Junkosiowy szał 14 Finał

background image

Junkosiowy szał

14. Finał

-

Co oni kombinują?! – Głośno myślałam, stojąc zestresowana i czekając na

nieznane.
Kuba

zaciągnął Junkiego za róg domu, gdzie nie mogłam ich usłyszeć, a już tym

bardziej zobaczyć. Denerwowałam się jak rzadko.
-

Co Kuba mógł mieć mu do powiedzenia? A co, jak pogorszy jeszcze tę

sytuację?! Kuba... – Jęknęłam z żalu.

Po dziesięciu minutach zatrważającej niepewności moim oczom ukazały się

dwie męskie sylwetki. Obaj szli samodzielnie i nie widziałam u nich żadnych
urazów.
- Uff... S

ą cali – moje największe obawy dotyczące tego, iż mogą sobie zrobić

krzywdę zniknęły. Chociaż te... Jednak ich wyrazy twarzy i tak mnie do końca

nie uspokajały.

Chłopcy szli w moją stronę z poważnymi minami. Z ich oczu również nie dało

się nic wyczytać. Zamiast się stopniowo uspokajać, martwiłam się coraz
bardziej

. W pewnym momencie Junki stanął kilka metrów od mojej osoby,

natomiast Kuba dokładnie przede mną. Położył mi ręce na ramionach i lekko się

zgarbił, tak że jego oczy znalazły się na poziomie moich.
-

Pati! Posłuchaj mnie teraz. Porozmawiałem sobie chwile z twoim znajomym i

uważam, że zasługuje na poznanie prawdy.
- O czym ty mówisz?!

Spytałam zaskoczona.

-

Junki to fajny chłopak, powinien w końcu się dowiedzieć, co naprawdę do

niego czujesz. Powie

dz mu prawdę! Niech wie, że to mnie kochasz. Że zawsze

kochałaś i nigdy nie przestałaś. Ja próbowałem, ale powiedział, że musi to

usłyszeć od ciebie.
-

Jakub! Oszalałeś!

-

Nie ma sensu tego dłużej ukrywać, powiedz wreszcie głośno, co nas łączy.

- Co ty do diaska mówisz?!

Warknęłam.

-

Jak to co?! Przed momentem jak rozmawiałem z Junkim, ona zapytał mnie co

jest między nami?. Tak też powiedziałem mu prawdę, że teraz kiedy wróciłem

znów jesteśmy razem.

Czułam się jak główna bohaterka jakiejś durnej telenoweli słuchając tego, co
mówi do mnie Kuba. Z dwoma wielkimi znakami zapytania w oczach,

odwróciłam się i spojrzałam na Junkiego. Wszystkie mięśnie jego twarzy były

napięte, natomiast oczy mogłyby wywołać kolejne zlodowacenie. Wróciłam

wzrokiem do chłopaka stojącego przede mną.

background image

Nie mogłam uwierzyć, że ta sytuacja dzieje się naprawdę. Przecież gdy ostatnio

rozmawiałam z przyjacielem, wydawało mi się, iż doszliśmy do porozumienia i

uzgodniliśmy, ze nasze uczucia względem siebie to już przeszłość? Co się w
takim

razie zmieniło od tamtego czasu?! Byłam ogłupiała...

-

Pati powiedz coś! Powiedz teraz nam obojgu, co w rzeczywistości kryje się w

twoim sercu?

Zwrócił się do mnie po raz kolejny Kuba.

Wiedziałam, że jeżeli powiem teraz wszystko, któregoś z nich to zaboli. Nie

chciałam rezygnować z żadnego. Jeden był wspaniałym i nieocenionym

przyjacielem, na którego mogłam liczyć od dzieciństwa. Drugi natomiast był

miłością mojego życia. Właśnie... Kochałam go i co by się nie działo nie

mogłam stracić tej miłości!

Gdy długo się nie odzywałam, zauważyłam jak Junki stopniowo się odwraca i

zamierza odejść.
- Czekaj!

Krzyknęłam w jego kierunku.

