mogą myśleć, że zanosi się na
małżeństwo. Jeśli, jak pan sugerował, to sir Onslow próbował pana zgładzić,
żeby odziedziczyć tytuł...

– Przecież twierdziłeś, że nie wierzysz, by to był Seaton. Detektywi nie

background image

znaleźli żadnego śladu jego winy.

– To oznacza jedynie, że jeszcze go na niczym nie przyłapali. Osobiście

uważam, że sir Onslow nie ma dość sprytu i złośliwości. – Wydawało się, że
policzki Charlesa jeszcze bardziej się zapadły. – Ma jednak motyw, a poza tym
widziałem go, milordzie. Czaił się w korytarzach. Chował coś pod płaszczem.
Przyłapałem go nawet, gdy opuszczał wschodnie skrzydło.

– Sprawdziłeś, gdzie był?
– Nic nie było ruszone w pańskiej sypialni, zresztą wówczas sądziłem, że

jest nieszkodliwy.

– Ja też nie jestem o tym przekonany. Większość czasu spędza poza

zamkiem Raeburn. Bawi się, kiedy my pracujemy.

– Może więc ktoś wynajęty przez sir Onslowa. To uwolniłoby go od

oskarżeń, gdyby stwierdzono morderstwo i pojawiły się podejrzenia. Jest
jeszcze jedno zdarzenie, które wydało mi się dziwne, ale o którym panu nie
wspominałem.

Dougald odwrócił się do niego.
– Słucham?
– Pewnego dnia, gdy madame czekała na pana pod gabinetem, zawędrowała

do kaplicy. Kiedy tam wszedłem, leżała na podłodze. Powiedziała, że uderzyła
się w głowę. – Charles miał cielęcy wyraz twarzy. – Początkowo jej nie
uwierzyłem.

– Co to znaczy, że jej nie uwierzyłeś?
– Nie było niczego, o co mogłaby się uderzyć. – Charles lekko wzruszył

ramionami. – A ona jest jeune filie. Jeunes filles lubią przesadzać i
dramatyzować.

– Charles, czy jest w kobietach coś, co ci się podoba? – zgrzytając zębami

zadał pytanie Dougald.

– Qui, jest jedna rzecz, którą w nich lubię, i to bardzo. Ale przy tym nie

muszą mówić.

Dougald musiał przyznać, że być może Hannah miała swoje powody, żeby

nie lubić Charlesa. – Ale uderzyła się w głowę?

– W pobliżu znalazłem ciężki, odłamany skądś kawałek drewna. Przyszło

nam do głowy, że mógł się oderwać od krokwi, ale nawet jeśli tak było, to
musiał spaść dawno temu, bowiem ułamany fragment był brudny, zakurzony i
osmalony dymem.

Dougald podszedł do Charlesa i spojrzał na niego z góry.
– Co ci powiedziała Hannah?
– Uderzenie ogłuszyło madame i nic nie zauważyła. Pytałem jednego z

robotników, skąd może pochodzić ten drewniany kawałek. Powiedział, że pasuje
do krokwi.

– Charles znacząco uniósł palec. – Do krokwi w głównej sali zamkowej.

background image

– A więc ktoś go rzucił.
– Qui, tak podejrzewam. Dougalda poraził gniew.
– Czemu wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?
– Nie chciał pan słyszeć ani słowa o madame. Nawet jednego słowa.
Charles przedstawił swoją odpowiedź z lekkim tonem triumfu w głosie.

Dougald uwierzył mu, sam bowiem doskonale pamiętał ów dzień w swoim
gabinecie i instrukcje, jakie wydał służącemu.

– Masz rację, Charles. Zasłużyłem sobie na to.
– Tak, milordzie. – Charles szybko odetchnął. – Ale z tego powodu

nalegałem na szczególną ostrożność podczas prac remontowych. Bałem się
następnego wypadku.

– Dziękuję ci. – Jednak Dougald nie potrafił zapomnieć roli, jaką odegrał

Charles, gdy Hannah pierwszy raz go opuściła. – Nadal zastanawiam się, czemu
to zrobiłeś.

– Zastanawia się pan? Nie rozumie pan? – Francuski akcent Charlesa nasilał

się, gdy służący był wzburzony. – Moim największym pragnieniem jest, żeby
pan pojednał się z madame. Zrobiłem wszystko, co w mej mocy, żeby to się
stało.

– Dlaczego? – bezbarwnym głosem spytał Dougald.
– Musi wrócić i być pańską prawdziwą małżonką. Jest pan nieszczęśliwy,

gdy madame przebywa z dala od pana, ale nie zamierza pan się rozwieść. –
Spojrzał na Dougalda. – A jeśli do pana nie wróci, powinna umrzeć, żeby
odzyskał pan wolność.

Aha! A więc dotarli do sedna sprawy.
– Wolałbym nie narażać się na oskarżenie o kolejne morderstwo.
– Nie! Milordzie, nie powiedziałem, że powinien pan ją zabić! Ale ciążący

na panu zarzut morderstwa postawił pana poza nawiasem towarzyskiej elity. Nie
może pan poślubić następnej, lepszej panny, skoro jej ojciec będzie przekonany,
iż podetnie jej pan gardło. – Charles uśmiechnął się z udawaną wesołością. –
Musi więc dojść do pojednania.

– Bądź moją żoną, bo inaczej cię zabiję? Każda kobieta chciałaby usłyszeć

taką propozycję.

– Wcale nie musi pan jej zabijać, milordzie. Ktoś ma chęć zrobić to za pana.
Bezczelna uwaga Charlesa podcięła Dougaldowi nogi. Opadł na krzesło i

kolejny raz spróbował zgłębić ogrom swojego nieszczęścia.

– A więc to przeze mnie Hannah znalazła się w niebezpieczeństwie?
– Syn pana i madame pozbawi sir Onslowa praw do dziedziczenia. To chyba

musi być sir Onslow.

Dougald mógł stawić czoło niebezpieczeństwu. Wobec tchórza, który

usiłowałby go zabić, czuł wyłącznie pogardę. Ale próba zabicia Hannah... Nie.
Nie.

background image

– Czy Seaton jest teraz w domu?
– Nie, milordzie, wyjechał na cały dzień do dworu Connif.
– Chcę z nim porozmawiać, kiedy wróci.
– Czy mogę być przy tym obecny, milordzie? Dougald i lokaj wymienili

ponure uśmiechy.

– Oczywiście, bardzo liczę na twoją obecność. Seaton rzadko się mnie boi.
– Ta jego obojętność łatwo może ulec zmianie.
– Tak, chyba musi zniknąć. Jednak do czasu rozmowy z Seatonem musimy

czuwać nad Hannah.

– Milordzie, pilnowałem jej, gdy tylko mogłem, Ale to niezwykle trudne.

Madame biega tu i tam, w górę i w dół po schodach. Rozmawia ze wszystkimi,
ze wszystkimi jest w przyjaznych stosunkach. – Szyderczy uśmieszek Charlesa
jasno dowodził, że nie pochwala takiej postawy. – W domu są robotnicy, obcy
ludzie. Każdy z nich mógł zostać wynajęty, żeby zrobić jej krzywdę. Albo ktoś,
kogo dobrze znamy, któryś ze służących, pani Trenchard, Alfred...

– Ty...
– Ja? Oczywiście, to mogłem być również ja. Ale gdybym chciał ją zabić,

miałem już po temu wiele okazji.

Może nie zabić, pomyślał Dougald. Może tylko odsunąć ją, jak kiedyś.

Spojrzał na Charlesa, na obwisłą twarz, bulwiasty nos i rzadkie włosy na głowie.
Jak Dougald mógł zaufać Charlesowi, który wcześniej ciężko pracował, żeby
pozbyć się Hannah?

Jakby czytając w jego myślach, Charles odezwał się:
– Musi pan ją odesłać, milordzie.
– Nie pojedzie. – A Dougald nie ufał jej na tyle, żeby powiedzieć jej,

dlaczego musi wyjechać. Hannah odmówi wyjazdu, kierując się przywiązaniem
do ciotek, obowiązkami wobec królowej, a może nawet namiętnością, którą do
niego czuje. Hannah, która teraz zawitała do jego domu, nie była już tą dawną,
młodą Hannah. Sama decydowała o swoim postępowaniu i wcielała swoje
decyzje w życie z rozsądkiem i determinacją. Jeśli postanowi pomóc
Dougaldowi w znalezieniu winnego, będzie się przy tym upierać. A kiedy
Dougald myślał o Hannah, odważnie stawiającej czoło temu zdegenerowanemu
osłu, Seatonowi... nie, nie zrobi tego, bo Dougald nic jej nie powie.

– Milordzie, nie mogę pilnować pana i jej, a jeśli musiałbym wybierać, to

zna pan doskonale mój wybór – zrozpaczonym tonem rzekł Charles.

Owszem, Dougald wiedział, zdawał sobie również sprawę z tego, że nic nie

zachwieje lojalnością Charlesa wobec niego.

– Może pan ją skłonić do wyjazdu. – Służący oparł dłonie na biurku,

pochylił się do przodu i z powagą, szczerze, spojrzał na Dougalda. – Wie pan, w
jaki sposób.

– Tak. – Dopóki Dougald nie zdemaskuje winowajcy i nie rozprawi się z

background image

nim, musi odsunąć stąd Hannah. Z ponurym zdecydowaniem otworzył dolną
szufladę biurka i wyciągnął z niej plik listów, przewiązanych wyblakłą, różową
wstążką. – Ale to poważnie zmniejszy szansę na nasze pojednanie.

background image

ROZDZIAŁ21

Ciotki stały przy łóżku Hannah i przyglądały się jej z ciekawością,

graniczącą z podejrzliwością.

– Wyjaśnij nam jeszcze raz, moja droga, jak to się stało, że się potknęłaś na

schodach wiodących do naszej pracowni – rzekła ciotka Isabel. – Gdy za
pierwszym razem mówiłaś, nic nie słyszałam. Strasznie mamrotałaś.

Hannah nie mamrotała. Prawdę mówiąc, doprowadziła do perfekcji sztukę

powolnego, głośnego mówienia, żeby ciotka Isabel mogła ją słyszeć. Nie mogła
jednak podważać prawdomówności starszej pani, toteż powiedziała:

– Niosłam pudełko z włóczkami i na schodach nadepnęłam na brzeg

spódnicy.

– Uhm... – Ciotka Ethel skinęła głową.
– Takie duże pudełko – dorzuciła ciotka Spring.
– Dlaczego nie poleciłaś lokajowi, żeby je wniósł na górę? – zapytała ciotka

Isabel.

– Wszyscy lokaje byli zajęci przy pracach budowlanych i sprzątaniu. Nie

chciałam odrywać ich od obowiązków. Na przyszłość będę mądrzejsza. –
Hannah zasłoniła się szczelniej swoją flanelową koszulą nocną w wyblakłe
paski i wskazała krzesła. – Nie spodziewałam się gości, ale proszę, może ktoś
usiądzie?

– Nie, kochanie, wygodniej jest nam stać – odparła panna Minnie.
Panna Minnie miała na myśli to, że ciotkom wygodniej było ją zastraszać,

patrząc na nią z góry. Ból nogi w kostce mniej doskwierał Hannah niż
przesłuchanie ciotek.

Hannah poprawiła się na poduszkach i spróbowała zmienić temat rozmowy.
– Dziękuję za kwiaty, ciociu Ethel. – Na stoliku przy łóżku stał kryształowy

wazon. Hannah dotknęła delikatnych płatków różowej róży. – Są piękne.

Ciotka Ethel rozpromieniła się, oczarowana pochwałą swoich kwiatów.
– Jutro przyniosę ci więcej. – Ciotka Spring dała jej kuksańca, przywołując

ją do porządku. – Ach tak! Opowiadałaś nam o swoim upadku. – Ciotka Ethel
wbiła wzrok w Hannah.

– Nic więcej nie ma do dodania. – Hannah usiłowała ze swobodą wzruszyć

ramionami. – Jak tam plany przygotowań na przyjęcie królowej?

Ciotka Isabel przygładziła świeżo ufarbowane, bardzo czarne włosy.
– Lord i lady McCarn przysłali uprzejme potwierdzenie, podobnie

Dempsterowie, sir Stokes i lady Gwen, i...

– Prościej będzie powiedzieć, że wszyscy przyjęli zaproszenie – przerwała

jej panna Minnie.

– Wszyscy? – Hannah pomyślała o swoich dziadkach i klasnęła w ręce. W

końcu ich pozna.

background image

Ból w kostce zmniejszył się. Doszła do wniosku, że bez kłopotów będzie

mogła założyć buciki na przyjęcie królowej. Była z tego bardzo zadowolona,
chciała bowiem wyglądać nieskazitelnie w czasie spotkania z Burroughsami.
Ciotka Isabel wstała.

– Tak, prościej byłoby tak powiedzieć. Na pewno zdążymy z

przygotowaniem jedzenia i picia na przyjazd królowej. Gdyby tylko pani była
zdrowa, panno Setterington.

– Dziękuję, czuję się już dobrze. Gdy pani Trenchard badała mnie dziś rano

powiedziała, że jutro będę już mogła wstać, jeśli tylko będę chodziła o lasce. –
Hannah irytowało siedzenie w łóżku. – Jak postępują prace przy gobelinie?

– Do wizyty królowej mamy niespełna pięć dni. Nie wiem, czy damy radę

skończyć na czas. – Ciotka Spring żałośnie potrząsnęła głową. – Zwłaszcza, że
nie mamy potrzebnej włóczki. Ach, ale mówiłaś przecież, że ją dostarczyli. –
Przyłożyła palec do brody. – Gdzie ją położyłaś?

Gładząc fałdy spódnicy, Hannah zastanawiała się, czemu kiedyś wydawało

się jej, iż będzie umiała oszukać te kobiety. Po raz pierwszy od śmierci matki
wystawiona była na karcące spojrzenia. Poczuła ukłucie winy.

– Upuściłam ją, przewracając się. Może ktoś ją podniósł. – Włóczki miały

nadejść wczoraj. Przesyłka musiała być gdzieś na terenie zamku.

– Zapytamy panią Trenchard. – Panna Minnie sprawiła, że to proste zdanie

zabrzmiało złowrogo.

Ale Hannah była zadowolona z tego pomysłu. Jeśli zajdzie potrzeba, pani

Trenchard skłamie dla niej. Pani Trenchard również nie będzie chciała, żeby
ciotki się martwiły.

– Tak, porozmawiam z Judy – rzekła ciotka Spring. – Jesteśmy jak siostry.
Zaskoczona Hannah zamrugała.
– Co to znaczy jak siostry?
– Po śmierci mojej matki jej matka była moją mamką. – Ciotka Spring

wskazała palcem na siebie. – Jesteśmy w tym samym wieku.

– Jesteście rówieśniczkami? – Z jakiegoś powodu Hannah myślała, że ciotka

Spring jest starsza od pani Trenchard. Pani Trenchard była taka krzepka i
zaradna, potrafiła zarządzać pięćdziesięcioma służącymi, gdy tymczasem ciotka
Spring była... ciotką Spring. Zagubiona, ekscentryczna, nieskończenie uprzejma.

Ciotka Spring zapomniała o tropieniu prawdy i przysiadła na brzegu łóżka

Hannah.

– Wychowywałyśmy się jak siostry. W młodości kochana Judy towarzyszyła

mi wszędzie. Zawsze się o mnie troszczyła, nawet kiedy byłyśmy już dorosłe.
Nawet po swoim ślubie. Gdyby nie ona, nigdy nie mogłabym spotykać się
potajemnie z Lawrencem...

– Panno Spring! – od drzwi zawołała pani Trenchard. – Proszę nie

opowiadać takich rzeczy. Nie chcemy, żeby ucierpiała pani reputacja.

background image

– Phi, co mi po reputacji? Lawrence był moją jedyną, prawdziwą miłością. –

I z nagłym pragmatyzmem dodała: – Zresztą jestem o wiele za stara, żeby
wychodzić za mąż.

Pani Trenchard wkroczyła do maleńkiego, zatłoczonego pokoju.
– To nieprawda, panno Spring. Mężczyźni ustawiają się w kolejce, czekając

tylko na pani kiwnięcie.

– Mój wzrok nigdy nie spoczął na tych zdziecinniałych ramolach – cierpkim

głosem rzuciła panna Minnie. – Spring doszła do wniosku, że jej widoki na
zamążpójście się skończyły, Trenchard. Czemu nie możesz w to uwierzyć?

Pani Trenchard miała odpowiedź na końcu języka, jednak coś, szacunek dla

ciotki Spring, a może lęk przed panną Minnie, powstrzymało ją. Po chwili
krępującej ciszy odezwała się:

– Panno Setterington, chciałam zbadać pani nogę. Lord Raeburn chce

wiedzieć, czy będzie pani mogła dzisiaj wstać.

– Przypomniałam sobie! – Ciotka Spring oparła ręce na biodrach i

niespodziewanie powróciła do zasadniczego tematu. – Judy, w jaki sposób
panna Setterington odniosła obrażenia?

– Mówiłam paniom – rzekła Hannah. – Potknęłam się, wchodząc po

schodach.

– Pytałam Judy – zirytowanym głosem powiedziała ciotka Spring.
– Nie byłam świadkiem upadku panny Setterington. – Pani Trenchard

schowała ręce pod fartuch i odwróciła wzrok od ciotki Spring.

– Znaleźliście ją u podnóża schodów? – zapytała panna Minnie.
Pani Trenchard rozejrzała się wokół, jak zwierzę pochwycone w pułapkę i jej

lokalny akcent stał się wyraźniejszy, gdy odpowiedziała:

– Niezupełnie.
Od drzwi rozległ się ostry głos Dougalda.
– Wystarczy już, drogie panie. Chciałbym porozmawiać z panną

Setterington.

Wbiły się weń przenikliwe spojrzenia czterech par oczu.
– Nie krępuj się, mój drogi – zachęciła go ciotka Isabel.
– Na osobności – wyjaśnił.
– Nie mogę uwierzyć, że chcesz, abyśmy się na to zgodziły – rzekła panna

Minnie swoim najsurowszym tonem.

– To bardzo niewłaściwe – dorzuciła ciotka Isabel.
– Ale pozwolimy na to! – Ciotka Spring wstała. – Chodźcie, dziewczęta.

Zostawmy te dzieci same.

Z nieprzyzwoitym pośpiechem ciotki ruszyły do wyjścia. Po kolei

przeciskały się w drzwiach koło Dougalda.

Ciotka Isabel wychodziła ostatnia. Przenikliwym szeptem zwróciła się do

Dougalda. – Nawiasem mówiąc, mój drogi, mógłbyś pomyśleć o przeniesieniu

background image

Hannah do innej sypialni. Ten pokój jest szalenie zaniedbany. – I rzucając
szybkie spojrzenie na Hannah, dodała: – Może odpowiednia byłaby twoja
sypialnia.

Gdy ciotka Isabel wymknęła się w końcu z pokoju, Hannah miała ochotę

walić głową w poręcz łóżka. Nie dość, że Dougald zapragnął się z nią widzieć
na osobności, to jeszcze ciotki się na to zgodziły! A ciotka Isabel powiedziała
coś tak sprośnego! I wszystko w obecności gospodyni. Hannah nie wiedziała,
gdzie ma podziać oczy.

Zanim Dougald zdążył się poruszyć, do sypialni wróciła ciotka Ethel i

powiedziała:

– Proszę ze mną, pani Trenchard.
– Pani Trenchard zostanie – oświadczył Dougald, odwracając głowę i

mierząc ciotkę Ethel spojrzeniem.

Cofnęła się, jakby zobaczyła potwora. Z przerażeniem wyszeptała:
– Jak pan sobie życzy, milordzie. – Spojrzała ze współczuciem na Hannah i

pospiesznie się oddaliła.

Kiedy odwrócił się twarzą w jej stronę, zobaczyła, co tak przeraziło ciotkę

Ethel. W progu, niczym odziana w czerń zjawa, z ponurą twarzą stał Dougald;
jego zielone oczy pozbawione były wyrazu.

– Lordzie Raeburn, czy coś się stało? Zignorował jej pytanie.
– Pani Trenchard, czy będzie mogła dzisiaj wstać?
Pani Trenchard ujęła w dłonie jej zranioną nogę.
– Tak, milordzie. Będzie mogła.
Hannah pomyślała, że to zadziwiająca diagnoza, zważywszy, iż wydana

została nawet bez patrzenia na nogę.

– Bardzo dobrze – rzekł Dougald. – Może już pani odejść, pani Trenchard.
– Proszę zaczekać. – Hannah złapała gospodynię za rękę. – Czy nadeszła

włóczka do tkania gobelinu?

Pani Trenchard zerknęła nerwowo na Dougalda, ale odpowiedziała:
– Dziś po południu. Jest teraz w pracowni na wieży.
– Gdyby ciotki pytały, to niosłam ją wczoraj, kiedy się przewróciłam.
Pani Trenchard skinęła głową, po czym wybiegła z pokoju, jakby ją goniło

stado wściekłych psów.

Działo się coś, czego Hannah nie rozumiała. Z trudem przekręciła się i

opuściła nogę na podłogę.

– Dougaldzie, o co chodzi?
– Nie wstawaj jeszcze. – Mimo że się nie poruszył, to i tak emanował

groźbą. – Trzymaj nogę w górze na poduszce, jak długo możesz. Podróż
powrotna pociągiem do Londynu będzie długa.

– Podróż... do Londynu? – Nie położyła się z powrotem, bosymi stopami nie

czuła chłodu posadzki. Widziała jedynie Dougalda, wypełniającego sobą

background image

framugę drzwi.

– Odsyłam cię z powrotem. Zamrugała.
– Żartujesz.
– Nie żartuję.
– Czemu więc to powiedziałeś?
– Bo skończyłem z tobą.
Wstrzymała oddech. Takie krótkie, brutalne zdanie. Jakże skuteczne. I jakie

błędne.

– Skończyłeś ze mną? Dlaczego?
– Daj spokój, Hannah, zwykle nie jesteś taka tępa. Miałem swój plan.

Zrealizowałem go. – Uśmiechnął się jak pirat, czerpiący rozkosz z zadawania
bólu. – Skończyłem z tobą.

Najrozmaitsze myśli, uczucia i wrażenia zawirowały jej w głowie.
– Przyznaję, że zamierzałem skorzystać z ciebie dłużej, ale spójrz na siebie!
Hannah spojrzała w dół, na swój wygnieciony szlafrok.
– Spadłaś. Potłukłaś się. Nie jesteś mi potrzebna ani w łóżku, ani gdzie

indziej. W tym stanie nie możesz opiekować się ciotkami, co zaś do twoich
napadów namiętności... cóż, nie pożądam cię, gdy wyglądasz tak jak teraz.

Chwyciła poły szlafroka i podciągnęła je w górę, pod szyję. Nadal nie

rozumiejąc, co się dzieje, spróbowała zażartować:

– Nie jestem w najlepszej formie, ale...
– Jestem pewny, że domyślałaś się, jakie są moje zamiary – przerwał jej

bezlitośnie.

– Twoje zamiary?
– Musiałaś się zastanawiać, czy moja namiętność dorównuje twojej

namiętności do mnie.

Poczuła ucisk w piersiach. Mówił o jej lękach. Wszedł do pokoju i zatrzasnął

za sobą drzwi.

– Twoja namiętność była bardzo zaraźliwa. Bardzo poruszająca. – Niby

bezszelestny drapieżnik przesunął się ku nogom łóżka i oparł o poręcz. – Bardzo
żałosna.

– Żałosna!
– Czy możesz znaleźć lepsze określenie dla kobiety pożądającej mężczyzny,

który ją zachęca jedynie dla zemsty?

– To nieprawda. – Wiedziała, że to nieprawda. – Kłamiesz.
– Podejrzewałaś mnie o to, że cię prowokuję. Czekał, dopóki nie przyznała:
– Owszem.
– Musiałabyś być głupia, gdybyś tego nie podejrzewała, Hannah, a wiem, że

nie jesteś głupia. – Zacisnął ręce na poręczy tak mocno, aż zbielały mu knykcie.
– A przynajmniej... nie jesteś głupia w innych sprawach niedotyczących mnie.

– Znowu. – Zaczynała wierzyć w to, co jej mówił z taką satysfakcją.

background image

– Tak. Znowu. Ale za pierwszym razem uwiodłem cię, żeby cię poślubić.

Teraz chodzi mi o rozwód.

Miała ochotę go spoliczkować. Chciała wyprostować ramiona i wyzywająco

splunąć. Jednak jego złośliwość ją zdruzgotała.

– Tym razem nie składałeś fałszywych obietnic.
– Żadnych obietnic! Pamiętasz przecież, jak starannie unikałem zbędnych

słów podczas naszych nocy.

– Bo... bo byliśmy zajęci innymi rzeczami.
– Bo wiem, jak bardzo nie znosisz, kiedy składam obietnice, których potem

nie dotrzymuję. – Szarpnął za poręcz łóżka, aż zadźwięczała. – To niemal
równie niewłaściwe, jak niedotrzymanie przysięgi małżeńskiej.

Nadal nic nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć.
– Nie złamałam małżeńskiej przysięgi. Sam doprowadziłeś do tego, że cię

porzuciłam.

– Mogłaś być silniejsza. Mogłaś być twardsza. Mogłaś zmusić Charlesa,

żeby ci się podporządkował.

Z każdym zarzutem głos Dougalda stawał się cichszy, niższy,

intensywniejszy. – Mogłaś mnie zmusić, żebym cię słuchał.

Czuła się tak, jakby ją uderzył.
–Ale...
– Zrezygnowałaś. Zrezygnowałaś po sześciu miesiącach.
– Nie chciałam. Wiedziałam, że nie postępuję właściwie, lecz nigdy nie

wygrałabym z tobą i Charlesem.

– Wygrać! To nie była żadna krwawa wojna, tylko małżeństwo i miałaś siłę,

której nigdy nie próbowałaś użyć.

– Jaką siłę? Nie miałam żadnej siły. Próbowałam wszystkiego – żachnęła się.
– Próbowałaś kobiecych sztuczek?
– To nieuczciwe chwyty – rzekła pogardliwie.
– Co za uczciwość! – wymierzył w nią palec. – Sześć miesięcy, Hannah,

wystarczyło, żebyś złamała najświętsze śluby, które mogą sobie złożyć kobieta i
mężczyzna. Spałaś w moim łóżku. Twoje ciało mnie zniewoliło. Ciemną nocą
czyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i gdybyś wówczas coś
mi powiedziała, zrobiłbym dla ciebie wszystko.

– A ty oskarżyłbyś mnie o manipulowanie.
– Możliwe. Byłem młody i głupi. Byłem uparty. – Skrzywił się na

wspomnienie swojej młodości. – Ale wysłuchałbym cię i miałabyś prawo
prowadzić dom, mieć własny sklep, być kobietą, jaką chciałaś być i wymarzoną
przeze mnie żoną. Ty jednak byłaś zbyt dumna, żeby użyć broni, którą tak
doskonale władałaś. Jęczałaś tylko. Jęki są dużo bardziej uczciwe od kobiecych
sztuczek.

– Nie jęczałam! Próbowałam cię zmusić, żebyś posłuchał...

background image

– ...żebym posłuchał twoich słów. A co zrobiłaś, kiedy słowa nie odniosły

skutku?

Przełknęła nerwowo, usiłując odpędzić łzy, cisnące jej się do oczu.
– Wszystko przekręcasz. To nie była moja wina!
– Porzuciłaś mnie. Zostawiłaś samego. Sam musiałem borykać się z

nieszczęściem, niesprawiedliwością i oskarżeniem o morderstwo.

Naprawdę tak myślał. Widziała jego ból, jakiego nigdy się nie spodziewała

po człowieku tak zimnym i cynicznym jak Dougald. Nienawidził jej. Oskarżał ją
o wszystko.

– Wiele lat czekałem na tę chwilę, moja droga. – Jego głos zmiękł,

zabrzmiała w nim ukryta groźba. – Wiele lat, żeby stanąć przed tobą i patrzeć,
jak rozpadasz się na drobniutkie kawałki.

Nie rozumiała takiego Dougalda, skomplikowanego, pełnego okrucieństwa.

Owszem, wątpiła w jego intencje tamtej nocy, gdy przybyła do zamku Raeburn.
Owszem, od czasu do czasu zastanawiała się, czy poważnie traktował swoje
groźby zrobienia jej krzywdy. Lecz w głębi serca zachowała obraz Dougalda,
rozbierającego się w pociągu, żartującego ze swojej silnej żądzy, starającego się
ją uspokoić. Zawsze uważała tamtego Dougalda za prawdziwego. Nie
człowieka, którego opuściła. Nie mężczyznę, który dzisiaj był lordem Raeburn.

– Zaplanowałeś to wszystko?
– Każdy szczegół – odparł bez wahania.
– Z wyjątkiem mojego upadku. Odwrócił wzrok.
– Jesteś tego pewna? Gwałtownie wciągnęła powietrze.
– Dougaldzie, chyba nie chciałeś celowo mnie skrzywdzić? – wyszeptała.
– Już ci to mówiłem. Zostałem oskarżony o zamordowanie cię. Przeżyłem

swoje piekło. Dlaczego miałbym cię nie zabić? Dopóki mnie nie złapią, nie
będzie mnie otaczać gorsza sława niż dotąd.

Hannah wstała. Okropny ból w kostce zaskoczył ją. Opadła na łóżko.

Podbiegł do niej szybko, jakby chciał się na nią rzucić. Skuliła się przed nim i
cofnęła w stronę wezgłowia łóżka. Uśmiechnął się nieszczerze.

