Święty zdrajca rozdział 1

background image

ROZDZIAŁ I

Promienie wschodzącego słońca dotarły w końcu do mieszkania

na piętnastym piętrze wieżowca. Zaatakowały swoją jasnością

śpiącego wciąż mieszańca. Ten obudził się w końcu. Otworzył oczy i

patrzył przez kilka minut w sufit. W momencie, gdy chciał wstać,

uświadomił sobie, że nie był w łóżku sam. Na drugiej połowie łóżka

leżała ta sama dziewczyna, którą wczoraj uratował z rąk dwóch

inkubów. Rude włosy kontrastowały z jej bladą skórą. Zakrył jej

nagość kołdrą i wstał. Nagi przeszedł przez mieszkanie i poszedł do

łazienki. Był zły na siebie. Nigdy nie żył z ludźmi, szczególnie z tymi,

których uratował. Widział ich czasami na ulicach miasta, to fakt, ale

oni go nie pamiętali. Wszedł do kabiny prysznicowej. Kilkuminutowy

zimny prysznic pomógł mu dojść do siebie. Nie dość, że bolała go

głowa z powodu natłoku myśli, to dodatkowo dopadł go syndrom

dnia wczorajszego. Wytarł się białym ręcznikiem i owinął się nim w

pasie. Wyszedł z łazienki i wrócił do sypialni. Dziewczyna wciąż leżała

w jego łóżku w takiej samej pozycji, w jakiej ją zobaczył po swoim

przebudzeniu. Z szafy wyciągnął ubrania i założył je. Usiadł na łóżku i

spojrzał na nią. Niewinność jaka od niej biła, uzmysłowiła mu powód

ataku inkubów. Niektóre z nich czerpały przyjemność z zabawy z

grzecznymi dziewczynami, a inne szły na łatwiznę i atakowały

dziewczyny nie mogące utrzymać nóg razem przez więcej niż kilka

minut na imprezie. Z dalszych rozmyślań wyrwało go ciche jęknięcie.

Spojrzał na dziewczynę, która odwróciła się w jego stronę. Otworzyła

oczy i zamknęła je ponownie. Zamrugała kilka razy i po kilku

sekundach spojrzała na Barsufa. Jasny brąz jej oczu spotkał się na

moment z czernią oczu mieszańca. Po chwili odpuściła i spuściła

wzrok. Zaraz po tym nie zważając na swoją nagość, wyszła spod

kołdry i usiadła obok mężczyzny.

background image

- Cześć – powiedziała całując go w policzek – Masz coś do picia ?

- Mineralka jest w lodówce – odpowiedział nie patrząc na nią –

Wyjdziesz z sypialni i w prawo.

Dziewczyna wstała i wyszła z sypialni. Dopiero wtedy Barsuf

wstał i udał się na balkon. Tam opierając się o barierkę stała o wiele

niższa od niego blondynka.

- No proszę. Tyle czasu na ziemi i nie umiesz zając się dziewczyną?

Nieładnie to wygląda – powiedziała uśmiechając się.

- Czego chcesz? – warknął jej w odpowiedzi. Niezwykle szybko

pokonał dzielącą ich odległość i złapał ją mocno za nadgarstek –

Mów!

- Oboje wiemy, że nie zrobisz mi krzywdy skarbie – nieznajoma

uśmiechnęła się do niego zalotnie – A jestem tutaj, żeby

zaproponować ci nagrodę za wczorajszą akcję.

- Słucham.

- Możesz dostać pieniądze lub – tu się zawahała – lub Ojciec cię

oczyści, przywróci skrzydła i pozwoli wejść do Nieba.

- Wolę kasę – Odpowiedział od razu mieszaniec.

- Więc dwadzieścia tysięcy wpłynie jeszcze dzisiaj na twoje konto –

powiedziała i wyswobodziła rękę z jego uścisku – Wracaj do niej –

dodała i rozpłynęła się w powietrzu.

Barsuf wrócił do sypialni. Dziewczyny jednak tam nie było.

Mężczyzna wyszedł szybko z pokoju i poszedł do kuchni. Również tam

jej nie było. Poszedł więc do salonu.

Pokój był pomalowany na biało, na środku stała szklana ława i

dwie kanapy, na ścianie naprzeciw kanap wisiał telewizor. Pod nim

background image

była szafka z odtwarzaczem DVD. Przy przeciwnej ścianie stały regały

wyładowane książkami w językach ludzi, demonów i aniołów.

