Junkosiowy szał 4 Ławka

background image

Junkosiowy szał

4. Ławka

Ale miałam cuuuudny sen! W głowie dalej mi wiruje, w brzuchu bulgocze, a

usta

mi drżą... Dotknęłam swoich, ciepłych warg... Zaraz, zaraz... To nie był sen!

To się zdarzyło naprawdę! Noc, blask księżyca, my dwoje... Tak, tak,
zde

cydowanie to nie był sen! Czyli to pożegnanie..? Aaa.. Ale zacznijmy od

początku.

Po

umieszczeniu w kałuży Junkiego (na samo wspomnienie mam uśmiech na

ustach), ucieczce przed Karolą, a następnie zostaniu tylko we dwoje, przeżyłam
magiczne chwile. Na space

r wybraliśmy się do pobliskiego parku. Chodziliśmy

długo ramie w ramię, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Junki

opowiedział mi o życiu w Korei, o swoich ciężkich początkach w świecie
showbiznesu. Jak

nie raz już wszystko rzucał, by koniec końców jednak do tego

powrócić, ile musiał się nacierpieć, by dojść do miejsca, w którym się obecnie
znajduje.

Osobiście nieraz czytałam o jego trudnych początkach, ale kiedy

słyszy się to na żywo, od samego bohatera tych historii to tak naprawdę dopiero
wtedy zaczyna

człowiek o pojmować. Później przeszliśmy do radośniejszych

tematów, przykładowo naszych śmiesznych wpadek. Zawsze myślałam, że to ja

mam co opowiadać potomności, ale okazało się, iż byłam w błędzie. Te historie,

jak to podczas nagrywania teledysku wkręcił sobie włosy w wentylator, jak

pomylił drzwi i wszedł do damskiej szatni, skąd co ciekawe w pierwszym
momencie nawet go nie wyrzucili... Oh Junki...

Byłam w niebie... Nigdy nie śmiałabym nawet przypuszczać, że coś takiego

może się zdarzyć w moim życiu, że chodząc po moim, nikomu nieznanym

mieście będę rozmawiać z samym Lee Jun Ki’m. W końcu krocząc sobie
spokojnie,

no może nie do końca spokojnie, bo w ciemnościach nie raz już bym

leżała twarzą do ziemi, gdyby nie refleks Junki’ego, w egipskich ciemnościach
parku

dostrzegliśmy ławeczkę. Nasz spacer trwał już około dwóch godzin, więc

nogi domagały się odpoczynku, tak też zdecydowaliśmy się usiąść na chwilę.

Podeszliśmy do ławki, odwróciliśmy tyłem i opadliśmy... Problem w tym, że nie

na ławkę a na trawę. Jednocześnie zaczęliśmy się głośno śmiać. Jak się okazało,

w mroku nie zauważyliśmy, iż ławce brakuje paru desek, a dokładnie miała

tylko pierwszą z brzegu i ostatnią – górną. Dobrze, że było ciemno i nikt nie

widział, jak siedzimy na ziemi z nogami powyżej głowy. Oboje przez dobre

kilka minut nie potrafiliśmy się powstrzymać od śmiechu, co jeszcze bardziej

utrudniało nam wydostanie się z drewnianej, parkowej pułapki. Junki’emu udało

się uwolnić jako pierwszemu, otrzepał spodnie (mokre jeszcze po zafundowanej
prz

eze mnie kąpieli w kałuży) i zaczął pomagać mi się wykaraskać. Nie było to

background image

wcale

łatwe, jakoś się zaklinowałam i utknęłam. Junki ciągnął z całej siły, aż w

końcu wyskoczyłam tyłkiem z potrzasku, jednak zrobiłam to z takim impetem,

że poleciałam całym ciałem na mojego wybawcę, przewracając go na plecy i

przygniatając do ziemi swoim ciałem! Leżąc tak, patrzyliśmy sobie w oczy,

pomimo tego, iż wiedziałam, że powinnam się ruszyć, nie potrafiłam. Leżałam
na nim bez ruchu,

a on wpatrując się we mnie w ogóle nie wydawał się

zniecierpliwiony tą sytuacją. Było mi ciężko oddychać, jego twarz tak blisko
mojej, nasze oczy wpatrzone w siebie...

Pomimo ciemności widziałam księżyc

odbijający się w jego czarnych źrenicach. Mijały kolejne sekundy, a my ani

drgnęliśmy... W końcu chłopak odezwał się pierwszy.
-

Masz tu coś we włosach – powiedział lekko skrępowany i wyjął mojej

czupryny jakiś listek.

