-A pan, panie profesorze? Jakie jest pana zdanie?
- Myślę, że to interesujące.
- Gówno, nie interesujące - powiedział manekin. Navarro i Ozaki spojrzeli na Piotra zaskoczeni. Porucznik
prawie zapomniał o jego obecności.
- Naczelnik ma rację, to żałosne - mówił Piotr. - Słabi ludzie potrafiący tylko czekać i okłamywać samych siebie. Kiedy Zbawca nie przyjdzie, wzruszą ramionami i zaczną wypatrywać kolejnego.
Zamilkł, plastikowa głowa, pogardliwy uśmiech. Awatar podniósł się z fotela.
- Na mnie czas, obowiÄ…zki wzywajÄ….
- Jeszcze jedna rzecz, profesorze. Chciałbym poznać któregoś z widzących.
- Już pan poznał - powiedział Taro Ozaki. - Magdalena, nauczycielka Alicji.
Piotr wzdrygnÄ…Å‚ siÄ™? Czy to tylko przywidzenie?
Nieważne, Navarro myślał teraz tylko o jednym.
- Profesorze Ozaki?... - porucznik zawahał się, czy powinien o to pytać.
Pieprzyć to.
- Mógłbym dostać kilka butelek czyśćca? Profesor Taro Ozaki promieniał.*
9. Jej Ulubiony Hiszpan
Hej Pablo
Plik, który dałeś do analizy jest czysty. Chłopaki mieli sporo zabawy, ale w kodzie nie znaleźli niczego. Ta Janowska - generalnie nuda (całe życie w Kielcach, studia humanistyczne, nigdzie niezatrudniona), poza jednym: dosłownie przed chwilą kupiła dwa bilety na jutrzejszy lot z Warszawy do Toronto, wylot o 23.00. Co do Kenii - czekam na info do północy, wtedy (już z samolotu do Miami!) prześlę do centrali propozycje. Jeśli do tego czasu nic od ciebie nie dostanę, znaczy, że wczorajszej rozmowy nie było i do Nairobi nie trafi nikt znajomy. Tabitha kazała przesłać pozdrowienia jej Ulubionemu Hiszpanowi Trzymaj się Pablo D.J.*
Hej Dennis
Dzięki za info, przeczuwałem, że nic nie znajdziemy, ale ostrożności nigdy za wiele.
Jeszcze raz przepraszam, że zawracałem Ci dupę przed samym wyjazdem.
Ucałuj swoje śliczne panie i spróbuj się wreszcie trochę opalić. Ńavarro Może się jeszcze odezwę*
Witaj
Byłam zaskoczona, kiedy dowiedziałam się o Twojej podróży do Polski. Zaskoczona, bo odkryłam, że sam zabiegałeś o wyjazd (nie pytaj, od kogo to wiem, nie mogę Ci powiedzieć). Myślałam, że nie lubisz takiej pracy. Odkąd Cię znam, wolałeś pracować w sytuacjach bardziej bezpośrednich, ale może już chcesz od nich odpocząć.
Ludzie siÄ™ zmieniajÄ…. Za tym idÄ… pewne wybory i priorytety.
I to nie świadczy o nich źle, wiesz?
Gorąco w Polsce? W Londynie potworne upały.
Zastanawiam się, jak to napisać, najlepiej wprost:
Wiem, że razem z Dennisem opiniujecie obsadę kontyngentu kenijskiego i wiem, jak wygląda lista kandydatów. Jestem spokojna, że pomimo tego wszystkiego, co się między nami wydarzyło, nie zareagujesz w nieodpowiedni sposób.
Bo dobry z Ciebie człowiek, Pablo.
Wiesz, że Kate Dennisa przyjęli na Yale?
Pozdrawiam
M.
PS Jestem w trzecim miesiącu ciąży. Nie rób tego mojemu dziecku.*
10. Powidok z piekła
Pablo Navarro się narąbał.
Po rozmowie z Ozakim wrócił do pokoju, postawił na szafce cztery flaszki czyśćca, zamknął drzwi na klucz. Setny raz
przeczytał maił od Moniąue i utkwił wzrok w butelkach. A potem wrócił do listu.
Samobiczowanie tysiącem pięciuset znakami.
Rozebrał się, sprawdził w personalu zawartość wschowka z neutralizatorami, ustawił detoks na trzy godziny później. Odkręcił butelkę i zaczął pić.
W połowie drugiej flaszki Pablo Navarro zobaczył.
&
Żołnierz podtrzymuje biegnącą dziewczynę, w drugiej ręce trzyma szturmowy HK. Jest ranny, krew z przedramienia pryska na zniszczone chodniki, zostawia nierówny ślad, ciemnopurpurowy w zimnym świetle latarni. Co kilka przecznic zwalniają, dziewczyna rozgląda się, wybiera drogę. To ona zna nocne miasto, choć ledwo dotrzymuje kroku żołnierzowi; krztusi się, kaszle, zatacza. Ale biegną dalej wąskimi ulicami, wśród pokracznych budynków pokonują ciemne bramy i kolejne ciasne podwórka.
A miasto nie śpi. Miasto szaleje.
Ujada zaciekle setkami wystrzałów, zawodzi syrenami sponad widmowych osiedli, pomrukuje eksplozjami. Brzęczące z wysiłku uliczne lampy świecą i gasną na przemian. Niezgrabne ociężałe stroboskopy. Trawniki wyściełane rosą i psim gównem, stare drzewa niemo krztuszące się zapachem prochu; cegła, beton, asfalt - całą brudną powierzchnią miasto chłonie dławiące opary obłędu.
I ludzie na ulicach: starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, po kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt osób. Pędzą we wszystkie strony, szepczą, krzyczą, śpiewają, modlą się i przeklinają, śmieją i płaczą, rozpieprzają samochody, wybijają szyby, niszczą witryny, szabrują, plądrują i podpalają, wieszają i zrywają flagi. Pozdrawiają się bądź do siebie strzelają.
A w tym żołnierz i dziewczyna.
Kiedy ona zatrzymuje się nagle i wymiotuje z wyczerpania, zza rogu wypada trzech mężczyzn. Biało-czerwone opaski, piłkarska koszulka z orłem na piersi; w dłoniach kałach i dwie czeskie cezetki. Poznają mundur żołnierza, będą zabijać.
Trzy krótkie wystrzały. Zanim pierwsza łuska z HK zabrzęczy o chodnik, trzeci mężczyzna jest martwy. Dziewczyna patrzy oniemiała.
- Znałaś ich? - pyta żołnierz.
- Tylko z widzenia - odpowiada dziewczyna. Patrzy mu w oczy i bierze za rękę. Mijają trupy i biegną dalej.
Biegną, nie wiedząc, że zaraz wpadną na mężczyznę okrzykniętego Zbawcą. A kiedy już go spotkają, niebo obrzyga ich ogniem.*
11. Dwie i pół kobiety
Obezwładniający ból, szarpiący każdą komórką. Żołądek wypełniony kwasem, przełyk pełen żyletek, gwoździe w jelitach. Tętnice płonęły, pękały gałki oczne, bolały nawet paznokcie i włosy. Układ nerwowy skomlał, kiedy eksplodowały miliony synaps.
