A
wyrzuciwszy
go z miasta, kamie
nowali.
Dzieje Ap. 7,
57.
Ukamienowanie
św.
Szczepana.
ako
cudowna
moc szło przez kraj cały tchnienie
Ducha świętego, który w
Zielone Świątki zstąpił
na
Kościół.
Pierwsze zgromadzenie
chrześcian
wzrastało
z
dnia na dzień. Trudy
i prace apostol
skiego urzędu
mnożyły się tak dalece, że sami
Apostołowie nie
mogli
już
podołać
wszystkim wymaganiom; nie starczyły im
przedewszystkiem
ni siły
ni
czas, aby zająć się dostatecznie
opieką
nad sierotami
i wdowami. Dlatego wybrano siedmiu
szczególną łaską Bożą oświeconych mężów
i dodano ich do
pomocy Apostołom, dając im nazwę dyakonów.
Pierwszym
pomiędzy nowymi sługami Miłości i Miło
sierdzia
był
Szczepan. Był
on jako owoc,
dojrzały pod działa
niem
słońca, które
zapłonęło na niebie w dzień Zielonych
Świątek;
człowiek pełen łaski i
mocy, czyniący cuda
i wielkie
znaki wśród
ludu. Wkrótce
powstali przeciwko
niemu uczeni
żydowscy
i zwalczali go z dziką nienawiścią; nie zdołali jednak
ostać
się wobec
Ducha
i mądrości, która biła od szlachetnego
męża.
Oskarżyli go przeto o bluźnierstwo. Szczepan stanął
przed
wysoką radą. Wystąpili przeciwko niemu fałszywi
świadkowie.
Lecz
Szczepan
był nieustraszony
wobec sędziego.
Arcykapłan
kazał
mu
się
tłomaczyć. Szczepan odpowiadał na-
tchnionemi słowy.
Przedstawił nadmiar miłości Jehowy wzglę
dem ludu wybranego
oraz niewdzięczność
i zaślepienie Izraela.
„Twardego
karku i
nieobrzezanegoserca i uszu! Wy
ciągle jak
wasi
ojcowie,
sprzeciwiacie się Duchowi świętemu. Któregoż
z
proroków nie prześladowali? Zabili
tych, którzy przepo
wiadali przyjście Zbawiciela, tego Zbawiciela,
którego wy
sami
staliście się zdrajcami
i zabójcami." Jak
ostry grot
ugodził
ten zarzut w nieprzyjaciół
Pana. Zgrzytali zębami
z wściekłości, słysząc otwarte i śmiałe wywody
ucznia Apo
stołów. Szczepan zaś w świętym zachwycie wzniósł wzrok
ku
niebu. I
oto rozstąpiły się obłoki,
i
Jezus, Bóg
jego
i Zbawca,
ukazał
mu się w
chwale Ojca swego. „Widzę," zawołał Szcze
pan, „widzę niebiosa otworzone, a Syna Człowieczego po pra
wicy
Bożej." W najwyższej wściekłości krzyknąwszy głosem
wielkim,
rzucili się
na
świadka Chrystusowego
jego wrogowie
i porwawszy
go z
miasta, ukamienowali. Okrwawiony, wal
cząc
już
ze
śmiercią, modlił się Szczepan:
„O
Panie Jezu,
przyjmij ducha mojego." Jeszcze raz podżwignął się, upad’, na
kolana,
a wówczas
zamierające jego usta
wyszeptały wspa
niałe słowa przebaczenia; były
one jakby przecudnem echem
owych słów
nieprzemiennych, wiecznie trwałych, które wśród
bólów
konania na
kalwaryjskim krzyżu Chrystus rzucił w prze
stworza, na
czas
i na wieczność całą, jako znak przejednania
i jako wzór do naśladowania:
„Ojcze!
Nie
poczytaj im
tego
grzechu!"