Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 17


Część XVII


Środa, 20 listopada, 1991

Wieża Astronomiczna

21:40

Och. Och, dobry Boże.


21:41

Może ja to po prostu opacznie zrozumiałam. W końcu już nie raz tak robiłam. (Chociaż pod żadnym pozorem nikomu się do tego nie przyznam. Oczywiście przez ęnikogoł rozumiem Snapeła.)

Przynajmniej... mam nadzieję, że to opacznie zrozumiałam.

Chociaż sytuacja wydaje się być przerażająco jasna.


21:42

Nie ma innej interpretacji wyrażenia "Z łóżka bym jej nie wyrzucił", prawda?


21:43

Ale naprawdę! Mogłaby być. Trzeba się tylko troszkę wysilić i racjonalnie zastanowić. Na przykład wyobraźmy sobie, że dwoje ludzi, którzy wcale nie są sobą zainteresowani na płaszczyźnie romantycznej, jakimś cudem lądują uwięzieni razem w pokoju. W pokoju jest tylko jedni łóżko, kobieta akurat w nim zasnęła, więc naturalnie... mężczyzna, choć wyczerpany, pozwoli jej tam pozostać, bo zwyczajnie taki z niego dżentelmen. Tak więc "Nie wyrzuciłbym jej z łóżka... bo jestem dżentelmenem."


21:45

To nie jest ani troszeczkę prawdopodobne, prawda?


21:46

To gorsze niż skrzaty domowe.


21:47

Cóż...


21:48

Tak. Zdecydowanie gorsze. Bo to jest NIELEGALNE.


21:49

Chociaż zalecanie się do skrzata domowego chyba też nie jest legalne. Ale nad tym nawet nie ma co się zastanawiać, bo zdecydowanie nie jestem taką dziewczyną.


21:50

Ani taką, której mężczyźni nie wyrzucają z łóżka.


21:51

Nie żebym kiedyś została wyrzucona z łóżka.


21:52

No dobra, raz. Ale to były specjalne okoliczności.


21:53

Odbiegłam od tematu, prawda?

Cóż... dobrze.

Bo to naprawdę jest przerażające. Chyba że moja analiza-prawdziwego-sensu-tego-niefortunnego-wyrażenia przypadkowo ma jakiś sens, wtedy to mogłoby zostać uznane za poniekąd szarmanckie.

Ale...


21:54

Dlaczego takie rzeczy zawsze przytrafiają się mnie?

A to, to kompletnie nie ma sensu. Jest całkowicie irracjonalne, dezorientujące i na dodatek niezaprzeczalnie chore. Byłam w stanie jakoś poradzić sobie ze skrzatami domowymi. Ale to? To jest...

Ktoś tam na górze napawa się moim cierpieniem. Siedzi sobie wygodnie i śmieje się z mojej nieustającej agonii, jakby to był jakiś mugolski sitcom. Tyle że to akurat byłby zbyt nieodpowiedni temat jak na sitcom, więc na miłość boską, czy on może mnie po prostu zostawić w spokoju?


21:56

... Proszę?


22:00

Nigdy, przenigdy nie zajrzę już z niewinnej ciekawości na tył wypracowania, które właśnie sprawdzam. Ten niezwykle-niefortunny-incydent nauczył mnie, że to może doprowadzić tylko do jednego. Do totalnej agonii.

Och, Notatniku. Po co to dalej ukrywać?

CHRISTOPHER GOLDSTEIN SIĘ WE MNIE KOCHA.


22:01

Z czego, muszę przyznać, bardzo bym się ucieszyła, gdybym nadal miała szesnaście lat. Jest całkiem przystojny jak na swój wiek. Nie tak bardzo, jak Syriusz Black, ale może to i lepiej. To znaczy, zobaczcie, jak on skończył. W obecnym stanie nie bardzo nadaje się na kandydata na Kawalera Roku w konkursie Tygodnika dla Wiedźm, prawda?

Właściwie troszkę przypomina Gilderoya Lockharta
niebieskie oczy i blond włosy i nawet ta uroczo zarysowana linia szczęki. Nie wspominając o


22:02

NA MIŁOŚĆ MERLIŃSKĄ, TEN CHŁOPAK MA SZESNAŚCIE LAT.

I to wcale nie oznacza, że jestem jakąś... kobietą wątpliwych obyczajów, więc niech wam to nawet przez myśl nie przejdzie! Po prostu jestem tak zaszokowana tym odkryciem, że chwilowo utraciłam resztki władz umysłowych. Tylko dlatego rozpisałam się o lekkim podobieństwie tego chłopca do Gilderoya Lockharta. To wcale nie znaczy, że jestem nim w jakikolwiek sposób zainteresowana.


22:03

Nie! Naprawdę. Nie jestem.

Bo to... chore. Właśnie.

Wiele rzeczy jest ze mną nie tak, ale wiem, kiedy powiedzieć stop!


22:04

To prawdopodobnie czyni ze mnie Naczelną Hogwarcką Ladacznicę o Złotym Sercu.

Tylko bez tej ladacznicy.


22:05

Och, naprawdę.


22:06

Ale wiecie, jak teraz się nad tym zastanawiam, to w zaistniałej sytuacji wcale nie ja jestem chora! Ja się nim w ogóle nie interesuję
obchodzi mnie tylko jako uczeń Hogwartu, opieka nad nim to jeden z moich licznych obowiązków jako nauczycielki.

To on nie wyrzuciłby mnie z łóżka.

To jest dopiero chore!


