Dalsze losy 7, Dalsze losy Renesmee


Do zobaczenia, dziadku!-krzyknęłam na pożegnanie Charliemu, kiedy rano wychodził do pracy.
-Cześć, Nessie!-odkrzyknął i uśmiechając się, odjechał w radiowozie.
Przez chwilę stałam przed oknem, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Charlie. Westchnęłam i udałam się do kuchni. Nie patrząc dokładnie co jem, otworzyłam książkę do biologii, chociaż wiedziałam, że wczorajsze przeżycia nie pozwolą mi się skupić na czymś tak błahym jak nauka. Po kilku minutach zrezygnowana zamknęłam podręcznik z głośnym westchnieniem. Odeszłam od stołu odstawiając talerze do zlewu i weszłam po schodach na górę. Zebrałam wszystkie potrzebne książki do torby i przebrałam się z piżamy.
Nie wiedziałam czy Jacob kiedykolwiek wróci, żeby ze mną pogadać, nie wiedziałam też gdzie dokładnie mieszka, żebym to ja mogła go odwiedzić. "W La Push". Tylko tyle wiedziałam.
Niespiesznie zeszłam na dół i zamknęłam za sobą starannie drzwi. Weszłam do bmki i odpaliłam silnik. Przez chwilę siedziałam, kiwając się, jakbym była na coś chora i wiedząc, że dłużej nie będę mogła już opóźniać pójścia do szkoły, nacisnęłam wsteczny.
Kiedy dotarłam do szkoły parking był prawie cały zapełniony. Znalazłam cudem jakieś wolne miejsce i wyszłam z samochodu.
-Hej, Renesmee!-podskoczyłam w miejscu, kiedy ktoś krzyknął tuż za moimi plecami.
-Co do...-odwróciłam się w kierunku głosu. Natychmiast poznałam czarną czuprynę Joe.-Hej.-odparłam po chwili, uśmiechając się słabo.-Wystraszyłaś mnie.
-Przepraszam.-odpowiedziała na moje zażalenia Joe, potrząsając włosami i uśmiechając się jeszcze szerzej.-Nie wiedziałam, że jesteś taka bojaźliwa.
-Hej, wcale nie jestem!-zaprzeczyłam, wskazując na siebie palcem. Dziewczyna roześmiała się, a jej zielone oczy zabłyszczały. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest naprawdę ładna.
-Dobra, chodźmy już, mamy teraz razem hiszpański.-powiedziała Joe, patrząc na mnie krytycznie. Spojrzałam na nią pytająco. O co chodzi?-Spałaś dzisiaj?-spytała w końcu. Teraz to ja się roześmiałam.
-Słabo.-odparłam, hamując śmiech.-Ale się starałam!
-Tak, tak, jaaasne...-opowiedziała, również śmiejąc się, Joe.-Jesteś blada jak śmierć!- Razem ruszyłyśmy w kierunku szkoły, co chwila trącając się łokciami i śmiejąc z byle czego.
Tak.
To na pewno jest normalne życie.

Hiszpański minął mi szybko z Joe. Co chwila rozśmieszałyśmy się nawzajem i kilka razy upomniał nas nauczyciel. Gwizdałam na to. Ważne było to, że wreszcie ktoś mnie do końca zaakceptował w nowej szkole. Kiedy zadzwonił dzwonek i wyszłyśmy z sali spytałam się czarnowłosej jaką ma teraz lekcję.
-Biologię.-odparła. Zasmucona spuściłam głowę. Ja miałam angielski.
-A następną?-spytałam z małą nadzieją.
-WF.-pisnęłam jak idiotka.-Co jest?-zdziwiła się Joe.
-Ja też!-krzyknęłam rozradowana. Przy tej dziewczynie świat się zmieniał, ba, ja się zmieniałam. I byłam jej za to wdzięczna.
