Pustymi oczyma patrzy
łam za oddalającym się niebieskim punkcikiem. Nagle
punkcik dziwnie się zachwiał, a następnie przestał oddalać. W tym samym
czasie doszedł moich uszu straszny pisk i zgrzyt metalu...
-
Nie on się przewrócił! – Wrzasnęłam do brata. Puściłam reklamówki na ziemię,
nie myśląc, co stanie się z zakupami ruszyłam przed siebie, chcąc jak
najszybciej znaleźć się przy ukochanym i upewnić, że nic mu się nie stało.
Gdy dobiegałam, tłum gapiów otaczał już miejsce wypadku. Przepychając
widzów
łokciami na boki, dotarłam do samego centrum... Widok był
porażający! Motor leżał kilka metrów dalej przewrócony na bok, natomiast pod
moimi stopami ujrzałam kałuże krwi, ciągnącą się od nieruchomego ciała
kierowcy.
-
Panie Boże, jemu nie mogło się nic stać, to nieprawda! – Powiedziałam głośno,
przyklękając przy Junkim. Mimo, że jeździec miał na głowie kask z
przyciemnianą szybką, wiedziałam, że to on. Rozpoznałam go instynktownie.
Chciałam jak najszybciej zdjąć z jego głowy zasłaniający mu twarz kawałek
piank
i i plastiku by zobaczyć na własne oczy, ze jest cały. Jednak z drugiej
strony bałam się go ruszyć, by nie zaszkodzić mu bardziej.
Po paru minutach na miejscu była już karetka. Dzięki Bogu, że wypadek zdarzył
się tak blisko szpitala. Odsunęłam się szybko o kilka kroków, by ułatwić
lekarzom dojście do rannego. Sanitariusze z niesamowitym zaangażowaniem
udzielali pomocy ofierze, jednak po paru chwilach coś się zmieniło. Zaprzestali...
-
Co się dzieje?! – Zaczepiłam jednego z pracowników służby zdrowia.
- Zna
pani tego człowieka?
- Tak, tak to mój.... Mój narzeczony!
- W takim razie bardzo mi przykro... Podczas uderzenia o asfalt, pomimo kasku
zranił się poważnie w głowę, nic nie mogliśmy już zrobić...
-
Co? Jak? Nieeeeeee!!!!!!!!! –
Wydarłam się na całe gardło
Spokojnie, spokojnie, tylko żartowałam :P Chciałam was jakoś rozruszać na
wstępie :D
To teraz przejdźmy do prawdziwego biegu wydarzeń :)
Junkosiowy szał
11.
Po zniknięciu na horyzoncie wypatrywanego przeze mnie kompletnie
bezmózgiego stwora,
nie mogłam dojść do siebie.
-
Jak ten głupek mógł uznać Daniela za mojego chłopaka? - Zastanawiałam się.
–
To jest przecież niedorzeczne! A z managerem to już sobie porozmawiam, jak
wpadnie w moje łapki...
-
A ty skończ się rechotać! – Wrzasnęłam na brata. – I pamiętaj! Nie waż się
nikomu pisnąć słowa o tym, bo własnoręcznie uduszę!
- Dobra... –
Odpowiedział chichocząc pod nosem i ruszył w stronę domu.
Nie wiedziałam, co mam robić. Telefonu teraz ode mnie nie odbierze, no ale
z drugiej strony dlaczego mam
się mu tłumaczyć. Przecież nic złego nie
zrobiłam! To on napadł na mnie, Bóg wie dlaczego... Aż trzęsłam się ze złości!
W domu, w dalszym ciągu szukałam rozwiązania tej sytuacji. Nic nie
przychodziło mi do głowy.
Po godzinie błądzenia po mieszkaniu, naszła mnie pewna myśl. Szybko
podbiegłam do szafy i wyjęłam skrzynkę ze zdjęciami. Odnalazłam
poszukiwane zdjęcie i wpatrując się w nie, sama do siebie się uśmiechałam.
Gdyby w domu był ktoś poza mną pewnie uznałby, że zwariowałam, ale ja
byłam w pełni świadoma...
Zdjęcie przedstawiało naszą rodzinkę, znaczy rodziców i mnie z bratem. A z
tyłu było popisane... Włożyłam je do koperty, złapałam za swoją torebkę i
wyszłam z domu mając nadzieję, że Junki
będzie pracował tam gdzie przypuszczałam.
Na całe szczęście nie myliłam się... Gdy
kilkanaście minut później znalazłam się na
rynku sesja trwała w najlepsze. Przypuszczałam,
że będą ją dzisiaj kontynuować. W końcu
ostatnio skończyła się dość niespodziewanie.
Podeszłam najpierw do tłumu gapiów, by
zobaczyć jak się miewa pan zraniony.
Oczywiście jak zwykle był w idealnej formie.
Czego się spodziewałam, przecież to aktor. Nawet gdyby nie czuł się najlepiej,
to
nie pokazałby tego po sobie podczas sesji.
Ale nie spodziewałam się zobaczyć tego... On wprost świetnie się bawił! Z tego,
co zdążyłam zauważyć, wymagało tego jego przebranie. Jednak nie mogłam
uwie
rzyć, że tak świetnie radzi sobie ze świadomością, iż mam innego.
