VI. Na styku kultur i systemów
politycznych
Dominującej w XVII i pierwszej połowie XVIII wie-
ku doktrynie przedmurza (szlachecka Rzeczpospolita
jako tarcza Europy) odpowiadało odejście od głównego
nurtu kultury ogólnoeuropejskiej i wytworzenie wysoce
oryginalnych form cywilizacyjnych, uznanych później
za arcypolskie i szczerze narodowe w sposób wyklucza-
jący wszelką niemal dyskusję na ten temat. Po epoce
zafascynowania kulturą renesansu, a przed wiekiem
przekładów (jak można chyba nazwać nasze oświece-
nie) zapanował okres rozwoju literatury tak dalece ro-
dzimej, że po dziś dzień największe utwory polskiego
piśmiennictwa barokowego nie są na dobrą sprawę
znane Europie Zachodniej. Stały się one natomiast nat-
chnieniem dla literatury polskiej XIX i XX wieku -
od Juliusza Słowackiego, który znakomicie rozumiał
barok (vide dramat Złota czaszka czy Preliminaria Pe-
regrynacjś do Ziemi Świętej J. O. Księcia Radziwiłła
Sierotki) aż po Witolda Gombrowicza oraz współczesną
poezję polską.
O ile na zewnątrz szlachecka Rzeczpospolita miała
być obrońcą naszego kontynentu przed inwazją niewier-
nych i barbarzyńców, to wewnątrz kraju mamy do czy-
nienia z synkretyzmem kulturalnym na szeroką skalę.
Sarmatyzm, przejawiający się również w modnych stro-
jach, wyposażeniu wnętrz czy doborze broni, powstaje
153
.
bowiem jako wynik symbiozy elementów orientalnych
z rodzimymi i zachodnimi. Dzięki pracom Tadeusza
Mańkowskiego, Bohdana Baranowskiego, Jana Reych-
mana oraz innych badaczy wiemy już dziś sporo o wpły-
wach kultury Bliskiego i Dalekiego Wschodu.
Przypomnijmy więc tylko pokrótce, niejako w tele-
graficznym skrócie, że ze stepów czarnomorskich oraz
od Turków brano ubiory, które w XVII wieku złożyły
się na strój szlachecki, mianowicie żupan, bekieszę czy
ferezję. Uzupełniały go wschodnie pasy, tak dalece
u nas popularne, że z czasem zyskały nazwę polskich.
Początkowo produkowano je tylko na Wschodzie (od
Persji aż po dałekie Indie), później zaczęto wyrabiać
i u nas. Im zresztą szlachcic był bogatszy, tym bardziej
strój jego przypominał ubiór dostojników tureckich,
a nawet samego sułtana. Orientalizm wyrażał się rów-
nież w barwności oraz długości stroju, "która kontra-
stowała z zachodnią modą ówczesnych krótkich bufias-
tych spodni, pończoch, obcisłego kaftana i krótkiego
płaszcza"l. W istocie jednak tylko ogólnie syłwetka
mężczyzny przypominała powłóczyste stroje perskie
i tureckie, podczas gdy krój poszczególnych części wy-
różniał się oryginalnością. Nikt oczywiście nie miał za-
miaru nosić turbanu, zawoju czy fezu, które to nakrycia
głowy kojarzono wyłącznie z islamem. Ten "konglome-
rat mody perskiej, tureckiej, także bizantyjskiej, we-
neckiej i węgierskiej" uzupełniała karabela, z której
uczyniono "broń narodową o znaczeniu niemalże sa-
kralnym"2. Orientalizacja stroju objęła jedynie męż-
czyzn; kobiety wzorowały się na modzie zachodniej
(trudno zresztą sobie wyobrazić, aby mogły naśladować
haremowe ubiory Turczynek).
1 T. Mańkowski, Orient w polskiej kulturze artystycznej. Wroc-
ław 1959, s. 195.
2 Z. Żygulski, O polskim orientalizmie. [w:] Orient w sztuce
polskiej. Kraków 1992, s. 10.
Prócz ubioxu wpływy orientalne dały o sobie znać
w częściach uzbrojenia, którego używano w wojsku pol-
skim: zarówno karacena jak kołczan, sajdak na strzały
czy kindżał - wszystko to przywędrowało z Turcji lub
Persji, a kindżał aż z Jawy. Również i oznaki władzy
wojskowej: buzdygany, buławy, buńczuki przedostały
się ze Wschodu. Jak dalece te rzeczy były w modzie,
świadczy fakt, że nawet rodzimą broń oddawano miej-
scowym złotnikom, aby przez odpowiednie ozdoby na-
dali jej wygląd orientalny. Postępował w ten sposób
m.in. sam Jan III Sobieski, zwołujący zresztą oficerów
na narady dźwiękiem tureckich piszczałek. W wojsku
zaprowadził on również kapelę janczarską, a stały re-
zydent króla na Krymie musiał mu, obok nowin poli-
tycznych, donosić na bieżąco o kolejnych zmianach mo-
dy tatarskiej. Norwid pisze, że "bijąc Tatarów, podga-
lano czupryny po tatarsku, i bito Tatarów, i noszono
się z tatarska na koniu"3.
Połski kostium narodowy (recie: strój szlachecki)
składał się z tylu elementów orientalnych, że Sobieski
kazał swym żołnierzom okręcać się pod Wiedniem pow-
rósłami, aby nie wzięto ich za Turków, a księża -
piętnując tę nację - mówili tylko o turbanie, bo re-
sztę strojów owi pohańcy mieli wspólną z katolicką
szlachtą. Niekiedy ta maskarada dawała efekty zgoła
komiczne, op. książę Karol Radziwiłł Panie Kochanku
jeszcze w drugiej połowie XVIII wieku kazał w swym
kościele w Nieświeżu przygrywać podczas nabożeństwa
kapeli żydowskiej ubranej w stroje tureckie.
Wszystko to znałazło odbicie w języku: wyrazy
wschodnie, jakie w XVII wieku wchodzą do polszczy-
zny, to przede wszystkim nazwy różnego rodzaju sprzę-
tu wojskowego i broni. Z języka tureckiego zapożyczyła
więc wówczas polszczyzna takie nazwy, jak buzdygan,
3 C. K. Norwid, Pisma wszystkie. Listy, 1832- 1872. Warsza-
wa 1971, s. 131 - 132.
154 155
czekan, dzida, jatagan, kindżał, koncerz, czy nadziak,
a za pośrednictwem Węgier - pałasz i szabla. Z da-
lekiej Persji przywędrowały bułat, karabela, kord i to-
pór (dwa ostatnie słowa za pośrednictwem węgierskie-
go i ruskiego). Via Turcja docierały do Polski nawet
słowa arabskie, jak dziryt czy handżar. Według, dale-
kich zresztą od dokładności, obliczeń Juliusza Szweda
język polski przyswoił sobie, głównie w XVII wieku,
180 wyrazów tureckich, 140 arabskich i 60 tatarskich.
