Kamień małżeństw [78 88]


KAMIEŃ MAŁŻEŃSTW

Rozdział 78. Wracając do domu


Kompletny brak zabytków lub czegokolwiek, co pozwoliłoby mu zorientować się w czasie i przestrzeni sprawił, że Harry znajdował się w dość ciężkiej sytuacji. Patrzył i słuchał, lecz tym razem nie miał do towarzystwa nawet kruków. Tak łatwo byłoby się poddać - pozwolić się obezwładnić ciemności i przestać istnieć. Jednakże z każdym kolejnym przypływem fali rozpaczy i paniki, chcącej go przytłoczyć, gryfońska natura Złotego Chłopca skutecznie ją odpierała. Poddanie się oznaczałoby zwycięstwo Voldemorta, co w konsekwencji zwiastowałoby jakąś straszną rzecz, która najpewniej przytrafiłaby się jego rodzinie i przyjaciołom. Severus… Wciąż istniało tak wiele rzeczy, które chciał mu powiedzieć i które pragnąłby z nim zrobić. Podwoił swoje wysiłki i pognał dalej.
Mając za sobą świetny początek, Potter uzmysłowił sobie, że wsłuchuje się w czyjeś głosy. Już wcześniej zbliżył się do jakichś dźwięków, z których niektóre brzmiały jak ciche głosy, ale stał się nieufny wobec pułapek. Kilkakrotnie wycofał się w ogromnym przerażeniu. Jednakże tym razem było z nich coś znajomego, a to powodowało, iż musiał się nad tym głębiej zastanowić. Słuchał uważnie. Nie, to nie brzmiało jak jego kruki. Uczyniło go to na powrót ostrożnym, ponieważ owe ptaki stanowiły jedyną pozostałość po starym świecie, na którym żył, zanim popchnął swój umysł i duszę liniami prowadzącymi w głąb ziemi. Harry powoli udał się w kierunku głosów, próbując nie zwracać na siebie uwagi, ale jednocześnie chcąc zbliżyć się na tyle, by zrozumieć, co mówiły. Złoty Chłopiec niemal cofnął się w panice, kiedy tylko zdał sobie sprawę, iż głosy przemawiały w języku węży. To mogła być pułapka - może nawet sam Voldemort chce zwabić go do miejsca, gdzie nie będzie miał dostępu do ratunku, broni czy nawet ochrony, która pomogłaby mu walczyć. Po chwili wszechogarniającego przerażenia, Harry'emu w końcu udało się zrozumieć niektóre z wypowiadanych słów. Był pewien, że już kiedyś słyszał podobne sformułowania i dziwnie dobrane słowa. Dało się usłyszeć odniesienia do piskląt, króla i cieni - to musiały być czarne Wyrmy!
Po chwili zastanowienia, Harry przypomniał sobie, iż po bitwie w Dolinie Rozpaczy, Wyrmy przybyły i odeszły na powierzchni ziemi, a nie wewnątrz niej, jednak najwyraźniej był zbyt zajęty kamienną pokrywą, by zauważyć ich pojawienie się. Kiedy teraz o tym pomyślał, zdał sobie sprawę, że zniknęły mu z oczu bardzo szybko, oddalając się z pola bitwy po tym, jak do nich przemówił. Zachowywały się wystarczająco przyjaźnie, kiedy rozmawiał z nimi wcześniej, więc Harry podjął decyzję. Teraz również się do nich odezwie.
- Witajcie, smoki Winter Land! Spotkaliśmy się już w Dolinie Rozpaczy, kiedy Zwiastuny Ciemności zostały odesłane i szczelnie zamknięte. Słyszycie mnie?
W ułamku sekundy Harry stał się świadomy obecności dwóch masywnych czarnych Wyrm znajdujących się u jego boku. Widział ich kształty, choć nie wydawały się być tymi samymi smokami, co solidnej wielkości kreatury, które spotkał w Winter Land. Jeden z nich odezwał się do drugiego:
- To ten młody król, który uwolnił nas od Zwiastunów! Nie napotkaliśmy jeszcze żadnych twoich gniazd w Tunelach Ziemi - powiedział Złotemu Chłopcu - a dziś już dwukrotnie poczuliśmy w nich gwałtowne wstrząsy. Nigdy wcześniej nie czuliśmy czegoś takiego, jak to. Nawet nasza starszyzna była zaskoczeni. Pierwszy atak okazał się druzgocącą falą mroku, a tuż za nim podążył równie silny przypływ światła. Zeszliśmy do Tuneli, aby dowiedzieć się, co się wydarzyło.
Potter zdał sobie sprawę, że teraz już wie, jak Voldemortowi udało się rzucić zaklęcie, które położyło spać wszystkich ludzi na całym świecie. Interesujące, iż nie wydawało się mieć wpływu na jakąkolwiek magiczną kreaturę, skoro Wyrmy pozostały nienaruszone.
- Zasnęliście, kiedy przepływała tędy pierwsza fala?
- Nie. Poczuliśmy jedynie bardzo ciemną, mroczną energię.
- Bardzo zła grupa czarodziejów próbuje zabić większość nas, żyjących na ziemi. Nie wiem, czym była pierwsza fala, ale w moim świecie wyrządziła ogromne szkody, więc w odpowiedzi wysłałem drugą, by ocalić tych, których mogłem. Sądzę, że pchnąłem ją zbyt intensywnie w głąb Ziemi, ponieważ teraz nie mogę odnaleźć drogi powrotnej.
Wyrmy przez chwilę rozmawiały ze sobą cicho, po czym odwróciły się, by skierować swoje słowa do Złotego Chłopca.
- Pamiętamy udzieloną nam przez ciebie pomoc w pozbyciu się Zwiastunów Ciemności. Pomożemy ci odnaleźć drogę do domu.
Po raz pierwszy od czasu, gdy wypchnął przed siebie swoją magię w desperackiej próbie uratowania tych, w których wycelowane zostało zaklęcie Voldemorta, Harry poczuł przypływ nadziei.

*

Severus podbiegł do kominka znajdującego się na tyłach szpitala, po czym schylił się. Po chwili jego głowa znajdowała się w gabinecie dyrektora. Albus przeglądał te kilka ksiąg Slytherina, które przetłumaczył dla nich Harry, starając się znaleźć jakieś rozwiązanie tej straszliwej sytuacji. Jego postawa jasno sugerowała, iż poszukiwanie odpowiedzi nie idzie mu zbyt dobrze. Starzec spojrzał ostro na twarz w palenisku.
- Albusie! Mam Kamień Serca Harry'ego! Zawiera jego magiczną sygnaturę i może okazać się wszystkim, czego potrzebujemy, aby pomóc mu w odnalezieniu drogi do domu!
Coś w rodzaju nadziei zamigotało w wyrazie twarzy starego czarodzieja, gdy ten gwałtownie nabrał powietrza.
- Oczywiście, mój chłopcze! Co za wspaniały pomysł!
Schował książki do biurka, szybko zamykając je i nakładając zaklęcia ochronne. Kilka chwil później pojawił się w Skrzydle Szpitalnym za pomocą proszku Fiuu. W tym czasie Severus poinformował o wszystkim panią Pomfrey i cała trójka dołączyła do Syriusza siedzącego przy boku chrześniaka. Severus podał Kamień Serca, by ten mógł zostać poddany kontroli pielęgniarki.
- To najsilniejszy Kamień Serca, jaki kiedykolwiek został wyprodukowany przez uczniów Hogwartu. - Poppy bardzo ostrożnie rozpięła koszulę piżamy Złotego Chłopca, przyciskając przedmiot do jego nagiej klatki piersiowej. - Severusie, sugeruję, żebyś to ty trzymał ten Kamień tuż przy sercu Harry'ego. Może rozpoznać również twoją magiczną sygnaturę.
Na twarzy Mistrza Eliksirów widniała nerwowość, kiedy przejął swój prezent walentynkowy i stanowczo przycisnął go do klatki piersiowej współmałżonka. Przymknął oczy, jakby w modlitwie. Mentalnie błagał każde bóstwo i każdego czarodzieja o pomoc, jednocześnie koncentrując się na posłaniu całej swojej magii wzdłuż ręki - prosto w Harry'ego. Nawet bez odpowiedniej więzi, spędzali ze sobą ogromne ilości czasu, więc być może Złoty Chłopiec go rozpozna.

*

Czarne Wyrmy okazały się interesującym towarzystwem. Były bardzo zadowolone, że Harry uważał je za smoki. Najwyraźniej miały świadomość, iż niektórzy czarodzieje nie uznają ich za krewnych latających poczwar, a to stanowiło newralgiczny punkt wśród Wyrm. Ich własna magia rzeczywiście była pobierana z Ziemi, co stanowiło dogodne rozwiązanie ze względu na ich anatomię. Smoki nie potrafiły skierować swojej mocy w głąb planety, więc zaskoczył je fakt, że coś tak małego, jak Harry, mogło wywołać drugą, tak potężną falę.
Najważniejsze dla Złotego Chłopca było to, że wiedziały wszystko o liniach geomantycznych. Ich magia pozwalała im na podróżowanie wzdłuż wszelkich prostych, uprzednio przekształcając ich masywne ciała w impulsy magii, które mogły wśliznąć się w sieć pól energetycznych znajdujących się w całej Ziemi i przemieszczać się na ogromne odległości w zaledwie ułamkach sekund. Potter pomyślał, że to naprawdę niezwykły dar, w dużej mierze zmarnowany na Wyrmy, które wydawały się być bardzo zadomowione w swoich górach w Winter Land. Młodzieniec skorzystał z okazji, by dowiedzieć się więcej na temat smoków i linii geomantycznych.
- Bardzo niewielu przedstawicieli naszego gniazda lubi schodzić do Tuneli Ziemi, choć wszystkie Wyrmy mogłyby zrobić to niemal instynktownie. Lubimy czuć ciepło słońca na naszych skórach, więc niezbyt dobrze czujemy się w cieniu. Rodzimy się, wiedząc jak zejść do Tuneli Ziemi.
Harry o nie zapytał.
- Każdy z tych Tuneli ciągnie się zazwyczaj w prostej linii, ale krzyżują się w bardzo wielu miejscach. Gdy znajdujesz się w takim Tunelu, możesz poruszać się jednym z nich lub po prostu skręcić do innego. Idąc nimi, możesz dostać wszystko, czego tylko zapragniesz, oczywiście pod warunkiem, że są one dostosowane do twoich wzorców.
Młodzieniec zauważył, iż nie doznał żadnego uczucia ruchu, gdy rozmawiał z Wyrmami, więc był zszokowany, kiedy potwierdziły, iż ich trójka rzeczywiście się porusza. Harry nie potrafił sobie również wyobrazić, jak ktokolwiek przebywający na powierzchni może stwierdzić, gdzie się znajdują.
- Wszystko to, co dzieje się na powierzchni Ziemi, ma wpływ na Tunele. Możemy stąd wyraźnie dostrzec nasze góry, dzięki szczególnemu ciśnieniu napierającemu na Tunele. Sygnatury niektórych magicznych stworzeń na Ziemi, również zostawiają tu swoje piętno. W chwili obecnej szukamy miejsca, gdzie jest skoncentrowana magia - tak, jak w twoim gnieździe. Sądzimy, że coś znajduje się całkiem niedaleko. Naszym zdaniem, ty również to dostrzeżesz, kiedy tylko wystarczająco się zbliżymy.

*

Grupa czuwająca przy łóżku Harry'ego powiększyła się o jedną osobę, gdy przybyła Hermiona Granger, ze wszystkich ludzi szukając akurat profesora Snape'a. Mając zorganizowane działania ratownicze i rodziców sprowadzonych już do Hogwartu, dziewczyna była w trakcie przeglądania swoich notatek na temat historii zaklęć, o co prosił ją Mistrz Eliksirów. Chciała przedyskutować z nim niektóre z zagadnień, które zapisała. W dłoniach trzymała kilka opasłych ksiąg i zwojów pergaminu. Odłożyła je szybko, by móc obserwować sytuację wraz z innymi. Grający główną rolę w przedstawieniu, Snape w postawie wskazującej na pełną koncentrację próbował pomóc jej przyjacielowi w odnalezieniu drogi do domu. Mężczyzna przyciskał dłoń do nagiej piersi Złotego Chłopca. Widząc złoty łańcuszek leżący na klatce Harry'ego, panna Granger zgadywała, że pomiędzy ręką Mistrza Eliksirów a Gryfonem znajduje się jakiś przedmiot - najprawdopodobniej niezwykły Kamień Serca Pottera. Przypomniała sobie nagle rozmowę z przyjacielem, w której młodzieniec przyznał, iż może czuć magię innych ludzi. Jeśli to była prawda, a on sam przemierzał wnętrze planety w poszukiwaniu ich, obecność tak wielu czarodziejów i czarownicy, których znał i kochał, z pewnością przyciągnie go właśnie tutaj. Momentalnie zdecydowała się powiedzieć o tym pozostałym magom.
- Harry powiedział mi kiedyś, że widzi oraz rozpoznaję magię innych. Zakładam, profesorze Snape, że ma pan tam cząstkę Harry'ego, która będzie go przyciągać jego własną magiczną sygnaturą. W dodatku pański dotyk też pomaga. Jestem pewna, że doskonale zna magię każdej z osób, która znajduje się teraz w tym pomieszczeniu, a kiedy znajdzie się wystarczająco blisko, będzie wiedział, że jest w domu. Zda sobie sprawę, iż my wszyscy jesteśmy tu dla niego.
Nikt nie odpowiedział na oświadczenie Hermiony, choć napięcie wydawało się nieco ich opuścić. Każdy tak desperacko pragnął uwierzyć, że z Harrym wszystko jest w porządku i znajdzie drogę powrotną do domu, że wiara panny Granger w to przekonanie choć trochę ukoiła ich nerwy.

*

W Harrym ponownie wzrósł niepokój, spowodowany faktem, iż nie wyczuwa jeszcze magii, w kierunku której podróżowali, jak zapewniały go czarne Wyrmy. By odwieść swój umysł od skupiania się na tym, czego nie widział, zdecydował się podtrzymywać konwersację.
- Oczekuję, że moje gniazdo pójdzie na wojnę przeciwko siedlisku, które wysłało tą pierwszą, mroczną falę magii. Równie dobrze bitwa mogła się już rozpocząć - nie mam pojęcia, jak długo tutaj jestem. Czy smoki wiedzą o wojnie?
- Tak, młody królu. Żaden ze smoków wyklutych w naszym gnieździe nie miał z nią do czynienia, ale tak - wiemy, czym jest wojna. Czas w Tunelach Ziemi jest zaskakujący, więc nie zdziw się, kiedy odkryjesz, iż na powierzchni nie minęło tak wiele czasu, jak sądziłeś.
- Myślicie, że smoki staną u boku mojego gniazda, kiedy będziemy walczyli ze złem? Byłbym bardzo zaszczycony, gdybym miał w was swoich sojuszników. Moglibyście to rozważyć?
Smoki wyglądały na zadowolone jego pytaniem. Odpowiedziały szybko, że z przyjemnością przedstawią jego propozycję starszyźnie.
Kiedy Harry rozważał perspektywę sojuszu z czarnymi Wyrmami, jedna z nich skierowała jego uwagę na miejsce, które najprawdopodobniej znajdowało się niemożliwie daleko po prawej stronie - albo na wyciągnięcie ręki - ale Potter był zbyt oszołomiony, by zdać sobie sprawę, że naprawdę może to dostrzec.
- To tutaj, to twoje gniazdo. Jesteś teraz w domu, młody królu. Czuję, iż ta moc pochodzi od ciebie, ponadto rozpoznaję magię należącą przynajmniej do dwóch czarodziejów, którzy byli z tobą w Winter Land. Podąż za nią do domu, wróć na powierzchnię. My nigdy nie będziemy daleko. Jeśli będziesz nas potrzebował, poślij wiadomość do Tuneli Ziemi, a usłyszymy cię.
Ruszając we wskazaną stronę, Złoty Chłopiec podziękował swoim przewodnikom.
- Nigdy nie znalazłbym drogi do domu bez waszej pomocy! Dziękuję, że mnie ocaliliście. Proszę, rozważcie wraz z innymi Wyrmami, czy chcecie zostać moimi sojusznikami w walce przeciwko złemu gniazdu.
Z tymi słowami Chłopiec, Który Przeżył pchnął się w kierunku znajomej magii, stając się coraz bardziej podekscytowanym, gdy zbliżał się do jej źródła. Rozpoznał nie tylko swoją moc, ale również sygnaturę Severusa znajdującą się tak blisko! To nie pułapka, to dom! Zbliżając się, zauważył, że on i jego współmałżonek zostali otoczeni przez przynajmniej część rodziny - był przekonany, że wyczuwa Syriusza, profesora Dumbledore'a i Hermionę dotrzymujących im towarzystwa.
Dom!

*

Pani Pomfrey właśnie sprawdzała rękawicę na dłoni Harry'ego, by przekonać się, czy filtr wciąż prawidłowo oczyszcza jego krew. Zauważyła, iż przez ostatnią godzinę młodzieniec wydawał się spokojniejszy lub po prostu jego poziom adrenaliny utrzymywał się w dopuszczalnym zakresie. Zaledwie pomyślała, że to dobry znak, gdy nagle ów poziom ponownie gwałtownie wzrósł. Zaobserwowała jego przyspieszony oddech i nienaturalną prędkość krążenia. Miała właśnie poprosić pozostałych o odsunięcie się, kiedy będzie badała ten nowy zestaw objawów, gdy zarówno ona, jak i pozostali prawie natychmiast zorientowali się, że - co najcudowniejsze i najbardziej zdumiewające - oczy Harry'ego są otwarte. Młodzieniec patrzył na nich. Jego spojrzenie utkwiło w Severusie, którego oczy były szeroko otwarte w takim samym stopniu poruszenia, a to przyciągnęło uwagę pani Pomfrey.
Snape'owi udało się przywołać go z powrotem za pierwszym razem - Harry znów znalazł się w domu!
Potter był wstrząśnięty głębią uczuć, tak wyraźnie widocznych na twarzy współmałżonka - a zwłaszcza w jego oczach. Myśli Złotego Chłopca skierowały się na ich plany rozpoczęcia wzajemnych relacji od nowa, a jego serce podskoczyło z nadzieją - wierzył, że to jasno wskazywało na fakt, iż Mistrz Eliksirów naprawdę żywi do niego jakąś nadzieję.
Ze swojej strony, Severus wiedział, że nigdy nie zapomni wyrazu twarzy Harry'ego, kiedy ten otworzył oczy. Sądził, iż będzie wiecznie zadowolony z faktu, że pierwszy uśmiech, który wykrzywił wargi Pottera zaraz po przebudzeniu, skierowany został prosto do niego, a nie do skundlonego ojca chrzestnego Złotego Chłopca. Po raz pierwszy Snape poczuł, że zajmuje w życiu Harry'ego bardzo ważne miejsce, na którym wciąż może pewnie trwać. Poniekąd zdziwiony zauważył, że to zawsze miało dla niego właśnie tak wielkie znaczenie, jakie wywarło przed chwilą.
Młodzieniec był wyczerpany podróżą - czy czymkolwiek, czym to było. Nie miał jeszcze wystarczająco dużo siły, by mówić, ale udało mu się obdarzyć wszystkich obecnych przy jego łóżku słabym uśmiechem, zanim ponownie zamknął oczy, szukając odpoczynku.
Pani Pomfrey z niesamowitą prędkością przeskanowała ciało młodzieńca, ostatecznie oznajmiając:
- Dzięki Merlinowi, jego fale mózgowe, magiczna sygnatura - wszystko! - wróciło razem z nim. O mój Boże!
Albus delikatnie położył dłoń na ramieniu Snape'a, po czym ścisnął je łagodnie, gdy mężczyzna osunął się na współmałżonka. Jego głowa spoczywała na ręce, którą czarodziej wciąż przyciskał Kamień Serca do nagiej klatki piersiowej Złotego Chłopca.
- Dobra robota, Severusie, naprawdę wyśmienita! Pomogłeś Harry'emu odnaleźć drogę do domu, dziękuję.
Odwracając się do zszokowanej pani Pomfrey, Dumbledore powtórzył podziękowania, tym razem mówiąc o jej starannej opiece. Stając przed nienaturalnie spokojnym Syriuszem, dyrektor pogłaskał delikatnie jego ramię, sugerując, by poszedł podzielić się tą wspaniałą wiadomością z Remusem.
Ostatecznie Albus skierował swoją uwagę na pannę Granger. Ulga, spowodowana powrotem do zdrowia najlepszego przyjaciela, była doskonale widoczna na jej twarzy, choć stało się jasne, że dziewczyna zdaje sobie sprawę z faktu, iż wciąż było dużo do zrobienia. Przyszła tutaj z książkami i pergaminami - bitwa dopiero się rozpoczynała, a ona już przygotowywała się do tego, co wkrótce miało nadejść.
- Panno Granger, ostatnio przez umysły nas wszystkim przepłynęły naprawdę wysokie fale uczuć. Sądzę, że niektórzy będą potrzebowali trochę czasu na odpoczynek i zebranie się w sobie. Chciałbym zobaczyć, co ze sobą przyniosłaś, a ty mogłabyś rzucić okiem na księgi, które przetłumaczył dla nas Harry. Musimy zaplanować, co będziemy robić dalej. Nieprzespana noc zarówno dla ciebie, jak i dla mnie nie jest czymś, z czym nie moglibyśmy sobie poradzić, ponadto jestem przekonany, iż możemy dostać od pani Pomfrey trochę Eliksiru Pieprzowego. Zdaje się, że zrozumiałaś już, iż czas jest tu naprawdę istotny.
Nowe, ekscytujące wyzwanie z pewnością stanowiło to, czego potrzebowała Hermiona. Wyciągnęła rękę, by dotknąć dłonią twarzy przyjaciela, po czym ścisnęła łagodnie ramię profesora Snape'a, szepcząc miękko słowa podziękowania. Była gotowa do stawienia czoła tej oryginalnej bitwie.

Rozdział 79. Nadchodząc


Petunia Dursley usiadła na łóżku przy oknie w niedawno utworzonej sypialni dla gości, znajdującej się tuż obok Pokoju Wspólnego Hufflepuffu, wyglądając na nieszczęśliwą, przerażoną i zdezorientowaną. Zmartwienie po zobaczeniu Vernona i Dudleya dostarczonych w takich sposób do Skrzydła Szpitalnego gdzieś zniknęło, podobnie jak strach, który odczuwała od czasu jej spotkania z dwoma przestępcami, którzy zabrali ją z Privet Drive. Teraz naprawdę nie wiedziała, co myśleć. Obrazy olejne poruszały się i mówiły! A duchy - duchy! - powitały ją w tym miejscu! Zaczynała rozumieć, jakiego rodzaju dziwolągi tutaj mieszkały.
Była zagubiona w myślach, niespokojnie skubiąc róg kołdry leżącej na łóżku, kiedy jej ramienia delikatnie dotknęła słodko wyglądająca dziewczyna z długimi blond włosami zaplecionymi w warkocz opadający na plecy.
- Może zechciałaby pani przyjść na chwilę do naszego Pokoju Wspólnego? Profesor Sprout, nasza opiekunka, pragnęłaby powitać gości i pokazać im najważniejsze miejsca w Hogwarcie. Jestem pewna, że poczuje się pani lepiej, gdy będzie pani miała jakiekolwiek rozeznanie w terenie.
Nieco ogłuszona, Petunia w ciszy podążyła za nią krótkim, kamiennym korytarzem, wchodząc do zaskakująco wesołego, bardzo staromodnego pokoju z dużą ilością wygodnych kanap i foteli. Znajdowało się tam również mnóstwo rozproszonych wszędzie, małych stolików oraz ogromny kominek, który zajmował prawie całą ścianę. To był ładny, duży pokój, choć pani Dursley szybko poczuła nawrót swojej klaustrofobii, toteż natychmiast przeniosła się na miejsce tuż obok jednego z ogromnych okien, starając się spoglądać w niebo.
Ostatecznie zdobyła się na to, by rzucić okiem na inne osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Kilkoro z nich wyglądało dziwnie - przypuszczała, że byli dziwadłami. Mała kobieta, starająca się wszystkim kierować, wydawała się być całkiem sensowna, jeśli zajrzało się głębiej - pod zabrudzone ziemią ubrania i śmieszny kapelusz. Znajdowała się tam również spora grupa ludzi wyglądających normalnie. Pani Dursley po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, co spowodowało, że tacy ludzie jak ona oraz cała reszta obecnych znaleźli się w takim miejscu jak to.
Ku przerażeniu Petunii, bardzo stara czarownica dołączyła do niej, zajmując miejsce tuż obok ogromnego okna. Miała na sobie całkowicie staromodną suknię oraz kapelusz, o którym pani Dursley pomyślała, że najprawdopodobniej nie był w modzie w absolutnie żadnym historycznym okresie. Odsunęła się znacząco od tej absurdalnie żenująco wyglądającej istoty, mając nadzieję, iż stara kobieta sobie pójdzie. Ku zaskoczeniu Petunii, czarownica rzuciła jej oceniające spojrzenie, po czym odwróciła się plecami, z rozczarowaniem wzruszając ramionami.
Niska wiedźma, nieco przybrudzona ziemią, wstała, by przemówić do grupy osób. Pani Dursley westchnęła zniesmaczona. Czarownica przedstawiła się jako profesor tej szkoły - cóż, to na pewno wiele mówi o jakości tej instytucji!
- Wielu z was dopiero teraz odkryło, że w rzeczywistości jest charłakiem, a nie mugolem. Nosicie w sobie małą cząsteczkę magii. To może okazać się dla was nieco szokujące, ale w końcu to zaakceptujecie. Witamy was w naszych dormitoriach, tutaj, w Domu Hufflepuff. Znajdujemy się na parterze, więc łatwiej wam będzie tutaj dotrzeć. Sądzę, że przekonacie się, iż Puchoni są najbardziej przyjaznymi czarodziejami i czarownicami. Zwłaszcza teraz, kiedy żyjemy w niezwykle niebezpiecznych czasach!
Cóż, oczywiście, że tak! Dlaczego policja nie odpowiedziała, gdy zadzwoniła? A potem ci dwaj straszni… Czymkolwiek oni byli, zaatakowali ją i przyprowadzili tutaj! Niebezpieczne czasy, w rzeczy samej.
- Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wysłał pewne zaklęcie, które uderzyło w cały świat, jednocześnie usypiając wszystkich ludzi. Harry Potter odpowiedział falą mocy, posłaną w głąb planety, która pozwoliła mu obudzić każdego za pomocą magii.
Petunia nie potrafiła powstrzymać głuchego warknięcia na wzmiankę o jej bezwartościowym siostrzeńcu, tym samym zdobywając paskudne spojrzenia od osób, którym udało się to usłyszeć.
- Przenosimy do Hogwartu przynajmniej tych mugoli, którzy w jakiś sposób są powiązani z naszymi uczniami oraz gronem pedagogicznym. Nie wiemy jeszcze, jak obudzić śpiących mugoli, ale przynajmniej możemy utrzymać przy życiu tych, którzy tutaj są, podczas gdy będą oni spać pod wpływem zaklęcia. Prosimy również o dołączenie członków magicznej społeczności, którzy pragną pomagać mugolom wewnątrz zabezpieczeń szkoły, tak więc może być tu trochę tłoczno. Niektórzy z nich będą przebywać w Domach, w których mieszkali, gdy sami chodzili do szkoły. Pozostali zatrzymają się w namiotach wzniesionych na dziedzińcu.
Słysząc to, Petunia wywróciła oczami - namioty! Jaki rodzaj ludzi za akceptowalne uważa takie zakwaterowanie?
- Będziemy potrzebowali każdego, kto chciałby pomóc. Jeśli ktokolwiek z was ma medyczne wykształcenie, będzie potrzebny w jednym ze Skrzydeł Szpitalnych - dysponujemy jednym głównym, ponadto dodano kilka pomniejszych pomieszczeń, by mogły służyć w ten sam sposób. Jeżeli posiadacie umiejętności wymagane do warzenia mikstur, przydacie się również w laboratoriach. Ostatecznie muszę przyznać, iż będę również wdzięczna za pomoc w szklarni. Hodujemy tam szeroki wachlarz magicznych roślin i ziół. Wiele z nich jest używanych w eliksirach, niektóre z kolei w kuchni. Jednakże zwolniłam teraz większość uczniów i istot magicznych, którzy zwykle mi pomagają, by mogli zająć się innymi obowiązkami. Podczas śniadania przemyślcie to, co chcielibyście robić, a my wszystko zorganizujemy. Śniadanie, podobnie jak cała reszta posiłków, odbywa się w Wielkiej Sali. Pójdziemy tam teraz i wskażę wam odpowiednie stoły.
Petunia dołączyła do sporej grupy ludzi, którzy pozornie wyglądali normalnie, idąc wzdłuż ogromnych korytarzy, w których znajdowała się jeszcze większa ilość ruszających się obrazów. Weszli do olbrzymiego pomieszczenia. Wyglądało, jakby zbudowano je pod gołym niebem - tuż nad nimi dało się dostrzec chmury! Znajdowało się tam około pół tuzina kominków wielkości małych pomieszczeń oraz ogromne okna ze szkła ołowiowego mieszczące się wysoko ponad nimi - kilka z nich było otwartych, by wpuścić do środka trochę świeżego powietrza.
Jej grupa została skierowana do jednego z wielu długich stołów, ciągnących się przez całą długość pomieszczenia. Trochę niezręcznie wspięła się na jedną z ławek, rozciągniętych wzdłuż stołów. Zastanawiała się, jak - do cholery - pracownicy obsługi mają zamiar dostarczyć jedzenie do tak dziwnie usytuowanych miejsc. Na stołach nie było nawet talerzy! Zareagowała z niemałym opóźnieniem, kiedy - ni stąd, ni zowąd - jedzenie pojawiło się na stołach tuż przed nią, razem z zaskakująco wysokiej jakości porcelaną i srebrem.
Wszyscy, którzy znajdowali się wokół niej, natychmiast zaczęli napełniać swoje talerze, nakładając z pięknie przygotowanych mis niebiańsko pachnące wypieki, potrawy z jaj, owoce czy płatki zbożowe. Następnie zaczęto komentować, jakie to wszystko było pyszne. Mając nadzieję, iż będzie w stanie delektować się smakiem jedzenia, Petunia nałożyła sobie trochę potraw na talerz. Poczuła wielkie rozczarowanie, zdając sobie sprawę, że niczym się nie różniło - pożywienie okazało się tak bezsmakowe, jak wszystko, co jadła od czasu upadku.

