1
„Nie cierpię wiosny”
By Trusia
… czyli impreza urodzinowa komendanta Charliego Swana
2
Marzec, popołudnie na obrzeżach miasteczka Forks. Charlie Swan
przysypia na swoim fotelu. Miał w planach obejrzenie powtórki meczu,
jednak zmęczenie po nocnej służbie dawało mu się we znaki. Co chwile
można było usłyszeć głośne pochrapywanie. Budził się tylko na
podniesiony głos komentatora, który zwiastował jakąś akcję toczącą się na
boisku. Jednak w przerwie meczu to zdecydowanie sen wygrał „cichą”
walkę z retransmisją telewizyjną i zmęczony mężczyzna usnął na dobre.
Taka sytuacja zdarzała się coraz częściej. Od kiedy to jego córka
wyprowadziła się z jego domu i zamieszkała z mężem i dzieckiem,
komendant Swan żył jak w transie. Praca, fotel, praca, fotel. Czasem dał radę
wczołgać się do łóżka, odwiedzić przyjaciół w La Push lub też wybrać się na
ryby, ale zdarzało się to coraz rzadziej. Mimo iż Bella była u niego krótko,
zdążył przyzwyczaić się do ciągłego zamieszania związanego z jej osobą.
Teraz, zwyczajnie się nudził.
Z odprężającego snu wyrwał go dźwięk dzwoniącego telefonu. Zerwał się z
fotela, potykając się o swoje własne buty i uderzając piszczelą o kant stołu
(jutro na pewno pojawi się tam fioletowy siniec), rzucił się w jego kierunku.
- Halo? – Jego głos był zachrypnięty, przez ciągłe pochrapywanie.
- Komendancie Swan? Tu Angela Weber – Mówiła szybko, jakby
zdenerwowana.
- Dzień dobry Angelo, w czym mogę pomóc?- Od razu przestawił się z trybu
„zwykły obywatel” na „komendanta policji Forks”
- Jestem właśnie z przyjaciółmi na plaży w La Push. Tu dzieję się coś
dziwnego, panie komendancie – Teraz jej głos przesiąknięty jest strachem.
- Co masz na myśli?
- Tu jest tak jakoś… pusto – Ostatnie słowo było tak ciche, że niemal
niedosłyszalne.
3
- Co masz na myś… - I w tym momencie zerwało się połączenie telefoniczne.
Sądząc, że to być może głupi kawał dzieciaków, chciał wrócić na fotel. Nie
dawało mu to jednak spokoju. Czy Angela mogłaby z niego zażartować?
Mógłby się tego spodziewać po Newtonie i może nawet Jessice Stanley, ale
na pewno nie po spokojnej pannie Weber. Aby nie mieć wyrzutów
sumienia, wykręcił jeszcze numer do swojego przyjaciela Billego. On na
pewno będzie coś wiedział. W słuchawce pojawiło się ciche pikanie,
oznaczające numer zajęty, więc zadzwonił do Sue. Tam również nie było
sygnału. Ostatnia szansa. Stary Quil, on na pewno siedzi w domu i nigdy
nigdzie nie dzwoni. Jego telefon również był głuchy. Niewiele myśląc,
Charlie odłożył słuchawkę i wbiegł do salonu wciągając na nogi buty. Nie
miał czasu na przebranie się mundur, więc chwycił tylko pas z bronią i
wybiegł z domu. Szybko odpalił radiowóz i ruszył w kierunku rezerwatu.
Dopiero teraz zauważył, że pogoda zdecydowanie poprawiła się od rana. Na
niebie świeciło ostre słońce, które oślepiło go swoim blaskiem. Rzucił się do
schowka w poszukiwaniu okularów. Kiedy mógł już swobodniej spoglądać
na drogę, zwiększył obroty i samochód nabrał prędkości. Jechał pusta
drogą, a po bokach otaczały go dwie ściany gęstego lasu. Promienie słońca
szybko ogrzały samochód i zrobiło się w nim duszno. Zdenerwowanie tylko
potęgowało ten efekt. Szybko odkręcił gałką szybę i do wnętrza radiowozu
wleciało rześkie powietrze. To pewnie zasługa porannej mżawki,
przywitała go rano, kiedy wychodził z komisariatu. W powietrzu można
było wyczuć zapach wiosny. Trawa i drzewa osłabione zimowym mrozem
znów nabierają intensywnych kolorów. Kolejnym symptomem, że wiosna
zawitała do stanu Waszyngton, jest niewątpliwie ciągle brudna przednia
szyba w radiowozie. Tysiące małych muszek i robaczków, skuszonych
wilgocią lasu, rozbryzgiwało się na szybie pędzącego samochodu,
4
zasłaniając widok. I jak na złość, policjant zapomniał dolać płynu. Teraz
miał jednak inny problem na głowie.
