Święty zdrajca rozdział 6

background image

ROZDZIAŁ VI

- Strasznie długo kazałeś na siebie czekać. Czekanie nie należy do

moich ulubionych zajęć, więc radzę ci się szybko wytłumaczyć – Głos,

który powitał anioła zimnym tonem dał mu do zrozumienia, że ta

osoba nie należy do cierpliwych i spokojnych.

- Nie są sami, panie. W samochodzie jest jeszcze ludzka dziewczyna –

odezwał się drugi głos. Ten należał do kobiety.

- Czyżby mieszańcowi zachciało się rozładować? Mógł zaczekać, aż

zatrzyma się u Alice – wtrącił trzeci głos, również kobiecy.

- Właśnie dlatego się trochę spóźniliśmy. Ta dziewczyna jest

inkwizytorką. Dwa oddziały jechały za nami od wioski, więc trzeba

było ich uprzątnąć. Barsuf ją rozpoznał, dlatego chciał przesłuchać

osobiście i dowiedzieć się, co planuje archanioł. Ma w planach

vendettę, a ja nie umiem go powstrzymać – tłumaczył się pospiesznie

Xavier – Nie spodziewałem się tutaj pana, Lucyferze- dodał kłaniając

się po chwili.

- Musiałem. Mamy problem, ale o tym pomówimy na miejscu.

Serafin zrobił dwa kroki w stronę anioła. Stał w opinającej umięśnione

ramiona i tors koszulce z krótkim rękawem. Do tego miał na sobie

jeansy i adidasy – wszystko w czarnej barwie. Krótkie włosy barwy

czekolady miał w nieładzie. Oczy, które były podobnego koloru co

włosy, lustrowały uważnie anioła. Wyciągnął przed siebie ręce i

położył je na barkach Xaviera. Ten dostrzegł liczne tatuaże na

przedramionach jednego z pierwszych, którzy upadli.

- Dlaczego… - zaczął Xavier.

background image

- Nic nie mów, możemy nie być tu sami. A ja to zrobiłem, żeby nie

wyczuto mnie tam na górze. Wtedy to na ziemi pojawiłby się Jezus i

pozamiatał ten syf, w tym nas. – odpowiedział mu szybko Lucyfer i

uśmiechnął się tajemniczo – Idziemy moje panie. – Odwrócił się i

zniknął z dwoma kobietami w mroku. Anioł pospiesznie wrócił do

samochodu. Usiadł w fotelu i zamknął oczy.

- Czy to był on? – zapytał go Barsuf.

- Tak. Jedziemy.

Mieszaniec ruszył. Mijały kolejne minuty, w których ciszę zakłucała

jedynie muzyka. W głowie Barsufa pojawiały się kolejne pytania.

- Dlaczego on przyszedł?

- Nie mam pojęcia. Stwierdził, że wszystkiego dowiemy się na

miejscu. Sprawy chyba zaszły dalej niż myśleliśmy, przyjacielu –

odpowiedział mu Xavier ostrożnie dobierając słowa. Starał się

zachować poważny wyraz twarzy, jednak mieszaniec po chwili

wyczuł, że coś jest nie tak.

- Co cię martwi?

- Martwi mnie sam fakt pojawienia się jego na ziemi. Ponad miesiąc

wcześniej pojawił się archanioł, który przejmuje wpływy i wszędzie go

pełno. Według mnie w powietrzu wisi wojna i to taka, która wyniszczy

ludzi i jedną ze stron tego konfliktu.

- I tak zawsze znajdzie się grono osób nie stojących w szeregu, będą

walczyć, znów będzie wojna i znów zginie jakaś rasa, by na jej miejscu

powstała kolejna. Tak to zapisano, żadnej nacji nie zmienisz ot tak.

Samochód zaczął podjeżdżać pod górę. Pięć minut później teren pod

kołami auta stał się ponownie poziomy.

background image

Przed nimi stał słusznych rozmiarów piętrowy dom z kamienia. We

wszystkich oknach stała zapalona świeca. Ktoś pojawił się przy jednej

z okien na piętrze, by po chwili zniknąć. Przed budynek wyszła grupa

osób składająca się głównie z dziewczyn i młodych kobiet w skąpych

strojach. Na samym końcu pojawił się Lucyfer w towarzystwie niskiej

kobiety o jasnych włosach, oliwkowej cerze i oczach barwy

zachodzącego słońca.