Tego mi było trzeba, jakiegoś bodźca by się poruszyć. Z prędkością światła

zarwałam się na równe nogi, a on zaraz za mną.
- Przepraszam

tyle dałam radę powiedzieć zmieszana. Zwykle się nie

czerwienię, jednak w tym przypadku czułam żar wypływający na moje policzki.

Dziękowałam Bogu, że jest tak ciemno i nikt tego nie widzi, a w szczególności
pewna

osoba. Chociaż u Junki’ego, też nie widziałam tej zwykłej mu pewności

siebie.

Oboje staliśmy tak, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć. Czas działał na

naszą niekorzyść i z każdą sekundą czuliśmy narastające zakłopotanie. Uznałam

w końcu, że ta sytuacja zaczyna być śmieszna, przecież to był nic nieznaczący

wypadek, a my, dwoje dorosłych ludzi zachowywaliśmy się, jakbyśmy co

najmniej dziecko zrobili. Odwróciłam się w stronę ławki, która była powodem

całego zamieszania i zaczęłam chichotać. Czułam na sobie spojrzenie Junkie’go,
który wkrótce s

am się roześmiał.

-

Przykro mi, ale będę musiał zaraz iść – odezwał się po chwili. Mój humor

momentalnie się pogorszył. Wiedziałam, że ta chwila nadejdzie w końcu, ale nie

chciałam, żeby to było teraz. Tak właściwie to nie chciałam, żeby to było
kiedykolwiek!
- Rozumiem

odpowiedziałam. – Szkoda, że tak szybko.

-

Będę w Polsce jeszcze przez jakiś czas, więc na pewno wkrótce się odezwę.

- Ale nie masz mojego numeru?!
-

Dałaś mi maila, pamiętasz? – No tak, z tych wrażeń całkiem zapomniałam.

- Ach, prawda.
- Jednak

mamy jeszcze chwilkę, także wykorzystajmy ją najlepiej jak się da – Tu

się uśmiechnął, nie widziałam dobrze, ale jestem pewna, że to zrobił. Co

ciekawe, podczas uśmiechania się musi emitować jakieś fale, ponieważ za

każdym razem gdy tylko się uśmiechnie, czuję to w całym ciele, tak samo było
teraz.

Byłam ciekawa, co ma na myśli mówiąc: „...wykorzystajmy ją najlepiej jak się

da” i też zaraz miałam poznałam odpowiedź.

Spokojnie ruszyliśmy w kierunku wyjścia z parku. W towarzystwie Junkosia,
czas

leciał mi na tyle szybko, że nawet nie wiem, kiedy weszliśmy tak daleko w

background image

głąb. Idąc blisko siebie, co jakiś czas nasze dłonie się o siebie ocierały, przy

każdym takim dotyku przechodził mnie dreszcz. W pewnym momencie, przy

kolejnym takim dotknięciu, Junki niespodziewanie złapał mnie za dłoń, nasze

palce się splotły... Nie spojrzeliśmy na siebie, szliśmy jak gdyby nigdy nic. Nie

wiem jak to było z nim, ale ja miałam obawy, iż moje serce zaraz przebije klatkę

piersiową i zacznie biegać po parku. Czułam ciepło napływające z jego dłoni, to

było chyba najprzyjemniejsze uczucie, jakie istniało. Jego dłoń była tak gładka,

ciepła i – pewna. Nie chciałabym już nigdy jej puszczać. Niestety, moje

wymarzone „nigdy” w tym momencie dobiegło końca.

Byliśmy już przy bramie parku. Junki stanął na przeciw mnie i puścił moją rękę.

Miałam ochotę się rozpłakać... Dlaczego ten cholerny park nie jest większy,

dlaczego jest już tak późno, dlaczego nie możemy zostać tak dłużej?! To tylko

kilka z miliona pytań pt. „Dlaczego...” biegających po mojej głowie. Patrzyłam

się... Nie ja się gapiłam na swoje stopy, nie mając odwagi podnieść głowy i się

pożegnać. Wiedziałam, ze on ma mojego maila, a ja jego numer telefonu, ale co

jeżeli nie uda nam się już spotkać? A nawet jeżeli uda, nikt mi nie zagwarantuje,

że będzie równie przyjemnie!
-

Muszę już iść Pati. – W końcu to powiedział, to było nieuniknione.

Zdecydowałam się podnieść głowę. Musiałam to zrobić, w razie gdybyśmy

mieli się więcej nie spotkać. Gdybym tego nie zrobiła, plułabym sobie w twarz

do końca życia!
- Szkoda

odpowiedziałam. – Mam nadzieję, że jeszcze uda nam się spotkać?

- Zdecydowanie musimy ten wieczór

powtórzyć, tylko następnym razem może

bez wrzucania mnie do kałuży, co? – Wyszczerzył zęby i naciągnął spodnie w
miejsc

u, w którym były jeszcze mokre.

