Episode 31 - "The request" - "Prośba"
Uśmiech na twarzy Śmierci sam w sobie nie był niczym przerażającym, ale fakt, że Jeździec w
ogóle przywołał go na swoje oblicze – już tak. A już szczególnie teraz, kiedy wiedział, że ważą
się losy tak wielu istnień. Czy był zadowolony, bo wiedział, że wygra samotny anioł, czy też
może cieszył się z nadchodzących obfitych zbiorów?
Castiel spojrzał na niespodziewanego sprzymierzeńca i nagle poczuł, że ma w sobie jeszcze
ostatnią kroplę siły. Coś w oczach tego, który stał obok niego i go podtrzymywał, powiedziało
mu, że powinien spróbować jeszcze raz. Anioł wyciągnął trzęsącą się rękę w stronę istoty i w
ostatniej chwili wysłał w jego kierunku falę własnej Łaski. Jakby pojął, że właśnie to należy
zrobić.
Burzyciel nie zdążył odpowiedzieć, jego moc nie wydostała się z palców, oberwał z całej siły
tym, co wydostało się z dłoni Castiela. Jasny, tak jasny błysk, jakby wybuchło tysiąc słońc – a
przecież nie była to cała moc osłabionego anioła...jednakże prawie cała. W jednej chwili zwinął
się na stojąco w kłębek, zawył, jakby coś paliło go od środka, zaczął się kurczyć...tylko po to, by
zaraz uróść z powrotem, przez moment górować nad wszystkimi...i znów zapaść się w sobie i z
wrzaskiem stać się jedynie kupką popiołu.
- Spaliłeś go...- szepnął Future Castiel do swojego poprzednika, by samemu zaraz się zachwiać.
Wycieńczony Castiel z obecnych czasów złapał go w ostatniej chwili. Gdzieś w jego umyśle
pojawiło się wspomnienie, gdy Dean opowiedział mu, co stało się podczas podróży z
Zachariaszem do roku 2014. I wreszcie zrozumiał, nie miał tylko pojęcia, jakim cudem te linie
czasowe się splątały i dlaczego właśnie teraz.
Obaj oddychali ciężko, siedząc na zimnej ziemii i nie wierząc, że to już koniec. Śmierć patrzył
na nich z daleka, słuchając ich rozmowy.
- Ja...Wiem, kim jesteś...- pierwszy odezwał się Cas z przyszłości. – Jesteś mną, a raczej tym,
kim byłem dawniej. A ja jestem...twoim cieniem.
- Nie rozumiem...- tamten przypatrzył mu się uważnie. – Skąd ty się tu wziąłeś? Przecież...nie
istniejesz. Wizja, jaką Zachariasz stworzył dla Deana, była tylko fikcją.
- Fikcją? – zaśmiał się gorzko Castiel 2014. – Moje życie po Apokalipsie jest fikcją, ono
właściwie nie istnieje. Ale jak widać jakimś sposobem dzieje się wszystko naraz – Chitaqua stoi
od nowa, pamiętam, że zginąłem krótko po odwiedzinach Deana z twoich czasów.
- Pozwólcie panowie, że ja wam to wyjaśnię – Jeździec zbliżył się dostojnie. Wciąż się
uśmiechał. – Wpierw pogratuluję wam zwycięstwa. Nie spodziewałem się, że tak łatwo wam
pójdzie. W ogóle nie spodziewałem się, że ktoś przejdzie tutaj...tak po prostu. Oni – potoczył
ręką po wciąż zemdlonych Balthazarze i Lucyferze – mają specjalne zdolności, ale ty... –
spojrzał na Future Castiela – jesteś tylko człowiekiem. Jednakże twoja chęć zapomnienia o tym,
co zrobiłeś, sprowadziła cię tutaj.
Urwał na moment i dorzucił od niechcenia, tym razem już bez uśmiechu:
- Oh. Tamci dwaj żyją. Dzięki temu, że Lucyfer cię wspierał, Castielu, Balthazar nie otrzymał
ciosu zadanego pełną mocą. Będzie bardzo cierpiał, ale przeżyje. Upadły anioł tak samo,
potrzebują tylko odpoczynku. Jednakże wy dwaj...- Śmierć podszedł jeszcze bliżej i spojrzał
Castielowi prosto w oczy. – Jesteś zobowiązany do powrotu na Ziemię i pomocy Winchesterom.