22:07

Tak przy okazji, jeśli sytuacja by się odwróciła, ja z pewnością wyrzuciłabym go z łóżka. Ugh! Ach ci dzisiejsi nastoletni chłopcy
czy im przystoi takie zachowanie?


22:08

Dobra. Ustaliliśmy już, że nie jestem jakimś chorym, molestującym dzieci potworem. Teraz pozostaje nam tylko wykombinować w jaki sposób można temu położyć kres. Gdybym wyglądała jak Victoria, to po prostu na parę dni zrezygnowałabym z makijażu i zignorowała potrzeby moich włosów, aż stałyby się obrazem nędzy i rozpaczy. Ale tak się składa, że już dawno zrezygnowałam z makijażu. Wiecie, uzasadniony wyższą koniecznością wybór życiowy. A moje włosy już są obrazem nędzy i rozpaczy.

Z gustem tego chłopaka jest coś nie tak.


22:10

Może powinnam zwyczajnie poprosić Algernona, żeby go postraszył. Wiecie, bardzo subtelnie.

Albo bardzo dosłownie. Nie można być wybrednym w tego typu sytuacjach.


22:11

To chyba nie jest najlepsza rzecz, jaką mógłby zrobić szanujący się profesor, prawda?


22:12

Ale
ale ja



22:13

Och, zgoda. To niedojrzałe i wybitnie okrutne.

Ale nie mogę pozwolić, żeby to mnie zniechęciło! Muszę coś wymyślić! To nie może dłużej trwać, bo w tym tempie za tydzień oficjalnie oszaleję.


22:14

I żeby wszystko było jasne, w tej chwili jeszcze nie jestem oficjalnie szalona. Dziękuję.


22:15

To musi się skończyć.

Myśl, Aurigo! Myśl!


22:29

Myśl!


22:42

Myśl!


22:59

Może...


23:00

Nie. Ministerstwo Magii miałoby pewnie coś przeciwko temu. Naprawdę, są tacy okropnie konserwatywni.


23:23

Myśl!


00:02

Och, dobra.

Poddaję się.

Już po mnie.


00:08

I żeby wszystko było jasne, jego uśmiech nie jest nawet w połowie tak oślepiający jak Gilderoya Lockharta. Powinnam to wiedzieć, bo wcześniej minęłam go (Christophera, nie Gilderoya) w korytarzu, a on tak jakby wyszczerzył się do mnie i powiedział "Dzień dobry, pani profesor."

... on tak jakby wyszczerzył się do mnie i powiedział "Dzień dobry, pani profesor."

I kto wie, co w tym momencie działo się w jego otępionym zbyt dużą dawką hormonów charakterystycznych dla dojrzewających chłopców mózgu!

Ugh!


00:10

Jeśli Snape się kiedykolwiek o tym dowie...

Cóż
cóż, nie mogę się nawet zdobyć na dokończenie zdania. Co wyraźnie obrazuje, jakie to byłoby straszne wydarzenie. To znaczy, przecież sami widzieliście (albo i nie, ale w końcu nie może niczemu zaprzeczyć, prawda, więc nasuwa się pytanie, dlaczego ja sama teraz sobie zaprzeczam? Jestem zdrowo stuknięta.)
no dobrze, słyszeliście, jak zareagował, kiedy związałam się z Algernonem. A Algernon jest starszy ode mnie! Nie ma między nami żadnej irytującej różnicy piętnastu lat, która robiłaby ze mnie coś na kształt Seksownej Babci.

... Zgoda, fakt, może nie babci. O tym wariancie nie chcę nawet myśleć. Może coś na kształt Seksownej Kobiety Która Nieszczęśliwie Zaszła W Ciążę Już Jako Nastolatka. Albo Seksownej Całkiem Fajnej I Całkiem Młodej Ciotki.

Jeszcze chwila i na pewno wymyślę jakąś odpowiednią nazwę...


00:13

Nie, nie! Nie zwracajcie na mnie uwagi, Notatniku, i niech wam nawet przez myśl nie przejdzie, żeby wykorzystać cokolwiek tu napisałam przeciwko mnie. Jestem w stanie przerażenie i głębokiego szoku, pamiętajcie o tym z łaski swojej. Każdemu by trochę odbiło.

W każdym razie, ta sytuacja jest chora na tysiąc różnych sposobów, bo nie jestem seksowna i jestem jego nauczycielką, a mimo to on przesyła do Arnolda Cabota notatki o niewyrzucaniu mnie z nieistniejącego i całkowicie hipotetycznego łóżka, podczas gdy powinien słuchać wykładu o pierścieniach Jowisza.

Ja...

Potrzebuję snu.

Albo porady.

Albo prywatnego apartamentu w Św. Mungu.

Tak, niezbyt mi się tam podobało podczas pierwszego pobytu, ale nagle wydaje się takim cudnym i pociągającym miejscem w porównaniu z tym wszystkim. Może przeżyję jeszcze jedno załamanie nerwowe na tle skrzatów domowych i nie będą mieli innego wyjścia, jak przyjąć mnie z powrotem. Pewnie byłabym tam szczęśliwa
to znaczy, otoczona ludźmi z prawdziwymi problemami natury psychicznej i różnymi magicznymi dolegliwościami mogłabym doznać jakiegoś objawienia. Wiecie
czegoś, co pozwoliłoby mi dostrzec pozytywne aspekty mojego życia.