-

Nie chcę wam przeszkadzać, lepiej już pójdę w swoją stronę – odpowiedział na

moja zaczepkę.
-

Najpierw daj mi coś powiedzieć, a potem zrobisz co będziesz chciał i nie będę

cię zatrzymywać. – Zadziałało, stanął.
-

Kubuś słoneczko, wiesz że cię kocham? – Junki zacinał usta i napiął chyba

wszystkie mięśnie swojego ciała, a ja kontynuowałam nie czekając na

odpowiedź Kuby – Ale kocham cię jak brata. Jesteś moim najwspanialszym
przyjacielem, jednak TYLKO przyjacielem.

Pierwsze łzy, które już dawno

kręciły mi się w oczach, spłynęły po moich policzkach. Choćby następne słowa

nie wiem jak zraniły Kubę, musiałam je powiedzieć. – Wszystkie moje myśli

obecnie zawładnięte są przez Junkiego – Wzięłam głęboki oddech... – Moje
serce bije tylko dla niego, kocham go i nic tego nie zmieni!
-

Powiedziałam to!

Nie wierzę, ale powiedziałam to głośno!

Kuba puścił moje ramiona i wyprostował się. Byłam przekonana, że jest na mnie

wściekły, a przynajmniej zły. Jednak on miał na ustach lekki uśmieszek.

Spojrzałam na Junkiego. Dalej stał spięty z poważną miną.
-

A nie mówiłem?! – Słowa skierowane zostały przez Kubę do mojego

ukochanego.
-

Hę...?! – Nierozumiejąca niczego, przerzucałam swoje spojrzenie z jednego

chłopaka na drugiego.
Jakub

ruszył w stronę Junkiego w dalszym ciągu opartego o maskę samochodu.

Następnie popchnął go w moim kierunku, po czym sam zajął jego miejsce

chichocząc. Junkoś podszedł i stanął dokładnie przede mną. Jego twarz nie

wyrażała żadnych emocji, natomiast w oczach coś się zmieniło. Nie były już

takie rażące lodem jak jeszcze chwilę temu. Spojrzał mi głęboko w oczy. Z obu

stron na policzkach oraz linii żuchwy poczułam jego dłonie, które skierowały

moją głowę delikatnie w swoją stronę. Kiedy jego twarz zbliżała się do mojej

przymknęłam oczy, a na czole poczułam ciepły dotyk jego warg.

Odsunął mnie od siebie na długość ramion.

background image

-

Nie można było tak od początku? – Zapytał

- Co? Czego?
- Nie

mogłaś mi już dawno powiedzieć o swoich uczuciach? Powiedz mi, co

chciałaś osiągnąć przez trzymanie mnie w niepewności? Przecież wiesz co do

ciebie czuję i chyba rozumiesz jakie było dla mnie trudne widzieć cię z innym
facetem? Dodatkowo przyjacielem z dzi

eciństwa!

-

Czekałam na odpowiedni moment – Odpowiedziałam z łobuzerskim

uśmieszkiem na ustach. – Przepraszam. - Wypowiadając to słowo wyciągnęłam

głowę w jego kierunku i dotknęłam ustami jego ust. Moje ręce powędrowały na

jego barki, szyję, a następnie kark, natomiast jego silne ramiona, objęły mnie w
talii i

łapczywie przycisnęły do siebie, jakbym miała zaraz im gdzieś umknąć.

Spragniona

pocałunków ukochanego po długiej abstynencji, wczepiłam się

energicznie

w jego usta nie dając ani jemu, ani sobie chwili wytchnienia.

Wyglądało na to, że jego uczucia były podobne, bo również nie próbował

przerwać tej chwili.
- Ekhmmmm... N

ie chciałbym przeszkadzać, ale ja się będę już zbierał. Pa...

Pomachał i odszedł w stronę swojego samochodu. My jednak nie zwróciliśmy

na to większej uwagi, byliśmy zbyt zajęci sobą.

Junki w Polsce przebywał jeszcze miesiąc. Najpiękniejszy miesiąc mojego

życia. Teraz gdy oboje wreszcie wiedzieliśmy, co do siebie czujemy, mogliśmy

się całkowicie odprężyć i wykorzystywać najlepiej jak się da dany nam czas.

Kiedy tylko Junki kończył pracę, natychmiast pojawiał się u mnie, gdzie

siedzieliśmy rozkoszując się swoim towarzystwem, lub wybieraliśmy się na

wycieczki po okolicy. Równie często, zaglądaliśmy także do niego. Co nieraz

kończyło się dopiero porannym powrotem do domu w moim przypadku.