Bez ciebie nie poradzą sobie z pewnym zagrożeniem...Za to ty, mój przyjacielu...- zwrócił się do
byłego anioła. – Ty...Powstałeś z martwych tylko i wyłącznie dzięki temu, którego ciało przybrał
Lucyfer...
- Co? – Future Castiel poczuł, że coś ściska mu gardło. – Chcesz powiedzieć, że żyję tylko
dzięki...
- Tak – potwierdził Jeździec. – Obserwowałem wszystko, co działo się ostatnio.
Widzicie...Burzyciel Snów do pełni mocy potrzebował duszy Castiela, duszy upadłego anioła.
Dlatego zgodziłem się na plan Lucyfera – tego, którego braciom udało się pokonać – i
Balthazara, którzy postanowili wysłać Czwartkowego Anioła tutaj, na Cmentarz Zapomnienia.
Gdyby udało się wymazać cię, Castielu - zwrócił się znów do anioła - z umysłów i serc
wszystkich istot, stałbyś się jak te konary, które spotkałeś po drodze – suche i puste. Ale
Burzyciel nigdy by już nie otrzymał pełnej mocy. Nie miałby szans na zdobycie twojej duszy, bo
po prostu by cię nie było. Rozumiesz?
- Tak – szepnął anioł, zdając sobie sprawę, jak straszliwym był zagrożeniem dla tych, których
najbardziej chciał chronić.
- Za to ty...Nazywają cię Future Castiel...- kontynuował Śmierć. – Ciebie próbował odnaleźć
Gabriel. O tak, on żyje...Tak jakby. Zgodził się zawrzeć coś na kształt umowy, po wykonaniu
zadania miał się przenieść i ciałem i duszą do Piekła. Jego zadanie było proste – odnaleźć ciebie
i doprowadzić do spotkania z wersją z roku 2009. Liczył, że w ten sposób nie dopuści do
przechwycenia duszy przez Burzyciela Snów.
- Ale...jak niby miałbym temu zapobiec...? – wyszeptał Castiel z przyszłości, wciąż zszokowany
tym, czego właśnie się dowiedział.
- On wiedział, co zamierzasz. Wiedział, że twoim pragnieniem jest oddanie duszy demonowi.
Castiel 2009 spojrzał na swoją drugą wersję wyraźnie zniesmaczony i zagniewany. W jego
oczach widać było naganę. Nim jednak wypowiedział głośno swoje myśli, Jeździec
kontynuował:
- Nie chciał, aby do tego doszło, ponieważ obawiał się, że w ten sposób Burzyciel Snów będzie
miał ułatwione zdanie. Chciał też, abyś pomógł chronić duszę swojego poprzednika.
- A co ja mogłem zrobić...? Poprosić, żeby był ostrożny...?
- Nie. Ale mogłeś zrobić coś innego. Burzyciel potrzebował duszy upadłego anioła – blady
mężczyzna podkreślił słowo „upadłego”. A przecież jest różnica między aniołem upadłym, a
tym, który upadł i wrócił do łask, prawda?
- Nie rozumiem? – szepnął po raz kolejny Future Castiel.
- Zaraz obaj to pojmiecie. Twój widok – według planu Gabriela miał tak wstrząsnąć Castielem z
roku 2009, że ten miał zwrócić się z powrotem do Boga, pozbywając wszystkiego, co łączy go z
ludźmi. Wciąż miał nad nimi czuwać, ale już bez tej bliskości, jaką teraz łączy go z
Winchesterami.
- Miałem przestać się z nimi przyjaźnić? – wtrącił anioł.
- Dokładnie. Na widok swojego przyszłego wcielenia miałeś zrozumieć, że prowadzi to tylko do
zagłady i zbliżyć się znów do Pana. To dlatego Gabriel umówił się z Samem/Lucyferem, by ten
przywrócił Camp Chitaqua. A ja się zgodziłem, pod jednym warunkiem – że Gabriel będzie
dysponował tylko częścią swojej mocy, która po pewnym czasie – im bardziej będzie z niej
korzystał, tym szybciej – się wyczerpie.
- Do zagłady...
