ROZDZIAA SIÓDMY
Mattie... Mattie, śpisz?
Jack pukał do drzwi jej sypialni. Oczywiście, że
nie spała. Jak mogłaby zasnąć po tym, co się stało?
Nie wydawało jej się, żeby poczuła się lepiej
dzięki rozmowie z Jackiem. Było już wpół do
trzeciej w nocy. Na szczęście nie musiała go wpu-
szczać. Drzwi sypialni zamknęła wcześniej na
klucz.
Mattie, koniecznie muszę z tobą porozma-
wiać!
Bez wątpienia chciał jej wszystko wytłumaczyć.
Cóż, będzie musiał poczekać. Trudno. Mattie i tak
się domyślała, że Jack oznajmi jej, że rano czeka ją
powrót do Wielkiej Brytanii, ponieważ przyjechała
Tina.
Idz sobie! mówiła mu w myślach.
Jack jednak nie przestawał pukać. Być może
nazajutrz zdoła z nim porozmawiać, ale z pewnoś-
cią nie teraz.
Oto, do czego prowadziło naganne postępo-
wanie Jacka!
Jak mogłam się w nim zakochać! skarciła samą
siebie Mattie. Tak właśnie traktuje kobiety!
72 CAROLE MORTIMER
Na domiar złego Tina nadbiegła akurat w chwili,
kiedy Mattie całowała się z Jackiem. Gdyby stało
się to w innym momencie, Mattie powiedziałaby
mu, co o nim myśli. A tak...
Ależ ze mnie idiotka! narzekała w duchu.
Mattie, proszę cię, wpuść mnie mówił cicho
Jack. Naprawdę musimy porozmawiać. Zdaję
sobie sprawę, jak musiałaś odebrać scenę na kory-
tarzu, i dlatego chcę ci wszystko wyjaśnić.
Co takiego? myślała z ironią. Że całował mnie
tylko dla rozrywki? Że zrobił to niepotrzebnie?
Żebym się nie martwiła, ponieważ kupi mi bilet na
poranny samolot?
Obejdzie się. Sama kupi sobie bilet z Paryża do
Londynu i wróci do domu!
Miała ochotę zerwać się z łóżka i wykrzyczeć to
Jackowi, ale zacisnęłazęby i powstrzymała się. Nie
chciała się znowu rozpłakać, okazać słabości. Po-
myślała, że nazajutrz będzie miała dość siły, aby
otwarcie i zdecydowanie powiedzieć Jackowi, co
o nim myśli.
Dobrze westchnął zza drzwi. Trudno,
pójdę spać. Jednak koniecznie musimy porozma-
wiać, musisz mi pozwolić wytłumaczyć ci wszyst-
ko jutro. Dobranoc.
Może pozwolę, a może nie pomyślała. Jeśli
zdołam kupić bilet na poranny samolot, Jack nie
będzie musiał się trudzić.
Była już spakowana.
WEEKEND W PARYŻU 73
Próbowała zasnąć, ale przewracała się tylko
z boku na bok aż do rana. W końcu o szóstej wstała,
ubrała się i cicho wyszła z apartamentu. Wyszła
z hotelu, przeszła parę ulic i usiadła na ławce pod
Wieżą Eiffla. Patrzyła na kręcące się w pobliżu
gołębie, żałując, że nie ma dla nich nic do jedzenia.
Wiedziała, że jest zakochana w Jacku. Lecz nie
była szczęśliwa. Dlatego że Jack był kobieciarzem
i że przyjechała jedna z jego kochanek.
Przepraszam, czy można się przysiąść? spy-
tała nagle po angielsku jakaś kobieta. Myślałam,
że o tej porze nikogo nie spotkam.
Mattie podniosła wzrok i zobaczyła sympatycz-
ną starszą panią.
Dzień dobry, bardzo proszę odparła.
Tak pomyślałam, że może pani też jest An-
gielką powiedziała kobieta. Miała około sześć-
dziesięciu ośmiu lat, zadbane siwe włosy, niebies-
kie oczy i miłą, pomarszczoną twarz.
Mattie uśmiechnęła się. Zaraz! pomyślała na-
gle. Przecież zupełnie nie znam się na ludziach.