Navarro cierpiał. Czuł, że zaraz umrze.
Personal zakończył detoks.
Navarro nie umarł.
Nagi, rozdygotany i śmiertelnie zmęczony, doczołgał się do łazienki, do sedesu. Potem podniósł się i przemył twarz. Wrócił do pokoju. I zamarł.
- Tata mówi, że picie czyśćca jest tak zdrowe jak picie płynu do mycia naczyń - powiedziała Alicja, celując doń z jego FN-a.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Nigdy nie piłem płynu do mycia naczyń.
- sprawdź stan broni -
- przeładowana -
Alicja uśmiechnęła się, poczuł, jak kurczą mu się jądra. Trzy metry od siebie, nagi mężczyzna i uzbrojona trzynasto-latka w levisach i sportowej bluzie.
- To nie jest zabawka - powiedział. - Podejdę do ciebie, a ty mi go oddasz.
Alicja milczała uśmiechnięta. Navarro przełknął ślinę, zapiekło gardło podrażnione wymiocinami.
Ruszył w jej kierunku. Jeden krok, drugi
//słodkie perfumy, Moniąue nie lubi takich\\
i wyciągnął rękę. Alicja zdjęła palec ze spustu, podała mu pistolet. Wyrwał go, odetchnął głęboko, poczuł, jak gorąco lepiące się do ciała skrapla się zimnym potem. Wtedy dostrzegł, jak mu się przygląda.
Dzieci nie patrzą w ten sposób na dorosłych. Spojrzał jej w oczy, szukając wstydu. Nie znalazł go, lecz coś, czego znaleźć nie chciał. I poczuł, że jest nagi.
Nagle Alicja zerwała się z łóżka, podeszła do okna.
A on znów zobaczył.
//Zapłakana, przerażona dziewczynka, z zimną lufą przystawioną do bladej skroni. Palec na spuście, broń musi wystrzelić. Jego FN Five-seveN.\\
Zerknął na butelki z czyśćcem.
Co siÄ™ ze mnÄ… dzieje?
Zakładał spodnie, patrząc na drzwi. Nie zamierzał pytać, jak tu weszła, otwieranie zamków musi być łatwiejsze niż zabijanie na odległość.
Boże, nie minęła nawet doba!
- Ściemnia się. - Rzeczywiście, purpurowa łuna rozlewała się ponad wzgórzami. - Tata mówi, że to będzie ważna noc.
- Naprawdę? - Navarro wiązał już buty.
Usiadła na parapecie, ciemna sylwetka na tle malowanym krwią.
- Czym sobie zasłużyłeś, że się tu znalazłeś? - spytała tonem wywołującym dreszcz.
- Nie rozumiem.
Czemu powiedział to szeptem?
- Tu się nie trafia przypadkiem. Dobrzy ludzie tu nie trafiają. - Wskazała butelki. - Kielce są jak ten płyn.
- Jak narkotyk? Potrząsnęła głową.
- Jak czyściec. Jesteś tu, bo robiłeś złe rzeczy. Musisz je odpokutować, więc zostajesz ukarany. Ale jest gorzej, bo znów czynisz zło. Więc znów czeka cię kara. - Miał wrażenie, że Alicja mówi do siebie. W dodatku, słowami ojca. -1 po tobie. Prędzej czy później przekraczasz granicę.
- Granicę czyśćca.
- Ale jest jeden problem - powiedziała trzynastolatka. - Stąd można pójść tylko w jedną stronę.
Zrobiło się zupełnie ciemno.
&
Usłyszał pukanie. Drgnął.
- To Magdalena - westchnęła Alicja i zeskoczyła z parapetu. Navarro zapalił światło.
- ProszÄ™.
- Wszędzie cię szukałam - powiedziała Janowska, patrząc na butelki z czyśćcem.
- No to mnie znalazłaś - odparła Alicja, patrząc na Navarro.
Spojrzały sobie w oczy. Magdalena nie chciała tego powiedzieć, Alicja nie chciała tego usłyszeć. Navarro powinien się domyślić.
- Ojciec cię wzywa - powiedziała w końcu Magdalena, jakby przepraszała. - Do laboratorium.
Alicja nawet nie drgnęła. I jednocześnie zgasła, ugięła się, skuliła.
Uczennica podeszła do drzwi, nauczycielka położyła dłoń na szczupłym ramieniu.
- Już niedługo - powiedziała.
Ręce w kieszeniach dżinsów, wzrok w podłodze. Alicja westchnęła głęboko, wzruszyła ramionami, odwróciła się do Navarro.
- Pamiętaj. Stąd można pójść tylko w jedną stronę. //Zapłakana, przerażona dziewczynka, z zimną lufą przy bladej skroni.\\
Pablo Navarro zapamiętał.
- Iść z tobą? - spytała Magdalena, ale Alicja zatrzasnęła drzwi.
Zostali sami.
Pistolet na łóżku, czyściec na szafce, gorąca noc za oknem. Polka i Hiszpan. Nauczycielka i żołnierz. Kobieta i mężczyzna. Doskonale komplementarni, idealnie przeciwni. Gra o sumie zerowej na szesnastu metrach kwadratowych.
Navarrp nigdy nie zrozumiał, co wydarzyło się po wyjściu Alicji.
Widocznie tak miało być.*
CZĘŚĆ II: CZYNY*
1. Granica czyśćca
Magdalena zamyka drzwi na klucz, bierze butelkę, spogląda na Navarro. Skupiona symetryczna twarz, porcelanowa w żółtym elektrycznym świetle. Jest jak piękna złowroga lalka, myśli Navarro. Jak ponura, aseksualna Barbie. Kobieta pije, długo i łapczywie.
- Alicja też jest medium Naczelnika? - pyta mężczyzna. Magdalena odsuwa butelkę, wyciera wargi, podaje mu
flaszkÄ™.
- Pij.
- W jaki sposób zmuszają was do widzenia? - Navarro już czuje zapach czyśćca, ostry i słodki, woń, która podnieca i uspokaja.
- Pij.
Wyszeptany do ucha rozkaz. Muśnięcie gorącym oddechem, najsubtelniejsza z pieszczot.
Navarro pije, do dna. A potem rozpieprza butelkę o ścianę. Czas i przestrzeń gęstnieją, gotowe, by je pochwycić.
- Faszerują widzących Ziołem i wywołują skrajne stany emocjonalne. Albo fizyczne. Ból, strach, głód. Im bliżej jesteś szaleństwa, tym widzisz dalej, wyraźniej.
Zapach jej potu, lasu, wilgotnej ziemi.
- Piotrowi odcięli rękę.
Zapach grobu.
Powietrze powoli wycieka spomiędzy ich twarzy. Mógłby policzyć jej piegi, krople potu na opalonym czole, pory. Jego oczy odbite w jej tęczówkach. Stalowoszare krzywe zwierciadła.
- Dłoń Piotra zakopali w lesie za miastem, dali mu Zioło, kazali szukać. - Ostry paznokieć tnie pulsującą skroń. - Psy znalazły ją pierwsze.
Zimny palec na wrzÄ…cych wargach.
- Większość widzących to kobiety, najdokładniej widać podczas ciąży.
- Zioło nie wywołuje poronień?