Wjechał właśnie na teren indiańskiej wioski, kiedy słońce zaczęło znikać za
horyzontem. Było tu jak zwykle cicho i spokojnie. Można by rzec, że za
spokojnie. Rezerwat rzeczywiście wyglądał na opuszczony. Zwolnił do
prędkości patrolowej. Żadnego ruchu, światła w domach pogaszone. To
wyglądało coraz bardziej podejrzanie. Mijał właśnie dom Clearwaterów.
Poczuł dziwne ukłucie w brzuchu, kiedy spojrzał w kuchenne okno.
Zazwyczaj jak jechał w odwiedziny do swojego przyjaciela Billego, światło
w tym pomieszczeniu było zapalone i można było zobaczyć kręcącą się po
jej wnętrzu Sue. Mężczyzna wcisnął energicznie hamulec i zatrzymał się na
podjeździe. Sprawdził broń zanim wyszedł ze samochodu. Szybkim krokiem
ruszył w kierunku drzwi. Zapukał. Nic. Jeszcze raz zapukał, tym razem
mocniej. Nadal nic. Od śmierci Harrego, jakiś czas temu, rzadko się zdarzało,
żeby wdowy nie było w domu, zwłaszcza o tak późnej porze. Było już kilka
minut po 20. To nie tak, że kobieta nie wychodziła, bo zdarzało się, że
odwiedzała Blacków, czasem nawet zajechała do Forks, ugotować mu obiad.
Wszyscy twierdzili, że od momentu, kiedy Charlie został sam, mężczyzna
strasznie zmizerniał i nie radził sobie za dobrze sam w domu. Dlatego co
chwilę zapraszali go do La Push, lub też sami odwiedzali jego. Bez
zastanowienia nacisnął na klamkę. Drzwi były zamknięte.
Cóż, może rzeczywiście Sue zasiedziała się gdzieś i nie potrzebnie panikuję? –
pomyślał komendant Swan. Wrócił do samochodu i ruszył w kierunku
domu przyjaciela, nadal patrolując sytuację we wiosce. Zatrzymał się przy
domu Uleyów i Callów. W każdym z nich było pusto i ciemno.
Co tu się dzieję? – Powtarzał cały czas w myślach. Docisnął pedał gazu.
Chwilę później był już pod domem Billego. Tam również był ciemno. Szybko
wybiegł ze samochodu. Drzwi były otwarte, można by rzec, że wywarzona.
5
Na samych ich środku były grube rysy, przypominające pazury jakiegoś
dużego zwierza. Wilka? Swan przypomniał sobie sytuację z przed kilku
miesięcy, kiedy to syn jego przyjaciela, Jacob, zamienił się na jego oczach w
potężnego wilka. Znał kilka opowiadań plemiennych Quelittów, ale nigdy
nie wierzył, że są one prawdziwe. Minął drzwi i zauważył kolejne ślady, tym
razem na podłodze. Wszędzie panowały egipskie ciemności, tylko w kuchni
paliło się małe światło nad okapem.
- Billy? To ja, Charlie- zawołał, ale nikt nie odpowiedział. Skierował swoje
kroki do kuchni. Z przerażeniem zobaczył przewrócony wózek, ale
przyjaciela nigdzie nie było. Nadepnął na pokruszone szkło szklanki i ruszył
dalej. Wyciągnął broń z kabury.
Co do… - zaklął pod nosem – Billy?– Krzyczał, ale odpowiedziało mu tylko
echo. Szybko chwycił latarkę stojącą na półce i ruszył na poszukiwania
przyjaciela. W salonie o mało nie wylądował na tyłku, kiedy poślizgnął się
na kawałku jakieś kartki. Schylił się do niej i poświecił na nią chcąc
przeczytać drobne pismo. Nie rozpoznał, do kogo mogło ono należeć, ale
zmroziło go, gdy je przeczytał.
„ Komisariat policji w Forks, 21 marca 2007, godzina 22…” – reszta była
urwana.