– Wygląda na to, że rozwód to niezłe rozwiązanie, prawda?
– Wynoś się! – krzyknęła. – Daj mi spokój. Cofnął się i ukłonił.
– Jak sobie pani życzy, panno Setterington. Nie zobaczymy się już przed

pani wyjazdem.

Nie pożegna się z nią, tak jak ona nie pożegnała się z nim wtedy, gdy wiele

lat temu wyjechała z Londynu.

Dużo młodsza Hannah stała na podwórku przed gospodą „Knight Arms” w

Liverpoolu i obserwowała stajennych, kręcących się wokół powozu i
zmieniających konie przed następnym etapem podróży. Dawno już, bo od
śmierci matki, nie podróżowała publicznym środkiem komunikacji. Od kiedy
zamieszkała w domu Dougalda.

background image

Dom Dougalda. Małej Hannah wydawało się, że jest to miejsce, gdzie będzie

mogła mieszkać zawsze i czuć się bezpiecznie. Do tego domu młoda Hannah
wkroczyła jako zapłoniona panna młoda, pełna nadziei, że w końcu stanie się
częścią rodziny. Teraz ten dom z zimnego, szarego kamienia kojarzył się jej
wyłącznie z utraconymi marzeniami.

Nawet wtedy, gdy była z Dougaldem w pociągu, miała wątpliwości. Nawet

przed ślubem zastanawiała się, czy nie popełnia błędu. Przecież jej matka nie
wyszła za mąż, bo ojciec Hannah był zbyt słaby, żeby stawić czoła swojej
rodzinie. W pewnym sensie Dougald ożenił się z nią dokładnie z tego samego
powodu.

Wgłębi serca zawsze się spodziewała, że Dougald jej nie będzie kochał.

Chciała tego. Miała nadzieję. Ale nie walczyła o to. W młodości zbyt wiele razy
została zraniona przez przyjaciół, którzy odwracali się od bezdomnego,
nieślubnego dziecka.

Tamtego ranka spakowała więc najpotrzebniejsze ubranie, pamiątki po

matce i pieniądze, które dał jej Dougald. Wciskał jej pieniądze, żeby ją
uspokoić, ona zaś brała je od niego w jednym celu – żeby móc od niego uciec.
Uciekała w pośpiechu do Londynu, gdzie mogła zniknąć i gdzie trudno było ją
odnaleźć. Do Londynu, miejsca wygnania.

Gdy tylko chłopcy stajenni zakończyli pracę, Hannah podeszła do woźnicy.
– Mam bilet. Tutaj mam torbę. – Pokazała ręką. – Proszę załadować ją do

powozu. Za ile czasu ruszamy?

Woźnica zmierzył ją oceniającym spojrzeniem. Miał przed sobą młodą damę

ubraną w modną, dzienną suknię, w kapeluszu z woalem, spod którego
prześwitywały jasne włosy. Nie miała ze sobą służącej, co było minusem, ale jej
wygląd świadczył ojej klasie, i woźnica dotknął ręką kapelusza i odezwał się z
szacunkiem:

– Jesteśmy gotowi do drogi, proszę pani.
– Dzięki Bogu – szepnęła Hannah. Nie chciała zostać złapana. Powinno jej

się udać, gdyż Dougald wyjechał do Manchesteru. Charles pojechał razem z
nim, ale z Charlesem nigdy nic nie było wiadomo. Sprytny Francuz miał swoje
sposoby, żeby wiedzieć wszystko, co działo się w domu, i Hannah musiała
wykazać się maksymalną przebiegłością, aby nie wytropił jej ucieczki.

– Proszę się nie bać, panienko, dowieziemy panią do Londynu na czas –

rzekł woźnica.

– Dziękuję. – Wcisnęła mu w dłoń monetę. – Jest pan bardzo uprzejmy.
Woźnica otworzył drzwiczki powozu i wrzasnął do pasażerów:
– Panowie, proszę się przesiąść. Dosiądzie się dama. Fircykowaty

dżentelmen wystawił głowę z powozu.

– Dama? A co mnie to obchodzi? Byłem tu pierwszy. Jednym szybkim

ruchem woźnica wyciągnął mężczyznę z powozu.

background image

– Proszę zrobić, jak mówię, bo inaczej będzie pan podróżował na dachu.
Dżentelmen już się prostował, żeby wybuchnąć gniewem, gdy dostrzegł

Hannah.

Patrzyła na niego bez słowa. Fircyk uczynił krok do przodu i wyciągnął rękę.
– Czy mogę pomóc pani wsiąść, panno...
Mało brakowało, żeby sprostowała, że nie jest panną, tylko panią Pippard.

Jednak opanowała się w ostatniej chwili i w przypływie natchnienia
powiedziała:

– Panna Setterington. Dziękuję panu. – Wsiadła do powozu. Siedzenie z

przodu zajmowała pulchna starsza dama i niezdrowo wyglądająca dziewczyna,
ściskająca w rękach walizkę. Hannah oceniła je jednym rzutem oka – dama
budziła zaufanie, a dziewczyna była panną ze wsi, udającą się do miasta w
poszukiwaniu szczęścia. – Czy mogę? – zapytała. Panie zrobiły jej między sobą
miejsce i Hannah usiadła.

Fircykowaty jegomość usiadł naprzeciw niej i zagadnął z uśmiechem:
– A więc wybiera się pani do Londynu? Co za zbieg okoliczności. Ja także.
Hannah wiedziała, że musi trzymać go od siebie na dystans. Wiedziała też,

że potrafi to zrobić. Nie była bogatą, niewinną młodą damą, jak to sobie musiał
wyobrażać. Była nieślubnym dzieckiem, bez pracy, przyzwyczajonym do
błyskawicznej oceny ludzi, do kierowania się w życiu rozumem.

Będzie musiała skutecznie ukryć się przed Dougaldem. Musi jej się to udać.

Nazywała się teraz Hannah Setterington i była niezależną starą panną.

Drzwi powozu zamknęły się, rozległ się strzał z bata i powóz gwałtownie

ruszył. Hannah po raz ostatni rzuciła okiem na Liverpool, po czym oparła się o
siedzenie i przymknęła oczy. Zaledwie po sześciu miesiącach małżeństwa
straciła wszystko, za czym tęskniła. Zostawiała za sobą marzenia o rodzinie i
miłości. I nigdy już nie będzie o tym myślała. I o nim.

Odgłosy dobiegające od drzwi gwałtownie wyrwały Hannah z ponurych

wspomnień i przywróciły do bolesnej teraźniejszości.

W drzwiach stała pani Trenchard.
– Lord Raeburn przysłał mnie, żebym pomogła się pani spakować.
– Spakować? – Hannah nadal nie mogła uwierzyć, że Dougald mógł być tak

brutalny.

– Spakować się przed podróżą do Londynu. Kiedy poprzednio Hannah

opuszczała Dougalda, bardzo cierpiała, ale chciała wyjechać, żeby zachować
godność, wolę i niezależność. Jeśli teraz wyjedzie, cóż jej pozostanie poza
urażoną dumą, złamanym duchem i nigdy niespełnionymi marzeniami o
rodzinie?

Marzeniami o założeniu rodziny z Dougaldem. Z Dougaldem, który każdym

słowem dawał dowód swojego okrucieństwa i złośliwości. Z Dougaldem, który
umiał czytać w jej myślach, znał jej wszystkie lęki i dręczył ją nimi.

background image

Wzdrygnęła się.
Oskarżył ją o porzucenie go. O zerwanie ich małżeństwa bez żadnej próby

jego naprawy. A przecież próbowała. Próbowała! I żeby pokazać mu, że się
mylił...

– Nigdzie nie jadę – powiedziała.
Na twarzy pani Trenchard pojawiło się przerażenie.
– Panno Setterington!
Hannah ostrożnie opuściła chorą nogę na podłogę.
Dougald nie był okrutny ani złośliwy. Był zimny. Był trudny. Kierowały nim

demony, których nie rozumiał. Ale nigdy nie zastawiłby na nią pułapki, przez
którą miałaby spaść ze schodów! Śmieszny pomysł!

– Nie wyjadę. Nie może mnie do tego zmusić. Pani Trenchard nerwowo

oblizała wargi.

– Panno Setterington, nie mogę się z panią zgodzić, bo... lord może panią

zmusić.

Ignorując gospodynię, Hannah wstała, testując nogę. I sprawdzając siłę

swojego postanowienia. Pani Trenchard pokazała jej list.

– Napisałam go dla pani. List rekomendacyjny. Z największymi pochwałami

dla pani umiejętności.

Hannah wzięła list, obejrzała go i cisnęła na łóżko. Działo się coś, czego nie

rozumiała. Nie zamierzała jednak porzucić ciotek przed wizytą królowej. Nie
zamierzała wyjeżdżać, dopóki nie spotka swoich dziadków.

– Dziękuję, pani Trenchard, ale nie wyjadę. Zrozpaczona pani Trenchard

powiedziała:

– Nasz pan potrafi postawić na swoim.
Hannah, kuśtykając, ruszyła do przodu. Zadowolona, że kostka wytrzymuje

te ruchy, wyciągnęła rękę po kulę.

Dougald miał jakiś powód, żeby jej się stąd pozbyć. Może dlatego, że chciał

z nią zerwać. Ale może działo się coś innego. Coś, co dotyczyło jej dziadków,
albo ciotek, albo jej samej. Może Dougald znalazł sobie kochankę, której
pożądał bardziej niż Hannah. Ale bez względu na powody, Hannah nie
zamierzała opuścić Dougalda, dopóki cierpiał tak jak teraz.

Hannah spojrzała prosto na panią Trenchard, która podawała jej kulę.
– Nikt i nic nie wypędzi mnie z zamku Raeburn, dopóki sama nie zdecyduję

się stąd odejść.

background image

ROZDZIAŁ22

Dougald stał za biurkiem i patrzył w osłupieniu na niewzruszoną panią

Trenchard.

– Panna Setterington śmiała mi się przeciwstawić?
– Czy życzy pan sobie, milordzie, żebym nakazała służącym zanieść ją do

powozu, a potem siłą wsadzić do pociągu? – zapytała pani Trenchard tonem,
jakiego mogłaby użyć, proponując mu kieliszek koniaku.

Dougald skrzywił się, zdawszy sobie sprawę, że pokpił sprawę. Powiedział

więcej niż planował, i gorąco wierzył w to, co mówił. Obwinił ją za rozpad ich
małżeństwa. Nie zamierzał tego mówić, a co więcej, nie zdawał sobie sprawy,
jak bardzo uraziła go jej ucieczka. Jednak gdy zaczął mówić, kierowało nim
uczucie prawdziwego potępienia, zaskakujące zarówno dla niej, jak i dla niego.

– Panna Setterington nie jest aż tak wysoka, żeby dwóch krzepkich lokajów

nie było w stanie jej wynieść na mój rozkaz – zauważyła pani Trenchard.

– Nie wątpię w to, nie chcę jednak, żeby była usuwana siłą z zamku na

oczach łkających i załamujących ręce ciotek. – Przejechał dłonią po włosach. –
Gdzie ona teraz jest?

– Założyła swoją roboczą suknię i udała się do spiżarni. Powiedziała, że

noga rozbolała ją tak bardzo, iż nie mogła iść dalej, więc zatrzymała się w
spiżarni, żeby przeliczyć srebra. – Pani Trenchard potrząsnęła głową. – Trzeba
było je przeliczyć, ale nie chciałam jej na to pozwolić, milordzie. Oddanie sreber
rodowych Raeburnów w ręce niezadowolonej służącej jest dość ryzykowne.
Mimo wszystko jednak sądziłam, że powinien pan natychmiast dowiedzieć się o
jej buncie.

– Wątpię, żeby panna Setterington nadmiernie przywiązała się do sreber

Raeburnów, bez względu na stopień swojego niezadowolenia. Dziękuję, pani
Trenchard. – Poprawił żakiet. – Zajmę się sprawą osobiście. – Kiedy opuszczał
pokój Hannah, mógłby przysiąc, że wyjedzie, że mu się udało, jak zwykle.

Tyle że rzadko wygrywał z Hannah. Hannah wielokrotnie mu się

przeciwstawiała – ale nie tym razem. Jej życie było zagrożone. Musiał ją
odesłać z zamku. Dla jej własnego dobra. Pewnego dnia doceni jego starania i
zrozumie, że ją zranił, żeby jej pomóc.

Musi zrozumieć, gdyż przez wzgląd na podtrzymanie rodu potrzebował

żony.

Jednak był zmartwiony, gdy wędrował korytarzem. Tak, potrzebował żony.

Potrzebował dziedzica. Miał już Hannah. Przez ostatnich kilka dni wielokrotnie
dowiedli oboje, że zadziwiająco dobrze sprawdzają się w łóżku. Należy mieć
nadzieję, że w niedługim czasie spłodzą potomka.

Zatrzymał się przed otwartymi drzwiami do spiżarni. To małe pomieszczenie

było wykorzystywane jako magazyn garnków, liberii, obrusów, dodatkowych

background image

krzeseł i wszystkiego, co mogło się przydać przy serwowaniu posiłków. Jedna
ze ścian zabudowana była półkami, pod drugą stał stół.

Jeśli tak bardzo wzburzył Hannah, że już nigdy więcej nie zaprosi go do

swojego łóżka, miał do wyboru kilka niezbyt atrakcyjnych możliwości. Mógł się
z nią rozwieść i poślubić nową żonę. Mógł wykorzystać moc prawa i zmusić ją,
żeby wróciła do niego. Mógł też zabiegać o jej względy.

Zalecanie się do Hannah byłoby stratą czasu. Przecież już do niego należała.

Jednak pozostałe dwa rozwiązania odstręczały go, wiedział też bez cienia
wątpliwości, że nigdy nie znajdzie innej kobiety równie godnej jego łóżka, co
Hannah. Kochali się z ogniem i pasją. Musiał mieć Hannah, i to Hannah chętną.

Oczywiście mógł skorzystać z logicznych metod, żeby to osiągnąć. Po

rozprawieniu się z obwiesiem, który próbował ją zabić, mógłby ją odnaleźć w
Londynie, w Surrey czy gdziekolwiek indziej... Boże, miał nadzieję, że nie
ucieknie przed nim z Anglii... i mógł wyjaśnić, że odtrącił ją dla jej własnego
dobra. Nie miał jednak wątpliwości, że wówczas zatrzasnęłaby mu drzwi przed
nosem... a może raczej na jego palcach.

Siedziała na stołku, zwrócona do niego plecami, twarzą do kredensu. Kula

stała w kącie. Srebrne nakrycia błyszczącą warstwą pokrywały wąski blat
kredensu. Przyglądał się, jak Hannah sortuje łyżki, gromadzi je razem i układa
na brzegu kredensu, obok starannie ułożonych widelców. Kilka pasm włosów
wymknęło się z jej koka i opadło na kark, którego bardzo pragnął dotknąć. Wbił
w nią palący wzrok. Wiedział, co powinien powiedzieć, żeby się jej teraz
pozbyć z zamku. W swoim przemówieniu w sypialni zapomniał o jednym
bardzo istotnym i obraźliwym wątku.

Ręką pchnął drzwi tak mocno, że uderzyły o ścianę. Przerwała swoje

czynności. Z irytującą pogardą wycedził:

– Podejrzewam, że chodzi ci o stracone pieniądze. Wyprostowała plecy.

Demonstracyjnie odwróciła się do niego tyłem. Miała na sobie skromną suknię z
brązowej wełny, w ręku zaś trzymała cienki, srebrny nóż do mięsa.

– Lordzie Raeburn – odezwała się – o czym pan mówi?
– O tobie. – Wszedł do środka. – Nadal tu jesteś. O tym właśnie mówię.
– Zaskoczyło cię to? – Przekręciła się na stołku tak, żeby go dokładnie

widzieć. Wywijając nożem, swobodnie oparła łokcie na blacie kredensu. – Ale
dlaczego, milordzie? Czy kiedykolwiek zrobiłam to, co mi kazałeś?

Przyszedł tutaj zdecydowany dalej ciągnąć grę, która tak dobrze rozpoczęła

się w jej sypialni, żeby w ten sposób uchronić żonę przed groźbą śmierci. Ale tu,
w spiżarni, Hannah siedziała przed nim bezczelnie, jak uliczny chuligan, nie
przejmując się nim, jego autorytetem, poświęceniem. Wszedł do środka i
zamknął za sobą drzwi.

– Tym razem posłuchasz.
Uśmiechnęła się, jeśli można było to nazwać uśmiechem.

background image

– Ależ Dougaldzie, jestem twoją żoną. Po latach wróciłam do ciebie. Z

pewnością jesteś zadowolony, że wzięłam sobie do serca twoje życzenie i teraz
odmawiam wyjazdu.

Cholera. Powiedział niewłaściwą rzecz. To był rezultat pozwolenia sobie na

niekontrolowane emocje.

Co gorsza, czuł przypływ dalszych emocji w trzewiach i w sercu.
– Nie chcę cię tutaj.
– Pozwól mi wypróbować na tobie kobiece sztuczki. – Zatrzepotała

powiekami. – Kochanie, pragnę pozostać z tobą na zawsze. – Całość psuła
wyraźna przesada i ciągłe machanie nożem.

Zrobił krok w jej stronę.
– Hannah, jeśli będę zmuszony posłać panią Trenchard i paru lokajów do

twojej sypialni, żeby spakowali torby, poczujesz się upokorzona.

– Trudno ci będzie wyjaśnić swoje postępowanie ciotkom. – Zsunęła się ze

stołka. – Musisz przyznać, że łzy ciotek wprawiają cię w zakłopotanie. Czy to
jest wystarczająca manipulacja?

– Skończyły się już czasy, kiedy mogłaś mną manipulować. – Nie była to

prawda, lepiej jednak, żeby o tym nie wiedziała.

– Jestem im potrzebna.
– Mają panią Trenchard.
– Z całym szacunkiem dla pani Trenchard, i tak spoczywa już na niej zbyt

wiele obowiązków. – Utykając, zbliżyła się do niego. – Beze mnie ciotki nie
miałyby żadnych szans na zakończenie w terminie prac przy gobelinie. Również
jej królewska mość spodziewa się mnie tutaj zobaczyć. Przecież to ja wysłałam
zaproszenie.

Miał ochotę złapać Hannah za ramiona i wytrząsnąć z niej całą bezczelność.
– Jej królewska mość nawet nie zauważy twojej nieobecności. Wydajemy

ogromne przyjęcie, na którym będą obecni wszyscy sąsiedzi.

– O to ci chodzi. – Oparła swobodną rękę na półce i wbiła w niego wzrok. –

Możesz przestać udawać, Dougaldzie. Wiem, w czym rzecz. Chcesz się mnie
stąd pozbyć, żeby zmonopolizować uwagę królowej. Jej oskarżenie tak bardzo
go zaskoczyło, że nawet nie poczuł się urażony.

– Nie bądź śmieszna. Niepotrzebne mi poparcie królowej dla umocnienia

własnego prestiżu.

– O co więc chodzi? Przecież musisz mieć jakiś powód, żeby mnie odsyłać.
Ledwo opanował głośne westchnienie. Skąd wiedziała? I co wiedziała?
– Podałem ci już przyczyny. Skończyłem z tobą.
– Bo znalazłeś moją następczynię?
– Twoją następczynię?
– Dziewczynę, którą chcesz poślubić.
– Przecież jestem żonaty.

background image

– To niewielka przeszkoda dla takiego stratega, jak ty. Czy to Charles

znalazł ją dla ciebie? Śliczną, młodą dziewczynę, która wie, gdzie jej miejsce? –
Hannah pogardliwie machnęła ręką. – Taki jest plan, prawda? Pozbędziesz się
mnie, otrzymasz rozwód i poślubisz swoją laleczkę.

– W przeciwieństwie do tego, co sobie wyobrażasz, nie tak łatwo dostać

rozwód i wcale nie jest to tanie. – Dotarło do niego, że to teraz nie temat do
dyskusji z żoną, którą chciał przy sobie zatrzymać.

– Czy Charles radził ci, w jaki sposób masz się ,mnie pozbyć? Mówił ci, co

masz mi powiedzieć?

– Po co miałbym korzystać z pomocy Charlesa? – Skupił się na tym, żeby

kolejny raz ją zranić i wreszcie wypłoszyć z zamku Raeburn. – Jesteś prostą
kobietą.

Hannah zdawała się nie przejęta jego drwiną.
– A więc zamieniasz swoją prostą kobietę na inną prostaczkę, którą możesz

dyrygować.

– Głupia rozmowa – żachnął się. – Nie zamierzam się powtórnie żenić.
– A więc chodzi o coś innego. – Odwróciła wzrok, zaczęły drżeć jej wargi. –

O ostateczną, wielką zemstę, możliwość zmiażdżenia Hannah i świadomość, że
nigdy się z tego nie podniesie.

Stali trzy kroki od siebie, a powietrze pomiędzy nimi wibrowało żarem i

wrogością.

– Zwariowałaś!
– Moi dziadkowie mają przybyć na przyjęcie i nie pozbędziesz się mnie,

dopóki nie spotkam się z moją rodziną.

Zapomniał o jej dziadkach. Wiedział, że czekała na spotkanie z rodziną i

bardzo się go bała. W jego planach dziadkowie pełnili rolę kotwicy, mającej
zatrzymać Hannah. W krótkiej chwili szczerości przyszło mu do głowy, czy nie
zapomniał o Burroughsach celowo. Czyżby jednak tak bardzo nie mógł znieść
myśli o tym, że mogłaby być związana z innymi ludźmi, nie tylko z nim?

– Jesteś bardziej okrutny, niż sądziłam – powiedziała Hannah.
– Wyjedź więc.
– Nie wyjadę.
Zrobił kolejny krok. Odległość pomiędzy nimi zmniejszyła się radykalnie.
– Nadużywasz mojej cierpliwości. Roześmiała się cierpko.
– Bzdura. Nie masz żadnych uczuć, nie masz więc też cierpliwości.
– Mam uczucia – nie ustępował.
– Nie. Mężczyzna, który uwodzi kobietę, żeby ją wykorzystać i upokorzyć,

jest pozbawiony uczuć. – Opuściła rękę, w której trzymała nóż i uchwyciła go
tak, jakby za chwilę miała zadać cios.

Zerknął na ostrze.
– Gdzie się nauczyłaś tak trzymać nóż?

background image

– Niektóre dziewczęta, które uczyłam w Akademii Guwernantek, umiały

rzeczy, o które wolałam nie wypytywać. – Kulejąc, podeszła do niego bardzo
blisko. – Mam nadzieję, że nie poczułeś się zaniepokojony.

– Nie. – Z wściekłością złapał ją za przegub ręki, zanim zdążyła odetchnąć. –

Twoje uczennice marnie cię wyedukowały, skoro nie wiesz, że nie należy
grozić, jeśli nie zamierza się zrealizować groźby.

– Znasz mnie. – Wyrwała rękę i pełnym sarkazmu tonem, jakiego nigdy u

niej nie słyszał, rzekła: – Łatwo rezygnuję.

– Nie tylko łatwo rezygnujesz, ale jeszcze biadolisz, i to tak głośno, że

człowiek nie słyszy własnych myśli.

Próbowała rzucić się na niego z nożem i chociaż były to daremne wysiłki,

odwróciły jego uwagę, co wykorzystała, mocno waląc go pięścią w żołądek.
Gwałtownie wypuścił powietrze. Wyglądało na to, że od dziewcząt z Akademii
nauczyła się paru technik obronnych. Przy odrobinie praktyki mogła osiągnąć
śmiertelną sprawność. Na szczęście nie miała doświadczenia. Dougald chciał
jednak jak najszybciej ją pokonać. Wyrwał jej nóż z ręki i rzucił na blat
kredensu. Nóż, wibrując, wbił się w drewno.

– Teraz wreszcie możemy porozmawiać jak rozsądni ludzie – powiedział. Po

czym wziął ją w ramiona i pocałował.

Nie chciała być całowana. Próbowała się uwolnić. Jednak Dougald

przyciągnął ją bliżej do siebie, przechylił do tyłu i całował, rozkoszując się
dotykiem jej ciała. Zaczął się zastanawiać nas sobą. Sądził, że po latach
spędzonych samotnie, w izolacji, nauczył się dyscypliny. Uważał się za
człowieka nieugiętego, chytrego, wyzbytego namiętności, ciepła i ludzkich
odruchów. Chyba jednak się mylił. Targały nim głęboko ludzkie uczucia, tak
gorące, że mogłyby stopić żelazo.

Nagle Hannah ugryzła go w dolną wargę. Odchylił się i spojrzał na kobietę,

którą nadal trzymał w objęciach. Odpowiedziała mu spojrzeniem. Usiłowała
złapać oddech. Wargi miała zaczerwienione od pocałunków. Trzymała
uniesioną do góry brodę. Gotów był przysiąc, że przyjrzała mu się, oceniła i
podjęła decyzję.

Zdecydowanym tonem najsurowszej guwernantki na świecie powiedziała:
– Dougaldzie, puść mnie natychmiast, bo inaczej nie będę w stanie cię

rozebrać.

W nagłym przebłysku Dougald zrozumiał, że ją kocha. Przez te wszystkie

lata wmawiał sobie, że intryguje i knuje tylko po to, żeby wyrównać rachunki z
Hannah, która uczyniła z niego głupca. A tymczasem przez cały czas był w niej
zakochany. Nie chciał jej sobie podporządkować. Chciał, żeby należała do
niego.

Czemu jednak tak się teraz zachowała? Czemu nie rzuciła się, żeby mu

wydrapać oczy?

background image

Co go to obchodziło? Nawet gdyby zamierzała go rozebrać i uwieść tylko po

to, żeby odwrócić jego uwagę i wbić mu nóż w serce, to znał gorsze rodzaje
śmierci. Pozbył się żakietu, chwycił jedno z krzeseł i podstawił je pod drzwi,
blokując klamkę. Potem wrócił do żony. Gdy rozpinała jego kamizelkę, stał bez
ruchu. Pomógł jej, próbując pozbyć się krawata.

Powstrzymała go prostym sposobem, kładąc dłonie na jego rękach.
– Chcę cię rozebrać.
Najpiękniejsze słowa wypowiedziane przez jego żonę. Chcę cię rozebrać.

Czy dawała mu jeszcze jedną szansę? Czy kochała go tak bardzo, jak on ją? Nie
wiedział, ale wydawało mu się niemożliwe, żeby jego potężne uczucie nie było
odwzajemnione. Kochał ją. Pragnęła go, a więc musiała go kochać.

Rozwiązała mu krawat i odpięła wykrochmalony kołnierzyk. Przeciągnęła

dłonią ponad obojczykiem Dougalda, odchyliła poły jego koszuli i zanurzyła
dłoń we włosach na jego piersi.

Co go opętało, żeby myśleć, iż może odesłać taką kobietę? Nawet dla jej

dobra?

Gładziła go dłonią, czubkami palców znajdując wrażliwe miejsca, które znał,

i takie, o których istnieniu nie miał pojęcia.

Rozpiął guziki spodni. Ściągnęła mu koszulę przez głowę, pocałowała

obojczyk męża i leciutko ugryzła go w pierś.

Złapał ją za rękę.
– Kobieto, powinienem... Odwróciła się do niego.
– Rozpiąć mi guziki?
Zrobił to, z ogromną wprawą. W końcu wszystko, co warto było zrobić,

warto było robić dobrze.

– To najbrzydsza z twoich sukienek – zauważył.
– Cieszę się, że ci się nie podoba. – Sukienka upadła u jej stóp. – Tylko

dlatego ją wybrałam.

Przypomnienie, że wojna między nimi toczyła się nadal, odnowiło jego

niepokój. Sam zaczął – pocałował ją. Lecz Hannah ochoczo przyłączyła się do
niego, zażądała jego ubrania. Nie zamierzała więc chyba zmieniać zdania... Nie
zamierzała też chyba się wymknąć, pozostawiając go w oczekiwaniu i
tłumaczyć potem, że przecież sobie na to zasłużył... Musiał rozsznurować jej
gorset i rozwiązać pantalony, a to zajmowało trochę czasu. Hannah zyskiwała
czas, żeby pomyśleć. Żeby przypomnieć sobie, co robił, odkąd zawitała do
zamku. Żeby przypomnieć sobie, co powiedział w jej sypialni.

Nie chciał tego.
Jego wzrok padł na stosik lnianych, białych serwetek, równo ułożonych na

półce. Nagle przyszedł mu do głowy świetny pomysł. Niewiele się
zastanawiając, złapał za róg serwetki. Hannah usiłowała się odwrócić.

– Co robisz?

background image

Chwycił ją za ramiona i obrócił twarzą do siebie, po czym zręcznym ruchem

dłoni zwinął serwetkę w długi pasek i przesłonił nim jej oczy.

– Dougaldzie! – Podniosła ręce, żeby odsunąć przepaskę.
Ale był na to przygotowany. Jedną ręką odepchnął jej dłonie, podczas gdy

drugą przytrzymywał oba końce przepaski.

– Spodoba ci się – powiedział.
W rzeczywistości nie miał pojęcia, czy jej się spodoba. Wiedział jedynie, że

jeśli nic nie będzie widziała, nie będzie mogła go opuścić, i że pragnął trzymać
ją nagą w ramionach.

– Chyba oszalałeś – szepnęła, ale stała spokojnie.
– Też zacząłem to podejrzewać – przyznał. Jak inaczej mógłby wytłumaczyć

swoje postępowanie?