- Zawsze je wywołuje.
Ubrania znikajÄ…, im mniej na sobie, tym bardziej gorÄ…co.
- Czasem Ozaki pozwalał widzącym donosić ciążę. - I podawał Zioło podczas porodu?
- Wtedy widać niesamowite rzeczy.
Kobieta naprzeciw mężczyzny, pierwsza opozycja. Dłonie podróżujące od blizny do blizny, lekcja geografii cierpienia.
- Ile kobiet wyszło z tego cało?
- Cało? Ani jedna. Przeżyło niewiele. - Waha się. - I tylko jedno dziecko, na samym początku.
- To była Alicja?
- To była Alicja.
I znów milczą, pozwalają rozmawiać ciałom. On prowadzi ją do łóżka, ona otwiera butelkę. Piją. Gorąco w gardle, w przełyku, w żołądku. Gorąco w podbrzuszu.
- DziÅ› w nocy pojawi siÄ™ Zbawca.
- Wierzysz w to?
- Wiem to. - Ciała coraz bardziej zachłanne, coraz bardziej niecierpliwe, trą, smakują, szukają, uczą się siebie nawzajem. - Widzę to każdej nocy.
Wibrują ściany, materac, połamanym rytmem wibrują biodra, tętno przyspiesza, coraz trudniej oddychać.
- Będzie bez prawej dłoni.
Miękka i twarda jednocześnie, zimna i gorąca, gibka i sztywna, cicha i głośna, sucha i wilgotna; jęcząca królowa paradoksów.
- Kto?
- Zbawca.
Tak ciężko myśleć. -Jak Piotr. -Jak ty.
Zapada się w niej i wspina, wzlatuje i tonie, w Magdalenie, w Moniąue, we wszystkich Moniąue świata.
- Pieprzenie. -Co?
Głębiej i wyżej. I jeszcze głębiej.
- Pieprz mnie.
&
Navarro i Magdalena w spoconej pościeli, łapią uciekające oddechy, najcudowniejszy rodzaj zmęczenia. Czas autarkicznej samotności dobiega końca, trzeba odtworzyć cały wszechświat. Uczynią to, zdyszani demiurgowie, każdym spojrzeniem, dotykiem, wspomnieniem i skojarzeniem. Znów zaczną istnieć jego buty i jej koszulka, reprodukcja na ścianie i jodły za oknem, Naczelnik, Kielce i wojna w Ameryce Południowej.
Ale jeszcze nie teraz.
Do Navarro podjeżdża jeździec, wstrzymuje konia, widmowy wojownik na karym rumaku. Spod rogatego samurajskiego hełmu szczerzą się kły maski //mempo,\\ skryte za nią stare oczy śmieją się z pijanego Hiszpana. Ciało rycerza okrywa zbroja, czarno-czerwone płyty związane skórzanym sznurem. Czerń i czerwień, barwy nocy i śmierci, grają refleksami na lśniącej katanie rycerza, skończonym arcydziele sztuki zabijania. Nozdrza konia falują, samuraj milczy, ostrze wskazuje drzwi.
Tak wyglądają drzwi w mieszkalnej części podkieleckiej willi. Na wysokości oczu tabliczka z napisem
dostawco.
Navarro zbliża się do nich, zagląda do środka i zaciska dłoń na klamce.
Niechciane //deja vu.\\
Duże łóżko. Na nim Naczelnik, nagi, drżący i dumnie wyprostowany. Między jego nogami klęczy dziewczyna, on dyktuje tempo, ona z oddaniem pracuje.
- A teraz przygotuj się na dostawę świeżej śmietany - dyszy Naczelnik do Alicji.
Pablo Navarro ma dość, krzywiąc się, zatrzaskuje drzwi.
//Chyba po prostu jestem złym człowiekiem.\\
Milczący widmowy jeździec.
//Nie rób tego mojemu dziecku.\\
Stare oczy trzynastolatki.
//Stąd można pójść tylko w jedną stronę.\\
Dłonie zaciśnięte na szyi Moniąue, tak jak lubi. Dłonie Philipa Clarka.
//Pamiętaj.\\
Tak wiele słów, obrazów, emocji; krzyczą, szarpią, kopią, gryzą; trepanacja duszy.
Navarro chwieje się, przewraca, próbuje podnieść, znów upada, na czworakach, i niżej, pełza, trzęsie się, kuli. Zbyt wiele tego.
//Pamiętaj.\\
Zbyt wiele.
Navarro już wie, gdzie jest granica.
//Stąd można pójść tylko w jedną stronę.\\
//- nowa wiadomość -\\*
Dennis.
Niech siÄ™ pakuje do wyjazdu.*
Pablo Navarro wie, jak się przekracza granicę czyśćca.
- //wyślij
\\
o
//wiadomość wysłana\\
- Boże
Czyja to naprawdę zrobiłem?*
2. Nocne opowieści
- O Boże!
- Tak, wiem - zamruczała. Uśmiechnięta, rozdygotana, leniwie rozsmakowana we własnym ciele.
-Musiałem.
- Tak, wiem.
- Nic nie wiesz.
DÅ‚ugi pojedynek na spojrzenia.
- Zabiorę cię do miasta. Do Białego.
- Znasz go?
- Ubieraj siÄ™.
- Nie wypuszczÄ… mnie. Naczelnik...
- WypuszczÄ…. Tylko siÄ™ ubierz.
-A wiesz, że... No co? Na co patrzysz?
- Ale cię podrapałam.
&
Brama się otworzyła i stary peugeot wyjechał na asfaltową serpentynę wygryzioną buldożerami w gęstej tkance lasu. Jechali niespiesznie: ona chciała odwlec to, co miało nastąpić, on zrozumiał, że przed przeszłością nie ucieknie. Zajęci własnymi myślami, wciąż odurzeni czyśćcem, nie zauważyli pary między drzewami. Nie dostrzegliby jej nawet w środku słonecznego dnia. A dochodziła północ.
Stali tam oboje. Doczekali siÄ™.
Kobieta i mężczyzna, otuleni cieniem starych jodeł, obserwujący przejeżdżający samochód. Nadzy, poważni, milczący. Jej dłoń głaskała bliznę na głowie mężczyzny, miejsce, którym wyszła kula wystrzelona z FN-a Navarro.
Mężczyzna patrzył na peugeota niknącego za zakrętem. Wspominał, myślał, co będzie.
Magdalena nie od razu zabierze cię do Białego, poruczniku Navarro. Żadne z was nie jest na to gotowe, więc w Kielcach wysiądziecie i zaczniecie iść. Ty w mundurze, z bronią przy pasie. Ona z torbą, w której butelka czyśćca. Będziecie iść, będziecie pić. Magdalena, bo kocha to miejsce, ale nie znosi go nawet na trzeźwo. Ty, bo nie możesz już przestać.
A Kielce ci się ukażą.
Zobaczysz chaotycznie poupychane niezgrabne, asymetryczne bloki. Kanciaste wieżowce, zwaliste i wątłe jednocześnie; pogarbione kamienice, śmierdzące cegłą, szczynami i poprzednim stuleciem; ciasne zaułki, do których światło wpada niechętnie i z których nie wychodzi dźwięk. Deptak na Sienkiewicza, niedorozwinięty młodszy brat londyńskiej Oxford Street, sampel z lansu i hajląjfu, gdzie zgrzybiałe budynki trzymają się tylko dzięki impregnatowi z tanich neonów, szyldów i witryn, w których więcej znaków towarowych niż samych towarów.
