Junkosiowy szał
10. Brat
Trafiłam do nieba...
Po chwili romantycznych uniesień, Junki odezwał się patrząc mi prosto w
oczy.
-
Odpowiesz mi coś na to? – Zapytał. – Wiem, że możesz być zaskoczona –
ZASKOCZONA?! Ja nie jestem zaskoczona... Ja jestem zszokowana do szpiku
kości! Prędzej bym się spodziewała, że księżyc uderzy w ziemie niż tego
wyznania! –
Ale chciałem po prostu powiedzieć ci, co w tej chwili czuję. Od
pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy na lotnisku, nie mogłem przestać o tobie
myśleć. Sam nie wiem, co spowodowało u mnie taką reakcję? Spotykałem w
życiu bardzo wielu ludzi, jednak pierwszy raz ktoś wywołał na mnie takie
wrażenie. Może to dlatego, że byłaś taka bezpośrednia, kiedy się na mnie
wściekałaś i mimo rozpoznania mojej osoby, nie zmieniłaś swojego stosunku do
mnie
by mi się przypodobać tylko wciąż byłaś sobą? Naprawdę nie wiem... Ale
pewien jestem uczucia do ciebie.
Powiedz, czy jest jakaś szansa, że zaczniesz
kiedyś odwzajemniać to uczucie?
Oczywiście, że tak – myślałam. – Już od dawna czuję do ciebie to samo. Jeszcze
zanim cię poznałam, byłam w tobie po uszy zakochana, a poznanie cię osobiście
tylko mnie w tym upewniło... – Chciałam wykrzyczeć mu to i jeszcze wiele,
wiele więcej, ale... Nie potrafiłam.
Na pytanie Junkiego odpowiedziała tylko głucha cisza, a w środku tej ciszy ja,
siedząca z szeroko rozwartymi źrenicami i wyrazem niedowierzania na twarzy.
- Pati?! –
Usłyszałam swoje imię.
-
Muszę jechać! W domu pewnie wszyscy się o mnie martwią! Przecież nie
dałam im znać, że nie wrócę na noc. – Włączył mi się słowotok. – Muszę
zadzwonić po taksówkę! Mój telefon? Eee... a no tak, nie mam telefonu... Emm...
znasz numer do jakiejś korporacji? Mogę zadzwonić od ciebie? – Wstałam i
ruszyłam w kierunku telefonu, znajdującego się w salonie, a przynajmniej tam
widziałam go wcześniej. Jednak Junki złapał mnie za łokieć i zatrzymał.
-
Stój! Odwiozę cię przecież, tylko wezmę dokumenty.
W samochodzie nic już nie mówiłam. Kilka razy odezwałam się tylko, by
pokierować mojego szofera w odpowiednią stronę. Zatrzymaliśmy się na
parkingu pod sklepem
w okolicy mojego domu. Nie chciałam, by Junki odwoził
mnie pod sam dom. Nie było mi potrzeba do szczęścia jeszcze plotek
rozsiewanych przez wścibskich sąsiadów.
Gdy tylko samochód się zatrzymał, od razu chwyciłam za klamkę i zaczęłam
wysiadać. Chciałam jak najszybciej wydostać się z auta. Kiedy zatrzaskiwałam
już drzwi w ostatnim momencie usłyszałam głos Junkiego.
- Czekaj –
zawołał.
Spojrzałam na niego pytająco.
-
Zapomniałaś jeszcze tego – podał
mi przez otwa
rte okno reklamówkę.
Zajrzałam do środka i okazało się,
że jest to moja wcześniejsza zguba.
Znaczy, że musiał wziąć ją z parku i
przetrzymać u siebie.
-
Dzięki – powiedziałam i zaczęłam
iść w kierunku domu. Gdy
odchodziłam, widziałam, że jak na
razie Junki
nie ruszył się z miejsca,
wpatrując się w moją osobę.
Idąc do domu, cieszyłam się, ze mam niby zapomniane zakupy przy sobie.
Potwierdzą moje alibi u rodziców, choć i tak wiem, że swoje będę musiała
wysłuchać. W pierwszej kolejności jednak, zanim dojdę do domu, musze
powiadomić Karolę, o tym, ze u niej spałam dzisiejszej nocy. Niestety znając
przyjaciółkę, będę musiała w zamian powiedzieć jej całą prawdę i to ze
szczegółami, inaczej nie da mi żyć.