- Cholerny tygrysek –
prychnęłam pod nosem. Rozejrzałam się w około mając
nadzieję, że nikt tego nie usłyszał. Na szczęście wszyscy byli skupieni na
widowisku przed nimi.
Odeszłam kawałek na bok czekałam na przerwę, by móc
przejść do realizacji planu usprawiedliwiania się.
Po półgodzinnym oczekiwaniu, nastała upragniona dla wszystkich łącznie ze
mną przerwa. Widziałam kątem oka jak Junki na tyłach planu udaje się do
swojej garderoby.
Szybkim krokiem udałam się w tym samym kierunku. Gdy
już miałam łapać za klamkę, jakaś ogromna dłoń
chwyciła mnie za ramię i zaczęła odciągać z dala od
tymczasowo ustawionego tu baraku.
- Nie wolno! –
Odwróciłam się w stronę napastnika. Kto
śmie mi przeszkadzać w tak ważnym momencie?!
Ochrona! No tak, mogłam się spodziewać, tego że ktoś
będzie bronił gwiazdora, przed napalonymi fankami.
-
Chcę się widzieć z Junkim, mam coś dla niego!
-
Nie panienka jedna by chciała. – Odpowiedział drwiąco.
-
Panie, posłuchaj pan, znam się z Junkim i jeżeli powie
mu pan, że przyszłam to sam się pan przekona, że on zechce mnie widzieć –
odezwałam się w miarę spokojnie jak na moje dygoczące z napięcia nerwy.
-
To pani mnie posłucha! Jak zaraz pani mi stąd nie zniknie to tamci panowie w
niebieskim –
wskazał na policjantów stojących kilkanaście metrów dalej – pani
pomogą się stąd zabrać! Zrozumiano?!
Myślałam, że zaraz wybuchnę! Jednak wiedziałam, iż jestem na przegranej
pozycji
. Zaczęłam jeszcze raz.
-
Proszę pana, wiem że z pewnością nie jedna już taka osoba jak ja stawała tu
przed panem mówiąc, że zna Junkiego i chce się z nim zobaczyć. Jak rozumiem,
nie mam też co liczyć na to, iż mnie pan do niego wpuści. W takim razie, mam do
pana malutką prośbę. Dam panu pewna kopertę, a kiedy Junki wyjdzie pan mu
ją przekaże O.K.? Chyba tyle może pan dla mnie zrobić? – Uśmiechnęłam się
promiennie, najsłodziej jak potrafiłam. Jednak na tego gbura widać to nie
podziałało, bo tylko spojrzał na mnie pogardliwie.
-
No dobra to daj ta kopertę.
Uszczęśliwiona, że ochroniarz zgodził się przekazać Junkiemu moją
„wiadomość” szybko wyjęłam z torby zeszyt, wyrwałam z niego kartkę i
pośpiesznie napisałam dla „tygryska” wiadomość, której treścią było: „Buraku
jeden, zanim wyrzucisz tę kartkę bądź łaskaw przyjrzeć się zdjęciu do niej
dołączonemu. A co do wybaczenia, to może okażę ci łaskę jak się bardzo
postarasz!” W
łożyłam liścik do koperty ze zdjęciem, następnie oddałam
drogocenny przekaz stojącemu za moimi plecami gorylowi i odeszłam. Miałam
nadzieję, że ten gburowaty pracownik ochrony faktycznie odda gwiazdorowi
mój list,
tak samo jak miałam nadzieję, iż Junki zechce go przeczytać i zobaczyć
zdjęcie.
Nie chcąc niecierpliwie krążyć wokół miejsca pracy mojego nieufnego
ukochanego poszłam pooglądać sobie wystawy sklepowe wzdłuż deptaka.
Po około 15 minutach poczułam w kieszeni wibrację, a zaraz po tym usłyszałam
pierwsze
dźwięki piosenki Junkiego „J Style”, którą ustawiłam sobie w wolnej
chwili jako dzwonek
. Wyjęłam urządzonko z kieszeni i spojrzałam na
wyświetlacz.
-
O proszę, już dzwoni! – Myślałam z uśmiechem na ustach – O nie mój panie,
nie tak szybko... –
Postanowiłam jeszcze nie odbierać.
Telefon podzwonił chwile, po czym zamilkł. Po niecałej minucie odezwał się po
raz kolejny. Znów skoczne rytmy „J Style”, wcale mi się przeszkadzało, że
dzwoni. Lubiłam tę piosnkę, więc z przyjemnością się w nią wsłuchiwałam.
Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy.
Kiedy po raz „n-
ty” nie odebrałam połączenia od natarczywej osoby, coś
pociągnęło mnie lekko na włosy związane w koński ogon. Odwróciłam się, a za
sobą zobaczyłam nie kogo innego, jak samego zdyszanego pięknisia.
-
Myślałem, że coś ci się stało, bo nie odbierasz?! – Wydyszał mi prosto w twarz.
–
Biegam po okolicy od dłuższej chwili. Nie rób mi tego więcej!