Musiałam to przyznać otwarcie, ja po prostu byłam całkowicie w nim zakochana
i to jak nigdy w nikim. Gdy

byłam z nim, nie było mi do szczęścia potrzeba nic

więcej. Mogłabym nawet siedzieć w więziennej, zimnej celi, gdyby tylko koło

mnie siedział mój najdroższy.

Dni upływały nam niestety bardzo szybko i data wyjazdu Junkiego zbliżała się

nieubłaganie. Do tego okrutnego momentu został już tylko tydzień, ale ja nadal

nie potrafiłam przyjąć do wiadomości faktu, iż niedługo już nie będzie ze mną

człowieka, za którego byłabym w stanie oddać życie.
-

Kochanie musimy dzisiaj poważnie porozmawiać! – Powiedział tego ranka do

mnie Junki przez telefon gdy,

jak co dzień rozmawialiśmy po przebudzeniu się.

-

Czy cos się stało? – Zapytałam lekko wystraszona.

-

Nie martw się, to nic takiego, jednak chciałbym z tobą porozmawiać o tym

osobiście. Przyjadę po ciebie koło trzynastej i zabiorę gdzieś na obiad. Wtedy
porozmawiamy, dobrze?
-

Zaczynam się bać, no ale dobrze.

- Koch

am cię, pamiętaj o tym. Pa.

-

Ja też cię kocham. Papa

background image

Jego słowa niesamowicie mnie zaniepokoiły. Nie wiem dlaczego, ale miałam

jakieś złe przeczucia. Zastanawiałam się, o co może chodzić. Jednak nic

sensownego nie chciało mi przyjść do głowy. Pół dnia chodziłam jak struta,

psując tym humor innym domownikom, aż nadszedł czas spotkania.

Wyszykowałam się by być gotową na pierwsza popołudniu i niecierpliwie

czekałam momentu, gdy czerwona Honda zajedzie przed mój blok. Stałam i

stałam, gdy dochodziło już piętnaście po pierwszej. Junki nigdy się nie spóźniał,

zaczynałam się poważnie martwić. Po kolejnych pięciu minutach Junkiego nadal

nie było widać, a telefon miał wyłączony. Pewnie zdjęcia się przesunęły –

uspokajałam się w duchu. Zdecydowałam przejść się kawałek by rozruszać nogi,

zdrętwiałe od stania w miejscu. Nie zdążyłam wyjść za blok, gdy na horyzoncie

ujrzałam jadący z duża prędkością czerwoniutki samochód. To był on. Nikt inny
nie ma

tutaj takiego auta, jak również nikt inny nie jeździ tutaj z taką prędkością.

Junki stanął praktycznie przed moimi nogami i szybko wysiadł, od drzwi

tłumacząc się i przepraszając za spóźnienie. Nie miałam mu tego za złe,

rozumiałam przecież, że z pracą to różnie bywa i nie zawsze się nam udaje

wszystko. Dlatego też nie dając mu skończyć tego rozpaczliwie błagającego o
wybaczenie monologu,

szybkim ruchem zarzuciłam mu ręce na szyje i zatkałam

mu,

cały czas walczące ze mną ciepłe usta swoimi wargami. Kiedy po kilku

chwilach, przestał bełkotać pozwoliłam mu wziąć oddech.
-

Jeżeli powiedziałbyś jeszcze słowo to sama bym się chyba udusiła.

Powiedziałam ciężko dysząc, ale szczerze i szeroko się do niego uśmiechając.
-

To zrobiłbym ci wtedy oddychanie usta-usta – odpowiedział również

uśmiechając się do mnie, a w następnej chwili już całując mnie z wielką

żarliwością. Tę przyjemną scenkę zakłócił niestety pewien dźwięk

wydobywający się z mojego brzucha. Ja na widok Junkiego zapominałam o

wszystkim, jednak jak się okazuje moje wnętrzności nie i właśnie w tym

momencie przypominały, iż czas na posiłek już minął i czas to nadrobić.
-

Coś mi się wydaje, że moje spóźnienie nie spodobało się twojemu żołądkowi

wyszczerzył zęby. – On na mnie warczy – powiedział chichocząc oraz

przystawiając ucho w kierunku mojego żarłocznego żołądka.
-

Uważaj bo cię ugryzie!

-

Nie odważy się!