Ale nikt nie słyszał tego cichego szeptu Future Castiela. Jeździec bowiem miał coś jeszcze
bardziej ważnego do powiedzenia:
- Burzyciel został pokonany, ale na tym się nie skończy. Ciała Deana i Sama – są oni bowiem
martwi, bo tylko tak mogli przenieść się do roku 2014 i próbować pomóc Gabrielowi w jego
misji – znajdują się teraz w kostnicy i są przygotowywane do sekcji. Lisa Braeden jest
podejrzana o zabójstwo. I nikt jej nie dowierza, że był tam ktoś jeszcze. Mianowicie Gabriel,
który zatrzymał czas, ale jego moc zaczyna się wyczerpywać i czar puścił. To on wydostał Sama
z klatki – a ja wydostałem Lucyfera. Jak widać, oba działania zbiegły się i doprowadziły do
zwycięstwa.
- Lucyfer nam pomaga? – upewnił się Castiel, stając wreszcie, choć na wciąż niepewnych
nogach.
- Tak. Obawiał się mocy Burzyciela i dlatego zrobił parę rzeczy...które zrobić należało. Jak już
mówiłem, ciała Winchesterów są w niebezpieczeństwie, ale to nie wszystko. Ich umysły
znajdują się w roku 2014, tym alternatywnym – nie jest to przyszłość, tylko alternatywna linia
czasu. To dlatego umowa zawarta z demonem przez Castiela 2014 nic nie dała. W jego czasie
nie da się odwrócić Apokalipsy.
- Straciłem duszę na próżno...- dobiegło ich ciche westchnienie.
Śmierć jednakże nie zwracał uwagi na Future Castiela, rozmawiając wciąż z aniołem.
- A teraz, kiedy nie ma już Burzyciela, nie wydaje mi się, by był jakikolwiek sens utrzymywania
tej idiotycznej wersji 2014. Oni i tak są martwi. W sumie, to nigdy nie istnieli. Wracając do
Burzyciela - czar, który rzuciła ta istota, utrzyma się przez pewien czas. Bobby Singer i Crowley
prawdopodobnie wyzdrowieją. A potem znów rzucą się sobie do gardeł – westchnął Jeździec,
jakby znużony tym wyjaśnianiem. - Ty, Castiel, wrócisz na Ziemię i pomożesz Winchesterom,
jak robiłeś to do tej pory, a ja zakończę to, co wymyślił Gabriel i sprowadzę go tam, gdzie
powinien spędzić resztę swego istnienia...
- Jestem gotów – odrzekł mu Cas.
- Świetnie – powiedział Śmierć. – W takim razie...
- Nie zgadzam się – ciche słowa przerwały Jeźdźcowi.
- Słucham? – Śmierć obrócił się w stronę mówiącego, wyraźnie zirytowany, że ktoś mu
przeszkadza.
- Nie zgadzam się! – powiedział już pewniej Future Castiel i wstał. – Może i wróciłem dzięki
Lucyferowi z mojego czasu, może jestem tylko odpryskiem samego siebie, tego prawdziwego,
może Gabriel miał mnie tylko wykorzystać, to wszystko prawda, ja wiem. Ale nie! Nie
zamierzam tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu. Mam cholerne prawo...
- Do niczego nie masz prawa – zmarszczył brwi Śmierć. – Czy nie rozumiesz, że ciebie nie ma?
Że to wszystko jest iluzją, że Camp to tylko jakby dogrywka tylko po to, by przedstawić cię
aniołowi?
- Dogrywka, iluzja! – rzucił mu w twarz Castiel 2014. – Jesteś okrutny! Pozwoliłeś na to, żebym
widział...to, co widziałem, a teraz tak po prostu mam odejść?!
- A co byś niby chciał zrobić? Spełnić swoje marzenie? Kiedy do ciebie dotrze, że się nie spełni,
bo ty...- podszedł bliżej, wyraźnie rozzłoszczony – nie żyjesz?!
- A Roxanne? Ona też jest martwa?!
- Ona jest iluzją tak samo, jak ty – wzruszył ramionami Śmierć. – Nie. Nie iluzją. Istniejecie, ale
nie w tym czasie, co trzeba. Jesteście jakby...w doszytej na chwilę kieszeni. A teraz ta kieszeń
przestała już być potrzebna.
- Chcesz mi wmówić, że Burzyciel Snów zainteresował się...doszytą kieszenią?
Boże, skąd on miał tyle odwagi, sam się sobie dziwił. Ale jeśli nie ma się nic, zupełnie nic do
stracenia...
- Nie mam pojęcia, czemu wybrał akurat ciebie. Być może bawiła go intensywność twoich
doznań.
- Ty je...widziałeś?