Ujrzysz parking jak cmentarz, zamglone królestwo kundla przemykającego między rzędami blaszanych trumien. Obejrzysz cmentarz jak parking, na którym setki tuningowanych nagrobków, ciche wyścigi kolejnych modeli, aerodynamicznych i wypasionych. Zobaczysz świątynie jak sklepy, sklepy jak knajpy, knajpy jak świątynie, stare dostojne pomniki i pozbawione dostojeństwa jeszcze starsze bramy. Kielce ci się ukażą, poruczniku Navarro.
Pochwalą się też swoimi dziećmi.
Dziewczyny z klubów, ociekające zapachem Zioła, feromonami i nastoletnią desperacją; preparowane uśmiechy, preparowane spojrzenia, preparowana pewność siebie. Ich towarzysze, o gładkich twarzach, przerysowanych gestach gładkich dłoni, gładkich słowach układających się w zdania, w których nawet bluzgi brzmią łagodnie i nie wywołują skutków ubocznych. Lokalni przedsiębiorcy, w garniturach wypchanych mięśniami i argumentacją kalibru 9 mm, o trendowych gębach, droższych od ich czołgopodobnych mercedesów. Ich smutne kobiety, znudzone aerobikiem i bodyszopami, świecące odbitym
blaskiem ulicznych latarni i metek z cenami w angielskich funtach. Najttriperzy, snujący się po wirtualnych krainach generowanych przez ich personale, w tobie, poruczniku, widzący rewolwerowca, średniowiecznego kusznika albo Królika Bugsa. Przepici czyśćcem mężczyźni, rozedrganymi dłońmi przecierający rozedrgane oczy, na kilometr wyczuwający w tobie takiego jak oni, stąd te poufale spojrzenia, pełne rezygnacji i współczucia. Przerysowane kobiety o twarzach odrapanych jak kamienice, ostentacyjnie chętne i jednocześnie pozbawione ochoty. Patrolujący miasto żołnierze, gliniarze, patrolujący miasto cywile, z minuty na minutę bardziej niespokojni, nerwowo przyglądający się twojemu nietutejszemu mundurowi, twojej nietutejszej twarzy.
Będziecie iść przez nocne miasto, a ty będziesz patrzeć. I oglądać się niespokojnie, bo wyda ci się, że słyszysz rżenie konia, że gdzieś spomiędzy wieżowców dobiega stukot kopyt, że w cieniu oblepiającym kamienice błyska demoniczna maska widmowego samuraja.
&
&
- Wchodzimy? - spytała Magdalena.
Odwróciła wzrok, kiedy spojrzał jej w oczy. Domyślał się, dlaczego. Dostrzegł strzelców poukrywanych w cieniu budynków wokół kościoła. Gdyby jego ludzie tak nieudolnie zajęli pozycje, pourywałby im jaja.
Odpiął kaburę, dotknął rękojeści pistoletu.
Zaczyna siÄ™.
- odbezpiecz broń -
- włącz wspomaganie celowania -
Serce łomocze, pocą się dłonie, przyspiesza oddech. Napięte ciało, gotujące się do zwiększonego wysiłku, do pracy na granicy wytrzymałości stawów, mięśni, kości.
GotujÄ…ce siÄ™ do zabijania.
Nienawidził tego.
Głęboki wdech.
I kurewsko się za tym stęsknił.
- Wchodzimy. Weszli do środka.
&
&
&
Zatrzymacie się przed kościołem. Będziecie na miejscu.
&
- Jesteśmy na miejscu - powiedziała Magdalena i wyrzuciła na trawnik pustą butelkę.
Navarro spojrzał w górę. Wysoka, strzelista budowla, pięła się ku niebu smukłymi wieżami i lśniącymi metalicznie szpicami iglic. Wąskie ostrolukowe okno, w nim zafrasowane oblicza świętych, wpisane w kamienny szkielet puzzle z kolorowego szkła. Z tyłu masywna dzwonnica, od frontu strome schody, u szczytu dębowe wrota. Neogotycki intruz pośrodku przysadzistego blokowiska.
&
&
3. Kino akcji
Idą do ołtarza, pewnie, niespiesznie, Magdalena metr za Navarro. Idą w półmroku, przez gęstą plątaninę ciemności. Nieliczne lampy zamiast światła dają cienie. Setki cieni kładą się między masywnymi ławami, szatkują ściany za konfesjonałami, spadają bezgłośnie na marmurową posadzkę cienie wysokich przypór.
Idą w stronę ołtarza. Wsłuchując się w echa własnych kroków. Rytmiczne tam-tamy krwi walą w skroniach, nierówny szmer oddechów, szczęk odbezpieczanego automatu gdzieś z mroku
bocznej nawy, jak wystrzał głucho niosący się po pustych przestrzeniach kościoła.
Idą w stronę ołtarza i są obserwowani. Czują na sobie cudze oczy. Smutne kamienne oczy Chrystusa rozpiętego nad ołtarzem, polichromowane spojrzenie świętego Piotra opartego o jeden z filarów. Wreszcie naspidowany wzrok uzbrojonych postaci czających się w ciemnościach.
Idą do ołtarza, Navarro i Magdalena, młoda.para ochrzczona czyśćcem. Czeka na nich pijany kapłan i ministranci z bronią automatyczną.
Porucznik zatrzymuje się kilka metrów przed Białym. Tuż za nim Magdalena.
- Powinienem się domyślić - mówi Navarro.
- Mówiłem, że nie ma się czym przejmować - odpowiada z uśmiechem Naczelnik. - Jeśli już muszę mieć wroga, to niech to będę ja sam.
//Po kilku w bocznych nawach, jeden na galerii, trzech za Naczelnikiem. No i Lucy, półsyntetyczny żołnierz idealny, ukryta w cieniu za chrzcielnicą. Gówno.\\
- Ucieszyłem się, kiedy dostałem listę osób proponowanych do inspekcji - mówi Naczelnik. - Numer piąty,
//o kurwa\\
porucznik Pablo Navarro, specjalista od operacji frontowych, bez doświadczenia w tego typu działaniach. //który numer na liście miał Clark?\\
- Nie namyślałem się długo. - Naczelnik sięga po flaszkę stojącą na ołtarzu. - Niech się pakuje do wyjazdu, pomyślałem.
Ciało Navarro zalewa fala gorąca.
Dennis.
Niech siÄ™ pakuje do wyjazdu.
Naczelnik ciÄ…gnie z butelki.
- Chcesz się napić? - pyta porucznika.
Czyściec na wyciągnięcie ręki. Sam zapach obiecuje tak wiele. Navarro chce,
//stąd można pójść tylko w jedną stronę\\ Navarro bardzo chce. Ale kręci głową.
- To równie zdrowe, co picie płynu do mycia naczyń - mówi. Grymas na twarzy Naczelnika. Pogarda i triumf jednocześnie.
