Ciemność.
Nagle jasne światło i krzyk.
Nie, nie jeden. Więcej krzyków.
-Renesmee!-ktoś mną potrząsał. "Nie chcę się budzić. Chcę zapomnieć"-zdążyłam tylko pomyśleć. Potem nie pamiętałam już nic.
Kiedy się obudziłam ktoś nade mną stał. Widziałam tylko czarną, rozmazaną plamę tuż nam moją twarzą.
-Budzi się!-ktoś powiedział. Łagodny głos i zarazem pełen życia. Powoli zamknęłam oczy. "Jeszcze nie teraz..."
-Renesmee? Renesmee, słyszysz mnie?-"Och, nie! Charlie"-pomyślałam histerycznie i zacisnęłam powieki jeszcze mocniej. Po chwili uchyliłam je ostrożnie. Teraz nade mną nie było żadnej plamy. Światło lampy oślepiło mnie na sekundę. I wtedy sobie wszystko przypomniałam. Dlaczego tu jestem i co spowodowało moje zemdlenie.
-Pięknie.-mruknęłam.
-Renesmee! Jak dobrze, że nic ci nie jest!-wykrzyknął Charlie pochylając się nade mną.
-W porządku dziadku, nic mi nie jest.-wymamrotałam i usiadłam na łóżku. Pościel pachniała sterylnie. A więc wylądowałam u pielęgniarki. Obok Charliego stała Joe - to ona była tą "czarną plamą", którą zobaczyłam tuż po obudzeniu. Miała zakłopotaną minę i przepraszający wyraz twarzy, jakby to ona odpowiadała za to co się stało.
Charlie wciąż zadawał mi mnóstwo pytań, na które odpowiadałam półgębkiem. Po kilku minutach dołączyła się do niego szkolna pielęgniarka.
-Może już wystarczy?-wtrąciła nieśmiało Joe po całej serii morderczych, szczegółowych pytań.-Pytaliście się mnie o to samo. Byłam tylko kilka metrów od Renesmee i widziałam dokładnie to co ona.-uśmiechnęła się lekko. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie.
-Dziadku, naprawdę wszystko już w porządku.-zapewniłam po raz setny Charliego, kiedy już otwierał usta, aby się sprzeciwić.
Wstałam.
Zakręciło mi się w głowie, ale nie dałam nic po sobie poznać.
-Idziemy na lekcje?-spytałam moją wybawczynię. Spuściła wzrok na podłogę.
-Już się skończyły.-odpowiedziała za nią pielęgniarka.-Przespałaś kilka godzin.-mruknęłam coś pod nosem i wyjrzałam za okno. Faktycznie, już zmierzchało. Świetnie! Pewnie znowu jestem tematem plotek w szkole! Dziewczyna, która mdleje na lekcji W-F'u na widok zwykłego, brązowego wilka...
Tylko, że on nie był zwykły.
Wiedziałam o tym doskonale, wiedziałam, bo Seth wiele razy pokazywał mi swoją przemianę, bo wiele razy z nim polowałam i wiele razy opowiadał mi o swoich zdolnościach.
Ale nigdy nie mówił mi, że są inne.
Zawroty głowy wróciły i tym razem nie dałam rady udawać, że wszystko jest w porządku. Złapałam się za czoło. Charlie natychmiast do mnie podszedł.
-Zawroty są normalnym objawem. Możesz je mieć przez kilka godzin po wybudzeniu.-oznajmiła pielęgniarka. Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę drzwi. Było mi już wszystko jedno, ten dzień zamienił się dla mnie w piekło, a atmosfera w gabinecie krępowała mnie. Nie miałam ochoty zostać tam ani sekundy dłużej.
-Zawieziesz mnie do domu dziadku?-spytałam przez ramię. Charlie wyprowadził mnie na dziedziniec. Zorientowałam się, że Joe cały czas idzie za nami. Kiedy wsiadałam do radiowozu podała mi moją torbę.
-Dzięki.-powiedziałam uśmiechając się do niej blado.-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.-i choć znałam ją tylko jeden dzień, wiedziałam, że między nami zakwitło coś w rodzaju kwiatu. Wiedziałam, że będzie mi bardzo bliską osobą. Trzeba tylko ten kwiat podlewać. A już ja o to zadbam.
Charlie nie odzywał się przez całą drogę do domu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce bez słowa zaczęłam wspinać się po schodach i usłyszałam tylko jak mruczy coś w stylu "Cała matka, nic tylko ciągle ma kłopoty..." Udałam się do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Zegarek elektroniczny wskazywał godzinę dziewiętnastą.
Bez zastanowienia wygrzebałam z torby komórkę i wybrałam odpowiedni numer. Usłyszałam dwa sygnały a potem trzask po drugiej stronie i dobrze znajomy mi, wesoły głos.
-Co tam, Nessie?
-Dzień dobry, Seth.-rzuciłam oschle.
-Coś się stało?-spytał chłopak ostrożnie.