Bo w moim życiu jest wiele pozytywnych aspektów, oczywiście! Całe mnóstwo pozytywnych aspektów. I skrzaty domowe. I wiecznie rozczochrane włosy. I nieznośni Ślizgoni, którymi trzeba się zajmować. I mroczne intrygi, knute wśród murów tego zamku, o których najwyraźniej nie wolno mi nikogo poinformować, ale nie wiem dlaczego. I Snape. I iguana, której zdjęcie powinno znajdować się w słowniku przy haśle ęlubieżnośćł. I moja najlepsza przyjaciółka i jednocześnie najgorszy wróg wplątana w jakąś tajemniczą konspirację, o którą nawet nie mam czasu się martwić. I szesnastoletni chłopak, który chce ze mnie zrobić swoją Seksowną Całkiem Fajną I Całkiem Młodą Ciotkę. I nie, nie wiem, w jaki sposób kazirodztwo zdołało się znaleźć w tym tyglu ogólnego spustoszenia.

Czy to nie smutne, że najlepszą rzeczą z tego wszystkiego jest Snape?

Tak mi się wydaje.

Hmph. Snape. Moja nowoodkryta sympatia do jego osoby jest dostatecznym dowodem na to, jak okropna musi być cała reszta. Zgorzkniały, niezdolny do zadbania o własne włosy drań ze zdolnościami interpersonalnymi na poziome słonia cierpiącego na demencję starczą jest jedynym powodem, dla którego warto żyć.

Czyż to nie cudowne.


00:19

Cóż, jest jeszcze Algernon. Nie wiem, jakim cudem zdołałam go przeoczyć
w końcu to on jest najlepszym, co mnie kiedykolwiek spotkało.

I wiecie co, to pewnie dlatego. Muszę go całkowicie odseparować od szaleństwa i chaosu stale obecnych w moim niezmiennie problematycznym życiu, bo jeszcze się tym zarazi.

Nie żeby to było możliwe.

Ale... cóż, rozumiecie.

Tak na wszelki wypadek.


00:23

W każdym razie, pełne pasji i niezwykle nieodpowiednie uczucie, jakim Christopher Goldstein darzy moją skromną osobę zostanie zduszone w zarodku. Jutro. Jakoś.

Na pewno coś wymyślę. Przecież do tej pory nie miałam większych problemów ze zniechęcaniem do siebie mężczyzn.


Czwartek, 21 listopada, 1991

Wielka Sala

7:52

Pomóżcie mi.

On cały czas na mnie patrzy.

Może to sobie wyobrażam. To znaczy, każda dziewczyna na moim miejscu miałaby prawo do odrobiny paranoi, prawda? Ale
ale chodzi o to, jestem prawie pewna, że sobie niczego nie wyobrażam. Właśnie uniosłam na chwilę wzrok znad mojej miski płatków śniadaniowych i zobaczyłam, jak szybko opuszcza głowę. Co sugeruje, że przed chwilą się na mnie gapił
prawdopodobnie trawiony zakazanymi, lubieżnymi myślami
i spuścił wzrok, żebym nie dostrzegła płonącego w jego oczach pożądania.

Och, Boże. Chcę tylko wiedzieć dlaczego. Dlaczego to przytrafia się mnie?

Bardzo chciałabym się dowiedzieć.

Ale może... może on gapił się na Snapeła. W końcu siedzi obok mnie i w ogóle, a niektórzy uczniowie zdają się być nim w pewien sposób zafascynowani. Pewnie się zastanawiają, jak udaje mu się dzień w dzień być tak złym i oślizłym. To w sumie całkiem imponujące, w pewien odrażający sposób.

Tak, tak. O to chodzi. Nie patrzy na mnie. Bo...

Bo to byłoby chore i niedobre i bardzo, bardzo złe. Właśnie dlatego.

Nie powinno się łączyć lubieżnych myśli z bekonem. To jedna z uniwersalnych ziemskich prawd.


7:55

Może powinni tu o tym uczyć.

Wiecie, jestem pewna, że Minerva mogłaby to jakoś wpleść w wykład z transmutacji. Albo może mogłabym to dopisać na jednej z kartek z notatkami profesora Binnsa, kiedy nie będzie patrzył. Żeby w przyszłości takie incydenty nie miały już miejsca.

Nie żeby on naprawdę, oficjalnie, na pewno się na mnie gapił.

Ale tak na wszelki wypadek.


7:59

Snape właśnie nachylił się i wyszeptał tym jego gładkim, jedwabistym, drańskim głosem:

Zdaje się, że masz niezwykle żarliwego wielbiciela przy stole Ravenclawu, Aurigo. Jakże musisz być wzruszona.

Co oznacza, że nie dość, że inni ludzi to zauważają, czyli że to jednak prawda, to jeszcze Snape wie.

A znając chory i wypaczony sposób, w jaki funkcjonuje jego umysł, prawdopodobnie uzna, że jestem z tej sytuacji zadowolona, czy coś takiego.

Ugh.

Muszę się stąd wynieść, zanim moja głowa eksploduje.


Wieża Astronomiczna

8:12

Już dobrze. Teraz jestem bezpieczna. Nikt tu nie przychodzi przed zmrokiem, bo cały romantyzm ulatnia się, kiedy nie ma gwiazd na niebie, a zajęć przecież w ciągu dnia nie prowadzę. Tak właściwie, to przy świetle dnia jest tu dość ponuro.

Ale i tak lepsze to niż... inne miejsca.

A teraz, kiedy już jestem sama, muszę opracować jakąś strategię. Następnym razem, gdy go zobaczę, to po prostu... będę beznadziejnie okrutna? Odejmę zatrważającą ilość punktów Ravenclawowi jeśli kichnie, kiedy akurat będę coś mówić? To chyba nie w porządku. Po pierwsze, chciałabym być sprawiedliwa w stosunku do wszystkich moich uczniów.