Przyczyna tych zapożyczeń stanie się zrozumiała,
jeśli rzucimy okiem na mapę. Rozrost terytorialny Rze-
czypospolitej z jednej strony, z drugiej zaś ekspansja
państwa ottomańskiego - doprowadziły do bezpo-
średniego zetknięcia się ze światem islamu. Orientali-
zacja nie stanowiła zresztą (podobnie jak koncepcja
przedmurza chrześcijaństwa) czegoś swoistego tylko
dla polskiej kultury. O wiele wcześniej podobny proces
przeżyli Hiszpanie, graniczący przez długi czas z Ara-
bami na Półwyspie Pirenejskim, nieco później ludy za-
mieszkałe na Bałkanach, równolegle zaś niemal Wę-
grzy. Należy także pamiętać, że mieszkańcy Polski
stykali się z przedstawicielami kultur wschodnich rów-
nież wewnątrz kraju (Karaimi, Ormianie czy osiadli
na Litwie Tatarzy). Na popularności wpływów orien-
talnych zaważyło w dużym stopniu przesuwanie się
punktu ciężkości olbrzymiego państwa polsko-lite-
wskiego na wschód; dworki szlachty polskiej oraz polo-
nizującej się ruskiej czy białorusko-litewskiej leżały
przeważnie w zasięgu bezpośredniego oddziaływania
kultury wschodniej. Dzięki badaniom Kazimierza
Nitscha wiemy też, że w XVII wieku język używany
na tych kresach wywierał poważny wpływ na polszczy-
znę literacką.
W szybkiej i bezkolizyjnej adaptacji niektórych ele-
mentów kultury orientalnej pewną rolę odgrywała rów-
nież okoliczność, na którą dotychczasowi badacze nie
zwracali dostatecznej uwagi, a mianowicie, że adaptacja
156
ta zbiegała się ze społecznym i kulturalnym awansem
sporej części warstwy szlacheckiej. Wielu przedstawi-
cieli tego stanu pozostało oczywiście na poziomie za-
ściankowej biedoty, niezbyt różniącej się kulturalnie
i obyczajowo od chłopów. Równocześnie jedna część
szlachty dała początek nowej warstwie magnackiej,
tworzącej się na przełomie XVI i XVII wieku, sporo zaś
rodzin, nie dochodząc do szczebla magnackiego, znacz-
nie się jednak wzbogaciło. Tym ludziom z ówczesnego
awansu właściwe było (fakt dobrze znany z dziejów kul-
tury nie tylko sarmackiej) zamiłowanie do tego co barw-
ne, lśniące i bogate (przynajmniej z pozorów). Jaskrawo
kontrastowe tkaniny wschodnie oraz bogato zdobiona
broń, makaty czy wysadzane szlachetnymi kamieniami
tarcze - znakomicie odpowiadały tym gustom.
Nie bez znaczenia był też fakt, iż barwna i obwie-
szona klejnotami odzież [jak również bogate futra) sta-
nowiła wyróżnik pozycji społecznej, symbol wyższości
nad pospólstwem, potwierdzenie świeżo uzyskanego
awansu. Wreszcie, zdaniem niektórych badaczy dzie-
jów gospodarczych, kryzys monetarny panujący w XVII
wieku sprawił, iż posiadane kapitały o stale zmiennej
wartości chętnie lokowano w kosztownych ubiorach czy
klejnotach. Tezauryzacja poprzez klejnoty pozostala
aktualna do dziś.
Dla recepcji mody wschodniej pewne znaczenie mia-
ła również zmiana typu edukacji; po wykształconych
na zachodnich uniwersytetach i spędzających czas na
dworze członkach warstwy rządzącej przychodzi nowe
pokolenie, chowane często tylko w konwiktach jezuic-
kich, a dopełniające swej edukacji na polach bitewnych.
Więcej ono oglądało Turków niż ich poprzednicy Fran-
cuzów, Holendrów, Włochów czy Anglików w sumie
wziętych. Stąd też, jeśli wierzyć Henrykowi Rzewuskie-
mu (Pamictki Soplicy), szlachta trzymała się za boki,
kiedy jej czytano utwory Woltera, których akcję umie-
szczał autor nad Bosforem, dość niefrasobliwie przy
157
tym traktując szczegóły obyczajowe oraz koloryt lokal-
ny (opowiadanie: Pan Azulewicz).
W XVII wieku pola bitewne, a nie zagraniczne dwo-
ry poczynają dyktować modę. Wiele z rzeczy wschod-
nich (broń, uprząż, nawet stroje, nie mówiąc już o na-
miotach) zdobywano w charakterze łupu, a nie poprzez
żmudne wysupływanie pieniędzy z kiesy. Jeśli zresztą
chodzi o strój czy ekwipunek wojskowy, to przejmowa-
no go nie tylko od Turków. Szymon Starowolski
(w dziele Polska albo opisanie polożenia Królestwa Pol-
skiego) wspomina, iż od Rosjan zapożyczono szerokie
i powłóczyste futra (podbite gronostajami lub sobola-
mi), od Tatarów płaszcze żołnierskie, jak również krót-
kie i mocno obcisłe kurtki, od Szwedów wreszcie sze-
rokie buty, skórzane nagolenniki oraz płaszcze.
Barok w całej zresztą Europie przyniósł modę na
egzotykę; czerpała ona natchnienie zarówno ze świeżo
odkrytych ziem Nowego Świata, jak i z właściwego tej
epoce zamiłowania do teatralności i niezwykłości. O ile
jednak na zachodzie Europy strojono się chętnie w je-
dwabie, atłasy, koronki, kryzy etc., to w Polsce za in-
spirację służyła znana już od dawna kultura material-
na Bliskiego Wschodu. We Francji, Anglii czy Nider-
landach egzotyka to najczęściej element dekoracyjny,
działający na prawach niezwykłości. W Rzeczypospoli-
tej orientalizm występował jako integralna część kul-
tury dnia codziennego. I jeszcze jedna różnica; w zbio-
rach angielskich, holenderskich czy francuskich egzo-
tykę reprezentowały przedmioty pochodzące z Turcji,
Krymu czy nawet i Polski, tymczasem u nas, ze wzglę-
du na orientalizację gustów, wyroby artystyczne tych
krajów nie stanowiły wyodrębnionych kolekcji. W Rze-
czypospolitej odbierano jako egzotykę jedynie ubiory,
wachlarze, obrazki z piór itp. pochodzące z terenów
odkrytych w wyniku wielkich wypraw żeglarskich. Ta-
kie przedmioty gromadzili nasi kolekcjonerzy w swoich
galeriach lub Kunstkammerach.
Na odnotowanie zasługuje fakt, iż walka z cudzo-
a ziemszczyzną, tak silna przecież w schyłkowym okresie
szlacheckiej Rzeczypospolitej, nie objęła nigdy turec-
kich strojów, tatarskiej broni, perskich kobierców lub
indyjskich pasów. Oddziałały tu zapewne względy psy-
chologiczne; Turcja nigdy Polski (poza Podolem) nie
podbiła, wkładanie więc tureckiego stroju nie musiało
się kojarzyć z noszeniem kaftana przysyłanego lenni-
kom przez władców Wysokiej Porty. Zauważył to już
Władysław Łoziński, stwierdzając, że orientalizacja
stroju i smaku artystycznego szlachty nastąpiła na do-
bre za panowania Jana III Sobieskiego, kiedy to "zwy-
ciężona i upokorzona Turcja wywarła w przeciągu kil-
ku lat więcej wpływu na fizjonomię obyczajową szla-
chty, aniżeli przez setki lat groźna i zwycięska"4.
Wreszcie - i to chyba było najważniejsze - za-
ważyło poczucie, iż z takim właśnie strojem nie wiąże
się określona postawa polityczna. Przepaść dzieląca
pod tym względem Turcję i Polskę była tak wielka, iż
nie tylko nikogo ze szlachty, ale i samego króla nie
pomawiano o chęć naśladowania sułtana, gdy tymcza-
sem obawa przed polskim Ludwikiem XVI czy Iiabs-
burgiem wydawała się całkiem realna, zwłaszcza że
przedstawiciele tych dynastii zabiegali o naszą koronę.
