Weekend w Paryzu rozdzial 08


ROZDZIAA ÓSMY
 Mattie, obawiałem się, że...  Jack umilkł ze
zdumieniem, ponieważ objęła go i uniosła głowę
w wyraznym oczekiwaniu na pocałunek.  Co ty
wyprawiasz?  spytał.
 Myślałam, że lepiej okazać ci nieco uczucia,
na wypadek gdybyśmy nie byli sami  odpowie-
działa, cofnąwszy się.
Zajrzała wymownie do salonu. Widziała już
wcześniej, że był pusty, bo zerknęła doń przez
uchylone drzwi sypialni. Czekała w napięciu na
Jacka wracającego z lotniska.
 Świetny pomysł  mruknął.  Tylko nie w tym
momencie.  Przesunął dłonią po włosach.  Jes-
tem trochę zmęczony.
Mattie przyjrzała mu się uważnie. Rzeczywiście
wydawał się zmęczony. Pewnie próba rozwiązania
kryzysu małżeńskiego popędliwej siostry i jej męża
wycisnęła na Jacku swoje piętno.
 Nie masz ochoty na karesy?  zaproponowała
Mattie.  A może chcesz, żebym zamówiła lunch?
Wez prysznic i odpocznij  poradziła.
Jack był zdumiony jej mimo wszystko przyjaz-
nym zachowaniem. Właśnie o to chodziło Mattie.
WEEKEND W PARYŻU 83
Po tym, co stało się w nocy, nie spodziewał się, że
zastanie ją w hotelu i że będzie chciała z nim
rozmawiać.
A ona chciała wywrzeć na nim wrażenie, że po
romantycznej kolacji na statku i przerwanym poca-
łunku oczekuje teraz od niego poważnego zaan-
gażowania.
Jack powinien się tym przerazić.
 Odebrałam z recepcji wiadomość, którą dla
mnie zostawiłeś  powiadomiła.
Gdy wróciła do hotelu, podano jej kopertę z kart-
ką od Jacka. Niewiele napisał:
,,Pojechałem na lotnisko. Koniecznie zaczekaj,
aż wrócę. Jack  .
Czy on uważał, że może wydawać jej polecenia?
 Rozumiem  odpowiedział.  Pewnie...
 Zamówić lunch?  przerwała mu Mattie, pod-
nosząc słuchawkę telefonu.  Wcześniej zamówi-
łam sobie kanapkę. Była pyszna!
 W takim razie ja również poproszę kanapkę
 oznajmił Jack. Czuł się odrobinę zdezoriento-
wany.
 Spotkałam rano twoją matkę  poinformowa-
ła niby od niechcenia Mattie, siadając z telefonem
wręku w jednym z głębokich foteli. Aączyła się
z recepcją. Jednak ukradkiem zerknęła na Jacka
 był zaskoczony.
 Spotkałaś moją mamę?  upewnił się.  Co...
84 CAROLE MORTIMER
 Halo, recepcja?  spytała głośno.  Poproszę
jedną kanapkę klubową.  Zasłoniłamikrofoni szep-
nęła do Jacka:  Napijesz się czegoś?
 Chyba potrzebna mi duża, mocna kawa  wes-
tchnął.
Zamówiła kawę i odłożyłasłuchawkę. Spojrzała
na zegarek.
 Niestety muszę wyjść  oznajmiła.  Zamówi-
łam sobie dłuższą wizytę w salonie piękności na
dole. Chcę wyglądać wieczorem najlepiej, jak tyl-
ko będę mogła.
 Mattie...  odezwał się. Był coraz bardziej
zdumiony.
 Na twoim miejscu przespałabym się trochę po
zjedzeniu lunchu.  Mattie nie dawała mu dojść do
słowa. Wzięła torebkę.  Wyglądasz na wyczer-
panego, chyba brakuje ci snu.
 A ty najwyrazniej jesteś pełna energii i tak
radosna, jakby nic złego nie zaszło  mruknął.
 A nie powinnam?  odpowiedziała z śsmie-
chem.  Jesteśmy w Paryżu, spędzę popołudnie
w salonie piękności luksusowego hotelu, wieczo-
rem czeka nas uroczysty obiad w uroczej restaura-
cji na Wieży Eiffla... Żyć, nie umierać!