*

Hermiona całkowicie pogrążyła się w myślach, siedząc w gabinecie Dumbledore'a, gdy przeglądała księgi Salazara Slytherina przetłumaczone dla nich przez Harry'ego. Poinformowała już starszego czarodzieja o wynikach swoich badań przeprowadzonych w ciągu ostatniego roku i podzieliła się z nim wszystkim, co do tej pory odnalazła na temat starożytnych zaklęć. Wypili po porcji Eliksiru Pieprzowego, po czym zjedli śniadanie dostarczone im przez kilka skrzatów domowych, kiedy to profesor Dumbledore powiedział jej, jak niewiele udało mu się dowiedzieć o obecnej sytuacji od pani Bones, kiedy ta przybyła na chwilę z wizytą. Hermiona wiedziała, że prawdopodobnie będą musieli powtórzyć większość informacji, gdy profesor Snape i Harry do nich dołączą, ale potrzebowała swego rodzaju zaplecza, które umożliwiłoby jej jak najlepsze wykorzystanie tego czasu. Prawdę powiedziawszy, była wyjątkowo zachwycona możliwością stanowienia części działań mających na celu przeciwdziałanie atakowi Voldemorta. To wszystko zawsze spoczywało na barkach Harry'ego, więc cieszyła się, gdy tylko spostrzegła, że może zrobić cokolwiek, by nieco zmniejszyć ciężar na ramionach przyjaciela. Radość spowodowana czynieniem takiego honoru została nieco przyhamowana przez strach związany z tym, co ta sytuacja oznacza nie tylko dla czarodziejów, ale również dla mugoli z całego świata. Tak wielu z nich było zagrożonych!

*

Po kilku kolejnych godzinach snu, Harry w końcu otworzył oczy. Zobaczył opartego o siebie Severusa, który wciąż trzymał Kamień Serca tuż przy jego sercu. Głowa mężczyzny znajdowała się tuż obok, na klatce piersiowej Złotego Chłopca. Młodzieniec uśmiechnął się, a w jego wzroku dało się dostrzec ciepło. Uwolnił jedną rękę, wyciągając ją spod koca, by delikatnie odsunąć kilka kosmyków czarnych włosów, opadających na twarz współmałżonka. Pod wpływem jego dotyku, oczy Severusa otworzyły się. Tym razem żaden z nich nie zatrzymał się ani nie spróbował przerwać ich potencjalnie żenującego zachowania. Harry wykorzystał ostatnią szansę, by odsunąć kosmyk włosów z twarzy Snape'a, podczas gdy Mistrz Eliksirów kontynuował wpatrywanie się w te wspaniałe, zielone oczy, które w końcu niemalże radośnie oddawały jego spojrzenie.
Trzęsącym się głosem, Potter ostatecznie zdecydował się przerwać ciszę.
- Jak bardzo źle jest?
Snape usiadł, prostując się.
- Voldemort rzucił zaklęcie snu, jedno z niewielu, na które podatni są również mugole. To uśpiło każdego czarodzieja i każdego niemagicznego człowieka. Amelia Bones była tutaj wcześniej i poinformowała, iż objęło to cały świat, nie tylko Hogwart czy Anglię. Z kolei twoje zaklęcie najwyraźniej obudziło każdego, kto miał w sobie choć odrobinę magii, przywracając do życia czarodziejski świat. Problemem mugoli jest fakt, że zostali wprowadzeni w sen, a nie w stan zastoju. Uważamy, iż będą spać pod wpływem tego czaru przez najbliższe trzy miesiące, może więcej. Do tego czasu, oczywiście, wszyscy zginą z odwodnienia. Twoja przyjaciółka, panna Granger, wraz z Dumbledore'em są w tej chwili w gabinecie dyrektora. Podejrzewam, że przeglądają jej notatki na temat badań związanych ze starożytnymi zaklęciami oraz twoje tłumaczenia ksiąg Salazara. Zaczęliśmy również transportowanie do szkoły mugolskich krewnych uczniów Hogwartu, aby być w stanie udzielić im pomocy medycznej, podczas gdy będziemy pracować nad sposobem szerszego niesienia potrzebnej im pomocy różnego rodzaju. Remus Lupin oraz twój przyjaciel, pan Weasley, kierują tymi wszystkimi wysiłkami, co tłumaczy ich nieobecność przy tobie, kiedy się uprzednio budziłeś.
Potter zaczął walczyć, próbując usiąść. Nie był powstrzymywany protestami Snape'a, który mimo wszystko wolałby, aby jego współmałżonek pozostał w łóżku. Obaj wciąż odczuwali zmęczenie i nie odzyskali jeszcze pełni sił, ale jednocześnie zdawali sobie sprawę z faktu, iż czas był w tym wypadku wyjątkowo istotny. Widząc, że Złoty Chłopiec próbuje wstać z łóżka, pani Pomfrey przybiegła do nich, jednocześnie rzucając na młodzieńca jedno z zaklęć skanujących. Początkowo planowała zatrzymać go w Skrzydle Szpitalnym przynajmniej do jutra, ale w tej chwili stało się dla niej jasne, że ani Harry, ani Snape nie chcą nawet o tym słyszeć.
Rzuciła zaklęcie, które zmieniło piżamę Pottera na ubranie codzienne, po czym zaprowadziła ich do kominka podłączonego do sieci Fiuu, który znajdował się w jej biurze. Następnie wcisnęła w ręce Severusa dwie duże fiolki z Eliksirem Pieprzowym. Bóg jeden wiedział, jak bardzo ich potrzebowali.
Dyrektor skierował na Mistrza Eliksirów oskarżycielskie spojrzenie, gdy on i Złoty Chłopiec pojawili się w jego gabinecie za pomocą sieci Fiuu. W odpowiedzi Snape spiorunował starca wzrokiem. Ku ich wzajemnemu zaskoczeniu, to Potter zaczął bronić ich pojawienia się.
- Nie mamy chwili do stracenia, profesorze. Możemy przespać się później.
Z cichym westchnieniem Dumbledore musiał przyznać mu rację.
- Cóż, moi chłopcy, jest już niemal pora obiadowa. Pozwólcie, że poproszę skrzaty domowe o przyniesienie nam porcji kanapek, herbaty i czekoladek. Panna Granger i ja możemy poinformować was o tym, co udało nam się ostatnio ustalić, kiedy będziemy robić sobie krótką przerwę na lunch.
Hermiona wspomagała się swoimi niezmiennie obecnymi notatkami, gdy chronologicznie przedstawiała im przebieg wydarzeń. Zaczęła od wczorajszej kolacji, po czym przeszła do informacji pochodzących z ministerstwa. Miała właśnie rozpocząć dyskusję na temat misji ratunkowej, która rozpoczęła się w środku nocy, kiedy Remus wyszedł z kominka podłączonego do sieci Fiuu, niosąc dla niej stos opasłych ksiąg. Serdecznie przywitał się z Harrym, po czym dołączył do grupy, by wysłuchać reszty sprawozdania i zjeść kilka kanapek. Tak, jak przewidywała panna Granger, jej przyjaciel rzeczywiście z przyjemnością dowiedział się, iż wszyscy zaangażowali się w sprowadzanie do zamku mugoli oraz zaskakującej liczby charłaków, którzy żyli w przekonaniu, że są niemagicznego pochodzenia - zrobili to dla ich bezpieczeństwa.
Hermiona, podobnie jak wcześniej Severus, szybko zapewniła Złotego Chłopca, że Ron przyszedł zobaczyć go w Skrzydle Szpitalnym ostatniej nocy, ale w chwili obecnej był zbyt zaangażowany w misję ratunkową.
- Co z charłakami? Kto się pojawił?
Panna Granger uśmiechnęła się, opowiadając o przyjeździe do Hogwartu jej rodziców w towarzystwie Augusty Longbottom. Remus - z miną winowajcy - spojrzał na swoje ręce leżące na kolanach, po czym kontynuował opowiadanie.
- Tak, jak powiedziała Hermiona, przetransportowaliśmy do zamku wszystkich mugolskich rodziców i krewnych każdego ucznia tej szkoły.
Wszystkie spojrzenia zatrzymały się na Złotym Chłopcu, by śledzić jego reakcję na to, co - jak wiedzieli - zostanie wypowiedziane za chwilę.
- Na podstawie tego, co mówiłeś na temat odpowiedzialności i dawania ludziom drugiej szansy, nawet, jeśli tak naprawdę nie wydają się na to zasługiwać, Syriusz i ja udaliśmy się na Privet Drive, by przyprowadzić tu Dursleyów.
Severus uważnie zaobserwował, jak wiele różnych emocji pojawiło się na twarzy jego współmałżonka, jednakże wszystkie z nich były pozytywne. Wyglądało na to, iż panna Granger naprawdę doskonale znała serce swojego przyjaciela.
- Ku naszemu zaskoczeniu, odkryliśmy, że twój wuj i kuzyn mocno śpią, w przeciwieństwie do zajmującej się nimi ciotki. Okazało się, iż jest charłaczką, a tobie udało się ją zbudzić. Mężczyźni są w Skrzydle Szpitalnym, natomiast Petunia znajduje się obecnie wśród innych charłaków i gości ulokowanych w nowych dormitoriach stworzonych w Hufflepuffie.
Albus zdecydował się wypowiedzieć w tym momencie.
- To wydaje się być najbezpieczniejsze miejsce, w którym mogliśmy ich ukryć - zwłaszcza osoby, które nie wiedzą nic o magii.
Złoty Chłopiec patrzył na Remusa, czując, iż część tej historii nie została jeszcze do końca dopowiedziana. Jakby w odpowiedzi na pytające spojrzenie młodzieńca, Lunatyk kontynuował swoją opowieść.
- Petunia nie była szczególnie miła. Oskarżyła Syriusza, mnie… nas wszystkich o wywołanie tej katastrofy. Powiedziała straszne, złe rzeczy. W szczególności jedną - zdenerwowała mnie do tego stopnia, iż straciłem nad sobą kontrolę i uderzyłem ją w twarz.
Ku ogromnej uldze Lupina, na twarzy Harry'ego nie odmalowało się potępienie ani rozczarowanie, przecinał ją raczej wyraz rozbawienia. Petunii udało się sprowokować najłagodniejszą osobę, którą Złoty Chłopiec kiedykolwiek poznał!
- Ty i Syriusz postąpiliście słusznie, Remusie, zarówno idąc po nich, jak i pokazując ciotce, co myślicie o jej komentarzach. Dziękuję!
- Mamy również kilka innych zaskakujących twarzy wśród osób przebywających obecnie w Hogwarcie - dodał Dumbledore. - Wiesz, oczywiście, iż zawsze jest kilku aurorów utrzymujących kontakt z mugolskim rządem. To pomaga nam uzyskać pomoc premiera. Myślę, że w przyszłości to nie będzie trudne, szczególnie po tym, jak w nocy zabrano kilku przywódców politycznych do świętego Mungo w celu hospitalizacji. Jeden ze wspomnianych aurorów odebrał raczej spanikowaną wiadomość z Buckingham Palace. Okazało się, iż obaj książęta są charłakami. Dali nam dostęp do pałacu, więc udało nam się zabrać do świętego Mungo również rodzinę królewską. Z kolei książęta przywieźliśmy tutaj, to bardzo mili młodzieńcy.
Harry podziękował za wszystko, co zrobili, po czym podał jak najwięcej szczegółów dotyczących prób obudzenia ludzi, które tylko udało mu się przypomnieć. Podzielił się również jak największą ilością komentarzy i rad kruków, które udało mu się odtworzyć w pamięci. Opowiedział o panice, którą poczuł, gdy zorientował się, iż nie wie, jak wrócić do domu. Wspomniał też o spotkaniu z czarnymi Wyrmami i ich pomocy w odnalezieniu drogi powrotnej. Przestudiował szczegółowo wszystko, co powiedziały mu o swoich spostrzeżeniach dotyczących wydarzeń minionej nocy oraz o magii Ziemi i liniach geomantycznych. Hermiona robiła to, w czym była najlepsza - starannie wykonywała notatki, by później poddać je szczegółowej ocenie i badaniom. Harry był pewien, iż do jutra będzie wiedziała więcej na temat czarnych Wyrm niż niejeden żyjący czarodziej.
Do tego czasu Severus zachowywał się bardzo spokojnie, jedynie słuchając i obserwując. Jednakże on również miał coś do przekazania.
- Voldemort definitywnie pobrał moc, której potrzebował do przeprowadzenia rytuału, od swoich śmierciożerców. Wygląda na to, że zwoje srebrnej taśmy, które są owinięte wokół mojego Mrocznego Znaku, trochę to powstrzymały, ale nawet z tą ochroną odpływ mojej magii był ogromny. Jest dwóch uczniów, którzy otrzymali już Znak - do tej pory leżą w stanie śpiączki z powodu pozbawienia ich mocy. Nawet twoje wszechmocne zaklęcie, Harry, ich nie obudziło. Wciąż znajdują się w Skrzydle Szpitalnym. W myśl tego uważam, iż poczułem odpływ magii około dziesięciu sekund przed zaśnięciem, ponadto myślę, że Harry obudził mnie nie więcej jak dwadzieścia, może trzydzieści sekund później.
Hermiona nie mogła nie zauważyć, na jak zmęczonych wyglądał zarówno jej przyjaciel, jak i profesor Snape nawet pomimo tego, iż przed chwilą coś zjedli.
- Dlaczego nie możecie się chwilę przespać? Przeprowadziliśmy już dalsze badania nad zaklęciami, które znaleźliśmy w ubiegłym roku. Oczywiście, teraz musimy przyjrzeć się dokładniej magii Ziemi oraz liniom geomantycznym. Chciałabym również poszukać czegoś na temat czarnych Wyrm. Ponadto możemy poprosić panią Pomfrey, żeby zbadała wpływ takiego odebrania magii na…
Przywołując na twarz uśmiech - naprawdę, jeżeli pozwolono by jej dokończyć wypowiedź, lista potencjalnych tematów badawczych nigdy nie miałaby końca - Harry przerwał Gryfonce:
- Nie, Hermiono. Nie teraz. Przetłumaczyłem dopiero trzy księgi Slytherina. Co, jeśli najlepsza wskazówka lub najodpowiedniejszy pomysł znajduje się w jednej z pozostałych? Nikt inny nie może zrobić tego za mnie. Severusie, mógłbyś mi pomóc? Jestem pewien, że uda mi się zrobić to szybciej, jeśli znajdę sposób na ścisłe trzymanie się angielskiego.
- Właściwie moglibyśmy najpierw przedyskutować zawartość tych ksiąg. Nie mamy tyle czasu, by pozwolić ci przetłumaczyć wszystko. Jeżeli uda nam się zidentyfikować kilka sekcji, które będą wydawać się najbardziej obiecujące dla naszych pilnych potrzeb, rzucę zaklęcie na twoje pióro. Będziesz jedynie czytał, mówiąc tekst w języku angielskim, a ono będzie za ciebie zapisywało słowa na pergaminie. Musimy się spieszyć. Według moich obliczeń mugole śpią już od około osiemnastu godzin. Zdrowi ludzie mogą przeżyć dwa lub trzy dni bez wody. Zbliża się czas, w którym mniej zdrowi mugole znajdą się w niebezpieczeństwie. Zresztą, już niedługo ci całkowicie zdrowi doświadczą odwodnienia. Myślę, iż musimy coś wymyślić w przeciągu dwunastu do dwudziestu czterech godzin, jeśli to możliwe.
Albus skinął głową, zgadzając się z sugestią Snape'a, jakoby potrzebowali się skupić.
- Sądzę, że wszyscy są zdania, iż linie geomantyczne stanowią klucz, niezależnie od tego, jakie rozwiązanie odnajdziemy. To kryzys na skalę światową, więc będziemy potrzebowali wyjścia, dzięki któremu uda się rozprzestrzenić remedium na cały świat, a owe linie wydają się być najbardziej skutecznym środkiem do zrobienia tego. To z kolei oznacza, iż nasze rozwiązanie musi być urokiem bądź zaklęciem, ewentualnie czymkolwiek, co da się wysłać za pomocą linii geomantycznych. Nie możemy użyć czegoś tak fizycznego, jak eliksir.
Złoty Chłopiec skinął głową potakująco.
- Jak pan uważa, do jakiego rezultatu powinniśmy dążyć? Obudzenia ich czy może odnalezienia sposobu na zachowanie ich przy życiu, kiedy będą spać?
Severus również to rozważał, szczególnie od momentu, w którym pani Bones poinformowała ich o wynikach badań przeprowadzonych przez ministerstwo.
- Ministerstwo ustaliło, że Voldemort użył zmodyfikowanego zaklęcia snu. Uważa się, iż jedyną możliwością na obudzenie kogokolwiek we śnie, jest pchnięcie odrobiny magii wprost do magicznego rdzenia danej osoby znajdującej się pod wpływem owego zaklęcia. Mugole go nie posiadają, ponadto są zdecydowanie bardziej liczni niż społeczność czarodziejska. Zważywszy na fakt, iż nie uda nam się dość szybko znaleźć alternatywnego, niewiążącego się z magicznymi impulsami sposobu na obudzenie ich, sądzę, iż musimy skupić się na tym, by spróbować utrzymać ich przy życiu. Dyrektorze, myśli pan, że uda się przekonać ministerstwo do podzielenia się wynikami badań na temat tego zaklęcia? Jeżeli tylko pani Bones zrozumie, że szukamy możliwego rozwiązania pośród starożytnej, nieużywanej dziś magii, którą dzisiejsi czarodzieje się nie interesują…
- Wspaniała sugestia! Uważam, że w chwili obecnej poziom paranoi w ministerstwie jest nieco niższy, zważywszy na fakt, iż Knot przebywa w areszcie. Jestem przekonany, że Amelia będzie z nami współpracować. Natychmiast udam się tam przez sieć Fiuu, by z nią porozmawiać.
Po tych słowach przerwa na lunch została zakończona, a wszelkie prace rozpoczęły się na dobre. Albus przeniósł się do ministerstwa. Remus dał Hermionie księgi, które przywiózł dla niej z biblioteczki Blacków na Grimmauld Place. Jego zdaniem mogły stanowić nieocenioną pomoc w jej badaniach. Następnie opuścił dyrektorski gabinet, aby wrócić do Rona, Syriusza i wszystkich pozostałych, którzy wciąż pracowali na misjach ratunkowych. Panna Granger transmutowała mały stolik w obszerne biurko wyposażone w pergaminy i pióra, by Harry i Severus mogli z niego skorzystać. Przywołała dla nich nieprzetłumaczone księgi Salazara, po czym na powrót usiadła przy biurku, którego używała wcześniej.

*

Przebywając w szklarniach, Petunia wyglądała na całkowicie przerażoną znajdującymi się tam roślinami. Niektórym z nich udało się wyczuć jej strach, przez co starały się ją zaatakować. Spośród wielu opcji wybrała pracę w szklarniach - po pierwsze ze względu na fakt, iż było to miejsce całkowicie otwarte, a po drugie przez swoje założenie, iż ogrody w zamku będą podobne do tych znajdujących się w posiadaniu państwa, o których czytała w swoich kolorowych magazynach. Jej własna - albo raczej Harry'ego - praca w ogrodzie ograniczała się do doglądania dekoracyjnych grządek, podobnie zresztą, jak robiły wszystkie inne rodziny mieszkające w okolicy. Robienie czegokolwiek ponad to mogłoby zasugerować, iż ona sama w jakiś sposób była ekscentryczna albo - co gorsze - jeśli miałaby ogród warzywny, ludzie mogliby pomyśleć, że nie ma środków na zakup świeżej żywności w sklepie spożywczym. Zgłaszając się na ochotnika do tego zadania, spodziewała się, iż będzie otoczona pięknymi kwiatami i pachnącymi ziołami. Sądziła, że znajdzie się zaledwie kilka grządek z warzywami, które mogą przydać się w kuchni. Zamiast tego wydano jej ciężkie rękawice ogrodnicze z jakiejś dziwacznie wyglądającej skóry oraz duży, skórzany fartuch. Była śmiertelnie przerażona ostrzeżeniami przed podchodzeniem do danych grządek. Zalecano, aby stać tam, gdzie nie mogą jej dosięgnąć.
Kazano jej zebrać dojrzałe liście z rzędu roślin, które wydawały się bronić ich za wszelką cenę. One się ruszały! I pluły! I wykonywały wszystkie inne rzeczy, których owoce i warzywa po prostu nie robią w normalnym świecie.
Miała nadzieję na znalezienie możliwości do wdania się w rozmowę z niektórymi normalnie wyglądającymi ludźmi znajdującymi się w szklarni, ale pomieszczenie było duże i nikt nie pracował w jej pobliżu. Poczuła się zupełnie samotna i całkowicie nieszczęśliwa. A wszystko to za sprawą jej paskudnego siostrzeńca.

*

Ron Weasley i Remus Lupin spędzili całą noc, poranek i większą część popołudnia na organizowaniu zespołów, które wyruszą w świat, by znaleźć rodziny uczniów mugolskiego pochodzenia. Oni sami brali udział w kilku misjach ratowniczych, ale głównie starali się znaleźć jak największą ilość studentów wyższych klas, którzy mogliby pomóc młodszym uczniom ze swoich Domów. Szukali również jednego dorosłego do udzielenia pomocy w transporcie śpiących krewnych. Zdarzały się szczęśliwe historie, które kończyły się sprowadzeniem rodziców i rodzeństwa do Skrzydła Szpitalnego, by można było się nimi zająć. Miały miejsce również radosne spotkania - takie jak z rodzicami Hermiony - gdzie niemagiczni ludzie okazywali się charłakami, a nie mugolami. Uratowano również kilku obudzonych charłaków, którzy błąkali się w stanie szoku od swoich rodzin do sąsiadów. Niestety zdarzało się, iż niektórzy członkowie rodzin zasnęli w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie, nie przeżywając tego doświadczenia.
Ron wybrał się z Draco (którego brwi podniosły się na oświadczenie rudzielca, jednak - jak zauważył Weasley - rodzina to rodzina), by zobaczyć, czy z ojcem Ślizgona wszystko było w porządku. Malfoy niemalże zaczął histeryzować, kiedy usłyszał o godnym pożałowania stanie dwóch uczniów, którzy zostali całkowicie pozbawieni swojej mocy, gdy Voldemort rzucił zaklęcie.
Lucjusz również znajdował się w opłakanym stanie. Jego żona odwiedzała przyjaciół, więc pozostał w domu sam. Zaczął opierać się odpływowi magii, kiedy tylko go poczuł, ale ten szybko obezwładnił go, pozostawiając zbyt słabym, by mężczyzna mógł choć się poruszyć - nawet po tym, jak Harry rzucił swój własny czar.
Chłopcy przybyli o świcie, a Malfoy senior wciąż nie potrafił się ruszyć. Udało im się przetransportować go do Hogwartu i umieścić w dormitoriach Domu Slytherina zaraz po tym, jak pani Pomfrey podała mu kilka eliksirów i nakazała spędzić w łóżku następny dzień lub dwa, by magia czarodzieja mogła się bez przeszkód zregenerować.
Okazało się, iż Lucjusz był prawdziwym szczęśliwcem. Kiedy wieść o tej sytuacji dotarła do pozostałych Ślizgonów, spora ich liczba zaczęła martwić się o swoich własnych rodziców. Wielu z nich dostało się do domu za pomocą proszku Fiuu lub aportacji, by upewnić się, czy wszystko z nimi w porządku. Chociaż sporo z nich znajdowało się w takiej sytuacji, jak Lucjusz, to co najmniej troje rodziców posiadających na przedramieniu Mroczny Znak nie przeżyło aż tak znaczącego odpływu magii. Kilkoro z nich było w tak tragicznym stanie, iż pani Pomfrey nie miała optymistycznego zdania na temat odzyskania przez nich zdolności do funkcjonowania wśród czarodziejów. Ogromne poczucie zdrady zaczęło towarzyszyć rozdzierającemu żalowi, który odczuwała większość studentów mieszkających w lochach na skutek całej tej sytuacji.

Rozdział 80. Decyzje i postęp


Grupa pracująca w biurze dyrektora ponownie zbierała się na krótko przed kolacją. To dało Severusowi i Harry'emu jedynie godzinę na odnalezienie kilku fragmentów w nieprzetłumaczonych jeszcze księgach Slytherina, które wydawały się zawierać przydatne informacje i zasługiwały na natychmiastowe przełożenie na angielski. Harry odkrył, że poprzez głośne wymawianie przetłumaczonych słów do wyczarowanego przez Snape'a pióra wcale nie myli się i nie przemawia w języku węży, będąc pewnym, iż mówi po angielsku. To pozwoliło Mistrzowi Eliksirów na dołączenie do Hermiony i Dumbledore'a.
Albus spojrzał na Severusa, by podsumować pracę, którą wykonali dla Złotego Chłopca.
- Przyjrzeliśmy się zaklęciu, które wykorzystał Voldemort. Wszystko wskazuje na to, że pierwotnie był to czar, który wprowadzał przeciętnego człowieka w stan stuletniego snu, jednocześnie konserwując daną osobę. To zaklęcie wywoływało kiedyś jednocześnie sen i stagnację. Wystarczyła jedna zmiana Voldemorta, by całkowicie wyeliminować zastój. Biorąc pod uwagę późniejsze modyfikacje oraz metodę rzucenia go, ministerstwo oszacowało, iż sto lat skróciło się do dwóch lub trzech miesięcy, a ich wyliczenia w tej kwestii wydają się stać na rozsądnym poziomie.
- Nie sądzimy, że obudzenie mugoli w jakikolwiek sposób może być realne. Stare zaklęcia snu z reguły są niesamowicie trudne do złamania, nie ma żadnych ściśle określonych przeciwzaklęć ani nawet czynności, które mogłyby przerwać działanie danego czaru.
To Albus przewodniczył teoretycznym badaniom nad kwestią przetrwania mugoli, więc to on zdecydował się na podsumowanie tej części pracy:
- Harry, wszystkie dzisiejsze sposoby na wprowadzenie kogokolwiek w stan hibernacji bądź stagnacji bazują na eliksirach. Największą skrajnością jest Wywar Żywej Śmierci, choć istnieje jeszcze kilka podobnych, nie aż tak silnych. Mikstury nie są żadnym rozwiązaniem, ponieważ większość z nich nie działa na niemagicznych ludzi. Ponadto z pewnością nie zdobylibyśmy odpowiedniej ilości eliksirów, by podać porcję każdemu mugolowi na świecie. Nie ma również sposobu na zaaplikowanie im ich. Niezwykle niebezpieczną może okazać się próba podania eliksiru zastoju komuś, kto już stracił przytomność w wyniku poddania się działaniu innej mikstury bądź czaru.
- Znaleźliśmy coś w jednym z rozdziałów, które przetłumaczyłeś dla nas z siódmej księgi Slytherina. To pomogło nam sformułować pewne pomysły na zaklęcia. Znajdowało się tam odniesienie do zaklęcia leczniczego, które jest na tyle wiekowe, iż nawet Salazar uważał je za przestarzałe, gdy o nim pisał. Zanim powstały lecznicze mikstury lub czarodzieje zdobyli potrzebne do uzdrawiania umiejętności, największą nadzieję, na którą można było liczyć w wielu przypadkach różnych chorób, stanowiło przekonanie, iż mugolskie lub magiczne ciało miało odpowiednią ilość czasu na samoistne wyleczenie się. Czar leczniczy może zostać rzucony na kogoś, kto znajduje się w śpiączce albo innym stanie nieświadomości wywołanym niemagicznie lub przebywa pod wpływem Eliksiru Bezsennego Snu czy podobnie działającego zaklęcia. W zasadzie właśnie to utrzymuje w normie stan fizyczny osoby, która wciąż nie jest niczego świadoma. Warunkiem użycia tego zaklęcia było rzucenie go na kogoś, kogo choroba może zostać uleczona z czasem. Gdy dana osoba odzyska siły i będzie gotowa do obudzenia się, zaklęcie przestanie działać. Jeśli przyczyna ciężkiego stanu delikwenta nie jest w stanie wyleczyć się po upływie pewnego odcinka czasu, ta osoba zazwyczaj umiera, choć przynajmniej dzieje się to we śnie i nie boli.
- To bardzo podstawowe zaklęcie, więc oczekujemy, że zadziała. Normalnie chcielibyśmy przeprowadzić kilka testów przed wypróbowaniem go, ale nie mamy na to czasu. Poproszę panią Pomfrey, by sprawdziła, czy ten czar działa w taki sposób, w jaki my wierzymy, że to robi. Zakładając, iż mamy rację, jest to naszym zdaniem najlepsze rozwiązanie w tej chwili.
Zarówno Harry, jak i pozostali, przenieśli przepełnione nadzieją oczy na Hermionę. Potter przypuszczał, że rzucenie takiego czaru na cały świat będzie dla niego wyzwaniem.
Jednakże, jeżeli odpowiedź - albo chociaż jej część - znajdowała się gdzieś w książce, nie było dziwnym, iż Gryfonka już ją przeczytała i zrozumiała. Panna Granger nigdy nie zawodzi.
- Harry, zaklęcie, które znalazłeś w siódmej księdze Slytherina powinno okazać się prawdziwym czarem zastoju, ale nie możemy pozwolić ci na ponowne zrobienie tego, co uczyniłeś, aby obudzić magicznych ludzi. Na świecie jest nadmiernie wielu mugoli, porozrzucanych po zbyt wielkiej przestrzeni. Twoja próba się nie uda, w dodatku niemal z pewnością cię zabije. Profesor Snape przypomniał sobie to zaklęcie, którego użyłeś w Winter Land, aby uszczelnić pokrywę w Dolinie Rozpaczy. Terra Fas Sigillum Protego. Rozkazałeś Ziemi, aby zatrzymała w sobie kamienną kapsułę i tak właśnie się stało. Przejrzałam księgę, w której odnaleźliśmy to stare zaklęcie i okazało się, iż jest tam jeszcze kilka innych, podchodzących pod kategorię „rozkazywania Ziemi”, włączając w to takie, które rozpowszechniają na całym globie królewskie polecenia. Możemy połączyć z nimi czar zastoju - nazywa się Regius Procuratio Per Obis Terrarum - i tym samym rozpowszechnić je na całym świecie.
- Nawet biorąc pod uwagę linie geomantyczne i zwykłe rozkazywanie Ziemi, nie jestem pewien, czy moc jednego czarodzieja będzie w stanie dokonać czegoś takiego, Hermiono.
Harry wyglądał na zmartwionego.
- Cóż, nie będziesz sam. Oczywiście to ty musisz rzucić zaklęcie wydające polecenie, ponieważ stanowisz jedyną osobę, która jest w stanie zrobić cokolwiek tak królewskiego. Pamiętasz to zaklęcie, którego użył profesor Dumbledore na stadionie quidditcha, złączając wszystkie nasze tarcze ochronne w jedną? Jest przekonany, iż to zadziała również w tej sytuacji - uda się połączyć magię wszystkich osób, które będą rzucały czar zastoju, w jedność. Możemy poprosić o przyłączenie do nas tak wielu czarodziejów i czarownic, ilu tylko znajduje się w chwili obecnej w zamku. Powinniśmy być w stanie to zrobić, szczególnie, jeśli Ziemia będzie z nami współpracować, a my wszyscy połączymy naszą moc z twoją.
Harry potrząsnął głową w podziwie, przyglądając się trzem genialnym osobom siedzącym przy biurku Albusa.
- To niesamowite, że udało wam się wpaść na tak wspaniałe pomysły w tak krótkim czasie, znajdując się pod taką presją! Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Dziękuję.
Snape uśmiechnął się do współmałżonka, ale potrząsnął przecząco głową.
- Jeszcze nam nie dziękuj. To tylko teoria. Nikt nigdy wcześniej nie wykonał takiej pracy. Wasza dwójka pójdzie teraz do Wielkiej Sali na kolację, potrzebujecie przerwy i posiłku, żeby trochę się wzmocnić. Mnie i dyrektorowi również się to przyda, ale najpierw zatrzymamy się na chwilę w Skrzydle Szpitalnym, by poprosić panią Pomfrey o ocenę tego zaklęcia leczniczego. Potem dołączymy do was na kolacji.

