Giuseppe Prestipino
Marksizm a filozofia
dzisiaj
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2005
Giuseppe Prestipino – Marksizm a filozofia dzisiaj (1986 rok)
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 2 -
www.skfm-uw.w.pl
“Marksizm a filozofia dzisiaj” to zwięzły artykuł
Giuseppe Prestipino, czołowego włoskiego
filozofa, ściśle związanego z Włoską Partią
Komunistyczną, napisany specjalnie dla
czasopisma “Myśl Marksistowska”. Został
opublikowany w tymże pismie, w numerze 5 (11) z
1986 roku.
Tekst z języka włoskiego przetłumaczył Jan
Wawrzyniak.
Giuseppe Prestipino – Marksizm a filozofia dzisiaj (1986 rok)
Na skutek wpływu, jaki neokantyzm i pozytywizm wywarły na niektórych przedstawicieli Drugiej
Międzynarodówki, marksizm przeżył, na początku wieku, pierwszy swój “kryzys” tożsamości. Z tego
kryzysu teoretycznego najwybitniejsi myśliciele marksistowscy potrafili wyjść wzmocnieni, a to dzięki
temu także, iż zwrócili baczniejszą uwagę krytyczną na nowe prądy filozofii europejskiej, które choć
czasem popadały w irracjonalizm, stawiały jednak opór pozytywizmowi. Tak dla młodego Lukácsa jak i
Gramsciego wymogiem fundamentalnym było przekroczenie sztywnego podziału pomiędzy faktami i
wartościami (np. pomiędzy ekonomią i etyką, itp.) właściwego dla koncepcji pozytywistycznych
(“scjentystycznych”) czy neokantowskich i przywrócenie marksizmowi globalnego filozoficznego
wymiaru, jako jednolitej koncepcji świata, nie ograniczanej wyłącznie do analiz społeczno-ekonomicznych.
Dzisiejszy kryzys marksizmu wiąże się nie tyle z rozpowszechnieniem się neopozytywizmu, czy też
ekspansją racjonalności typu naukowo-technicznego, ile z ponownym ożywieniem tzw. irracjonalistycznych
orientacji, pośród znacznej części intelektualistów w świecie, w którym Rozum i Nauka nie wydają się już
czynnikami postępu, a nawet sama idea postępu jawi się jako przestarzała i nie do eksponowania. Rzecz
jasna, nadanie nowego impulsu teoretyczno-filozoficznemu potencjałowi tkwiącemu w marksizmie i
pokazanie, iż jego żywotny rdzeń zdolny jest znaleźć nowe odpowiedzi na nowe problemy dzisiejszego
świata, nie jest przedsięwzięciem łatwym. W starciach z “irracjonalizmem”, który przeniknął do ośrodków
opiniotwórczych, mass-mediów i środowisk akademickich, działalność krytyczna musi być prowadzona bez
uproszczeń i z pozycji postępowych, bardziej otwartych z metodologicznego punktu widzenia oraz
tolerancyjnych politycznie.
Z pewnością studium Lukácsa: “Die Zerstörung der Vernunft” (“Zniszczenie rozumu”) nie jest
modelem do naśladowania. Pod wieloma względami jest to książka chybiona. Jej autor postanowił w niej
jednak powrócić do rozrachunków ze swym w ł a s n y m młodzieńczym “terminowaniem” filozoficznym,
czyniąc to w ten szorstki i gwałtowny sposób, który stał się tak typowy dla niego. W pracy tej nie zamierzał
ciskać gromów na filozoficznych “prekursorów” faszyzmu, lecz odsłonić (pomińmy niezaprzeczalne
schematyzmy polemiczne) te prądy myślowe, które spychały idee w kierunku obszaru, który, abstrahując od
ich intencji, okazał się korzystniejszy dla faszyzmu. W czasach II wojny światowej zresztą człowiek tak
pochłonięty nauką jak Cassirer, porzuciwszy akademicki dystans, poddał oskarżeniu różne prądy kulturalne,
a to dlatego, iż jego zdaniem przygotowywały one grunt pod zalew barbarzyństwa. Popper, ze swej strony,
w tych samych latach, nakreślił z manichejskimi zastrzeżeniami granicę, która spychała do obszaru
irracjonalizmu również r o z u m h i s t o r y c z n y Hegla i Marksa, i w ten sposób zdyskredytował
wszelką próbę określenia racjonalnej konstrukcji mogącej służyć do zrozumienia procesów historycznych
(procesów nieodwracalnych i niepowtarzalnych), przez co utorował rzeczywiście drogę dla
upowszechniania się dzisiejszego “neoirracjonalizmu”. Cóż więc pozostaje pod panowaniem rozumu, jeżeli
odebrano mu świat historyczny?
