ROZDZIAA DRUGI
Ależ to czarujący człowiek! odezwała się
Diana, kiedy Jack odjechał czerwonym, sporto-
wym samochodem.
Mattie była innego zdania niż matka i miała ku
temu powód. Zastanawiała się, czy nie powiedzieć
o nim matce.
Jest taki miły, otwarty, ma tak naturalny
sposób bycia, mimo że jest bogaty, co od razu
widać! zachwycała się Diana. Zarezerwował
dla Harry ego miejsce na cztery dni w okresie
Wielkanocy. Zdaje się, że będziemy miały pełny
hotel... Co się stało, Mattie? Spostrzegła minę
córki.
Zapisałaś jego nazwisko ,,Beecham od-
powiedziała z westchnieniem. Nie miałam poję-
cia, że to Jack Beauchamp do nas przyjedzie.
Czy coś się stało? spytała podejrzliwie Dia-
na. Kto to jest? Czyżbyś znowu narobiła sobie
kłopotów?
Chyba nie, ale zdaje się, że zrobiłam coś
okropnego, mamo. Mattie miała zbolałą minę.
Chcesz o tym porozmawiać, kochanie?
Nie bardzo, ale obawiam się, że powinnam.
Mattie westchnęła. Była impulsywną osobą
16 CAROLE MORTIMER
i często najpierw działała, a myślała dopiero póz-
niej, zbyt pózno.
Chodzmy do domu zaproponowała Diana.
Mattie ruszyła za nią powoli, wiedząc, że roz-
mowa nie będzie przyjemna. Zapewne matka miała
rację. Po okropnym doświadczeniu z Richardem
Mattie gwałtownie reagowała na informacje o tym,
że jakiś mężczyzna postępuje nieuczciwie. Uważa-
ła zachowanie Jacka za okropne, lecz mimo to nie
powinna była robić tego, co zrobiła.
Matka i córka usiadły w wygodnej, choć trochę
ciasnej kuchni. Diana zaparzyła herbaty. Wokół
nich krążyły cztery psy, zadowolone z ich obec-
ności.
I co masz mi do powiedzenia? spytała
Diana.
Pamiętasz... zanim wszedł Jack Beauchamp,
mówiłam ci o bogatym kobieciarzu, który spotyka
się równolegle z czterema kobietami zaczęła
Mattie. To właśnie on, Jack Beauchamp!
Coś takiego! To znaczy, że to jego sekretarka
zamówiła u ciebie wczoraj w jego imieniu cztery
bukiety, z których każdy miałaś dostarczyć innej
kobiecie?
Tak. Mattie wypiła łyk herbaty. Jak mogła
być tak niemądra? Nie wiedziała, jak Jack Beau-
champ zareaguje na to, co zrobiła poprzedniego
dnia. Wówczas sądziła, że obmyśliła sprytny plan,
ale zdążyła już całkowicie zmienić zdanie.
WEEKEND W PARYŻU 17
Mattie prowadziła popularną kwiaciarnię. Miała
ona już tak dobrą opinię, że Mattie obecnie za-
jmowała się stale roślinami w biurach kilku firm.
Przynosiło jej to wysokie dochody.
Między innymi obsługiwała przedsiębiorstwo
JB Industries, którego właścicielem i prezesem był
Jack Beauchamp.
Jeśli postanowi się na niej zemścić, Mattie może
stracić wszystkie sześć kontraktów z firmami. Być
może nawet był w stanie doprowadzić ją do bank-
ructwa! A tymczasem matka miała opiekować się
jego psem...
Zrealizowałaś jego zamówienie, czy nie?
spytała Diana.
Owszem. Już na Boże Narodzenie dostarczy-
łam w jego imieniu bukiety tym samym czterem
kobietom.
To by znaczyło, że spotyka się ze wszystkimi
przynajmniej od czterech miesięcy! wywnios-
kowała Diana.
