UFO nad Danią
W drugiej części „UFO nad Danią” przedstawiam kolejne przypadki obserwacji NOL na tym
terenie. Pierwsze dwa przypadki dotyczą tzw. Nocturnal Lights, czyli Nocnych Świateł i tutaj
szczególnie ciekawy i kompleksowo zbadany został raport dotyczący obserwacji NOL nad niedużą
rzeką o nazwie Gudena. Należy też, dodać, że dwa pierwsze przypadki obserwacji NOL zostały
zrelacjonowane przez osoby mające duże doświadczenie i umiejętność prawidłowego określenia
wielu danych, jak również swym działaniem przyczyniły się do zbadania całego zdarzenia i
wyciągnięcia końcowych wniosków. Równie ciekawy jest trzeci raport, który wprawdzie pochodzi
z Norwegii, ale ostatnio powrócono do niego za sprawą duńskiego pisma UFO-NYT, w związku, z
czym postanowiłem go zamieścić. Sprawa, choć pochodzi aż z czerwca 1958 roku to wciąż, jak się
wydaje wzbudza wiele kontrowersji i cały czas pozostaje nierozwiązalną.
Roje NOL nad Funen
Źródło: SUFOI NEWS (Sufoi Newsietter No. 12)
Autor: Frank Lerbaek
Pierwszy raport dotyczy obserwacji niezwykłych nocnych świateł nad duńskim miastem Funen.
Niektórzy uważają, że Nocturnal Lights, czyli Nocne Światła, stanowiące najniższą kategorię w
klasyfikacji NOL, są najmniej ciekawymi zjawiskami. Należy też dodać, że najczęściej właśnie
naturalne zjawiska są błędnie interpretowane i brane za NOL. Mimo to częstość występowania tych
zjawisk wymaga by zostały one poddane szczegółowej analizie i by każdy taki przypadek został
szczegółowo zbadany.
Pierwsza obserwacja
„Wtorek 29 listopada 1988 roku, godzina 19.00. Stoję i patrzę na wschodnią część nieba w
kierunku ESE z okna na dachu w pomieszczeniu, które nazywam obserwatorium „Uranienborg”.
Nagle z kierunku NNE trzy świecące jak gwiazdy światła przecięły moje pole widzenia w
przeciągu około 4-5 sekund. Razem obiekty tworzyły formację w kształcie litery V. Po minięciu
mnie, najbliższe światło skręciło w lewo, natomiast pozostałe kontynuowały swój lot w kierunku
SW i po chwili zniknęły we mgle na południowej stronie nieba. Wyglądało to, jakby cała trasa
stanowiła niewielki łuk wygięty w kierunku wschodnim. W czasie przejścia i krótko po nim nie
było słychać żadnych dźwięków”.
W dalszej części raportu okazało się, że obiekty były koloru biało-żółtego i nie było żadnych
zmian ich barwy tzn. światło było stałe. Obiekty leciały ze stałą prędkością, warunki pogodowe
były bardzo dobre; było bezchmurnie, sucho i wiat lekki wiatr. A oto następna obserwacja:
Druga obserwacja
„W czwartek 1 grudnia 1988 roku, około 18.00, podobnie jak poprzednio, stałem przy swoim
oknie na dachu, obserwując Jowisza i Marsa. Było trochę chmur warstwowych, których
podstawa znajdowała się na wysokości 400-500 m. Między nimi jednak niebo było czyste.
Samolot lecący z Kastrup do Sonderborg przeleciał na niewielkiej wysokości z kierunku SE na
SW pokazując czerwono-białe światło błyskowe. Gdy odwróciłem się i spojrzałem w kierunku
NE zauważyłem mnóstwo białych świateł wielkości gwiazd, zbliżających się z dużą prędkością
znad horyzontu. Świateł było bardzo wiele i przeleciały z ogromną prędkością wprost na
południe od Zenitu, a później zniknęły w kierunku południowym. Liczbę obiektów mogę
określić na 20-30. Czas trwania przejścia nie więcej niż 10 sekund. Przelotowi nie towarzyszył
żaden dźwięk. Obiekty znajdowały się na bardzo dużej wysokości ponad rozciągającymi się
chmurami.
W dalszym ciągu obserwowałem nieboskłon i po około minucie zjawisko powróciło, jednak
tym razem było tylko od 5 do 10 obiektów w grupie. Kierunek przelotu był ten sam co
poprzednio. Po kilkunastu minutach dalszej obserwacji usłyszałem odgłos odrzutowca z kierun-
ku SW pochodzący od myśliwców wykonujących nocne manewry. Te były słyszane kilka razy z
półgodzinnymi przerwami. Chciałbym także dodać, że innym świadkiem tej obserwacji była 15-
letnia przyjaciółka mojej córki, która miała prawie w tym samym czasie taką samą obserwację.
Myślała jednak, że zjawisko znikło w kierunku NW”.
Przeszłość świadka
Świadek przez wiele lat, przez niezliczoną ilość godzin wystawał w oknie na poddaszu, patrząc
na ciemne niebo lecz nie zauważył na nim nic dziwnego. To poniekąd tłumaczy zdumienie jakie go
ogarnęło w chwili dokonywania opisanych wyżej obserwacji, a także rutynę, jakiej nabrał w
identyfikowaniu różnego rodzaju „nocnych świateł”. Dlatego też oddajmy mu głos, by sam
przedstawił związaną z tymi incydentami przeszłość i tym samym wyjaśnił, dlaczego można go
nazwać doświadczonym obserwatorem.
„Mam prawie 60-letnie doświadczenie w oglądaniu i obserwowaniu samolotów, chmur,
nocnych świateł, meteorów, jak również satelitów. Moje zainteresowania awiacją i samolotami
rozpoczęły się jak miałem 5 lat. Później cały czas czyniłem postępy w tym względzie od 1928-
1930 roku, w czasie wojny, okupacji i w okresie późniejszym. Zjawiskiem NOL interesuję się od
roku 1947 i od tego roku praktycznie czytałem wszystko, co było dostępne na rynku. W czasie
wielogodzinnych obserwacji na ogół nie widziałem nic znaczącego oprócz zjawisk mających
„naturalne” wyjaśnienie, aż do dwóch wyżej wymienionych raportów z obserwacji z 28 listopada
i 1 grudnia 1988 roku. Moje wcześniejsze obserwacje z lat 50-tych i późniejsze można było
wyjaśnić jako meteory (chociaż zachowanie ich zawsze było niezwykłe). Wtedy nie robiłem
notatek, jedynie mogę powiedzieć, że pamiętam owe zjawiska dzięki temu, że udało mi się w
jakiś sposób przywołać je z pamięci. Dlatego postaram się poddać bliższej analizie dwie
przedstawione przeze mnie obserwacje, choć wiem, że trudne będzie określenie wysokości a
także prędkości. Mimo tego mogę ustalić, że:
1. Wysokość była większa niż 500 m, ponieważ dany typ chmur znajduje się na ogół na
wysokości 400-500 m. Jeśli założymy, że wysokość wynosiła 1000 m to szybkość musiała
wynosić ponad 900-1000 km/h. Ta prędkość jest uważana za maksymalną dla myśliwców
podczas manewrów na terenie Danii. 20-30 myśliwców lecących na wspomnianej wysokości
spowodowałoby ogromny hałas, który natychmiast sięgnął by ziemi.