Cóż, oprócz Ślizgonów.

Ale przecież on nie jest Ślizgonem. Tylko stara się mnie uwieść. To wszystko.

... Wydaje mi się, że gdzieś po drodze nabawiłam się pewnych uprzedzeń w stosunku do tego domu.

Hmm.

Jakkolwiek, nie chcę odbierać punktów Krukonom. Bo sama byłam jedną z nich, pamiętacie. I, cóż, właściwie to odejmowałabym punkty bez powodu, jedynie przez moją domniemaną seksowność, a to nie byłoby zbyt logiczne postępowanie.

Chyba będę musiała


8:50

CZY NIC JUŻ NIE JEST ŚWIĘTE!

Pytam was. Notatniku, po prostu... odpowiedzcie mi. Zapomnijcie na chwilę o waszym nieożywionym stanie i wyhodujcie sobie mózg żeby odpowiedzieć mi na to pytanie na które właściwie znam już odpowiedź ale przepraszam bardzo jestem trochę szalona w tej chwili i po tym jak powiem wam dlaczego na pewno zgodzicie się że mam całkowite prawo być oszalała właściwie to zdobyłam to prawo już jakiś czas temu i może powinnam teraz zacząć z niego korzystać bo och Notatniku każdy, każdy by oszalał jeśli musiałby znosić to co ja musiałam znieść tak jakby wszystko inne NIE WYSTARCZYŁO.

... Ahem.

Christopher właśnie złożył mi wizytę. Tak, tak, to prawda. Najwyraźniej nic już nie jest święte. Siedziałam tu sobie spokojnie, fantazjując o świecie, w którym on nie fantazjowałby o mnie, kiedy nagle
pojawił się. Tuż obok mnie. Klepnął mnie w ramię. Dotknął mojego ramienia. To prawdopodobnie było najbardziej podniecające doświadczenie w jego życiu
do tego stopnia to wszystko jest chore, Notatniku. Wspięło się na wyżyny bycia chorym. I nie mam pojęcia, jak się z tego wykaraskać bez, wiecie, spowodowania małej rzezi i potencjalnego wpadnięcia w małe kłopoty.

Może powinnam zapytać Snapeła
wiecie, nonszalancko
jak można tego dokonać. Mam na myśli, zabić kogoś bez pozostawienia jakichkolwiek widocznych śladów. On na pewno robił to wiele razy
jest w końcu byłym Śmierciożercą, a poza tym jego umysł jest odpowiednio diaboliczny do takich zadań.

To nie było na serio. Tylko tak żartowałam, rozumiecie. Nie myślcie, że było inaczej. (Chodzi mi o pytanie Snapeła, nie o jego diaboliczność
z tą diabolicznością to akurat szczera prawda i oboje o tym wiemy.) Nie zabiję Christophera. To byłoby złe.

Nie żeby sobie nie zasłużył, chociaż troszeczkę.

O czym to ja...?

Ach, tak.

Klepnął mnie w ramię.

(Dreszcz.)

Wrzasnęłam, odwróciłam się, wrzasnęłam, zamknęłam z trzaskiem notatnik i wrzasnęłam. Dokładnie w tej kolejności. Tak się składa, że takie lekko psychotyczne ataki to dla mnie chleb powszedni
pomyślelibyście, że już samo to wystarczyłoby, żeby go zniechęcić. Każdy inny uczeń wytrzeszczyłby na mnie pełne przerażenia oczy, wyjąkałby jakieś przeprosiny, odwrócił się na pięcie i rzucił się do ucieczki po dwustu sześćdziesięciu trzech stopniach. Jestem tego pewna, bo takie rzeczy już wcześniej miały miejsce. Ale tylko raz czy dwa razy. I
i, cóż, sami spróbujcie przeczytać jeden z thrillerów Moiry K. Mockridge i nie nabawić się przy tym lekkiej paranoi! Ona nie pisuje wyłącznie romansów, wiecie. Potrafi być wybitnie przerażająca, Moira K. Mockridge, i naprawdę nie powinno się podkradać do osoby, która właśnie jest w środku najbardziej klimatycznej sceny w całej powieści! Serio. Zdrowy rozsądek na to nie pozwala. Może dopiszę to do notatek profesora Binnsa
wiecie, razem z tą wzmianką o bekonie.

Jakkolwiek.

Christopher zwyczajnie się na mnie gapił z dziwnym, beztroskim uśmiechem na ustach, tak jakby bycie w pobliżu wrzeszczącej nauczycielki wcale nie było niepokojące, tylko raczej przyjemne. Normalni ludzie mają taki wyraz twarzy, kiedy oglądają wyjątkowo ładny balet albo rozkoszują się deserem lodowym u pana Fortescue albo coś w tym stylu. Christopher jest albo bardzo, bardzo zadurzonym młodzieńcem albo psychopatą. Prawdopodobnie i tym, i tym.

A potem, cóż, musiałam się przez chwilkę zastanowić, czy on naprawdę stał przede mną czy może jest wytworem mojego chorego i umęczonego umysłu, jak w szekspirowskiej tragedii. (Zaczynam się upodobniać do Makbeta. Coś mi mówi, że powinno mnie to chociaż troszeczkę martwić.) A w końcu nie można być całkowicie pewnym, że coś jest prawdziwe, dopóki się tego nie dotknie, prawda?

Teraz już wiem, że to było bardzo głupie posunięcie. Na pewno zadziałała jakaś siła wyższa, która pragnie, abym pogrążyła się w jeszcze głębszym i bardziej bagnistym jeziorze rozpaczy. Ale... ale, cóż, rozumiecie. To było instynktowne!

