Charlie skwitował wypowiedź Jacoba krzywym uśmiechem. Ja nadal milczałam. Nie umiałam wydusić z siebie słowa.
-Hm, tylko przyprowadź ją przed dwudziestą pierwszą. Jutro jest szkoła. To, że ty do niej nie chodzisz...
-Tak, tak, jasne.-Indianin przerwał Charliemu ciągle wpatrując się we mnie. Ja też się na niego patrzyłam tylko, że zupełnie inaczej. Jego spojrzenie było pełne...hm, tak mi się wydaje, pełne miłości i troski. A ja...po prostu byłam w szoku. Nie umiałam się otrząsnąć i wciąż narastała we mnie irytacja nagłym gościem.
-Idziesz?-ponaglił mnie chłopak, wyciągając przed siebie rękę. Nie podałam mu swojej. Opuścił ją, a Charlie zachowywał się jakby nic nie widział.
-No, do zobaczenia Nessie.-mruknął, wypychając mnie przed drzwi i zamykając je tuż przede mną. Wpadłam na Jacoba i poczerwieniałam na twarzy. Szybko uwolniłam się z jego uścisku i przygładziłam sobie bluzkę.
-Co chciałeś?-burknęłam nie patrząc na chłopaka.
-Porozmawiać.-odpowiedział po chwili wahania.
-Tak? Jakoś nie widzę o czym.-odwróciłam się do niego plecami.
-Hej, Nessie...-zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie nazywaj mnie tak.-mruknęłam zaciskając ręce w pięści.
-Daj spokój, przecież to głupie, sam wymyśliłem to zdrobnienie...
-Może i tak, ale nie masz prawa mnie tak nazywać, jeżeli ci na to nie pozwalam! Tak mówią do mnie osoby, które mnie kochają i które ja kocham! A ty nie zaliczasz się ani do jednych, ani tym bardziej do drugich!-wybuchnęłam.
Jacob opuścił głowę, przez co kilka kosmyków czarnych włosów zakryło mu twarz. Cały gniew nagle ze mnie wyparował i poczułam ogromne wyrzuty sumienia. Chciałam podejść do niego i go przytulić i powiedzieć mu, żeby się nie smucił. Szybko odgoniłam od siebie to uczucie i podeszłam do chłopaka.
-Może...może lepiej pójdźmy na ten spacer?-zaproponowałam nieśmiało. Podniósł głowę. Jego oczy zabłyszczały.-Chodzi mi o to, że Charlie wciąż nas słucha.-dodałam pospiesznie przyciszonym głosem, okręcając sobie wokół palca kosmyk kręconych włosów.
Chłopak wsunął ręce do kieszeni i nie patrząc czy za nim idę ruszył przed siebie. Żeby dotrzymać mu tempa musiałam niemal biec.
-Łał. Szybki jesteś.-mruknęłam. Zwolnił o wiele i odwrócił głowę w moją stronę.
-Tylko kiedy się denerwuję.-powiedział, wzruszając ramionami.-Ty też nieźle śmigasz.-przypomniał mi się wielki wilk na bieżni i zatrzymałam się raptownie. Jacob również stanął i przyjrzał mi się uważnie.
Drżałam na całym ciele. Próbowałam się opanować, ale bez rezultatu. Nie wiedziałam co mam zrobić, furia mną zawładnęła. Oto miałam przed sobą wilkołaka.
Dokładnie drugiego w życiu, którego poznałam.
-Seth... nigdy mi nie mówił... o innych.-wydusiłam z siebie z wielkim wysiłkiem.-Dlaczego?-spytałam wpół samą siebie, wpół Jacoba. Indianin spojrzał na las, który rozpościerał się tuż koło domu Charliego.
-Możemy porozmawiać tam?-wskazał głową na drzewa.
-Nie mam ochoty rozmawiać, wybij to sobie z tego łbaaa...co ty robisz, do diabła?-Jacob podszedł do mnie i jednym ruchem podniósł z ziemie. Po sekundzie leżałam w jego ramionach. Zaczął biec.
Byłam tak zszokowana, że nie wydusiłam ani słowa. Wiatr mierzwił mi włosy. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Jacob biega bardzo szybko. Prawie tak samo szybko jak ja...
-Jesteśmy.-powiedział po kilku minutach, stawiając mnie na ziemi. Uśmiechał się szeroko, jakby to, że mógł mnie trzymać przez chwilę było dla niego największym darem od losu. Zmarszczyłam brwi i objęłam się ramionami. Nie widziałam prześwitu między drzewami, nie widziałam skąd domu. Wzdrygnęłam się lekko.
-Jacob...-zaczęłam.-Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?-i zanim chłopak zdążył mi odpowiedzieć brnęłam dalej.-Myślałam...nie mogę w to uwierzyć... ja po prostu...to jest dla mnie jak jakiś absurd! Jak...jak mogłeś zrobić mi coś takiego? To jest...ohydne! Okropne! Powinieneś mi powiedzieć! Znasz mój sekret, okay, masz na to dowody i ja ci wierzę! Ale jak...nie rozumiem... dlaczego mi nie powiedziałeś??-plątałam się w słowach ze zdenerwowania. Zobaczyłam też, że Jacob drga na całym ciele. Oj, nie, to nie był dobry znak. Zacisnął ręce na pobliskim drzewie, żeby mniej mu się trzęsły. Słaby rezultat jak na mój gust.
-Mogłeś mi powiedzieć, przecież wiesz! Nie rozumiem...wiesz czemu przyjechałam do Forks? Żeby zasmakować normalnego życia! Ot co! Ale jeżeli go tu nie znajdę to nie będę się przejmować! To był kaprys, dla dobra Charliego, ale naprawdę mogłeś mi powiedzieć!-skończyłam swój wywód, zakrywając twarz dłońmi.-Jacob...-wymamrotałam tylko i upadłam na kolana na wilgotną ziemię.