*

Harry'emu omalże nie opadła szczęka, kiedy on i Hermiona weszli do Wielkiej Sali, gdzie posiłek dopiero co pojawił się na stołach. Pomieszczenie, zazwyczaj ogromne, teraz było przynajmniej trzykrotnie większe i wypełnione dużą liczbą stołów, przy których gromadzili się ludzie. Potter poszukał wzrokiem Syriusza i Remusa przy powiększonym stole prezydialnym. Poczuł zadowolenie, gdy dostrzegł ich siedzących obok siebie i cicho rozmawiających. Wiedział, iż mężczyźni przez cały dzień byli bardzo zajęci opuszczaniem zamku z uczniami, by znaleźć ich rodziny. Obaj wyglądali na wyczerpanych.
Szczera nadzieja, że Harry'emu uda się dotrzeć do swojego miejsca, zwracając przy tym na siebie jak najmniejszą uwagę, nie została spełniona. Głowy odwracały się za nim, a szepty rozpoczynały się natychmiast, kiedy on i Hermiona kierowali się w stronę przyjaciół. Ron i Neville zatrzymali dla nich specjalne miejsca, które szybko zajęli, ignorując to zamieszanie.
- Ron, dziękuję ci za całą pracę, którą włożyłeś w misje ratunkowe. Co przegapiliśmy?
Weasley, Longbottom i Finnigan mieli do opowiedzenia własne historie, dotyczące zarówno swoich wycieczek poza zamek, jak i tych przekazywanych przez osoby, które również go opuszczały. Niektóre z nich były radosne, inne tragiczne. Wielu „niemagicznie” urodzonych uczniów odkryło, iż tak naprawdę są dziećmi charłaków, którzy nie mieli pojęcia o swoim prawdziwym pochodzeniu. Mugolscy członkowie rodzin zostali znalezieni i przetransportowani do zamku, a następnie oddani pod opiekę pani Pomfrey. W szkole znajdowało się już niemal dwa tysiące śpiących mugoli! Znaleziono około pięciuset charłaków, których następnie zabrano do Hogwartu wraz z rodziną, przyjaciółmi, a nawet sąsiadami, którzy próbowali znaleźć jakikolwiek sens w tak ogromnych zniszczeniach, zastanawiając się też, dlaczego wszyscy oprócz nich pogrążeni są we śnie. Tragiczne historie ograniczały się do znalezienia członków rodzin, którzy zginęli w wypadkach samochodowych lub pożarach po tym, jak zasnęli. Wprawdzie odszukano zaledwie kilka takich osób, ale strata każdej z nich odciskała głębokie piętno na otoczeniu.
Ron podsumował swoją opowieść słowami:
- Byli jeszcze śmierciożercy!
Złoty Chłopiec nie poświęcił tej kwestii ani jednej myśli. Wiedział, iż jego współmałżonek czuł zmęczenie, ale poza tym wydawało się, że wszystko z nim w porządku. Oczywiście, jego Mroczny Znak był chroniony przez dyrektora.
- Co z nimi?
Weasley opowiedział przyjacielowi o dwóch siedmiorocznych Ślizgonach, którzy wciąż znajdowali się w Skrzydle Szpitalnym, pozbawieni niebezpiecznie dużej ilości mocy. Mówił również o przerażeniu Draco spowodowanym odnalezieniem ojca w tak kiepskim stanie, choć spodziewano się, iż Lucjusz całkowicie odzyska siły. Wspomniał również o historiach, które przytrafiły się innym dzieciom śmierciożerców. Szczęśliwcy odnaleźli swoich rodziców będących w takim samym stanie jak Malfoy, jednakże niektórzy poplecznicy Czarnego Pana zdawali się być w alarmująco złym stanie. Jeśli chodzi o to, jedynie ogólnikowe informacje zostały przekazane Weasleyowi przez Draco, niemniej jednak Ron wierzył, iż przynajmniej dwóch śmierciożerców zginęło z powodu tak silnego odpływu magii, z kolei dla części z nich mało prawdopodobne było odzyskanie mocy na takim poziomie, by wciąż móc funkcjonować w czarodziejskim świecie. Teraz najpewniej zostaną charłakami, jeśli nie mugolami.
- Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać odebrał im całą magię, nie bacząc na to, co w konsekwencji może się im przytrafić.
Złoty Chłopiec zdał sobie sprawę, że byłoby trudnym uzyskanie jakichkolwiek pewnych informacji na temat sytuacji śmierciożerców, ponieważ wyjątkowo niewielu z nich publicznie przyznawało się do posiadania Mrocznego Znaku. Może Severus mógłby zdobyć kilka nazwisk i udać się do ministerstwa, zmuszając kogoś do sprawdzenia ich? Mogłoby okazać się pomocne uświadomienie światu, co Voldemort zrobił ze swoimi zwolennikami, ostatecznie zdejmując im klapki z oczu. Być może wahający się magowie momentalnie go zdyskredytują.
Później porozmawia o tym z Dumbledore'em i Snape'em.
Złoty Chłopiec podziękował przyjaciołom za włożone w to wszystko wysiłki. Hermiona zaczęła odpowiadać na pytania związane z pracą, którą wykonywali przez całe popołudnie. Potter skierował swoją uwagę na nią w nadziei, że inni zrobią to samo, pozwalając mu w spokoju zjeść obiad.
Był głodny!

*

Kilka stołów dalej, w odległym rogu pomieszczenia siedziała Petunia wraz z grupą najnormalniej wyglądających ludzi, jakich udało jej się znaleźć.
Wróciła ze szklarni, brudna i posiniaczona, ale poza tym wyszła bez szwanku ze spotkania z tymi straszliwymi roślinami. Poszła do dormitorium, aby przebrać się i odświeżyć przed przyjściem na kolację. Była trochę zszokowana, gdy zobaczyła, iż jej łóżko zostało pościelone czystymi nakryciami, a na nich leżały ręczniki przeznaczone do jej użytku. Nawet ubrania, które nosiła wczoraj, zostały wyprane i ułożone na szafce przy posłaniu - wraz z kilkoma innymi rzeczami zabranymi przez nią z domu. Nie było natomiast jej walizki.
Cóż, może mieć problemy z personelem i osobowością osób przebywających w zamku, ale przynajmniej ten, kto podjął się obsługi, wie, jak robić to prawidłowo. Właściwie nigdy nie widziała żadnego takiego pracownika, ale musiała przyznać, iż wszystkim zajęto się szybko i dokładnie. Doszła do wniosku - znów wywołanego przeczytaniem kilku informacji w jednym z kolorowych czasopism - że celem tych usług było wypełnianie ich bez przeszkadzania gościom.
Umyta i przebrana w świeże ubrania, Petunia poczuła się nieco bardziej komfortowo.
Ludzie siedzący obok niej na kolacji w ciągu dnia podjęli się zupełnie różnych zadań. Jedna ze starszych kobiet spędziła popołudnie w „laboratorium eliksirów” i raz po raz opowiadała o krojeniu składników i widoku wrzących mikstur w kociołkach. Co za ohyda! I ci ludzie korzystali z tego czegoś, nazywając to medycyną?! W odpowiedzi na jej komentarz, staruszka spojrzała na Petunię z bardzo dziwnym wyrazem twarzy.
- W chwili obecnej Hogwart słynie z warzonych tutaj mikstur. Mistrz Eliksirów, Severus Snape, jest znany na całym czarodziejskim świecie, a jego wyroby są bardzo pożądane. Warzymy eliksiry nie tylko dla naszych Skrzydeł Szpitalnych, ale również dla świętego Mungo i ministerstwa, które - z tego, co słyszałam - dzieli się nimi z instytucjami zagranicznymi. Nie wspominając już o fakcie, iż Snape jest związany z Harrym Potterem!
Jej ostatni komentarz wywołał szereg pomruków, brzmiących jak: szczęściarz!
Dało się dostrzec również przejawy zazdrości. Petunia niemal udusiła się kęsem bezsmakowego jedzenia, które przeżuwała.
- Co? Związany? O czym ty, do diabła, mówisz? Kto przy zdrowych zmysłach chciałby mieć do czynienia z tym nędznym urwisem Potterów? - Ludzie siedzący w pobliżu wpatrywali się w nią, jakby powiedziała coś strasznego. - Ten chłopak to dziwak. Zawsze nim był.
Siedzący w pobliżu charłacy wyraźnie starali się zwiększyć dystans dzielący ich oraz harpię, jaką okazała się pani Dursley, natomiast staruszka niewzruszenie odpowiedziała:
- To niezwykły i potężny młody mężczyzna. Całkiem niedawno uznano go za króla całego czarodziejskiego świata. To on obudził nas wszystkich po tym, jak dostaliśmy się pod wpływ działania czaru rzuconego przez Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Jeśli by tego nie zrobił, wciąż byśmy spali. Mogę zagwarantować, iż nikt nie doczekałby przebudzenia. Naprawdę musisz mieć charakterek, żeby źle o nim mówić.
Petunia niechętnie przesuwała bezsmakowe jedzenie widelcem, rozprowadzając je po całym talerzu. Naprawdę wierzyła, że ci normalnie wyglądający ludzie zrozumieją jej sposób postrzegania tego okropnego dzieciaka, nad którym opieką została obarczona lata temu. Sądziła, iż będą tego samego zdania. Nie oczekiwała, że normalni ludzie wezmą stronę tego dziwaka zamiast jej, kiedy widzieli tak wyrafinowaną kobietę, jaką była!

*

Kiedy posiłek chylił się ku końcowi, Harry zobaczył panią Pomfrey zbliżającą się do stołu prezydialnego, przepraszając na krótko profesora Dumbledore'a i Snape'a, chcąc zamienić z nimi słówko. Mężczyźni szybko skinęli twierdząco głowami, po czym Severus opuścił pomieszczenie z kobietą. Serce Złotego Chłopca przepełniło się nadzieją, iż już niedługo mogliby rzucić to zaklęcie. Chwilę później wstał Dumbledore, by przemówić do ludzi stłoczonych w Wielkiej Sali.
- Witam was wszystkich na pierwszym obiedzie w towarzystwie wielopokoleniowej, magicznej familii! Obecnie gościmy wielu członków rodzin naszych uczniów, jak również ogrom innych ludzi, którzy aż do dzisiaj nie zdawali sobie nawet sprawy z istnienia magii, szczególnie tej w sobie. Jesteśmy zaszczyceni możliwością pokazania wam hogwarckiej gościnności! Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w staraniach mających na celu sprowadzenie do zamku was wszystkich. Muszę jednakże wspomnieć o mrocznym wydarzeniu, którego całkiem niedawno doświadczyliśmy. Z pomocą profesora Snape'a, panny Hermiony Granger i, oczywiście, Harry'ego, udało się ułożyć plan pomocy mugolom, nawet tym, których do tej pory nie udało się dostarczyć do zamku. To coś, co nie zostało przeprowadzone nigdy wcześniej, ale mamy nadzieję, iż poskutkuje. Ponadto jesteśmy przekonani, że działanie, które zamierzamy podjąć, nie zaszkodzi żadnemu z nas. Znajdzie się grupa, która nam pomoże. Pan Potter rzuci na Ziemię zaklęcie królewskiego polecenia, byśmy mogli rozpowszechnić na całym globie starożytne, lecznicze, albo raczej wprowadzające w stan stagnacji, zaklęcie. Dołączymy do niego, pomagając mu w rzuceniu go. Kilkoro z nas rzuci „Iunctum”, by połączyć magię wszystkich obecnych z mocą pana Pottera w jeden wielki czar. Zapraszamy do udziału wszystkich dorosłych czarodziejów i czarownice, w tym naszych gości oraz uczniów od piątej klasy wzwyż. Zbierzemy się przed szklarniami pod ochroną zarówno szkolnych zabezpieczeń, jak i wojowników z Winter Land. Udział jest całkowicie dobrowolny. Jeżeli macie zastrzeżenia lub wątpliwości, nie będziemy wywierać żadnej presji, abyście dołączyli. Zrozumiemy to. Jednakże, jeśli chcecie do nas przystąpić, proszę o zgłoszenie się do szklarni w przeciągu pół godziny. Dziękuję.
Stół prezydialny momentalnie zaczął pustoszeć, kiedy wszyscy pracownicy szkoły oraz niektórzy goście siedzący przy nim zaczęli wstawać, by się przygotować. W całym pomieszczeniu natychmiast wybuchły rozmowy, najwyraźniej wszyscy obecni chcieli naraz podzielić się spostrzeżeniami związanymi z owym planem. Gryfoni byli bardzo podekscytowani możliwością uczestniczenia w czymś, co jeszcze nigdy nie zostało wypróbowane, a może przynieść wiele dobrego. Krukoni dyskutowali na temat historii, rozwoju i teorii wszystkich wspomnianych przez Dumbledore'a zaklęć. Puchoni czuli ożywienie szansą wzięcia udziału w grupowym rzucaniu czarów, natomiast Ślizgoni chcieli wiedzieć, jakim cudem Hermiona Granger została w to wszystko zaangażowana.
Draco wyjaśnił - ku zaskoczeniu uczniów siedzących przy jego końcu stołu - iż to Hermiona znalazła te wszystkie starożytne, królewskie uroki, po czym nauczyła ich Złotego Chłopca. Wielu Ślizgonów pragnęło władzy i prestiżu dla własnej, osobistej chwały, choć ich równa liczba zadowalała się szeptaniem wprost do uszu tych najpotężniejszych. Rola panny Granger dodała nowe znaczenie do terminu: „władza zza tronu”. Właściwie, uczniowie Domu Salazara byli pod wrażeniem, choć niechętnie to przyznawali.
Kiedy grupy osób w końcu wstały, by ruszyć w kierunku szklarni, stało się oczywiste, że na zewnątrz zmierzał każdy uczeń od piątej klasy wzwyż, wszyscy nauczyciele oraz dorośli czarodzieje i czarownice dzierżący w dłoniach różdżki.
Harry wszedł w sam środek grupy Gryfonów. Cała jego droga na dwór była dokładnie śledzona przez każdą osobę znajdującą się w pobliżu. Dziesiątki jego kolegów ze wszystkich domów wyciągali ręce, by ścisnąć delikatnie jego dłoń lub przedramię w geście wsparcia. Potter zorientował się, iż jest głęboko wzruszony ich demonstracją uczuć.
Syriusz, Remus i pani Longbottom należeli do dorosłych osób zajmujących się ostatecznymi przygotowaniami. Potrzebne było bardzo mało czasu na rzucenie przez wszystkich tego czaru. Odbyły się rozmowy na temat tego, jaki będzie najlepszy sposób na zorganizowanie całego ludu, aby udało im się skupić ich magię na jednym punkcie w Ziemi. Kiedy stali się świadomi olbrzymiej ilości czarodziejów i czarownic, którzy zamierzają w tym uczestniczyć, kilka ostatnich minut musiało zostać poświęconych na dokładniejsze wyjaśnienie im wszystkiego, aby plan się powiódł.
Wojownicy uformowali się w najbardziej imponującą eskortę tuż wewnątrz szkolnych zabezpieczeń. Kiedy przybyli wszyscy chętni i zostali poinstruowani, gdzie mają stać podczas rzucania zaklęcia, wikingowie przesunęli się tak, by móc chronić osoby, które znajdowały się już poza zabezpieczeniami. To był naprawdę wielki tłum - część uczestników poustawiała się również na stokach wzgórza. Złoty Chłopiec wskazał miejsce, w którym przecinały się linie geomantyczne i zdecydował, że najlepiej będzie, jeśli to właśnie tam rzucą zaklęcie. Syriusz zaznaczył to miejsce zielonym płomieniem.
Gdy wszyscy już się zebrali, Snape wyszedł z Harrym przed tłum, kierując się w stronę wskazanego przez młodzieńca miejsca, podczas gdy Albus, Syriusz i pani Longbottom zajęli pozycje za tłumem.
Uczestnicy zamilkli. Wszyscy uważnie obserwowali, jak Potter zajmuje swoje miejsce i odwraca się w ich stronę, stosując zaklęcie „Sonorus”, aby zwiększyć siłę swojego głosu.
- Na początek zamierzam rzucić zaklęcie, które pozwoli mi poprosić Ziemię o odebranie i rozprzestrzenienie czaru leczniczego na całym globie. Kiedy tylko to zrobię, musicie wypowiedzieć zaklęcie, którego was nauczono i utrzymać je tak długo, jak potraficie. Następnie pani Longbottom, profesor Dumbledore i pan Black rzucą „Iunctum”, aby połączyć naszą moc w jeden wielki, magiczny impuls. Możliwe, iż to usłyszycie. Prawdopodobnie poczujecie również przepływ magii, ale nie możecie pozwolić, by was to rozproszyło. Utrzymajcie czar leczniczy. Dążcie do tego, by skupić się na miejscu tuż pod zielonym płomieniem. Jestem dumny, że mogę korzystać z waszej pomocy oraz z tego, iż zdecydowaliście się przyłączyć. Dziękuję wam.
Severus uśmiechnął się, słysząc dobór słów współmałżonka - prosić o coś Ziemię, doprawdy! Każdy, kto zna łacinę, od razu zorientuje się, że Ziemi został wydany rozkaz!
Zdecydowanie więcej niż kilku czarodziejów i czarownic sapnęło w szoku, czując czystą moc w głosie Złotego Chłopca, kiedy ten wydawał Ziemi rozkaz. Ci, którzy nie słyszeli jego głosu, byli ogłuszeni wpływem, jaki jego zaklęcie miało na płomień oznaczający miejsce, na którym oni sami mieli się skupić, rzucając własny czar. Początkowo był jaskrawy i miał może metr wysokości, jednakże kiedy Harry skończył wypowiadać inkantację, stał się przynajmniej dziesięciokrotnie wyższy.
Gdy Potter zaczął rzucać zaklęcie lecznicze, do jego głosu dołączyło mnóstwo innych. Czerwone światło, które wystrzeliło z jego różdżki, zostało niedługo połączone z pozostałymi promieniami. Gdzieś za nimi został rzucony czar „Iunctum”, posyłając w ich ciała gwałtowny nacisk mocy. Ostatecznie wszystkie czerwone promienie złączyły się w solidny snop jaskrawego światła, które uderzyło w zielony płomień - powodując, że stał się biały - by zaraz powoli przechodzić w żółty odcień. W końcu zajarzył się na czerwono, by dopasować się do świateł wystrzeliwujących z różdżek.
Kiedy tylko Harry poczuł, iż nie ma więcej siły ani tym bardziej energii, imponujący promień zniknął w głębi Ziemi. To był koniec.
Pracownicy szkoły delikatnie zmusili pozostałych czarodziejów i czarownice do powrotu do Wielkiej Sali, obiecując im czekoladę oraz przekazanie wiadomości, gdy tylko będą wiedzieli, czy czar zadziałał. Wielu ludzi, którzy byli zbyt młodzi bądź za słabi magicznie, by uczestniczyć w tym wydarzeniu, przyglądało się całej akcji z różnych miejsc wzdłuż zamkowych murów. Podeszli, by dołączyć do zmęczonego, ale podekscytowanego tłumu, który powoli zmierzał do Wielkiej Sali.
W samym środku - wraz z innymi, otoczony przyjaciółmi i rodziną - szedł Harry. Czuł zbyt wielkie zmęczenie, aby zauważyć spojrzenia bądź usłyszeć szepty, które podążały za nim i Severusem w drodze powrotnej. Snape obejmował ramieniem współmałżonka, gotów, by złapać go, gdyby się poślizgnął lub potknął albo po prostu potrzebował wsparcia. Mimo to, nie był to sposób oczywisty dla innych. To wyglądało na opiekuńczy gest, prowokujący więcej niż kilka zazdrosnych westchnień czarownic, które przypominały sobie ich zdjęcie zdobiące niegdyś pierwszą stronę Proroka Codziennego.
Mistrz Eliksirów chciał poprowadzić Harry'ego do stołu prezydialnego, by ten przy nim usiadł, ale młodzieniec uparł się, iż woli zająć miejsce przy stole Gryfonów razem z kolegami z klasy. W związku z tym Severus odprowadził go na miejsce, po czym samotnie skierował się do stołu nauczycielskiego. Pomyślał mimochodem, że pośpiech, z jakim podawano czekoladę w tabliczkach czy też tą roztopioną w kubkach - która notabene już zaczęła pojawiać się na stołach - uczynił tę noc wyjątkowo nędzną dla wszystkich istot odpowiedzialnych za zrealizowanie ogromu zamówień. Jednakże pełnił też wystarczająco długo rolę nauczyciela w tej szkole, by wiedzieć, iż niedotrzymanie obietnicy podania słodkości mogło spowodować niemałe zamieszki. Rozmyślając nad tym, ze stoickim spokojem ugryzł kawałek swojej czekolady, jednakże do picia zdecydował się poprosić skrzaty o herbatę.
Na szczęście nie musiał długo czekać na wiadomości. Większość z nich była jeszcze w trakcie spożywania pierwszej filiżanki gorącej czekolady - lub być może już po kilku kęsach słodkich kostek - kiedy do Wielkiej Sali wkroczyła pani Pomfrey, idąc prosto ze Skrzydła Szpitalnego i niosąc dyrektorowi najnowsze wieści. Nagląco wyszeptała kilka słów do jego ucha, po czym Dumbledore wstał ze swojego miejsca, pragnąc przekazać to, co usłyszał.
- Pani Pomfrey poinformowała mnie, że skonsultowała wyniki badań naszego Skrzydła Szpitalnego z medycznym personelem zarówno świętego Mungo, jak i kilku innych szpitali na całym świecie. Wszyscy mugole zostali wprowadzeni w stan stagnacji, a więc przedłużony sen z pewnością ich nie zabije. Wasze zaklęcie zadziałało!
W pomieszczeniu podniosły się głośne, radosne okrzyki. Trwały przez kilka minut, podczas gdy studenci skakali na równe nogi i przytulali się nawzajem, tupiąc i klaszcząc. Ich rodziny, charłacy oraz magiczni goście momentalnie przestali zachowywać się z rezerwą. Były to dość hałaśliwe sceny, którym Dumbledore przewodniczył z anielską cierpliwością. Kiedy w końcu dostrzegł szansę na kontynuowanie swojej wypowiedzi, dodał:
- Dzisiaj wieczorem należy świętować! Pomogliście światu uniknąć katastrofy, której ogromu nie można nawet pojąć. Niemniej jednak, śpijcie dobrze, bo jutro będzie potrzebna cała wasza energia, by móc włożyć ją w odpowiednie wysiłki.
Przy nauczycielskim stole gorąca czekolada - oraz herbata Severusa - momentalnie została zastąpiona dużymi szklankami wyśmienitej brandy. Snape przyjął gratulację od kolegów oraz pozostałych, którzy siedzieli obok, po czym spróbował wspaniałego trunku, cały czas uważnie przyglądając się współmałżonkowi. Młodzieniec znajdował się w samym centrum dużego, uczniowskiego zbiorowiska. Mistrz Eliksirów naprawdę chciał, by Harry cieszył się tą chwilą, ale jednocześnie wiedział, jak bardzo Gryfon jest wyczerpany i jak desperacko potrzebuje odpoczynku. W związku z tym szukał jakiegokolwiek znaku, który pozwoliłby mu zabrać stamtąd Złotego Chłopca. Ostatecznie to Draco uchwycił spojrzenie Snape'a, sygnalizując mu, by przyszedł po Harry'ego. Do czasu, aż Severus do niego dotarł, młodzieniec niemal zasypiał na stojąco. Gratulując i dziękując studentom, Mistrz Eliksirów delikatnie złapał swojego małego bohatera za rękę, kierując go do prywatnych kwater znajdujących się w lochach.
Po tym, jak Severus podał mu fiolkę Eliksiru Bezsennego Snu, Harry wsunął się do łóżka i pozwolił swojej głowie opaść na klatkę piersiową współmałżonka. Bardziej niż czegokolwiek innego, pragnął, by miarowe bicie serca Snape'a utuliło go do snu.
Severus bardzo delikatnie ułożył Pottera w swoich ramionach, po czym pozwolił sobie zapaść w tak bardzo potrzebny sen.

 Rozdział 81. Wschodzi nowy dzień

Kiedy pierwszy blask słońca uderzył w okna Hogwartu środowego poranka, całe to miejsce było już przepełnione ludzką aktywnością - daleką od zwyczajowego sprzątania i przygotowywania posiłków.
Albus Dumbledore zwrócił się do skrzatów domowych z prośbą o utworzenie szeregu biur tuż przy przedsionku jego własnego gabinetu w wysokiej wieży. To zdawało się konieczne, by Harry mógł odbywać swoje oficjalne spotkania z kimkolwiek tutaj, przynajmniej dopóki nie ukończy Hogwartu. Dyrektor nie chciał, by chłopiec udawał się do ministerstwa, jeśli nie jest to niezaprzeczalnie konieczne. Ponadto to rozwiązanie zdawało się być bardzo wygodnym dla Złotego Chłopca.
Budowa zwykłego biura zajmuje normalniej nie więcej niż godzinę, jednakże skrzaty domowe były zbyt zadowolone honorem utworzenia czegoś do użytku Harry'ego, więc spędziły całą noc, decydując się na podjęcie absurdalnego trudu, aby stworzyć doskonałe miejsce dla króla.
Sowi ruch wzmógł się niemalże dziesięciokrotnie, więc konieczne było rozszerzenie sowiarni. Jako że prace wciąż trwały, setki sów przyglądały się wszystkiemu niecierpliwie z grzęd umiejscowionych w całym zamku. Skrzaty domowe były odpowiedzialne za utrzymanie w zamku porządku - im wszystkim jednakowo zależało na sumiennym wywiązywaniu się z obowiązków, niemniej jednak bałagan w miejscach pod sowami był co najmniej straszny.
Departament Bardzo Ważnych Osób znajdujący się w Ministerstwie Magii, który już od miesiąca otrzymywał wszystkie listy Harry'ego, poprosił Albusa o możliwość utworzenia w Hogwarcie swego rodzaju skanera, który przeglądałby listy skierowane do Pottera, po czym kierowałby do ministerstwa tylko te, które potrzebują natychmiastowej uwagi, a więc związane z obecnym kryzysem. Choć Dumbledore zdawał sobie sprawę, że Ministerstwo Magii pod wodzą Amelii Bones nie jest już takim samym miejscem, jakim było pod rządami Knota, wciąż był zaniepokojony tym, jak sprawy się tam przedstawiają. Na szczęście nie musiał więcej obawiać się zagrożenia dla szkoły lub jej uczniów. Dyrektor wyznaczył kilka nieużywanych pomieszczeń przy wejściu do Hogwartu. Miały zostać wyposażone w to, czego życzył sobie Departament Bardzo Ważnych Osób i służyć ministerstwu jako „przybudówka ministerstwa”.
Szkolne kuchnie zawsze były bardzo zajęte. Skrzaty domowe, które już pracują w Hogwarcie, skierowały się z prośbą o pomoc do innych elfów z dużych, czarodziejskich domów, dworów i zamków w całej Wielkiej Brytanii. W związku z tym - nawet ze znacznie większą liczbą ludności zamieszkałej obecnie w Hogwarcie - egzystencja tego miejsca była dobra. Skrzaty przygotowywały jedzenie w kuchniach całego kraju, po czym magicznie transportowano je do miejsc przeznaczonych na tego typu czynności w zamku. Natomiast wtedy, kiedy dodatkowe elfy były potrzebne na miejscu, one również reagowały na wezwanie, pojawiając się z cichym „pop”. Szkoda, że tak niewiele uwagi udzielano skrzatom domowym, ponieważ były najbardziej wydajną siecią komunikacyjną, jaką tylko można sobie wyobrazić.
Na dole - w lochach - jeden samotny elf czujnie stał na straży w kwaterach Severusa Snape'a i Harry'ego Pottera. Zgredek przybył tam zaraz po tym, jak zasnęli, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Unieważnił czar budzący Mistrza Eliksirów i zablokował sieć Fiuu. Ci czarodzieje potrzebowali snu i nikt ich nie obudzi, dopóki Zgredek nie będzie pewien, że ich sen może zostać zakłócony.