Wyciągnęłam więc rękę i tak jakby... położyłam ją na jego klatce piersiowej. Trochę nieśmiało i nie ważcie się patrzeć na mnie tak, jakbyście zapewne patrzyli, gdybyście posiadali umiejętność patrzenia, Notatniku! Myślałam, że moja ręka przejdzie przez niego na wylot, co udowodniłoby, że kompletnie oszalałam.

Zamiast tego, okazał się być zadziwiająco solidny i... no dobrze, trochę muskularny. ALE NIC MNIE TO NIE OBCHODZI, WIĘC NIECH WAM NIC DZIWNEGO NIE PRZYCHODZI DO GŁOWY. Ja tylko stwierdzam fakty! To wszystko.

I
znacie te chwile, kiedy nagle wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie, tak żeby wasz mózg mógł dokładnie i nieodwracalnie zarejestrować ogrom okropności? Te szczególne momenty zazwyczaj są zarezerwowane dla sytuacji, kiedy przypadkowo uwodzę Snapeła albo kiedy jestem zmuszona pocałować skrzata domowego. Ta chwila najwyraźniej też na to zasługiwała, gdyż oto staliśmy tam sobie, ja z ręką na jego piersi, on wbijający we mnie pełen czci wzrok i jego serce przyspieszające do niebezpiecznej ilości uderzeń na minutę (wiem, bo trzymałam na nim rękę i w ogóle.) To była jedna z tych rzeczy, o której będę pamiętać nawet jako studwudziestopięcioletnia staruszka z dziewiętnastoma kotami i zaawansowaną sklerozą, przez którą nie będę już pamiętać tych wszystkich wspaniałych rzeczy, jakie mnie spotkały w ciągu długiego życia. (Bo w ciągu następnych dziewięćdziesięciu pięciu lat muszą przytrafić mi się jakieś wspaniałe rzeczy, prawda? Chociaż jedna? Proszę? Może przynajmniej coś całkiem przyjemnego? Wystarczy mi coś całkiem przyjemnego.) Nie będę pamiętała, że mam na imię Auriga i że kiedyś byłam najsławniejszą pisarką romantycznych powieści w całym magicznym świecie. Zapomnę też o tych dwóch cudownych miesiącach, spędzonych z Gilderoyem Lockhartem na Bermudach. (Zamknijcie się.) To wszystko pójdzie w niepamięć, ale nadal żywe będzie wspomnienie macania mojego szesnastoletniego ucznia w celu sprawdzenia, czy nie jest duchem.

Cóż, po krótkiej chwili, która wydawała się trwać dwadzieścia sześć lat, odzyskałam w końcu zdolność poruszania się i cofnęłam rękę najszybciej, jak potrafiłam. Wyglądał na zawiedzionego. Ugh. Ugh.


Och
zdołałam wykrztusić, starając się brzmieć nonszalancko.
Christopher. Witaj. Zaskoczyłeś... mnie.


Przykro mi
powiedział, ale w duchu pewnie myślał: "Przykro? Ha! Moja nauczycielka mnie dotykała! Pragnie mnie."

Jestem geniuszem, jeśli chodzi o rozszyfrowywanie podtekstów.

Zdecydowałam jednak, że nie skomentuję tych myśli na głos. Zamiast tego kontynuowałam rozmowę najbardziej profesjonalnym tonem, na jaki było mnie stać, biorąc pod uwagę, że on prawdopodobnie chciał zedrzeć ze mnie bluzkę.


Nic... się nie stało.
Ha. Jasne!
A przyszedłeś tu, bo chciałeś... ?

Słowo ęchciałeśł wypowiedziane, gdy w powietrzu unosi się niepożądane napięcie na tle seksualnym, jest bardzo nieodpowiednie. Zapisuję to tak na przyszłość.

Popatrzył na mnie przez chwilę (w tym czasie mogłam sobie dokładnie wyobrazić, jaka marzy mu się odpowiedź na to pytanie), a potem spokojnie włożył ręce do kieszeni i odpowiedział:

Mam pewne problemy z lekcjami.


Och, naprawdę?
powiedziałam, a w myślach dodałam: "Cóż, w takim razie, na miłość boską, ty mały wredny gnojku, przestań rozmyślać o nieprzyzwoitych rzeczach i słuchaj tego, co mówię!"

Jego zdolności rozszyfrowywania podtekstów najwyraźniej nie umywają się do moich, bo po prostu niewinnie przytaknął i stwierdził:

Och, tak. Mam problemy ze zrozumieniem gwiezdnych map.

Co było żałośnie słabą wymówką. Nawet nieprzyzwoicie zakochany głupiec powinien potrafić wymyślić coś lepszego.


Cóż
powiedziałam najbardziej tonem, na jaki było mnie stać.
Widzisz, Christopherze, spoglądasz na niebo przez teleskop i zaznaczasz na swojej mapie to, co widzisz. To nie jest zbyt skomplikowane.

W tym momencie poczułam coś na kształt triumfu
bycie wredną sprawiało mi sporą radość. W końcu zasłużył sobie na to.

Ale po chwili, całkowicie niezrażony, odpowiedział:

Wie pani, myślę, że dużo lepiej bym to zrozumiał, gdyby mi to pani kiedyś pokazała.

Nigdy nie zostałam wrzucona do wielkiego słoja pełnego węgorzy ale przypuszczam, że to, co w tym momencie poczułam bardzo przypominało takie doświadczenie.