Naśladowano więc pohańców w strojach, ale nie w po-
glądach czy obyczajach (już Łukasz Górnicki pisze
z przekąsem: "ubieracie się jak Turcy, lecz pić samej
tylko wody nie chcecie")5. Nasuwa to analogie nie tylko
do historycznych doświadczeń Japonii, która na prze-
łomie XIX i XX wieku przejmowała z Zachodu jedynie
cywilizację techniczną, bez towarzyszącej jej ideologii,
ale i do znacznie nam bliższych przykładów rodem
z Wielkopolski. Jej mieszkańcy bowiem coraz bardziej
w dobie zaborów upodabniali się pod względem kul-
4 W. Łoziński, Życie polskie..., s. 161.
5 Ł. Górnicki, Pisma. T. II. Warszawa 1961, s. 378.
158 159
tury materialnej do Niemiec, a jednocześnie z roku
na rok coraz większy procent Wielkopolan czuł się Po-
lakami.
Istotnym czynnikiem zbliżającym polską szlachtę
do wschodnich gustów i mody było zapewne przekona-
nie, któremu dał wyraz barokowy poeta Jan Białobocki
,
iż Sarmatom, przybyłym z terenu między Donem a dol-
ną Wołgą, taki właśnie strój przystoi. Pochodzenie ze
Wschodu (z którym nie kojarzono wówczas żadnych
ujemnych treści) było w oczach szlachty polskiej czymś
równie dobrym jak związki rodowe z Rzymianami, do
których tak chętnie przyznawała się szlachta litewska.
Synkretyzm kulturalny doby sarmatyzmu polegał
nie tylko na jego orientalizacji; sarmatyzm składał się
z wielu elementów, wśród których wpływy kultury za-
chodniej po dawnemu odgrywały dość istotną rolę.
Wzajemne wpływy kultury Wschodu i Zachodu zazę-
biały się u nas, nigdy jednak się na siebie nie nakła-
dając. Orient oddziaływał bowiem na sztukę dekora-
cyjną, ubiory czy broń, Zachód na literaturę, budow-
nictwo, w pewnym stopniu naukę. Żaden z tych dwóch
wielkich systemów nie wywierał natomiast istotnego
wpływu na kształt ustrojowy Polski.
Położona geograficznie na styku dwóch kultur,
wschodniej i zachodniej, azjatyckiej i europejskiej, szla-
checka Rzeczpospolita traktowała obie jako pewne pro-
pozycje cywilizacyjne, podobnie jak zamawia się obiad
a la tarte. Powstawała w ten sposób forma pośrednia,
wynik symbiozy kulturalnej. Równocześnie w XVII
wieku kultura polska promieniuje na zewnątrz, i to
w stopniu o wiele silniejszym aniżeli w dobie rene-
sansu. Prusy Książęce, Mołdawia, Wołoszczyzna czy
państwo moskiewskie - wszędzie tam ceniono przy-
byłych z Polski rzemieślników, artystów i pisarzy, wzo-
rowano się na modzie i obyczajach panujących w szla-
checkiej Rzeczypospolitej. Polski teatr był popularny
na dworze moskiewskim, gdzie zresztą nasz język od-
160
grywał w drugiej połowie XVII stulecia podobną rolę
jak francuszczyzna w otoczeniu Ludwiki Marii (po pol-
sku będzie się też porozumiewać poselstwo Borysa Sze-
remietiewa, które w roku 1697 przybyło do Wiednia
z Moskwy, z tamtejszymi dyplomatami). Polskie wpły-
wy kulturalne przyczyniły się do rozwoju rosyjskiej
muzyki, malarstwa oraz grafiki, oddziaływały na tam-
tejszą poezję i dramaturgię.
Badacze rosyjscy od dawna zwracają uwagę, iż ba-
rok spełniał w Rosji rolę renesansu; służył emancypacji
ludzkiej osobowości, zeświecczeniu literatury, rozwijał
wiarę w ludzki rozum i naukę, w możliwości postępu,
reform politycznych i przeobrażeń społecznych. Stąd
też tak istotne okazały się kontakty z polską literaturą
oraz kulturą, nie tylko zresztą barokową. W XVII wie-
ku rosyjscy czytelnicy i widzowie zapoznają się z naszą
dramaturgią doby odrodzenia, ówczesną historiografią
(kroniki Marcina i Joachima Bielskich) i poezją (m.in.
utwory Jana Kochanowskiego, popularne w XVII wie-
ku również i w Niemczech).
Dzięki kulturze sarmackiej do sąsiadów Polski do-
cierały tak interesujące, a trudno dostępne elementy
kultury zachodniej, jak malarstwo figuratywne, prze-
nikające via Polska nawet do Persji, czy sztuka teatral-
na Zachodu, która trafiała do Rosji właśnie za pośred-
nictwem Warszawy. Z drugiej zaś strony - dzięki da-
leko posuniętej uniformizacji kultury szlacheckiej -
wschodnia broń, ubiór czy dekoracje wnętrz mieszkal-
nych nigdy nie dotarły tak daleko na zachód Europy
jak wówczas. Nasi najbliżsi południowi i wschodni są-
siedzi odnajdywali w sarmatyzmie bliskie sobie i zro-
zumiałe (bo orientalne) gusty artystyczne i wzory de-
koracyjne Wschodu. Sarmacki konterfekt wywarł pe-
wien wpływ na ruskie parsuny (jak nazywano tam
podobizny znakomitych osób), sam zaś pozostawał pod
wyraźnym wpływem sztuki Wschodu. Dlatego, jak rów-
nież z uwagi na fakt, że podkreślał wysoką społeczną
161
rangę modelu, znalazł tak łatwo drogę do starszyzny
kozackiej, na Ruś czy do księstw naddunajskich.
Ujemne skutki zewnętrzne wynikające z ulegania
gustom artystycznym Orientu wyraziły się tym, że
przyczyniały się do wyrabiania nam we Francji, Wło-
szech czy Niderlandach opinii kraju niesłychanie egzo-
tycznego, którego mieszkańcy lubują się we wschod-
nim przepychu. Obok kontrastów kulturalnych
i ustrojowych szczególnie w XVII wieku dawały o sobie
znać różnice wypływające z nierównomierności w roz-
woju społecznym Polski i Niderlandów, Anglii czy na-
wet Francji. Odrębności w stylu życia stanowiły w du-
żym stopniu konsekwencje dysproporcji narastających
między Rzecząpospolitą a tamtymi krajami. Można
chyba śmiało sformułować tezę, że im bardziej zwie-
dzany kraj różni się od ojczyzny cudzoziemca, tym
więcej nowych oraz interesujących obserwacji jest
w stanie poczynić podróżny. To prawo kontrastu zo-
staje w całej pełni wykorzystane w XVIII stuleciu,
jako arcywygodny zabieg literacki. Również i u nas
krytyka istniejącego stanu rzeczy była wówczas wkła-
dana w usta mądrego mandaryna podróżującego po
Polsce lub też wręcz dobrego dzikusa, który na wszyst-
ko spogląda z niezmiernym zdumieniem. Do tradycji
tej nawiązują dziś dziennikarze, którzy w krytyce pew-
nych naszych niedociągnięć chętnie powołują się na
opinie anonimowego interlokutora - Amerykanina,
Anglika czy Francuza.