Tym razem zamieniłam karteczki z dedyka-
cjami, które wypisał przyznała się Mattie. Spuś-
ciła głowę, zawstydzona. Miała dwadzieścia trzy
lata i naprawdę nie powinna już robić podobnych
rzeczy. On nie jest specjalnie pomysłowy kon-
tynuowała. Wszystkim czterem napisał to samo:
,,Dla Sandy, z głębi serca J. , ,,Dla Tiny, z głębi
serca J. . I tak dalej. Pozostałe dwie mają na imię
Sally i Cally. Pomyślałam, że być może powinny
18 CAROLE MORTIMER
dowiedzieć się nawzajem o swoim istnieniu. Po-
słałam więc Cally bukiet z dedykacją dla Tiny,
Tinie z dedykacją dla Sandy, Sandy dla Sally,
a Sally dla Cally. Wiem, że głupio zrobiłam...
Mamo, czy ty płaczesz?
Diana ukryła twarz w dłoniach. Zadrżała.
Chyba do niego pójdę i powiem mu, co zrobi-
łam. Wytłumaczę, że... Mattie umilkła, widząc,
że jej matka śmieje się serdecznie.
Oj, Mattie, Mattie! Diana z rozbawieniem
pokręciła głową. Rzeczywiście będziesz musiała
wybrać się do niego i wszystko mu wytłumaczyć.
To z pewnością ta sprawa z Richardem wciąż
wpływa na twoje zachowanie. Wyobraz sobie, co
by było, gdyby w dzień swojego długo oczekiwa-
nego ślubu przyjechała do nas rankiem narzeczona
Richarda i spytała, co cię z nim wiąże. Diana
znowu pokręciła głową. Nie wiesz, jakie skutki
mogła spowodować wczorajsza zamiana kartek na
bukietach. Nagle znowu wybuchnęła śmiechem.
To nie jest śmieszne, mamo! odezwała się
z oburzeniem Mattie.
Masz rację, kochanie. Diana niemal płakała
ze śmiechu.
Przestań się śmiać! Mattie zaczęła się oba-
wiać, że nerwowy śmiech jej matki okaże się
zarazliwy. Przecież Jack Beauchamp mnie zabije
powiedziała z ożywieniem. Kiedy usłyszy, że...
umilkła.
WEEKEND W PARYŻU 19
Czy te bukiety na pewno dotarły do wszyst-
kich adresatek? upewniła się Diana.
Mattie pokiwała tylko głową. Zawsze dostar-
czała kwiaty na czas. Między innymi dlatego miała
wielu stałych klientów. Choć Jack z pewnością nie
będzie zadowolony z jej ostatniej usługi.
Muszę powiedzieć, że nie zachowywał się jak
człowiek, któremu zmyła głowę rozwścieczona
kochanka zauważyła Diana.
Rzeczywiście mruknęła Mattie.
Gdyby wiedziała, że z jej postępku wynikło coś
dobrego, czułaby się lepiej. Gdyby choć jedna z ko-
biet zdecydowanym tonem powiedziała Jackowi
Beauchampowi, co o nim myśli, może poruszyłoby
to choć odrobinę jego sumienie.
Nie wyobrażam sobie, jak mogę przed nim
stanąć i powiedzieć mu, co zrobiłam...
Nie dziwię ci się pokiwała głową Diana.
Zwłaszcza po dzisiejszym spotkaniu. Coś mi
jednak mówi, że jeśli do niego nie pojedziesz, to on
jutro przyjedzie do ciebie, do kwiaciarni.
Mattie była tego samego zdania. Chyba lepiej
było uprzedzić atak Beauchampa.
A może nie mam się czego wstydzić? pomyś-
lała znowu. Powiedział, żecała jego rodzina wyjeż-
dża z nim do Paryża. Może ma żonę i dzieci? Jeśli
tak, nie powinien wysyłać kwiatówżadnym kobie-
tom poza żoną!
Być może aż tak bardzo mi nie zaszkodzi?
