Inne życie 19

background image








Harry przez dwa dni le

ż

ał nieprzytomny. Wszyscy obawiali

si

ę

,

ż

e jego obra

ż

enia s

ą

ci

ęż

kie do tego stopnia, i

ż

mo

ż

e si

ę

ju

ż

nie obudzi

ć

. Jednak Hermiona siedziała przy nim dzie

ń

i

noc, staraj

ą

c si

ę

złagodzi

ć

jako

ś

ból. Obni

ż

ała gor

ą

czk

ę

,

rozgrzewała, ocierała pot, sprawdzała rany i zmieniała
opatrunki. Starała si

ę

nie my

ś

le

ć

, jak wielki ból odczuwał

ukochany przy ka

ż

dym jej dotkni

ę

ciu, tylko robiła, co uwa

ż

ała

za słuszne. Przez ponad dwie doby nie pozwoliła sobie na
odej

ś

cie od łó

ż

ka Pottera, jadła i spała przy nim. Słyszała, jak

inni domownicy rozmawiali i krzyczeli w kuchni, jak skradali si

ę

po schodach i korytarzu, aby nie zakłóci

ć

spokoju choremu.

Ka

ż

dy z nich przystawał pod drzwiami i przez chwil

ę

nadsłuchiwał, co dzieje si

ę

w pokoju, ale niewielu z nich weszło

do

ś

rodka. Odwa

ż

yli si

ę

na to tylko pa

ń

stwo Weasley, Lupin i

Hagrid, który z reszt

ą

cz

ę

sto tam z ni

ą

przebywał.


Ale teraz stała przy niej Molly i łagodnie tłumaczyła,

ż

e

stan Harry’ego nie ulegnie zmianie, je

ż

eli ona pozwoli sobie na

background image

chwil

ę

odetchn

ąć

. Wstała, wi

ę

c i poszła za kobiet

ą

w stron

ę

kuchni, sk

ą

d jak zawsze dobiegały j

ą

o

ż

ywione głosy rodziny.

Tak, spokojnie mogła przyzna

ć

,

ż

e zbieranina najró

ż

niejszych

czarodziejów: rodzina Weasley’ów, w tym Fred i George, Lupin i
Tonks, Shacklebolt, Hagrid,

ż

e oni wszyscy s

ą

jej jedyn

ą

rodzin

ą

. No i jest jeszcze oczywi

ś

cie Harry, który od zawsze był

jej najbli

ż

sz

ą

rodzin

ą

, teraz m

ęż

em i ojcem jej dziecka, ale

przede wszystkim zawsze był jej najlepszym przyjacielem.
Nigdy nic przed sob

ą

nie ukrywali, a je

ż

eli tak si

ę

stało, zawsze

prawda wychodziła na jaw i ka

ż

de drugiemu wybaczało. Bo tak

post

ę

puj

ą

przyjaciele. A teraz ona sama zastanawiała si

ę

, jak

ą

jest przyjaciółk

ą

, skoro zastanawia si

ę

nad zabiciem tego idioty.


- Harry nie mo

ż

e i

ść

do szpitala – krzykn

ą

ł Hagrid.


Hermiona stan

ę

ła jak wryta słysz

ą

c te słowa. Harry?

Szpital? Nie, to wykluczone.


- Ale to jedyne wyj

ś

cie – tłumaczył Kingsley. – Nie wiemy

w jak ci

ęż

kim jest stanie, a co je

ż

eli mu si

ę

pogorszy? Nie

wiemy, co robi

ć

.


- On nie pójdzie do szpitala – powiedziała Hermiona z

moc

ą

w głosie.


Wszyscy spojrzeli na ni

ą

, jakby zdziwił ich jej widok.


- Hermiono – powiedział cicho Remus. – Stan Harry’ego

nie poprawił si

ę

od dwóch dni. Mam wra

ż

enie,

ż

e jest jeszcze

gorzej. On potrzebuje specjalistycznej opieki, a nie… -
powstrzymał si

ę

, unikaj

ą

c jej wzroku.


- …mnie? – doko

ń

czyła równie cicho, jak stary profesor. –

Zwykłej, nic nieumiej

ą

cej czarownicy, której wydaje si

ę

,

ż

e

zjadła wszystkie rozumy?


- Nie powiedziałem tego – zaprzeczył m

ęż

czyzna.

background image

- Nie musiałe

ś

– odetchn

ę

ła gł

ę

boko. – Harry nie pojedzie

do

ż

adnego szpitala – dodała stanowczo.


- Nie masz prawa decydowa

ć

o nim – powiedział zły

Kingsley. – Decyzja nale

ż

y do wszystkich nas. A chodzi nam

jedynie o jego dobro.


- Mam wi

ę

ksze prawo ni

ż

ty – krzykn

ę

ła Hermiona. –

Jestem jego

ż

on

ą

gdyby

ś

zapomniał. Mam nadane mi przez

boga prawo decydowanie o losie mojego m

ęż

a, je

ż

eli on nie

jest w stanie podj

ąć

samodzielnie decyzji o sobie.


- Ale nie my

ś

lisz jasno – próbował si

ę

tłumaczy

ć

. – Jeste

ś

za

ś

lepiona i nie widzisz,

ż

e twoja opieka nie jest wystarczaj

ą

ca.

On potrzebuje odpowiednich eliksirów i mikstur. Harry
doskonale wiedział, co robi

ż

eni

ą

c si

ę

ze mn

ą

i wiedział,

ż

e nikt

inny nie b

ę

dzie w stanie podj

ąć

najlepszej dla niego decyzji

poza mn

ą

. Gdyby uwa

ż

ał inaczej, poprosiłby was o to w

odpowiedniej chwili. Ale na obecn

ą

chwil

ę

musicie si

ę

pogodzi

ć

z faktem,

ż

e do tego zadania wybrał mnie. To ja jestem jego

najlepsz

ą

przyjaciółk

ą

, nie wy.


- Nie po to Harry ukrywał si

ę

przez ostatnie pół roku,

ż

eby

ś

my teraz wysłali go do

ś

w. Munga, gdzie połowa

magomedyków, jest na usługach Czarnego Pana – krzykn

ą

ł

Hagrid.


- Nikt nie kazał mu si

ę

ukrywa

ć

– zauwa

ż

ył cicho pan

Weasley. – Mógł by

ć

tu z nami, a wtedy nie sko

ń

czyłoby si

ę

tak,

jak teraz.


- On to zrobił dla was – w

ś

ciekał si

ę

wielkolud. – Chronił

was, bo wiedział,

ż

e jego obecno

ść

mo

ż

e wam zagrozi

ć

. Ruszył

na polowanie, na te horkruksy, bo wiedział,

ż

e samemu uda mu

si

ę

osi

ą

gn

ąć

wi

ę

cej, ni

ż

z wami ci

ą

gn

ą

cymi si

ę

za nim, kiedy

musiałby si

ę

martwi

ć

,

ż

e stanie wam si

ę

krzywda. Uwa

ż

ał,

ż

e

ju

ż

wystarczaj

ą

co wiele członków jego rodziny zmarło z jego

powodu. Najpierw jego rodzice, pó

ź

niej Syriusz, Dumbledore,

background image

Ron i Ginny. Nie chciał mie

ć

ju

ż

nikogo z was na sumieniu. On i

tak ju

ż

wystarczaj

ą

co si

ę

tym obwiniał.


- Nikt nigdy nie mówił,

ż

e to była jego wina – rzekła pani

Weasley ze łzami w oczach.


- Ale on to mówił sam sobie – rzekła cicho Hermiona. –

Doskonale wiecie, jaki był po

ś

mierci Rona i Ginny. To mu nigdy

nie przeszło, chocia

ż

starał si

ę

, jak mógł. Starał si

ę

nie my

ś

le

ć

o tym wszystkim, ale jaka

ś

cz

ęść

poczucia winy nadal kołatała

mu si

ę

po głowie. On ich kochał. I ja te

ż

. Dlatego wiem, co

czuje przez cały czas.


W kuchni zapadła cisza. Nikt nie mógł z siebie nic wydusi

ć

,

poniewa

ż

wszyscy w gł

ę

bi duszy wiedzieli,

ż

e Hermiona i

Hagrid maj

ą

racj

ę

: Harry nigdy nie przestał si

ę

obwinia

ć

o

ś

mier

ć

przyjaciół. Pani Weasley poczuła jak w jej sercu

ponownie pojawia si

ę

ból. Wspomnienia o synu i córce ju

ż

tak

nie bolały, jak na samym pocz

ą

tku, ale nie mogła te

ż

znie

ść

słów Hermiony. Ona sama starała si

ę

nie my

ś

le

ć

o tym, jak

czuli si

ę

oboje z Harrym i pod

ś

wiadomie odsuwała od siebie te

my

ś

li. Ale teraz zrozumiała,

ż

e jedna rozmowa, któr

ą

odbyła z

nimi ponad rok temu nie wystarczyła. Ona miała Artura, który
dzielił z ni

ą

ból straty najmłodszych dzieci, no i starszych

synów, którzy te

ż

im bardzo pomogli. Ale Harry i Hermiona? Oni

mieli tylko siebie i z pocz

ą

tku pewnie niewiele mogli sobie

nawzajem powiedzie

ć

. Zwłaszcza,

ż

e zacz

ę

li odkrywa

ć

ł

ą

cz

ą

c

ą

ich wi

ęź

.


- Wytłumacz mi to, kochanie – kobieta zwróciła si

ę

delikatnie do Hermiony. Wszystkie oczy były utkwione w młodej
kobiecie. – Powiedz mi, co czujesz – poprosiła.


- Ból – odpowiedziała. – Od dawna ju

ż

tak o tym nie

my

ś

lałam. Ja i Harry… - nie doko

ń

czyła. Nie umiała powiedzie

ć

jej tego wszystkiego. W ko

ń

cu była matk

ą

jej najlepszego

przyjaciela i chłopaka, który był jej pierwsz

ą

miło

ś

ci

ą

.

background image

- Nie bój si

ę

, Hermiono – powiedziała pani Weasley.


- Kiedy Harry wyszedł ze szpitala, nie umieli

ś

my si

ę

rozstawa

ć

– zacz

ę

ła. – Został mi ju

ż

tylko on, a ja jemu.

Polegali

ś

my tylko na sobie i nie wa

ż

ne, co pani albo ktokolwiek

z was mówili

ś

cie. Harry był przekonany,

ż

e to z jego winy zmarł

Ron i Ginny. Bo si

ę

z nimi przyja

ź

nił. Kochał ich. Ani ja, ani on

jako

ś

si

ę

specjalnie nie bronili

ś

my przed tym, co dzieje si

ę

mi

ę

dzy nami, ale to, dlatego

ż

e dzi

ę

ki sobie nawzajem czuli

ś

my

si

ę

bli

ż

ej Rona i Ginny. No i chciał mnie chroni

ć

. Dlatego sam

udał si

ę

do Albanii i o

ż

enił si

ę

ze mn

ą

. Dla ochrony. Chocia

ż

wiem,

ż

e mnie kocha, to nigdy nie b

ę

dzie to takie uczucie, jakie

ż

ywił do Ginny. A ja nie pokocham go w taki sposób jak Rona.