Dobrze
stwierdziłam najspokojniej jak mogłam, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie byłam molestowana seksualnie i w ogóle. I to wcale nie było lekko ekscytujące, tak jak wtedy ze Snapełem. To znaczy, nie uważam wcale, żeby bycie molestowaną przez Snapeła było lekko ekscytujące. I to nie jest tak, że on mnie molestuje regularnie, czy coś. Tylko... to "gdybym był na tobie, to nie wyraziłabyś tego życzenia" pozostawiło blizny. Głębokie. I było przerażające. Nie wątpcie w to, Notatniku. Po prostu... teraz byłam jeszcze bardziej przerażona.

I nikogo nie powinno to dziwić.


Pokażę ci w czasie lekcji
dokończyłam, bardzo profesjonalnie.


Tak sobie pomyślałem, że zrozumiałbym to lepiej, gdyby mi pani pokazała po lekcjach. Sam na sam
odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

Nie wiem, jak mogłabym opisać, jak się wtedy poczułam. Nawet te węgorze to za mało. To było coś na kształt #&#(&#(. Ze sporą ilością ęfujł i ęughł do kompletu. Wiecie
tak żeby uczynić ten opis mniej abstrakcyjnym.


Cóż, nie jestem pewna, czy to w ogóle byłoby możliwe, panie Goldstein
warknęłam, czując się dziwnie McGonagallowato. Spodobało mi się to poczucie władzy. Nigdy nie warczę na moich uczniów i zazwyczaj nie zwracam się do nich po nazwisku. Zawsze wydawało mi się, że to okrutne. Ale, och, teraz byłam gotowa na okrutność. Z chęcią zepchnęłabym go w tej chwili ze schodów, jeśli tylko znalazłabym na to jakiś sposób.


Dlaczego nie?
Spojrzał na mnie tymi wielkimi, lekko Gilderoyowatymi oczami i w tym momencie nawet mnie to nie obeszło. Nie pomyślałam nawet czegoś w stylu: "oooch, byłabym zachwycona, gdybym nadal miała szesnaście lat." Właściwie to byłam nieco... urażona. Albo bardzo urażona. Ponieważ... ponieważ Gilderoy Lockhart jest skromny i uroczy i dokonał wielkich czynów, a ten głupi i pozbawiony skrupułów chłopak ma czelność go przypominać! Powiem wam, Notatniku, coś w tym stwierdzeniu wyzwoliło we mnie taką furię, jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Jestem w stanie wybaczyć przyprawianie mnie choroby umysłowe, ale obrażania Gilderoya Lockharta nie daruję.

(Jestem dla niego taka dobra. Jeśli nie wyjdzie mi z Algernonem, los na pewno jakoś nas złączy. Nie żebym nie chciała, żeby mi wyszło z Algernonem. Po prostu Gilderoy Lockhart to niezły plan awaryjny. Mojej matce na pewno by się spodobał i nie mogłaby powątpiewać w jego istnienie, tak jak to robi w wypadku Algernona. Nie mogłabym sobie wymyślić Gilderoya Lockharta. Więc ha.)

Więc powiedziałam
albo raczej krzyknęłam:

Bo ja tak mówię!

Mrugnął i przez chwilę byłam przekonana, że zrozumiał, jak bardzo jestem szalona.

Niestety, tak się nie stało.


W takim razie trudno
odparł ponuro.
Po prostu miałem nadzieję, że może mógłbym poprawić swoje oceny z tego przedmiotu. Bo, widzi pani, moja mama
jest trochę chora i medycy nie są pewni, czy ona...
zrobił wymowną, tragiczną pauzę
jakby czekał, aż anioły nad nim zapłaczą, czy coś
i kontynuował.
... Cóż, nieważne. Tylko że ona... ona zawsze chciała, żebym miała bardzo dobre stopnie, wie pani?
Zdobył się na zbolały uśmiech.
Żeby mogła być ze mnie dumna.

Notatniku, jestem w sześćdziesięciu sześciu procentach pewna, że to był stek bzdur, ale... cóż, biorąc pod uwagę mało prawdopodobną możliwość, że to jednak prawda, nie chciałam stać się jedynym powodem, dla którego jego umierająca matka nie mogłaby być z niego dumna. To wydawało się nieco okrutne.

Nie tak okrutne, jak lubieżne uganianie się za kobietą starszą od was o dobrą dekadę, ale zawsze.

Potem spojrzał na mnie w taki smutny sposób i zaczął się odwracać i



Zgoda.

Przysięgam, trawi mnie tysiąc czterdzieści siedem chorób umysłowych . Nie wiem, czemu to sobie robię.

Odwrócił się i napotkał mój wzrok, a jego oczy jaśniały i błyszczały i...


Dziękuję, pani profesor
powiedział prawie połykając łzy i zniknął za zakrętem schodów.

Po co nam właściwie tyle schodów? Przez to musiałam tam siedzieć i słuchać, jak odgłos jego kroków staje się coraz cichszy i cichszy, ale nadal go słychać i doszłam do wniosku, że jedna z moich tysiąca czterdziestu sześciu chorób umysłowych objawia się pragnieniem zadawania sobie cierpienia.

Biorąc pod uwagę, jak sprawy wyglądają, mogłabym w sumie powiedzieć, że chodzę z Christopherem Goldsteinem.


9:07

Nie mówiłam tego serio.

To był taki pełen rozgoryczenia żart.


9:08

No co? Był.


9:09

Czy wy zawsze musicie we mnie wątpić, wy okropna mała istoto! Nawet mój nieożywiony, właściwe-to-wcale-nieistniejący notatnik nie może mnie wspierać!


