Rozdzia 10 11

background image

Rozdział 10

Leżałam na boku. Otaczała mnie ciemność.

Czułam owinięte wokół mnie twarde ramię. Czyjeś ciało przywierało do moich pleców.

- Czy ja umarłam?

- Nie – Odpowiedział Szalony Rogan.

Szalony Rogan leżał ze mną w pozycji na łyżeczkę. Ta myśl przemknęła przez moją głowę.
Spróbowałam się odsunąć. Piersią natknęłam się na kamień. Do moich pleców przylegała równie
twarda powierzchnia która jak się domyślałam była jego klatką piersiową. Nie było gdzie się odsunąć.

- Co się stało?

- No więc, musieli podłożyć ładunek wybuchowy żeby ukryć swoje wyjście. Został zdetonowany.

- Tą część łapię. Wyjaśnij mi tą z nie umieraniem.- Tą część z łyżeczką też. Dotykał mnie. O Mój Boże,
on mnie dotykał.

- Nie było czasu na ucieczkę, więc przebiłem się przez podłogę i przysypałem nią nas.

Jego głos był cichy, niemal intymny. Brzmiał tak rozsądnie, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod
słońcem. Rozbiłem trochę solidnego marmuru i w przeciągu sekundy zbudowałem z niego schronienie
dla nas. Nic wielkiego. Robię to każdego dnia. Sama myśl o takiej ilości mocy sprawiała, że przechodził
mnie dreszcz.

- Była eksplozja – Stwierdził Szalony Rogan.- Gruz na nas spadał. Musiałem pozamieniać kilka rzeczy,
ale całość jest teraz relatywnie stabilna.

- Możesz jeszcze trochę pozmieniać rzeczy dookoła nas tak żebyśmy mogli stąd wyjść?

- Jestem wyczerpany.- Jego głos był cały czas przemyślnie spokojny.- Przeniesienie kilku tysięcy funtów
kamieni wysuszyło mnie Potrzebuję czasu żeby odbudować moc.

Jednak miał jakiś limit swojej mocy. Dobrze wiedzieć, że okazjonalnie bywa normalnym
śmiertelnikiem.

- Dziękuję, że mnie uratowałeś.

- Proszę bardzo.

Mój mózg w końcu przetrawił jego słowa.

- Jesteśmy uwięzieni pod ziemią z ruinami budynku nad nami.- Zostaliśmy pochowani żywcem
.Poczułam strach.

- Nie całego budynku. Jestem całkiem pewien, że nadal stoi. Aktywowałem sygnał nadawczy, więc
moja ekipa jest w drodze. To tylko kwestia czasu kiedy nas wyciągną.

background image

- Co jeżeli zabraknie nam powietrza?

- To byłoby niefortunne.

- Rogan!

- Jesteśmy tu od piętnastu minut. Jest tu prawdopodobnie dwadzieścia stóp kwadratowych
powietrza, czyli tyle ile mniej więcej w przeciętnej trumnie.

Zabiję go jak tylko się stąd wydostaniemy.

- Jest nas tu dwoje, a twój oddech jest przyspieszony, więc obstawiał bym, że starczy nam powietrza
na pół godziny. Jeżeli nie byłoby dopływu świeżego powietrza już czulibyśmy nagromadzenie CO2.

Zamknęłam buzię.

- Nevada?

- Staram się oszczędzać tlen.

Zachichotał w moje włosy. Moje ciało zadecydowało, że to dobry moment żeby przypomnieć sobie o
jego ciele owiniętym wokół mnie. Było muskularne, twarde i gorące m a mój tyłek przylegał do jego
pachwiny. Przytulana przez smoka. Nie, dziękuję. Proszę wypuścić mnie z tego pociągu.

- Jeżeli zacznę się wiercić, sprawy mogą potoczyć się mało komfortowo- Powiedział prosto do mojego
ucha. Jego głos był jak pieszczota. – Staram się jak mogę, ale myślenie o bejsbolu działa tylko do
pewnego momentu.

Zamarłam.

Leżeliśmy nieruchomo i cicho.

- Co to za zapach? – Zapytał.

- To moje dżinsy. Torba zepsutego żarcia pękła kiedy przedzierałam się przez śmietnik.

Minęła minuta. Kolejna.

- Więc.- Zagaił- Często tu bywasz?

- Rogan proszę, przestań gadać.

Miał rację, mieliśmy tu przepływ świeżego powietrza. Przynajmniej się nie udusimy. Niestety to
pozostawiało nam inne problemy, jak bycie pogrzebanym żywcem ,a także byciem zakleszczoną
między nim, a gruzem.

- Możesz się jakoś obrócić żeby nie przyciskać się tak do mnie?

- Mógłbym- Jego głos był rozbawiony.- ale wtedy musiałabyś leżeć na mnie.

Mój mózg stwierdził „NIE!”, moje ciało radośnie krzyknęło „Wheeeee!”

Poddałam się i leżałam cicho.

background image

Czekałam.

Pogrzebani.

Pod toną gruzu nad nami.

Jeżeli coś pójdzie nie tak, zmiażdży nas. Napięłam się nasłuchując najmniejszego odgłosu .

Zmiażdżeni.

Nasze kości pękające jak skorupki jaj pod tonami kamienia, betonu i …

- Dlaczego zaciągnąłeś się do armii?

- Proste pytanie, ale skomplikowana odpowiedź.- Odpowiedział – Kiedy jesteś Pierwszym, szczególnie
dziedzicem innych Pierwszych, twoje życie przestaje należeć do ciebie kiedy kończysz college. Pewnie
rzeczy są od ciebie oczekiwane. Twoja specjalizacja jest determinowana przez potrzeby twojej
rodziny. Jest zrozumiałe, że skończysz edukację, zaczniesz pracować w rodzinnej firmie, wybierzesz
partnerkę, której genetyczny rodowód zwiększy prawdopodobieństwo posiadania dzieci obdarzonych
wysoką ilością mocy, ożenisz się, będziesz miał te dzieci, przynajmniej jedno, ale nie więcej niż troje.

- Dlaczego nie więcej niż troje?

- Ponieważ to komplikuje drzewo genealogiczne i podział majątku. To jest ta sama, stara wersja
pójścia do odpowiedniej szkoły, odpowiedniego małżeństwa i posiadania odpowiedniej pracy. Jedyna
różnica to to , że u nas wszystko determinuje magia. Ten system pozwala na pewną swobodę, ale nie
za dużą. Zamiast pracować nad zaawansowanymi systemami zbrojenia, tak jak mój ojciec, mogłem
zacząć pracę w branży nuklearnej. Zamiast ożenić się z Ryndą Charles mogłem zrobić to z jej siostrą,
albo mogłem importować pannę młodą tak jak zrobił to mój ojciec.

Kiedy się z ta wydostaniemy będę musiała obejrzeć sobie tą Rynde Charles, tylko żeby zobaczyć jak
wygląda.

- Moje postępowanie było od początku zaplanowane. Kiedy skończyłem osiemnaście lat zdałem sobie
sprawę, że mój czas wolności znika szybciej niż u moich rówieśników. Jeżeli mogłem mieć
kiedykolwiek nadzieję żeby wyrwać się z mojej ekstremalnie komfortowej, złotej klatki musiałem
znaleźć kogoś wystarczająco silnego, kto mógłby zablokować wpływy mojej rodziny. Wojsko pasowało
idealnie.

Przypomniałam sobie jego słowa. „ Wstąpiłem do wojska bo powiedzieli, że mogę zabijać i nie zostać
wysłanym do więzienia, a wręcz zostanę za to nagrodzony.”

- Musiałeś zabijać ludzi.

- Tak. Nie zapominajmy o tym. Twój ojciec też był w wojsku?

- Nie. Tata nigdy się nie zaciągnął. Tradycje militarne są kultywowane po żeńskiej stronie mojej
rodziny.

Znowu to robił. Nie mogłam nawet zobaczyć jego twarzy, a i tak wiedziałam, że znowu to robi. To
pełne atencji i skupienia słuchanie tego co mam do powiedzenia, które sprawia, że masz ochotę

background image

mówić i mówić tylko po to żeby mieć jego uwagę tylko dla siebie. Do tego lekko mnie obejmował, a
jego ciało tuliło moje. Nie myśl o tym, nie myśl o tym, nie myśl o tym, nie myśl o tym… Jeżeli za
bardzo się na tym skoncentruję, może to poczuć. Ciągle nie miałam pojęcia jakim typem telepaty był,
albo jakie inne umiejętności miał.

- Ty też się nie zaciągnęłaś.- Stwierdził.

- Mój tata zmarł kiedy miałam dziewiętnaście lat. Ktoś musiał się zająć rodzinną firmą. Moja mama nie
mogła tego zrobić ponieważ… z kilku powodów. Reszta była zbyt młoda.

- Co się stało twojemu ojcu?

Coś w moim wnętrzu skurczyło się, zamieniając się w zimną, bolesną kulę.

- Miał rzadką odmianę raka. Nowotwór złośliwy osłonki nerwów obwodowych. NZONO. -Jak ja
nienawidziłam tych pięciu liter.- Miał mięsaka, złośliwy nowotwór, który atakuje nerwy. Zmiany
nowotworowe były tak blisko rdzenia, że chirurdzy nie mogli go usunąć. Kiedy wszystkie tradycyjne
metody leczenia zawiodły, zaczęliśmy eksperymentalne terapie. Walczył cztery lata , ale było coraz
gorzej.

Ostatni rok był koszmarem.

- Winisz się za to?

Jego głos był miękki.

- Nie. Nie spowodowałam raka. Wtedy nawet nie do końca zdawałam sobie sprawę co u niego
zdiagnozowali. Przeczytałam tylko list od jego lekarza który nie do końca zrozumiałam. Przyłapał mnie
i wymusił na mnie żebym nigdy o tym nie mówiła. Powinnam powiedzieć mamie.

- Czemu nie chciał żeby ktokolwiek wiedział?

Westchnęłam.

- Ponieważ wiedział, że jest śmiertelnie chory, a jego szanse na wyzdrowienie były zerowe. Nigdy nie
chodziło o to żeby wyleczyć tego raka. Chodziło o to żeby spędził z nami odrobinę więcej czasu.
Wiedział, że pociągnie to za sobą ogromne emocjonalne i finansowe konsekwencje. Mój tata zawsze
najbardziej dbał o rodzinę. On… rozważył koszty i zmartwienia jakie może przynieść leczenie
naprzeciw kilku lat jego życia i stwierdził, że nie jest tego warte. Kiedy w końcu wszyscy się
dowiedzieli moja mam była taka wściekła na niego. Ja byłam byłam wściekła. Wszyscy spanikowali.
Naciskaliśmy na niego żeby poddał się leczeniu.

- Dokładnie to czego nie chciał. – Stwierdził jakby rozumiał.

- Tak. Kupiliśmy mu trzy lata życia.

Było w tym coś więcej. Mój tata oddał życie za budowanie agencji. W myślach widział to jako
spuściznę dla nas. Rodzinny biznes. Zastawiliśmy go w MII żeby zdobyć pieniądze na eksperymentalne
leczenie. Nigdy nie powiedzieliśmy tacie skąd wzięliśmy te środki. To zabiłoby go szybciej niż rak.

We

kept drenching each other with it in bucketfuls.

background image

Cokolwiek by się nie zdarzyło, utrzymam agencję przy życiu.

Coś zaczęło drapać w kamienie za nami.

Podskoczyłam.

- Spokojnie. - Szalony Rogan przyciągnął mnie mocniej do siebie. Otoczył mnie obronnie ramionami.

Jego telefon zabrzęczał.

Jego telefon zabrzęczał! Miał zasięg. Nie mogliśmy być zbyt głęboko pod ziemią.

Szalony Rogan przeciągnął palcem po ekranie.

- Tak?

W słuchawce zabrzmiał lakoniczny, kobiecy głos.

- Szefie?

- Tak. Odpowiedział Rogan.

- Przepraszam za opóźnienie, sir. Musieliśmy przekonać jednostki szybkiego reagowania do dostępu
do miejsca wydarzenia. Kierowaliśmy się sygnałem. Jesteś pod dwoma strzaskanymi kolumnami.

Pomimo bycia odludkiem zatrudniał sporo ludzi, a ci ludzie mówili bardzo znajomym tonem.
Zatrudniał byłych żołnierzy albo byłych pracowników sądowych. Prawdopodobnie i jednych i drugich.

- Czy policja złapała Pierca? -Zapytałam Rogana.

- Pierce? -Powtórzył do słuchawki.

- Zniknął.- Odpowiedziała kobieta.

Jaki mógł zniknąć? Był na widoku atakując ogniem budynek ze środka skrzyżowania, a policja była już
w drodze. Byli skupieni na nim jak sfora wilków. Jakim cudem mógł uciec?

- Pozwolenie na wydobycie, sir? - zapytała kobieta.

- Udzielona.- Odpowiedział Rogan.

- Jesteśmy w kontakcie.

Przytłumiony, mechaniczny skowyt jakby piły elektrycznej przeciął ciszę nad nami. Malutki strumień
kurzu spadł mi na twarz. Zacisnęłam powieki.

- Wiedziałem, że w końcu po nas przyjdą.- Stwierdził Szalony Rogan.- Nie możesz jednak powiedzieć,
że nie spędziliśmy tego czasu fantastycznie.

Z

adzwoniłam dzwonkiem do drzwi.

background image

- Nie musisz ze mną czekać.

- Muszę. -Stwierdził Szalony Rogan. – Muszę dostarczyć cię prosto w kochające ramiona mamusi,
inaczej mnie zastrzeli.

Może tak czy inaczej zastrzeli nas oboje. Była prawie 20:00. Ponad godzinę zajęło ludziom Rogana
wyciągnięcie nas, a policja przesłuchiwała nas kolejną. Kłamaliśmy. Czekanie pod gruzami dało nam
wystarczającą ilość czasu na wymyślenie dobrej historii. Ani ja, ani Szalony Rogan nie byliśmy w żaden
sposób powiązani z Piercem, więc oboje twierdziliśmy, że weszliśmy tam w sprawach firmowych.
Eksplozja praktycznie zmiotła wszystkie ciała. Szalony Rogan zapytany co z kulami zarejestrowanymi
na mnie które mogliby znaleźć w ciałach i w holu stwierdził, że już się tym zajął. Tak więc nie
wspomniałam policji, że kogoś postrzeliłam, on nie wspomniał, że walnął kogoś drzwiami, a
dodatkowo poznałam jeszcze jedną różnice pomiędzy normalnym człowiekiem jak ja, a Pierwszym.
Kiedy gliny zwracały się do niego per „sir” właśnie to mieli na myśli. Powiedział co się stało i nikt w to
nie wątpił. Nigdy przedtem nie byłam traktowana przez policję z szacunkiem. Dzisiaj byłam, tylko
dlatego, że on tam był. Nie byłam pewna co o tym myśleć.

Ludzie Szalonego Rogana zamknęli wysadzaną klejnotami ozdobę w małej, metalowej kasetce i zabrali
do jego schronu. Nie protestowałam. Jeżeli Adam albo ktokolwiek kto z nim współpracuje zdecydują,
że chcą ten przedmiot z powrotem, prywatna armia Szalonego Rogana była dużo lepiej wyposażona
żeby odeprzeć jakikolwiek atak. Zrobiłam temu kilka zdjęć i wysłałam je do Berna.

Drzwi otworzyły się z rozmachem. Spięłam się.

Przyjrzałam się swojemu odbiciu w bocznym lusterku Range Rovera i doskonale wiedziałam jak
wyglądam. Płytkie nacięcie od noża na linii moich włosów sprawiło, że miałam zakrwawioną twarz.
Pokrywała mnie rozmazana krew połączona z kamiennym kurzem, tłustą, czarną sadzą po eksplozji i
pianka gaśnicza, która oblepiła mnie po tym jak ludzie Szalonego Rogana wyciągnęli mnie z dziury.
Moje włosy były w całkowitym nieładzie, a pianka jeszcze je scementowała. Wisienką na torcie była
lasagne, która dojrzała na moich spodniach i wydzielała odór zarezerwowany do tej pory dla
jednodniowego trupa. Byłam zakrwawiona, brudna i cała w sadzy, a Szalony Rogan wcale nie wyglądał
lepiej.