Przybywającym do nas cudzoziemcom rzucały się
w oczy różnice w zakresie kultury materialnej. Zacznij-
my od strojów; Francuzi, którzy ubierali się dość lekko,
ze zdziwieniem patrzyli na Polaków osłaniających się
od stóp do głów ciężkimi szatami oraz noszących grube
futra. Należy jednak pamiętać, iż we Francji z przeło-
mu XVII i XVIII wieku modę dyktował dwór, żyjący
w budynkach zamkniętych, stanowiących rodzaj małe-
go miasteczka, gdy w Polsce szlachta wiele podróżo-
162
wała, i to po znacznych przestrzeniach. Co ważniejsze,
modę narzucał wiejski, a nie miejski styl życia, niosący
ze sobą konieczność spędzania większości czasu na
świeżym powietrzu. Najistotniejsze zaś były różnice
klimatyczne.
Dalej budownictwo: we Francji, Anglii lub Nider-
landach opierało się ono w dużym stopniu na cegle
i kamieniu, u nas po dawnemu na drewnie. Nic więc
dziwnego, że jeden z nuncjuszów papieskich (Malaspi-
na), bawiąc w takiej wspaniałej a drewnianej rezyden-
cji, wyraził się o niej dowcipnie, że "nigdy w życiu nie
widział tak pięknie ułożonego stosu paliwa". Zdaniem
Władysława Łozińskiego, który przytacza to powiedze-
nie, jeszcze w końcu XVIII wieku były w Polsce całe
powiaty, w których nie istniał ani jeden murowany
dwór. Wizytki, które przybyły do Polski w 1652 r., tłu-
maczą, iż nie oznacza to "ubóstwa w kraju. Owszem
jest to skutkiem powszechnej opinii krajowej, że domy
drewniane są nierównie zdrowsze od murowanych z
cegły lub kamienia"s.
Do głównych ośrodków kultury barokowej należały
u nas nie miasta i dwór królewski, ale rezydencje mag-
nackie, po nich zaś dopiero Warszawa czy Wilanów.
Każdy znaczniejszy magnat starał się roztoczyć prze-
pych mogący zaćmić rezydencję królewską, gdy we
Francji czy Anglii cała elita skupiała się wokół panu-
jącego. K#O zaś usiłował z nim konkurować, kończył
jak Nicolas Foucquet, który aresztowany zaraz po
o wiele bardziej wystawnej niż w Wersalu uczcie, wy-
danej na cześć Ludwika XIV, spędził resztę życia
w więzieniu. Francuzów czy Anglików, przyzwyczajo-
nych do stosunkowo gęstej sieci miejskiej, wręcz szo-
kowały olbrzymie tereny, często - jak na Ukrainie
- w ogóle nie zagospodarowane i nie zamieszkane.
Przedstawicieli zupełnie odmiennej kultury oglądano
s J. Tazbir, Rzeczpospolita i świat..., s. 172.
163
zazwyczaj podczas dalekich wypraw kolonialnych,
a tymczasem Wilhelmowi Beauplanowi najeżdżający
Polskę Tatarzy krymscy kojarzą się z Indianami ame-
rykańskimi (zwłaszcza z Karaibami).
Po drogach spotykano wozy w żywnością, odzieżą
i pościelą ciągnące za ich panami, którzy w ten sposób
zaopatrzeni wyruszali na wojnę; regularnym forma-
cjom francuskim czy niemieckim towarzyszyły już
wówczas wspólne dla wszystkich tabory. Musiało to
zwracać uwagę zagranicznych obserwatorów, podobnie
jak osobliwy dla nich sposób funkcjonowania sejmu,
na który magnaci przybywali z własnymi pocztami,
większymi nieraz od regularnych wojsk Rzeczypospo-
litej. Odnotowywano przede wszystkim rzeczy dziwa-
czne i odbiegające od normy. Za taką zaś normę niemal
każdy z podróżnych uważał obyczaje, ustrój oraz sto-
sunki polityczne panujące w jego kraju. W podróż wy-
ruszano z gotowym już zazwyczaj osądem zagranicy:
państwo jest podobne do naszego, a więc normalne
i cywilizowane. Odmienne, a więc egzotyczne, godne
obszerniejszego opisu, ale i - lekceważenia. W ten
sposób powstają we Francji czy Anglii zdeformowane
opisy nie tylko Polski, ale również Szwecji, Węgier,
Moskwy, nie mówiąc już o Turcji.
Nie umniejsza to oczywiście wagi źródłowej tych
relacji. Obcy obserwator dostrzegał nieraz rzeczy ucho-
dzące uwagi współczesny pisarzy polskich lub tak oczy-
wiste, że nie uważali za potrzebne pisać o nich. "Koń
jaki jest, każdy widzi" - pisał nieoceniony Benedykt
Chmielowski, tłumacząc w ten sposób czytelnikowi,
dlaczego nie zamieszcza opisu tego tak pospolitego
w Polsce zwierzęcia. Przytoczmy pierwsze z brzegu
przykłady. Cytowaliśmy już zdanie Paska: "co ja już
pamiętam odmiennej coraz mody [...] nie spisałby tego
na dziesięciu skórach wołowych". Jan Chryzostom nie
poświęcił tym zmianom w modzie nawet jednej strony
swego Pamiętnika, gdy tymczasem o dziwnych obycza-
jach Duńczyków rozpisał się dość szeroko, mniej nawet
folgując fantazji, niż dotąd przypuszczano. Na temat
polskich strojów, klejnotów, zwyczajów towarzyskich,
ówczesnej bankietomanii, sposobu powitań najwięcej
dowiadujemy się z relacji cudzoziemców. Dla Polaków
były to rzeczy naturalne, poza moralistami i kazno-
dziejami mało kto o nich pisał. W XVII wieku wydano
dosłownie tysiące stron literatury dewocyjnej różnego
typu, ale dość dziwaczny dla nas sposób zachowania
się wiernych w kościele odnotowali tylko Gaspard de
Tende, Karol Ogier, Jean Le Laboureur i LTlryk Wer-
dum. Jedynie z obcych pamiętników dowiadujemy się,
że nasi przodkowie policzkowali się podczas nabo-
żeństw, bili głowami o podłogę lub ławki, modlili się
niesłychanie głośno i w teatralny sposób.
Oczywiście, relacje obcych nie stanowiąjednakowe-
go pod względem wartości źródła. Wiele zależy tu bo-
wiem od spostrzegawczości cudzoziemca, tego czy był
łatwowierny lub też - wręcz przeciwnie - krytycz-
ny, z kim się najczęściej stykał i co go najbardziej
w Polsce interesowało. Przy analizie takich opinii na-
leży również brać pod uwagę osobiste doświadczenia
autora wyniesione z podróży po Polsce oraz cel, w któ-
rym została podjęta. Inaczej patrzył na Rzeczpospolitą
ktoś obcujący z racji swej misji dyplomatycznej lub
zawodu (lekarz) z elitą władzy, odmiennie ubogi stu-
dent węgierski lub czeski, przejeżdżający przez Polskę
w trakcie wędrówki po Europie, czy wreszcie szpieg,
który szczególnie interesował się możliwościami mili-
tarnymi naszego państwa (Werdum).
Inaczej przedstawiała się Rzeczpospolita widziana
z okien otoczonej zbrojną eskortą karety, odmiennie zaś
wtedy, gdy na przykład podróżowano samotrzeć, zatrzy-
mując się po karczmach. Nie bez znaczenia była wre-
szcie pora roku, w której przekraczano granice państwa.