Jack zmarszczył brwi.
 Ale minionej nocy...  zaczął.
 Z pewnością poradziłeś sobie z tym, co stało
się w nocy  przerwała Mattie.  W końcu to mnie
spodziewają się wieczorem twoi najbliżsi, prawda?
WEEKEND W PARYŻU 85
Wybacz, muszę już iść.  Zerknęła na zegarek
i pobiegła do drzwi.  Twoja mama jest cudowna!
 rzuciła na odchodnym.
Ha!  pomyślała, znalazłszy się za drzwiami.
I kto teraz czuje się niezręcznie?
Z triumfującą miną zjechała windą na pierwsze
piętro, gdzie znajdował się salon piękności. Niech
teraz Jack nie wie, co się wokół niego dzieje! 
myślała. Będzie miał się z pyszna!
Możliwie najdłuższą wizytę w salonie piękności
Mattie zamówiła przede wszystkim dlatego, aby
uniknąć pytań, jakie bez wątpienia cisnęły się Ja-
ckowi na usta. Zamierzała zabawić się jego kosz-
tem, półleżąc w rozkładanym fotelu kosmetycz-
nym i oddając się przyjemnym zabiegom fryzjerki,
stylistki, kosmetyczki i manikiurzystki. Jednocześ-
nie będzie to okazja do miłego odpoczynku.
Bylebym się tylko zanadto nie przyzwyczaiła
 pomyślała, patrząc, jak manikiurzystka maluje jej
paznokcie. We wtorek wracam do pracy w Lon-
dynie.
Powrót do Londynu wiązał się z zakończeniem
krótkiej i przypadkowej znajomości z Jackiem.
Niestety!  westchnęła w duchu. Cóż mi po sa-
tysfakcji, że dostarczę Jackowi trochę stresu?
Przecież była w nim zakochana.
Ogarnęłoją rozdrażnienie. Nadal pozostawał dla
niej zagadką.
Nagle tok jej myśli przerwały urywki rozmowy,
86 CAROLE MORTIMER
jaką prowadziły ze sobą dwie znajdujące się obok
klientki salonu.
 Rodzice tak się cieszą z tego, że Tina spodzie-
wa się dziecka!  oznajmiła jedna z kobiet.
 Tina też się cieszy  odparła druga.  Oczeki-
wała po prostu od Jima bardziej spontanicznej,
żywszej reakcji na tę radosną wiadomość. Nie
spodobał jej się jego żart, kiedy stwierdził tylko, że
nadchodzącego Bożego Narodzenia nie spędzą na
nartach! Ale przecież Jim ma specyficzne poczucie
humoru. Kiedy Tina się uspokoi, na pewno zro-
zumie, że chciał ją tylko rozbawić.
 U wielu kobiet ciąża powoduje emocjonalne
rozchwianie  skomentowała pierwsza z rozma-
wiających.  Pamiętasz, co się działo, kiedy sama
byłaś w ciąży albo kiedy ja byłam?
Mattie zerknęła w bok. Ze swojego miejsca nie
widziała dobrze dwóch kobiet, których rozmowę
słyszała, jednak zdołała stwierdzić, że są do siebie
bardzo podobne. Musiały być siostrami Jacka, bliz-
niaczkami Sally i Cally.
Były Uownież bardzo podobne do Jacka, obie
miały ciemne włosy i ciemne oczy.
 Zastanawiam się, jaka jest dziewczyna Jacka
 odezwała się nagle blizniaczka siedząca po lewej.
 Wszyscy chyba bardziej się ekscytują możliwoś-
cią poznania jej niż zaręczynami Sandy, a nawet
sytuacją Tiny!
Serce Mattie przyspieszyło rytm.
WEEKEND W PARYŻU 87
 Mama mówi, że to czarująca młoda osóbka
 odpowiedziała blizniaczka po prawej.  Ogrom-
nie sympatyczna. Zupełnie nie robi wrażenia ko-
goś, kto szuka męża z dużymi pieniędzmi. Całe
szczęście!
 Tak. Jack jest taki dobry! Mógłby przymknąć
oko na zbyt wiele, a potem ciężko tego żałować.
Czyżby Jacka można było aż tak łatwo wy-
prowadzić w pole, tak łatwo zranić?  zdumiała się
Mattie. Najwyrazniej poznała go od innej strony.