Mama popatrzyła na mnie, potem na Szalonego Rogana, potem znów na mnie.

Uniosłam rękę.

- Cześć mamusiu.

- Do środka.- Zaordynowała.- Ty też.

- On nie musi wchodzić.- Stwierdziłam. Nie chciałam żeby zbliżał się do mojej rodziny.

- Jest cały we krwi. Przynajmniej mógłby ją zmyć.

- Myślę, że ma całkiem ładny prysznic u siebie w domu.

- Właściwie byłbym bardzo wdzięczny gdybym mógł się doprowadzić do porządku.-Szalony Rogan
dotknął tyłu swojej głowy. Jego palce były pokryte świeżą krwią i sadzą. Nagle zaczął wyglądać młodo

background image

i bezbronnie, zupełnie jak któryś z moich kuzynów kiedy coś zbroił- Jeżeli to nie będzie problem to
chętnie też bym coś zjadł.

If he laid it on any thicker, he'd be ready to audition for Oliver.

Moja mama nie mogła tego kupić.

- Nie masz nawet ze sobą żadnych czystych ubrań. – Chwytałam się brzytwy.

- Mam.- Odpowiedział- W samochodzie wożę ubrania na zmianę.

- Do środka.- Powtórzyła mama.

Znałam ten ton. Oznaczał, że żarty się skończyły.

Weszłam do środka. Szalony Rogan wyjął z Range Rovera ciuchy na zmianę i wszedł za mną. Mama
zamknęła za nami drzwi. Przeprowadziłam go przez część biurową do holu. Zlustrował cały magazyn
od lewej do prawej, zaczynając od pokoju telewizyjnego i kuchni; pokoje dziewczyn- Kataliny
pomalowany na czystą biel, Arabelli na czarno i pokrytego jej próbami graffiti, które głównie
przedstawiały jej imię; pokój babci, gościnny, mój pokój i łazienkę naprzeciwko schowka, apartament
mamy, pokoje chłopaków i na samym końcu Chatę Zła.

- Jeżeli skrzywdzisz kogokolwiek z mojej rodziny przysięgam, że cię zamorduję. - Poinformowałam go.

- Zapamiętam to sobie.

Zaprowadziłam go do pokoju gościnnego.

Zajęło mi to trzy mycia głowy i masę skrobania, ale kiedy opuściłam mój pokój byłam czysta.
Powietrze pachniało bekonem i naleśnikami. Poczułam, że umieram z głodu.

Weszłam do kuchni i znalazłam tam Szalonego Rogana. Siedział na krześle, ubrany w niebieską koszulę
i jeansy, popijając kawę z kubka w małe, szare kotki. Jego ciemne włosy były zaczesane z twarzy. Jego
szczęka była świeżo ogolona. Jestem grzecznym i nieszkodliwym smokiem z doskonałymi manierami.
Rogi ukryte, ogon schowany, kłów też nie widać. Nigdy nie zrobił bym nic tak okrutnego jak na
przykład dziesięciokrotne dźgnięcie nożem człowieka tylko po to żeby odpowiedział na pytania.

Jakimś cudem jego jak-najlepsze-zachowanie było bardziej przerażające niż bycie świadkiem jak
spokojnie łamie człowieka gołymi rękami. Po tym co przeszliśmy prędzej spodziewała bym się po nim
siedzenia w ciemnej norze, jedzenia surowego mięsa, odpalania papierosa od papierosa, popijania
jakiegoś mocnego drinka jak whisky, nafty czy coś w tym guście i ponurych rozmyślań nad życiem i
śmiercią. Ale nie, był tu, czarujący i popijający kawę.

Zauważył mnie i się uśmiechnął.

Mój umysł runął prosto do rynsztoka.

Jak to się stało, że siedzi w mojej kuchni?

Mama odwróciła się od kuchenki trzymając talerz naleśników. Zabrałam go i położyłam na stole obok
talerza z bekonem. Szalony Rogan popchnął w moim kierunku kubek z kawą. Miał na sobie
pomarańczowe kotki ( kubek, nie Rogan).

background image

Babcia Frida wkroczyła do kuchni prowadzona przez Linę i Arabellę.

- Czuję bekon! Penelopo czy wiesz, że w naszej kuchni jest przystojny mężczyzna?

O Panie, zaczyna się.

Mama wydała z siebie dźwięk, coś pomiędzy kaszlnięciem, a chrząknięciem.

- No więc- powiedziała babcia – niech mnie ktoś przedstawi.

- Babciu to Szalony Rogan, Szalony Roganie to babcia.

Oczy Arabelli stał się naprawdę wielkie. Chwyciła swój telefon i zaczęła pisać.

- Leon się posika.

- Przestań. – Warknęła Lina i usiadła obok mnie. Babcia zajęła krzesło obok Rogana.

- Jak się czujesz? -Zapytał ją

- Dobrze.- Rzuciła mu szeroki uśmiech.

Przysunęłam talerz do Rogana i usiadłam naprzeciwko niego.

Leon wbiegł do kuchni i zatrzymał się skupiając wzrok na Roganie. Bern walnął w niego i kuksańcem
popchnął go do środka.

- Jeżeli nie chcesz bekonu, odsuń się z drogi.

Arabella chwyciła trzy kawałki bekonu z talerza.- Moje!

- Świńskie zachowanie.- Skomentowała Lina.

- Uspokójcie się, jest więcej bekonu.

Mama wyciągnęła z piekarnika kolejną porcję.

Chwyciłam naleśnika, zawinęłam w niego bekon i wgryzłam się ze smakiem. Był puszysty i pyszny i
całkowicie bez powodu spowodował, że chciało mi się płakać.

- Przy okazji.- Powiedziała Arabella.- Możesz mieć telefon ze szkoły. Zapomniałam wspomnieć o tym
wcześniej.

Mama zatrzymała się. – Dlaczego?

- No więc, graliśmy w koszykówkę i chyba pociągnęłam za koszulkę Diega. Nawet nie pamiętam tego.
Valeria stwierdziła, że to dobry pomysł donieść na mnie. Widziałam jak podchodzi do trenera i
kabluje jakby miała pięć lat. Zapytałam nawet Diego czy coś mu zrobiłam, ale on nawet tego nie
zauważył. To sport!

- Aha!- Stwierdziła mama.- Wróćmy do tej części z telefonem ze szkoły.

background image

- Powiedziałam, że konfidenci powinni zniknąć (rymsnitches get stitches, czyli mniej więcej kapusie
powinni zginąć), a trener powiedział, że to była groźba.

- Co za głupota.- Parsknęła Lina odrzucając swoje ciemne włosy.- To żadna groźba, tylko takie
powiedzenie.

- Twoja szkoła jest głupia.- Stwierdziła babcia.

- Trener dodał, że muszę ją przeprosić, ale odmówiłam i zostałam wysłana do dyrektora. Nie mam
kłopotów, ale teraz chcą mnie przenieść do

thrid-period (??)

Mogło być gorzej. Przynajmniej nikomu nie zrobiła krzywdy.

Przy stole zapadła cisza. Naprzeciwko mnie Szalony Rogan kroił naleśniki na perfekcyjne kawałki i jadł
je ze znajomą wydajnością.

Kiedy moja mama wracała do domu na przepustkę jadła w ten sam sposób. Pochylała się teraz nad
wyspą patrząc na niego.

- Ty jesteś Szalonym Roganem!- Wybuchnął Leon.

- Tak.- Potwierdził spokojnym głosem.

- Umiesz niszczyć całe miasta?

- Tak.

- I masz morze pieniędzy i magii?

- Tak.

Dokąd Leon zmierzał z tymi pytaniami?

Mój kuzyn zaczął mrugać.- I wyglądasz… właśnie tak?

Szalony Rogan pokiwał głową. – Tak.

Ciemne oczy Leona rozszerzyły się. Spojrzał na Szalonego Rogana, potem na siebie. Miał piętnaście lat
i ważył zaledwie sto funtów, a jego nogi wyglądały jak patyczki.

- Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.- Jęknął Leon.

Zachichotałam i niemal udławiłam się naleśnikiem. Mama też się uśmiechnęła.

- Umiesz też grać na gitarze?- Wypytywał Leon – Bo jeżeli umiesz to w tym momencie idę się zabić.

- Nie, ale umiem trochę śpiewać.

- Do diabła!- Leon walnął pięścią w stół.

- Uspokój się.- Pouczył go Bern.

- Zamknij się. Masz rozmiary Sasquatcha.- Leon wskazał na Rogana.- Widzisz to? Jak to może być fair?

background image

- Ma piętnaście lat.- Powiedziałam do Szalonego Rogana.- Bycie fair to bardzo ważna sprawa.

- Masz czas. – Stwierdził Szalony Rogan.

- Taaa..- Leon potrząsnął głową.- Nie prawda. Na bank nie umiem śpiewać i nigdy nie będę wyglądać
tak jak ty.

- Jestem wytworem skalkulowanego, selektywnego rozmnażania. Zostałem poczęty ponieważ Dom
wymagał dziedzica i dlatego, że geny moich rodziców wskoczyły na dobre miejsca. Ty
prawdopodobnie zostałeś poczęty, bo twoi rodzice się kochali.

- Nie w przypadku naszej matki. – Powiedział Bern.- W jego przypadku pewnie matka była zbyt
wykończona żeby pamiętać o gumce.

Szalony Rogan przestał przeżuwać.

- W moim próbowała uniknąć więzienia. Mniej więcej w tym czasie jej chłopak próbował donieść na
nią na policję, więc musiała coś zrobić żeby go powstrzymać.- Powiedział Bern usłużnie.

Wspaniale. Idealne informacje żeby się nimi podzielić z Roganem.

- Ciocia Gisela nie była najlepszą matką. – Wyjaśniłam- W każdej rodzinie znajdzie się przynajmniej
jedna taka osoba.

- Co teraz robisz?- Dopytywał Leon- Odszedłeś z armii i zniknąłeś. Dlaczego?

- Leon.- Ostrzegła mama.

- To z powodu wojny?- Drążyła Lina.- Ludzie na Heraldzie mówią, że cierpisz na PTSD ( zespół stresu
pourazowego) i zostałeś pustelnikiem jak mnich.

- Albo pustelnik, albo mnich. Nie można być i tym i tym. –Sprostowałam z przyzwyczajenia.

- Na Heraldzie mówią też, że zostałeś oszpecony.- Arabella zrobiła duże oczy.

- Tak, zostałem pustelnikiem. W większości siedzę i rozmyślam.- Potwierdził Szalony Rogan- Jestem też
dobry w pogrążaniu się w użalaniu nad własnym losem. Spędzam dni tonąc w melancholii i
wyglądając przez okno. Okazjonalnie pojedyncza łza cicho stacza się po moim policzku.

Arabella i Lina parsknęły jednocześnie.

- Muskasz wtedy usta białą orchideą? – Dopytywała Arabella.

- Czy w tle leci smutna muzyka? – Lina uśmiechnęła się.

- Możliwe.- Potwierdził Rogan.

- Masz dziewczynę?- Podpytała babcia Frida.

Schowałam twarz w dłoniach.

- Nie.- Zaprzeczył.

background image

- Chłopaka?- Drążyła babcia.

- Ne.

-A może…

- Nie.- Powiedziałyśmy równocześnie z mamą.

- Nawet nie wiecie o co chciałam zapytać!

- Nie.- Powtórzyłyśmy.

- Wstrętne psuje.- Babcia wzruszyła ramionami.

- Już dwudziesta pierwsza.- Zakomunikowała mama.- Czas do łóżka.

Leon wskazał na gościa.- Ale Szalony Rogan!

- Ale to ty masz 67 punktów z Francuskiego- Stwierdziła.- Odzyskasz swoje przywileje późnego
chodzenia spać jak się poprawisz.

- To niesprawiedliwe!- Leon zamachał rękami.

- Nie każ mi się nieść. – Huknął na niego Bern.

- Forsa pod prysznicem!- Krzyknęła Arabella wyskakując do góry.

Dziewczyny wyfrunęły z kuchni zabierając ze sobą Leona. Babcia, Bern, Szalony Rogan i ja zostaliśmy.

Mama pochyliła się w kierunku Rogana.

- Nevada ściga Pierca ponieważ nie ma wyjścia. Nie mam pojęcia, dlaczego ty to robisz. Nie wiem czy
jest to spowodowane dumą, czy tylko się nudzisz. Wiem, że porwałeś Nevadę. Wystraszyłeś ją i
torturowałeś. Jeżeli jeszcze raz skrzywdzisz moje dziecko wykończę cię, obojętnie czy jesteś Pierwszym
czy nie.

Pięknie mamo. Na pewno się wystraszył.

Szalony Rogan uśmiechnął się nie pokazując zębów. Znajomy, chłodny, drapieżny blask pojawił się w
jego oczach. Na wierzch wychodził smok pokazując swoje prawdziwe oblicze.

- Dziękuje za zaproszenie mnie do swojego uroczego domu i poczęstowanie przepyszną kolacją.- Jego
głos był spokojny i stonowany.- Ponieważ jestem Pani gościem czuję się zobligowany do grzeczności,
więc postawię sprawę jasno Sierżancie. Wiem kim jesteś. Widziałem nagrania z twoich misji i
rozważałem cię jako potencjalne zagrożenie. Jeżeli jeszcze raz mi zagrozisz zmienię twój status z
potencjalnego na definitywny i zareaguję.

Widział nagrania mojej mamy. Jego Dom zrobił rozeznanie. To oznacza, że jego pytania o służbę
wojskową mojego ojca były tylko pieprzeniem. Prawdopodobnie znał całą historię mojej rodziny.
Manipulował mną, a ja się dałam nabrać. Głupia.

background image

- Nie lubię zabijać dzieci.- Kontynuował Szalony Rogan.- Ale nie mam nic przeciwko robieniu z nich
sierot.

Prawda. Każde słowo. Miał dokładnie na myśli to co mówił.

Bern zamrugał.

Szalony Rogan napił się ze swojego kubka w szare kocięta.

- Poza tym, rozważając umiejętności strzeleckie twojej córki, zastrzeli mnie szybciej niż ty.

Mama odwróciła się w moim kierunku- Co się stało?

- Nie chcę o tym rozmawiać. – Odparłam. Z całych sił starałam się zapomnieć co się stało.

- Nevada…- Zaczęła.

- Nie.- Odpowiedziałam cicho.

Ciemna plama rozprzestrzeniła się na koszuli Rogana na wysokości żeber.

- Krwawisz.

Spojrzał w dół i zmarszczył brwi.

- Daj mi spojrzeć.- Wstałam.

- To nic takiego.

- Rogan.- Warknęłam.- Podnieś koszulę.

Podwinął pokazując swój bok. Złożony papierowy ręcznik przyklejony taśmą przykrywał część żeber.

- Co to jest?- Zażądałam odpowiedzi.

- Opatrunek.- Stwierdził Bern.

- Nie, to nie jest opatrunek.- Stwierdziłam

- Jest.- Zaprzeczyła babcia Frida.- Czasem jak się zatniesz w palec owijasz ciasno ranę papierowym
ręcznikiem. Jeżeli okleisz go taśmą możesz działać dalej.

- Twój tata tak robił.- Powiedziała mi mama.- Przysięgam, mężczyźni muszą się rodzić z tą
umiejętnością, albo jest jakiś sekretny kurs na którym ich tego uczą.

Zamachałam na nich rękami.

- To jest papierowy ręcznik. Z taśmą klejącą. Skąd w ogóle wziąłeś taśmę klejącą?

- Była pod umywalką w łazience. Myślałem, że rana przestała krwawić.

- Jak widać nie przestała. Kiedy w ogóle to się stało?

- Uderzyły mnie jakieś kawałki gruzu podczas wybuchu.

background image

- Oczyściłeś to?

- Przemyłem pod wodą.

