Komitet Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce
Committee for Commemoration of the Victims of Stalinism
Czy po 30 latach i odejściu Janusza Śniadka nastąpi odfaszyzowanie Solidarności?
Artykuł ten dedykuję członkom Zjazdu Solidarności we Wrocławiu odbywającym się 21 października 2010.
Początki faszyzacji Solidarności, na przykładzie Dolnego Śląska
Już we wrzeniu 1980 roku, a wiec kilka dni od zakończenia strajków, doszło do konfliktów miedzy awanturnicza grupą polityczną, żądną władzy i członkami powstającego związku zawodowego pn. NSZZ; później przemianowanego bezprawnie na „Solidarność. Arogancja uzurpatorskich władz Dolnośląskiej „Solidarności” sprowokowała bunt o dość szerokim zasięgu, w komitetach zakładowych nowopowstającego z Związku we Wrocławiu .
A oto list skierowany we wrześniu1980 r. do zakładów pracy przez grupę pionierów i aktywnych działaczy organizowanego Związku, dla ratowania jego niezależności i samorządności.
Inicjatorem i redaktorem listu był aktywny wówczas działacz związkowy Romuald Popłonyk, przewodniczący komitetu założycielskiego NSZZ w Polmozbycie we Wrocławiu ale obejmującego cały Dolny Śląsk, Oto jego treść;
„LIST DO ZAKŁADOWYCH KOMITETÓW ZAŁOŻYCIELSKICH NIEZALEŻNYCH SAMORZĄDNYCH ZWIĄZKÓWÓW ZAWODOWYCH WROCŁAWIA.
Jesteśmy grupą przedstawicieli Zakładowych Komitetów Założycielskich z kilku zakładów Wrocławia.
Nasze nazwiska i nazwy zakładów znajdują się na końcu tego listu, a połączył nas NIEPOKUJ O NASZ WSPÓLNY CEL, O NIEZALEŻNE SAMORZĄDNE ZWIĄZKI ZAWODOWE.
Co jest przyczyną tego niepokoju?
Otóż od pewnego już czasu jesteśmy świadkami rzeczy niezrozumiałych, w wielu wypadach wręcz sprzecznych z zasadami demokracji, to znaczy z tym, do czego wspólnie przecież dążymy. ( List powstał 24 września 1980 r., przyp. LS). I może nie doszłoby do napisania tego listu, gdyby nie kilka spotkań z ludźmi tak samo zaangażowanymi w budowę naszych Związków, u których zauważyliśmy ten sam niepokój. Niezrozumiałą np. jest dla nas sprawą to, że nasz wspólny Statut, który ponoć powstał i o którym była mowa w Gdańsku, jeszcze do nas nie dotarł. Nie braliśmy też udziału w przygotowaniu Statutu, nikt go z nami nie konsultował i nikt nas nie informował o postępie prac. A przecież mieliśmy to zagwarantowane grubo wcześniej. Ta gwarancja zresztą powinna wynikać z samej zasady demokracji. Uważamy, że mamy pełne prawo wiedzieć, co ktoś w naszym wspólnym imieniu podpisuje, a podstawowym obowiązkiem Komitetu Założycielskiego z pl. Czerwonego jest nas o tym informować , (obecnie plac JPII, przyp. LS). Nie dotyczy to zresztą tylko Statutu(...)
A czy nasz Komitet Założycielski z pl. Czerwonego kiedykolwiek o coś pytał? Przecież było mówione - „nic o nas bez nas”. Tymczasem, gdy chodzimy na plac Czerwony, to z wyjątkiem 3- 4 osób stale spotykamy nowe twarze w Zarządzie.
Bo oto Komunikaty KZ NSZZ dowodzą, że zmiany w Prezydium następują przeciętnie dwa razy w tygodniu, ponieważ gdy weźmiemy spisy członków obecny i początkowy zaraz zauważymy brak kilku osób np. Skowrońskiego, Talara, dra Skonki i innych. Jest za to wielu nowych nazwisk, jak np. Modzelewski, Turkowski, Rak, Pieprz, Pawlik itp., którzy przecież nie dostali się do Komitetu Założycielskiego w drodze wyborów, ponieważ wyborów do naszej reprezentacji związkowej jeszcze nie było. Są to więc ludzie, których w ogóle nie znamy, i których nie wybieraliśmy.