Ostrożnie zbadała rękami opaskę, zasłaniającą jej oczy.
– Nic nie widzę.
Zrozumiał, że przyłączyła się do jego dziwnej, grzesznie przyjemnej gry.
– Czy pozostałe zmysły masz sprawne? – Przesunął palcem wzdłuż jej szyi i

ramienia.

Zadrżała.
– Tak...
Ścigając się z przytomnością umysłu, jej przytomnością umysłu, rozluźnił

sznurowania gorsetu i pantalonów Hannah. Kiedy podczas tego zajęcia jedno z
ramiączek koszuli żony zsunęło się z jej ramienia, pojął, że ona też robiła swoje.
Rozwiązała koszulę i mógł teraz zajrzeć w jej dekolt. Z tej strony piersi
wyglądały inaczej, niż widziane od frontu i zachęcały do eksperymentów.
Zerknąć z jednej strony, dotknąć z drugiej, polizać...

Uważał na jej chorą nogę, a i tak w rekordowym czasie pozbawił ją ubrania.
Lecz gdzie miał ją położyć? Stół był twardy i zastawiony różnymi rzeczami,

kredens wysoki i zawalony srebrnymi sztućcami, podłoga... nie. W kącie
pomieszczenia. Na jednym z masywnych krzeseł stołowych z błyszczącego
drewna, z wysokim oparciem i łagodnie zakrzywionymi poręczami.
Poprowadził ją.

–Usiądź tutaj.
Przyglądał się, jak po omacku znalazła krzesło i usiadła. Zauważył, że się

wzdrygnęła, gdy jej pośladki dotknęły zimnego, drewnianego siedziska. Ze stale
rosnącym pośpiechem pozbył się reszty ubrania, obserwując zmysłową
wędrówkę jej palców po wypolerowanym drewnie. Wszystko w niej go
zachwycało, wabiło. Pożądał jej tak bardzo, że z radością spędziłby resztę życia,
dając jej rozkosz. Kochał ją tak bardzo, że miał ochotę wykrzykiwać pochwały
na jej cześć po korytarzach zamku Raeburn.

I nie mógł jej zatrzymać, nie mógł nic powiedzieć, gdyż ktoś chciał ją zabić.

background image

ROZDZIAŁ23

Dla pozbawionej doznań wzrokowych Hannah świat skurczył się, ograniczył

do wrażeń pozyskiwanych przez dotyk, węch, słuch i smak. Krzesło, na którym
posadził ją Dougald, pachnące woskiem, mogło być dumą każdego stolarza.
Rozkoszowała się kontaktem nagich nóg z drewnem, gładkim niczym jedwab.
Podłoga pod jej stopami była chłodna i koiła ból chorej nogi. Krzesło stało w
kącie; zbadała rękami, że ściany odchodziły pod kątem w dwóch kierunkach.
Dougald znajdował się nieopodal, słyszała jego oddech i szelest ubrania.
Obserwował ją. Czuła żar jego spojrzenia i zadowolenie, jakie czerpał na widok
jej bezradności.

Prawdę mówiąc, wcale nie była bezradna. Jej podporządkowanie się było

iluzją, podobnie jak w ich małżeństwie. W każdej chwili mogła zdjąć opaskę.
Mogła wstać, ubrać się i opuścić go.

Ale nie chciała. To było pożegnanie. Do tej pory mówili sobie „Nigdy

więcej" i ponownie spotykali się potajemnie na rozkoszach. Uwielbiała dzielić
te przyjemności z Dougaldem. Jego smak, zapach i żądania jego ciała,
poruszającego się nad nią i w niej. Nigdy już nie zapragnie innego mężczyzny.

Ale jego okrucieństwu nie było końca. Jego mściwość raniła jej duszę. I

chociaż teraz gotowa była całym sercem oddać się swojemu mężowi,
Dougaldowi, to po tym ostatnim pożegnaniu bezlitośnie zakończy przygodę
miłosną z lordem Raeburn. Do końca życia będzie próbowała pamiętać o tej
namiętności i zapomnieć o bólu.

Świadoma tego, że Dougald musi być już niemal nagi, poprawiła się na

krześle. Uniosła głowę, wyprostowała plecy, złączyła kolana i stopy.

Jeśli jej pragnął, będzie musiał ją uwieść.
– Kochanie, jestem do twoich usług. – Dougald ukląkł przed nią, niczym

przed boginią. Zaczął gładzić dłońmi jej uda. Chciał, żeby rozchyliła nogi.
Subtelnie ponaglał ją swoim ciałem.

Nie miała ochoty podporządkować się jego sugestiom. Oparła się mocniej na

krześle. Uniosła jedną rękę, odwróciła głowę do ściany, a policzek oparła na
dłoni.

– Spraw, żeby mi było dobrze – poleciła. Roześmiał się cicho.
– Jak każesz, najdroższa. – Ujął jej drugą rękę, podniósł do ust i po kolei

ucałował każdy palec, aż do najmniejszego. Objął go wargami i zaczął ssać w
sposób, sugerujący ruchy, które bardzo lubił. Wtem ukąsił czubek palca. Hannah
drgnęła i próbowała się wycofać, ale powiedział: – Nie. Siedź spokojnie. Jeśli
mam sprawić, żeby było ci przyjemnie, musisz siedzieć spokojnie.

Oparła się więc na powrót na krześle, on tymczasem pocałował jej dłoń, po

czym powędrował ustami wzdłuż wewnętrznej strony przegubu i łokcia, całując
wszystkie pieprzyki. Trzymał ją za ramiona. W ciemności pieszczota jego

background image

zgrubiałych palców działała na nią zniewalająco. Kiedy uświadomiła sobie, że
odwracając głowę wystawiła szyję na jego badania, zaczęła się zastanawiać, czy
podjęła słuszną decyzję.

Uwielbiał całować jej szyję. Zwykle, kiedy przesuwał wargi po wrażliwej

skórze jej szyi, kuliła palce u nóg, jej oddech przyspieszał i próbowała go
odepchnąć. Tym razem to ona wydawała rozkazy, więc otrzymał wolną rękę.
Musiał jednak wyczuć jej rezerwę, bo wyszeptał jej do ucha:

– Uwierz mi, kochanie. – Z jedną ręką na jej ramieniu, a drugą na jej głowie,

pocałował ją tak delikatnie, że niemal nie zauważyła, iż jest obok niej. Niemal...
Zarejestrowała jednak obok siebie jego zapach, mieszaninę przypraw i skóry.
Zauważyła, że na jej ciele powstały wszystkie włosy, brzuch napiął się, piersi
uniosły. Chciała się odwrócić ku niemu, chwycić w ręce jego głowę i rozchylić
usta. Chciała zrobić z nim to, co on robił z nią, i jeszcze więcej.

Stanowili parę na całe życie, a to był ich ostatni raz.
Ogarnął ją smutek, ale Dougald nie mógł widzieć jej oczu. Nie wiedział. Tak

było najlepiej. Nie chciała, żeby wiedział, jak bardzo będzie go jej brakowało.
Dziś ukryje swój smutek. A kiedyś może ból straty osłabnie.

Zaczął się bawić luźnym pasmem jej włosów.
– Kiedy widzę taki pukiel włosów, pragnę rozpuścić je wszystkie, rozsypać

na poduszce, wtulić w nie swoją twarz i wdychać twój zapach. – Przeciągnął
palcami po jej kościach policzkowych, pieścił wargi. Potem przeniósł dłonie na
jej piersi. – Uwielbiam je. Kiedy widzę ich krągłość, rysującą się pod suknią,
chcę natychmiast do ciebie podejść, rozchylić gorset i znów cieszyć wzrok
tajemnym czarem twojego ciała.

Pomimo odczuwanej zgryzoty uśmiechnęła się, słysząc jego pochwałę. Jego

dotyk powodował, że zapominała o wszystkim poza pożądaniem. Ochrypłym ze
wzruszenia głosem powiedziała.

– Nie ma tu żadnego tajemnego czaru. To tylko kobiece ciało.
– Mylisz się. To twoje ciało. To moja tajemnica, która mnie fascynuje i którą

pragnę odkryć. I gdy to robię, zawsze mi się wydaje, że cię rozumiem. Że
będziesz na zawsze moja. A potem wstajesz, ubierasz się i znów nic o tobie nie
wiem.

Jego żarliwy, wibrujący szczerością głos miał w sobie czar, który działał na

nią jak otaczająca ją ciemność. Słyszała, że Dougald ją uwielbia – i może była to
prawda. Może to uwielbienie wbrew woli raniło jego dumę i czyniło zemstę
nieodzowną.

– Nigdy mnie nie będziesz rozumiał – wyszeptała.
– Nie. – Coś musnęło jej sutek. Oddech i wargi. – Nigdy nie zrozumiem do

końca. Będę więc stale wracał, dopóki mi się nie uda dowiedzieć wszystkiego.

– Nie. – Pokręciła głową, usiłując mu zaprzeczyć.
– Jeszcze nie. – Odwrócił jej głowę ku sobie.

background image

I... nic. Nadal stał obok niej, nieruchomy, ledwo słyszała jego oddech. I

patrzył na nią. Wiedziała, że patrzy.

– Powinienem kazać cię tak namalować – powiedział.
– Nie.
– Wyniosła, wyprostowana, wspaniała Uniosła ręce do opaski

przesłaniającej jej oczy.

– Nie.
Złapał ją za ręce.
– Poczekaj. – Ucałował jej zaciśnięte palce, potem każdą dłoń. – Dopiero

zacząłem. – Ze świeżym zapałem pocałował jej brodawkę, a następnie powoli,
delektując się, wziął ją w usta. Jakby rozkoszował się jej smakiem. Oparł ręce
na jej biodrach, kciukami gładził jej brzuch. Znów ogarnęło ją przyjemne
uczucie, tym razem nieco intensywniejsze, poczuła gorąco pomiędzy nogami.
Zapragnęła poczuć jego ręce, wędrujące po skórze, jego usta, ciało ocierające się
o nią. Chciała się poruszać niespokojnie. Już niedługo będzie. Już niedługo za
wiele będzie tych emocji... Pozwoli, żeby pożądanie rosło.

Złożył pocałunek na jej brzuchu i w chwili szaleństwa pozwoliła, żeby

rozsunął jej nogi. Przesunął wargi niżej. Wiedziała, co zamierzał. Czy mu na to
pozwoli? Nagle jego palce musnęły jej intymne włoski. Rozchylił ją i umieścił
usta we właściwym miejscu. Smutek gdzieś zniknął, myśli zaczęły się rwać.
Uniesienie pokonało chłód, niepohamowana radość była niczym agonia.

Dotknął ją językiem, wdarł się głębiej. Zajęczała pod wrażeniem

gwałtowności jego działań. Ssał ją. Odchyliła głowę do tyłu. Uniosła jedną nogę
i oparła ją na siedzeniu krzesła. Nie mogąc się powstrzymać, wygięła się do
tyłu.

– Dougaldzie. – Ujęła w dłonie jego głowę. Złapała garść włosów. Zapach

jego podniecenia działał jak afrodyzjak. – Dougaldzie.

Wsunął ręce pod nią i podniósł ją wyżej. Bezlitośnie podążał za ruchem jej

bioder, bez wytchnienia, żądając uległości.

W końcu dała mu to, czego żądał. Instynkt wziął górę. Jak przez mgłę była

świadoma tego, że zacisnęła ręce na poręczach fotela. Oparła plecy o szczebelki
oparcia krzesła i rozwarła uda. Ale najsilniejszym doznaniem było uczucie
błogiego wyzwolenia, wspaniałej kulminacji. Przeznaczonej tylko dla niej. Jej
własnej.

Krzyknęła.
Skończyła, skończyła wreszcie, a kiedy zaczęła się zapadać, Dougald

wtargnął w nią. Wszedł w nią gorączkowo, wypełniając swoim pragnieniem i
ponownie doprowadził ją do ekstazy. Jej ciało natychmiast odpowiedziało
drżeniem, jej wewnętrzne mięśnie zacisnęły się wokół niego, żądając, aby dał jej
z siebie wszystko.

– Przytul mnie – polecił łamiącym się głosem.

background image

Uniosła ręce i otoczyła nimi szyję męża. Owinęła nogi wokół jego ud.

Dougald zacisnął ręce na poręczach krzesła i zanurzył się w nią z takim
impetem, że krzesło zakołysało się i uderzyło o ścianę. Nie zwrócili na to uwagi.
Rytmiczne odgłosy własnej rozpusty zwiększały ich żądzę. Ich gwałtowne ruchy
sprawiły, że opaska, przesłaniająca jej oczy, opadła.

Ich spojrzenia się spotkały. Ujrzała ukochaną twarz.
I nagle uświadomiła sobie, że płacze. Nie wiedziała dlaczego. Zbyt wiele

rozkoszy. Za dużo bólu. Zbyt wiele szczęścia. Za dużo, i już nigdy więcej.

– Kochanie – rzekł z mocą. Nie odwrócił spojrzenia. Przyznawał sobie

prawo do wszystkiego. – Kochanie.

Należała do niego. Na zawsze.
Należał do niej. Na zawsze.
Tym razem rozkosz przyszła do nich równocześnie, dając im nawzajem

wszystko. Przyjęła jego nasienie. Na to czekała.

Nareszcie. Nareszcie dał jej szansę, by mogła mieć jego dziecko.
– Kochanie – powtórzył kolejny raz. Spoczął na jej ciele. Wtulił twarz w jej

szyję i otarł łzy z jej policzka. – Kochanie. – Głos miał nieco słabszy, ale nadal
dźwięczny.

Trzymali się mocno, nie chcąc się rozdzielić. W końcu jednak Dougald

zsunął się z jej ciała i ukląkł przed nią.

– Hannah, zapomniałem.
Podniósł jej zranioną stopę i złożył na niej pocałunek.
– Biedna noga. – Pogładził palcami opuchniętą kończynę. – Taka

potłuczona. Biedna Hannah. Taka dzielna.

Zacisnęła zęby, żeby się powstrzymać przed wybuchnięciem głośnym

płaczem. Czyżby jego współczucie tyle dla niej znaczyło?

Nie, po prostu była wrażliwa na ból.
Gwałtownie przełknęła ślinę i powiedziała:
– Zapomniałam już o zwichniętej kostce, więc chyba nie jest tak źle.
Przyjrzał się trzymanej w rękach nodze.
Zastanawiał się. Boże, niemal słyszała jego myśli. Niemal wiedziała, co miał

zamiar powiedzieć, ale nie pomogło jej to przygotować się na nieszczęście.
Dougald wyprostował się i omiótł wzrokiem jej nagie, wyczerpane, rozpustne
ciało. Powiedział:

– Jeśli wyjedziesz, zostawię pieniądze na twoim koncie.
Łzy Hannah obeschły. Odzyskała mowę i była w stanie odezwać się

twardym głosem:

– Nie masz się czym martwić, milordzie. Doczekasz się mojego wyjazdu, po

wyjeździe królowej Wiktorii. I tym razem wyjadę na dobre.

background image

ROZDZIAŁ24

Dougald siedział za biurkiem ze splecionymi rękami i przysłuchiwał się

odgłosom kroków z kaplicy.

– Nie możesz mnie do tego zmusić! Precz z tymi brudnymi łapami, przeklęty

żabojadzie! Każę cię wychłostać!

Dougald rozpoznał w głosie Seatona nutę paniki. Charles skutecznie go

przestraszył.

Charles dalej odgrywał swoją rolę.
– Bardzo przepraszam, sir Onslow. Nie mam wyboru. Mój pan kazał mi

przyprowadzić pana do siebie i gdybym go zawiódł... – Charles zawiesił głos. –
Mój pan jest bardzo surowy, sir Onslow. Nie odważyłbym się go nie posłuchać.

– Już niemal świta!
– Pan życzył sobie spotkać się z panem natychmiast po pańskim powrocie z

dworu Connif. – Charles kopniakiem otworzył drzwi gabinetu i, zwalniając
uchwyt, wepchnął Seatona do środka. – Sir Onslow, milordzie.

Dougald nie podniósł się. Nie poruszył się. Doskonale zdawał sobie sprawę

ze swojego wyglądu. W gabinecie panowały pozostałości nocnego mroku,
rozświetlanego jedynie przez parę świec, starannie rozstawionych wokół niego.
Płomienie wydobywały z ciemności jego srebrno-czarne włosy, czarny żakiet,
czarny krawat i błyszczące spojrzenie. Jeśli Seaton pamiętał o reputacji
Dougalda jako mordercy, to dobrze. Jeśli Seaton pomyślał, że ma do czynienia z
samym diabłem, to jeszcze lepiej.

Bo Seaton próbował Hannah zabić. Seaton musi się przyznać. Seaton musi

zapłacić.

– Siadaj. – Dougald powolnym gestem wskazał kuzynowi krzesło z wysokim

oparciem, stojące na środku pokoju.

Seaton miał na sobie świetnie skrojony, ciemny żakiet i idealnie pasujące do

niego wełniane spodnie w kratkę, błyszczące buty i diamentową spinkę do
krawata, bardzo przypominającą spinkę Dougalda. Jedynie potargane przez
wiatr włosy wskazywały na to, że Onslow odbył podróż powozem. Taki
zwyczajny dandys – nic dziwnego, że tak długo uchodziły mu na sucho te
wszystkie morderstwa.

Teraz, patrząc na starannie upozowanego Dougalda, drżącymi ustami

powiedział:

– Czy ta manifestacja siły ma wywrzeć na mnie wrażenie?
Dougald nie wiedział, czy podziwiać jego zuchwałość, czy śmiać się z jego

głupoty. Ustali to, zanim skończy się ich spotkanie.

– Charles, pomóż sir Onslowowi usiąść.
– Sam usiądę! – Seaton nabrał szacunku dla mocnego chwytu Charlesa.
Za późno. Lokaj wykręcił Seatonowi rękę za plecy i popchnął go w stronę

background image

krzesła.

Seaton kroczył na palcach, żeby zminimalizować ucisk. Seaton jęczał.

Jednak gdy tylko Charles go puścił, dandys poprawił mankiety i powiedział:

– To wcale nie było konieczne.
– Proszę o wybaczenie. – Charles pochylił się nad nim i zaczął zacierać ręce.

– Od kiedy pojawiły się plotki o morderstwach, wykonuję wszystkie polecenia
mojego pana.

Seaton wyprostował się. Patrząc na Dougalda, zapytał:
– Czy chodzi ci o to, że tu i ówdzie wspomniałem o twoich morderczych,

małżeńskich zapędach? Zapewniam cię, że nawet jeśli ubarwiłem historyjkę
paroma szczegółami, to i tak większość ludzi już ją słyszała.

– Ależ nie o to mi chodzi, Seaton. – Dougald znów siedział bez ruchu. – Nie

jesteś dla mnie na tyle ważny, żebym się przejmował tym, co opowiadasz.

– Mam nadzieję! – Kiedy do Seatona z opóźnieniem dotarł obraźliwy

wydźwięk uwagi Dougalda, zerknął spode łba na kuzyna. – Co więc tutaj robię?

– Moją uwagę przyciągnęła twoja działalność innego rodzaju.
– Innego rodzaju?
Dougald zdał sobie sprawę z tego, że jest bliski użycia siły, więc

skoncentrował się na tym, żeby pozostać na krześle. Miał ochotę bić Seatona,
dopóki kuzyn nie straci nonszalancji i paru zębów i do wszystkiego się nie
przyzna. Wtedy Dougald skończy wybijać mu zęby...

Dougald odetchnął głęboko, żeby się uspokoić. Teraz nie chodziło o zemstę.

Chodziło o zapobieżenie nieszczęściu i zapewnienie bezpieczeństwa Hannah.
Bo ją kochał. Kochał ją, nawet jeśli nie mógł jej mieć. – Seaton, chyba nie
sądziłeś, że twoje poczynania nigdy nie wyjdą na jaw?

Seaton, wijąc się z zakłopotania, jeszcze bardziej zadarł swój i tak zadarty

nos. – Nie wiem... nie wiem, o czym mówisz.

Dougald wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Charlesem. Zakłopotanie

Seatona było równoznaczne z przyznaniem się do winy. Ale Dougald pragnął
przyznania się do winy. Chciał usłyszeć szczegóły. Chciał złapać wspólników i
dowiedzieć się, co planował Seaton. Ponieważ Hannah uparła się, żeby pozostać
w zamku do czasu wizyty królowej, Dougald musiał wszystkiego się
dowiedzieć.

Po chwili ciszy, podczas której Seaton nadal się wił niespokojnie, Dougald

powiedział:

– Jest późno. Jestem zmęczony. Charles utrzymuje, że bywam bardzo

nieprzyjemny w takim stanie. Mam nadzieję, że nie zabierzesz mi zbyt wiele
czasu, bo moja cierpliwość może się wyczerpać.

Charles przysunął się bliżej do Seatona i służalczym tonem rzekł:
– Lepiej się przyznać, zanim mój pan się zirytuje. Seaton przeniósł wzrok z

jednego przesłuchującego na drugiego, po czym sam zadał pytanie:

background image

– Czy dlatego zabił swoją żonę? W ataku zazdrości?
Charles ponownie zatarł ręce i rzekł:
– Nie, sir. Wcale nie był zazdrosny.
Dougald z trudem zachowywał powagę. Charles świetnie się bawił. Dougald

też by się bawił, gdyby sytuacja nie była taka poważna.

– Charles, przekraczasz swoje uprawnienia. Charles cofnął się pod

przeciwległą ścianę. Dougald ponownie skupił uwagę na kuzynie.

– Chcę teraz usłyszeć twoją spowiedź. Co za głupotę popełniłeś?
Seaton zerknął na Charlesa, a następnie na Dougalda.
– Nic. Nic nie zrobiłem...
Dougald zaczął się podnosić z krzesła.
Charles jęknął.
Seaton zmienił ton i zamiary.
– To znaczy... Ja... nie sądziłem, że wiesz... Dougald opadł na siedzenie.
– Opowiadaj.
– Wszystko zwrócę – oświadczył Seaton, prostując wywatowane ramiona.
Dougald nie musiał udawać zakłopotania.
– Zwrócisz... wszystko...
Seaton klepnął się dłonią w czoło.
– Zdradził mnie tamten naszyjnik, prawda? Ten, który zabrałem pani

Grizzle.

Nadal nie do końca pojmując, Dougald patrzył na Seatona, swojego

dalekiego kuzyna człowieka, który przyznawał się do... niewłaściwego
przestępstwa.

Charles podjął przesłuchanie.
– Zabrał pan naszyjnik pani Grizzle?
Seaton rozejrzał się dookoła i zrozumiał, że popełnił błąd. Spróbował więc

inaczej.

– Nie naszyjnik? To pewnie wazy. Cenne wazy z dynastii Ming należące do

lady McCarn. Były za duże, ale stanowiły takie wyzwanie, że chyba nikt nie
mógłby oczekiwać, iż się nie skuszę.

Dougald na tyle doszedł do siebie, że był w stanie zgrać myśli i słowa.
– Wziąłeś cenne wazy lady McCarn. Ukradłeś...
– Nie ukradłem. To takie brzydkie słowo. Po prostu... przeniosłem je.

Ślicznie wyglądają w mojej sypialni. – Najwyraźniej Seaton nie miał pojęcia, co
sądzić o głupawej minie Dougalda, więc w typowy dla siebie sposób próbował
umniejszyć swoją winę. – To twoja wina, lordzie Raeburn, że musiałem ozdobić
swój pokój. Nie można oczekiwać, żeby wrażliwy człowiek mieszkał w takim
okropnym pomieszczeniu, ty zaś nie wydałbyś grosza, żeby poprawić mi
warunki życia.

– Czułem, że pokoje zajmowane przez członków rodziny powinno się

background image

odremontować w pierwszej kolejności. – Do Dougalda dotarło, że tłumaczy się
przed złodziejem, więc warknął: – Ozdabianie pokoju nie wyjaśnia sprawy
skradzionego naszyjnika. Domyślam się, że sprzedajesz biżuterię za gotówkę.

Seaton przyłożył rękę do piersi.
– Jestem dżentelmenem. Nie sprzedaję rzeczy, które zbieram.
Zdumiony Dougald próbował wyjaśnić sprawę.
– Zatrzymujesz je?
– Oczywiście.
– I co z nimi robisz?
– Patrzę na nie. – Seaton zrozumiał, że Dougald nie zamierza go zabić i

rozluźnił się. Rozparł się na krześle i gawędziarskim tonem opowiadał dalej: –
Mam całkiem sporą kolekcję. Możesz kiedyś do mnie wpaść i obejrzeć ją sobie.

Jeśli Seaton starał się odwrócić uwagę Dougalda, to świetnie mu to

wychodziło.

– Nadal masz wszystko.
– Naturalnie.
– Będę cię zatem trzymał za słowo, że wszystko zwrócisz.
Seaton szeroko otworzył oczy. Wyprostował się na krześle. Zacisnął pięści.
– Naprawdę? Komu?
– Właścicielom.
W głosie Seatona pojawiła się panika.
– Ludzie tego nie zrozumieją. Będą źle o mnie myśleć.
– Taki mistrz jak pan potrafi oddać zabrane rzeczy w taki sposób, że ich

właściciele będą przekonani, iż sami postawili je w innym miejscu – przemówił
Charles swoim najłagodniejszym tonem.

– Ale wtedy przestanę je posiadać.
– Zrobisz to ty albo zrobię to za ciebie.
Wobec niezbyt subtelnej groźby Dougalda Seaton zaczął łkać.
– Biżuterię? Ceramikę? Obrazy?
– Obrazy? – Dougald wyobraził sobie Seatona zdejmującego ze ściany duży

obraz, chowającego go za pazuchę i wymykającego się na dwór.

– Powiedziałem obrazy? – Seaton przyłożył do oczu obszytą koronką

chusteczkę. – Miałem na myśli...

– Obrazy również. – Dougald nie wiedział, czy się śmiać, czy też płakać

razem z Seatonem.

– To oburzające!
– Trudno mi się z tobą nie zgodzić. – Na pewno służba musiała coś wiedzieć

o tej słabostce Seatona.

– Nie muszę się godzić na takie niegodne traktowanie.
– Musisz, jeśli nadal chcesz tu mieszkać. – Któryś z sąsiadów Dougalda

musiał chyba zauważyć znikanie swoich rzeczy i skojarzyć to z wizytami

background image

Seatona.

Seaton wyciągnął z kieszeni rękawiczki i uderzył nimi o dłoń.
– Takie okrucieństwo i brak delikatności stworzą kolejną plamę na twojej

reputacji.

– Skoro przeżyłem plotki o popełnionych przeze mnie morderstwach, które

tak ochoczo rozpuszczałeś, sądzę, że będę w stanie przeżyć komentarze na temat
haniebnego wyrzucenia z domu mojego złodziejskiego spadkobiercy.

Seaton podniósł się z krzesła.
– Złodziej to takie brzydkie określenie. Doskonale. Zrobię, jak sobie

życzysz. Ale odpowiedzialność za skutki spoczywa na tobie!

Dougald otworzył drzwi i Seaton opuścił gabinet. Dougald ukrył twarz w

dłoniach. Był zmęczony. Martwił się. Pierwszy raz od wielu lat nie wiedział, co
ma dalej robić.

– Charles, sądzisz, że Seaton usiłował nam zamydlić oczy?
– Porozmawiam jeszcze raz z detektywami – odparł wymijająco Charles.
Dougald uniósł głowę i spojrzał na swojego lokaja, bez słów domagając się

precyzyjniejszej odpowiedzi.

Charles poddał się.
– Nie, milordzie, podejrzewam, że sir Onslow jest dokładnie tym, co mu

zarzuciłeś, drobnym złodziejaszkiem.

– Nie mamy innych podejrzanych.
– Jeszcze nie mamy, milordzie.
– Musisz nadal pilnować madame.
– Jak zawsze – oświadczył Charles.
W głowie Dougalda zrodziło się kolejne, mniej istotne podejrzenie.
– Wydaje mi się, że diamentowa spinka do krawata, którą miał Seaton i która

tak bardzo przypominała moją, jest w istocie moja.

– Myślałem, że się gdzieś zawieruszyła. Dougald napotkał cyniczne,

rozbawione spojrzenie lokaja.

– I tak nigdy mi się nie podobała – dodał.

background image

ROZDZIAŁ25

Już nigdy nie będzie się z nikim kochać.
Hannah siedziała zasępiona w pokoju ciotek na wieży, tonącym w

popołudniowym słońcu, i zszywała ze sobą fragmenty twarzy księcia Alberta.

Ciężar ciała mężczyzny, nacisk jego torsu na jej piersi, zapachy, ocieranie się

o siebie, bliskość... już nigdy więcej.

– To są brwi księcia Alberta, a nie jego broda! – Panna Minnie wyrwała

Hannah robótkę z ręki.

Była dziś wyraźnie w kłótliwym nastroju. Hannah przeniosła się i usiadła

koło ciotki Spring.

– Czy możesz mi nawlec igłę, moja droga? – zapytała staruszka.
Za pierwszym razem, gdy Hannah zostawiła Dougalda, była spokojna. Teraz

wiedziała, że ów spokój był wynikiem jej głupoty, niezdawania sobie sprawy, z
czego rezygnowała. Teraz wiedziała. Z zadrapania piersi jednodniowym
zarostem, kiedy ssał jej sutek. Z wrażenia, jakiego doświadczała, dotykając
dłońmi szorstkich włosów na jego piersi. Z kosmyków miękkich włosów,
opadających wokół jej twarzy, gdy ją całował. Pozwolił, żeby Charles obciął mu
włosy!

Charles powiedział, że to po to, żeby godnie zaprezentować się królowej.
Hannah była przekonana, że to po to, żeby zrobić jej na złość.
– Nie ten kolor, moja droga – ciotka Spring pokazała na złotą nitkę. – Ten.

