10
Quinn
Nie dałam rady wyjść z domu wystarczająco szybko. Byłam głupia zostając w pobliżu
po tym, co się wydarzyło. Nie to, że Chace nie spał kiedy wróciłam z powrotem do sypialni
po przemyciu się wczoraj w nocy. Do cholery, zasnął dokładnie obok swojej dziewczyny,
jakby nic się nie wydarzyło. Tylko coś się wydarzyło. Uprawialiśmy seks. Straciłam
dziewictwo. Podarowałam je swojemu najlepszemu przyjacielowi- chłopakowi, którego
kochałam od lat. A teraz zostałam sama. Nie tak miało być. Miałam być tą wciśniętą w jego
ramiona i to na mojej głowie miał się opierać. Wczoraj podjęłam chyba najgorszą decyzję
swojego życia i oto jestem, siedzę w aucie obserwując, jak Finley wchodzi na kolana
Chace’a. Na moje nieszczęście samochód jest zaparkowany dokładnie naprzeciwko
wielkiego okna dając mi najbardziej wkurzający widok, jaki kiedykolwiek widziałam. Mam
ochotę zwymiotować, ale wolę trzymać płatki w swoim brzuchu. To co zrobiłam wczoraj,
może mieć fatalne skutki nie ma potrzeby rujnować także śniadania- zrujnowanie życia
wystarczy.
Gdy wrzucam wsteczny i wycofuję, powstrzymuję się przed płaczem. Nie pozwolę
czemuś tak błahemu mieć wpływ na mój obecny nastrój. Wiem, że to nie jest jakaś
błahostka, ale może jeśli wciąż będę sobie to powtarzać to moje serce posłucha. Są większe
problemy z którymi muszę się uporać oprócz faktu przespania się z najlepszym
przyjacielem i okłamywania przyjaciółki- okłamywania jej przez nas. Przecieram tyłem
dłoni miejsce pod oczami usuwając dowód, jak naprawdę się czuję. To będzie jedyna łza,
jaką uronię.
Gdy tylko docieram do domu dopada mnie strach. Rodzice wiedzą o moich planach
spędzenia dnia z Chacem i Fin dopóki nie wyjedzie po południu. Będą wiedzieli, że coś jest
nie tak, albo że coś się stało. Ale zmierzenie się z nimi jest o wiele łatwiejsze, niż z tym co
stało się rano. Powoli wchodzę po schodach na ganek wzdrygając się na każde skrzypnięcie
schodów. Może, jeśli mam szczęście, wszyscy nadal śpią. Bo jest tylko- spoglądam w dół na
telefon i wstrzymuję oddech gapiąc się zszokowana na godzinę. Już jest cholerna dwunasta.
Jak mogłam tak długo spać? Nie wydaje mi się, abym w ogóle spała. Mogłabym przysiąc,
że była dopiero dziewiąta rano, kiedy ostatni raz patrzyłam.
Nie ma szans, abym przeszła teraz niepostrzeżenie. Wkładam telefon do tylnej
kieszeni i wypuszczam oddech naciskając na klamkę.
- Dlaczego już jesteś w domu?
Mój mały wścibski brat pyta z kanapy. Przewracam oczami i idę do schodów. Nie
odpowiadam mu.
- Quinn, czy to ty?
Moja mama wygląda z kuchni. Ma na sobie kolorowy fartuch.
-Uch, ta.
Uśmiecham się kładąc rękę na drewnianej poręczy.
- Nie miałaś dzisiaj pożegnać Chace’a?
- Tak, ale nie czuję się najlepiej.
- Z powodu kaca?- wtrąca Judd.
Mam ochotę odwrócić się i zasztyletować go.
Mama unosi pytająco brew przez co wiem, że muszę dać jej jakąś odpowiedź.
- Nie mam kaca. Zaskakujące, zdaje sobie z tego sprawę.
Pokazuję mu środkowy palec za plecami.
- Quinn- mówi ostro, łapiąc mnie na gorącym uczynku.
- Wydaję mi się, że to przez płatki z mlekiem, które zjadłam rano. Coś siadło mi na
żołądku. Potrzebuję zdrzemnąć się na chwilę albo coś w tym stylu i przejdzie mi- kłamie z
fałszywym uśmiechem na ustach.
