Junkosiowy szał
13. Przyjaciel
Wiem, że to co zrobiłam było z leksza wredne, ale jakoś mało mnie to w
tamt
ym momencie ruszało. W końcu Junki, jeżeli czuje do mnie to, co mu się
wydaje (jakoś nie może mi przejść przez gardło to słowo) to musi się nauczyć,
że mam wielu przyjaciół, z którymi nie zamierzam zrywać kontaktów. Tym
bardziej, kiedy ci przyjaciele dopiero co odnajdują się po latach.
Nie dając się nawet przebrać Kubusiowi z ubrań roboczych, zaciągnęłam go
na parking.
- Który to twój?
- Samochód? Niebieski, tam w rogu –
wskazał palcem miejsce postoju
niebieskiego metalika.
Szybkim krokiem ruszyłam w jego kierunku, ciągnąc za sobą nadal
zaskoczonego moim zachowaniem chłopaka. Gdy już usadowiliśmy się w
samochodzie
, Kuba odpalił silnik. Zauważyłam, iż cały czas na mnie zerka
pytająco.
-
Chcesz coś powiedzieć? – Zapytałam. – Jak tak, to mów! Możesz pytać o
wszystko, przecież nadal jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
-
Oczywiście, że jesteśmy! Po prostu... twój chłopak nie będzie zły, że tak go
zostawiłaś odchodząc z jakimś obcym kolesiem?
-
Po 1. To nie jest mój chłopak, - chyba – dodałam w myślach - po 2. Nie jesteś
jakimś tam obcym kolesiem! Jesteś Kuba Wiński. Mój najlepszy przyjaciel od
czasów dzieciństwa oraz mój niedoszły mąż! – Na te słowa oboje
wybuchn
ęliśmy gromkim śmiechem.
-
Hahaha, faktycznie. Już o tym zapomniałem, jak to nasi rodzice, prawie że
zaklepywali miejsce w kościele...
Droga powrotna minęła nam na dalszym wspominaniu, a następnie
opowieści Kuby o jego życiu na wyspach. Dowiedziałam się, jakie miał
problemy z aklimatyzacją, z językiem (czemu się dziwiłam, bo zawsze świetnie
radził sobie z angielskim w przeciwieństwie do mnie). Opowiedział mi również
o tym, jak
różni się życie tam od naszego i dlaczego wrócili. Przy tych
rozmowach nawet nie
wiem, kiedy znaleźliśmy się na moim podwórku. Jak
pamiętam, zawsze tak było. Już jako dzieci, gdy się zagadaliśmy gdzieś,
potrafiliśmy się spóźnić do domu nawet o 2-3 godziny.
Kiedy tylko samochód zatrzymał się żwawo z niego wyskoczyłam. Kuba tez
wyszedł i wyciągnął rękę na pożegnanie.
- A ty co?
-
Jak to co? Żegnam się już.
-
Chyba sobie żartujesz?! Chcesz mi uciec zanim przywitasz się z moimi
rodzicami?! Wiesz jak oni się ucieszą, gdy cię zobaczą?!
-
Już późno nie chcę o tej godzinie ich nachodzić. Wpadnę jutro.
-
Nie żartuj, wiesz przecież, że nasz dom stoi dla ciebie otworem jak zawsze!
- Ale,..
-
Nie ma żadnego „ale”, idziemy! – Złapałam przyjaciela za rękę i pociągnęłam
w stronę klatki schodowej, a następnie na piętro do mojego mieszkania.
- Mamo! Mam
y gościa! – Krzyczałam od progu.
- Kto o tej godzinie? –
Odpowiedział mi głos z kuchni
-
Chodź zobacz, bo inaczej nie uwierzysz! A ty, czego tak stoisz? Wchodź! –
Powiedziałam do gościa.
-
Czy to...? Kubuś! – Moja mam ze ścierką w ręce przywitała przyjaciela rodziny
prawie z takim samym entuzjazmem jak ja. No może z tą różnicą, że nie zawisła
mu na szyi.
-
Witam panią sąsiadkę – wydukał ze szczerym uśmiechem. – Trochę minęło od
naszego ostatniego spotkania.
-
Jak ja się cieszę, że cię widzę. Wejdź zaraz zrobię ci coś do picia – ruszyła w
stronę kuchni. – A co u mamy? Na długo przyjechaliście?
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że sama nie oczekiwałam z
niecierpliwością tej odpowiedzi. Mimo, iż już raz mi to mówił, chciałam
usłyszeć to ponownie
-
Już na stałe! Może zostawię pani nasz nowy adres i wpadnie pani do nas na
kawę. Mama z pewnością się ucieszy!