Dałam się oszukać Richardowi, pozwoliłam ocza-
rować Jackowi. A może to seryjna morderczyni?
Chyba jest pani za młoda, żeby cierpieć na
bezsenność ciągnęła Angielka. Najwyrazniej
miała ochotę porozmawiać.
Chciałam pospacerować jeszcze przed wyjaz-
dem. Wracam dzisiaj do Londynu odpowiedziała
Mattie.
74 CAROLE MORTIMER
Szkoda skomentowała rozmówczyni. Pa-
ryż jest takim pięknym miastem! Pierwszy raz
przyjechałam tu trzydzieści pięć lat temu, na mie-
siąc miodowy. Wydaje mi się, że tobyło wczoraj...
Chociaż moje dzieci, a tym bardziej wnuki, powie-
działyby co innego. Uśmiechnęła się znowu.
To bardzo romantyczne miasto.
Czyżby przyjechała tu pani z narzeczonym?
spytała kobieta.
Nie. Przyjechałam... to znaczy... Nie był to
udany pobyt wyznała Mattie.
Jaka szkoda! zmartwiła się starsza pani. Ja
przyjechałam tutaj na rodzinne przyjęcie kon-
tynuowała po chwili. Na zaręczyny mojej naj-
młodszej córki.
Jak to?! pomyślała Mattie. Zerknęła z ukosa na
sympatyczną rozmówczynię. To musiała być mat-
ka Jacka! Mattie była tego pewna.
Coś takiego! myślała. Na domiar wszystkiego
spotkałam tu jego matkę!
Drobna kobieta o delikatnej twarzy nie była
podobna do Jacka. Widocznie odziedziczył wygląd
po ojcu.
Chyba już pójdę odezwała się Mattie, zmie-
szana. Wstała. Miło było panią poznać. Mam
nadzieję, że przyjęcie będzie udane.
Dziękuję ci, kochanie. Kobieta znowu się
uśmiechnęła. Mattie, miałam nadzieję, że bę-
dziesz z nami na zaręczynach.
WEEKEND W PARYŻU 75
Słucham?! Odwróciła się zaskoczona.
Popełniła wielki błąd, pozwalając się wyśledzić
matce Jacka. Bo chyba pani Beauchamp ją śledziła,
inaczej skąd wiedziałaby, kim ona jest?!
Chodz, kochanie. Usiądz, proszę zachęciła
ją matka Jacka. Masz na imię Mattie, prawda?
A ja jestem Betty Beauchamp. Uśmiechając się,
postukała delikatnie w ławkę.
Mattie usiadła posłusznie jak zahipnotyzowana.
Nazywam się Mattie Crawford przedstawiła
się z nazwiska.
Nie obawiaj się, kochanie mogę mówić do
ciebie po imieniu, prawda? zaczęła Betty. Nie
jestem chora psychicznie ani niebezpieczna. Po
prostu widziałam was wczoraj wieczorem z Ja-
ckiem, jak wychodziliście razem z hotelu.
Och, oczywiście odparła grzecznie. Nie
wiedziała, co więcej mogłaby powiedzieć, żeby nie
obrazić matki Jacka.
Nie wiem, jak się zachował Jack ciągnęła
smutno Betty ale od razu widać, że zrobił ci jakąś
przykrość. A wczoraj wieczorem wyglądaliście na
takich szczęśliwych! Pokręciła głową.
Cóż, matka Jacka widziała nas przed przyby-
ciem Tiny pomyślała Mattie.
Wątpiła, żeby Betty Beauchamp znała prawdzi-
wą przyczynę jej przylotu do Londynu, więc na
wszelki wypadek nie mówiła nic więcej.
Edward i ja tak się ucieszyliśmy, kiedy w środę
76 CAROLE MORTIMER
wieczorem Jack zadzwonił do nas i powiedział, że
poleci do Paryża z pewną młodą damą! oznajmiła
Betty.
Wśrodę? upewniła się. Czy dotychczas
Jack nie spotykał się z państwem w towarzystwie...
kobiet? spytała odważnie.
