Weekend w Paryzu rozdzial 04


ROZDZIAA CZWARTY
 Dokąd jedziesz? Z kim?  dopytywała się
zdumiona Diana. Z niedowierzaniem patrzyła na
córkę.
Szykowały śniadanie. Mattie właśnie powiado-
miła ją o zamiarze wyjazdu. Wydawało się, że
Diana z wrażenia zaraz rozleje kawę.
Mattie delikatnie wyjęła kubek z ręki matki
i potwierdziła:
 Do Paryża. Z Jackiem Beauchampem... Ale
będziemy mieli oddzielne sypialnie  zastrzegła.
Miała nadzieję, że nie kłamie. Nie omówili osta-
tecznie z Jackiem żadnych szczegółów.
 Zawsze to jakieś pocieszenie  mruknęła Dia-
na, siadając.  Czyżbyś w taki właśnie sposób
zamierzała mu zrekompensować wyrządzone
szkody?
 To raczej on się tego domaga  wyjaśniła. Idąc
za radą Jacka, powiedziała matce całą prawdę.
 Pomyślałam, że weekend w Paryżu nie jest naj-
gorszą karą, jaka mogła mnie spotkać  zakoń-
czyła.
Diana pokręciła głową.
 Nie sądzę, żeby Jack Beauchamp... to znaczy...
38 CAROLE MORTIMER
 Nie była w stanie wypowiedzieć swoich myśli.
 Mattie, dlaczego ty ciągle musisz wplątywać się
wkłopoty?
 Nic mi się nie stanie  zapewniła Mattie,
ujmującdłoń matki.  Będziesz miała jego psa jako
zakładnika!  zażartowała.
 Rzeczywiście  uśmiechnęła się smutno Dia-
na.  Nie wierzę, że pojedziesz z tym człowiekiem
do Paryża!  Wciąż kręciła głową, oszołomiona.
 Myślałam, że ci się spodobał.
 Tak  przyznała Diana.  Wydał mi się miły
i czarujący. W pewnej chwili pomyślałam nawet,
że chciałabym związać się z kimś takim, tylko
chyba trochę starszym...
 Naprawdę?
 Naprawdę  potwierdziła matka.  Ale kiedy
mi wyjaśniłaś, że to on umawia się równocześnie
z czterema kobietami, zmieniłam zdanie. A teraz
mi mówisz, że wybierasz się z nim do Paryża!
Mattie uśmiechnęła się.
 Mamo, nie myśl, że...
Krótkie pukanie do drzwi nie pozwoliło jej do-
kończyć zdania.
Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
Do kuchni wszedł Jack.
Był w eleganckim garniturze, podobne nosił
w pracy. Tego dnia włożył kremową koszulę i za-
wiązał brązowy krawat. Musiał wcześnie wstać,
ponieważ była dopiero ósma rano.
WEEKEND W PARYŻU 39
Ciekawe, gdzie znalazł otwartą kwiaciarnię.
Trzymał bowiem w ręku bukiet wiosennych żon-
kili.
 Co tu robisz?!  odezwała się surowym tonem
Mattie, wstając powoli. Jeszcze miała na sobie
szlafrok i piżamę.
Diana zdążyła się ubrać, ponieważ karmiła
wcześniej psy.
 Dzień dobry  odezwał się Jack, nie zrażony.
Wszedł dalej i zamknął za sobą drzwi.  Przyszed-
łem do ciebie, Diano  wyjaśnił, po czym wręczył
Dianie kwiaty.
Coś podobnego!
 Nie przeszkadzaj sobie  odezwał się do Mat-
tie.  Szykuj się do pracy. Chciałbym zamienić
kilka słów z twoją mamą.  Uśmiechnął się do
Diany.
Doprawdy, Jack miał niecodzienne zwyczaje.
Wszedł nieproszony do ich domu w porze, kiedy
mógł się spodziewać, że Mattie i jej matka będą
jeszcze nieubrane, wręczył Dianie kwiaty, a Mattie
zbył niezbyt uprzejmą radą. Był po prostu nie-
znośny!
Zaraz... zdaje się, że żonkile, które wręczył
mamie, zerwał przed chwilą w naszym ogrodzie!
 pomyślała Mattie.
Poczuła się zdezorientowana. Na domiar złego
nie wyglądała ładnie, rozczochrana, bez makijażu,
w ulubionym, starym, podniszczonym szlafroku.
40 CAROLE MORTIMER
 Przepraszam, ale chciałbym porozmawiać
z twoją mamą na osobności  oznajmił Jack, zanim
zdążyła się odezwać.
 To dobrze, będzie mi mniej nieprzyjemnie
 burknęła w końcu i wyszła, zabierając swój kubek
z niedopitą kawą.  Uważaj, mamo!  rzuciła na
odchodnym. Uśmiechnęła się jeszcze kpiąco do
Jacka. Wydawał się zdziwiony. I dobrze!