-Oj, tak, stało się, mój drogi. Wyobraź sobie, że na mojej dzisiejszej lekcji W-F'u nagle zza drzewa wyskoczył wielki miedziano-brązowy wilk...- Seth wydał z siebie cichy okrzyk, ale nie zwróciłam na to uwagi-...i prawie mnie staranował, gdyby nie to, że siedzi we mnie część genów Belli i się przewróciłam.-kiedy skończyłam Seth ciągle milczał. W końcu nie wytrzymałam.-Masz mi coś do powiedzenia?-nie odpowiedział.
-Cholera.-mruknął w końcu.
-To nie jest zbyt złożona odpowiedź.
-Wybacz mi, Nessie, ale nie mogę ci nic powiedzieć. Obiecałem Alice i Jasperowi.-wymamrotał szybko.
-Nic mnie to nie obchodzi! Gadaj o co chodzi! Nigdy nie mówiłeś mi, że są inne!-wybuchłam. Co ma do tego Alice i Jasper? Mam to gdzieś, ma mi zaraz powiedzieć co tu się dzieje!
-Sorry. Nic nie mogę powiedzieć. Wybacz.
-Seth!-kliknęło. Chłopak się wyłączył. Cisnęłam wściekła telefonem na podłogę. Klapka odskoczyła, więc wstałam, żeby z powrotem ją naprawić. Podniosłam telefon i złożyłam go. Zobaczyłam, że na wyświetlaczu mam nieodebrane połączenie. Kliknęłam na klawisz oznaczający "zobacz".
Alice.
-Zupełnie zapomniałam!-klepnęłam się w czoło. Odkąd wróciłam do domu po przejażdżce z Jacobem ani razu nie miałam komórki w ręce. Tak jak myślałam to ona wtedy dzwoniła, kiedy nie zdążyłam odebrać. A Indianin tak mnie zdekoncentrował, że zupełnie zapomniałam o telefonie.
Jacob.
To imię nagle wywołało we mnie wielką furię, choć teoretycznie było ona bezpodstawna i nieuzasadniona. Gotowało się ze mnie jak w wielkim garze, który ktoś zapomniał zestawić z ognia. Miałam ochotę go walnąć, uderzyć, zrobić cokolwiek, żeby tylko jego łobuzerski uśmiech, który pojawił mi się w głowie, zniknął z tej jego piekielnej twarzy.
Opanowałam się trochę, choć wciąż chodziłam po pokoju w kółko i wybrałam drżącymi palcami numer do Alice.
-Halo?-usłyszałam jej piękny, melodyjny głos. No tak, nie przewidziała, że zadzwonię, w końcu mnie nie widzi. "Czarna dziura". Tak to nazwała, kiedy się pytałam o jej wizje dotyczące mnie.
-Hey, Alice. Tu Renesmee.-mruknęłam wciąż trochę zdenerwowana na Jacoba.-Dzwoniłaś do mnie?-przytaknęła- Zapomniałam o tym zupełnie...widzisz...miałam inne sprawy na głowie...
-Tak wiem. Widziałam Charliego jak jedzie po ciebie do szkoły.-oznajmiła.-Wszystko jest OK? Czemu zemdlałaś? Nic nie widziałam.-słychać było, że to, że nie widzi mnie w przyszłości sprawia jej przykrość. A przede wszystkim powodowała mały uszczerbek na jej dumie.
-Co chciałaś mi powiedzieć?-spytałam.
-Och, głównie dzwoniłam tak sobie, ale chciałam się też spytać jak tam sobie radzi samochód.-zaśmiała się krótko. Przez chwilę wyobrażałam sobie jej piękny uśmiech, który pewnie zagościł właśnie na jej twarzy.
-Bmka jest świetna. Jeździ jak marzenie. Podobała się...-ugryzłam się w język. Nie miałam pojęcia czemu, ale jednak chciałam dotrzymać obietnicy złożonej Jacobowi. Było to jednocześnie głupie, ale jednak obiecałam. A Renesmee Cullen nie łamie obietnic.-...podobała się mojemu koledze ze szkoły. Mówił, że jest fajna.-dodałam. Alice przez chwilę milczała.
-To super.-rzekła w końcu. Jej głos zabrzmiał dziwnie.-Wiesz co...chyba niedługo spotka cię nie lada niespodzianka!-dodała radośnie i wyłączyła się.
-Czy w dzisiejszych czasach już nikt nie mówi "do widzenia"?-spytałam sama siebie i klapnęłam na łóżko jak wypompowana opona.-I o co chodziło z tą niespodzianką?
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Charlie? Otworzysz?-krzyknęłam. W odpowiedzi usłyszałam szuranie odsuwanego krzesła w kuchni. Potem otwierane drzwi i ciche głosy. Za ciche do usłyszenia jak na pół-wampira, pół-człowieka.
-Nessie? Możesz zejść na chwilę?-powiedział Charlie po kilku minutach. Podniosłam się niechętnie z łóżka. "Pewnie to jest ta niespodzianka..."-mruknęłam w myślach.
Zeszłam po schodach i wpatrzyłam się w drzwi.
Otwarłam usta ze zdziwienia.
-Hey, Ness.-powiedział jak gdyby nigdy nic uśmiechnięty łobuzersko Jacob Black, stojący z rękoma w kieszeniach spodni, rozparty o framugę drzwi.-Przejdziesz się ze mną na spacer?