 Mama zapewnia, że to dobra, otwarta dziew-
czyna  ciągnął głos z prawej.  Ale mama uznała-
by za czarującą każdą dziewczynę, z którą po-
stanowiłby się ożenić Jack! My zresztą także. Jeśli
on kogoś wybierze, bez wątpienia będzie to sym-
patyczna osoba.
Mattie miała już dość podsłuchiwanej rozmowy.
Nie dziwiła się, że siostry Jacka plotkują na jej
temat. W końcu na ich miejscu byłaby równie
ciekawa sympatii brata, który od dawna nikogo
rodzinie nie przedstawił.
Niepokoiło ją, że rodzice i siostry Jacka mogą
postrzegać ją jako potencjalną łowczynię fortun.
Aby nie uznali Mattie za kogoś takiego, musiała
podczas wieczornego obiadu zachowywać się zu-
pełnie inaczej, niż zamierzała.
 Dziękuję  powiedziała do manikiurzystki,
gdy kobieta skończyła malować jej paznokcie.
 Chciałabym zapłacić.
88 CAROLE MORTIMER
Wizyta w luksusowym salonie piękności będzie
dla niej ogromnym wydatkiem, lecz po tym, co
przed chwilą usłyszała, nie zamierzała pozwolić,
by płacił za nią Jack. Nawet gdyby następny mie-
siąc miała przeżyć o chlebie i wodzie.
Kiedy wychodziła, Sally i Cally powiodły za nią
spojrzeniem. Nie mogły jednak wiedzieć, na kogo
patrzą.
Mattie pożałowała nagle, że nie wyjechała ran-
kiem z Paryża.
Jack i jego siostry byli bardzo atrakcyjni z wy-
glądu. Matka także była zadbana; bez wątpienia
była kiedyś bardzo piękną kobietą. Również ojciec
Jacka musiał być przystojnym i bardzo eleganckim
starszym panem. Mattie pomyślała, że będzie się
czuła pomiędzy nimi jak brzydkie kaczątko.
Ależ głupi pomysł miał Jack, żeby mnie tu
sprowadzić i przedstawić im jako swoją przyszłą
narzeczoną!  myślała. Było oczywiste, że rodzina
Jacka odbierze jej pojawienie się jako ważną de-
klarację z jego strony. Jak mógł nie wziąć tego pod
uwagę?!
Mattie wyszła z hotelu i ruszyła pod Wieżę
Eiffla. Rozmyślała. Z jednej strony chciała zemścić
się na Jacku za to, że ją oszukał, z drugiej nie
chciała robić przykrości jego rodzinie ani też pozo-
stawić go samego, co doprowadziłoby do kom-
promitacji Jacka przed najbliższymi.
Nie, Mattie nie mogła wyrządzić im wszystkim
WEEKEND W PARYŻU 89
takiej krzywdy. Nie była aż tak podstępnym i po-
rywczym człowiekiem, a i wszyscy Beauchampo-
wie wydawali się dobrymi, miłymi ludzmi. Jack też
nie był taki zły.
Usiadła na trawniku na Polach Marsowych, za-
stanawiając się, co robić.
Wprawiła Jacka w zakłopotanie. Na pewno mu-
siał być zaniepokojony jej dzisiejszym zachowa-
niem.
Postanowiła w końcu, dla dobra Jacka i jego
najbliższych, że odegra podczas kolacji rolę uczci-
wej, skromnej, zakochanej w nim dziewczyny.
 Wyglądasz wprost oszałamiająco!  ocenił
Jack, kiedy krótko po dziewiętnastej Mattie wróciła
wreszcie do apartamentu. W jego oczach widać
było szczery zachwyt.
Miała na sobie drugą z dwóch wieczorowych
sukienek, jakie kupiła w minioną sobotę  ta była
kremowa, koronkowa, miała krótkie rękawy i się-
gała do kolan. Jasna sukienka podkreślała ciemny
odcień pięknie ułożonych, błyszczących włosów
Mattie.
 Dziękuję  powiedziała z śsmiechem, bardzo
zadowolona.
Jack chyba rzeczywiście trochę odpoczął i wziął
prysznic, ponieważ wyglądał teraz świeżo i uroczo.