-
Oczywiście zaraz dam ci karteczkę. Siadaj i opowiadaj jak tam wam było! –
Zasiedliśmy do stołu, a mam podała nam herbatę.
Znów zaczęliśmy wspominać stare dobre czasy, gdy moja niedyskretna jak
zawsze mama wystrzeliła z deczka nieodpowiednim pytaniem.
-
Teraz to pewnie tez znów będziecie razem, prawda?! – Zapytała pełna
entuzjazmu.
-
Mamo! Daj spokój! Jak możesz?!
-
A co ja takiego powiedziałam? – Tak jak mówiłam, nawet nie wie... – Przecież
tworzyliście taką dobrana parę...
-
Mamuś, zrobiło się późno. Kuba jest pewnie zmęczony po pracy i chce już
odpocząć. Odprowadzę go. – Wyszliśmy najszybciej, jak to było możliwe.
-
Przepraszam cię za mamę, wiesz jaka jest.
- Nie ma sprawy
! Nie zdziwię się, jeżeli moja mama zada to samo pytanie, kiedy
do nas wpadniesz. W końcu musisz przyznać, że tworzyliśmy zgrana parę...
-
Fakt, jednak minęło trochę czasu, zapewne trochę się też zmieniliśmy... –
Próbowałam wybrnąć jakoś z tego
-
Spokojnie, nie to miałem na myśli! Stwierdziłem tylko fakt. Nie chciałbym
zranić twoich uczuć czy coś, ale myślę, że co było to nasze a teraz bądźmy
dobrymi przyjaciółmi – powiedział poważnie.
Ucieszyłam się na te słowa. Faktycznie byliśmy dobraną parą, ale chyba
bardziej przyjaciół niż kochanków. Oboje wtedy byliśmy jeszcze młodzi i głupi.
Teraz wiem, że kochałam go od zawsze, ale jako przyjaciela, miłością braterską
i tak zostanie pewnie do końca. To nie to samo, co miłość do Junkiego! Miłość...
Ehh...
-
Cieszę się, iż jesteśmy podobnego zdania. – Uśmiechnęłam się i przytuliłam
najdroższego przyjaciela na pożegnanie. – Spotkamy się jutro? Muszę ci
pokazać jak zmieniło się miasto, kiedy ty bawiłeś się poza granicami kraju.
-
Ja ci dam „bawiłeś”! – Zarzucił mi rękę na kark i poczochrał włosy. – Z tym
oprowadzaniem to obowiązkowo, nie wymigasz się! – Dodał już z samochodu i
odjechał machając mi na do widzenia.
Kolejne dni mijały mi na spacerowaniu z Jakubem po mieście. Nieraz
dołączała do nas również Karola. W tym czasie całkowicie zapomniałam o
skośnookim chłopaku, chociaż zawsze myślałam, ęe to nie jest możliwe. Minął
tydzień, a nie rozmawiałam z Junkim ani razu. Ja pierwsza się nie odezwałam,
ale on też nie. Dni upływały jeden za drugim, któregoś razu wybraliśmy się z
Kubusiem do parku. Zagadani nie zwracaliśmy uwagi na otaczający na
krajobraz. Jak teraz o tym myślę, to nie wiem po co my tak właściwie w ogóle
zwiedzaliśmy to miasto? Każdego dnia byliśmy tak zajęci sobą, że osobnik
który chciał zobaczyć zmiany nie zwracał na nie najmniejszej uwagi. Tego dnia
jednak ja cos zauważyłam. Przechodząc obok jednej ze zdemolowanych ławek
przystanęłam. Kuba tego nie zauważył i poszedł dalej. Ja stałam wpatrując się w
zniszczony obiekt.
- Pati, co jest?! –
Zapytał mnie, stojący kilka metrów dalej przyjaciel, gdy
zauważył, że nie dotrzymuje mu kroku.
- Nic takiego, tylko... –
Poczułam tęsknotę... Kiedy tak stałam nad tą nieszczęsną
ławką przypomniały mi się wszystkie piękne chwile z Junkim. Przypomniałam
sobie upade
k tu obok, trzymanie się za rękę, pocałunek na pożegnanie, ciepło
jego nagiego ciała i jego równomierny oddech podczas zasypiania. Miałam
wielką ochotę natychmiast go zobaczyć. Nie jutro czy pojutrze, ale teraz! Już!
Natychmiast!
-
Kuba ja musze iść! – Odezwałam się półprzytomna.
- Gdzie?!
Coś się stało? Powiedz!
-
Po prostu musze się z kimś zobaczyć! Przepraszam, kiedy indziej dokończymy
spacer!
Włożyłam rękę do kieszeni – nie ma! W drugiej też nie!