*

Tego samego dnia słońce wzeszło również nad dużym domem w Little Hangleton. Znajdowało się to w odległej części mugolskiej Anglii, ale teraz było tam całkiem cicho. Lord Voldemort zdecydował, że będzie kontynuował urządzanie mugolskiego domu swojego ojca, ponieważ było odizolowane zarówno od niemagicznej, jak i czarodziejskiej społeczności. Czarny Pan naprawdę lubił samotność.
Oprócz swojego wiernego towarzysza, węża Nagini, miał kilka skrzatów domowych, które miały za zadanie spełniać jego potrzeby. Zaprosił pół tuzina śmierciożerców, w obecności których rzucił zaklęcie. Na to wydarzenie wybrał swoją komnatę audiencji - zawsze faworyzował tą wielką przestrzeń, gdy angażował się w działania, które uważał za najbardziej reprezentatywne dla swojej samozwańczej roli lorda. Moment, kiedy rzucał czar, był naprawdę wspaniały. Każdy w pomieszczeniu momentalnie zasnął, podczas gdy on zabierał moc popleczników.
Planował obudzić śmierciożerców w odpowiednim czasie. Prawie godzinę zajęło mu powrócenie do pełni sił po rzuceniu czaru. Wstał i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając swoich popleczników na podłodze w komnacie audiencji, planując odpocząć w jakimś innym miejscu w posiadłości.
Voldemort miał nadzieję, że będzie w stanie spędzić poniedziałkową noc na wsłuchiwaniu się w dźwięki zniszczenia i klęski, którą wywołał. Chciał zobaczyć płomienie pożarów, upadki samolotów, ludzi skazanych na pastwę wynalazków będących poza kontrolą, śmierć. Niestety był zbyt wyczerpany zadaniem rzucenia czaru, by natychmiast zacząć cieszyć się z owoców jego pracy. Nie był w stanie zrobić wiele więcej, jak tylko wsłuchiwać się w odległe dźwięki syren i mugolskich alarmów. Zadowalał się świadomością, że nikt nie odpowie na dźwięk alarmu, nie ugasi ognia - nie skończy trwania nocnego koszmaru.
Jego wielki plan zdaje się działać!
Jako dziecko w sierocińcu nauczył się nienawidzić zarówno mugoli, jak i ich urządzeń mechanicznych. Nie miał żadnej z tych rzeczy, której oni wydawali się pożądać. Przynajmniej teraz nie zwracał na to uwagi - przez jakiś czas swojej młodości strasznie go to bolało; bardziej niż czegokolwiek innego pragnął takich przedmiotów. Kiedy dowiedział się więcej o swojej prawdziwej naturze i sprawach swojego świata, o których mugole nie mieli pojęcia, jego, pragnienia gdzieś zniknęły. Doszedł do wniosku, że mugole nie przedstawiają sobą żadnej wartości dla świata, ponadto znacznie lepiej żyłoby się bez nich i ich urządzeń mechanicznych. Zaczął formułować swoje priorytety, kiedy wciąż był nastolatkiem. Już od wtedy jego życiowym celem było stworzenie świata, na którym nie istniał ani jeden mugol. Gdy był młody, plany te zazwyczaj opisywał jako coś cudownego i krwawego.
Mechanika zniszczenia zawsze była swego rodzaju przeszkodą. Jeśli ten proces będzie trwał zbyt długo, opór będzie się rozwijać. Gdy dojrzał i złączył ze sobą wszystkie elementy, których będzie potrzebował, by rzeczywiście wprowadzić swój plan w życie, zdał sobie sprawę, że nawet mając zaufanych popleczników zaangażowanych w proces zwalczania mugoli, po prostu niemożliwe jest osiągnięcie głównego celu - a więc uwolnienie świata od wszystkich bezwartościowych mugoli. Rozważając inne opcje i dopracowując sposób postrzegania ich, zrozumiał w końcu, że najlepsze rozwiązanie będzie ciche, szybkie i nieodwracalne. Porzucił gdzieś dramat i dreszczyk emocji na rzecz pewności sukcesu.
Najlepszym rozwiązaniem okazało się to, które znalazł w zabranych kiedyś księgach Salazara, w których zawarł on niezwykłe prace dotyczące czarnej magii. Zaklęcia snu, widniejące w niektórych mugolskich bajkach, bazowały na starożytnych czarach, które w dużym stopniu zostały zatracone przez świat. Przynajmniej niektóre z nich zostały zachowane przez Slytherina w jego księgach. Kiedy Voldemort zrozumiał, jak należy oddzielić elementy starożytnych zaklęć i odkrył znaczenie rzucenia zaklęć na cały świat, wiedział, że znalazł klucz do drzwi, za którymi znajdował się cel jego życia.
Świat, na którym istniałoby jedynie magiczne społeczeństwo, z którego każdy czarodziej i czarownica byliby całkowicie lojalni jemu i tylko jemu, gdzie jego słowo byłoby niepodważalne, a jego potrzeby i pragnienia ustalałyby dla każdego z nich plan dnia.
Voldemort zrozumiał, że jego czar będzie miał wpływ na wszystkich śmierciożerców, gdy tylko go rzucił, ale ostatecznie zorientował się, że to będzie pracowało na jego korzyść. Nagini poinformowała go o tym kilka miesięcy temu, a on doszedł do wniosku, że ma rację - lepiej byłoby dla niego samego trzymać wszystkich popleczników na długość wyciągniętej ręki podczas delikatnych, ostatecznych przygotowań, aby żaden z nich nie zrozumiał, co ma się stać i nie podjął kroków, by osłabić lub chociażby trochę zmienić to, co Voldemort zamierzał zrobić. Ku swojemu przerażeniu, dowiedział się, że przynajmniej dwóch z jego najbardziej zaufanych popleczników zdradziło go i zawarło sojusz z wrogiem. Oni nie byli wcale lepsi niż mugole! To było gorzkie doświadczenie - patrzeć, jak ludzie, których ukształtował i ostatecznie wynagrodził darem swojej łaski, odwrócili się od niego. Sprawiło, że Voldemort zrozumiał, że nigdy nie może do końca wiedzieć, komu w pełni należy się zaufanie. Był gotów do podążania sugestią Nagini. Odciął się od każdego, nawet od swoich najbardziej gorliwych zwolenników miesiące temu, aby nie mogli sprawić mu żadnego więcej problemu.
Poprzez użycie zaklęcia, które uśpiło wszystkich ludzi, do którego odwrócenia on sam trzymał klucz, zginą wszyscy - za wyjątkiem tych, którym wyświadczy przysługę. Mógłby obudzić śmierciożerców i upewnić się, że doskonale rozumieją, iż jedynie jego łasce zawdzięczali życie. Był przekonany o dostaniu ich dozgonnej lojalności i wdzięczności, gdy tylko zorientują się, że zawdzięczają mu zupełnie wszystko. Mógłby również rzucić zaklęcie zastoju na innych. Prawdopodobnie na tych, co do których nie miał pewności. Będzie miał dekady na zdecydowanie, czy darować im życie czy nie.
Rzucenie zaklęcia wzdłuż linii geomantycznych - nawet posiadając większość energii tych, którzy nosili na przedramionach Mroczny Znak - całkowicie pozbawiło go wszystkich sił. Był wyczerpany. Jednakże czas rozciągał się przed nim; nie czuł, by coś musiało zostać zrobione natychmiast. Mógł wykorzystać tyle czasu, ile tylko potrzebował, aby odpocząć i uzupełnić swoje magiczne zasoby. Następnie rozpocznie triumfalną wycieczkę po wszystkich interesujących go miejscach, gdzie najbardziej chciał osobiście rozkoszować się spowodowanym przez siebie zniszczeniem.
Z powodu swojej izolacji w mugolskiej dzielnicy, nie miał możliwości dowiedzenia się, że wszyscy posiadający magiczny rdzeń obudzili się zaledwie kilka minut po uśpieniu ich własnym zaklęciem. Czarodziejskie wyczerpanie tych, którzy mieli wypalony na przedramionach Mroczny Znak najbardziej dało się we znaki tym, którzy stali najbliżej niego podczas rzucania czaru. Tak, on rzeczywiście zabił trzech z sześciu towarzyszących mu wcześniej śmierciożerców. Oni nie spali. Byli martwi. Kompletnie zniszczył magiczne rdzenie dwóch pozostałych, czyniąc ich mugolami już w momencie, w którym upadali na podłogę komnaty przeznaczonych do audiencji. Ostatni przeżył i zachował trochę magii, ale był nieprzytomny z powodu odpływu mocy, nawet po rzuceniu przez Harry'ego Pottera przeciwzaklęcia. To powodowało, że Czarny Pan nie miał o niczym pojęcia.
Dla postronnych obserwatorów, nie posiadających medycznego wykształcenia i niewiedzących, czego szukać, nie byłoby jasne - jeszcze przez długi czas - że mugole byli w stanie zastoju, a nie śpiączki. Nie zagrażało im bezpośrednie niebezpieczeństwo śmierci z powodu odwodnienia, które mogło wywołać zaklęcie snu rzucone przez Voldemorta.
Gdy świt rozjaśnił niebo w środowy poranek, świat był całkowicie inny niż wcześniej. Niektórzy mieli dalece bardziej aktualne zrozumienie zmian, niż inni.

Rozdział 82. Chwytanie spraw w swoje ręce


Były przynajmniej dwie godziny po czasie ich zwyczajnej pory wstawania, kiedy Zgredek ostatecznie obudził Severusa i Harry'ego. Profesor Dumbledore prosił, by skontaktowali się z nim, gdy tylko wstaną, ale nawet jego prośba nie przekonała skrzata do przyspieszenia ich przebudzenia. Snape był szczególnie zirytowany faktem, że skrzat domowy śmiał ingerować w jego harmonogram, ale kiedy Zgredek robił coś w celu ochrony Harry'ego Pottera, nie przepraszał i nie wycofywał się, nawet kiedy mu to rozkazano.
Gdy ich dwójka przybyła do gabinetu dyrektora, by dowiedzieć się najnowszych wieści dochodzących z całego świata, pani Bones oraz Kingsley Shacklebolt czekali już, chcąc zobaczyć się ze Złotym Chłopcem.
Przyzwyczajony do przeciwnej postawy Korneliusza Knota, Dumbledore rzeczywiście bardzo uważał, aby zachować swoją rolę dyrektora Hogwartu oddzieloną od jakiejkolwiek innej, jaką przyszło mu grać w czarodziejskim świecie. Zezwolił na to, by do spotkania doszło w jego gabinecie, ponieważ rzucił szybko okiem na pomieszczenia, które przygotowały skrzaty do użytku Harry'ego. Był całkowicie pewien, że młodzieniec będzie zażenowany ogromną salą tronową w kolorach Gryffindoru. Należy pozwolić mu na osobności przyjrzeć się pomieszczeniom i przystosować je do swoich upodobań.
Bazując na reakcji Knota na wiadomość, że Harry zamknął studnię w Dolinie Rozpaczy, Potter był trochę nerwowy, obawiając się, że on i dyrektor będą w tarapatach, skoro pani Bones dowiedziała się o rzuceniu przez nich zaklęcia poprzedniej nocy bez zaangażowania w to ministerstwa. Wcale tak się nie stało. W przeciwieństwie do samouwielbienia przepełniającego swojego poprzednika, pani Bones była bardzo wdzięczna za ich pomoc i chciała poinformować Harry'ego oraz Albusa o tym, co ministerstwo zrobiło przez całą noc.
- Rozmawialiśmy prawie z każdym liderem czarodziejskiej społeczności niemalże w każdym kraju na świecie. Straty są ogromne zarówno dla mugoli, jak i czarodziejów, a zniszczenia są wręcz przerażające. Wiemy jednak, że ci mugole, którzy przeżyli moment rzucenia zaklęcia snu oraz jego natychmiastowe skutki, mają przynajmniej szansę na przetrwanie. Dziś rano utworzyłam w ministerstwie nowy departament, Sytuacji Awaryjnych, by skoordynować magiczne reakcje na tę sytuację tutaj w Anglii oraz gromadzić i rozsyłać dalej informacje na temat najnowszych wydarzeń i wysiłków ratowniczych. Będzie on również naszym punktem kontaktowym z rządami innych krajów w tej kwestii, żebyśmy mogli skoordynować działania i udzielić sobie wzajemnego wsparcia. Zaprosiłam liderów czarodziejskich krajów do ministerstwa. Jutro zbierzemy się w naszych biurach, by przedyskutować dalsze działania i próby ratownicze. Mugolski świat jest w absolutnej ruinie. Musimy zrobić coś z tym teraz, jeżeli chcemy mieć do nich dostęp, kiedy się obudzą.
Harry nie chciał angażować się w to, co widział, jako swoją odpowiedzialność obywatelską nad przywódcami czarodziejskiego świata, jednakże podejrzewał, że pani Bones może oczekiwać od niego, że stawi się jutro w ministerstwie.
- Pokładam ogromną wiarę w przywódcach każdego kraju. Z pewnością ustalą, jakie magiczne kroki muszą podjąć, aby naprawić i zachować jak największą część mugolskiego świata. Jest również kwestia odnalezienia i pomocy charłakom, którzy nie wiedzą, że mają w sobie magiczny rdzeń i prawdopodobnie odchodzą od zmysłów przez to, co dzieje się na ich oczach. Przywieźliśmy ich tutaj całkiem sporo, kiedy ocalaliśmy członków rodzin uczniów. Sądzę, że pani oraz inni przywódcy czarodziejskiego świata zaplanujecie wszystko, co należy zrobić, włącznie z mobilizacją zasobów, które są dla nich dostępne. Nie zamierzam odgrywać w tym żadnej roli ani tym bardziej tym kierować. Nie potrzebujecie mnie do tego.
Pani Bones skinęła głową ze zrozumieniem. Nie oczekiwała, że Potter chciałby mieć z tym cokolwiek do czynienia, choć najprawdopodobniej odpowiednie było zapytanie go o to.
Złoty Chłopiec zwrócił się do niej:
- Mogłaby pani zezwolić panu Shakleboltowi na pracę z nami nad niektórymi pracami, które chcemy wykonać? Jeśli będziemy chcieli porozumieć się ze społeczeństwem bądź skonsultować się z ministerstwem w pewnych sprawach, jego udział jako części zespołu Hogwartu będzie bardzo cenny.
Kingsley wyglądał na zadowolonego faktem, że o to poproszono. Pani Bones nie powiedziała „nie”, ale chciała dokładnie wiedzieć, co zespół Hogwartu ma zamiar zrobić.
Severus nakreślił mapkę obszarów, które wydawały się potrzebować natychmiastowej pomocy.
- Zauważyliśmy, że rzucenie tego zaklęcia przez Voldemorta ma wysoki wpływ na wszystkich tych, którzy mają wypalony Mroczny Znak. Niektórzy nie żyją, u innych odpływ mocy spowodował zredukowanie ich statusu do charłaków lub nawet mugoli. Sądzę, że Voldemort uważa to za wieczne źródło mocy dla samego siebie. Chcemy dowiedzieć się jak najwięcej na temat Mrocznego Znaku, żeby móc znaleźć sposób usunięcie go, zablokowanie lub odwrócenie tego procesu. Mamy tutaj grupę z dostępem do niektórych starożytnych tekstów, które ewentualnie mogłyby rzucić na to pewne światło. Niemniej jednak chcielibyśmy odnaleźć jak najwięcej śmierciożerców i zacząć opublikować informacje na temat ich obecnego stanu. Podejrzewam, że wielu z nich nigdy nie zdawało sobie sprawy z tego, co Voldemort zamierza z nimi zrobić. Jeśli dowiedzą się o losach poszczególnych czarodziejów w jego szeregach, może przynajmniej niektórzy odwrócą się od niego i dołączą do nas. Będziemy potrzebowali pomocy Kingsleya w dotarciu do nich i upewnieniu się, że zdobyte informacje trafią później w odpowiednie ręce. Czy wasze Biuro Prasowe jest tutaj zaangażowane?
- Przenieśliśmy pracowników Biura Prasowego do Departamentu Sytuacji Awaryjnych, ale do tej pory uruchomiliśmy nasze kontakty z gazetami. Prorok Codzienny był zaskakująco chętny do odpowiedzialności w tym temacie. Ich sprawozdania po raz pierwszy są proste i szczere.
- To zaskakująca, ale dobra wiadomość. Czy zgadza się pani na pozostawienie pana Shaklebolta w Hogwarcie, przynajmniej ogólnie wiedząc, co jest celem naszej pracy? Będziemy mogli kontynuować również pracę w innych kierunkach, jeśli wydarzenia będą się rozwijać, niemniej jednak może nie być innej możliwości na informowaniu pani o wszystkim na bieżąco.
Pani Bones spojrzała w zamyśleniu najpierw na Severusa, później na Harry'ego.
- Myślę, że dobrze byłoby, gdyby pan Shacklebolt został tutaj. Może zapewnić pomoc w zakresie bezpieczeństwa oraz we wszystkim, co jest wymagane od niego bądź ministerstwa, jeśli to konieczne. Wyznaczę go jako swojego Specjalnego Przedstawiciela w Hogwarcie.
Złoty Chłopiec odezwał się ponownie:
- Nie wiemy, co Voldemort planuje robić dalej. Jeżeli istnieje ktoś, kto był zamieszany choć w cząstkę jego planu bądź zaobserwował cokolwiek, co może dać nam jakąkolwiek wskazówkę lub kogoś, kto ma jakąś teorię związaną z jego intencjami, chcielibyśmy go odnaleźć i dowiedzieć się tego, co wie. Musimy też spróbować przewidzieć jego reakcję na to, co zrobiliśmy, żeby unicestwić pierwszą część planu. Oczywiste jest, że oczekuje, iż wszyscy mugole zginą. Jak może zareagować, kiedy dowie się, że będą żyć? Zakładam, że jest przekonany o śmierci wielu czarodziejów i czarownic, a my wszyscy jesteśmy świadomi dzięki impulsowi magii, który udało mi się w was tchnąć. Jak zareaguje, widząc nas wszystkich na nogach? Słyszeliśmy, że skrzaty domowe nazywają go Tym, Który Będzie Walczył Sam. Jak zareaguje, gdy znajdzie nas idących tą samą drogą, co on?
Słysząc go, Kingsley skinął głową.
- A więc to jeszcze nie koniec, prawda?
Albus odpowiedział za nich wszystkich:
- Obawiam się, że to dopiero początek.

*

Kiedy Albus eskortował panią Bones do kominka podłączonego do sieci Fiuu, Severus, Harry i Kingsley mieli możliwość na chwilę prywatnej rozmowy.
- Przypuszczam, Severusie, że potrafię dostrzec twój interes w usunięciu lub unieszkodliwieniu Mrocznego Znaku, ale pomoc śmierciożercom… To nasi wrogowie! Dlaczego, na Merlina, chcemy bronić ich przed wybranym dla siebie panem?
Irytacja pojawiła się na twarzy Mistrza Eliksirów, ale stosunkowo szybko udało mu się utrzymać panowanie nad sobą.
- Jestem całkowicie pewien, że żaden z nich nie przewidział zostania wykorzystanym w ten sposób, a z tego, co wiemy do tej pory, zdecydowana większość z nich jest w bardzo złym stanie, a niektórzy nie żyją. Sądzę, że wielu z nich ponownie przemyśli swój wybór dołączenia do Czarnego Pana, ostatecznie będąc szczęśliwymi, mając możliwość odwrócenia się od niego. Voldemortowi udało się pozyskać wielu z najsilniejszych czarownic i czarodziejów naszego świata, więc jeśli przy nim pozostaną, będą dla nas potężnymi wrogami. Byłoby lepiej, jeśli zostaliby naszymi sprzymierzeńcami, a przynajmniej nie występowali przeciwko nam. Lucjusz Malfoy został przytransportowany do Hogwartu wczoraj przez swojego syna. Udostępniliśmy mu pokój w Slytherinie, by mógł odzyskać siły. Miesiące temu powiedział mi, że jest przekonany, iż Czarny Pan oszalał. Niemniej jednak nie sądzę, że odszedł od śmierciożerców przed zamieszkami w ministerstwie. Podejrzewam, że Voldemort uznał jego zachowanie jako dezercję z jego szeregów. Jednakże Lucjusz martwił się dużo wcześniej, więc może mieć dla nas przydatne informacje. Sugerowałbym, aby to z nim porozmawiać najpierw.
Kingsley wyglądał na równie zafascynowanego, jak i przerażonego.
- Naprawdę sądzisz, że można zaufać komuś takiemu?
- Harry tak uważa, a ja mu ufam.
Złoty Chłopiec uśmiechnął się ciepło do współmałżonka, słysząc to oświadczenie.
- Jest teraz na nowej drodze. Widziałem to tamtego dnia w ministerstwie. Kiedy tylko podjął tamtą decyzję, postawił stopę na właściwej ścieżce i nie ma już stamtąd odwrotu. Nie ma wyboru.
Słysząc to, auror zmarszczył krzaczaste brwi. Nie miał pojęcia, o czym mówi Złoty Chłopiec. Zanotował w pamięci, aby później poprosić Severusa o wyjaśnienie.
Kingsley dołączył do Severusa w jego gabinecie w lochach za pomocą proszku Fiuu, natomiast Albus poprosił Harry'ego o rzucenie okiem na pomieszczenia przygotowane do jego użytku. Kiedy zielone płomienie tańczyły wokół ciała Mistrza Eliksirów, mężczyzna był pewien, że usłyszał głośny, cierpiętniczy jęk dochodzący z ust współmałżonka. Jak podejrzewał Albus, komnaty najprawdopodobniej musiały być nieco zmienione.
Dumbledore zaoferował Złotemu Chłopcu użycie proszku Fiuu, aby wrócić do swoich komnat, ale młodzieniec chciał zażyć krótkiego spaceru, aby oczyścić myśli. Przed wejściem na obrotowe schody, Harry zapytał:
- Dlaczego oni wszyscy wydają się sądzić, że zajmę się tym wszystkim? Co mam z tym wszystkim zrobić?
- Najlepiej byłoby, jeśli dałbyś im to, czego chcą. Inspirację, zachętę i cel. Amelia, tutaj w Wielkiej Brytanii, oraz osoby pełniące podobną funkcję na całym świecie, wiedzą doskonale, co ich kraje powinny teraz zrobić i co mogą zapewnić ich zasoby i infrastruktura. Zostaw to im. To, czego od ciebie potrzebujemy, Harry, jest tym samym, czego potrzebowaliśmy od zawsze; być pomógł nam zrozumieć plany Voldemorta, pokrzyżować je i ostatecznie go pokonać. To nie ma nic wspólnego z rządzeniem żadnym krajem. Twoja pozycja będzie miała zasadnicze znaczenie w czarodziejskim świecie i jego próbach uwolnienia nas wszystkich od zła i szaleństwa Voldemorta.
- Powinienem wrócić do tłumaczenia ksiąg Salazara. Może być w nich coś, co pomoże panu i Severusowi w szukaniu w Księgach Światłach czegokolwiek, co pomogłoby nam pokonać kogoś, kto realizuje pomysły opisane w tych mrocznych.
- Tak. I nie. Jeżeli mogę zasugerować, uważam, że powinieneś teraz odwiedzić swojego ojca chrzestnego i Remusa. Mógłbyś zobaczyć się również z przyjaciółmi i kolegami z klasy. Dowiedz się, co robią oraz jakie napotykają trudności. Wysłuchaj ich opowieści. Oni również potrzebują twojej inspiracji. Twój przyjaciel, Ron, zna sposoby walki, więc mógłbyś zaangażować go w myślenie o tych, które niewątpliwie nadejdą. Co zaś się tyczy tych, którzy ratowali mugoli… Co widzieli i jak czują się z tym teraz? Mają jakieś pomysły albo zaobserwowali coś ciekawego? I, mój Boże, możemy sobie jedynie wyobrazić, co zdążyła zbadać panna Granger, podczas gdy my tutaj rozmawiamy. Zamierzając pomóc ci odkryć swoją prawdziwą naturę, Hermiona zrobiła już tak wiele, a i tak podejrzewam, że powinniśmy oczekiwać, iż dowiemy się od niej jeszcze dużo więcej. Spotkamy się wszyscy po obiedzie, aby poświęcić wieczorny czas na tłumaczenie ksiąg i omawianie strategii.
Złoty Chłopiec skinął głową. Wiedział, że profesor Dumbledore ma całkowitą rację. Jednakże nie tylko jego rodzina i przyjaciele go potrzebowali. On również desperacko ich potrzebował. Chciał oddechu normalności i kilku chwil, by przypomnieć sobie, kim jest on sam i ci, których kocha. Skierował się w stronę Wielkiej Sali, aby dowiedzieć się, co się tam dzieje.

*

Wielka Sala była przepełniona zgiełkiem, działalnością oraz rozmowami, co Potter odebrał jako niezwykle pocieszające. Oczywiście nie mógł prześliznąć się niezauważony, ale wirował wśród zgromadzonych w pomieszczeniu ludzi tak szybko, jak Ron, Neville i Syriusz idący obok niego. Subtelnie uwolnili go od tłumu, pozwalając mu w spokoju zająć miejsce przy stole Gryfonów. Jego przyjaciele najwyraźniej byli bardzo zadowoleni z jego obecności. To było wspaniałe, że w ich towarzystwie był tylko Harrym. To wszystko wyglądało jak normalny dzień, pomijając fakt, że tym razem Syriusz siedział razem z nimi razem z Charliem i Draco, który wyglądał, jakby czuł się nieco nie na miejscu, otoczony tak wielką liczbą Gryfonów.
- Cóż, wygląda na to, że ostatniej nocy zrobiliście naprawdę wiele dobrego. Więc co się dzieje? Co przegapiłem?
Wśród plotek i komentarzy pozostałych, Ron przedstawił mu aktualne, rozszerzone i wciąż będące w toku akcje ratownicze. Teraz próbowano dostać się do wielopokoleniowych rodzin oraz przyjaciół oraz - przy pomocy Remusa - włożono pewny wysiłek, aby uratować ludzi, którzy zostali poszkodowani w wypadkach w drodze do domu. Mężczyzna odkrył, że w formie Lunatyka jest w stanie podnieść małe samochody. Czasami udawało mu się również przebić ściany budynków, co sprawiało, że pozostali byli pod wrażeniem jego możliwości.
- Kto jeszcze został uratowany? Ktoś niezwiązany z Hogwartem?
Neville podjął temat:
- Nie czarodzieje, ale w miejscach, do których się udaliśmy i tak nie spodziewałbyś się ich zobaczyć. Widzieliśmy za to kilku charłaków kręcących się nieopodal. Profesor Dumbledore poprosił nas, abyśmy uzyskali ich nazwiska i adresy, więc ministerstwo będzie mogło im pomóc. Może uda się namówić ich na udział w działaniach ratowniczych.
- Pani Bones była tutaj dziś rano. Ministerstwo będzie organizowało akcje zmierzające do tego, aby zrobić, co tylko się da, by pomóc mugolskiemu światu przetrwać. Jestem pewien, że zrobią coś, by zaopiekować się charłakami. Oddelegowała Kingsleya Shaklebolta do komnat ministerstwa w Hogwarcie, więc może nam pomóc, jednocześnie o wszystkim ich informując. Naprawdę denerwuje mnie fakt, że nie wiem, czy Voldemort zdaje sobie sprawę z tego, co zrobiliśmy do tej pory ani tego, co zrobi, kiedy w końcu się dowie.
Hermiona podniosła wzrok znad stosu ksiąg.
- Ty zawsze byłeś w stanie wyczuć, kiedy Voldemort doświadcza silnych uczuć, więc oczekuję, że uda ci się również dowiedzieć, czy jest naprawdę zdenerwowany. Nie potrafię sobie wyobrazić, że taki nie będzie, gdy tylko uświadomi, że całkowicie unicestwiłeś jego plany. To, czego pragnie, może nie być do końca jasne, ale przypuszczam, że i tak się dowiesz, kiedy zorientuje się w sytuacji.
- Cóż, w takim razie będziemy musieli być gotowi do dostosowywania naszej strategii w biegu, jeżeli nie możemy zaplanować jej wcześniej. Ron, jeśli masz jakiekolwiek przemyślenia związane z nią, daj mi znać. Hermiono, znalazłaś może coś ciekawego w tych księgach?
Oczywiście, Hermiona znalazła wiele interesujących rzeczy, ale zdawała sobie sprawę, że wśród tej publiczności musi nieco zweryfikować wypowiedź.
- Przyglądałam się czarnym Wyrmom. Rejestry identyfikujące je jako zwierzęta, jak to opisał je Knot, pojawiły się zaledwie dwieście lat temu. Z wcześniejszego okresu nie ma na ich temat absolutnie nic. Przypomniałam sobie, że nazwałeś je smokami, więc poszukałam czegoś na ten temat. Żadne aktualne informacje na temat smoków nie zawiera niczego podobnego do tego, co opisałeś, ale znalazłam esej o tworzeniu mitów związanych ze smokami, więc dokładnie się temu przyjrzałam.
Ze stosu tomów przed nią, dziewczyna wyciągnęła wyjątkowo zużytą i zakurzoną księgę, po czym otworzyła ją na stronię, którą poprzednio oznaczyła małym kawałkiem pergaminu. Był tam rysunek stworzony piórem i atramentem, który Hermiona wskazała pozostałym. Obrazek wywołał zdegustowane wyrazy twarzy i przerażone spojrzenia u wszystkich za wyjątkiem Harry'ego i Syriusza. Mężczyźni spojrzeli na siebie, kiwając twierdząco głowami.
- To one. Wyglądają tak samo, jak te, które spotkaliśmy - powiedział Black.
- Rzecz w tym, że ta książka mówi, iż jest to rysunek mistycznej kreatury, która nigdy nie istniała. Historia mówi, że to rasa istot żyjących zarówno na ziemi, jak i w jej wnętrzu. Jest bardzo potężna i inteligenta. Ich serca zostały umiejscowione na niebie, a przez tysiąclecia zmieniały się też ich cechy, jak na przykład zdolność czarnych Wyrm do latania. Ostatecznie stały się latającymi smokami, jakie znamy dzisiaj.
Potter potrząsnął przecząco głową i wzruszył ramionami.
- Nie, Hermiono, one istnieją do dzisiaj. Wyglądają tak samo, jak te na rysunku. Te, z którymi rozmawiałem, przemierzając linie geomantyczne, powiedziały mi, że one wszystkie rodzą się z umiejętnością podróżowania we wnętrzu Ziemi, choć preferują wygrzewanie się w słońcu od przebywania w cieniu, więc niewiele z nich wnika wewnątrz globu.
Panna Granger zmarszczyła brwi, z irytacją wpatrując się w książkę. Nie winiła księgi za to, że ta się myliła, ale była wyjątkowo zdenerwowana na naukowca żyjącego bardzo dawno temu, który to wszystko napisał, tak bardzo myląc się w tym temacie. Zagłębiła się dalej w mitologię, aby sprawdzić, czy nie było jakichś przydatnych informacji o czarnych Wyrmach. Czuła, że powinna wiedzieć, w jaki sposób mogą być w stanie im pomagać, jeżeli Harry twierdził, że rozważają stanie się jego sojusznikami.
Syriusz był ciekawy spotkania chrześniaka z panią Bones, pełniącą funkcję tymczasowego ministra.
- Zapytałem już o to profesora Dumbledore'a. Sądzi, że ona po prostu chciała mi to powiedzieć, na wypadek gdybym chciał być to w zaangażowany. Powiedziałem jej, że to jest jej praca, więc ona i ministerstwo powinni się tym zająć. Wygląda na to, że to jest w porządku. Zdaje się, że moim jedynym obowiązkiem będzie ostateczne rozprawienie się z Voldemortem. Jest postrzegany jak globalne, a nie tylko krajowe zagrożenie w dzisiejszych czasach. Wygląda na to, że to ja mam reprezentować międzynarodową odpowiedź na jego zachowanie.
Słysząc to, mężczyzna spojrzał na chrześniaka smutnym wzrokiem. To straszne, że kogoś tak młodego obciążono aż tak bardzo i smutne, że ów młodzieniec akceptuje ten ciężar jako część swojego życia. Harry dostrzegł smutny wyraz twarzy Syriusza i uśmiechnął się do niego.
- Wszystko w porządku, Łapo. Naprawdę.
Złoty Chłopiec słuchał plotek i przekomarzania się, dopóki nie zauważył Severusa stojącego w drzwiach Wielkiej Sali. Mężczyzna najwyraźniej szukał go wzrokiem. Harry wstał i wyszedł, uprzednio obiecując przyjaciołom, że niedługo wróci.