- No dobrze, jeśli będziesz czegoś potrzebować…- zaczyna mama
- Weź sobie sama- mamrocze Judd.
Biegnę po schodach i wpadam do pokoju najszybciej jak umiem. Zatrzaskuję drzwi za
sobą, biorę słuchawki ze stolika nocnego i wyciągam telefon z tylnej kieszeni, zanim padam
na łóżko. Chce się wyłączyć. Muzyka mi w tym pomoże. Choć na chwile odpłynąć myślami
i zdrzemnąć się trochę. Może kiedy się obudzę wszystko okaże się tylko złym snem- nawet
jeśli ta zła część nie była taka zła. Nie było to spektakularne w żaden sposób, ale nie
chciałabym nigdy doświadczyć tego z żadnym innym facetem.
- Będę delikatny- mówi zaczynając powoli poruszać się we mnie.
Czule całował moje nagie ciało, a kiedy tego nie robił skupiał na mnie spojrzenie,
oceniając to jak się czuję i ukazując swoje uczucia. Nie musiał nic mówić, bo już to
wiedziałam. Ale ciągle powtarzał:- Boże, Q, jesteś cudowna- oddychał w moją skórę, przez
co przechodziły mnie ciarki. Też chciałam mu powiedzieć, że jest cudowny, ale moje ciało
wciąż przyzwyczajało się do nowego odczucia. Robił ze mną rzeczy jakich nigdy nie
doświadczyłam. Cieszyłam się, że był jedynym który we mnie wchodził- jedynym, który
posiadł coś, co specjalnie zachowałam dla niego.
Pozwoliłam myśleć wszystkim, że byłam aktywna seksualnie. Nic nie wskazywało na
to, że jestem dziewicą dopóki już nią nie byłam. Mogłam mu o tym powiedzieć wcześniej,
może nawet przygotować na to. Ale nie chciałam, aby się wycofał. Można w to uwierzyć lub
nie, ale Chace ma największe sumienie ze wszystkich ludzi jakich znam. Nawet pijany
Chace próbowałby powstrzymać się od zdobycia takiej nagrody. Nie mogłam ryzykować.
- Zaraz dojdę- jęczy.
Zacisnęłam mocniej nogi na jego biodrach i wbiłam palce w plecy. Nie chciałam, aby
już się to kończyło. Chciałam, by ten moment trwał wiecznie i zachował się w jego pamięci,
bo ja nigdy o nim nie zapomnę. Chciałam się do niego dopasować, żeby doszedł we mnie.
Chciałam doświadczyć z nim wszystkiego w tym momencie wiedząc, że nigdy nie będę mieć
drugiej takiej okazji.
- Nie wychodź- mówię, ale brzmiało to bardziej jak błaganie.
Nie próbowałam zostać zapłodniona, mieć dziecko i podstępem skłonić go do bycia ze
mną. Jestem na tabletkach odkąd skończyłam piętnaście lat z powodu bolesnych miesiączek.
Chciałam go całego i dawałam mu siebie całą. Po wszystkim nie wyszedł ze mnie i nie
sturlał się na bok, tak jak tego oczekiwałam. Został pomiędzy moimi nogami i patrzył na
mnie uważnie. Było to piękne i przerażające zarazem.
- Jesteś taka piękna- mówi kładąc dłonie po obu stronach mojej twarzy- Jesteś
najwspanialszą dziewczyną jaką znam.
Pochyla się i składa na moich ustach pocałunek.
- Naprawdę mam nadzieję, że wszystkiego nie spierdoliłem- wyszeptał w moje usta,
zanim pocałował mnie po raz ostatni.
- Ja też- wyszeptałam, kiedy skończył się pocałunek.
Odsunął się ode mnie i położył na środku łóżka. Bez słowa wyskoczyłam i złapałam
wszystkie swoje ubrania jakie znalazłam.
- Gdzie idziesz?- Chace podniósł się i złapał moją dłoń zaskakując mnie tym.
Widziałam zaniepokojenie w jego oczach.
Trzymałam ubrania przy gołym ciele i rozglądałam się nerwowo.
- Ahh, ja, umm. Muszę iść się przemyć.
- Och, racja.