-

Ja bym nie była tego taka pewna... Aaa... – Zapiszczałam kiedy Junki złapał

mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
-

Dalej myślisz, że twój brzuch miałby ze mną jakiekolwiek szanse?!

-

Oczywiście – odparłam wesoło, wisząc w dalszym ciągu głową w dół, wzdłuż

jego pleców.

Nasze wygłupy zrobiły się zbyt głośne, gdyż ludzie zaczęli się na nas gapić.

Uznałam, że najwyższy czas się stąd wynieść, tym bardziej, że moi rodzice
nadal nie wiedzieli

nic o moim nowych chłopaku. A nie miałam wtedy ochoty

im tego wszystkiego tłumaczyć.

background image

-

Jeżeli nie chcesz, by mój głód przemówił pełnią siły to może chodźmy już

gdzieś coś zjeść?

Niecałą minutę później, jedynym śladem, który mógł wskazywać, iż

kiedykolwiek tu byliśmy, była chmura kurzu unosząca się spod kół.

Wylądowaliśmy w małej pizzerii za miastem, gdzie prawdopodobieństwo, iż

ktoś rozpozna Junkiego wynosiło minus dziesięć. Tam mogliśmy spokojnie coś

zjeść zajmując się tylko sobą. Gdy weszliśmy, Junki poprowadził mnie w stronę
stolik

a na uboczu. Gdy usiedliśmy, kelner zaraz wręczył nam menu.

-

Zamawiaj na co masz ochotę. – Stwierdził chłopak siedzący na przeciw mnie.

-

Hmmm... Niezły wybór. Może...

-

Ja chcę Hawajską!

-

Moja ulubiona! To ja poproszę to samo. – Powiedziałam ucieszona.

Początkowo jedliśmy w milczeniu, w końcu jednak Junki zaczął rozmowę.
-

Patuś wiesz już, że w przyszłym tygodniu musze wyjechać?

- Niestety

spuściłam wzrok próbując opanować łzy cisnące się do oczu.

Poczułam ciepło na swojej dłoni, trzymanej akurat na kolanach pod stołem.

Spojrzałam z powrotem na niego.
-

Uwierz, że mi wcale nie jest łatwiej. Nie chcę cię zostawiać.

-

A naprawdę nie możesz zostać?

-

Rozmawialiśmy już o tym, tłumaczyłem że nie mogę. Kontrakt mi na to nie

pozwala.

Odpowiedział smutnym głosem.

- Tak, wiem, przepraszam, po prostu...

Pierwsza łza spłynęła po policzku.

Szybko wytarłam ją wierzchem dłoni, starając się by Junki tego nie zauważył. –

Po prostu nie wyobrażam sobie rozstania z tobą. Będziesz tak daleko... Ale
obiecujesz codziennie

dzwonić i pisać?! A może kiedyś wpadniesz na jakiś

weekend?!
-

No właśnie... Nie mogę ci tego obiecać...

-

Co masz przez to na myśli?!

-

Obawiam się, że nasz kontakt zerwie się i to nie za tydzień a za 2 dni.

- Junki o czym ty mówisz do cholery?! Jak to z

erwać kontakt? – Nic nie

rozumiałam z tego co on mówił. Zerwać kontakt?! Dlaczego?! Ja nie chcę!
-

Chodzi o to, że... Nie mogę zostać do następnego poniedziałku tak jak

myślałem. W piątek musze być w Korei, co oznacza, iż musze wyjechać w

środę ,czyli za dwa dni!
-

No dobrze. Musisz wcześniej wyjechać, ale dlaczego chcesz zrywać kontakt.

Przecież powiedziałeś, że mnie kochasz i teraz chcesz tak po prostu wyjechać i

więcej się nie odzywać?! Nie rozumiem tego... Nie! – Wstałam od stołu z hukiem
i szybkim krok

iem wyszłam przed lokal.

Odeszłam kilka kroków od głównego wejścia by nie rzucać się aż tak w oczy, ze

swoją już czerwoną i spuchniętą od płaczu twarzą. Po kilku sekundach koło

mnie pojawił się Junki.
-

Pati wysłuchaj mnie!

-

Nie! Nie chcę teraz z tobą rozmawiać, daj mi spokój!

background image

- Patrycja!

