Junkosiowy szał
3. Uśmiech
Mieliśmy spotkać się po pubem „Toudi”, o 20:30, czyli za pół godziny.
Oznaczało to, że na pewno się spóźnię, miałam jeszcze mokre włosy i byłam
owinięta ręcznikiem. Biegałam po całym domu jak opętana, szukając czegoś
odpowiedniego do ubrania. W pewnym momencie, podczas wbiegania do
łazienki, potknęłam się o próg i wylądowałam twarzą na umywalce.
-
Aaauuuuaaaaa!!!!!!!! Kto k**** wpadł na pomysł, żeby to tu stało?! –
Pozbierałam się, spojrzałam w lustro i... Zaniemówiłam. Miałam rozcięta i
opuchniętą wargę. Jak ja mam się tak pokazać ludziom na ulicy, wygląda jakby
mnie ktoś pobił?! Zdecydowałam, że nigdzie nie idę. Już miałam odwoływać
wyjście, lecz gdy wzięłam telefon do ręki uświadomiłam sobie, że nie znam
numeru Karoli, a moja
komórka jest przecież niezdatna do użytku, przez
pewnego osobnika. W takim wypadku nie miałam wyjścia, musiałam szybko się
ubrać, nałożyć podwójną ilość pudru na twarz i mieć nadzieję na to, że nikt nie
zauważy. Wybiegłam z domu jak szalona, w końcu zostało mi tylko dziesięć
minut na dojście, a normalnie potrzeba mi minimum dwudziestu. Biegnę
zdyszana chodnikiem, jeszcze tylko dwa zakręty i będę na miejscu. Szybko
biorę pierwszy zakręt, 90 dziewięćdziesiąt stopni w prawo, już mam wyjść na
prostą, lecz dochodzi do czołowego zderzenia z jakimś przechodniem. Odbiłam
się i lecę do tyłu, w ostatniej jednak chwili, mój oprawca podtrzymał mnie. W
pierwszym momencie, kiedy na niego wpadłam, nie zauważyłam kto to, jednak
już w następnej sekundzie rozpoznałam stojącego za mną osobnika. Stałam tak
podtrzymywana przez niego, wpatrując się w jego twarz, która była tak blisko...
Niemożliwe – myślałam. To chyba sen, pewnie zasnęłam w domu i to wszystko
tylko mi się śni... Przede mną stał Junki we własnej osobie. Tylko, co on robił w
moim mieście? Niemożliwe, żeby gdzieś tutaj miała się odbywać jego sesja?!
- To ty?! –
W końcu się odezwałam
-
Ja we własnej osobie – odparł z uśmiechem i postawił mnie prosto. Dalej
stałam jak zahipnotyzowana, wpatrując się w niego. W końcu on pierwszy
przerwał ciszę.
- To – tu
dotknął palcem mojej rozciętej wargi, której tak, à propos
nie miało być
widać – to chyba nie od zderzenia na lotnisku? Co?- Jego dotyk mnie
sparaliżował.
- Nie, nie! – S
zybko zaprzeczyłam. Chociaż, w sumie mogłam powiedzieć, że
tak
. Może miałby dzięki temu jakieś wyrzuty sumienia, iż nie odebrał telefonu.
Właśnie! Telefon. Mam okazję dowiedzieć się, co się stało.
-
Nie zadzwoniłaś?! – Skąd wiedział, o czym myślę?! Zaraz, zaraz! Ja, nie
zadzwoniłam?!
-
Chyba sobie żartujesz?! – Praktycznie krzyknęłam. – Że niby ja nie
zadzwoniłam?!
-
Słucham?
-
Dzwoniłam do Ciebie popołudniu, koło szesnastej! To ty, nie raczyłeś podejść
do telefonu! Jakiś facet powiedział mi, że jesteś zajęty i nie masz czasu na
rozmowy!
- Oh! Mój manager m
usiał odebrać telefon. Przepraszam Cię za niego. Mam
nadzieję, że mi wybaczysz? – Kiedy to powiedział i dodał do tego swój uśmiech,
byłam w stanie wybaczyć mu wszystko, nawet gdyby był odpowiedzialny za
trzęsienia ziemi i głód na świecie. Na szczęście opanowałam się w porę, zanim
zdążyłam przytaknąć. Uznałam, że będę twarda.
-
Ty już nie wymyślaj wymówek! Jestem pewna, że po prostu chciałeś uniknąć
odpowiedzialności za to, co zrobiłeś z moim telefonem, mając nadzieję, że więcej
mnie nie spotkasz! –
Wytknęłam mu z groźną miną. Sama nie wiem skąd we
mnie wzięła się ta siła.