- Oczywiście. I radzę więcej mnie nie zatrzymywać, mam zamiar wysłać Castiela...prawdziwego
Castiela – do domu, bo inaczej ciała Winchesterów gotowe zostać pokrojone na kawałki. On się
zajmie ciałami, ja wrócę ich umysły tam, gdzie być powinny. Sama będzie trochę boleć głowa,
bo właśnie oberwał od jednego z towarzyszy Deana 2014, ale to nic, przeżyje.
- Oberwał? – zainteresował się przysłuchujący się ze zniecierpliwieniem rozmowie anioł.
- A tak. Przyszła wersja Winchestera bardzo nie chciała dopuścić, żeby ktoś przeszkodził Future
Castielowi w zawarciu mowy z demonem. Bo widzisz, idioto – Śmierć obrócił się z powrotem w
stronę poprzedniego rozmówcy – ty chciałeś cofnąć dla niego Apokalipsę, a on ochoczo się na to
zgodził. Nie bacząc, że w ten sposób straci ciebie. Oczywiście wmieszała się we wszystko
niejaka Roxanne i razem z Samem z roku 2009 próbowała cię znaleźć i pomóc Gabrielowi w
jego misji, ale się spóźnili, bo ty już tą umowę zawarłeś. Twój umysł powędrował pięć lat
wstecz, widziałeś siebie bijącego Deana, nie mogłeś nic zrobić, a Burzyciel Snów właśnie wtedy
zesłał ci pierwszą wizję. Tą małą dziewczynkę, tak.
- Roxanne...Pomagała Gabrielowi, który chciał mnie użyć jako...
- Nie, nie. Ona miała inny powód, żeby cię znaleźć. Ona...troszczy się o ciebie. Co jest zabawne,
chciała nawet zawrzeć umowę z demonem, żebyś mógł wrócić do domu.
- Ona...co...?
Śmierć machnął ręką, wysyłając Castiela 2009 w pobliże kostnicy, gdzie znajdowały się ciała
Winchesterów, Balthazara i Lucyfera w sobie tylko znane miejsce, aż w końcu dokończył.
- On oczywiście odmówił, bo powiedział, że jesteś przeznaczony do czegoś większego, niż
zamierza Gabriel i tego typu kłamstwa. Ale jakże możesz być przeznaczony, skoro byłeś aż
takim idiotą, żeby oddać demonowi współpracującemu z Lucyferem amulet, który może
przywołać Antychrysta...
- Mówiłeś, że ja nie istnieję. Więc ten amulet nie ma żadnej mocy – zauważył trzeźwo pozostały
Castiel.
- Ależ ma. I zaręczam cię, on wróci bardzo wkurzony. Przez ciebie. O ile nie wyślę cię tam,
gdzie mam zamiar – w niebyt. Więc jak, będziesz się nadal upierał?
- Wyznaj mi chociaż, co miałem zrobić....Co miało być moim przeznaczeniem...Proszę...
- Nie ma to najmniejszego sensu. Ale zgoda. Miałeś uratować Niebo. Wiele aniołów traci wiarę,
wiele upada, tak samo, jak upadł Lucyfer, Niebo pustoszeje krok po kroku. Pewnego dnia
przyjdzie on i wszystko się skończy.
- On? Bóg?
- Nie. To nie byłoby takie złe. Ktoś inny. A ten facet zjadłby Burzyciela Snów na śniadanie. Być
może dałoby się jeszcze uratować Niebo i świat, ale nie wydaje mi się, żeby ktoś taki, jak ty miał
na to jakiekolwiek szanse. Nie wyobrażam sobie ciebie w tej roli. Musiałbym też pozwolić ci
wrócić do życia...tobie i tej twojej Roxanne. A to by skomplikowało całkowicie czas i
Wszechświat. Nie. Ty musisz zginąć.
***
Cała ekipa wróciła powoli do obozu. Dean 2014 szedł pewnie z przodu, z tyłu jego towarzysze
nieśli ciało Castiela i Sama, jednego martwego - taka przynajmniej panowała opinia - drugiego
zemdlonego od ciosu w głowę. Deana Winchestera, tego z "prawdziwych" czasów, prowadzono
pod bronią gdzieś w środku, tuż obok Roxanne. Oboje milczeli, w duszy przeżywając to, co się
ostatnio wydarzyło.
Kiedy weszli za bramę, więźniów posadzono przy długim stole, tym samym, przy którymś
niegdyś zasiadali ludzie próbujący pokonać Diabła, wymierzono w nich strzelby, a Dean 2014
usiadł naprzeciwko i skrzyżował ręce na piersi.