Położył mi dłonie na ramionach i potrząsnął mną, próbując mnie w

ten sposób uspokoić. – Daj mi najpierw coś powiedzieć!
-

Nie chcę cię teraz słuchać! Zostaw mnie i...

-

Idę do wojska! – Przerwał mi w pół słowa, a ja zaniemówiłam. – Dzwonili do

mnie, że dostałem ostateczne wezwanie, od którego nie mam już się jak wykręcić.
-

Więc to dlatego...

-

A co myślałaś?! Naprawdę byłabyś w stanie uwierzyć, że tak dobrowolnie

chciałbym cię porzucić?! Ty naprawdę uważasz, że taki jestem?!
- To nie tak! Ja...
-

Nieważne. – Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.

Wojsko! Nie wierzę! To nie może być prawda! – Myślałam. Dobrze wiedziałam,
co to oznacza

. Wojsko było jednoznaczne z co najmniej dwoma laty rozłąki. Jak

ja mam to znieść?! Nienawidzę Korei!
- Wojsko...

Westchnęłam, a łzy ponownie spłynęły po moich policzkach.

Pochlipując, wtuliłam twarz głębiej w ramię ukochanego, który już niedługo

miał mnie zostawić.

Ostatnie dwa dni minęły jak z bicza strzelił.. Jednak ani on, ani ja nie

potrafiliśmy się cieszyć ostatnimi pozostałymi nam chwilami. Prawie ze sobą

nie rozstawaliśmy. Nie potrafiłam znaleźć żadnych dobrych stron tego wyjazdu.

No może jedynie to, że jeżeli teraz odbędzie służbę, to później nie będzie musiał.

Choć nie wiem czy to można nazwać dobrą stroną..?

W dniu odlotu pożegnaliśmy się pod jego domem. Oboje uzgodniliśmy, że

lepiej będzie, kiedy nie pojawię się na lotnisku. On powiedział, iż boi się, że

mógłby jednak się wrócić i zrobić coś głupiego, ja natomiast nie chciałam

odstawiać histerii w miejscu publicznym. Tym bardziej, że można się tam

spodziewać wielkiego tłumu fanów. Obiecałam sobie też, że nie będę płakać

przy pożegnaniu, by nie utrudniać ukochanemu tego wyjazdu jeszcze bardziej.

Niestety nie wyszło to do końca. W momencie, kiedy Junki już spod samochodu,

do którego wsiadał nagle się cofnął, by przytulić mnie po raz ostatni, kilka łez

wypłynęło spod moich powiek. Szybko starłam słone krople, nie chcąc by je

zobaczył.

Godzina trzecia w południe. Siedziałam w oknie swojego pokoju wpatrując się

w niebo. Pomimo łez przesłaniających widoczność, starałam się zobaczyć na

niebie przelatujące samoloty. Wtedy, chyba po raz pierwszy w życiu miałam

prawdziwą depresję...

Miesiące mijały. Staraliśmy się z Junkim pisać do siebie jak najczęściej, jak

również dzwonić, gdy tylko dostał zgodę. Czasami wbrew sobie wręcz prosiłam

go, by zamiast do mnie wykorzystał limit telefonów, dzwoniąc do rodziny. Tym

bardziej, że limit ten wynosił jeden telefon na tydzień. On jednak zawsze
dz

wonił do mnie, a gdy nie odbierałam nie dawał za wygraną, aż się poddałam.

background image

Było wiele ciężkich chwil, szczególnie gdy zobaczyłam jak moje słoneczko

straszliwie schudło w tym wojsku. Byłam gotowa z miejsca się ubrać i lecieć do

niego z porządnym polskim obiadem.

Po niecałym roku, kiedy zaczynałam już odliczać dni do wyjścia (nie żebym nie

robiła tego od dnia wyjazdu Junkiego) znalazłam w skrzynce list pochodzący z

Korei. Jednak nie wyglądał jak te wszystkie poprzednie, które dostawałam od
Junkiego.

Wróciłam do domu, po czym szybko otworzyłam wiadomość w

zaciszu swojego pokoju.

Witaj Patuś

Dzisiaj piszę tylko krótki liścik, mając nadzieję, iż zgodzisz się na

moje zaproszenie i wkrótce się zobaczymy. Na przyszły tydzień udało

mi się dostać pięciodniową przepustkę z wojska, dlatego też bardzo

zależałoby mi, byś przyjechała na ten czas do Korei. Bardzo za tobą

tęsknię i niezmiernie pragnę cię zobaczyć. Jeżeli się zgadzasz

oddzwoń na numer zapisany po drugiej stronie kartki. Mój manager
przygotuje dla ciebie wszy

stko. Oczywiście nic się nie martw o

koszta, wszystko jest już załatwione.

