Kornel Filipowicz MIEJSCE I CHWILA

background image

Kornel Filipowicz - "MIEJSCE I CHWILA"

(ze zbioru "Gdy przychodzi silniejszy", 1974)

mier W adys awa Krumholca nie daje mi spokoju. Nie chodzi oczywi cie o sam fakt jego

Ś

ć ł

ł

ś

mierci - nie sposób tego przecie kwestionowa , trzeba si z tym pogodzi - ale o to, jak

ś

ż

ć

ę

ć

do niej dosz o. By a nast pstwem jakiej konieczno ci - czy zwyk ego przypadku? Raz mi

ł

ł

ę

ś

ś

ł

si zdaje, e Krumholc móg uj

swemu przeznaczeniu - kiedy indziej, e nie mia

ę

ż

ł ść

ż

ł

adnych szans. Czy strumie p yn cy z góry mo e zawróci i p yn

do swojego ród a

ż

ż

ń ł ą

ż

ć

ł ąć

ź

ł

albo tocz cy si po pochy o ci kamie - zatrzyma si nagle w pó drogi?

ą

ę

ł ś

ń

ć ę

ł

Tak wi c wczoraj mog em by przekonany, e Krumholc zmierza do tego, co si sta o, w

ę

ł

ć

ż

ł

ę

ł

sposób nieunikniony, e zd

a ku temu ju od chwili, w której rozpocz dzie , od

ż

ąż ł

ż

ął

ń

pierwszej swojej my li i pierwszego kroku, a kto wie czy nie wcze niej. Dzi , na odmian ,

ś

ś

ś

ę

jestem wr cz przeciwnego zdania i nie o mieli bym si twierdzi , e wyrok na Krumholca

ę

ś

ł

ę

ć ż

by nieodwo alny, e jego los by od dawien dawna przes dzony. Nie by o to przecie

ł

ł

ż

ł

ą

ł

ż

nigdzie zapisane! Ile razy W adys aw Krumholc jednym drobnym ruchem r ki lub nogi

ż

ł

ł

ę

móg poprawi , wyprostowa bieg wypadków i zmieni swój los, tak jak to czyni eglarze i

ł

ć

ć

ć

ą ż

lotnicy koryguj cy kurs. Mia po temu wiele okazji, ale nie skorzysta z adnej. Lub mo e -

ą

ł

ł ż

ż

nie wiem, co chcia em powiedzie . Prawdopodobnie to, e Krumholc nie rozporz dza

ł

ć

ż

ą

ł

przecie odpowiednim instrumentem namiarowym, jak nazwa by to urz dzenie fachowiec,

ż

ł

ą

nie móg wi c odbiera adnych sygna ów ostrzegawczych - czym wi c, biedak, mia si

ł ę

ć ż

ł

ę

ł ę

kierowa ? W labiryncie ulic, w ród tysi ca samochodów, w t umie obcych ludzi - wydawa

ć

ś

ą

ł

ł

si by zagubiony i opuszczony stokro bardziej ni samotny eglarz, któremu po rodku

ę

ć

ć

ż

ż

ś

oceanu, w bezgwiezdn noc, wypad za burt kompas. To oczywi cie przesada, ale co

ą

ł

ę

ś

ś

takiego zdaje si chcia em powiedzie . Mniejsza zreszt z tym. Tak czy owak najlepiej

ę

ł

ć

ą

b dzie, je li opisz dok adnie wszystko od pocz tku, od tej pierwszej chwili, w której by

ę

ś

ę

ł

ą

ć

mo e, niby w b ahym zrazu opó nieniu lub przy pieszeniu poci gu, kryje si ta male ka

ż

ł

ź

ś

ą

ę

ń

przyczyna, która bywa powodem zak ócenia ruchu i prowadzi mo e w ko cu do

ł

ć

ż

ń

katastrofy.