20 CAROLE MORTIMER
zastanawiała się. Jeśli jest żonaty, nie będzie
chciał robić wiele hałasu w nadziei, że może za-
chowa wszystko w tajemnicy? A zresztą, co tak
naprawdę może mi zrobić? pocieszała się Mattie.
Jednak następnego dnia, kiedy stanęła naprzeciw
Jacka Beauchampa w jego wspaniałym gabinecie,
wcale nie czuła się pewnie. W nocy zle spała, niepo-
kojąc się o przebieg i skutki rozmowy. Wyobrażała
sobie, że przynajmniej jedna z czterech kobiet musia-
ła już skontaktować się z Beauchampem w sprawie
cudzego imienia przy otrzymanym bukiecie.
Siedział za biurkiem w ciemnym garniturze
i krawacie. Mattie nie wiedziała, czy Jack będzie
zachowywał się w swoim gabinecie prezesa równie
naturalnie i bezpośrednio jak w hotelu jej matki.
Wyglądał na spokojnego nie tak jak człowiek,
który ma poważne kłopoty w życiu osobistym.
Proszę pana... zaczęła w końcu nieśmiało
Mattie.
Proszę mi mówić po imieniu przerwał.
Oparł się wygodnie i znowu zaczął się jej przy-
glądać. Moja sekretarka powiedziała, że zadzwo-
niłaś z samego rana i prosiłaś o pilne spotkanie.
Ponoć sprawa jest ważna...
Mattie musiała tak powiedzieć, bo Claire Tho-
mas nie znalazłaby dla niej ani chwili w napiętym
rozkładzie dnia swojego szefa. O pierwszej miał
spotkanie, zostało jej więc tylko dziesięć minut.
WEEKEND W PARYŻU 21
Czyżby się okazało, że jednak nie możecie
przyjąć na weekend Harry ego? spytał Jack.
Nie, nie o to chodzi... Nie przychodzę tu jako
asystentka mojej mamy.
Nie? W takim razie dlaczego koniecznie
chciałaś porozmawiać ze mną dzisiaj, Mattie?
spytał z zainteresowaniem.
Tego dnia włożyła szaroniebieską garsonkę. Mia-
ła nadzieję, żewygląda poważniej niż poprzedniego
dnia. Pociłyjej się ręce. Była bardzo zdenerwowana.
Nie pracuję w hotelu dla psów... Przyszło jej
na myśl, że może Jack będzie rozbawiony tym, co
się stało. Ależ nie! Ona w podobnej sytuacji z pew-
nością nie byłaby rozbawiona. Chociaż ona nigdy
nie umawiałaby się z czterema mężczyznami!
Nie? Jack był zdziwiony. W takim razie
czym się zajmujesz?
Być może tego nie wiesz, ale współpracuję
z twoją firmą.
Naprawdę? W jakim zakresie? zdumiał się
Jack.
Prowadzę kwiaciarnię ,,Zieleń i Piękno .
Ach... Wyraznie się nachmurzył. Przypusz-
czała, że teraz się domyślił, w jakiej sprawie przy-
szła. Nie pomyliła się. W takim razie zapewne
przychodzisz w sprawie pomylenia kartek przy
czterech bukietach, które zleciłem dostarczyć?
A jednak! pomyślała Mattie. Ma przeze mnie
kłopoty! Zbladła odrobinę.
22 CAROLE MORTIMER
Sam zamierzałem skontaktować się dziś z to-
bą oznajmił. Przybrał tajemniczy wyraz twarzy.
Przyszło mi na myśl, że może zechcesz to
zrobić przyznała Mattie.
I sądziłaś, że lepiej będzie mnie uprzedzić,
tak? upewnił się.
Tak. Wczoraj sprawdzałam księgę zleceń
i nagle zdałam sobie sprawę, że popełniłam okrop-
ną pomyłkę ciągnęła.
Doprawdy? Nieoczekiwanie Jack wstał
gwałtownie zza biurka i zbliżył się do niej. Kiedy
dokładnie zdałaś sobie sprawę z tej pomyłki? Mniej
więcej o której?