Padło już nazwisko dra Leszka Skonki. Pamiętamy dobrze jak sobie gardło zdzierał próbując z nas zrobić - jeszcze w MKS na Grabiszyńskiej, w autobusie, potem dopiero na placu Czerwonym, znawców, a przynajmniej dobrych propagatorów idei związków. Na jego wykłady - pamiętamy to dobrze - zawsze waliły tłumy i nikt nie wychodził, mimo tego, że nieraz trzeba było cały wykład stać.
Słuchaliśmy go pilnie i widać było, że jest to człowiek oddany całym sercem sprawie przekazania nam Elementarza Niezależnych Związków. Kto był ostatniej nocy na Grabiszyńskiej, ten widział jak Jerzy Piórkowski (przewodniczący Komitetu Strajkowego we Wrocławiu, przyp. Red.). osobiście wciągnął dra Leszka Skonkę na podwyższenie i wobec całej zgromadzonej na hali załogi i delegatów strajkujących zakładów dziękował serdecznie za wkład pracy. I nagle dra Skonkę się usuwa, ponieważ stał się zły. Cały czas był dobry dopiero ostatnio stał się zły. A maże stał się zły dopiero dla ludzi, którzy ostatnio pojawili się w Komitecie Założycielskim na placu Czerwonym i dlatego musiał odejść. I dlaczego nie była to decyzja Jerzego Piórkowskiego (przewodniczącego MKS i MKZ, red), bo gdyby była to by nas o tym poinformowano. Tymczasem nie mamy już ani Skonki, ani Piórkowskiego, o którym co prawda się mówi, że jest chory, ale tylu u nas przywódców jest chorych, że nie wiadomo czy można to brać poważnie. Wszystkie te refleksje nasuwają nam podejrzenie, że na pl. Czerwonym coś się niedobrego dzieje i że ludzie, którzy tam są postępują wobec nas nieuczciwie, a nawet wrogo.
Wobec tego uważamy za konieczne powołać nowy Międzyzakładowy Komitet Założycielski NSZZ, nie pytając nawet o zdanie obecnego. Musimy mieć NASZYCH przedstawicieli w MKZ, takich, których darzymy największym zaufaniem, wobec których nie wysuwamy żadnych zastrzeżeń i którym z całkowitym spokojem powierzymy reprezentowanie i prowadzenie naszych wspólnych spraw. Zwracamy się, więc z gorącym apelem do wszystkich Zakładowych Komitetów Założycielskich NSZZ Wrocławia o wydelegowanie najwartościowszych, Waszym zdaniem, przedstawicieli, spośród których wszyscy będziemy mogli wybrać w drodze demokratycznych wyborów ludzi, którym ufnie oddamy w ręce nasze sprawy związkowe … Autorem listu był Romuald Popłonyk przewodniczący Komitetu Założycielskiego NSZZ w Polmozbycie, a sygnatariuszami listu m.in.
Jerzy Smakowski z Wojewódzkiego Urzędu Poczty Wrocław, Henryk Pasek z PBDiM, Elżbieta Potoczek z PBDiM, Stanisław Grześków z ZNTK, Ryszarda Bieńkowska z ZOZ- Krzyki, Andrzej Jędrzejewski z Wrocławskiej Centrali Mat. Bud., Bogusław Zbijewski z Biura Projektów Bud. Komunalnego Wrocław, Adam, Skowroński z Kombinatu Geolog. Zachód, Henryk Sularz z Międzywoj. Spółdzielni Inwalidów „Odra”, Andrzej Talar z woj. Zrzeszenia Prywat. Handlu i Usług w Wałbrzychu…
LIST DZIAŁACZKI - Magdaleny Zaboklickiej z Wrocławia
Do Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” we Wrocławiu