2. Jeśli założymy wysokość 8-10 tysięcy metrów, obserwowana prędkość prawdopodobnie
wynosiłaby blisko 10.000 km/h. Zatem byłby tam ogromny huk podobny do dwukrotnego
przekraczania prędkości dźwięku, który zapewne spowodował by stłuczenia wielu okien.
3. Absolutny brak świateł na skrzydłach (czerwone i zielone), które powinny być używane w
czasie pokoju przez wszystkie samoloty. Ole J. Knudsen (Sufoi Center) twierdzi, że
samoloty widocznie nie paliły świateł; ponieważ jednak było tak wiele obiektów w
powietrzu, przynajmniej kilka świateł pozycyjnych powinno być widocznych (jeśli były to
samoloty).
4. Zakładając dalej i poddając interpretacji dużą wysokość przelotu obiektów, które ukazały się
z kierunku NE, skąd z ogromną prędkością wzniosły się, faktem jest, że w tym obszarze
nieba powietrze posiadało bardzo dużą przejrzystość (gwiazdy były ostro zarysowane) i
dzięki temu można było zobaczyć jakikolwiek obiekt, nawet z bardzo dużej odległości. Z
kolei na południowym niebie były widoczne warstwy chmur.
5. Wspomniany wcześniej hałas odrzutowców z zachodu pojawił się po około 2-3 minutach po
ostatniej fali obiektów, dlatego nie wydaje się, by one były jego sprawcą. Z początku
pomyślałem, że Siły Powietrzne wysłały samolot patrolowy, by szukał czegoś na radarze.
Telefon następnego dnia do Skrydstrup Airforce Base nie wyjaśnił sprawy. Nie mieli oni
żadnych danych o obserwacjach radarowych z 29 listopada oraz 1 grudnia 1988 roku.
Powiedzieli jednak, że Niemcy miały w tym czasie manewry i ich samoloty mogły odbywać
loty nad duńskim terytorium. Można by dodać, że byłoby czymś niezwykłym, że 20-30
samolotów leciało tak blisko siebie w ciemnościach, ale na moje zapytanie powiedzieli, że
nie jest to niemożliwe. Mimo to wątpię by Niemcy posiadały bezdźwięczne samoloty
naddźwiękowe. Natychmiast, gdy światła zniknęły nad południowym horyzontem zobaczy-
łem coś jeszcze. W przeciwnym kierunku, na niskiej wysokości z zachodu na wschód, coś
jak meteor zapaliło się i w przeciągu sekundy równie nagle zniknęło, świecąc bardziej
intensywnie niż obiekty mające stałą jasność światła w czasie całego przelotu, jakie widzia-
łem wcześniej.
6. W raporcie do wypełnienia było pytanie o możliwe psychologiczne efekty podczas i po
obserwacji. Jest oczywistym, że kiedy w wieku 40 lat po tak długim okresie obserwacji jest
się świadkiem zjawiska, które porusza umysły ludzi całego świata, to powinno się czuć
pewne emocje, tym bardziej, że oczekiwanie na ujrzenie czegoś niezwykłego w końcu
zakończyło się sukcesem. Nie było jednak czasu ani na uczucie strachu czy ogromnej
niepewności, że być może nic i nikt nie zdoła potwierdzić autentyczności tego zdarzenia,
bowiem nie miałem cienia szansy nagrania tej obserwacji np. na taśmę video, choć i tak nic
by zapewne z tego nie wyszło, gdyż światło nie było wystarczająco intensywne. Ponadto, ze
względu na jego dużą prędkość, niemożliwym było użycie lornetki , jaką akurat miałem w
rękach.
Odkąd podmiot wyżej wymienionego raportu stal się obiektem moich zainteresowań, miałem
dwie podobne obserwacje z 1959 roku. Ale w pierwszej z nich brały udział tylko dwa obiekty, a
mniej więcej tydzień później, przy drugiej obserwacji obiekty nadleciały z różnych kierunków.
Przy tej drugiej obserwacji było dwóch świadków. Nikt nigdy nie był w stanie powiedzieć nam,
co widzieliśmy w 1959 roku i niestety nigdy więcej nie zobaczyliśmy nic podobnego. NOL są
wciąż nie tylko tajemnicze i niewyjaśnione, ale rzeczywiście również nieprzewidywalne”.
Jest tylko jedna nieścisłość w relacji świadka, a dotyczy ona wysokości chmur. Najniższą
warstwę chmur stanowią chmury niskie, przeważnie burzowe do których należą dość popularne
Cumulusy. Chmury te znajdują się na ogół na wysokości 2000 m i jest to najniższa standardowa
wysokość chmur. Oczywiście w niektórych warunkach np. w czasie silnych opadów deszczu
chmury niskie znajdują się na dużo niższej wysokości, jednak z opisu świadka wynika, że sytuacja
taka nie miała miejsca. Mając to na uwadze zwiększa się prędkość, jaką miały nieznane obiekty, co
raczej wyklucza, by były one samolotami. Oprócz tego należy podkreślić dobrze wykonaną przez
obserwatora analizę, świadczącą niewątpliwie o jego wiedzy i wieloletnim zainteresowaniu tym
zjawiskiem. Myślę, że obserwację tę można by porównać do słynnych świateł z Luhbock, której
pełna wersja znajduje się w książce Edwarda J. Ruppelta „Raport w sprawie UFO”.
Wiszący ogień nad Gudeną
Źródło: SUFOI NEWS (Sufoi Newsietter No. 12)
Autor: Peter Norgaard
Kolejny przypadek także dotyczy obserwacji niezwykłego nocnego światła. Tym razem nad
Gudeną w północnej Danii i jest szczególnie ciekawy z uwagi na wielkość i bliskość zjawiska, jak
również na sposób zachowania (obiekt wisiał w powietrzu). Mam nadzieję, że czas zaistnienia
zjawiska tj. 1 kwietnia nie wpłynie na wiarygodność świadka.