- Jasne.- Spojrzałam na mamę.- Będziecie musieli się powstrzymać od udowadniania sobie kto jest
twardszy dopóki tego nie poprawię.

Wstałam i wyjęłam apteczkę z szafki w kuchni.

Telefon zawibrował mi w kieszeni. Wyciągnęłam go i spojrzałam na ekran. Wiadomość z nieznanego
numeru. Westchnęłam. Oczywiście.

Położyłam telefon na stole i kliknęłam na wiadomość. Zdjęcie przedstawiało mnie i Rogana
okrążającego wieżę. Moja twarz była blada, a usta zaciśnięte w wąską linię. Wyglądałam jakbym
starała się nie rozpłakać co było dziwne bo w tamtym momencie byłam od tego daleka. Twarz Rogana
była odwrócona jakby patrzył w kierunku okien na drugim piętrze.

Druga wiadomość wyskoczyła pod zdjęciem.

Co to za facet?

Rogan skupił się na wiadomości.

- Pierce.

Odpisałam.

Gdzie jesteś?

Na zewnątrz twojego domu.

Serce mi waliło. Szalony Rogan zerwał się i ruszył do drzwi. Moja mama ruszyła się. Nie widziałam jej
tak szybko poruszającej się odkąd odeszła z armii. Babcia popędziła do swojego warsztatu. Bern
pobiegł do Chaty Zła. Ja pobiegłam za Roganem. Wyprzedziłam go w drzwiach, wślizgnęłam się do
biura i zaczęłam uderzać w klawisze klawiatury. Szary obraz z kamery termowizualnej pojawił się na
ekranie. Podzielony był na cztery sekcje z której każda pokazywała inną część domu: parking przed
warsztatem na tyłach magazynu, drzewa po prawej , ulice po lewej i frontowe drzwi przed którymi stał
Range Rover Rogana tuż obok mojego samochodu.

Wstrzymałam oddech. Nic.

Szalony Rogan pochylił się nade mną. Jego klatka piersiowa dotykała mojego ramienia.

Na ekranie noc rozprzestrzeniała się na zewnątrz domu. Nic się nie ruszyło. Żaden samochód nie mijał
domu. Jeżeli mama zdąży władować kulkę w serce Pierca możemy pożegnać się z agencją. Jeżeli
przyszedł nas podpalić… Nie, nie byłby w stanie tego zrobić. Hellspawn (?) było wyższym zaklęciem.
Wyzuło go z mocy tak jak Szalonego Rogana. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

Interkom na telefonie zaświecił na biało. Nacisnęłam go.

background image

- Trzech ludzi w budynku po drugie stronie ulicy.- Powiedział Bern cicho. Obraz na monitorze przybliżył
się pokazując trzy, białe ludzkie postaci na dachu budynku. Jeden z nich leżał w znajomej pozie
snajpera.

- To moi ludzie.- Cicho poinformował Rogan.

Czekaliśmy. Drzewa falowały delikatnie w nocnej bryzie, ledwo widzialne na ekranie.

Proszę Pani tu policja. Telefon został wykonany z PANI BUDYNKU!

Dupek.

Wystraszyłem cię?

Nacisnęłam guzik interkomu.- Dostałam kolejną wiadomość. Myślę, że z nami pogrywa.

- Czekaj.- Powiedziała mama.

Odpisałam „Dupek” .

Heh. Powiedz swojemu nowemu znajomemu „Cześć” ode mnie.

Range Rover eksplodował. Grzmot uderzył w drzwi i ściany budynku niewidzialną pięścią. Magazyn aż
się zatrząsnął.

Interkom zatrzeszczał.- Masz dzieciaki?- Zapytała mama.

- Tak.- Odpowiedział Bern- Są ze mną.

Płomienie wystrzeliły jasną bielą z wraku Range Rovera. Wychodzenie teraz na zewnątrz byłoby
głupotą. Bylibyśmy uroczym celem na tle ognia.

Siedzieliśmy i obserwowaliśmy jak Range Rover płonie dopóki wóz strażacki nie podjechał w blasku
chwały błyskających świateł i wycia syren.

- Z

dejmij koszulę.- To jest to czego nigdy nie spodziewałam się powiedzieć do Plagi Meksyku.

Szalony Rogan zdjął koszulę, a ja ze wszystkich sił starałam się nie gapić. Nie był ciemniejszy ode mnie,
ale moja skóra miała czerwonawy odcień złota, jego natomiast była brązowa. Był perfekcyjnie
proporcjonalny. Jego szerokie ramiona płynnie przechodziły w muskularną pierś, która niżej
zamieniała się w płaską płaszczyznę brzucha. Przymiotniki takie jak przystojny czy atletyczny nie
oddawały mu sprawiedliwości. Atletyczni byli tancerze i gimnastycy. On miał ciało które powinno
należeć do mężczyzny z innych czasów, kogoś kto macha mieczem z bezlitosnym okrucieństwem
broniąc swojej ziemi i biegnie po ubitej ziemi naprzeciw swoim wrogom. W sposobie budowy jego
mięsni była brutalna skuteczność.

Nie zdawałam sobie sprawy jak wielki był. Przez te wszystkie dobrze skrojone garnitury i doskonałe
proporcje wydawał się niemal normalnych rozmiarów. Teraz jednak, kiedy siedział na krześle w mojej

background image

kuchni, przytłaczając całą przestrzeń, nie sposób było go zignorować. Jego czysta, fizyczna moc była
wszechobecna. Gdyby złapał mnie w uścisk, mógłby mnie zmiażdżyć. Nie przejmowałam się.
Mogłabym na niego patrzeć przez całą noc. Nie spałabym. Nie musiałabym odpoczywać. Mogłabym tu
siedzieć i tylko się na niego gapić. Jeżeli patrzyłabym wystarczająco długo porzuciłabym ostrożność,
sięgnęła i przesunęła dłonią po potężnych mięśniach. Poczułabym siłę jego ramion. Mogłabym
całować…

To by było na tyle.

Pod tą całą muskulaturą i twardym pięknem było zimno. Ten rodzaj zimna, który mógł przebić
bezbronnego człowieka nożem, czując jak czubek skrobie o kość i robić to w kółko i w kółko nie mając
wyrzutów sumienia. To zimno mnie przerażało. Szalony Rogan, w przeciwieństwie do większości ludzi
rzadko kłamał. Nie wiedziałam czy dlatego, że zdawał sobie sprawę, że i tak to odkryję, czy dlatego, że
taki po prostu był. Jeżeli twierdził, że może cię zabić to tak było. Nie groził i nie składał obietnic,
stwierdzał fakt, a jeżeli czegoś chciał robił wszystko co musiał żeby to zdobyć.

Otworzyłam apteczkę, wyciągnęłam gazę i plaster.

Straż pożarna odjechała po tym jak utopiła smutne szczątki Range Rovera w piance gaśniczej. Było
niemal surrealistyczne jak szybko przestali wypytywać jak tylko Rogan podał im swoje nazwisko. Moja
mama nalegała żeby zostać we wronim gnieździe które wraz z babcią zainstalowały kiedy poszłam
pogadać z Bugiem. Dzieciaki poszły do łóżek. Babcia Frida też. Jeden z ludzi Rogana przyszedł żeby
personalnie przyjąć na siebie winę za dopuszczenie do wybuchu. Kiedy Arabella miała dwa albo trzy
lata nie lubiła wpadać w kłopoty. Nie chciała żeby ktokolwiek był na nią zły i oczekiwanie na
wymierzenie kary zawsze było dla niej zbyt ciężkie, więc kiedy zrobiła coś źle ogłaszała, że sama się
ukaże i maszerowała do pokoju sama się uziemiając. Widziałam dokładnie ten sam wyraz na twarzy
mężczyzny który patrzył na Szalonego Rogana w cichej desperacji. Gdyby tylko mógł sam by się ukarał.

Na razie odszedł i magazyn pogrążył się w ciszy.

Przykucnęłam żeby mieć widok na tak zwany opatrunek Szalonego Rogana.

- Będę musiała to ściągnąć.

- Postaram się nie płakać.

Przewróciłam oczami, westchnęłam i szarpnęłam taśmę klejącą. Drgnął. Płytkie cięcie przebiegało
przez jego żebra, bardziej obtarcie niż głębokie przecięcie, ale miał trzy cale długości i krwawiło.
Przynajmniej nie była to otwarta rana, więc obejdzie się bez szwów. Wyjęłam sól fizjologiczną i czysty
wacik.

- Przepraszam za samochód.

Nasączyłam wacik solą fizjologiczną i przemyłam ranę.

- Zgodziliśmy się na całkowitą szczerość.- Powiedział.- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że Adam
Pierce ma na twoim punkcie obsesję?

- Nie ma obsesji.

background image

- Zadzwonił do ciebie dzisiaj żeby powiedzieć o swojej ognistej eskapadzie. Twierdził, że cię pożąda.
Potem napisał do ciebie, żeby upewnić się, że widziałaś jak wysadza mój samochód. Dwa razy ostrzegł
cię w momencie kiedy myślał, że robi coś imponującego.

Posmarowałam ranę maścią z antybiotykiem i nałożyłam na wierzch gazę.

- Adam jest jak dziecko. Jest impulsywny i lubi kiedy ludzie upewniają go, że jest niesamowity. Jestem
młodą kobietą, atrakcyjną i nie byłam zbytnio pod wrażeniem jego łajdactwa. – Zaczęłam przyklejać
gazę plastrem.- Rozważał zaprowadzenie mnie do jego domu, przed oblicze matki tylko po to żeby
zobaczyć jej minę. Chichotał na samą myśl. To nie obsesja, to… kaprys, czy jak to inaczej nazwać.

- To są rzeczy które muszę wiedzieć.- Stwierdził.- Mogę to wykorzystać. Gdybym o tym wiedział
mógłbym dzisiaj inaczej zareagować.

- Zabawne jak to w twoich wypowiedziach zawsze jest „Ja” zamiast „ My”.- Zaczęłam zaklejać drugą
stronę gazy.

- Co zrobiłaś, żeby go zauroczyć? Pocałowałaś go? Trzymaliście się za ręce?

Jego ton był zdystansowany, ale gdzieś na granicy czuć było gorąco.

- Dałam mu buziaka w policzek. Nie było w tym podtekstu seksualnego. Próbował mnie namówić
żebym z nim uciekła, a ja nie chciałam mu dawać odprawy tak żeby całkowicie się przede mną
zamknął. Ciągle muszę go sprowadzić do Domu.

- Dlaczego więc czuje się zauroczony?

- Nie wiem dlaczego. – Byłam rozdrażniona.- Prawdopodobnie dlatego, że go ścigam i, że mu
odmówiłam. Nie może zrozumieć, że go ścigam ponieważ w innym przypadku MII wyrzuci moją
rodzinę na ulicę. Jego Dom był na samej górze od zawsze i nie jest w stanie sobie wyobrazić jak to jest.
Możliwe, że uważa mnie za potajemnie zafascynowaną błyszczącym klejnotem za jaki się uważa.

Ooops. Powiedziała trochę za dużo. Nie chciałam żeby wiedział, że Montgomery trzyma nas za gardło.
Nie wiedziałam co mógłby zrobić z taką informacją. Wyprostowałam to.- Zrozum, w tej chwili, w tej
kuchni są dwie osoby. Jedna jest żyjącym w dostatku, obrzydliwe bogatym Pierwszym, druga to ja.
Masz więcej wspólnego z Adamem niż ja. Może ty mi powiesz dlaczego to robi?

Szalony Rogan spojrzał na mnie. Jego wzrok był czysty i twardy.

- Nie jestem taki jak on.

Akurat z tym mogłam się zgodzić. Rogan nie przypominał Adama. Adam był nastolatkiem w ciele
mężczyzny. Rogan był mężczyzną. Wykalkulowanym, potężnym i upartym.

Bern wszedł do kuchni i stanął jak wryty. Zdałam sobie sprawę, że stałam dwa cale od półnagiego
Rogana który na mnie patrzył.

- Może wrócę później?- Zapytał

- Nie.- Zaprzeczyłam, odstępując od Szalonego Rogana.- Przesłuchiwał mnie kiedy go opatrywałam, ale
skończyliśmy.

background image

Szalony Rogan zerknął na swój bok.

- Dziękuję.

- Proszę bardzo.

Bern położył laptop na stole.- Znalazłem.

Na laptopie wyświetlony był film z frontowej kamery umieszczonej nad drzwiami wejściowymi. Zegar
pokazywał 20:26. To było kilka chwil po tym jak przyjechaliśmy.

Para nastolatków przejechała ulicą na deskorolkach. Jeden w niebieskiej bluzie, drugi w czarnej.
Wyglądały jak typowe Hustońskie dzieciaki: ciemnowłose, opalone, około 14-15 letnie. Strzeliły
zdjęcie Range Roverowi i pojechały dalej. Naganie zatrzymało się kiedy dzieciak w czarnej bluzie
trzymał komórkę przy uchu w trakcie jazdy.

Bern nacisnął klawisz. Film zaczął biec w zwolnionym tempie i zobaczyłam jak nastolatek w
niebieskiej bluzie zakręcił lekko, przeskoczył krawężnik i wrzucił mały obiekt pod samochód.

- To…?

- To bomba.- Potwierdził Bern.- Musiała być zdalnie zdetonowana.

- Użył dzieciaków do podrzucenia bomby?

- Tak.- Potwierdził Bern.

- Dzieci?- Mój umysł nie mógł tego ogarnąć.

- Do tego jeden z nich zaraportował mu to przez telefon.- Oczy Rogana zrobiły się zimne.

Opadłam na krzesło.

- Co jeśli wybuchłaby wcześniej? Kto daje bombę dzieciom? I po co?

Szalony Rogan uaktywnił telefon.

-Diego? Używa dzieci. Tak. Nie. Daj mi znać.

Rozłączył się.

Dwóch młodych ludzi przejechało pod naszym domem trzymając bombę. Co by się stało gdyby jeden
z nich upadł? Co jeżeli ktoś byłby w samochodzie? Co jeżeli któreś z nas podeszłoby do skrzynki na
listy? Mielibyśmy więcej martwych ciał. Liczb umarłych byłaby większa niż sześć. Sześciu to
wystarczająco dużo jak dla mnie, szczególnie że trzy z nich sama spowodowałam.

Zabolało mi w piersi. Zabiłam ludzi dzisiaj. Odebrałam im życie. Zabraliby moje, ale w tej chwili nie
wydawało się to takie ważne. Moja babcia ledwo przeżyła. Mój dom prawie spłonął, a potem dwójka
dzieci podrzuciła w pobliże bombę. Wszystko to spadło na mnie jak lawina.

- Wszystko w porządku?- Szalony Rogan skupił się na mnie.

background image

- Nie- Odpowiedziałam.

Bern także na mnie spojrzał.- Chcesz herbaty?

- Nie, dziękuję.- Odwróciłam się do Szalonego Rogana. Był Pierwszym, a obecnie nie było nas stać na
odmówienie jakiejkolwiek ochrony jaką mógł zaproponować. – Możesz używać chociaż odrobinę
swojej magii czy jesteś kompletnie wysuszony?

- Powoli wraca.- Odpowiedział.- Nie jestem bezsilny.

- Możesz zostać na noc?

- Mógłbym.

- Gdyby Pierce się pokazał, ale gdyby coś się działo…

- Zajmę się tym.- Zapewnił.

Prawda. Mówił poważnie.

- Dziękuję. Zobaczymy się wszyscy rano.

Opuściła kuchnię i niemal biegnąc poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi, usiadłam na łóżku i
podciągnęłam kolana pod brodę. W mojej piersi czułam wielką, ziejącą dziurę. Rosła coraz większa, a
ja nie wiedziałam jak to zatrzymać.

Ktoś zapukał do drzwi. To prawdopodobnie była moja mama. Przez chwilę rozważałam czy nie
udawać, że nie słyszałam, ale chciałam żebym weszła. Chciałam żeby mnie przytuliła i powiedziała, że
wszystko będzie w porządku.

- Kto tam?- Zapytałam.