Patrzy się na mnie współczująco puszczając powoli moją dłoń. Zatęskniłam za jego
dotykiem tak szybko jak tylko zniknął. Po tym jak przemyłam się i jeszcze gapiłam w lustro,
co wydawało się trwać w nieskończoność w końcu wróciłam tam, aby stawić czoła całej
sytuacji. Powinnam się tego spodziewać. Lecz nie wiem dlaczego tego nie zrobiłam. Chace
przytulał Finley z ciasno owiniętymi ramionami wokół jej pasa. Było to coś czego byłam
świadkiem więcej razy, niż dałam radę policzyć. Zwykle nie miałabym nic przeciwko
wejściu z powrotem do łóżka z ich dwójką, ale dziś w nocy nie mogłam tego znieść. Po
prostu nie dałam rady.
Zamiast tego poszłam do salonu i spróbowałam topić smutki z Netflixem. Właśnie tam
zdrzemnęłam się na kilka godzin.
- Quinn- słyszę z oddali.
- Quinn.
Powoli otwieram oczy i wycieram ślinę z ust. Wyciągam słuchawki z uszu
przewracając się na plecy. Musiałam zdrzemnąć się na jakiś czas skoro wszystkie piosenki z
playlisty już się odtworzyły. Podpieram się na łokciach, by popatrzeć na mamę stojącą w
drzwiach.
- O co chodzi mamo?
- Właśnie rozmawiałam z mamą Chace’a. Wyjeżdża za pół godziny.
- Och.
Padam z powrotem na plecy.
- Powiedziała, że Chace martwi się, że w ogóle się nie pojawisz.
- Hmm.
Zarzucam ramiona na twarz.
- Czy coś się stało wczoraj w nocy?
- Nie, dlaczego?- szybko odpowiadam i podnoszę się, wyglądając pewnie na jeszcze
bardziej winną.
- Tylko sprawdzam.
Odpycha się od framugi drzwi, wchodzi do pokoju i siadając koło mnie.
- Wiem, że jesteś smutna z powodu tego, że wyjeżdża, ale jeśli nie pójdziesz się z nim
pożegnać będziesz tego żałować. Potrzebuje wsparcia swojej najlepszej przyjaciółki.
- Masz rację- wzdycham.
- Wiem o tym.
Klepię mnie w nogę i wstaje. Łapię za jej wyciągniętą rękę i też wstaje.
- Pospiesz się. Masz chłopca do pożegnania.
Przebieram się w rekordowym tempie; nie chce pokazywać się w jego domu w tym
samym w czym opuściłam domek Finley. Myję zęby i poprawiam włosy. To takie śmieszne,
jak się przygotowuję. Nie próbuję mu zaimponować, aby myślał o tym co traci. Już dostał to
co najlepsze. Nie mam już czym przed nim wymachiwać. Nie to, że wymachuje swoimi
pociechami.
Zastanawiam się czy podjechać autem dla bardziej dramatycznego efektu, ale cholera,
mieszka tylko przecznicę stąd. A na dodatek, nie jestem typem dramatycznej osoby- to
Finley.
Słyszę jego krzyki, gdy tylko moje stopy dotykają krawędzi podjazdu. Pakuję sam
rzeczy do ciężarówki przez co zatrzymuję się. Nie spodziewałam się, że będę musiała
stawić mu czoło całkiem sama. Oczekiwałam, że gdzieś obok będzie Finley i jego mama.
Nie chciałam zostać wrzucona w tą całą dziwną sytuacje, ale oto jestem. Zamyka drzwi od
strony kierowcy i opiera się rękami o ciężarówkę. Głęboko nad czymś myśli. Pewnie patrzy
na swoje rzeczy i przegląda w myślach listę upewniając się, czy wszystko zabrał.
- Możesz tego potrzebować- mówię wyciągając jego szczęśliwą rękawice baseballową
z tylnej kieszeni.
Jak tylko mnie zauważa jego twarz rozjaśnia się, a ja czuję się winna, że nie
pokazałam się wcześniej.
Rzucam mu czarny kawałek materiału, a jego ręką pojawia się nie wiadomo skąd
łapiąc ją. Patrzy w dół i śmieję się, zanim wkłada ją do przedniej kieszeni. Podoba mi się to,
że trzyma ją blisko, zamiast wrzucić ją do reszty rzeczy do baseballu.