Wyobraź sobie taki oto piękny widok. Stoisz na wzgórzu i oglądasz „kwietniowo ubrany”
krajobraz. Przez szereg nie przyozdobionych jeszcze w liście drzew patrzysz w dół nad górzystym
terenem przyobleczonym w sezonowe, odradzające się kolory zieleni, które w dole doliny
ograniczone są błękitno-niebieską, falującą powierzchnią małej rzeki. Obszar torfowisk z obu stron
rzeki jest wciąż zalewany, jak ostatni, ginący znak łagodnej wizyty Królowej Zimy przełomu
1988/89 roku. Woda falując zbliża się do wytęsknionych wilgoci ogrodów i na pola pobliskich
farm. Całość obrazu dopełniają feerie barw będące efektem padania na powierzchnię wody
promieni słonecznych. Spoglądając dalej, z drugiej strony rzeki, dostrzegasz w krajobrazie cienką
linię, która zdaje się określać możliwość istnienia tam torów kolejowych bądź zarysu ledwie
widocznej drogi. Odległy huk pociągu potwierdza to pierwsze wrażenie, a spojrzenie na
szczegółową mapę tego obszaru eliminuje wszelkie dotychczasowe wątpliwości.
Tę piękną dolinę przecina droga kolejowa pomiędzy Randers a Viborg. Mapa ujawnia ponadto,
że autostrada pomiędzy Langa i Uistrup biegnie prawie równolegle do biegu rzeki i drogi kolejowej
(patrz mapa). Wznoszący się w górę krajobraz umożliwia widok na rozciągające się znacznie dalej
ściany i dachy budynków, które potwierdzają, że w tym nieomal dziewiczym terenie mieszkają
ludzie.
Gdy tak stoisz patrząc na północ i obejmujesz to wszystko wzrokiem i myślą, możemy już
wyjawić, że znajdujesz się na wzgórzu w pobliżu wsi Vallev, położonej w przepięknej okolicy w
środku Jutlandii, w trójkącie, który wyznaczają Viborg, Randers i Silkeborg. Wspomniany widok w
dole to Vallev Moor, gdzie rzeka o nazwie Gudena przepływa przez tę piękną dolinę, a całość
tworzy scenerię, w której miała miejsce opisana niżej obserwacja. Do pełnego obrazu brakuje nam
tylko parafrazy scenariusza od słonecznego popołudnia do bezchmurnej, kwietniowej nocy z
temperaturą pomiędzy 0ºC, a 3ºC powyżej zera, widocznością około 10 km i wiatrem wiejącym z
prędkością 7,7 m/s w kierunku NE. Jest godzina 2.00 i cała historia zaczyna się rozgrywać niejako
automatycznie, jakby była naturalnym dopełnieniem tej niezwykłej okolicy.
Noc do obserwacji
Jest 1 kwietnia i proszę mi pozwolić natychmiast nadmienić, że nie jest to prima aprilis, o czym
czytelnicy wkrótce się przekonają. Świadkiem jest 65-letni mężczyzna, dalej zwany N. Mieszka on
w pięknym domu nad wspomnianym wzgórzem około 45 m nad poziomem morza. N. właśnie
obudził się w nocy i spojrzał na swój zegarek, którego ze względu na stare przyzwyczajenie z pracy
nie zdejmuje na noc. Jest wczesna sobotnia noc, około 2.00. N obudził się, ponieważ musiał
skorzystać z toalety. W czasie, gdy N leżał myśląc o konieczności opuszczenia łóżka i zejścia na
parter przypomniał sobie, że wśród innych drobnych czynności, wczorajszego dnia wykonał kawał
dobrej roboty i jest z siebie zadowolony. Ze względu na zmęczenie ciężką pracą położył się spać
wcześniej niż zwykle, około 20.00 wieczorem. Sen miał dobry i nie śnił, a w domu był sam.
Gdy w końcu zdecydował się wyjść z łóżka około 2.30, jak zawsze z przyzwyczajenia wyjrzał
przez okno. Należy tu dodać, że nawet w nocy widok krajobrazu jest uderzający i fascynuje
niezwykłością. N wraz ze swoją żoną mieszkają w tym domu już od wielu lat i znają widoki
różnych pejzaży tego krajobrazu. Tej nocy jednak nie ulegało wątpliwości, że jest tam coś, czego
być nie powinno, a mianowicie nad rzeką Gudena tkwiło niezwykłe, pomarańczowo-żółte światło.
N zastanawiając się co to może być, oglądał zjawisko przez blisko 5 minut, lecz światło nie
poruszyło się. „Dziwny czas jak na światło ogniska”. – pomyślał N, ale w tym zjawisku było coś
tajemniczego. Otóż, najwyraźniej światło nie miało połączenia ani z powierzchnią wody, ani z
podłożem, po prostu wiszący w powietrzu ogień.
Kiedy kilka minut później wrócił na pierwsze piętro, zjawisko świetlne było wciąż widoczne, w
związku z czym wyszedł na balkon pokoju do nauki, który wychodzi na północ. Gdy wziął lornetkę
i przyjrzał się bliżej zjawisku, zauważył, że pulsuje i zaczyna wolny, ale pewny ruch ze wschodu na
zachód, wciąż pulsując i rozciągając się bardzo na boki. N był w stanie zobaczyć, że powierzchnia
wody była oświetlona poniżej światła, które kształtem przypominało nieco żarówkę.
Zjawisko poruszało się ze stałą prędkością i nie zmieniało kierunku lotu. Po około 15-20
minutach zniknęło z pola widzenia, przesłonięte kilkoma dużymi drzewami. Jednak świadek miał
wrażenie, że obiekt kontynuował swój lot w stronę miasta Uistrup. W czasie obserwacji nie było
słychać żadnego dźwięku ani od strony zjawiska, ani z żadnego innego kierunku w okolicy. Niestety
świadek nie próbował sfotografować zjawiska.