Bo to nie mo

ż

liwe. Ja nie jestem ni

ą

, a on nie jest nim. Harry nie

chce ju

ż

narazi

ć

nikogo z was na niebezpiecze

ń

stwo, bo je

ż

eli

co

ś

wam si

ę

stanie, to cieniutka ni

ć

ł

ą

cz

ą

ca go z nimi obojgiem,

stanie si

ę

jeszcze cie

ń

sza, a nawet zniknie. Nie zmienia to

jednak faktu,

ż

e si

ę

kochamy i to nie jak przyjaciele. Nie wiem

czy byliby

ś

my ze sob

ą

, gdyby Ron i Ginny

ż

yli, pewnie nie, bo

ż

adne z nas nie chciałoby ich zrani

ć

. I straci

ć

przyja

ź

ni

trwaj

ą

cej lata. Ja kiedy

ś

mo

ż

e odzyskam rodziców, ale w

ż

yciu

Harry’ego dzieje si

ę

tak,

ż

e on ju

ż

nigdy nie odzyska osób,

które kocha – wzi

ę

ła gł

ę

boki oddech i spojrzała najpierw na

Lupina,

a

ź

niej

na

Kingsley’a.

Nie

pozwol

ę

przetransportowa

ć

go do

ś

w. Munga – powiedziała, a jej głos

stał si

ę

ostry jak brzytwa. – Obiecałam sobie,

ż

e je

ż

eli go

odnajd

ę

, to nie rozstan

ę

si

ę

z nim ju

ż

nigdy. A w szpitalu nie

prze

ż

yje nawet jednego dnia. Nie pozwol

ę

, aby po takim czasie

i wszystkim, co zrobili

ś

my zmarł otruty przez

ś

miercio

ż

erców.

Pr

ę

dzej oddam własne

ż

ycie – zagroziła – ni

ż

pozwol

ę

go

ruszy

ć

z tego domu.

- Hermiono – Kingsley nadal starał si

ę

j

ą

przekona

ć

. – Nie

jeste

ś

lekarzem. Oni mog

ą

mu pomóc. Mo

ż

na go jako

ś

zaczarowa

ć

, aby nie wygl

ą

dał jak on.


M

ęż

czyzna zrobił krok w stron

ę

schodów, ale Hermiona

zagrodziła mu drog

ę

i stan

ę

ła przed nim z wyci

ą

gni

ę

t

ą

ż

d

ż

k

ą

.

background image

On spojrzał na ni

ą

z niedowierzaniem i potrz

ą

sn

ą

ł głow

ą

.

Ruszył dalej, gdy niespodziewanie uniósł si

ę

w powietrze i

przeleciał na drugi koniec kuchni ra

ż

ony sił

ą

zakl

ę

cia Hermiony.

Kiedy wstał na nogi i na ni

ą

spojrzał, zobaczył,

ż

e miała w

oczach w

ś

ciekło

ść

. Rozejrzał si

ę

dokoła i zobaczył jak ich

przyjaciele przygl

ą

daj

ą

si

ę

dziewczynie z uwag

ą

. Ka

ż

dy czekał

tylko na jej najmniejszy ruch. Byli gotowi j

ą

obezwładni

ć

, je

ż

eli

zaszłaby taka konieczno

ść

. Ale on ju

ż

zaczynał w

ą

tpi

ć

, czy

poradziliby sobie z ogarni

ę

t

ą

w

ś

ciekło

ś

ci

ą

zakochan

ą

kobiet

ą

.

Wstał powoli, kiedy jej ró

ż

d

ż

ka drgn

ę

ła, podniósł dłonie w

uspokajaj

ą

cym ge

ś

cie.


- B

ę

dzie jak chcesz – powiedział do niej.


Dziewczyna uspokoiła si

ę

i opu

ś

ciła ró

ż

d

ż

k

ę

. Poczuła

niespodziewany ból w brzuchu. Odruchowo złapała si

ę

z boku i

wtedy poczuła to jeszcze raz. Dziecko si

ę

poruszyło.

Oczywi

ś

cie ruszało si

ę

ono wcze

ś

niej, ale jako

ś

jej to specjalnie

nie przeszkadzało. Wiedziała,

ż

e tak si

ę

dzieje i cieszyła si

ę

,

kiedy czuła ruchy swojego male

ń

stwa. Jednak tym razem czuła,

ż

e nie było to zwykłe poruszenie. Dziecko czuło jej strach,

w

ś

ciekło

ść

i identyfikowało si

ę

z ni

ą

. Miała wra

ż

enie, jakby

chciało powiedzie

ć

wszystkim naokoło,

ż

eby zostawili ich w

spokoju. Było niespokojne i dawało o sobie zna

ć

. Starała si

ę

nie

okazywa

ć

zdenerwowania i uspokoi

ć

wewn

ę

trznie, ale malutkie

ż

ycie, które w sobie nosiła, nie dało si

ę

oszuka

ć

. Ponownie

kopn

ę

ło, tym razem jednak było to tak mocne,

ż

e skrzywiła si

ę

i

lekko zgarbiła. Opu

ś

ciła dło

ń

z ró

ż

d

ż

k

ą

i złapała si

ę

obiema

dło

ń

mi za brzuch. Poczuła na ramionach czyje

ś

dłonie i kiedy

podniosła spanikowany wzrok do góry, zobaczyła prze sob

ą

pani

ą

Weasley. Widziała w jej oczach,

ż

e kobieta jest po jej

stronie i nie pozwoli zabra

ć

Harry’ego z domu. Pozwoliła sobie

na chwil

ę

słabo

ś

ci i poczuła jak po jej policzku spływa łza.

Szybko jednak si

ę

wyprostowała i staraj

ą

c si

ę

nie okazywa

ć

bólu, poszła do pokoju swego m

ęż

a.

background image

- Nie mo

ż

na jej denerwowa

ć

– powiedziała zimno pani

Weasley zwracaj

ą

c si

ę

do m

ęż

czyzn. Siedz

ą

ca na ko

ń

cu stołu

Tonks ukryła twarz w dłoniach i odetchn

ę

ła gł

ę

boko.


- Zostawmy ich w spokoju – powiedziała. – Jemu na

pewno si

ę

polepszy pod jej opiek

ą

. To m

ą

dra i zdolna

dziewczyna.


- Tonks – powiedział Fred. – Tak nie mo

ż

na. On

potrzebuje lekarza.


- Ale oboje potrzebuj

ą

spokoju – odpowiedziała. –

Widzieli

ś

cie jak ona zareagowała. Nie wolno jej si

ę

denerwowa

ć

. Nie jest pod opiek

ą

magomedyka, tylko

mugolskiego lekarza. Musimy przetrzyma

ć

jeszcze troch

ę

.

Je

ż

eli mu si

ę

pogorszy… - zaczerpn

ę

ła gł

ę

boko powietrza. – Ja

sama wiele bym zrobiła dla ludzi, których kocham, dlatego j

ą

rozumiem. Je

ż

eli sytuacja b

ę

dzie tego wymaga

ć

, sama poprosi

nas o pomoc w przeniesieniu go do szpitala. Teraz jest pewna,

ż

e sobie poradzi i ja jej wierz

ę

. Nie wiecie, do czego jest zdolna

zakochana kobieta.


- Miło

ść

nie uleczy ran Harry’ego – zaprotestował Kingsley.


- Nie tak

ą

teori

ę

głosił Dumbledore – powiedziała Fleur. –

Zawsze mówił,

ż

e miło

ść

jest zdolna czyni

ć

cuda.


- Ale on miał na my

ś

li,

ż

e miło

ść

dodaje sił do walki –

wtr

ą

cił si

ę

pan Weasley.


- A czy to, co robi Hermiona to nie jest walka? O

ż

ycie jej

m

ęż

a i ojca dziecka? – zapytała Francuzka.


- Wszystko ma swoje granice – zezło

ś

cił si

ę

Bill. – Harry

jest nasz

ą

rodzin

ą

. Bratem, synem, przyjacielem. Musimy

podj

ąć

decyzj

ę

wspólnie. Razem zdecydowa

ć

, co dla niego

najlepsze.

background image

- I jak my

ś

lisz, kto wygra? – zdenerwowała si

ę

Tonks. –

Wy, bo m

ęż

czyzn jest wi

ę

cej w

ś

ród nas. Ale pomy

ś

l, co ty by

ś

zrobił, gdyby twoja

ż

ona była poszukiwana przez cały

ś

wiat

czarodziejów. Posłałby

ś

j

ą

do jamy smoka? Albo ty Arturze? Co

z Molly, ze mn

ą

? Post

ą

piliby

ś

cie w taki sposób, do jakiego

próbujecie zmusi

ć

Hermion

ę

?


Nikt si

ę

nie odezwał ani słowem. M

ęż

czy

ź

ni tylko patrzyli

ka

ż

dy po sobie, jednak nie potrafili spojrze

ć

swoim

ż

onom w

oczy. Wiedzieli,

ż

e gdyby sytuacja dotyczyła ich samych, gdyby

oni stan

ę

li przed takim wyborem, post

ą

piliby dokładnie tak jak

Hermiona. Walczyliby ile sił, aby obroni

ć

ukochan

ą

osob

ę

. Ale

ż

aden z nich nie chciał si

ę

do tego przyzna

ć

i podwa

ż

y

ć

raz

podj

ę

tej decyzji.


- Je

ż

eli stan Harry’ego nie poprawi si

ę

w ci

ą

gu dwóch dni,

to nie b

ę

d

ę

si

ę

liczył z waszym zdaniem – powiedział Lupin do

kobiet i Hagrida. – Jest jedynym synem mojego najlepszego
przyjaciela. Nie pozwol

ę

, aby i on zmarł. Jest ostatnim z

Potterów. Wiem,

ż

e Lily, James, Syriusz i Dumbledore licz

ą

,

ż

e

si

ę

nim zaopiekuj

ę

. Nie b

ę

d

ę

stał bezczynnie i patrzył jak ten

chłopak umiera. Oddam własne

ż

ycie za jego, je

ż

eli zajdzie

taka potrzeba – powiedział ostro i wyszedł.


- Dlaczego tak mu zale

ż

y? – zmartwiła si

ę

pani Weasley.


- Nie tylko Harry i Hermiona maj

ą

poczucie winy – Tonks

wstała i podeszła do okna. – Remus boryka si

ę

z nim od

ś

mierci

Potterów.