9:10

Jest dziewiąta rano, a ja odczuwam nagłą potrzebę zalania się w trupa.

Czasami sama nie wiem, co mam o sobie myśleć.


13:16

Nienawidzę Snapeła
szczerze i całkowicie nienawidzę; nie zrozumcie mnie źle
ale czasami jednocześnie wcale mi on nie przeszkadza.

Ranek spędziłam na niesprawdzaniu prac domowych (nabawiłam się lekkiej fobii
możecie mi naskoczyć. Poważnie rozważam zaprzestanie zadawania prac domowych.) i na wypijaniu wszystkich piw kremowych, jakie udało mi się przeszmuglować z kuchni. Wystarczający dowód na to, jak bardzo byłam zdesperowana
z własnej woli znalazłam się w otoczeniu całej masy skrzatów domowych. Patrzyły na mnie spode łba i mruczały coś tam złowrogo pod nosem ale dały mi piwo i jak dotąd moja skóra nie nabrała żadnego dziwnego odcienia i nie wyhodowałam sobie dodatkowych kończyn, więc chyba wszystko jest w porządku. Może dostrzegły czyste szaleństwo i desperację w moich oczach i zdały sobie sprawę, że nic nie jest w stanie mnie jeszcze bardziej zdenerwować, więc nie ma się po co starać.

Więc, jakkolwiek, kiedy nadeszła pora lunchu byłam lekko wstawiona (bardzo lekko. Piwo kremowe nie powinno w żaden sposób wpływać na ludzi oprócz wywoływania tego przyjemnego i ciepłego uczucia ale ja nie radzę sobie z przyswajaniem alkoholu w żadnej postaci.) i czułam się trochę beztrosko i trochę samotnie. Tak na przyszłość? Nienajlepsza kombinacja. Doszłam do wniosku, że chciałabym z kimś porozmawiać: nie z Algernonem, bo po pierwsze nie chciałam, żeby mnie oglądał w takim stanie, a po drugie on był gdzieś daleko i załatwiał sprawy związane z modą magicznego świata. Nie z Victorią, bo wyciągnęłaby ze mnie, co się tak naprawdę dzieje i bezwstydnie stroiłaby sobie ze mnie żarty przez długi czas. Współczucie nie jest jej najmocniejszą stroną. Nie ze Słabotkiem, bo zadawanie się ze skrzatem domowym, któremu daliście kosza, to głupi pomysł. Chociaż muszę przyznać, że poważnie zastanawiałam się, czy nie powinnam się z nim na trochę pogodzić. Tak. Było ze mną aż tak źle.

W końcu nastąpiło nieuniknione
poszłam do Snapeła.

(Zwróćcie uwagę na ęw końcuł. I ęnieuniknioneł.)

Powędrowałam do lochów z uczuciem melancholii. Doszłam do wniosku, że tym momencie trochę obraźliwych epitetów z jego strony podniosłoby mnie na duchu, bo on przynajmniej wiedział, że mój los jest ciężki. Poza tym, na pewno trzymał u siebie trochę alkoholu.

Jak teraz o tym myślę, to był bardzo, bardzo zasmucający tok myślenia.

No cóż.

Szczerze, kiedy dotarłam do lochów, otworzyłam drzwi i zobaczyłam go, jak układa składniki do eliksirów w swoim schowku, miałam ochotę wybuchnąć płaczem.

(Efekt działania piwa kremowego, rozumiecie.)


Cześć
powiedziałam płaczliwym tonem.

Chyba go trochę zaskoczyłam, bo upuścił małą szklaną buteleczkę czegoś, co po kontakcie z podłogą wypaliło w niej sporą dziurę. Zaklął soczyście pod nosem i odwrócił się do mnie, niezbyt przesadnie uradowany.

Oczywiście, w tym momencie odebrałam to jako komunikat, że nikt na tej Ziemi nie chce mieć ze mną nic do czynienia i pokusa wybuchnięcia płaczem stała się jeszcze silniejsza. Co nie było zbyt odpowiednie w tej sytuacji.


Aurigo
odpowiedział szorstko i wyczułam, że gdzieś tam już czai się sarkastyczny uśmiech.
Czemu zawdzięczam tę... przyjemność?

Tylko że, oczywiście, powiedział to tym uroczym tonem, który sugeruje, że wasza wizyta jest dla niego równie przyjemna, co ten słój z węgorzami, o którym wspomniałam wcześniej. Albo i jeszcze mniej.

Mówię wam, Notatniku, nie byłam w nastroju, żeby znosić ten cały sarkazm. Byłam rozchwiana emocjonalnie i musiałam się komuś wyżalić. Bez względu na to, czy chciał tego słuchać, czy nie.


Moje życie jest okropne
ogłosiłam wszem i wobec, siadając na jednym ze stolików i prawie przewracając zapasowy kociołek. Snape, co było do przewidzenia, popatrzył na mnie tak, jakby chciał wrzasnąć, żebym się wynosiła i nigdy nie wracała. Albo jakby chciał powiesić mnie pod sufitem za paznokcie. Coś w tym stylu.

Zamiast tego wpatrywał się we mnie intensywnie przez jakiś czas, po czym wziął głęboki wdech i zamknął oczy, co prawdopodobnie było modlitwą do... jakieś złowrogiego bóstwa, w które wierzy o to, żebym nie kontynuowała.

A ponieważ miałam ochotę go zdenerwować, rzuciłam niewinnie:

Nie chcesz wiedzieć dlaczego?


Nie
odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

No, naprawdę.


I tak ci powiem.