Dziewczyna stała przy nich i przyglądała się jednej z książek z

ciekawością. Mieszaniec podszedł do niej cicho i zajrzał przez ramię

na dzieło. Po obrazach w niej namalowanych zgadł, że to „Spis

demonów” autorstwa archanioła Rafała. Dziewczyna przewróciła

kartkę. Na kolejnej stronie namalowane było małe dziecko. Miało ono

zakrwawione ręce, twarzyczkę rozoraną paznokciami i płakało krwią.

Oprócz tego brzuch dziecka był przebity od środka łapą uzbrojoną w

pazury. Pod obrazem był podpis „Pasożyt”. Ludzka dziewczyna

zamknęła książkę i odłożyła ją na miejsce. Odwróciła się i wpadła na

Barsufa.

- Ups – powiedziała rumieniąc się.

Mieszaniec mimowolnie uśmiechnął się. Musiał przyznać, że

dziewczyna wyglądała niezwykle pociągająco, gdy się rumieniła.

Odgarnął kosmyk rudych włosów z jej czoła.

- Ubierz się, jak chcesz to zjedz coś i możesz iść – powiedział

odwracając się i wychodząc z salonu. Z sypialni doszedł do niego

dźwięk telefonu. Dostał wiadomość od nieznanego numeru z prośbą

o spotkanie na terenie demonów za kilka godzin. Barsuf uśmiechnął

się na myśl o przelewaniu świętej krwi. Dawno nie miał tej

możliwości, ponieważ upadli nie posiadali na ziemi odpowiednich

środków.

Lucyfer i spółka zaczęli robić biznesy na ziemi – pomyślał.

Ciche pukanie wyrwało go z zamyślenia. Odwrócił się i w

drzwiach zobaczył ją. Patrzyła na niego nieśmiało, na jej ustach czaił

się lekki uśmiech. Mieszaniec kolejny raz musiał przyznać, że była

ładna. Dziewczyna podeszła do niego i pocałowała go w policzek.

background image

- To ja już pójdę – powiedziała i wyszła z sypialni. Po chwili dźwięk

zamykanych drzwi uświadomił go, że został w mieszkaniu sam.

Poszedł do kuchni. Chwycił jabłko i w ciszy konsumował je.

Wyciągnął lewą rękę w stronę wejścia do kuchni. Po chwili z wieży

stereo znajdującej się w sypialni zaczęła płynąć muzyka. W tym

momencie leciała Metallica z utworem Enter Sandman. Barsuf

uśmiechnął się i nucąc pod nosem wyszedł z kuchni, skąd swoje kroki

skierował do salonu. Podszedł do jednego z regałów z książkami.

Wyciągnął księżkę o czarnej okładce. Na jej grzbiecie nie było

żadnego tytułu. Przekartkował lekturę – każda strona była pusta.

- Jak zawsze pilnie strzegący swoich sekretów – powiedział

zniecierpliwiony. Wyszedł z salonu, by po chwili wrócić z nożem w

ręku. Zamknął książkę i wyciągnął nad nią lewą rękę.

- Krew aniołów spłynie, by Bestia powróciła – mruczał nacinając rękę

przy nadgarstku. Krew tworzyła stopniowo co raz większą kałużę na

okładce.

- Pij suko – warknął upuszczając z siebie życiodajnego płynu. W końcu

krew zaczęła wsiąkać w książkę. Rana na przedramieniu zasklepiła się

po cofnięciu ostrza. Otworzył ponownie książkę. Na pierwszej stronie

napisane było „Filozofia Upadłych”, autora zaś nie było. Pół demon

zagłębił się w lekturę.

* * *

Dzielnice będące pod panowaniem demonów, samym

wyglądem nie zachęcały do zapuszczanie się na nie. Ściany budynków

zasmarowane były graffiti, a w oknach często brakowało szyb. Po

ulicach pałętały się pomniejsze pomioty, wyglądające jak ludzcy

żebracy. Niejeden pół demon chodził tu z bronią i kilkoma działkami

narkotyków. Tak jak w innych miejskich gettach, tak i tutaj trwała

background image

wojna o byt. Z tą różnicą, że w tym miejscu ludzie walczyli z siłami

wykraczającymi poza ich zrozumienie.

Barsuf szedł chodnikiem mijając ludzi, pół demony i słabsze

demony, które mogły znajdować się na ziemi. Skręcił w mniejszą

uliczkę między dwoma blokami mieszkalnymi. Przed nim stała

dziesięcioosobowa grupa składająca się z posiadaczy krwi demonów

splamionej krwią ludzką. Gdy przechodził obok nich, jeden z nich

potrącił go. Mieszaniec szedł jednak dalej. W jego stronę poleciała

pusta butelka po piwie. Barsuf zatrzymał się, odwrócił i chwycił

butelkę bez większych problemów. Odstawił ją na chodnik i ruszył w

kierunku upadłych.