- Kurwa! –
Zaklęłam po nosem na brak telefonu... Jednak zaraz poczułam
dziwną wypukłość na wysokości mojej kieszeni w spodniach. Wyjęłam ze
spodni podarunek od ukochanego.
Znając numer Karolci na pamięć (w końcu jest to osoba, do której dzwonię
najczęściej) wystukałam go szybko i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- ... ... ... –
Może nie odbiera przez to, że dzwonię z nieznanego numeru?
- ... ... Hallo?!
-
Cześć Karuś!
-
Pati?! To ty? Co to za numer?! A z reszta nieważne! Cieszę się, że dzwonisz,
bo jestem ciekawa gdzie ty dzisiaj w nocy byłaś?!
-
Co?! Skąd o tym wiesz?!
-
Właśnie najgorsze jest to, że nie wiem o niczym! Wiesz, spotkałam dzisiaj rano
twoją mamę...
-
Że co proszę?!
-
Pytała o ciebie, czy jesteś u mnie.
-
I co jej powiedziałaś?! – Krzyknęłam praktycznie do słuchawki. Zaczynałam
panikować, moje alibi właśnie rozpadało się na miliony malutkich jak ziarenka
pyłu kawałeczków i znikało w czarnej dziurze mojego pecha...
- No wiadomo! –
Odpowiedziała zadowolona. – Wiedziałam, że skoro twoja
mama
nie wie gdzie jesteś, a mnie nie ma z tobą i nic mi też nie mówiłaś,
oznacza to, że stało się coś niespodziewanego. Zrobiłam więc, tak jak kiedyś się
umawiałyśmy – powiedziałam jej, że jesteś u mnie a ja tylko do sklepu po coś
wyskoczyłam.
-
Wiesz, że cię kocham najbardziej na świecie!!! – Krzyknęłam... Nie!
Właściwie wrzasnęłam na całe gardło. Co najmniej dwudziesto tonowy blok
skalny stoczył się z mojego serca, pozwalając mu wrócić do normalnego trybu
pracy.
-
Ma się rozumieć! Ja ciebie z reszta też! Czyli rozumiem, że dobrze
powiedziałam?
-
Oczywiście, nie wiem jak ci to wynagrodzę?
-
Już zapomniałaś ile razy ty mi skórę uratowałaś w ten sposób!? Ale... w
ramach podziękowania musisz mi wszystko opowiedzieć, inaczej nie odezwie się
do ciebie do końca życia.
- Zgoda
-
To w takim razie mów, co się stało? – Pytała podekscytowana. – Pewnie
poznałaś jakiegoś faceta? Tak, tak to na pewno o to chodzi! Opowiadaj, co to za
jeden? Jak wygląda? Znam go? Skąd jest? Gdzie się poznaliście..? –
Bombardowała mnie pytaniami.
-
Kara spokojnie! Miedzy słowami rób przerwy na oddech, bo mi się udusisz
zaraz i kto wtedy będzie mnie ratował?! Odpowiem ci na razie na pierwsze
pytanie: „Tak, chodzi o chłopaka”, a co do reszty to będziesz musiała troszkę
zaczekać, opowiem ci wszystko dokładnie później O.K.?
-
Później, znaczy kiedy?! – Westchnęłam do słuchawki. – No dobra, dobra, ale
musisz jeszcze dzisiaj do mnie przyjść!
-
Obiecuję, że będę, jednak na teraz wchodzę dopiero do domu, więc będę u
ciebie jak tylko uporam się z przesłuchaniem rodziców i jakoś ich udobrucham.
- W takim razie czekam na ci
ebie z niecierpliwością. Cała aż się trzęsę z
ciekawości, więc się pospiesz. Czekam na ciebie w domu!
-Dobrze, papa –
rozłączyłam się.
-
Czas odegrać odpowiednio swoją rolę – powiedziałam do siebie stojąc pod
drzwiami mieszkania. – Tylko, dlaczego
odkąd poznałam Junkiego ciągle muszę
przed kimś cos ukrywać?
Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi, po czym weszłam do środka.
-
Gdzieś ty była i dlaczego nie zadzwoniłaś?! – Jeszcze dobrze nie
przekroczyłam progu a już napadła na mnie rozwścieczona mama. – Wiesz jak
się o ciebie martwiłam, kiedy zobaczyłam rano, że nie było cię w domu na noc?!