Dzie , w którym si to zdarzy o, by wtorkiem 11 kwietnia 1972 roku. Je li o tak zwan

ń

ę

ł

ł

ś

ą

pogod chodzi, by od rana dniem nijakim. W takie dni ró nie potem bywa. Zrywa si nagle

ę

ł

ż

ę

wiatr i przychodzi burza, wieci s o ce albo pada deszcz, a czasem a do wieczora jest

ś

ł ń

ż

tak, jakby s o ce zatrzyma o si o szóstej rano we mgle i chmurach i sta o tak a do

ł ń

ł

ę

ł

ż

zachodu. Tak mniej wi cej oceni W adys aw Krumholc tego dnia pogod , spojrzawszy

ę

ł ł

ł

ę

zaraz po przebudzeniu w okno. Dla cis o ci trzeba jednak powiedzie , e pierwsze

ś ł ś

ć ż

spojrzenie skierowa Krumholc nie w stron okna, ale na budzik tykaj cy na stoliku:

ł

ę

ą

background image

wskazywa godzin szóst dwadzie cia sze

, cztery minuty przed czasem, kiedy

ł

ę

ą

ś

ść

powinien by zadzwoni . Krumholc nacisn wi c czerwony guziczek, unieruchamiaj c w

ł

ć

ął ę

ą

ten sposób dzwonek. Nie czu si wypocz ty, w nocy spa nie najlepiej. Budzi si za

ł ę

ę

ł

ł ę

ka dym razem, kiedy zap aka o choruj ce troch na o dek m odsze dziecko, s ysza , jak

ż

ł

ł

ą

ę

ż łą

ł

ł

ł

ona chodzi a do kuchni grza rumianek. Krumholc nie czu si jednak chory i ani przez

ż

ł

ć

ł ę

chwil , jak mu to si czasem zdarza o, nie pomy la o tym, aby nie pój

do biura. Le a

ę

ę

ł

ś ł

ść

ż ł

jeszcze troch pó drzemi c, a raczej zapadaj c w sen i natychmiast budz c si - i ockn

ę

ł

ą

ą

ą

ę

ął

si pi

po wpó do siódmej. Opó nienie by o na razie minimalne, ale trzeba je by o

ę ęć

ł

ź

ł

ł

nadrobi , wi c Krumholc zacz po prostu skraca wszystkie kolejne czynno ci. Nie zapali

ć

ę

ął

ć

ś

ł

przed niadaniem papierosa, jak to mia w zwyczaju, ale przyst pi natychmiast do

ś

ł

ą ł

pierwszej wa nej czynno ci: otworzy drzwi na korytarz i si gn po butelk z mlekiem.

ż

ś

ł

ę ął

ę

Sta a dzi po lewej stronie, w zasi gu r ki, a nie jak cz sto si zdarza o, w k cie, po

ł

ś

ę

ę

ę

ę

ł

ą

prawej. Przela mleko do rondla, nastawi imbryk z wod na herbat i goli si , nie w

ł

ł

ą

ę

ł ę

azience, ale w kuchni, przed ma ym lusterkiem, zerkaj c jednocze nie na mleko, eby nie

ł

ł

ą

ś

ż

wykipia o. Dzi ki pomini ciu niektórych czynno ci, komasacji lub skróceniu innych, na

ł

ę

ę

ś

przyk ad temu, e odstawi mleko na minut czy dwie przed w a ciwym zagotowaniem, to

ł

ż

ł

ę

ł ś

jest w momencie, kiedy jego powierzchnia zacz a si dopiero marszczy , jedz c chwil

ęł

ę

ć

ą

ę

potem niadanie móg stwierdzi , e nie tylko wyrówna opó nienie, ale zyska nawet par

ś

ł

ć ż

ł

ź

ł

ę

minut. Pozwoli o mu to po niadaniu wypali spokojnie papierosa i wyjrze kilka razy z

ł

ś

ć

ć

okna na podwórze, aby zobaczy , czy s siad, dr Rajski, otworzy ju gara , czy jeszcze

ć

ą

ł ż

ż

nie. W niektóre dni dr Rajski wyje d a wcze nie i wtedy, je li Krumholc by ju na ulicy,

ż ż ł

ś

ś

ł ż

zabiera go i podwozi prawie pod samo Zjednoczenie.W czasie jazdy wymieniali zawsze

ł

ł

kilka zda na temat pogody, wczorajszego programu telewizyjnego lub g upoty

ń

ł

przechodniów - je li ju nie by o o czym mówi . Ale to by o przyjemne i Krumholc bardzo