- Dobra. To teraz gadać mi, o co tu naprawdę chodzi.
- Gdzie jest Sam? - spytał zamiast tego wyraźnie wściekły odpowiednik z roku 2009.
- W innej chacie. Nie martw się, zaopiekujemy się nim, to tylko cios w głowę. W odpowiednim
czasie porozmawiam sobie i z nim. Gadajcie, w czym rzecz.
- Gabriel powiedział ci przecież wszystko - stwierdził rozeźlony Dean. - Istota, musimy przed
nią uratować świat i tak dalej.
- Jedyną rzeczą, która mnie tak naprawdę interesuje, jest fakt, dlaczego umowa nie została
zawarta. A jeśli została, to dlaczego nie działa.
- Została - odparła Roxanne pustym głosem. - Ale nie podziałała, nie wiem, dlaczego. Demon,
którego przywołałam, mówił, że Cas był przeznaczony do czegoś większego i nie odda mi jego
duszy.
- Do czegoś większego? - parsknął Winchester 2014. - Do obrabowania browaru? A po jaką
cholerę wzywałaś demona?
- Miałam zamiar wymienić się duszami, zawrzeć umowę. Nie twoja sprawa.
- Idiotka. Przez ciebie straciłbym dobrego żołnierza w zamian za alkoholika. Ta twoja przyjaźń z
tym kretynem...
- Dosyć! - Roxanne zerwała się z krzesła. Lufy automatycznie powędrowały za nią, ale Dean
2014 machnął ręką i te opadły.
- Siadaj. Skoro zawarł umowę, to coś tu jest nie tak. Świat powinien się zmienić. Albo przeniósł
się do tamtego roku i wcale nie zabił sam siebie, nieudacznik. Tylko nie rozumiem, dlaczego on
już jest martwy? Chyba, że faktycznie zabił siebie w 2009, ale wtedy...
- To nie w tym rzecz...- wtrąciła się Roxanne. - Demon wysłał gdzieś jego energię. - Widziałam
ślad w kształcie trupa sępa. Próbowałam go zawrócić, ale widocznie odszedł za daleko, bo ślad
zniknął.
- Ach, rozumiem - odrzekł jej przywódca. - Czyli przerzucił tylko jego świadomość. A ten osioł
po prostu sobie zginął...gdzieś tam. W 2009.
- Albo nie - przerwał im Dean. - Albo to Burzyciel Snów go zaatakował. Jego dusza po zawarciu
umowy była bezbronna.
- Pewnie tak...- dodała Roxanne. - Mówił coś o jakiejś dziewczynce, która go przyciąga.
- Zawsze marzył, żeby mieć rodzinę, albo przynajmniej kogoś, kto się nim zajmie...- odrzekł
Winchester 2014. - Pamiętam, jak złamał sobie stopę. Przyznał się, że dobrze by było mieć
kogoś, kto podałby mu kromkę chleba, zamiast kazać mu człapać do kuchni. Jak zwykle użalał
się nad sobą. Ale dobra. Jego nie ma, problem z głowy. Chciałbym tylko...
Dean 2014 złapał się za głowę, która rozbolała go nagle, mocno, świdrującym bólem na samym
dnie czaszki. Nie mógł wytrzymać, zaczął pojękiwać, oparł głowę o stół, wyszeptał, że
potrzebuje pomocy, po czym nagle podniósł się i potoczył zaskoczonym wzrokiem po
zebranych.
- Nie rozumiem...Dlaczego trzymam was pod bronią?
- Ostatnio chciałeś wyciągnąć z nas siłą to, co wiemy o umowie Castiela - warknęła Roxanne.
- Umowie...? A tak, pamiętam, że mi wspominaliście, że on...Moment! Zawarł umowę i oddał
własną duszę? To co ja tu jeszcze robię?!
- Z Księżyca spadłeś? - przyjrzał mu się podejrzliwie jego odpowiednik. - Jeszcze przed
momentem miałeś zamiar...
- Ja tak...ja pamiętam...jasna cholera! Ja mu na to pozwoliłem?!
- Jesteś dupkiem - stwierdził zadowolony z siebie Dean. - A jeśli masz już tak ogromne wyrzuty
sumienia, może w końcu przyprowadzisz tu Sama?