-
No coś ty! – Spojrzał na mnie skonsternowany – Przecież, gdybym chciał cię
unikać, nie dałbym ci mojego prawdziwego numeru! A tak poza tym, to
dzwoniłaś jedynie w sprawie swojego telefonu? – Zapytał z uroczym
uśmieszkiem na ustach, a mnie zatkało. Takiego pytania się nie spodziewałam...
No i co ja mam mu odpowiedzieć? Muszę się opanować i dalej grać twardą.
-
A w jakiej innej sprawie miałabym dzwonić? – Jak to w jakiej? - Myślałam.
Choci
aż by po to, by usłyszeć jeszcze raz twój głos.
- Ach... No tak... –
Chyba zbiłam go trochę z tropu, co mnie lekko zdziwiło. – W
takim razie daj mi swój numer, to... Prawda, zapomniałem, że to właśnie przez
jego brak rozmawiamy. –
Pomyślałam, że muszę coś szybko wymyślić! Jeszcze
stracę z nim kontakt!!!
-
To może podam ci mojego maila? – To pierwsze, co wpadło mi do głowy.
-
O! Świetnie! Już sobie zapisuje. – Ze śmiejącymi się oczyma wyjął z kieszeni
telefon i zapisał podany przeze mnie adres. – To jesteśmy w kontakcie.
Jedyne, co dałam radę z siebie wyrzucić to krótkie „tak”.
-
A tak w ogóle, to gdzie się właśnie wybierasz? Może masz trochę wolnego
czasu? No wiesz... Nie znam tu nikogo
poza tobą, a dostałem dzisiaj wolny
wieczór
... Może, poszlibyśmy się czegoś napić? Jeżeli masz ochotę oczywiście.
- Ja... – Ja mam dzisiaj urodziny, czy co? Czemu on takie durne pytania zadaje?!
Jasne!!! –
Chętnie.
-
Super! No to chodźmy.
Ruszyliśmy przed siebie. W ciszy szliśmy w kierunku, w którym zmierzałam
wcześniej. Nie bardzo wiedziałam, co mam mówić, miałam kompletną pustkę w
głowie, jednak nie przeszkadzało mi to. Byłam szczęśliwa, że w ogóle mogę być
tak blisko mojego idola. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że z tej
całej euforii całkiem zapomniałam o Karoli i reszcie paczki. Dokładnie w tej
samej chwili
usłyszałam swoje imię. Jeszcze dobrze się nie odwróciłam, a już na
mojej szyi wisiała przyjaciółka. Ściskała mnie bez końca, nie zwracając w ogóle
uwagi na mojego, nieco zszokowanego towarzysza
. W końcu mnie puściła.
-
Gdzieś ty się tyle czasu podziewała?! Wiesz ile już na ciebie czekamy?! –
Zapytała, wskazując jednocześnie ręką na machającą do mnie grupkę, stojącą
trochę dalej. - Mieszkasz najbliżej z nas wszystkich, jak to możliwe, że
przychodzisz ostatnia?!
Już miałam odpowiedzieć, gdy do rozmowy wtrącił się Junkoś.
- Przepraszam, ale to chyba moja wina –
powiedział i chyba dopiero wtedy
Karola go zauważyła. Odwróciła się w jego stronę, a oczka się jej zaświeciły.
-
Ach... Nie masz, za co przepraszać. Jeżeli to rzeczywiście ty jesteś powodem, to
Pati ma zdecydowanie odpuszczone to spóźnienie. – Powiedziała szczerząc się, a
zaraz potem nachyliła się w moją stronę i zapytała szeptem:
-
Skąd ty taaaaakie ciacho wytrzasnęłaś? Trzeba było mówić, że przyprowadzisz
taki
ego słodziaka, to lepiej bym się przygotowała. – Mówiąc to cały czas
spoglądała na Junkiego trzepocząc rzęsami.
O nie –
pomyślałam. Co jak co, ale jego ci nie oddam. Z oczu zaczęłam strzelać
piorunami w kierunku przyjaciółki. Nie zdążyłam jeszcze nic odpowiedzieć, a ta
już zaciągała mojego przystojniaka w kierunku grupki znajomych. Nie pozostało
mi nic innego jak iść za nimi. Po drodze do pubu, moja kochana Karolinka nie
odstępowała Junki’ego na krok, prawie, że na nim wisiała, a co gorsza on nie
wyglądał na zbytnio niezadowolonego. Wręcz przeciwnie, rozmawiał sobie z
nią w najlepsze. Kurde, no!!! Pomimo tego, iż przebywałam z nim dłużej niż
ona
, tyle z nim nie rozmawiałam?! Co to ma być?! Wlokłam się za wszystkimi,
nie spuszczając z oczu znajomej dwójki.
