Weekend w Paryzu rozdzial 10


ROZDZIAA DZIESITY
 Nie przejmuj się moją siostrą  odezwał się
w pewnej chwili Thom, który siedział z lewej
strony Mattie.  Nie ma się czym martwić. Na-
prawdę.
Serce Mattie zabiło mocniej. Uśmiechnęła się
sztucznie do Thoma.
Nie zwracała uwagi na widoczne z góry koloro-
we światła Paryża. Ledwie skubnęła pierwsze da-
nie. Wszystko z powodu Sharon.
Jack próbował włączyć Mattie do rozmowy, ale
Sharon cały czas wykazywała inicjatywę, skupia-
jąc na sobie uwagę. W dodatku starała się jak
najczęściej wypowiadać głośno zdania zaczynają-
ce się od: ,,A pamiętasz, Jack, jak razem...  Po
każdej takiej wypowiedzi Mattie miała ochotę
krzyczeć.
Co właściwie łączyło Jacka i Sharon?  myślała
nerwowo.
Właściwie nie trzeba było długo się nad tym
zastanawiać. W takim razie Jack sprowadził Mattie
do Paryża po to, aby...
 On nie zwraca na Sharon uwagi, naprawdę
 szepnął znowu Thom.
WEEKEND W PARYŻU 105
Uśmiech Mattie był tym razem kwaśny. Jeśli
nawet obecnie Jackowi nie zależało na Sharon,
musiał zwrócić na nią szczególną uwagę już wcześ-
niej!
 Mówię serio  zapewnił Thom, ściskając
przelotnie dłoń Mattie, by dodać jej otuchy.
Nie odpowiadała, łamała kawałek bagietki. Po-
patrzyła na pokruszoną bułkę i otrzepała palce
z okruchów.
 W takim razie ciekawe, co robi Jack, kiedy
zwraca uwagę na kobietę!  mruknęła do Thoma.
Jack był wciąż zajęty perorującą Sharon.
 Przyjrzyj mu się, jakim wzrokiem na ciebie
patrzy  poradził z śsmiechem Thom.  Jeszcze
nigdy nie widziałem Jacka tak szczęśliwego i oży-
wionego jak wcześniej w barze, kiedy rozmawialiś-
cie z nami wszystkimi.
 Naprawdę?  Mattie była zdziwiona.  Myś-
lałam, że Jack zawsze jest ożywiony i zadowolony
z siebie.
 No widzisz!  odparł Thom.
Mattie od początku sądziła, że Jack to człowiek
pewny siebie, cieszący się życiem.
Człowiek sukcesu we wszystkich dziedzinach.
I raczej się nie myliła, bo przecież nie zaprosił jej
do Paryża ze względu na nią samą i paryskie
atrakcje. Zabrał ją po to, aby chroniła go przed
zalotami Sharon. Jeżeli robi na Thomie wrażenie
szczególnie zadowolonego z mojego towarzystwa
106 CAROLE MORTIMER
 myślała  dowodzi to jedynie, jak dobrym ak-
torem jest Jack.
Zresztą i tak większą część wieczoru spędzał na
rozmowie z Sharon. Mattie czuła, że jej obecność
w restauracji jest zbędna.
 Dziękuję ci za troskę, Thom, ale nie musisz
tak się tym przejmować.  Uśmiechnęła się.  Nie
jesteśmy z Jackiem parą.  Nie byli nawet dobrymi
znajomymi. Mattie wątpiła, żeby po powrocie do
Londynu miała kiedykolwiek okazję zobaczyć Ja-
cka.
 Może w takim razie powinniście nią być  od-
parł Thom, wzruszając ramionami.
Mattie popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
 Lepiej, żebyście nie popełnili podobnego błę-
du, jaki popełniłem z Sandy pięć lat temu  kon-
tynuował.  Spotykaliśmy się od dłuższego czasu
i wiedziałem, że ją kocham, że jest tą jedyną
kobietą, z którą chcę się ożenić. Tylko że jej tego
nie powiedziałem. Wyobraz sobie, że tymczasem
pojawił się inny mężczyzna, który mnie w tym
wyprzedził. I pobrali się!  Thom westchnął.  Apo
upływie czterech lat ona doszła do wniosku, że
popełniła błąd i rozwiodła się. Dopiero wówczas
mogłem powiedzieć jej, co naprawdę do niej czu-
łem cały czas.