Kocham Cię

Zawsze twój, Junki”

Moje serce miało ochotę wyskoczyć mi z piersi. I on jeszcze pyta czy

chciałabym?! Ach zobaczę go, zobaczę!!! Złapałam za telefon i wykręciłam
podany

w liście numer. Wyszło na to, że mam zafundowane bilety dla dwóch

osób, a sam wyjazd wypada dokładnie za tydzień.
- Mamo!

Wrzeszczałam idąc w kierunku sypialni rodziców. – Za kilka dni

wyjeżdżam! – Nie czekając na odpowiedz zdziwionej rodzicielki pobiegłam jak

najszybciej powiedzieć o wszystkim przyjaciółce.

Dwa miejsca oznaczały, iż mogę kogoś ze sobą zabrać. A kogo miałabym

większą ochotę mieć przy swoim boku, niż najlepszą przyjaciółkę?!

Karolina oczywiście ochoczo zgodziła się na wyjazd. Muszę się przyznać, iż

ostatnio trochę ją zaniedbywałam, ale kiedy nie było przy mnie Junkiego, jakoś

nie miałam ochoty na spotkania towarzyskie. Karola jednak nie miała o to do

mnie żadnych pretensji i już po pięciu minutach ustalałyśmy listę rzeczy do
spakowania.
Dn

i ciągnęły mi się jeszcze bardziej, gdy z niecierpliwością czekałam na dzień

wylotu.

Kiedy przeszłyśmy już z przyjaciółką odprawę i zajęłyśmy miejsca w

samolocie, nadal nie potrafiłyśmy uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nawet

moja nienawiść do latania nie potrafiła zniszczyć mojej euforii.
-

Kara uszczypnij mnie! Jeszcze trochę i zobaczę Junkiego!

-

Ach ciekawa jestem jak wygląda w takich krótkich włosach?

background image

-

Jak zwykle pięknie – odpowiedziałam z

pewnością w głosie. – Chociaż musze przyznać, że

wolałam go długich.

Podróż była długa, jednak ja nie czułam zmęczenia,

moja ekscytacja rosła z minuty na minutę. Po

kilkunastu godzinach, znalazłyśmy się wreszcie u
celu.

Według umowy manager Junkiego, pan Jo

Tae

Dong miał czekać na nas na lotnisku.

Wypatrywałyśmy znajomego Koreańczyka, który miał nas zabrać do hotelu a

następnie na spotkanie z moim prywatnym gwiazdorem, jednak nie było to

proste w tym tłumie. Po dłuższej chwili rozglądania się na wszystkie strony,

usłyszałam za plecami męski głos mówiący w moim ojczystym języku. To

musiał być on!
- Panie Tae Dong!

Zawołałam w kierunku usłyszanego głosu. – Hallo, tutaj!

Pomachałam, gdy mężczyzna zareagował na swoje imię

-

Witam panie! Jak wam minęła podróż?

-

Bardzo dobrze, nie miałyśmy żadnych problemów, ale teraz, jeśli można

chciałabym jak najszybciej znaleźć się w hotelu, a potem u Junkiego.
-

Dobrze, dobrze chodźmy już.

Gdy tylko dostałam się do swojego pokoju hotelowego, rzuciłam walizki na

łóżko szukając odpowiedniej kreacji powitalnej. Nie tracąc czasu na

odpoczynek, przebrałam się, przeczesałam włosy i już byłam gotowa do dalszej

drogi. Całe szczęście moja przyjaciółka zrobiła to samo, tak też pan manager

nie miał wyjścia jak od razu wieść nas do jednostki.
-

Dziewczyny, nie wiem czy już wam o tym wspominałem, ale Junki tak od razu

nie wyjdzie.
- Jak to?!

Zapytałam z przerażoną miną.

-

Musi dać tam najpierw koncert dla innych służących w jednostce, a dopiero

potem będziemy mogli go zabrać.

Skrzywiłam się.
-

Powinnaś się cieszyć, chyba jeszcze nigdy nie widziałam Junkiego podczas

koncertu na żywo, prawda?