Ależ skąd! zaprzeczyła Betty. Po raz
pierwszy w życiu zamierzał przedstawić nam dziew-
czynę! Tak się cieszyliśmy. On nigdy nic nam nie
mówi o swoim życiu prywatnym.
Nie dziwię się! pomyślała Mattie.
Czy przed środą nie wspominał o tym, że
przyleci tu z kobietą? spytała, zachęcona otwar-
tością matki Jacka.
Nie. Betty pokręciła głową, podekscytowa-
na. Edward i ja byliśmy tacy zadowoleni, że cię
poznamy! Uśmiechnęła się ciepło, a zarazem ze
współczuciem.
Mattie odpowiedziała wymuszonym uśmie-
chem.
Nic nie rozumiała. Przecież Jack potwierdził, że
zamienienie przez nią karteczek przy bukietach
doprowadziło do rozpadu jego relacji z kobietami,
którym... zaraz...
Co on właściwie powiedział? zastanawiała się.
Wiem, że Jack potrafi być zbyt natarczywy
przyznała Betty. Wydawała się lekko zawstydzo-
na. Ma to po ojcu. Nauczyłam się radzić sobie
z tym, ale zajęło mi to chyba kilka lat. Ale poza tym
WEEKEND W PARYŻU 77
Jack to bardzo dobry chłopak. Chyba trzeba mu
wybaczyć jego wady.
Do głowy Mattie cisnęły się pytania.
Czy Jack przysyła pani czasem kwiaty? za-
pytała.
Kwiaty? Betty była zdumiona pytaniem.
Ach, wiem, kochanie, o co ci chodzi. Musiał ci
mówić. Nie, ja naprawdę nie mogę patrzeć na
cięte kwiaty. Uważam, że kwiaty można podziwiać
w naturze. Powinny rosnąć i żyć, a nie umierać
powoli w wazonach. Jack posyła kwiaty swoim
siostrom, a mnie zamiast tego kupuje krzak róży.
Wyobraz sobie, że mam już w ogrodzie chyba
z pięćdziesiąt krzaków Uoż od niego! wyznała
z radością.
Siostrom? spytała cicho Mattie.
Nie mówił ci, że ma siostry? Mam pięcioro
dzieci! Jacka i cztery córki oznajmiła z dumą
Betty. Jack jest najstarszy, potem jest Christina,
Sally i Cally, to blizniaczki, a najmłodsza jest...
Sandy dokończyła Mattie. Czyli Alexan-
dra. Christina, czyli Tina.
Właśnie! ucieszyła się Betty. Mattie była
zaszokowana. Nie wiem, czy wiesz, że Sandy wy-
chodzi za mąż po raz drugi kontynuowała Betty.
Niestety jej pierwszy mąż okazał się okropnym
człowiekiem. Cieszymy się, że znowu jest szczęś-
liwa.
Cztery kobiety, dla których Jack zamówił u Mat-
78 CAROLE MORTIMER
tie bukiety kwiatów, były jego siostrami! Nie do
wiary!
Faktycznie nigdy nie przyznał, że miał cztery
kochanki. Ale oszukał Mattie, aby ją przekonać,
żeby pojechała z nim do Paryża. Nikogo wszak nie
zastępowała. Dlaczego Jack ją okłamał? Szantażo-
wał ją! A przed swoją rodziną udawał, że żyje
spokojnie i przyzwoicie.
Mattie była rozzłoszczona. Ale nie miała już
zamiaru wyjeżdżać.
Powinnam chyba wrócić do hotelu powie-
działa. Przepraszam. A może zdołamy jakoś
z Jackiem wyjaśnić sobie wszystko? Uśmiech-
nęła się lekko.
Och, oby się wam udało! Mam wielką nadzieję,
że tak będzie! Betty rozpromieniła się. Mój mąż
i ćorki tak bardzo pragną panią poznać! Znowu
przeszła na ,,pani . Nie chciała być niegrzeczna.
Mattie poczuła się nagle zawstydzona. Ale to
przecież Jack powinien się wstydzić. Jego matka
była niezmiernie ciepłą, otwartą i miłą osobą. Jeśli
ojciec Jacka i jego siostry były podobne do Betty,
Jack różnił się od nich na niekorzyść. Oszukiwał
najbliższych, którzy naprawdę chcieli dla niego jak
najlepiej.