Gdzie błądzisz myślami?

Hannah wbiła w nią nierozumiejący wzrok.
– Nieważne. – Ciotka Spring popchnęła ją delikatnie. – Poproszę którąś ze

służących, żeby mi nawlokła igłę.

Hannah podeszła do krosien. Nie zauważyła zbyt wielu dowodów na to, żeby

podczas ostatnich czterech dni Dougald był szczęśliwy. Sprawiał wrażenie
zmartwionego i zmęczonego, jakby dręczyły go niepokój i bezsenność.

Hannah miała nadzieję, że był nieszczęśliwy. Miała nadzieję, że czuł się

winny, strapiony i zły za każdym razem, kiedy ją spotykał przy stole, gdy
słyszał, jak rozmawiała z ciotkami, gdy o niej myślał... Nie, nie mogła się
oszukiwać. Naprawdę pragnęła tylko jednego – żeby doznawał cierpień
cielesnych. Miała nadzieję, że gdy na nią patrzył, jego członek pęczniał
boleśnie.

Tylko w niebiosach wiedziano, że ubierała się tak, aby drażnić jego zmysły.

Każdej nocy długo nie kładła się spać – przerabiała sukienki: pogłębiała dekolty,
zwężała w talii, doszywała koronkowe falbanki do halek i pantalonów. Każdego
dnia starała się, żeby zauważył jej dekolt, nogę w kostce... jej uśmiech. Dougald
nigdy się nie dowie, jak bardzo cierpiała, patrząc na niego i wyobrażając sobie,
jak puste będą jej dni, jak będzie się starzeć w samotności, bez męża. Bez

background image

kochanka. Bez niego.

Pośród łoskotu krosien i fruwających czółenek ciotki, Isabel i Ethel tkały

ostatnie fragmenty królewskiego gobelinu. Staruszki miały pochylone ramiona i
przekrwione oczy, ale wyglądały na zdeterminowane. Już za dwa dni, tuż przed
południem, królowa Wiktoria przybędzie specjalnym pociągiem. Z pomocą
służących, które przynosiły wszystko, czego ciotki potrzebowały, i
organizującej pracę Hannah, ukończony na czas, majestatyczny w swej
wspaniałości gobelin zawiśnie na ścianie głównej sali zamkowej.

Hannah była zadowolona, że wywiązała się ze swoich obowiązków.

Znajdowała na to czas pomiędzy okraszonym leciutkim uśmiechem
wyobrażaniem sobie, jak jeszcze będzie torturować Dougalda. Musiała działać
szybko, bowiem pozostało jej niewiele czasu do opuszczenia zamku Raeburn.
Pozostało niewiele czasu do ponownego spotkania z królową, poznania
Burroughsów i wyjawienia im, kim jest.

Zmrużyła oczy. Dougald powinien chcieć oddać jej listy miłosne rodziców,

będące dowodem jej pochodzenia, bo inaczej zmuszona będzie... pozostać w
zamku, dopóki ich nie otrzyma.

Zaśmiała się gorzko. Krosna ciotki Ethel zwolniły.
– Cóż jest takiego śmiesznego, kochanie? Hannah spojrzała na nią

półprzytomnie.

– Słucham?
Ciotka Ethel podała jej utkany kawałek, który powinien zostać doszyty do

gobelinu.

– Kochanie, szyjesz tak starannie. Minnie zaplanowała, żeby wyhaftować tu

koronę. Czy chciałabyś się tym zająć?

– Oczywiście, przecież jestem tu po to, żeby paniom pomagać. – Hannah

wzięła fragment gobelinu i wbiła weń nawleczoną igłę.

Dougald odda miłosne listy ojca do jej matki, gdyż jasno dał do zrozumienia,

iż zrobi wszystko, aby się jej pozbyć.

Bo to ona go porzuciła.
Bo to ona nawet nie próbowała naprawić ich małżeństwa.
Co dobitnie świadczyło o tym, że Dougald ma źle w głowie. Zrobiła

wszystko, co mogła, żeby ratować ich małżeństwo, i nigdy nie powiedział nic,
co mogłoby wywołać w niej wątpliwości, iż jej starania nie były najwyższej
jakości. Żadnych wątpliwości. Ani krzty.

To on był wszystkiemu winien. On! Wszystkiemu!
– Co robisz, kochanie! Korona miała być złota, a nie brązowa!
Ciotka Ethel wyrwała tkaninę z rąk zdumionej Hannah. Owszem, może haft

był niezupełnie idealny, ale Hannah poczuła, że ciotki wyjątkowo nie doceniają
jej wysiłków. No, może była troszkę roztargniona, ale z pewnością...

Czółenko ciotki Isabel zwolniło.

background image

– Droga panno Setterington, czy może sobie pani pójść gdzie indziej? Irytuje

mnie, kiedy siedzi pani w tym pokoju. Weź się w garść, dziewczyno! Królowa
przyjeżdża!

Hannah skupiła uwagę na ciotce Isabel.
– Irytuję panią?
Coś w jej twarzy musiało zaalarmować obie starsze panie, gdyż ciotka Ethel

mruknęła:

– No i narobiłaś.
Isabel zamachała rękami.
– Nie, nie, nie irytujesz mnie. Tylko kiedy jestem głodna, wszystko mnie

denerwuje.

– A ciotka Isabel musi być bardzo głodna, bo zachowuje się jak wściekły kot

– zauważyła Ethel.

Uczyni mi pani przysługę, panno Setterington, jeśli znajdzie pani panią

Trenchard i dopilnuje, żeby przysłano nam podwieczorek.

– Jedna ze służących...
– Nie, nie jedna ze służących! – Ciotka Isabel spróbowała się uspokoić. – To

znaczy... uważam, że służące chodzą jak błędne, pogrążone w myślach o swoich
romansach, i nigdy nie można na nie liczyć. Tymczasem my tutaj umieramy z
głodu. Proszę, panno Setterington, ufamy pani.

Wydało się to Hannah całkiem logiczne.
Panna Minnie i ciotka Spring podeszły do warsztatu tkackiego i przyglądały

się, jak Hannah wychodzi z pokoju w poszukiwaniu pani Trenchard.

– Chodzi już całkiem dobrze – zauważyła ciotka Ethel. – Jej kostka ładnie

się goi.

– Tak, ale jest ponura. – Ciotka Spring trzymała w ręce igłę ze złotą nitką. –

Teraz mamy więc ponurego Dougalda i ponurą Hannah.

– Musiałam poprawiać każdą rzecz, którą zrobiła w czasie ostatnich dwóch

dni, a nie ma na to czasu – W głosie panny Minnie wyraźnie brzmiała rozpacz.

– Jestem pewna, że w czasie wypadku straciła rozum – powiedziała ciotka

Ethel.

Ciotka Isabel rezolutnie kiwnęła głową.
– Może powinnyśmy posadzić ich oboje i dać im solidny wykład.
Ciotka Spring poklepała ciotkę Ethel po ramieniu.
– Nie, moja droga, chyba nie powinnyśmy ingerować.
– Ale będziemy musiały – odezwała się panna Minnie. – Jeśli sami nie

rozwiążą tej sprawy, będziemy musiały się wtrącić. – Omiotła je spojrzeniem. –
Pamiętajcie o moim przekonaniu.

– Minnie, mówiłam ci już, że jest to najcudowniejsza rzecz, jaką

kiedykolwiek słyszałam – zapewniła ciotka Ethel.

– Nigdy się nie zakładam, jeśli nie jestem czegoś pewna. – Panna Minnie

background image

zaprezentowała rzadko używany i pełen samozadowolenia uśmiech. – Wracajmy
teraz do pracy. Mamy do skończenia gobelin dla królowej.

Charles dopadł Hannah, kiedy schodziła ze schodów.
– Mademoiselle Setterington, mam dla pani wiadomość od jego lordowskiej

mości.

Hannah patrzyła z góry na lokaja Dougalda. Stał na niższym schodku, dzięki

czemu miała wyjątkową okazję ujrzenia jego łysiny. Ostatnio sporo się kręcił w
jej pobliżu. Widziała go, gdy przemierzała zamkowe korytarze, widziała,
rozmawiając z Seatonem, jak ją obserwuje, ba, nawet eskortował ją w drodze z
sypialni do jadalni.

Gdyby była w nastroju do przejmowania się, jego obsesyjne obserwowanie

jej i nieustanna obecność irytowałyby ją. Ale cóż ją obchodził dawny wróg,
który jej nienawidził, gdyż nie opuściła zamku, jak tego sobie życzył jego pan?
Niedługo wyjedzie i Charles będzie mógł znaleźć Dougaldowi prawdziwą żonę
– młodszą, łagodną i uległą. I głupią. Brzydką. Niepłodną. Z wrednym
charakterem.

Pokrzepiona tą myślą Hannah powiedziała:
– Wydawało mi się, że jego lordowska mość sprawdza stan ogrodów. – I

szybko pożałowała, że się w ogóle odezwała, bo gdyby jej na niczym nie
zależało, nie pamiętałaby o planach zajęć Dougalda.

– Oui, mademoiselle Setterington, ale jedna ze służących przyniosła mi to i

prosiła, żeby pani przekazać. – Podał jej złożoną kartkę papieru. – Jak pani wie,
żyję po to, żeby służyć pani i panu.

Hannah miała ochotę wybuchnąć dzikim śmiechem, ale doszła do wniosku,

że wymagałoby to zbyt wielkiego wysiłku.

– Bardzo dobrze. – Niechętnie wzięła notatkę i wsunęła ją do kieszeni

fartucha.

– Nie zamierza pani jej przeczytać?
– Nie jest zapieczętowana, więc jestem pewna, że ją czytałeś. Co jest w niej

napisane?

– Nie czytuję listów mojego pana do jego ukochanej żony – oburzył się

Charles.

– Ciii. – Hannah rozejrzała się dookoła. W górnej części schodów służąca

szorowała i pastowała schody. W korytarzu lokaj balansował na drabinie,
odkurzając gzymsy. Jeśli nawet usłyszeli, że Charles nazywa ją żoną Dougalda,
nie zwrócili na to uwagi.

– Madame, nie możemy utrzymywać w tajemnicy należnego pani tytułu.

Niedługo wszyscy muszą się dowiedzieć.

– Dopiero kiedy wyjadę.
– Chyba pani nie wyjeżdża.
– Ależ wyjeżdżam.

background image

Charles podszedł bliżej i zniżył głos.
– Jego lordowska mość nie może się ponownie ożenić ze względu na

nieprzyjemne plotki o zamordowaniu pani. Rozwód byłby kosztowny i
nieelegancki i pan nie mógłby się znów ożenić. Tak więc musi pani zostać.

Charles chciał, żeby została? Bardzo nieprawdopodobne. Tylko... po co by to

mówił, gdyby to nie była prawda? Znała odpowiedź. Chciała wyjechać, a
Charles postanowił sobie, że zawsze będzie innego zdania niż ona.

Hannah prychnęła.
– Zupełnie nie jak dama – zganił ją Charles.
– Muszę znaleźć panią Trenchard. – Odwróciła się do niego plecami i

zbiegła w dół po schodach.

– W swoim liście jego lordowska mość mógł zaznaczyć, że chce panią

widzieć natychmiast – zawołał za nią Charles.

Zaczęła iść korytarzem.
– Nie zawsze otrzymuje to, czego pragnie.
– Gdybym mógł to zmienić...
Skręciła do czystej, dużej sali, gdzie głos Charlesa zanikł. Czy zawsze

ostatnie słowo musiało należeć do niego? Zwolniła jednak kroku. Poczuła
ciekawość. Dlaczego Dougald przysłał jej liścik? Wyciągnęła go z kieszeni. W
ostatnich dniach rzadko się do niej odzywał, a teraz znalazł czas, żeby napisać
wiadomość i przesłać ją z ogrodu. Cóż to oznaczało? Czy znów próbował
pozbyć się jej przed przyjazdem królowej? A może pragnął błagać ją o
wybaczenie i pozostanie?

Ostrożnie, jakby list zawierał jakąś pułapkę, rozłożyła kartkę papieru i

przeczytała krótką notatkę.

Hannah, przyjdź do pokoju na wieży we wschodnim skrzydle zamku. Mam

pomysł związany z wizytą królowej i chciałbym go z tobą omówić.

Żadnych obelg. Żadnego błagania. Wbiła wzrok w cienkie, czarne litery.

Zwykła prośba, żeby się z nim zobaczyła. Żeby mógł się z nią naradzić... Nigdy
nie chciał jej rady, cóż więc to mogło znaczyć? Czy to była forma przeprosin?
Czy chciał się z nią spotkać na osobności i błagać o wybaczenie?

Bezczelność. Absurd. Spodobał jej się ten pomysł. Zawróciła.
Oczywiście, nie daruje Dougaldowi. Nie zasługiwał na wybaczenie – głupi

mężczyzna, który uważał ją za współodpowiedzialną za rozpad ich małżeństwa.
To nie była prawda. Nie była, i już.

Zbliżywszy się do klatki schodowej rozejrzała się, szukając Charlesa, ale

lokaj gdzieś przepadł. Westchnęła z ulgą. Nie chciała, żeby wiedział, iż ustąpiła
i przeczytała list od Dougalda. Zatrzymała się i znów przebiegła notatkę
wzrokiem. Dlaczego na wieży we wschodnim skrzydle?

Na schodach Hannah minęła pokojówkę.
Może Dougald zaplanował, by zaprowadzić królową Wiktorię na górę i

background image

pokazać jej wspaniały widok? Przemierzając korytarze we wschodnim skrzydle,
Hannah natknęła się tylko na jednego służącego, niosącego wiadro mydlin.

Może Dougald dowiedział się, że królowa lubiła poznawać lokalne legendy.

Może powziął zamiar opowiedzenia jej historii o żonie lorda Raeburna, która
nieroztropnie się zakochała, została uwięziona przez męża i wyskoczyła z
wieży. To nie był zły pomysł. Barwna opowieść może się spodobać królowej.

Hannah nigdy nie była w wieży. Opowieść o gniewie dawnego lorda

Raeburna za bardzo przypominała historię jej życia, więc Hannah starała się
wynajdować sobie zajęcia w innych częściach zamku. Kiedy jednak teraz
przeszła przez otwarte drzwi na klatkę schodową w wieży, poczuła się jak
przeniesiona w piętnasty wiek. Oczywiście były to tylko romantyczne brednie,
ale wieża we wschodnim skrzydle, w przeciwieństwie do wieży zachodniej, od
lat używanej przez ciotki, sprawiała wrażenie zaniedbanej. Ta pierwsza miała
otynkowane ściany i drewniane schody, nie starsze niż ciotka Spring. W drugiej
jedynym źródłem światła były wąskie, długie szczeliny w kamiennych ścianach,
służące niegdyś łucznikom do odpierania oblężenia. W półmroku widać było
przylepione bezpośrednio do surowych kamiennych murów kręcone schody,
które wyglądały tak, jakby pamiętały czasy, gdy lord Raeburn więził w wieży
swoją małżonkę. Do pomieszczenia, w którym była zamknięta, nie prowadziły
normalne schody i drzwi, ale klapa w podłodze i drewniana drabina. Wszystko
wyglądało tak, jakby było pokryte białym szronem. Z pomieszczenia na górze
wieży, gdzie duch lady Raeburn prawdopodobnie nadal opłakiwał utraconego
kochanka, ledwie przedostawało się światło.

Hannah zadrżała. Istotnie, romantyczne bzdury, ale to miejsce jej się nie

spodobało.

Obojętnie, jaki pomysł chciał omówić Dougald, jej odpowiedź brzmiała: nie.

Królowa Wiktoria nie będzie chciała oglądać tego widoku, nie będzie chciała
wysłuchiwać opowieści o żonie Raeburna, a już na pewno nie będzie chciała
wspinać się po drabinie. Hannah też nie miała ochoty tam wchodzić, ale
ciekawość pchała ją na górę.

Czy tam był Dougald?
Mając w pamięci swój wypadek, ostrożnie sprawdzała każdy schodek. Noga

w kostce nadal jeszcze trochę ją bolała. W miarę, jak się wspinała, zachowywała
coraz większą ostrożność.

Jeśli Dougald był na wieży, powinien zdawać sobie sprawę z jej obecności.

Nie zachowywała się specjalnie cicho. Gdy znalazła się blisko celu, zawołała:

– Lordzie Raeburn! – A po chwili: – Dougaldzie!
Odpowiedzi nie było; jednak list nie wspominał, że Dougald będzie na nią

czekał. Czy ma poczekać na dole i wejdą na górę razem? Kurczowo trzymając
się poręczy, pokonywała kolejne szczeble. Kiedy wsunęła głowę do pokoju na
wieży, zobaczyła pomieszczenie bliźniaczo podobne do warsztatu ciotek w

background image

zachodniej wieży, ale zaniedbane i puste. Dougalda tu nie było.

Wspięła się na ostatnie szczeble. Dostrzegła kilka starych połamanych mebli.

Podłoga była zupełnie goła, nawet niepokryta kurzem. Pozbawione szyb i zasłon
otwory okienne wyposażone były jedynie w okiennice, dające ochronę przy złej
pogodzie. Dach w wielu miejscach był dziurawy, a w promieniach słońca,
wpadających przez szczeliny, chaotycznie krążyły drobiny pyłu. Hannah zawsze
uważała się za kobietę rozsądną, twardo stąpającą po ziemi, ale teraz poczuła
głęboki smutek.

Ostrożnie zamknęła klapę i zaczęła się poruszać delikatnie i cicho, jak

żałobnik na pogrzebie. Podeszła do południowego okna i rozchyliła okiennice.
Otworzyły się szeroko, wpuszczając do środka morze światła. Wrażenie
zaniedbania jeszcze się spotęgowało. Okno wychodziło na pustą stronę zamku,
pozbawioną ogrodu czy zwykłej krzątaniny służby. Wieża w pełni zasłużyła
sobie na swoją złą sławę.

Hannah miała ochotę się wychylić, żeby zobaczyć, co znajduje się

bezpośrednio pod oknem wieży. Jednak doskonale pamiętała stromiznę murów
poniżej jej sypialni, a tutaj mury były jeszcze wyższe. Cofnęła się więc i
przeniosła wzrok ku linii horyzontu. Dostrzegła błękitną smugę nieba nad
oceanem, fale zalewające plażę, potem pofałdowane wzgórza, a w dolinach
pola, kolorowe od wiosennych zasiewów. Lancashire mogłoby stać się jej
domem. Mogłaby pokochać tę kombinację ziemi i morza. Mogłaby pokochać...

Już pokochała.
Kochała to miejsce i wróci tutaj, jeśli wszystko dobrze się ułoży i jej

dziadkowie będą ją chcieli przyjąć. I Dougald tu będzie, w zamku Raeburn,
może ożeniony z inną, może pogrążony w goryczy. Hannah nie mogła go ocalić.
Nie mogła nawet pomóc sobie samej.

Oparła się o ścianę, zaplotła ręce na piersiach i wbiła wzrok w odległy

krajobraz. Jakże nienawidziła się do tego przyznać! Ale jaki sens miało
oszukiwanie samej siebie? Ironiczną prawdą było to, co sobie wmówiła mając
osiemnaście lat. Jako osiemnastolatka oddała się Dougaldowi, bo go kochała. I
tutaj, w zamku Raeburn, także oddała się Dougaldowi, bo nadal go kochała.
Choćby była nie wiem jak zła, zraniona, bez względu na to, kto był
odpowiedzialny za rozpad ich małżeństwa, zawsze będzie go kochać.

Na dźwięk metalicznego zgrzytu zawiasów odwróciła się gwałtownie. W

pomieszczeniu stał Dougald, trzymając w ręku kartkę papieru. Ze ściągniętymi
brwiami i czujnym spojrzeniem zapytał:

– Czego chcesz, Hannah?

background image

ROZDZIAŁ26

– Hannah? Co się stało? Dziwnie wyglądasz. – Dougald ruszył w jej stronę,

ale szybko się zatrzymał. Stanął sztywno wyprostowany i nieswoim głosem
rzekł:

– Chciałbym, żeby to, co zamierzasz mi powiedzieć, było naprawdę ważne.

Nie mam zbyt wiele czasu, bo trzeba jeszcze przygotować podjazd na przybycie
królowej.

– Myślałam, że nadzorujesz prace w ogrodzie – odparła i zaraz sklęła się za

tę bezmyślną uwagę. Tylko że Dougald wyglądał, jakby miał ją za chwilę wziąć
w objęcia. Stawił się na jej wezwanie. Ale zaraz, chwileczkę...

– Nie prosiłam, żebyś tu przychodził. To ty prosiłeś o spotkanie.
– Zapewniam cię, że nie. – Rozłożył trzymaną w dłoni kartkę i podsunął jej

pod oczy.

Zerknęła na papier.
Dougaldzie, spotkaj się ze mną w wieży we wschodnim skrzydle. Mam ci

coś bardzo ważnego do powiedzenia – przeczytała.

– To nie mój charakter pisma.
– Nie twój? – Dougald przyjrzał się notatce. – Skoro tak twierdzisz... Ale

skąd mogłem wiedzieć? Przecież nie pisywałaś do mnie co tydzień, gdy
wyjechałaś z Anglii.

Stłumiła gniewną reakcję i wyciągnęła z kieszeni otrzymany liścik.
– Tutaj jest twoja notatka. Obejrzał ją.
– To też nie mój charakter pisma – oświadczył cierpkim tonem. – Lecz jak

mogłabyś to poznać. Nie mogłem do ciebie pisać. Nie wiedziałem, gdzie jesteś.

Ależ ją prowokował!
– Przyszłam tutaj, bo sądziłam, że chcesz się mnie poradzić w sprawie

szczegółów przygotowań do królewskiej wizyty. Powinnam była się domyślić,
że nie możesz być na tyle rozsądny, żeby zasięgać mojej opinii tylko dlatego, że
znam jej królewską mość i mogę coś wiedzieć o jej upodobaniach.

– I teraz czerpiesz przyjemność z wypominania mi tego. – Zmiął trzymaną w

ręce kartkę i cisnął na podłogę. – Porzuciłaś mnie i tak dobrze pokierowałaś
swoim życiem, że jesteś teraz niezależną kobietą, mającą najprzedniejszych
przyjaciół. Tymczasem ja pozostałem na północy Anglii i zyskałem opinię
mordercy. – Oparł dłonie o ścianę po obu stronach jej głowy. – Twojego
mordercy.

Hannah również zgniotła swoją kartkę papieru i cisnęła ją w pierś męża

wymownym gestem.

– Wcale się nie przechwalam – no, może odrobinę – i to nie moja wina, że

nie zaprzeczyłeś, iż mnie nie zabiłeś.

– Co by mi to dało? Nikt by nie uwierzył, z wyjątkiem paru osób, które

background image

wykorzystywały każdą okazję, żeby drwić z tego, że nie potrafiłem zatrzymać
żony w domu. Powinienem teraz skorzystać z okazji i wyrzucić cię przez okno...
– Jego głos przycichł.

– Śmiało, tyranie. Spróbuj mnie zabić, wyrzucając przez okno. Następna

zamordowana żona Raeburnów. Kolejna opowieść dodana do legendy o
wyrodnej kobiecie... – Nagle przyszło jej coś do głowy. – Dougaldzie, skoro ani
ty, ani ja nie pisaliśmy tych listów, to po co tu jesteśmy?

– Cholera! – Dougald rzucił się w stronę klapy w podłodze. – Zamknięta.
– Zamknięta? Kto ją zamknął? Dougald ukląkł i zaczął szarpać za uchwyt.
– Oto jest pytanie, co?
Nie zważała na jego ton. Zachowywał się tak, jakby coś wiedział. I wahał

się, czy to ujawnić.

– O czym mówisz, Dougaldzie? Co tu się dzieje? Nie odpowiedział, tylko

natężył się i pociągnął za uchwyt.

– Dougaldzie, kto przysłał te listy?
Dougald stanął na klapie i spojrzał najpierw na ogromną, podrapaną

skrzynię, potem na mniejszą komodę i lżejsze meble, znajdujące się w
pomieszczeniu.

– Ten sam człowiek, który usiłuje zabić lorda Raeburna i jego żonę.
Uniosła rękę, ale zaraz ją opuściła.
– To ty i ja. – Nagle zrozumiała wydarzenia ostatniego tygodnia. – To ty i ja!
– Dokładnie. Czy możesz mi podać ten stoliczek? – wskazał mebel.
Spojrzała na prosty, drewniany stolik ze złamaną nogą.
– Co chcesz z nim zrobić?
– Dam nim w łeb każdemu, kto podniesie klapę. Dougald sprytnie to

wymyślił.

– Tymczasem swoim ciężarem postaram się uniemożliwić wejście temu

komuś na górę.

Podniosła stoliczek i przeniosła do Dougalda.
– Ale przecież nikt nie wie, że jestem twoją żoną. Z wyjątkiem...
– To nie Charles. – Umieścił stolik koło klapy i zszedł z niej ostrożnie. –

Chciałbym, żebyś pozbyła się niezdrowego uprzedzenia wobec niego.

– Niezdrowego? To Charles dał mi liścik. Musiał wiedzieć, że nie pochodzi

od ciebie.

– Zapytamy, kiedy go zobaczymy, ale jestem pewien, że istnieje jakieś

logiczne wyjaśnienie.

Chociaż przemawiał jak cierpliwy rodzic, rozszyfrowała jego taktykę. Starał

się odwrócić jej uwagę.

– Ktoś usiłuje zabić lorda Raeburna, a ciebie zbito na kwaśne jabłko. Czy

usiłowano cię zabić?

– No... tak. – Jedną ręką uniósł stolik. – Ale nie wiem, dlaczego ktoś nas

background image

tutaj zamknął.

Czuła przerażenie i wściekłość jednocześnie.
– Żeby dać mi czas na zrozumienie tego wszystkiego
Nie odrywając wzroku od klapy, Dougald odparł:
– Teraz wiesz wszystko.
– Doprawdy? Czy były jeszcze inne zamachy na ciebie?
– Nie, ale byłem bardzo ostrożny. – Posłał jej uśmiech. – Dzięki tobie

przestałem jeździć konno po nocach.

Ten uśmiech był kolejną próbą odwrócenia jej uwagi, ale nic nie mogło jej

powstrzymać przed drążeniem prawdy.

– Kiedy spadłam ze schodów, zrozumiałeś, że ktoś czyha również na moje

życie, więc próbowałeś mnie odesłać.

– Tak! – Wyraźnie ulżyło mu, że zrozumiała jego zachowanie. – Właśnie

tak.

Pięścią wyrżnęła go między żebra, po czym plasnęła dłonią w policzek.
Upuścił stolik i zachwiał się do tyłu.
– Ty draniu! Stworzyłeś mi piekło!
– Miałem dobre intencje!
– Żebym to nie ja była celem ataku, tylko ty – usłyszała, że krzyczy.
Otarł twarz ręką i pełnym wyższości, obojętnym tonem, powiedział:
– Wiedziałem, że mnie się nic nie stanie, a bałem się o ciebie.
– Nic ci się nie stanie? Tak samo, jak nic ci się nie stało, gdy pobili cię tamci

ludzie?

– Najpierw do mnie strzelali.
Jego wyznanie spowodowało, że zatrzymała się gwałtownie.
– Strzelali do ciebie?
Unikając jej spojrzenia, Dougald wbił wzrok w klapę nad głową.
– Tak, a teraz pozwoliłem, żeby nas tutaj zamknięto...
Ogarnęła ją dzika wściekłość. Zaczęła go okładać pięściami, po kobiecemu,

uderzając w jego pierś, ramiona, wszędzie, gdzie mogła dosięgnąć.

Próbował uniknąć jej ciosów.
– Ty głupi bęcwale – wrzeszczała. – Ty beznadziejny łajdaku. Ty

bezwartościowy...

W końcu udało mu się złapać ją za nadgarstki.
– Nie jestem taki zły.
– To dlatego mówiłeś mi te wszystkie rzeczy. Próbowałeś mnie stąd odesłać,

żeby nic mi się nie stało.

–Tak...
– Za kogo mnie masz? Za szczura, który pierwszy ucieka z okrętu na widok

zagrożenia?

– Wcale tak nie myślę. Zerknął na klapę.

background image

– Uważasz mnie za tchórza. – Szamotała się, żeby uwolnić ręce i móc go

uderzyć. – Myślałeś, że cię tu zostawię z mordercą, a sama ucieknę do miasta?

– Hannah. – Nadal trzymając ją za ręce, obrócił ją plecami do siebie. –

Tchórzostwo jest ostatnią rzeczą, o jaką bym cię posądzał. Moim zdaniem jesteś
za odważna dla swojego własnego dobra. Bałem się, że zrobisz coś głupiego, że
będziesz chciała schwytać przestępcę albo stanąć naprzeciw wymierzonej we
mnie lufy pistoletu.

– Nie pochlebiaj sobie. – Łzy cisnęły jej się do oczu. Tłumaczyła sobie, że są

to łzy złości i pogardy, że nie wynikają z poczucia krzywdy. – Mówiłeś mi te
wszystkie rzeczy... niszczyłeś mnie... i uważasz, że troska o moje
bezpieczeństwo jest wystarczającym usprawiedliwieniem?