Po cóż zawitał do ich domu o tak wczesnej
porze? Poprzedniego wieczora ustalili z Mattie,
że spotkają się następnego dnia wieczorem w ce-
lu omówienia szczegółów wyjazdu. Jack nie
wspominał, że zamierza odwiedzić Dianę wczes-
nym rankiem. Wtedy Mattie zadbałaby o swój
wygląd.
Choć Mattie nie miała wrażenia, aby mu się
specjalnie podobała. Chciał jedynie wykorzystać
jej towarzystwo, by pozbyć się niechcianej adora-
torki. Mattie napomniała się w myśli, żeby o tym
pamiętać.
Wzięła prysznic, zrobiła makijaż, włożyła czar-
ny kostium i jasną kremową bluzkę, uczesała się.
Teraz wyglądam lepiej  pomyślała.
Nie miała jednak szansy pokazać się Jackowi,
ponieważ już go nie było. Matki także. Tylko
żonkile stały dumnie w wazonie na środku kuchen-
nego stołu.
Mattie odnalazła Dianę w gabinecie, w którym
rozmawiała z klientami. Diana siedziała w fotelu.
WEEKEND W PARYŻU 41
Sophie  ich ulubiona suka  opierała łeb o jej
kolano.
 Wszystko w porządku?  upewniła się Mattie.
 Tak  odparła bez przekonania Diana.
Mattie oczekiwała dalszego ciągu wypowiedzi.
 Jack pojechał do pracy, ale wieczorem przyje-
dzie znowu, do ciebie  wyjaśniła Diana. Nie
mówiła nic więcej, tylko głaskała Sophie. W końcu
wstała i ominęła biurko.
Czego on chciał?!  cisnęło się na usta Mattie.
 Czy nie powinnaś była wyjść przed dziesię-
cioma minutami?  spytała Diana, patrząc na ze-
garek.
 Mamo!  zawołała Mattie, sfrustrowana.
 Słucham?  spytała niewinnym tonem Diana.
 Czyżbyś zachowywała się w tak denerwujący
sposób z powodu Jacka Beauchampa?
Diana roześmiała się.
 Od razu widać po tobie wszystkie emocje,
Mattie  powiedziała, rozbawiona.  Postanowiłam
zabawić się chwilę twoją ciekawością, to wszystko.
 Spoważniała.  Jack chciał po prostu wyjaśnić mi
sytuację i zapewnić, że nie zamierza cię uwieść.
 A nie zamierza?  Mattie była zaskoczona.
 To znaczy... spodziewam się, że oczywiście nie
zamierza.  Była rozdrażniona faktem, że Jack
zdecydował się omówić to z jej matką.  Już ci
mówiłam  dodała.
 Oczywiście, ale on osobiście chciał mnie
42 CAROLE MORTIMER
o tym zapewnić. Dlaczego masz taką smutną minę?
Jestem pewna, żezłatwością zdołasz przekonać go
do zmiany zamiarów...
 Mamo!
 Dobrze już, dobrze.  Diana pogładziła dłoń
córki.
Jack jest tylko o dziesięć lat młodszy od mamy
 pomyślała Mattie. Może powinien był zapropo-
nować wyjazd jej, a nie mnie!
Nie spodobała jej się ta myśl.
 Jak to: powiedziałeś o mnie rodzinie?  po-
wtórzyła ze zdumieniem Mattie. Siedzieli naprze-
ciw siebie przy restauracyjnym stoliku.  Kiedy im
powiedziałeś? I właściwie co?  Jack przecież
niewiele o niej wiedział.
Obiad w jego towarzystwie był ciekawym do-
świadczeniem. Szef obsługi kelnerskiej francuskiej
restauracji na najwyższym piętrze wieżowca po-
zdrowił Jacka grzecznie. Usiedli przy stoliku usy-
tuowanym obok okna, z którego rozciągał się wi-
dok na Londyn. Chwilę potem przyszedł przywitać
się z nim właściciel restauracji. Jack przedstawił
mu Mattie, mówiąc: ,,Mattie Crawford, moja przy-
jaciółka  .
Nie uważała się za przyjaciółkę Jacka, prędzej
gotowa była uznać się za jego wroga.
 Dziś zjedliśmy rodzinny lunch w domu moich
rodziców  odparł Jack, wzruszając ramionami.
WEEKEND W PARYŻU 43
 Powiedziałem im tylko, że pojadę ze znajomą,
która nazywa się Mattie Crawford.  Popatrzył jej
w oczy. Jego spojrzenie onieśmielało ją.