- To ja.- Odezwała się mama.

- Otwarte.

Mama weszła niosąc ze sobą tablet. Poruszała się wolniej niż zwykle. Nogi musiały ją bardzo boleć, a
ja czułam się winna, że musiała wspinać się po schodach. Usiadła obok mnie na łóżku i włączyła
tablet. Na ekranie ruszył film. Ktoś nagrał go telefonem. Na ekranie widać było Adama z fantomowym,
płonącymi kolcami i pazurami, rzygającego ogniem. Wieża w której ja i Rogan mieliśmy swoją małą
przygodę majaczyła po prawej stronie.

Frontowe wejście eksplodowało z zatykającym uszy hukiem. Budynek się zatrząsł. Mężczyzna sapnął.
– Cholera jasna.

Na filmie pokazała się dłoń. Mężczyzna musiał złapać telefon i zabrać się stamtąd.

- Byliście w środku?- Dopytywała mama.

Pokiwałam głową.- Adam przeprowadzał dywersję. Kiedy on pluł ogniem, drużyna weszła do tego
budynku żeby odszukać pewną błyskotkę. Zatrzymaliśmy ich.

background image

- Chcesz o tym pogadać?

Potrząsnęłam głową.

- Mogę ci jakoś pomóc? – Zapytała delikatnie.- Mogę cokolwiek dla ciebie zrobić?

Znowu odmówiłam, ale pochyliłam się w jej stronę. Objęła mnie ramionami. Nie będę płakać. Mam
dwadzieścia pięć lat. Nie będę płakać.

- Ludzie Rogana mają przeanalizować biżuterię którą znaleźliśmy. – Mój głos brzmiał głucho.-
Wysłałam zdjęcie tego Bernowi. Też szuka. Dzieje się coś dużego i okropnego mamo. Czuję się jakbym
była na granicy. Przeraża mnie to. Przerażałam dzisiaj sama siebie.

- Robisz to co musi zostać zrobione. – Pocieszyła mnie mama i przyciągnęła bliżej do siebie. – Pamiętaj
zasadę: musisz działać tak żeby móc później spojrzeć na siebie w lustrze. Czasem to oznacza, że musisz
robić straszne rzeczy, ponieważ nie ma innego wyjścia. Jesteś pewna, że robisz dobrą rzecz?

- Tak myślę. Tylko to szybko wymyka się spoza kontroli. Pierce był gotowy spalić cały budynek żeby
tylko dostać tą rzecz. Dał dzieciakom w wieku Leona bombę. Kto tak postępuje?

- Ktoś kto musi zostać powstrzymany.

- Zaczynam myśleć, że gdyby MII nie wezwało mnie do biuro to mogło spotkać kogoś innego.
Oglądalibyśmy to w telewizji i komentowali „ O mój Boże, czy to nie szalone?!”.

- Nie możesz tak myśleć.- Stwierdziła mama.- To cię doprowadzi do szaleństwa. Zaufaj mi:
zastanawianie się co by było gdyby ci się to nie przydarzyło nikomu jeszcze nie pomogło. Doprowadzi
cię to tylko do użalania się nad sobą i spowoduje, że nie będziesz czujna. Nie ma odwrotu. Nevada
patrz na to jak na pracę. Jak na cos co musisz zrobić. Wykonaj swoją robotę i wróć do domu.

- Mam wrażenie, że Rogan używa mnie jako przynęty.

- To ty też go użyj. – Doradziła mama.- Rzuć go na Pierca i doprowadź do tego, że to on go złapie.

- Co jeżeli zabije Pierca?

- Większy problem będzie jeżeli Pierce zabije jego.- Stwierdziła.- Jednak jeżeli zabije Adama to będzie
to sprawa pomiędzy Domem Pierca i Domem Rogana. Sami to rozwiążą. Twoim priorytetem jest
przeżycie. Dopiero na drugim miejscu jest sprowadzenie Pierca.

Położyłam głowę na jej ramieniu.- Będę potrzebowała więcej amunicji.

- Jak się sprawował Ruger? – Zapytała delikatnie. Domyśliła się.

- Dosięgnął celu.

background image

Rozdział 11

Obudziłam się wcześnie. Słońce jeszcze nie wstało, ale niebo zmieniło kolor na blado perłowy. Zdjęłam
opatrunki z twarzy i ramion, nalałam kilka kropel lawendowego i różanego olejku do podgrzewacza,
zapaliłam pod nim świeczkę i wzięłam długi prysznic. Ciągle byłam czysta, ale prysznic zawsze
sprawiał, że czułam się lepiej. Stałam pod kaskadą gorącej wody mając nadzieję na zmycie wspomnień
poprzedniego dnia. Śniłam o strzelaniu do ludzi. W moim koszmarze zabijałam ich znowu i znowu i
znowu, każda kula trafiała ich w głowy w zwolnionym tempie, a krew rozkwitała jak ohydne kwiaty. Na
żywo wcale tak nie było. Cała strzelanina trwała może trzy czy cztery minuty. We śnie wystrzały
brzmiały jak grzmot. W lobby brzmiały sucho, jak petardy. Boom-boom. Życie ulatywało. Boom-Boom.
Kolejne.

Pozwalałam żeby woda obmywała mnie i jednocześnie zastanawiałam się jak moja mama to
przetrwała. Jak mogła patrzeć przez celownik, naciskać spust i zakańczać czyjeś życie i robić to na
okrągło utrzymując zdrowie psychiczne. Chciałam ją o to zapytać. Czy była w tym jakaś tajemnica?

Minęły dwa lata odkąd była na ostatnim spotkaniu na terapii grupowej. Było z nią dużo lepiej.
Wywołując stare demony wcale bym jej nie pomogła. Musiałam sama sobie z tym poradzić.

Stałam pod prysznicem dopóki poczucie winy odrobinę się nie zmniejszyło. Zużycie całej ciepłej wody
nie byłoby fajne. Moje siostry i kuzyni też musieli skorzystać z prysznica. Wyszłam, owinęłam
ręcznikiem włosy i drugim ciało i spojrzałam na swoje odbicie. Płytkie nacięcia na twarzy i ramionach
nadal nie krwawiły. Posmarowałam je antybiotykiem. Krzywienie się i syczenie wcale nie zmniejszyło
bólu. Nałożyłam opatrunek na nacięcia na wszelkie wypadek, w razie gdyby jednak zaczęły krwawić.

Gdybym tylko miała ręczniki papierowe i taśmę klejącą pod ręką. Przewróciłam oczami. O czym on do
cholery myślał? Był chyba multimilionerem nie? I opatrywał się papierem i taśmą. Skąd on w ogóle
wiedział co to jest taśma klejąca? Może w domu miał swoją własną wersję , specjalną, dla Pierwszych,
złotą i wysadzaną diamentami. Tak na wszelki wypadek gdyby zaciął się w palec.

Zaśmiałam się pod nosem, prychnęłam i pośmiałam się jeszcze trochę. Stałam tak, ociekająca wodą i
śmiejąca się jak wariatka. Jestem całkowicie zdrowa psychicznie.

Ściągnęłam ręcznik z włosów i sięgnęłam żeby odwiesić go na haczyk pod oknem i zamarłam. Moje
okno wychodziło na parking warsztatu babci i pod tym kątem mogłam zobaczyć całe królestwo babci
Fridy. Pojazdy okryte płótnem i stojaki z częściami stojące pod ścianą. Na środku wypolerowanej,
betonowej wylewki Szalony Rogan rysował kredą magiczny krąg. Zaczynał się jako pięciokąt z
szerokimi na dwie i pół stopy kołami na każdym szczycie. Linie dzieliły pięciokąt na równe części, a
glify biegły wyrysowane wzdłuż rysunku. Cały krąg wyglądał idealnie, piękne proste linie pięciokątu ,
precyzyjne koła. Taka perfekcyjność musiała zająć lata praktyki.

Szalony Rogan skończył ostatni glif wyprostował się. Nosił ta samą koszule i spodnie które miał na
sobie zeszłego wieczoru. Wyciągnął się, podniósł jedną nogę, potem drugą i podskoczył w miejscu
jakby skakał przez niewidzialną linę. Przez chwilę stał boso przed pięciokątem, potem przekroczył linię
i stanął w środku twarzą w kierunku magazynu. Oczy miał zamknięte, ręce opuszczone wzdłuż boków.

Klucz. Czytałam o tym. Był to rytuał najsilniejszych Domów służący odbudowaniu mocy. Szalony Rogan
wyczerpał całą swoją energię magiczną i teraz będzie ją odzyskiwał. Gdzieś tam Adam Pierce robił to

background image

samo. Ludzie mają różne opinie o tym co dzieje się podczas rytuału Klucza. Niektórzy twierdzą, że
uzupełnia się magię, inni, że wyrównuje się magię w otoczeniu. Widziałam to kiedyś na YouTubie, ale
żaden z filmików nie był dobrej jakości. Klucz był pilnie strzeżonym sekretem. Każdy Dom miał swój
indywidualny rytuał.

Szalony Rogan uniósł ugięte w łokciach ramiona, dłonie otwarte, oczy zamknięte. Nachyliłam się do
ściany.

Jedna z magicznych póz . Okey. Jak dotąd niezbyt ekscytujące.

Rogan obrócił prawe ramię na bok, napinając plecy, wypinając klatkę piersiową i jednocześnie
wkraczając w okrąg z płynną gracją, jakby jego całe ciało nagle się rozluźniło. Obrócił się w obrębie
kredowego wzoru, niewiarygodnie szybko.

Wykonał błyskawiczne kopnięcie, uderzając niewidzialnego przeciwnika. Jego ręce przecięły
powietrze, w prawo, w lewo, jak ostrza gotowe powalić napastnika.

Krawędź okręgu zalśniła blado-niebiesko.

Szalony Rogan odwrócił się, skoczył, obrócił i wszedł do drugiego okręgu. Jego silne palce zwinęły się
w pięści, a ostrza zmieniły się w młoty gdy wymierzał szybkie, mocne ciosy. Długie kopnięcia zmieniły
się w krótkie i zawzięte, prędkość i siła przechodziła w czystą moc. Pełen wdzięku, jak tancerz, a do
tego brutalny i skuteczny niczym czający się w zaułku zabójca.

Kolejny okrąg zalśnił. Pot pojawił się na twarzy Szalonego Rogana, a jednocześnie przybrała ona
spokojny wyraz. Wkroczył do trzeciego okręgu. Prawa ręka zadała cios, palce ugięte. Widziałam ten
sam ruch wczoraj, gdy uderzył strażaka-przebierańca w twarz. Musiał wtedy zatrzymać cios wcześniej,
bo gdyby wykonał go tak jak teraz, wbiłby ofierze chrząstki nosa prosto w mózg.

W jego ruchu widać było płynny, magnetyczny wdzięk.

Te wszystkie mięśnie, które wczoraj podziwiałam, okazały się jedynie efektem ubocznym jego dążenia
do celu. A celem była moc. Brutalna, zabójcza moc. Cały on, ta niewiarygodna siła, oślepiająca
prędkość, gibkość, zwinność oraz męskość zlewały się razem, by wyzwolić wręcz morderczą dzikość.
Włoski stanęły mi na ramionach. Gdybym tylko mogła mieć go całego dla siebie.

Jakby to było podejść do niego, położyć rękę na ramieniu i obserwować jak ta skondensowana
przemoc zmienia się w pożądanie?

Wszystkie pięć okręgów teraz lśniło. Wylądował w środku pięciokąta w wyjściowej pozie maga.
Lśnienie wystrzeliło jasnością, a potem zniknęło jakby zostało wessane w jego ciało. Szalony Rogan
wyszedł z kręgu, wytarł przedramieniem pot czoła, chwycił butelkę z wodą stojącą na najbliższym
pojeździe i napił się.

Wypuściłam oddech który do tej pory nieświadomie wstrzymywałam i zadrżałam. Moja lewa stopa
iskrzyła małymi ogniskami bólu- zdrętwiała. Podskoczyłam, złapałam ręcznik żeby się ze mnie nie
ześlizgnął i pochyliłam się do przodu jeszcze raz zerkając przez okno. Słońce wzeszło i złote światło
rozprzestrzeniło się po terenie magazynu rysując świetliste prostokąty na podłodze. Obmyło jego ciało

background image

sprawiając, że jego skóra błyszczała. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, jedynie ostre kąty jego
policzków ogrzane przez słońce.

Jeżeli byłabym teraz obok niego, a on wyciągnął do mnie rękę pozwoliłabym mu zrobić wszystko na co
miałby ochotę na dachu któregoś z czołgów.

Byłam poza swoją głową. Odetchnęłam i starałam się zagłuszyć potrzebę pulsującą w moim ciele.
Szalony Rogan był poza zasięgiem. Pochodził z innego świata, miał inne standardy i oznajmił, że stanę
się sierotą, jeżeli moja mama jeszcze kiedykolwiek mu zagrozi. Okey, to ostatnie mi pomogło. Czułam
się już lepiej.

Odsunęłam się od okna.

Musiałam wziąć się w garść. W związku z Roganem mogłam wyniknąć same kłopoty. On i ja musimy
złapać Adama Pierca, przyprowadzić go do jego rodziny i odejść każde w swoją stronę.

Kiedy zeszłam na dół, nigdzie nie było widać Szalonego Rogana. Wyśledziłam babce Fridę w garażu.
Pochylała się nad pojazdem nad którym pracowała i popijała poranną herbatę.

- Niesamowity jest prawda?- Zapytała cicho.

- Widziałaś, że go obserwowałam?

Pokiwała głową, sięgnęła dłonią i odsunęła kosmyki włosów z mojej twarzy.

- Kiedy tak dorosłaś? Kiedy ja się tak zestarzałam?

- Nie jesteś stara babciu. Pewnie spokojnie skopałabyś mi tyłek.

Parsknęła. – Bądź ostrożna Nevado. To bardzo niebezpieczny człowiek.

Jakbym nie wiedziała.

- Planuje utrzymywać z nim kontakt tylko tak długo jak będzie trzeba.

Babcia posłała mi dziwne spojrzenie.

- No co?!

- Czy on o tym wie?

- Oczywiście. Powiedziałam mu to. To jest czysto biznesowa znajomość.

Babcia potrząsnęła głową i upiła łyk herbaty.

- Jak idzie dochodzenie Sherlocku?

- Znaleźliśmy niewielki obiekt zdobiony klejnotami i prawie wylecieliśmy w powietrze.

- Jaki to ma związek z Piercem?

Pokręciłam głową.

background image

- Nie mam pojęcia. Jednak jakoś te dwie sprawy są połączone. Gdzie jest Szalony Rogan?

- Przyszedł Bern i go zabrał gdzieś.

Im mniejszy ma on kontakt z moimi kuzynami i siostrami tym lepiej.

- W takim razie idę go poszukać.

- Jasne.- Stwierdziła babcia.- Uważaj na swoje tyły Nevada.

- Jak zawsze.

- Pamiętaj, że on nie jest Kevinem.

Odwróciłam się na piętach.

- Serio babciu?

Zamachała na mnie.

- Idź już!

Miała rację. Szalony Rogan i Kevin to zupełnie dwie różne osoby.

Minutę później wspinałam się po kilku stopniach do Chaty Zła. Bern siedział przy swoim miejscu pracy.
Szalony Rogan stał za nim. Trzy ekrany przed Bernem pokazywały wnętrze cyfrowej dżungli Buga w
całej jej okazałości. Bug siedział przed centralnym monitorem głaszcząc Napoleona który leżał
rozwalony na jego kolanach. Twarz miał zrelaksowaną ( Bug nie pies). Nie dygotał. Nie miał
rozbieganych oczu. Był naspidowany jak samolot.

Jak Roganowi udało się namówić do połączenia systemów? Zazwyczaj Bug był paranoidalny. Od
dwóch lat nie podał mi nawet swojego numeru telefonu.

-… nieźle jak na domowy system.- Chwalił Bug.

- To Strix T09x za tobą?- Zapytał Bern.

Bug kiwnął głową.

- Ekstra. Z Talon-M7?