Odeszłam do klasy z angielskiego, zostawiając na korytarzy rozpromienioną Joe. W czasie lekcji prawie wcale nie słuchałam nauczyciela. Liczyłam tylko minuty pozostałe do WF. Dziwne było to jak bardzo różniłam się od Belli. Ona nie cierpiała ćwiczeń fizycznych jako człowiek, nie potrafiła grać, biegać, skakać. Nic. A ja byłam jej przeciwieństwem. Wszystko przychodziło mi z łatwością, w mojej starej szkole bez trudu przeganiałam chłopaków w moim wieku. Kiedyś powiedziałam o tym dumna Rosalie, a ona zaprowadziła mnie do Edwarda z tęgą miną. Ojciec kiedy usłyszał o co chodzi, spojrzał na mnie ze zdziwieniem i zrobił mi awanturę. Od tamtej pory starałam się biegać wolniej.
"Nareszcie dzwonek!"-pomyślałam, kiedy usłyszałam upragniony dźwięk.
-Hey.-powiedziałam, patrząc na Joe. Czekała na mnie przed wyjściem z klasy.-Jakim cudem tak szybko...
-...tu przyszłam?-dokończyła za mnie pytanie.-To ty się gramolisz jak suseł!-uśmiechnęłam się i spojrzałam za ramię. No tak, sala była już pusta. Cała ja. Nigdy niepotrzebnie się nie spieszyłam.
Ruszyłyśmy w stronę sali gimnastycznej, śmiejąc się, a wszyscy, którzy nas mijali patrzyli na nas ze zdziwieniem. Jeszcze wczoraj nie przyszło by mi do głowy, że będę iść po korytarzu ramię w ramię z miłą dziewczyną, która w dodatku też mnie lubi.
W szatni szybko się przebrałyśmy i weszłyśmy na parkiet. Po sprawdzeniu obecności, nauczycielka kazała nam założyć bluzy i najlepiej spodnie z dresu. Wszystkie dziewczyny w mojej grupy spojrzały na nią pytająco. Ja też byłam zdziwiona.
-Dzisiaj będziemy biegać na sto metrów.-oznajmiła zadowolona, przyglądając się jękom dziewczyn.-Oj, tak, tak, już mi tu nie jęczeć i ubierać dresy!-pogoniła nas. Spuściłam głowę. "Tylko nie to..."-jęknęłam w duchu. Joe, która momentalnie wychwyciła, że coś jest nie tak, zerknęła na mnie.
-Renesmee?-spytała zdziwiona.-Nie lubisz biegać?
-Lubię.-odparłam, patrząc w jej zielone oczy.
-No to o co chodzi?-jej twarz z wolna się rozpromieniała.-Nie umiesz czy jak?
-Umiem.-"I w tym cały kłopot"-dodałam w myślach. Joe chwyciła mnie z rękaw i zaciągnęła do szatni, śmiejąc się z mojej głupoty. Prawie włożyła na mnie siłą bluzę i wyprowadziła na dwór. Tuż obok szkoły, po przeciwnej stronie parkingu był las. Nauczycielka zaprowadziła nas do niego i po kilku minutach marszu ukazał nam się cel. Była mała, stumetrowa bieżnia. Nie wyglądała źle. Zbliżyłam się i dotknęłam palcem jej powierzchni. Miękka. Jęknęłam ponownie. "Tartan! To tylko przyspiesza!"
-Dobra.-zaczęła nauczycielka.-Osoby, które wyczytam idą na start. Tam zostawiają bluzy i spodnie, chyba, że chcecie biegać jak żółwie...i na mój sygnał biegniecie. Do tej linii.-dodała po chwili, bo po spojrzeniu niektórych dziewczyn widać było, że nigdy tego nie robiły.-OK. Biegacie w parach. Pierwsze będą...Becor i Ceweer.-wyczytane dziewczyny, z minami jakby szły na rzeź, ruszyły w stronę startu. Nauczycielka wyciągnęła stoper.
-Trzy...dwa...jeden...start!-krzyknęła. Dziewczyny dobiegły do mety w ślimaczym tempie.-Kiepsko.-skomentowała ich wyczyn.-Becor - trzy. A ty Ceweer...znaj moje dobre serce...niech będzie cztery.-zagryzłam wargę.
-A teraz Cullen i Dannet.-Joe podskoczyła.
-To ja.-szepnęła do mnie, kiedy spojrzałam na nią pytająco. Doszłyśmy do startu (Joe raczej doskakała), ściągnęłam bluzę i uderzył we mnie bezlitosny wiatr. Zadrżałam i od razu zrobiła mi się gęsia skórka. Joe jednak wyglądała jakby było jej najcieplej na świecie.