Dzwoniłam nawet do taty, czy nie wie gdzie jesteś, ale jemu też nic nie
powiedziałaś! Spotkałam dzisiaj rano Karolinę, więc wiem, że spałaś u niej, ale
tak ciężko było ci wczoraj zadzwonić i uprzedzić o tym?!
- Eee...
Przepraszam mamuś, zagadałyśmy się z Karolą i całkiem o tym
zapomniałam, a kiedy skończyłyśmy była już trzecia nad ranem i nie chciałam
was budzić telefonami, a chodzić po nocy też mi się nie uśmiechało. Poza tym
byłabyś jeszcze bardziej zła, gdybym po ciemku sama wracała do domu! –
Przytuliłam się do niej – Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy. Aaa... i proszę,
twoje zamówienie –
podałam jej kupione wcześniej chemikalia.
-
No mam nadzieję – powiedziała, gdy uwolniłam ją z uścisku. – Ale i tak jestem
na ciebie zła...
- Uff...
Gładko poszło – odetchnęłam z ulgą.
Poszłam do swojego pokoju, rzuciłam na łóżko torebkę i nowy telefon. Nie
mając na nic sił, uznałam, ze dobrze zrobi mi odświeżająca kąpiel.
Po szybkim
umyciu się i wysuszeniu włosów wróciłam do pokoju by
zregenerować siły przed kolejna konfrontacją, tym razem trudniejszą...
Po chwili, powiedziałam sobie, że co ma być to będzie i zabierając tylko
najpotrzebniejsze rzeczy (czytaj telefon i klucze)
ruszyłam do przyjaciółki.
Dzięki Bogu, mama miała dzisiaj od południa do pracy, co uratowało mnie
przed tłumaczeniem: gdzie znów wychodzę?
Przemieszczałam się jakoś wyjątkowo żółwim tempem, niby wiedziałam
przecież, że i tak w końcu tam dojdę, jednak odwlekałam ten moment jak
mogłam. Po drodze zastanawiałam się ile powinnam powiedzieć przyjaciółce,
miałam do wyboru trzy wersje:
1.
Powiedzieć jej wszystko, zaczynając od tego kim Junki jest, a kończąc na
fakcie, ze to z nim spędziłam ostatnia noc i, że teraz jesteśmy ze sobą.
2.
Powiedzieć jej o wszystkim, poza prawdziwą osobowością Junkiego.
3.
Powiedzieć jej, że jesteśmy tylko przyjaciółmi z Junkim, a spędziłam tę
noc u niego, dlatego
że się zagadaliśmy.
Myślałam, myślałam, myślałam i w końcu zdecydowałam, że wiernej
przyjaciółce należy się cała prawda, niezależnie od tego jak na nią zareaguje. Na
pewno będzie tym wszystkim dość mocno zaskoczona, ale wiem, iż mogę jej
ufać.
Kiedy tylko dotar
łam do miejsca skąd na wprost widać już dom Karoli, od razu
zauważyłam machającą do mnie postać. Czy ona faktycznie cały czas mnie
wypatrywała?
Do jej domu nie weszłam... O nie! Ja zostałam wessana przez silnie
podekscytowaną dwudziesto-dwulatkę. W takim stanie jeszcze nigdy nie
widziałam. Ściągnęła ze mnie bluzę, powiesiła ją na wieszaku, po czym
wciągnęła mnie za sobą na górę. Zaraz po wejściu do pokoju rzuciła się na
„nasze” pufy.
- Pati mów, bo nie wytrzymam!
-
Widzę - powiedziałam z kwaśną miną, po czym usiadłam w stałym miejscu.
Zastanawiałam się jak zacząć, gdy...
-
Zaczniesz wreszcie mówić czy nie?!
-
Właśnie myślę, od czego mam zacząć!
-
Od początku! Od tego, z kim byłaś dzisiejszej nocy?! Tylko chcę usłyszeć całą
prawd
ę, bez żadnych wymówek czy pominięć!
-
Byłam z Junkim – odpowiedziałam z westchnieniem.
- Z kim? Znam go? –
No tak zapomniałam, że Kara nie zna prawdziwego
imienia „Juna”.
-
Z tym chłopakiem, który ostatnio przyszedł ze mną do Toudi’ego
- Z Junem?! –
Miała oczy wielkie jak spodki. – Ej... Przecież ci mówiłam, że mi
się podoba, jak mogłaś go dalej podrywać!
