Waniliowe sny
Część dziewiąta
Szedł ulicą - sypał drobny śnieg ale nie zapiął płaszcza. Spuścił głowę patrząc na własne buty. Nie mógł się jednak powstrzymać by co chwile nie zerkać na parę przed sobą... Valgaaw - bo to był Valgaaw - wziął złotą za rękę i słuchał jej świergotania. Opowiadała mu o wszystkim - o tym co robiła, gdzie pracowała, kogo znała... Wszystko. Niektórych rzeczy nawet jemu nie powiedziała... A dlaczego by miała?! Za kogo on się ma do... Zresztą nic dla niej nie znaczył - tak jak ona dla niego. To oczywiste. Val nawet tak powiedział - ryozoku i mazoku... Tylko gdy zatrzyma się czas, skończy wieczność i zgaśnie światło moi mili! Pfff - co on sobie wyobrażał...
Spojrzał jeszcze raz przed siebie zmrużonymi oczami... Valg objął Filię w pasie i przytulił. Mazoku zacisnął zęby i wbił spojrzenie w biały chodnik.
Otworzyła drzwi i gościnnie się odsunęła.
-Proszę! Tu mieszkam! - Uśmiechnął się i wszedł do środka. Wbiegła prawie tuż za nim i trzasnęła drzwiami.
Drzwi zamknęły mu się tuż przed nosem. Cóż. Nie będzie tego komentował... Nie będzie myślał o tym, że nawet o nim nie pamiętała... Cholera jasna! No i dlaczego się tak denerwuje? Weee... Co się z nim dzieje? To oczywiste, że tęskniła za starożytnym smokiem. Nie widziała go tyle czasu... Jak jego zobaczyła to się tak nie cieszyła - przemknęło mu przez myśl. Zaklął znowu i cicho - jak najciszej nacisnął klamkę. Nie będzie im przeszkadzał - postanowił.
Wszedł do środka. Słyszał jak opowiadała mu o czymś w kuchni. Dźwięk mieszanej herbaty, roześmiał się kiedy powiedziała coś zabawnego. Nie miał zamiaru podsłuchiwać - o nieee... Wziął swój plecak - dobrze, że się nie rozpakował jednak. Z półki zgarnął notes i długopis, zajrzał jeszcze do łazienki i schował swoją szczoteczkę do zębów. Cóż. Nie będzie im przeszkadzał.
Westchnęła i odłożyła telefon. Załatwione - teraz tylko wprowadzić ostatnią część planu w życie. Ciekawe jak to się skończy... Tu już nie mogła nic zrobić - wszystko będzie zależało od nich... Gdyby to od niej zależało to... Zresztą nieważne. Teraz jest ich troje. Trzy. Trzy... Magiczna liczba - trzy wiedźmy, trzy dni, trzej królowie, trzy grosze, trzy... Ale zawsze prędzej czy później zostawało Dwa. Tylko które Dwa... Hmm - teraz zdecydują już sami.
Spojrzała znów na książkę telefoniczną. Linie lotnicze... O - jest tutaj! Część Trzecią czas zacząć!
Hmm... I znów "trzy"...
Zamknął cicho drzwi za sobą - nie skrzypnęły nawet. Widocznie los mu sprzyjał. Akurat.
Westchnął i zarzucił plecak na ramię. Już był przy schodach gdy...
-Kwiaty. - Odwrócił się. W drzwiach 14 stała ta starsza pani z kotem na ramieniu.
-Co?
-Kwiaty mój drogi. - Podeszła do niego mierząc go wzrokiem. - Kwiaty. Najlepiej czerwona róża. Ale tylko jedna. Jeden pąk... Więcej jest już zbyt komercyjne i nachalne mój chłopcze. A jedna niezobowiązuje.
-Co?
-Jeśli chcesz ją odzyskać, to proszę cię - kwiaty to najlepsi przyjaciele kobiety. Zaraz po diamentach oczywiście.
-Odzyskać? Nigdy jej nie miałem... - Odwrócił się do schodów i zszedł kilka stopni.
-Ale mogłeś... Dalej możesz. Przecież ci na niej zależy, prawda? - Zatrzymał się. Odwrócił bardzo powoli i spojrzał jej prosto w oczy.
-Nie. Ani trochę.
-Ty trafiłaś na secesyjną, ja na "Potop Szwedzki".
-Serio? Po której byłeś stronie? - Postawiła przed nim filiżankę.
-Przeciw Szwedom... Wcześniej były jakieś zamieszki z Krzyżakami i też przeciw Krzyżakom. Potem mieszkałem już cały czas w europie. - Wypił łyk parującego napoju.
-Czemu? Przecież mogłeś być wszędzie...
-Wiesz... Podobało mi się tu.
-Mnie też... Kiedy tylko mogłam to wracałam tutaj... Albo Afryka... Ale tylko północna cześć... Piękne kraje... Tyle zabytków. - Uśmiechnęła się do wspomnień. Mimo wszystko zawsze uwielbiała starocie - piramidy, Koloseum w Rzymie... Widziała Siedem Cudów Świata kiedy były u szczytu swej świetności. Mimo, że każdy był młodszy od niej.