- Wydaje się, że zawsze wiesz czego potrzebuję.
Zaczyna iść w moim kierunku.
- Ta. Pamiętasz rozgrywkę w której nie mogłeś znaleźć tej głupiej rzeczy? Nie
uderzyłeś w piłkę ani razu przez całą grę. Potrzebujesz tej rękawiczki.
Uśmiecham się nieśmiało.
- Nie mówię o rękawiczce,Q. Mówię o tobie.
Stoi naprzeciwko obserwując mnie przez moment, a następnie skraca dystans i
zamyka w uścisku.
- Cieszę się, że przyszłaś.
11
Chace
Przyciskam ją do siebie i przysięgam, że moje przeklęte serce zaczęło szybciej bić.
Ściskam ją mocno rozkoszując się przez jeszcze jedną chwilę byciem blisko niej. Tak to się
kończy. Rzeczy się zmieniają i więcej razy nie będziemy w stanie wiedzieć się, kiedy
najdzie nas na to ochota. Nie wspominając o wielkim czarnym krzyżyku, jaki postawiłem na
naszej przyjaźni ostatniej nocy.
- Oczywiście, że przyszłam, Chacer- mruczy w moją klatkę- Nie przegapiłabym
wesłania cię w świat.
W końcu opuszczam ręce i robię krok w tył chcąc zobaczyć jej twarz w nadziei na
ocenienie, jak się czuje. Ku mojemu rozczarowaniu patrzy w ziemię, skupiając się na
chodniku pod naszymi stopami. Brak kontaktu wzrokowego musi mi wystarczyć. Chce coś
powiedzieć albo zrobić coś, aby wszystko naprawić.
- Ta- mówię cicho- Ale myślałem, że… No wiesz…
Przerywam i ściągam czapkę. Przebiegam palcami przez włosy, zanim z powrotem
wkładam ją na głowę.
- Po prostu myślałem, że jesteś wkurzona- w końcu wyrzucam z siebie.
Patrzy na mnie w górę z niewzruszonym wyrazem, jak wcześniej tego dnia.
- Chace, nie jestem dzieckiem.
- Wiem, ale…
Rozgląda się nerwowo naokoło.
- Ale nic. Upiliśmy się. Uprawialiśmy seks. Przestań robić z tego coś czym nie jest.
Przełykam gulę w gardle. Jak może być niewzruszona tym co się stało? To było coś.
To było coś, co miało znaczenie i mogło zmienić naszą relacje. Powinienem być wdzięczny,
że Quinn podchodzi tak niedbale do całej sprawy. To takie nie w stylu dziewczyn, ale taka
już jest. Nie jestem zdziwiony, że dała radę zachowywać się jakby nic się nie stało… ale czy
na pewno tak jest?
- Quinn, musimy o tym porozmawiać.
- Nie.
Quinn patrzy za mnie.
- Nie musimy.
-UGH!
Woła Finley z końca podjazdu.
- Dzisiejszy dzień jest beznadziejny. Wahhh! Chce mi się płakać.
Zaskoczony, odwracam głowę i spoglądam przez ramię widząc Finley wchodzącą po
podjeździe. Wygląda fenomenalnie w krótkiej zwiewnej sukience, która ukazuje jej opalone
nogi. Niepewnie odwracam się do Quinn, która skupiła się całkowicie na Finley. Nawet się
uśmiecha, w takim razie musi mówić prawdę. Ostatnia noc nie miała dla niej znaczenia,
niczego nie spieprzyła, a ja nie mam o co się martwić. Sprawa zamknięta.
Obracam się wkoło, gdy Finley rzuca się w moje ramiona.
- Będę za tobą tak bardzo tęsknić- mówi w moją szyję.
- Będziemy rozmawiać przez FaceTime’a co noc- obiecuję.
- Lepiej, żeby tak właśnie było.
Ściskam ją mocniej, zanim z powrotem opuszczam na ziemie i całuję w policzek.
Odwracam się do Quinn, która tylko stoi niezręcznie obok ciężarówki.
- Możemy rozmawiać w trójkę- mówię bezmyślnie i natychmiast chce to cofnąć.
Quinn czerwieni się na twarzy.
- Po prostu czasem wpadnę do Finley na noc i wtedy porozmawiamy.