Reakcja świadka
Kilka dni po obserwacji N. wdał się w rozmowę z osobą z sąsiedztwa, która miała wiele wydań
magazynu UFO-NYT. W nim to znaleźli numer telefonu do Bo Nielsena, reprezentanta SUFOI we
wschodniej Jutlandii. Po pewnym czasie N. otrzymał do wypełnienia raport, po przeczytaniu
którego zdał sobie sprawę, że w wypadku jego obserwacji pozostaje do ustalenia wiele
interesujących szczegółów. Świadek dokładnie wypełnił formularz raportu i zawarł w nim 3 strony
opisu z licznymi rysunkami, pokazującymi miejsce i widok zjawiska w nocy. Stwierdzał też, że w
czasie kilku dni po obserwacji, skontaktował się z kilkunastoma osobami na tym obszarze, które
mieszkają w miejscach, z których wiele wprawdzie mogłyby widzieć to samo pomarańczowe
światło, ale pod innym kątem. Dzięki temu wyszło na jaw 4-5 innych obserwacji „Nocnych
Świateł”, z których jednak żadna nie była badana przez SUFOI.
N. chciał porównać swoją obserwację z innymi, odkąd zaczął się nią interesować. Dla niego było
to, bowiem nowe doświadczenie, coś, co warte jest zbadania. Wcześniej N. nigdy nie zajmował się
sprawą NOL, za wyjątkiem tego co od czasu do czasu przeczytał w gazetach. Był tak
zafascynowany tym wszystkim, co przyniosła nocna obserwacja, że w dwa miesiące przeczytał
wszystko, co biblioteki Randers i Langa miały do zaoferowania w tym temacie. Oprócz tego, od
jednego z mieszkańców Uistrup pożyczył i szybko przeczytał wszystkie wydania UFO-NYT,
począwszy od roku 1970.
Oczywiście, że badając ten przypadek należy mieć na uwadze, jak bardzo subiektywnie to
obszerne czytanie wpłynęło na wyniki jego obserwacji. Jednak należy podkreślić, że nie ma dużych
rozbieżności pomiędzy oświadczeniem N., zawartym w raporcie zaraz po obserwacji, a dwoma
wywiadami przeprowadzonymi w około dwa miesiące po zdarzeniu.
Badanie na miejscu
29 maja 1989 roku, a tydzień później ponownie, w dwóch odwiedziliśmy pana N. Spośród
innych drobiazgów byliśmy zaopatrzeni w lornetkę (10x50), aparat fotograficzny, mapę (1:100
000), kompas i protraktor (przyrząd nawigacyjny do określania pozycji z dwóch kątów poziomych o
wspólnym ramieniu). Oceny świadka odnośnie określenia odległości w terenie, są całkowicie
poprawne, ale trzeba zaznaczyć, że N. jest obeznany z tym obszarem od wielu lat, bowiem z
niewielkimi przerwami żyje tam od 25 lat.
Stwierdził on, że obiekt musiał mieć od 8 do 15 m średnicy (sprawdzenie tego jest dość trudne,
ale przy wykorzystaniu różnych danych nie jest niemożliwe.) Nasze obliczenia w miejscu obser-
wacji wykazały, że obiekt poruszał się z prędkością 10-15 km/h. Odległość od miejsca, gdzie N. po
raz pierwszy zobaczył obiekt wynosi około 1200 m. Natomiast odległość do miejsca, gdzie ostatni
raz widział on obiekt jest trochę wątpliwa i mieści się w przedziale 1700-1800 m.
Możliwe teorie
Poddając powyższą obserwację analizie wzięto pod uwagę następujące hipotezy:
A: Samolot lub inne podobne, znane obiekty latające;
B: Przednie światła samochodu;
C: Naprawa drogi nocą (walec z żółtym szczytowym światłem);
D: Prace na magistrali kolejowej;
E: Światła północy, czyli zorza polarna (Aurora Borealis);
F: Reklama lub balon pogodowy;
G: Metan lub gaz bagienny, czyli tzw. „will-o-the-wisp”;
H: Łódź na rzecze, ewentualnie świecenia węgorzy;
I: Pożar na rzece;
J: Zjawisko plazmy lub coś podobnego;
K: Halucynacje lub coś podobnego;
L: Historia zmyślona;
M: Zjawisko niewyjaśnione.
Wyjaśnienie:
A: Obiekt został zauważony w dolinie Gudena Yalley i pomiary za pomocą protraktora
potwierdziły moje bezpośrednie wrażenie, że obiekt był widoczny zdecydowanie poniżej linii
horyzontu. Między innymi obiekt wyraźnie przemieścił się za domem leżącym na zboczu w połowie
drogi do trzęsawisk Vellev Moor. W ten sposób samoloty, helikoptery, spadające gwiazdy i inne
temu podobne zjawiska mogą zostać wyeliminowane. Z drugiej strony w polu widzenia świadka
znajdowało się pobliskie, małe lotnisko. Pas startowy lotniska biegnie prawie poziomo do kierunku
obserwacji. Nie jest jednak widoczny z balkonu i leży schowany wzdłuż żwirowej drogi. Byliśmy
tam na miejscu i rozmawialiśmy z dyspozytorem lotniska, który mieszka na jego skraju. Okazało
się, że lotnisko jest bardzo rzadko używane i tylko przez lokalnych mieszkańców Uistrup. Nie ma
na nim żadnych świateł lądowania, lotnisko jest bowiem tylko nierównym polem trawy. Opisywa-
nym zjawiskiem mogłaby też być ogromna, świecąca pochodnia, jako sygnał powietrznego zrzutu
np. narkotyków z samolotu. Z pewnością nie można tego wykluczyć, ale nie wyjaśnia to spostrze-
żenia świadka, który widział obiekt poruszający się dalej na zachód od lotniska.
B: Autostrada biegnie prawie równolegle do Gudeny i poziomo wzdłuż kierunku obserwacji, a
to oznacza, że światła samochodu można zobaczyć tylko z balkonu, gdy zbliżają się w kierunku
małej rzeki. N. zazwyczaj widzi światła samochodów z tej właśnie strony, na drodze pomiędzy
Uistrup i Langena, znajduje się jednak tak daleko od świateł samochodu, że tę hipotezę należy
raczej wykluczyć.
C: Celem wyjaśnienia tej sprawy dwa razy zwróciliśmy się do Administracji Drogowej, jednak
nie miała ona żadnych informacji o robotach drogowym z żółtymi światłami, walcach itp. we
wspomnianym czasie. Rozmawialiśmy również z inspektorem drogowym odpowiedzialnym za tę
drogę. Udzielił on nam tej samej negatywnej odpowiedzi. W rejonie tym są trzy fabryki, dwie
fabryki wiatraków i Grundfoss w Bjerringbro. Odwiedziliśmy jedną z fabryk wiatraków i
dowiedzieliśmy się, że transport po północy odbywa się rzadko i zwykle części do wież
wiatrakowych przewozi się w mniejszych częściach. Telefon do drugiej fabryki dał ten sam rezultat.