Zatrzymali samochód kilkadziesiąt metrów od ich obserwatorów i

wysiedli. Barsuf otworzył tylne drzwi i wyciągnął uśpioną dziewczynę.

Przerzucił ją sobie przez lewy bark i zamknął auto. Razem z Xavierem

ruszyli w kierunku domostwa.

- Kim są te dziewczyny? – mieszaniec zapytał w pośpiechu przyjaciela

– Przez Lucyfera nie mogę rozpoznać ich nawet po zapachu.

- Głównie czarownice i sukuby, ale i półdemony się znajdą. Sama Alice

jest czarownicą, co raczej pamiętasz po ostatnim spotkaniu – Twarz

anioła wykrzywił złośliwy uśmiech – Powiedz mi ile to już lat, odkąd

prawie cię zabiła? – Xavier był wyraźnie rozbawiony wizją

wspomnień. W porównaniu do bruneta był wyraźnie rozluźniony i w

dobrym nastroju. Jego oczy przemykały od jednej kobiety do

następnej.

- Osiemdziesiąt dziewięć, od momentu w którym przestała mnie

ścigać po całym globie. Jeśli jednak chodzi o początek, to sto

trzynaście. – Barsuf był wyraźnie poirytowany tą historią.

Pamiętał, że wiedźma rzuciła się na niego bez ostrzeżenia, gdy

odchodził od stołu. Przez kolejne lata przemieszczał się z jednego

kraju do drugiego przyjmując kolejne tożsamości.

- Witaj Niosący światło – Mieszaniec skinął głową upadłemu i wszedł

do środka – Idę do lochów. Zaraz wracam.

background image

- Wybacz mu, pani. Wciąż ma uraz o tamtą historię – powiedział

Xavier całując w dłoń kobietę, która stała obok Lucyfera. Następnie

ponownie przywitał się z samym upadłym. Po uprzejmościach kolejny

raz skupił swoją uwagę na pozostałych kobietach.

- Cały Xavier. Wciąż od ważnych celów odciągają go moje

podopieczne – Alice pokręciła głową uśmiechając się. – Panie wrócą

do obowiązków, a nasza trójka uda się do jadalni – wiedźma mówiła

władczym tonem. Całą grupą weszli do środka. Kobiety w zwiewnych

strojach rozbiegły się po całym domu.

- Widzę, że wreszcie opanowałaś je Alice – powiedział Xavier idąc po

jej lewej stronie.

- Mają więcej klientów, więc są bardziej opanowane. Tyle tresury, co

kot napłakał. Musiały pogodzić się z faktem obsługiwania ludzi.

Wybacz panie, ale coraz mniej nas na tym świecie, a co za tym idzie,

trzeba korzystać też z półproduktów.

Przeszli przez drzwi i znaleźli się w jadalni. Pomieszczenie było bogato

zdobione. Na ścianach w złotych ramach znajdowały się liczne obrazy.

Ściana po drugiej stronie była w pełni oszklona. Morze ukrytych w

mroku drzew kołysało się lekko pod wpływem wiatru. Na środku stał

duży, wykonany z hebanowego drewna stół i krzesła z tego samego

materiału. Na blacie stało pięć sześcioramiennych świeczników. W

każdych z nich paliły się świece, rzucając przy tym nikłe światło. Alice

wraz z gośćmi zajęła miejsca.

- Więc jaki to problem, panie? – zapytał Xavier siadając przy kobiecie.

Ta siedziała u szczytu stołu, Lucyfer po jej prawej, a anioł po lewej

stronie.