- Gdzie ten mój durny telefon! –
Warczałam do siebie pod nosem, nerwowo
przeszukując kieszenie. Wyrzuciłam na trawnik zawartość swojej torebki, ale
także tam jej nie było. Poczułam wilgoć pod powiekami.
-
Dlaczego zawsze kiedy chodzi o Junkiego tak się denerwuję? Dlaczego on tak
na mnie działa, samo wspomnienie o nim? – Zadawałam sobie w głowie pytania.
Bliska łez ze zdenerwowania poczułam na ramionach czyjś dotyk. Ogłupiały
moim zachowaniem przyjaciel próbował mi dodać otuchy.
-
Nie wiem, co się stało, ale może dam ci swój telefon? Możesz rozmawiać ile
zechcesz! –
Przemawiał spokojnym tonem chcąc mnie uspokoić. Właśnie za to
tak go kochałam. Nigdy nie nalegał na żadne wyjaśnienia. Nigdy nie zmuszał
mnie do niczego. P
o prostu był i co najwyżej nie narzucając się starał się pomóc,
tak jak w tej chwili.
-
Dzięki – tylko tyle z siebie wydukałam, po czym wzięłam od niego telefon i
wystukałam znany mi numer.
Nikt nie odbierał. Po kilku sygnałach rozłączyłam się, po czym ponownie
wybrałam numer.
- Hallo –
po długim oczekiwaniu usłyszałam głos w słuchawce. Od razu
rozpoznałam ukochanego.
-
Cześć Junki – usłyszałam obok siebie cichutki, wesoły chichot Kuby.
-
Cześć, coś się stało?
- Nie nic takiego,
dzwonię tylko...
-
Przepraszam, ale skoro to nic ważnego to ja się rozłączam, jestem akurat
zajęty! – Wszedł mi w słowo.
- Ale... –
nie zdążyłam nic powiedzieć, a Junki się rozłączył.
Stałam osłupiała. Ręka z telefonem opadła mi na dół. Kubek w ostatniej chwili
złapał swój telefon, który prawie wylądował na powierzchni ścieżki.
-
Muszę do niego pojechać! – Powiedziałam na głos. – Kuba, muszę go znaleźć!
–
Zwróciłam się do przyjaciela.
-
Jasne, ale stało się coś?!
-
Ja muszę... – Nie reagując na nic ruszyłam w stronę głównej ulicy.
Zachowywałam się jak pod wpływem hipnozy. Po prostu nie reagowałam ani na
innych ludzi, na których wpadałam, ani na swoje imię wykrzykiwane raz po raz
przez zmartwionego przyjaciela
. W końcu udało mu się mnie dogonić.
- Pati?! Patrycja,
co się z Tobą dzieje?! – Potrząsnął mną za ramiona, by
wybudzić mnie z tego letargu. – Mysza - użył określenia, którym lubił nazywać
mnie za dawnych czasów –
widzę, że ci na nim zależy mimo, iż jak na razie mi
się do tego nie przyznałaś. I powiem szczerze, że nie rozumiem dlaczego, bo
zawsze wszystko sobie mówiliśmy? Ale na razie to nieważne. Powiedz, gdzie on
jest to cię tam zawiozę. Rozumiem, że powiedział ci coś przykrego, tak? Jak go
dorwę w...
- Nie! Kuba,
to nie tak. Nie dziwie się, że jest zły. W końcu nie widziałam się z
nim od tamtego czasu w pałacyku, a wtedy tez na pożegnanie nie zachowałam
się najlepiej.
-
To prawda, troszkę to było niefajne z twojej strony wychodzić ze mną i
zostawiać go tam samego. Jakoś nigdy o tym ci nie wspominałem, ale on wtedy
sporo się namęczył, by to wszystko pozałatwiać. Pamiętam, że nawet pokłócił się
z jakimś facetem na temat tego, iż nie wraca na zdjęcia, bo ma ważniejsze
sprawy, a tamten groził mu zwolnieniem. On chyba jakimś modelem jest, zgadza
się?
-
To całą tamta kolacje i tak dalej załatwił on? Mi powiedział, że to jego
manager!
- Manager? To k
im on do cholery jest, że ma nawet managera?! Chyba mi Patuś
o czymś powiedzieć zapomniałaś w ostatnich dniach?!
-
Przepraszam Kuba, ale jakoś tak wyszło. Ja już do całej sytuacji się
przyzwyczaiłam, więc nie robię z tego afery, a z tobą tak dobrze mi ostatnio było,
iż całkiem zapomniałam ci o nim opowiedzieć. Do tego nie było jakoś kiedy...
-
Nie było kiedy?! No wiesz ty co?!
- Przepraszam...
-
Dobra już, dobra. Wiesz, że i tak nie potrafię się na ciebie gniewać. Nasz
najdłuższa i ostatnia kłótnia miała miejsce jak byliśmy w trzeciej klasie
gimnazjum i skończyła się po czterech lekcjach.
