Kerrelyn Sparks – Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdzia
ł
piąty
- Dzisiejszego wieczora będziesz moja. Całe twoje ciało będzie błagało o mój
dotyk. Twoja dusza zacznie krzyczeć, chcąc mnie posiąść.
Abigail zawahała się, gdy człowiek o głębokim, ochrypłym głosie flirtował za
zamkniętymi drzwiami. Wow. Mama znalazła coś gorącego na dziś wieczór.
Zerknęła na agenta wywiadu, stojącego obok drzwi. Biedny facet
prawdopodobnie słyszy dialog dochodzący z, wewnątrz, ale jego twarz
pozostała spokojna i bez wyrazu.
Wślizgnęła się po cichu do pokoju. Nie chcąc przerywać trwającego
audiobooka, po prostu pomachała mamie i Pielęgniarce Debrze.
Belinda zmrużyła oczy za soczewkami i uśmiechnęła się. – Cześć, Abby.
- Hej, Mamo. – Wzrok jej matki się pogorszył?
- W samą porę! – Belinda skinęła na odtwarzacz CD na stoliku obok jej leżanki. –
Maxim mówi o tym jak osiągnąć szczęście.
Maxim zdjął koszulę i odrzucił na bok - narrator kontynuował.
Debra westchnęła. – Ostrzegam cię. Jeśli twoje ciśnienie podskoczy, wyłączę to.
- Shh. – Belinda uciszyła ją. – Podoba ci się to, nawet, jeśli nie chcesz tego
okazać.
- Humph. – Debra poprawiła jej okulary i wróciła do pisania sprawozdania.
Abigail uśmiechnęła się. Debra była prywatną pielęgniarką jej mamy od
dziesięciu lat i obie cieszyły się wspólnym drażnieniem siebie.
Głos narratora stał się bardziej miękki. Z wielką łatwością podniósł ją i położył
na swoje łóżko.
- Maxim jest bardzo seksowny. – szepnęła Belinda.
- Dobrze, to jest wymagane u bohatera. – Abigail popatrzyła na monitor, by
sprawdzić czynności życiowe jej matki.
Zawsze próbowała odwiedzać mamę, kiedy miała dializę nerek, ale przez
spędzanie długich godzin w laboratorium nie zawsze to było możliwe.
Dzięki Ci Boże, za audiobooki. Bardzo romantyczne. Zabawiały one jej mamę
przez wiele godzin. A seksowny Maxim był bez wątpienia wysoki, tajemniczy i
przystojny. No i oczywiście bajkowo bogaty.
Westchnęła.
Tacy faceci istnieli tylko w książkach. Ale musiała przyznać, że nauczyła się
pięknej sztuki dziękowania za kochanie się z książek mamy. Przeważnie matki
siadły, rozmawiając szczerze z córkami o seksie.
Belinda May Tucker po prostu zaprosiła swoje córki, by posłuchały
audiobooków. Niestety, to pozostawiało w Abigail niełatwe uczucie, zdeptania
jej świata romantyzmu, paląc duszę, pozostawiając tylko wielokrotne orgazmy,
których doświadczały piękne bohaterki jej matki. Regularnie. Niezawodnie.
Maxim położył się obok niej, zachwycając się doskonałością jej ślicznej twarzy i
długich blond warkoczy.
Abigail zmarszczyła nos. – Dlaczego bohaterki zawsze są blondynkami?
Debra się naburmuszyła. – Ponieważ tylko blondynka byłaby wystarczająco
głupia, by…
- Przepraszam? – Belinda posłała pielęgniarce oburzone spojrzenie.
Abigail wymieniła z Debrą szeroki uśmiech, kiedy poklepała swoją mamę po
ramieniu. – Nie wszystkie możemy być takimi blondynkami jak ty.
Jej uśmiech znikł, kiedy zauważyła początki siwizny we włosach matki. Kiedy to
się stało? Nawet krótkie i staranne afro Debry zdobiły przebłyski siwizny na
czarnym kolorze.