Kiedy część lewicowej kultury, we Włoszech, Francji czy gdzie indziej, sama zaostrza “kryzys
racjonalności”, lub też, w subtelny sposób wysnuwa pochwały “wątłości myślenia”, to tym samym
nieopatrznie osłabia ona swój własny wpływ na ludzi dobrej woli, tworząc sprzyjające warunki dla tych, co
od najdawniejszych czasów głoszą wszem i wobec wyższość tego, co nadracjonalne (i nadnaturalne). Jak
się jednak wydaje, dziś we Włoszech antyracjonalizm, cechujący żywą młodzieżową kulturę lewicy, zdaje
się faktycznie ustępować w obliczu większej penetracyjności bardziej doświadczonych integralizmów, o
rodowodzie młodzieżowym lub nie, naznaczonych piętnem wyznaniowym i tradycjonalistycznym. Aby
uchronić się przed skutkami tego, nie wystarcza być otwartym na nowe i bardziej wyrafinowane techniki
wycinkowe. Ideologia ciasnego scjentyzmu odsyła, na skutek koniecznej komplementarności, do tego co
transcendentalne. Kardynał Bellarmino
1
był tego świadomy: jest to właśnie jeden z ważkich tematów
teoretyczno-politycznych, wydanej pośmiertnie, “Ontologii” Lukácsa.
We Włoszech kryzys marksizmu łączy się raczej nie tyle ze wspomnianym ogólnym “kryzysem
racjonalności”, co z przekonaniem, iż nie ma już sensu prowadzenie specyficznie filozoficznych badań. Na
zjeździe włoskich historyków filozofii, który odbył się w końcu września 1985 r. w Sienie, wiele z
1
R. F. R. Bellarmino (jezuita) (1542-1621), walczył z reformacją (przyp. red.).
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 3 -
www.skfm-uw.w.pl
Giuseppe Prestipino – Marksizm a filozofia dzisiaj (1986 rok)
uczestniczących w nim autorytetów stawiało pytanie, jak można zdefiniować przedmiot, którym zajmuje się
historia filozofii? Niektórzy twierdzili, iż przedmiot ten, czyli filozofię, można zdefiniować tylko w sposób
pośredni (filozofią jest to, co uważa za takową jedna lub więcej z jej tradycyjnych dyscyplin); inni z kolei
proponowali definiowanie drogą negacji (filozofią jest to, co nie mieści się w żadnym z dokładnie
zdefiniowanych obszarów poszczególnych, znanych nam dyscyplin). W tych wypowiedziach ewidentnie
uwidacznia się zamiar p o z b a w i e n i a filozofii jej teoretycznych i naukowych kompetencji, czy to
poprzez pozorne rozluźnienie jej granic, czy też przypisanie jej nieokreślonych treści. Tymczasem,
przeciwnie, musimy zacieśniać granice filozofii, jeżeli chcemy uratować jej zdefiniowaną treść i uchronić
tkwiącą w niej potęgę “prawdy”. Engels utrzymywał, że o d c z a s u M a r k s a granice te muszą być
zbieżne z granicami logiki (logiki formalnej i logiki dialektycznej). Czy więc uprzednia filozofia mogłaby
być zredukowana do historii logiki?