- Nikt po tobie nie zapłacze, Hiszpanie. - Lodowaty ton. Navarro spogląda na Magdalenę. Dziewczyna ucieka wzrokiem.
Pieprzyć to. Pieprzyć to wszystko.
Porucznik robi krok w kierunku Naczelnika. Lufy karabinów wycelowanych w Hiszpana drżą, palce na spustach niecierpliwie spocone. Ogromny mężczyzna oparty o ołtarz nieruchomy jak kamienna postać za nim na krzyżu.
- Zabiję cię, Kowalski - mówi Pablo Navarro. - Zabiję, pierdolony Polaku.
I bardzo siÄ™ myli.
Naczelnik odpowiada po polsku. Postać na krzyżu milczy. Navarro słyszy rżenie konia. Kościół eksploduje.
Ogłuszający grzmot, świst, błysk, jeszcze potężniejszy grzmot, i jeszcze jeden, wibrujące ściany, wibrująca podłoga, wibrowanie
powietrza, Navarro przewraca Magdalenę, wyszarpuje FN-a, strzela do Lucy, prosto w polinezyjskie oczęta i skacze między ławy, wszystko jednym płynnym ruchem, najemniczka odpowiada ogniem, pudłuje, a jej głowa wybucha, na drobne kawałeczki.
Navarro już na ziemi, między ławkami, klekot automatów, wizg pocisków, jęk rykoszetów, błyski wysoko pod sklepieniem, huk cegieł walących się na marmur, brzęk tłuczonych witraży, tumany kurzu i lecące na głowy szklane konfetti. Wrzeszczący mężczyźni, gruchoczące karabiny, łuski stukające o posadzkę.
Czas wyłączyć rozum, niech pracują instynkt i wspomaganie celowania, Navarro wychyla się, rozgląda, gęsty opar z tynku i pokruszonej cegły, w nim coraz więcej postaci walących na oślep.
Działaj.
Dwóch przy ścianie, dwa strzały, dwa trupy, świszczący podmuch przy samej twarzy, święty Piotr eksploduje i kaleczy drzazgami policzek Hiszpana, ręka szybsza od myśli, wystrzeliwuje ku galerii, kula wystrzeliwuje ku ciemnej postaci, Navarro, zanim jeszcze palec naciśnie spust, wie, że trafi, porucznik podrywa się, sprint ku ciałom, i już, zabiera automat, magazynki, przeładowuje, do drzwi zakrystii dwadzieścia metrów, trzeba tamtędy, bo Naczelnika nie ma, Magdaleny nie ma, są plujące ogniem lufy i ich psalmy.
Kimkolwiek są, są zajęci sobą, trzeba biec, głęboki oddech.
Teraz!
I chuj.
Navarro ślizga się na zakrwawionym marmurze i pada, do ławek tylko kilka metrów, pocisk rozpieprza kawał posadzki metr dalej, kolejny tuż przy nim, trzeci rozpieprza mu rękę. Ciepła ciecz pryska na twarz, na wbite w nią resztki świętego, lewa dłoń drętwieje, przedramię drętwieje, biceps piecze, rwie i zarzyna tępo, wszystko jednocześnie, zimno i gorąco, pulsujący ból momentalnie rozlewający się po plecach, a myślał, że zdąży, że dobiegnie, do kurwy nędzy. Obraca się na plecy i strzela, instynktownie, prawie bez celowania, w pierwszego, drugiego, trzeciego, gorąca krew cieknie na pierś, a on pełznie na plecach i grzeje aż do wyczerpania magazynka.
Dłonie spomiędzy ławek łapią za nogi i ciągną, ku drewnianej osłonie, pewnie i sprawnie, i już bezpieczny, w miarę bezpieczny, zdyszany, spocony i zaskoczony.
- Możesz biec?
- MogÄ™.
- A ręka?
Personal wyświetla wynik kontroli.
- Tętnica i ścięgna nietknięte. - Urwany kryształowy kandelabr roztrzaskuje się kilka metrów dalej. - Wiesz, jak tego używać?
Magdalena kiwa głową, Navarro daje jej FN-a i magazynek. Skuleni, przeładowują broń, on karabin, ona, równie sprawnie, pistolet. Strzelanina nad głowami nie cichnie.
- Spieprzamy przez zakrystię - mówi Navarro.
- Pablo? - Magdalena spogląda mu w oczy. //Stalowoszare krzywe zwierciadła.\\
- Musiałam, Pablo. Zmusił mnie.
W porządku. Nie ma sprawy. Powinien odpowiedzieć w ten sposób. Jasne.
- Spieprzamy przez zakrystiÄ™.
I rzeczywiście tamtędy: biegiem do drzwi, potem przez okno, na parking, gdzie żołnierze Naczelnika. Navarro zabije trzech, Magdalena jednego, on spojrzy zaskoczony, ona go ponagli, wskaże drogę, głębiej w osiedle, głębiej w mrok. Pobiegną.*
4. Cynicy i mitomani
Siedzieli oparci o mur kamienicy, odpoczywali. Schowani w cieniu, mogli swobodnie obserwować ulicę, oświetloną old-skulowymi cyfrowymi billboardami. Magdalena dotknęła jego zakrwawionej ręki.
-Boli?
Pokręcił głową.
- Mam wojskowe oprogramowanie, oprócz zestawu postrzałowego w sofcie jest neuroregulator bodźców.
- Używanie takich rzeczy jest niebezpieczne.
- Tamto miejsce było niebezpieczne.
Wciąż słyszeli strzelaninę. I syreny, coraz więcej syren. Kielce budziły się w środku nocy.
- Nie ruszaj się. - Magdalena dotknęła jego policzka, długich drzazg wbitych w skórę, zaschniętego błota z krwi, potu i tynku.
Starała się być delikatna.
- Musiałam cię tam zabrać, on miał... - Jej dłoń zadrżała. Navarro syknął. - Musiałam.
Wyciągała drzazgi, on wspominał. Gdyby to była Moniąue, zanim wyjęłaby ostatni kawałek, spojrzałaby mu w oczy i pogrzebała płytko w ranie. Żeby go sprowokować, żeby zareagował, tak jak Moniąue lubi.
Gdyby to była ona.
- Wiedziałam o ataku na kościół. Na czele miejscowych jest ktoś blisko Naczelnika, dobrze wszystko zaplanował.
- Kto to?
- Nie domyślasz się?
- - Ty?
- Jesteś ślepy - westchnęła.
- -Piotr.
-Większość żołnierzy jest po naszej stronie, do rana Naczelnik będzie sztywny.
- Chyba uciekł z kościoła, może już wyjechał z miasta.
- Nie wyjechał. - Jej twarz stężała. - Sam stąd nie wyjedzie.
- Alicja.
- Dorwą go. Dorwą i zajebią - wyszeptała. Eksplozje, wystrzały, syreny. Coraz bliżej.
- Co wam da jego śmierć? Po Naczelniku przyjdą kolejni.
- Po pierwsze, zasłużył na nią. - Magdalena wycelowała FN-a w jeden z bilłboardów. - Po drugie, nikt po nim nie przyjdzie. Za miesiąc wybory, wygrają niebiescy. I tak chcieli zamknąć fabrykę, po dzisiejszej nocy zrobią to na pewno. Biało-czerwone flagi, orły i śpiewanie hymnu, Bruksela ostatnio panicznie boi się takich rzeczy. Zgodzi się na wiele, żeby tylko załagodzić sytuację.