Wepchnęła ręce do kieszeni laboratoryjnego fartucha, by jej zaciśnięte pięści
nie były widoczne. Czas leciał a ona prawie nie zauważyła żadnych postępów.
Jej klatka zacisnęła się z lęku, który nawiedzał ją już od dwunastu lat.
Niepowodzenie, nie ma takiej opcji. Niepowodzenie oznacza, że twoja matka
umiera.
- Usiądź. – Belinda skinęła na krzesełko obok niej. – Najlepsza część się
skończyła.
Abigail usiadła na krawędzi krzesła i chwyciła jej kolana ubrane w jeansy.
Musiała się odprężyć i cieszyć czasem, który spędzała z matką. I nie miała
poczucia winy, że nie jest w laboratorium.
- Jesteś na mnie gotowa, moja miłości? – szepnął.
- Och, tak, Maxim! Weź mnie. Potrzebuję poczuć twojego twardego jak stal
pręta wewnątrz mnie.
Abigail parsknęła. – Myślę, że on ma tam protezę.
Debra się zaśmiała.
Belinda groźnie spojrzała na nich obie.
Maxim pieścił jej twarz, kiedy rozpruł jej koszulę nocną pazurem.
- Co? – Abigail rozsiadła się. – Jakim pazurem?
Belinda pokiwała głową. – Mówiłam ci, że on jest seksowny.
Debra przewróciła oczami. – Tylko blondynka byłaby wystarczająco głupia, by…
- On ma pazury? – Abigail skoczyła na nogi i podniosła pudełko po audiobooku.
– Dzikie i Grzeszne Noce z Wilkołakiem? Znaczy, że Maxim ma owłosione dłonie
i nigdy nie obcina paznokci?
Belina westchnęła. – Mogłaś równie dobrze to wyłączyć. Popsułaś nastrój.
- Kto mógłby być kiedykolwiek w nastroju przy tych pazurach? – Abigail
nacisnęła guzik i włożyła płytę CD do pudełka leżącego na stoliku. – Co się stało
z greckim miliarderem i jego sekretarką?
Belinda wzruszyła ramionami. – Chciałam poszerzyć zainteresowania.
Spróbować czegoś nowego. Nigdy nie wychodzę z domu, wiesz. Mogę
przynajmniej pozwolić uwolnić się mojej wyobraźni.
Abigail przełknęła. – Masz rację. Przepraszam. – Chociaż mówiąc dom, miała na
myśli Biały Dom, to w wyobrażeniu jej mamy, dla niej nadal to było więzienie.
- Cześć, kochani! – Radosny głos przywitał je. I jazgot psa.
- Madison? – Belinda zmrużyła oczy i uśmiechnęła się. – Wyglądasz ślicznie! To
nowa sukienka?
- Tak! – Madison weszła tanecznym krokiem do kliniki, niosąc niczym kryształ,
torbę z psem. Okręciła się dookoła i kwiecista sukienka zawirowała dookoła jej
długich, szczupłych, opalonych nóg. – Nie jest cudowna? To Versace. Och,
przepraszam, Dolly! – Poklepała głowę jej pudla. – Mała dostaje nudności, i
może zwymiotować, prawda biedna dziecinko?
- Jeśli ten szczur będzie wymiotował, wyrzuć go stąd. – burknęła Debra.
Madison posłała pielęgniarce rozdrażnione spojrzenie, po czym uśmiechnęła się
do mamy i siostry. – Zgadnijcie, po co przyszłam? Mam najbardziej ekscytującą
wiadomość niż kiedykolwiek!
- Jest wyprzedaż w Bloomingdale? – mruknęła Abigail.
Madison złapała oddech. – A jest? Och. – Pomachała ręką z doskonałymi
różowymi paznokciami. – Mogę się tym zająć jutro. Dzisiejszy wieczór jest
ważniejszy.