-
Oj pamiętam, jak siedzieliśmy na plastyce obróceni do siebie plecami haha...
-
Dobrze, to teraz też ci wybaczę, ale... Pójdziemy po mój samochód i zawiozę
cię do tego osła, który cię nie docenia i jak widzę na razie nie radzi sobie z
twoim paskudnym charakterkiem...
- Paskudnym?!
-
Nie przerywaj mi Mysza jak do ciebie mówię! Więc tak...
-
Zdania się nie zaczyna od więc...
- PATI! Do jasnej cholery!
- Sorki
-
Więc, - spojrzał na mnie groźnie – idziemy teraz do mojego samochodu, ty
powiesz mi gdzie jechać, a po drodze masz mi o nim wszystko opowiedzieć!
- Niec
h będzie, ale chodź szybko. Nie jestem pewna gdzie on jest, więc
pojedziemy do jego domu. Prędzej czy później musi tam wrócić!
Prawie że biegnąc, znaleźliśmy się pod domem Kuby, a następnie w ciągu
kolejnej niecałej sekundy wyjeżdżaliśmy na drogę. Starając się przypomnieć
sobie drogę do domu Junkiego, jednocześnie opowiadałam kierowcy co nieco o
Lee Jun Ki’m oraz historie
naszej znajomości.
Czas mijał, a ja coraz bardziej traciłam pewność, czy dobrze jedziemy. Przecież
byłam u niego w domu tylko raz. Jechaliśmy, jechaliśmy a białego domu jak nie
było tak nie ma... W reszcie po wyjściu z kolejnego zakrętu zobaczyłam na
hory
zoncie jasną, znajoma mi budowlę.
- To tam, to tam! –
Podskoczyłam na fotelu prawie przebijając dach głową.
-
Spokojnie, nie niszcz mi samochodu! Przypuszczałem, że to tam w końcu od
piętnastu minut dokładnie opisujesz mi ten budynek – zrobiłam niewinną minkę.
-
Po prostu chciałabym mieć to już za sobą.
Podjechaliśmy pod sam budynek, jednak zdawało się, że nikogo w nim nie ma.
Gdy tylko Kuba zgasił silnik wybiegłam w stronę drzwi i zaczęłam w nie walić
z całych sił. Jestem pod wrażeniem, że ich nie wyważyła! Niestety nikt nie
odpowiadał. Obeszłam dom dookoła, ale nie widziałam żywego ducha.
Zrezygnowana wróciłam do samochodu.
- Nie ma go...
-
To poczekamy! Jak to sama powiedziałaś, skoro to jego dom to prędzej czy
później do niego wróci.
- Tak... – Odpowied
ziałam bez entuzjazmu.
Czekaliśmy już jakieś dwie godziny, gdy na drodze dojazdowej do domu
zobaczyłam znajomy mi, czerwony samochód. Rozsadzała mnie radość, że zaraz
go ujrzę, jak również niepewność co mam mu powiedzieć i jak on się wobec
mnie zachowa.
K
lepnęłam swego towarzysza w ramię by się obudził. Biedaczek przysnął jakąś
godzinę temu, ale nie miałam mu tego za złe.
-
Już jest, – zwróciłam się do półprzytomnego przyjaciela – właśnie przyjechał!
–
Wysiadłam z samochodu, a zaraz za mną Kuba.
Kiedy czer
wona Honda zatrzymała się na podjeździe, widziałam zdziwienie
Junkiego naszą obecnością. Zastanawiałam się w tamtym momencie, czy mój
ukochany zaraz nie odjedzie z powrotem tak długo nie wysiadał. Na szczęście w
końcu drzwi się otworzyły i z ciemności samochodu wyłonił się jak zawsze
promieniujący blaskiem Junki. Brakowało mu tylko w tamtej chwili, jego
szerokiego uśmiechu. Zamiast tego, na jego twarzy widniał grymas
niezadowolenia i czegoś jeszcze... Czegoś, czego nie potrafiłam określić.
Smutku?
Może zdenerwowania lub rozczarowania..? Nie wiem...
Ruszyłam w stronę ukochanego, chcąc z nim szczerze porozmawiać, jednak cos
mnie zatrzymało. Spojrzałam na swój nadgarstek, który właśnie był silnie
uciskany przez czyjaś dłoń. Dłoń Kuby. Spojrzałam na niego.
- Co jest?
-
Poczekaj jeszcze chwilkę, chciałbym najpierw sam zamienić z nim dwa słowa.
Nie masz się o co martwić.
- Ale dlaczego?
-
Zaraz wrócę! – Poszedł w stronę Junkiego...
By Patikujek