Z nami jest inaczej  pomyślała Mattie. To
znaczy, jestem zakochana w Jacku, ale on we mnie
z pewnością nie. Gdybym wyznała mumiłość, bez
WEEKEND W PARYŻU 107
wątpienia jasno dałby mi do zrozumienia, że nie
chce ze mną być.
 O czym tak poważnie rozmawiacie?  za-
interesował się nagle Jack. Wydawał się rozzło-
szczony. Czym? Czy tym, że Mattie rozmawiała
z Thomem?
 Opowiedziałem właśnie Mattie  odezwał się
szybko Thom  jak to przed pięcioma laty kon-
kurent sprzątnął mi sprzed nosa Sandy, ponieważ
nie wpadłem na to, aby w porę powiedzieć jej, co
do niej czuję.  Popatrzył na Jacka wyzywająco.
Mattie zaczerwieniła się. Bez wątpienia Jack
spyta, jakim sposobem w ciągu kilku minut roz-
mowy doszli do tak osobistych tematów.
 Naprawdę...?  spytał przeciągle Jack, świd-
rując Thoma wzrokiem.
 Tak  potwierdził Thom, wytrzymując jego
spojrzenie.
Tego tylko brakuje, żeby jeszcze ci dwaj się
pokłócili!  pomyślała Mattie.
 To takie romantyczne, że w końcu Sandy
wróciła do Thoma, prawda?  wtrąciła, nie czeka-
jąc na rozwój kłótni.
 Kobiety lubią romantyczne wydarzenia  do-
dał Thom.  Powinieneś kiedyś to sprawdzić.
Jack spochmurniał.
 To nie takie proste, kiedy ma się taką rodzinę
 mruknął.
Ciekawe, o co mu chodzi?  zastanowiła się
108 CAROLE MORTIMER
Mattie. Tymczasem nieoczekiwanie przyłączyła
się do rozmowy Sandy.
 Po tym, jak pomyliłeś dedykacje przy bukie-
tach z kwiatami dla nas  powiedziała  masz
szczęście, żeżeńska część twojej rodziny wciąż ma
ochotę z tobą rozmawiać, Jack. Dobrze, że mamy
poczucie humoru. W istocie było to nawet śmiesz-
ne. Wiesz, Mattie, Jack posłał wszystkim siostrom
po bukiecie kwiatów, ale omyłkowo pozamieniał
karteczki z imionami. Wyobrażasz sobie?
 Wyobrażasz sobie?  powtórzył Jack, spog-
lądając surowo na Mattie, która miała ochotę scho-
wać się pod stół ze wstydu.
Thom z zaciekawieniem obserwował jej nie-
oczekiwaną reakcję.
 To chyba rzeczywiście musiało być zabawne
 powiedziała w końcu.
 Zależy, jak się na to spojrzy  skomentował
Jack.
 Mam nadzieję, że nie pomylił imienia na
kwiatach dla ciebie, Mattie  odezwała się zno-
wu Sandy.  Co byś pomyślała, gdybyś dostała
kwiaty z dedykacją dla Sandy, Sally, Cally albo
Tiny?
Mattie uśmiechnęła się blado. Sandy nie wie-
działa, że Mattie nie dostała od Jacka żadnych
kwiatów, za to słyszała od niego zawoalowaną
grozbę szantażu.
 Daj już biedakowi spokój  poradził jej Thom.
WEEKEND W PARYŻU 109
 Porozmawiajmy lepiej o Mattie. Czym się właś-
ciwie zajmujesz, Mattie? Jeszcze nam nie mówiłaś.
 Może Mattie nie zajmuje się niczym  wtrąci-
ła ze złością Sharon, uznając, że już zbyt długo nie
uczestniczy w rozmowie.  W końcu Jack to bardzo
zamożny człowiek! Prawda, kochanie, że jesteś
zamożny?  Popatrzyła zalotnie na Jacka.
 Większość kobiet chce robić coś pożytecz-
nego, Sharon!  odpowiedział Thom, rzucając sios-
trze karcące spojrzenie.
 Nie chce mi się pracować  odpowiedziała
szczerze.