Grundfoss także nie miała owej nocy dużych transportów ze szczytowym światłem ostrzegawczym i
w ogóle w ostatnim czasie takie transporty są rzadkością.
D: To wyjaśnienie zbadano dzwoniąc do DSB (Danske Stratsbaner – Duńskie Przedsiębiorstwo
Kolejowe) w takich miastach, jak Randers, Viborg, Langa i Uistrup. Nie posiadały one żądanych
informacji na temat prac prowadzonych w nocy na torach kolejowych, w podanym okresie czasu. N.
rozmawiał także z miejscowym emerytowanym zarządcą kolei w Uistrup, który powiedział, że
naprawa torów ma miejsce co 2-3 lata, jest to bowiem bardzo kosztowne. Należy także dodać, że
nie było żadnego ruchu kolejowego w tej części drogi po północy.
E: Zorze polarne były widoczne 1 kwietnia 1989 roku o 23.00 (tego samego dnia, ale
wieczorem) w wielu miejscach Danii, ale nigdy nie były widoczne poniżej horyzontu i ze
szczegółami wyżej opisanymi. Ponadto N. w czasie pracy w Szwecji widział zorze polarne kilka
razy i jest z tym zjawiskiem oswojony. Dlatego tę hipotezę również można odrzucić.
F: Około 2-3 tygodnie przed obserwacją widziano w wymienionym obszarze balon reklamowy,
jednak hipoteza ta musi zostać również wykluczona z uwagi na jednostajny ruch obiektu i jego
nieruchomą pozycję na początku obserwacji.
G: W encyklopedii, pod pojęciem „will-o-the-wisp” znajduje się następujący opis: „Słabo
świecące niebieskie płomienie widziane w nocy nad wilgotnymi miejscami, które według folkloru
powinny więzić ludzi na wrzosowisku. Zjawisko pojawia się często prawdopodobnie z powodu
samozapłonu lub utlenienia się gazów”. Świadek od czasu do czasu widział przyziemną mgłę we
wspomnianym obszarze, ale tej nocy nie było nic takiego. Z tego co obecnie wiemy na temat tego
zjawiska nie jest możliwym, aby mogło ono posłużyć za wyjaśnienie tego co widział świadek,
chociażby ze względu na wiatr i temperaturę.
H: Obiekt poruszał się pod prąd rzeki. Możliwym wyjaśnieniem mogła by być niewielka łódź z
napędem 3 KM. (max. jej prędkość wynosiłaby wtedy 5 węzłów – jednostka prędkości używana na
morzu 1 w = 0,51 m/s = 1,85 km/h). Wzdłuż tej części Gudeny jest zacumowanych kilka
niewielkich łodzi, ale nie ma tam zazwyczaj dużego ruchu. Latem często widuje się kajaki na rzece,
ale z balkonu pana N. w świetle dziennym są one widoczne tylko jako małe kreski na wodzie. Jeśli
wyjaśnieniem miałaby być łódź, musiała by być bardzo dużych rozmiarów. Mogła to być tratwa z
ogniem na pokładzie, ale dlaczego i kto żeglowałby właśnie w tym rejonie o 2.00 w zimną,
kwietniową noc. Jeśli były tam łodzie rybackie, trudno będzie to ustalić. Co się zaś tyczy świecenia
węgorzy to rozmawialiśmy na ten temat z miejscowym rybakiem, Stwierdził on, że dno Gudeny na
tym odcinku jest nierówne i ubogie, a woda zbyt mulista. Jeśli zaś chodzi o hipotezę tratwy, czy
łodzi z potężnym źródłem światła na pokładzie, to świadek stanowczo odrzuca tę możliwość,
ponieważ używając lornetki widział oświetloną powierzchnię wody pod światłem.
I: N. był w dolinie celem sprawdzenia czy w tej części Gudeny znajdują się ślady jakiegoś
pożaru, ale niczego nie zauważył. Ponadto obiekt poruszał się i przebył w czasie zdarzenia
odległość kątową wynoszącą około 35°. Poza tym N. nie jest w stanie przypomnieć sobie, by
kiedykolwiek widział ogień na terenie trzęsawisk.
J: Zjawiska te są znane pod wieloma nazwami i nie zawsze są takie same. Nie wiemy zbyt dużo
o tych zjawiskach, ale na ogół pojawiają się w obszarach skalistych w tzw. subplaźmie. Podnóże gór
znajduje się około 2-5 km poniżej poziomu tego obszaru.
K: Hipoteza ta jest absolutnie wykluczana przez świadka, który obudził się pół godziny wcześ-
niej, zanim obserwacja się zaczęła. N. nie miał żadnej zaawansowanej wiedzy, ani nie interesował
się NOL i nie śnił o czymś tak szczególnym, co mogłoby doprowadzić do wizji takiego obiektu. To,
że obserwacja mogła być halucynacją, uważam za nierealne, bowiem obserwacja wywarła tak silne
wrażenie na świadku, że kilka dni później doświadczył następującego zdarzenia: Wieczorem, kiedy
jechał drogą z Langa spojrzał na wzgórze między drzewami i zobaczył światło wyglądające, jak to,
które widział 1 kwietnia 1989 roku. Zaskoczony podobną sytuacją, zaczął szybko jechać wzdłuż
leśnej ścieżki, w kierunku zauważonego zjawiska. Na szczycie wzgórza światła jego samochodu
uderzyły nagle w leśniczego, który palił jakieś leśne odpadki. Tak więc, ogień wyglądał w
rzeczywistości tak, jak obserwacja NOL.
L: Najbardziej zatwardziali sceptycy będą oczywiście wnikali w datę, ponieważ obserwacja
miała miejsce 1 kwietnia i mogła być primaaprilisowym kawałem. Patrzę na to, jak na całkowicie
nierealistyczne przede wszystkim z powodu ogromu starań, jakie świadek włożył w wyjaśnienie
obserwacji, a także z uwagi na ogólne tło i opis wszelkich szczegółów związanych z przebiegiem tej
obserwacji.
M: Po przeanalizowaniu poszczególnych hipotez i wykluczeniu większości z nich, jako możli-
wych wyjaśnień, w rzeczy samej tylko jedno określenie „wiszący ogień” (hipoteza J) wciąż powraca
i dlatego obecnie nie jesteśmy w stanie posunąć się dalej w badaniu tej sprawy. Pomimo
zakrojonych na szeroką skalę prac badawczych w terenie, przeprowadzonych przez trzech
doświadczonych członków SUFOI, sprawa pozostanie jako niewyjaśniona.