-
Karola nie złość się, wysłuchaj mnie najpierw. – Prosiłam zdenerwowaną
koleżankę. – Wiesz, że od jakiegoś czasu mam hopla na punkcie Azji?
- No tak... –
burknęła.
-
No właśnie i nie wiem czy pamiętasz, ale nie raz opowiadałam ci do znudzenia
o Lee Jun Ki’m?
-
O tym Japończyku? A nie, czekaj, Koreańczyku, co tak strasznie ci się podobał?
-
Dokładnie! I Jun to właśnie Lee Jun Ki...
- Co?!
- Dlatego, sama r
ozumiesz, że od kiedy spotkałam go po raz pierwszy na żywo,
nie potrafiłam go sobie odpuścić. Przecież wiesz jak ja za nim strasznie
szalałam od dawna! Nawet ty nie miałaś sił ostatnio już o nim słuchać.
-
Jun jest tym sławnym gwiazdorem?! – Mówiła jakby sama do siebie. – WOW!!!
No, ale
musze przyznać, że poprawił ci się gust. Po tym jak byłaś z Igorem, nie
spodziewałam się tego po tobie. Tak w ogóle dalej nie wiem, jak ty mogłaś być z
ta pokraką? – Mówiąc o moim byłym skrzywiła się i pokazała mi język.
- E
j no! Był miły i opiekuńczy, sama go lubiłaś!
-
No dobra, dobra... Ale mów gdzie się poznaliście, no i kiedy?!
-
Nasze poznanie to dość długa i pokręcona historia, ale było to na lotnisku, w
dniu mojego powrotu z Niemiec... –
Dalej opowiedziałam przyjaciółce dokładnie
ze szczegółami całą historię od wypadku na lotnisku, po chwilę obecną.
Gdy skończyłam już mówić, Karolina nadal się nie odzywała. Siedziała
nieruchomo urzeczona w dalszym ciągu usłyszaną historią, z rozdziawionymi
ustami. Po raz kolejny dzisi
aj zobaczyłam przyjaciółkę w stanie, którego nigdy
wcześniej nie miałam okazji oglądać.
-
Karola?! Nie gniewasz się już prawda?
Wybudziłam ją z letargu...
-
No jasne, że nie. Ale wiesz co? – Rzuciła się mi na szyję. – Ty to masz Pati
szczęście! Też chcę żeby mój ukochany Pattinson, nagle pojawił się u nas w
mieście! Ach... Jakie to wszystko romantyczne... – Rozmarzyła mi się
dziewczyna.
ŚWIST... BUM... – Odciągnęłam od twarzy poduszkę.
- J
ednej rzeczy tylko nie rozumiem. Jak mogłaś mu nie odpowiedzieć na to
wyznanie głupia, skoro tak go uwielbiasz?! – Wykrzyczała mi prosto w twarz.
ŁUP – oberwałam po raz drugi
-
Masz to zaraz naprawić! Pomyślałaś, co będzie, kiedy on pomyśli, że nic do
niego nie czujesz? Albo gorzej! Jak pomyśli, że chciałaś się tylko zabawić z
wielka gwiazdą?!
Spuściłam wzrok w ziemię, ale prawda, nie pomyślałam o tym wcześniej.
-
Masz natychmiast się z nim umówić i to wszystko jakoś odkręcić, za nim
znajdzie pocieszenie w ramionach Magdy, a z tego co opowiadałaś ona raczej
by go nie odrzuci
ła! – Po tych słowach, przed oczyma natychmiast stanęła mi
scena
całującej się pary na ulicy.
Wiedziałam, że powinnam zrobić tak, jak radzi przyjaciółka, czyli jak
najszybciej spotkać się z Junkim i wyznać mu swoje uczucia, jednak nie miałam
na to jeszcze odwagi.
Pod pretekstem
załatwienia pewnej ważnej sprawy, wyszłam od Karoli i
pośpiesznie wróciłam do domu. Wchodząc do mieszkania usłyszałam dźwięk
telefonu. Podbiegłam szybko, by zdążyć odebrać.
- Hallo?
-
Pati, zapomniałam ci powiedzieć przed wyjściem do pracy, byś wzięła Daniela
ze sobą do sklepu i kupilibyście dwie zgrzewki wody mineralnej. Tata dzwonił
dzisiaj i mówi,
ł że będzie dopiero po jutrze, więc musicie sobie radzić bez
samochodu.
Pieniądze zostawiłam w kubku na szafce.