*

Severus i Kingsley właśnie odbyli bardzo interesującą konwersację z Lucjuszem Malfoyem. Zarówno arystokrata, jak i Shaklebolt byli wobec siebie nieufni. Dopiero zapewnienie Snape'a, że Potter ufa im obu, pozwoliło im przełamać niechęć. Harry wierzył bezgranicznie w to, że dogadają się, kiedy pokonają tę przeszkodę - nawet pomimo faktu, iż prawie nic ich nie łączy.
Lucjusz nie był w stanie odbyć żadnej rozmowy aż do dnia dzisiejszego, więc wciąż był dość słaby. Mężczyzna wyraził swoją wdzięczność Severusowi za gościnę w Domu Salazara oraz za opiekę pani Pomfrey. Nagle Malfoy Manor nie wydawało się Lucjuszowi tak bezpieczne, jak dawniej. Blondyn nie ufał jeszcze swojemu nowemu światu tworzącemu się wokół Harry'ego na tyle, by czuć się swobodnie w tak publicznym miejscu, jak święty Mungo.
Jego zwyczajne zadowolenie z siebie i samokontrola nagle całkowicie się załamały, gdy Snape podzielił się z nim wiadomościami o losach niektórych innych śmierciożerców. Mistrz Eliksirów z pewnością zauważył przerażenie i strach, których Malfoy nie potrafił ukryć, ale dopatrzył się również wściekłości.
- Severusie, powiedziałem ci miesiące temu, że sądzę, iż Czarny Pan kompletnie oszalał. Stał się bardzo tajemniczy. Może nie zachowywał się wobec nas podejrzanie lub jawnie nieufnie, ale nagle przestał chcieć, by jego poplecznicy kręcili się w pobliżu. Narcyza wspomniała, że nawet Bellatriks została odsunięta na bok. Gdy wzywał któregokolwiek z nas, zazwyczaj miał dla nas bardzo specyficzne, konkretne zadanie. Nigdy nie zostaliśmy poinformowani o żadnym większym celu. Jego wężyca, Nagini, nieustannie z nim przebywała. Cały czas do siebie szeptali, choć - oczywiście - żadne z nas nie mogło zrozumieć języka węży, w jakim się porozumiewali. W przeszłości, gdy Czarny Pan coś planował, był z tego bardzo dumny. Nawet, jeśli nie decydował się na podzielenie się szczegółami tego, co robi, często odnosił się do wydarzeń, które przypomną światu o jego wielkości. Tym razem nie powiedział absolutnie nic o swoich planach i ich wpływie, ale był wyjątkowo zadowolony z siebie i pewny skuteczności tego, co ma zamiar zrobić. Po wezwaniu nie usłyszeliśmy od niego kompletnie nic; nie dał znaku życia aż do czasu, gdy zabrał nam moc.
Lucjusz brzmiał na ogłuszonego nawet wtedy, kiedy wyrzucał z siebie słowa.
- Panie Malfoy, pan Potter powiedział nam, że chce przeprowadzić badania na temat Mrocznego Znaku i sprawdzić, czy jest jakiś sposób na zablokowanie tego połączenia, czy można go usunąć. Chce się dowiedzieć, czy da się zrobić cokolwiek, by uniemożliwić Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wysysanie mocy od czarodziejów noszących Znak.
Słysząc to, arystokrata rzucił Severusowi całkowicie niedowierzające spojrzenie.
- Potter? Zgadzam się w pełni, że jego magiczna moc jest prawie nie do pojęcia, ale niektóre najznakomitsze umysły na świecie od lat próbują bez powodzenia pozbyć się Mrocznego Znaku.
Słysząc to, Snape uśmiechnął się, choć z całych sił starał się zetrzeć z ust ten grymas.
- Właściwie, Lucjuszu, przypuszczam, że te badania spadną na jego przyjaciółkę, pannę Granger. Wiedziałeś, że to ona odkryła starożytne, królewskie zaklęcia i nauczyła ich Harry'ego? Dodatkowo będą mieli dostęp do niektórych starożytnych tekstów, z których - jak podejrzewam - są z tego samego okresu, do którego, jak sądzę, sięgnął Czarny Pan w celu skonsultowania sposobu tworzenia Mrocznego Znaku. W tej kwestii jestem raczej optymistą.
Lucjusz przeniósł pełne niedowierzania spojrzenie na Kingsleya, który wydawał się być kompletnie nieporuszony tą częścią konwersacji.
- Jak już mówiłem, panie Malfoy, nie ma żadnego interesu w znalezieniu sposobu chronienia od dalszego odpływu magii czarodziejów posiadających Mroczny Znak. Choć celem jest pozbawienie dostępu do waszej mocy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, ty również będzie w stanie odnaleźć w tym korzyści dla siebie. Chciałbym zadać ci dwa pytania. Mamy zamiar rozpocząć nagłaśnianie historii wpływu rzucenia tego zaklęcia na tych, którzy mają Mroczny Znak. Prorok Codzienny już dziś wieczorem zacznie drukować nekrologi. Zakładam, że większość twoich… współpracowników będzie w jeszcze gorszym stanie, niż ty teraz i będzie im bardzo ciężko zaakceptować wiedzę o zgonach wywołanych tym doświadczeniem. Oni również mogą potrzebować pomocy medycznej, więc chciałbym cię zapytać, czy możemy utworzyć ambulatorium w Malfoy Manor, aby zapewnić potrzebną pomoc w bardziej prywatnych warunkach? A po drugie, profesor Snape i ja sporządziliśmy listę osób noszących Mroczny Znak, więc mógłbym spróbować szybko ich zlokalizować i sprowadzić do Malfoy Manor. Mógłbyś ją przejrzeć i ewentualnie dać nam znać, jeśli uważasz, że są inni, do których również powinienem dotrzeć?
Lucjusz naprawdę nie wiedział, co z tym zrobić. Czy to pułapka - zamierzali zebrać razem wszystkich śmierciożerców i ich zabić? Ufał Severusowi przynajmniej na tyle, żeby wiedzieć, że mężczyzna nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego pozbawionym mocy i bezradnym czarodziejom i czarownic. Potter z każdym dniem stawał się coraz większą zagadką, ale jego gryfoński charakter powinien zapewnić go, że on również nie zrobiłby czegoś podobnego. Coś takiego, jak to, może w przyszłości okazać się zaletą przy minimalnym ryzykowaniu własnej osoby; przynajmniej w chwili obecnej. Kiwając głową, Lucjusz sięgnął po ofiarowaną mu listę.
- Uzgodnię kilka spraw z moim synem, Draco, aby dostosować zabezpieczenia Malfoy Manor do was i tych śmierciożerców, których będziecie chcieli tam zatrzymać. Poproszę go również o utworzenie odpowiedniego miejsca w posiadłości do opieki dla tych, którzy będą jej potrzebować. Dam mu informacje związane z uzdrowicielami, którym zaufałbym w tej kwestii i poproszę go o zaaranżowanie również tego. Wszystko powinno być gotowe do wieczora.
Przejrzał listę i dodał dwa nazwiska osób, które przyjęły Mroczny Znak po tym, jak Severus ostatecznie odłączył się od Czarnego Pana.

*

Severus szybko przejrzał w myślach to, co zostało omówione z Lucjuszem. Harry miał kilka pytań do pomysłu utworzenia ambulatorium w Malfoy Manor. Snape był tam gościem wiele razy, więc opisał małżonkowi dużą salę balową w głównej części domu oraz pawilon znajdujący się w ogrodzie, mający kilka przestronnych pokojów.
- Lucjusz ma godne pozazdroszczenia kontakty w świecie medycyny - zna wielu wykwalifikowanych i bardzo dyskretnych uzdrowicieli. Ponadto zabezpieczenia na Malfoy Manor, rozciągające się na ogrody, są podobno najsilniejsze ze wszystkich rzuconych na prywatne rezydencje w Wielkiej Brytanii. Kingsley, przynieśliśmy tutaj już niektórych śmierciożerców, których dzieci uczą się w Hogwarcie. Jeśli w pewnym momencie zdecydujemy, że należy przenieść ich do Malfoy Manor, zorganizujemy dla nich jakiś transport. A jeśli chodzi o teraz, planujesz złożyć kilku wizytę sam czy wolałbyś, bym ja lub ktokolwiek inny poszedł z tobą?
- Wątpię, że to będzie konieczne. Jeśli celem jest Malfoy Manor, nie oczekuję, że będą mieli jakiekolwiek obiekcje. Jeśli w ogóle będą w stanie protestować, znaczy się. Użyję Świstoklików do transportowania ich, kiedy tylko dostanę współrzędne od młodego Malfoya. Jeśli nie macie nic przeciwko, mam zamiar powiedzieć im, że Harry Potter i Lucjusz oferują im schronienie i możliwość odzyskania sił w Malfoy Manor pod opieką jednych z osobistych uzdrowicieli pana Malfoya. Może tak być?
Harry zgodził się, natomiast Severus udał się ponownie do Wielkiej Sali. Tym razem zamierzał wezwać Draco, by ten mógł porozmawiać z ojcem.
Podczas, gdy młody Ślizgon i Charlie Weasley (Draco nalegał, aby Charlie mu towarzyszył) poszli odwiedzić Lucjusza, Harry zwrócił się do Snape'a:
- Myślisz, że mógłbym zamienić słówko z panem Malfoyem po ich wyjściu?
- Potrafię sobie wyobrazi, że będzie zaszczycony, Harry. O czym chcesz z nim porozmawiać?
- Chcę bardziej szczegółowo wypytać go na temat zmian, które zaobserwował w ostatnim czasie w zachowaniu Voldemorta. Pozostawał z nim w kontakcie jeszcze miesiące po tym, jak porzuciłeś swoją rolę szpiega, więc może, jeśli zrobimy to ostrożnie, w bardziej prywatnym towarzystwie, byłbyś w stanie rozpoznać niewielkie zmiany w strukturze jego planów.
Mistrzowi Eliksirów niemożliwie ulżyło, gdy usłyszał, że Harry chce, żeby on również uczestniczył w tym spotkaniu. Nie było na świecie absolutnie niczego, co zmusiłoby Snape'a do pozwolenia Harry'emu na spotkanie się z Lucjuszem bez jego towarzystwa. Cieszył się, że nie musiał mówić tego wprost.
Po prostu nie ufał Malfoyowi, jeśli w grę wchodził Potter.
- Ponadto Hermiona wspomniała przy mnie o czymś, co powiedział jej Syriusz. Zaoferował jej kilka książek z biblioteczki Blacków na Grimmauld Place, pamiętasz? Remus dostarczył je wczoraj do gabinetu dyrektora. Łapa mówił, że biblioteka jego rodziny jest jedną z największych, prywatnych zbiorów w całej Wielkiej Brytanii; wyprzedzała ją jedynie biblioteczka Malfoyów. Mam nadzieję, że da nam do niej dostęp. I pamiętaj, że Voldemort dał panu Malfoyowi dziennik Toma Riddle'a na przechowanie. To w taki sposób trafił do Hogwartu, kiedy byłem w drugiej klasie. Wrzucił go do kociołka Ginny Weasley, gdy wpadliśmy na Malfoyów na Pokątnej. Naprawdę mam nadzieję, że Voldemort powierzył mu więcej niż tylko ten pamiętnik - być może jakieś księgi?
Snape był rozbawiony faktem, że jego współmałżonek wciąż używa tytułów, kiedy mówi o dorosłych bądź zwraca się do nich; Severus wiedział, że nie ma żadnych nadziei na coś podobnego ze strony Malfoya. Był również pod wrażeniem tego, jak szybko Harry i jego mała banda zdawała się łączyć razem fakty, dochodząc do wielu intrygujących wniosków.
- Doskonały pomysł, panie Potter!
Harry uśmiechnął się szeroko, słysząc tę pochwałę.

*

Podczas gdy Harry i Severus czekali, aż Draco i Charlie opuszczą pokój Lucjusza, by udać się do Malfoy Manor, Snape przyszedł do swojego gabinetu i szybko rzucił na niektóre pergaminy i pióra zaklęcie, które miało notować wszystkie powiedziane słowa, identyfikując przy tym rozmówcę. Gdy będą już w pokoju Malfoya, szybki czar rzucony za pomocą bezróżdżkowej magii uaktywni pióra, więc będą mieli dokładny zapis słów wypowiedzianych na spotkaniu. Jeśli nie przydadzą się do niczego innego, panna Granger będzie miała nowy dokument do przejrzenia - był pewien, że dziewczyna to uwielbia. Dodatkowo taki sposób był o wiele łatwiejszy niż zwykłe robienie notatek.
Potter był wstrząśnięty tym, jak źle wygląda Lucjusz - zmęczony, zamknięty w sobie i słaby, a przecież był jednym z tych szczęśliwców! Jednakże, tak jak przewidywał Severus, ego mężczyzny było wręcz rozdmuchane przez osobistą wizytę Złotego Chłopca. Snape niemalże mógł zobaczyć, jak pracuje jego umysł, kiedy czarodziej zastanawiał się nad możliwymi sposobami wykorzystania tej sytuacji.
- Panie Malfoy, mam nadzieję, że czuje się pan wystarczająco dobrze, aby kontynuować rozmowę ze mną i Severusem.
Miękko (zbyt miękko jak dla Snape'a) arystokrata odpowiedział:
- Proszę, mów mi Lucjusz.
Ku uldze (lub radości) Mistrza Eliksirów - nie był pewien, ku któremu - Harry nie przyjął do wiadomości tej prośby.
- Chcielibyśmy, aby przypomniał pan sobie tak wiele szczegółów na temat zachowania Voldemorta w ciągu minionego roku, jak tylko pan potrafi. Kiedy zauważył pan zmiany, które spowodowały, iż powiedział pan Severusowi, że myśli pan o szaleństwie Czarnego Pana? Jak wiele pan spostrzegł? Jeśli pan pozwoli, panie Malfoy… Severus zaczarował kilka piór w swoim gabinecie, aby móc sporządzać notatki z tej rozmowy, byśmy mogli popracować nad nimi później.
Kiedy mężczyzna skinął twierdząco głową, Mistrz Eliksirów rzucił zaklęcie, aby uaktywnić te wcześniejsze. Prawie godzinę później wrócili do omawiania niektórych z najważniejszych tematów, które przedyskutowali już w obecności Kingsleya. Niemniej jednak tym razem zrobili to znacznie bardziej szczegółowo - dzięki Harry'emu i Severusowi, którzy zadawali mnóstwo pytań.
- Dziękuję za wszystkie szczegóły, panie Malfoy. Mam również nadzieję, że będziemy w stanie odnaleźć jakieś wskazówki co do tego, co może planować Voldemort, jeżeli jest to coś większego niż to, co do tej pory zrobił. Mam jeszcze kilka pytań, jeśli pan pozwoli.
Wprawdzie mężczyzna zdawał się słabnąć, ale po wypiciu filiżanki herbaty dostarczonej przez skrzaty domowe, był gotów do kontynuowania rozmowy.
- Słyszałem o bibliotece w pańskiej posiadłości. Jest znana jako największy prywatny zbiór w czarodziejskiej Wielkiej Brytanii. Potrzebujemy dostępu do bardzo ezoterycznych, starych materiałów, które nie są dostępne w Hogwarcie ani w żadnej innej publicznej bibliotece. Mam nadzieję, że da pan mnie, Hermionie Granger, Severusowi i profesorowi Dumbledore'owi do niej dostęp. Chciałbym również, aby współpracował z nami Draco, jednakże podejrzewam, że on już posiada zezwolenie. Zakładam, że jest pan w posiadaniu tego rodzaju materiałów, których potrzebujemy.
Lucjusz dość szybko się na to zgodził.
- Ponadto, panie Malfoy, wierzę, że pewnego czasu Voldemort powierzył panu część swoich starych ksiąg na przechowanie. Jestem szczególnie zainteresowany wiedzą, czy dał panu takie, które były wyjątkowo stare lub napisane w obcym języku.
Lucjusz był wyraźnie zaskoczony tym pytaniem. Nigdy nie przyznał się do posiadania jakiegokolwiek związku z pamiętnikiem Toma Riddle'a ani Harry'emu, ani komukolwiek innemu w Hogwarcie, mimo to wiedział doskonale, w co wierzył Potter. Pomyślał o wszystkich innych księgach, które powierzył mu Czarny Pan. Z fatalistycznym, mentalnym drżeniem, blondyn uświadomił sobie, że nie ma wyboru. Jego stopy stąpały teraz po ścieżce, którą podążał również Złoty Chłopiec, a nie Czarny Pan. Sekrety i zwierzenia istniejące kiedykolwiek pomiędzy nim, Lucjuszem, a Lordem Voldemortem, nie mogą dłużej być utrzymywane w tajemnicy, jeżeli Potter naprawdę ich potrzebuje.
- Przez lata Czarny Pan podarował mi sporą liczbę różnych ksiąg. Niektóre jedynie na przechowanie, a inne, bym mógł dodać je do swojej prywatnej kolekcji. Trzymałem je wszystkie w specjalnie zabezpieczonej szafie, bo - szczerze mówiąc - nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Większość została napisana w bardzo starym angielskim, choć kilka z nich jest w języku, którego na przestrzeni lat ani ja, ani żaden z moich badaczy nie był w stanie zidentyfikować.
- Jestem pewien, że zdaje pan sobie sprawę, że Tom Riddle otworzył Komnatę Tajemnic, kiedy był w szkole. Ta komnata nie była jedynie domem bazyliszka. W czasie, kiedy w Hogwarcie przebywał Slytherin, Salazar używał jej jako swojego własnego, ustronnego miejsca. Co najważniejsze, to tam znajdowała się jego prywatna biblioteka. Miał niezwykłą kolekcję ksiąg, z czego każda z nich była bardzo rzadko spotykana i niezmiernie cenna. Severusie, szacuje się, że jak wiele woluminów i rękopisów znajdowało się w biblioteczce?
Snape momentalnie zorientował się, co robi jego współmałżonek i był pod wrażeniem. Lucjusz był pozytywnie zaskoczony wiadomością, że biblioteka Salazara przetrwała. Z kolei Harry jasno dawał Malfoyowi do zrozumienia, jaką rolę Snape pełni w jego życiu, podkreślając, że byli w Komnacie Tajemnic razem. Młodzieniec okazałby się całkiem zdolnym Ślizgonem, jeśli zaakceptowałby początkową sugestię Tiary Przydziału. Żaden mieszkaniec Domu Salazara nie byłby w stanie przepuścić takiej szansy.
Mistrz Eliksirów odpowiedział na pytanie Harry'ego:
- Ciężko to dzisiaj określić, ale teraz, kiedy o tym wspomniałeś, pomyślałem, że powinniśmy skatalogować wszystko z tej biblioteki bardzo uważnie. Niemniej jednak ośmielę się sugerować, że może tam być około pięciuset lub więcej ksiąg i rękopisów, włączając w to jego prywatne notatki. Puste pułki najprawdopodobniej przechowywały około dwudziestu bądź trzydziestu woluminów. Podejrzewam, że ty, Lucjuszu, jesteś w posiadaniu przynajmniej kilkunastu z nich.
Oczy Malfoy stały się wyłupiaste, gdy mężczyzna usłyszał tę informację. Czy to możliwe, że miał w zasięgu ręki materiały należące niegdyś do legendarnego Salazara Slytherina?
Jakby czytając w jego myślach, Harry mówił dalej:
- Chciałbym zobaczyć te księgi. Oczywiście, równie dobrze mogą to być po prostu stare księgi, które Voldemort własnoręcznie kupił, ale istnieje też możliwość, że są to książki, które zabrał z Komnaty Tajemnic jako uczeń. Tak czy inaczej, wiedza na temat tego, jakiego rodzaju rzeczy interesowały Toma Riddle'a, czy teraz Voldemorta, może pomóc nam zrozumieć coś więcej o kierunku, w którym zmierza teraz.
Severusowi naprawdę dobrze się bawił. Podobało mu się patrzenie, jak jego stary przyjaciel się skręca. Wiedział, że najlepsze ma dopiero nadejść, więc pozwolił sobie uśmiechnąć się mentalnie na tę myśl. Biorąc pod uwagę to, jak teraz sprawy stoją, rzeczywiście możliwym było, iż Lucjusz stawi się w Malfoy Manor - nawet w pidżamie - kiedy Harry będzie szukał ksiąg Slytherina.
- A te woluminy w obcym języku… Co może mi pan o nich powiedzieć?
- Może być ich około pół tuzina. Czarny Pan dał mi je wszystkie około dwadzieścia lat temu i poprosił, abym trzymał je w dobrze chronionym miejscu. Nie wyglądało na to, że kiedykolwiek później ich potrzebował, bo nigdy więcej nie zapytał o nie. Przyglądałem im się trochę, ale nie rozumiem tego języka. Sprowadziłem swoich badaczy oraz epigrafów o wyśmienitej opinii, którzy również je przeglądali, niemniej jednak język, czy skrypt, nie jest znany.
Słysząc to, Potter skinął twierdząco głową.
- Właściwie, panie Malfoy, uważam, że istnienie tego języka jest doskonale znane bardzo wielu czarodziejom i czarownicom, ale zdolność do mówienia lub czytania w nim posiadają wyjątkowo nieliczni. Jest wysoce prawdopodobne, że te księgi zostały zapisane w języku węży.
Lucjusz sapnął z szoku, słysząc słowa młodego Gryfona.
- Znalazłem kilkanaście tomów napisanych w tym języku, którymi nie przejął się Tom Riddle. Okazały się spisem spostrzeżeń Salazara, które nasunęły mu się na myśl, gdy badał białą magię. Po drugiej stronie biblioteki było puste miejsce. Znajdowało się tam kilkanaście szafek, gdzie powinno znajdować się sporo ksiąg traktujących o czarnej magii, ale zostały stamtąd zabrane. Uważam, że Tom zabrał je wszystkie. Mam nadzieję, że przynajmniej część z nich znajduje się w pańskim posiadaniu i zezwoli mi pan na pożyczenie ich.
Lucjusz wyglądał, jakby potrzebował dłuższej chwili na odnalezienie swojego głosu. Kiedy to zrobił, wszystko, do czego był zdolny, to wypowiedzenie na wydechu:
- Oczywiście, panie Potter.
Poza tym, słowa zdawały się całkowicie go zawieść.
Severus zdążył do tej pory ustalić plan działania, który zmierzał wprowadzić w życie.
- Draco zmienia zabezpieczenia, aby dostosować do nich Kingsleya Shaklebolta, twoich uzdrowicieli i śmierciożerców, którzy będą chcieli przybyć do Malfoy Manor. Szykuje również odpowiednie zakwaterowania, gdzie będzie można dostarczyć im potrzebnej opieki. Mógłbym poprosić go o dodatkowe zezwolenie na otwarcie połączenia Fiuu między biblioteką w twojej posiadłości a biurami pana Pottera w Hogwarcie? Mała grupa chce dostępu do tych materiałów i wolałbym, żeby byli w stanie zrobić to szybko i w miarę prywatnie. Pozwalasz nam usunąć z twojej biblioteki materiały interesujące pana Pottera i zabrać je do jego biur, aby mógł je przejrzeć? Oczywiście, chcemy złożyć te starożytne materiały w dobrze chronionych szafach, gdzie trzymane są również te pozostałe. Jeśli zajdzie taka konieczność, możemy zanieść je z powrotem do Komnaty Tajemnic.
Lucjusz nienawidził rezygnowania z dostępu do takiej nagrody, jak ta, ale nie wyglądało na to, żeby miał jakiekolwiek inne wyjście. Może później będzie w stanie na odwrócenie tej sytuacji na swoją korzyść? Zakładając, oczywiście, że istnieje jakieś „później”. Może poprosi Pottera o niektóre tłumaczenia? Być może uda mu się odwiedzić bibliotekę Salazara? Widział kilka możliwości.
- Oczywiście, Severusie.
- Dziękuję, panie Malfoy. Najpierw poproszę Draco o szybką możliwość zwiedzenia biblioteki. Stworzymy system śledzenia wszystkich zabranych materiałów, więc nie będzie nieporozumień. Ponadto będziemy mieli pewność, że wszystkie książki i inne dokumenty zostaną zwrócone, kiedy skończymy.

*

Gdy Harry i Severus wyszli, Lucjusz poświęcił chwilę refleksji nad faktem, jak absolutnie zdumiewające szczęście miał ten brzydki dupek, Snape, by zostać związanym z Potterem. Kompletnie pomijając już nawet fakt, że chłopak dojrzał i stał się niemożliwie przecudownym młodym mężczyzną, który w dodatku miał moc, Mistrz Eliksirów w zasięgu ręki miał dostęp do osobistej biblioteki Salazara Slytherina i jego prywatnych zapisków! Nic nie zostało powiedziane na ten temat, ale Malfoy przypuszczał, że Potter mógłby przetłumaczyć również te dokumenty, które zostały spisane w języku węży.
Lucjusz nie bywał zazdrosny, mając wszystkie swoje pieniądze, wyjątkowo dobry wygląd i świetny rodowód - albo raczej nie bywał zazdrosny aż do dziś.
- Niech cię szlag, Snape!

 Rozdział 83. Zaskakując wszystkich dookoła

Po obiedzie, mała grupka zebrała się w gabinecie Harry'ego, aby przedyskutować ich wycieczkę do Malfoy Manor w celu zwiedzenia biblioteki. Złoty Chłopiec zastąpił jedną, ogromną salę, dwoma pokoikami. Jeden z nich został przystosowany do spotkań z reprezentantami Ministerstwa Magii lub innych oficjalnych zebrań, z kolei drugi - większy - został wyposażony w duży, dębowy stół i szafki zaopatrzone w sporą ilość pergaminu, piór i atramentu. Otwarto połączenie sieci Fiuu pomiędzy dużym kominkiem w Hogwarcie a biblioteką w Malfoy Manor. Grupka ludzi zgromadziła się wokół stołu - zaliczali się do niej: dyrektor, Severus, Harry, Hermiona i Draco. Młody Malfoy nalegał, by Charlie również się zgłosił, a ten z kolei chciał, by dołączył do nich również Ron.
Harry wyglądał na tak pewnego siebie, jak większość z nich nie widziała go nigdy wcześniej. W przeszłości w powietrzu wokół niego unosiła się nutka rezygnacji - akceptował swój los, ale zawsze dało się dostrzec cień żalu lub zadumy czy nawet gorycz spowodowaną tym, że jego życie nie potoczyło się w innym kierunku. Snape oparł się wygodnie o krzesło i rzucił młodemu czarodziejowi oceniające spojrzenie. Tym razem nie było w nim zadumy, żalu ani rezygnacji. Mistrz Eliksirów odkrył prawdziwą obecność młodego czarodzieja posiadającego misję, której sukces był wszystkim, na czym ów mag się skupiał.
Severus zorientował się, że Albus również to zauważył. Przyglądał się Harry'emu wyjątkowo uważnie zza swoich okularów-połówek. Jego zwyczajowe, wesołe iskierki - dobrego dziadka - zostały zastąpione oczekiwaniem i ciekawością. Hermiona patrzyła na Pottera w zamyśleniu; nie z podziwem czy uwielbieniem, a spokojnym zainteresowaniem. W tym samym czasie, prawie rok temu, Snape zastanawiał się, czy ta dwójka jest przeznaczona do zawarcia małżeństwa, ponieważ wydawali się sobie tak bardzo bliscy. To było dość zaskakujące dla niego - dowiedzenie się, że dziewczyna była zainteresowana właśnie rudzielcem. Spokojnie uznał, że tak naprawdę panna Granger nie miała za grosz wyczucia czasu.
Draco bezwstydnie flirtował z Charliem, próbującym najlepiej, jak potrafił, utrzymać rozmowę, w którą bez problemu mógłby zaangażować się również jego brat.
Gdy Złoty Chłopiec wstał, aby przemówić do grupy, nie było w nim nawet cienia zdenerwowania czy zawahania. Przeszedł dookoła, swobodnie się kołysząc. Jego głos był mocny, a jasne oczy świeciły w determinacji.
- Jak doskonale wiemy, Lucjusz Malfoy bardzo łaskawie dał nam wszystkim dostęp do biblioteki znajdującej się w jego posiadłości. Draconowi i Severusowi udało się otworzyć sieć Fiuu pomiędzy kominkiem w tej sali a tym znajdującym się w bibliotece Malfoy Manor. Nie będziecie potrzebowali hasła, jednakże działa tylko pomiędzy tymi dwoma miejscami. Nie możecie użyć ich, aby dostać się gdziekolwiek indziej. Pan Malfoy zgodził się również na wypożyczenie ksiąg i dostarczenie ich tutaj w celach informacyjnych i badawczych. Chce mieć pewność, że przetrzymujemy jego własność odpowiednio odseparowaną oraz że wszystko powróci do niego, kiedy skończymy. Severus rzucił pewne zaklęcie na biurko znajdujące się nieopodal kominka w bibliotece Lucjusza i w tej komnacie. Wystarczy, że umieścicie na jednym z nich książkę, którą pożyczacie lub chcecie zwrócić, a ona pojawi się w drugim z pomieszczeń. Kiedy już tu będą, proszę, żebyście poukładali je na regałach z tyłu. Starożytne rękopisy i notatki trafią do strzeżonej szafki w gabinecie dyrektora, gdy nie będziemy ich używać. Teraz powiem wam, czego będziemy szukać. Wszyscy mają swoje perspektywy, prawda? W chwili obecnej moją największą obawą jest to, co zrobi Voldemort, kiedy zda sobie sprawę z tego, jak dokładnie zniszczyłem jego plan. Najprostszym działaniem wydaje się po prostu ponowne rzucenie zaklęcia snu, a to martwi mnie najbardziej. Nie jestem pewien, czy będę mógł obudzić wszystkich po raz kolejny; wciąż jestem trochę słaby po pierwszej próbie. Czyste zaklęcie snu, bez żadnych komponentów zastoju, zapewni go, że czarodzieje i charłacy umrą tak samo, jak Riddle zamierzał zabić mugoli. Aby ponownie rzucić zaklęcie, Voldemort będzie musiał skorzystać z mocy tych, którzy posiadają Mroczny Znak, ponieważ jego własna magia nie pomoże mu tego dokonać. Biorąc pod uwagę to, co zrobił po raz pierwszy, jestem pewien, że będzie zdolny do wszystkiego, by zdobyć potrzebną mu moc bez względu na to, co to zrobi z tymi, którym ową magię zabiera. Myślę, że natychmiastowo musimy zerwać to źródło jego zasilania i to właśnie jest moim priorytetem.
Raczej nietypowo, to najmłodszy Weasley odpowiedział jako pierwszy - z jeszcze bardziej niecharakterystycznym, zamyślonym wyrazem twarzy.
- Zakłócenie sposobu zasilania wroga jest zawsze dobrym posunięciem. Idę o zakład, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać budował swoje plany, jakiekolwiek by one nie były, na fakcie, że ma dostęp do całej mocy wszystkich swoich śmierciożerców. Pozbawienie go tego dostępu będzie oznaczało, że zostanie zmuszony do wymyślenia czegoś nowego. Podobnie jak w szachach, nieoczekiwane posunięcie przeciwnika może zniszczyć najlepszy plan gry, czyniąc go całkowicie bezużytecznym. Musisz z miejsca wymyślić coś innego, a to jest trochę trudniejsze. Możesz popełnić błędy.
Wesołe iskierki powróciły do oczu Dumbledore'a, gdy starzec spojrzał z uznaniem na Rona.
- Zgadzam się z wami oboma, zarówno w przypuszczeniu, jak Tom zachowa się, kiedy zda sobie sprawę, że jego plany zostały zniszczone, jak i z korzyści płynących z odcięcia jego dostępu do mocy wszystkich noszących Mroczny Znak. Jednakże, zdecydowanie o tym, co chcemy zrobić, jest jedynie częścią naszego problemu. Najważniejsze jest raczej to, jak. Lata temu, gdy Tom zaczynał naznaczać swoich zwolenników, wielu z nasz studiowało ów Znak, podobnie zresztą jak sam rytuał tworzenia go, aby zobaczyć, czy możemy wpływać na jego użycie. Obawiam się, że mogliśmy coś przeoczyć, nie mając wtedy nawet pojęcia o jego głównym celu. Niemniej jednak, nie byliśmy w stanie ani go usunąć, ani zablokować działania przypuszczalnego przeznaczenia.
Draco milczał, gdy Dumbledore mówił. Zastanawiał się, jakich „nas” ma na myśli dyrektor - bez wątpienia to kolejny gryfoński sekret, który nigdy nie zostanie powierzony jemu, jako Ślizgonowi. Szczególnie zaintrygowało go stwierdzenie, że studiowali zarówno sam Mroczny Znak, jak i rytuał. Jak, do diabła, mogli mieć o tym jakiekolwiek pojęcie? Od lat on sam prześladował swojego własne ojca, by choć mgliście czegokolwiek się o tym dowiedzieć, a ten - zazwyczaj otwarty dla Draco, kiedy coś go zainteresowało - zwracał się do niego chłodno i odmówił podania jakichkolwiek informacji. A potem to uderzyło Malfoya jak kubeł lodowatej wody. Snape! Czy to możliwe, że zawsze był związany z Dumbledore'em i jasną stroną - że przyjął Mroczny Znak, aby szpiegować? Jedyną rzeczą, którą powiedział Lucjusz swojemu synowi na temat rytuału naznaczania było to, iż zawiera on śluby tajemnicy. Naruszenie tego ślubowania było karane okrutną śmiercią z rąk samego Czarnego Pana. Oczy młodego Malfoya przeniosły się na Severusa. Zdumienie i podziw wyraźnie malowało się na jego twarzy, kiedy w końcu udało mu się zrozumieć rolę, jaką ten mężczyzna odgrywał od lat.
Snape zdawał się być świadomy wzroku Draco, ale stanowczo odmawiał zwrócenia spojrzenia bądź zrobienia czegokolwiek, co mogłoby potwierdzić przypuszczenia Malfoya. Z kolei Harry zauważył wyraz twarzy Ślizgona - dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie, co reprezentował. Kiedy w końcu Draco skierował swoją uwagę z powrotem na Pottera, ten w odpowiedzi skinął głową, aby potwierdzić, że Severus w rzeczy samej był wyjątkowo odważnym i niezwykłym człowiekiem.
Dumbledore wyjaśnił działanie srebrnej taśmy owiniętej wokół przedramienia Snape'a - miało nie pozwolić Voldemortowi dotrzeć do Mistrza Eliksirów. Sam proces był szczególnie skomplikowany. Wymagał zarówno wyjątkowych umiejętności, jak i sporej siły magicznej. Co gorsza, potrzebna była do tego fizyczna obecność i współpraca posiadacza Mrocznego Znaku. Severus odezwał się, aby to wyjaśnić:
- Prawie godzinę zajęło utworzenie tej taśmy i zabezpieczeń, chroniących mnie przed Czarnym Panem. Nawet jeśli niektórzy z nas nauczyliby się, jak to zrobić, logistyka i terminy są całkowicie przeciwko nam, jeżeli mamy to zastosować na każdym śmierciożercy po kolei. Ponadto, mam tę taśmę na przedramieniu, a Voldemort wciąż był w stanie dostać się do mojej mocy. Wprawdzie nie do tego stopnia, co pozostałych, ale nie byłem całkowicie przed tym zabezpieczony.
Harry kontynuował:
- Pan Malfoy powiedział mi, że ma kilka ksiąg napisanych w dziwnym języku, które Voldemort dał mu na przechowanie lata temu. Mam nadzieję, że są to tomy Salazara Slytherina oraz zawierają informacje, które nam pomogą. Voldemort już dawno stworzył Mroczny Znak i dowiedział się, jak przeprowadza się rytuał, więc może nie były mu już potrzebne pomocnicze księgi, z których korzystał początkowo. Właśnie one i inne tomy podarowane panu Malfoyowi przez Voldemorta są moim priorytetem.
Hermiona zerknęła w jedną ze swoich stale obecnych list.
- Myślę, że następnie będziemy potrzebowali starożytnych ksiąg. Chciałabym znaleźć takie, które traktują o starych zaklęciach lub ich historii, magii Ziemi i liniach geomantycznych, mitach o stworzeniu smoków, czarodziejskich taktykach i strategiach walk oraz wszystkie, które mogą zawierać cokolwiek na temat demonów lub ich przyzywania.