Nie zastanie pani Jacka w hotelu poinfor-
mowała Betty. Pojechał na lotnisko po męża
Tiny, mojej najstarszej córki. Jak pani wie matka
Jacka posmutniała Tina przyjechała wczoraj wie-
WEEKEND W PARYŻU 79
czorem i oznajmiła nam, że porzuciła Jima, swoje-
go męża. Niestety Tina zawsze była w gorącej
wodzie kąpana. Betty pokręciła głową. Tym
razem przeszła samą siebie! Jim to taki sympatycz-
ny młody człowiek!
A zatem kiedy Mattie wymykała się z apar-
tamentu, Jacka już w nim nie było? Pewnie dlatego
chciał koniecznie porozmawiać z nią w nocy. Wie-
dział, że rano pojedzie na lotnisko i obawiał się, że
podczas jego nieobecności Mattie opuści hotel
i więcej się tam nie pojawi.
Mattie wracała jednak do hotelu.
Jack mógł jedynie martwić się o jej zachowanie
na przyjęciu i pózniej. Skoro kilka dni ją oszukiwał,
niech sam się dowie, jak to jest być wodzonym
za nos.
Jestem pewna, że Tina i Jim się pogodzą
odezwała się Mattie, aby pocieszyć Betty. At-
mosfera Paryża powinna im w tym pomóc.
Pewnie masz rację, kochanie... Betty po-
nownie przeszła na ,,ty . Cieszę się, że zre-
zygnowałaś z wyjazdu.
Mattie przez chwilę wstydziła się, że zamierzała
opuścić Jacka bez jego wiedzy i zgody. Jednak to
on powinien się był wstydzić. Może nie miał obo-
wiązku mówić jej, że cztery kobiety, którym pole-
cił posłać kwiaty, były jego siostrami, ale jak mógł
od początku sugerować swoim rodzicom, że Mattie
jest jego sympatią?
80 CAROLE MORTIMER
Skoro nigdy nie przedstawiał rodzinie żadnych
kolegów ani koleżanek, jego rodzice musieli zro-
zumieć jego intencje tylko w jeden sposób. Jack
z pewnością był tego świadom.
Ale przynajmniej nie był kobieciarzem, jak
wcześniej zdawało się Mattie.
Czy mogłybyśmy zachować w sekrecie naszą
rozmowę? poprosiła. Chyba Jack nie byłby
zadowolony z tego spotkania o poranku. To zna-
czy... oczywiście powiem mu, że się spotkałyśmy...
ale nie będę wspominała, że ?owiłyśmy o... jego
charakterze.
Na pewno by się rozzłościł przyznała Betty.
Ja też nie zamierzam relacjonować mu naszej
wymiany zdań na temat jego osoby. Cieszę się, że
mogłyśmy porozmawiać. Miałam na to wielką
ochotę, kiedy zobaczyłam panią wychodzącą zhote-
lu. Dlatego zaraz wyszłam za panią. Uśmiechnęła
się. W takim razie... do zobaczenia wieczorem!
Do zobaczenia. Mattie wstała i pożegnała
się z Betty. Dziękuję. Ruszyła z powrotem do
hotelu.
Co on sobie wyobraża? myślała o Jacku.
Cóż, widocznie siostra jego przyszłego szwagra,
Sharon, rzeczywiście mu się naprzykrza, a on nie
chce mieć z nią do czynienia.
Ale czy nie przyszłomudogłowy, jakie nadzieje
rozbudzi w rodzicach, kiedy pojawi się na rodzin-
nym przyjęciu z potencjalną narzeczoną...?
WEEKEND W PARYŻU 81
Jack chyba nie przemyślał dostatecznie tego
aspektu sprawy.
Czy uczucia rodziców i samej Mattie mogłymu
być całkiem obojętne?
Jeśli tak, Mattie zamierzała odpłacić mu pięk-
nym za nadobne!
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Weekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialWeekend w Paryzu rozdzialAlchemia II Rozdział 8Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2czesc rozdzialRozdział 51więcej podobnych podstron