– Zbrodniarz mógł cię schwytać i grozić ci.
Zrozumiała w mgnieniu oka.
– I wtedy musiałbyś mnie poświęcić dla dobra nazwiska Pippardów.
Puścił jej ręce.
– Czy tak właśnie myślisz?
Patrzyła na niego, mrugając oczami, żeby powstrzymać łzy.
– Czy kiedykolwiek dałeś mi powód, żebym mogła myśleć inaczej?
Stali, patrząc na siebie – przeciwnicy na zawsze. Nie wiedziała, czy zranił go

jej sceptycyzm. Wiedziała jedynie, że znaleźli się zamknięci w legendarnej
wieży nawiedzanej przez duchy poprzednich przeklętych małżonków Raeburn i,
jeśli nie zdarzy się cud, dołączą do ich grona.

– Dougaldzie, powiedziałeś, że zwabiłeś mnie do zamku Raeburn, by mnie

wykorzystać i, skoro ci się to udało, więcej mnie nie potrzebujesz.

– Nie... – Wyciągnął ręce, jakby chciał ją chwycić w objęcia. – To nie była

cała prawda.

– Dla odmiany dobrze byłoby poznać prawdę.
– Nie będziesz tak uważała, kiedy ci powiem. – W jego śmiechu brzmiało

gorzkie rozbawienie, aczkolwiek nie potrafiłaby określić, co go tak bawiło. –
Odszukałem cię w Londynie i uwięziłem tutaj w jednym celu: żebyś była moją
żoną. Najpierw jednak chciałem, żebyś się we mnie zakochała. Potem łatwo
mógłbym cię sobie podporządkować.

– Masz o sobie dobre mniemanie, prawda? – Problem polegał na tym, że

mogłoby mu się to udać. Tego jednak nie mogła mu zdradzić. – Co sprawiło, że
zmieniłeś plany?

– Nadal cię pragnąłem. Wcale tego nie chciałem. Myślałem, że nic nie

zachwieje dyscypliną, jaką sobie narzuciłem. Ale tobie się to udało. Od samego
początku nienawidziłem tego, co...

Nie potrafił nawet wymówić tego słowa.
– Co czułeś?
Pokręcił głową. Nie w geście zaprzeczenia, lecz jakby dziwiąc się samemu

background image

sobie.

– Nadal cię pragnę.
Spodziewała się poczuć zadowolenie. Tymczasem odkryła, że nigdy tak

naprawdę nie wątpiła w jego pożądanie. Natomiast jeśli chodziło o miłość...
nawet w pierwszych, radosnych dniach ich małżeństwa nie wierzyła w jego
uczucie i miała po temu powody. Poślubił ją dla wygody. Chociaż był do niej
przywiązany, bardziej kochał pieniądze, dobrobyt i władzę. Miniony czas i
samotność odcisnęły piętno na jego wojowniczej duszy, przekształcając jego
bunt w zgorzknienie i poczucie krzywdy.

– Czy nadal winisz mnie za to, że cię opuściłam? Blask w jego oczach

przygasł. Wargi zacisnęły się.

Znów wyglądał jak zimny, pozbawiony wszelkich emocji lord, który zaprosił

ją do swojego zamku i groził jej śmiercią.

Jego milczenie było dla niej wystarczającą odpowiedzią. Cichym głosem

zaprotestowała.

– To nie moja wina, że nasze małżeństwo się skończyło. Jak możesz uważać,

że to była moja wina?

Nadal się nie odzywał. Nie chciał przyznać, że nie miał racji.
Kolejne spojrzenie na chłodny wyraz jego twarzy spowodował, że zmieniła

zdanie. Dougald nie chciał pogodzić się z tym, że nie miał racji.

Przenikliwy pisk zawiasów zmącił pełną napięcia ciszę.
Zirytowana i zdezorientowana rozejrzała się dookoła. Potem drugi raz. Klapa

zaczęła unosić się do góry. Hannah wskazała na nią ręką.

– Dougaldzie! Kto...
Dougald odepchnął ją na bok. Hannah oparła ciężar ciała na swej zranionej

nodze. Z okrzykiem bólu przyklękła na jedno kolano. Ból przeszywał mięśnie i
ścięgna. Żeby się nie przewrócić, złapała za parapet i podciągnęła się do góry.
W tym samym momencie zobaczyła krzesło, roztrzaskujące się o klapę.

Alfred. Duży, zdrowy, brudny Alfred. Cofnął się, żeby natychmiast wyłonić

się z powrotem, z pistoletem w dłoni. Dougald szybkim ruchem chwycił go za
włosy i za kołnierz i wciągnął do pomieszczenia na wieży. Alfred zawył jak
troll; schwytany w pułapkę, rozglądając się bladoniebieskimi oczami, w których
tliło się szaleństwo. Pistolet plunął ogniem, a huk wystrzału odbił się od
kamiennych murów. Krew i strzępy materiału eksplodowały wokół ramienia
Dougalda.

– Cholera! – zaklął Dougald. Jednostrzałowy pistolet był już bezużyteczny,

więc Alfred zaczął walczyć wręcz. Uderzył Dougalda dymiącą jeszcze lufą.
Jednak Dougald nadal nie puszczał napastnika, ciągnąc go za sobą. W stronę
otwartego okna.

Hannah miała ochotę wrzeszczeć ze strachu, ale powstrzymały ją krople

krwi padające na podłogę. Dougald został trafiony. Alfred wymierzył cios i trafił

background image

w jego skroń. Dougald zachwiał się i Alfred wyrwał się z uchwytu.

Dougald potrzebował pomocy. Hannah skoczyła ku walczącym

mężczyznom. Natarła na Alfreda z boku i popchnęła go na ścianę. Alfred
sięgnął do kieszeni i wyciągnął drugi pistolet.

– Nie! – Hannah rzuciła się na niego z wyciągniętymi rękami.
Pistolet zakołysał się gwałtownie.
– Ona mnie zabije! – krzyknął Alfred.
Potem lufa wymierzona w kobietę przestała się poruszać.
Kiedy palec Alfreda spoczął na spuście, Dougald wypchnął go przez okno.
Strzał rozległ się echem, a ze sklepienia posypał się deszcz słomy i wiórów.
Dougald i Hannah w porażającej ciszy obserwowali Alfreda spadającego w

dół.

Zanim wylądował na ziemi, Hannah odwróciła się od okna.
– Niech Bóg ma go w swojej opiece.
– Nie wiem, czy Bóg go dostrzeże. – Dougald odsunął się od okna. –

Podejrzewam, że jest skazany na potępienie za zamordowanie dwóch lordów i
usiłowanie zabójstwa ciebie i mnie.

Hannah przebiegła w myślach wydarzenia ostatnich paru minut.
– To nie Alfred popełnił te morderstwa – rzekła z przekonaniem.
– Nie. Nie sam. – Pobladły i spocony Dougald oparł się o ścianę. – Boję się,

że nie ma dla nas ratunku. Nikt nie widział jego upadku.

– Dougaldzie! – Hannah zarzuciła mężowi ręce na szyję. Przytulił ją i

wrażenie dotyku jego ramion dało jej ciepło, jakiego nie czulą od dwóch dni. Za
długo. A teraz był ranny. – Usiądź.

– Dobrze. – Powoli przymknął oczy i miękko opadł na podłogę. – Chyba

muszę.

Jak oszalała próbowała go podtrzymywać, ale ciężar jego ciała i przenikliwy

ból w kostce spowodował, że osunęła się wraz z nim. Położyła sobie jego głowę
na kolanach i jęknęła.

– Żyjesz? – Zaczęła szukać pulsu na jego szyi. Pod palcami poczuła szybkie

uderzenia.

– Nie umarłeś. – Stwierdzenie tego oczywistego faktu dało jej dziwne

zadowolenie.

Głowa Dougalda przetoczyła się na jej tors. Gorączkowo usiłowała ubić

interes z Panem Bogiem.

– Boże, jeśli pozwolisz Dougaldowi dalej żyć, będę dla niego taką żoną,

jakiej zawsze pragnął. – Przesunęła dłoń wzdłuż jego ramienia, ale nie natrafiła
na dziurę po pocisku. Jednak wcześniej sama widziała fruwające strzępy
materiału i krople krwi, szukała więc dalej. – Zrobię, co tylko zechce, jeśli
pozwolisz zachować mu... – znalazła miejsce, gdzie trafiła go kula – ...oddech.

Spojrzała na twarz Dougalda. Obserwował ją.

background image

– Czy mogłabyś to powtórzyć z ręką na Biblii? Pocisk przebił mięsień

ramienia nad obojczykiem i wyszedł parę centymetrów od miejsca trafienia.
Wiedziała, że go boli, ale z wszelką pewnością strzał go nie zabił.

– Ledwo... ledwo cię drasnął.
Przekręcił się, szukając wygodniejszej pozycji.
– Rwie jak wszyscy diabli.
– Nie próbuj mnie nabierać, lordzie Raeburn. Tamto pobicie było znacznie

gorsze. – Spróbowała odsunąć jego głowę.

Objął ją ręką w talii.
Po krótkiej chwili walki z samą sobą, poddała się. Dlatego, że krwawił,

chociaż rana zaczynała już przysychać. Dlatego, że śmiertelnie przestraszyła ją
ta walka.

Dlatego, że go kochała.
Głupia Hannah, od tylu lat zakochana w człowieku, który jej pragnął i

jednocześnie nienawidził się za to, a potem winił ją, że uznała taką sytuację za
niewłaściwą i odeszła.

– Nie zasługujesz na dobrą żonę. Przytulił mocniej głowę do jej piersi.
– Nie chcę dobrej żony. Chcę ciebie.
– To miał być komplement?
– A nie był?
Ze smutkiem musiała przyznać, że był. Usłyszeć, że chciał ją za żonę, nie

bacząc na braki w jej umiejętnościach życia i wytrwania w małżeńskim stadle...
Miała ochotę uśmiechnąć się do niego.

Ale się powstrzymała. Przed pojawieniem się Alfreda walczyli ze sobą, a to,

co się wydarzyło, doskonale ilustrowało głupotę Dougalda. Jako jego żona miała
obowiązek zwrócić mu na to uwagę.

– Stanąłeś pomiędzy mną a lufą pistoletu.
Pokonując ból, uniósł się i oparł na łokciu. Głęboko i uroczyście zajrzał w jej

oczy.

– Bez względu na to, co myślisz, Hannah, nie poświęciłbym cię dla obrony

imienia Pippardów.

Ignorując głębię i uroczystość jego spojrzenia skoncentrowała się na swojej

myśli.

– A wcześniej nie chciałeś, żebym wkroczyła przed wycelowaną w ciebie

lufę pistoletu. Czemu tobie wolno?

– Bo jestem mężczyzną. Smagnęła go pogardliwą uwagą.
– Ludzie obdarzeni zwisającymi częściami ciała są lepiej wyposażeni do

zatrzymywania pocisków?

– Zapewniam cię, że w tej chwili żadna część mojego ciała nie zwisa.
Chciała coś powiedzieć. Zaczerpnęła powietrza i spróbowała ponownie.

Uświadomiła sobie bowiem, że nic, żadna kłótnia, żaden krzyk nie zmusi go do

background image

tego, żeby przestał jej pragnąć.

A kiedy się do niej uśmiechnął, zaczęła się zastanawiać, czy pożądanie

wystarczy, czy może wystarczyć.

W końcu udało jej się wykrztusić:
– Nie powinieneś ryzykować życiem.
– Nie zamierzam się z tobą o to kłócić, Hannah. – Ujął jej dłoń i pocałował.

– Mylisz się. Pogódź się z tym. W tym wypadku honor wymagał, żebym
zasłonił cię przed strzałem, bo to przeze mnie jesteś w niebezpieczeństwie.

– Byłam w niebezpieczeństwie.
Dougald westchnął.
– Chciałbym, żeby to była prawda, ale Seaton nadal pozostaje na wolności.

To on kazał mi przyjść na wieżę. To on musi być mordercą.

– Myślałeś tak i nie byłeś podejrzliwy? Zaczerwienił się lekko.
– Najpierw zdecydowałem, że to nie może być on, a potem pomyślałem, że

chcesz się ze mną spotkać... no, byłem głupi.

Przyjemność sprawił jej widok rumieńca Dougalda i świadomość, że

przybiegł tu do niej.

– Mylisz się. To nie Seaton. – Spojrzała w okno, za którym zniknął Alfred. –

Wiem, kto jest zabójcą.

background image

ROZDZIAŁ27

Dougald miał nieco zesztywniałe ramię i czuł mrowienie w palcach,

podejrzewał jednak, że te problemy związane są raczej z pragnieniem
pochwycenia Hannah w objęcia i porwania jej stąd, niż efektem zranienia.

– Nie bądź śmieszna – stwierdził stanowczo.
– Dlaczego śmieszna? Nie pamiętasz, co powiedział Alfred, zanim wypadł

przez okno? „Ona mnie zabije”. Bardziej się bał jakiejś Jej, niż wypadnięcia
przez okno.

Gdy schodzili po schodach, Dougald podpierał Hannah swoim zdrowym

ramieniem. Przecież nadal kulała, a po szamotaninie na wieży poruszała się
ostrożnie, mocno opierając się o poręcz.

– Zgadzam się, że Alfred mógł otrzymywać rozkazy od kobiety – rzekł.
– A poza tym, po co zamykać nas na wieży? Gdy to zauważyliśmy, mieliśmy

czas na obmyślenie strategii.

– My? – Był zachwycony, że przypisywała także sobie jego pomysł. – To ja

stałem ze stolikiem w rękach.

Spojrzała na niego skwaszona.
– Usiłujesz się wywyższać, lordzie Pawiu?
– Uważaj na schody – poradził. – W niektórych miejscach poręcz jest

nadwyrężona. – Zerknął w dół na spiralę stopni. Nikogo nie widział ani nie
słyszał, ale ktoś mógł się czaić w cieniu.

Zauważył też, że drzwi prowadzące na wieżę były zamknięte. Czy zrobił to

Alfred, zanim wszedł na górę? Czy też ktoś inny, mający zamiar zastrzelić ich,
gdy będą wychodzili?

Nawet jeśli Hannah była świadoma grożącego im niebezpieczeństwa, starała

się ukryć niepokój. Swoim najbardziej przekonującym tonem rzekła:

– Gdyby to kobieta szła za nami po schodach, zamknęłaby klapę i wezwała

swojego wspólnika, by nas zabił.

– Dlaczego? Pistolet równie dobrze strzela w ręku kobiety.
– To by się kłóciło z jej planem.
– Skąd wiesz, jaki ma plan? Hannah wzruszyła ramionami.
– Bo zrobiłabym to samo.
– Hannah, czasem mnie przerażasz. Zatrzymała się i spojrzała na niego.
– Ty też mnie przerażasz. Ale po wydarzeniach na górze nie mam już

wątpliwości, że nie zamierzasz mnie zabić.

– Nie dziś.
Uśmiechnęła się i znów zaczęła schodzić po schodach.
– Ta kobieta chciała, żeby nasza śmierć wyglądała na kolejny rezultat klątwy

ciążącej na małżeństwach Raeburnów. Alfred miał najpierw zastrzelić ciebie, a
potem wypchnąć mnie przez okno.

background image

– Nie mógłby cię wyrzucić przez okno. To mężczyzna niepierwszej

młodości. Skorzystałby z drugiego pistoletu.

– Nie. Miał go tylko na wszelki wypadek. I trzeba przyznać, że mu się

przydał. A był na tyle duży, że spokojnie dałby radę mnie wypchnąć

Dougald przypomniał sobie, jak wyglądał Alfred. Wysoki i szeroki w

barach. Dougalda zaskoczył udział Alfreda. Nie mógł sobie wyobrazić, żeby
ospały, zreumatyzowany wieśniak należał do spisku, mającego na celu
zgładzenie lordów Raeburn. Ale na samą myśl o tym, że Alfred mógłby zrobić
krzywdę Hannah, Dougald zaczynał dygotać.

Hannah chyba nie oczekiwała odpowiedzi na swoją uwagę. Przytuliła się

tylko mocniej do Dougalda.

– Po zastrzeleniu cię i wyrzuceniu mnie przez okno Alfred miał włożyć ci

pistolet w dłoń. A kiedy okazałoby się, kim jestem, wszyscy by powiedzieli, że
to ty wypchnąłeś mnie z okna, a potem się zastrzeliłeś.

Dougald był przerażony.
– Hannah, masz zbrodniczy umysł.
Hannah zdawała się rozważać jego spostrzeżenie.
– Wolę mówić, że mam umysł analityczny.
– A jak wyjaśnić to, że Seaton dał mi liścik, wzywający mnie na wieżę? To

chyba dowód, że to on jest autorem planu pozbycia się nas z zamku Raeburn.

Hannah zlekceważyła jego pomysł.
– Cóż, ja z kolei dostałam liścik od Charlesa, i co z tego?
Miał ochotę w odwecie wziąć jej język w swoje usta, ale Hannah nalegała,

żeby zachowywali się rozsądnie i ostrożnie, i znaleźli prawdziwego zbrodniarza.
Chciała brać udział w tych poszukiwaniach, co dowodnie świadczyło o tym, że
miał rację, utrzymując wszystko w tajemnicy przed żoną jak najdłużej.

Ale przecież sprawa czekała już tak długo na wyjaśnienie. Może mogłaby

poczekać jeszcze trochę, a on zaprowadziłby Hannah na górę do swojej sypialni
i oddał się spełnianiu wszystkich fantazji, których w ostatnim czasie nie mógł
zrealizować.

– Charles musiał zostać wystrychnięty na dudka. Jeśli nie, to on, Dougald,

jest jeszcze większym dudkiem.

– Odszukajmy go i spytajmy, która służąca dała mu karteczkę.
– Odszukajmy też Seatona i spytajmy go, od kogo dostał liścik – odparła

Hannah.

– Skoro nalegasz...
– Nie pojmuję, skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że to Seaton.
– Jest spadkobiercą tytułu i majątku.
– Nie chce tego tytułu. – Pokiwała głową nad brakiem spostrzegawczości

Dougalda. – To bałamut. Lubi się bawić i plotkować. Nie chce
odpowiedzialności, która wiąże się z tytułem.

background image

Dougald nie odpowiedział, nie chciał bowiem przyznawać, że większość

dowodów pasowała do jej teorii. Seatona śledzili trzej detektywi podczas jego
eskapad. Jedyną podejrzaną działalnością tego fircyka było ostatnio
„znalezienie” pomiędzy poduszkami na kanapie zaginionego naszyjnika pani
Grizzle. Okrzyknięto go bohaterem.

Dougald i Hannah bez przeszkód zeszli z wieży. Dougald sprawdził

wszystkie miejsca, w których można było się schować bądź ukryć jakąś broń.
Nic nie znalazł – ani przestępcy, ani żadnego przedmiotu, który mógłby wziąć
do obrony. Puścił Hannah i polecił jej cicho:

– Zostań tutaj – i ruszył w stronę drzwi. Mruknęła coś, czego nie dosłyszał.

Spokojnie wrócił do niej i pogroził jej palcem.

– Nie próbuj mi pomagać. Nie możesz zostać postrzelona.
– To nie mnie postrzelono – odpowiedziała wściekłym szeptem.
– Uratowałem cię – odrzekł. Na widok powracającego na jej twarz wyrazu

uporu, ponownie pogroził jej palcem.

Niechętnie, szybkim ruchem skinęła głową i wymruczała:
– Nie ma jej tutaj. Co nam może zrobić w zamkowych korytarzach? Będzie

chciała poczekać i spróbować innego dnia.

– Może masz rację. – Pocałował ją mocno w usta. – Ale na wszelki wypadek

pozwól mi zachować ostrożność.

Ujął klamkę i gwałtownym szarpnięciem otworzył drzwi. Przed nim ciągnął

się pusty korytarz wschodniego skrzydła. Dougald pomyślał, że Hannah miała
słuszność.

Z jakiego powodu podejrzewana przez Hannah osoba miałaby wystawiać się

na ryzyko zabicia ich w zamku w świetle dnia? Nie miała przecież pojęcia, że
zdradziła się przed Hannah. Dougald doszedł do wniosku, że Hannah go
przekonała.

– Masz rację. Zabójcą musi być pani Trenchard – powiedział.
– Owszem – rzuciła Hannah, wyraźnie nieświadoma znaczenia wyznania

Dougalda. – Myślałam nad tym. Dowód musi się znajdować w kaplicy.

– W kaplicy? Dlaczego w kaplicy?
– Moja boląca głowa najlepiej dowodzi, że wszystko koncentruje się wokół

kaplicy.

Dougald przypomniał sobie nagle, że Charles wspomniał mu kiedyś, iż

Hannah została zaatakowana w kaplicy.

– Oczywiście.
– A poza tym, jeśli się nie mylę w tej całej sprawie, gdzie poza tym mogłyby

zostać ukryte dowody?

Przypomniał sobie, że pani Trenchard bardzo dbała o kaplicę, sama robiła w

niej porządki i rozmawiała z nim o remoncie. Interesowała się jego planami.
Bardzo się interesowała.

background image

– Mam pomysł – odezwała się Hannah. Wziął ją pod rękę i zaczęli iść

korytarzem.

– Opowiedz mi.
Kiedy skończyła, pokręcił głową.
– Nie. Musi być lepszy sposób.
– Może i jest, ale nic innego nie przychodzi mi teraz do głowy, a do wizyty

królowej nie mamy zbyt wiele czasu. Byłoby to ogromnym naruszeniem
etykiety, gdyby jedno z nas zostało zabite przed jej przyjazdem.

– Trudno mi z tym dyskutować, chociaż przyznaję, że nadal mam

wątpliwości co do twojej dedukcji. Zauważyłem, że pani Trenchard naprawdę
lubi Seatona.

– Większość kobiet go lubi.
Dougaldowi nie spodobało się to stwierdzenie.
– Dlaczego? Jest zwykłym śmieciem.
– Jest czarujący, zawsze dysponuje najświeższymi plotkami i lubi kobiety.
– Ja też lubię kobiety.
– A kiedyś nawet byłeś czarujący. Może mógłbyś do tego powrócić. –

Posłała mu kwaśny uśmiech. – Ale plotki? Nie sądzę. Umiesz tylko patrzeć
spode łba, co doprowadziłeś do perfekcji w czasie ostatnich dziewięciu lat.

Łypnął na nią spode łba.
– Bardziej mi się podobałaś, kiedy bałaś się, że cię zabiję.
Uśmiech zniknął z jej warg.
– Nadal się boję, ale czegoś zupełnie innego. Miał ochotę zapytać, co

wywołało ten zamyślony wyraz twarzy Hannah, lecz nie teraz. Dopiero
wówczas, kiedy wyjaśnią inne sprawy.

– Sądzisz więc, że pani Trenchard zabijała lordów Raeburn, żeby tytuł dostał

się Seatonowi?

–Tak.
– Czy zbrodnia popełniona dla zdobycia majątku i tytułu jest bardziej

prawdopodobna niż zbrodnia wynikająca z poczucia lojalności i honoru?

– Jest bardziej logiczna.
– Bo ziemię i pieniądze możesz zobaczyć, a honoru i lojalności nie? – rzekła

szyderczym tonem.

Wiedział, że zastawiała na niego pułapkę, ale nie potrafił przewidzieć, gdzie

się zatrzaśnie.

– Takie poczucie lojalności i honoru jest bardzo rzadkie.
– Niemniej z poczucia lojalności i honoru wszedłeś w tor pocisku.
Iz miłości.
Powinien był to powiedzieć. Powinien się przyznać i pozwolić jej się śmiać

albo płakać, albo robić jeszcze coś innego, na co miałaby ochotę. Ale nie mógł.
Uprzytomnił sobie to uczucie zbyt niedawno. I chwila nie była odpowiednia.

background image

Dzieliło ich zbyt wiele półprawd i zadawnionych uraz. A może Hannah nie
rozpłacze się, ani nie roześmieje, tylko poczuje się zakłopotana? Przecież kiedyś
go kochała. Jakie to żałosne, ożywianie dawnych sentymentów. Powiedział więc
tylko:

– Jesteś moją żoną.
– A więc honor i lojalność – zawołała triumfalnie.
– I śluby, które respektuję – nie mógł się powstrzymać, żeby nie dodać.
Hannah zrobiła się bardzo milcząca.
Nie zapomniała mu oskarżenia o to, że go zostawiła. On zaś nie przebaczył

jej tego.

Łypnął na nią spod oka. Mimo opadających wokół twarzy kosmyków

jasnych włosów i poważnego spojrzenia, wyglądała wspaniale. Kochał jej
odwagę patrzenia mu prosto w oczy nawet wówczas, gdy był wściekły. Kochał
jej sarkazm. Kochał jej serdeczność wobec ciotek. Kochał jej piersi. Kochał ją
tak bardzo, że nie bacząc na minione krzywdy i niejasną przyszłość, musiał ją
ocalić.

Bał się, że może mu się nie udać – on, który nauczył się pewności siebie i

żelaznego zdecydowania. Popełnił dużo błędów, niewybaczalnych pomyłek w
ocenie ludzkich charakterów i motywacji.

Gdy zbliżyli się do szerokich schodów, wiodących na parter, Hannah

odezwała się cicho. – Tam. Tam jest nasze źródło informacji.

– Seaton – szepnął Dougald.
Z najwyższym trudem znosił widok spodni w niebieską kratkę, pasującej do

nich kamizelki i skradzionej diamentowej spinki do krawata.

Seaton także ich zauważył i wykrzyknął:
– Widzę, że się znaleźliście. – Przyjrzał się sposobowi, w jaki Dougald

trzymał Hannah pod rękę i obdarzył ich serdecznym uśmiechem. – W okolicy
sporo się ostatnio mówi o was obojgu, gołąbeczki.

– Wiem, skąd się biorą te plotki – rzekł Dougald powoli, akcentując

poszczególne słowa.

Nadal niepewny po niedawnej konfrontacji, Seaton odskoczył do tyłu.
– Nie jestem jedynym plotkarzem, którego zapraszają na przyjęcia!
Hannah poklepała Dougalda po ramieniu, jakby uspokajała psa.
– Oczywiście, że nie, Seatonie. Ale ty jesteś najlepszy. Seaton kątem oka

zerknął na Dougalda i mruknął:

– No cóż... owszem. Hannah ciągnęła dalej.
– Lord Raeburn zastanawiał się, kto dał ci ten liścik ode mnie?
– Jedna ze służących – odpowiedział Seaton.
– Skąd go wzięła?
– Przypuszczam, że od ciebie. Dougald przejął inicjatywę.
– Czemu służąca nie dała mi go bezpośrednio?

background image

– Powiedziała, że pani Trenchard chce, żeby coś zrobiła w domu, a ty byłeś

na dworze...

– Chciałeś zanieść notkę, żeby mieć okazję ją przeczytać – brutalnie

stwierdził Dougald.

Seaton w najmniejszym stopniu nie był urażony.
– Człowiek musi wiedzieć, co się dzieje. Chociaż bardzo tego nie chciał,

Dougald wiedział, że teraz, po wyjaśnieniach Seatona, pozostało mu do
zrobienia jedno. Musiał znaleźć mordercę przed przybyciem królowej.

Najbardziej szorstkim, opryskliwym tonem powiedział:
– Chcesz wiedzieć, co się dzieje? Powiem ci, co się dzieje. Nie jestem

zadowolony ze sposobu, w jaki pani Trenchard przygotowała kaplicę na
przyjazd królowej.

– Och, Dougaldzie – Hannah uścisnęła go za ramię.
– Kaplicę? – Seaton pokręcił głową.
– Tak, kaplicę – powtórzył Dougald. – Wszystko musi wyglądać bez zarzutu

na jutrzejszą wizytę jej królewskiej mości.

– Jak pan wie, sir Onslow, znam jej wysokość osobiście. – Tym razem

Hannah wyraźnie przechwalała się w jakimś celu. – Królowa Wiktoria na pewno
będzie chciała się pomodlić, więc nie możemy się wstydzić naszej domowej
kaplicy.

– Ojej – cmoknął Seaton. – Bałem się, że stara pani Trenchard nie podoła.

Wiecie, że miewa te omdlenia.

– Od dawna na nie cierpi? – zapytała Hannah.
– Od lat, ale są coraz gorsze. – Seaton postukał się w pierś. – Podejrzewam,

że to serce. Ale pani Trenchard nie daje sobie odpocząć. Tyle że już nie zajmuje
się ciotkami. – Posłał Hannah uśmiech. – Musi być pani bardzo wdzięczna,
panno Setterington.

– Nigdy jeszcze nikt nie okazywał mi wdzięczności w taki sposób – odparła

Hannah.

Dougald wtrącił pospiesznie:
– Pani Trenchard sama posprzątała, ale jutro z samego rana każę robotnikom

wymienić przegniłe fragmenty boazerii. A potem pokojówki i lokaje wypolerują
każdą ławkę, każdy stopień, każdy lichtarz. – Dougald popchnął lekko Hannah
w kierunku warsztatu ciotek. – Liczę jednak na twoją dyskrecję, Seaton. Nie
wygadaj się pani Trenchard, co zaplanowaliśmy.

– Nigdy bym się nie odważył!
Dougald i Hannah obserwowali Seatona, schodzącego w dół po schodach.
– Ciekaw jestem, ile czasu zajmie mu znalezienie jej – rzuciła Hannah.
– Gdybym chciał się założyć, powiedziałbym, że nie będzie to nawet

godzina.

Czekali przez godzinę, siedząc w ciemności. Dougald i Hannah. Ciotki.

background image

Charles. I Seaton, który dowiedział się o znalezieniu ciała Alfreda u stóp wieży i
który, przybiegłszy po wyjaśnienia do Dougalda zrozumiał, że trafiło mu się
miejsce w pierwszym rzędzie na najbardziej skandaliczne widowisko od czasu,
gdy markiz Bersham odkrył, iż jego żona jest bigamistką.