Belinda wymieniła rozbawione spojrzenie z Abigail. – Jak ekscytująco.
- Jest. Całkiem wstrząsające. – Madison postawiła torbę z psem na dywanie,
kiedy przycisnęła rękę do piersi. – Nie ma żadnego łatwego sposobu, by to
opisać, ale wyrzucę to z siebie. Debra, monitoruj ciśnienie mojej matki. To może
być za duży… szok.
Debra posłała jej skrzywione spojrzenie znad okularów. – Mam to pod kontrolą.
- Bardzo dobrze. Chodźcie tutaj. – Madison wzięła głęboki oddech. – Wampiry
przychodzą do Białego Domu.
Abigail zacisnęła wargi, by powstrzymać się od głośnego śmiechu.
Jej mama się uśmiechnęła. – Kochanie, wampiry nie istnieją.
Madison cofnęła się. – Jak możesz tak mówić? – Skinęła na audiobooka na
stoliku. – Byłaś taka szczęśliwa, kiedy kupiłam ci książkę o wilkołaku. Jeśli
wierzysz w wilkołaki, to powinnaś wierzyć też w wampiry. Jeśli nie wierzysz, to
jesteś jak… rasistka, albo ktoś.
- Dziewczyno, bierzesz jakieś leki? – spytała Pielęgniarka Debra.
- Nie, oczywiście, że nie. – odpowiedziała niecierpliwie Madison.
- To może powinnaś zacząć. – mruknęła Debra.
Abigail zakryła usta, by ukryć swój szeroki uśmiech.
- Jestem całkiem poważna. – nalegała Madison. Jej pies zaszczekał zgodnie.
Belinda potrząsnęła głową. – Wampiry i wilkołaki nie istnieją, kochanie. To jest
zwykła fikcja.
- Właśnie wszyscy tak myślą. – Madison zarzuciła swoje długie blond włosy na
ramię. – Ale wampiry są prawdziwe. Wszystko jest w Internecie, więc to musi
być prawda. Poza tym, mam dowody.
Abigail zrobiła poważną minę. – Jeśli masz na myśli ten filmik na YouTube, to
też to widziałam i właściwie to niczego nie dowodzi. Jak doszłaś do wniosku, że
wampiry przyjdą do naszego domu?
Madison westchnęła sfrustrowana. – W porządku. Wyjaśnię ci to. – Odznaczała
listę na palcach. – Po pierwsze, słyszałam, że Tata ma dzisiaj wieczorem o
dziesiątej ściśle tajne spotkanie. A wiesz, że wampiry mogą spotykać się tylko w
nocy.
- To nie jest żaden dowód. – Albo nawet zwykła logika, ale powstrzymała się od
powiedzenia tego swojej młodszej siostrze.
- Po drugie, - kontynuowała Madison. – Słyszałam, że wszyscy najlepsi
ochroniarze będą tutaj, tacy jak CIA i dyrektorzy Bezpieczeństwa Narodowego.
A wiesz, że oni spotykają się z kimś naprawdę ważnym… jak wampiry.
Abigail wzruszyła ramionami. – To nadal nie jest dowód.
- Dobra, ale po… - Madison spojrzała na swoją rękę, by zobaczyć, na którym
palcu była. – Trzecie. Sprawdziłam kuchnię i oni dostali specjalną przesyłkę. –
Obniżyła głos dla większego dramatyzmu. – To była krew!
Abigail jęknęła wewnętrznie. Madison nie rozumiała, że koniecznością było
trzymanie zapasów w przypadku, gdyby ich matka potrzebowała transfuzji?
- To prawdopodobnie dla mnie. – mruknęła Belinda.
- Czy twoja krew jest dostarczana w butelkach? – spytała Madison. – I trzymana
w kuchni?
Abigail posłała Debrze pytające spojrzenie, ale pielęgniarka potrząsnęła głową.
– Widziałaś te butelki krwi? – spytała ona Madison. – Skąd przyszły? Były takiej
samej grupy jak naszej matki?