- Teraz to mamy więcej niż jeden problem. Mniejszym problemem

jest twój przyjaciel, a większym ten cały Zarachiel. Sprawiający

background image

cholernie dużo problemów typ z niego. Sam bym go uprzątnął, jednak

musiałem dać się zapieczętować. W innym przypadku Jezus ze swoją

świtą by zstąpił na ziemię, by mnie z niej wymeldować z powrotem do

piekła. Koniec z tymi rozważaniami. W ostatni czasie, czyli w

przeciągu ostatnich dwustu lat straciliśmy Belfegora i Samaela…

- CO?! – krzyknęła Alice wstając tak gwałtownie, że przewróciła swoje

krzesło. – Jak to straciliśmy Samaela? Przecież to jest niemożliwe, on

jest serafinem – mówiła kobieta niedowierzając słowom upadłego.

- Usiądź i zamknij się. Wtedy usłyszysz co się stało. – nieznoszącym

sprzeciwu głosem Lucyfer uciszył czarownicę, która natychmiast

podniosła krzesło i usiadła na nim. – Samael nieco ponad rok temu

zaczął częściej znikać nawet na całe tygodnie. Wreszcie zaczęliśmy

wysyłać za nim naszych ludzi, jednak mój przyjaciel jest niezwykły i

potrafi ulotnić się pod postacią zwierzęcia lub innej osoby. W końcu

sam za nim poszedłem. To było jakieś pół miesiąca temu. Wytropiłem

go w Las Vegas. Spotkał się tam z jedyną córką Mefistofelesa.

Zdołałem tylko usłyszeć jak mówiła mu „Legion powróci silniejszy niż

wcześniej”. Ona zdążyła się gdzieś przenieść w momencie, gdy grupa

pięćdziesięciu osób, składająca się z inkwizytorów, półaniołów i

aniołów osaczyła go. Gdyby nie fakt, że jesteśmy pozbawiani niemal

całej mocy przed przejściem do tego świata, to by ich rozniósł. Tak

samo ja… - Lucyfer zamyślił się przerywając zdanie.

- Czyli Haza wystawiła go? – zapytał po chwili Xavier. Był zaszokowany

tą informacją w takim samym stopniu jak Alice, jednak on potrafił

opanować swoje emocje przed wybuchem. Obserwował uważnie

czarownicę i serafina.

- Gdyby tak było, to mnie też by wystawiła. Też tam byłem, stałem sto

metrów dalej.

background image

- Czy wiemy gdzie jest pan Samael? – zadała pytanie czarownica.

Palcami bębniła o blat stołu znaną tylko sobie melodię – Zwołajmy

armię i wybijmy ich, aż wreszcie ktoś nam zdradzi położenie Jadu

Boga.

- Głupia kobieta – warknął jej w odpowiedzi serafin i podniósł się z

krzesła. Zaczął krążyć zamyślony po jadalni – Czy znasz położenie

archanioła Xavierze?- wbił w anioła spojrzenie swoich ciemnych oczu.

- Tak, panie. Przed wyjazdem z domu poinformowano mnie o

obecności archanioła w Wenecji. Wiecie czego mógł tam szukać,

panie? – anioł wzdrygnął się pod wpływem chłodnego wzroku

Lucyfera. Ten w odpowiedzi pokręcił głową.

- O co ci chodziło, panie, gdy mówiłeś o tym że Barsuf jest

problemem? – zapytał kilka minut później przyjaciel mieszańca.

- Po pierwsze, sam fakt jego istnienia jest problemem. Po drugie, on

jest najemnikiem, który za pieniądze zabiłby nawet ciebie. No i po

trzecie, od czasu zejścia na ziemię tego archanioła, jego moc zaczęła

wymykać się nam spod kontroli – Xavier patrzył zdziwiony na

upadłego księcia, jednak nie odzywał się – Tak, kontrolowaliśmy go.

Jednak z uwagi na pewne… komplikacje, wysłaliśmy go na ziemię i

zakazaliśmy powrotu. Dla jego własnego dobra oczywiście.

- Dla jego dobra? – kolejne pytanie wyszło z ust anioła – I jakie to były

komplikacje, panie?

Za dużo chcesz wiedzieć – serafin usiadł naprzeciw anioła i spojrzał na

czarownicę – Kiedy twoje dziewczyny zrobią kolację? - Mimo

grzecznego tonu, jakim w tym momencie mówił Lucyfer, Alice

przeszły dreszcze.