- Jakiś problem cieciu ? – powiedział największy z nich. Wyglądał i

zachowywał się jak ostatni dresiarz.

Jego ojcem był wilkołakiem – wywnioskował Barsuf patrząc na niego.

Lewa ręka mieszańca odszukała pod płaszczem pistolet i zacisnęła się

na nim.

- Chciałem się dowiedzieć, które z was cisnęło we mnie butelką –

odpowiedział mu, nieporuszony agresywnym zachowaniem.

- Ja idioto – odpowiedział mu pół wilkołak. Jego ciało zaczęło

pokrywać się ciemną sierścią.

Sekundę później Barsuf celował z broni w jego głowę.

- Jeśli się przemienisz lub któreś z was się poruszy to będzie to

ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobiliście – odbezpieczył i czekał na krok

przeciwnika. Ten po chwili przybrał ponownie ludzką postać. –

Grzeczny piesek – dodał, patrząc ponownie na człowieka, odwrócił się

i ponownie zaczął iść w sobie znanym kierunku.

background image

Wilkołak nie musiał przecież wiedzieć, że amunicja nie jest ze srebra –

pomyślał uśmiechając się.

Barsuf doszedł w końcu do jednego z wielu magazynów na

skraju dzielnicy. Kilka słów w języku upadłych komponowało się

idealnie z dziełami ulicznych malarzy i nie wzbudzało dzięki temu

podejrzeń. Na lampie przy budynku przysiadł kruk. Mieszaniec

spojrzał na czarnego ptaka i powiedział w mowie demonów :

- Barsuf, Mieszaniec i Niczyj syn przybył, by porozmawiać.

Ptaszysko wydało z siebie niemiły dla uszu skrzek i wleciało przez

wybrakowane okno. Po kilku minutach magazyn otworzył się. Barsuf

wszedł szybko do środka. W środku nie było nic prócz stołu i dwóch

foteli. W powietrzu unosił się słodki zapach ludzkiej krwi. Jak

mieszaniec zauważył po chwili, okna były w każdy możliwy sposób

pozasłaniane, ograniczając dostęp światła słonecznego.

- Witaj wampirze – powiedział i zrobił kilka kroków s kierunku stołu.

Przed nim stanął nastoletni brunet w niszczonych ubraniach.

- Zdaj broń – powiedział stanowczo, patrząc Barsufowi w oczy.

Ten wziął głęboki wdech. Wyczuł w magazynie dziesięć osób: trzy

wampiry, sześć wampirów i jednego zmiennokształtnego. Ten ostatni

stał z nim twarzą w twarz, czekająć, aż ten odda mu broń. Po chwili

mieszaniec trzymał w rękach dwa pistolety – te same, które wczoraj

najpierw groziły nefilimowi i zabiły później dwa inkuby. Jeden był

czarny z czerwonymi runami składającymi się na słowa „Upadły

Książę”, drugi zaś był był srebrny ze złotym krzyżem i słowami „Sędzia

sprawiedliwy” w nim wygrawerowanymi. Broń bez chwili wahania

spoczęła w rękach nastolatka.

- Ostrożnie z tym – powiedział podchodząc do niego – Inaczej zabije

cię nim zdążysz się przemienić w cokolwiek – wysyczał stojąc przy

background image

jego uchu. Zmiennokształtny zbladł. Jeśli ktoś by wszedł do budynku,

pomyślałby ,że stoi przed nim kolejny wampir.

Barsuf zbliżył się do stołu i usiadł w wolnym fotelu. Naprzeciw

niego siedział mężczyzna około czterdziestki. Jego twarz, jak pomyślał

mieszaniec, kiedyś musiała być idealna. Teraz jednak była

poprzecinana licznymi bliznami, które nadawały twarzy wiecznie

gniewny wyraz. Zimne, szare oczy wwiercały się w sylwetkę Barsufa.

- Miło, że przyszedłeś – powiedział po kilku minutach ciszy. Jego głos

brzmiał prawie jak syk węża i był zimny jak północne lodowce.

- Mam nadzieję, że zarówno misja, jaką mi zlecisz jak i zapłata za nią

będą… odpowiednie – odpowiedział bez zbędnych uprzejmości i

równie chłodno mieszaniec.