-Poza tym... Wywalczyłem sobie tą Europę, więc sobie mieszkałem. - Uśmiechnął się jakby znał jej myśli. Zerknął w okno - zaśnieżony parapet i mlecznobiałe niebo. - A potem przyszła Druga woja - pierwszą przegapiłem - byłem akurat gdzieś w Azji... Wcielili mnie do Niemieckiej armii, dali pistolet, buty i mundur, i kazali strzelać do wszystkiego co się rusza. To było chwilę przed Staliningradem...
-Byłam wtedy w Staliningradzie. - Uśmiechnęła się smutno i upiła kolejny łyk herbaty.
-Naprawdę?
-Tak... Mogliśmy się spotkać. - Podniosła na niego wzrok... Patrzyli na siebie przez chwilę...
Ring, ring!
-Telefon. - Westchnęła i poszła do przedpokoju. Podniosła słuchawkę... - Halo?
-Filia? Ane po tej stronie! Słuchaj, mam problem...
-Przecież miałaś być w Kanadzie!
-No jestem... I tu jest właśnie problem... Bo widzisz - pamiętasz tę loterię w której brałyśmy udział parę miesięcy temu?
-No...
-Wiesz... Chyba wygrałam. Podróż do Egiptu...
-To świetnie! Gratulacje Ane!
-Ekhm... Tylko jest taki problem. Ja jestem w Kanadzie. Odjazd z naszego miasta kochanego... I... Ja nie wrócę na czas.
-Co zrobisz?
-Słuchaj... Sprawa wygląda tak - jesteś moją przyjaciółką i... Hej! Nie wzdychać mi tu! Więc słuchaj - bilet już posłałam, dojdzie dzisiaj ale dopiero teraz udało mi się do ciebie dodzwonić. Więc odbierzesz ten bilet i pojedziesz do tego Egiptu, jasne?
-Ale... Ja nie mogę...
-Możesz, możesz! Zrozum - żeby to się nie zmarnowało! Wsiądziesz jutro do tego przeklętego samolotu i polecisz. I nie ma odwołania. Wyślesz mi pocztówkę - zgoda?
-No... Chyba nie mam wyboru...
-Świetnie! To czekam na kartkę, adres znasz i żebyś wyrzutów nie miała bo lepiej tak niż żeby się całkowicie zmarnowało, obiecujesz?
-Tak...
-Świetnie! To cześć!
Odłożyła słuchawkę. To w jej stylu. Patrzyła przez chwilę oszołomiona na telefon jakby widziała go po raz pierwszy. A więc... Jeden bilet. Spojrzała na Vala.
-Słyszałeś?
-Tak. - Uśmiechnął się szeroko. Cóż za ironia losu - tyle jej szukał a tera fru!... I jej nie ma. - Pomogę ci się spakować.
-Nie gniewasz się?
-Wrócisz... Więc poczekam. Popilnuję ci mieszkania.
Odwróciła się do okna. Śnieg znowu sypał - mocniej niż poprzednio. Miała dziwne uczucie że o czymś zapomniała... O czymś bardzo ważnym.
-Jak mnie tu w ogóle znalazłeś?
-Długo szukałem - muszę przyznać, trudno było. - Wstał i włożył filiżanki do zlewu.
-Ale ci się udało... Jak? - Płatki przykleiły się do szyby - wyraźnie widziała maleńkie gwiazdki.
-Cóż... Jak ktoś zwykł mówić - Sore wa himitsu desu. - Odwróciła się nagle... On...
-Xel... Gdzie on właściwie jest?
Szedł przed siebie. Nie przeszkadzał mu już padający śnieg ani zimny wiatr. Nic już mu nie przeszkadzało. Nie zwracał uwagi na zaspy, nie patrzył gdzie idzie. Szedł żeby iść. Po prostu. Nie myśleć. Nic nie robić. Obojętny.
Nagle alejka którą zmierzał skończyła się - po prostu ścieżka zniknęła pod śniegiem. Był w parku - to oczywiste że odśnieżano tylko najbardziej uczęszczane trasy... Westchnął i usiadł na ławce. Cóż... Cóż miał powiedzieć? Dziwnie się czół. Jakoś tak... Cały czas miał przed oczami Vala z jego Fi... Jak ją objął... A potem zamknięte drzwi. Zapomniała o nim. Po prostu. Jego Fi... Zaraz - przecież kilka godzin temu otwarcie powiedział, że nigdy jego nie była!!! Więc czemu cały czas... Czemu cały czas się czuje tak jak się czuje? Jakby mu ktoś wbił nuż w plecy i przekręcił. Jasssne - ze trzy razy... Zresztą nieważne. Co go obchodzą jej prywatne sprawy. Co ona go obchodzi? Wee - odrobinę spokoju... Czy to tak wiele?
Odetchnął głęboko zimnym, ostrym powietrzem i sięgnął do plecaka. Wyjął walkmana i włożył do uszu małe słuchawki. Cóż - nie miał na ten temat nic do powiedzenia. A przynajmniej chciał tak myśleć.
miju shizukesa shi
miju7@o2.pl
www.kazoku.prv.pl