- Dobra spróbuje go namów
ić. Wiesz, że on nigdy nie był miłośnikiem chodzenia
do sklepu, a w ostatnich dniach jest jeszcze bardziej drażliwy.
-
Powiedz mu, że ja mu kazałam iść i koniec. Dobra ja musze kończyć,
trzymajcie się, pa. – I się rozłączyła...
Jakby mi dzisiejszego dnia j
eszcze było mało problemów, to teraz będę się
jeszcze prosić Modego by poszedł do sklepu... Ach... Zajrzałam do kubka i tak
jak się spodziewałam oprócz pieniędzy była tam też dodatkowa lista zakupów.
Wiedziałam, że nie wysłałaby nas po samą wodę...
Złapałam ponownie za telefon i wybrałam numer brata. Po kilku sygnałach
raczył łaskawie odebrać.
-
Słucham
-
Mody przyjdź do domu. Mam kazała nam pójść do sklepu.
-
Nie chce mi się!
-
Mi też nie, ale jeszcze mniej chce mi się słuchać mamy, kiedy wieczorem
przyjdz
ie z pracy i zauważy, że nie zrobiliśmy zakupów.
-
Dobra... Za chwile będę.
-
Ale za chwilę, nie za godzinę! – Rozłączyłam się.
Dobra, to zanim Daniel przyjdzie do domu, zdążę się przebrać w jakieś ciuchy,
w których można się pokazać publicznie na mieście, bo to co miałam na sobie w
tej chwili nadawało się tylko do chodzenia po domu moim lub Karoli.
Zamieniłam szybko spodnie z dresu na jeansy, a bluzę na ulubiona błękitną
koszulę, ściągniętą w pasie paskiem. Gdy właśnie kończyłam rozczesywać
włosy, do domu wszedł „drugorodny” moich rodziców.
- Gotowa? –
Zapytał już od progu. – Pospiesz się!
-
Idę już, sekunda. Wezmę tylko z kuchni portfel.
Do marketu
mieliśmy 15 minut drogi. Zajście tam i zakupy zajęły nam pół
godziny. W sumie musze przyznać, że nawet lubię chodzić z nim do sklepu, bo
pod względem zakupów jest podobny do mnie. Czyli wejść do sklepu kupić co
trzeba i wyjść.
Kiedy wychodziliśmy na zewnątrz z cudownego, klimatyzowanego obiektu
poczuliśmy falę gorąca wręcz uderzającą nas w twarz. Ten dzień był wyjątkowo
upalny, dlatego też zdecydowaliśmy się po drodze do domu wejść na lody.
Wracając bez pośpiechu, ramię w ramię szliśmy w kierunku domu.
Niespodziewanie na ulicy, zatrzymał się obok nas z piskiem niebieski motocykl.
Motoru
nie rozpoznałam, za to jego właściciela od razu jak tylko zdjął kask.
Tylko, co on tu robi?!
Junki s
tanął przed nami z groźna miną, po czym zmierzył wzrokiem mnie i
mojego brata. W momencie,
kiedy chciałam się odezwać i przedstawić ich sobie,
Junki mnie wyprzedził i odezwał się pierwszy.
- Czyli to prawda?!
-
Słucham? Co jest prawdą?!
-
Już teraz rozumiem, dlaczego nic nie odpowiedziałaś na moje wyznanie... Mój
menager mówił mi, że widział cię ostatnio, właśnie z jakimś wysokim
chłopakiem i ostrzegał, żebym to sprawdził. Właśnie przed chwila, zadzwonił do
mnie, że znów z nim jesteś. Nie chciałem mu wierzyć, ale teraz widzę na własne
oczy.
Zawiodłaś mnie Pati! – Po zakończeniu przemowy, szybkim ruchem
odwrócił się, założył z powrotem kask i ruszył.
- Ale to jest mój... –
Nie zdążyłam, odjechał.
Stałam zszokowana patrząc przed siebie za oddalającym się z ogromną
prędkością motocyklem, natomiast mój brat zaśmiewał się do rozpuku. Mi do
śmiechu jednak nie było.
-
Co to był za gość Pati? Z kim ty się zadajesz?! – Pytał Daniel między
kolejn
ymi atakami śmiechu. – Wiesz co, ty zmień znajomych...
Spojrzałam tylko na niego krzywo, po czym wróciłam do wpatrywania się w
coraz mniejszy niebieski punkcik...
By Patikujek