P
o dotarciu na miejscu, rozsiedliśmy się wygodnie w ulubionej loży. W
„Toudim” nie było jeszcze zbyt tłoczno, co miałam nadzieje się utrzyma. Moi
przyjaciele
łącznie z Karolą nie wiedzieli, iż mój nowy znajomy jest wielkim
celebrytem w swoim kraju, jednak to mogło się w każdej chwili zmienić, gdyby
ktoś w lokalu go rozpoznał. Cały czas siedziałam i martwiłam się, czy nagle nie
wejdzie ktoś, kto go zna i nie zacznie się nalot fanek, jak na lotnisku.
Po kilkudziesięciu minutach wszyscy już szaleli. Nawet Junkiego Karolcia
wyciągnęła na parkiet, tylko ja nie potrafiłam się rozluźnić. Siedziałam i
wodziłam wzrokiem za panem gwiazdorem, wściekła na siebie, że nie poszliśmy
w drugą stronę. Mogliśmy teraz przyjemnie spędzać czas we dwójkę. Ach... Po
upływie kolejnych kilkunastu minut, nie wytrzymałam i poszłam zaczerpnąć
świeżego powietrza na zewnątrz. Odeszłam kilka metrów od głównego wejścia,
by nie stać w przejściu, oparłam się o budynek za mną, przymknęłam oczy i
spokojnie oddychałam. Nagle, ni stąd, ni zowąd ktoś złapał mnie za ramię.
Odruchowo wyrwałam się i odepchnęłam dość mocno natręta. Gdy się na niego
spojrzałam, ku mojemu zdumieniu okazało się, iż w kałuży obok mnie siedzi nie
kto inny, jak sam Junki.
Wlepiłam w niego oczy i... Nie wytrzymałam,
wybuchnęłam gromkim śmiechem. To był po prostu uroczy widok, jaki nie raz
pojawiał mi się tylko w wyobraźni. Junkoś ociekający wodą siedzący na środku
wielkiej kałuży. Ze śmiechu łzy napływały mi do oczu. W końcu zdecydowałam
się podejść i pomóc mu wstać. Dalej trzęsąca się ze śmiechu wyciągnęłam rękę
w jego kierunku. Spojrzał na mnie z urażoną miną i sam podniósł się z ziemi.
No to pięknie – pomyślałam. Właśnie zraziłam do siebie kogoś, z kim
planowałam nawiązać jak najlepszy kontakt. Pewnie więcej się do mnie nie
odezwie. Skruszona zabrałam rękę i odsunęłam się o krok. Przystojniaczek dalej
wpatrywał się we mnie wrogo.
- Przepraszam –
powiedziałam, w końcu zmieszana. – To faktycznie nie było
śmieszne, nie powinnam się śmiać. No i przepraszam, że cię uderzyłam, ale nie
wiedziałam, że to tyyyy.... – Co jest?!
Zanim dokończyłam zdanie, Junki złapał mnie za rękę i pociągnął.
- Idziemy, szybko! –
Krzyknął i zaczął biec, ciągnąc mnie za sobą. Biegliśmy
dobrą chwilę, przez wszystkie okoliczne zaułki. Zdyszani zatrzymaliśmy się w
końcu.
- Co-ty-wy-pra-wiasz?! –
Zapytałam dysząc ciężko, a on uśmiechnął się do mnie
szeroko.
-
Nie widać? Uprawiam wieczorny joging.
-
Hę?!
- No w
idziałem, jak twoja koleżanka wychodzi z pubu i trzeba było nas
ewakuować. Przykro mi, ale ona jedna jest bardziej męcząca od całego stada
moich fanek. –
Spojrzałam mu w oczy i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Kamień spadł mi z serca, że nie jest na mnie zły za tamto.
-
Wydawało mi się, że lubisz Karolę – powiedziałam, gdy już trochę się
uspokoiliśmy.
-
Przez pierwsze dziesięć minut tak było, ale potem moja cierpliwość osiągnęła
swoje granice. A ty, skoro wiedziałaś jaka jest twoja przyjaciółka, czemu mnie
nie ratowałaś, tylko zostawiłaś na pastwę losu i wyszłaś gdzieś sama?!
-
Eee... Myślałam, że dobrze się bawisz, więc uznałam, że nie będę ci
przeszkadzać.
-
To ja specjalnie trzymałem się od ciebie z daleka, bo myślałem, że zła na mnie
jesteś za coś. Tylko, właśnie nie wiedziałem za co.
- Wariacie! Za co
miałam być zła na ciebie? Przecież to ja całkiem
zapomniałam, iż umówiłam się ze znajomymi i jeszcze wciągnęłam w to ciebie...
-
No się dogadaliśmy... Heh...