- Spójrz dokładniej.

- Ile kosztował cię Equozol którym go przekupiłeś?- Zapytałam Rogana.

- Nie chcesz wiedzieć. – Odpowiedział.

Bern zrobił zbliżenie na omawiany element.- Nie możliwe.

- Patrz i płacz.

Bug podał Napoleonowi ciasteczko pod nos. Pies otworzył paszczę i czekał aż Bug włoży do niej
smakołyk.

background image

Bern zmarszczył brwi naburmuszony.- Jak to dostałeś? Premiera M8s jest zaplanowana za dwa
miesiące, M9s nie powinien być jeszcze w produkcji.

- Właśnie w to chcą żebyś wierzył. Czekają aż wypuszczą chip do Starykera. Kiedy M8s trafi do
sprzedaży cena poszybuje w górę, a za jakiś miesiąc będzie bezwartościowy bo wypuszczą M9s ze
Straykerem. Pierzone kutasy.

- Ciągle używasz tego zwrotu.- Zauważył Szalony Rogan.- Zdajesz sobie sprawę, że on nie ma sensu?

- Czemu?

- Nie możesz pieprzyć kutasa.- Stwierdził Rogan.

- Jednak możesz pieprzyć kutasem.- Stwierdził Bug.

- Wtedy zwrot nie pasuje.- Odparł Bern. ** bardzo oświecająca wymiana zdań**

To był ten typ rozważań w którym mogli się wymieniać argumentami przez godziny, więc przerwałam.

- Bug znalazłeś coś?

Bud przewrócił oczami.

- Nie, siedzę tu rozmawiając z wami dupki, wykluczając Dowódcę ( że niby Rogan), ponieważ jestem
ekstrawertykiem i kocham was wszystkich.- Jego palce tańczyły po klawiaturze.- Doszukałem się, że
Pierwszy Narodowy Bank przechowuje nagrania z dwóch miesięcy wstecz i wrzuca je na zdalny
serwer. Dostałem się do niego i voila!

Nagranie z kamer ochrony pokazały się na monitorze po lewej. Jasny prostokąt prześlizgnął się po
ekranie i pokazał szczupłą kobietę przechodzącą po wypolerowanej podłodze. Platynowe włosy,
dobrze ufarbowane, biała bluzka z ciężkim, złotym naszyjnikiem, szara spódnica, jaskrawoczerwony
pasek, czerwone lakierowane szpilki i designerska torba. Wyszedł jej na spotkanie bankowiec, a kiedy
się odwróciła kamera złapała jej twarz. Miała około trzydziestu lat, duże szare oczy obramowane
firanką sztucznych rzęs i cienkie usta. Była ładna, a jej wygląd świadczył o dużych pieniądzach.

- Poznajcie Harper Larvo.- Zaanonsował Bug.- Dwadzieścia dziewięć lat, ojciec Philip Larvo, matka Lynn
Larvo, oboje sprzedają nieruchomości. Nie związani z żadnym Domem. Uczęszczała do Phillips
Academy Andove, potem do Dartmouth gdzie udało jej się zdobyć dyplom z historii sztuki .Harper jest
Haromonizerką tak jak jej rodzice i dziadek.

Harmonizowanie jest magią nie mającą nic wspólnego z muzyką. Utalentowany Harmonizer mógł
przejść po pokoju i zmienić nastrój otoczenia tylko przez zmianę położenia kilku obiektów. Nie był to
rzadki talent. Harmonizerzy pracowali zazwyczaj jako architekci wnętrz, floryści, konsultanci modowi,
w każdym zawodzie gdzie ważna była estetyka.

- Harper ma klasę Wielką, ale bardzo blisko jej do Przeciętnej. Nie jest źle, ale to nic nadzwyczajnego.
Jej rodzice mają taką samą klasę, a jej dziadek Wybitną. Korzystają z usług Banku Centralnego.
Wszystkie ich konta są tam i korzystają z tego od pięćdziesięciu lat. Więc co tam robiła? Nie ma śladu
po tym żeby otwierała tam konto. Ponadto, moje małe kurczaczki, Harper jest mniej lub bardziej
bezrobotna. Współpracuje z magazynem modowym, pracowała w hoteli Black and Red w Dallas z

background image

jakimś Sullivanem który podobno jest sławny, pomagała w organizacjach charytatywnych, ale w
większości imprezuje i dba o wygląd. Jak motylek .Bezużyteczna i znana z niczego.

Pół tuzina fotografii wyskoczyło na ekranie. Harper z kieliszkiem szampana. Harper leżąca na stole
pięknie unosząc stopy. Harper upozowana na kanapie.

- I moje ulubione- Ucieszył się Bug.

Zdjęcie wskoczyło na ekran. Harper chichocząc zarzuca swoje jasne włosy na Adama Pierca który
wygląda gorąco w nieodłącznej skórzanej kurtce. Obejmuje ją ramieniem.

- Kiedy zostało zrobione? – Zapytał Rogan.

- Cztery lata temu.

Ponownie włączył i film i mogliśmy zobaczyć jak Harper wchodzi do windy z pracownikiem banku. Szli
powoli, bankier coś mówił i mocno gestykulował jakby cos wyjaśniał. Drzwi windy zamknęły się za
nimi i straciliśmy ich z widoku.

- Zjechali na dół i weszli do pomieszczenia ze skrytkami depozytowymi.

- Robiła rozpoznanie.- Zgadywałam.- Jedyne co musiała zrobić to powiedzieć, że jest zainteresowana
ofertą banku a oni ją oprowadzili, nie wykluczając pomieszczeń z depozytami. Tam musiała tylko
oznaczyć odpowiednią skrytkę dla Gavina.

- Masz jej numer?- Zapytał Szalony Rogan.

- Tak szefie. Wysłałem kontakt na twój numer.

Kiedy Bug mówił „szefie” brzmiało to tak jak inni kiedy mówią „sir”. Do tej pory myślałam, że Bug nie
ma szacunku dla nikogo.

Szalony Rogan wziął swój telefon i wybrał numer.

- Tu Szalony Rogan. Spotkaj się ze mną w Galerii przy fontannie w Nordstrom za godzinę.

Rozłączył się i spojrzał na mnie.- Idziesz ze mną?

- Pewnie.

- Przy frontowych drzwiach za piętnaście minut.- Odwrócił się i wyszedł.

Zerknęłam na Buga.

- Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy powiedziałeś, że prędzej wypijesz ścieki niż zaczniesz pracować z
Pierwszym albo dla wojska.

Bug się zjeżył.

- No i?

Wskazałam kciukiem za siebie.

background image

-Jest Pierwszym i byłym wojskowym.

- Nie zrozumiesz. On jest… jest Szalonym Roganem.

- Oh, oszczędź mnie.

Zamachał do mnie i Berna.

- Dzieciaki, będę się niedługo przeprowadzał. Jeżeli chcesz M9 to jest twój.

- To cholernie dużo jak na ciebie.- Powiedział Bern.- Gdzie jest haczyk?

- Nie ma haczyka. Będę miał coś lepszego, więc nie myśl, że jestem miły. Dzięki temu nie będę musiał
taszczyć ze sobą całego tego śmiecia.

Ekran zgasł.

- Czy Szalony Rogan właśnie zrekrutował Buga?- Zapytałam.

- Widocznie tak.- Potwierdził Bern.

Gapiliśmy się na siebie.

- Znalazłeś coś na temat ozdóbki?

- Nie. Ma dziwny kształt. Jest trochę podobny do Japońskich ozdób ze smokiem, ale to raczej nie jest
powiązane .Wzór jest nie ten.

- Będziesz dalej szukał? Wiem, że to jak szukanie igły w stogu siana, ale będę bardzo wdzięczna.

- Oczywiście.

- Nie ufam Szalonemu Roganowi. Sami musimy to rozgryźć.

- Nie martw się. – Podniósł mnie na duchu Bern.- Dojdziemy do tego. Mam coś dla ciebie.

Bern otworzył szufladę i wyciągnął zamykaną na suwak torbę i wyjął z niej jakieś metalowe
urządzenie.

- Znalazłem to w twoim samochodzie. Standardowy transmiter GPS.

Dzięki temu Szalony Rogan wiedział, że wybieram się na spotkanie z Adamem w arboretum.
Westchnęłam.

- Wszystko w porządku? – Dopytywał Bern.

- Tak.- Skłamałam.- Idę się przebrać. – I wziąć swój pistolet.

- Nevada!- Zawołał za mną.- To M9 byłoby naprawdę miłe. Nie masz nic przeciwko?

- Jeżeli umiesz ubić interes z Bugiem to bierz. Postaraj się tylko nie być mu dłużnym jakiejś przysługi,
której nie będziesz w stanie spłacić.

background image

Wyszłam z magazynu i przetarłam oczy.

Szalony Rogan czekał na siedzeniu kierowcy w perfekcyjnie nietkniętym Range Roverze. To był spalony
wrak kilka godzin temu. To nie mógł być ten sam samochód.

Zobaczyłam, że przygląda mi się przez okno. Jego oczy były błękitne tego poranka. Znajome uczucie
przeszło przeze mnie, dwie porcje pożądania i jedna porcja alarmu, reszta to była frustracja którą
czułam na swoją reakcję. Uderzenie tej całej męskości już dawno powinno zacząć blaknąć. Już
powinnam być zaszczepiona i uodporniona. Zamiast tego znowu wyskakiwałam ze skarpetek na jego
widok.

Łańcuchy, upomniałam siebie wsiadając do auta.

- Masz więcej niż jednego Range Rovera?

- Mam kilka.- Odpowiedział. Jego głos był spokojny.

- Więc to żadna sprawa dla ciebie, że Adam wysadził jeden z nich?

- Mam kilka, bo je lubię.

Spojrzałam na niego. Miał napiętą szczękę. Jego usta tworzyły twardą, prosta linię. Jego oczy pod
ciemnymi brwiami nabrały chłodu, stalową twardość i widziałam złość w ich głębi. Nie głośną,
wybuchową wściekłość, ale chłodną, zdeterminowaną furię. Mój instynkt zaczął krzyczeć żebym
wysiadła z samochodu. Wysiąść teraz i uciekać z rękami do góry.

-Tamten konkretny Range Rover był moim ulubionym. – Jego głos i postawa nad były spokojne i
uprzejme.- Kiedy znajdziemy Pierca, zapłaci mi za to.

Zapłaci? Jeżeli wcześniej nie było to osobiste to teraz już było.

- Potrzebujemy go żywego.- Przypomniałam mu.- Obiecałeś mi to.

- Pamiętam.- Powiedział. Ton jego głosu świadczył, że wcale nie był z tego zadowolony.

Może będę miała szczęście i Adam Pierce nie będzie się dzisiaj wychylał, bo jeżeli ich drogi się przetną
Szalony Rogan może go zamordować i będzie miał z tego niezły ubaw.

Zapięłam pasy i Range Rover potoczył się na ulicę. Zajmie nam około czterdziestu pięciu minut
dotarcie do Galerii.

- Znasz Harper Larvo?

- Nigdy jej nie spotkałem.- Stwierdził Rogan.

- Więc dlaczego myślisz, że się pojawi?

- Znam ten typ.

- Co to za typ?

- Nieudany nosiciel.

background image

Zerknęłam na niego pytająco.

- Jej dziadek jest Wybitnym. – Wyjaśnił.- Ma troje dzieci. Każde z nich jest Wielkim, a każde z ich dzieci
jest albo Wielkim albo Przeciętnym.

- Skąd wiesz?

- Sprawdziłem bazę danych w momencie kiedy Bug gadał. Nie wspomniałem o tym wtedy, bo Bug
wykonał znakomitą robotę i to był jego moment żeby błyszczeć. Musisz pozwolić swoim ludziom czuć
dumę z dobrze wykonanej pracy i nagradzać ich za to. Masz wtedy lepsze rezultaty.

Wszystko co robił Rogan było obliczone na efektywność, nawet nagradzanie pracowników.
Zadowolony pracownik pracuje ciężko i jest bardziej lojalny, więc poświęca czas na uznawanie ich
osiągnięć. Zastanawiał się na którym szczebelku tej drabiny uznania stoję. Prawdopodobnie traktuje
mnie jako swojego pracownika. Nie byłam nim i jedyną rzeczą jaką od niego chciałam to Adam Pierce,
najlepiej ciasno związanego.

- W przybliżeniu jakieś 70% dzieci przejmuje zdolności swoich rodziców bez zmiany klasy.- Informował
mnie Rogan.- Niewielka ilość potomków, około 3-5 %, przejawia wzrost mocy. Reszta traci ją z każdą
generacją. Można zaobserwować to w każdej rodzinie. Nawet jeżeli rodzice byli Pierwszymi są różne
wariacje ułożenia mocy wśród ich dzieci. Spytałaś mnie raz dlaczego oczekuje się ode mnie posiadanie
nie więcej niż trójki dzieci. To jest kolejny powód. Jeżeli pierwsze dziecko będzie Pierwszym to istnieje
duża szansa, że nim nie będzie. Mimo to Domy preferują, żeby głowa rodu miała przynajmniej dwójkę
dzieci. Wiesz jak to nazywają?

- Nie.

Zerknął na mnie. Jego twarz była ponura.

- Zapasowy plan. Domy walczą ze sobą. Nie zawsze mieliśmy długą średnią życia. Wiesz dlaczego
Adam został poczęty?

- Nie- I nie byłam pewna czy chcę.

- Ponieważ jego brat Peter późno ujawnił swoje moce. Pełny zakres zaczął wykorzystywać dopiero po
jedenastym roku życia. Myśleli, że jest bezwartościowy i zostawała tylko Tatiana jako jedyna Pierwsza i
potencjalna głowa Domu. Gdyby ktoś ją zabił Dom Pierca zostałby bez Pierwszego. Tak więc śpieszyli
się żeby zrobić kolejne dziecko, tak na wszelki wypadek.

- Brzmi to strasznie cynicznie i bez serca.

- Często tak jest. – Stwierdził Szalony Rogan.- Jeżeli poziom magii spada przed dwa pokolenia nazywa
się taką linię krwi nieudanym nosicielstwem. Każda następna generacja jest słabsza od poprzedniej.
Domy boją się tylko jednej, jedynej rzeczy: utraty mocy. Jeżeli byłbym nieudanym nosicielem to każdy
kto się ze mną zwiąże będzie wiedział, że nasze dzieci będą miały mniej magii.

Kawałki układanki wskakiwały na swoje miejsce.

- Nikt nie tknie Harper nawet dziesięciometrowym kijem.

background image

- Dokładnie. Jej dziadek miał silną moc i to otworzyło jej drzwi do socjety. Prawdopodobnie zaczynała
jako świeża, dzikooka debiutantka, pewna, że spotka miłość swojego życia i wżeni się w potężny Dom.
Przez lata uświadomiła sobie, że mężczyźni umawiają się z nią, pieprzą ją, ale zawsze ją zostawią. Ma
dwadzieścia dziewięć lat. Do tej pory straciła cały swój zapał i marzenia. Teraz zna fakty, wie, że nie
wejdzie do żadnego Domu. , ale ciągle desperacko tego pragnie. Patrzy jak dziadek obraca się w
kręgach silnej magii, patrzy na rodziców i zrobi wszystko żeby wspiąć się na szczyt. Jestem nieżonatym
Pierwszym. Jestem potężny, przystojny i obrzydliwie bogaty.

- Również pełen pokory i skromności. – Nie mogłam się powstrzymać.

- To także.- Powiedział bez mrugnięcia okiem.- Przyjdzie. Nie przepuści takiej szansy.

- To strasznie smutne. Cieszę się, że nie jestem Pierwszym ponieważ sporo z was to zgraja chorych
bękartów.

Szalony Rogan rzucił mi dziwne spojrzenie.

- Moc ma swoją cenę. Nie zawsze tego chcemy, ale zawsze kończymy płacąc za to. Trzymałaś wczoraj
moc życia i śmierci. Jak się z tym czułaś?

- Nie chcę o tym rozmawiać. – Nie będę miała z tobą rozmowy od serca.

