Powracam z moim ficzkiem ^______^ Z pewno�ciš wielu z Was zwštpiło, że
kiedykolwiek nastšpiš kolejne czę�ci, ale oto sš. Pozdrawiam i przepraszam, że
musieli�cie tak długo czekać.
Wasza Aurorka.
"Kiedy zaciera się granica między niebem a piekłem"
czę�ć XXXI "...I want to save you with love unseen, until we meet again
someday..."
- Anna?
Na twarzach Johna i Monic pojawiło się rozczarowanie.
- Naprawdę?!? - James prawie zerwał się z miejsca. - Dawno?!?
Krzyki szofera ożywiły ich trochę. Co się mogło stać?
- U nas...? - James oklapł. - Wszystko... po staremu...? - zerknšł na Johna z
lekkim niepokojem. - Nie, nie, - zaprzeczył może trochę zbyt gwałtownie. -
Lekarz mówi, że wraca do zdrowia bardzo szybko... Dobrze... Do widzenia -
odłożył słuchawkę i rozejrzał się po zebranych, których oblicze znów
sposępniało. - No cóż...
John i Monica ponownie utkwili spojrzenie w słuchawce nie zwracajšc uwagi na
James'a.
- No cóż... - zaczšł raz jeszcze.- Xellos się odezwał.
Ostatni go�cie opu�cili spelunę poganiani przez wła�ciciela. Filia odgarnęła
włosy z czoła i podniosła się z krzesełka. Jej pierwszy występ trudno było
nazwać udanym. Go�cie byli zbyt pijani by wykazać jakiekolwiek
zainteresowaniem młodš �piewaczkš. Jeden czy dwóch oderwało wzrok na chwilę od
szklanki, ale ich spojrzenie było puste jak stojace przed nimi naczynia. Chyba
raczej w ten sposób nie zarobi na zapłatę dla pana Romana.
Chwilkę potrwało zanim dotarły do nich słowa Jamesa.
- Xe..Xellos? - spojrzenie Johna wyostrzyło się gwałtownie. - Xellos?!? I... -
przełknšł gło�no �linę. - I co...?
James westchnšł.
- Niewiele.
Strzałka szybko�ciomerza niebezpieczenie zbliżała się do granicy
bezpieczeństwa. Trudno było przy tej prędko�ci dostrzec widoki przy drodze.
Asfaltowa szosa cišgnęła się wiele kilometrów prosto w kierunku wchodzšcego
słońca.
Jakby to było poprostu wpa�ć w tš rozrzażonš kulę i wyparować? Tak poprostu...
Samochód zwolnił. Xellos zbliżał się do terenów zabudowanych. Nie chciał
spowodować wypadku. Ironia, nie? Chciał przestać istnieć, ale nie chciał
zginšć. Czyżby gdzie� w zakamarkach jego serca tliła się nadzieja?
...
Na co?
Filia przez chwilę pozwalała, by pierwsze promienie słońca czule głaskały jej
twarz odbierajšc jej zmęczenie. Podziękowała mu u�miechem i ruszyła na
poszukiwanie nowego "domu". Dzielnica nie wyglšdała zbyt
zachęcajšco, ale nie mogła sobie pozwolić na żadne luksusy. Zmarszczyła brwi,
poprawiła torebkę na ramieniu i ruszyła przed siebie.
- I jak? Odpowiada... - niska, otyła kobieta zlustrowała jš od stóp do głów -
...panience?
Pokój, delikatnie mówišc, wyglšdał okropnie. �ciany nigdy nie widziały
pędzla, nie wspominajšc o tapecie. Okna wyglšdały jakby nie były myte od kilku
lat, a łazienka (kšcik w rogu) składała się tylko ze zlewu, który wyglšdał
jakby miał spa�ć pod ciężarem piórka.
Filia smętnie przyjrzała się tym kilku metrom kwadratowym starajšc się
dojrzeć jakie� zalety tego pokoiku. No cóż, przynajmniej nie było widać
karaluchów. Miała nadzieję, że nie pojawia się w nocy wychodzšc z każdego
zakamarka.