 Widocznie nie należysz do większości  zakoń-
czył Thom, po czym z powrotem spojrzał na Mattie.
Wiedziała, że nie powinna wspominać, że pro-
wadzi kwiaciarnię. Siedzący obok ludzie byli zbyt
inteligentni, żeby nie skojarzyć faktów.
 Realizuję różne zlecenia  odpowiedziała wy-
mijająco.  A w wolnym czasie pomagam mojej
mamie prowadzić hotel dla psów  dorzuciła szyb-
ko, zanim ktokolwiek spytał ją o charakter realizo-
wanych przez nią zleceń.
 Awłaśnie... jak się miewa Harry?  spytała
z troską Sandy.
Widać było, że lubi psa Jacka. Beauchampowie
byli naprawdę sympatyczną rodziną.
 Spytaj Mattie. Harry zamieszkał na ten week-
end właśnie w hotelu jej mamy  wyjaśnił zuśmie-
chem Jack.
110 CAROLE MORTIMER
 Dobry pomysł  skomentowała Sandy.  Czy
spodobało mu się to miejsce?  spytała Mattie.
 Jack martwił się, że może wcale nie wyjedzie, bo
nie ma z kim zostawić Harry ego.
 To ty rozmawiałeś wczoraj z moją mamą,
Jack  przypomniała Mattie. Była niezadowolona,
że nie zaproponował jej, aby zatelefonowali do jej
matki wspólnie.
 Harry ma dziewczynę  poinformował Jack.
 Piękną sukę labradora, która wabi się Sophie.
 To wspaniale. Zdaje się, że dziewczyn wokół
nie brak...  zaczął z przekąsem Thom, ale roz-
mowę przerwało nadejście kelnerów roznoszących
drugie dania.
Teraz przy stole rozlegały się tylko słowa za-
chwytu nad wyglądem, aromatem oraz wspaniałym
smakiem jedzenia.
Całe szczęście, że zapomnieli o rozmowie na
temat mojego zawodu  pomyślała Mattie.
Thom był naprawdę bardzo miłym człowiekiem
i dbał, aby Mattie się nie nudziła, choć jego towa-
rzystwo było dla niej trochę niewygodne. Zaczynał
bowiem podejrzewać, że Mattie i Jack nie są ze
sobą w tak dobrych relacjach, jak wszyscy sądzą.
Że mogło zajść między nimi coś przykrego, czego
nikt wokół nie podejrzewa.
I nie mylił się.
Gdyby wiedział, jak niewiele łączy mnie z Ja-
ckiem...  myślała ze smutkiem Mattie.
WEEKEND W PARYŻU 111
 Smakuje ci?  spytał ją Jack, gdy spróbowała
wyśmienitego kurczaka.
 Bardzo  odpowiedziała.
Jack westchnął ze smutkiem i szepnął:
 Mattie, co ja mogę zrobić? Musiałbym być
w stosunku do niej niegrzeczny...
Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
 Czy ja coś mówię?  odpowiedziałapytaniem.
 Nie musisz... Widzę, jaka jesteś niezadowo-
lona.
Nie wiedziała, że Jack martwi się jej stanem
psychicznym.
Uśmiechnęła się wymuszonym uśmiechem,
stwierdziwszy, że Betty przygląda im się z na-
przeciwka okrągłego stołu, z błogą miną.
 Zastanawiałam się, dlaczego właściwie spro-
wadziłeś mnie tutaj, skoro tak dobrze się bawisz
w towarzystwie Sharon  szepnęła.
 Dobrze się bawię?!  jęknął Jack.  Chętnie
bym ją udusił!
Mattie nie była w stanie powstrzymać wybuchu
śmiechu.
Jack wyglądał jak bezradny chłopiec.
 Dobrze, że humor choć trochę ci się poprawił
 skomentował Jack, po czym nachylił się i delikat-
nie pocałował Mattie w usta.  Uwielbiam, kiedy
się śmiejesz  dodał.  To tak jakby nagle wyszło
słońce.
Mattie była zaskoczona i onieśmielona.
112 CAROLE MORTIMER
Jednak zaraz potem zdała sobie sprawę, że prze-
cież pocałunek Jacka był gestem aktorskim wobec
jego rodziny siedzącej wokół. No i wobec Sharon
Keswisk.