Chciałbym zauważyć, że o ile przyjmujemy sugestię Engelsa, to nie postulujemy ani przesadnej
redukcji, ani zawężenia tych granic. Nie postulujemy jej także, jeżeli twierdzimy, (a skłonny byłbym tak
twierdzić), że h i s t o r i a f i l o z o f i i o d n o s i s i ę j e d y n i e d o l o g i k i h i s t o r i i : nie
jest ważne w tym wypadku precyzowanie czy do d y s k u r s u historycznego, czy do realnych
p r o c e s ó w historycznych. Takie zakreślenie granic pozwalałoby zmieścić faktycznie w ich obszarze
wszystkie lub prawie wszystkie tradycyjne treści filozoficznej historiografii: co najwyżej konieczne byłoby
zastąpienie tradycyjnej lektury tekstów lekturą nową (typu symptomatycznego, lub nie).
Dzisiaj, z jednej strony – widać, iż logiki matematyczne nie mają w swym charakterze niczego, co
pozwalałoby posądzać te dyscypliny o ambicje właściwe filozofii. Z drugiej zaś strony, na pierwszy rzut
oka widzimy, iż l o g i k i c z a s u (historycznego), w wąskim znaczeniu, rozwijają się raczej mizernie.
Być może jutro spostrzeżemy, iż prawie cała tradycyjna filozofia była niczym innym jak tylko mniej lub
bardziej świadomą i jawną logiką czasu (historycznego). Taką właśnie, jawnie i świadomie, była filozofia
Marksa. Jednak również metafizyki spekulatywne, medytacje nad tym co “wieczne” i “niezmienne” były,
na swój sposób, badaniami nad czasem (historycznym) i nad jego głębszą logiką. Również logika
arystotelesowska może być traktowana jako pierwszy, ogromny zresztą wkład w dzieło wypracowywania
logiki czasu, o ile prawdą jest, iż zasada niesprzeczności zabrania przypisywać i nie przypisywać czegoś
temu samemu przedmiotowi w tym samym czasie. Oczywiście dziś wiemy, iż można i trzeba postulować
“mnogie” wymiary dla czasu, tak samo jak dla przestrzeni (mogą występować czasy realne, potencjalne,
idealne czasy ciągłe i nieciągłe, czas jednoliniowy i wieloliniowy, itd.), a nasz dyskurs o możliwościach
przypisywania i (lub) nieprzypisywania czegoś danemu przedmiotowi lub zdarzeniu staje się, z
d i a l e k t y c z n e g o punktu widzenia, bardziej złożonym.