Ż

ałuje,

ż

e nie wyperswadował Jamesowi z głowy

tego,

ż

eby to Peter został ich Stra

ż

nikiem Tajemnicy. Był

najsłabszy z nich, ale to nie zmienia faktu,

ż

e Remus i Syriusz

oddaliby własne

ż

ycie, aby uratowa

ć

Jamesa i Lily, a ten

skunks tego nie zrobił. Byli przyjaciółmi przez lata – popatrzyła
na reszt

ę

domowników. – A przyjaciele oddaj

ą

ż

ycie za

przyjaciół. Tak, jak to Harry zrobił dla Hermiony. Jak cała ich
trójka robiła to dla siebie przez lata w Hogwarcie. Dla nich Harry
oddał przepowiedni

ę

Lucjuszowi i dla niej przyj

ą

ł

ś

miertelny

cios.

background image

Niespodziewanie z pi

ę

tra dobiegł ich huk. Pobiegli tam i

ju

ż

w połowie schodów zobaczyli smugi dymu wydobywaj

ą

ce

si

ę

z sypialni Harry’ego i Hermiony. Kiedy wpadli do pokoju

ujrzeli dziewczyn

ę

kl

ę

cz

ą

c

ą

na podłodze, po twarzy leciały jej

łzy, ci

ęż

ko oddychała. Pani Weasley podeszła do niej i obj

ę

ła j

ą

ramionami. Hermiona pokr

ę

ciła głow

ą

i załkała gło

ś

niej.


- Chciałam spróbowa

ć

którego

ś

z tych zakl

ęć

na

przywracanie przytomno

ś

ci, ale mi si

ę

nie udało – załkała cicho.


- On potrzebuje czasu na zregenerowanie sił – powiedziała

Molly, patrz

ą

c z wyrzutem na stoj

ą

cych w progu m

ęż

czyzn. Jej

spojrzenie ponad ramieniem dziewczyny zdawało si

ę

mówi

ć

,

ż

e

to jest ich wina. Na chwil

ę

zapadła grobowa cisza. Nikt nie

potrafił spojrze

ć

na płacz

ą

c

ą

dziewczyn

ę

, ani nawet na

ś

pi

ą

cego w łó

ż

ku chłopaka. Nikt te

ż

nie usłyszał cichego j

ę

ku,

nie gło

ś

niejszego od tchnienia wiatru, który wydobył si

ę

z ust

Harry’ego.



Harry czuł si

ę

jak w wielkie czarnej dziurze. Nie mógł

otworzy

ć

oczu, ani powiedzie

ć

ż

adnego słowa, a ciało nie

chciało wykonywa

ć

polece

ń

umysłu. Le

ż

ał jak kłoda w ciepłym i

mi

ę

kkim łó

ż

ku. Przewa

ż

nie był sam, ale nieraz czuł jak kto

ś

kładzie si

ę

obok niego. Z pocz

ą

tku nie wiedział, kim jest ta

osoba, ale gdy tylko poczuł lekki pocałunek na skroni, który
u

ś

mierzył potworny ból głowy, od razu wiedział,

ż

e to Hermiona.

Najpierw był w stanie czu

ć

tylko jej delikatny dotyk, ale z

czasem mógł tak

ż

e poczu

ć

jej wspaniały zapach i usłysze

ć

jak

mówi do niego uspokajaj

ą

ce słowa. Opowiadała mu o

wszystkim, co wydarzyło si

ę

podczas jego nieobecno

ś

ci, jak

kilka dni wcze

ś

nie widziała ich dziecko podczas badania u

lekarza i słyszała bicie jego serduszka. Z jednej strony cieszyły
go jej opowie

ś

ci, ale z drugiej bolało serce, kiedy zdał sobie

spraw

ę

z tego jak wiele stracił z tego pi

ę

knego okresu. Nie mógł

słysze

ć

ani czu

ć

dziecka, rosn

ą

cego w ciele ukochanej. Nie był

w stanie przygl

ą

da

ć

si

ę

jak jej ciało zmienia si

ę

z dnia na dzie

ń

.

background image

W pewnym momencie zacz

ę

ła mu nawet robi

ć

wyrzuty,

ż

e

przez tyle czasu była zdana na siebie. No i na Weasley’ów,
oczywi

ś

cie, co uwa

ż

ała za ogromn

ą

niesprawiedliwo

ść

. Musiała

znosi

ć

nadopieku

ń

czo

ść

Molly i Fleur, a tak

ż

e Tonks.

M

ęż

czy

ź

ni cały czas próbowali jej dogodzi

ć

, nawet nie pytaj

ą

c o

zdanie tak,

ż

e w ko

ń

cu straciła rachub

ę

gdzie zaczynały si

ę

jej

pragnienia, a zaczynały innych. Groziła,

ż

e gdy tylko dojdzie

wreszcie do siebie, naszczuje cał

ą

t

ę

band

ę

na niego i wtedy

zrozumie jej irytacj

ę

.


Nic jednak nie wzruszało go tak, jak jej ciche błagania, aby

wreszcie do niej wrócił. Miał wtedy ochot

ę

spojrze

ć

wprost w jej

orzechowe oczy, powiedzie

ć

jej jak bardzo j

ą

kocha i mocno

pocałowa

ć

, bo oczywi

ś

cie o kochaniu si

ę

z ni

ą

nie było mowy w

jej stanie. Kilkakrotnie poło

ż

yła jego dło

ń

do swojego brzucha

tak, aby mógł wyczu

ć

silne kopni

ę

cia maluszka. I chocia

ż

nie

mógł poruszy

ć

nawet palcem, doskonale czuł niewyra

ź

ne

kształty r

ą

czek i nó

ż

ek, kiedy dziecko si

ę

ruszało.


Nie miał poj

ę

cia ile czasu jest ju

ż

nieprzytomny, ale w jego

ciele powoli rozchodziło si

ę

ciepło, jakby dawało zna

ć

,

ż

e wraca

do niego siła i

ż

ycie. U

ś

wiadomił sobie,

ż

e jest w pokoju sam, a

jakby z dołu dobiegały go niewyra

ź

ne odgłosy kłótni. Nie umiał

rozpozna

ć

słów, ale wiedział,

ż

e to Hermiona si

ę

z kim

ś

kłuci.

Denerwował si

ę

, bo przy swojej sk

ą

pej wiedzy o kobietach w

ci

ąż

y, wiedział,

ż

e nie wolno im si

ę

denerwowa

ć

. A on

doskonale słyszał jej podniesiony głos. Jego podejrzenia
sprawdziły si

ę

, kiedy drzwi od pomieszczenia zamkn

ę

ły si

ę

z

trzaskiem, a szybki, nerwowy krok Hermiony wcale nie ucichł.
Mruczała co

ś

cicho do siebie, kiedy poczuł jak łó

ż

ko z jednej

strony ugina si

ę

, gdy siadała obok niego.


- Przepraszam ci

ę

Harry – usłyszał jej cichy szept. Poznał,

ż

e płacze. – Nie wiem, czy to ci pomo

ż

e, ale musz

ę

spróbowa

ć

.

Je

ż

eli si

ę

nie obudzisz, Remus wy

ś

le ci

ę

do

ś

w. Munga, a na to

nie mog

ę

pozwoli

ć

.

background image

Ś

w. Munga? Co? Nie!!! Nie mógł znale

źć

si

ę

w szpitalu.

Ukrywał si

ę

tyle czasu przed Voldemortem, a teraz miał zosta

ć

przeniesiony do

ś

w. Munga, gdzie prawie ka

ż

dy czarodziej był

na usługach jego najwi

ę

kszego wroga?


Nie zd

ąż

ył nic wi

ę

cej pomy

ś

le

ć

, bo w pokoju rozległ si

ę

ogłuszaj

ą

cy huk, jakby kto

ś

rzucił zakl

ę

cie Bombarda Maxima,

a jego my

ś

li od razu pow

ę

drowały do ukochanej. Bał si

ę

, ale

słyszał jej szloch, wiedział wi

ę

c,

ż

e nie stało si

ę

jej nic

powa

ż

nego. Po chwili w pokoju znale

ź

li si

ę

tak

ż

e inni, a on

usłyszał jak Hermiona mówi do kogo

ś

:


- Chciałam spróbowa

ć

którego

ś

z tych zakl

ęć

na

przywracanie przytomno

ś

ci, ale mi si

ę

nie udało.


- On potrzebuje czasu na zregenerowanie sił –

odpowiedziała jej pani Weasley.


Wiedział,

ż

e to on jest powodem jej zmartwie

ń

. A tak

ż

e

pewnie i członkowie Zakonu Feniksa. Zdenerwował si

ę

na nich,

na siebie. I nagle poczuł w sobie wielk

ą

sił

ę

. Westchn

ą

ł cicho,

ale płacz Hermiony go zagłuszył. Powoli odzyskiwał czucie w
palcach u r

ą

k i nóg. Ciepło rozchodziło si

ę

po całym ciele.

Powoli odzyskiwał czucie w nogach i r

ę

kach, ale ju

ż

w

nast

ę

pnej chwili wszystko si

ę

cofało, a jego ogarn

ę

ła z tego

powodu panika. Resztkami sił uczepił si

ę

tej ostatniej nici

ł

ą

cz

ą

cej go ze

ś

wiatem zewn

ę

trznym i znów wydał z siebie j

ę

k,

tym razem gło

ś

niejszy, który zwrócił na niego uwag

ę

. Usłyszał

jak wiele par stóp biegnie w stron

ę

łó

ż

ka, a kto

ś

siada obok

niego i splata palce z jego.


Hermiona.

Jej potrzebował przez te wszystkie miesi

ą

ce i teraz, kiedy

wreszcie ma szans

ę

na uzdrowienie, to wła

ś

nie ona b

ę

dzie przy

nim.

background image

Z wielkim wysiłkiem uniósł powieki i ku jego wielkiej uldze,

to wła

ś

nie Hermiona była pierwsz

ą

osob

ą

, jak

ą

zobaczył. I

jedyn

ą

, jak

ą

pragn

ą

ł w tej chwili widzie

ć

.


Hermiona w pierwszej chwili nie usłyszała cichego j

ę

ku,

jaki wydał le

żą

cy za ni

ą

m

ęż

czyzna, ale kolejny został ju

ż

usłyszany przez wszystkich mieszka

ń

ców Grimmaud Place 12,

którzy znajdowali si

ę

w sypialni Harry’ego i Hermiony.

Dziewczyna natychmiast podniosła si

ę

z podłogi i szybko

usiadła przy chorym. Jej dło

ń

automatyczni pow

ę

drowała do

dłoni m

ęż

a i splotła ich palce. Kiedy Harry otworzył oczy,

natychmiast zaton

ę

ła w jego zielonych t

ę

czówkach. Wzrok

m

ęż

czyzny był troch

ę

zamglony, ale i tak był to najpi

ę

kniejszy

widok na

ś

wiecie. Nawet nie czuła, kiedy łzy znów popłyn

ę

ły jej

po twarzy. Zorientowała si

ę

dopiero w momencie, gdy poczuła

palce ukochanego na policzki, które próbowały je zetrze

ć

.

U

ś

miechn

ę

ła si

ę

szeroko i za

ś

miała, jednocze

ś

nie mocno go

przytulaj

ą

c.