Na początku wyjaśniam; to, co napiszę dotyczyć będzie zebrania, które odbyło się w piątek ( 17.10.1980), w auli Politechniki (Wrocławskiej, przyp., LS.), A raczej spraw tam poruszanych. Właściwie powinnam zabrać głos na zebraniu, tak nakazywało mi moje sumienie. Jeżeli tego nie zrobiłam to, dlatego, że należę do osób nieśmiałych, nie umiem przemawiać publicznie, a ponadto zanim wypowiem swoje zdanie, muszę sobie rzecz najpierw przemyśleć. A więc przemyślałam, ale niesmak i przygnębienie, jakie napełniły mnie niektóre fragmenty zebrania, niektóre wypowiedzi, a może jeszcze bardziej reakcja sali na te wypowiedzi nie opuściło mnie dotąd. Wybaczcie, że piszę o swoich osobistych odczuciach. Cóż mogą one obchodzić Was. którzy macie tyle i tak doniosłych obowiązków na swoich barkach? A jednak wysłuchajcie, bo to jest głos z dołu”, i to głos - wierzę w to, na pewno nie odosobniony, wyrażający odczucie jakiejś części aktywu związkowego. Chodzi mi tu o sprawę dr Skonki, ale nie o niego ”jako takiego”, lecz o to, co się wokół tej osoby dzieje, i jak się dzieje. Właśnie jak się dzieje. Z dr Skonką zetknęłam się po raz pierwszy na szkoleniach prowadzonych w pierwszej połowie września (1980 r.) w budynku przy placu Czerwonym, gdy w dusznej, przepełnionej sali po kilka godzin dziennie wykładał takim jak ja „świeżo upieczonym” aktywistom związkowym „abecadło związkowe”. Jego widoczne dla wszystkich zaangażowanie i jego trud budziły uznanie słuchaczy. Wybaczcie mi, że pozwolę sobie znów na osobiste wynurzenia: wstępowałam w tym okresie czasu często do Waszej siedziby, nawet już nie koniecznie po komunikaty, czy konkretne informacje, ale czasem tylko z zewnętrznej potrzeby, jak do miejsca - wybaczcie patos, z którego bije źródło Odnowy. W tym, że taki kult czułam do tego miejsca była niemałą zasługą właśnie dr Skonki. Potem były jakieś, niezbyt jasne dla „szerokiego aktywu” oświadczenia, bodaj, że w Komunikacie nr 4 i jakieś jeszcze mniej jasne!!) Pogłoski, z których wynikało, że drogi dr Skonki i Prezydium, MKZ rozeszły się.. Trochę dziwiliśmy się ( mówię o paru osobach, które również bywały na wykładach i z którymi zdarzało mi się na ten temat rozmawiać/, ale nawet nie tak bardzo, bo przecież taki to już teraz burzliwy czas, że ciągle i chyba wszędzie ścierają się poglądy, opinie, przekonania, wybuchają spory i sprzeczki. Potem było zebranie w dniu 3 października, na którym wasze Prezydium przedstawiło się delegatom z zakładów pracy, i na którym omówiono działalność MKZ. Mówiono także o prowadzonym przez MKZ szkoleniu. Wymieniono jako pioniera p. Skowrońskiego( przepraszam, jeśli pomyliłam nazwisko), a Skonce nic. Jakby nigdy nie istniał. Byłam niemile zaskoczona, naturalnie nie tylko ja jedna. Sądziłam, bowiem, że niezależnie od tego, czy Skonka się „odłamał”, czy nie, należało przecież wspomnieć , o wkładzie jego pracy, zwłaszcza, że wkład ten był przecież niemały. Ale jeszcze i to przemilczenie można by uznać za gafę, niemiłą, ale wybaczalną, w tym gorącym okresie. Jednak to, czego widownią stała się aula Politechniki, gafą już nazwać się nie da. To było gorszące i zasmucające widowisko. Już sposób, w jaki niszczył, ( bo chyba tylko tak można to określić) Skonkę p. mecenas Kaszubski, nie był piękny, ale cóż p. Kaszubski jest prawnikiem, a oni - wiadomo - przywykli z człowieka, o którym mówią robić anioła lub diabła, w zależności od tego, czy bronią, czy też oskarżają; to już takie ich „ skrzywienie zawodowe”. Trudno, bardzo trudno uwierzyć nam, którzyśmy słuchali wykładów dr Skonki, aby był on agentem, jak to nader wyraźnie insynuował w swoim krasomówczym wystąpieniu mec. Kaszubski.