- Lada chwila, panie – Kobieta zerwała się z krzesła i w pośpiechu

wybiegła.

background image

- Wreszcie – odetchnął książę i skierował swój wzrok na Xaviera. –

Muszę ci coś przekazać. Obiecaj mi, że będziesz milczał w tej kwestii,

aż on sam się dowie. Jeśli piśniesz choćby słówko, to własnoręcznie

cię zabije.

- Oczywiście, panie – odpowiedział mu w pośpiechu anioł. W jego

głowie rozpoczęła się gonitwa myśli. Upadły chciał mu powierzyć

tajemnicę dotyczącą Barsufa.

Serafin sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej coś. Na blat stołu

położył złoty pierścień z owalnym rubinem. Przesunął go w stronę

przyjaciela mieszańca.

- Nie jest dla ciebie, lecz dla niego. Przeczytaj napis na obrączce.

- „Przyjaciel Niosącego światło”. Nie sądziłem, że tak go sobie cenisz.

Lucyfer zaśmiał się w taki sposób, że krew w żyłach Xaviera zmroziła

się.

- To znaczy, że moja magia działa. Są tam wplecione zaklęcia

pieczętujące go i nie pozwalające na taki przebieg zdarzeń jak w

twoim domu. Jego zdolności i moc pozostaną na takim poziomie jak

teraz. A teraz druga sprawa. Jego ojciec żyje, ma się dobrze i jest

moim bliskim przyjacielem.

- Kto to? – Xavier wstrzymał oddech.

* * *

Barsuf schodził po schodach prowadzących do podziemi domu.

Znalazł się w długim korytarzu, w którym panował mrok. Dzięki

wyostrzonym zmysłom mieszaniec widział tam tak samo, jak w dzień.

background image

Przeszedł przez całą długość pomieszczenia i otworzył drzwi do pustej

celi. Wszedł do środka i położył dziewczynę na pryczy. Przeszukał ją i

wyniósł wszystkie jej rzeczy do pomieszczenia znajdującego się przy

schodach. Wrócił do celi, usiadł na taborecie obok jej pryczy i obudził

ją szeptają kilka słów w języku świętych. Dziewczyna gwałtownie

usiadła i zaczęła krzyczeć. Barsuf podniósł się i podszedł do drzwi.

Zamknął je za sobą i ruszył korytarzem w kierunku wyjścia. Minutę

później stał w przedpokoju domu Alice.

- Kolacja właśnie się rozpoczęła, panie – wyglądająca na

siedemnastolatkę blondynka pojawiła się znikąd przed nim. Dygnęła

pospiesznie i uśmiechnęła się delikatnie do chłopaka. Ten w

odpowiedzi obdarzył ją zimnym spojrzeniem i poszedł w stronę

jadalni.

- Wreszcie jesteś, jedzenie prawie wystygło. – powitał go Xavier

nakładając sobie na talerz kolejną porcję mięsa. Mieszaniec bez słowa

podszedł do stołu i zajął miejsce obok przyjaciela. Nalał sobie wina i

upił łyk trunku.

- Czemu nie jesz Barsufie? – zapytała go Alice. – Nie masz o co się

martwić, nie otrułam niczego. Dziewczyny, pomóżcie panu i nie

słuchajcie jego protestów.

Mieszaniec pokręcił głową podczas, gdy jego białowłosy przyjaciel

omal nie udusił się ze śmiechu. Lucyfer siedział, w ciszy konsumując

kolację.

Po zakończeniu posiłku serafin ponownie wyciągnął z kieszeni

pierścień i rzucił go Barsufowi.

- Jest twój – powiedział sadzając sobie na kolanach przechodzącą

obok niego dziewczynę. Jej twarz oblała się szkarłatnym rumieńcem,

co Lucyfer przywitał śmiechem.

background image

Barsuf dokładnie obejrzał każdy szczegół obrączki i wsunął ją na swój

palec. Następnie wstał i opuścił biesiadujące towarzystwo. Udał się

ponownie do lochów. Podszedł do drzwi jedynej zamieszkanej celi.