- Casus Katalonii.
- - Oczywiście.
- A twój Zbawca? Pstryknie palcami i będzie cacy? Odwróciła się w jego stronę; powoli przystawiła mu FN do
czoła. Zimna lufa przy rozgrzanej skórze. I oczy Magdaleny, nieporównywalnie od pistoletu zimniejsze.
- Już niedługo przestaniesz kpić.
Navarro wyrwał jej pistolet.
- Powiedz mi, co widziałaś.
- Nie mogÄ™.
- Dlaczego?
- Bo mam nadzieję, że to się nie zdarzy. - Wstała i ruszyła chodnikiem w stronę centrum.
Navarro schował pistolet do kabury, załadował do karabinu ostatni magazynek. Ręka drętwiała coraz bardziej. Niedobrze. -1 tak jutro lecisz do Kanady. Zatrzymała się.
- Chodźmy.
- Z Piotrem, prawda?
- Chodźmy, znajomy miał wywieźć Alicję z willi. Kiedy o niej pomyśleli, zobaczyli.
//Ogromne zapłakane oczy, zaciśnięte do białości wargi, kwintesencja grozy. Wielkie męskie dłonie, jedna szarpie Alicjęza włosy druga przyciska jej do skroni pistolet. Zniekształcone twarze, Naczelnika, Navarro, Magdaleny, wykrzywione jak maski. I pusta ulica, nad którą wzgórze i masywny pomnik. Alicja płacze, palec naciska spust.\\
Magdalena zatoczyła się, Navarro padł na kolana.
Rozpaczliwa walka o oddech, pulsujące wnętrzności, spotkanie przerażonych spojrzeń.
- Widziałaś? - wychrypiał, wciąż na czworakach. Widział wyraz jej twarzy, dlatego pytanie było retoryczne.
Podała mu rękę.
- Wiem, gdzie to jest. Pobiegli.
Navarro nie był pewien, czy to dobry pomysł. Rozpoznał broń przy twarzy Alicji, to był FN Five-seveN, 5,7 mm, dwadzieścia pięć naboi w magazynku.
Jego FN Five-seveN.
&
Trzy krótkie wystrzały, zanim pierwsza łuska z HK zabrzęczała o chodnik, trzeci mężczyzna był martwy.
Magdalena przyjrzała się ciałom, Navarro obserwował dziewczynę.
- Znałaś ich?
- Tylko z widzenia - odparła. Spojrzała mu w oczy i wzięła za rękę. Ruszyli dalej.
I znów musieli się zatrzymać. Zobaczyli ich już z daleka, ale tym razem Navarro opuścił lufę. Mężczyźni i kobiety, biało-czerwone przepaski, automaty w dłoniach, czyściec w oczach. I żołnierz na czele, w federacyjnym mundurze z bardzo niefederacyjnym białym orłem na piersi.
Navarro i Magdalena stanęli u progu ciemnego zaułka. Za nimi wąska uliczka, z przodu otaczająca ich półkolem uzbrojona grupka. Mężczyzna na czele zrobił krok do przodu, karabin oparł na wątłym ramieniu. To nie twarz żołnierza,
-------------------------
JAKUB NOWAK
Laureat ubiegłorocznego konkursu Brit.ish Council i "NF", nagrodzoną "Strukturę Dysonansu - legendę" drukowaliśmy w "NF" 9/2004. Kuba kończy magisterkę o cyberpunku na wydziale dziennikarstwa lubelskiego UMCS i pracuje nad kolejnymi opowiadaniami, (mp)
--------------------------
szara i bez wyrazu, przykuwała uwagę. To jego prawa dłoń wojskowa proteza odarta ze sztucznej skóry. Syntetyczne sznury ścięgien, opancerzone substytuty mięśni, wzmacniane polimerostalą palce.
- Witaj Piotrze - powiedziała po angielsku Magdalena.
Piotr o twarzy manekina odparł po polsku. Navarro milczał, kątem oka obserwował podświetlony w personalu obiekt, szybko zbliżający się znad wzgórz.
Radiolot. Bardzo niedobrze.
- Chodź ze mną - powiedział Piotr, znów po angielsku, ale Magdalena pokręciła głową.
- Muszę ją znaleźć.
- Alicja jest bezpieczna. -Nie.
Navarro był pewien, radiolot nadlatywał w ich stronę. Nie mieli szans.
- Przecież wiem, co oglądaliście, ty i inni widzący! To ta noc, Magdaleno. I to ja! Spójrz. - Wyciągnął ku niej sztuczną dłoń. Lepki od krwi syntetyczny charyzmat. - Przecież to ja!
•- Nie, Piotrze. - OdwróciÅ‚a siÄ™ do Navarro, poÅ‚ożyÅ‚a dÅ‚oÅ„ na ramieniu porucznika.
Navarro nie wiedział, co robić. Zostało dziesięć sekund i bezszelestna maszyna do zabijania spadnie im na głowy. Gdyby zaczął uciekać, Polacy zaczęliby strzelać.
- Myślisz, że on...? - Manekin nie dowierzał, wściekłość,
pogarda i zdumienie eksplodowały na plastikowej twarzy. - Moglibyśmy, ty i ja...
- Nie - przerwała Magdalena. To już.
Navarro myślał o Moniąue.
I po drugiej stronie ulicy zobaczył samuraja na koniu.
Większość Polaków eksplodowała od razu. Pociski wystrzelone z działka w ra-diolocie rozerwały ich na strzępy. Rozpieprzyły asfalt pod ich stopami, uliczną latarnię i znaczną część budynków, przy których stali.
Świat zawirował, a Navarro podfrunął. Atomowa eksplozja głęboko w głowie, potem uderzenie o najtwardszą ścianę świata, głową, plecami, brzuchem i wszystkimi kończynami jednocześnie. Bolało, jakby kończyn miał trzydzieści.
Trochę trwało, zanim się pozbierał. Obok leżała Magdalena, niepostrzelo-na. Pomógł jej wstać, wyszli z zaułka na ulicę. Szeroki lej, w nim mieszanina ciał, cegieł i drobnych kawałków asfaltu. Radiolot płonął sto metrów dalej, wbity w supermarket, z resztek wielkiego logo uśmiechała się biedronka.
Z Polaków nie przeżył nikt. Poza Piotrem.
Zobaczywszy Navarro, zaczął czołgać się w stronę leżącego obok HK. Ciężko się czołgać, kiedy zostało pięćdziesiąt procent ciała.
- Zajebię cię, pierdolony Hiszpanie - charczał Piotr.
Navarro i Magdalena stanęli nad pełznącym Polakiem.
- Kocham cię - wyszeptał Piotr do Magdaleny i zakrztusił się krwią.
Porucznik wyjął pistolet, wycelował.
- Mnie się nie da zabić - zarechotał Polak, wypluł kilka zębów. - Jestem Zbawcą.
Wyzwanie rzucone lufie FN-a. Navarro nacisnął spust. Dało się zabić Piotra.