*

Kiedy ostatni członek zespołu badawczego przeszedł przez kominek podłączony do sieci Fiuu, wychodząc w bibliotece Malfoy Manor, Draco wyjaśnił im rozkład i wskazał obszary, gdzie najprawdopodobniej mogą znaleźć się księgi na szukane tematy. To była ogromna przestrzeń z masywnymi, mahoniowymi regałami wznoszącymi się aż do sklepienia sufitu Gobeliny zajmowały wszelkie wolne miejsca na ścianie, które tylko nie zostały schowane księgami. Były tam również stoliki z wygodnie wyglądającymi, rozproszonymi po całym pomieszczeniu krzesłami - nad każdym z nich w powietrzu wisiał zaczarowany świecznik, by w razie potrzeby umożliwić czytanie w danym miejscu.
Ron opuścił grupę zaraz po tym, jak wskazano mu miejsce, w którym znajdują się księgi dotyczące strateg walk. Draco wyrzucił z siebie przeprosiny, mówiąc, że materiał w tej sekcji nie był uaktualniony od 1701 roku, czyli od czasu śmierci Abraxasa Malfoya - ostatniego członka rodziny, który interesował się tym tematem.
Pozostali chcieli zobaczyć całą bibliotekę, więc Draco oprowadził ich po niej, ostatecznie zatrzymując się przy dość monotonnie wyglądając wnęce ogromnego pomieszczenia.
- To tutaj mój ojciec trzyma specjalny materiał - rzeczy, którymi na ogół z nikim się nie dzieli.
Draco za pomocą różdżki stuknął w kilka ksiąg, po czym półki powoli zaczęły się od siebie odsuwać - górna półka jednej przesunęła się w prawo, kolejna w lewo. Ostatecznie przesunęła się każda, w końcu odsłaniając przytulny pokój z wygodnie wyglądającymi fotelami tuż przy ogromnym, lśniącym stole mahoniowym. Dało się tam dostrzec również kilka mniejszych regałów, na których Lucjusz przechowywał różne księgi i pergaminy - niektóre wyjątkowo stare, inne wydano raczej niedawno. Harry'emu udało się wyczuć zaklęcie prywatności, gdy wszedł do pomieszczenia. Nie było szczególnie różne od czaru rzuconego przez Salazara Slytherina na swoją własną bibliotekę w Komnacie Tajemnic, choć czas sprawił, że nie było ani stęchlizny, ani pyłu.
Snape dostrzegł kilka niewielkich ksiąg, które wyglądały zupełnie jak te, które Harry zabrał z biblioteki w Komnacie Tajemnicy. Podszedł do nich natychmiast i wziął je. Złoty Chłopiec spojrzał na nie krótko, po czym potwierdził, że są to księgi Salazara napisane w języku węży. Pozostali otoczyli ich z wielkim zainteresowaniem. Draco wyprzedził ich wszystkich, chcąc zobaczyć tak starożytny dokument napisany w tak rzadkim i mało znanym języku. Dla oka każdego, kto nie był wężousty, napisy wyglądały jak niezrozumiałe bazgroły blaknące na bardzo starym pergaminie. Trochę szokujący okazał się fakt, że Harry instynktownie może to odczytać.
Do stosu rosnącego na biurku dołączyło również kilka innych starożytnych tekstów, które zostały podarowane Malfoyowi przez Voldemorta. Większość ksiąg o wątpliwej legalności znajdujących się w pomieszczeniu traktowało o mrocznej magii. Wydawało się raczej mało prawdopodobne, że pomogą im w poszukiwaniach. Severus miał właśnie zasugerować, iż powinni wrócić do głównej części biblioteki, kiedy zauważył, że panna Granger klęczy przed jednym z regałów, grzebiąc wśród ksiąg i wyjmując te, które zostały schowane tuż za nimi. Uklęknął obok niej, by zobaczyć, co znalazła, po czym natychmiastowo pożałował tej decyzji. Były to księgi o niewoli i zniewoleniu, żenujący dowód tego, co - jak Snape przypuszczał - stało się jednym z wielu zboczeń Lucjusza. Ku jego zaskoczeniu, panna Granger czytała tytuły i układała je w stos, jakby zamierzała zabrać do Hogwartu coś, co mogło z powodzeniem zostać uznane jako czarodziejska pornografia.
- Myślę, że pan Malfoy spędził dużo czasu na przestrzeni tych wszystkich lat, uważnie studiując naturę Mrocznego Znaku. Być może próbował nawet dowiedzieć się, jak go usunąć, Harry. Ma tutaj cały zapas książek traktujących o niewoli i zniewoleniu.
Severus usiadł na piętach. Na jego twarzy wyraźnie dało się dostrzec wyraz zaskoczenia i szacunku do panny Granger. To było dokładnie to, co Mroczny Znak narzucał na ludzi wystarczająco zagubionych, by go przyjąć!
Szczególnie podczas tych długich lat po tym, jak zaklęcie uśmiercające odbiło się od Harry'ego i trafiło prosto w Czarnego Pana, a ten zniknął, Lucjusz bez wątpienia chciał pozbyć się Mrocznego Znaku. Niektóre z tych ksiąg wyglądały na dość nowe - inne z kolei na nieco starsze, co ostatecznie potwierdzało, że to prywatna kolekcja Malfoya, a nie coś, co dostał od Voldemorta.
Severus pomógł Hermionie ustawić wszystkie znalezione księgi na biurku, łącząc je w duży stos wraz z tomami Salazara.
Charlie Weasley zaczął już przemierzać całe pomieszczenie, dokładnie sprawdzając każdą półkę. Sprawdzał, czy istnieją jakiekolwiek inne materiały ukryte za księgami w pierwszym rzędzie. Snape udał się na drugi koniec pokoju, by zbadać tamte regały i wziął się do pracy. Gdy spotkali się na samym środku, doszli do wniosku, że Hermiona znalazła jedyny materiał, który Lucjusz potrzebował ukryć nawet w najbardziej prywatnym i zabezpieczonym pomieszczeniu, choć Charlie znalazł kilka innych ksiąg, które odnosiły się do smoków. Ostatecznie układał je właśnie na stoliku.
Albus przez chwilę przyglądał się księgom i pergaminom ułożonym na biurku.
- Pozwolę sobie zasugerować, by Harry i Severus wrócili teraz do Hogwartu razem z tymi dokumentami. Draco, ty mógłbyś zamknąć z powrotem prywatny pokój swojego ojca. Reszta z nas może poświęcić nieco więcej czasu na rozejrzenie się w głównej części biblioteki, zanim wrócimy.

*

Petunii Dursley szło dzisiaj nieco lepiej w szklarni. Z większą łatwością unikała prób roślin złapania lub uderzenia jej. Była też nieco bardziej przekonana do podążania za instrukcjami obcinania dojrzałych liści roślin - dziś wyznaczono ją do zbierania ich. Wciąż uważała całą tę sytuację za dość groteskową, ale przynajmniej uważała, że zaczyna zdobywać kompetencje w swoim zdaniu.
Młody mężczyzna, który reprezentował niesamowite podobieństwo do młodszego z książąt Wielkiej Brytanii, podszedł, by móc odebrać od niej liście. Kobieta momentalnie zerwała ten, z którym do tej pory walczyła. Podając mu sporą ich ilość, pani Dursley zapytała:
- Masz jakiekolwiek pojęcie, do czego to jest wykorzystywane?
Rozpoznając kogoś, kto najprawdopodobniej był tak samo niezaznajomiony z magią, jak on, młodzieniec odpowiedział:
- Żadnego. Zbieram koszyki od różnych ludzi i zanoszę je do jednego z pokoi znajdującego się w miejscu, które wszyscy nazywają lochami. Niektóre z rzeczy w koszach wyglądają tak, jak powinny normalnie, ale pozostałe… Zazwyczaj kilka jest szczelnie zamkniętych, a z nich wydobywają się nienaturalne dźwięki, choć brzmią trochę jak płacz. To naprawdę dziwne.
Słysząc ostatnie stwierdzenie, kobieta wywróciła oczami na znak, że się z nim zgadza. Mężczyzna kontynuował:
- Dowiedziałem się jedynie, że mam w sobie trochę magii. Powiedziano mi, że jestem charłakiem. Wiedziałaś cokolwiek o tym świecie, zanim to wszystko się stało?
To nie było dobre pytanie, które można byłoby zadać Petunii, ponieważ kobieta naprawdę nie potrafiła kontrolować jadu, który włożyła w swoją odpowiedź:
- Wiedziałam, że ludzie w mojej rodzinie byli magiczni - zarówno moja siostra, jak i mój siostrzeniec, dziwadła. Chłopak chodzi teraz tutaj do szkoły. To właśnie w taki sposób zostałam tutaj przyciągnięta, gdy to się stało.
- Więc nie byłaś zadowolona, kiedy dowiedziałaś się, że ty również masz w sobie magię?
Petunia wyglądała na obrażoną.
- Oczywiście, że nie mam magii! Jestem normalną osobą, a to wszystko, to wielkie nieporozumienie.
Młody mężczyzna rzucił jej smutne spojrzenie, kiedy podnosił swoją kolekcję koszy i żegnał się z nią.
- Przykro mi, ale jedynie ci z nas, którzy mają w sobie magię, są teraz obudzeni. Wszyscy pozostali jeszcze śpią. Miłego dnia.
Petunia miała ogromną ochotę zapytać młodzieńca, czy ktokolwiek powiedział mu kiedyś, że najprawdopodobniej spokojnie mógłby uchodzić za młodszego z książąt, ale zdecydowała się tego nie robić. Wzięła filiżankę herbaty ze stolika na tyłach cieplarni, na którym znajdował się również czajnik (niesamowite, że oni zawsze mają dostępną gorącą herbatę - nawet w takim miejscu, jak to; bez prądu!), po czym chwilę później dołączyła do niej młoda kobieta, zapewne w okolicach dwudziestki. Usiadła obok.
- Czyż nie jest czarujący? Książę, a wcale nie powściągliwy czy nadąsany.
Pani Dursley spojrzała na młodą kobietę, a następnie przeniosła wzrok na oddalającą się postać młodzieńca, z którym rozmawiała zaledwie kilka sekund temu.
- On nie może być…
- Och, tak. To on. Okazało się, że zarówno on, jak i jego brat są charłakami. Mój mąż był jednym z pracowników ministerstwa, którzy dostarczyli ich tutaj prosto z pałacu. Ich rodzinę przeniesiono do świętego Mungo. Tak poza tym, jestem Amaranth Savoy. Dziesięć lat temu skończyłam Hogwart. Biorąc pod uwagę to, co się teraz dzieję i fakt, że mój mąż pracuje prawie przez całą dobę, zasugerował, bym zabrała dzieci i zatrzymała się tutaj na trochę.
- Zatrzymałaś się w dormitorium?
Petunia nie widziała żadnych rodzin w pokojach przygotowanych na terenie Hufflepuffu, ale z pewnością były jeszcze inne.
- Och, nie, mamy namiot. Większość rodzin z dziećmi zatrzymało się w namiotach, tak jest zdecydowanie łatwiej. Profesor Dumbledore pozwolił nam rozbić je na terenie błoni, wewnątrz zabezpieczeń szkolnych.
- To nie jest strasznie niewygodnie?
Pani Dursley przypomniało się, jak lata temu Vernon kupił Dudleyowi namiot, by mógł spędzić z harcerzami całą noc. Młodzieniec był tak niezadowolony, że nalegał, by opiekun zadzwonił do jego ojca. Vernon odebrał Dudleya o jedenastej wieczorem, zostawiając namiot na polu. Jej syn nigdy nie wrócił do harcerstwa.
Amaranth spojrzała na Petunię ze zrozumieniem.
- Jesteś nowa w świecie magii, prawda? - Kiedy pani Dursley skinęła głową, potwierdzając, kobieta kontynuowała: - Nasze namiot nie wygląda na duży z zewnątrz, ale ma dwie sypialnie, dwie łazienki, małą kuchnie i salon całkiem sporych rozmiarów.
Nie widząc żadnych mały dzieci kręcących się dookoła, Petunia zdecydowała się o nie zapytać.
- Róża ma dopiero pięć miesięcy, a mały Harry trzy latka. Profesor Dumbledore kazał skrzatom domowym stworzyć piękny plac zabaw dla dzieci, znajdujący się tuż obok kuchni. Ponadto przyprowadziłam tutaj własne elfy. Mogą pomóc w Hogwarcie, jednocześnie mając na oku dzieci za mnie, kiedy ja pomagam.
W umyśle pani Dursley wykreowało się pewne pytanie. Debatowała mentalnie, czy naprawdę chce się dowiedzieć i czy odpowiedź nie pogorszy jej humoru. Ostatecznie ciekawość zwyciężyła.
- Czym są skrzaty domowe, jeśli mogę spytać?
Amaranth nie śmiała się z niej; w jej głosie dało się doszukać jedynie lekkiego rozbawienia.
- Racja, nowa w świecie magii. Skrzaty domowe są magicznymi stworzeniami, które - bardziej niż cokolwiek innego - uwielbiają czarodziejskie posiadłości. Niektóre z nich są związane jedynie z budynkiem, jak te tutaj, w Hogwarcie. Z kolei pozostałe wiążą się z daną czarodziejską rodziną, jak te dwa, które przyprowadziłam ze sobą. To właśnie dlatego mogę im zawierzyć, powierzając skrzatom małe dzieci. Chciałabyś może zjeść obiad w moim namiocie? Już prawie pora. Możemy podskoczyć do namiotu, a ja poproszę Aulie lub Yopera, by dostarczyły nam trochę kanapek. Jeśli nigdy nie widziałaś czarodziejskiego domu, możesz uznać to za całkiem ciekawe doświadczenie.
Petunia czuła przed tym sporą obawę: mimo wszystko, to była kobieta, która żyła z rodziną w namiocie, a ponadto powierzyła własne dzieci skrzatom domowym, zamiast zająć się nimi osobiście. Jednakże Amaranth była pierwszym magicznym człowiekiem, który zdawał się być dla niej miły, a ona sama czuła się wyjątkowo samotna. Ostatecznie pani Dursley stanęła na dziedzińcu, na którym rozbito niemalże dwadzieścia namiotów - większość z nich była niższa od niej, a żaden nie przekraczał wielkości najmniejszej sypialni na Privet Drive.
Amaranth zatrzymała się przed wejściem do jednego z małych namiotów i gestem kazała Petunii wejść do środka, co kobieta uczyniła z pewnym lękiem. Całkowicie oszołomił ją widok, który ukazał się jej oczom zaraz po wejściu. Zobaczyła - dokładnie tak, jak opisała jej młoda towarzyszka - sporej wielkości salon z kuchnią nieco na uboczu. Dostrzegła również drzwi, prowadzące zapewne do sypialń i łazienki. Mózg pani Dursley z trudem pogodził wymiary namiotu, które widziała zanim do niego weszła oraz to, co dostrzegła po wejściu do środka. Kiedy starała się to wszystko przetrawić, jej twarz stała się wyjątkowo blada - do tego stopnia, że Amarant wezwała Aulie, która zawsze wiedziała, co robić, kiedy ktoś był chory lub ranny. Petunii wystarczyło jedno spojrzenie na małego skrzata domowego, kiedy ten pojawił się z cichym „pop”, po czym jej oczy wywróciły się do wnętrza czaszki, a ona sama zemdlała.

*

Harry i Severus owocnie spędzili kilka godzin. Gryfon w skrócie streścił współmałżonkowi tematy ksiąg Salazara, które zabrali z prywatnej biblioteki Malfoya. Zidentyfikowali kilka fragmentów, które mogły być genezą pracy Voldemorta nad Mrocznym Znakiem. Gdy Potter pracował nad tłumaczeniem, Snape czekał, aż pozostali wrócą z Malfoy Manor. Mężczyzna wykorzystał tymczasowy zastój w pracy na wizytę w laboratorium eliksirów w lochach w celu sprawdzenia, jak idzie tam praca. Wszystkie kociołki były w użyciu. Profesor czuł, że był to niezwykle inspirujący widok - one wszystkie będące wykorzystywanymi do tak produktywnego celu przez ludzi, którzy wiedzieli, co robią i byli z tego dumni - w przeciwieństwie do typowej lekcji eliksirów, gdzie zawsze przynajmniej dwa lub trzy kociołki grożą bezpośrednim niebezpieczeństwem wybuchu z powodu głupoty uczniów, którzy nie zwracają najmniejszej uwagi na instrukcje! Bardziej jako wyraz poparcia i uznania, niż potrzeby nadzoru, Severus wolno przeszedł przez pomieszczenie, zatrzymując się i komentując (nawet komplementując) wykonywaną pracę. W sali znajdował się kosz pełen eliksirów uspokajających i uzupełniających krew, więc mężczyzna rzucił na niego urok lekkości, po czym wziął go i poszedł zobaczyć się z panią Pomfrey. Miał zamiar dostarczyć mikstury i sprawdzić, czy nastąpiła jakakolwiek zmiana na liście potrzebnych eliksirów.
Snape znalazł pielęgniarkę w jej biurze, która robiła sobie jedną z krótkich, rzadkich przerw, podczas których piła herbatę. Sukcesywne rzucenie zaklęcia zastoju zdjęło z jej barków nieco ciężaru, ponieważ kobieta nie musiała już podejmować żadnych kroków aktywnej opieki nad śpiącymi mugolami w Hogwarcie. Niemniej jednak, wraz z nowościami dotyczącymi katastrof w zewnętrznym świecie, wyraziła zgodę na przyjęcie niektórych byłych uczniów i ich rodzin jako pacjentów. Skutki czaru rzuconego przez Voldemorta, pozostawiło czarodziejów i czarownice (podobnie jak i mugoli) na pastwę wypadków i wpływu różnego rodzaju urazów. Pani Pomfrey ucieszyła się, widząc Mistrza Eliksirów i zabrała od niego koszyk mikstur.
- Dziękuję za to, Severusie. Mogę prosić, abyś kazał swojemu zespołowi uwarzyć szybko trochę eliksirów regenerujących nerwy? Ten rodzaj obrażeń jest widoczny zarówno tutaj, jak i w świętym Mungo i kilku innych szpitalach. Są to zwykle poważne uszkodzenia nerwów wszelkiego rodzaju kończyn. Zużyliśmy mnóstwo Szkiele-Wzro, ponieważ ma bardzo długi okres przydatności do spożycia, a ty udzieliłeś nam ogromnej pomocy eliksirami regenerującymi krew. Wydawać by się mogło, że wszyscy muszą radzić sobie z uszkodzeniami komórek nerwowych, a leczenie bez odpowiedniego eliksiru nie działa na wszystkich.
- Oczywiście, Poppy. Grupa ludzi pracujących teraz nad miksturami w lochach jest całkiem kompetentna do ważenia ich, polecę im zabranie się za to od razu. Przyniosłem dość dużą ilość eliksiru uspokajającego - czy to wystarczy na jakiś czas, czy oczekujesz, iż zostanie uważone jeszcze trochę?
- Niestety wciąż potrzebujemy mnóstwo tej mikstury. Charłaki skutecznie wyprowadzają mnie z równowagi. Niektórzy z nich nie przyjmują dobrze swojego pierwszego kontaktu z magicznym światem. Większość z nich wprawdzie pogodziła się z faktem, że portrety się ruszają, ale zdarzają się tacy, którzy wciąż mają problem z tym, że postacie w ramach starają się wciągnąć ich w rozmowę. A dzisiaj ta kobieta - pani Dursley, jak sądzę ciocia Harry'ego - zemdlała tuż po zobaczeniu skrzata domowego. Teraz, chwilowo, wszystko jest w porządku, ale wzięła już trzy dawki eliksiru uspokajającego, a to wszystko, co mogliśmy zrobić, aby uchronić ją od hipowentylacji.
Severus utkwił w pani Pomfrey zaciekawione spojrzenie, po czym zapytał:
- Pani Dursley wciąż jest tutaj? Chciałbym zamienić z nią słówko. Jeśli potrzebuje eliksiru uspokajającego, z chęcią go jej dostarczę.
Poppy była wyjątkowo szczęśliwa, że nie musi mieć do czynienia z Petunią, więc wyjęła fiolkę mikstury z koszyka przyniesionego przez Severusa', po czym podała mu ją.
- Leży na trzecim łóżku na tyłach pomieszczenia przy oknach. W tym temacie również panikowała, wręcz desperacko potrzebowała posłania przy nich.
Mistrz Eliksirów znalazł Petunię tam, gdzie Poppy wskazała. W rzeczy samej był bardzo zadowolony komentarzem pani Pomfrey na temat strachu, którego ciotka Harry'ego doświadczała, nie będąc przy oknie. Kobieta leżała na poduszkach, a jej kolana przykrywał koc. Miała zamknięte oczy, choć raczej drzemała, a nie spała. Zamarła tak szybko, jak tylko zorientowała się, że ktoś zatrzymał się tuż obok jej łóżka. Mężczyzna przywołał na twarz najgroźniejszy wyraz, wyprostował się i stanął tak, by jego oblicze było pierwszą rzeczą, którą Petunia zobaczy po otwarciu oczu. Był wyjątkowo usatysfakcjonowany wyrazem czystego przerażenia na jej twarzy, kiedy zdała sobie sprawę z jego obecności.
- Pani Dursley, jestem Severus Snape.
Kiedy kobieta patrzyła na niego w niemym przerażeniu przez kilka minut, mężczyzna wykorzystał okazję, by szybko zagłębić się w jej umysł za pomocą legilimecji. Mistrza Eliksirów wciąż nawiedzał moment, w którym Harry'ego uderzyło wspomnienie oczywistego bólu, gdy młodzieniec pocierał rękę, jakby go bolała, podczas kiedy dyskutowali o formalnej kolacji. Harry nie powiedziałby mu, co się stało, ale Snape był całkowicie pewien, że ktoś coś mu zrobił. Miał poważne podejrzenia, że zrobiła to właśnie ta kobieta znajdująca się przed nim i chciał dowiedzieć się, co się wydarzyło. Nie zajęło mu dużo czasu znalezienie wspomnienia owego wydarzenia. Włożyła rękę chłopca pod wrzącą wodę w celu ukarania go za proste dotknięcie części jej zastawy stołowej, po czym kazała mu wejść do komórki pod schodami i zablokowała drzwi. Harry siedział tam, gdy ona i jej rodzina dobrze bawili się na kolacji. Ten widok sprawił, że samokontrola Snape'a niemalże ulotniła się całkowicie, choć wciąż było jej na tyle wystarczająco, by mężczyzna nie zaczął dusić jej gołymi rękoma tu i teraz. Pomyślał o tym, ale wiedział, że Harry by tego nie pochwalił - to jedyny powód, dla którego tego nie zrobił. Niemniej jednak Severus zamierzał się zemścić - czuł, że zemsta w jego własnym sercu nie wystarczy.
Z kolei Petunia była absolutnie przestraszona widokiem oblicza najbardziej strasznego człowieka, jakiego kiedykolwiek widziała. Czarne oczy patrzyły na nią z wrogością, a na pociągłej twarzy dało się dostrzec szyderczy wyraz. Był całkowicie przerażający. Kiedy doświadczyła chwili zdekoncentrowania tuż po tym, jak czarodziej się przedstawił, doszła do wniosku, że zostało to spowodowane absolutnym przerażeniem wywołanym widokiem tej twarzy sekundy po przebudzeniu się z drzemki. Próbując się opanować, Petunia nie dostrzegła machinalnego gestu mężczyzny, który machnął niejasno ręką w jej kierunku.
- Pani Pomfrey wspomniała, że prawdopodobnie potrzebuje pani jeszcze jednego eliksiru uspokajającego, więc zaoferowałem, że go dostarczę. - Petunia niechętnie wyciągnęła rękę, by wziąć od czarodzieja fiolkę z wspomnianym eliksirem, którą szybko opróżniła. - Nie zostaliśmy sobie przedstawieni, ale jestem związany z pani siostrzeńcem, Harrym.
Pomimo wpływu eliksiru uspokajającego, wspomnienie imienia Pottera wywołało potok słów pełen podłości.
- To okropny chłopak! To wszystko jego wina. Jego i jego rodziców, tych dziwaków! Och, jak bardzo żałuję, że nie zginął wtedy razem z nimi! To powstrzymałoby te wszystkie problemy.
Teraz Snape zrozumiał, dlaczego Remus ją uderzył. Niemniej jednak miał pewność, że Harry nie wybaczy mu, że przeklął tę sukę do szaleństwa - tutaj, bez kogokolwiek, kto mógłby go zatrzymać. Jednakże, utrata Złotego Chłopca była zbyt wielką ceną za chwilę przyjemności.
- Jak powiedziałem, jest ze mną powiązany. Nie będę tolerował takiego braku szacunku okazywanego względem niego lub mnie.
Petunia, która najwyraźniej przez moment zapomniała, że Severus wciąż przy niej stoi, ponownie skupiła na nim całą swoją uwagę.
- Na jakiej zasadzie działa to związanie, o którym mówiłeś? Ktoś już wcześniej wspomniał to określenie.
Mistrz Eliksirów wzruszył lekko ramionami, odpowiadając:
- To rytuał, który łączy dwie magiczne istoty. To rodzaj związku, łączącego bardzo silne i całkowite partnerstwo.
Kobieta przez kilka sekund przyswajała usłyszane informacje, po czym nagle miała więcej do powiedzenia:
- Na Boga, to brzmi jak małżeństwo! - Słysząc to, Snape wzruszył jedynie ramionami. - To znaczy, że jesteś poślubiony temu dziwakowi? Pomijając wszystko inne, on jest homoseksualistą? Tego już za wiele!
Obiecał sobie, że nie zabije Petunii, więc zareagował w sposób, przez który przez resztę życia będzie wstydził się zachowania godnego Freda i George'a Weasleyów.
- Nie będziesz mówić w ten sposób o Harrym. Nigdy. W przeciwnym razie będziesz przez to cierpieć.
Tym razem ruch ręki Severusa w jej kierunku był nieco bardziej oczywisty. Choć Petunia zamarła, zdała sobie sprawę z faktu, że niczego nie poczuła.
- Jesteś zwykłym pedof… - Słowa Petunii zostały przerwany przez jej własne, głośne beknięcie. Wyglądając na bardzo zażenowaną, szybko rozejrzała się dookoła, by zobaczyć, czy ktokolwiek to usłyszał. Zaczęła znowu: - Musisz być tak zdegustowany i…
Tym razem jej tyradę przerwał charakterystyczny dźwięk wydzielania gazów z organizmu. Na wypadek, gdyby kobieta przegapiła główny sens, mężczyzna pochylił się nad nią trochę bardziej, mówiąc bardzo cicho:
- Pani Dursley, z każdą próbą mówienia źle o Harrym, bez względu na to, czy mowa o nazywaniu go dziwakiem, życzeniu mu źle lub atakowaniu kogokolwiek przez wzgląd na asocjację bądź admirację tej osoby względem niego, będzie pani doświadczać głośnych i niekontrolowanych wzdęć. Nikt inny nie będzie o tym wiedział, pod warunkiem, że będzie pani trzymać język za zębami. W przeciwnym wypadku będzie pani cierpieć wstyd za każdym razem, kiedy z pani ust padną słowa oczerniające mojego współmałżonka.
Snape odwrócił się na pięcie i ruszył dalej. Czarne szaty zafalowały za jego ciałem.