Jesień ze swymi roztopami utrudniała, jeśli nie unie-
możliwiała komunikację, walnie potwierdzając ujemną
164 I 165
opinię o polskich drogach i mostach. "Kiedy trwał mróz
chodzenie było suche i przyjemne - pisał Jan Paweł
Mucante, sekretarz kardynała Enrico Gaetano przeby-
wający w Polsce u schyłku XVI wieku - lecz skoro
odwilż, płakać się chciało, tak wszędy szkaradne błoto".
Na jak przykre niespodzianki byli narażeni Fran-
cuzi czy Włosi, którzy - przywykli do cieplejszego kli-
matu - przyjeżdżali nieodpowiednio ubrani w zimie,
można się przekonać, czytając relacje osób z otoczenia
Iienryka Walezego czy w siedemdziesiąt lat później
Ludwiki Marii. Giacomo Fantuzzi, opat z Rawenny,
w połowie XVII wieku ostrzega swych ziomków, by
w czasie mrozów nie podróżowali po Polsce konno; ła-
two się można wówczas przeziębić lub nawet zamarz-
nąć na śmierć. Najlepiej jest iść obok wozu "rozgrze-
wając ręce i ramiona zamaszystym uderzaniem się po
biodrach", na postojach zaś ręce, uszy i nos dobrze
nacierać śniegiem. Nawet w stołecznym mieście Kra-
kowie "dla złych bruków niewygodnie i niebezpieczna
było puszczać się karetą" (1596)8.
Nie trzeba wreszcie chyba podkreślać, jak zasadni-
cze znaczenie miały dla relacji sympatie polityczne cu-
dzoziemskiego autora: przeciwnicy absolutyzmu, chwa-
ląc ustrój polski, stawiali go za wzór innym państwom,
natomiast rzecznicy silnej władzy królewskiej podno-
sili, a nawet przejaskrawiali jego ujemne strony, pra-
gnąc odstraszyć od naśladownictwa polskich wzorów
ustrojowych.
Gorszyli się oni dużymi prerogatywami sejmu; obu-
rzała ich instytucja wolnej elekcji, która z kolei wywoły-
wała aplauz entuzjastów ograniczenia praw monarchy9.
Tamże, s. 175.
8 Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie. Wyd. J. Gintel. T. I:
Wiek X-XVII. Kraków 1971, s. 189.
9 S. Kot Rzeczpospolita Polska w literaturze politycznej Za-
clzodu. Kraków 1919, s. 118.
166
Jeszcze w XVII wieku trafiali się entuzjaści polskiej
tolerancji; spotykamy wśród nich przedstawicieli za-
równo francuskich kalwinów, jak angielskich jezuitów,
podziwiających zgodne współżycie tylu wyznań w jed-
nym państwie. Po wydarzeniach połowy XVII wieku
głosy te zaczynają stopniowo milknąć, choć jeszcze
Wielka Encyklopedia francuskiego oświecenia sławi
Polskę jako kraj, który nie miał swojej nocy św. Bart-
łomieja i "gdzie spalono najmniej ludzi za to, że się
pomylili w dogmacie"1ł. Jest rzeczą ciekawą, że cudzo-
ziemców uderzała przede wszystkim mozaika wyzna-
niowa. Niemal nie zwracano natomiast uwagi na
współżycie w Rzeczypospolitej różnych grup etnicz-
nych. Sprawa skądinąd zrozumiała, skoro obcy rozma-
wiali ze szlachtą, a czasem nawet z plebsem po łacinie,
francusku czy niemiecku, język polski zaś niewiele róż-
nił się w ich uszach choćby od ruskiego. Kwestie świa-
domości narodowej jeszcze długo w charakterystyce
państwa nie były brane pod uwagę, bo nawet w roz-
ważaniach nad przyczynami upadku Polski, snutych
w XVIII wieku, problem jej wielonarodowościowego
charakteru w ogóle nie występuje.
Przepych, gościnność, rozrzutność - te trzy cechy
charakteru polskiej szlachty i magnaterii wydają się
najbardziej zdumiewać Francuzów, Włochów czy
Niemców podróżujących po Polsce. De Tende pisze na
_ przykład, że damy polskie "bardzo lubią [...] wszystko,
co sprowadza się z Francji i sprzedaje za drogie pie-
niądze; i byleby nie musiały płacić gotówką - dają
taką cenę, jakiej się od nich żąda. W ten sposób kupcy
francuscy, którzy zawsze znajdują sposób na uzyska-
nie zapłaty, wzbogacają się z łatwością". "Zbytek pa-
nuje w Polsce tak wielki - stwierdza tenże pisarz
- że damy nie wyjeżdżają inaczej niż w sześciokonnej
karocy, choćby dla przebycia drogi z kościoła naprze-
loEncyklopedia (Wybór). Wrocław 1952, s. 205.
167
ciwko ich domu. W nocy panowie i panie każą nosić
przed swoją karocą dwadzieścia cztery pochodnie
z białego wosku". Bernard O'Connor zaś zauważa, iż
Polacy usiłują nawzajem przewyższać się bogactwem
i chciwością. Większość lubi wystawność i przy naj-
mniejszej okazji występuje z przepychem. Pisząc
o dworach magnackich, stwierdza, iż nigdy nie widział
poddanych królewskich "żyjących w tak niezmiernym
przepychu i wspaniałości". Zdaniem Hermana Conrin-
ga szlachta jest tak "rozkochana w zbytkach, w jadle
i stroju, jak żaden inny naród w Europie". Swemu
zdumieniu dla wystawnych, ciągnących się godzinami
uczt daje też wyraz Beauplan. Juraj Kriźanić zaś
wręcz nazywa Polskę garkuchnią rozrzutków (prodi-
gorum popina)11.
Jeśli Francuzi (Jean La Laboureur, Franciszka de
Motteville, Karol Ogier) przyrównują stroje i uczty pol-
skiej szlachty do bogactw i zbytku dawnych Persów,
to w opinii tej, obok zdumienia, jest zawarta również
ocena. O ile bowiem w czasach średniowiecza podzi-
wiano jeszcze potężne, a mało znane państwa dalekiej
Azji, to podboje kolonialne zaczęły nasuwać Europej-
czykom wniosek o wyższości nie tylko techniki wojen-
nej, ale i ich samych nad Hindusami, Indianami czy
Murzynami. Niewolnictwo czarnych i eksterminacja
czerwonoskórych przedstawicieli innych ras prowadzi-
ły do wniosku o naturalnej niższości innych kontynen-
tów oraz ich mieszkańców.
Wszystko, co jest poza Europą zaczyna - zdaniem
Francuzów, Anglików czy Holendrów - zasługiwać
na przystosowanie lub likwidację, wszystko zaś, co od-
biega od ogólnych norm cywilizacji europejskiej, na po-
gardę i lekceważenie.