- Nie wiem. – Madison posłała wszystkim oburzone spojrzenie. – To nie ma
znaczenia. To oczywiste, że te butelki są dla wampirów, które przyjdą dziś
wieczorem. Jeśli mi nie wierzysz, to chodź ze mną i ci to udowodnię.
Abigail westchnęła. Te wszystkie głupie rzeczy…
- Idź. – Belinda szturchnęła ją. – Chcę o tym wszystko wiedzieć.
Abigail zauważyła błysk w oczach matki. Cieszyła się ostatnim dramatem
Madison. – Dobrze. Zbadam sprawę i zgłoszę się z powrotem do ciebie.
Belinda klasnęła w dłonie. – Doskonale.
- Chodź! – Madison chwyciła torbę ze szczekającym psem Dolly. – Wampiry
przyjdą lada chwila.
Abigail pomachała na pożegnanie mamie i Pielęgniarce Debrze, kiedy dołączyła
do siostry we Wschodnim Skrzydle.
1
Niedaleko stał drugi agent – Josh, biedny
facet, który został przydzielony Madison. Uśmiechnęła się do niego, a on tylko
kiwnął głową, pozostawiając twarz bez wyrazu. Raz udało jej się sprawić, że się
uśmiechnął, kiedy spytała go czy jakby ją ktoś spróbował porwać, to on odbiłby
ją w dziesięć minut.
Madison spojrzała na nią, marszcząc brwi. – Jeansy i koszulka? I dlaczego
zawsze nosisz ten brzydki płaszcz? To w ogóle jest bez stylu.
- To jest fartuch laboratoryjny. Przyszłam prosto z pracy.
Madison westchnęła. – Szkoda, że nie będzie czasu, żebyś się przebrała. Wiesz,
pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Z resztą nie ważne, musimy się śpieszyć.
– Poszła w dół korytarzem, a jej obcasy ucichły na grubym dywanie.
Abigail szła obok niej, a Josh za nimi w pewnej odległości. – Więc, założyłaś
sukienkę dla wampirów? – spytała.
- Oczywiście. – Madison szła przez Środkową Salę i Żółty Owalny Gabinet. –
Chcę wyglądać jak najlepiej. Wszyscy wiedzą, że wampiry są niezmiernie
atrakcyjne.
- Myślałam, że oni są bladzi i… martwi.
- Nieumarli. – poprawiła ją Madison. – Dobra może są trochę bladzi, ale
błyszczą. Sądziłam, że spodoba im się moja błyszcząca sukienka. I torba Dolly z
kryształami. To ważne, by czuli się swobodnie.
Abigail wzruszyła ramionami. – Jesteś specjalistką. – Jej siostra zawsze kochała
błyskotki, tak, że wywiad nazywał ją Iskierka.
Madison posłała rozdrażnione spojrzenie w jej kierunku. – Wiem, że mi nie
wierzysz, ale zobaczysz, że mam rację. – Otworzyła szklane drzwi, które
prowadziły na Południowy balkon Trumana. – Tędy.
1
Sprawdziłam i tu chodzi o East Sitting Hall, który znajduje się na drugim piętrze w Białym Domu. Tam to
chyba mają wszystko!:)
- A co ze spotkaniem? – Abigail wyszła na zewnątrz w chłodne nocne powietrze.
– Nie powinnyśmy iść do Zachodniego Skrzydła?
- Tak, ale zobaczymy ich najpierw tutaj. – Madison postawiła torbę z psem,
kiedy podeszła do barierki balkonu, wychodzącego na południowe wejście do
Białego Domu.
Josh stał koło drzwi i poinformował o ich lokalizacji do komunikatora na
nadgarstku.
Abigail oparła się o barierkę z kutego żelaza i spojrzała w dół na podjazd. –
Nikogo tutaj nie ma.