ś

ż

ł

ć

ł

lubi jazd samochodem, wsiadanie, wysiadanie, artobliwe podzi kowanie "Bóg zap a !",

ł

ę

ż

ę

ł ć

na które Rajski odpowiada u miechem i podniesieniem w gór r ki w jasnej, skórkowej

ł ś

ę ę

r kawiczce. Ale dzisiaj gara by zamkni ty, przez ca szeroko

drzwi przechodzi a

ę

ż ł

ę

łą

ść

ł

elazna sztaba, zako czona wielk , zielon k ódk . Zbli a a si siódma pi tna cie,

ż

ń

ą

ą ł

ą

ż ł

ę

ę

ś

najpó niej za pi

minut Krumholc powinien by wyj

z domu. Zdarza o si co prawda

ź

ęć

ł

ść

ł

ę

czasem, e dr Rajski tak e si spó nia , dop dza wtedy i zabiera Krumholca dopiero ko o

ż

ż

ę

ź ł

ę

ł

ł

ł

przystanku tramwajowego, ale na to nie mo na by o liczy . Dr Rajski móg akurat dzisiaj

ż

ł

ć

ł

jecha na pó niejsz godzin . Krumholc spojrza jeszcze raz na podwórze, ale gara by

ć

ź

ą

ę

ł

ż ł

dalej zamkni ty. Potem ostro nie, aby nie zbudzi dzieci, uchyli drzwi do pokoju ony.

ę

ż

ć

ł

ż

Dzieci spa y osobno, nie by o ich wida , zas oni te by y drzwiami. ona spa a na w skiej,

ł

ł

ć

ł

ę

ł

Ż

ł

ą

niewygodnej le ance, mia a policzek przyci ni ty do poduszki, rami czko jej niebieskiej

ż

ł

ś ę

ą

background image

koszuli nocnej zesun o si ods aniaj c ró owe rami . Krumholc powiedzia cicho:

ęł

ę

ł

ą

ż

ę

ł

- Wychodz ... ona zbudzi a si natychmiast, j kn a i po o y a r k na czole.

ę Ż

ł

ę

ę ęł

ł ż ł ę ę

- Co ci jest? - spyta Krumholc.

ł

- Nic - odpowiedzia a ju przytomnie. - Co mi si ni o.

ł

ż

ś

ę ś ł

- Mleko zagotowane. Pa!

- Pa!

Krumholc zamkn cicho drzwi i dozna przelotnego uczucia winy z powodu nie

ął

ł

dogotowanego mleka. Uczucie by o przykre, ale trwa o na szcz

cie krótko, gdy

ł

ł

ęś

ż

przest pstwo by o b ahe. Zreszt niedawno czyta gdzie , e mleko nie powinno by d ugo

ę

ł

ł

ą

ł

ś ż

ć ł

gotowane, gdy zabija to witaminy. Zamykaj c drzwi wej ciowe i chowaj c klucz do etui,

ż

ą

ś

ą

my la ju o czym innym. O pewnym nie, który mia ju dosy dawno, mo e rok lub

ś ł ż

ś

ł ż

ć

ż

pó tora temu, o pewnym nie, który przypomina mu si cz sto w a nie w tej chwili, kiedy

ł

ś

ł

ę ę

ł ś

klucz od drzwi wk ada do skórzanej torebki. Otó ni o mu si , e czyni to tak, jak co dzie

ł

ł

ż ś ł

ę ż

ń

od wielu lat, od kiedy mieszka w tej kamienicy. Wi c chowa potem klucze do kieszeni, robi

ę

pi

kroków w stron schodów - i spostrzega, e schodów nie ma! Szara, betonowa

ęć

ę

ż

kraw d urywa si , a g boko w dole, jak z wie y ko cielnej wida miasto, ulice,

ę ź

ę

łę

ż

ś

ć

samochody, ludzi. Krumholc usi uje cofn

si , ale jest ju za pó no, gdy Krumholc - eby

ł

ąć ę

ż

ź

ż

ż

tak powiedzie - postawi nog w pró ni i zacz spada w dó trzymaj c w r ku swoj

ć

ł

ę

ż

ął

ć

ł

ą

ę

ą

teczk . Ziemia, ludzie, samochody, kwadratowe p yty chodnika zbli a y si , ros y, ale