Prawda. To będzie pierwszy raz, gdy usłyszę go jak śpiewa i ujrzę na scenie na

żywo. Może to i dobrze, że trafił się ten koncert?

Na miejscu okazało się, iż nie jesteśmy jedynymi osobami z poza jednostki,

chcącymi zobaczyć ten koncert. Na całe szczęście z naszymi vipowskimi

wejściówkami, nie musieliśmy stać w kolejce, tylko od razu znaleźliśmy się w

pierwszym rzędzie pod sceną. Nerwowo rozglądałam się, czy gdzieś nie widać

może mojego ukochanego. Czy wie, że już tu jesteśmy?

Wreszcie światła na widowni pociemniały, a scena zabłysła. Moim oczom

ukazał się on. Tak bardzo chciałam w tamtym momencie wskoczyć na scenę, a

następnie tulić go i całować do utraty tchu. Musiałam się jednak opanować, a

nie było to łatwe. Widownia szalała gdy przywitał się z wszystkimi przybyłymi.

background image

Następnie zaczął coś opowiadać, tyle że ja nie znałam koreańskiego, tak też nic

z tego nie rozumiałam. Wydaje się, że na początku opowiadał coś śmiesznego,

gdyż widownia co chwila wybuchała śmiechem. Po kilku minutach jednak, na

sali nastała nagła, nienaturalna cisza. Zaczęłam się rozglądać wokół by

zobaczyć o co chodzi i wtedy okazało się, że wzrok wszystkich skierowany jest

na mnie. Mężczyźni patrzyli z zaciekawieniem, kobiety natomiast z chęcią
mordu.
-

Karola co się dzieje?!

-

Nie wiem właśnie! – Przyjaciółka odpowiedziała mi rozpaczliwie.

W tym czasie Junki zaczął schodzić ze sceny w naszym kierunku. Podszedł do

nas, objął mnie, po czym powiedział coś do mikrofonu. Wydaje mi się, iż w
tym z

daniu usłyszałam swoje imię. Na widowni dalej panowała cisza.

- Witaj kochanie –

zwrócił się wreszcie do mnie, a jego słowa były przekładane

przez tłumacza dla ogółu obecnych. – Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem!
-

Uwierz, że ja bardziej! – Przylgnęłam do niego.

-

Mam do ciebie jednak, jedno małe pytanko!

- O co chodzi? –

W tle usłyszałam to pytanie w przekładzie. Zaczynała mnie

denerwować na mało prywatna rozmowa.
-

Ale pamiętaj, że musisz odpowiedzieć mi tutaj od razu!

- Dobrze... – J

akoś zaczynałam się martwić.

Junki wciągnął mnie na scenę i powiedział coś po koreańsku do wszystkich
zgromadzonych

, na co ci zareagowali brawami. Rozglądałam się nerwowo po

widowni. Nigdy nie lubiłam występów publicznych, a stanie przed takim

tłumem było rzeczą okropną. Nagle uświadomiłam sobie, ze cos się dzieje.

Spojrzałam z powrotem na Junkiego. Ten nie puszczając moich dłoni

przyklęknął na jedno kolano i zapytał po polsku.
-

Pati skarbie, wiem że to dość niespodziewane, ale nie chcę dłużej czekać! Czy

wyjdziesz za mnie?

Czułam się tak jakby trzasnął mnie piorun. Byłam w tamtej chwili

najszczęśliwszą osobą na ziemi, jednak nie potrafiłam się odezwać. Byłam w

takim szoku. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczyma, a nogi poddały się
grawitacji...
-

Pati! Pati kochanie! Słyszysz mnie? – Wydawało mi się, ze słyszę głos

Junkiego, ale to było niemożliwe. Przecież on w wojsku jest! Zaraz, zaraz...

Aaa... Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam nad sobą pochylających się

Junkiego i Karolę. Wszystko mi się przypomniało.
-

Uff... Słońce, ale mi stracha napędziłaś – powiedział mój ukochany z

nieskrywaną ulgą w głosie.