Sharon była bowiem wyraznie wściekła. Rzuci-
ła Mattie nienawistne spojrzenie.
 Teraz chyba ci się udało  pochwaliła go Ma-
ttie.  Sharon nie spodobał się ten pocałunek.
 Mattie, nie dlatego...  zaczął Jack, kręcąc
głową.
 Uśmiechaj się  przerwała mu.  Twoja mama
nas obserwuje.
 Nieważne, co pomyśli sobie moja mama
 mruknął.
 Dla mnie to ważne  oznajmiła Mattie.  Bar-
dzo ją polubiłam.
Jack popatrzył na Mattie z szacunkiem, a potem
uśmiechnął się i ścisnął jej dłoń.
 Ona także cię polubiła  powiedział.  Roz-
mawialiśmy chwilę przed przyjęciem i...
Mattie była ciekawa, co powiedziała mu o niej
jego matka. Nie zdążyła jednak o to zapytać, ponie-
waż Edward podniósł się właśnie z miejsca
i wzniósł toast za Sandy i Thoma. Krótką przemo-
wę zakończył stwierdzeniem, że ma nadzieję, żeza
trzy miesiące wszyscy spotkają się w tym samym
gronie na weselu.
Za trzy miesiące nie będę znała Jacka ani nikogo
z was  pomyślała ze smutkiem Mattie.
WEEKEND W PARYŻU 113
 Dzisiejszy dzień był wyjątkowo nieudany
 odezwał się do niej ponownie Jack.  Może
jest coś, na co miałabyś szczególną ochotę jutro?
 Czekając na odpowiedz, zabrał się energicznie
do krojenia steku. Najwyrazniej był w nie naj-
gorszym humorze.
 Podobno mamy wszyscy iść na spacer do
Notre Dame  odpowiedziała za Mattie Sandy.  To
będzie rodzinna wycieczka. Pamiętasz nasze ro-
dzinne pikniki?
 Pamiętam  odpowiedział.  Mrówki w kana-
pkach i lody z muchami.
 Jesteś niemożliwy!  skomentowała ze śmie-
chem Sandy.
Mattie z fascynacją słuchała, jak Jack i Sandy
wspominają wesołe wakacje spędzone z rodzicami
i siostrami.
Ona nie miała takich wspomnień. Była jedynacz-
ką, a jej ojciec zmarł, kiedy miała trzy lata. Całe
dzieciństwo spędziła tylko z matką.
Dalsza część kolacji przebiegła na niezobowią-
zujących rozmowach w miłej atmosferze. Jackowi
udawało się już poświęcać Sharon znacznie mniej
czasu.
Po paru godzinach spędzonych w towarzystwie
bliskich Jacka Mattie czuła się jak nowa członkini
wesołego klanu, od razu przez niego przyjęta i za-
akceptowana. Rodzina Beauchampówbyła napra-
wdę wyjątkowa.
114 CAROLE MORTIMER
Mimo to Mattie raz po raz ogarniał smutek, kiedy
przypominało jej się, że w poniedziałek wróci do
Londynu i na tym zakończy się jej znajomość z tą
miłą rodziną. A w szczególności z Jackiem.
Przyjęcie dobiegło końca i wszyscy zjechali
windą z wieży.
 Ja i Mattie idziemy na spacer  oznajmił Jack.
 Ho-ho-ho, spacer!  skomentował Jim. Na-
prawdę nie był delikatnym człowiekiem.
Jack obejmował Mattie wpół.
 Chyba przejdę się z wami  oznajmiła Sharon,
stając z lewej strony Jacka.  Świeże powietrze
dobrze mi zrobi.
Powietrze w restauracji na wieży było wystar-
czająco świeże.
Dla wszystkich było oczywiste, że Sharon cho-
dzi o co innego.
Jack nie wydawał się zachwycony jej pomysłem.
 Może wszyscy się przespacerujemy?  za-
proponowała Cally.
Mattie była jej wdzięczna za tę propozycję.
Wolała chodzić nocą po Paryżu ze wszystkimi niż
tylko z nim i okropną Sharon.