Oczywiście Skonka mógł nie mieć racji i pewnie jej rzeczywiście nie miał twierdząc, że powinny powstać związki regionalne, a nie jeden ogólnopolski. Ale przecież taki sam pogląd wyznawali podobno - jak to nas chyba właśnie p. Kaszubski uświadamiał, na poprzednim zebraniu - przedstawiciele gdańskiego MKZ, a mimo to nikt nie poddawał w wątpliwość ich intencji). Uważam, że wystarczyło w swoim czasie oświadczyć, - bo jednak ludziom się jakaś informacja należała-, że pan Skonka nie jest już członkiem Prezydium, ponieważ obstawał przy swoich poglądach na niektóre kwestie ruchu związkowego, wbrew zdaniu większości Prezydium MKZ, wobec czego obecnie w tym, co głosi nie reprezentuje już MKZ-etu, a jedynie siebie samego. I to byłoby w porządku). Mniejsza jednak o wypowiedź p. Kaszubskiego, bo to, co było dalej było znacznie gorsze. Wystąpił ten młody człowiek, nazwiskiem chyba Jabłoński (Zenon, przyp. LS) i zaczął dość nerwowo, ale przecież nie obraźliwie, wygłaszać zarzuty pod adresem Prezydium. Z sali zaczęły się gwizdy i protesty. I wtedy, prowadzący zebranie, zamiast uciszyć salę, kazał mu zejść z mównicy. Nie należało tego robić. I to kimkolwiek mówca by był i cokolwiek chciałby powiedzieć. To się niestety nazywa tłumienie krytyki, a tego Wam, szermierzom demokracji pod żadnym pozorem robić nie wolno. W naszym Związku przecież ma być lepiej, szczerzej, sprawiedliwiej niż w tych starych instytucjach, przeciwko, którym występujemy. To prawda, że teraz jest czas walki i bardzo ważna jest jedność, ale przecież najważniejsza jest Demokracja. Bo to o nią walczymy. A nie można o nią walczyć gwałcąc jej zasady. Nie mówmy sobie, że to tylko teraz, na razie tak musimy. Jeżeli tak zaczniemy, to później będziemy te metody stosować i zawsze znajdziemy na nie jakieś usprawiedliwienie.
Najbardziej przerażające i odrażające było wystąpienie ostatniego mówcy ( tego z Kontroli Dochodów Państwa, nazwiska nie zanotowałam). Typowy demagog w najgorszym tego słowa znaczeniu. Miotał się i rzucał obelgami, a ludzie na sali pobudzeni w swoich najniższych (zdajmy sobie z tego sprawę) instynktach, żywiołowo klaskali, zaś Prezydium... Słuchało i akceptowało. A ja słuchałam i przypominały mi się różne wstrząsające sceny z literatury i filmów, np. nazistowskie wiece, gdy Hitler dochodził do władzy; albo obrazek, jak rozjuszony tłum kamieniuje kobietę, dobrze nie wiedząc za co, to znów, gdy linczują Murzyna i jeszcze inne tym podobne.
Powtarzam nie chodzi mi o Skonkę i jego zwolenników, choć oczywiście nie jest dobrze, jeśli ich krzywdzicie, ale nie to jest najważniejsze. Ważniejsze jest to, że historyczny wir wydarzeń wyniósł Was na piedestał. Przypadła Wam ważna i zaszczytna rola. Ku wam wracają się teraz z nadzieja oczy i serca społeczeństwa. Nie zapominajcie, więc co sobą reprezentujecie i jaką stratę poniesie idea, której służycie, jeżeli nie będziecie umieli godnie jej służyć. Powiesiliście na sali, w której odbywało się zebranie Krzyż. Inna sprawa, czy to stosowna okazja, aby Go wieszać, ale jeżeli już powiesiliście to pamiętajcie, co on symbolizuje. Strzeżcie się, aby w imię Krzyża nie zapalać stosów dla czarownic. Jest to, bowiem największa krzywda, jaką człowiek może wyrządzić Bogu.
Maria Magdalena, Żaboklicka, Wrocław ( podkreślenia red.)
Jak się okazało ostrzeżenie miało proroczy charakter? Istotnie „Solidarność” zapaliła stosy dla nieprawomyślnych Polaków i płoną one nadal pod tym samym szyldem.