Podniosłam się na miękkich nogach. Dzięki bogu był obok mnie Junki, który w

ostatniej chwili powstrzymał mnie przed kolejnym upadkiem. W tym

momencie jego twarz znalazła się dokładnie na wysokości mojej. Zarzuciłam

mu ręce na szyję.
- Tak

szepnęłam.

background image

Spojrzał na mnie.
-

Kocham cię i będę szczęśliwa mogąc wyjść za ciebie. – Słowa te

potwierdziłam gorącym pocałunkiem.

Chwile rozkoszy jednak przerwało nam pytanie kogoś zza kulis. Junki

odpowiedział mu w ojczystym języku, po czym zostało to powtórzone jeszcze

raz wszystkim. Sala zaczęła wiwatować, więc uznałam, że pytanie pewnie

dotyczyło tego czy się zgodziłam. Sekundę później podbiegła do mnie Karola

zarzucając mi ręce na szyję i gratulując.
-

Tak się cieszę Pati! Wreszcie wszystkim nam się układa!

-

A komu to jeszcze się coś układa? – Zapytałam podejrzliwie.

-

Eee... No bo wiesz... W czasie gdy ty, izolowałaś się od nas z tęsknoty, ja z

Kuba jakoś tak się do siebie zbliżyliśmy...
-

Kochana moja to gratuluję!

Staliśmy wszyscy na scenie wzajemnie się obejmując i całkowicie zapominając

o tysiącach ludzi nas otaczających.

Epilog

Mały-Bon Tam i Joon-Min siedzieli jak zaczarowani wysłuchując opowieści.

Kto by przypuszczał, że tą dwójkę łobuzów tak zaciekawi ta historia.
- Babciu to jak w bajkach!

Odezwała się entuzjastycznie dziewczynka. – Ty

byłaś jak kopciuszek a dziadek jak waleczny książe! – Zaśmiałam się.

Fakt. Też nie raz tak o tym myślałam. Chociaż upłynęło już ponad pięćdziesiąt

lat, dalej nie potrafię uwierzyć w swoje szczęście. Uścisnęłam mocniej dłoń

cały czas trzymająca moją rękę i spojrzałam w oczy mężczyźnie obok. Jego

spojrzenie nadal przypominało mi tego słodkiego chłopaka, w którym

zakochałam się lata temu.
- Mamo

! Tato! Dzieciaki! Starczy już tych wspomnień, chodźcie na obiad!

Z kuchni wyjrzała moja cudowna See-Yon. Za każdym razem gdy na nią

patrzyłam, to tak jakbym widziała Junkiego w młodości. Nie dziwię się, że to
córeczka tatusia. Od

kąd ujrzał ją po raz pierwszy w szpitalu nie mógł sobie

wybaczyć, iż przez pracę nie był w stanie być obecnym podczas porodu. Chyba

właśnie dlatego, nieraz za dużo jej pozwalał, z reszta ja też przez to jej

podobieństwo do ojca. Oboje do teraz często wykorzystują te swoje specyficzne

spojrzenie i uroczy uśmiech, wiedząc jak to na mnie działa.

Po raz kolejny zwróciłam wzrok na ukochanego człowieka, dziękując bogu, że

dał mi go, a następnie córkę i wnuki...

Mam nadzieję, że się podobało. Sporo mi zajęło napisanie tego ostatniego rozdziału, ale

wydaje mi się, że wyszło przyzwoicie.

Już wiem, iż będę bardzo tęsknić do Junkosiowego szału, jednak wolałam nie robić z niego

kolejnej „Mody na sukces”

Chciałabym tylko napisać jeszcze, iż niedługo pojawi się kolejne moje dzieło, dlatego też

nie rozpaczajcie zbytnio. :D


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
plan zarz 14 final v3, plan zarządzania
Junkosiowy szał 3 Uśmiech
Junkosiowy szał 8 Siła perswazji
Junkosiowy szał 4 Ławka
Junkosiowy szał 11 Zdjęcie
Junkosiowy szał 2 Telefon
Junkosiowy szał 13 Przyjaciel
Junkosiowy szał 10 Brat
Junkosiowy szał 6 Torba z zakupami
Rozdział 14 Finał YCD
Junkosiowy szał 5 Ona
Junkosiowy szał 1 Spotkanie
Junkosiowy szał 7 W innym świecie
Junkosiowy szał 12 Jakub
Junkosiowy szał 9 Zatracenie
zestaw pytań finał j angielski 14
9x04 (97) Final, Książka pisana przez Asię (14 lat)

więcej podobnych podstron