Zaraz? Dzisiaj jest 21 marca? Spojrzał szybko na zegarek, była 20.15.
Wybiegł z domu i wbiegł do samochodu.
- Centrala, tu Charlie – próbował połączyć się z komisariatem radiem w
radiowozie, ale było słychać tylko szumy. Już miał ruszyć, kiedy zauważył
cień czegoś dużego skradającego się ścieżka pod lasem. Wyjął karabin z
bagażnika i odpalił silnik. Wjechał na leśną drogę i śledził ten wielki cień.
Chwilami zdawało mu się, że widzi w ciemności świecące oczy, odbijające
się w światłach reflektorów. Mimo iż wiedział, że to zapewne wilki, czuł
gęsią skórkę na całym ciele. Czy byli to przyjaciele Jacoba? A może ich
6
wrogowie? Stwory poruszały się nadzwyczaj szybko. Musiał wcisnąć gaz,
żeby za nimi nadążyć. Nie znał tej drogi i nie wiedział, dokąd go ona
zaprowadzi. Było już całkiem ciemno. Gdzieś w oddali słyszał wycie. Pewnie
basiory komunikują się między sobą? Może szykują się do ataku. Na tą myśl
zakręcił szeroko otwarte okno. Wiedział, że pewnie i tak nie powstrzyma to
wilka wielkości ¾ samochodu, ale na pewno da mu jakąś szanse na
ucieczkę. W oddali zauważył jakieś światło. Na małym przesmyku drogi stał
samochód. Zatrzymał się i podbiegł do niego. Było to na pewno auto Sue.
Kobieta siedziała za kierownicą, wyraźnie zdenerwowana.
- Sue, otwórz. To ja Charlie. – Zapukał w okno. Kobieta spojrzała na niego z
ulgą w oczach i otworzyła drzwi.
- O Boże… - rzuciła mu się na szyję – Jak dobrze, że mnie znalazłeś,
myślałam, że będę musiała spędzić tu noc.
- Co się stało? – Zapytał, kiedy kobieta odsunęła się od niego.
- Jechałam do ciebie i chyba zabrakło mi paliwa. Samochód nagle stanął. A
ty, co tu robisz? – powiedziała zawstydzona.
- Zadzwoniła do mnie Angela Weber, że coś się dzieje w La Push i nagle
zerwało połączenie. Zadzwoniłem do Billa, ale nikt nie obierał, tak samo u
Quila. Wsiadłem w samochód i przyjechałem.
- To dziwne. Jak jechałam do ciebie to było wszystko w porządku –
wyglądała na przerażoną.
- Byłem u nich i ich domy są puste. A dom Billego zdemolowany. Na
drzwiach były ślady pazurów – kobieta spojrzała na niego zaskoczona. –
Wózek Billego leżał w kuchni, ale jego nigdzie nie było. Znalazłem to…-
podał jej kartkę znalezioną na podłodze – i już miałem jechać na komisariat,
kiedy zauważyłem coś idącego na tą drogę. Więc pojechałem i znalazłem
ciebie – Kobieta czytała z przejęciem, ale nie odezwała się słowem. Zagryzła
wargę. Czyżby powstrzymywała się od śmiechu?- Pomyślał komendant.
7
- To, na co czekamy? Odwieź mnie do domu i jedź tam – spytała wyciągając
torebkę ze samochodu – Jedziemy?
- Sue, może jednak odwiozę cię do mojego domu ? To może być
niebezpieczne.
- Pfff… mam w domu dwójkę dorastających wilków. Nie mów mi co jest
niebezpieczne – Mówiąc to wsiadła do radiowozu. Charlie dołączył do niej.
- Dokąd prowadzi ta droga? – zapytał odpalając.
- Skrót do Forks.
Mężczyzna ruszył. Nie widział już w żadnych podejrzanych cieni. Być może
to tylko moja chora wyobraźnia? Muszę odpocząć.
- O czym tak myślisz? – z transu wyrwał go głos kobiety.,
- Eee… ładna dzisiaj była pogoda – skłamał, nie miał ochoty rozmawiać na
ten temat właśnie z nią.
- Rzeczywiście, ładnie dzisiaj było. No, ale w końcu to pierwszy dzień
wiosny – uśmiechnęła się do niego.
- Sue, może wybierzemy się jutro na spacer? – Wyrzucił z siebie i zawahał
się. Dlaczego najpierw nie pomyślę a potem dopiero mówię? – skarcił się w
myślach.
