Junkosiowy szał
8. Siła perswazji
Stałam w tłumie gapiów, wlepiając wzrok w chodzący ideał, paradujący
kilka metrów ode mnie.
Przejechałam wzrokiem po jego sylwetce. Patrząc od
dołu był ubrany w czarne spodnie, idealnie opinające mu
tyłek, z lekko poszerzanymi nogawkami. Ramiona
przykrywała mu biała koszula, czyli coś, w czym wygląda
najlepiej na świecie. Rozpływałam się po prostu, powinni
mu tego zabronić! Pierwsze trzy guziki miał rozpięte, do
tego lu
źno związany krawat zwisający z szyi. Boże...
Prz
echodząc wyżej, jak zwykle moją uwagę przykuły jego
czarne, lśniące włosy, kosmykami
opadające na twarz i oczy... Ach te
jego
skośne oczęta... Nie wiem, dlaczego te czarne
perełki tak mnie do siebie przyciągają, mogłabym się w
nich zatopić i nie potrzebowałabym, by ktokolwiek mnie
z tej głębi ratował. W pewnym momencie Junki zmienił
lekko pozycję a moje spojrzenie
padło kawałek niżej, na usta...
Zaraz w pamięci odświeżyło mi się
wspomnienie jego poca
łunku w
parku... Nie wspomnę już o tym w śnie, niestety nie był
prawdziwy... A szkoda!
Na te wspomnienia poczułam
gorąco w całym ciele... By się łatwiej opanować,
skierowałam swój wzrok z powrotem na jego oczy.
Stałam tak, bacznie przyglądając się jego pracy, nie
odrywając wzroku od jego osoby nawet na moment, by nie
przeoczyć żadnej pozy. Nie wiem jak to się stało, ale w
tym swoim letargu, jakoś przepchnęłam się przez pozostałych ludzi i stałam
teraz w pierwszej lini
i. Gdy to zauważyłam, zaczęłam się rozglądać w około,
czy przypadkiem nie wyszłam z szeregu przed wszystkich, gdyż to dopiero
byłby wstyd. Wtedy uznałam też, że czas się stąd zbierać. To i tak cud, iż jak
dotąd Junki mnie nie zauważył, na szczęście chłopak jest skoncentrowany na
pracy.
Przed odejściem, chciałam ostatni raz rzucić okiem na ukochanego
m
odela. Kiedy odwróciłam wzrok w jego stronę, nasze spojrzenia się spotkały.
Zauważył mnie! Odwróciłam szybko wzrok. Że też musiał akurat teraz spojrzeć
w te stronę. Mógł poczekać jeszcze kilka sekund, a już by mnie tu nie było.
Spojrzałam kolejny raz w jego stronę. Jego wzrok dalej był skierowany na mnie,
jednak cos się zmieniło. Uśmiechał się do mnie! Gdy to zobaczyłam, zaczęło mi
się wydawać, iż wszyscy na mnie patrzą, iż wszyscy wiedzą, że ten uśmiech
skierowany jest do mnie. To wrażenie spowodowało u mnie atak paniki. Ze
spuszczonym wzrokiem z
aczęłam szybko wycofywać się z tłumu, chcąc odejść
z tego miejsca jak najszybciej.
Nie zdążyłam jednak, odejść z miejsca dalej niż
kilka kroków, a wpadłam na coś twardego. Gdy podniosłam oczy ku górze,
zobaczyłam przed sobą znajoma twarz.
- Znów uciekasz? –
Zapytał.
- Nie! Ja tylko...
- Tylko co? –
Żebym to ja wiedziała?
-
Tylko nie chciałam przeszkadzać ci w pracy, a skoro mnie zauważyłeś, bałam
się, że będę cię rozpraszać albo krępować. – Ale wymyśliłam!
- Rozpras
zać?! Krepować?! Żartujesz?! Za kogo ty mnie masz dziewczyno? –
Zapytał z uśmiechem. – Nie od dzisiaj biorę udział w takich sesjach, jestem do
tego przyzwyczajony. Przyglądające mi się osoby, to dla mnie nic nowego. Ale
co TY tu robisz? Gdzie jak gdzie, al
e tutaj zupełnie się ciebie nie spodziewałem.
-
Przepraszam, nie powinnam była przychodzić...
-
Nie, nie! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem się wśród
widowni. Po prostu mnie zaskoczyłaś. – Zrobił krok w moją stronę tak, że
znalazłam się za wyciagnięcie jego ręki, położył dłoń na moim ramieniu i
spojrzał mi w oczy. Kiedy tak staliśmy bez ruchu, po kilku sekundach zaczęły
do mnie docierać jakieś glosy (tak, wiem, normalnie to się leczy). Z użyciem
całej siły woli jaką miałam, udało mi wydostać z głębi spojrzenia Junkiego i
wtedy się przeraziłam. Wszyscy ludzie, którzy jeszcze chwile temu śledzili
przebieg sesji, teraz gapili się na nas. W sumie to nic dziwnego, w końcu
główny bohater, wybiegł z miejsca pracy za jakąś zwykłą, nikomu nieznaną
dziewczyną. Najgorsze w tym wszystkim były te mordercze spojrzenia fanek w
moim kierunku.