 To bardzo dobry pomysł!  skomentowała
Betty.  Od lat nie spacerowaliśmy po Paryżu
wświetle księżyca, prawda, Edwardzie?  Popat-
rzyła z miłością na męża. Od trzydziestu pięciu lat
byli tak samo mocno w sobie zakochani jak wtedy,
kiedy się pobierali.
WEEKEND W PARYŻU 115
 Zdaje się, że w wyniku naszego ostatniego
nocnego spaceru po Paryżu został poczęty Jack
 przypomniał sobie Edward.
 Powtórka już nam nie grozi  zapewniła
Betty.
Pozostali przysłuchiwali się tej rozmowie z roz-
bawieniem.
 W naszym przypadku nie, ale jeśli chodzi
o pozostałe pary, nigdy nic nie wiadomo  zauwa-
żył przytomnie Edward.  No, z wyjątkiem Tiny
i Jima.
 My już mamy dwoje dzieci. To nam wystar-
czy  oświadczyła Cally czy też Sally; blizniaczki
były ogromnie podobne do siebie i jednakowo
ubrane.
 Nam wystarczy jedno dziecko  dodała druga.
 Nie patrzcie tak na nas  odezwał się po chwili
Jack, obejmując mocniej Mattie.  Kocham dzieci,
zwłaszcza wasze, ale na własne wolę jeszcze po-
czekać. Na razie chcę mieć Mattie tylko dla siebie.
 No to ruszajmy!  zarządziła Betty, wciąż
czule ujmując Edwarda za łokieć.
Mattie zaczerwieniła się. Rodzina Jacka była
jednak czasem zbyt bezpośrednia.
 Chciałbyś mieć ze mną dzieci?  spytała cicho
Jacka, kiedy szli na czele grupy.
 Musiałem im coś powiedzieć  odpowiedział
wymijająco.
 To był tylko żart...
116 CAROLE MORTIMER
 Wiem.  Jack obejrzał się z niezadowoleniem.
Rodzina nie zamierzała go opuszczać pomimo póz-
nej pory.  Chyba się sprzysięgli.
 Słucham?
 Nie odstępują nas na krok. Wczoraj w nocy
i dziś w ciągu dnia zajmowałem się kłopotami Tiny
i Jima. Nie mieliśmy czasu dla siebie.
Wydawał się rozzłoszczony. Kąciki ust Mattie
zadrżały. Nie mogła powstrzymać się od śmiechu,
kiedy Jack się złościł. Tak zabawnie i niewinnie
wówczas wyglądał. W końcu roześmiała się.
 Co cię tak śmieszy?  spytał zdumiony.
 Ty!  odparła wesoło.  Nie martw się, nikt
się przeciw tobie nie sprzysiągł.  Posmutniała
nagle.  Poza tym przecież tylko gramy przed
nimi, czyż nie?
 Tylko gramy...  szepnął niepewnie, jakby
sam do siebie.
 Sharon ani trochę się nie speszyła tym, że
masz dziewczynę  dodała Mattie.
 Czy to moja wina?
 Chyba nie moja.
Jack westchnął.
 Rzeczywiście, z pewnością nie twoja  zgo-
dził się.  Wiesz, przed kilkoma laty popełniłem
błąd: spotykałem się z Sharon przez parę tygodni.
 Nie wspominałeś mi o tym!  Mattie była
poruszona, choć po tym, co działo się w restauracji,
domyślała się, że Jacka coś łączyło z Sharon.
WEEKEND W PARYŻU 117
 Nikt nie lubi opowiadać o swoich błędach
 tłumaczył się.
 Ja przyznałam się przed tobą do mojego  od-
parła Mattie.
I do czego to doprowadziło? Znalazła się z Ja-
ckiem w Paryżu.
I zakochała się w Jacku.
 Sharon wprawdzie fantastycznie wygląda...
 kontynuował.
 Widzę, jak wygląda!  przerwała gniewnie
Mattie. Nie miała ochoty słuchać o zaletach urody
Sharon.
 Wygląd to nie wszystko  ciągnął.  Okazało
się, że Sharon ma okropny charakter  dokończył.