Płonący dom?
Może jednak N. nie jest osamotniony w swej obserwacji? Może obiekt był widziany przez parę z
Uistrup, która pomiędzy 2.30 – 3.00 wracała do domu z przyjęcia. Niestety tylko mężczyzna
(nazwany tutaj A.) widział coś o czym pomyślał, jako o płonącym domu. Mężczyzna siedział na
prawym, przednim siedzeniu i patrzył dorywczo w dół ślepych zaułków na końcu bocznych dróg.
Przy końcu jednego z nich jest pole i Gudena (patrz mapa). Badacze terenowi SUFOI odwiedzili
pana A. i dokonali częściowej rekonstrukcji wydarzeń. Z A. na prawym przednim siedzeniu
pokonywali odcinek drogi w dzielnicy willowej przy Uistrup.
Światło widziane przez A. znajdowało się na końcu bocznej drogi, która została minięta w
drodze do domu A. Samochód jechał z prędkością około 40 km/h, co znaczy, że A. patrzył w dół, w
półmrok pobocza drogi tylko przez około 2-3 sekundy. Jest to czas wystarczający, by zobaczyć
świecący obiekt, jaki opisał A., który mógł wyglądać jak płonący dom, ale nie dość wystarczający
by zauważyć więcej szczegółów. Kiedy A. zauważył „ogień” krzyknął: „Hej, tam jest płonący
dom!”
Jeszcze przez chwilę kontynuowali jazdę i zaraz potem zwolnili przy trzeciej bocznej drodze,
gdzie mieszkają. Zjechali w dół na pobocze i skręcili na podjazd, rozmawiając o tym, co przez
chwilę widział mężczyzna. Po chwili rozmowy zgodzili się wrócić, by ponownie tam spojrzeć i
sprawdzić, czy rzeczywiście był tam ogień i czy mogą w związku z tym coś zrobić. Jednak niczego
już tam nie było. Zaprzestali więc dalszych poszukiwań i udali się prosto do domu, gdzie zaraz
położyli się spać. Nie wchodzili do pokoju gościnnego i dlatego nie spojrzeli już w kierunku (w dół
rzeki), gdzie obiekt mógł kontynuować swój ewentualny lot.
Ze względu na krótki czas obserwacji świadek A. powiedział tylko tyle na temat obiektu:
„Źródło światła wypełniło zaułek i wynosiło około 3-5 m. Od tej strony nie słyszałem,
jakiegokolwiek dźwięku”. Świadek dodał, że okna samochodu były zamknięte.
Ta sama obserwacja?
Jest kilka podobieństw tej obserwacji do tej jaką przeprowadził pan N. Trochę danych można by
też było dopasować, wskazując, że w rzeczywistości była to kontynuacja obserwacji N. Dotyczy to
następujących podobnych spostrzeżeń:
–
barwa zjawiska (pomarańczowa i sprawiająca wrażenie „ognia”);
–
czas (różnice czasu można by wyeliminować, jeśli prędkość obiektu wzrosła);
–
brak dźwięku od strony obiektu (jednak okna samochodu były zamknięte);
–
kierunek (w obu przypadkach zgodny; Jeśli obiekt poruszał się stałym kursem nad Gudeną, to
miejsce obserwacji pasuje dokładnie);
–
wysokość na której widziano obiekt (niewielka różnica w wysokości jest możliwa ale
nieistotna, zważywszy na różnicę poziomów obu miejsc obserwacji. Zmierzona protraktorem
dla A: 1° nad horyzontem, natomiast dla N: 3° - 5° pod horyzontem);
–
określone według świadków warunki pogodowe (w obu przypadkach temperatura bliska
0°C).
Najbardziej znaczącą różnicą jest podana wielkość obiektu, ale A. nie widział go z bliska i tylko
przez 2-3 sekundy. Badacze SUFOl nie mają powodu wątpić w obserwację A., chociaż bardziej
szczegółowe ustalenia są niemożliwe, choćby z uwagi na bardzo krótki czas obserwacji.
Wniosek odnośnie obserwacji świadka A. jest taki, że jest ona potwierdzeniem obserwacji
świadka N. Zaobserwowany przez świadka obiekt ma wiele cech typowych dla NOL, takich jak
między innymi: nie wydawanie przez obiekt jakiegokolwiek dźwięku, swobodny zwis w powietrzu
lub bardzo wolne przemieszczanie się, czy pomarańczowa barwa zaobserwowanego światła.
Badacze terenowi SUFOI rzeczywiście postarali się by znaleźć każde możliwe wyjaśnienie tego
zjawiska, jednak trzeba przyznać, że żadne z nich nie jest przekonywujące. Mimo to lista
możliwych przyczyn zjawiska unaocznia ogrom możliwości naturalnego jego wyjaśnienia, choć z
drugiej strony większość wymienionych przyczyn jest całkowicie niedorzeczna. Najważniejszym
stwierdzeniem podczas badania było niewątpliwie to, że obiekt znajdował się pod horyzontem, co
od razu eliminuje wiele możliwych przyczyn natury kosmicznej.
Na prawdziwość tego przypadku dodatkowo wpływa fakt, że najprawdopodobniej zjawisko
obserwowało dwóch świadków, ponieważ zaobserwowany ogień przez drugiego z nich praktycznie
w tym samym czasie, prawie jednoznacznie wskazuje na jego źródło. Poza tym nie da się ukryć, że
obserwacja ta wpłynęła na zainteresowanie świadka N. problematyką NOL, a w związku z tym
próbom jej wyjaśnienia, co też znacznie ułatwiło zadanie badaczom SUFOl. Tak więc mimo, iż nie
zgromadzono całkowicie przekonywujących dowodów, przypadek ten pozostaje klasyczną obser-
wacja NOL kategorii Nocturnal Lights.
Tajemniczy wypadek w Alta-Fjord
Źródlo: SUFOl NEWS 1990 (Sufoi Newsietter No. 11, maj 1990)
Autor: Kent Ilunderup
Ten przypadek dotyczy tajemniczej katastrofy nieznanego samolotu w norweskich fiordach i jest
o tyle ciekawy, że mimo iż podjęto zakrojoną na szeroką skalę akcję poszukiwawczą, to obiektu,
który uległ katastrofie nie odnaleziono. Najbardziej jednak dziwnym jest to, że świadek tej
katastrofy na własne oczy widział miejsce, w które spadł obiekt, a mimo to nie udało się go
odnaleźć. Tajemniczy samolot rozbił się 1 czerwca 1958 roku wpadając do morza w pobliżu Alta-
Fjord w północnej Norwegii. Pomimo godnych zaufania świadków i kompleksowych poszukiwań
przez marynarkę wojenną sprawa do dziś pozostaję nierozwiązalna. Nie stwierdzono braku
jakichkolwiek samolotów i dzisiaj ten dziwny „wypadek” jest taką samą tajemnicą, jaką był na
początku.