Odryglował drzwi i wszedł do środka. Inkwizytorka siedziała na pryczy

z kolanami podciągniętymi pod brodę.

- Kto tu jest? – zapytała próbując wcisnąć się w ścianę.

Mieszaniec bezszelestnie zbliżył się do niej i wyszeptał do ucha:

- Twój najgorszy koszmar. – Po czym pstryknięciem palców zapalił

niewielką świecę, która stała na stoliku. Dziewczyna zbladła na dźwięk

jego głosu jak i na sam jego widok.

- Chciałbym spokojnie porozmawiać. Mam nadzieję, że będziesz

grzeczną dziewczynką i odpowiesz mi na wszystkie pytania. W innym

wypadku mogę nie być już tak miły jak tamtego wieczora.

- Pieprz się – odpowiedziała mu natychmiastowo.

- Chyba nie dosłyszałem, możesz powtórzyć – Barsuf zbliżył twarz do

jej twarzy.

- Pieprz się, bękarcie diabła.

Barsuf obdarzył ją drapieżnym uśmiechem, za bluzkę i cisnął na

przeciwną ścianę. Dziewczyna z cichym jęknięciem upadła na

kamienną podłogę. Mieszaniec po chwili złapał ją za szyję tak, by ich

oczy były na tym samym poziomie.

- Mówiłem, że mogę być nie miły, gdy otrzymam złą odpowiedź –

Inkwizytorka przestała walczyć z jego stalowym uściskiem – Będziesz

grzecznie odpowiadać? – Jego czarne oczy wwiercały się w jej

szmaragdowe. Inkwizytorka odpowiedziała mu cichym sapnięciem w

walce o powietrze.

background image

- To chyba znaczyło „tak” – Puścił ją i usiadł na taborecie.

Dziewczyna będąc na kolanach przez kilka kolejnych minut

rozmasowywała szyję i kaszlała. Wreszcie usiadła pod ścianą i wbiła

wzrok w ziemię.

- Czego chcesz?

- Dowiedzieć się wszystkiego. Na początek proste pytanie. Dlaczego

dałaś się wtedy zaatakować demonom? Skoro należysz do inkwizycji,

powinnaś ich zabić na swój sposób.

- Od dłuższego czasu obserwowaliśmy cię, chcieliśmy się dowiedzieć

o tobie jak najwięcej i zadecydować, czy spróbować cię włączyć w

nasze szeregi czy usunąć jedynego mieszańca. Zauważyliśmy, że po

uratowaniu człowieka, zawsze zapraszasz go. Zostałam wytypowana,

inkuby podstawione i przedstawienie ruszyło…

- Podstawione?

- W ostatnim czasie zaczęliśmy współpracować z jednym wampirem i

jego rodziną. Chłopcy zgodzili się bez szemrania, nie mieli innego

wyjścia. Ja miałam się do ciebie zbliżyć, rozpoznać twoje poglądy i

wydać wyrok. Jednak oni podjęli decyzję sami, a resztę już znasz.

- Co wiesz o Zarachielu?

- Świeżak pośród archaniołów. Jest ósmy w ich gronie. Do momentu

zejścia na ziemię był uczniem samego Michała, przez co posiada

ogromną wiedzę i jeszcze większe umiejętności. Jak okazało się po

jego zejściu, jest też niezwykle porywczym i potrafiącym poświęcić

swoich braci świętoszkiem. Jakiś miesiąc temu zbudował sobie

oddział do brudnej roboty i dał się wreszcie zapieczętować.

- Byłaś w nim? – przerwał jej kolejnym pytaniem mieszaniec.

background image

- Nie. Za nisko jestem w Inkwizytorium i jestem kobietą. Wiem, że w

ciągu tego miesiąca wysyłał ich w różne dziwne miejsca. Wreszcie

wysłał ich do Vegas, żeby zapolować na kogoś ważnego. Nazwał to

polowaniem na osobę o miliardach twarzy.

- Udało im się? – prawa brew Barsufa uniosła się delikatnie, co było

oznaką zaciekawienia.

- Oczywiście. Koleś był osłabiony i zaskoczony. Próbował zbiec pod

postacią tygrysa, ale był zbyt wolny. Co prawda zranił jednego z nich,

ale w ostatecznym rozrachunku przegrał.