- Bardzo chętnie. Może mały piknik? Przygotuję jedzenie – odpowiedziała
radośnie, a po chwili dodała – Charlie, zapraszasz mnie na randkę?
Co? Randka?
- Sue, w naszym wieku randki? – To nie tak, że nie chciał, ale… - Powiedzmy,
że chcę z Tobą spędzić miło czas. – Dodał z uśmiechem na twarzy.
- Znam taką ładną polanę, na pewno ci się spodoba.
- Nie obraź się Sue, ale właśnie wyjechaliśmy z lasu. Muszę najpierw
załatwić tą dziwną sprawę, a dopiero potem… umówię się z tobą na tą
randkę, dobrze? – Spojrzał na Indiankę i oblał się rumieńcem.
8
- Niewątpliwie nastała wiosna. Wszystkim hormony szaleją –
odpowiedziała dając mu sójkę w bok. Samochód wypełnił się dźwiękiem ich
śmiechu, który zamilkł, kiedy wjechali na podjazd przed domem Sue. Przed
drzwiami stały trzy ogromne wilki, które spojrzały w ich kierunku,
ogromnymi oczami.
- To któreś z waszych? – Zapytał Sue, chwytając za strzelbę, a ona
pomachała głową, zaprzeczając. Wyglądała na przerażoną. – Zostań tu.
Wyszedł ze samochodu, oddając strzał w niebo.
- Wynocha!!!– krzyknął w ich kierunku – Następny strzał będzie do was –
wycelował w ich stronę. Wilki wydały z siebie dziwny odgłos, jakby się
krztusiły. Obróciły się w kierunku drzwi, jeden z nich pacnął je łapą. Głośny
trzask sugerował, że rozpadły się na drobny mak. Policjant wycelował w
największego potwora i nacisnął na spust. On był jednak szybszy. Zanim
kula do niego doleciała, był już w środku, a zaraz za nim pozostałe dwa.
Niewiele myśląc, pobiegł za nimi. Przeskoczył stertę drewna, które przed
chwilą tworzyło drzwi, kiedy znalazł się w środku, został oślepiony jasnym
światłem, a do jego uszu doszedł głośny krzyk:
- Niespodzianka!!! – W przystrojonym pomieszczeniu znajdowało się pełno
ludzi, w tym zaginiony Billy i reszta, a tuż nad ich głowami wisiał wielki
transparent z napisem „Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Charlie”.
No tak, pierwszy dzień wiosny. Ale jestem głupi. Po tych słowach poczuł, że
obejmują go czyjeś ramiona. Spojrzał na osobę, która go przytula i zobaczył,
że to Sue.
- Wiedziałaś? – pokiwała głową na tak. Wtedy usłyszał śmiech swojego
przyjaciela, Billego. Siedział we fotelu, z prezentem w rękach.
- Zapłacisz mi za to, Black- rzucił w jego kierunku.
- Już nie narzekaj, to twoje urodziny, trzeba świętować.
- Myślałem, że dostanę zawału, jak zobaczyłem twój dom.
9
- Chłopaków trochę poniosło – Wskazał na Embrego, Qulia i Setha, stojących
obok niego.
- A więc to wy? Mogłem was zabić? – Pobladł na twarzy.
- Spokojnie komendancie. Nie ma takiej opcji – rzucił Embry, podając mu
dłoń – Najlepszego…
- Zresztą sam pan widział, nawet nie musiałem się wysilać, żeby uciec tej
kuli – dodał Quil – Również najlepszego…
- A po za tym… dzięki temu dostał pan coś gratis – poklepał go po plecach
Seth, uśmiechając się zadziornie.
- Co takiego? – zapytał zaskoczony jubilat.
- Randkę z moja mamą – Wtedy wszyscy wybuchnęli śmiechem. A Charlie i
Sue oblali się rumieńcem. – Wszystkiego… najlepszego… Tatku – Zakrztusił
się śmiechem.
- Masz rację z tymi hormonami. Nie cierpię wiosny… - rzucił do kobiety
Charlie i sam dołączył do reszty, praktycznie płacząc ze śmiechu. Impreza
trwał do rana, a następnego dnia, kiedy już posprzątali i odpoczęli, Charlie
wybrał się na piknikową randkę z panią Clearwater.
Czyżby zmienił zdanie? Może po tym spotkaniu komendant Swan polubi
jednak wiosnę?