Zdarzenie
W niedzielę, 1 czerwca 1958 roku, o godzinie 11.45 nie wydając żadnego dźwięku i bez
jakichkolwiek narodowych oznaczeń, nieznany samolot przeleciał wolno na niewielkiej wysokości
(100-200 m) nad Alta-Fjord i uległ katastrofie. Wpadł do morza, głębokiego w tym miejscu na
około 70 m. W czasie od 2 do 10 czerwca przeprowadzono w fiordzie gruntowne badania. W
poszukiwaniach brały udział: fregata „Arendal”, niszczyciel „Narvik”, łódź podwodna „Sarpen”
oraz czterech nurków.
Zarys miejsca obserwacji w Alta-Fjord
Świadkowie
Najważniejszym świadkiem i osobą, która spowodowała rozpoczęcie poszukiwań był zastępca
sędziego Bjorn Taraidsen. Stojąc na podwórzu otaczającym jego farmę w Bossekop zobaczył coś,
co wyglądało na odrzutowiec mający skrzydła w kształcie litery delta, który leciał na dość niskiej
wysokości. Ale tym, co przede wszystkim zwróciło uwagę Taraidsena było to, że samolot nie
wydawał żadnego dźwięku i nie posiadał żadnych międzynarodowych znaków rozpoznawczych.
Samolot leciał na wschód – nad Alta-Fjord, później kolejno zmieniał kursy na zachodni,
południowy i wreszcie na północny. Taraidsen zauważył też, że samolot cały czas traci wysokość i
pomyślał, że coś jest nie tak. Pobiegł więc w kierunku fiordu, cały czas mając na oku samolot, który
był wtedy w odległości 1 km od niego. Nagle samolot zaczął spadać i po chwili wpadł do morza,
pozostawiając nad sobą wysoką fontannę wody.
W tym czasie Taraidsen już spuszczał swoją łódź motorową na wodę. W pośpiechu włączył
silnik i popłynął w kierunku miejsca, gdzie pod wodą znikł samolot. Widział go jeszcze przez
chwile w wodzie, dokładnie tam, gdzie podniosła się fontanna wody. Co dziwne, gdy świadek
wreszcie dopłynął w to miejsce, obiektu już tam nie było. Jedyne co pozostało to zafalowanie
powierzchni morza w tym miejscu.
Pół godziny później został zaalarmowany wasal Ola Markhus. Taraidsen wraz z innymi osobami
z wioski wypłynęli i udali się na miejsce domniemanej katastrofy samolotu. W miejscu, w którym
się rozbił, unosiło się na wodzie trochę nieżywych ryb, ale on sam znikł bez śladu.
Tajemnica
Markhus osobiście znał Taraidsena i darzył go zaufaniem, więc bez wahania zaalarmował władze
wojskowe. Generał major Tufte Johnsen z Air Command Northern Norway (Dowództwo Sił
Powietrznych Północnej Norwegii) nie wątpił w prawdziwość faktów, ale tajemnica dopiero zaczęła
wychodzić na jaw, gdy pytania do władz norweskich i stowarzyszonych krajów nie przyniosły
żadnych rezultatów. Nawet ze Szwecją i Finlandią kontaktowano się z tym samym rezultatem. Nikt
nie zgłaszał braku samolotu!
Wojsko rozpoczęło zakrojone na szeroką skalę poszukiwania. Możliwości znalezienia samolotu
były duże. Wszyscy znali prawie dokładne miejsce, gdzie powinien on się znajdować: na głębo-
kości około 70 m, wprost naprzeciw Auskames, gdzie dno morskie jest płaskie i bez większych
kamieni. Sprawa wywołała spore zainteresowanie wśród lokalnej społeczności, a gazety codziennie
drukowały na ten temat duże nagłówki. Podczas, gdy jako pierwsza fregata „Arendal”, później
niszczyciel „Narvik”, a po miesiącu łódź podwodna „Sarpen” znalazły się w fiordzie, sprawa była
szeroko opisywana na pierwszej stronie ukazującej się w Oslo „Aftonposten”. Gazety podążały za
sprawą krok w krok. Fakt, że nikt nie stwierdził braku samolotu wywołał duże zamieszanie. Z
czasem znajdowano coraz więcej świadków tego wypadku, ale były to dzieci opisujące, jak
widziały samolot i jego katastrofę. Nie mniej było to potwierdzenie obserwacji Taraidsena.
Oznakowane boje
Fregata „Arendal”, na której załogę badawczą stanowili fachowcy z ASDIC (Allied Submarine
Detection Investigation Commitee – Komitet Poszukiwania Okrętów Podwodnych Państw Sprzy-
mierzonych), rozpoczęła poszukiwania w fiordzie za pomocą echosondy, sprzętu dzięki któremu
można określić kierunek i odległość do obiektów znajdujących się pod wodą do głębokości około 1
mili morskiej (1852 m). W dalszych poszukiwaniach przeciągnięto trał wzdłuż dna morskiego.
Według władz wojskowych starania te nie przyniosły żadnych efektów i fregata kierowała swoje
poszukiwania w stronę Hammerfest. Pomimo to, miejscowa społeczność mogła zobaczyć na środku
fiordu boję z czerwoną flagą, a plotki niosły wieść, że w tym miejscu nurkowie w dalszym ciągu
przeprowadzają podwodne poszukiwania. W tym samym czasie gazety doniosły, że jednak
odnaleziono na dnie morza jakiś metalowy obiekt.
W poniedziałek 9 czerwca gazety zgodnie podały, że poszukiwania nurków nie przyniosły
żadnych efektów. Teraz obszar na długości kilkuset metrów, w którym głównie koncentrowały się
badania, był oznaczony bojami. Niezbyt sprzyjające warunki pogodowe i zimna woda były
przyczyną tego, że nurkowie nie schodzili w dół przez bardzo długi czas. Gdy jednak we wtorek
pogoda poprawiła się, działalność w fiordzie wzmogła się – do poszukiwań dołączyła łódź
podwodna „Sarpen”. Oznakowane boje przesunięto trochę bliżej w kierunku brzegu i zacumowano
do nich oba statki. Pierwszy nurek zszedł w dół o godzinie 9.00 rano, a gdy się wynurzył,
poszukiwania rozpoczął drugi.