List wysłany do Dolnośląskiego Komitetu Założycielskiego Niezależnych Samorządnych Zw. Zw. we Wrocławiu w dniu 23 września 1980 roku przez Annę Kozioł we Wrocławiu ( „Demokracja Związkowa” Nr Specjalny, lipiec 1981)
„ Panowie! Wyrzućcie „Solidarność” z tytułu, bo brzmi jak ironia po tym, co zrobiliście z dr Skonką. Trzeba było słuchać od początku wszystkich jego wykładów i dyskusji, żeby wiedzieć jak bardzo zaangażowany to człowiek całą sprawą. Jak wielu niezaangażowanym słuchaczom udzieliło się to, ilu przekonał świetną erudycją, inteligencją, rozsądkiem, dowcipem, bezpośredniością, odwagą? Bo były i bardzo odważne wypowiedzi, przy których zastrzegał się zawsze, że jest to jego prywatne zdanie, aby nie stwarzać przeszkód „na trudnym odcinku drogi NSZZ. Teraz, kiedy wreszcie prasa zaczyna o was pisać, wyganiacie tego człowieka, tak całkiem po prostu, nie martwiąc się wcale, że pozostał sam i może zająć się nim bezpieka, bo w końcu nikt nie sprawdzał tłumów pierwszych słuchaczy i licznych nagrywających. Trochę to nawet zastanawiało. A może z góry przeznaczyliście go na „pożarcie”, bo teraz boicie się jednak o siebie i wystawiacie przepustki. Nie byłam w pamiętny piątek, ale człowiek nie zmieni się z dnia na dzień. Jeżeli chodzi o KOR, mam duże uznanie dla ludzi narażających się w imię dobrej sprawy. Ale można wierzyć i rozsądkowi dra Skonki, na pewno działał w dobrej wierze. Zrobiliście z tego aferę, wprowadzając atmosferę fanatyzmu, zagrożenia ze strony człowieka- może najbardziej wartościowego i zrażając ludzi do siebie. Bo to jest nie fair. To wygląda na zwykłe rozpychanie w pogoni do stołka, skąd my to znamy ? Proszę wybaczyć, ale nasuwa się porównanie do sfory sympatycznych zwierzaków, które wypędzają jednego, ponieważ kiwnął ogonem w inną stronę niż reszta, a gdzie demokracja Panowie?
Zastanawiam się, czy warto w ogóle do was pisać, do kogo można mieć zaufanie po tym, co się stało?
Niedużo ryzykuję, bo nic nie udało mi się osiągnąć w tym przewrotnym świecie. Widocznie takim on musi pozostać u nas w Polsce, /a we Wrocławiu szczególnie/, skoro nie zmieniają się ludzie bez względu na aktualnie przypięty szyld. ( Anna Kozioł).
A oto kolejne dwa listy tej działaczki, tym razem wysłane do Lecha Wałęsy, na które również nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Szanowny Panie Przewodniczący! (2)
Stała się rzecz fatalna dla NSZZ „Solidarność” Dolnośląska. Sprawa warta jest Pańskiego osobistego zainteresowania. Znam pana Leszka Skonkę z wykładów na placu Czerwonym we Wrocławiu, z których zaliczyłam w całości pierwszy cykl w okresie 9-15 września, a następne zamierzałam zaliczyć wyrywkowo. Byłam przypadkowo świadkiem odtrącenia p. Skonki przez Zarząd na pl. Czerwonym dnia 22 (września) w sposób odrażający. Trudno przejść mi nad tym do porządku, gdyż zbyt mocno zaangażowana jestem (w ostatnie wydarzenia.
Wyjaśnienie na żadne pytania z sali wykładowej, według którego Andrzej Talar” kaperował „ u wojewody wałbrzyskiego, nie trafia do przekonania. To prawda, że Talar jest młodym człowiekiem, ale przecież nie debilem. Jakie może być źródło tej informacji? Jeśli jest ono uzyskane od samego wojewody, to czy akurat on jest zainteresowany jednością naszych związków? Zbyt łatwo jest skrzywdzić człowieka. Ludzie trochę lepsi od przeciętnych z reguły mają zaciekłych wrogów, nie przebierających w środkach. Jakież to własne - szkodliwe dla ogółu ambicje zarzuca się p. Skonce. Nie otrzymałam przekonywającego wyjaśnienia od „Solidarności” wrocławskiej. Nie wykluczone, że Panu mówi coś to nazwisko. O wyjaśnienie, oczywiście nie ośmielam się prosić. Wystarczy mi opinia Pana - na pewno zasadna, o którą bardzo proszę, gdyż jestem na prostej drodze do ostatecznego i dokładnego wyleczenia się z wszelkich ideałów. Zbyt dużo krzywd doznałam sama w życiu. Ostatnie było wyrzucenie na bruk przez młodego dyrektora” z Komitetu - rodem), po czym z konieczności podjęcie pracy nie w moim zawodzie, za ¾ poprzednich poborów(, które też zresztą były zaledwie w granicach przeciętnej) i bez możliwości uzyskania podwyżki. Z poważaniem Anna.. Kozioł, Wrocław 28.09.1980
List Nr 2 inż. Anny Kozioł (3)
Nie otrzymałam odpowiedzi na mój pierwszy list stąd brak pewności czy dotarł on do Pana. W międzyczasie po usilnych zabiegach udało mi się zdobyć kilka zeszłorocznych publikacji dra Skonki. Po zapoznaniu się z ich treścią pogłębiłam swoje przekonanie, że jest to człowiek godny najwyższego szacunku. Gorąco proszę o radę, czy jest jakiś bezstronny organ, NSZZ. Do rozstrzygnięcia nierównej i nieuczciwej ze strony obecnego wrocławskiego, MKZ gry. Dotychczas mnie, jak i przeważającej większości Polaków KOR kojarzył się ze szlachetnością, bohaterstwem, patriotyzmem i dlatego miałam poważne wątpliwości, co do słuszności zdania p., Skonki o bardzo zróżnicowanych trendach poszczególnych ugrupowań tej organizacji. ( Pan Skonka zawsze operuje konkretami, podając np. szereg nazwisk, postaci, jego zdaniem negatywnych, jak i pozytywnych działaczy KOR-u z uzasadnieniem swojej opinii, czyli polemizuje uczciwie, „walczy z otwartą przyłbicą”. Po przeczytaniu oświadczenia z pierwszego numeru „Solidarności Dolnośląskiej” wątpliwości moje znikły.