ę

ł

ż ł

ę

ł

zanim ich dosi gn - zbudzi si . Opowiada potem ten sen w biurze i w domu. W biurze

ę ął

ł ę

ł

miano si z niego i jak sobie zacz to przypomina , to si okaza o, e wszyscy mieli takie

ś

ę

ę

ć

ę

ł ż

lub podobne sny, a pewna kole anka nawet trzy czy cztery razy. Kto powiedzia , e takie

ż

ś

ł ż

sny wed ug filozofa Freuda s bardzo nieprzyzwoite. Ale ten straszny sen, na którego

ł

ą

wspomnienie Krumholc dostawa zawrotu g owy, mia jednocze nie t dobr w a ciwo

,

ł

ł

ł

ś

ę

ą ł ś

ść

e pozwala na natychmiastow konfrontacj z rzeczywisto ci i stwierdzenie, e jest

ż

ł

ą

ę

ś ą

ż

absurdem: schody wcale si nie urywa y, nie zion y przepa ci , ale schodzi y agodnie i

ę

ł

ęł

ś ą

ł ł

bezpiecznie poprzez pi tra i pó pi tra a na parter, sk d szeroko otwarta brama wiod a na

ę

ł ę

ż

ą

ł

ulic . Materia , z którego zrobione by y schody, por cze mocne, d bowe, w ogóle ca a

ę

ł

ł

ę

ę

ł

konstrukcja i wykonanie tej przedwojennej jeszcze budowy, by y nieraz przedmiotem

ł

podziwu i zazdro ci kolegów Krumholca.

ś

Krumholc spojrza jeszcze raz na zegarek i stwierdzi , e ma trzy minuty czasu w zapasie.

ł

ł ż

Poranne opó nienie, dzi ki skróceniu kilku czynno ci, zamieni o si w przy pieszenie,

ź

ę

ś

ł

ę

ś

które utrzymywa o si . Zwolni wi c nieco kroku i móg teraz widzie dok adnie rzeczy,

ł

ę

ł ę

ł

ć

ł

które mija , a których szczegó y cz sto uchodzi y jego uwadze: skropione wod g ówki

ł

ł

ę

ł

ą ł

sa aty i p czki czerwonej rzodkiewki na wystawie sklepu warzywnego, plakaty na okr g ym

ł

ę

ą ł

background image

kiosku, okienka piwniczne, z których wion o ch odem i zapachem zgni ych ziemniaków, a

ęł

ł

ł

nawet tak drobne przedmioty jak niedopa ki, bilety tramwajowe i papierki od cukierków

ł

walaj ce si na p ytach trotuaru. Dzieci id ce do szko y powiedzia y mu "dzie dobry', wi c

ą

ę

ł

ą

ł

ł

ń

ę

podniós oczy i zobaczy ich twarze zaró owione od porannego ch odu. Potem Krumholc

ł

ł

ż

ł

powiedzia "dzie dobry" pewnemu znajomemu i zobaczy jego u miech, który na sekund

ł

ń

ł

ś

ę

zmieni zupe nie jego wyraz twarzy. Na ulicy by o coraz wi cej ludzi, jedni spieszyli si , inni

ł

ł

ł

ę

ę

szli krokiem powolnym, jakby mieli jeszcze du o czasu. Najspokojniejsze twarze mieli ci

ż

d ugow osi i ekscentryczni. Wbrew pozorom wydawali si by najlepiej przystosowani do

ł

ł

ę

ć

wspó czesno ci, do tempa ycia i po piechu. Nie przejmowali si niczym; byli opanowani i

ł

ś

ż

ś

ę

doskonale spokojni, przy tym uwa ni i spostrzegawczy. Wydawa o si , e s powolni, ale

ż

ł

ę ż

ą

w rzeczywisto ci mieli b yskawiczni refleks. Krumholc zbli aj c si do przystanku, widzia

ś

ł

ż ą

ę

ł

jak dwóch takich wsiada o do wozu: ani u amek sekundy za wcze nie, ani za pó no.