- Czego?! –
Spytałam. – Mam więcej nie pokazywać się na ulicach z bratem, czy
może więcej nie przychodzić do ciebie na plan, albo nie... Pewnie chodzi ci o to,
bym więcej nie dawała ci się znaleźć?! – Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam
przed siebie, nie chcąc pokazywać mu jak bardzo byłam szczęśliwa, że mnie
znalazł. Junki oczywiście ruszył za mną.
- Oj wiesz, o co mi chodzi!
Patuś, naprawdę się martwiłem, że nie odbierałaś. –
Nadal udawałam obojętną i głuchą. – I przepraszam cię za moją głupotę. Po
prostu to wszystko się na siebie nałożyło i... Z reszta nie będę się
usprawiedliwiał głupimi wymówkami. – Stanął przede mną i spojrzał mi w twarz.
–
Chociaż z tym „burakiem” w liściku to przegięłaś! – Powiedział wesoło, a ja
bezwiednie się uśmiechnęłam.
-
Udało się! – Krzyknął – Wreszcie zobaczyłem twój uśmiech!
Odwróciłam szybko twarz, to nie tak miało być! Mimo to moje serce skakało z
radości, że wszystko się wyjaśniło.
Położył rękę na moim policzku i odwrócił moją twarz z powrotem w swoją
stronę.
-
To co? Już wszystko O.K. między nami? – Zapytał z nadzieją widoczną w jego
błyszczących oczach. Po czym zaczął zbliżać usta prawdopodobnie chcąc mnie
p
ocałować, W ostatniej chwili zebrałam się w sobie i zatrzymałam go.
-
Chyba niezbyt dokładnie przeczytałeś mój liścik. – Powiedziałam z satysfakcją.
-
Wyraźnie w nim napisałam, że będziesz musiał się mocno postarać bym
okazała ci łaskę! A jak na razie nie popisałeś się jakoś szczególnie.
-
Mówisz, że mam się postarać? Dobrze. W takim razie bądź gotowa na 19:00.
Ponieważ nie znam twojego adresu, a wątpię byś w tej chwili była skłonna mi go
dać, spotkamy się na parkingu, gdzie ostatnio cię zostawiałem. Ja wracam teraz
na plan, bo i tak już pewnie moje zniknięcie wprowadziło spore zamieszanie, ale
wkrótce się zobaczymy – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, takim jak to
tylko on potrafi, a następnie machając mi na do widzenia odszedł szybkim
krokiem w swoim kierunku.
Biegałam po domu jak szalona, nie mogąc się zdecydować co na siebie włożyć.
Nie miałam pojęcia, czego się mam spodziewać po staraniach Junkiego. W
końcu zdecydowałam, że założę coś dość eleganckiego, ale zarazem wygodnego.
Dzięki temu niezależnie od tego gdzie pójdziemy nie będę dziwnie wyglądała.
Wybór padł na popielate, materiałowe spodnie i czarną bluzkę z wysokim
stanem, na nogi zamierzałam założyć moje ukochane, wygodne, czarne baleriny.
Włosy rozpuściłam i wyprostowałam, na twarz nałożyłam delikatny makijaż,
podkreślając nieco mocniej jedynie oczy.
-
Dasz radę Patrycjo, tylko nie daj mu się owinąć wokół palca już w pierwszych
minutach! –
Powiedziałam do swego odbicia w lustrze. Jeszcze raz rzuciłam
okiem na całokształt moich starań i uznałam, że jestem gotowa do wyjścia.
Idąc w stronę umówionego miejsca, już z daleka dostrzegłam stojącą tam,
czerwoną Hondę. Gdy byłam już koło samochodu, otworzyły się drzwi od
strony kierowcy. Wysiadł Junki... Wlepiałam w niego wzrok jak zaczarowana.
Miał na sobie białą koszulę, na nią założony dzianinowy bezrękawnik w
niebieskie i czarne romby, a do tego czarny krawat. Na wierzch zarzucił
marynarkę, śnieżnobiałą jak jego spodnie. Gdy wysiadł, po prostu mnie poraziło,
on błyszczał!
-
To nie tak miało być, opanuj się Pati –
skarciłam się w myślach.
Junki ponownie schylił się do siedzenia w
samochodzie i coś z niego wyjął. To był
bukiet. Bukiet zrobiony z zielonych liści i
zdjęć! Zdjęć ciemnego bzu! Tego to się
już kompletnie nie spodziewałam.
Całkiem zapomniałam o tamtej rozmowie
o kwiatach...
Podszedł do mnie.
- To dla pani –
wręczył mi bukiet. – Jeżeli
jest pani gotowa i ma ochotę spędzić ze
mną dzisiejszy wieczór, serdecznie
zapraszam do samochodu. – Po czym
podszedł i otworzył szeroko drzwi od
strony pasażera.
Moje serce wariowało, ale co to za akcja z
ta „panią”? Z reszta nieważne, bardziej
ciekawa jestem dalszego ciągu wydarzeń. Z pomocą mojej gwiazdeczki
wsiadłam do samochodu, a następnie ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku...
By Patikujek