Mattie zadarła głowę, aby widzieć jego twarz.
Stał zbyt blisko, wolałaby patrzeć na niego z więk-
szej odległości. Nie była pewna jego nastroju.
W każdym razie Jack z pewnością nie był zadowo-
lony.
To było wieczorem, wczoraj... Chciałam cię
bardzo przeprosić...
Mattie, czy moglibyśmy zakończyć tę roz-
mowę przy kolacji? zaproponował niespodziewa-
nie. Jest interesująca, jednak... spojrzał na
zegarek za dwie minuty mam spotkanie.
Nie, nie mam ochoty na kontynuowanie tej
rozmowy... przy wspólnej kolacji! oznajmiła
gwałtownie. Nie mogła uwierzyć, że Jack Beau-
champ właśnie zaprosił ją do restauracji!
Nie? upewnił się, unosząc brwi.
WEEKEND W PARYŻU 23
Nie!
Dlaczego? zapytał.
Dlatego że umawiasz się równolegle przynaj-
mniej z czterema kobietami!
Cóż, powiedziała prawdę. Teraz Jack raczej nie
uwierzy, że zamienienie przez nią kartek przy
bukietach było przypadkowe. Jednak nie zamierza-
ła zostać kolejną z jego licznych kochanek!
Przez chwilę obawiała się, że Jack chwyci ją za
ramię albo uderzy; naprawdę stał zbyt blisko. Tym-
czasem od drzwi nieoczekiwanie rozległ się kobie-
cy głos:
Czyżbym przyszła za wcześnie?
Jack cofnął się raptownie; Mattie odwróciłagło-
wę i zobaczyła piękną, młodą kobietę.
Ależ skąd odpowiedział z śsmiechem.
Właśnie umawialiśmy się z Mattie na wieczorne
spotkanie. Rzucił jej gniewne spojrzenie.
Mattie obserwowała przybyłą. Miała posągową
urodę wyrazistą, anielsko piękną twarz, wspaniałą
figurę, gęste, kruczoczarne włosy opadające falami
na smukłe ramiona, niebieskie oczy, długie, smukłe
nogi. Była ubrana w dopasowaną niebieską sukien-
kę o ciekawym kroju, najwyrazniej bardzo drogą.
Mattie, to jest moja siostra Alexandra po-
wiedział Jack, ujmując Mattie za ramię.
Siostra?!
Alexandra popatrzyła na niego pytająco, a po-
tem powiedziała z śsmiechem:
24 CAROLE MORTIMER
Miło cię poznać, Mattie! Bardzo przepra-
szam, jeżeli wam przeszkodziłam, kochani. Claire
nie było w sekretariacie, więc weszłam.
Ależ nie przeszkodziłaś, Alexandro zapew-
niła Mattie. Chciała, żeby Jack nareszcie ją puścił.
Właśnie wychodziłam dodała. Odsunęła się od
niego, lecz on wciąż trzymał ją za ramię.
Nie ustaliliśmy przecież szczegółów wieczor-
nego spotkania powiedział, patrząc jej w oczy.
Mówisz, że kolacja nie wchodzi w grę, więc może
przyjadę do ciebie około dziewiątej i pojedziemy
na drinka?
Najwyrazniej był zdeterminowany.
Dobrze zgodziła się niechętnie. Jeśli się
tak upierasz...
Upieram się, Mattie odpowiedział.
Rozumiem. Nareszcie ją puścił. To do
zobaczenia powiedziała na odchodnym.
Nie będę mógł się doczekać naszego spot-
kania pożegnał ją.
Wolałaby wcale się z nim nie spotykać. I ćoż
zamierzał jej powiedzieć, a co ważniejsze: co za-
mierzał zrobić w związku z jej postępkiem? W koń-
cu Mattie dopuściła się brutalnej ingerencji w jego
życie osobiste.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Weekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialAlchemia II Rozdział 8Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2czesc rozdzialRozdział 51więcej podobnych podstron