ł

ł

ś

ź

Tramwaj ruszy , ale oto podje d a ju nast pny. Krumholc obejrza si , czy przypadkiem

ł

ż ż ł ż

ę

ł ę

nie zobaczy jednak samochodu dr. Rajskiego, przystan nawet na chwil i patrzy w ulic

ął

ę

ł

ę

Malczewskiego, ale Rajski widocznie dzisiaj nie jecha na ósm do szpitala. Tramwaj

ł

ą

zatrzyma si i Krumholc pospieszy w jego kierunku, ale ubiegli go inni, ci którzy byli bli ej.

ł ę

ł

ż

Tramwaj zajecha ju pe ny, par osób wepchn o si na si , reszta, przewa nie m odzi,

ł ż

ł

ę

ęł

ę

łę

ż

ł

czeka a, aby wskoczy na stopnie w ostatniej chwili. Tramwaj ruszy i Krumholc bieg

ł

ć

ł

ł

usi uj c postawi na stopniu przynajmniej jedn nog , by ju bliski osi gni cia tego, gdy

ł ą

ć

ą

ę

ł ż

ą

ę

tramwaj zatrzyma si gwa townie, z przedniej platformy wychyli si milicjant i krzykn :

ł ę

ł

ł ę

ął

- Prosz zej

ze stopni!

ę

ść

Paru m odych ludzi zeskoczy o, Krumholc usi owa to wykorzysta i zaj

stop miejsce

ł

ł

ł

ł

ć

ąć

ą

opuszczone przez kogo innego, a równocze nie zdoby pewny uchwyt r k .

ś

ć

ę ą

Przeszkadza a mu w tym troch teczka, prze o y j wi c do prawej r ki. Mia teraz pewny

ł

ę

ł ż ł ą ę

ę

ł

uchwyt lew r k , t , która by a w a nie w tej sytuacji potrzebna, ale straci miejsce dla

ą ę ą ą

ł

ł ś

ł

stopy. W nast pnej sekundzie sytuacja jeszcze si pogorszy a: jaki twardy, ostry

ę

ę

ł

ś

przedmiot wpija si coraz bole niej w jego rami i Krumholc by zmuszony uwolni r k .

ł ę

ś

ę

ł

ć ę ę

Milicjant jeszcze raz wyjrza i zawo a :

ł

ł ł

- Prosz odej

od wozu!

ę

ść

Tramwaj ruszy , Krumholc cofn si niech tnie i zbyt powolnie - i w tym momencie omal

ł

ął ę

ę

nie zosta potr cony przez nadje d aj cy samochód. Dzia o si to w u amku sekundy i

ł

ą

ż ż ą

ł

ę

ł

by o kwesti centymetrów. Kiedy z bij cym sercem sta ju bezpiecznie na trotuarze,

ł

ą

ą

ł ż

widzia , ze ludzie patrz na niego. W ich twarzach, w ich wzroku, w pó u mieszkach

ł

ą

ł ś

zmieszanych jakby z wyrazem obrzydzenia, zobaczy to, czego przed chwil unikn . Czu ,

ł

ą

ął

ł

e jest pod obserwacj , e nie jest ju cz

ci t umu, tylko kim , na kogo patrz , kim

ż

ą ż

ż ęś ą ł

ś

ą

ś

background image

wyodr bnionym, napi tnowanym. By o to bardzo nieprzyjemne. Nadjecha znów tramwaj,

ę

ę

ł

ł

prze adowany do niemo liwo ci, ale teraz Krumholc powiedzia sobie: do licha, nie

ł

ż

ś

ł

wsiadam. Niech si inni cisn , gniot , zabijaj - i poczu , e decyzja ta jest s uszna i e

ę

ą

ą

ą

ł ż

ł

ż

dzia a uspokajaj co. Ale kiedy tramwaj odjecha , spojrza na zegarek: mia ju cztery, a

ł

ą

ł

ł

ł ż

nawet pi

minut opó nienia.