- Kiedy pierwszy raz zabiłem człowieka, mam na myśli z bliska, osobiście, kiedy patrzysz jak życie
ucieka z oczu, czekałem. Czytałem wszystkie książki i oglądałem wszystkie filmy i wiedziałem czego się
spodziewać. Oczekiwałem, że będę czuć się chory, że będę wymiotował, a potem się z tym pogodzę.
Więc stałem tam i czekałem i nie czułem nic. Pomyślałem, że może stanie się to następnym razem.

- Stało się?

-Nie.

- Ile osób zabiłeś?

- Nie wiem,- Odparł.- Przestałem liczyć. To była ciężka wojna.

Jego słowa kołatały mi po głowie. Podzielił się ze mną czymś prywatnym i osobistym.
Prawdopodobnie nie zrozumie, ale poczułabym ulgę dzieląc się tym z nim. Musiałam komuś
powiedzieć.

- Ja czułam jakbym straciła część siebie.- Powiedziałam- Stworzyła się wielka dziura we mnie, jakby coś
zostało przemocą ze mnie wyrwane. Myłam dzisiaj zęby i myślałam o tych dwóch mężczyznach i
kobiecie. Nigdy więcej nie umyją zębów. Nigdy nie zjedzą śniadania. Nigdy nie przywitają się ze swoją
matką. Nie zrobią żadnej z tych prostych, codziennych czynności. Ja to sprawiłam. Ja nacisnęłam
spust. Wiem, że chcieli zrobić mi to samo, ale czuję się winna i będę rozpaczać po nich i po sobie. Coś
we mnie zniknęło bezpowrotnie. Chciałabym być z powrotem całością, ale wiem, że nigdy tego nie
odzyskam.

- Co się stanie jeżeli zamiast Harper wejdziemy w zasadzkę i ktoś w nas wyceluje?

background image

- Zastrzelę go. – Powiedziałam.- Później będzie mi źle, ale dojdę do siebie. Pomogłoby gdybym
wiedziała dlaczego. Dlaczego chcieli zabijać? Co jest takiego ważnego, że Adam spalił cały budynek
tylko po to żeby odwrócić uwagę.

- Dobre pytanie.

- Pomijając to wszystko- bank, budynek biurowy, zorganizowana grupa ludzi- to jest zbyt
skomplikowane jak na Adama.- Męczyło mnie to odkąd zobaczyła grupę fałszywych strażaków
wchodzących do budynku.- Nie lubi pracować. To wszystko jest dobrze zorganizowane i szczegółowo
zaplanowane. Nie wygląda mi na chłopaka, który lubi planować.

Szalony Rogan zmienił pas z chirurgiczną precyzją.

- Nauczyłem się już dawno żeby zatrudniać tylko najlepszych. Wybieram moich ludzi ostrożnie. Są
kompetentni, dobrze wyszkoleni i pracowici i w tym momencie przeczesują miasto. Mam znaczne
zasoby do swojej dyspozycji. Mam kontakty z ludźmi, którzy znają światek podziemny Huston.

Nie chce wiedzieć jak je zdobył.

- Nie mówię ci tego żeby siebie wyolbrzymiać. Pokazuje skalę możliwości. Kiedy chcę żeby ktoś został
znaleziony przyprowadzają mi go w przeciągu godziny.- Szalony Rogan spojrzał na mnie.- Nie mogę
znaleźć Adama Pierca.

Na moment maska spokoju ześlizgnęła się z jego twarzy i spojrzała prosto w niego. Zobaczyłam furię.

- Porusza się po mieście jak duch. Pojawia się i znika kiedy chce.

Teraz wiem dlaczego skupił się na mnie. Wszyscy jego ludzie zawiedli i nagle pojawiłam się ja kupując
koszulkę dla Adama.

- Myślisz, że jest maskowany przez maga iluzji?- Zapytałam. Naprawdę silny iluzjonista mógł zaburzyć
rzeczywistość.

- Nie przez jednego maga. Musi być ukrywany przez całą drużynę. Ukrywanie poruszającego się
obiektu wymaga skoordynowanego wysiłku i specjalistycznego treningu. Drużyna którą zdjęliśmy w
wieży miała takie przeszkolenie. – Rogan skrzywił się- Pierce nie miałby znajomości ani wiedzy żeby
zebrać takich ludzi razem. Nie ma też pieniędzy , nie zna odpowiednich ludzi, a nawet jeżeli miałby te
rzeczy to nikt nie potraktowałby go poważnie.- Miał rację.- To by mu się nie udało. Nie jest graczem
zespołowym. Ktoś inny musi pociągać za sznurki.

Przeszył mnie niepokój.

- Kto może mieć taki wpływ na Adama? Jego własna rodzina nie może go kontrolować.

Twarz Szalonego Rogana znowu spochmurniała.- Nie wiem. Może Harper nam powie.

Jechaliśmy w ciszy.

- Chcę mieć jakieś wytłumaczenie dla zakończenia życia tych ludzi. – Powiedziałam cicho.- Chcę
wiedzieć dlaczego.

background image

- Obiecuje ci, że się dowiemy.- Obiecał Szalony Rogan.

Nie potrzebowałam swojej magii żeby stwierdzić, że mówi poważnie.

Hustońska Galeria była największym supermarketem w Teksasie. Miała setki sklepów – Nordstrom,
Saks, dwa oddzielne Macy- i lodowisko otwarte cały rok. Wybudowano go w późnych latach 60-tych
przez Geralda D. Hinesa, który z kolei zainspirował się Glennem H. McCarthy'm, legendarnym
potentatem naftowym z Houston znanym jako Diamentowy Glenn. Od otwarcia w 1970 centrum
przeszło kilka etapów rozbudowy. Zmierzaliśmy do najnowszego skrzydła, Galerii IV.

Centrum rozciągało się przed nami na dwa piętra sklepów. Wszystko wykonano ze szkła, bladych
kafelek, olbrzymich świateł oraz białych łuków. Weszliśmy jakby nigdy nic. Przebrałam się w dżinsy i
bluzkę i wzięłam ulubioną torebkę, z ciemnej skóry, małą, lekką, do zarzucenia na ramię z
przerobionym schowkiem, który pozwalał wyjąć broń w ułamku sekundy. Miałam przy sobie Kahr
PM9. Długi na pięć i pół cala, razem z magazynkiem na sześć pocisków ważył około funta. Nie miał
iglicy, więc nie zapląta się podczas wyciągania ze zmodyfikowanej torebki, posiadał zewnętrzny
bezpiecznik spustowy, co sprawiło, że poczułam się lepiej.

Plan A na zły obrót sprawy to uciekać i nikogo nie zastrzelić. Plan B to pokazać spluwę i przestraszyć
napastnika, ostatnie czego bym chciała to przypadkowy wystrzał. Jedynie plan C dotyczył
prawdziwych strzałów i biorąc pod uwagę miejsce w którym się znalazłam, gdy będę pociągać za
spust, będę musiała się upewnić, że nie skrzywdzę niewinnych osób.

Szalony Rogan szedł obok mnie. Miał na sobie szary garnitur i czarną koszulę, rozpiętą pod
kołnierzykiem. Ubranie nie było ani wyszukane ani nie wyróżniało się. Po prostu zostało idealnie
dopasowane i uszyte z najlepszych materiałów.

Powinniśmy lepiej się zgrać. Nie pasowaliśmy zbytnio do siebie, ale Galeria to miejsce dla
najdziwniejszych grup.

Młode matki spacerowały z dziećmi w wózkach, a obok nastolatkowie z niebieskimi, czerwonymi czy
różowymi włosami. Przed nami dwie kobiety w średnim wieku w drogich kostiumach, o twarzach
wygładzonych magią iluzji prawie do plastikowej perfekcji skręciły do sklepu, ledwie unikając
zderzenia z mężczyzną w czapeczce i w umazanych farbą spodniach.

Młoda kobieta mijając nas spojrzała na Szalonego Rogana i zwolniła. Jak szliśmy dostrzegłam jej
odbicie w wystawowej szybie. Nadal przyglądała mu się z zadowoleniem. Kilkoro mężczyzn wyszło ze
sklepu po prawej i przystanęło spoglądając w ten sam sposób na Szalonego Rogana. Młodszy z nich
mrugnął do mnie.

Po chwili dotarło do mnie, że bez względu na to co mielibyśmy na sobie i tak byśmy się wyróżniali.
Szalony Rogan nie był najprzystojniejszym mężczyzną w Galerii, ale ta męska... aura? Przestrzeń?
Czymkolwiek do diabła to było, wydzielał to z siebie. Kształt ramion, sposób w jaki szedł, jakby nic nie
mogło stanąć mu na przeszkodzie. Lekka szorstkość skóry. Hardość w oczach .W morzu
wygenerowanych przez iluzję twarzy wyróżniał się, a ludzie skupiali na nim uwagę.

Minęliśmy sklep z prezentami sprzedający bukiety kwiatów ułożone w kryształowych wazonach.
Średniej wielkości bukiet stworzony z goździków, dużych, z postrzępionymi płatkami, delikatnie

background image

różowymi w środku i z jasną, szeroką obwódką na brzegach. Kochałam goździki. Były delikatne, ale
zaskakująco sprężyste. Kiedy róże więdły w wazonie, goździki nadal kwitły. Kochałam też ich zapach,
delikatny, świeży i lekko pikantny.

- Co to jest?- Zapytał Rogan.

Zorientowałam się, że patrzyłam na kwiaty odrobinę za długo.

- Nic. Po prostu lubię goździki.

Fontanna przy Nordstrom była ulokowana na pierwszym piętrze. Okrągła niecka w której centrum
ściśle posadzono rośliny. Białe światła wpuszczone w podłogę pod wodą otaczały rośliny oświetlając je
mdłym światłem. Blondynka stała obok fontanny. Ubrana była w sukienkę z przeplatających się,
mieniących, ciemnopurpurowych warkoczy. Nie miałam pojęcia jak ubrała się w ta kieckę, ale
musiałam jej to przyznać- umiała pozować. Stała zrelaksowana, ale lekko odgięta do tyłu, jedną stopę
miała skierowaną do wewnątrz i wskazującą na drugą w tej dziwnej pozie z magazynów mody.
Sukienka leżała na niej jak rękawiczka i brakowało jej pół cala żeby zamienić się z dopasowanej w
wulgarną. Miała perfekcyjną figurę, smukłą talię, opalone i gładkie nogi, piersi i pośladki miała
zaokrąglone ale nie za duże. Przefarbowała włosy z platynowego blondu na lekko truskawkowe.
Spadały jej na ramiona w lokach. Makijaż miała świeży i bez skazy. Zbyt idealny. Harper musiała użyć
zaklęcia zanim się z nami spotkała. Nic oczywistego, ale normalna ludzka skóra ma pory.

- Jak mogę ci ułatwić ocenę czy ona kłamie? – Zapytał cicho Szalony Rogan.

- Najlepsze są pytania na które można odpowiedzieć tak lub nie.

Szalony Rogan stanął przy miejscach siedzących umieszczonych tuż obok fontanny i usiadł. Ja usiadłam
obok niego.

Harper podeszła do nas, powoli, jak kot. Jej złote sandały na wysokich obcasach wydawały ciche
kliknięcia na wypolerowanej podłodze.

- Rogan jak mniemam.- Głos pasował do niej, był lekko gardłowy. Wślizgnęła się na krzesło
naprzeciwko Rogana i założyła jedną, długą, opaloną nogę na drugą niebezpiecznie wysoko
eksponując udo. Obcięła go wzrokiem od góry do dołu powolnym, oceniającym spojrzeniem i
uśmiechnęła się. – Podoba mi się.

To nie pójdzie dobrze.

Harper rzuciła na mnie okiem i odwróciła się do Rogana.

- Co mogę dla ciebie zrobić Szalony Roganie?

Odchylił się na krześle.

- Kiedy oznaczałaś depozyt w skarbcu banku wiedziałaś, że Pierce ma zamiar podpalić budynek?

Prosto do celu. Nie ma sprawy.

Uśmiechnęła się.

background image

- Zadzwoniłeś do mnie żeby porozmawiać o Adamie? Wolałabym porozmawia o tobie. Co robiłeś
przez wszystkie te lata?

- Zapytam jeszcze raz: czy wiedziałaś, że Pierce podłoży ogień w banku?

- Co jeżeli nie odpowiem?- Harper uniosła jedną brew.- Co mi zrobisz? Powiadają, że jesteś
kinestetykiem.- Zerknęła na mnie.- Jest nim?

- Nie wiem.- Nie miałam pojęcia kim jest kinestyk.

- Oh. Nie uprawialiście seksu. – Oczy Harper pojaśniały.- Niech ci nie będzie przykro. Myślę, że on dość
rzadko zniża się do twoich standardów.

Moich standardów? Uroczo.

Harper oceniła mnie krytycznym wzrokiem.

- Ta farba do włosów nie jest zła, ale reszta wymaga pracy. W szczególności buty. Dałabym ci kilka
wskazówek, ale myślę, że niewiele dadzą.

W tym momencie wiedziała już jakim typem osoby jest Harper.

Była typem kobiety która ocenia inne kobiety po tym z jakim mężczyzną są. Przyszłam z Roganem i na
początku nie wiedziała czy jestem konkurencją czy nie. Teraz zdała sobie sprawę, że nie jesteśmy parą,
ale na wszelki wypadek mnie deprecjonowała. To było trochę smutne.

- Odpowiedz na moje pytanie.- Upomniał ją Rogan. Oczy mu pociemniały. Zaczynał być zirytowany.

- Umawiałam się kiedyś z kinestetykiem- Zamruczała Harper.- Ramirez z jednej z gałęzi rodziny
Espinoza. Nie był na twoim poziomie, ale był… doświadczony. Potrafił zdjąć ze mnie ubranie samą
myślą. Też tak potrafisz?- Pochyliła głowę.- Potrafiłbyś zdjąć ze mnie ubranie bez dotykania?

Szalony Rogan pochylił się do przodu, a rozdrażnienie na jego twarzy zamieniło się w uśmiech.

- Oczywiście, słoneczko.

Oooo nie. Słyszałam już ten ton, tuż przed tym zanim rozpłaszczył Peaches.

- Pokaż mi.- Powiedziała.- Wtedy powiem ci o Adamie.

Wow. On był niebezpiecznym Pierwszym, znała go od trzydziestu sekund i już szła prosto do celu.
Musi być naprawdę zdesperowana. Czułam się trochę zażenowana zachowaniem Harper Larvo.

Szalony Rogan oparł się na krześle i uśmiechnął. Popatrzyła na nią tak jakby już była naga i należała do
niego. Harper oddała uśmiech pokazując białe zęby. Dlaczego nagle poczułam, że mam ochotę oblać
ich oboje wodą z fontanny?

Harper dyszała.

- Czy mniej więcej tak to odczuwałaś?- Zapytał.

background image

Harper znowu nabrała powietrza w urywanym oddechu. Policzki jej się zaróżowiły. Wyraźnie coś się
działo. Nie miałam pojęcia co, ale wyraźnie jej się podobało.

Skrzyżowane ramiączka sukienki ześlizgiwały się jej z ramion bez niczyjej pomocy. Skomplikowane
sploty sukienki same się rozwijały… Przełknęła głośno, oczy jej się rozszerzyły, a źrenice urosły.

- Dotknij mnie jeszcze raz.- Wydyszała.

Kolejne sploty zaczęły się rozsupływać. Czy on zamierza ją tutaj rozebrać? Przyjrzałam się ich ruchom.
O nie. On nie zdejmował z niej ubrania. Wiązał je w stryczek naokoło jej szyi.

- Nawet się nie waż.

Zignorował mnie.

- Mówię poważnie. Przestań.

- Nie przeszkadzaj.

- Jeżeli jesteś zbyt zawstydzona idź poczekaj przy fontannie.- Wymamrotała Harper i wpół
przymkniętymi oczami spojrzała z powrotem na Rogana. – Nie spodziewałabym się, że zatrudnisz
świętoszkę. Jesteś interesujący mężczyzną...pełnym …o mój Boże… zadziwiające.