*
Profesor Dumbledore nalegał, aby wszyscy, którzy pracowali nad poszukiwaniami i przekładami Pottera w jego gabinecie, zrobili sobie przynajmniej godzinną przerwę i zjedli obiad w Wielkiej Sali. Harry usłyszał raczej hałaśliwą dyskusję toczącą się w połowie stołu Gryfonów. Sądząc po gestykulacji Seamusa, stało się jasne, że młodzieniec opowiadał pozostałym historie z eskapad, będących częścią misji ratunkowej. Teraz, kiedy Ron poświęcał więcej czasu na projekt badawczy w biurze przyjaciela, Finnigan rozpoczął współpracę z Syriuszem, przejmując obowiązki rudzielca. Wszyscy byli bardzo dumni z faktu, że Kingsley Shacklebolt zaproponował, aby grupy ratownicze z Hogwartu dołączyły do zespołów organizowanych przez ministerstwo, więc jutro wszyscy przeniosą się do Londynu za pomocą proszku Fiuu, gdzie zostaną połączeni z grupami, które wyruszają stamtąd. Prawdopodobnie uczniowie nie zdawali sobie sprawy, że dyrektor użył swoich znacznych wpływów i perswazji, by upewnić się, że ministerstwo przedsięweźmie odpowiednie środki, by chronić zaproszonych. Nie wiedzieli również, że pracownicy ministerstwa są całkowicie przeciwni przyjęciu studentów do swoich akcji ratowniczych. Albus zauważył entuzjazm uczniów, więc był wyjątkowo zadowolony, że zdecydował się na ten wysiłek. Ponadto emocje nie sięgały jedynie stołu Gryfonów. Przy pozostałych stołach również dało się dostrzec rozentuzjazmowane gesty i radosne rozmowy na ten sam temat.
Wyglądało na to, że Harry'emu naprawdę podobają się te historie. Był bardzo hojny w kwestii pochwał i wdzięczności skierowanych ku przyjaciołom. Bardzo zadowoliło go dowiedzenie się, że Neville przejął pełną odpowiedzialność za kilka szklarni, umożliwiając profesor Sprout zapewnienie nadzoru niewątpliwie niezbędnego jej „charłaczej grupie”, jak nazywała wszystkich charłaków, którzy zgłosili się na ochotników pracy tam.
Próba dołączenia do misji ratunkowych Ginny została udaremniona przez jej własną matkę, choć jej głośne, wciąż powtarzające się skargi dotyczące tego, że ojciec należy do zespołu ratowniczego sprawiły, że panna Weasley planowała i śledziła akcje ratunkowe.
Z kolei uwaga Neville'a umożliwiła Harry'emu znalezienie dobrego wytłumaczenia, dlaczego powinien odwiedzić ciotkę Petunię w Skrzydle Szpitalnym:
- Słyszałem, że jeden z charłaków, który pracuje w szklarniach, został zaproszony na lunch do jednego z namiotów, by zobaczyć, jak wygląda czarodziejska przestrzeń.
Harry uśmiechnął się czule, przypominając sobie własną reakcję na widok magicznego namiotu, który zobaczył, kiedy wszedł do niego, będąc z Weasleyami na Mistrzostwach Quidditcha. Nawet strasznym następstwom tej gry nie udało się wymazać tej radości i zdumienia ze wspomnienia dotyczącego pierwszego wejścia do czarodziejskiego namiotu.
- Ta kobieta zobaczyła skrzata domowego i zemdlała. Potem żaden z elfów nie pomógł w przeniesieniu jej do Skrzydła Szpitalnego. Nigdy wcześniej nie słyszałem, aby tak jawnie odmówili wykonania rozkazu wydanego przez czarodzieja. Myślałem, że to dlatego, iż obraziły się przez fakt, że ktoś zemdlał na widok jednego z nich. Okazało się jednak, że po prostu wiedzą o jej nienawiści do magii i tego, iż skrzywdziła czarodziejów.
Harry już dawno nauczył się, by nie dzielić się z nikim innym pewnymi wiadomościami na temat Dursleyów. Nikt nie zamierzał mu pomóc, a on sam jedynie pogorszył sytuację siebie samego, kiedy ostatecznie coś powiedział. Nigdy nie zwierzał się z żadnych szczegółów życia z mugolami, ale jakimś cudem Korneliusz Knot dowiedział się o nadużyciach. Czy możliwe jest, że teraz wiedziały nawet o tym skrzaty domowe? Ten opis z pewnością pasuje do ciotki Petunii. Nie widział jej wcześniej, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że zdecydowała się na pracę w szklarniach. Może mógłby zatrzymać się na chwilę w Skrzydle Szpitalnym w drodze powrotnej do swojego gabinetu, aby sprawdzić, czy była pod opieką pani Pomfrey.
Kiedy Potter zapytał pielęgniarkę, czy jego ciotka znajduje się w Skrzydle Szpitalnym, kobieta momentalnie wskazała mu odpowiednie łóżko. Młodzieniec podszedł cicho na wypadek, gdyby spała, ale - tak jak wtedy, gdy był u niej Snape - pani Dursley jedynie drzemała i obudziła się natychmiast, kiedy do niej podszedł.
- Ty! Twój chłopak, mąż czy cokolwiek…
Ciotka Petunia niemalże zagłuszyła swoje własne słowa ogromnie głośnym wypuszczeniem gazów. Harry był zdziwiony - pani Dursley zawsze mówiła najbardziej okropne rzeczy na temat kobiet, których żołądek wydawał głośne dźwięki lub które pierdziały w miejscu publicznym. Młodzieniec nie wiedział, jak to zrobiła, ale do tej pory nigdy nie wydawała tego rodzaju odgłosów. Wyglądał na zaskoczonego, choć równie łatwo byłoby mu wybuchnąć śmiechem na widok szoku na jej twarzy.
- To wszystko jego wina. Powiedział to, to on mi to zrobił. Ten dziwak…
Tym razem przerwało jej własne, bardzo głośne beknięcie. Harry monetarnie zorientował się, o co chodzi i pomyślał, że to świetny pomysł!
- Widzę, że Severus był tutaj. Słyszałem na kolacji od przyjaciela, że ktoś zemdlał na widok skrzata domowego. Podejrzewałem, że to mogłaś być ty. Idę właśnie do mojej grupy badawczej, ale chciałem wejść tu na chwilę, by upewnić się, że zaczynasz odzyskiwać siły. Dobranoc.
Kiedy Harry wszedł do biura, Severus, Hermiona i dyrektor pracowali już nad tłumaczeniami, które udało mu się skończyć przed kolacją. Młodzieniec szybko zabrał się do pracy z pozostałymi księgami Salazara, przekładając fragmenty, które wybrał razem z Severusem. Zamierzał później porozmawiać ze swoim współmałżonkiem - prywatnie - by pochwalić go za mistrzowskie zagranie związane z zaczarowaniem Petunii. Hermiona wspomniała, że Charlie i Draco poszli już do swoich kwater, a Ron z Seamusem i pozostałymi udał się do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Bez względu na to, jak bardzo lubił pozostałych, Harry wiedział, że wszyscy, których teraz potrzebuje, znajdują się w pomieszczeniu razem z nim.
Gdy tłumaczył słowa z języka węży, czytając je w nim i wypowiadając w angielskim prosto do zaczarowanego pióra, coś, co było w nich zawarte, uparcie próbowało mu przekazać jakąś informację. Między tym wszystkim było jakieś połączenie, ale nie potrafił jeszcze go zidentyfikować. Kontynuował, mając nadzieję, że wróci do tego później. Kiedy skończył tłumaczenie ostatniego fragmentu, odpowiedź nagle przyszła mu do głowy. Znalazł podobieństwo tego materiału do czegoś, co przeczytał w jednej z ksiąg światła, ale nie zdążył jeszcze jej przetłumaczyć.
Gdy tylko dostarczył swoje ostatnie tłumaczenie zespołowi pracującemu przy stole, podszedł do szafki, gdzie trzymano księgi i wziął tą, której szukał. Natychmiast rozpoczął tłumaczenie stron, które wyglądały na dość istotne. Pracował tak szybko, jak mógł, ale - tłumacząc - potrzebował dokładnie zająć się każdym fragmentem. Po tak szybkim przeczytaniu księgi światła zaraz po pracy nad tomami związanymi z mroczną magią, podobieństwa stały się oczywiste.
Kilka godzin później położył na stole swoje ostatnie tłumaczenie, decydując się przerwać pracę zespołu.
- Myślę, że coś znalazłem. W tym tłumaczeniu, które dałem wam wcześniej tego wieczora, było kilka fragmentów traktujących o magicznych sojuszach i dzieleniu magii. Tak, patrzycie na dobrą księgę. Kiedy to czytałem, niektóre zdania wydawały mi się znajome, więc przypomniałem sobie coś, co znajdowało się w księdze, którą przejrzałem, ale nie zdążyłem jeszcze przetłumaczyć. Tam było coś na temat obowiązków i honorów, które czarodzieje pełnią w stosunku do siebie podczas każdego wspólnego wysiłku. Myślę, że Salazar przewidywał, iż ktoś kiedyś może zapragnąć dzielenia mocy z innym magiem, więc - posiadając odpowiednią wiedzę - opisał wszystko w jednej z mrocznych ksiąg. Niemniej jednak podejrzewał również, że znajdzie się czarodziej chcący nadużycia tej kombinacji lub prostego wykorzystania mocy innego maga w jakikolwiek sposób. Miał kilka przemyśleń na ten temat, a ja właśnie skończyłem tłumaczenie tego fragmentu księgi. Jest tutaj.
Albus wziął pergaminy, które Harry odłożył wcześniej na stół. Oczy starca błyszczały radośnie, gdy czytał zapisane na nich słowa, okazjonalnie mrucząc: „racja” lub „oczywiście”.
- Harry, zdecydowanie zgadzam się z faktem, że najprawdopodobniej znalazłeś tutaj coś bardzo przydatnego. Chciałbym poświęcić kilka godzin, aby dokładnie to zbadać i sprawdzić inne materiały. Jedną z zalet zaawansowanego wieku jest to, że nie potrzebuję takiej ilości snu, jak kiedyś. Chciałbym zaproponować, że poprzyglądam się temu jeszcze trochę, podczas gdy wy będziecie spać. Wróćcie jutro po śniadaniu i wznowimy poszukiwanie. Jeżeli wszyscy ledwo trzymamy się na nogach, przegapiamy sporo rzeczy. Musimy być skoncentrowani. Dobranoc.
Choć Severus chciał protestować, zauważył, jak Hermiona z trudem ukrywa ziewnięcie. Albus miał rację: oni wszyscy byli padnięci. Nie był pewien oświadczenia dyrektora, jakby ten nie potrzebował tyle odpoczynku, co pozostali, ale ostatecznie zdecydował się nie kłócić ze starcem. Czarodziej pomógł pozostałym zebrać materiały, których nie będą już używane tej nocy, po czym odesłał je do należytych miejsc w regałach. Następnie zabrał oryginalne księgi Salazara do specjalnie strzeżonej szafki znajdującej się w gabinecie dyrektora. Harry wskazał na kominek, po czym obaj wzięli pełną garść proszku Fiuu i przenieśli się do swoich kwater.
Mistrz Eliksirów nalał sobie trochę Ognistej Whiskey i usiadł na kanapie przed kominkiem, zamierzając dać Harry'emu trochę czasu na przygotowanie się do spania, kiedy zorientował się, że młody Gryfon dołącza do niego, trzymając w dłoniach kubek z piwem kremowym. Złoty Chłopiec usiadł z głośnym westchnieniem, patrząc na współmałżonka z radosnym uśmiechem.
- Słyszałem o charłaku, który zemdlał na widok skrzata domowego. Coś w tej informacji zasugerowało, że chyba wiem, kim był ów charłak. Zatrzymałem się po obiedzie w Skrzydle Szpitalnym w celu sprawdzenia, co z ciotką Petunią. Powiedziała, że ty również tam byłeś.
Potter zamilkł na chwilę, czekając. Chciał sprawdzić, czy jego współmałżonek podejmie opowieść. Snape spojrzał na Harry'ego z ukosa, po czym kąciki jego ust wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
- Tak, przyniosłem jej fiolkę eliksiru uspokajającego oraz przedstawiłem jej się tego wieczoru. Ta kobieta jest wyjątkowo nikczemną istotą. W pełni rozumiem, dlaczego nawet ktoś tak spokojny, jak twój przyjaciel, Lupin, stracił nad sobą kontrolę w jej obecności.
- Nie uderzyłeś jej, ale wymyśliłeś zdecydowanie wyjątkowo zabawną karę. Nigdy bym cię o to nie podejrzewał.
Do tego czasu uśmiech Mistrza Eliksirów stał się szczery.
- Tak, to prawda. Zazwyczaj nie zniżam się do takiego poziomu, ale w tamtej chwili wydawało mi się to stosowne.
Słysząc to, Gryfon parsknął.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo! Ciotka jest typem osoby, która patrzy z ukosa na każdą kobietę, która wyda z siebie jakikolwiek niestosowny odgłos w miejscu publicznym. To naprawdę najdoskonalsza kara, jaka mogła ją spotkać. Ciotka była naprawdę upokorzona, kiedy to się stało. Potrafię sobie wyobrazić, że raczej szybciej niż później zorientuje się, iż powinna bardziej kontrolować swój język, szczególnie teraz, kiedy ma do czynienia z tego rodzaju reakcjami.
Severus odwrócił się w stronę siedzącego obok Złotego Chłopca, uprzednio odstawiając drinka na stolik znajdujący się tuż obok kanapy. Młodzieniec odzwierciedlił jego działanie.
Oczy Mistrza Eliksirów płonęły z przyjemności na myśl o tym, że Harry był naprawdę zadowolony z czegoś, co zrobił. Starszy czarodziej wyciągnął ramię, by oprzeć je na kanapie tuż pod głową współmałżonka. Z zadowoleniem młodzieniec pochylił się do przodu, wyciągając własną rękę, by złapać Severusa za szyję i delikatnie przyciągnąć go do pocałunku, który ostatecznie okazał się wyjątkowo łagodny. Snape'owi naprawdę bardzo podobały się tak delikatne i kuszące pocałunki - pozostawiały go twardego i całkowicie bez tchu, niemniej jednak w tym geście było coś tak bardzo intymnego… To było tak naturalne.
- Harry, jeszcze nie ma piątku. Zamierzamy zacząć od nowa, więc zrobimy to tak, jak powinniśmy. Czy nie zaryzykujemy, jeśli rozpoczniemy to teraz?
- Skoro piątek wciąż jest aktualny, może po prostu możemy zacząć trochę teraz i cieszyć się tym, co mamy?
Severus odpowiedział poprzez pochylenie się do miękkiego, długiego pocałunku. Łagodnie badał językiem usta Harry'ego, czekając, aż młodzieniec sam rozchyli wargi, by pozwolić mu wślizgnąć się do środka - nie zamierzał go do tego zmuszać. Niezależnie od tego, jak bardzo chciał odkrywać to piękne ciało poprzez dotykanie go, wiedział, że jego samokontrola ma granice. Zdawał sobie sprawę, że jakikolwiek bliższy kontakt lub dotykanie może zaprowadzić go do miejsca, z którego nie będzie mógł już wrócić. Wziął to, co mu oferowano i cieszył się tym, z niecierpliwością oczekując na więcej - na to, czego naprawdę pragnął.
Już niedługo.
Harry poczuł, że jego podniecenie rośnie z każdą chwilą, a jego oddech zaczyna stawać się coraz cięższy. Wiedział, że chce więcej, nawet jeśli nie był całkowicie pewien, z czym się to wiązało. Radośnie oddał się doznaniom płynącym przez jego ciało, całkowicie pozwalając Severusowi prowadzić się. Niestety, jego współmałżonek nie miał wystarczająco dużo kontroli nad żadnym z nich, więc w końcu przerwał pocałunek, delikatnie odsuwając zbłąkany kosmyk z czoła Pottera.
- Harry, jeśli teraz się nie zatrzymamy, piątek nie będzie oznaczał tego, co chcemy. Idź i przygotuj się do spania. Przyjdę za kilka minut.
Niechętnie, młodzieniec zrobił to, o co go poproszono. Potrzebował zaledwie kilka dodatkowych chwil pod prysznicem, by kilkakrotnie przesunąć dłonią w górę i w dół po swoim twardym penisie, by wytrysnąć w wyjątkowym orgazmie. Czekał w łóżku na Severusa, aż ten weźmie prysznic, który - jak podejrzewał Harry - również zawierał kilka ruchów dłonią potrzebnych, by mężczyzna doszedł pod strumieniem wody.
Kiedy jego współmałżonek wszedł do łóżka, Harry wypił zawartość fiolki z Eliksirem Bezsennych Snów, odstawił ją i przycisnął ucho do klaki piersiowej Severusa. Ponownie zasnął, słuchając muzyki bicia jego serca.

Rozdział 84. Dziwni towarzysze

Kingsley Shacklebolt był zdumiony, jak szybko bardzo poważany personel medyczny pojawił się w Snape Manor. On i Draco skonsultowali się z uzdrowicielami poleconymi przez Lucjusza, radząc im, by ambulatorium utworzyli w wielkiej sali balowej, dzieląc dużą przestrzeń zasłonami. Następnie musieli zająć się organizacją personelu oraz zgromadzeniem eliksirów i innych medycznych przedmiotów dostępnych w Hogwarcie lub u najlepszych europejskich dostawców. Kiedy łóżka były już na miejscu, Kingsley rozpoczął wizytowanie czarodziejów i czarownic znajdujących się na jego liście brytyjskich śmierciożerców. Następnie zaczął transportowanie do ambulatorium magicznie wyczerpanych i poszkodowanych ludzi. Napotykał względny opór lub przynajmniej niechęć, gdy - jako znany auror - zbliżał się do danego poplecznika Czarnego Pana i proponował mu bezpieczeństwo do czasu odzyskania sił. Niemniej jednak zdarzało się to stosunkowo rzadko. Większość tych ludzi przede wszystkim czuło się kompletnie zdradzonymi przez Czarnego Pana, niezależnie od poziomu ich wyczerpania lub poważności urazów. Żaden człowiek, którego Shakleboltowi udało się znaleźć, nie odmówił propozycji zabrania go do ambulatorium w Malfoy Manor.
Oprócz kilkunastu śmierciożerców, których nie udało się odnaleźć w ich domach lub innych znanych kryjówkach, do środy wieczór Kingsley zebrał wszystkich z listy dostarczonej mu przez Snape'a i Malfoya. Z kolei w czwartek mężczyzna rozpoczął rozmowy z każdym z owej listy po kolei, kto był zdolny do konwersacji, by dowiedzieć się, kto jeszcze może potrzebować pomocy. Kilku śmierciożerców, do których podszedł, niechętnie z nim rozmawiało, ale opór całkowicie zniknął, kiedy zgodzili się na współpracę. Gdy tylko dostał kilka nazwisk, Abner Goyle - pierwszy chętny do pomocy - zasugerował, że on będzie kontynuował rozmowy ze swoimi kolegami, by Kingsley mógł spędzić czas na zbieraniu w Malfoy Manor ludzi, których nazwiska niedawno dostał. Nie dość, że było to niezwykła współpraca z jego strony, to jeszcze okazało się to bardzo wydajnym rozwiązaniem.
Wszyscy wydawali się być świadomi faktu, że tuż przy oknie znajdowało się miejsce, w którym spali byli koledzy, więc unikali przemieszczania się w pobliżu tamtych łóżek. Uzdrowiciele byli wręcz doskonali. Udało im się osiągnąć niezwykłe rezultaty w leczeniu większości osób, będących teraz po ich opieką. Niemniej jednak zdarzali się i tacy śmierciożercy, którzy zostali całkowicie pozbawieni swojej magii, więc - jako mugole - wciąż byli pod wpływem zaklęcia usypiającego. Uzdrowiciele próbowali wszystkiego, co tylko przyszło im na myśl, by przywrócić im magię bądź po prostu ich obudzić, jednakże ostatecznie doszli do wniosku, że te osoby nie są w stanie skorzystać z ich pomocy. Wydawało się rozsądnym, aby umieścić ich wszystkich razem. To znacznie ułatwiło dostarczanie niezbędnej im opieki - okazało się to również dobrym pomysłem ze względu na fakt, iż widok śpiących byłych czarodziejów był bardzo poruszający dla pozostałych osób znajdujących się w ambulatorium.
Czwartkowe zadanie Kingsleya, polegające na kolekcjonowaniu pozostałych śmierciożerców, było zupełnie inne od poprzedniego dnia. Ludzie, z którymi się kontaktował, na ogół byli bardziej dyskretni w kwestii swojego statusu i nigdy publicznie nie ujawniali swojego sojuszu z Voldemortem. Wizytował teraz jedne z najpiękniejszych domów w Wielkiej Brytanii i spotykał najbardziej wpływowe głowy domów oraz ludzi, którzy przywykli do zadawania pytań i posiadania innych pod kontrolą. Podczas swoich wizyt w środę, wiele osób było szczęśliwych z powodu zaoferowania im bezpieczeństwa i pomocy, natomiast dzisiejsze wizyty sprawiły, że naprawdę przeklinał swoją pracę. Sporą część czasu spędził na rozmowach z każdą z osób, które odwiedzał, z większością angażując się w słowne przepychanki. Fakt, że przybył ubrany w swoje egzotyczne, afrykańskie ubrania zawsze pomagał, bo nie wyglądał na pracownika ministerstwa, a już na pewno nie na aurora. To właśnie dlatego cały czas nosił te ubrania, choć jego rodzina już od pięciu wieków żyła w Wielkiej Brytanii. Głęboki, bogaty głos również pomagał - jego dźwięk dodawał wagi słowom. Kiedy spotykał się z każdym z tych przypuszczanych i/lub tajnych śmierciożerców, ostrożnie obserwował i oceniał ich, sprawdzając, czy wyglądali, jakby ich magia została odessana lub ogółem czuli się źle. Patrzył również na reakcję na wymienione przez siebie nazwiska (Korneliusz Knot, Amelia Bones, Harry Potter, Lucjusz Malfoy), by zorientować się, jaki będzie najodpowiedniejszy i najbardziej przekonujący argument, żeby zmusić ich do towarzyszenia mu do Malfoy Manor. W niektórych przypadkach konieczne było również ustalenie wiarygodnego wytłumaczenia podanego rodzinie i współpracownikom, które wyjaśniałoby kilkudniową wizytę w rezydencji Lucjusza. Nieco męczące było powtarzanie w kółko tej samej historii, ale okazało się to koniecznością w przypadku prawie wszystkich, z którym się spotkał. Według jego oceny, tylko jedna osoba, z którymi widział się w czwartek okazała się nie być poplecznikiem Czarnego Pana. Owa kobieta była czarownicą w podeszłym wieku. Ponadto wydawała się nie mieć żadnych zewnętrznych oznak magicznego wyczerpania. Po pewnym okrężnym temacie, w końcu pokazała Shakleboltowi swoje nienaznaczone przedramię i powiedziała:
- Lord Voldemort chciał, bym przeszła na jego stronę kilka miesięcy temu. Nagle całkowicie przestał się ze mną kontaktować i od tamtej pory nie widziałam go i nie słyszałam nic od niego.
Jeden młodszy czarodziej, Eustachy Landon był wyjątkowo trudnym przypadkiem. Nie był głową domu, ale potomkiem czcigodnej rodziny i - mimo że mógłby rywalizować z wyniosłością Lucjusza - był najwyraźniej w bardzo dużym stopniu zależny od swojej rodziny. Pomagała mu finansowo, jednocześnie starając się podnieść pozycję w czarodziejskim świecie. Równie oczywiste okazało się, iż byłby wysoce zagrożone, gdyby magowie dowiedzieli się, że przyjął Mroczny Znak. Choć Kingsley był w stanie zorganizować prywatne spotkanie z młodym mężczyzną, Eustachy najwyraźniej nie chciał przyznać się do niczego, co mogłoby spotkać się z dezaprobatą ojca. W dalszym ciągu nie chciał przyznać się do żadnego zaangażowania w plany Voldemorta, choć był bardzo słaby i wyraźnie stresowały go próby ukrycia tego. Dopiero gdy Kingsley zaproponował Eustachemu, by ten dołączył do grona młodych czarodziejów i czarownic o wysokiej pozycji społecznej w Malfoy Manor, aby zaznajomić się z Harrym Potterem, Shacklebolt doczekał się pierwszej korzystnej reakcji. Auror dodał, że pan Malfoy zaaranżował obecność wielu bardzo wybitnych i dyskretnych uzdrowicieli, którzy mieli wspomagać wszystkich przybyłych i udzielać im fachowej opieki medycznej. Zanim Eustachy odpowiedział cokolwiek na tę propozycję, do pomieszczenia wszedł starszy i surowo wyglądający gentelman. Ubrany był w wyraźnie drogie, formalne szaty. Wyglądał na człowieka nadętego i zarozumiałego.
- A więc tak! Nie pozwolę, aby jakikolwiek funkcjonariusz ministerstwa niepokoił moją rodzinę! O co chodzi?
Kingsley z trudem pozbył się chęci przeklęcia tego człowieka za jego oczywiste chamstwo i odpowiedział najbardziej jedwabistym tonem:
- W chwili obecnej działam w charakterze specjalnego łącznika ministerstwa z biurem Harry'ego Pottera na życzenie pana Pottera oraz zgody tymczasowego ministra, pani Bones. Pan Potter poprosił o możliwość spotkania się z młodymi czarownicami i czarodziejami mających znaczenie w czarodziejskim świecie, których środowisko znacznie różni się od jego. Lucjusz Malfoy wspaniałomyślnie zaoferował gościnność swojej posiadłości, by móc tam zorganizować to spotkanie. Jestem tutaj, aby zaprosić młodego pana Landona i poprosić, by do nas dołączył.
Jak Kingsley podejrzewał, starszy mężczyzna natychmiastowo zareagował na wszystkie wymienione przed chwilą nazwiska, w szczególności Harry'ego. Praktycznie bez większego namysłu, odpowiedział:
- Byłoby dobrze dla Eustachego, aby zaznajomił się z Potterem i spotkał się również z Lucjuszem Malfoyem.
Mówiąc to, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Kingsley spojrzał na nieco uspokojonego młodzieńca, dodając cicho:
- Sądzę, że będziesz w Malfoy Manor przez kilka dni, może dłużej. Mamy wszystko, czego potrzebujesz. A jeśli okaże się, że nie, będziesz mógł wysłać tutaj jednego ze skrzatów domowych, by ten zabrał wszystko, czego będzie ci brakowało. Do Malfoy Manor dostaniemy się za pomocą świstoklika. - Wyjął z kieszeni zaczarowany notatnik i wyciągnął dłoń przed siebie. Gdy tylko dotknął go Eustachy, Kingsley powiedział: - Malfoy Manor.
Po jego słowach obaj zniknęli.
Pomimo całej swojej brawury w domu i na oczach swojego ojca, Eustachy załamał się zaraz po przybyciu do Malfoy Manor. Natychmiastowo został zabrany przez uzdrowicieli. Byli zdumieni, że ten młody mężczyzna był w stanie stać na nogach przez ostatnie kilka dni, ponieważ jego magiczne zasoby były wyjątkowo wyczerpane. Istniała możliwość przywrócenia mu mocy, może nawet do wcześniejszego poziomu. Nikt nie był zaskoczony - nawet pomimo jego nadzwyczajnej wytrzymałości - kiedy młodzieniec zdjął płaszcz i koszulę, gdy przygotowywali go do położenia się do łóżka i okazało się, że Eustachy w rzeczy samej ma na przedramieniu wypalony Mroczny Znak.