Co się tyczy pojęcia przestrzeni, możemy odnotować znaczną różnicę, jaka zachodzi pomiędzy
naukami fizycznymi, czy eksperymentalnymi a naukami matematycznymi. Dla przykładu, astronomia
ptolemejska i korespondująca z nią fizyka (tak jak na innej płaszczyźnie starożytna medycyna) mogą
stanowić interesujący rozdział historii nauki, ale nie są władne dostarczyć nam systemów konceptualnych,
przydatnych dziś jeszcze dla naszej nauki. I rzeczą wątpliwą wydaje się by mogły w przyszłości odzyskać
swą utraconą aktualność; gdy tymczasem arytmetyka pitagorejska i geometria euklidesowa, mimo iż po
nich pojawiły się, pod wieloma aspektami przewyższające je, inne geometrie nie-euklidesowe i inne
arytmetyki bądź matematyki znacznie bardziej wyrafinowane, pozostały jednak one obie prawomocnymi
wciąż działami nauki. Tak więc wydaje mi się, iż status filozofii zbliżony jest bardziej do statusu geometrii
czy matematyki w ogóle, niż do tego jaki posiadają nauki fizyczne, albo rzecz ujmując generalnie – nauki
eksperymentalne. Euklides i Platon objawiają się dzisiaj znacznie w s p ó ł c z e ś n i e j s i , niż Ptolemeusz
i Hipokrates. Różnorodne koncepcje filozoficzne (platonizm, arystotelizm, racjonalizm, empiryzm,
materializm, itd.) tworzą p r z e s z ł o ś ć naszej filozofii i stanowią wspólne, w swym “żywym rdzeniu”,
modele poznawcze, które dziś jeszcze są wciąż (przy zachowaniu niezbędnej ostrożności) na nowo
przekonstruowywane i które być może, pod pewnymi warunkami będą też do zaproponowania i w
przyszłości. W taki sam sposób jak i niektóre zasady geometrii euklidesowej nie zostały nieodwracalnie
pogrzebane, również niektóre elementy platońskiego idealizmu i arystotelesowskiego realizmu pozostają
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 4 -
www.skfm-uw.w.pl
Giuseppe Prestipino – Marksizm a filozofia dzisiaj (1986 rok)
wciąż żywe. Historia platonizmu, czy idealizmu w ogóle, jest historią jednej spośród wielu możliwości dziś
jeszcze obecnych w aktualnym postępie myśli – i to wbrew anatemom ciskanym przez Poppera, ale również
i ekskomunikom autorstwa Żdanowa. Dlatego też postulowanie odmiennego traktowania przedmiotu
historii filozofii wobec przedmiotu historii nauk eksperymentalnych nie jest tanim ustępstwem na rzecz
sceptycyzującego relatywizmu czy historycyzmu. Różnica bowiem tkwi nie tylko w “anumus” historyka
lecz również w jego metodologicznym kryterium. Kryterium historiografii filozoficznej musi, rzecz
oczywista, stale być doskonalone i aktualizowane (w pewnych przypadkach musi ono, na przykład, starać
się wyrazić w jasnych kategoriach interpretacji czasowo-historycznej procesualności, jak uprzednio
sugerowałem, niektóre “spekulatywne” pojęcia, które od chwili ich pierwszego wypracowania były nam
proponowane jako zasadniczo ponadhistoryczne, metahistoryczne lub ahistoryczne), lecz nie będzie mogło
być upodobnione do kryterium, którym posługuje się historiografia nauk eksperymentalnych. Z drugiej
strony, kryterium filozoficznej historiografii nie będzie mogło być upodobnione do kryterium właściwego
historii sztuki, zgodnie z ideą (właściwą nie tylko filozofii ale nauce w ogóle, że “wszystko jest dobrze”),
która przewija się np. w pismach P. Feyerabenda.
Filozofia jako formalna, ścisła nauka o wywodzie czasowo-historycznym jest nie tylko łatwo
poddającym się delimitacji “przedmiotem”, tak jak fizyka, astronomia, chemia, czy biologia itp., lecz
również, tak samo jak geometria czy matematyka jest ona wspólnotą teorii, z których każda posiada pewną
“ponadczasową” prawomocność.
I faktycznie, zgodnie z linią krytyczną, która biegnie od Kelsena do Poppera i do Colettiego, czyż to
domniemane bankructwo teoretyczne koncepcji Marksa nie jest w dużej mierze wynikiem tego, iż ośmielił
się on rzucić wyzwanie żywej i prawomocnej logice arystotelesowskiej (a ściślej rzecz ujmując:
arystotelesowskiej zasadzie niesprzeczności)? Ale dlatego właśnie Marks, t a k ż e b ę d ą c
“ f i l o z o f e m e p o k i ” , sam z kolei nie “umrze”, a przynajmniej nie tak prędko, jak wierzą w to –
nazbyt euforycznie – dzisiejsi “maitres á penser” najbogatszej i najbardziej słuchanej części zachodniej
publicystyki.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 5 -
www.skfm-uw.w.pl