Słyszała jak stoj

ą

cy za ni

ą

przyjaciele

ś

miali si

ę

i

zastanawiali, jakim cudem, Harry obudził si

ę

wła

ś

nie teraz.

Hermiony nie obchodziło, dlaczego, ale

ż

e w ogóle si

ę

obudził.

Czuła w sercu ogromn

ą

rado

ść

,

ż

e znów mo

ż

e go przytula

ć

, na

plecach czuje jego silne dłonie, a w uchu ciche zapewnienia
miło

ś

ci.


- Nigdy wi

ę

cej nie uwierz

ę

w ani jedno twoje słowo, Harry

Potterze – powiedziała gło

ś

no i za

ś

miała si

ę

. Usiadła prosto i

pogłaskała ukochanego po policzku. – Doskonale pami

ę

tam,

jak przyrzekłe

ś

mi kiedy

ś

,

ż

e nie zostawisz mnie samej –

wypomniała mu.


- Wiem – powiedział cicho. W pokoju nagle zaległa cisza,

ka

ż

dy chciał wiedzie

ć

, co Harry powie. – Ale na swoj

ą

obron

ę

mam tylko tyle,

ż

e jednak wyszło na twoje. Nie dam sobie bez

ciebie rady – dodał.

background image

- Oczywi

ś

cie,

ż

e nie – odpowiedziała oburzona. –

My

ś

lałam,

ż

e

to

wyja

ś

nili

ś

my

sobie

przed

drzwiami

prowadz

ą

cymi do Puszka osiem lat temu.


- Zawsze mo

ż

na mie

ć

nadziej

ę

– droczył si

ę

z ni

ą

. – Ale

tym razem nie miałem przy sobie ani grama szcz

ęś

cia – oboje

za

ś

miali si

ę

na to wspomnienie. – Gdzie moje okulary? –

zapytał chłopak.


Hermiona natychmiast nało

ż

yła mu okulary na nos i

u

ś

miechn

ę

ła szeroko. Zakres pola widzenia Harry’ego

natychmiast si

ę

powi

ę

kszył i ujrzał nachylaj

ą

cych si

ę

w jego

stron

ę

pa

ń

stwa Weasley, bli

ź

niaków, Remusa, Tonks,

Kingsley’a, Billa i Fleur, a przez drzwi zagl

ą

dał Hagrid, który

u

ś

miechał si

ę

głupkowato i ocierał nos star

ą

chustk

ą

w groszki.

Chłopak doskonale wiedział, czego wszyscy od niego oczekuj

ą

,

widział to w ich oczach, ale nie miał ochoty o tym rozmawia

ć

,

bynajmniej jeszcze nie teraz. Na razie chciał si

ę

cieszy

ć

obecno

ś

ci

ą

bliskich, dowiedzie

ć

si

ę

, co wydarzyło si

ę

podczas

jego nieobecno

ś

ci i czy maj

ą

jakie

ś

informacje z Hogwartu.

Mimo i

ż

podczas podró

ż

y starał si

ę

ś

ledzi

ć

na bie

żą

co sytuacj

ę

,

nie mógł mie

ć

pewno

ś

ci,

ż

e Prorok Codzienny podawał

wiadomo

ś

ci zgodnie z prawd

ą

. Redakcja była pod nadzorem

samego Voldemorta. Niczemu, co jest napisane w tym
szmatławcu nie mo

ż

na było wierzy

ć

. Ju

ż

samo to,

ż

e opisywali

wszystko w kolorowych barwach, jakby nie było

ż

adnego

zagorzenia

z

ka

ż

dej

mo

ż

liwej

strony.

Ale

osładzali

czarodziejskie

ż

ycie jak mogli, a wszystkie brudne sprawy

zamiatali pod dywan.


Nie mógł i nie chciał o tym my

ś

le

ć

. Na samo wspomnienie

o tym dostawał bólu głowy. Odwrócił głow

ę

i spojrzał w okno.

Ś

wieciło sło

ń

ce, a promienie opadały na po

ś

ciel, któr

ą

był

okryty. Nie chc

ą

c zaprz

ą

ta

ć

sobie głowy takimi sprawami,

popatrzył na Hermion

ę

i lekko si

ę

u

ś

miechn

ą

ł.


- Mo

ż

emy porozmawia

ć

? – zapytał j

ą

cicho.

background image

Kiwn

ę

ła głow

ą

i ruchem r

ę

ki kazała pozostałym wyj

ść

.


Wszyscy chcieli wiedzie

ć

, co takiego Harry ma do

powiedzenia, ale bardzo niech

ę

tnie opu

ś

cili sypialni

ę

chorego,

zostawiaj

ą

c go z Hermion

ą

. Gdy tylko drzwi si

ę

za nimi

zamkn

ę

ły, Harry westchn

ą

ł gł

ę

boko i spojrzał prosto w cudowne

oczy ukochanej. Przez pół roku

ś

nił o tych oczach i były to

zarówno pi

ę

kne sny, jak i koszmary. Czasami, kiedy miał lepszy

dzie

ń

, w nocy

ś

niło mu si

ę

,

ż

e wraca do domu i kocha si

ę

z

Hermion

ą

, a gdy szło mu gorzej miał okropne koszmary o tym,

ż

e Hermiona umiera, albo zostawia go samego. Tyle pragn

ą

ł jej

powiedzie

ć

przez te wszystkie miesi

ą

ce, ale teraz, kiedy zostali

sami w jego głowie została tylko jedna my

ś

l.


- Kocham ci

ę

– powiedział cicho, ale było to tak

przepełnione uczuciem,

ż

e Hermiona nie mogła powstrzyma

ć

łez. Harry otarł mokre

ś

lady i czekał,

ż

eby si

ę

uspokoiła.


- Ja te

ż

ci

ę

kocham – odpowiedziała ju

ż

spokojniejsza. –

Ale to nie przeszkadza mi by

ć

na ciebie w

ś

ciekł

ą

. Zostawiłe

ś

mnie sam

ą

ze

ś

wiadomo

ś

ci

ą

,

ż

e nie

ż

yjesz – powiedziała z

wyrzutem. – Tak si

ę

nie robi. Powiniene

ś

da

ć

jaki

ś

znak. Wiesz,

co my tu prze

ż

ywali

ś

my?


- Hagrid mówił mi,

ż

e nie wierzysz w moj

ą

ś

mier

ć

szepn

ą

ł cicho.


- Przez pierwszych kilka tygodni tak było – przyznała si

ę

. –

Ale pó

ź

nie tylko wtedy, gdy był tu Hagrid. On podnosił mnie na

duchu i mówił,

ż

e nigdy nie znaleziono twojego… ciała –

dziewczyna wzdrygn

ę

ła si

ę

na to słowo.


- Przepraszam, nie chciałem ci

ę

w to miesza

ć

, zwłaszcza,

kiedy Hagrid powiedział mi o ci

ąż

y – wzrok Harry’ego zatrzymał

si

ę

na jej wydatnym brzuchu, a w oczach zal

ś

niły iskierki

podniecenia. Hermiona dojrzała ten wzrok i u

ś

miechn

ę

ła si

ę

do

niego. Zapomniała o wszystkich złych rzeczach, które
przysi

ę

gła mu wyrz

ą

dzi

ć

, gdy tylko si

ę

obudzi.

background image

Harry usiadł tak,

ż

e znajdował si

ę

na tym samym

poziomie, co dziewczyna i wyci

ą

gn

ą

ł dr

żą

c

ą

dło

ń

w kierunku jej

ciała. Na twarzy miał takie przera

ż

enie,

ż

e Hermiona

u

ś

miechn

ę

ła si

ę

i lekko skin

ę

ła głow

ą

, kiedy spojrzał na ni

ą

z

pytaniem w oczach. W momencie, gdy poczuła jak dotyka ich
dziecka, male

ń

stwo poruszyło si

ę

, jak za ka

ż

dym razem, kiedy

w ci

ą

gu tych dwóch dni, kładła jego dło

ń

na nim. Uczucie było

niesamowite, chocia

ż

czuła przy tym ból, ale nie zamieniłaby go

na

ż

adne inne wygodny. Mogła czu

ć

, jak w jej ciele ro

ś

nie

dziecko jej i Harry’ego. Pragn

ę

ła,

ż

eby był przy niej i teraz miała

go tak blisko. Znów poczuła jak łzy płyn

ą

ł jej po twarzy, ale

jednocze

ś

nie nie mogła powstrzyma

ć

szerokiego u

ś

miechu, jaki

zago

ś

cił na jej twarzy. Patrzyła jak z zafascynowaniem patrzy

na brzuch. Niespodziewanie dla nich obojga, szybko uniósł
głow

ę

i pocałował j

ą

, mocno przyci

ą

gaj

ą

c do siebie. Lekki,

niewinny całus, jaki był jego zamiarem, przerodził si

ę

w gł

ę

boki i

nami

ę

tny pocałunek. Kiedy raz spróbował, po takim czasie

przerwy, gdzie nocami wracał w my

ś

lach do jej niesamowitych

ust, nie mógł przerwa

ć

. Po

żą

danie narastało w nim z ka

ż

d

ą

chwil

ą

. Przesun

ą

ł dło

ń

z jej szyi na pier

ś

, a w reakcji na ten

dotyk usłyszał cichy j

ę

k zadowolenia. Poczuł,

ż

e Hermiona

zareagowała natychmiast, kiedy tylko jej dotkn

ą

ł, a gdy lekko

potarł twardy sutek, zarzuciła mu ramiona na szyj

ę

i mocno do

niego przywarła, jakby starała si

ę

z nim stopi

ć

w jedno ciało.

Pragn

ą

ł jej dotyka

ć

, pie

ś

ci

ć

i całowa

ć

jej całe ciało, ale w tym

samym momencie, poczuł jak malutka istota w jej ciele
poruszyła si

ę

gwałtownie, a dziewczyna skrzywiła lekko usta w

grymasie. Odsun

ą

ł si

ę

szybko od niej i ci

ęż

ko oddychaj

ą

c,

patrzył z niepokojem.


- Co jest grane? Co

ś

ci

ę

boli? – zapytał szybko. Jego dło

ń

znów znalazła si

ę

na jej brzuchu i czuł jak dziecko kopie.

Zafascynowało go to nowe do

ś

wiadczenie, ale otrz

ą

sn

ą

ł si

ę

,

gdy zobaczył, jak dło

ń

Hermiony przyciska si

ę

do boku. Znów

zwrócił na ni

ą

uwag

ę

, ale wcale nie widział, aby co

ś

było nie w

porz

ą

dku.

background image

- To nic. – szepn

ę

ła. – Maluszek czuje, jak jestem

rozemocjonowana. Po prostu reaguje – wyja

ś

niła. – No i tatu

ś

wreszcie zwrócił ku niemu sw

ą

uwag

ę

, prawda? – za

ś

miała si

ę

widz

ą

c zaskoczenia na jego twarzy. – Kiedy nie mogłam spa

ć

po nocach, du

ż

o mu o tobie opowiadałam. Czuje ka

ż

d

ą

moj

ą

emocj

ę

i je

ż

eli jestem zdenerwowana, szcz

ęś

liwa albo

podniecona tak wła

ś

nie reaguje. To normalne, co nie zmienia

faktu,

ż

e ka

ż

de kopni

ę

cie, zwłaszcza takie silne, boli. Ale to nic,

nie zamieniłabym tego uczucia, na

ż

adne inne.