Jeśli więc podczas wszelkiego rodzaju maskarad,
balów i pochodów obok Indian, Arabów, Chińczyków,
11 J. Tazbir, Rzeczpospolita i świat..., s. 181 - 182.
Persów czy Turków spotykamy również Polaków,
a postacie dzikich Amerykanów zastępowano ludźmi
ubranymi po sarmacku czy moskiewsku, to jest rze-
czą jasną, że takie zaszeregowanie pociągało za so-
bą zdecydowanie negatywny osąd szlacheckiej mody
i gustów artystycznych. W relacjach Franciszki de
Motteville z wjazdu poselstwa polskiego do Paryża,
odbytego w roku 1645, czytamy m.in., iż pokazało ono
"dawną świetność, która od Medów przeszła do Per-
sów [...]. Chociaż Scytowie nie słynęli nigdy z odda-
wania się rozkoszom, ich potomkowie, obecnie bliscy
sąsiedzi Turków, zdają się dążyć do naśladowania bo-
gactwa i wspaniałości tureckiego sułtana"lz. Rząd na
konia, który Jan Sobieski zdobył na Turkach pod Cho-
cimiem i przez wiele lat sam używał, uzyskał we Wło-
szech opinię cosa dal barbaro lusso. Wielki książę To-
skanii otrzymał go bowiem w prezencie od króla
polskiego.
Kiedy wojażowano oficjalnie, starano się wystąpić
ze szczególnym przepychem. Wszelkie rekordy orien-
talnej wystawności bił tu słynny wjazd poselstwa Je-
rzego Ossolińskiego do Rzymu (1634 r.); wywarł on
olbrzymie wrażenie na współczesnych. Posłowi, jadą-
cemu na rumaku, który - jak głosi legenda - miał
gubić złote podkowy, towarzyszyli jeźdźcy przebrani
m.in. w stroje ze srebrnej tureckiej lamy; najbliższy
orszak posła był zbrojny w kołczany, nabite srebrnymi
blaszkami. W pochodzie kroczyło sześć tureckich koni,
"przystrojonych - jak czytamy we współczesnej rela-
cji - w złoto, drogie kamienie, perły i bardzo ko-
sztowne pióra; wśród nich szły trzy konie z podkowami
sporządzonymi z czystego złota". Szczególną sensację
wywołało dziesięć wielbłądów "o grzywach przyozdo-
bionych srebrnymi nićmi, pokrytych jedwabnymi, bar-
lz F. de Motteville, Anna Austriaczka i jej dwór. Warszawa
1978, s. 90.
168 :,'. 169
dzo długimi oponami"13, pobrzękiwały one srebrnymi
bębenkami, wiszącymi pod brzuchem. Na tym tle da-
leko skromniej wypadł wjazd poselstwa polskiego do
Paryża (1645 r.), choć i tam popisywano się perskimi
złotogłowami, rzędami na konie wysadzanymi diamen-
tami czy koncerzem złotym z rxbinami i turkusami.
Podobna wystawność budziła jednak podziw i za-
chwyt przede wszystkim pospólstwa, lubiącego barwne
i egzotyczne widowiska. W oszczędnym mieszczaństwie
zachodniej Europy mogła tylko wywołać zgorszenie
marnotrawstwem pieniędzy. Ludziom oświeconym ko-
jarzyła się z czymś barbarzyńskim; chętnie też zaglą-
dano pod podszewkę tych wspaniałych strojów. Cyto-
wana już pani de Motteville pisze, iż panowie polscy
jechali "ubrani w bławaty, przetykane złotem i srebrem.
Materie ich strojów były tak kosztowne, tak piękne,
w tak żywych barwach, że aż rwały oczy. Na kaftanach
lśniły diamenty; trzeba jednak powiedzieć, że wśród te-
go bogactwa przepych zatrącał o dość duże barbarzyń-
stwo: nie noszą wcale bielizny, nie śpią na prześcierad-
łach, tylko na skórach zwierzęcych, którymi się owijają
[...] mają ogolone głowy, tylko na czubku zostawiają
mały kosmyk włosów, który zwisa do tyłu"14.
Wystawność staropolska rzucała się w oczy cudzo-
ziemców, uczulonych na wszystko, co różniło Rzeczpo-
spolitą od ich rodzimego kraju. Na zachodzie Europy zaś
wraz z początkami kapitalizmu pieniądz zaczął odgry-
wać zupełnie inną rolę niż w warunkach wtórnej feuda-
lizacji, jaką przechodziła Polska XVII wieku. W Anglii
czy Niderlandach był lokowany w rozliczne przedsiębior-
stwa typu wczesnokapitalistycznego, których brakowało
u nas. Tam zaczyna się - częściowo pod wpływem re-
13 J. Tazbir, Rzeczpospolita i świat..., s. 191 - 192; T. Mako-
wski, Poselstwo Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w roku 1633.
Warszawa 1996, s. 34 - 35.
14 F. de Motteville, Anna Austriaczka..., s. 91.
170
formacji - głoszenie nakazu oszczędności. Hasła ogra-
niczania potrzeb, uni.kania wystawnych uczt, skrzętnego
gromadzenia kapitałów są wcielane w życie przede wszy-
stkim przez pozostające pod wpływem ideologii purytań-
skiej mieszczaństwo holenderskie lub angielskie, na któ-
rym wzoruje się nowa szlachta. W Rzeczypospolitej
natomiast patrycjat swą rozrzutnością stara się często
dorównać szlachcie; nawet ariańscy przedstawiciele
tej warstwy nie stronią w XVII wieku od zbytkownych
przyjęć. Cudzoziemców wystawność staropolska uderza
również dlatego, że dość często była kojarzona z marno-
trawstwem. Rozumieli oni wydawanie pieniędzy na kon-
kretne cele: pozyskiwanie zwolenników, łapówki dla po-
słów. Oburzało ich natomiast irracjonalne niszczenie
przedmiotów, że wymienimy nagminne podczas bankie-
tów tłuczenie o głowę drogocennych kielichów, za które
dałoby się wystawić niejeden regiment wojska. Beauplan
ze zgorszeniem opisuje zachowanie się służby, która wy-
pijała 10 razy więcej wina niż panowie, kradła srebrne
naczynia, a do wycierania talerzy używała luźno zwisa-
jących sobolowych ferezji biesiadników. Zdaniem fran-
cuskiego kartografa koszt jednej takiej uczty dochodził
do 50 - 60 tysięcy liwrów. Była to kwota jak na owe
czasy olbrzymia (przez liwry Beauplan miał niewątpli-
wie na myśli złote polskie). We Francji, Anglii czy Niem-
czech podobne bankiety urządzano daleko rzadziej i to
przeważnie na dworze królewskim, a nie w rezydencjach
prywatnych. W Polsce ustawy antyzbytkowe dotyczyły
jedynie mieszczan i chłopów; do szlachty nikt się pod
tym względem nie wtrącał. Jedynie pusta sakiewka mog-
ła uniemożliwić nabycie kosztownego stroju, gdy na
przykład we Francji król starał się ograniczyć zbyt ko-
sztowne szczegóły ubioru swych dworzan czy wymyślne
fiyzury pańl5. Nie było tam również zwyczaju noszenia
i5 por. G. Mongrdien, La ule quotidienne sous Louis XIV.
Paris 1948, s. 73 i 81.
171
na sobie tylu kosztowności. Nic więc dziwnego, że relacje
cudzoziemców sporo miejsca poświęcają opisowi klejno-
tów, którymi były ozdabiane szable i stroje szlachty pol-
skiej. Jan III Sobieski, jak notuje Werdum, nosił ich na
sobie za 200 tysięcy talarów. Notabene był on najbogat-
szym chyba władcą z polskich królów elekcyjnych.