ęć

ź

Dzia o si to w chwili, kiedy fala porannego ruchu zaczyna gwa townie opada i Krumholc

ł

ę

ł

ć

odczekawszy jeszcze dwie minuty wsiad ju do tramwaju prawie pustego. Oto jedzie

ł ż

spokojnie, wygodnie stoj c na tylnej platformie, i widzi, jak na kolejnych przystankach

ą

ludzie znów cisn si , odtr caj jedni drugich, wskakuj w biegu albo daj za wygran i

ą ę

ą ą

ą

ą

ą

cofaj si z powrotem na kraw

nik. Tu trwa jeszcze szczyt, tu spadek fali jeszcze nie

ą ę

ęż

doszed - ale za minut czy dwie i tu dojdzie. Krumholc my la co o statystyce, cyfrach

ł

ę

ś ł

ś

malej cych, rosn cych i znów malej cych i o ró nych takich zjawiskach matematycznych,

ą

ą

ą

ż

które zdaj si mie czasem co wspólnego z magi . By ju siedem minut spó niony, ale

ą ę

ć

ś

ą

ł ż

ź

móg si spodziewa , e spó nienie nie ulegnie ju dalszemu powi kszeniu. Mia nawet

ł ę

ć ż

ź

ż

ę

ł

nadziej , e uda mu si je zmniejszy . Od tramwaju do biura by o cztery minuty spacerem,

ę ż

ę

ć

ł

id c szybko - dwie, biegn c - chyba minut ? Tramwaj zakr ci , wjecha na szerok ,

ą

ą

ę

ę ł

ł

ą

dwukierunkow alej i zwi kszy szybko

. By o coraz lu niej, pasa erowie wysiadali na

ą

ę

ę

ł

ść

ł

ź

ż

kolejnych przystankach. Krumholc patrzy na wysiadaj cych, byli to ludzie nieznajomi,

ł

ą

przewa nie robotnicy piesz cy do fabryk, ale w pewnej chwili uczu na sobie wzrok, który

ż

ś

ą

ł

mu przypomnia to paskudne prze ycie sprzed dziesi ciu minut, o którym by ju

ł

ż

ę

ł ż

zapomnia . Tak, ten starszy, siwy jegomo

w br zowym kapeluszu by wiadkiem tego, co

ł

ść

ą

ł ś

si sta o i mia taki sam g upi, tragikomiczny wyraz twarzy, jak ci, którzy wtedy patrzyli na

ę

ł

ł

ł

niego, na Krumholca. Ale pasa er z kosmykami siwych w osów wystaj cych spod

ż

ł

ą

br zowego kapelusza wysiad na nast pnym przystanku i poszed w stron cementowni,

ą

ł

ę

ł

ę

ko o której pi trzy a si wysoka, stroma ha da bia ego marglu. Krumholc stara si nie

ł

ę

ł

ę

ł

ł

ł ę

my le o tym, co si sta o, zreszt to ju gas o w nim i zaciera o si , i gdyby nie ten go

w

ś ć

ę

ł

ą

ż

ł

ł

ę

ść

br zowym kapeluszu, by by o tym zapomnia . Patrzy na rz d wysokich, ciemnozielonych

ą

ł

ł

ł

ą

topól; ich smuk e sylwetki pochylone by y wszystkie w jedn stron - na wschód. "Wieje

ł

ł

ą

ę

zachodni wiatr, b dzie deszcz" - pomy la . Sko czy y si pustacie, tramwaj zwolni ,

ę

ś ł

ń

ł

ę

ł

wje d a w now cz

miasta. Znów zaroi o si od ludzi i samochodów. Ludzie wyrastali

ż ż ł

ą ęść

ł

ę

jak spod ziemi, samochody p yn y bez przerwy dwoma strumieniami, tam i z powrotem.

ł ęł

Za chwil tramwaj zatrzyma si na przystanku, sk d do biura b dzie trzysta metrów, czyli,

ę

ę

ą

ę

jak to si mówi, dwa kroki. Krumholc spojrza na zegarek i z satysfakcj stwierdzi , e

ę

ł

ą

ł ż

tramwaj dzisiaj szed lepiej ni zwykle, dzi ki czemu opó nienie zmniejszy o si o dwie