Harry patrzył jej przez chwil

ę

w oczy, jakby szukał jakiego

ś

znaku,

ż

e próbuje go tylko uspokoi

ć

, ale nic nie znalazł. Bo te

ż

i

nic takiego Hermiona nie robiła. Mówiłam szczer

ą

prawd

ę

.

Kochała ka

ż

de uderzenie dziecka w sobie, nie wa

ż

ne czy było

lekkie jak piórko, czy robiło wra

ż

enie, jakby trenowało ono boks,

z jej ciała robi

ą

c sobie worek treningowy. Przez cały czas si

ę

u

ś

miechała, a Harry pochylił si

ę

nad ni

ą

.


- Daj swojej pi

ę

knej mamusi troszk

ę

odpocz

ąć

powiedział do dziecka, nachylaj

ą

c si

ę

tu

ż

nad nim. – A mi si

ę

ni

ą

nacieszy

ć

– dodał z błyskiem, a kiedy na ni

ą

spojrzał miał w

oczach ogie

ń

. Przyło

ż

ył usta do brzucha Hermiony i przytrzymał

przez

kilka

sekund.

Ju

ż

miał

si

ę

odsun

ąć

,

kiedy

niespodziewanie znów poczuł ruchy dziecka, ale tym razem
miał wra

ż

enie,

ż

e cała malutka dło

ń

przyciska si

ę

delikatnie w

miejscu, gdzie znajdowały si

ę

jego wargi, jakby dawało im

obojgu znak,

ż

e rozumie. Hermiona i Harry spojrzeli na siebie w

zdumieniu i poczuli, jak wła

ś

nie w tym momencie poł

ą

czyła ich

niesamowita wi

ęź

, jak

ą

czuj

ą

tylko rodzice, czekaj

ą

cy na

narodziny dziecka. Bezgraniczna miło

ść

była widoczna w ich

oczach, ale skierowana ona była nie tylko do malutkiej istoty,
ale tak

ż

e do siebie nawzajem. Nagle poczuli si

ę

jakby to

dziecko nie było dziełem przypadku, ale długo oczekiwanym
członkiem ich małej rodziny. Ju

ż

nie było kim

ś

, kto za trzy

miesi

ą

cem pojawi si

ę

w

ś

ród nich, dlatego,

ż

e dwoje

zakochanych w sobie nastolatków nie uwa

ż

ało. Teraz Hermiona

poczuła,

ż

e naprawd

ę

jest gotowa do roli matki i

ż

ony, a dla

Harry’ego przestało by

ć

to tylko wyobra

ż

eniem, a stało si

ę

background image

rzeczywisto

ś

ci

ą

, której pragn

ą

, nawet o tym nie wiedz

ą

c.

Patrzyli sobie gł

ę

boko w oczy, kiedy ich usta zbli

ż

ały si

ę

do

siebie, ale nie był to ju

ż

taki szalony pocałunek, a pełen ciepła,

troski i miło

ś

ci. Po

żą

danie w ich ciele nadal buzowało i dało o

sobie zna

ć

, kiedy pocałunek stał si

ę

nami

ę

tniejszy, ale z drugiej

strony, nie czuli konieczno

ś

ci zaspokojenia go. Przynajmniej nie

w tej chwili.


Poło

ż

yli si

ę

na łó

ż

ku, a Harry zacz

ą

ł delikatnie przesuwa

ć

dło

ń

mi po ciele ukochanej, nie odzywali si

ę

, ale nie czuli takiej

potrzeby. Hermiona wiedziała,

ż

e niczego nie wyci

ą

gnie z

Harry’ego, je

ż

eli on sam nie zechce jej powiedzie

ć

, dlatego nie

nalegała. Czekała jedynie, a

ż

b

ę

dzie gotowy. Ale Harry nie

chciał jej opowiada

ć

o tym, co wydarzyło si

ę

przez ten czas.

Przesun

ą

ł palcami po jej twarzy, odgarniaj

ą

c pasma włosów,

jakby chciał przypomnie

ć

sobie ka

ż

d

ą

krzywizn

ę

jej ciała,

chocia

ż

doskonale wiedział jak jest zbudowana i to wła

ś

nie

dzi

ę

ki tym wspomnieniom udało mu si

ę

przetrwa

ć

. Jednak

marzenia były niczym w porównaniu z rzeczywisto

ś

ci

ą

.

Przyło

ż

ył czoło do jej czoła i zamkn

ą

ł oczy, chc

ą

c nacieszy

ć

si

ę

t

ą

chwil

ę

.


Wci

ą

gał przez nozdrza jej zapach. Niespodziewanie

przyci

ą

gn

ą

ł j

ą

do siebie, przyciskaj

ą

c klatk

ę

piersiow

ą

do jej

pleców i zaplataj

ą

c ich palce na jej brzuchu, twarz zanurzył we

włosach ukochanej i trwał tak przez kilka minut.


- Bardzo si

ę

kocham – szepn

ą

ł jej do ucha. – I cholernie

t

ę

skniłem – dodał.


- A ja przez wi

ę

kszo

ść

czasu byłam na ciebie w

ś

ciekła –

wyznała Hermiona. – Najpierw za to,

ż

e tak wszystko

zaaran

ż

owałe

ś

. Wiedziałe

ś

,

ż

e co

ś

ci si

ę

mo

ż

e sta

ć

i zacz

ą

łe

ś

si

ę

przygotowywa

ć

. Zostawiłe

ś

nam dom, pieni

ą

dze, widziałam

dokumenty do skrytki bankowej. Czy ciebie naprawd

ę

co

ś

porz

ą

dnie waln

ę

ło w głow

ę

? Dlaczego zrobiłe

ś

to wszystko?

Dlaczego si

ę

ze mn

ą

o

ż

eniłe

ś

? – Hermiona zadała pytania,

które dr

ę

czyły j

ą

od wielu miesi

ę

cy.

background image


- To nie tak – odpowiedział jej. – O

ż

eniłem si

ę

z tob

ą

, bo

ci

ę

kocham. Nie wiedziałem wtedy, jak to wszystko szybko si

ę

potoczy. A dom i pieni

ą

dze? To miało wła

ś

nie na celu to, co si

ę

stało. Mieli

ś

cie mie

ć

łatwy dost

ę

p do tego domu, a w razie mojej

ś

mierci, nie byłoby

ż

adnego problemu z testamentem, bo

wszystko, co było moje nale

ż

ało ju

ż

do ciebie. Cały mój maj

ą

tek

i dom nale

żą

do ciebie. I Weasley’ów. Musieli

ś

cie mie

ć

zabezpieczenie na ka

ż

d

ą

okazj

ę

. Gdybym zmarł naprawd

ę

,

zostaliby

ś

cie bez niczego. Ministerstwo Magii zabrałoby wam

wszystko, nie patrz

ą

c na to czy spisałem testament czy nie,

nawet, je

ż

eli jeste

ś

ze mn

ą

w ci

ąż

y.

Ś

wiat czarodziejów pod

rz

ą

dami Voldemorta nie jest nam przyjazny.


Znów zapadła mi

ę

dzy nimi cisza. Starali si

ę

nacieszy

ć

swoim towarzystwem, ale niespodziewanie dla nich, kto

ś

zapukał do drzwi. Kiedy zaskrzypiały zawiasy ich oczom
ukazała si

ę

u

ś

miechni

ę

ta twarz Molly.


- Harry, Hermiono – powiedziała cicho. – Powinni

ś

cie co

ś

zje

ść

.


- Nie jestem głodny – odpowiedział machinalnie Harry, ale

jego

ż

ona ju

ż

podnosiła si

ę

z łó

ż

ka i ci

ą

gn

ę

ła go za sob

ą

.


- Prosz

ę

da

ć

nam kilka minut – poprosiła Hermiona. –

My

ś

l

ę

,

ż

e po tylu dniach spania Harry’emu trudno b

ę

dzie si

ę

znów porusza

ć

. Poza tym szybki prysznic i

ś

wierze ciuchy

postawi

ą

go z powrotem na nogi.


Starsza kobieta u

ś

miechn

ę

ła si

ę

na jej słowa, ale Harry

zobaczył

w

jej

oczach

nie

tylko

zadowolenie.

Była

najzwyczajniej na

ś

wiecie szcz

ęś

liwa, a patrz

ą

c na nich czuła

dum

ę

. Kiedy pani Weasley wycofała si

ę

z pokoju, przeszła kilka

kroków i z westchnieniem ulgi oparła si

ę

plecami o

ś

cian

ę

.

Kiedy Harry otworzył oczy poczuła ulg

ę

i rado

ść

, a patrz

ą

c na

nich teraz miała wra

ż

enie,

ż

e nie patrzy ju

ż

na dwójk

ę

młodych i

szalonych uczniów, ale oni oboje stali si

ę

dorosłymi i

background image

odpowiedzialnymi lud

ź

mi. Cieszyła si

ę

,

ż

e maj

ą

siebie

nawzajem. Hermiona nie była ju

ż

t

ą

młod

ą

czarownic

ą

, która

si

ę

wym

ą

drzała, ale stała si

ę

bardziej pow

ś

ci

ą

gliwa. Ci

ąż

a j

ą

zmieniła, ale i Harry jest ju

ż

inny. Te miesi

ą

ce samotnego

ż

ycia,

kiedy był zdany tylko na siebie i drapie

ż

nego hipogryfa zmieniły

go bezpowrotnie. Widziała to w jego oczach. Stały si

ę

powa

ż

ne

i twarde, z

ż

elazn

ą

nutk

ą

. Wiedziała,

ż

e je

ż

eli ten młody

m

ęż

czyzna znów posłu

ż

y si

ę

ś

miertelnym zakl

ę

ciem, nie b

ę

dzie

to tylko przypadkowe u

ż

ycie formułki, które niespodziewanie

pojawi si

ę

w jego głowie, ale zrobi to z zimn

ą

krwi

ą

. Teraz był

gotowy na wszystko, aby chroni

ć

rodzin

ę

i najbli

ż

szych. Molly

zawsze to wiedziała, czekała tylko na moment, kiedy to si

ę

stanie. Miała nadziej

ę

,

ż

e nie stanie si

ę

to tak szybko i oboje

b

ę

d

ą

mieli czas nacieszy

ć

si

ę

dzieci

ń

stwem, ale los chciał

inaczej i musieli si

ę

stawi

ć

czoła swojemu przeznaczeniu.