- Wiesz co?
Myślę, że spotkamy się, tam gdzie pierwotnie byliśmy umówieni. Pa.
–
Powiedziałam, a następnie starałam się jak najszybciej zniknąć z pola
widzenia, nien
awidzących mnie w tej chwili osób.
Gdy
w końcu znalazłam się w okolicy parku, odetchnęłam z ulgą. Co mnie
podkusiło, by tam stać tak długo? Byłam trochę zdenerwowana zaistniałą
sytuacją. Tym, że przy wszystkich Junki do mnie podszedł i ze mną rozmawiał,
al
e jedno poprawiało mi humor.
-
Magdy tam nie było! Magdy tam nie było! – Podśpiewując te słowa pod nosem,
wykonywałam, jakieś nie do końca skoordynowane ruchy biodrami i ramionami
na kształt tańca.
-
Niezłe ruchy – nagle usłyszałam za plecami.
W pierwszej
chwili zamurowało mnie, a następnie zaczęłam się powolutku
odwracać do właściciela wypowiedzianej opinii. Najpierw głowa, a za nią reszta
ciała.
-
Ten taniec ma jakąś nazwę? – Zapytał ewidentnie się ze mnie nabijając z
szyderczym uśmieszkiem na ustach. Pokazałam mu język. – Dobra, powiedz
lepiej,
co ci tak wesoło?
- Eee... –
No i co ja mam mu powiedzieć, przecież nie to, że cieszę się, bo nie
widziałam Magdy? – Wszystko dlatego, że nie spotkałam dzisiaj, pewnej nie
lubianej przeze mnie osoby.
- Hmmm... No
O.K. To może... Bo wiesz, nie chciałbym ci przerywać tej radosnej
chwili, ale
jeżeli już skończyłaś swoje pląsy, to moglibyśmy pójść na parking po
mój samochód –
zrobiłam obrażoną minę. - Po dzisiejszej sesji na rynku,
obawiam się, że ktoś mógłby mnie tu rozpoznać, a nie mam ochoty użerać się ze
zgraja fanów, błąkającą się za nami.
- Zdecydowanie idziemy –
odpowiedziałam szybko.
Już po chwili, byliśmy na pobliskim parkingu, kierując się w stronę stojącej z
tyłu Hondy Civic, o czerwonej lśniącej karoserii. Nie było ciężko zgadnąć, że to
właśnie ten samochód należy do mojego towarzysza. Na parkingu, poza nim
stały jeszcze tylko 3 samochody: stary „Maluch”, Tico i jakaś obklejona
reklamami półciężarówka. Gdy podchodziliśmy już do auta, Junki przyspieszył i
szarmanckim gestem
, godnym prawdziwego gentelman’a, otworzył przede mną
drzwi pojazdu od strony pasażera. Kiedy usiadłam, sam wsiadł za kierownicę.
Ruszyliśmy.
Junki kierował pewnie, nie spiesząc się nigdzie. W radiu leciał akurat stary,
znany kawałek Franka Sinatry „Fly me to the moon” Z przyzwyczajenia
zaczęłam sobie podśpiewywać (co zawsze robię w samochodzie). Po kilku
pierwszych słowach, dołączył do mnie sam kierowca. Gdy doszliśmy do
fragmentu:
„In other words, hold my hand”
Junki położył swoją dłoń na mojej, leżącej na mich kolanach. Dziękowałam
Bogu, że kieruje, inaczej wolę nie wiedzieć, co stałoby się przy kolejnej linijce
tekstu:
„In other words, baby kiss me”
Czułam się trochę dziwnie, zważywszy na fakt, iż jeszcze wczoraj byłam na
pana siedzącego obok, śmiertelnie obrażona i nie chciałam go znać. By
rozluźnić trochę zaistniałą sytuacje i zmienić temat przy okazji, zapytałam:
-
Dokąd się wybieramy? – Po czym wysunęłam rękę spod jego dłoni. Spojrzał
na mnie, po czym wrócił do obserwacji drogi.
- Zobaczysz –
odpowiedział z uśmiechem. Z tym swoim, ujmującym
uśmiechem, który za każdym razem działa na mnie równie porażająco.