- Skoro tak ci się śpieszy do interesów – powiedział krwiopijca

odsłaniając kły – Nie chodzi mi o znalezienie karmicielki – uśmiechnął

się, jeśli tak można nazwać grymas jaki pojawił się na jego twarzy –

Jest to misja od jednego z Nich – kontynuował namaszczając ostatnie

słowa czcią, z jaką mówi się o bogu – Dzisiejszej nocy w bazylice

Miecza Pańskiego ma odbyć się coś ważnego.

Barsuf spojrzał na niego zaciekawiony.

- Nie patrz tak na mnie dzieciaku, nie musisz wiedzieć wszystkiego.

Masz tam po prostu wejść, wybić ich wszystkich przed północą i z

uśmiechem na twarzy spalić ten syf. Dwieście za zabicie kapłanów

plus jeden za każdą dobrą duszyczkę plus pięćdziesiąt za spalenie-

powiedział wstając. Przy prawej dłoni brakowało mu dwóch palców –

Dostaniesz też obstawę. To też jest rozkaz, więc nie próbuj nawet

kłócić się ze mną, ponieważ nie ja ustalam warunki – bladą, wampirzą

twarz ponownie wykrzywił grymas, który mógł być pozostałością po

uśmiechu.

background image

Barsuf również wstał. Mierzył się ponownie na spojrzenia z

zimnokrwistym. Uśmiechnął się. Taki sam uśmiech jako ostatni

zobaczył drugi z inkubów przed tym, jak mieszaniec wyrwał mu

skrzydła. W jego oczach tak jak wtedy pojawiły się złowieszcze błyski.

- Podaj mi swoje imię – powiedział przechodząc obok niego. Podszedł

do zmiennokształtnego młodzika. Ten bez chwili zwłoki oddał mu

broń i otworzył drzwi. Barsuf zatrzymał się w progu i dodał – Żebym

wiedział kogo zabić, jeśli mnie wystawi.

- Wystarczy ci sam fakt, że wiesz jak wyglądam. Towarzysze przyjdą

do ciebie godzinę przed północą – po tych słowach ponownie usiadł

w fotelu.

W tym czasie Barsuf opuścił okolice magazynu. Wyciągnął

telefon i poszukał odpowiedniego numeru. Znalazł go i po dwóch

sygnałach usłyszał znudzony głos:

- Halo

- Witaj przyjacielu, potrzebuję uzupełnić zapasy i trochę się rozerwać.

- A to ty… Tam gdzie zawsze – odpowiedział mu ten sam głos, tylko

żywiej.

- Za pięć minut – powiedział mieszaniec i rozłączył się.

Zaczął chodzić w labiryncie ulic i budynków. Po około pięciu minutach

stał w małej uliczce przed tylnymi drzwiami baru. Zapukał trzy razy.

Po chwili drzwi otworzył mu wysoki czarnoskóry mężczyzna w

garniturze.

- Zapraszam – powiedział robiąc mu miejsce do przejścia. Barsuf znał

to miejsce, ponieważ bywał tu często i pamiętał każdą historię z nią

związaną. Ściany korytarza były ozdobione zdjęciami właściciela z

gwiazdami XXI wieku. Mieszaniec otworzył kolejne drzwi i stanął w

background image

progu średniej wielkości pokoju. Jego receptory węchu zostały

zaatakowane przez mieszankę woni dymu tytoniowego, alkoholu i

kobiecych perfum.

- Nic się nie zmieniłeś – powiedział wchodząc do pomieszczenia.

- A ty jak zawsze mi to powtarzasz – odpowiedział mu ten sam głos,

który mieszaniec słyszał w telefonie – Chodź do nas, a nie stoisz w

drzwiach jak przygłupi.

Barsuf pokręcił głową i uśmiechnął się lekko. Zrobił kilka kroków

i zobaczył przed sobą niewielki stół i na nim shishę oraz do połowy

pełną butelkę wódki wraz z czterema kieliszkami. Po chwili zobaczył

też odwrócony do niego fotel, stojący z jego perspektywy przed

stołem i kanapę z drugiej jego strony. Na kanapie siedziały dwie

skąpo ubrane dziewczyny: jedna blondynka, a druga brunetka oraz

mężczyzna wyglądający podobnie jak mieszaniec na około

dwadzieścia pięć lat siedzący między nimi. Ten miał jednak wręcz

białe włosy, wesoło błyskające niebieskie oczy oraz uśmiechniętą

twarz, która była spowita świeżo wypuszczoną z ust chmurą dymu.

Gestem ręki wskazał Barsufowi fotel, a ten po chwili siedział

wygodnie.

- Xavier… musimy pogadać o interesach – powiedział patrząc to na

niego to na dziewczyny. Zawsze zazdrościł tego białowłosemu.