Materiał sukienki znowu zaczął się rozplatać i zaplatać.

- Rogan!

Harper pochyliła się i wygięła jak kotka nastawiająca się do głaskania. Słowa wyszły z niej w krótkich,
urywanych oddechach.- Daj jej sto dolców, niech idzie sobie cos kupić i zostawi nas samych… więcej
Rogan, więcej…

Pętla zacisnęła się jej ciasno na karku. Złapałam oddech otwartymi ustami.

- Nie możesz jej udusić.

- Oczywiście, że mogę.- Stwierdził.

Harper szarpała za materiał i drapała po szyi próbując ściągnąć stryczek.

Wyciągnęłam broń z torebki i wycelowałam ją w nogę Szalonego Rogana.

- Puść ją albo strzelę.

Szalony Rogan odwrócił się do mnie.

- S t r z e l i s z do mnie? – Wyglądał na autentycznie zdziwionego.

- Tak jeżeli to uchroni jej życie. – Nawet jeżeli by to oznaczało, że zmiażdży mnie chwilę później. – Puść
ją.

Twarz Harper przybrała jasno purpurowy kolor.

Rogan spojrzał na mnie. Patrzenie w jego oczy było jak patrzenie na smoka.

background image

Odbezpieczyłam broń. – Proszę, puść ją.

Pętla na szyi Harper rozluźniła się. Opadła na krzesło. Łapiąc powietrze gwałtownymi haustami. Łzy
błyszczały jej w oczach.

- Spójrz na mnie.- Pochylił się do przodu. W jego głosie brzmiała groźba i pogarda .- Wiedziałaś, że
Adam wysadzi budynek?

- Tak!- Harper sapała.- Tak, wiedziałam ty chory popieprzeńcu!

Prawda.

- Wiesz co było w kasetce depozytowej?

- Nie!

Prawda.

- Wiesz co było w budynku obok tego który wczoraj podpalił Adam?- Tym razem ja zapytałam.

- Nie!

Prawda.

Ludzie na nas patrzyli. Krew zbierała się w zadrapaniach na szyi Harper.

- Wiesz co Adam planuje?-

Zagapiała się na mnie. – Myślisz, że Adam coś planuje? Adam chce po prostu palić. Jest tylko
pieprzona krową O’Reilego Jest tylko środkiem do celu. Nie wiecie co nadchodzi. Niedługo nastąpi
Zmiana i wtedy znaczenie będzie miało tylko to po której stronie stoicie. Ja już zasłużyłam na swoje
miejsce. Jestem po właściwej stronie. Będę na szczycie. Ty, ty chora suko, będziesz gniła w piekle z
tym pierdolonym perwersem. Mam nadzieję, że oboje będziecie cholernie cierpieć.

Harper skoczyła na nogi i uciekła. Duży billboard wiszący na drugim piętrze poruszył się lekko i obrócił
się odrywając od ściany kiedy pod nim przechodziła. Gdyby na nią spadł…

Położyłam rękę na przedramieniu Rogana.

- Przestań.

Billboard zatrzymał się. Harper pobiegła w głąb supermarketu przykładając komórkę do ucha.
Zabezpieczyłam broń i schowałam ją do torebki.

- Strzeliłabyś do mnie z jej powodu?- Niedowierzał Rogan.

- Nie możesz tak po prostu zabijać ludzi.

- Dlaczego nie?

- Ponieważ to moralnie złe. Ona jest człowiekiem, żyjącą, oddychającą istotą.

- Kto wyznaczył, że to moralnie złe?

background image

- Większa część ludzkości. To niezgodne z prawem.

- Kto o tym powie stróżom prawa?- Zapytał- Mogłem złamać jej kark i wstrzelić jej ciało na łuki nad
nami. Nikt by jej nie znalazł przez wiele dni, aż jej kawałki nie zaczęłyby spadać na dół.

- To ciągle jest złe. Nie możesz zabijać ludzi tylko dlatego, że cię rozdrażnili.
- Ciągle powtarzasz „ nie możesz”.- To było jak rozmowa z kosmitą.

Odchylił się i popatrzył na mnie oceniająco.

- Pomagam ci i chronię. Co więcej potrzebujesz mnie żeby schwytać Pierca. Masz więc i emocjonalny i
finansowy biznes w tym żeby ze mną współpracować. Jestem dla ciebie ważny. Ona cie obraziła i
wyśmiała. Jest kompletnie bezużytecznym człowiekiem. Za pięć lat będzie robiła dokładnie to samo co
robi teraz. Będzie latała od klubu do klubu, dokładała plotek brukowcom i skarżyła się na swoja matkę
przed przyjaciółkami. Z tym, że kluby stracą swój urok, a brukowce nie będą mówiły o niej tak często.
Jest bezużyteczna.

- Chcesz sprawić żebym poczuła się winna, że jej broniłam?

- Nie, próbuję zrozumieć. Nie jesteś na nią wściekła.

- Jestem wściekła na ludzi którzy przekonali ją, że jej jedynym życiowym celem jest związanie się z
kimś o silniejszej magii. Jest wściekła na nią za to, że myśli iż mając odrobinę więcej pieniędzy może
umniejszać innych ludzi. Nie zamierzam jej jednak grozić. Rogan mam swoją firmę. Jestem dobra w
swojej pracy. Odnoszę sukcesy na tyle żeby zapewnić nad dach nad głową i być respektowaną przez
moich rówieśników. Moja rodzina kocha mnie bezwarunkowo. Kiedy jakiś obcy człowiek dzwoni do
mnie i rozkazuje żebym gdzieś się pojawiła, nie rzucam wszystkiego i nie biegnę. Jestem wolna.
Dokonuję własnych wyborów. Nie próbuję desperacko zdobyć akceptacji ludzi którzy myślą, że jestem
bezwartościowa tylko dlatego, że mam za mało magii albo dlatego, że nie spełniam ich oczekiwań. Nie
masz wrażenia, że gdyby Harper była przez chwilę szczera wobec siebie chciałaby być mną?

- Dajesz jej za dużo kredytu zaufania. W każdej chwili może zmienić swoje życie.

- Mimo wszystko nie możesz jej zabić.

- Mogę. Niekoniecznie w tym momencie, ponieważ potrzebowałem informacji, ale twoje argumenty
są bezpodstawne. Zdajesz sobie sprawę, że brała udział w podpaleniu przez, które zginął człowiek?-
Nie możesz jej zabić bo to wbrew prawu. Ponieważ prawo w tym kraju dotyczy także ciebie obojętnie
ile masz mocy. Pozwalamy policji załatwiać takie sprawy. Mamy system sądowy. Ponieważ zabijanie
postronnych osób tylko dlatego, że zrobiły coś co ci się nie spodobało robi z ciebie złego człowieka.

Wykrzywił usta. Lekka, rozbawiona iskra zapaliła się w jego oczach i Szalony Rogan zaśmiał się ze
mnie.

Wyrzuciłam ręce do góra i wstałam.- Skończyłam z tobą rozmawiać.

Też wstał chichocząc. – Mogliśmy z niej więcej wyciągnąć gdybyś pozwoliła mi trochę dłużej ją
poddusić.

- Myślę, że mamy tyle ile chcieliśmy. Upokorzyłeś ją. Bała się o swoje życie.

background image

- A jeżeli to ona próbowała by mnie udusić?

- Strzeliłabym do niej. Pewnie bym ją wcześniej ostrzegła. Nie jestem pewna. – Skrzywiłam się-
Wiemy więc, że była zamieszana. Nie wie co było w skrzynce depozytowej.

- Prawdopodobnie powiedzieli jej tylko tyle ile wystarczyło żeby ją zaciągnąć na pokład. Chociaż nadal
mogliśmy wyciągnąć z niej więcej.

Potrząsnęłam głową.

- Co?- Zapytał.

- Rogan nie jestem idiotką. Do tej pory prawdopodobnie podpiąłeś podsłuch do jej samochodu i w jej
domu, a także pluskwę w telefonie i komputerze. Przeraziłeś ją i doniesie na ciebie osobie która ją
zaciągnęła, a twoi ludzie będą znali cała rozmowę.

Znowu się roześmiał.

Wyciągnęłam telefon i napisałam do Berna żeby przeszperał internet w poszukiwaniu informacji o
Zmianie. Nagle się zatrzymałam. Wspomniała, że Adam jest tylko krową O’Reilego. Może miała na
myśli O’Learego. Może usłyszała rozmowę telefoniczną Adama i pomieszała nazwiska.

Ruszyliśmy do najbliższego wyjścia. Tłum przerzedził się. Byłam tylko ja i on.

- Kto to jest kinestyk?- Naprawdę nie powinnam o to pytać.

Jego twarz stała się pusta, nie odpowiedział.

Musiał poczuć się niekomfortowo.

- Nieważne. Rozumiem, że to osobiste. Nie powinnam pytać.

- Nie. Myślę po prostu jak to najlepiej wytłumaczyć. Mój ojciec przeżył dziewięć zamachów. Dom
Rogana zawsze miał sporo wrogów. Jeżeli widzimy zagrożenie to możemy zadziałać, ale jedna osoba
nigdy nie może wiecznie wypatrywać snajpera ukrytego w ciemnościach. Mój ojciec miał obsesję na
punkcie kompensacji tego co nazywał słabością. Chciał dziecko o telepatycznych zdolnościach jako
dodatek do swoich telekinetycznych mocy, więc po ostrożnych rozważaniach wybrał moją matkę.
Miała słabe zdolności telekinetyczne, ale była potężną empatką. Mój ojciec przeszukał całą Europę
żeby znaleźć odpowiednią kombinację genów.

- Skąd pochodziła twoja mama?

- Z Hiszpanii. Była Baskijką. Mój ojciec chciał żebym miał drugi talent i był telekintetykiem z
możliwością odbierania wrażeń czuciowych. Kimś kto wyczuwa, że jest obserwowany lub jest celem.
Moja telekinetyczna moc była jednak zbyt silna, więc jestem kinetykiem. Mogę sprawić, że będziesz
czuła emocjonalny dotyk. – Zamilkł na chwilę.- Byłoby łatwiej gdybym mógł ci to pokazać. Mam twoje
pozwolenie?

Tak.

-Nie.- Bycia dotykaną przez Szalonego Rogana nie było dobrym pomysłem.

background image

Szliśmy dalej. Jakby to było.

- To boli?

- Nie.

Jakby to było?

Czy to… do diabła.

- Okay.- Zatrzymałam się. Staliśmy przy małej wnęce. Nikogo nie było w pobliżu. Jeżeli zrobię z siebie
idiotkę nikt nie zauważy.- Tylko raz.

Ciepły dotyk musnął tył mojej szyi. Nigdy czegoś takiego nie czułam. To było jakby ktoś mnie dotknął
ciepłą futrzaną rękawiczką, ale nie był to miękki dotyk, był mocny. To było jak… jak…

Ciepło przesunęło się w dół mojej szyi, szybko, przez linię mojej szczęki zostawiając w ogniu każdy
nerw i przeszło w dół pleców. Echo tego uczucia pulsowało w całym moim ciele. Moje ciało
zaśpiewało. Grał na mnie jakbym była gitarą. Chciałam go i to teraz, w tej chwili.

- To było… - Zobaczyłam jego oczy. Słowa zamarły.

Cała twardość zniknęła z jego oczu. Były żywe i buchał z nich żar.- Chcesz mnie.

- Co?

Magiczne ciepło sunęło po moich ramionach, topiąc mnie w czystej przyjemności.

- Czuję sprzężenie zwrotne. – Zrobił krok w moją stronę szczerząc się.- Nevada jesteś kłamczuchą.

Ooo kurka. Cofnęłam się, - Jakie sprzężenie zwrotne?

- Kiedy to robię…- Ciepły nacisk przeszedł z pleców na żebra. Sapnęłam. O mój kochany Boże.- … to co
czujesz wraca do mnie. Jestem częściowo empatą.

- Nie wspomniałeś o tym.- Moje serce starało się ze wszystkich sił wyskoczyć z piersi i nie mogłam
stwierdzić czy to alarm, pożądanie czy jakiś dziwny mix obu.

Uśmiechnął się podchodząc jeszcze bliżej.- Im bardziej rozpalona jesteś tym bardziej ja jestem
rozpalony. A ty stoisz w ogniu.

Uderzyłam plecami o ścianę. Stał bardzo blisko z niemal przerażająca intensywnością. Jego
muskularne ciało prawie mnie przypierało.

- Rogan.- Ostrzegłam. W moje głowie na okrągło grała piosenka, śpiewając mi kusząco Rogan, Rogan,
Rogan, seks… chcę…

- Pamiętasz sen który miałaś?- Jego głos był niski, rozkazujący.

- Rogan!

Przepyszne ciepło tańczyło wokół mojej szyi.

background image

- Czy nie miałem ubrania?

Ciepło rozchodziło się i ślizgało po mnie, po wrażliwych nerwach na karku, obojczyku, dookoła piersi
naprężając moje sutki i ześlizgując się w dół na brzuch, na boki i pupę, w dół aż pomiędzy nogi. Nagle
było wszędzie i oblewało mnie kaskadą zmysłowej ekstazy, przeładowując moje zmysły, pozbawiając
rozumu i odbierając mowę. Runęłam w to próbując uporządkować wrażenia. Zakręciło mi się w
głowie.

Był tuż obok, Muskularny, gorący, seksowny, tak niesamowicie seksowny. Chciałam go spróbować.
Chciałam jego rąk na sobie. Chciałam żeby przycisnął się do obolałego miejsca między moimi nogami.

Zamknął ramiona wokół mnie. Jego twarz była blisko, a jego oczy były kuszące, przekonywujące i
podekscytowane.

- Porozmawiajmy o śnie Navada.

Byłam w pułapce. Nie mogłam uciec. Gdyby mnie pocałował roztopiłabym się na miejscu. Jęczałabym
i błagała i uprawiała z nim seks waśnie tu, w Galerii, publicznie.

Iskra bólu przebiegła mi po ramieniu. Złapałam go za ramię. Pierzaste pioruny wystrzeliły i trafiły w
niego.

Eksplodowała we mnie agonia oczyszczając zmysły jak lodowaty prysznic.

Ciało Rogana napięło się jak porażone prądem. Trwało to sekundę i nie wystrzeliłam tego tak mocno
jak mogłam. Uczyłam się to kontrolować. Rogan odskoczył ode mnie, jego oczy były dzikie. Jego głos
był poszarpanym warczeniem.

- To miało mnie zranić?

- To miało zwrócić twoją uwagę. – Odepchnęłam go. – Robiłeś się zbyt podekscytowany.

- „Nie” by wystarczyło.

- Nie byłam pewna. – Odepchnęłam się od ściany i ruszyłam w kierunku wyjścia.- Powiedziałam „raz”.
To było więcej niż raz. Chciałam żebyś przestał.

- Czułem się zachęcany przez to jak jęczałaś moje imię.

Odwróciłam się na piętach.- Nie jęczałam twojego imienia. To było ostrzeżenie.

- To było najbardziej seksowne, gardłowo wyjęczane ostrzeżenie jakie słyszałem.

- Musisz więcej wychodzić.- Policzki mnie paliły.

- Trening z Shockersami trwa pół roku, a i tak potrafią zabijać swoich użytkowników. Dlaczego je sobie
wszczepiłaś?

- Ponieważ mnie porwałeś.

- To najgłupsza rzecz jaką słyszałem.

background image

- Panie Rogan to co wkładam w swoje ciało to moja sprawa.

No dobra, nie zabrzmiało to dobrze. Poddałam się i wymaszerowałam na światło słoneczne. To było
takie durne. Pewnie, wypróbuj swój magiczny dotyk, co może pójść źle. Moje ciało nadal było
pobudzone, pogrążone w potrzebie i oczekiwaniu. Kompletnie sama siebie zawstydzałam. Gdybym
mogła zapaść się pod ziemię to bym to zrobiła.

- Nevada.- Zawołał za mną. Jego głos przetoczył się przeze mnie, związał rozkazem i kuszącymi,
obiecującymi wizjami których bardzo chciałam.