Zaszlochałam.
W tej samej chwili poczułam dłoń chłopaka na ramieniu. Jednak szybko ją cofnął, krzywiąc się. Ręce znowu mu się trzęsły. Podniosłam głowę. Pojedynczy promień słońca padł na moje ramię. Skóra z tym miejscu błyszczała. Nie tak bardzo jak u pełnoprawnego wampira, ale Bella zawsze powtarzała mi, że to ja dla niej jestem najpiękniejsza na świecie.
Głupie kłamstwa.
-Brzydzisz się mnie.-wycedził Jacob, wyrywając mnie z transu. Potrząsnęłam głową.
-To nie tak...-zaczęłam.
-Zupełnie jak Bella. Tylko, że ona...przynajmniej miała powód. Bezpodstawny tak w ogóle. Ale ty...tak Alice miała rację.-mamrotał do siebie.
-Jacob, nie o to mi chodziło...-nie słuchał mnie. Ponownie przycisnął ręce do drzewa, które aż wygięło się pod jego ciężarem.
Wstałam i podeszłam do niego. Położyłam mu dłoń na ramieniu tak jak on przed chwilą mnie.
-Jake...-chłopak raptownie się ożywił.
-Co?-spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.-Jak mnie nazwałaś?
-Jake jak mi się wydaje.-odparłam zbita z tropu.-Wydało mi się...że tak już kiedyś cię nazywałam...-nagle dotarła do mnie przeraźliwa prawda. Już go kiedyś tak nazywałam. Ja. Nazywałam Jacoba. Kolejny okropny dowód na to, że go znałam.
Chłopak odciągnął ręce od drzewa i spojrzał na mnie.
-Więc co czujesz do wilkołaków?-szepnął po krótkiej chwili. Przełknęłam ślinę.
-Seth jest w porządku.-mruknęłam.
-Podły zdrajca...-wymamrotał Jacob. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, ale je zignorował.-Byle tylko blisko Edwarda!-dodał perfekcyjnie udając głos Setha. Zaskoczył mnie tym.
-Nie mam żadnej urazy do wilkołaków. Są normalne. Zupełnie jak wampiry. Muszę być przyzwyczajona do tego typu spraw. Po prostu nie mogę przeżyć, że Seth mi nie powiedział, że jest was więcej...-nagle, choć nie do końca wiedziałam jak i kiedy, znalazłam się w objęciach Jacoba. Ciepło, które ciągle biło od jego skóry teraz poczułam na własnej. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Ale nie była to tylko przyczyna jego niezwykłej temperatury. To akurat wiedziałam na pewno.
Chłopak wziął głęboki wdech.
-Pachniesz tak cudownie.-wymruczał mi do ucha. Zaczerwieniłam się i nie byłabym zdziwiona, gdyby ktoś podałby mi w tamtej chwili lusterko i zamiast siebie ujrzałabym dojrzałą ćwikłę.
-J...Jake...-wymamrotałam po chwili. Jego ramiona były tak ciepłe, że nawet nie zauważyłam kiedy zaczęło się robić chłodno w lesie. Chłopak natomiast miał na sobie tylko cienki podkoszulek i wytarte spodnie.
Nagle zauważyłam, że wcale nie chcę, żeby Indianin się ode mnie odsunął. Wręcz przeciwnie, chciałam, żeby już nigdy mnie nie puścił, żeby już nigdy mnie nie zostawił. Jego oddech mnie uspakajał, jego zapach mnie koił. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
Oddech mi przyspieszył po tym odkryciu. Starałam się go uspokoić, ale bez skutku. Dyszałam jak po ciężkim biegu i w duchu skarciłam się za swoje zachowanie. Jacob lekko drgnął.
-Za ciepło ci?-spytał szeptem, zatroskany i trochę zawstydzony.-To przeze mnie...-pokręciłam w milczeniu głową i objęłam go ramionami, kiedy zaczął się ode mnie odsuwać. Oddech powoli zaczął się uspokajać, ale za to serce zaczęło walić mi jak młotem. Jego dotyk mnie palił, jakby przepuszczał przeze mnie prąd, ale było to przyjemne uczucie.
Wieczne uczucie.
Przerażenie do reszty mną owładnęło.
Prawie wcale nie znałam tego chłopaka, a stałam, przytulona do jego torsu, a najgorsze było to, że nie chciałam się od niego odsuwać. Nie chciałam, żeby mnie zostawił.
Było to głupie, bezmyślne. Długo zastanawiałam się potem, dlaczego tak na niego reagowałam. "Znasz go od dawna. Tylko zapomniałaś"- podpowiedziało mi sumienie. Zdziwiłam się. Faktycznie, serce od początku mówiło mi, że znam Jacoba, ale nie chciałam go słuchać. Uciszałam go machnięciem ręki, bo kilka zapachów i rozmazanych obrazów było dla mnie zbyt lichym dowodem na to, że Indianin był mi bardzo bliski. Ignorowałam to co próbowałam do końca zaakceptować. I w końcu... głupie serce wygrało. Przegrałam tę bitwę z kretesem. Choć nie chciałam się sama przed sobą do tego przyznać, ciągle miałam w głowie tą myśl. Wywierciła się w moim mózgu i za nic nie chciała zniknąć. Wiedziałam, że nie będzie tak łatwo się jej pozbyć. Była dla mnie jak znienawidzone zdjęcie przyklejone do ściany na stałe. Chciałam je oderwać ale bez skutku. Po raz kolejny usłyszałam w myślach te dwa, okropne słowa.
Zakochałam się.