Poczucia humoru, wewnętrznego luzu oraz wiecznej ochoty na

alkohol i dziewczyny. Mieszaniec za to był wychowywany jak

spartiata, miał walczyć ze wszystkim co stanie mu na drodze i nie

liczyć się przy tym z możliwością utraty życia. On był stworzony do

walki zaś jego przyjaciel do robienia interesów, niekoniecznie

legalnych.

- Cały ty! Nic tylko interesy i interesy, bo dali ci kolejne zlecenie! –

krzyknął Xavier wstając gwałtownie. Barsuf wstał w tym samym

background image

momencie. Przy jego gardle znajdowało się teraz ostrze noża, zaś

głowa jego przyjaciela została dotknięta pistoletem.

- Starzejesz się – powiedział białowłosy – Wcześniej nie udało mi się

nigdy dosięgnąć noża, a teraz… - pokręcił głową uśmiechając się.

- Ja bym raczej stwierdził, że dopadł mnie kac i mam gorszy dzień

przez to – odpowiedział z równie szczerym uśmiechem mieszaniec –

Jednak widzę też, że trenowałeś – po tych słowach obaj schowali

broń i uścisnęli się. Chwilę później siedzieli ponownie naprzeciw

siebie.

- Więc z jakim interesem przychodzisz do mnie przyjacielu? – zapytał

Xavier sięgająć po butelkę i rozlewając alkohol do kieliszków.

- Skończyły mi się zapasy – odparł Barsuf. Xavier od niechcenia

machnął ręką kieliszek przesunął się po blacie w stronę mieszańca –

Potrzebuję amunicji. Dodatkowo też czegoś na wampy i sierści uchy.

No i może czegoś do walki w zwarciu… ze wskazaniem na anioły –

dodał, po wspólnym wypiciu wódki.

Xavier wstał i podszedł do drzwi. Obok niego zaraz znalazł się

Barsuf. Wyszli ponownie na korytarz i ruszyli szybkim krokiem w głąb

budynku.

- Musisz wiedzieć, że każda z twoich kolejnych zachcianek jest

trudniejsza do spełnienia od wcześniejszej. O ile z amunicją nie będzie

problemu, tak ze specjalnie wzmocnionym srebrem już są schody…

Nie chcę nawet mówić ci jak trudno zdobyć w tych czasach broń

białą! Wiem, że możesz mi powiedzieć o muzeach, ale to jest broń na

ludzi Barsufie! – weszli do małego schowka. Xavier podszedł do

przeciwnej ściany i wyszeptał coś tak szybko, że mieszaniec nie był w

stanie zrozumieć słów. Przed nimi zmaterializowało się zejście

prowadzące w dół – Ale czego wujek Xan nie ma na stanie, co? –

background image

powiedział schodząc po schodach. Stali teraz w pomieszczeniu

ogromnych rozmiarów, w całości zastawionym regałami. Xavier nie

zwlekając zaczął wykrzykiwać kolejne słowa w językach demonów i

aniołów. Przed nim piętrzył się co raz większy stos większych i

mniejszych paczek. Białowłosy chwycił cztery mniejsze kartony i

powiedział lakonicznie – Amunicja.

- Wolisz strzelać do zwierząt czy walczyć w zwarciu? – zapytał go

zastanawiając się nad czymś.

- Z nimi wolę walczyć twarzą w twarz – odpowiedział mu Barsuf.

- Zatem… - powiedział Xavier odsyłając niepotrzebne paczki na

miejsce – Weź to – dodał dokładając drewnianą skrzynkę do stosu na

rękach mieszańca – Pakiet srebrnych kołków, świeża dostawa. W

środku jest też coś nowego na wampiry, jeszcze nie testowane. Ach i

jeszcze to… - mruknął pod nosem dokładając największy z możliwych

pakunków na ręce Barsufa – Korzystaj mądrze.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Święty zdrajca rozdział 9
Święty zdrajca rozdział 7 8
Święty zdrajca rozdział 4
Święty zdrajca Rozdział 1
Święty zdrajca Rozdział 5
Święty zdrajca rozdział 6
Święty zdrajca rozdział 5
Święty zdrajca rozdział 10
Święty zdrajca rozdział 12
Święty zdrajca rozdział 3
Święty zdrajca Rozdział 6
Święty zdrajca Rozdział 4
Święty zdrajca Rozdział 2
Święty zdrajca Rozdział 3
Święty zdrajca rozdział 11
Święty zdrajca, ஜஜCiemna strona historii chrześcijaństwa
Monarsze sekrety, ŚWIĘTY ZDRAJCA, ŚWIĘTY ZDRAJCA

więcej podobnych podstron