Dougald w obawie o to, co Seaton może sam zrobić, pozwolił mu przyjść,

ale jednocześnie zagroził poćwiartowaniem, jeśli tylko piśnie słowo. Wszyscy
siedzieli w kącie kaplicy, z dala od ściany z witrażowymi oknami. Oparcie ławki
było twarde i, chociaż Dougald miał zabandażowaną ranę, czuł przeszywający
ból w postrzelonym ramieniu. Obok niego niespokojnie kręciła się Hannah.
Ciekaw był, co myślały ciotki, gdy Hannah poprosiła je, żeby siedziały tu, nie
rozmawiając, dopóki coś – Hannah nie powiedziała im co – wydarzy się.

Zastanawiał się też, czemu dał się przekonać Hannah, żeby zaprosić ciotki.

Wolałby zrobić wszystko sam, ona jednak uparła się, żeby ciotki były również
obecne. Cała sprawa pachniała zupełną klapą, ale na wszelki wypadek Dougald
uzbroił Charlesa.

Dougald zamarł jak wojownik czekający na bitwę.
– Czego się spodziewasz? – wyszeptał do ucha Hannah.
– Jakichś papierów. Może nawet aktu ślubu – odpowiedziała mu równie

cicho.

Może miała rację. Zresztą nic innego nie przychodziło mu do głowy.
W pewnej chwili Hannah zdrzemnęła się z głową opartą na jego ramieniu.

Jedna z ciotek zaczęła cicho pochrapywać. Zegar w głównym holu wybił
dziewiątą. Rozpoczęła się cisza nocna, obowiązująca służbę. Nagle Dougald
spostrzegł słabe światło świecy i usłyszał niepewne, kobiece kroki. Potrząsnął
Hannah, żeby ją obudzić. Ktoś inny musiał zrobić to samo ze śpiącą ciotką,
bowiem chrapanie urwało się, zakończone prychnięciem.

Do kaplicy weszła pani Trenchard. Płomień świecy rozjaśniał jej twarz i

Dougald zauważył, jak wychudłe były jej niegdyś pełne policzki. Miała na sobie
czarną suknię i fartuch. Poruszała się jak kobieta mająca do spełnienia jakąś
misję, jak osoba znająca kaplicę równie dobrze w dziennym świetle i w
ciemnościach. Wstrząśnięty Dougald zrozumiał, że jego żona musiała mieć
rację. Pani Trenchard przyszła, żeby usunąć dowody. Tylko jakie? Jakie
dokumenty, jakie pamiątki były na tyle ważne, żeby zabijać tylu ludzi?

Panowała absolutna cisza. Pojedyncza świeca w niewielkim stopniu

rozpraszała ciemność. Pani Trenchard zdawała się wcale nie zauważać widzów.
Całą uwagę skupiła w jednym punkcie, na ścianie kaplicy z lewej strony, koło
ołtarza. W miejscu, gdzie Hannah została uderzona w głowę. Pani Trenchard
uklękła. Postawiła świeczkę na podłodze, między kolanami. Wyjęła z kieszeni
mały łom, wsunęła go pod jedną ze zniszczonych desek i podważyła. Uniosła
świeczkę i poświeciła w głąb otworu w ścianie. Dougaldowi udało się dostrzec
ukrytą w środku małą drewnianą skrzyneczkę.

background image

Zobaczył wystarczająco dużo. Kobieta musiała być szalona. Nadszedł czas,

żeby schwytać zbrodniarkę i zakończyć serię nieszczęść, które nawiedziły
zamek Raeburn.

Wstał i odezwał się spokojnym głosem:
– Co pani robi, pani Trenchard?
Kobieta gwałtownie wciągnęła powietrze, po czym odwróciła się szybko.

Trzymała świecę uniesioną wysoko do góry. W drugiej ręce dzierżyła pistolet,
który wycelowała w Dougalda i... w Hannah.

Seaton dał nura, szukając schronienia.
Ciotki jęknęły.
Hannah chciała wejść pomiędzy Dougalda a lufę.
Dougald wciągnął Hannah za siebie.
I nagle rozległ się drżący głos ciotki Spring:
– Judy, czy to właśnie tutaj pochowałaś moje dziecko?

background image

ROZDZIAŁ28

Świeczka zaczęła dygotać, a pistolet wypadł z dłoni pani Trenchard.
Dougald rozluźnił napięte aż do bólu mięśnie. Już raz został dzisiaj

postrzelony. I wystarczy. Ciotka Spring wstała i podeszła do pani Trenchard.
Uklękła przy ścianie i dotknęła brązowej skrzyneczki.

– Czy moje dziecko jest w środku? Hannah opadła na ławkę z jękiem:
– O mój Boże.
Na dany przez Dougalda znak Charles pospieszył, żeby przynieść więcej

świec z gabinetu. Wkrótce ciemności rozjaśniło światło z dwóch kandelabrów.
Seaton stał przywarty plecami do ściany, jakby właśnie uświadomił sobie, że
wcale nie chce być świadkiem rozgrywających się wydarzeń. Ciotka Isabel
chusteczką przesłaniała sobie usta. Ethel łkała cichutko. Minnie przysunęła się
ku ciotce Spring, jakby chciała użyczyć drobnej staruszce swojej siły.

– P... p... panna Spring? – wyjąkała pani Trenchard. – Co pani tutaj robi?
– Przyszłam tu, bo Hannah mnie o to poprosiła, Judy. Droga dziewczyna

chciała, żebym się tu znalazła i teraz wiem, dlaczego. – Ciotka Spring
uśmiechnęła się słodko do Hannah. – Zawsze pragnęłam się dowiedzieć, co się
stało z moim dzieckiem. Tak się cieszę, że jest tutaj, w rodowej kaplicy. Judy,
czy to ty je tutaj umieściłaś?

Pani Trenchard omiotła spojrzeniem pełne litości, oskarżenia i przerażenia

twarze, po czym utkwiła wzrok w ciotce Spring.

– To ja zrobiłam. Tak, to ja.
Ciotka Spring wyjęła jej z dłoni pistolet i nie patrząc, podała go pannie

Minnie.

– Zawsze byłaś dla mnie taka dobra.
Dougald wziął od panny Minnie pistolet i uważnie go zabezpieczył.
– Nie chciałam być dla ciebie dobra – oświadczyła pani Trenchard. – Wcale

cię nie lubiłam.

– Wiem. – Ciotka Spring zabrała świeczkę z drżącej ręki pani Trenchard i

odstawiła na ławkę. – Ale mimo to byłaś dla mnie dobra.

Pani Trenchard mięła fartuch w swych dużych, szorstkich od pracy dłoniach.
– Moja matka nauczyła mnie być dla ciebie dobrą.
– Twoja matka była cudowną kobietą.
– Oczywiście, że musisz tak myśleć – Pani Trenchard sprawiała wrażenie,

jakby się skuliła. – Kochała cię bardziej niż mnie.

– To straszne. – Hannah ruszyła do przodu, żeby powstrzymać panią

Trenchard.

Ciotka Spring odprawiła ją ruchem ręki.
– Siadaj, Hannah. – Mówiła stanowczo, głosem zupełnie niepodobnym do

znanego Dougaldowi tonu ciotki Spring.

background image

Hannah usiadła. Minnie kiwnęła jej głową i obdarzyła smutnym uśmiechem.
– Twoja matka chuchała na mnie, bo nie byłam taka mądra i zaradna, jak ty.

– Ciotka Spring pogłaskała ramię pani Trenchard. – Jakże ci zazdrościłam
twojego wysokiego wzrostu i twojej siły!

Dougald pojął, że chociaż ciotka Spring mogła wydawać się pomylona,

rozumiała więcej, niż przypuszczał. Usiadł koło Hannah.

– Nie, panno Spring. Nie powinna była mi pani czegokolwiek zazdrościć. –

Pani Trenchard ciężko oddychała. – Przez cały czas mojego dorastania
słyszałam tylko: „Pomóż pannie Spring. Oddaj to pannie Spring. Nie martw
panny Spring”.

– To musiało być dla ciebie bardzo męczące – łagodnym głosem powiedziała

ciotka.

– A potem byłam na tyle dorosła, żeby uciec, więc wyszłam za mąż.
– Pan Trenchard sprawiał wrażenie miłego człowieka. – Ciotka Spring

pytająco uniosła brwi.

– Był wielkim rozczarowaniem – beznamiętnym głosem odrzekła pani

Trenchard. – Nigdzie mnie nie zabierał. Rozwalał się na swoim tyłku i mówił:
„Bądź miła dla panny Spring. Wtedy nie będę musiał pracować”. Miałam więc
ich oboje przez cały czas na głowie. Matka i Trenchard wykorzystywali mnie i
uwielbiali ciebie. Byłaś już starsza. Miałaś trzydzieści dwa lata i nie mogłaś
znaleźć męża. Cieszyłam się, że jesteś starą panną. Ja miałam męża, nawet jeśli
nie był wiele wart. A potem... potem spotkałaś pana Lawrence’a. Był
przystojny, silny i odważny.

Ciotka Spring uśmiechnęła się na to wspomnienie.
– Tak, był.
– Miałaś wszystko, czego ja nie miałam. Czułam do ciebie tak wielką urazę,

że omal nie postradałam zmysłów. Z radością organizowałam wasze sekretne
spotkania.

– Bardzo ci byłam wdzięczna za pomoc.
– Wiem. Widziała pani we mnie tylko samo dobro.
– Kochana...
– Nie. Nie byłam dobra. Miałam nadzieję, że twój brat przyłapie was i

wygna cię z zamku. A tymczasem wiesz, co się stało? Spodziewałaś się dziecka
pana Lawrence’a. – Pani Trenchard przyłożyła rękę do oczu i zaszlochała. – Nie
mogłam mieć dzieci. Przez wszystkie lata małżeństwa nigdy nie poczułam
dziecka w swym łonie. Ale ty... ty byłaś w ciąży. Twój brat, jego lordowska
mość, posłał pana Lawrence'a na wojnę, a ty nadal byłaś szczęśliwa, tuląc do
piersi swój sekret. Promieniałaś i nawet perspektywa, że popadniesz w niełaskę,
nie mogła zrekompensować mojego nieszczęścia

Po zaróżowionych, pomarszczonych policzkach ciotki Spring popłynęły łzy.
– Judy, nie jesteś odpowiedzialna za to, co się stało.

background image

– Źle ci życzyłam. Chciałam, żeby opuściło cię szczęście.
Hannah konwulsyjnie zacisnęła lodowate palce na ręce Dougalda. Dougald

ujął jej dłoń w swoją i zaczął ją rozgrzewać.

– Gdyby złe myśli mogły przerwać czyjąś ciążę, Trenchard, byłoby wiele

bezdzietnych kobiet – zauważyła panna Minnie.

Pani Trenchard zdawała się nie słyszeć. Słuchała i mówiła jedynie do ciotki

Spring.

– To była moja wina. Po prostu nienawidziłam i nienawidziłam.

Wyobrażałam sobie twoją śmierć i śmierć twojego dziecka... Zamiast tego
przyszła wiadomość o panu Lawrence. Nie chciałam, żeby mu się coś stało.
Chciałam wszystko cofnąć. Naprawdę się starałam, ale wiadomość tak bardzo
tobą wstrząsnęła. Straciłaś dziecko.

– Judy, moja droga, to nie była twoja wina. – Ciotka Spring chciała objąć

panią Trenchard.

Pani Trenchard odskoczyła do tyłu jak oparzona.
– Pomogłam matce ją odebrać. Słodka maleńka dziewczynka, ślicznie

zbudowana, zbyt maleńka, żeby żyć.

– Pamiętam. – Głos ciotki Spring załamał się.
– Matka dała mi dziecko, żeby je pochować. Powiedziała, żeby je pogrzebać

w święconej ziemi, aby mogło być zbawione, ale miałam je ukryć starannie,
żeby nikt nigdy nie odkrył jego istnienia. Powiedziała, że jeśli nam się
powiedzie, nikt nigdy się nie dowie o tej niesławie i będziesz mogła wyjść za
mąż i być szczęśliwa.

– Ale nie mogłabym poślubić innego. – Ciotka Spring drżącą dłonią ocierała

łzy. – Kochałam Lawrence’a on nie żył.

– Zawiodłam. Zawinęłam dziecko, włożyłam je do mojej szkatułki na

przybory do szycia i przyniosłam tutaj. Myślałam, że tu będzie bezpieczne.
Chroniłam dziecko przed każdym, kto mógłby je znaleźć. Chroniłam cię, panno
Spring. – Pani Trenchard oderwała wreszcie wzrok od ciotki Spring, żeby
obrzucić pogardliwym spojrzeniem Hannah. – Ale ten wścibski bękart znalazł
miejsce...

Hannah rzuciła się w stronę pani Trenchard. Dougald złapał ją za ramię.
– ...i teraz, przez nią, nigdy nie wyjdziesz za mąż. Nigdy nie będziesz

szczęśliwa – dokończyła pani Trenchard, jakby nic się nie stało.

Hannah usiadła na swoim miejscu, ale trzęsła się jak w febrze. Dougald

nigdy nie widział jej reagującej tak gwałtownie, ale też nigdy nie słyszał, żeby
ktoś nazwał ją bękartem.

– To wariatka – mruknął do Hannah. – Nikogo nie obchodzi, jak cię

nazwała.

– Ale mnie obchodzi. – Hannah spojrzała na niego, po czym odwróciła

głowę. – Wariatka czy nie, ale mnie obchodzi.

background image

Ciotka Spring pochwyciła dłonie pani Trenchard w swoje ręce i spojrzała jej

prosto w oczy.

– Judy, kochanie, czy zabiłaś wszystkich lordów Raeburn?
– A więc ciotka wszystko rozumie – szepnął Dougald do Hannah.
– Biedna, kochana ciotka Spring – odszepnęła Hannah.
Pani Trenchard bez wahania odparła ciotce Spring.
– Nie zabiłam wszystkich. Nie zabiłam twojego brata ani jego synów. Tylko

dwóch pozostałych. Chcieli rozebrać kaplicę i zbudować ją od nowa. Nie
mogłam na to pozwolić.

– Judy, zabijanie ludzi to bardzo, bardzo zła rzecz – rzekła ciotka Spring.
– Wiem. – Pani Trenchard zdawała się zirytowana łagodną uwagą ciotki

Spring. – Ale i tak byłam już potępiona za śmierć Lawrence'a i dziecka. Jakie
znaczenie miały więc następne śmierci?

Ciotka Spring potrząsnęła dłonią pani Trenchard.
– Musisz obiecać, że już nigdy więcej nikogo nie zabijesz, nawet dla mojego

bezpieczeństwa.

Pani Trenchard kiwnęła głową.
– Nie zrobię tego, panno Spring.
– A teraz, Judy, myślę, że powinnaś odpocząć.
– Tak. Muszę odpocząć. – Poruszając się niepewnie i ospale, jakby przybyło

jej wiele lat, pani Trenchard podniosła się z podłogi i wyszła.

W kaplicy zapadła ponura, pełna zdumienia cisza. Przerwała ją w końcu

Hannah.

– Nie powinnam była się wtrącać.
– Nie miałaś wyboru. – Dougald obrócił ją twarzą do siebie. – Nie zgadzam

się na to, żeby mnie zamordowano, bez względu na powody.

Światło świecy nadało włosom Hannah kolor stopionego złota, a w jej

oczach pojawił się tajemniczy blask. Zdawała się być nieziemską istotą,
otoczoną ciepłą poświatą. Ale Hannah nie była nieziemską istotą i istniejące
pomiędzy nimi problemy nie mogły zostać rozwiązane na jakiejś niebieskiej
płaszczyźnie.

Będą musieli porozmawiać. Nie chciał tego. W złości łatwo było wyrzucić z

siebie prawdę, ale taka rozmowa musiała dotknąć wielu bolesnych faktów,
zmusić do różnych wyznań, poruszyć. Jeśli jednak nie spróbują się porozumieć,
znów się rozdzielą. A tego nie mógłby znieść.

Hannah przechyliła głowę i spojrzała na niego zaalarmowana.
– Dougaldzie, co się stało?
– Musimy...
– Lordzie Raeburn, czy nie powinieneś posłać kogoś, żeby zatrzymać panią

Trenchard? – Głośno, nerwowym tonem zapytał Seaton.

Dougald miał ochotę rzucić się na Seatona. Dziś wieczorem chciał być

background image

wolny od obowiązków pana domu. Chciał mieć kilka godzin na rozmowę z
żoną, a potem, jeśli wszystko dobrze pójdzie, chciał jej dogadzać i pieścić ją tak
długo, dopóki na zawsze nie odciśnie na niej swojej pieczęci.

– Ta kobieta zamordowała dwóch lordów Raeburn. Musisz ją aresztować –

nalegał Seaton.

Dougald przyjrzał się ciotkom. Panna Minnie, ciotka Ethel i ciotka Isabel

usiadły na podłodze koło ciotki Spring, która była katalizatorem tak wielu
okropnych zdarzeń i która teraz opłakiwała utracone dziecko, ukochanego i starą
przyjaciółkę. Spojrzał na Charlesa, ciągle jeszcze trzymającego dwa kandelabry,
przerażonego rozgrywającymi się wydarzeniami. Zerknął na Hannah, na której
rzęsach nadal błyszczały łzy. I pomyślał o zdruzgotanej, starej kobiecie, która
pewnie schodziła teraz po kamiennych schodach do kuchni.

Dougald był panem na zamku. Należało przenieść dziecko i pochować je w

prawdziwej trumnie. Należało wezwać kapłana, żeby odprawił modły z ciotką
Spring. A pani Trenchard... Będzie musiał zdecydować, co z nią począć. Dziś
wieczorem Dougald nie mógł uciec od swoich obowiązków.

Rozmowa z Hannah będzie musiała poczekać.
– Charles, możesz iść za panią Trenchard? Charles odstawił świeczniki na

stół i pospiesznie opuścił kaplicę.

Dougald zwrócił się do Seatona:
– Nie musisz się martwić. Pani Trenchard cię nie skrzywdzi, a wątpię, żeby

chciała uciekać przed świtem.

background image

ROZDZIAŁ29

Pogrzeby zakończyły się. Żałobnicy odeszli. Pozostały jedynie kwiaty, bez

zapachu, z opadającymi płatkami. Kwiaty, Dougald i Hannah.

W pustej kaplicy siedzieli obok siebie, nie dotykając się. Niezręczna cisza

przeciągała się i Hannah zaczęła rozważać, czy nie udać nagłej potrzeby i nie
uciec.

W końcu Dougald zauważył:
– Ponury dzień.
Wdzięczna, że się wreszcie odezwał, Hannah powiedziała:
– To było coś więcej niż tylko pogrzeb pani Trenchard i dziecka ciotki

Spring.

Zwrócił do niej bladą twarz.
– Co jeszcze?
Hannah zrozumiała, że po wydarzeniach ubiegłej nocy, po odnalezieniu

małej trumienki, po spowiedzi pani Trenchard, jej zasłabnięciu i fatalnym
śmiertelnym upadku ze schodów, Dougald mógł się obawiać, że wszystko
zostanie pogrzebane bez jego wiedzy.

– Miałam na myśli tylko to, że z ramion ciotki Spring i z ziemi należącej do

Raeburnów zdjęto ogromny ciężar. Została rozwikłana tajemnica, a jutro będzie
nowy dzień. – Uśmiechnęła się do niego z nadzieją, że odpowie jej uśmiechem.
– Jutro powitamy królową Anglii.

– Za twoją przyczyną, kochanie. – Nie uśmiechnął się, a jego oficjalna

pochwała zmroziła ją. – Bo umiałaś słuchać, kiedy ciotka Spring mówiła o swej
utraconej miłości.

Swoboda, która wczoraj panowała między nimi, gdzieś znikła. Nie

wiedziała, dlaczego. Widziała jego przemianę ubiegłej nocy w kaplicy.
Intensywnie patrzył na nią, skupił się wyłącznie na niej. A potem odezwał się
Seaton i Dougald, który trzymał ją za rękę, który słuchał, co mówiła, który
liczył się z jej opinią, gdzieś znikł. Jego miejsce zajął stary, daleki,
odpowiedzialny Dougald, pan na zamku Raeburn, mistrz organizacji.

Czy żałował tego, co mówił wczoraj? Czy żałował, że powiedział prawdę?

Czy powiedziała coś, co spowodowało, że pojął, jak głęboko żałował ich
małżeństwa?

Czy zamierzał jej powiedzieć, żeby dziś wyjechała?
Ze swej strony Hannah zachowywała się jak żona, której groziło odrzucenie.

Siedziała spokojnie, z wyprostowanymi plecami i rękami złożonymi na
kolanach, starając się zachować miły wyraz twarzy. Krótko mówiąc,
zachowywała się z godnością i gracją.

– Ciotka Spring po prostu jest zagubiona, ale nie pomylona. Wczoraj w nocy

płakała nad obydwoma ciałami, dziś pochowała je w rodzinnej kwaterze, a już

background image

niedługo uda się wraz z pozostałymi ciotkami na górę, żeby dokonać ostatnich
poprawek gobelinu.

– A więc lubisz moją ciotkę Spring? – zapytał Dougald.
– Bardzo. – Hannah przyglądała się, jak popołudniowe słońce prześwieca

przez witraże i rozjaśnia czarne ubranie i ukochane rysy twarzy Dougalda
błękitem, czerwienią i złotem.

– Ciotki są wspaniałe. Żadna nie wydawała się specjalnie zdziwiona historią

dziecka ciotki Spring.

– Powiedziała im.
– To nie jest historia do opowiadania przez kobietę. To trudna opowieść o

czymś ogromnie bolesnym, ale jeśli się słucha, znajduje się w niej prawdę.

– Chcesz powiedzieć, że nie słucham? – zapytał ostro.
Zaskoczyła ją obronna postawa Dougalda.
– Wcale nie.
– Ale to chyba prawda. Mój ojciec nigdy nie słuchał, ja zaś starałem się być

taki jak on. I udawało mi się całkiem nieźle. Do niedawna. – Pochylił się do
przodu, opierając łokcie na kolanach, ze wzrokiem utkwionym w ołtarz. – Czy
moja babka opowiadała ci kiedykolwiek o mnie i o ojcu?

Hannah wstrzymała oddech. Dougald zamierzał mówić o sobie. I o

przeszłości. Do niej. Siląc się na lekki ton, powiedziała:

– Nie, a kiedy zapytałam, oświadczyła, że twój ojciec był święty, ty zaś w

dzieciństwie byłeś aniołem.

Roześmiał się, tak jak chciała, ale nadal na nią nie patrzył.
– To do niej podobne. Babcia uważała za swoją misję zaprowadzanie pokoju

w rodzinie i wcielanie świętych wzorców, i jeśli w ramach swoich obowiązków
musiała skłamać, robiła to doskonale.

Hannah zauważyła ręce Dougalda. Miał zaciśnięte pięści, a kostki aż białe z

napięcia. To było dla niego trudne, tak trudne, że miała ochotę poklepać go po
ręce i powiedzieć, żeby się nie przejmował. Ale nie zrobiła tego. Dougald chciał
jej coś powiedzieć. Udało mu się znaleźć okazję, żeby porozmawiać bez ryzyka
przerwania jakąś bójką czy postrzałem.

– Podejrzewam, że nie byłeś takim aniołem, jak mówiła twoja babka –

rzekła.

– Nie chcę mówić źle o zmarłych, ale naprawdę były obiektywne powody

mojego zachowania. – Zacisnął usta. – Nie pamiętam swojej matki. Całą miłość
dawała mi babka. Ale ojciec był tyranem, który mnie nie kochał i nie
interesował się tym, co robię, poza osiągnięciami, które podnosiły rangę
nazwiska rodowego.

– Zbuntowałeś się więc.
– Słyszałaś plotki.
– Niektóre – przyznała. – Dawno temu, a ostatnio od Seatona.

background image

– Seaton. – Dougald uśmiechnął się nieprzyjemnie. – Gdyby znał szczegóły,

mógłby przez lata opowiadać o nich przy obiadach.

– Są takie straszne?
– Mój ojciec przywiązywał wagę do ciężkiej pracy i abstynencji.

Pogardzałem nim. Babka w kółko opowiadała o rodzinnym honorze i tradycji.
Nie znosiłem tego. Wszystko, co mówili, wydawało mi się takie staromodne i
ograniczające. Wiedziałem, czego chcę, i nie było to życie człowieka interesów,
ubranego w czarny strój, z krawatem na szyi. – Dougald z kamienną twarzą
dotknął zawiązanego pod szyją krawata. – Moja rodzina była bogata, więc
wiodłem dostatnie życie. Gdy miałem piętnaście lat, po nocach piłem do
nieprzytomności, paliłem cygara aż do wymiotów i odwiedzałem najlepsze
dziwki. Byłem twardy. Byłem prawdziwym mężczyzną.

Hannah nie umiała sobie wyobrazić Dougalda, zachowującego się tak

rozwiąźle. Gdy na nią zerknął, zobaczył utkwione w sobie, pełne niedowierzania
spojrzenie, więc dodał pospiesznie:

– Dopóki ojciec nie cofnął mi renty. Hannah drgnęła.
– Nie mogłem uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć, że mógł mi to zrobić. Tak

bardzo go znienawidziłem.

– Rozumiem to.
– Rozumiesz?
– Też miałam ojca – wyjaśniła. – Nie poślubił mojej matki.
– Może chciał to uczynić, ale nie mógł przeciwstawić się swoim rodzicom.
– Jutro spotkam moich dziadków. – Niemal pragnęła odłożyć to spotkanie na

później, dopóki nie zdobędzie więcej pewności siebie, nie nabierze więcej
odporności, a przynajmniej nie ucichnie burza jej emocji.

– Stanowimy parę – powiedział swoim najbardziej pesymistycznym tonem.
– Nie bądź taki radosny.
Nie zareagował na jej żart. Westchnęła ciężko.
– Wróciłeś więc do domu?
– Ja? Nie. Ojciec chciał, żebym się pokajał. Byłem zdecydowany zrobić

wszystko, żeby mu się nie udało.

Mogła sobie wyobrazić młodego Dougalda, duszącego się własną dumą.
– Mieszkałeś u przyjaciół?
– Kiedy skończyły się pieniądze, nie miałem już przyjaciół.
Mówił bez goryczy, ale to musiało być bolesną lekcją dla młodzieńca.
– Co zrobiłeś?
– Stoczyłem się na dno. Byłem łajdakiem pierwszej wody. Przewodziłem

gangowi złodziei. Walczyliśmy z innymi gangami, napadaliśmy na każdego
dandysa, który był na tyle nieostrożny, żeby znaleźć się po ciemku na ulicy,
kradliśmy wszystko, co tylko wpadło nam w ręce, a kiedy mnie złapano... –
Zawiesił głos.

background image

Serce powędrowało Hannah do gardła. Złodziei wieszano.
– Złapano cię?
– Sędzia musiał mi pokazać szubienicę, żebym się poddał, i posłał

informację do mego ojca. – Wyprostował się i z kamienną twarzą ciągnął dalej:
– Ojciec doznał wstrząsu i umarł. Chwycił się za serce i padł trupem na miejscu.

Hannah siedziała oszołomiona, usiłując sobie wyobrazić, jak poczucie winy

wpłynęło na wrażliwego młodzieńca.

– Charles zapłacił sędziemu sowitą łapówkę i wydostał mnie z więzienia.

Zabrał mnie do domu, żebym zobaczył ojca, który właśnie leżał w trumnie.

– To straszne – wyszeptała.
Dougald wpatrywał się w kwiaty, więdnące w wazonach.
– Na każdym pogrzebie zawsze myślę o ojcu. Wreszcie zrozumiała.
– Obwiniasz się za jego śmierć.
– Mam pewne powody.
– No oczywiście, że masz jakieś powody, ale nie wszystko jest twoją winą!

Byłeś zaledwie chłopcem. To on powinien ci wpoić system wartości, a jeśli na
początku mu się to nie udało, powinien spróbować jeszcze raz. Powinien cię
odnaleźć i skłonić do powrotu do domu. Był człowiekiem interesu, odnoszącym
sukcesy. Jego duma zniosłaby taki cios. Zamiast tego umarł i nawet cię nie
zobaczył.

Dougald patrzył na nią z krzywym uśmiechem.
– Czy dlatego zawsze wspierałeś sierocińce i znajdowałeś godziwą pracę

mężczyznom i kobietom z ulicy?

– Miałem wiele do naprawienia.
– A ja myślałam, że masz po prostu dobre serce. – Przytuliła głowę do jego

ramienia, po czym nagle wyprostowała się. – Ale zawsze byłeś takim
bezwzględnym człowiekiem interesu.

– Bo chciałem być lepszy od ojca. Poza tym przejąłem rodzinną firmę, mając

szesnaście lat. Gdybym nie był bezwzględny, zostałbym zmieciony z
powierzchni ziemi przez tak zwanych przyjaciół ojca.

Hannah chciała coś powiedzieć. Musiała coś powiedzieć, poinformować go

o tym, co odkryła w ciągu ostatnich kilku dni. Ale Dougald mylnie
zinterpretował jej intencje. Z szorstką szczerością rzekł:

– Nie próbuj mi wmawiać, że zostałabyś, gdybyś o tym wiedziała. To

nieprawda. Byłem zdecydowany pokonać ojca na każdym polu. W końcu bym
cię wypędził.

Znów próbowała otworzyć usta. Ale machnął ręką, żeby się wstrzymała.
– Byłaś za młoda, żeby dać sobie ze mną radę. Nie miałaś matki, nie miałaś

przyjaciół, nikogo, kto mógłby ci poradzić, co robić, gdy mężczyzna jest uparty
i głupi. Nie powinienem był się żenić z tobą tak wcześnie. To był mój błąd.