Jechaliśmy już co najmniej dwadzieścia minut. Od czasu wspólnego
podśpiewywania i mojego pytania: „dokąd jedziemy?”, żadne z nas się nie
odzywało. Mój przyjaciel był skupiony na drodze, ja natomiast przyglądałam
się szybko przelatującym za boczną szybą, widokom. Po przejechanej trasie
próbowałam się domyślić, gdzie zmierzamy? Jednak, pomimo dobrej
znajomości okolicy mojego miasta, nie miałam pojęcia.
Po kolejnych dziesięciu minutach ciągłej jazdy, za oknem moja uwagę
przyciągnął pewien budynek. Nie był jakoś wyjątkowo wielki, ale
zdecydowanie piękny. Już z daleka się wyróżniał, biel jego ścian w połączeniu
z tą wiejska, słoneczną scenerią wprost biła w oczy. Jednopiętrowy, rozłożysty
dom, otoczony był wielkim ogrodem, porośniętym ogromną ilością kwiatów,
mieniących się tysiącami ciepłych kolorów, przeplatanych zielenią. Wpatrując
się w ten urzekający obraz, dało się też zauważyć mały stawik, pośrodku
ogromnego trawnika.
Chętnie zwiedziłabym to miejsce – pomyślałam.
Jechaliśmy dalej, jednak gdy mijaliśmy drogę dojazdową do wcześniej
zauważonego przeze mnie domu, Junki niespodziewanie w nią skręcił.
Zatrzymaliśmy się pod jeszcze chwile temu podziwianym budynkiem.
- To tu –
rzekł Junki. – Jesteśmy na miejscu.
Wysiadł, podszedł do drzwi z mojej strony, otworzył je, a następnie pomógł mi
wysiąść.
-
Gdzie jesteśmy? – Zapytałam.
-
To mój dom. A dokładnie, wynajmuje go dla mnie agencja na czas mojego
pobytu w Polsce.
Szczęka mi opadła. No, ale właściwie to czego ja się spodziewałam? –
Pomyślałam. - Wiadomo przecież, że wielki gwiazdor nie będzie mieszkał w
przyczepie kempingowej
... Ale jednak nie czegoś takiego!
-
Podoba ci się? – Zapytał, reagując na moje milczenie.
- Bardzo... Jest
piękny.
-
W takim razie chodź! Oprowadzę cię po moi tymczasowym królestwie, a
następnie mamy do pogadania. Mam nadzieję, że nie zapomniałaś? – Nie
czekając na moją odpowiedź, załapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do
środka.
Wnętrze, tak jak mogłam sobie wyobrazić, było równie zachwycające jak cała
budowla.
Kuchnia z lśniącymi blatami, nowocześnie urządzony salon,
wyposażony w sprzęt najnowszej generacji, na piętrze sypialnia z ogrooomnym
łożem, zapewne bardzo wygodnym. Z sypialni przeszliśmy, przez wielkie,
oszklone drzwi na taras
. Stały na nim: stolik, dwa fotele i kilkuosobowa
huśtawka. Moglibyśmy tutaj zostać – pomyślałam.
-
Myślę, że tutaj będzie nam najwygodniej – powiedział Junkoś jak gdyby
czyta
jąc mi w myślach. Wiem, że on potrafi wiele, ale tego to chyba nie, co? –
Usiądź, a ja przyniosę dla nas cos do picia.
Gdy zostałam sama, w końcu dotarło do mnie, że za moment będę musiała
podać mu jakiś powód mojego dziwnego zachowania w parku. Zaczęłam
w
padać w panikę. Chciałam stamtąd jakoś uciec, ale dobrze wiedziałam, że to
niemożliwe. W końcu, nie byłam nawet pewna gdzie jestem.
Rozsiadłam się na huśtawce (od dziecka było to moje ulubione urządzenie) i
czekałam na powrót swojego kata. Wrócił po kilku minutach, z dwiema
szklankami soku oraz miską wypełnioną po brzegi owocami. Zajął miejsce w
fotelu na przeciw mnie.
-
Myślałem, że cię tu już nie będzie, kiedy wrócę. Wyglądałaś, jakbyś miała
ochotę uciec? – On naprawdę czyta w myślach!!!
- To teraz rozumi
em, dlaczego wywiozłeś mnie tak daleko. Tylko, po co
przyniosłeś dwie szklanki, skoro byłeś taki pewien, że już mnie tu nie ma?
-
Miałem cichą nadzieję, że jednak zostałaś.
-
Jakoś tak wyszło... – Odparłam.
Siedzieliśmy chwile w ciszy. Gdy zaczynało już być widać dna naszych
szklanek, Junki wreszcie się odezwał.
-
To co? W końcu powiesz mi, dlaczego byłaś na mnie zła? Cały czas wszystko
było między nami O.K, a przynajmniej tak mi się wydawało, a już w następnej
chwili
zostawiłaś mnie samego w parku. No chyba nie powiesz mi, że
zachowałaś się tak, ponieważ nie spodobał ci się prezent?!