Jego życzeniu stało się zadość i już za moment przy stole stał nieco zdezorientowany Sam
Winchester. Jednakże on jako jedyny nie był wolny. Ręce związane mu jakiś mocnym
sznurkiem, a za jego plecami stało dwóch potężnych mężczyzn z wymierzoną w niego bronią.
Roxanne rzuciła mu szybkie spojrzenie, pełne nienawiści. Sam nie za bardzo wiedział, o co
chodzi dziewczynie i w jego wzroku pojawiło się nieme pytanie. Jego brat uczynił ruch, jakby
chciał wstać i go uściskać, ale zatrzymał się pod nakazującym skinieniem lidera Chitaqui.
- Nie teraz. Niech na razie powie, czemu dusił Rox, kiedy go znaleźliśmy.
- Ja? - oczy Sama wyrażały bezbrzeżne zdumienie. - Ja ją dusiłem?!
- Tak...- otrzymał jej odpowiedź. - Miałam zamiar pożegnać się z Casem, kiedy ty rzuciłeś się na
mnie jak dzikie zwierzę!
Sam nie zdążył jednak odpowiedzieć. Do środka wpadł uzbrojony mężczyzna, złapał kilka
oddechów i wydyszał do Winchestera 2014:
- Szefie! Cas!
***
Śmierć przechadzał się po terenie, który przez tak wielu był nazywany Cmentarzem
Zapomnienia, nawet przez niego samego. Na jego twarzy malowała się troska. Zrobił to, co
musiał, ale wcale mu się to nie podobało. I miał nadzieję, że kiedykolwiek zostanie mu to
wybaczone.
***
John dobrze pamiętał, co się stało i jak się stało między nim i osobą, do której się udawał.
Wiedział, że nie ma daleko, że to tylko kilkanaście minut drogi piechotą i będzie mógł odpocząć
w towarzystwie...kogoś takiego, jak on i uzyskać pomoc w transporcie. Dlatego też nie rozmyślał
zbyt wiele, nim dotarł do malutkiego domku ukrytego gdzieś pośród krzaków i łąk i stanął przed
drzwiami.
Z zewnątrz wszystko wyglądało w porządku - to same wejście, ta sama przykurzona klamka,
wyglądająca, jakby nikogo nie był - a przecież zawsze był - te same zasłonięte okna. I ta sama
cisza.
Winchester zapukał kilka razy, dokładnie tak, jak się kiedyś umówili, po czym czekał. Miał
pewność, że za moment poruszy się ledwo zauważalnie firanka, a potem zostanie mu otworzone.
I czekał tak przez dłuższą chwilę, aż nieco się zniecierpliwił. Nie dosyć, że bolały go nogi i
chciało mu się pić, to jeszcze każe mu się sterczeć pod drzwiami. Sięgnął rękę do kieszeni i
wyjął ukradzioną staruszkowi ze sklepu broń. Na szczęście sklepikarz miał schowane w
szufladzie dwie, toteż John nie musiał obawiać się, że pozbawi go obrony. A jemu samemu
pistolet był bardzo, ale to bardzo potrzebny. Sprawdził tylko po raz kolejny, czy jest nabity i
nacisnął klamkę.
***
Karen zniknęła. Tak po prostu i najnormalniej w świecie zniknęła. Broń przestała Bobby'emu
ciążyć i mógł się poruszać. Ale jego umysł nie przetworzył jeszcze do końca tego, co się stało i
łowca przez pewien czas siedział bez ruchu.
- Singer...- szepnął w końcu demon. - Co my robimy?
Przybrany ojciec Winchesterów ocknął się wreszcie i skierował lufę w stronę Crowley'a.
- Polujemy na demony? - odparł i już miał nacisnąć spust, kiedy sobie coś przypomniał. -
Chwila. Wspominałeś coś o Castielu, o tym, że mamy sprawić, żeby stał się tym, kim był
poprzednio...Coś bredziłeś o Lucyferze...Nie mogę cię zabić.
- Jasne, że nie. - Crowley wstał i otrzepał ubranie, wciąż nie czując się zbyt dobrze...i pewnie.
Niejasno pamiętał, że bredził coś o jakimś aniele, a to powodowało u niego w pamięci co
najmniej palący wstyd. - A poza tym to ja mam twoją duszę, a nie ty moją.
- Chrzanić moją duszę – mruknął Singer. – Jak mamy dorwać Lucka?
W tej samej chwili niebo zgasło.