W końcu nie wytrzymała.

background image

– Większy niż kłamstwa o moim sklepie z ubraniami? Spojrzał na nią i

widząc jej niecierpliwość, przyłożył dłoń do swojego ramienia.

– Zaczyna mnie boleć rana...
– Moja też. Wyprostował się.
– Twoja kostka?
– Nie. Rana, którą mi zadałeś, mówiąc, że porzuciłam cię, nie próbując

ratować naszego związku.

– Och. To był jeden z elementów mojej gry, żeby cię odepchnąć od siebie.
Dougald próbował uśmierzyć jej ból, biorąc na siebie całą

odpowiedzialność. Odwróciła się ku niemu.

– Nie kłam. Od razu poznałam prawdę. Zbyt długo żyłam, usiłując

usprawiedliwić sama przed sobą moją ucieczkę. Wiem, że źle zrobiłam.

– Byłaś młoda.
– Inne kobiety składały przysięgę małżeńską w wieku osiemnastu lat i

traktowały ją poważnie. Wyjechałam, bo chciałam odejść, zanim twoje dziecko
zacznie mi wypychać brzuch.

Szarpnął się, jakby trafiła go kolejna kula.
– Brzmi to rozsądnie.
– Tak. Tak było. Prawda jednak polega na tym, że zawsze gdzieś czaiły się

duchy z mojej przeszłości. Stale coś mi szeptały. – Z drżącym westchnieniem
przyznała: – Nigdy nie oczekiwałam, że nasze małżeństwo przetrwa.

Jego twarz zastygła w chłodną maskę człowieka interesów i pana na zamku.
– Rozumiem.
– Nie, nie rozumiesz. Nie mogliśmy się gorzej dobrać. Ty miałeś tyle do

udowodnienia sobie. I ja, pewna, że żaden mężczyzna nie będzie mnie chciał na
zawsze.

Maska opadła z jego twarzy, odsłaniając oblicze zmieszanego człowieka.
– Nie będę cię chciał? Zawsze cię chciałem. Tak bardzo, że aż się tego

wstydziłem. Bałem się, że utracę kontrolę. Nie wiedziałaś tego?

– Nie, zresztą nawet gdybym wiedziała, nie miałoby to żadnego znaczenia. Z

moich doświadczeń wynikało, że nie było na tym świecie domu, który by
przetrwał. W każdym razie nie było domu dla mnie.

– Pozwoliłem, żeby Charles prowadził nasz dom, więc nigdy nie czułaś się

w nim jak w swoim.

– Ale miałeś rację, mówiąc, że mogłam z nim walczyć i wygrać. Miałam

broń. Po prostu... wydawało mi się, że to nie ma sensu.. – Hannah słyszała
opowieść Dougalda, była nią wzruszona i w rewanżu chciała przedstawić mu
swoją prawdę. Ale było to trudne. Czuła utrzymujący się ból dawnych
wspomnień. Lecz ciągnęła dalej, nie zważając na załamujący się głos. – Moja
matka... Znałeś moją matkę.

– Dobra kobieta.

background image

– Tak. Wychowała mnie najlepiej, jak umiała. Otoczyła mnie miłością.

Starała się wpoić we mnie dumę i siłę, ale musiała mnie opuścić, zanim
ukończyła tę pracę. – Próbowała się do niego uśmiechnąć. – Czy wiesz, jakie
były pierwsze słowa w moim życiu, które usłyszałam i zapamiętałam? „Hej,
bękarcie, nie rób tego!”. Moja piastunka nie mogła zapamiętać mojego imienia.
Jej dzieci również. Byłam więc bękartem.

Zacisnął dłoń na oparciu stojącej przed nimi ławki.
– Czy twoja matka o tym wiedziała?
– Oczywiście że nie, i nigdy jej tego nie powiedziałam. – Przypominała

sobie chwile, gdy pragnęła z nią o tym porozmawiać, ale widziała, jaki ciężar
matka dźwigała i bez tego. – Jaką miałam alternatywę?

– Żadnej. – Zmarszczył brwi. – Nie rozumiem jednak, co to ma wspólnego z

naszym małżeństwem. Nigdy się nie przejmowałem twoim pochodzeniem.
Nigdy nie czyniłem ci żadnych wyrzutów. Zabiłbym każdego, kto by próbował
to uczynić.

– Ze względu na mnie? – Wyprostowała plecy i zadała trudne pytanie. – A

może dlatego, że nikomu nie wolno spotwarzać twojej żony?

– Ze względu na ciebie... bo... to nigdy... – Przerwał. – Nie wiem, Hannah.

Nawet wtedy, gdy byłem samolubnym młodzieniaszkiem, nie chodziło mi tylko
o moją dumę. A teraz... teraz mało mnie obchodzi, co ludzie myślą o tobie.
Liczy się tylko to, co ja myślę, a ja uważam, że jesteś niezwykłą kobietą.

Zaśmiała się.
– Akurat w to uwierzę.
– Że jesteś nadzwyczajną kobietą?
– Że nie zwracasz uwagi na to, co myślą inni.
– Uwierz więc, że tylko nadzwyczajna kobieta mogła mnie odwieść od

doskonale zaplanowanej zemsty.

Piękna deklaracja, którą zachowa w pamięci. Ze słów Dougalda biła

szczerość jaśniejsza niż różnobarwne światło, wpadające przez witrażowe okna.
Był z niej dumny i gdyby teraz chciała, mogłaby przestać opowiadać. Tyle już
sobie powiedzieli. Nie musiała mu mówić wszystkiego. Nie musiała obnażać
każdego krępującego wspomnienia.

– Wiem, kim jestem – rzekła. – Wiem, co zrobiłam. Założyłam i

prowadziłam z sukcesem przedsiębiorstwo w świecie zdominowanym przez
mężczyzn. Mam świadomość tego, jak bardzo wydoroślałam od czasów, gdy
jako młoda dziewczyna uciekłam od ciebie i naszego małżeństwa.

Dougald był taki odważny. Czy mogła być gorsza? Przecież chyba nie

ucieknie, kiedy odsłoni przed nim brzydkie tajemnice, pogrzebane w głębi jej
duszy. Chciało jej się śmiać, ale się powstrzymała. Może jej brzydkie sekrety
nie kryły się w jej duszy, lecz w brzuchu, gdyż jej żołądek ścisnął się w
proteście, gdy wyobraziła sobie, że wyznaje mu prawdę.

background image

– Jeśli twierdzisz, że jestem nadzwyczajna, nie będę się z tobą sprzeczać.
– Grzeczna Hannah – pochwalił ją.
Kiedy się dowie, jaka jest naprawdę, pewno odwróci się od niej. Hannah

zwilżyła nagle wyschnięte wargi i dokończyła:

– Przez większość czasu.
– Wiedziałem, że gdzieś kryje się pułapka.
– Czasami ktoś coś powie i cały strach i poczucie winy wracają. Gdy byłam

dzieckiem, zawierałam ostrożne przyjaźnie. Lubili mnie. Śmialiśmy się razem.
Razem jedliśmy. Myślałam za każdym razem, że będzie inaczej, ale i tak
odwracali się ode mnie, dowiedziawszy się o moim pochodzeniu. – Hannah
starała się patrzeć na Dougalda, ale chociaż znała tego człowieka najlepiej, jak
tylko kobieta może znać mężczyznę, umykała wzrokiem. Zrozumiała, że
fizyczna bliskość nie może się równać wspólnocie myśli, wspomnień i uczuć. –
Jeśli codziennie bije się psa, w końcu zaatakuje.

Oparł się o poręcz ławki i przyglądał się jej wszystkowiedzącym wzrokiem.
– Ostatniej nocy myślałem, że rzucisz się na panią Trenchard.
Miała nadzieję, że tego nie zauważył. Głupia, przecież Dougald widział

wszystko.

– Tak dawno tego nie słyszałam. Bękart. Nazwała mnie bękartem. –

Dotknęła czoła, warg, szyi. Te gesty zdradzały jej podniecenie, ale nie potrafiła
się pohamować. Musiała się ruszać, otrząsnąć z bólu, bo w przeciwnym razie
obudzi się w niej dawna wściekłość. Bała się, że gniew weźmie nad nią górę i
jeszcze raz stanie się dawną Hannah, rozpaczliwie pragnącą, żeby ją lubiano,
obawiającą się odrzucenia, bezustannie poszukującą domu i własnej rodziny. –
Myślałam, że przeszłam daleką drogę. – Z rękoma na kolanach mówiła cichym,
pełnym napięcia głosem. – Ale kiedy pani Trenchard to powiedziała, chciałam
tylko jej przerwać, zanim wszyscy będą wiedzieli... zanim odwrócą się ode
mnie...

– Wszyscy... ciotki nigdy by się od ciebie nie odwróciły. Uwielbiają cię.
– Wiem. Wiem! Ale wtedy nie myślałam, chciałam tylko walczyć albo

uciekać.

– Och. – Wreszcie zrozumiał. – Tak jak zrobiłaś ze mną.
– Spodziewałam się, że mnie zranisz. Kochałam cię coraz bardziej i

obawiałam się, że gdy mnie odtrącisz, ból będzie nie do zniesienia. – Teraz też
bardzo cierpiała, wyznając jaka niegdyś była wrażliwa i przerażona. I jak
podobnie czuła się teraz, w jego towarzystwie. – Właściwie wyrządziłeś mi
przysługę, odmawiając mi sklepu z ubraniami. Moje marzenia nie legły w
gruzach. Dostarczyłeś mi wymówki, której szukałam. Powodu, żeby móc cię
opuścić.

Wstał gwałtownie, po czym usiadł z powrotem.
– Mój Boże, nigdy nie mogliśmy być razem!

background image

– Właśnie. – Była zadowolona, że pojął prawdę, wiedziała też, że sama

wszystko rozumiała. Żeby oboje mogli osiągnąć to zrozumienie, musieli
zniszczyć swoje małżeństwo. – Najpierw musiałam się przekonać, że mogę mieć
przyjaciół, że nie jestem tylko biednym bastardem, którym pogardza świat. A
ty... musiałeś się dowiedzieć, że nie chcesz być taki, jak twój ojciec.

– Nie dowiedziałem się, że nie chcę być taki jak ojciec. Przekonałem się, że

przez ciebie nie udało mi się upodobnić do niego. Jak mogłem być zimny,
obojętny, niekochający, skoro warczałaś na mnie, gderałaś i doprowadzałaś do
pasji? – Ostrożnie ujął jej dłonie w swoje i zaczął je rozcierać. – Jest takie mądre
powiedzenie, że nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki. Można się
znaleźć w tym samym miejscu na brzegu, ale woda, która wcześniej tam była,
spłynęła już do morza. Stoimy na brzegu rzeki, w tym samym miejscu, gdzie
znajdowaliśmy się kiedyś. Ale to nie jest ta sama rzeka.

– Nie jesteśmy tymi samymi ludźmi. – Oddala mu uścisk ręki. – Chciałabym

ponownie wejść z tobą do rzeki.

Dougald na chwilę zaniemówił.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Uśmiech, który łączył dawnego,

pełnego uroku Dougalda z nowym, powściągliwym w słowach.

– Prosisz, żebym cię poślubił?
Zamarła. Przez mgnienie pomyślała o tym, w jaki sposób planował na niej

zemstę. Stanęło jej przed oczami wspomnienie jego palącej przemowy i
uderzyło niby obuchem.

Jeśli teraz mu się podporządkuje, Dougald wygra. Będzie jego własnością na

zawsze, i będzie ją mógł ranić do woli. Ale Dougald, który ściskał jej dłonie,
wierzył w nią. Odsłonił przed nią swoją przeszłość. Słuchał, kiedy mówiła.
Przyjął nawet przeznaczoną dla niej kulę, chociaż wcale tego nie pochwalała.
Musiała odpłacić mu zaufaniem. Może nie była to miłość, a tylko zwykła
namiętność, ale chodziło o Dougalda, który był wszystkim, czego pragnęła.

– Pamiętasz, kiedy mi powiedziałeś, że chciałeś mnie w sobie rozkochać,

żeby móc mnie podporządkować swoim małżeńskim potrzebom?

Zesztywniał, zachowując wzmożoną czujność.
–Tak.
– Cóż... twój plan w połowie się powiódł. Zrozumiał natychmiast. Porwał ją

w objęcia i przytulił mocno.

– Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem w życiu. Chciałbym móc...

poczekaj. – Wstał i pociągnął ją za sobą. – Chodź. – Wyciągnął ją z ławki i
podążył do przodu. Gdy znalazła się dokładnie naprzeciwko ołtarza, zajął
miejsce u jej boku.

Kiedyś już stała z Dougaldem w kościele, przed ołtarzem. Wówczas ławki

pełne były członków najznamienitszych rodów z Liverpoolu, miała suknię z
najprzedniejszego błękitnego aksamitu, a przy kazalnicy stał kapłan. Teraz

background image

kaplica była pusta, a Hannah miała na sobie czarną, żałobną suknię i tylko oni
dwoje wiedzieli, co powiedzą. Rozumiała, co jej proponował.

Tym razem ich przysięga będzie prawdziwa.
Ujmując jej ręce i spojrzał jej w twarz.
– Były chwile w tym tygodniu, kiedy myślałem, że już nigdy więcej nie

zaznam miłości. Budziłem się z nadzieją, że cię zobaczę. Pławiłem się we
wspomnieniach twojego uśmiechu. Wędrowałem korytarzami wyobrażając
sobie, że idziesz razem ze mną. Dusza mi krwawiła za każdym razem, kiedy mi
mignęłaś przed oczami – fragment koronki, satynowa gładkość twojego dekoltu,
smukłość twojej talii. Mówiłem sobie, iż pragnę cię jedynie mieć w swoim
łóżku, ale każdego dnia przybliżałem się do prawdy. Chciałem, żebyś była moją
żoną.

Powinna odczuwać triumf. Starała się, żeby cierpiał, i odniosła sukces. Ale

Dougald dość już wycierpiał w swoim życiu.

Miał uroczysty wyraz twarzy, mówił głębokim, dźwięcznym głosem. – Chcę

z tobą rozmawiać. Chcę cię słuchać. Chcę z tobą spacerować i bardzo cię
pragnę. Tego samego będę chciał za sto lat. Jeśli obiecasz, że zostaniesz moją
żoną na zawsze, ręczę, że będziesz szczęśliwa. Proszę, Hannah, będziesz moją?

Chciała mu odpowiedzieć. Chciała powiedzieć, że był dla niej wszystkim,

opiekunem, kochankiem, mężem. Przez całe lata uciekała przed wspomnieniami
o nim. Przez lata nie mogła zapomnieć. Odkąd przybyła do zamku Raeburn, był
jej obrońcą i po prostu mężczyzną jej życia.

Ale miała trudności z wymawianiem słów. Udało jej się tylko ująć w dłonie

jego twarz i, patrząc na niego oczami pełnymi łez, wyszeptała:

– Na zawsze. Jestem twoja na zawsze.

background image

ROZDZIAŁ30

Pociąg przyjechał. Królowa Wiktoria znajdowała się w drodze. Podróżowała

powozem, który Dougald sprowadził ze swojego domu w Liverpoolu. Hannah
nerwowo przemierzała nowo zbudowany hol na parterze zamku.

– Pada. Jak może dzisiaj padać?
– To jest Anglia – odparł Dougald. – Jej królewskiej mości zdarzało się już

zmoknąć.

Hannah obrzuciła go spojrzeniem, którym jasno dała do zrozumienia, co

sądzi o jego zdrowym rozsądku, i czekała na ciotki, które zeszły na dół i
ustawiły się rzędem.

Dougald nie wiedział, czym bardziej denerwowała się Hannah –

perspektywą zaprezentowania królowej gobelinu, czy świadomością, że na
zaplanowanym potem przyjęciu mieli być obecni jej dziadkowie. Maszerowała
w tę i z powrotem przed ciotkami, wygłaszając płomienną przemowę, której nie
powstydziłby się sam Nelson, i sprawdzając, czy są właściwie ubrane.

Na szczęście ciotki były tak zdenerwowane, że pozwalały jej na to.
Dougald szedł za Hannah, która poprawiała suknie, i uśmiechał się po kolei

do staruszek.

– Ta karmazynowa czerwień świetnie ci pasuje, ciociu Isabel, niebieski

podkreśla kolor twoich oczu, ciociu Ethel. Ciociu Spring. – Ujął jej ręce i
rozłożył szeroko. – Te różowe kwiatki na białym tle są doprawdy urocze.

– Lubię tę suknię – odparła ciotka Spring. – Chyba nie uważasz, że

włożyłam ją zbyt wcześnie po pogrzebach?

Dwa pogrzeby jednego dnia, a w następnym uroczystość wydawały się

Dougaldowi dość dziwacznym zestawieniem, powiedział jednak:

– Pogrzeby nie były zaplanowane, a wizyta królowej jest wyjątkowym

wydarzeniem. Jej królewska mość nie chciałaby myśleć, że zakłóca nam żałobę,
my zaś nie chcemy, żeby czuła się zakłopotana naszym smutkiem.

– To samo powiedziałam Spring, milordzie – rzekła panna Minnie.
– Jest pani bardzo mądra – odpowiedział Dougald. – I muszę dodać, że w tej

szarej sukni wygląda pani prześlicznie.

Panna Minnie wygładziła spódnicę.
– Od lat nie miałam jej na sobie. Nie jest modna.
– Pani godność i powaga sprawiają, że doskonale pani wygląda w sukniach

w dawnym stylu. – Dougald obserwował ciotki, które zbiły się w małą grupkę,
rozmawiając. Potem skierował się ku Hannah.

– Jak to zrobiłeś? – zapytała.
– Co?
– Że się odprężyły. Mówiłam im, żeby się uspokoiły, ale nie chciały mnie

słuchać.

background image

– Nie rozumiem, dlaczego. – Pogładził złote pasmo włosów. – Czy mówiłem

ci, jak pięknie dziś wyglądasz? Włożyłaś idealną suknię na popołudniową
wizytę jej królewskiej mości. Nigdy bym nie przypuszczał, że ten złocisty kolor
będzie tak doskonale pasował do twoich włosów.

Na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. Zerknęła w dół.
– Lubię ją.
– Połysk jedwabiu dodaje elegancji.
– Jestem wysoka. W falbankach wyglądam trochę śmiesznie.
– Masz wspaniałe wyczucie stylu. – Wziął ją za rękę i poprowadził w stronę

nowych, dwuskrzydłowych drzwi wejściowych, przy których znajdowało się
okno. – Wyobraź sobie, że jesteś królową i właśnie wkroczyłaś w mury zamku
Raeburn. Co myślisz? –zwrócił się do Hannah.

Rozejrzała się, on zaś patrzył razem z nią. Dokładna praca cieśli, murarzy i

kamieniarzy nie nosiła śladów pośpiechu. Posadzki z różowego marmuru
ciągnęły się przez cały hol i łączyły z drewnianą podłogą w głównym korytarzu.
Drewniane, bogato rzeźbione framugi błyszczały wypolerowane, a ściany
pokrywała świeża, gładka warstwa kremowej farby.

– Ślicznie wygląda – odezwała się.
– Myślę, że powinniśmy kazać wymalować parę złotych liści na suficie,

oczywiście kiedy będziemy mieli czas.

Spojrzała w górę. –Tak.
– Jestem najbardziej zadowolony z marmurowych detali przy nowych

schodach wejściowych. Szkoda, że pada, i królowa nie będzie mogła im się
dokładnie przyjrzeć.

Hannah szczelniej otuliła ramiona szalem.
– Dougaldzie, próbujesz mnie uspokoić? Zawsze wiedział, że była zbyt

mądra.

– A udało mi się?
Przez chwilę zdawało się, że Hannah nie może zdecydować, czy ma się

śmiać, czy gniewać, lecz poczucie humoru zwyciężyło. Zachichotała.

– Ale z ciebie łajdak.
– Łajdak, który cię uwielbia.
– Musisz przestać się uśmiechać. – Rozejrzała się dookoła. – Wszyscy będą

wiedzieć, co robiliśmy ostatniej nocy.

– Niech wiedzą.
– Nie wiedzą jeszcze, że jesteśmy małżeństwem.
– Raczej mi się to podoba. Nie robiłem nic zakazanego od... no, od czasu,

kiedy ostatnio zachowywaliśmy się nieprzyzwoicie.

– W zeszłym tygodniu. – Pomyślała, że zasłużył na odrobinę cierpienia za to,

że nią manipulował, nawet jeśli jego motywy były dobre, więc odchodząc od
niego, rzuciła mu przez ramię zalotne spojrzenie.

background image

Nie miała specjalnie okazji, by się nauczyć zalotnych spojrzeń, jednak chyba

to, jakie mu posłała, było skuteczne, bowiem zaczął iść za nią.

Dołączyła do ciotek i odezwała się znacznie mniej oficjalnie:
– Jestem taka podniecona.
– Czy jej królewskiej mości spodoba się gobelin? – co najmniej piąty raz

zapytała ciotka Ethel.

– To najwspanialszy gobelin, jaki kiedykolwiek widziałam – odpowiedziała

Hannah. – Tylko głupiec by go nie docenił, a królowa nie jest głupia.

Ciotki porozumiały się wzrokiem i rzekły chórem:
– Też jesteśmy bardzo podniecone! Zza zakrętu korytarza wybiegł Seaton.
– Spóźniłem się?
– Ależ skąd. – Hannah stanęła jak wryta na widok stroju Seatona. W

sytuacji, gdy na powitanie władczyni inni mężczyźni założyliby wytworne
ubrania w ciemnych kolorach, Seaton wystroił się jak paw w mieszaninę
szmaragdowego, żółtego i ciemnoniebieskiego.

Pokłoniwszy się Hannah swoim najpiękniejszym ukłonem, poprosił:
– Droga panno Setterington, czy przedstawi mnie pani królowej?
– Oczywiście, jeśli tylko protokół na to zezwoli. – Protokół zezwoli na to w

chwili, gdy królowa będzie potrzebowała rozrywki. – Może jednak powinien
pan czekać w głównej sali.

Z błyszczącymi oczami poprawił satynową kamizelkę w kratkę.
– Jak pani sobie życzy, panno Setterington! Gdy się oddalił, Hannah

uśmiechnęła się.

– Jest kochany.
– To kretyn – odparł Dougald.
Wystawiony na czaty lokaj omal się nie potknął o własne nogi, wpadając do

holu i anonsując:

– Przyjechali, milordzie. Dwanaście powozów, wszystkie pełne.
Przez służbę przeszła fala ożywienia. Wszyscy mieli przydzielone zadania i

z zapałem pilnowali swoich obowiązków, chcąc zobaczyć królową. Odźwierny
otworzył drzwi. Lokaje pospieszyli z parasolami na zewnątrz i w dół po
schodach. Wszyscy mieli na sobie liberie i świadomi byli chwały, jaka stanie się
ich udziałem, gdy będą eskortować kogoś z najbliższego otoczenia królowej.
Szczęśliwiec, który został wybrany, żeby nieść największy parasol nad królową,
aż trząsł się z emocji.

Hannah pomyślała, że całe to podniecenie mogło jedynie przynieść

odprężenie rodzinie i służbie. Królewska wizyta całkowicie odwróciła uwagę
wszystkich od śmierci pani Trenchard i odkrycia dziecka ciotki Spring. Przez
najbliższe dni będzie się plotkować o królowej, rodzinie królewskiej i o
przyjęciu.

Ciotki pospiesznie zaczęły się znów ustawiać szeregiem, a Hannah zajęła

background image

miejsce na przedzie. Dougald nie znał jej królewskiej mości, toteż Hannah miała
powitać monarchinię i przedstawić jej domowników. Dougald stal samotnie
przy otwartych drzwiach, wysoki, szczupły, o imponującym wyglądzie, pełen
niezwykłego dostojeństwa.

– Jej wysokość. – Na słowa i niski ukłon Dougalda Hannah oprzytomniała i

powróciła myślami do holu, którego nie powinna była opuszczać.

Królowa oddała lokajowi swój płaszcz. Młoda, niska kobieta o ciemnych

włosach i jasnej cerze była królową zaledwie od sześciu lat, ale dała się już
poznać narodowi. Uwielbiała swojego męża i dwójkę dzieci.

Hannah zauważyła ze zdumieniem, że królowa znów jest brzemienna.
Wystąpiła do przodu i dygnęła.
– Wasza królewska mość.
– Panna Setterington. – Królowa, z ciepłym uśmiechem, wyciągnęła do niej

rękę. – Jakże miło znów cię zobaczyć.

Za królową stał książę Albert, za nim zaś królewskie dzieci ze swoimi

nianiami, damy dworu i królewscy doradcy, tłoczący się na schodach i w holu. Z
okryć wszystkich przybyłych gości ściekała na podłogę woda.

– To zaszczyt móc znów spotkać waszą wysokość. – Hannah, świadoma

tego, że trzeba się pospieszyć, by cały ten tłum wszedł do środka, odwróciła się
w stronę Dougalda. – Wasza królewska mość pozwoli, że przedstawię jej
Dougalda Pipparda, lorda Raeburn.

– Lordzie Raeburn, miło mi pana poznać. – Królowa Wiktoria podeszła do

ciotek.

Dougald jej towarzyszył.
– Mnie również miło poznać waszą królewską mość. Proszę mi pozwolić

przedstawić sobie panie, których dzieło sprowadziło tu waszą miłość.

Hannah usunęła się na bok, obserwując z dumą ciotki, które natychmiast

oczarowały królową i księcia Alberta. Ciotki poprowadziły królową do głównej
sali, gdzie, ukryty za zasłoną, wisiał ukończony gobelin. Ponieważ goście stale
napływali do środka, Hannah kierowała nimi i służbą w najbardziej dyskretny
sposób.

W końcu zauważyła, że czwórka gości stale znajduje się za jej plecami.

Odwróciła się do nich, gotowa wskazać im drogę do głównej sali i zobaczyła...

– Charlotta!
Niegdyś lady Charlotta Dalrumple, współzałożycielka Akademii

Guwernantek, uśmiechała się ze szczerym zachwytem. I...

– Pamela!
Niegdyś panna Pamela Lockhart, druga współzałożycielka Akademii

Guwernantek, zarzuciła jej ręce na szyję.

– Jej królewska mość poprosiła nas, żebyśmy przyjechały wraz z nią i

zrobiły ci niespodziankę. Jesteś zaskoczona?

background image

– Jestem... oszołomiona. – Hannah z wrażenia ledwo mogła mówić. Obie

kobiety były jej najlepszymi przyjaciółkami, z którymi dzieliła zmartwienia i
udręki, radości i triumfy. Kiedy Hannah znalazła się w bardziej powściągliwym
uścisku Charlotty, radość przepełniała jej serce.

Ponad ramieniem Charlotty dostrzegła patrzącego z zadowoleniem

wicehrabiego Ruskina, jej męża. Był tu też lord Kerrich, mąż Pameli.

– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteście. – Hannah usiłowała ukłonić się obu

panom, nie wypuszczając z objęć przyjaciółek. – Jestem taka podniecona. Taka
szczęśliwa. Wszystko tak świetnie się udało. Och, Charlotto, Pamelo!

Ruskin zaplótł ręce na masywnej piersi.
– Przyjemnie jest patrzeć na podniecone panie.
– To prawda. – Kerrich uniósł monokl do oka i przyjrzał się małej grupce. –

Rzadko się widuje takie serdeczne przyjaciółki.

Hannah zignorowała ich. Obaj panowie byli przystojni, ale aroganccy,

przesadnie pewni siebie i bardzo impertynenccy. Jedyne co jej zdaniem było ich
plusem, to ich niezmienne oddanie swoim żonom. A poza tym i Charlotta, ze
swoją spokojną pewnością siebie, i śmiało wypowiadająca opinie Pamela,
potrafiły kierować swoimi mężami, kiedy ci stawali się zbyt nieprzyjemni.

Do uszu Hannah docierał z korytarza ciepły głos Dougalda, wygłaszającego

mowę powitalną.

Właściwie można było powiedzieć, że obaj mężowie Charlotte i Pameli

ulepieni są z tej samej gliny co Dougald.

Hannah uważnie przyjrzała się przyjaciółkom.
– Charlotto, Pamelo... wybaczcie moją ciekawość, ale czy wy też jesteście w

ciąży?

Przyjaciółki spojrzały na siebie.
– Jesteśmy – odpowiedziała Pamela.
– Wydaje nam się, że nasze dzieci urodzą się w tym samym czasie. –

Charlotta poklepała swój wypukły brzuch.

Ciąża... przez moment Hannah zastanawiała się, czy nie wyznać swoich

podejrzeń.

Lecz odrzuciła ten pomysł. Próba wyjaśnienia wszystkiego tutaj, w holu... a

poza tym Dougald pierwszy powinien się dowiedzieć. Powiedziała więc:

– To naprawdę wspaniała wiadomość. Moje serdeczne gratulacje.
– Kiedy jej królewska mość dostała twoje zaproszenie, natychmiast

zaproponowała nam, żeby jej towarzyszyć – powiedziała Charlotta.

Pamela nachyliła się ku Hannah i szepnęła:
– Oczywiście przyjęłyśmy propozycję, ale nie tylko ze względu na

przyjemność spędzenia czasu w twoim towarzystwie. Muszę przyznać, że
byłyśmy ciekawe twojego losu, gdy dowiedziałyśmy się, że od tylu lat jesteś
mężatką.

background image

Hannah otworzyła usta, lecz nie wiedziała, co powiedzieć. Nie omówiła z

Dougaldem, kiedy i gdzie przyznają się, że są małżeństwem. Prawdę mówiąc,
ostatniej nocy nie dyskutowali na żaden temat. Całą noc spędzili sycąc się nie
tylko swoją namiętnością, ale i miłością.