-
A może zagramy w „dziesięć pytań”? – Zapytałam z nadzieją. – Pytania
zadajemy na przemian, co? –
Junki uśmiechnął się chytrze.
-
Zgoda, mi nie robi różnicy, w jaki sposób dowiem się tego, czego chcę. A tak
może być nawet ciekawiej. Zaraz wracam – powiedział i wyszedł po dolewkę
soku. W tym momencie wolałabym, by zamiast napoju przyniósł cos
mocniejszego.
Gdy wrócił, siedziałam spięta, czekając na swój koniec. Musiałam jakoś przejąć
kontrole nad sytuacją.
- Dobra to ja pierwsza odpowiadam
. Moja odpowiedź brzmi „nie”
-
Ale ja jeszcze nie zadałem pytania?
-
Zadałeś. Pytałeś, czy byłam na ciebie zła, ponieważ nie spodobał mi się
prezent? Odpowiadam, że nie dlatego.
- Ej...
to było nie fair!
- Moja kolej! –
Pierwsze pytanie z głowy, trzeba przeżyć jeszcze tylko dziewięć.
Czemu ja głupia nie zaproponowałam gry w „pięć pytań”?!
Moja lista pytań, była ułożona już dawno. Wystarczyło wybrać któreś z
wcześniej kłębiących się w mojej głowie.
-
Jak długo znasz Magdę? – Zadałam pytanie.
- K
tórą Magdę?
-
Właśnie straciłeś kolejne pytanie! Odpowiadam: Czarnowłosą Magdę,
modelkę, z którą współpracujesz podczas sesji.
- Tak nie wolno!
-
Gramy w „dziesięć pytań”, każde pytanie się liczy – uśmiechnęłam się i
pokazałam mu czubek języka. – Twoja odpowiedź?
-
Osobiście znam ją od kilku dni, a dokładnie od przyjazdu do Polski. Wcześniej
widziałem tylko jej zdjęcia. Teraz ja! Na początek będę delikatny. – O tak! Już
widzę tę jego delikatność. On coś knuje, nie da się tego ukryć. Jego wyraz
twarzy i błysk w oku mówią samo za siebie.
-
Co poczułaś kiedy cię pocałowałem? – To było delikatne?! Co to w ogóle ma
być? Ej, no!
- Kiedy? –
Przecież on mnie tylko raz całował! Ale dałam czadu!
-
Teraz ty straciłaś swoje pytanie! Odpowiedź brzmi: w parku. A teraz z
niecierpliwością czekam na twoją – spojrzał na mnie, a mnie przeszły dreszcze.
I co ja mam mu odpowiedzieć?! Błagam, niech szybko przyleci jakieś UFO i
mnie porwie
! Zawzięcie główkowałam nad odpowiedzią.
- Czekam... –
No i co z tego! Kurcze, jak on mógł mi to zrobić?
-
Byłam zaskoczona... – Odparłam w końcu.
- Tylko? –
Wstał z fotela.
- Tak!
-
Jesteś pewna, że nic więcej? – Zrobił krok w moją stronę.
- Tak! –
Przełknęłam głośno ślinę.
- Na 100%? –
Ciągle się do mnie zbliżał! Stał już przede mną, nachylając się w
moją stronę.
- Tracisz pytania! – W
ydusiłam z siebie uciekając wzrokiem przed jego
spojrzeniem.
-
Nieważne. – Jego twarz była dokładnie przed moją. - Skoro nie pamiętasz do
końca jak to było, może tym odświeżę ci pamięć.
Położył swoją dłoń na moim policzku
i delikatnie musnął kciukiem moje wargi.
- Dalej tylko zaskoczenie?
- Zaskoczenie... –
Boże! Jak możesz pozwalać mu na cos takiego?!
Zbliżył swoje usta tak, że czułam jego oddech na swojej skórze.
-
I dalej tylko zaskoczenie? Żadnego głębszego uczucia, żadnego pociągu? –
Zadał to pytanie takim głosem, że poczułam jak kropelka potu ścieka mi po
plecach.
W dalszym ciągu uciekając wzrokiem, oddychałam ciężko. Wiem, że
gdybym spojrzała mu w oczy, szybko dokończyłabym to, co on zaczął. Jednak
nie chciałam mu pokazać, jak na mnie działa...
Już widzę waszą wściekłą furię za to zakończenie.
Ale co ja mogę, że takie zakończenia i mordowanie
was, sprawiają mi tak wielka przyjemność? :P
Jak zawsze z dedykacją, dla dwóch
najwierniejszych i tym razem pewnie lekko
nerwowych fanek
Wasza Patusia :* (Patikujek)