Kiedy huk wystrzału wybrzmiał w pustych ulicach, nagle zrobiło się cicho.
Magdalena i Navarro spojrzeli na siebie. Kobieta i mężczyzna w epicentrum szaleństwa; ranni, obolali, śmiertelnie zmęczeni. Nie miała siły odgarnąć włosów lepiących się do czoła, on był zbyt zmęczony, żeby schować broń do kabury.
- Alicja - powiedziała Magdalena, sięgając po pistolet leżący przy najbliższym martwym Polaku. ,
- Wiem - odparł Navarro. Pobiegli.*
5.Hardkor
Spieprzyłem, myśli Navarro.
I ma sto procent racji.
Pat idealny: ich czworo, trzy wycelowane pistolety. Jeśli wystrzelą jednocześnie, przeżyje tylko Magdalena.
Spieprzyłem, myśli Navarro, czując narastające pieczenie w brzuchu. Boże, jak mogłem tak spieprzyć?
&
Porucznik i Magdalena są na miejscu. Wąska, ciemna ulica, po jednej stronie park, po drugiej wzgórze z masywnym obeliskiem na szczycie. I dziewczynka siedząca na krawężniku.
Zobaczyły się i biegną ku sobie, a zmęczenie i ból znikają. I już, mocno w ramiona, ciało przy ciele, policzek przy policzku, chłoną własne ciepło, radość, ulgę. Już dobrze.
Navarro próbuje uspokoić oddech, zatacza się, opiera dłonie o uda. Mimo że nie czuje lewego ramienia, każdy ruch ranną ręką wywołuje ból całego kręgosłupa.
Nieważne, już dobrze.
Magdalena dotyka twarzy Alicji, tuli ją mocno, zachłannie...
- Chodź do taty, Alicjo - mówi Naczelnik. Navarro i Magdalena wyszarpują broń, celują.
- Nie! - wrzeszczy Alicja.
Nie strzelają. Naczelnik stoi dwadzieścia metrów dalej, w cieniu dębów na skraju parku, mierzy z Glocka do porucznika.
- Chodź do ojca, dziecko - powtarza Naczelnik. Wolną ręką ociera krew z rany nad okiem.
Navarro nie spudłuje. Powinien nacisnąć spust.
- Nie! - Alicja wbiega między porucznika a ojca. Navarro nie strzela.
- Chodź - mówi Naczelnik, wciąż celując w Navarro.
- Stój - mówi Magdalena, wciąż celując w Naczelnika. Alicja rozgląda się bezradnie, patrzy na ojca, Magdalenę,
porucznika, znów ojca. Zaczyna płakać, ale stoi w miejscu.
- Opuść broń, Navarro - mówi Naczelnik.
- Tato, proszę - błaga córka.
To prosty strzał, skurwiel jest ranny, nawet nie drgnie, myśli porucznik. Słyszy płaczącą dziewczynkę i nie strzela.
- Opuść broń - powtarza Naczelnik. - Opuść ją albo Moniąue Clark pojedzie do Kenii.
Pomnik ze wzgórza wali się Navarro na głowę. Utrzymuje się na nogach, ale ręka z FN-em zaczyna drżeć.
- Blefujesz, skurwysynu - mówi porucznik.
- Skoro ty decydujesz, kto tam pojedzie, czemu nie mógłbym ja? - Naczelnik uśmiecha się, krew zalewa mu pół twarzy, spływa po szyi za kołnierz. - Jeśli do rana nie zmienię zdania, pani Clark przekona się, czym jest kenijskie piekło.
Magdalena rzuca okiem na porucznika, Alicja płacze, Navarro nie ma pojęcia, co robić.
- Blefujesz, skurwysynu. Moniąue nigdzie nie pojedzie. - W ustach brakuje śliny, w płucach powietrza.
- Bo jest w ciąży? Jeszcze nie zna wyników badań prenatalnych, za miesiąc już w ciąży nie będzie. Philip Clark jest niespecjalnym dawcą materiału genetycznego.
Gwiazdy nad Navarro zaczynają wirować, zapieprzają' bezładnie coraz niżej i niżej.
Trzy kule w komorach, trzy palce na spustach.
Co robić?
Monique. Moja MoniÄ…ue.
Kenijskie piekło.
Wybacz mi, dziecko.
Navarro łapie Alicję za włosy, przyciąga do siebie, przystawia FN do jej skroni.
- Nie! - wrzeszczy Naczelnik.
- Navarro, kurwa -jęczy Magdalena. Alicja zanosi się płaczem.
- Odwołaj to - mówi porucznik i mocniej przyciska lufę do głowy dziewczynki.
Naczelnik milczy zdumiony, wypluwa krew.
- Puść ją. - Magdalena zerka na Hiszpana, wciąż mierząc w Naczelnika. - Puść ją, Navarro.
Alicja się trzęsie. Drobne ciało dygocze, wstrząsane spazmami, lufa FN-a raz po raz odskakuje od drżącej głowy. Navarro wciska broń w pulsującą skroń Alicji, pistolet przestaje odskakiwać.
- Odwołaj to - mówi Hiszpan. - Wtedy ją puszczę.
- Zostaw ją - mówi Polak.
Navarro czuje mokre ciepło bijące od dżinsów dziewczynki. Wybacz mi, dziecko.
Magdalena wyczuwa zapach moczu i wymierza pistolet w porucznika. Tylko przez sekundÄ™.
- Navarro, kurwa, przestań - rzuca. Potem znów celuje w Naczelnika. Naczelnik celuje w Navarro. Navarro mierzy w Alicję.
Alicja Å‚ka coraz ciszej.
I wtedy się zaczyna. Gdzieś w poruczniku, głęboko.
Magdalena i Naczelnik coś mówią, celują, ale to przestaje mieć znaczenie. Liczy się tylko Pablo Navarro i to, co się dzieje z jego wnętrznościami.
Żołądek, wątroba, nerki, jelita -jedno po drugim, zaczynają piec, drapać, szczypać, zarzynać; jakby pękały, marszczyły się, rozłaziły, poparzone, rozrywane i gryzione. Każdy organ osobno i wszystkie jednocześnie, obezwładniająca kakofonia bólu.
Alicja.
Im brutalniej szarpie ją za włosy, im mocniej przyciska lufę do skroni, tym tortura bardziej intensywna.
//Kot leżący na podłodze trąca łapą wypełzające z brzucha wnętrzności. I Alicja na kanapie.\\
Wykrzykująca coś krwawa maska mężczyzny, szepcząca maska kobiety. Obie zagłuszone przez chrzęst jelit odrywających się od tkanki tłuszczowej i trących o skórę, by przebić się i wydostać na zewnątrz. Pracujące na wolnych obrotach najbardziej tępe wiertło świata.
Ból.
Palec na spuście i wciąż ból coraz ostrzejszy, drobne ciało tuż przed Navarro i stąd tyle bólu, Boże, ból potrafi przesłonić wszystko.
Spieprzyłem.
Boli, niech ona przestanie.
MoniÄ…ue, tak mi przykro.
Boli, kurwa, ależ to niesamowicie boli.
Jak można było tak spieprzyć?
Niech przestanie.
//Stąd można pójść tylko w jedną stronę.\\
Dwa wystrzały, jednocześnie, jak jeden.