Jesteś profesjonalistką. Zachowuj się jak ona. Zabrałam się w sobie żeby brzmieć spokojnie.

-Tak?

Zrównał się za mną.

- Musimy o tym porozmawiać.

- Nie ma o czym dyskutować. Moje ciało bezwiednie odpowiedziało na twoją magię.

Wskazałam na plakat Ostry witraż 2 na ścianie centrum z Leifem Magnussonem celującym z dwóch
spluw na tle płomieni. - Jeżeli Leif zjawiłby się pośrodku tego parkingu, moje ciało zareagowałoby
podobnie na jego obecność. To nie oznacza, że ja bym chciała to kontynuować.

Szalony Rogan rzucił Leifowi lekceważące spojrzenie i odwrócił się do mnie. - Mówią, że przyznanie się
do problemu to pierwszy krok do wyzdrowienia.

Zmienił taktykę. Nie ma mowy żeby zadziałała

- Wiesz jaki mam problem? Moim problemem jest morderczy pirokintektyczny Pierwszy, którego
muszę sprowadzić do jego narcystycznej rodziny.

Weszliśmy na chodnik prowadzący w kierunku parkingu. Niewielkie trawniczki obsadzone małymi
drzewami tworzyły alejki dzielące parking na sekcje. Szalony Rogan zaparkował w najdalszej części,
tuż przy wyjeździe.

- Jedna z psychologicznych szkół mówi, że najłatwiej poradzić sobie z takim problemem poprzez
terapie ekspozycyjną.- Przekonywał Rogan. - Na przykład, jeżeli boisz się węży leczysz strach biorąc go
do ręki.

Aha.- Nie wezmę do ręki twojego węża.

Wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Dziecinko, nie dałabyś rady utrzymać mojego węża.

To mnie przerosło. Szalony Rogan, Huragan, właśnie mnie podrywał. Po tym jak ze spokojem niemal
udusił kobietę w miejscu publicznym. Napisałam do Berna, " Potrzebuje Pickupa przy Galerii IV".
Wsiadanie do samochodu z Roganem było poza wszelkimi pytaniami.

Przed nami szary SUV wjechał na miejsce parkingowe i wysiadło z niego troje ludzi. Dwóch mężczyzn
w krótkich bojówkach i t-shirtach i jedna kobieta w letniej sukience. Zaczęli iść w kierunku
supermarketu i nas. Poruszali się niespiesznie, każdy krok był wymierzony i celowy.

background image

Mój instynkt zamachał do mnie. - Rogan, trzech ludzi przed nami.

- Widzę.

Dźwięk zapalanego silniki sprawił, ze odwróciłam sie przez ramię. Niebieski sedan podjechał naszą
aleją i zatrzymał się. Drzwi się otworzyły i wysiadł starszy mężczyzna o krótkich, siwiejących włosach.
Nosił spodnie khaki i białą podkoszulkę. Z drugiej strony wyszła kobieta w białej sukience.

Czas sie zatrzymał. Stało sie to w jednej sekundzie.

Dach samochodu oderwał sie od niego i przeleciał w powietrze jak frisbee, przecinając kobietę i
poleciał dalej.

Wyciągnęłam broń.

Mężczyzna klasnął w dłonie i dwie bliźniacze, niebieskie iskry uderzyły Rogana w pierś.

Wystrzeliłam dwa razy. Kule trafiła maga w twarz, wybuchając i pozostawiając po sobie mokrą,
czerwoną dziurę w jego czaszce.

Rogan padł jak zwalone drzewo.

Góra ciała kobiety osunęła sie do tyłu, potężne rozcięcie rozwarło się na wysokości jej talii jak
rozdziawione usta. Upadła.

Wystrzeliłam dwa razy w przednią szybę.

Samochód wycofał z piskiem. Opony przejechały po ciele kobiety. Wystrzeliłam ostatnie dwie kule w
trójkę ludzi biegnących w naszym kierunku. Schowali się między samochodami.

Złapałam Rogana za nogę i zaciągnęłam w cisną przestrzeń pomiędzy czarnym Tahoe, a czerwoną
Hondą.

Ktoś nacisnął Play na niewidzialnym, boskim odtwarzaczu. Czas ruszył z miejsca. Odbezpieczyłam
magazynek, wyciągnęłam go i wymieniłam na nowy. Sześć rund. Świetlny mag i kobieta byli
załatwieni, ale kolejne trzy osoby i kierowca samochodu nadal żyli. Sześciu ludzi, cztery kule.

Strach skręcił sie we mnie jak żywe zwierzę. Nogi i ręce Rogana zadrżały ściśnięte przez skurcz. Proszę
Boże, żeby to nie było trwałe.

Jeżeli tu zostaniemy będziemy jak kaczki na strzelnicy. Przyjdą po nas, a ja nie miałam pojęcia jakiego
rodzaju magii używali. Kule mogą nie być wystarczające.

Musze ich odciągnąć.

Odłożyłam broń i popchnęłam Rogana starając się wcisnąć go pod Tahoe. Jego ciało ledwo drgnęło.
Był strasznie ciężki. Popchnęłam znowu. Przesunął sie o cal. Jeszcze jeden. Co on do cholery zjadł na
obiad? Ołowiane cegły? Popchnęłam z całych sił. W końcu udało mi się go wcisnąć pod samochód.

background image

Chwyciłam pistolet, przykucnęłam nisko i pobiegłam wzdłuż linii samochodów w kierunku
supermarketu waląc po drodze w maski samochodów. Jeden, dwa, trzy... no kurde, cały rząd to były
SUV'y, Cadilacki i BMW, któryś musiał mieć alarm... Cztery, pięć...

Potrzebowałam hałasu. Walnęłam w następną maskę. To był zdezelowany, pomarańczowy Pontiac
Aztek ze zniekształconym zderzakiem. Alarm samochodowy wrzasnął i zawył z oburzenia. Tyle
fajniejszych samochodów, a ktoś zainstalował alarm w Azteku? Oj tam, wystarczająco dobry.
Ruszyłam dalej, wessałam powietrze i zaczęłam krzyczeć „ Pomocy! Pomóżcie mi! Pomocy!”.

Chodźcie za mną bękarty.

- Pomocy!

Starszy, siwy mężczyzna w okularach w drucianych oprawkach szedł pomiędzy samochodami ze
zdziwioną miną. Nosi ciemne spodnie dresowe, białą koszulę i ciemny krawat ozdobiony złotymi i
czerwonymi kwiatami. W prawej dłoni trzymał kubek ze Starbucksa.

- Wszystko w porządku?- Ruszył w moim kierunku.

Miał ponad sześćdziesiąt lat. Dlaczego nie trafiłam na młodszego Samarytanina?

- Co się dzieje?

- Spadaj…

Zawartość jego kubka wystrzeliła w moim kierunku. Błysnął zwój splątanego, miedzianego drutu,
błysnął w świetle słońca i trzepnął mnie w pierś. Drut rozwinął się łapiąc mnie za ręce, nogi i gardło,
szarpnął mnie do góry i pociągnął między samochody. Pasma drutu wystrzeliły oplątując się wokół
bagażnika na roweru na dachu SUV’a i rozciągając moje ramiona. Wisiałam pomiędzy SUV’em a
małym drzewem rosnącym na trawniku oddzielającym alejki parkingu. Oplatał się dookoła gardła i
ścisną odcinając mi dopływ powietrza.

Starszy mężczyzna przeszedł pomiędzy samochodami , drut rozciągał się wprost z jego kubka.

- Shhh.- Próbował mnie uciszyć. – Nie szarp się, to tylko pogorszy sprawę.

Dotknął dłonią lewego ucha. Słuchawki. Nie zauważyłam ich wcześniej. Włosy je zakrywały. Głupia,
głupia, głupia .

- Mam ją.- Odsunął dłoń i spojrzał na mnie.- Oddaj broń.

Charczałam próbując nabrać powietrza. Nie odbierał mi pistoletu. Mógł go spokojnie wziąć.

- No dalej- Trzymał dłoń na wysokości mojego prawego nadgarstka. – Po prostu puść. Bądź dobrą
dziewczynką.

Nie sądzę.

Ścisnął mocniej kubek, a drut zacisnął się rozcinając mi gardło. Starałam się krzyknąć, ale wydobył się
ze mnie tylko chrapliwy syk.

background image

- Zawsze musicie wybierać trudniejszą drogę prawda? Nie ma sprawy.- Wyciągnął rękę. Chwycił za
lufę pistoletu.

Puściłam broń i zamknęłam palce na jego nadgarstku. Ból przetoczył się przez moje ramię i zakwitł w
agonii. Pióra światła owinęły go i padł do tyłu zaciskając szczęki. Oczy uciekły mu w głąb czaszki. Ślina
wytrysnęła bąbelkami z ust. Puściłam, a on upadł na kolana i uderzył twarzą w beton.

Drut opadł. Runęłam na ziemię, szarpałam paznokciami za zwoje owinięte wokół szyi ściągając je.
Powietrze. Słodkie, słodkie powietrze. Jasna czerwień plamiła moje palce. Moja krew.

Musiałam się ruszyć. Reszta nadchodziła. Spojrzałam w górę.

Srebrny sedan przeciął powietrze obok mnie. Zobaczyłam to z całą przejrzystością, każdy detal był tak
jasny jakbym patrzyła na ogromny obraz w HD: podłużne przednie światła, przyciemniane szyby,
błyszcząca maska i dach kiedy zaczął się obracać miażdżąc mnie. Nie było czasu na ucieczkę. Nie było
czasu na nic.

Zginę.

W odruchu wyrzuciłam ręce w górę.

Sedan zamarł sześć cali od opuszków moich palców. Jęknął, metal skręcił się i wystrzelił do góry i do
tyłu odsłaniając Szalonego Rogana. Był niesamowicie i przeogromnie wściekły.

Samochód przeleciał nad nim celując w naszych adwersarzy. Kobita w letniej sukience próbowała
uniknąć sedana. Zmiótł ją.

Zerwałam resztki drutu z nadgarstków i kostek i wstałam.

Sedan odbił się od ciała kobiety, drapiąc i zgrzytając o asfalt, obrócił się i uderzył w wyższego
mężczyznę Upadł, a sedan przetoczył się po nim miażdżąc go. Samochód znów się obrócił i poleciał do
drugiego mężczyzny, tego który nosił ciemny t-shirt. Mężczyzna uniósł się w powietrze jakby miał
skrzydła i przysiadł na szczycie stojąc na jednej nodze w perfekcyjnej równowadze.

- Wszystko w porządku?- Upewnił się Rogan.

- Żyję.- Wychrypiałam i podniosłam broń.

Sedan uniósł się w powietrze na sześć stóp obracając się. Mężczyzna biegł po okręcającym się aucie
jak drwal podczas zrywki (?), skoczył na zaparkowane niżej samochody i rzucił się w naszym kierunku
po dachach pojazdów jakby to była stabilna ziemia.

Wycelowałam w niego i nacisnęłam spust. Szyba samochodu na prawo roztrzaskała się. Kula trafiło go,
odbiła się i rykoszetem trafiła w szybę. Cudownie.

- Mag powietrza.- Szalony Rogan złożył dłonie i wypchnął je przed siebie. Dwa kołpaki oderwały się od
najbliższego auta i poleciały w kierunku maga.

background image

Aerokinektyk uniknął trafienia z gracją godną baletnicy i uderzył powietrzem. Rogan uskoczył w
prawo. Długa na stopę dziura pojawiła się tuż obok mnie. Druga dziura przecięła beton dwa cale od
stóp Rogana. Osz cholerka.

Kołpaki wystrzeliły w naszym kierunku i ustawiły się jak tarcze.

Każda mała rzecz odbije się od maga. Większe przedmioty będą zbyt wolne.

Szalony Rogan rzucił kredę w moim kierunku.

- Narysuj wzmocnione koło dookoła mnie.

Chwyciłam kredę. Wzmocnione koło było magią 101. Małe koło dookoła stóp maga, większe dookoła
małego i trzy zestawy run. Nigdy nie próbowałam narysować żadnego na asfalcie w momencie kiedy
mag powietrze rzucał we mnie niewidzialnymi ostrzami powietrza.

Kołpak dokładnie naprzeciwko Rogana pękł z trzaskiem. Cienka, czerwona szrama pojawiła się na jego
klatce piersiowej. Skrzywił się. Kołpaki obracały się wokół nas szybciej i szybciej.

Skończyłam mniejsze koło. Nie było idealne, ale było okrągłe.

Coś trafiało w kołpaki brzmiąc jak grad. Mag nas nie widział, ale to oznaczało, że my też go nie
widzimy.

Skończyłam drugie koło.

Kolejny grad powietrznych ostrze, tym razem po prawej. Byliśmy przyszpileni.

Skończyłam rysować runy. – Zrobione!

Niewielka mgiełka kredy uniosła się z linii. Szalony Rogan rozciągnął się, napiął ramiona. Żyły
uwypukliły się na jego szyi.

Kołpaki nadal się obracały. Gdybym była magiem powietrza, próbowała bym zrzucić na nas…

Spojrzałam w górę. Pełna wdzięku postać tworzyła się nad naszymi głowami.

- W górze!- Krzyknęłam.

Areokinektyk wyciągnął dłonie. Byliśmy odkryci.

Autobus Greyhaund roztrzaskał się na nim. Widziałam go przez chwilę. Wyglądał jak robak próbując
schronić się za tarczą z powietrza. Miał dzikość w oczach. Autobus rozbił się na betonie naprzeciwko
supermarketu, wbijając się na trzy stopy w ziemię i pozostając w pionie.

Szalony Rogan uśmiechnął się jak zadowolony z siebie kot, któremu udało się bezkarnie ukraść coś z
kuchni.

- Magowie powietrza. Zawsze tak fantazyjnie tańczą, dopóki coś ciężkiego nie spadnie im na głowy.

background image

Gapiłam się na autobus jak idiotka, ciągle trzymając kredę w palach. To był ciężki pojazd. Zrzucił
cholerny autobus.

Moje nadgarstki i kostki krwawiły. Kolana także. Musiałam podrapać się podczas rysowania koła. Jak
na razie widziałam jak kobieta niemal zginęła, zastrzeliłam człowieka, zabiłam kolejną osobę
shockerem, zostałam związana drutem i niemal zmiażdżona przez samochód, a teraz krwawiłam z
wielu miejsc. Gdybym mogła, walnęła bym dzisiejszy dzień prosto w pysk.

Czarny Civic Bern wjechał na parking i skręcił obok autobusu.

Szalony Rogan spojrzał na kredowe linie.- To najbardziej parszywe koło jakie widziałem w życiu.
Rysowałaś je z zamkniętymi oczami?

Miałam dość. Rzuciłam w niego kredą, okręciłam się, pomaszerowałam do Hondy Civic i wsiadłam do
środka.

- Jedź Bern. Proszę.

Oddając sprawiedliwość mojemu kuzynowi, nie powiedział nic na temat krwi, autobusu, ani o
Szalonym Roganie. Dodał gazu i pojechał prosto do domu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 10 11 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Rozdział 10 11
Fanfick którego tytułu wam nie zdradzę rozdziały 10 11
Rozdział 10 i 11
04 Maybe Not rozdział 9, 10 i 11
rozdział 10 11
FIY Rozdział 9,10,11
I4 7Powt Materiału Książka rozdziały 1,2,9,10,11,12
Merry Gentry 07 rozdział 10 11
11 Rozdział 10 AFVETV4WIYP4CW2M4R2YYXSLACAD3IGM5PAKGJI AFVETV4WIYP4CW2M4R2YYXSLACAD3IGM5PAKGJI
11 Rozdział 10 Teoria iloczynów nieskończonych
Dlaczego zwierzęta 11 Rozdział 10 – Medycyna komórkowa
11 rozdzial 10 fpwdpe6asqamwf32 Nieznany (2)
Anita Blake 11 Cerulean Sins rozdział 10
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 10
11 Rozdział 10 Teoria iloczynów nieskończonych

więcej podobnych podstron