Pani Weasley ponownie westchn

ę

ła i odsun

ę

ła si

ę

od

zimnej

ś

ciany. Powoli zeszła po schodach i skierowała si

ę

do

kuchni, gdzie czekała na ni

ą

reszta domowników. M

ęż

czy

ź

ni

siedzieli wokół długiego stołu, a Fleur i Tonks przygotowywały
kolacj

ę

. To znaczy, Fleur przygotowywała, a Tonks starała si

ę

wi

ę

cej pomaga

ć

ni

ż

przeszkadza

ć

, ale nie wychodziło jej to zbyt

dobrze. Cz

ęś

ciej co

ś

upuszczała, przewracała lub psuła ni

ż

kroiła, ale si

ę

starała. Patrz

ą

c na swoj

ą

rodzin

ę

czuła wielk

ą

miło

ść

i rado

ść

. Przy stole siedzieli jej m

ąż

i trzech synów. Ból,

który czuła wspominaj

ą

c Rona i Ginny nadal był straszny, ale

powoli w jej sercu zmieniał si

ę

w zwyczajny

ż

al i poczucie

straty. Ci

ęż

ko jest prze

ż

y

ć

własne dzieci, ale człowiek, mugol

czy czarodziej, musz

ą

poradzi

ć

sobie z tym w taki sam sposób

– potrzebuj

ą

czasu, aby to wszystko przyswoi

ć

. Poza tym na

górze miała tak

ż

e dwoje przybranych dzieci, które mimo swego

dojrzałego i pełnego podziwu zachowania, nadal potrzebowały
jej wsparcia i miło

ś

ci. Kobiecie przypomniały si

ę

słowa, które

przed kilkoma miesi

ą

cami skierowała do dziennikarza „Proroka

Codziennego”: „Harry i Hermiona równie

ż

kochali Rona i

Ginny.”


- I jak tam, Molly? – kobieta usłyszała głos Lupina.

background image


- Przyjd

ą

do nas niedługo – odpowiedziała i z wesołym

u

ś

miechem weszła do kuchni. Przegoniła obie kobiety z dala od

kuchni i sama zabrała si

ę

za szykowanie kolacji. Kilkoma

zwinnie dobranymi zakl

ę

ciami zmusiła warzywa, aby same si

ę

obrały i pokroiły, a garnki latały po całej kuchni, napełniaj

ą

c si

ę

wod

ą

.


- Jak my

ś

licie? – odezwał si

ę

Fred. – Co spowodowało,

ż

e

Harry wreszcie si

ę

obudził?


- Mo

ż

e to zakl

ę

cie Hermiony? – poci

ą

gn

ą

ł temat George.


- A mo

ż

e był gotów si

ę

obudzi

ć

? – powiedziała Tonks na,

co wszyscy m

ęż

czy

ź

ni spojrzeli na ni

ą

z pobła

ż

liwo

ś

ci

ą

. – Mo

ż

e

uznał,

ż

e najwy

ż

szy czas wróci

ć

do nas i zaj

ąć

si

ę

wszystkim.


- Najwa

ż

niejsze jest,

ż

e si

ę

obudził, a nie dlaczego –

uci

ę

ła rozmow

ę

pani Weasley. – Teraz mo

ż

emy by

ć

spokojni i

nikt nie b

ę

dzie musiał podejmowa

ć

decyzji o tym, co z nim dalej

zrobi

ć

.


Kilka minut pó

ź

niej wszyscy usłyszeli głosy na schowa

ć

, a

ju

ż

po chwili w kuchni zjawili si

ę

Harry i Hermiona. Oboje

ś

miali

si

ę

i dogryzali sobie nawzajem jak przyjaciele. Zadziwili tym

wszystkich, poniewa

ż

prawie nie okazywali sobie czuło

ś

ci, poza

okazjonalnym dotkni

ę

ciem r

ę

ki. W tym wypadku nawet u

ś

cisk

czy pocałunek wydawał si

ę

by

ć

oznak

ą

przyja

ź

ni. A trzeba

przyzna

ć

,

ż

e dotykali si

ę

prawie zawsze, a wygl

ą

dało to tak,

jakby starali si

ę

nadrobi

ć

czas sp

ę

dzony osobno.


- Nie wiem, jakim cudem udało mi si

ę

prze

ż

y

ć

tyle czasu

bez pani kuchni, pani Weasley – powiedział gło

ś

no Harry.


- Widzisz? Powiniene

ś

był do nas od razu wróci

ć

powiedziała kobieta z wyrzutem, a w pomieszczeniu
natychmiast zapanowała ci

ęż

ka atmosfera.

background image

Harry nie odezwał si

ę

ani słowem, jedynie spu

ś

cił głow

ę

i

patrzył t

ę

po w swój talerz. Czuł jak dło

ń

Hermiony zaciska si

ę

na jego palcach w uspokajaj

ą

cym ge

ś

cie. Nikt nie chciał

podejmowa

ć

tematu.

- Bali

ś

my si

ę

,

ż

e si

ę

nie obudzisz – zagadn

ą

ł Hagrid. –

Remus nawet chciał zabra

ć

ci

ę

do Munga.


Chłopak natychmiast spojrzał na starego nauczyciela i

przeszył go ostrym wzrokiem.


- Taka my

ś

l nawet nie powinna pojawi

ć

si

ę

w waszej

głowie – powiedział nieprzyjemnym głosem, a w jego umy

ś

le

natychmiast zacz

ę

ły pojawia

ć

si

ę

urywki rozmów, które w

pierwszej chwili uznał za omamy senne i o nich zapomniał, ale
teraz wróciły do niego ze zdwojon

ą

sił

ą

. My

ś

lał,

ż

e tylko

wyobraził sobie te wszystkie głosy, ale najwidoczniej naprawd

ę

słyszał ich rozmowy. – Nie macie prawa podejmowa

ć

takiej

decyzji – warkn

ą

ł.


- Byłe

ś

nieprzytomny – przypomniał Lupin. – Nie

wiedzieli

ś

my, co si

ę

z tob

ą

dzieje. Sk

ą

d mogli

ś

my wiedzie

ć

czy

nie potrzebujesz jaki

ś

eliksirów czy zakl

ęć

. Musieli

ś

my podj

ąć

jakie

ś

kroki.


- I ty si

ę

na to zgadzała

ś

? – zwrócił si

ę

Harry do Hermiony.


- Mówiłam,

ż

e to nie jest najlepszy pomysł – odpowiedziała

cicho. – Ale je

ż

eli by

ś

si

ę

nie obudził, to pewnie w ko

ń

cu bym

uległa. Martwiłam si

ę

.


- Hermiono – powiedział cicho. – Musiała

ś

wiedzie

ć

,

ż

e

sobie tego nie

ż

ycz

ę

.


- Wiedziałam – krzykn

ę

ła i gwałtownie wstała od stołu. –

Ale ka

ż

dy czego

ś

ode mnie oczekiwał. Miałam na siebie

uwa

ż

a

ć

, bo nosz

ę

w sobie dziecko Harry’ego Pottera. Nie

ujawnia

ć

si

ę

, chocia

ż

zaczynam nienawidzi

ć

tego domu, tak jak

Syriusz. Powinnam była zaopiekowa

ć

si

ę

tob

ą

, kiedy Hagrid

background image

przyniósł ci

ę

nieprzytomnego, ale kiedy wszyscy zdali sobie

spraw

ę

,

ż

e wyci

ą

gni

ę

cie ci

ę

ze

ś

pi

ą

czki przekracza moje

mo

ż

liwo

ś

ci, postanowili odesła

ć

ci

ę

do

ś

w. Munga. A twój

organizm potrzebował czasu na zregenerowanie si

ę

. Cholera,

jestem twoj

ą

najlepsz

ą

przyjaciółk

ą

i wiem, co dla ciebie

najlepsze. Wiem, co by

ś

chciał, a czego nie. Znam ci

ę

od lat.

Ale nikt nie pami

ę

ta o tym,

ż

e znam ci

ę

równie dobrze jak

siebie. W ci

ą

gu tych dwóch dni bywały chwile,

ż

e nienawidziłam

tego,

ż

e jestem z tob

ą

w ci

ąż

y i jeste

ś

my mał

ż

e

ń

stwem, bo nikt

mi nie wierzył, jak mówiłam,

ż

e wiem, co robi

ę

. Czasami miałam

wra

ż

enie,

ż

e tutaj nie licz

ę

si

ę

ja, a to,

ż

e nosz

ę

w sobie twoje

dziecko. Nikt si

ę

ze mn

ą

nie liczył, a moje słowa traktowane

były jak zachcianki wymagaj

ą

cej ci

ęż

arnej, ale nie brali

ś

cie tego

na powa

ż

nie. A ja byłam powa

ż

na, kiedy opowiadałam wam o

horkruksach. I o tym,

ż

e wi

ę

kszo

ść

z nich znale

ź

li

ś

my i

zniszczyli

ś

my.


- I od samego pocz

ą

tku miała

ś

racj

ę

,

ż

e ja jestem jednym

z nich – powiedział Harry. Chłopak zbli

ż

ył si

ę

do ukochanej,

poło

ż

ył dłonie na jej policzkach i oparł swoje czoło o jej, patrz

ą

c

jej w oczy. – Przepraszam, zostawiłem ci

ę

sam

ą

z wieloma

rzeczami, ale ju

ż

wróciłem. Zajmiemy si

ę

tym tylko we dwoje.

Jeste

ś

ty, ja i Ron. Jak za dawnych czasów. Nie b

ę

dzie

Remusa, Kingsley’a, bli

ź

niaków czy pa

ń

stwa Weasley. Tylko

my dwoje i nasze wspomnienie o Ronie. Koniec. Sko

ń

czymy to,

co zacz

ę

li

ś

my we troje. Rozumiesz? – zapytał, a kiedy pokiwała

głow

ą

, ci

ą

gle płacz

ą

c, przytulił j

ą

mocno do siebie. Nie mógł

spojrze

ć

na innych. Słyszał, jak kto

ś

poci

ą

ga nosem i zało

ż

ył,

ż

e to pani Weasley, na wspomnienie jej syna. Nie interesowało

go to. Dla niego Ron był zawsze obecny, przy ka

ż

dej ich próbie

poszukiwawczej, a gdy Harry znikn

ą

ł, to wła

ś

nie jego duch stał

na jej stra

ż

y i pilnował, aby była cała i zdrowa do jego powrotu.