Spławia mnie?
- Będziesz niesamowity- mówi Finley, gdy bierze moją dłoń i łączy nasze palce- Nie
mogę się doczekać, aż opowiesz mi o Cape i czytania o tobie w gazetach.
Zaciskam usta w cienką linię nie będąc tego taki pewien. Jej wiara we mnie jest
uzasadniona. Od zawsze byłem grubą rybą w niewielkim stawie; rządziłem tutejszą sceną
baseballową przez wiele lat. Ale martwię się trochę, że w CCBL zmienię się w niewielką
rybkę, ale Finley nie wiedziała o tym. Za to Quinn owszem.
- Będziesz wspaniały- mówi Quinn, widząc moje zwątpienie.
Odwracając twarz w jej kierunku uśmiecham się.
- Dziękuje, Q. Mam nadzieję dziewczyny, że dacie radę przyjechać na chwilę zanim
skończą się wakacje. Obiło mi się o uszy, że w Cape są najlepsze plaże.
Finley ciągnie mnie za rękę i staje na palcach, aby dać mi całusa.
- Oczywiście, że przyjedziemy, głupiutki. Zamierzam rozkoszować się każdą minutą
jaką będę mogła z tobą spędzić. Idziesz do UCONN itd., będziemy rozdzieleni na długo w
tym roku.
Marszczy brwi zmartwiona. Boi się, że już mi nie wystarczy. Że nie oprę się urokowi
jakiś dziewczyn z Connecticut i że straci mnie na zawsze. Aby ją uspokoić, owijam ramiona
wokół jej szyi i przyciągam do siebie. Pochylam się składając pocałunek na czole, gdy ona
pociąga nosem.
- Wszystko będzie dobrze- szepczę.
Ale sam do końca nie jestem tego pewien.
Quinn odchrząkuje zanim mówi:- No dobra, czas na mnie. Powodzenia, Chace.
Opuszczam ramiona z szyi Finley i odwracam się w idealnym momencie, by zobaczyć
jak schodzi z podjazdu. Patrzę na Finley szukając jakiejś wskazówki, ale tylko kiwa głową
pokazując, abym ruszył za nią.
- Zaraz wracam- obiecuję zanim wbiegam na ulicę.
- Quinn!- krzyczę, mając nadzieję, że się zatrzyma, ale nie robi tego.
Gdy już jestem blisko niej, wyciągam rękę i łapię za ramię zmuszając ją, by się do
mnie odwróciła i stawiła mi czoła.
- Co ty robisz?- warczę.
- Idę do domu.
- Dlaczego?
Wzdycha z irytacją zanim wypluwa jadowite słowa.
- Abyś mógł dogodnie pożegnać się ze swoją dziewczyną bez piątego koła kręcącego
się niezręcznie nieopodal, jak zawsze.
- Nie rób mi tego.
Przewracam oczami. Quinn jest moją przyjaciółką od lat, ale kiedy ukazuję się jej
wewnętrzna suka jest to prawie niemożliwe, aby ją do czegoś przekonać.
Zakłada ramiona na piersi, ma twarz wypraną z uczuć. Mówi o tym jako jej „twarzy
suki”.
- Czego nie robić?
- Nie bądź taką suką. Nie możesz być na mnie zła. To ty powiedziałaś, aby nie robił z
tego wszystkiego czegoś czym nie jest.
Szybko wyrywa ramię z mojego uścisku przez co moja ręką opada.
- TY jesteś tym, który wciąż to wyciąga.
- To ty zachowujesz się jak dziecko. Nie niszcz dzisiejszego dnia, Quinn.
- Nie niszczę niczego. Do zobaczenia, Chace.
Odwraca się na pięcie i zostawia mnie samego na ulicy. Patrze, jak się oddala, a jej
ciało kurczy się coraz bardziej. Nic na to nie poradzę, ale czuję się jakby wszystko się
spieprzyło. Quinn może udawać, ale nie jest z nią dobrze. Muszę to naprawić. Patrzę w dół
na zegarek, mając nadzieję, że mam wystarczającą ilość czasu, ale nie mam. Czas, abym
wyjeżdżał. Czas, bym spędził wakacje na graniu w baseball. Muszę skupić się na tej okazji i
to planuję zrobić.