Wrocławskie NSZZ, czy też jego część redagująca obrały najpewniejszy i najpodlejszy sposób zohydzania tego nazwiska? Ostatnio za to, że ośmielił się bronić / tj. przez niedomówienia sugestywnie łączące to nazwisko ze „znanymi wpływowymi siłami”. Z dużą inteligencją wykorzystuje się nieznajomość tematu i żywe uczucie społeczeństwa do NSZZ, a również kojarzenie nazwy KOR niemal ze świętością, przy całkowitej nieznajomości nazwiska p, Skonki, którego działalność znana jest nielicznej garstce osób. Społeczeństwo nic nie wie o tym Panu. Podniecone gorącym uczuciem do swoich kochanych, wywalczonych i ciągle walczących NSZZ nie zauważa, i nie chce zauważyć zastanawiających momentów w tej perfidnej akcji przeciwko człowiekowi, którego „ „poglądy w pewnym momencie rozminęły się z ideą naszych związków”. Ciągle brak konkretów. Wszelkie próby naprowadzenia do refleksji powodują święty gniew i oburzenie, bo tym właśnie - w ludzkim odczuciu - „godzi się,w jedność NSZZ”. Takie właśnie określenia „na okrągło „, bez konkretów znamy przecież aż za dobrze od lat z oficjalnej propagandy, a stosuje je teraz redakcja wrocławskiej „Solidarności” w swoich oświadczeniach na przedstawiony temat. Ale szyld NSZZ dla społeczeństwa uświęca tak bardzo każdą treść, że nie ma miejsca nawet na cień refleksji. Czy takie były zamiary?
Czy wreszcie jest to taka drobna sprawa zniszczyć człowieka? Nawet, gdy pominiemy to, że jest to człowiek bardziej wartościowy i uczciwy od przeciętnego rodaka, nie mówiąc już o „bohaterskiej redakcji „Solidarności Dolnośląskiej”. A co np. ja mam robić? Najwygodniej oczywiście „nie wtrącać się”, i tak mi właśnie radzą mądrzy, praktyczni ludzie ( wśród nich przewodniczący zakładowego KZ). Ale jak mogę z niepodważalnym przekonaniem do wydarzeń sierpniowych i narodzonych z nich NSZZ patrzeć bezczynnie jak tworzy się w nich wredna klika wykańczająca człowieka (pokrzywdzonego już wcześniej przez inne „wpływowe siły”, również za odwagę myślenia), w identyczny sposób do tego, jak jakiego ja doznałam na początku tego roku od wychowanka komitetu ( dyrektora) z jego służalczą sforą. Ta właśnie krzywda spotęgowała moje zaangażowanie i zainteresowanie wspaniałymi, historycznymi zmianami i dlatego właśnie akcję przeciw p. L. Skonce, odczuwam jako profanację tych wydarzeń. Wyrzuca się młodego zapaleńca ( Andrzeja Talara) z redakcji, a nawet z NSZZ, za to, że poinformował o swojej wizycie u wojewody i uzyskaniu obietnicy pomocy technicznej i propagandowej. I co w tym złego, ”godzącego w jedność naszych związków”?
Przecież w Gdańsku podpisano Porozumienie. Czy celowo utrudnia się drugiej stronie jego dotrzymanie, aby mieć pretekst do podburzania narodu? Co tu jest grane, na Boga??? Kto właściwie niszczy te nasze Niezależne Samorządne....?
Wrocław 5.10.1980 Anna Kozioł ( podr.. red)
Dr Leszek Skonka