Madison prychnęła. – Czy oczekujesz, że oni przyjadą samochodem? To są
wampiry! Przylecą. Myślę, że wylądują tutaj na balkonie. – Popatrzyła na nocne
niebo. – Widzisz ich? Prawdopodobnie będą pod postacią nietoperzy.
Abigail skrzyżowała ręce i oparła się o grubą białą kolumnę. Słyszała klaksony i
odgłosy ruchy ulicznego daleko na drodze, ale tutaj, były w małej zielonej oazie
spokoju. Ziemię pokrywały tuziny wiosennych kwiatów. Naprawdę lubiła
patrzeć na ogród zanim jeszcze nadejdzie lato. To czas na kwitnięcie róż. Ale
ona zawsze będzie czuła tykający zegar, ostrzegając ją, że toczy wyścig z
czasem, o to, by uratować matkę.
Westchnęła. – Zdajesz sobie sprawę, że to jest fizycznie nie możliwe, żeby
dorosły mężczyzna skurczył jego masę do wielkości nietoperza?
Madison złapała oddech i wskazała. – Co to jest?
- Wygląda na wronę.
- Och. – Madison wzięła palec do ust, zastanawiając się nad czymś. – Spotkanie
się niedługo zacznie. Ciekawe, co im tak długo schodzi.
- Wiesz, to był długi lot z Transylwanii.
Madison prychnęła. – Nie bądź głupia. Oni są już w Ameryce. Są dookoła nas.
- Sądzę, że jakoś ich nie zauważyłam.
- Więc, duh! Oczywiście, że ich nie zauważyłaś. Nigdy nie wiesz, kiedy ich
zobaczysz. Są dobrzy w kamuflowaniu się. Och! – Oczy Madison się rozszerzyły.
– Wiem, w czym jest problem! Oni nie mogą wejść do naszego domu, zanim ich
nie zaprosimy.
- Naprawdę?
- Tak! To jedna z wampirzych rzeczy. Zaufaj mi. Jestem małą ekspertką.
Przeczytałam wszystkie najróżniejsze książki. – Madison uniosła ręce i podniosła
głos. – Och, stworzenia nocy! Wzywam was do siebie, Nieumarli! Zapraszamy
was do naszego skromnego domu!
Skromnego? Abigail zdusiła śmiech. – Może to działa. – Wskazała na limuzynę,
wjeżdżającą na podjazd.
- Nie bądź głupia, Abby. Oni przylecą, jako nietoperze. – Madison obserwowała
horyzont.
- Co się stanie, kiedy zmienią się w ludzi? Wejdą do Owalnego Gabinetu
zupełnie nadzy?
Madison zachichotała. – To byłoby cudowne! Ale nie, oni się bardzo dobrze
ubierają. Prawdopodobnie w smokingi. Mają bardzo dobry gust.
Abigail patrzyła jak limuzyna zatrzymała się na podjeździe. Grupa agentów
wywiadu okrążyła samochód, sprawdzając, czy nie została podłożona bomba.
Dowódca Facetów w Czerni otworzył drzwi i jakiś mężczyzna wysiadł.
Jej oddech się zatrzymał. Było w nim coś, co od razu przykuło jej uwagę. To było
dziwne, bo ona nigdy nie patrzyła z pożądaniem na mężczyzn. Może to było
właśnie to, kiedy on wyprostował się po wyjściu z samochodu. Był pełen
wdzięku, ale męskiego, jakby miał wielką siłę i moc, którą kontrolował.
Widziała tylko jego plecy, ale… wow. Był wysoki i szczupły, a jego drogi garnitur
doskonale opinał jego obszerne ramiona. Jego ciemne brązowe włosy były
trochę za długie, końce zawijały się na kołnierzyku, ale wyglądały na miękkie i
grube i tak bardzo kusiły, by ich dotknąć. Gdyby tylko zobaczyła jego twarz.
Z limuzyny wysiadł drugi mężczyzna. Niższy, bardziej krępy, starszy z blond
czerwoną fryzurą. Wyglądał na odpowiedzialnego, rozmawiając z agentami.