- Gdzie go trzymają?

- Nie wiem, ale obstawiałabym na Watykan. Krążą pogłoski o miejscu

pod bazyliką świętego Piotra, nad którym nikt nie ma panowania.

Jednak wejście, jak się domyślasz, jest strzeżone przez całe zastępy

dobrych chłopców. Nie wyrąbiesz sobie ścieżki w żaden sposób.

- Znajdę sposób – Barsuf uśmiechnął się delikatnie. W jego oczach

czaiła się zemsta. – Prześpij się. Jutro tu wrócę.

Zanim dziewczyna zdążyła zorientować się w sytuacji, została

ponownie sama w ciemności. Świeca zgasła w momencie zamknięcia

się drzwi

* * *

- Barsufie musimy porozmawiać. Co powiedziała ci twoja mała, ruda

niewolnica? – Lucyfer wszedł do salonu, w którym siedział

mieszaniec. Usiadł wygodnie w fotelu i spojrzał z nieukrywanym

zainteresowaniem na Barsufa.

background image

- Nic ci nie umknie, panie – skinął lekko głową w odpowiedzi. – Nie

wiem czy to prawda, ale nasi przeciwnicy porwali kogoś z wyższych

sfer Piekła. Jak myślisz, kłamie?

- Nie – krótka odpowiedź Lucyfera sprawiła minutową ciszę w

pomieszczeniu – To Samael. Czy powiedziała ci, gdzie go

przetrzymują?

- Nie była tego pewna, ale sądziła, że w Watykanie…

- KURWA MAĆ! – Serafin uderzył pięścią w stół. W blacie pozostało

głębokie wgniecenie, zaś dłoń upadłego zaczęła płonąć. Lucyfer

dmuchnął na nią, jakby gasił zapałkę i ogień zniknął.

- Co robimy?

- Porozmawiamy o tym rano. Idź odpocząć. Ledwo wróciłeś do

zdrowia. – Serafin skinął głową na znak, że z nim skończył i wyszedł.

Chwilę później to samo zrobił Barsuf.

- Tutaj pan jest – powiedziała jedna z podopiecznych Alice. Jako jedna

z niewielu była w pełni ubrana. Kasztanowe włosy opadały falami na

jej plecy. Spojrzeniem jasnoniebieskich oczu omiotła sylwetkę

chłopaka i uśmiechnęła się.

- Wampir? – zapytał ją mieszaniec dotykając kciukiem powiększony

kieł.

- Po części. Mamuśka jest człowiekiem – dziewczyna zarumieniła się

lekko.

- Czyli jesteś amatorką.

- Zależy w czym – dampirzyca mrugnęła do niego – Pokazać ci twój

pokój?

background image

- Z chęcią. Ostatni raz miałem okazję leżeć w łóżku ponad miesiąc

temu. – Barsuf uśmiechnął się do niej, czym sprawił, że jej policzki

wręcz zapłonęły – Jak ci na imię?

- Sophie. Za mną – powiedziała łapiąc go za rękę i prowadząc w

stronę schodów na piętro. Zatrzymali się przed drzwiami na korytarzu

piętro wyżej. Mieszaniec otworzył je i razem z dziewczyną wszedł do

środka.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Święty zdrajca rozdział 9
Święty zdrajca rozdział 7 8
Święty zdrajca rozdział 4
Święty zdrajca Rozdział 1
Święty zdrajca Rozdział 5
Święty zdrajca rozdział 5
Święty zdrajca rozdział 10
Święty zdrajca rozdział 12
Święty zdrajca rozdział 3
Święty zdrajca Rozdział 6
Święty zdrajca Rozdział 4
Święty zdrajca Rozdział 2
Święty zdrajca Rozdział 3
Święty zdrajca rozdział 1
Święty zdrajca rozdział 1
Święty zdrajca rozdział 11
Święty zdrajca, ஜஜCiemna strona historii chrześcijaństwa
Monarsze sekrety, ŚWIĘTY ZDRAJCA, ŚWIĘTY ZDRAJCA

więcej podobnych podstron