Waniliowe sny
Część trzecia
-T... Ty?
-Zdziwiona?
-Zszokowana. - Parsknęła i odwróciła się w stronę ulicy. Nie oglądając się nawet przebiegła na drugą stronę.
-Ej! Czekaj! - Nie zwróciła uwagi. Weee - akurat on?! Znów zbieg okoliczności? Dwa razy jednego dnia?!! Ktoś jej tam w górze musi bardzo nie lubić - oj nieee... - Fi! Czekaj! - Dogonił ją gdy dochodziła do zakrętu.
-Nie mów do mnie Fi. - Wycedziła przez zęby.
-Coś taka zła? Nie cieszysz się, że spotkałaś przyjaciela?
-To już sarkazm? - Zamknęła oczy. Bogowie - dlaczego on akurat? Spośród tylu ludzi chodzących po ziemi akurat on musiał jej się przytrafić... Nieee - to nie może być prawda... To zbyt przerażające żeby było prawdziwe...
-Serio mówię... Nie widzieliśmy się od...
-Nawet nie próbuj liczyć. - Westchnęła. Zerknęła na niego z ukosa... Niewiele się zmienił - długie włosy, blada cera - choć nie mogła tego ocenić w żółtym świetle latarń, przymknięte oczy... Ubrany w długi, jasnoszary płaszcz, plecak na ramieniu... Chyba był wyższy niż go pamiętała - ale mogło jej się tylko wydawać... Ciemne płócienne spodnie i wojskowe buty na grubej podeszwie. Pochwycił jej spojrzenie i posłał oczko.
-Ty też nic się nie zmieniłaś Fil... Może wyglądasz nawet lepiej niż kiedyś...
-Odpuść bo nie robią na mnie wrażenia komplementy. - Zupełnie temu przecząc na policzkach wykwitł delikatny rumieniec. Mazoku już otwierał usta by to skomentować ale go uprzedziła. - Jak ty mnie w ogóle znalazłeś?
-Po pierwsze w ogóle nie szukałem! - Roześmiał się a jej zrobiło się jakoś... Przykro. I nie wiedziała czemu. - Wchodzę do lokalu, zamawiam herbatę... No i widzę znajomą czuprynę - ot - cała tajemnica. Przypadek.
-Aha. - Odetchnęła i zaczekała na zmianę świateł. Nie przerywała mu. Niech gada zdrów.
-Ale chyba dobrze ne? Pewnie gdyby nie ja to byś pewnie wylądowała w szpitalu jak nie w kostnicy, hmm?
-Dzięki. Podnosisz mnie na duchu. - Grobowy ton jej głosu bynajmniej go nie zraził. Ględził dalej jakby byli starymi przyjaciółmi... No - starymi to może ale do przyjaźni to im jeszcze daleko.
-Wiesz - przyleciałem z Rzymu jakieś półtorej godzinki temu... Lubię latać bo fajną herbatę mają zawsze... Teraz z kawiarni dzwonie do hotelu... I wiesz co? Wiesz? Nie wiesz- odwołali mi rezerwacje! Śmiesznie nie?
-Fajnie. - Słuchała jednym uchem. I nagle coś ją podkusiło - sam diabeł chyba - by powiedzieć to co powiedziała... Nie zdążyła ugryźć się w porę w język. - Możesz nocować u mnie jak chcesz. - Aaaaa!!!! Co ona gada!!! Aaa!!! Oszalała! Aaaaa!!!
-Co? - Też się zdziwił - zatrzymał się aż i popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami - fioletowe tęczówki... Śliczne - przemknęło jej przez myśl... Co ona wyprawia? Rany, rany, rany!!! Co się z nią dzieje!!!???!!! - Serio?
-No... - Złamana gapiła się w chodnik... Argh - już się nie wycofa bo jak by to wyglądało? Aż tak wredna mimo wszystko dla mazoku by nie była... - Ale śpisz na kanapie. I nie wiem czy mam drugą kołdrę.
-Spoko. - Uśmiechnął się. Poczuła jak się rumieni jeszcze bardziej - odwróciła głowę żeby tego nie zobaczył... Bo podobał jej się jego uśmiech... Mimo że to był uśmiech mazoku.
Nalała wody do czajnika i postawiła na gazie. Sięgnęła do szafki i wyjęła dwie filiżanki. Jedna miała złoty pasek przy brzegu - tę postawiła przed mazoku. Drugą - w drobne błękitne różyczki - zostawiła dla siebie. Westchnęła i popatrzyła w okno - zaczął prószyć drobny śnieżek - pojedyncze płatki spadały na szybę topniejąc niemal od razu. Zamyśliła się... Chociaż właściwie to nie myślała o niczym - po prostu...
-Co powiesz? - Uśmiechnął się - odwróciła się i oparła o parapet - też się uśmiechnęła. I - co ja zdziwiło - szczerze...
-A ty? Hmm - opowiedz co robiłeś do tego czasu. - Rozejrzała się po kuchni ale nie znalazła nic czym mogłaby się zająć.