-

Jeszcze raz przepraszam za to, nie wiem jak mam ci to wynagrodzić..?

- Hmmm... Mam jeden

pomysł... – W tejże chwili zrobił krok w moim kierunku,

a jego usta dotknęły moich! Miał takie miękkie i ciepłe wargi, idealnie pasowały
do moich.

Byłam zszokowana, nie wiedziałam jak się oddycha, nie potrafiłam się poruszyć,

nawet nie myślałam w tamtym momencie. Stałam z szeroko otworzonymi

oczyma, gapiąc się w nicość.

Junki oderwał na moment swoje wargi i spojrzał mi w dalej niewidzące oczy.

Poczułam chłód na swoich ustach. Wtedy dotknął lewą dłonią mojego policzka,

prawa objął moją talię i przyciągnął do siebie. Nasze usta złączyły się po raz

drugi, tym razem byłam już w stanie się poruszyć i oddać pocałunek. Moje ręce

pomału objęły go za szyję. Jedna owinęła sobie wokół palców pasemko jego

długich aksamitnych włosów, druga natomiast spoczęła na jego ramieniu. W

tym momencie byłam gotowa oddać za niego życie, gdyby tylko poprosił. Nigdy

nikt tak na mnie nie działał, przy nim nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Moje

ciało i umysł nie miały w tej chwili ze sobą nic wspólnego, każde robiło co

chciało. Natomiast moje serce i dusza zdecydowanie były pod komendą

Junki’ego. Nie wiem jak długo tak staliśmy, ale moje kolana stawały się coraz

background image

m

iększe. W pewnej chwili, gdyby nie silne ramię Junkosia, byłabym już na

ziemi. W tym też momencie, rozdzieliliśmy się. Pomału otworzyłam oczy, bojąc

się, iż wydarzenia sprzed sekundy były tylko snem. Podniosłam delikatnie

powieki, potem jeszcze troszkę. Moim oczom ukazał się anioł w ziemskiej

postaci. Spojrzałam mu w oczy a na usta wkradł się uśmiech. Przede mną stał

Junki ze świecącymi oczyma i szerokim uśmiechem na ustach. Wcześniej nawet

tego nie czułam, ale nadal podtrzymywał mnie ręką w pasie. Kiedy to sobie

uświadomiłam, nerwowo odsunęłam się o krok do tyłu. To był mój błąd, nie

wiedziałam, że za mną wystaje wysoki krawężnik, tak też potknęłam się o niego

i runęłam w tył. Nawet Junki, ze swym refleksem nie był w stanie temu zaradzić.
Co ciekawsze, za k

rawężnikiem, zgadnijcie co było?!

Brawo, zgadliście!

Wielka kałuża!

Tak, więc siedziałam na środku ogromnej kałuży, a chłopak, któremu jeszcze

chwilę temu byłam w stanie oddać wszystko, czego by zażądał - zaśmiewał się
do rozpuku.
-

No to jesteśmy kwita – rzucił krótko i pomógł mi wstać.

Na pożegnanie przytulił mnie mocno, szepcząc mi do ucha, że odezwie się jak

tylko znajdzie chwilę i żebym nie liczyła, na to, że przed nim ucieknę. Cmoknął

mnie jeszcze w policzek na do widzenia i ruszył w swoim kierunku.

Patrzyłam na oddalającą się postać, nie mając sił nawet się wściekać na swoją

niezdarność. Byłam dalej zbyt oszołomiona tym, co zdarzyło się dzisiejszego

wieczora, by myśleć o ubłoconych spodniach, w których będę musiała

przemierzyć miasto, wracając do domu...

Czy pamiętasz, jak to było, kiedy byłeś ze mną sam?

Moje serce mi mówiło, że dla siebie Ciebie mam.

Ty trzymałeś mnie w ramionach. Całowałeś usta

me.

Wtedy właśnie zrozumiałam, że naprawdę

KOCHAM CIĘ!

By Patikujek :)


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Junkosiowy szał 3 Uśmiech
Junkosiowy szał 8 Siła perswazji
Junkosiowy szał 14 Finał
Junkosiowy szał 11 Zdjęcie
Junkosiowy szał 2 Telefon
Junkosiowy szał 13 Przyjaciel
Junkosiowy szał 10 Brat
Junkosiowy szał 1 Spotkanie
Junkosiowy szał 7 W innym świecie
Junkosiowy szał 12 Jakub
Junkosiowy szał 9 Zatracenie
K. Denek Poza lawka szkolna, Pedagogika
LAWKA Z OPARCIEM
Chiński szał budowy szbybkich dróg i kolei
Bridgewater Bench Swing lawka

więcej podobnych podstron