Super
odparł z grobową miną, co było tak sarkastyczne, że nawet nie wywołało u mnie chęci nabijania się z niego, bo użył słowa ęsuperł. Po chwili skupił swoją uwagę z powrotem na szafce z zapasami i nowopowstałej dziurze w podłodze.


Znasz Christophera Goldsteina, prawda?
zapytałam, gdyż stwierdziłam, że to w sumie dobry sposób na zaczęcie mojej historii o tragedii i rozpaczy.

Wymruczał pod nosem coś, dzięki czemu podłoga powróciła do poprzedniego stanu, a odłamki szkła znikły, ale poza tym widocznie uznał, że moje pytanie nie było warte odpowiedzi.

Niezrażona, kontynuowałam:

Cóż, ja go znam. I on się we mnie kocha.

Na te słowa zaśmiał się kąśliwie, ale nie odwrócił. Trochę mnie to zdenerwowało
jeśli ktoś bezwstydnie się z was nabija, to mógłby przynajmniej mieć na tyle przyzwoitości, żeby odwrócić się i na was spojrzeć, prawda? Ale nie Snape. Och, nie. Na pewno nie. To zbyt szarmancki gest jak na niego. Nawet by mu to przez myśl nie przeszło.


No co?
zapytałam defensywnie.


Imponujące, Aurigo
odparł sardonicznie, zamiast odpowiedzieć na moje pytanie.
Cóż, posunę się nawet do stwierdzenia, że takiego konceptu nie powstydziłby się sam Nabokov.

Nie skomentowałam tego
głównie dlatego, że nie mam pojęcia, kto to jest Nabokov
i zamiast tego kontynuowałam.


Kocha się, wiesz. Przesyła notatki o mnie swoim kolegom.
Skrzyżowałam ręce na piersi, bo nagle poczułam się oburzona (nie wiem, dlaczego.) A potem dodałam, bo wydało mi się to konieczne w zaistniałej sytuacji:
Powiedział, że nie wyrzuciłby mnie z łóżka.

Kolejna buteleczka pomknęła ku podłodze. W pokoju nagle zrobiło się fioletowo, po czym wszystko wróciło do pierwotnego stanu.


To właśnie powiedziałam
kontynuowałam. Mój mózg nie pracował w tym momencie zbyt sprawnie, więc wydało mi się, że to dobra odpowiedź.
A teraz
teraz zachowuje się jak oślizły mały bachor i wymyśla niestworzone historie o swojej cierpiącej mamusi, żebym udzielała mu prywatnych lekcji, podczas których bez wątpienia będzie próbował mnie uwieść.

Osobiście uważałam, że to było dosyć dramatyczne zakończenie. Snape nie podzielał chyba mojego poglądu
nawet się nie odwrócił.

Naprawdę.


Nic nie powiesz?
spytałam, trochę urażona faktem, że właśnie mu się wyżaliłam a on nawet nie ma sobie tyle przyzwoitości, żeby się ze mnie ponabijać.


Jesteś naprawdę niedorzeczna
odpowiedział spokojnie.

Jakkolwiek smutne by to nie było, tyle mi wystarczyło. Szczerze
jak tylko to usłyszałam, od razu poczułam się dziesięć razy lepiej. Nie czułam już nawet potrzeby tłumaczenia, dlaczego właściwie przyszłam do jego komnat z zamiarem gwizdnięcia butelki Ognistej.

Nawet nie chcę wiedzieć, dlaczego to tak na mnie podziałało. Przypuszczam, że zwyczajnie zdążyłam się do tego przyzwyczaić i teraz działa to na mnie kojąco.

Co tylko potwierdza tezę, że naprawdę jestem niedorzeczna, ale nie mam ochoty się teraz nad tym rozwodzić.

Więc, jako że czułam się zdecydowanie lepiej, podziękowałam mu i wyszłam. Moje ędziękujęł było chyba troszeczkę niespodziewane, bo usłyszałam kolejny brzęk tłuczonego szkła, kiedy wychodziłam. Tym razem towarzyszył mu silny zapach przywodzący na myśl watę cukrową, ale nie będę teraz o tym myśleć. Powody, dla których chciałby przechowywać coś, co pachnie jak wata cukrowa... po prostu mój mózg nie jest teraz w stanie tego przetworzyć.

Może jutro będę się czuła na tyle dobrze, że uda mi się docenić komiczność tej sytuacji / możliwości zaszantażowania tym Snapeła i omówię to sobie z Victorią.

He. He.


13:32

I chyba mogłabym sprawdzić, kto to był ten Nabokov. W ramach zdobywania nowej wiedzy i takie tam.


13:34

Cóż, to było do przewidzenia. Nabokov napisał książkę o szurniętym starym profesorze, który zakochał się w swojej dwunastoletniej przyrodniej córce
nimfomance. I na pewno był z siebie bardzo zadowolony.

Ugh.

Nich szlag trafi Snapeła i jego subtelnie pomysłowe aluzje literackie.


13:35

A poza tym, Christopher nie jest dwunastolatkiem, on ma szesnaście lat! To bez wątpienia zdecydowanie mniej chore. I to nie jest tak, że ja


... będę nad tym teraz rozmyślać.


13:36

Naprawdę.


13:37

Następnym razem, jak go zobaczę, niech mnie szlag trafi, jeśli nie rzucę kolejnego kubka z kawą w jego kierunku.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 3
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 7
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 5
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 4
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 2
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki !
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 9
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 8
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 6
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 1
Narzekania zapatrzonej w gwiazdy idiotki 

więcej podobnych podstron