-Dużo - różnych zajęć się łapałem... Zresztą sama dobrze wiesz, prawda?- Splótł dłonie przed sobą i popatrzył na nią. Skinęła głową - oczywiście że wiedziała. - Co teraz robisz?
-Mam antykwariat jakieś piętnaście minut stąd.
-Czyli w swoim żywiole? - Roześmiał się i oparł wygodniej na krześle.
-Taak... Właściwie to prawie zawsze miałam antykwariat... Gdzieś. - Zamyśliła się... Haga, Bruksela, Kair, Helsinki... i teraz tu. - No - kilka razy pracowałam w bibliotece, byłam nauczycielką francuskiego, niemieckiego, angielskiego, łaciny, greki, rosyjskiego, włoskiego... Nie pamiętam... Ale prawie zawsze trzymałam się starego kontynentu... No - kilka razy byłam w Ameryce - trafiłam akurat na wojnę secesyjną... - Posmutniała... Taak - trafiła akurat na jej rozpoczęcie... A wcześniej... Dosłownie kilka dni wcześniej...
-Walczyłem tam - pod Meade'em - Unia... Dowódcą był... Davren?
-Co?! - Poderwała głowę - i w tej samej chwili zagwizdał czajnik... Spojrzał na nią zdumiony. - Nie... Nic... - Pokręciła zmieszana głową i zalała herbatę nie patrząc nawet na niego. A więc... Znów zbieg okoliczności? Po raz kolejny? Właściwie... Dlaczego nie? Odwróciła się znów do okna sącząc bursztynowy napój... Davren... Zwykłe nazwisko jak każde inne ale... Ale to było o tyle wyjątkowe że... Mógł tego nie mówić. Zbyt wiele wspomnień... W sumie to były tylko dwa... trzy tygodnie z jej życia. Krótki epizod... Ale nigdy nie powinien był nastąpić - popełniła wtedy błąd... I będzie za niego płacić jeszcze długo...
Kiedy żyje się wiecznie... Kiedy żyje się wiecznie ma się zbyt wiele wspomnień... I niewiele jest szczęśliwych. A szczęśliwe ceni się jak największe skarby.
Wielka sala balowa tonęła w świetle setek świec. Wszyscy rozmawiali ze sobą albo kręcili się między stolikami w oczekiwaniu na kolejny utwór. Orkiestra przygotowywała się właśnie do kolejnego tanga czy czegoś - nie znała się na tym zbyt dobrze...
-Panno MacKalkin, jak miło pannę widzieć! - Odwróciła się... Aha - Doroty... Była córką jakiegoś plantatora i była jeszcze bardzo dziecinna... Widziały się może ze trzy razy, a zachowywała się jakby były najlepszymi przyjaciółkami... Ale lubiła ją - bardzo przypominała pewną osóbkę która kiedyś znała... Bardzo. Krótkie ciemne włosy, niewysoka, durze oczy - ufne...
-Ciebie również, Doroty. Nie spodziewałam się tu zbyt wielu znajomych twarzy. - Uśmiechnęła się i odstawiła kieliszek na tace przechodzącego kelnera.
-Och, tata mnie zabrał bo mama źle się czuła... Chodź do nas - powinnaś poznać kilka osób! - Nie czekając wzięła ją za rękę i pociągnęła w stronę małego tłumku dziewcząt przy fontannie... Niewątpliwie zaraz stanie się główną atrakcją... W sumie jako jedyna miała tutaj "normalnie" upięte włosy... Nie żadne tam koki czy piętrowe wiązanki - śliczne niewątpliwie... Ale z jej uszami nie mogła sobie na coś takiego niestety pozwolić.
-Poznajcie Anne MacKalkin! Przyjechała tu niedawno i jest nowa więc nie zna jeszcze nikogo prócz mnie. - Zaszczebiotała radośnie dumna z siebie. - A to jest... - Tu zaczęła wymieniać imiona kolejnych panien - zapominała je prawie od razu ale uprzejmie ściskała dłonie.
-Miło was wszystkie poznać. - Uśmiechnęła się trochę nieszczerze ale wątpiła by którakolwiek z nich coś zauważyła. W końcu one dostawały chłodniejsze uśmiechy od swoich matek więc cóż? Zresztą - nieważne. Wytrzymać tu jeszcze z godzinkę a potem dostać nagłego bólu głowy i iść do domu... Dlaczego tu przyszła? Bo nie wypadało nie przyjść. Odrzucić zaproszenie hrabiny? Wielkiż to afront....
-Ale ona ma piękne włosy! Takie jasne... Ciekawe czym je tak rozjaśniła? - Szept dziewczyny po prawej - ale nie dała po sobie znać że usłyszała... Uśmiechnęła się lekko. Gdyby była człowiekiem faktycznie by nie usłyszała - ale jednak czasem te nieszczęsne uszy na cos się przydają. Dziewczęta znów zaczęły świergotać po swojemu o bzdurkach... Popatrzyła na nie - wszystkie ubrane w o wiele za falbaniaste, błyszczące i wykokardkowane suknie - do kostek oczywiście. Ale cóż - niewolnicy mody... Ona miała na sobie jasnobłękitną na cienkich ramiączkach, faktycznie szeroką ale przynajmniej bez tych bezsensownych kokardek. Pamiętała zdziwioną minę krawcowej kiedy powiedziała że nie chce tych "śmieci" - jak je w tedy nazwała.