-
W takim razie przepraszam cię za Karolinę, nie myślałam, że tak się do ciebie
przyklei. Najwidoczniej się jej spodobałeś. – Niby powiedziałam to tak
niewinnie, ale strasznie ciekawa byłam jego odpowiedzi.
-
Może jaj jej tak, ale ona mi zdecydowanie nie. – Ulżyło mi, a on dodał
spoglądając mi prosto w oczy – wolę wyższe dziewczyny... – Stałam nie wiedząc,
co powiedzieć. Czy to ostatnie dotyczyło mojej osoby? Czy on naprawdę
powiedział, że woli mnie od niej?! Nie... Na pewno mi się przesłyszało. Pewnie
powiedział to całkiem ogólnie, że lubi wysokie dziewczyny. Tak, to dokładnie
tak było.
-
To co teraz robimy? Pewnie nie chcesz już wracać w objęcia Karoli? Chyba,
że zmieniłeś zdanie, to mogę cię tam odprowadzić. – Mówiąc to ruszyłam z
powrotem. Nie zdążyłam jeszcze zrobić kroku, a Junki już zagrodził mi drogę.
- Nie ma mowy!
Jeżeli nie chcesz ze mną przebywać to, to powiedz, ale nie
zaciągaj mnie z powrotem do jaskini lwa! Błagam. – Słowo „ błagam” w jego
ustach, połączone z robieniem szczenięcych oczu wywołało istny huragan w
moim sercu. W tamtym momencie miałam wielką ochotę rzucić mu się na szyję,
zacząć tulić i obiecywać, że nikomu go już nie oddam, więc nie musi się o nic
martwić. Oh... Musiałam wtedy użyć całej, swojej silnej woli by tego nie
uczynić.
-
Dobrze, już dobrze – odpowiedziałam tylko. – Obiecuję, że nie wrócimy już
tam
. Tylko.., że ja zostawiłam tam moją torebkę. – No i szlag by trafił całą
ucieczkę!
-
To żaden problem... Taadaaam... – i wyciągnął moja torebkę zza pleców. Nie
mogłam w to uwierzyć. Czyli wychodząc z pubu już wiedział, co się stanie...
- Spryciar
z! Od początku zamierzałeś stamtąd uciec?
-
Trafiła się okazja, to musiałem ją wykorzystać, więc wziąłem twoją torebkę i
wyszedłem. Po chwili spotkałem ciebie no i resztę już znasz. – i znów ten jego
uśmiech. Jak on będzie się dalej tak uśmiechał, to moje serce długo już nie
pobije.
-
To teraz zdecydowanie nie musimy już tam wracać. Chcesz jeszcze gdzieś iść
się zabawić czy wolisz już wracać? – Nie idź jeszcze! Błagam. Modliłam się w
duchu wy wybrał pierwszą opcję. W końcu udało nam się zostać sam, na sam.
On nie może chcieć już iść!
-
Myślę, że noc jest jeszcze młoda,.. – yes, yes, yes! (teraz to chyba trochę
Marcinkiewicza przypominałam) – ale nie mam już sił na tańce. Może po prostu
pospacerujemy trochę po mieście, co? – On mi zdecydowanie czyta w myślach!
- Jestem
całkowicie, „za”! Też nie mam już ochoty, na żadne zatłoczone miejsca.
–
Najlepiej chodźmy w jakieś ciemne miejsce, gdzie nie będzie nikogo poza
nami... Hehehehe...
Ruszyliśmy ramię w ramię, prowadziłam nas w stronę wielkiego parku, tam
będzie się nam najprzyjemniej spacerowało i nie powinniśmy spotkać zbyt wielu
ludzi. Tylko jak ja się opanuję w takiej romantycznej scenerii? Jakoś będę
musiała, nie chcę wystraszyć mojego księcia, kiedy wreszcie mam z nim okazję
poprzebywać we dwoje. Idąc wpatrywałam się w jego profil. Było dość ciemno,
więc miałam nadzieję, iż tego nie widać. Nie mogłam się na niego napatrzeć.
Ileż to razy wyobrażałam sobie, że właśnie tak z nim idę, ile razy marzyłam, że
kiedyś będę miała okazję z nim porozmawiać... W końcu Bóg wysłuchał moich
próśb!
Popatrz na mnie jeszcze raz, w Twoich oczach widzę blask, który daje siłę mi na samotne
dni.
Słońcem, kiedy wstaje dzień, nocą, gdy zapadam w sen, jesteś wszystkim tym, co mam nigdy
nie będę sam.
Za twój uśmiech milion gwiazd, za twój dotyk słońca blask, zrobię wszystko by ta miłość
żyła w nas.
Może stanie w miejscu czas, może nic nie zmieni nas, uwierzyłem w moje szczęście
pierwszy raz.
By Patikujek :)