Jednak Hannah nie umknął fakt, że Dougald nie powiedział „kocham cię".

Mówił wiele różnych rzeczy i byłaby niewdzięcznicą, oczekując czegoś więcej.
Ale tkwiła w niej odrobina niepewności. Miała właśnie zamiar przystąpić do
udzielania wyjaśnień, kiedy ciotka Isabel wychyliła głowę zza węgła korytarza i
zawołała:

– Panno Setterington, wszyscy na panią czekamy.
– Muszę iść – Hannah się wycofała.
– Ocalona – usłyszała mruknięcie Pameli.
Jedna ze ścian w głównej sali zamkowej przesłonięta była wspaniałą

purpurową draperią. Stał przed nią Dougald w towarzystwie królowej i księcia
Alberta. Obok rzędem ustawiły się ciotki, z rękoma zaplecionymi na wysokości
talii i z błyszczącymi oczami.

Panna Minnie dała znak Hannah, żeby dziewczyna podeszła do nich.
– Musimy mieć przy sobie pannę Setterington. To nasza ukochana

dziewczynka.

Hannah nie przypuszczała, żeby ciotki były jeszcze w stanie wywołać na jej

twarz rumieniec zawstydzenia, jednak pochwała panny Minnie i ciepłe
uśmiechy pozostałych starszych pań sprawiły, że się spłoniła. Przedarła się
przez niecierpliwy tłum i stanęła koło ciotek.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami ciotka Spring wysunęła się do przodu

i ukłoniła się królowej Wiktorii. Radosnym głosem odezwała się:

– Kochana królowo...
Hannah zerknęła na Dougalda, któremu udało się zachować powagę. Żadne z

nich nie pomyślało, żeby powiedzieć ciotce Spring, iż nie należy zwracać się do
królowej „kochana".

– Kiedy się urodziłaś, wspólnie z moimi towarzyszkami byłyśmy takie

przejęte pojawieniem się małej księżniczki, że postanowiłyśmy wykonać coś dla
uczczenia tego wydarzenia. Z radością i zainteresowaniem śledziłyśmy kolejne
lata twojego życia. Zostałaś koronowana, wyszłaś za mąż, urodziłaś kochaną
maleńką księżniczkę i księcia, my zaś przez cały ten czas pracowałyśmy nad
podarunkiem dla ciebie. A teraz wszystkie chciałybyśmy wręczyć ci ten dar.

– Będzie to dla mnie zaszczyt – rzekła królowa Wiktoria.
Dougald skinął na dwóch lokajów, którzy przesunęli zasłonę, odsłaniając

gobelin.

W wielkiej sali zapanowała absolutna cisza.
Rozwieszony na całej ścianie, mistrzowsko wykonany ogromny arras

wspaniale prezentował się w wielkiej komnacie, naznaczonej piętnem historii.

background image

Królewski błękit rozjaśniały żółte gwiazdy, srebrzysty księżyc i złote słońce.
Drogie kamienie – szmaragdy, szafiry i rubiny – wysypywały się ze skrzyni.
Gobelin okalały przeplatające się czerwone, różowe i białe róże, a jego centrum
stanowiła królowa Wiktoria, pełna splendoru, odziana w strój koronacyjny,
mająca u boku – utkanego od nowa – księcia Alberta.

Nawet Hannah, która widziała gobelin, pracowała nad nim i martwiła się o

niego, nie mogła powstrzymać zachwytu.

Ciotki stały, wpatrzone w królową.
Królowa nie odrywała wzroku od tkaniny.
Milczała tak długo, że Hannah zaczęła się już niepokoić.
Wreszcie poruszyła się i odwróciła do ciotek. Drżącym głosem zapytała:
– Pracowałyście panie nad nim przez dwadzieścia cztery lata?
– Plus minus parę miesięcy – wyjaśniła ciotka Spring. – Muszę przyznać, że

nie byłybyśmy tak zaangażowane, gdyby wasza wysokość była chłopcem.

Jej oświadczenie wywołało nerwowe pokasływania widzów, a Hannah

musiała zdusić uśmiech. Królowa Wiktoria wyciągnęła ręce.

– Jestem wzruszona waszą życzliwością i szczodrobliwością. Wasza

pomysłowość i zręczność nie mają sobie równych. W imieniu swoim i całych
pokoleń Anglików, którzy będą podziwiać ten arras, z radością przyjmuję ten
dar.

– Gobelin zawiśnie na honorowym miejscu w Pałacu Buckingham – dodał

książę Albert.

Na znak dany przez Hannah ciotki skupiły się wokół królowej i oczywiście

wszystkie zwracały się do niej „kochana”.

A w pewnej chwili ciotka Isabel dźwięcznym, donośnym głosem zwróciła

się do Dougalda:

– Panna Setterington miała rację. Jej królewska mość nie jest głupia.

background image

ROZDZIAŁ31

Ciotka Isabel, która przez cały dzień wygłaszała tubalnym głosem

komentarze, nie zawiodła Dougalda i teraz.

– Mój drogi, wygląda na to, że twoi sąsiedzi niespecjalnie się przejmują

plotkami o tym, że jesteś mordercą. – Machnięciem ręki objęła wylewający się z
głównej sali tłum, który zapełniał komnaty zamku Raeburn. – Przybyli wszyscy.

Świadomy faktu, że wielu sąsiadów słyszy ich rozmowę, Dougald

powiedział tylko:

– Witam ich z radością.
– Tak, to triumf nas wszystkich. – Ciotka Isabel od rana nie przestawała się

uśmiechać. Przysunęła się bliżej do Dougalda i, zniżając głos, zapytała:

– Czy sądzisz, że słyszeli plotki o dziecku Spring?
– Jestem tego pewny.
– Ale to nie ma znaczenia, prawda? Spójrz na kochaną dziewczynę, jak

rozmawia z królową. Jej wysokość polubiła Spring. Sąsiedzi nie odważą się jej
lekceważyć. – Ciotka Isabel upiła łyk ze swojego kubka. – Podłe dranie.

Dougald uświadomił sobie, że ciotka Isabel wypiła trochę za dużo grzanego

wina.

Ciotka Ethel podeszła do nich i objęła ramieniem ciotkę Isabel.
– Minnie przysłała mnie po ciebie. Jej królewska mość znów chce z nami

porozmawiać.

Ciotka Isabel rzuciła Dougaldowi radosny uśmiech.
– Jej królewska mość mnie także lubi. Dougald wyjął kubek z jej dłoni.
– Tak, jestem o tym przekonany. – Podejrzewał, że królową Wiktorię bawiło

tytułowanie jej „kochaną" i niewinnie bezceremonialne uwagi wścibskich
staruszek, które nazywał swoimi ciotkami.

– Dougaldzie, mój drogi – rzekła ciotka Ethel – kochana Hannah stoi sama.

Może się wstydzi. Może podejdziesz, żeby ją poratować?

Dougald wiedział, że ciotka Ethel wcale nie uważała, iż Hannah się wstydzi.

Znów, a może nadal, próbowała ich swatać. Wiedział również, że Hannah nie
była zawstydzona. Była zmartwiona. Zaglądała w twarz przybywającym na
przyjęcie gościom, wypatrując swoich dziadków. Nie przyjechali jeszcze, ale
pora była dość wczesna, zaś padający deszcz utrudniał podróż.

Z radością więc wykorzystał okazję, żeby podejść do Hannah i powiedział:
– Już to robię, ciociu Ethel. – Od przechodzącego lokaja wziął kieliszek

szampana, zbliżył się do Hannah i podał jej trunek.

Hannah stała pośrodku najbardziej udanego przyjęcia urządzonego

kiedykolwiek w Lancashire i załamywała ręce.

– Spóźniają się. Dlaczego się spóźniają?

background image

– Drogi są pełne błota i trudne do przejechania. – Dougald wyprostował

palce Hannah i włożył w nie kieliszek.

Spojrzała na kieliszek, jakby nigdy w życiu nie widziała szampana.
– A co będzie, jeśli nie przyjadą?
– Przyjadą. – Nie miał co do tego wątpliwości. Jeśli nie będzie innej rady,

przyjdą na piechotę. Dopilnował tego. Rozejrzał się i zauważył dającego mu
znaki odźwiernego. – Wydaje mi się nawet, że już przyjechali – powiedział.

Stała skamieniała, patrząc niewidzącym wzrokiem.
– Pokochają cię. – Tym razem wyjął kieliszek z jej zastygłej ręki i oparł ją

sobie na ramieniu. – Tak jak my wszyscy ciebie kochamy.

Hannah spojrzała na niego, nie wykonując najmniejszego ruchu głową.
– Kochacie mnie?
– Tak, kochamy. – Położył dłoń na jej ręce. – Wszyscy cię kochamy.
Ciotka Spring musiała wypatrywać Burroughsów, przeprosiła bowiem

królową i pospieszyła ku Hannah i Dougaldowi.

– Chodźcie, moi drodzy – poleciła i poprowadziła wszystkich w stronę pary

starszych państwa, stojących przy drzwiach. – Alice, Haroldzie, jak miło was
znowu ujrzeć – zawołała i przycisnęła policzek do twarzy pani Burroughs, po
czym szybko uścisnęła pana Burroughsa. – Stoi obok mnie para bardzo ważnych
dla mnie ludzi i chcę, żebyście ich poznali. Dougald Pippard, nasz kochany lord
Raeburn, i panna Hannah Setterington, nasza droga towarzyszka.

Burroughsowie omietli spojrzeniem Dougalda i zaczęli się bacznie

przyglądać Hannah.

Hannah patrzyła bez słowa.
Dougald bez trudu rozpoznawał strach. Jego ukochana była sparaliżowana

strachem, przerażona, że spotka ją kolejne odrzucenie ze strony ludzi, których
ciepła potrzebowała najbardziej. Musiał wziąć na siebie odpowiedzialność
przynajmniej za część jej obaw, teraz więc miał okazję naprawienia pewnych
spraw.

– Jeśli mogę dodać, panna Setterington jest córką panny Caroli Tomlinson –

rzekł z ukłonem.

Pani Burroughs zadygotała gwałtownie, po czym zbliżyła się do Hannah i

zaczęła intensywnie wpatrywać się w jej twarz.

– To ty. Wiem, że to ty. Widzę w tobie mojego chłopca. – Otoczyła

ramionami o wiele wyższą od siebie wnuczkę. – Och, moje kochane dziecko,
witaj w domu.

Hannah jeszcze przez chwilę stała bez ruchu. Spojrzenie jej szeroko

otwartych oczu napotkało wzrok Dougalda. Z przerywanym śmiechem odezwała
się:

– Dziękuję. Dziękuję.
Wysoki, siwowłosy, pełen godności pan Burroughs objął je obie uściskiem.

background image

Dougald i ciotka Spring przyglądali się im przez chwilę. W pewnym

momencie ciotka Spring pociągnęła Dougalda za rękaw.

– Burroughsowie najwyraźniej są oczarowani Hannah.
– Niewątpliwie. – Dougald czekał. Zrozumiał, że choć ciotka Spring mogła

zachowywać się dziwacznie w niektórych sprawach, jednak kiedy chodziło o
ocenę ludzi, była przenikliwa jak nikt.

– Powiedziałeś, że jest córką panny Caroli Tomlinson – odezwała się ciotka

Spring.

– To prawda.
– O ile sobie przypominam, takie nazwisko nosiła młoda dama, związana

uczuciowo z ich synem.

– Tak.
– Jakie to piękne. – Ciotka Spring obserwowała pojednanie, przyciskając

ręce do piersi. – Niech no tylko opowiem dziewczętom. – Pospieszyła z
powrotem do grupy otaczającej królową.

Wydarzenie przyciągnęło uwagę niektórych sąsiadów, więc po pierwszych,

pełnych emocji chwilach, pan Burroughs puścił Hannah z objęć. Kierując
przeszywający wzrok na Dougalda, rzekł:

– Należą ci się wyrazy wdzięczności za plik listów, które nam przesłałeś.

Nie dlatego, żebyśmy potrzebowali dowodów na pochodzenie Hannah. Jest
mojego wzrostu i w uderzający sposób podobna do naszego syna.

– Przesłałeś im listy? – Hannah nadal obejmowała swoją babkę, ale uśmiech,

który posłała Dougaldowi, nie pozostawiał cienia wątpliwości, że jest mu
wdzięczna.

Pan Burroughs również nie miał żadnych wątpliwości, gdyż ochrypłym

głosem obwieścił:

– Proszę wrócić do swoich gości. Nasza wnuczka pokaże nam ów słynny

gobelin, o którym wszyscy mówią.

Dougald zrozumiał, że został odprawiony. Pytająco unosząc brwi spojrzał na

Hannah i, widząc jej skinienie głową, ukłonił się, przeprosił i odszedł, żeby
porozmawiać z lordem Kerrichem i wicehrabią Ruskinem. Lubił ich. Obaj
panowie wykazywali wyjątkową przytomność umysłu w traktowaniu swoich
małżonek, które, jak Dougald mógł ocenić, były równie bystre i inteligentne, jak
Hannah. Jedynie mężczyźni o wyjątkowym charakterze byli w stanie okiełznać
takie kobiety.

Hannah odprowadziła wzrokiem oddalającego się Dougalda, po czym z

dumą i zakłopotaniem wskazała na główną salę.

– Gobelin królowej wisi tam. – Ruszyła z dziadkami w stronę ogromnej

ściany, na której rozpostarta była tkanina.

– Jaki piękny! – wykrzyknęła pani Burroughs. Pan Burroughs zamrugał

zdumiony.

background image

– Dobry Boże, zawsze uważałem, że Spring i jej krąg czarownic to

zwariowane staruszki, może z wyjątkiem tej panny Minnie, którą miałem za
osobę zupełnie szaloną, a do tego kłótliwą. Widzę jednak, że zajmowały się
szyciem w swojej norze na wieży.

Hannah zesztywniała. Powoli obróciła się twarzą do pana Burroughsa i

oziębłym głosem powiedziała:

– Sir, nie pozwolę nikomu na robienie nieuprzejmych uwag na ten temat, a

jest pan jedynie moim dziadkiem. Ciotka Spring i jej towarzyszki, kierując się
wyłącznie dobrocią serca, przytuliły mnie do swojego łona i nie dopuszczę, żeby
ktokolwiek obmawiał je w mojej obecności.

– No... no... – zamruczał gniewnie pan Burroughs. – Młoda damo, ty... ty...
Pani Burroughs znalazła się u boku Hannah.
– To dobrze wychowana młoda dama, uczuciowa i świetnie wiesz,

Haroldzie, że jest godna podziwu. Co masz zamiar z tym zrobić?

Pan Burroughs spojrzał na żonę. Odpowiedziała mu twardym spojrzeniem.
– Widzę między wami podobieństwo, Alice. – Skłonił się sztywno, jak

generał. – Hannah, proszę o wybaczenie. Nie powinienem był być taki
bezceremonialny.

– Niegrzeczny – poprawiła go Hannah.
– Rzeczywiście, Haroldzie, byłeś niegrzeczny – dorzuciła pani Burroughs.
– Tak. Byłem niegrzeczny. Proszę o wybaczenie. – Ukłonił się ponownie. –

Więcej tego nie zrobię.

– Jestem pewna, że to się nie powtórzy – odpowiedziała Hannah. –

Doceniam to.

Pani Burroughs uścisnęła ręce Hannah.
– Ty i Harold jesteście do siebie tak bardzo podobni! Nie mogę się doczekać,

kiedy usłyszę wasze kłótnie.

Obok przesunęła się ciotka Ethel.
– Miło mi państwa widzieć. – Rzucając znaczące spojrzenie Burroughsom,

dodała: – Królowej podoba się gobelin – i oddaliła się.

– Czyż nie jest szalona? – rzucił w przestrzeń pan Burroughs.
– Lepsze byłoby określenie spostrzegawcza. – Hannah zmieniła temat. –

Może macie państwo ochotę na kieliszek szampana po podróży?

– Z ogromną chęcią, moja droga – uśmiechnęła się pani Burroughs.
– Szampan, też coś. – Pan Burroughs pogardliwie nastroszył wąsy. –

Niepoważny trunek. Nie mam pojęcia, czemu ktoś chciałby mieć bąbelki w
swoim winie. Nie ma jak dobre angielskie piwo.

Hannah poprowadziła ich do stołu z trunkami.
– Piwo dla pana Burroughsa – poinstruowała lokaja i podała pani Burroughs

kieliszek szampana.

Przybliżył się do nich uśmiechnięty Seaton. Ukłonił się Burroughsom, po

background image

czym chwycił rękę Hannah.

– Dziękuję za przedstawienie mnie. Jej królewska mość była bardzo łaskawa

i podziwiała mój strój. Dziękuję, panno Setterington. Bardzo, bardzo dziękuję.

Po raz pierwszy tego dnia Hannah szczerze się uśmiechnęła.
– Naprawdę bardzo się cieszę, Seaton.
Oddalił się w podskokach, podniecony miłymi wydarzeniami tego dnia.
Tłum kłębił się wokół stołu z trunkami, Hannah podejrzewała jednak, że

żadna siła nie powstrzyma pana Burroughsa przed zabraniem głosu. Wydawał
się niezbyt subtelnym człowiekiem.

– Hannah, wiem, że się zastanawiasz, dlaczego przez tyle lat ignorowaliśmy

twoje istnienie – powiedział.

– Ależ nie – zaprzeczyła grzecznie Hannah. Przez cały ten czas.
– Nie zaprzeczaj. Oczywiście, że się zastanawiasz. Jesteś naszą wnuczką.
Oznaczało to, że powinna odpowiedzieć szczerze, skoro tego sobie życzył.
– Tak, proszę pana, zadawałam sobie to pytanie.
– Byliśmy bardzo zaskoczeni, otrzymawszy od lorda Raeburna pakiet listów.

– Przyjął od lokaja kufel.

Pani Burroughs uścisnęła ponownie Hannah za ramię.
– Nie mieliśmy pojęcia, że nasz kochany chłopiec pisywał do panny

Tomlinson po jej wyjeździe z okręgu.

– Czytałaś te listy? – zapytał pan Burroughs.
– Nie, proszę pana, nie miałam tej przyjemności. – W gruncie rzeczy Hannah

wcale nie była pewna, czy byłaby to prawdziwa przyjemność, czy też może
największa męka.

– Zgodnie z tym, co jest napisane w listach, Henry zamierzał pojechać do

twojej matki i poślubić ją.

Hannah wypuściła powstrzymywane aż do bólu powietrze.
– Dopóki nie przeczytaliśmy tego w listach, nie podejrzewaliśmy, że panna

Tomlinson spodziewała się dziecka. – Pan Burroughs wpatrywał się w brązową
piankę na swoim piwie. – Sądziłem, że wcześniej ich powstrzymałem... cóż,
najwyraźniej nie udało mi się. Żałuję, że chłopiec nic mi nie powiedział.
Myślałem, że przezwycięży swoje zaślepienie. On zaś załamał się. Zaczął za
dużo pić. I umarł tak nagle. – Upił łyk piwa, po czym spojrzał na żonę.
Wyciągnął z kieszeni białą, wyprasowaną chusteczkę i rzekł – Alice, wolałbym,
żebyś pamiętała o chusteczce.

– Tak, mój drogi. – Pani Burroughs otarła policzki.
– Gdybyśmy wiedzieli o tobie, odnaleźlibyśmy ciebie i twoją matkę i

natychmiast zabralibyśmy was do domu – powiedział pan Burroughs, patrząc
Hannah prosto w oczy.

– Dziękuję panu za te słowa.
Za oświadczenie, że ją chcieli. I za to, że gotowi byli przyjąć pod swój dach

background image

również jej matkę. Panna Minnie poklepała Hannah po ramieniu.

– Widzę, że poznaliście naszą drogą dziewczynę –zwróciła się do państwa

Burroughsów. – To najwspanialsza młoda kobieta, jaką znamy.

– Pewnie, że jest najwspanialsza. – Pan Burroughs wbił wzrok w pannę

Minnie. – Jest naszą wnuczką.

Panna Minnie łypnęła na niego i odparowała:
– Z pewnością nie dzięki panu!
Hannah spokojnie wkroczyła pomiędzy nich.
– Panno Minnie, czy pani lub któraś z ciotek mnie potrzebujecie?
Panna Minnie przeniosła groźne spojrzenie na Hannah, po czym złagodniała.
– Nie, kochana. Jej królewska mość krąży pośród naszych sąsiadów i jest

taka łaskawa i miła, więc pomyślałyśmy, że staniemy gdzieś w pobliżu ciebie,
na wypadek, gdybyś nas potrzebowała. – Rzuciwszy niewinny uśmiech w stronę
pana Burroughsa, panna Minnie oddaliła się ku pozostałym ciotkom.

– Chciała usłyszeć, o czym rozmawiamy – niecierpliwie burknął pan

Burroughs. – Czy mogę je nazwać wścibskimi staruszkami bez narażania się na
twój gniew, Hannah?

– Nie – odparła dziewczyna. – Im również nie pozwoliłabym nazwać pana

kłótliwym starcem.

– Bardzo słusznie – wtrąciła pani Burroughs. Pan Burroughs podniósł głos

tak, żeby być słyszanym przez ciotki i powiedział:

– Oczywiście, jako nasza wnuczka, zamieszkasz z nami.
– Och, nie! – zawołała ciotka Ethel. Hannah była zaskoczona.
– Co... Dlaczego?
– Nie przystoi, żeby nasza wnuczka służyła u kogoś.
Hannah zastanawiała się, co powiedzieć. Pan Burroughs najwyraźniej

uważał jej pracę za coś hańbiącego. Ona sama tak nie myślała. Praca, którą się
zajmowała przez ostatnich dziesięć lat nauczyła ją polegania na sobie samej,
skuteczności działania i dodała pewności siebie.

– Poza tym, Hannah, nie jesteś zamężna. Nie powinnaś mieszkać pod

jednym dachem z samotnym mężczyzną. To skandaliczne – miękkim,
eleganckim głosem dobrze ułożonej damy dodała pani Burroughs.

Hannah była zupełnie wytrącona z równowagi. Dotąd myślała tylko o chwili,

gdy pozna swoich dziadków. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak wyjaśni
im szczegóły swojego życia.

Jednak pana Burroughsa zupełnie nie zdziwiło jej milczenie. Szorstkim,

pełnym uczucia gestem objął ją za ramiona, po czym puścił i powiedział:

– Natychmiast więc przenosisz się do nas. Pani Burroughs poklepała Hannah

po ręce.

– Tak, wnuczko, nie musisz więcej walczyć o swoje miejsce w życiu.
Pierwszy raz Hannah zrozumiała, jakim naciskom podlegał jej ojciec. Jeśli,

background image

co nie ulegało wątpliwości, kochał swoich rodziców, musiał być rozdarty
pomiędzy tę miłość a uczucie do jej matki. I chociaż Hannah potępiała wybór,
jakiego dokonał, doskonale rozumiała walkę pomiędzy miłością do kobiety i
troską o rodzinę.

– Obawiam się, że nie będę mogła zamieszkać z wami. Ktoś musi tu

pozostać, żeby opiekować się ciotkami, a poza tym... są jeszcze inne względy.

– Nie chciałem ci tego mówić, żeby cię nie zmartwić. – Dziadek Hannah

zmarszczył brwi i pogładził palcami wąsy. – Ten nowy lord Raeburn nie ma
dobrego wpływu na innych. Pamiętam plotki, które krążyły o nim, gdy był
młody. Jest rozwiązły, pochodzi z marnej rodziny i powiadają, że zabił swoją
żonę.

Hannah poczuła, jak bardzo męczy ją słuchanie takich uwag.
– Nie zabił swojej żony.
– Posłuchaj, Hannah. – Babka zajrzała jej słodko w oczy. – Musisz zaufać,

że twój dziadek wie, co jest dla ciebie najlepsze. On zawsze ma rację. Ty zaś nie
możesz wiedzieć, że lord Raeburn nie zamordował swojej żony.

– Owszem... mogę. Bo to ja jestem jego żoną. Oboje państwo Burroughs

znieruchomieli. Panna Minnie zapiszczała.

Pozostałe ciotki jęknęły. Hannah wyprostowała się.
– Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat. Nie zabił mnie, uciekłam od

niego. Byliśmy bardzo głupi, ale teraz pogodziliśmy się i zostanę z nim w
zamku Raeburn, poświęcając się rodzinie.

Dziadek odchrząknął kilkakrotnie, raz za razem.
Babcia zatrzepotała rękami, po czym oparła je na ramieniu pana Burroughsa.
Spojrzenia ich obojga opuściły twarz Hannah i skierowały się w miejsce

ponad jej ramieniem.

Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że to był on. Poznawała jego

zapach, jego ciepło, jego obecność. Oddychała razem z nim. Jej serce biło tym
samym rytmem, co jego serce. Stanowili prawdziwą jedność.

– Panie Burroughs, jest trochę za późno, żebym pana prosił o rękę Hannah,

lecz obiecuję, że będę ją czcił i szanował do końca moich dni. – Szczere słowa
Dougalda podziałały niczym balsam na urażonego pana Burroughsa i
zakłopotaną panią Burroughs. – Już raz ją straciłem i zrobię wszystko, żeby
nigdy więcej się to nie stało. Kocham ją.

– Kochasz mnie? – Hannah odwróciła się twarzą do Dougalda. – Naprawdę?
– Co chcesz powiedzieć, pytając, czy naprawdę? – Dougald sprawiał

wrażenie zbitego z tropu.

– Nigdy mi tego nie mówiłeś.
– A jak myślisz, o co chodziło wczoraj w kaplicy?
– Było bardzo miło. – Poklepała go po policzku, podziwiając wystające

kości policzkowe i lekką szorstkość baczków. – Na zawsze zachowam te chwile

background image

w pamięci.

– Ale wolisz, żebym powiedział ci to wprost. – Otoczył ramionami jej kibić.

– Kocham cię, Hannah.

– Ja też cię kocham – wyznała szeptem Hannah.
– Wydaje mi się... – zadudnił pan Burroughs. – Ogromny szok... cały dzień...
– Ale przyjemny szok – uzupełniła jąkanie męża pani Burroughs.
– Tak. Dobrze. Nie co dzień człowiek się dowiaduje, że ma wnuczkę,

szczęśliwą w małżeństwie... – Pan Burroughs nastroszył brwi i spojrzał
znacząco na Hannah. – Jesteś szczęśliwa?

– Bardzo, proszę pana. Kiwnął głową.
– ...z tutejszym lordem. Chłopcze, trafił ci się skarb. Traktuj ją dobrze, bo

inaczej będziesz miał ze mną do czynienia.

Nagły przypływ łez do oczu zaskoczył Hannah i zmusił do sięgnięcia po

chusteczkę. Jeszcze nigdy w życiu nie miała nikogo, kto by się za nią ujął. Teraz
miała dziadków, którzy byli wszystkim, o czym kiedykolwiek marzyła.

Jej babka dojrzała łzy Hannah i sama zaczęła płakać.
– Och, moja kochana dziewczynko! – Wyciągnęła ramiona i padły sobie w

objęcia, płacząc i śmiejąc się jednocześnie.

– Głupie kobiety. – Głos pana Burroughsa brzmiał bardziej chrapliwie, niż

zwykle. – Zawsze by płakały z najbłahszego powodu. Szanowne panie,
powinnyście być szczęśliwe! – Potrząsnął dłonią Dougalda.

– Przecież jesteśmy. – Pani Burroughs otarła łzy koronkową chusteczką. –

Widzisz? – Roześmiała się promiennie do swojego popędliwego małżonka.

– Obawiam się, że będą państwo teraz musieli nam wybaczyć. – Dougald

wytarł twarz Hannah własną chusteczką. – Jej królewska mość, królowa
Wiktoria, chce porozmawiać z moją żoną.

Kiedy odchodzili oboje, Hannah pomyślała, że życzliwość królowej wobec

jej osoby nie zepsuje jej relacji z dziadkami, a może poprawić stosunek
Burroughsów do jej męża.

Charlotte z Ruskinem oraz Pamela z Kerrichem stali razem z księciem

Albertem i królową Wiktorią. Patrząc na kroczących razem zakochanych,
Hannah i Dougalda, wymienili życzliwe uśmiechy. Ale głowy wszystkich
zwróciły się ku ciotce Isabel, której tubalny głos rozszedł się po całym salonie.

– Minnie, zapłacę ci. Rzeczywiście są małżeństwem. Wygrałaś zakład.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dodd Christina Akademia Guwernantek 03 Moc przeznaczenia
Dodd Christina Akademia guwernantek 1 Dumna guwernantka (FR z pdf)
Dodd Christina Akademia guwernantek 06 Oblubienica
Dodd Christina Akademia guwernantek 06 Oblubienica
Dodd Christina Słoneczny skarb 03 Bezwstydna
POJAZDY wzor protokol, Rok akademicki 2002/03
Scenariusz Akademii pap 03
Akademia Paznokcia 03
w 03 moc
Dodd Christina Zamki na niebie
Dodd Christina Jeden pocalunek
Dodd Christina Oblubienica
Dodd Christina Lost Prinsesses 01 Uroczy wieczor
Dodd Christina Oblubienica
Dodd Christina Lost Princesses 01 Uroczy wieczór
83 Trylogia Akademii Jedi 03 Władcy Mocy Anderson Poul
Dodd Christina Bezwstydna

więcej podobnych podstron