Ponownie miał na sobie czarny smoking i białą
koszulę.
90 CAROLE MORTIMER
Był taki przystojny i męski, że Mattie aż za-
kręciło się wgłowie.
 Mattie, zanim tam pójdziemy, chciałbym z to-
bą poroz...
 Twoja mama telefonowała, kiedy spałeś
 przerwała mu Mattie.  Odebrałam, żeby cię nie
budzić.  Jack uniósł brwi. Mattie nie wiedziała, co
pomyślałaby matka Jacka, gdyby stwierdziła, że
mieszkają z Mattie w tym samym apartamencie.
 Piętnaście po siódmej mamy spotkać się wszyscy
w barze. Napijemy się drinka, a potem razem
pójdziemy w stronę Wieży Eiffla.
 Naprawdę?  spytał Jack, znowu zdezorien-
towany.
 Tak  potwierdziła, ruszając do drzwi.  Już
pora zjechać do baru.  Popatrzyła na niego wy-
czekująco.
 Miałem nadzieję, że porozmawiamy wczoraj
w nocy...
 Przerwała nam bardzo niegrzecznie kobieta!
 przypomniała Mattie.
 To prawda. Jednak zanim zobaczysz moich
bliskich, muszę ci coś powiedzieć.
 Możesz to zrobić po drodze  zaproponowała,
wychodząc na korytarz.
I tak wiedziała wszystko, co chciał jej oznajmić.
W rzeczywistości wcale nie zamierzała dopuścić
go do słowa.
Przy jego rodzinie miała zamiar zachowywać się
WEEKEND W PARYŻU 91
grzecznie, ale na razie nie potrafiła jeszcze zrezyg-
nować z zemsty. Chciała zobaczyć przerażenie na
twarzy Jacka, kiedy staną oko w oko z Tiną i jego
pozostałymi siostrami, i jego głębokie zdumienie,
gdy okaże się, że Mattie wie, kim one są w rzeczy-
wistości.
Jack wyszedł na korytarz i przytrzymał Mattie za
łokieć, aby szła trochę wolniej.
 Mattie!  zaczął podekscytowany.  Słu-
chaj, jeszcze nie miałem okazji powiedzieć ci,
że...
 Jack, Mattie! Zaczekajcie!  odezwał się zza
ich plecówgłos Betty Beauchamp.
Mattie omal nie wybuchnęła śmiechem, widząc
minę Jacka.
Biedak, właśnie się zorientował, że nie zdąży
w porę wyznać Mattie bardzo ważnych rzeczy!
Niemal mu współczuła.
Odwróciła się, aby uśmiechnąć się do Betty,
i nagle aż zamarła na widok jej męża.
Edward Beauchamp był uderzająco podobny do
syna. Miał prawie identyczną twarz, podobną figu-
rę, był tego samego wzrostu  tylko o mniej więcej
czterdzieści lat starszy od Jacka.
Niezwykle elegancka para  pomyślała Mattie.
Twarz Edwarda robiła wrażenie oblicza dostoj-
nego, wysoko urodzonego człowieka.
 To jest Mattie, a to Edward, mój mąż  powie-
działa miłym tonem Betty.
92 CAROLE MORTIMER
Miała na sobie długą, czarną suknię z cekinami,
w której wyglądała jak królowa.
Mattie i Edward uścisnęli sobie dłonie.
 Cieszę się, że mogę panią poznać  odezwał
się na powitanie Edward.
 Jest nam ogromnie miło  potwierdziła ra-
dośnie Betty, ujmując Mattie pod rękę i ruszając
z nią przodem. Betty Beauchamp była wesołą,
pełną energii kobietą i łatwo nawiązywała kontakt
z ludzmi.  Dziewczyny są wściekłe, że je uprze-
dziłam i zdążyłam cię już poznać  zdradziła
konspiracyjnym szeptem, zadowolona z siebie.
Jack nie mógł tego słyszeć.
Z pewnością wciąż ogromnie się niepokoił.
Mattie zastanawiała się, czy jednak nie postępu-
je z nim okrutnie.
Pocieszała się, że jeszcze tylko kilka minut,
a potem wszystko się wyjaśni i Jack powinien się
uspokoić.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Alchemia II Rozdział 8
Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2
czesc rozdzial
Rozdział 51

więcej podobnych podstron