GÅ‚owa Naczelnika eksploduje. I nie tylko jego.
Navarro i Magdalena, naprzeciw siebie, trzymajÄ… dymiÄ…ce pistolety.
Navarro rozwiera palce lewej dłoni, wiatr wywiewa z niej jasne włosy.
Ciemna plama na jego mundurze.
Porucznik patrzy na Magdalenę i nie chce tego oglądać.
Jej twarz. Taka...
Nie może tego oglądać.
Upuszcza pistolet, odwraca się, odchodzi ulicą. Dotyka dłonią brzucha, nie ma rany, nie ma bólu. Nie ma nic.
Noc się kończy, zaczyna świtać. Po kilkudziesięciu krokach Navarro upada na kolana. Zaciska pięści, zaciska powieki.
//Pamiętaj.\\
Tak, noc się kończy.
Kiedy otwiera oczy, widzi nad sobÄ… MagdalenÄ™. Dziewczyna mierzy z jego FN-a. Znowu.
- Kot - mówi porucznik. - Jak kot. - Próbuje nie patrzeć jej w oczy.
Lufa coraz bliżej skroni.
- To z nią miałaś wyjechać - mówi porucznik Pablo Navarro, zaczyna rozumieć. - Alicja. Twoja siostra.
Opuszcza głowę, jest taki zmęczony.
Pistolet tak blisko, drżący palec na spuście, rosnąca w oczach czarna dziura donikąd. Całe godziny milczenia.
- Córka - szepcze lufa FN-a.
- Co? - pyta Navarro.
- To była moja córka - powtarza lufa. I wypluwa pocisk.*
Epilog
CieszÄ… siÄ™.
Wysokie jodły i rozłożyste buki o srebrzystej korze. Paprocie falujące łagodnie na porannym wietrze i widłaki wciąż spocone nocną rosą. Mchy i porosty. Trawy i Zioło.
Cieszą się, bo przybyli ci, którzy mieli przybyć.
Kilkanaście kilometrów od miasta, tam gdzie drzewa najstarsze i gdzie rosną najgęściej. Przywiozła ich Magdalena, z bagażnika zniszczonego samochodu wyjęła łopatę i zaczęła kopać, a ziemia nie protestowała, przeciwnie, niecierpliwa ustępowała łatwo. Dwa doły na dwa nagie ciała. Magdalena wrzuciła ciała do mogił, zasypała je i odjechała. Zrobiła to, bo tak kazał jej widmowy jeździec, bo tyle razy wcześniej widziała siebie kopiącą między starymi jodłami, bo czuła, że tak być powinno. Starała się nie myśleć, że tu, w środku puszczy, grzebie swoją jedyną córkę. A obok mężczyznę, który ją zabił.
Moniąue Clark leży nago, opatulona w pachnące seksem prześcieradło. Głaszcze się po brzuchu, patrzy na mężczyznę leżącego obok i płacze. Długie paznokcie na gładkiej skórze, pod którą wydarza się cud. I jej mąż, który już wie. Moniąue łapie Philipa za włosy, przyciąga do siebie. Czas zacząć się żegnać.
Pułkownik Dennis Johannsen budzi się gwałtownie, zdezorientowany rozgląda się po obcym pomieszczeniu, spocony, opuchnięty i roztrzęsiony. Spogląda na kobietę śpiącą w tym samym łóżku, przypomina sobie. Czterogwiazdkowy hotel w Miami, pożegnalne wakacje rodziny Johannsenów. Odpala personal, żadnych wiadomości od Navarro. Dennis Johannsen już nie będzie mógł usnąć.
Profesor Taro Ozaki jest podekscytowany. To już, tyle pracy, przygotowań, tyle lat spędzonych na wyczekiwaniu. Stworzył ich od zera, kształtował, doglądał, znalazł im odpowiednią glebę. Teraz są w ziemi i niedługo wzejdą, wydadzą plon. Nowi ludzie. Jego ludzie.
Pablo Navarro patrzy na rogaty hełm, widmową maskę i skryte za nią stare oczy. Jest porucznik, jest samuraj na karym rumaku, nie ma nic więcej.
- Dwukrotnie uratowałeś mi życie - mówi Navarro. - W kościele ta najemniczka, Lucy, nie miała prawa mnie nie trafić. Coś się musiało stać, inaczej bez trudu wykończyłaby nie tylko mnie, lecz także wszystkich, którzy tam wtedy byli. No i radiolot. Nie drasnął ani mnie, ani Magdaleny. A potem sam się rozjebał.
- Dwukrotnie uratowałeś mi życie - powtarza Navarro. - Dlaczego, Ozaki?
Nozdrza konia falujÄ…, samuraj milczy.*
Prolog
Trzy doby w zimnej ziemi. Siedemdziesiąt dwie godziny w wilgotnym organicznym mroku. A potem do góry, do światła. Do świata.
Najpierw dłoń, jak w horrorze. Potem druga, i już obie, po omacku, ryją w trawie, szukając oparcia. Po dłoniach głowa. Czujne oczy i dwie blizny, mała na czole, wielka na potylicy, stygmaty ery prochu. Mężczyzna wypełza z grobu, podnosi się, przeciąga, drobiny ziemi odpadają od umięśnionego ciała. Długie liście paproci głaszczą mu łydki i uda, ostre igły jodeł pieszczą nagie plecy. Wrócił.
Do mężczyzny podchodzi kobieta. Czekała tu na niego, podaje mu pistolet i wojskowy nóż. FN ląduje w rozkopanej mogile, mężczyzna nie chce broni palnej. Spogląda na jedną z dłoni. Tej protezy też nie chce. Lewą dłoń zaciska na nożu, zaciska zęby, zaczyna ciąć.
Po wszystkim odwraca się do kobiety, wskazuje drogę, zachęca, by szła za nim. Ona waha się, patrzy na drugi grób, łudzi się, że to może już. Mężczyzna czeka cierpliwie, nie byłaby matką, gdyby się nie łudziła. Po chwili kobieta dołącza do niego, odchodzą w stronę miasta.
Są inni, niż byli trzy dni temu, zupełnie inni. Są ponad czasem, ponad fizycznym bólem, ponad niedoskonałością poprzednich kruchych ciał. I jednocześnie doskonale wiedzą, że to nie dar. To środki umożliwiające pokutę.
Bo to miejsce jest jak czyściec.
I jest jeszcze tyle do zrobienia.
Jakub Nowak
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
NF 2005 07 granica czyśćcaNF 2005 07 dotyk skóryNF 2005 07 w mojej głowieNF 2005 09 operacja transylwaniaNF 2005 02 siła wizjiNF 2005 06 wielki powrót von keiseraNF 2005 10 prawo seriiNF 2005 05 balet słoniNF 2005 08 pocałunek śmierciNF 2005 10 misja animal planetNF 2005 122005 07 Audio Delivery Podcatching without an IpodNF 2005 06 dębyNF 2005 10 śniąc w lesie wyniosłych kotówNF 2005 08 twórcaNF 2005 02 tatuażNF 2005 02 podróżnicyNF 2005 10 ujrzeć gwiazdyNF 2005 11 puls maszynywięcej podobnych podstron