Tajemniczy mężczyzna pozostał cicho. Niższy facet przedstawił go Dowódcy
Facetów w Czerni a on odwrócił się, by uścisnąć rękę.
Był oszałamiający. Abigail oparła się o barierkę, by mieć lepszy widok.
Wszystko, co widziała, to jego prawy profil. Dobry Boże, facet mógłby roztopić
masło z takim profilem. Ostry, prosty nos, wąskie kości policzkowe i podbródek.
Wow. Powinien być na okładce jednej z książek jej matki.
Kim on był? Wydawał się zbyt młody jak na polityka. Być może starszy
mężczyzna był politykiem, a on był jego doradcą? Na dzisiejsze spotkanie mieli
przyjść eksperci w obronie, więc może był z CIA lub Pentagonu.
Zbliżyła się do krawędzi cienia rzucanego przez kolumnę, więc mogła
szpiegować niezauważona. Teraz on słuchał Dowódcy Facetów w Czerni. Jego
skóra była trochę bledsza w porównaniu z innymi ludźmi. Hmm, blada skóra,
niezmiernie atrakcyjny, drogo ubrany z dobrym gustem. Mogłaby teraz
próbować przekonać siostrę, że wampiry naprawdę przyszedł do Białego Domu.
- Nie rozumiem. – wymamrotała Madison, nadal patrząc w horyzont. –
Dlaczego wampiry nie przyszły?
Coś stało się z tajemniczym mężczyzną. To były ułamki sekund, subtelna
zmiana, ale dla Abigail jasna jak słońce. Jego ramiona nagle wydawały się
obszerniejsze, a głowa nieznacznie się pochyliła. Czy on usłyszał Madison?
Niemożliwe! One były na drugim piętrze.
Odwrócił się i spojrzał w górę na Madison. On ją usłyszał!
A jego twarz. Jego cała twarz była teraz doskonale widoczna.
- Wow. – szepnęła Abigail.
Jego spojrzenie natychmiast przesunęło się w bok.
Prosto na nią! Dobry Boże!
Abigail złapała oddech i cofnęła się głębiej w cień. Jak on mógł usłyszeć szept? I
jak prawdopodobnie widzi ją w ciemności?
Czekała. Jakąś sekundę później, jego spojrzenie wróciło z powrotem do
Madison. Mężczyźni zawsze patrzyli na Madison. Stała pod lampą, jej blond
włosy błyszczały, a różowa sukienka lśniła. Była księżniczką Białego Domu.
Abigail walczyła, by złapać oddech. On nadal patrzył na nią. Och, Boże, miała
zawroty głowy, tak, że mogłaby zemdleć. Nie bądź głupia. Nigdy nie mdlejesz.
Jesteś naukowcem. To nic więcej jak reakcja chemiczna. Nigdy wcześniej jej się
to nie zdarzyło, ale rozumiała ten proces. Jej mózg po prostu wydzielał
Dopaminę.
2
Chyba wiadrami.
Schowała się za kolumną. Była dobra w znikaniu. Mimo wszystkiego była
zapomnianą córką prezydenta i bardzo to lubiła.
Czekała, kiedy sekundy płynęły. Powinien już z niej zrezygnować. Może był
skupiony na Madison. Wyjrzała zza kolumny.
Złapała oddech. On nadal patrzył na nią! Przycisnęła rękę do piersi. Dobry Boże,
jej serce oszalało.
I wtedy się uśmiechnął. Powolne, niszczące uniesienie lewego kącika ust,
przekształcające się w pełny uśmiech. Z dołeczkami.
Oparła się o kolumnę.
Nadmiar Dopaminy. Rosnąca tachykardia.
3
W porządku, teraz możesz zemdleć.
Tłumaczenie by karolcia_1994
2
Dopamina – tzw. Hormon szczęścia. Odpowiedzialna jest też za procesy m.in. emocjonalne.
3
Przyspieszone uderzenia serca.