Wła�cicielka przyglšdała się bacznie młodej dziewczynie bez bagażu
zastanawiajšc się czy uciekła z domu przed rodzicami czy przed mężem. Swymi
w�cibskimi oczami wypatrzyła drogi zegarek na dłoni i kolczyki z diamencikami,
ale nie dostrzegła obršczki. Nie ma co, może uda jej się nie�le na niej
zarobić...
Skręcił w bocznš dróżkę biegnšcš w�ród pól. Jeszcze zboże było zielone, ale
wkrótce miało dojrzeć pod promieniami słońca i wyżywić wielu ludzi. Wiatr
igrał w kłosach wzywajšc ich do po�piesznego dojrzewania. Odpowiadały mu
cichym szmerem, że jeszcze majš czas.
Xellos zwolnił jadšc teraz czterdzie�ci kilometrów na godzinę. Opu�cił dach
kabrioletu i wcišgnšł powietrze do płuc rozkoszujšc się czystym powietrzem. Po
raz pierwszy od wielu dni poczuł się dobrze. Do tej pory chwytał się różnych
zajęć, ale nic nie pomagało oderwać my�li od Niej. Może ciężka praca na wsi
ukoi jego bolšcš duszę.
Je�li zakryje plamy na podłodze wykładzinš w kolorze granatu, a �ciany
pomaluje na delikatny odcień błękitu może ten pokój wyda się choć trochę
przytulniejszy. A je�li na parapecie postawi wazon z kwiatami napewno...
Filia złapała się na tym, że zaczęła w my�lach urzšdzać ten brudny pokoik.
Nie wie ile czasu spędzi daleko od domu, ale ten pokój może okazać się
wystarczajšcy, by my�li nie ogarnęła czarna rozpacz. Wystarczy trochę nad nim
popracować.
Może trochę więcej niż trochę...
kimi no yokogao wo somete
yuuyake ga nijinde yuku
sora yo adeyaka na iro wo
kesanaide
toki to tomo ni nani mo ka mo
utsurotte kawaru n da ne
kimi mo "jaa..." to te wo futte
arukidasu
demo kawaranu mono ga aru
kotoba ni wa dasenai mama
kokoro ni afureru omoi
setsunasa yo, saa
yasashii kaze ni nare ima sugu
nagarete yuke
utsumuku kimi no kata tsutsumu you ni
ore wa itsumo kimi wo mitsumete'ru
tatoe
tooi basho ni ite mo
moshimo umarekawatte mo
ore wa ore ni umareyou
soshite kimi wo mitsukeru yo
mou ichido
katachi aru mono subete ni
kagiri ga aru to shita tte
iroasenu mono wa aru to
tsutaetai
tada chikaku ni kimi ga ita
sore dake de aruketa n da
donna ni kewashii michi mo
sabishisa yo, saa
mugen no kaze ni nare koko kara
nagareteyuke
hitori aruku kimi no senaka oshite
mienu ai de kimi wo tasuketai
itsuka futatabi aeru made
ima kawaranu mono wa tada
kotoba ni wa naranakatta
kagayaki-tsudzukeru omoi
setsunasa yo, saa
yasashii kaze ni nare ima sugu
nagarete yuke
utsumuku kimi no kata tsutsumu you ni
ore wa itsumo kimi wo mitsumete'ru
tatoe
tooi basho ni ite mo
..........
Zaparkował na tyłach stodoły, ale jeszcze przez chwilę nie wychodził z
samochodu. Siedział zdumiony wsłuchujšc się w odgłosy budzšcej się ze snu
farmy. Nie zdawał sobie sprawy, że cisza potrafi być taka pełna d�więków.
Do samochodu podbiegł wesoło merdajšc ogonem duży, bršzowy pies nieokre�lonej
rasy. Usiadł kilka metrów przed maskš auta i przekrzywił głowę. Xellos mógłby
przysišc, że szeroko się do niego u�miechnšł.
koniec czę�ci XXXI...
"Mugen no Kaze" Ayashi no Ceres
story write by Aurorka (6.3.2005) (titonosek@interia.pl)
3
3