Pomyślała, że Jack musi być w bliskich stosun-
kach z rodzicami i rodzeństwem. Bardzo dobrze
świadczyło to o nim i jego rodzinie. Mattie sama
była w bliskich stosunkach z matką. Uznała, że to
coś, co łączy ją z Jackiem.
Nieczęsto bywała w restauracjach. Nie pamięta-
ła, kiedy ostatni raz spotkała się z mężczyzną. Nie
dążyła specjalnie do takich spotkań po okropnym
zakończeniu związku z Richardem.
Teraz jednak siedziała w eleganckim lokalu z Ja-
ckiem Beauchampem, ubrana w ulubioną czarną
sukienkę, dobrą na każdą okazję. Rozglądając się
po restauracji, myślała, że będzie musiała zastano-
wić się poważnie nad doborem garderoby, którą
wezmie do Paryża. Nie chciała wyglądać jak szara
myszka.
Dlaczego jej na tym zależało? W końcu było
mało prawdopodobne, żeby po powrocie zobaczyła
ponownie kogokolwiek z tej rodziny.
A jednak dla Mattie miało znaczenie wrażenie,
jakie zrobi. Rodzina Jacka była z pewnością bardzo
bogata. Na zaręczynowy obiad jego siostry włożą
pewnie kosztowne sukienki od znanych projektan-
tów. Mattie postanowiła kupić nową, elegancką
sukienkę, choćby miała na nią wydać wszystkie
oszczędności.
44 CAROLE MORTIMER
 Ile osób będzie na tym przyjęciu w restaura-
cji?  zapytała.
 Piętnaście, razem z tobą i mną  odpowiedział
Jack.
 Piętnaście?  Pomyślała, że podczas przyjęcia
będzie onieśmielona. Miała siedzieć w towarzyst-
wie trzynaściorga zupełnie nieznanych bogatych
ludzi  i jednego tylko odrobinę znanego!
Nie należała do nieśmiałych osób, łatwo na-
wiązywała kontakty. Na tym zresztą po trosze
polegała jej praca w kwiaciarni. A jednak ro-
dzina Jacka Beauchampa to bez wątpienia nie
byli przeciętni ludzie, jakich spotykała na co
dzień.
 Nie przejmuj się, naprawdę...  uspokoił ją
Jack.  Będę przy tobie cały czas  dodał, śsmie-
chając się.
Wiedział przecież, że dla Mattie to żadne pocie-
szenie.
 Jaka jest twoja rodzina?  spytała odważnie.
 Normalna  odparł Jack.  Taka jak ja.
Uważał siebie za normalnego? To znaczy, może
i nie był nienormalny, ale niewątpliwie nie był
przeciętny.
 Mają po dwie ręce, dwie nogi...  zażartował,
widząc wyraz twarzy Mattie.
 To rzeczywiście zwyczajni ludzie  zgodziła
się.  Ile masz rodzeństwa?
 Sprawdziłaś, czy aby twój paszport jest nadal
WEEKEND W PARYŻU 45
ważny?  zmienił nagle temat.  Nie chciałbym,
żeby na lotnisku okazało się, że nie możesz le-
cieć.
To byłoby wspaniałe wyjście z sytuacji  pomy-
ślała. Jednak jej paszport był z całą pewnością
ważny. Otrzymała go w ubiegłym roku, przed
podróżą do Grecji.
 Jest ważny  zapewniła.  Ale musisz powia-
domić linie lotnicze, że poleci inna osoba.
 Już to zrobiłem  odparł.  Telefonowałem
dziś rano do biura moich linii.
Z pewnością miał na myśli, że zrobiła to za niego
jego sekretarka. Mattie pomyślała, że musi cały
czas pamiętać o tym wszystkim. Aatwo było ulec
czarowi Jacka. Mogłaby uwierzyć, że poleci z nim
do Paryża na romantyczny weekend. Byłoby to
naprawdę bardzo naiwne!
 Czy już ci mówiłem, jak pięknie dziś wy-
glądasz?  zagadnął.
Mattie zarumieniła się. Znowu starał się ją ocza-
rowywać. Nieodmiennie skutecznie!
 Nieszczere komplementy to coś okropnego
 odpowiedziała, zagniewana.
 Ależ naprawdę pięknie wyglądasz!  zapew-
nił.  Masz takie wspaniałewłosy; ogromnie podo-
ba mi się ich kolor. Jak go nazwać?
 Jestem szatynką.
Jack przyglądał się z podziwem opadającym na
ramiona Mattie kaskadom lśniących włosów.
46 CAROLE MORTIMER
 Jedz lepiej kolację, bo wystygnie  powie-
działa zniecierpliwiona.