Choć wszyscy uważali, że jest powód do prowadzenia tak intensywnych poszukiwań, to jednak
ich wynik cały czas był negatywny. Wszyscy mówili, że nic nie znaleźli. Większość ludzi zaczęła
się zastanawiać, co właściwie się wydarzyło? Bjorn Taraidsen i kilkoro dzieci widziało podobny do
samolotu obiekt, który nadleciał na niewielkiej wysokości nad Bossekop, po czym wpadł do Alta-
Fjord. Przez ponad tydzień kilka statków marynarki wojennej prowadziło dokładne poszukiwania i
nie należy zapominać, że brało w tym udział kilku najlepszych norweskich nurków. Poszukiwania
były przeprowadzone w najlepszym okresie roku, a jeśli chodzi o badany obszar wodny – na
głębokości zaledwie 70 m i w znakomitych warunkach. Ale według władz wojskowych poszukiwa-
nia nie wiadomo dlaczego, nie przyniosły spodziewanych rezultatów...
Ostatnio zdobyty materiał wskazuje, że to generał major Tufte Johnsen z Air Command Northern
Norway uważał, iż poszukiwania należy kontynuować. Wśród uwag jakie poczynił on w liście z 16
czerwca 1958 roku do Głównodowodzącego Sił Wojskowych Północnej Norwegii znalazły się
miedzy innymi takie oto zastanawiające szczegóły jak:
1. wiarygodność Taraidsena oraz jego szczegółowy i subtelny opis wydarzenia;
2. „złapane echo” przez marynarkę wojenną w czasie trwania poszukiwań;
3. trał ciągniony przez fregatę „Arendal” natrafił na poruszający się obiekt na dnie;
4. miejscowi rybacy nigdy wcześniej nie znaleźli jakiegokolwiek obiektu na dnie w tym
rejonie.
Na poparcie swojej tezy o kontynuowaniu prac Tufte Johnsen odniósł się do kilku informacji,
które udowadniały, że rzeczywiście na dnie morskim leżał poruszający się obiekt. Tymczasem sztab
dowodzenia przekazał informację, że raport w sprawie przeprowadzonych przez fregatę „Arendal”
poszukiwań, na nieszczęście, zbiegiem okoliczności, jak się stwierdza w liście, uległ zniszczeniu.
Nowy świadek
10-lat później ujawnił się kolejny świadek tego wydarzenia: Nils M. Turi. Powiedział on, że
samolot był czarny lub bardzo ciemny oraz że miał dwa silniki i leciał dość nisko. Prawie nie było
słychać dźwięku, co wydawało mu się bardzo dziwnym. Turi odwiedził Taraidsena w 1968 roku i
powiedział mu o swojej obserwacji. Taraidsen oczywiście zwrócił uwagę na fakt, że potwierdziło
by to jego własną obserwacje, gdyby Turi wystąpił z tym 10 lat wcześniej.
Amerykanie?
Miejscowa społeczność zastanawia się nad tym, dlaczego niektórzy żołnierze marynarki
wojennej noszą białe hełmy. Nie są one używane przez norweską marynarkę wojenną. Plotki
głosiły, że to amerykańscy żołnierze są na pokładach statków i biorą czynny udział w poszukiwa-
niach. Amerykańska znajomość tematu z uwagi na samoloty typu „U-2” była oczywiście w związku
z tym często nadmieniana. Swego czasu samoloty te brały udział w szpiegowskich lotach nad
terytorium Związku Radzieckiego a jeden z nich został zestrzelony w roku 1960. Później
utrzymywano, że samolot tego samego typu dokonał lądowania w północnej Norwegii.
NOL?
Inni są przekonani o tym, że był to NOL. Jeden ze świadków 1 czerwca 1958 roku wypełnił
kwestionariusz dla SUFOI. Według tego świadka obiekt był ciemny, srebro-szary i zanim uległ
wypadkowi widziano go przez pół godziny. Również w późniejszych latach często składano raporty
z podobnych obserwacji w norweskich fiordach, ale dla tamtejszej marynarki wojennej wciąż
stanowi problem odnalezienie i zidentyfikowane tych obiektów. Artykuł ten został napisany w
związku z 9-stronnicowym opracowaniem przesłanym SUFOI przez Evalda F. Larsena z Saga w
Norwegii, do którego były załączone kopie następujących dokumentów:
a) Navycommand Nord (MKN) – list z 30.07.1958.
b) MKN „Sarpens” – raport z 10.06.1958.
c) Air Command Northern Norway – druki z odniesieniem się do wspomnianej sprawy z czerwca
1985 roku
d) MKN – wiadomość z 03.07.1958.
e) Defence Command Northern Norway – list z 12.03.1968. do Evald F.Larsena.
Nie da się ukryć, że ze względu na stosunkowo dużą ilość świadków tego wydarzenia i szeroko
zakrojone poszukiwania, rzeczywiście miało ono miejsce. Dlatego należy się raczej zastanowić nad
tym, czy znaleziono tajemniczy wrak i czy główny sztab dowodzenia wiedział jaki to obiekt uległ
katastrofie w Alta-Fjord. Może wypadek ten był tajnym eksperymentem wojskowym, w którym
testowano samolot pokroju „U-2”?
Dziwne jest to, że tak szybko po relacji jednego świadka, w miejscu katastrofy nagle znalazły się
okręty norweskiej marynarki wojennej. Dziwna jest też sprawa zaginięcia raportu z poszukiwań
przeprowadzonych przez fregatę „Arendal”. A jeśli do tego dodać uwagi poczynione przez gen.
majora Tufte Johnsona, wszystko wskazuje na to, że cokolwiek rozbiło się w Alta-Fjord, było
tajemnicą wojska.
0czywiście poszukiwany samolot nie musiał należeć do Sił Powietrznych Norwegii, ale mógł tak
samo być własnością Stanów Zjednoczonych i wtedy nie dziwiłaby obecność na miejscu wypadku
żołnierzy amerykańskich. Jak widać mimo faktów sprawa cały czas pozostaje nierozwiązalna, a
mając na uwadze to, że wydarzyła się w 1958 roku, należy wątpić by już dziś, po zaledwie 30
latach, została podana do publicznej wiadomości i znalazła swe ostateczne rozwiązanie.
Autor: Jacek Mencel