-Ej... Czy to czasem nie... - Jedna z panienek - Rosa bodajże- wskazała niedyskretnie na białe schody... Pojawił się na nich wysoki mężczyzna... Chłopak właściwie około dziewiętnastu lat - o ile mogła ocenić z tej odległości... Oddawał właśnie lokajowi płaszcz i mówił cos do niego... Czarne włosy, smagła cera... Chyba nie pochodził z tych stron.
-Kto to? - Zapytała oniemiałą Doroty.
-Nie wiesz? To syn admirała... Thomas Davren - najprzystojniejszy w całej Unii... - Odpowiedziała jej jakaś... Susan? Możliwe że Susan... Wszystkie mogły być Susan...
-Najprzystojniejszy? - Hmm... Ostatnimi czasy kanon nieco się zmienił... Możliwe że był przystojny... Ale to chyba tylko autosugestia... Chociaż może miał coś w sobie... Mimowolnie wygładziła sukienkę - wpół ruchu zorientowała się co robi i odwróciła od schodów. To musiało wyglądać doprawdy zabawnie - tuzin gąsek wpatrzonych w jakiegoś gryzipiórka. Susan [?] i Susan [?] obok niej znów zaczęły rozmawiać i słuchała nawet...
-Idzie tu! - Wszystkie jak na komendę powróciły do rozmowy - jednocześnie. To śmieszne - pomyślała i westchnęła przeciągle.
-Cóż tak wzdychasz stokrotko? - Odwróciła się szybko - za szybko co nie było w dobrym tonie... Tuż za nią stał ten... Thomas czy jak tam... I faktycznie miał coś w sobie.
Leżeli na łóżku i oglądali "Nieśmiertelnego". Miała wszystkie odcinki - takie skrzywienie. Oglądała co najmniej po trzy razy - z drugiej strony miała nagrane tylko to i jakieś "Gasnące Słońce"... Od czasu do czasu komentowali co bardziej niedorzeczne epizody...
-Albo to - bieganie z mieczem i odrąbywanie sobie nawzajem głów... Jakbym nie miał nic lepszego do roboty. - Uśmiechnęła się i wyobraziła sobie siebie z wielkim mieczem na plecach, wybielonymi krochmalem włosami i tymi wszystkimi rzemykami... Khe - taa jasne... Zerknęła na niego z ukosa - patrzył w mały ekran jej starego telewizora - spadek po poprzednich lokatorach. Nie zwracał na nią uwagi - niby dobrze... Przewróciła się na plecy i przeciągnęła... Ekh - nawet nie spojrzał... Argh - co ona wyprawia! Chyba rzeczywiście oszalała! Flirtować z mazoku... Ekh...
-Idę spać. - Wstała skonsternowana i poszukała kapci na podłodze. Popatrzył na nią trochę nieprzytomnie...
-Co?
-Idę spać. Gaś to pudło za chwilę i też śpij... Jutro będziesz miał pewnie masę roboty.
-Czemu?
-Masz sobie znaleźć mieszkanie chyba... Nie będziesz przecież sypiał u mnie. - Prawie od razu pożałowała, że to powiedziała. Coraz mniej się rozumiała... To oczywiste że nie mógł sypiać u niej... Cóż więc sobie roiła?
-Aha... Hmm... No to dobranoc! - Uśmiechnął się i rozejrzał za pilotem...
-Tak... Dobranoc... - Dziwnie zabrzmiało... Tak jakoś... Nawet nie potrafiła tego nazwać... Ech... co się z nią działo? Próbowała poderwać potwora, potem prawie kazała mu się wynosić a teraz mówiła jakby... Argh - to okropne! Straszne! Ale nic. Pewnie ze zmęczenia. Na pewno ze zmęczenia - jest w końcu druga w nocy. Zamknęła drzwi do swojego pokoju i przebrała się w koszulę - błękitną, sięgającą ledwie połowy ud... Ale ze ślicznymi koronkami na dekoldzie i ramiączkach - ślicznymi... Westchnęła znów i poprawiła poduszkę. Już miała kłaść się spać gdy coś ją tknęło... Wstała i podeszła z powrotem do drzwi. Uchyliła je lekko na szerokość dłoni...
-Cześć Filia! - Wrzasnął stojący tuż za nimi Xellos - z tymi swoimi fioletowymi oczami. Popatrzyła przerażona...
-Podglądałeś!
-To chyba ty miałaś zamiar, prawda? - Rumieniec momentalnie oblał każdy centymetr jej skóry - trzasnęła drzwiami i przekręciła klucz w zamku. Argh - ktoś się faktycznie musiał na nią uwziąć... - Pomyślała jeszcze zarzucając kołdrę na głowę.
Miju Shizukesa Shi
miju7@op.pl
www.kazoku.prv.pl