– Teraz nie ma ju

ż

we mnie nic, co kiedykolwiek nale

ż

ało do

Voldemorta. Jestem czysty i jak nigdy gotowy, by walczy

ć

o

wolno

ść

. Razem z tob

ą

. Gdzie jest mój plecak? – zapytał, jakby

sobie nagle o czym

ś

przypomniał.

background image

Hermiona pokr

ę

ciła głow

ą

, nie mog

ą

c powiedzie

ć

ani

słowa, ale kiedy Harry spojrzał na Remusa, zobaczył pakunek
w jego r

ę

kach i nadal przytulaj

ą

c Hermion

ę

, skierował si

ę

w

jego stron

ę

. Wzi

ą

ł plecak i oboje usiedli przy oddalonym od

reszty ko

ń

cu stołu. Nachylili si

ę

ku sobie i Harry otworzył

zniszczony i brudny plecak, gdzie Hermiona zobaczyła swoj

ą

star

ą

torebk

ę

, na której u

ż

yła kiedy

ś

zakl

ę

cia zmniejszaj

ą

co-

powi

ę

kszaj

ą

cego, aby na czas wyprawy móc w niej zmie

ś

ci

ć

jak

najwi

ę

cej rzeczy, nie obci

ąż

aj

ą

c si

ę

jednocze

ś

nie. Kiedy po

opuszczeniu Hogwartu nie mogła jej znale

źć

, bała si

ę

,

ż

e

została w jej pokojach i Snape ju

ż

j

ą

przechwycił. Kiedy jednak

zobaczyła j

ą

w torbie Harry’ego poczuła wielk

ą

ulg

ę

, poniewa

ż

w

ś

rodku znajdowały si

ę

wszystkie ksi

ąż

ki, jakie udało jej si

ę

zabra

ć

z gabinetu Dumbledore’a w dzie

ń

jego pogrzebu. Gdyby

Voldemorta si

ę

do nich dobrał, wiedziałby,

ż

e oni znaj

ą

prawd

ę

o nim.


Dziewczyna patrzyła jak Harry wyci

ą

ga najró

ż

niejsze

rzeczy z wn

ę

trza jej torebki z coraz wi

ę

kszym zdziwieniem, ale

kiedy zakl

ę

ciem udało mu si

ę

wydosta

ć

stamt

ą

d star

ą

szaf

ę

,

której pewnie nie dało si

ę

ju

ż

w

ż

aden sposób u

ż

y

ć

, popatrzyła

na niego pytaj

ą

co. Harry jednak u

ś

miechn

ą

ł si

ę

tylko do niej

zwrócił do siedz

ą

cych kilka krzeseł dalej bli

ź

niaków.


- Mam nadziej

ę

,

ż

e si

ę

na mnie nie gniewacie, ale kiedy

przechadzałem si

ę

ukradkiem po Pok

ą

tnej i zobaczyłem,

ż

e

wasz sklep jest zamkni

ę

ty postanowiłem tam zajrze

ć

powiedział do Freda i George’a. – Zd

ąż

yłem zabra

ć

t

ą

szaf

ę

i

kilka innych ciekawych rzeczy, zanim pojawili si

ę

tam

ś

mierciorzercy. Zostawiłem zabawki, ale zabrałem cał

ą

wasz

ą

Kolekcj

ę

Tarczy,

cały

zapas

Peruwia

ń

skiego

Proszku

Całkowitej Ciemno

ś

ci, tych małych bomb i te skrzynki z

napisem „Dla Specjalnych Klientów”. Swoj

ą

drog

ą

macie

całkiem spory zapas dynamitu.


Obaj bracia u

ś

miechn

ę

li si

ę

do niego, ale zanim który

ś

z

nich zd

ąż

ył si

ę

odezwa

ć

, Lupin zapytał, co to jest dynamit i

background image

widz

ą

c zaciekawienie na twarzach innych, Harry powiedział im,

ż

e to mugolski materiał wybuchowy.


- Po, co wam to było potrzebne, na brod

ę

Merlina? –

zapytała ostro pani Weasley, a w jej oczach zabłysn

ę

ła gro

ź

na

iskierka.

- Do specjalnych fajerwerków – wyja

ś

nił Fred.


- Ministerstwo Magii wyraziło zainteresowanie Kolekcj

ą

Tarczy i byli ch

ę

tni na wi

ę

cej takich zabawek – dodał George. –

Pomy

ś

leli

ś

my,

ż

e mo

ż

emy u

ż

y

ć

materiału mugoli, bo

ś

mierciorzercy nie b

ę

d

ą

si

ę

go spodziewa

ć

, podczas wojny

czarodziejów.


***


Wiele kilometrów od Grimmaud Place 12 w Londynie,

pewien ciemnowłosy m

ęż

czyzna stał po

ś

ród rz

ę

dów grobów na

niewielkim cmentarzu przy ko

ś

ciele w Dolinie Godryka i czekał

na pojawienie si

ę

swoich sojuszników.


Severus Snape dokładnie przeszukał okolic

ę

, aby upewni

ć

si

ę

,

ż

e nie jest

ś

ledzony przez Bellatrix, a kiedy upewnił si

ę

,

ż

e

w promieniu kilometra nie ma nikogo, kto mógłby mu
przeszkodzi

ć

, pochylił si

ę

nad grobem Lily i Jamesa Potterów,

kład

ą

c na nim p

ę

czek białych stokrotek. Nadal kl

ę

czał z

wzrokiem wbitym w ziemi

ę

, kiedy poczuł wokół siebie ciepły

wiaterek, a jego d

ź

wi

ę

k przypominał mu

ś

miech jego

ukochanej. Szybko jednak pozbył si

ę

tych my

ś

li i z kamienn

ą

twarz

ą

wstał, patrz

ą

c na stoj

ą

ce przed nim prze

ź

roczyste

postacie. Zdziwił si

ę

widz

ą

c,

ż

e oprócz ich stałego towarzystwa

znajduj

ą

si

ę

tam tak

ż

e Ron i Ginny Weasley. Oboje mieli

zdziwione miny, kiedy go zobaczyli, ale nie powiedzieli ani
słowa, kiedy były dyrektor Hogwartu poło

ż

ył dłonie na ich

ramionach.

background image

- Co ci

ę

do nas sprowadza, Severusie? – zapytał

zaciekawiony dyrektor.


- Co

ś

si

ę

dzieje – wyja

ś

nił. – Czarny Pan od kilku dni jest

bardzo podekscytowany, ale nie chce mi zdradzi

ć

, o co chodzi.

Martwi

ę

si

ę

,

ż

e to mo

ż

e mie

ć

co

ś

wspólnego z Hermion

ą

.


- Czy my

ś

lisz,

ż

e mógł znale

źć

sposób na pokonanie

zakl

ęć

jakimi otoczył j

ą

Dumbledore? – zaniepokoiła si

ę

Lily.


Młode rodze

ń

stwo patrzyło na nich nic nie rozumiej

ą

c.


- Mo

ż

e powinni

ś

my najpierw wprowadzi

ć

Ronalda i

Ginewr

ę

w cał

ą

sytuacj

ę

? – zauwa

ż

ył ze

ś

miechem Albus. –

Otó

ż

dla waszej wiadomo

ś

ci, profesor Snape jest, jak to si

ę

mówi, podwójnym agentem. Szpieguje dla nas Voldemorta, ale
musi gra

ć

jego oddanego sług

ę

, dlatego przyczynia si

ę

do

szkód, jakie dziej

ą

si

ę

w

ś

wiecie czarodziejów. Mi

ę

dzy innymi -

do waszej

ś

mierci. Ale jest mu z tego powodu, bardzo przykro,

prawda Severusie? – zwrócił si

ę

do niego.


Stoj

ą

cy obok nich Syriusz parskn

ą

ł

ś

miechem, ale nie

odezwał si

ę

pod gro

ź

nym spojrzeniem profesora, a Snape

jedynie kiwn

ą

ł lekcewa

żą

co głow

ą

. Nie miał ochoty zbacza

ć

z

pierwotnego powodu jego wizyty w tym miejscu. Pojawił si

ę

tu

tylko raz w ci

ą

gu ostatnich sze

ś

ciu miesi

ę

cy – aby

poinformowa

ć

ich o tym,

ż

e plan si

ę

powiódł – Harry Potter nie

ż

yje. Teraz musiał przyby

ć

ponownie, chocia

ż

w sercu czół

w

ś

ciekło

ść

na nich wszystkich,

ż

e pozwolili, aby tak młody

chłopak musiał odda

ć

ż

ycie, za nieznanych mu ludzi, którzy

nawet nie czuj

ą

do niego wdzi

ę

czno

ś

ci.


- Nie wiem, czy znalazł sposób, ale wydaje mi si

ę

,

ż

e jest

temu bliski – odpowiedział na pytanie zadane mu przez Lily. –
gdyby Potter

ż

ył, mógłby j

ą

chroni

ć

, a nie wylegiwa

ć

si

ę

w

przestworzach. Zreszt

ą

, dlaczego go tutaj nie ma? Chodzi o

ż

ycie jego

ż

ony – powiedział ura

ż

ony.

background image

- Harry i Hermiona wzi

ę

li

ś

lub? – zapytała Ginny, a w jej

oczach zal

ś

niły łzy. Lily podeszła do niej i u

ś

cisn

ę

ła j

ą

pocieszaj

ą

co, ale dziewczyna jedynie pokr

ę

ciła głow

ą

. – Ciesz

ę

si

ę

. Tak musiało by

ć

. Szkoda tylko,

ż

e tego nie widziałam.

Zaopiekuj

ą

si

ę

sob

ą

.


- Czy ty nie słyszała

ś

, co ja przed chwil

ą

powiedziałem? –

zwrócił si

ę

do niej Snape. – Harry Potter nie

ż

yje.


Ginny i Ron spojrzeli na niego z niedowierzaniem.

- Harry

ż

yje – odezwał si

ę

Ron. – Ju

ż

by

ś

my co

ś

wiedzieli,

gdyby zmarł. Podró

ż

ujemy po całych przestworzach i nigdzie

nie spotkali

ś

my jego ducha, wi

ę

c on musi

ż

y

ć

.


- Mo

ż

e nie byli

ś

cie w stanie go znale

źć

? – próbował

przekona

ć

ich James. – Przestworza s

ą

ogromne.


- Nie a

ż

tak – odpowiedziała Ginny. – Przecie

ż

odnale

ź

li

ś

cie siebie nawzajem. I znalezienie nas te

ż

nie zabrało

wam wiele czasu.


- My

ś

l

ę

,

ż

e powinni

ś

cie poszuka

ć

go w

ś

ród ludzi – dodał

Ron. – Mo

ż

e ukrywaj

ą

si

ę

na Grimmaud Place?


- Harry nienawidził domu Syriusza – sprzeciwił si

ę

Dumbledore.


- Ale to jedyny dom, jaki ma – zauwa

ż

ył chłopak. –

Voldemorta nie ma o nim poj

ę

cia, wi

ę

c s

ą

tam bezpieczni.


- Ron – powiedziała błagalnie Lily. – Czy mógłby

ś

to

sprawdzi

ć

? Uda

ć

si

ę

do domu Syriusza i zobaczy

ć

, co si

ę

tam

dzieje?


Chłopak jedynie wzruszył ramionami i ju

ż

po chwili znikn

ą

ł.

Wszyscy czekali w napi

ę

ciu na jego powrót, a kiedy chłopak

pojawił si

ę

znów w

ś

ród nich po kilku minutach miał na twarzy

background image

szoki niedowierzanie. Przez kilka minut nie mógł wydoby

ć

z

siebie głosu a

ż

wreszcie wykrztusił:


- Harry

ż

yje. Z tego, co słyszałem, po bitwie w Hogwarcie

Hagrid zabrał jego ciało, a on udawał przed wszystkimi
martwego – kontynuował.