 Jest po prostu straszna! Spotkaliśmy się w sumie
może trzy czy cztery razy, przysięgam. Podczas
ostatniej, trzeciej czy czwartej randki, Sharon
uznała, że już może mną dyrygować, rządzić moim
życiem. Dla mężczyzny nie ma nic bardziej znie-
chęcającego niż kobieta, która na początku znajo-
mości zachowuje się, jakby już było postanowione,
że zostanie twoją żoną! Więcej się z nią nie spot-
kałem. Przypadkiem zobaczyłem ją ponownie
przed kilkoma miesiącami, kiedy Sandy związała
się z Thomem. Muszę powiedzieć, że nie było to
miłe przeżycie.
Mattie rozumiała go. Nie dowierzała jednak, że
nie kusi go wyjątkowa uroda Sharon.
Co za różnica?  pomyślała znowu. Dlaczego
118 CAROLE MORTIMER
w ogóle się nad tym zastanawiam? Przecież to nie
moja sprawa. Za dwa dni nie będę nawet znajomą
Jacka. Wszystko jedno, co czuję.
 Z pewnością się między wami ułoży  powie-
działa.
 Przepraszam, że zanudzam cię moimi kłopo-
tami  odezwał się znowu Jack.
 Nie zanudzasz!  Jak mogłaby nudzić się
w jego towarzystwie?!  Przykro mi tylko, że na
wiele ci się nie przydałam. Chociaż po tym, jak
mnie pocałowałeś, Sharon jest na ciebie wściekła.
Nie wiem, czy cię to cieszy.
 Cieszy mnie, że cię pocałowałem  odpowie-
dział.  Może pocałujemy się znowu?
Przystanęli na moście, z którego widać było
wcałej okazałości wspaniałą, rozświetloną tysiąca-
mi złocistych światełek Wieżę Eiffla.
Członkowie rodziny Jacka zaczęli ich mijać,
ale oni nie zwracali na nich uwagi. Popatrzyli
sobie w oczy. Jack objął Mattie, a ona wstrzyma-
ła oddech. Przytulili się delikatnie, a potem Jack
powoli opuścił głowę, dotknął wargami ust Mat-
tie, zaczął ją całować coraz śmielej. Objęła go
mocno. W tej chwili istniał dla niej tylko Jack,
nikt więcej.
W końcu przerwał długi pocałunek i oparł czoło
o czoło Mattie. Patrzył rozognionym spojrzeniem
na jej zaróżowioną z emocji twarz, w jej roziskrzo-
ne oczy.
WEEKEND W PARYŻU 119
Zadrżała. Tak bardzo pragnęła być z Jackiem!
Należeć do niego! Na zawsze.
 Zimno ci?  spytał, błędnie interpretując jej
drżenie. Ściągnął smoking i narzucił go na ramiona
Mattie.  Wracajmy do hotelu  zaproponował.
 Co ty na to?
 Dobry pomysł  odpowiedziała bez wahania.
Trzymając się za ręce, ruszyli do hotelu. Zapom-
nieli o pozostałych uczestnikach spaceru, nie zwra-
cali uwagi na mijane obiekty. Myśleli tylko o sobie
nawzajem.
 Pani Crawford, prawda?  odezwała się do
Mattie recepcjonistka, kiedy Mattie i Jack dotarli
do hotelu.  Był telefon do pani. Pozostawiono
wiadomość.
Mattie musiała się skupić, żeby znaczenie słów
sympatycznej recepcjonistki dotarło do jej świado-
mości.
 Wiadomość?  powtórzyła ze zdziwieniem.
 Dla mnie? Przecież nikt nie wie... ach, racja,
moja mama.  Przeraziła się. Czyżby stało się
coś złego?!
 Nie martw się, Mattie, to na pewno zwykłe
pozdrowienia  próbował ją uspokoić Jack.
Odebrała od recepcjonistki białą kopertę, otwo-
rzyła ją i, przeczytawszy wiadomość, pobladła.
 Co się stało?  spytał Jack.
 Twój Harry jest chory...  szepnęła.  Mama
120 CAROLE MORTIMER
wezwała dzisiaj rano weterynarza. Tak mi przy-
kro...
Jack wyraznie bardzo się przejął.
Szybko ruszyli do swoich pokojów.
Musieli się spakować i jak najprędzej wracać do
Londynu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Weekend w Paryzu rozdzial
Alchemia II Rozdział 8
Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2
czesc rozdzial
Rozdział 51

więcej podobnych podstron