Nie przepych też, wystawność czy elegancja, ale
orientalizm ubioru polskiej szlachty stanowił w oczach
zachodniej Europy jego zasadniczy wyróżnik. Karol
Ogier pisze, że widok (1635 r.) modlących się wojewo-
dów w ich strojach narodowych przypominał mu po-
kłon złożony Dzieciątku Jezus przez wschodnich kró-
lów "z wielką pompą i w długim orszaku dworzan
i wielbłądów"ls. Typy polskie pojawiają się na obra-
zach nie tylko w scenach biblijnych, dziejących się na
Bliskim Wschodzie, ale wszędzie tam, gdzie wybitni
mistrzowie pędzla chcieli swym malowidłom nadać -
jak pisze Łoziński - "cechę egzotyzmu i fantasty-
cznego przepychu". W malowidle Rubensa Królowa To-
mira po ścięciu Cyrusa obok opasłego Turka widzimy
postać ubraną w strój polskiego szlachcica. Na obrazie
Rembrandta Dawid podaje Saulowi głowę Goliata;
"ten Saul - jak słusznie zauważa Łoziński - to
niemal istny Polak w żupanie wzorzystym, w pasie,
w kołpaku z kitą [...] albo druga postać na tym samym
płótnie w czapce, z łukiem i sajdakiem, czy to nie
lisowczyk?" W galerii Bergamo znajdujemy obraz Vit-
tore Ghislandiego, który ma - według katalogu -
ukazywać dwóch Albańczyków; w istocie przedstawia
on panicza polskiego z jego sługą. Zacytujmy znów Ło-
zińskiego: "Niejeden jeszcze podobny przykład dałby
się z łatwością przytoczyć"1. Podczas audiencji udzie-
lonej przez Pawła V Jakubowi Sobieskiemu (1612 r.)
ts K. Ogier, Dziennik podróży do Polski 1635- 1636. Oz. 1.
Gdańsk 1950, s. 173.
17 W. Łoziński, Życie polski..., s. 113 - 115.
jego podpity sługa przewrócił się, rozsypując po ziemi
niesione do poświęcenia dewocjonalia. Miał na sobie
strój tak dalece orientalny, iż rozbawiony zajściem pa-
pież dopytywał się, kim był ów sługa, "Turczynem albo
Tatarzynem krzczonym"18. Jeszcze Honoriusz Balzak
pisał (Kuzynka Bietka), iż Polacy walczący ciągle
z Turkami "wzięli od nich upodobanie we wschodnim
,
przepychu: nieraz poświęcają pierwsze potrzeby dla.
chęci błyszczenia, stroją się jak kobiety [...]"1s. Orkan
zaś w Listach ze wsi wspomina, że kiedy w roku 1902
jeden z pielgrzymów polskich występował na audien-
cji u papieża w kontuszu, któryś z Włochów zapy-
tał sąsiada: "Signore, e quardi Turcz? (Panie czy to
Turek?)"2o.
W XVII wieku, kiedy rozwój Anglii, Holandii czy
Francji poszedł olbrzymimi krokami naprzód, na losy
Polski zaczęły oddziaływać ujemnie takie czynniki, jak
wojny, kryzys gospodarczy i anarchia polityczna. W tej
sytuacji sarmatyzm był, z jednej strony, owocem po-
głębiającego się rozłamu naszego kontynentu na część
wschodnią i zachodnią, z drugiej zaś, ten właśnie roz-
łam utrwalał, przyczyniając się do powiększenia i spe-
tryfikowania różnic dzielących Polskę od przodujących
krajów zachodniej Europy. Jako formacja kulturowa
mająca stanowić symbiozę wpływów Azji i Europy sar-
matyzm przyszedł więc zdecydowanie nie w porę (za
wcześnie?, za późno?), kiedy wkraczająca na drogę wal-
ki o hegemonię nad światem Europa zdecydowanie so-
bie takiej symbiozy nie życzyła. Stanowił chyba jedną
z nielicznych w dziejach naszego kontynentu prób po-
średnictwa kulturowego między różnymi systemami
cywilizacyjnymi; w roli takiej dość często zresztą wy-
18J. Sobieski, Peregrynacja po Europie (1607-1613). Droga
do Baden (1638). Oprac. J. Długosz, Wrocław 1991, s. 206.
ts H. Balzak, Kuzynka Bietka. Warszawa 1949, s. 228.
20 W. Orkan, Listy ze wsi. Warszawa 1946, s. 156.
172 I 173
stępują narody mieszkające bądź to na pograniczu kul-
turowym, bądź też w diasporze. Pośrednictwo to oka-
zało się owocne tylko w kierunku z zachodu na wschód
,
te nieliczne bowiem wytwory kultury materialnej
Orientu, które via Gdańsk dotarły z Polski do Holandii
lub Francji, wzbogaciły tam zbiory różnych kolekcjo-
nerów, nie weszły natomiast na stałe do kultury dnia
codziennego. Sarmatyzm odgrywał zresztą rolę pośred-
nika w sposób nieświadomy; natomiast w XIX i XX wie-
ku wielokrotnie wyrażano myśl (czynił to m.in. Tade-
usz Miciński), że właśnie Polska - jako najbardziej
zachodni naród Słowiańszczyzny - winna służyć za
pomost cywilizacyjny między Zachodem a Wschodem.
Już Stanisław Staszic tłumaczył, iż z tych właśnie
względów forsuje rozbudowę Warszawy w sposób nie-
proporcjonalny do potrzeb Królestwa Polskiego. Myśl
tę, nieświadomie zapewne, podjął Melchior Wańkowicz
,
który wielokrotnie wyrażał opinię, że ponieważ żyliśmy
na styku kultur, bardziej od innych nadajemy się na
katalizator uniwersalistycznej cywilizacji, do której
świat zdąża.
Po sarmatyzmie nastąpił w Rzeczypospolitej nowy
okres synkretyzmu kulturalnego, jakim było zapatrzo-
ne we wzorce płynące z Paryża, Londynu czy Hagi
nasze oświecenie. O ile wiek XVII stanowił próbę prze-
rzucenia właśnie w Polsce pomostu pomiędzy, z jednej
strony, Europą a Azją, z drugiej zaś, między przeciw-
stawnymi sobie systemami kulturowymi tego samego
kontynentu, to następne stulecie podjęło pośpieszną
i gorączkową próbę zrównania naszego kroku z mar-
szem krajów zachodniej Europy. Nie znaczy to oczywi-
ście, jakoby odwrócono się wówczas plecami do kultury
Orientu; zaczyna ona jednak wzorem francuskim czy
angielskim funkcjonować przede wszystkim na pra-
wach egzotyki. Do zainteresowania się nią dawał im-
puls Zachód i to tak dalece, że nawet moda na chińsz-
czyznę przychodzi do nas bardzo okrężną drogą, bo
poprzez Francję i Holandię, a nie via Rosja. W epoce
oświecenia Chiny leżały dla Polaków na zachodzie.
Zgodnie ze stale występującą w historii cywilizacji
tendencją do przekreślania i negowania dorobku po-
przedniego okresu, oświecenie wysunęło szereg poważ-
nych zarzutów pod adresem sarmatyzmu. W oczach
działaczy oświecenia był on wyrazem ciasnych, za-
ściankowych, fanatycznych, nawet obskuranckich, ale
mimo wszystko czysto polskich, rodzimych tendencji.
Dość często zresztą bywa, iż ubiór czy broń uważane
początkowo za cudzoziemskie, stają się później symbo-
lami swojszczyzny i to tak dalece, że późniejsze próby
ich skasowania wywołują najżywsze protesty (wystar-
czy - z rzeczy drobnych - przypomnieć choćby fa-
lendysz, który jeszcze Marcin Bielski piętnował jako
włoskie sukno drogie, a już Wacław Potocki przeciw-
stawiał jako staropolski materiał "fazie", obcemu ga-
tunkowi sukna).