- I co dale? Co z moim synem? – szepn

ę

ła błagalnie Lily.


- Mów

ż

e wreszcie, Ron – powiedział Syriusz w napi

ę

ciu,

kiedy chłopak znów zamilkł na dłu

ż

szy czas.


- Ju

ż

jest w porz

ą

dku – zacz

ą

ł, kiedy si

ę

uspokoił – ale

kilka dni temu Hagrid przyniósł go prawie martwego na
Grimmaud Place. Dzisiaj si

ę

obudził i ju

ż

wzi

ę

li si

ę

z Hermion

ą

za robot

ę

.


Wszyscy odetchn

ę

li z ulg

ą

, jednak Dumbledore nadal

patrzył na niego z oczekiwaniem. Wiedział,

ż

e jest co

ś

, czego

młody Weasley im nie powiedział, dlatego czekał na ci

ą

g dalszy

opowie

ś

ci.


- Oni wcale o nas nie zapomnieli – wykrztusił Ron do

siostry i spojrzał na ni

ą

. – Kiedy przybyłem rozmawiali o

dalszych krokach, a Harry powiedział do Hermiony,

ż

e zrobi

ą

to

razem, jak za dawnych czasów. Ze mn

ą

. Oni i wspomnienie o

mnie. Nadal nas kochaj

ą

, to wida

ć

, ale kochaj

ą

tak

ż

e siebie.

Bardzo – zamilkł ponownie, a Ginny czuła,

ż

e je

ż

eli nie sko

ń

czy

mówi

ć

, to zacznie krzycze

ć

.


- Ron – powiedziała gro

ź

nie.


- Harry i Hermiona b

ę

d

ą

mieli dziecko – doko

ń

czył, a w

jego oczach pojawiły si

ę

łzy szcz

ęś

cia.


Wszyscy zacz

ę

li krzycze

ć

z rado

ś

ci, jedynie Snape stał

niewzruszony i patrzyła na nich, jak na idiotów.

background image

- Co jest, Snape? – zaczepił go James. – Nie cieszysz si

ę

?

B

ę

dziemy rodzin

ą

. Przecie

ż

chciałe

ś

by

ć

rodzin

ą

dla Lily.


- Nie w taki sposób – warkn

ą

ł, ale szybko odetchn

ą

ł, aby

si

ę

uspokoi

ć

. – To wcale nie jest najlepsza wiadomo

ść

,

ż

e

b

ę

dziemy dziadkami – powiedział i ze zdziwieniem poczuł, jak

w sercu rozchodzi mu si

ę

dziwne ciepło na d

ź

wi

ę

k tych słów. –

Je

ż

eli Czarny Pan si

ę

dowie,

ż

e niedługo na

ś

wiat przyjdzie

kolejny mały Potter, przetrz

ąś

nie niebo i ziemi

ę

, a ju

ż

na pewno

cały Londyn, dom po domu, aby go znale

źć

i zabi

ć

zanim si

ę

urodzi.


- Wi

ę

c twoim kolejnym zadaniem, Severusie – zwrócił si

ę

do niego Dumbledore – b

ę

dzie dopilnowa

ć

, aby Voldemorta nie

dowiedział si

ę

ani o Harrym, ani o jego dziecku.


- Zapomnieli

ś

cie o Hermionie – powiedziała Lily. – My

ś

l

ę

,

ż

e teraz i my powinni

ś

my zaj

ąć

si

ę

ochron

ą

ich. Pora wróci

ć

do

akcji, James – zwróciła si

ę

do m

ęż

a. – Nasz syn i jego

ukochana nas potrzebuj

ą

.


M

ęż

czyzna spojrzał na ni

ą

z u

ś

miechem. Wida

ć

było,

ż

e

cieszy go mo

ż

liwo

ść

patrzenia na to, jak spisuje si

ę

Harry,

nawet, je

ż

eli nie mo

ż

e dzieli

ć

z nim tej rado

ś

ci w

ż

yciu. Uj

ą

ł Lily

za r

ę

k

ę

i patrzył dumnie na jej twarz.


- Urodziła

ś

wspaniałego m

ęż

czyzn

ę

– rzekł do niej.


- Bardzo mi w tym pomogłe

ś

– odpowiedziała mu i mocno

si

ę

do niego przytuliła. – Jest do ciebie bardzo podobny. Z

wygl

ą

du i charakteru.


- O nie, Lily – niespodziewanie odezwał si

ę

dyrektor. –

Harry jest całkiem inny ni

ż

James. Mo

ż

e wpada cz

ę

sto w

kłopoty i stara si

ę

by

ć

bohaterem, ale jest du

ż

o bardziej

odpowiedzialny od Jamesa. Wie, jakie jest jego zadanie i
wykona je bez problemu. Z tego, co pami

ę

tam, James zawsze

miał problem z ustaleniem tego, co jest najwa

ż

niejsze i robił

background image

wielu osobom na przekór. Harry ma wyznaczony cel i b

ę

dzie si

ę

go trzymał zwłaszcza,

ż

e ma na celu chronienie swej rodziny.

Ale je

ż

eli trzeba, po

ś

wi

ę

ci si

ę

dla nich, tak jak James dla ciebie

i jego tamtej nocy. Tylko,

ż

e Harry to nie James. Musimy o tym

pami

ę

ta

ć

, bo nie wiemy, co i kiedy zrobi. My

ś

l

ę

,

ż

e je

ż

eli

b

ę

dziemy si

ę

wokół nich kr

ę

ci

ć

, to nikomu nie zaszkodzimy, a

b

ę

dziemy mie

ć

wgl

ą

d we wszystkie działania. Musisz pami

ę

ta

ć

,

Severusie – nie wolno ci zdradzi

ć

Voldemortowi,

ż

e Harry

ż

yje i

b

ę

dzie miał dziecko z Hermion

ą

.


- Nie jestem idiot

ą

, Dumbledore – odpowiedział mu

w

ś

ciekle. – Wiem, jakie mam zadanie i je wypełni

ę

. Posłałem

ju

ż

tego chłopaka na

ś

mier

ć

i my

ś

l

ę

,

ż

e utrzymanie go przy

ż

yciu, aby mógł

ż

y

ć

, b

ę

dzie dla mnie bardziej przyjemnym

zadaniem – doko

ń

czył i odszedł, nawet si

ę

na nich nie

ogl

ą

daj

ą

c.


Cisza panowała do czasu, a

ż

nowy dyrektor Hogwartu nie

teleportował si

ę

z cmentarza.


- My

ś

li pan, panie profesorze,

ż

e Snape’owi naprawd

ę

mo

ż

na ufa

ć

? W ko

ń

cu to wła

ś

nie on pozbawił pana

ż

ycia rok

temu – zauwa

ż

ył przytomnie Ron.


- Tak, Ronaldzie, to Severus rzucił na mnie

ś

miertelne

zakl

ę

cie, ale wyrok

ś

mierci wydałem na siebie sam, kiedy tylko

dotkn

ą

łem pier

ś

cienia. On dotrzymał tylko obietnicy, któr

ą

mi

wcze

ś

niej zło

ż

ył – wytłumaczył profesor. – Profesor Snape jest

dobrym czarodziejem. Kocha – powiedział z naciskiem. –
dawno temu tak bardzo kochał Lily,

ż

e poprosił mnie o ochron

ę

dla niej i jej rodziny, cho

ć

pewnie wolałby, aby James nie

ż

ył.

Kochał na tyle, aby chroni

ć

jej syna do samego ko

ń

ca. I nawet

teraz. Kocha tak

ż

e swoj

ą

córk

ę

, chocia

ż

nie chce si

ę

do tego

przyzna

ć

, nawet przed sob

ą

. Dawno temu poprosił mnie o

u

ż

ycie pot

ęż

nych zakl

ęć

, aby Hermiona była bezpieczna.


- A co ma do tego Hermiona? – zdziwił si

ę

Ron.

background image

- Zawsze ci

ęż

ko łapałe

ś

, je

ż

eli nie pokazało ci si

ę

czego

ś

palcem – westchn

ę

ła Ginny, Syriusz pokiwał głow

ą

, a Lily i

James zachichotali. – Profesor Dumbledore w łagodny sposób
chciał powiedzie

ć

,

ż

e prawdziwym ojcem Hermiony jest Snape.


- CO???? – krzykn

ą

ł. – Niemo

ż

liwe. Jej ojciec jest

mugolem.


- Niestety nie – powiedział Syriusz. – Ja wiedziałem od

pocz

ą

tku,

ż

e to Smarkerus jest ojcem naszej małej Hermiony.

Jej matka zaszła z nim w ci

ążę

, a kiedy j

ą

zostawił urodziła i

wychowała córk

ę

pod nazwiskiem Granger. Pan Granger

o

ś

wiadczył si

ę

jej i uznał dziecko, bo bardzo kochał Jane.


- Biedna Hermiona – powiedział Ron. – Dobrze,

ż

e nie wie,

kim naprawd

ę

jest jej ojciec. Ma szcz

ęś

cie,

ż

e

ż

yje w błogiej

nie

ś

wiadomo

ś

ci.


- Niedługo, mój młody przyjacielu – powiedział James,

kład

ą

c dło

ń

na ramieniu Rona. – Nim to wszystko dobiegnie

ko

ń

ca, Hermiona b

ę

dzie musiała dowiedzie

ć

si

ę

prawdy. My

ś

l

ę

,

ż

e powinni

ś

my wraca

ć

do pracy. Harry i jego magnez na

nieszcz

ęś

cia nie b

ę

dzie czekał, a

ż

b

ę

dziemy mogli przyby

ć

dodał i znikn

ą

ł.


Pi

ęć

postaci spojrzało po sobie. Lily wzruszyła jedynie

ramionami pokazuj

ą

c,

ż

e nie wie, o co mo

ż

e chodzi

ć

jej

m

ęż

owi, ale pomy

ś

lała sobie,

ż

e słowa o jego niedojrzało

ś

ci,

jakie wypowiedział Dumbledore musiały mocno ugodzi

ć

w jego

ego.

ż

z tego, pomy

ś

lała, kiedy Albus powiedział szczer

ą

prawd

ę

. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko pod

ąż

y

ć

ś

ladem

Jamesa i ruszy

ć

na poszukiwania przygody, która czeka na

Harry’ego.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nowe Inne Życie II Zilidya
Nowe Inne Życie ?łość cz 1
Nowe Inne Życie II ?łość
Nowe Inne Życie Zilidya
Nowe Inne Życie II Zilidya
Inne życie 10
Inne życie 11
Inne życie 14
Nowe Inne Życie [Z]
Inne życie 18
Inne życie 1
Inne życie 9
Inne życie 16
Inne życie 20
Inne życie 12
Nowe inne życie II [Z]
Inne życie 3 7

więcej podobnych podstron