Rozejrzałam się dookoła, trzymając rękami drżące ramiona. Brrr, zimno. Drzewa wokół nas uginały się pod silnym wiatrem, jakby w ostrzeżeniu.
-Gotowe?-krzyknęła do nas nauczycielka. Pokiwałam głową, a Joe okrzyknęła "tak!". Zajęłyśmy pozycje. Ugięłam się lekko i wystawiłam prawą nogę do przodu. A może jednak powinna to być lewa? Zaczęłam się wahać. "Nie ma na to czasu!"-ofuknęłam samą siebie.
-Trzy...dwa...jeden...start!-ruszyłam momentalnie. Oj, tak, lubiłam to. Wiatr pieścił mi twarz, rozwiewał włosy, a ja mknęłam, nie widząc świata dookoła. Zapominałam o zimnie, o wszystkich problemach... Wszystko było mało ważne, liczyła się tylko ta chwila. Gdyby mogła trwać wiecznie...
Zerknęłam na Joe. Biegła, trochę za mną. Widać, że była zdziwiona. No tak, kto by się spodziewał, że taka dziwaczka jak ja może umieć biegać? Zaśmiałam się w duchu i poprawiłam ułożenie rąk. Do mety zostało już góra dwadzieścia metrów...
I wtedy wszystko stało się bardzo szybko.
Coś ciemnego wyskoczyło z drzew na bieżnię. Chcąc zahamować upadłam. Joe zatrzymała się około dwa metry ode mnie i patrzyła na to coś ze strachem. Nauczycielce stoper wypadł z rąk. Dziewczyny z mojej klasy przestał piszczeć. Wszystko zwolniło.
A ja patrzyłam na to, patrzyłam i narastało we mnie jakieś dziwne uczucie. Nie wiedziałam co to, byłam za to pewna, że rosło, wypełniało mnie całą, od stóp aż po czubek głowy, jak jakaś ciepła maź.
Zerknęłam ponownie na Joe. Stała z ręką wyciągniętą przed siebie, drugą zasłaniając usta.
Wstałam.
Zatoczyłam się i ruszyłam naprzód.
-Cullen! Masz się nie zbliżać do tego czegoś!-ostrzegła mnie nauczycielka. -To jest rozkaz!-nie słuchałam jej. Dziewczęta ponownie zaczęły piszczeć, tym razem ze strachu. A ja szłam naprzód, coraz bliżej ogromnego, rdzawo-brązowego wilka. Tak, jego pamiętałam. Ten wilk nawiedzał mnie we snach, często odwiedzał moje myśli.
Podeszłam do niego i wyciągnęłam przed siebie rękę.
-Renesmee...-wyszeptała Joe ze strachem. Nie odwróciłam się do niej. Wilk odwrócił głowę do grupy dziewczyn, choć odkąd się zjawił cały czas patrzał na mnie. Podeszłam do niego jeszcze bliżej i położyłam rękę na jego boku (do grzbietu nie dosięgłam).
-Musisz odejść.-wyszeptałam do niego. Zwierzę zwrócił do mnie łeb i spojrzało na mnie wielkimi czarnymi oczami. Widziałam te oczy, widziałam już je wiele razy...odsunęłam rękę.
-Jacob?-spytałam z niedowierzeniem na wpół siebie, na wpół wielkiego wilka. Zwierzę usiadło na bieżni i albo zwariowałam albo wykonało dziwny ruch głową, który mógł być uznany za kiwnięcie. Zakręciło mi się w głowie.
-Nie możesz tu zostać. Przecież wiesz.-powiedziałam w końcu. Wilk wstał i przez chwilę się wahał. W końcu zamiótł wielkim ogonem i skoczył między drzewa. Zaraz potem znikł.
Z wrażenia usiadłam, wręcz upadłam na bieżnię.
-Renesmee, Renesmee!-słyszałam krzyki.
Ale ja widziałam już tylko ciemność.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dalsze losy 14, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 5, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 18, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 13, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 12, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 15, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 6, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 11, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 4, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 3, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 1, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 8, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 2, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 19, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 10, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 9, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 16, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 17, Dalsze losy Renesmee

więcej podobnych podstron