Podobnie i powstały z elementów wschodnich strój
turecki stał się kostiumem narodowym. Powielany na
setkach tysięcy pocztówek ułan był symbolem narodo-
wego wojska, które broni spraw ojczyzny, a krakowska
sukmana - prastarych i rodzimych tradycji polskie-
go folkloru jak również kościuszkowskich kosynierów.
I nikogo nie obchodziła etymologia tych słów. Bo prze-
cież obie nazwy - i ułan, i sukmana - pochodzą
z tureckiego, gdzie ogłan oznacza chłopca, pacholę,
a czejman - sukno... Nie mówiąc już o tym, że podo-
bnie jak żupan czy kontusz przywędrowały ze Wscho-
du, tak na strój krakowski pewien wpływ miały wy-
wrzeć mundury armii austriackiej, sprzedawane po jej
demobilizacji w roku 1815. W takiej to szacie, powstałej
w wyniku nawarstwiania się różnych wpływów, kultu-
ra szlachecka wchodziła w okres zaborów.
W okresie niewoli narodowej nabrała ona dodatko-
wego blasku, stając się w oczach większości społeczeń-
stwa pierwszym bastionem polskości, wiele jej cech
174 I 175
broniono często contra coeur, w imię interesów naro-
dowych. Kultura szlachecka była po prostu w większo-
ści wypadków traktowana jako kultura staropolska,
szlachcic zaś staje się symbolem dawnego Polaka, hu-
laki i często warchoła, ale kogoś wolnego, kto wracał
zwycięsko z bitew z przyszłymi zaborcami. Nawet le-
wicowy nurt Wielkiej Emigracji nawiąże do tradycji
szlacheckiego parlamentaryzmu i tolerancji (zagwa-
rantowanej w konfederacji warszawskiej), a przedsta-
wiciele ruchu ludowego będą się powoływać na czyny
szlacheckich rycerzy i hetmanów. W warunkach zabo-
rów te elementy historii narodowej staną się bowiem
ważnym składnikiem tradycji, współdecydującym o na-
szym prawie do niepodległości. Warto przypomnieć, iż
w dzisiejszej historiografii polskiej występuje pogląd,
że to właśnie kulturze szlacheckiej naród nasz zawdzię-
cza przetrwanie jakże długiego okresu zaborów (na nie-
których ziemiach trwały one blisko 150 lat).
Od początku XVI stulecia aż do czasów najazdu
szwedzkiego ziemie dawnej Rzeczypospolitej stanowiły
swoistą strefę bezpieczeństwa w środkowo-wschodniej
Europie, .nazywaną wówczas przedmurzem chrześci-
jaństwa, a przez współczesnych nam badaczy - stre-
fą tolerancji. Parę kolejnych pokoleń nie widziało nie-
przyjacielskiego żołnierza w głębi państwa. Wojny szły
bokami: szable wyciągano pod Orszą i Obertynem,
Pskowem i Kircholmem, Smoleńskiem i Kłuszynem,
Cecorą i Chocimiem, a więc przeważnie na peryferiach
szlacheckiej Rzeczypospolitej. W tej to właśnie strefie
powstał polski model rozwiązywania konfliktów wy-
znaniowych (określany później mianem państwa bez
stosów), swoisty typ cywilizacji (w postaci sarmatyzmu)
i wreszcie oryginalny ustrój polityczny, oparty na
współpracy tronu ze społeczeństwem szlacheckim.
Ustrój ten tylko do pewnego czasu zdawał próbę życia;
popadłszy w zwyrodnienie, doprowadził do katastrofy
rozbiorów.
176
Ghoć państwo nie zdała egzaminu, ulegając u schył-
ku XVIII wieku zagładzie, to samo społeczeństwo oka-
zało się dostatecznie silne, aby nie ulec germanizacji
czy rusyfikacji. Nie dziwmy się jednak przodkom, wi-
tającym trzeci rozbiór okrzykami bezsilnej rozpaczy.
Nie tylko targowiczanin Szczęsny Potocki, ale i wielu
patriotów uważało rok 1795 za zagładę i państwa, i na-
rodu. Katastroficzne nastroje Franciszka Karpińskie-
go, który (w Żalach Sarmaty) u grobu Zygmunta Au-
gusta składał "szablę, wesołość, nadzieję" mogły być
usprawiedliwiane nie samą tylko przewagą militarną
zaborców. Ludzie mający dobrze w pamięci czasy sa-
skie uważali, iż cnoty obywatelskie nie należą do zalet
Polaków. Sarbiewski nazywał ich urodzonymi mówca-
mi, nikt jednak nie twierdził, iż lubią pracować dla
państwa (na niwie administracji, w skarbowości czy
w sądownictwie). Polakom przyznawano zdolność do
bohaterskiego konfederackiego czy powstańczego zry-
wu. Kiedy insurekcja kościuszkowska zakończyła się
klęską, nie bardzo jednak wierzono, że mogą się zabrać
do codziennej systematycznej pracy nad odbudową
utraconej niepodległości. Przez tyle wieków ważne było
jedynie to, jak się dla ojczyzny umiera, a nie jak się ;W.
dla niej żyje i pracuje.
W szlacheckim systemie wartości brakowało miej-
sca dla dobrej roboty, w panteonie pozytywnych postaci
dla fachowego urzędnika, przeszkolonego oficera, ofiar-
nego pedagoga. Rzesza szlachecka nie mogła pojąć tak-
że i tego, iż głównym złem przywilejów, jakimi się cie-
szyła, było ograniczenie ich do jednej tylko warstwy
narodu. Tylko nieliczni działacze polskiego oświecenia
chcieli dokonać równania w górę: pozostałych warstw
narodu do szlachty. W ten sposób zostałby naprawiony
wielowiekowy błąd; nie tylko zawody szlachcica-zie-
mianina i szlachcica-rycerza miałyby czynić z miesz-
kańca Rzeczypospolitej pełnouprawnionego obywate-
la. W XIX wieku okazało się jak bardzo nowożytnemu
177
państwu jest potrzebny dobry kupiec i rzemieślnik,
prawnik i nauczyciel. Jeszcze wcześniej zaś polscy
uczestnicy kampanii napoleońskich przekonali się, iż
wszyscy wolni ludzie są - niezależnie od stanu -
braćmi.
Nowa epoka miała przynieść ze sobą rozpad kultury
szlacheckiej. Była tojednak śmierć powolna i rozłożona
na parę pokoleń. Analizie agonii poświęcamy dwa
ostatnie rozdziały naszej książki.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Tazbir Kultura szlachecka w Polsce R4Tazbir Kultura szlachecka w Polsce R5Tazbir Kultura szlachecka w Polsce R2Tazbir Kultura szlachecka w Polsce R8Tazbir Kultura szlachecka w Polsce WSTEPTazbir Kultura szlachecka w Polsce R1Tazbir Kultura szlachecka w Polsce R1Tazbir Kultura szlachecka w Polsce R3Tazbir Kultura szlachecka w Polsce BIBLIOGRTazbir Kultura szlachecka w Polsce R7Raport o stanie i zróżnicowaniach kultury miejskiej w PolscePrzejawy kultury łemkowskiej w Polsce południowo wschodniej(1)Bogactwo kultury szlacheckiej w Panu Tadeuszu A Mickiewicza Funkcje obrazów polskiej dawności w tydemokracja szlachecka w polscedemokracja szlachecka w polsceKrawiec Seksualność w średniowiecznej Polsce R6więcej podobnych podstron