Poczuła się bardzo niezręcznie. Gdyby to była
prawdziwa randka! Ale przecież siedzieli w re-
stauracji tylko po to, aby omówić szczegóły nieco-
dziennej podróży. Wyjazdu, podczas którego Mat-
tie miała odgrywać rolę osłony chroniącej Jacka
przed miłosnymi zakusami siostry jego przyszłego
szwagra. I byłoby dla Mattie lepiej, żeby Jack tylko
jako tego rodzaju osłonę ją traktował.
Jak mężczyzna jego pokroju mógłby poważnie
zainteresować się taką kobietą jak ja?  pytała samą
siebie. Od roku dwa razy w tygodniu, wczesnymi
wieczorami, bywała w budynku, w którym mieś-
ciła się firma Jacka. A mimo to choć rozpoznał jej
twarz, nie był w stanie przypomnieć sobie, skąd ją
zna. Gdyby przypadkowo się nie poznali, nie zwró-
ciłby na nią najmniejszej uwagi. Nie zauważał
zapewne ludzi jej pokroju. W końcu płacono jej
między innymi za to, żeby dyskretnie opiekowała
się roślinami. Była więc dla Jacka niewidzialna.
Aż zwróciła na siebie jego uwagę.
 Nie musisz ćwiczysz tekstów, których zamie-
rzasz używać w Paryżu  odezwała się po chwili.
 Nie przejmuj się tym, naprawdę. Wolałabym
usłyszeć od ciebie, po co przyjechałeś dzisiaj rano
do mojej matki.
 Nie powiedziała ci?
 Oczywiście, że powiedziała  odparła Mattie.
WEEKEND W PARYŻU 47
 Zastanawiałam się tylko...  Nie wiedziała, jak
dokończyć.
 Wczoraj zasugerowałaś mi jednoznacznie, że
nie chcesz, aby twoja mama martwiła się o to, żeze
mną wyjedziesz...  zaczął.
 Ciekawe dlaczego!  zadrwiła.
Jack uniósł brwi, lekko zniecierpliwiony.
 Pragnąłem tylko zapewnić twoją mamę, że...
 Nie zamierzasz mnie uwieść  dokończyła za
niego.  Nie sądzę, żeby...
 Tak ci powiedziała?  przerwał jej, chicho-
cząc.
 Tak, właśnie tak mi powiedziała  potwier-
dziła Mattie, mrużąc oczy.  A co naprawdę jej
powiedziałeś?
 Między innymi to  przyznał.  W każdym
razie kiedy wychodziłem, wydawała się znacznie
mniej zaniepokojona niż na początku rozmowy.
Mattie miała ochotę wypytać go o to, co jeszcze
mówił jej matce, jednak nadszedł kelner z winem,
aby na nowo napełnić ich kieliszki. Kiedy się
oddalił, Jack zmienił temat rozmowy.
 Twoja mama jest wciąż bardzo piękną kobietą
 powiedział.  Czy nigdy nie myślała o tym, żeby
ponownie wyjść za mąż?
 Nigdy  potwierdziła Mattie.
Cieszyła się, że Jack wypowiedział komplement
na temat urody jej matki, choć z drugiej strony
poczuła się odrobinę zazdrosna.
48 CAROLE MORTIMER
Sama ją podziwiała, oczywiście nie tylko za
urodę. Diana owdowiała w wieku dwudziestu
trzech lat, została sama z trzyletnim dzieckiem.
Zapewniła Mattie wszystko, co tylko dziecku było
potrzebne do szczęścia. Była cudowną matką.
 Mama musiała bardzo kochać twojego tatę,
prawda?  spytał Jack.
 Tak... Nie powiedziałeś mi dotąd nic więcej
o naszej piątkowej podróży.
Jack wpatrywał się chwilę w jej twarz, po czym
wyraznie się uspokoił i odpowiedział:
 Rzeczywiście.  Następnie zaczął mówić
o tym, z którego lotniska i jakim samolotem polecą,
jaki jest plan pobytu w Paryżu, i tak dalej. Mattie
najbardziej utkwił w pamięci jeden szczegół: że
z okna ich hotelowego pokoju będzie widać Wieżę
Eiffla. Powrót był zaplanowany na poniedziałek.
Mattie nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przy-
glądała się mówiącemu Jackowi. Podobał jej się,
podobało jej się w nim wszystko, poza jednym
 niestety, oszukiwał cztery kobiety.
Ten fakt wystarczył, aby był dla niej wstrętny.
Musiałaby postradać zmysły, żeby zakochać się
w takim mężczyznie!
A jednak nie była w stanie myśleć o nim z nie-
chęcią.
Zdawała sobie sprawę, że mimo wszystko może
się w nim zakochać. Szczególnie podczas czterech
dni spędzonych wspólnie w Paryżu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Alchemia II Rozdział 8
Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2
czesc rozdzial
Rozdział 51

więcej podobnych podstron