ł

ż

ę

ź

ł

ę

minuty i wynosi o teraz tylko pi

minut. I Krumholc, który przed chwil pogodzi si ju by

ł

ęć

ą

ł ę ż ł

background image

z my l , e dzisiaj spó ni si do biura - nagle uprzytomni sobie, e nic jeszcze

ś ą ż

ź

ę

ł

ż

straconego, e pi

minut, to jeszcze nie jest spó nienie. Poczu si nagle mimo swoich

ż

ęć

ź

ł ę

czterdziestu lat wystarczaj co m ody, aby te trzysta czy nawet trzysta pi

dziesi t metrów

ą

ł

ęć

ą

przebiegn

w nieca minut . Przycisn teczk do piersi, aby mu nie przeszkadza a w

ąć

łą

ę

ął

ę

ł

biegu, stan na stopniu i w momencie, kiedy tramwaj hamuj c zbli a si do przystanku -

ął

ą

ż ł ę

wyskoczy . Wyskoczy i bieg .

ł

ł

ł

Ci, którzy patrzyli na to, odnie li wra enie, jakby ten cz owiek w zielonym ortalionie i z

ś

ż

ł

czarn teczk pod pach , bieg prosto pod ko a wielkiego, za adowanego kamieniem

ą

ą

ą

ł

ł

ł

samochodu. Kto nawet powiedzia , e to wygl da o tak, jakby cz owiek i ta góra kamienia

ś

ł ż

ą ł

ł

na samochodzie, lecieli sobie na spotkanie, jak oszaleli. On sam, W adys aw Krumholc,

ł

ł

nie czu ani uderzenia, ani bólu. Prze y raczej co , co mo na by porówna ze zmian

ł

ż ł

ś

ż

ć

ą

obrazów w potrz

ni tym gwa townie kalejdoskopie. Z osza amiaj cym wybuchem

ąś ę

ł

ł

ą

kolorów, plam, wiate , ale nie tylko kolorów, tak e d wi ków, a nawet zapachów. Jakby

ś

ł

ż

ź ę

ca y wiat uleg na chwil rozbiciu na elementy, z których si sk ada . Zanim wszystko

ł ś

ł

ę

ę ł

ł

powróci o na swoje miejsce, zanim nasta nowy porz dek i zapanowa a cisza - W adys aw

ł

ł

ą

ł

ł

ł

Krumholc zd

y jeszcze z alem pomy le , e co mu dzisiaj nie wysz o, e co zrobi

ąż ł

ż

ś ć ż

ś

ł ż

ś

ł

le, nie w por i nie tak, jak trzeba. Zd

y sobie nawet jeszcze wyobrazi , e przez to

ź

ę

ąż ł

ć ż

fatalne miejsce na jezdni, przez które on przebiega , przejecha ten sam wielki, ci

ki

ł

ł

ęż

samochód - ale sekund wcze niej lub sekund pó niej. A on, W adys aw Krumholc,

ę

ś

ę

ź

ł

ł

unikn wszy spotkania z t gór elaza i kamienia, siedzi teraz przy biurku i rozk ada

ą

ą

ą ż

ł

wyj te z teczki papiery. Jest jeszcze troch zadyszany i czuje dr enie r k, ale ma ju

ę

ę

ż

ą

ż

poczucie spokoju i bezpiecze stwa.

ń


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kornel Filipowicz Chwila, w której wszystkie języki świata
Kornel Filipowicz Chwila na wolności
Kornel Filipowicz Spotkanie i rozstanie 2
Kornel Filipowicz MIĘDZY SNEM A SNEM
Kornel Filipowicz Jutro także będzie dzień
Kornel Filipowicz Śmierć mojego antagonisty 2
Kornel Filipowicz Klementyna
Kornel Filipowicz Świadek, który nie umiał mówić
Kornel Filipowicz Modlitwa za odjeżdżających
Kornel Filipowicz Kobieta czeka 2
Kornel Filipowicz i Wisława Szymborska
Kornel Filipowicz ROZSTANIE I SPOTKANIE OPOWIADANIA OSTATNIE
Kornel Filipowicz Dziewczyna z lalką, czyli o potrzebie  smutku i samotności
Kornel Filipowicz Prawo łaski
Kornel Filipowicz Dom spokojnej starości
Kornel Filipowicz Ciemność i światło
Kornel Filipowicz DOM NAD RZEKĄ
Kornel Filipowicz Misja doktora Meyera

więcej podobnych podstron