*

W Riddle Manor Voldemort w końcu poczuł się na siłach podjęcia się zadania stawienia czoła światu, który sam stworzył. Planował zrobić to wczoraj, ale wciąż był zbyt wyczerpany - przespał cały dzień. Jego skrzaty domowe budziły go, by podać mu jedzenie i mikstury lecznicze, więc dziś rano czuł się w miarę dobrze - silny i poruszony tym, co przyjdzie mu niedługo zobaczyć.
Nie był jeszcze pewien, jak podzielić swój nowy świat, ale zdawał sobie sprawę, że ci, których chce kiedyś obudzić, mogą wkrótce umrzeć, jeśli nie ocknie ich teraz bądź nie umieści w stanie zastoju. Jego pierwszym przystankiem była komnata audiencji, gdzie rzucił zaklęcie snu. Nagini, owinięta wokół ramion Czarnego Pana, wściekle przecinała językiem powietrze.
- Panie, trzech z twoich popleczników nie przetrwało. Czuję zapach śmierci.
Wąż wskazał łbem na trzy ciała; Voldemort musiał się zgodzić - oni z pewnością byli martwi. W powietrzu unosił się odór rozkładu. Wiedział, że nie będą mu już potrzebni, więc machnięciem różdżki sprawił, że zniknęli. Pozostali wyglądali na żywych - mogłoby się wydawać, że oddychają, więc rzucił zaklęcie, aby ich obudzić.
Gdy tylko to zrobił, ten, który miał jedynie zmniejszony poziom magiczny - był w stanie śpiączki - zbliżał się do punktu, w którym hałas powodowany przez Nagini i Czarnego Pana był w stanie go obudzić. Mężczyzna okazał się bardzo słaby i ledwie stał w obecności swojego Mistrza. Voldemort założył, że cierpli z powodu braku wody i żywności, więc po prostu wezwał skrzata domowego, by ten położył go do łóżka i zajął się nim.
Zdziwienie Lorda wzbudziło dwóch czarodziejów, którzy wciąż spali - nawet pomimo rzuconego na nich zaklęcia budzącego. Niemniej jednak Nagini sycząc potwierdziła, że obaj żyli. Nie chcąc jeszcze opóźnić swojej wycieczki poprzez zrujnowany świat, Tom zdecydował, że wolałby cieszyć się tymi doświadczeniami jedynie w towarzystwie węża. Wezwał więc więcej skrzatów domowych, by te przeniosły również tych nieprzytomnych czarodziejów do łóżek i zajęły się nimi. Czarny Pan zamierzał później zastanowić się nad ich niezdolnością do obudzenia się.
Voldemort kroczył spokojnie uliczką łączącą Riddle Manor z drogą prowadzącą do wioski. Skierował się w jej stronę, ciesząc się śpiewem ptaków i szczekaniem psów. Wprawdzie miał kawałek do przejścia, ale rzucił na Nagini urok niwelujący wagę i cieszył się wiatrem owiewającym jego twarz, gdy coraz bardziej zbliżał się do woski, której tak bardzo nienawidził. Nie chciał przegapić żadnego zniszczenia w tym miejscu. Po jakichś pięciu minutach spaceru trafił na pierwszych mugoli. Kilku chłopców, jeżdżących wcześniej na rowerach, zjechało na pobocze drogi, ostatecznie lądując w rowach. W chwili obecnej spali wśród ruin swoich pojazdów. Nieco dalej Czarny Pan dostrzegł, że samochody były wyraźnie w ruchu, gdy ich kierowcy zasnęli. Dwa rozbiły się o siebie nawzajem - musiała się wytworzyć imponująca kula ognia, bowiem oba pojazdy były kompletnie zwęglone. Nagini potwierdziła, że czuje w nich zapach śmierci. Voldemort w kilku innych miejscach zobaczył auta, które uderzyły w drzewa lub drewniane słupy ustawione wzdłuż drogi. Jeden z nich wbił się nawet prosto w dom! Kilku poruszających się mugoli - nie samochodami - było rozciągniętych na ziemi w różnych miejscach. Niektórzy wyglądali na śpiących z zadowoleniem, ale inni najwyraźniej zasnęli w nieco bardziej gwałtownych okolicznościach. Ich kończyny powyginały się pod nienaturalnymi kątami względem ich ciał, a pod nimi tworzyły się spore kałuże krwi.
Najprawdopodobniej ulubioną częścią tego rannego poranka była dla Voldemorta mała grupa domów ściśniętych ze sobą w miejscu, gdzie zaczynało się miasteczko. Ogień rozprzestrzenił się przez trzy małe domki, całkowicie je niszcząc. Nawet drzewa w pobliżu były nadpalone, a samochody zaparkowane zbyt blisko nich wybuchły. Wprawdzie płomienie już zgasły, ale wciąż było trochę dymu, a w powietrzu unosił się piękny zapach zniszczenia.
Sama wioska - z tak wielką ilością mugoli - zapewniała własne, cudowne widoki. Było więcej zarówno pieszych, jak i samochodów, więc wydarzyło się dużo więcej wypadków, które wybitnie ukazywały zniszczone mugolskie ciała, utkwione między dwoma autami, bądź pojazdami i drzewami lub budynkami. Niektórzy z nich z pewnością zostali przejechani - znaleźli się i tacy, którzy wciąż leżeli pod oponami. Bardzo duży autobus wjechał w podstawę mostu - znajdowało się pod nim mnóstwo mugolskich ciał.
Dla zaspokojenia żądzy krwi Voldemorta była wystarczająca liczba wypadków ze skutkiem śmiertelnym, jak również ogółem śmierci. To powodowało, że Nagini robiła systematycznie sprawozdania z zapachu śmierci, dzięki czemu żadne z nich nie zauważyło, że wielu mugoli wciąż śpi, choć nie są już w żadnym niebezpieczeństwie. Samochód uderzył w dziecięcy wózek, okropnie go zniekształcało, ale ramka chroniąca przewożone w nim niemowlę sprawiła, że ten spał z zadowoleniem. Dziecko siedzące uprzednio na huśtawce stoczyło się w piasek pod nią, teraz znajdując się w głębokim śnie.
Nawet niektóre z wypadków samochodowych z udziałem zarówno kierowców, jak i pasażerów nie skończyło się śmiercią. Ludzie byli chronieni pasami bezpieczeństwa i - dodatkowo - poduszkami powietrznymi. Teraz spali bezpiecznie w ruinach swoich aut. Voldemort nie przyglądał się bardzo dokładnie mugolom, aby zorientować się, czy przeżyli to, co im się przytrafiło w chwili, w której rzucił zaklęcie snu. Gdyby to zrobił, wiedziałby, że ci, którzy przeżyli, mają się stosunkowo dobrze.
- Moja wierna Nagini! Moje serce cieszy się na widok tego bezwartościowego robactwa w takim stanie! Pewny wynik jest wręcz nieuchronny! Wystarczy tylko, aby upłynęła niewielka ilość czasu, a oni wszyscy będą martwi! W końcu mam szansę wybrać robactwo i słabeuszy z magicznych szeregów! To naprawdę wielkie wydarzenie. Dzięki temu w przyszłości będą traktować mnie z podziwem. Czas, aby ci, którzy nie zasługują na miejsce w tym świecie zostali z niego wyrzuceni, bez choćby ostatniej myśli, oraz czas, by ci, którzy zasługują na to, co ten nowy świat ma do zaoferowania zostali zapewnieni, że to otrzymają!
Jako dziecko w sierocińcu, Tom Riddle nie widział prawie żadnej części Anglii, a od tego czasu jego horyzonty poszerzyły się. Był częścią czarodziejskiego - nie mugolskiego - świata. Niemniej jednak wciąż istniało miejsce w nie magicznym Londynie, które widział na zdjęciu w książce, która tamtego czasu kształtowała jego wyobraźnię. Niestety później zaczął go irytować nadmiar szaleństwa i głupoty w mugolskim świecie, zwłaszcza w tym jednym miejscu - tętniącym życiem centrum Piccadilly Circus.
- Chodźmy, mój wężu. Odwiedźmy w końcu Piccadilly Circus.
Z chłodnym śmiechem Voldemort i Nagini wznieśli się w powietrze i rozpoczęli powolny lot w kierunku Londynu.

*

Departament Sytuacji Awaryjnych w Ministerstwie Magii przeprowadził bardzo udane spotkanie międzynarodowe, gdzie ustalono warunki wzajemnej współpracy i wsparcia. Podzielono się również planami ratowniczymi. W tym kontekście zaklęcie zastoju zmieniło całkowicie swoją definicję - na czar „ratunkowy”. To umożliwiło brytyjskiemu Ministerstwu skupienie się tylko na zaczynającym się rozwijać planie nazwanym „Operacją Bezpiecznej Przystani”. Jej celem było przenoszenie śpiących mugoli do bezpiecznego schronienia, gdzie środowisko pozwoli im odsypiać działanie czaru. Czarownice i czarodzieje, mając umiejętność rzucania zaklęcia lewitacji, przenosili mugoli do wyznaczonych schronisk, gdzie charłaki kontrolowali ich stan, jednocześnie również pozostając w bezpiecznym miejscu.
Pracownicy ministerstwa pracowali w zespołach, by ustalić miejsca w miasteczkach i miastach w całej Wielkiej Brytanii, gdzie mogły znaleźć się największe liczby mugoli. Ustanawiali również protokoły, aby grupy ratownicze udali się też do środowisk podmiejskich i wiejskich. Gdy Albus Dumbledore pojawił się w ministerstwie z prośbą, aby uczniowie Hogwartu mogli pomóc w tych wysiłkach, początkowo negatywne reakcje zostały zmienione zarówno poprzez siłę argumentów dyrektora (koncentrowały się one na fakcie, że jego studenci byli silni magicznie i naprawdę pragnęli stać się częścią grup ratowniczych), jak i dzięki rozwojowi operacji Bezpiecznej Przystani. To właśnie ta akcja przedstawiała możliwości udziału w niektórych bezpieczniejszych środowiskach. Ponadto - dzięki przyprowadzeniu uczniów do Londynu - mogli oni zostać połączeni w pary z pracownikami ministerstwa bądź nawet aurorami, a to dodatkowe zapewnienie bezpieczeństwa. Po osiągniętym porozumieniu, zostało otwarte chronione połączenie sieci Fiuu między Hogwartem a ministerstwem.
To był pierwszy dzień, kiedy wolontariusze mieli zebrać się w wyznaczonym do tego miejsca w Hogwarcie. Ich grupa zawierała zarówno uczniów, jak i niektórych dorosłych czarodziejów i czarownice przebywających w tym czasie w szkole.
Ron stanął na czele osób czekających na możliwość opuszczenia Hogwartu. Już teraz tworzyły się nieformalne zespoły, zawierające głównie członków rodzin. Był tutaj jego brat, Charlie, co oznaczało, że Draco również brał w tym udział. Fred i George również byli gotowi, podobnie jak Seamus i duża grupa Gryfonów. Syriusz i Remus również byli w tym tłumie, choć nie określili jeszcze ról, jakie chcieli grać. Dyskutowali, czy w ogóle powinni fatygować się z pójściem do ministerstwa. Zdecydowali się chociaż rozpocząć akcję właśnie tam. Gdy zaczęto mówić na temat najnowszego programu ministerstwa, Operacji Bezpiecznej Przystani, było dość przewidywalne, jak negatywna będzie reakcja Syriusza na tę nazwę. Mężczyzna nie mógł się oprzeć małemu wybuchowi:
- Nie zamierzam spędzić dnia w jakichś mugolskich podstawówkach, lewitując mugoli do klas! Gdzie w tym zabawa?
Remus uśmiechnął się do niego, choć musiał się zgodzić, że wprowadzenie ich - w szczególności ich - w taką sytuację było okropnym marnotrawstwem talentu. Jako animagowie z pewnością mogliby pomóc w wyjątkowo różnych zadaniach, których nikt inny nie mógł się podjąć. Niemniej jednak Remus - w przeciwieństwie do swojego porywczego towarzysza - chciał usłyszeć, co planuje ministerstwo, nawet jeśli Syriusz zdecydowałby się działać na własną rękę.
Kiedy tylko przybyli do budynku ministerstwa, zostali przyjęci przez zadowolony personel. Następnie zaczęto organizowanie ich pracy, łącząc ich w zespoły mające pracować nad operacją „Bezpieczna Przystań”. Syriusz i Remus trzymali się nieco w tyle, patrząc jak Charlie i Draco zostali łączeni w grupę razem z pracownikami ministerstwa. Mieli dostać się do Cambridge i przenieść studentów uniwersytetu w bezpieczne miejsce. Weasley wyglądał na nieco niezadowolonego przydzielonym im zadaniem, ale Draco patrzył z wyjątkową ulgą. Bliźniaków - razem z grupą uczniów i pracowników ministerstwa - odesłano do centrów handlowych, by zajęli się klientami i sprzedawcami. Z kolei oczy Rona rozbłysły z zadowoleniem, kiedy przydzielono mu absolutnie wspaniałe zadanie. Miał pracować z aurorami i czarodziejami mniej więcej w wieku Charliego w podziemiach Londynu, głównie ochraniając stacje metra i poczekalnie.
Żadne z tych zadań nie było tym, co chciał robić Remus i Syriusz, więc po cicho wymknęli się z ministerstwa i aportowali do centrum Londynu, aby sprawdzić, czy było tam więcej mugoli potrzebujących wydostać się z wielu wypadków samochodowych, które ciągnęły się na wszystkich ulicach. Na kilku poprzednich misjach - zwłaszcza, gdy przemienili się w swoje animagiczne postacie - ich ulepszone zmysły węchu i niezwykła siła Lunatyka pozwoliła im znaleźć dziesiątki mugoli, których przeoczyło ministerstwo. Syriusz, podobnie zresztą jak Remus, spędził większość czasu w mugolskim Londynie, więc ostatecznie zaproponował, aby udali się do jednego z jego ulubionych miejsc obserwowania niemagicznych ludzi - okolice Piccadilly Circus.
Gdy zaczęli spacerować w tym obszarze, Łapa obwąchiwał każdy samochód i autobus bardzo uważnie, z kolei Lunatyk - korzystając ze swojego dużego wzrostu - zaglądał w ich szyby. Byli w miejscu, które najwidoczniej zostało już wyczyszczone przez niezwykle kompetentny zespół, więc skierowali się w stronę ronda. Na miejscu dostrzegli absolutny, okrutny chaos. Samochody i autobusy uderzyły w siebie wzajemnie, w uliczne latarnie, w pomnik w centrum, a kilka z nich po prostu przeskoczyło przez krawężnik i wbiło się w pobliskie budynki. Było tam również mnóstwo wody - najprawdopodobniej hydrant również został trafiony.
Ich wyostrzony słuch coś wychwycił - dźwięk trzepotania, ale nie wywołany lotem ptaków. Będąc w zgodzie ze swoim magicznym, ludzkim rdzeniem, wilkołak cofnął się do wewnątrz jednego z budynków, chowając się w cieniu, gdzie wielki, czarny pies stał na dwóch łapach i wzrokiem skanował niebo. Po kilku minutach Voldemort i jego wąż, Nagini, wylądowali na ziemi przy pomniku w samym centrum Piccadilly Circus. Łapa stwierdził z ulgą, że stali pod wiatr - wąż mógłby wychwycić ich zapach w powietrzu. A jeśli już o tym mowa, kiedy Syriusz zorientował się, że pojawienie się Voldemorta tak bardzo przypominało zachowanie godne węży, zaczął się zastanawiać, czy Czarny Pan również jest w stanie wyczuć smak powietrza za pomocą języka. Tak ukradkowo, jak tylko jego psia forma mu na to pozwalała, Black ostrożnie zbliżył się do dziwnej pary.
Voldemort wziął głęboki oddech, przyglądając się badanemu przez siebie chaosowi. Był w stanie wyczuć zapach palących się mugoli, który tak bardzo uwielbiał - podobnie jak zapach benzyny wylewającej się z pękniętych zbiorników samochodów. I choć nigdzie nie było widać płomieni, czuł zapach dymu. A śmierć… Czarny Pan nie potrzebował Nagini, aby stwierdzić, że sporo mugoli zginęło w ruinach, jakie widział przed oczami. Jego serce przyspieszyło, gdy dostrzegł zakrwawione, mugolskie ciała w rozbitych autach - ich bezwładne ciała pod samochodami i autobusami. Kilkoro z nich zostało unieruchomionych między pojazdami a budynkami. Poczuł chwilowe ukłucie żalu. Był w stanie wyobrazić sobie dźwięki awarii, wszystkie te głupie, mugolskie alarmy, które mugole tak bardzo lubili instalować wokół siebie oraz trzaskanie ognia, ale teraz wszystko było cicho. Pocieszył się myślą, że i tak nie byłoby tutaj dźwięków krzyczących, przerażonych mugoli, bo już spali - milczeli, gdy to wszystko się działo. Gdyby przegapił również to, byłby prawdziwie przygnębiony. Ta scena destrukcji była cicha, jeśli chodzi o brzmienie ludzkiego cierpienia, które tak bardzo kochał, więc oglądanie jej kilka dni po całym zdarzeniu nie spowodowało, że ominął tak wiele przyjemności związanej z tym doświadczeniem.
Voldemort zaczął spacerować w samym centrum ogromnego ronda, podziwiając każdy szczegół nowoutworzonego przez siebie świata, nagle gwałtownie się zatrzymując. Wziął głęboki wdech, gdy dostrzegł wielkiego, czarnego psa siedzącego na tylnych łapach i patrzącego na niego ogromnymi oczami. Był tak podekscytowany tym widokiem, że z radości klasnął w dłonie.
- Ponurak! Jak wspaniale! Co za przypadkowy omen! Mroczne błogosławieństwo dla mojej pracy!
Nagini również przyglądała się czarnemu psu. Jej język szybko przecinał powietrze.
- Panie, to nie jest pies. Ta kreatura ma w sobie magię.
- Oczywiście, że ma w sobie magię. To ponurak, zwiastun śmierci. Przyszedł tutaj, by podziwiać śmierć i zniszczenie, które spowodowałem.
Promieniejąc dumą i entuzjazmem, Czarny Pan zwrócił się do psa, który w odpowiedzi wstał i wolno oraz spokojnie zaczął zbliżać się do czarodzieja.
- Dałem ci trochę roboty, prawda, mój przyjacielu? - zapytał, po czym wskazał ręką na otoczenie. Ponurak machnął ogonem, ku oczywistemu zadowoleniu Voldemorta. - Nie możesz być niecierpliwy. Widzę, że wielu mugoli i prawdopodobnie niektórzy czarodzieje staną się twoją zapłatą, ponieważ zmusiłem ich do zaśnięcia. Widzisz więc te wszystkie wypadki, upadki i pożary, aczkolwiek ci, którzy jeszcze żyją, śpią i więcej się nie obudzą. Przetrwają prawdopodobnie dzień lub dwa, na pewno nie dłużej, zanim brak wody spowoduje ich koniec. Wkrótce zaczną umierać, tłumnie! Kiedy zrobię już wszystko, to będzie zupełnie inny, znacznie lepszy świat. Istnieje kilku czarodziejów, których zamierzam oszczędzić, tak więc magiczna rasa przetrwa. Nie przeżyje żaden z tych szkodników, mugoli. Ponadto zbudzę jedynie garść wybranych czarodziejów i czarownic - tylko tych, którzy są czystej krwi i silni magicznie. Tylko tym uda się uzyskać moją łaskę. Będzie nowy, wspaniały świat. Wszyscy będą pracować w harmonii, by osiągnąć cele, które im wyznaczę!
Voldemort podszedł krok bliżej do Ponuraka i ukucnął przed nim. Teraz wyciągnął przed siebie rękę, by pogłaskać przerażającą bestię za uszami - zaryzykował, dotykając jej delikatnie i zdobywając dalsze machnięcia ogonem w podziękowaniu za to, co robi. Mężczyzna zaśmiał się charakterystycznym, chłodnym śmiechem, który zamilkł szybko, gdy tylko wąż syknął mu coś do ucha. Czarodziej momentalnie wstał, prostując się i obejrzał za siebie. Łapa na moment wpadł w panikę, gdy zdał sobie sprawę, że Czarny Pan zauważył Lunatyka. Kolejna, okropna salwa śmiechu wydobyła się z gardła szaleńca.
- To się staje coraz lepsze! Kto kiedykolwiek widział dzikiego wilkołaka w biały dzień, pośród tych wszystkich mugoli! Musi mieć dziś dobry dzień, prawie tak samo wspaniały, jak ty, mój przyjacielu!
Łapa pozwolił sobie chwilę pomyśleć - miał zamiar zaryzykować i pognać do Lunatyka, co z pewnością byłoby podobne do zachowania, jakiego dopuściłby się Ponurak. Niemniej jednak Black zauważył, że Voldemort skierował się w stronę wejścia do metra. Syriusz przypomniał sobie, że ministerstwo wysłało swoje oddziały, by zabrały śpiących mugoli ze stacji podziemnego pociągu, więc zaczął szczekać jak oszalały w ostrzeżeniu. Udawał zainteresowanie szczególnie okropnie wyglądającym wrakiem, chcąc odciągnąć uwagę Riddle'a od wejścia do metra.
To momentalnie zadziałało. Voldemort błędnie założył, że szczekanie i dziwne zachowanie Ponuraka wywołane było znalezieniem jeszcze jednej martwej osoby w samochodzie. Niemniej jednak Czarny Pan odwrócił się jedynie na chwilę, wystarczająco długą, aby jeszcze raz pogłaskać psa za uszami.
- Dobry piesek! Musisz się dzisiaj wyjątkowo dobrze bawić. Chodź, jeśli chcesz. Pragnę zobaczyć, co mogło wydarzyć się w mugolskim podziemiu.
Czarodziej miał właśnie zamiar wejść do stacji metra. Lunatyk ujawnił się, mając nadzieję, że da Łapie szansę na ucieczkę, ale kiedy Syriusz do niego nie podbiegł, pozostał cały czas w ukryciu, cały czas śledząc to, co dzieje się z Łapą, używając do tego swojego niesamowicie czułego słuchu, który posiadał dzięki swojej animagicznej postaci. Na szczęście Syriusz również usłyszał, że ostatnia grupa ministerstwa została oddelegowana na akcje ratownicze na stacjach podziemnych. Remus cieszył się, że kiedyś żył w tanich mieszkaniach w mugolskim świecie. Jedno z nich było w szczególności bardzo blisko tego miejsca. On sam korzystał z tej stacji bardzo często, więc znał różne inne wejścia prowadzące na ten właśnie przystanek. Kiedy Lunatyk usłyszał, jak Voldemort wyraża głośno zamiar wejścia tam, Remus skierował się do najbliższej wejścia do podziemi. Słyszał ludzi będących tam, więc przebiegł przez bariery odgradzające ludzi od pociągu i skierował się w stronę dźwięków. Kiedy był już blisko, przemienił się z powrotem w Remusa Lupina i zbliżył się do ludzi. Nie chciał, by nagłe pojawienie się wilkołaka sprowokowało wrzaski. Znalazł grupę ratowników lewitującą kilku mugoli na jednym z głównych peronów - najwyraźniej przynieśli ich tu wszystkich po zebraniu z mniejszych stacji. Nakazując im milczenie szerokimi, gwałtownymi gestami, mężczyzna chwycił Rona, aurora i jakiegoś czarodzieja i popchnął ich delikatnie, acz zdecydowanie na peron, na którym znajdowali się śpiący mugole. Szeptał, jednocześnie odwracając ich twarze w przeciwną stronę niż główne wejście do metra:
- Zamknijcie oczy. Udawajcie, że śpicie; tak jak mugole. Teraz!
Remus zmienił się w swoją animagiczne postać i wstał w sam raz na czas. Czarny Pan pojawił się na stacji, aby zobaczyć ogromnego wilkołaka kucającego nad połową tuzina śpiących mugoli. Lunatyk przywołał najgroźniejsze i najbardziej wrogie spojrzenie, jakie tylko mu się udało i wyszczerzył kły. Nie był pewien, czy Voldemort podejmie jakiekolwiek wrogie działania przeciwko niemu. Nad ziemią to wszystko brzmiało tak, jakby ten wariat był w wyjątkowo dobrym humorze, ale kto wie? Lupin po prostu chciał wyglądać tak przerażająco, jak tylko mógł. Pragnął sprawić wrażenie, że właśnie miał zamiar zaatakować śpiących mugoli w celu ochrony zarówno Rona, jak i pozostałych. Ryknął krótko i ostrzegawczo, kontynuując podejrzliwe wpatrywanie się w Voldemorta i Nagini. Czarny Pan - w rzeczy samej - był w wyśmienitym nastroju. Skłonił się elegancko, kierując się w stronę charczącego wilkołaka. Ostatecznie zatrzymał się z chichotem i odezwał się:
- Jestem daleki od stanięcia między głodnym wilkołakiem a jego następnym posiłkiem. Dziękuję ci, dobry panie, za pomoc w spowodowaniu rychłego upadku tych śpiących szkodników.
Łapa podążył za Voldemortem do stacji metra, który w odpowiedzi poczuł niewysłowioną radość, gdy ponownie zobaczył psa. Po raz kolejny głaszcząc go za uszami, powiedział:
- Mój przyjacielu, więcej pracy dla ciebie! Wygląda na to, że ci mugole są coraz bliżej kresu swojego czasu na tym świecie.
Z okropnym śmiechem, Czarny Pan odwrócił się i poleciał w górę schodów, wydostając się z podziemnej stacji metra i wzbił się w niebo ponad Londynem. Łapa pognał za nim, aby sprawdzić, czy na pewno już go nie było, podczas gdy wilkołak pozostał na straży, pilnując śpiących mugoli i przerażonych czarodziejów. Dopiero gdy czarny pies pojawił się u szczytu schodów, kierując się w dół, jednocześnie przemieniając w Syriusza Blacka, Lunatyk sam wrócił do swojej ludzki postaci, po czym objął ukochanego silnymi ramionami.
- Opuścił już tę okolicę?
Rozpromieniony Syriusz, z długimi, kręconymi kosmykami włosów opadającymi a twarz, pokiwał z radością głową.
- Co ty sobie myślałeś, idąc do niego?
- Wtedy wydawało mi się to całkiem dobrym pomysłem.
- Rozprawię się z tobą za to później.
Razem Remus i Syriusz postawili na nogi trzech czarodziejów i otrzepali ich. Ron w wdzięczności uściskał obu mężczyzn, podobnie jak pozostali, którym przyszło to z łatwością po zobaczeniu gestu Weasleya. Wiedzieli, że rudzielec jest dobrym przyjacielem Harry'ego Pottera i zakładali, że tych dwóch również nimi było. Auror zauważył, że widział ich w grupach w ministerstwie, ale nie dostrzegł, że zostają oddelegowani jako część zespołu. Wszystkie grupy wypuszczane w teren miały ze sobą przynajmniej jednego aurora bądź pracownika ministerstwa: w tym zespole było ich dodatkowych dwóch ze względu na fakt, że towarzyszył im uczeń Hogwartu. Lunatyk wyjaśnił, że on i Syriusz zamierzali dołączyć do grup ministerstwa, ale uznali, że mogą pomóc bardziej, kontynuując pracę na własną rękę. Auror skrzywił się. W jego opinii amatorstwo powodowało więcej niepotrzebnych problemów, pogarszając trudną już sytuację swoimi dobrymi intencjami, kiedy ryzykowali „prywatne” wycieczki. Jednakże zanim udało mu się wypowiedzieć jakikolwiek argument potwierdzający, że ich zachowanie było niesamowicie głupie, Ron zadał pytanie, nad którym zastanawiali się pozostali towarzysze:
- Czy to Sami Wiecie Kto właśnie tutaj wszedł? - Kiedy Syriusz i Remus kiwnęli głowami, szczęki aurorów opadły, z kolei towarzyszący im czarodziej opadł na kolana w chwilowym ataku słabości. Ron, uśmiechając się szeroko, dodał: - Super!
- Zapewniają świstokliki powrotne do ministerstwa? - zapytał Black.
Auror wyciągnął z kieszeni garść medalionów.
- Te srebrne zabierają rannych mugoli i czarodziejów prosto do świętego Mungo, natomiast te złote zabiorą nas prosto do ministerstwa. Te miedziane - każdy z nas ma jeden w kieszeni - wibruje, kiedy coś się dzieje. Jeśli tak się zastanie, mamy natychmiast wrócić do ministerstwa.
- To dobrze. Musimy dostać się tam natychmiastowo i ściągnąć wszystkie zespoły z powrotem. Mugole przetrwają jeszcze jeden dzień. Voldemort wyszedł obecnie z kryjówki i zwiedza, oglądając chaos, jaki wywoła. Nie jest świadomy, że każdy, kto ma w sobie magię, jest na nogach. Nie ma też pojęcia, że mugole nie śpią, a są w zastoju, a my nie chcemy, aby on się dowiedział, co może się zdarzyć, jeśli zespoły wciąż będą pracować. Remus, możesz zabrać tego cholernego gnojka?
Lupin podniósł czarodzieja, który wciąż drżał, jakby był małym dzieckiem, tym samym zdobywając zaciekawione spojrzenia aurorów. Ron, Syriusz i Remus dotknęli złotego medalionu podanego im przez jednego ze stróżów prawa i zniknęli, by po chwili pojawić się w ministerstwie.

*

Harry stawał się nieco niespokojny i - jeśli być szczerym - znudzony. Spędził wczorajszy dzień w swoim biurze, pracując z dyrektorem Severusem i Hermioną. Dumbledore spędził kilka bardzo produktywnych godzin po tym, jak wysłał wszystkich do łóżek. Połączenie, jakie zauważył Złoty Chłopiec między fragmentami mrocznych ksiąg Salazara Slytherina, a tymi traktującymi o białej magii, zostało potwierdzone przez dalsze badania starca. Albus spędził kilka dodatkowych godzin konsultując te fragmenty z książkami o niewoli, które panna Granger znalazła w bibliotece w Malfoy Manor. Następnie czarodziej dokładnie przejrzał w Myślodsiewni wspomnienie Severusa, które ukazywało, jak mężczyzna przyjmował swój Mroczny Znak. Starzec poprosił Harry'ego o przejrzenie fragmentów dwóch ksiąg, omawiając sposób, w jaki zostały napisane i starając się wycisnąć każdą, nawet najmniejszą odrobinę sensu. Potter musiał ponownie je przetłumaczyć, a następnie omówić bardzo szczegółowo każde ze swoich tłumaczeń.
Pracując w nocy, Dumbledore zaczął zarysowywać kilka teorii i miał co najmniej trzy pergaminy pokryte starożytnymi runami i czymś, co wyglądało jak obliczenia matematyczne. Snape zaczął je przeglądać, a panna Granger cierpliwie czekała, aż pozwolą jej się włączyć. Młodzieniec rzucił okiem na to, co przykuło ich uwagę, po czym potrząsnął przecząco głową: tak, jak księgi napisane w języku węży wyglądały dla nich całkowicie obco, tak Potter kompletnie nie był w stanie zrozumieć tych notatek. Kiedy ponownie przetłumaczył kluczowe fragmenty, broniąc i weryfikując swoje ponowne przekłady, pozostali najwyraźniej zaakceptowali, że mają już tak wiele informacji z tych ksiąg, jak wiele tylko udało się uzyskać. Dopiero potem zaczęli dyskutować na temat teorii i pomysłów Dumbledore'a. Harry zakładał, że kiedy skończą, będą mieć zaklęcie, które będzie mógł rzucić, aby zablokować odpływ magii z Mrocznego Znaku, a może nawet usunąć go całkowicie. Miał nadzieję, że znajdą również sposób, aby pozbyć się go również z przedramion pozostałych śmierciożerców - ale nie jednego lub dwóch na raz. Myślał również nad sposobem namówienia czarodziejów i czarownice noszących Mroczny Znak na współpracę. Ostatecznie doszli do punktu, gdzie nie było, co mógłby zrobić Harry ani niczego, w czym mógłby pomóc. To sprawiło, że czuł się nieco znudzony, jedynie siedząc, patrząc i słuchając dyskusji, z której po prostu nic nie rozumiał.
- Myślę, że zejdę na dół do szklarni i zobaczę, jak radzi sobie Neville.
Severus podniósł na niego wzrok, po czym kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Przyjdę po ciebie, jak tylko stworzymy nowy plan działania.
Harry wyszedł z zamku i ruszył ścieżką prowadzącą do szklarni. Idąc, manewrował między ludźmi idących z nim lub z naprzeciwka. Wielu uczniów trafiło do Ministerstwa, by pomagać w akcjach ratowniczych jako wolontariusze, a mnóstwo z nich pracowało w lochach nad eliksirami. Mimo to, w Hogwarcie wciąż było tak wielu ludzi! Dotarł niemalże do połowy drogi do szklarni, kiedy jakiś głos zawołał do niego z tyłu:
- Harry, zaczekaj!
Ku zaskoczeniu Złotego Chłopca, inny młody mężczyzna z lekko czerwonymi włosami, znajdujący się w odległości zaledwie kilku metrów od Gryfona, również odwrócił się, słysząc ten krzyk. Wysoki młodzieniec podszedł do Pottera, by uścisnąć mu dłoń na powitanie.
- Cześć. Wnoszę, że jesteś Harrym Potterem? Widziałem kilka twoich zdjęć. Miło mi cię poznać. Dziękuję za obudzenie nas wszystkich.
Chłopiec, Który Przeżył był nieco zszokowany, gdy uświadomił sobie, że rozpoznał swojego rozmówcę - on również miał na imię Harry. Wiedział to, nawet pomimo ograniczonego dostępu do gazet i programów telewizyjnych w mugolskim świcie.
- Pana również miło poznać, sir.
Książę zaśmiał się, słysząc „sir”.
- Harry, w tym świecie to ty jesteś królem, nie ja. Jestem zaskoczony, że mnie rozpoznałeś. Większość czarodziejów nawet nie ma pojęcia, kim jestem.
- Cóż, wychowałem się w mugolskim, czyli niemagicznym, świecie. Dowiedziałem się, że jestem magiem, kiedy miałem jedenaście lat, więc widziałem cię wcześniej w gazetach i wielu programach telewizyjnych. Myślę, że słyszałem, że zarówno ty, jak i twój brat jesteście charłakami.
Dwóch młodzieńców rozmawiało ze sobą, dopóki nie dobiegł do nich Neville. Harry przedstawił ich sobie. Było jasno dla obu Harrych, że w wyniku wychowania Longbottoma w magicznym świecie, Gryfon nie miał najmniejszego pojęcia, kim był przedstawiony mu młody charłak. Dla Pottera było jasne, że jego nowemu znajomemu bardzo się to spodobało. Życząc księciu miłego dnia, Złoty Chłopiec i Neville skierowali się w stronę biura profesor Sprout, które Longbottom wykorzystywał jako swoją pomoc w organizacji szklarni.
Małe biuro usytuowane było w miejscu, gdzie zamek i szklarnie zbiegały się ze sobą, by pani Sprout mogła z taką samą szybkością i łatwością dostać się zarówno do swoich Puchonów, jak i roślin. Ta część gabinetu, która znajdowała się bliżej szklarni wyglądała bardziej jak szopa niż biuro i to właśnie ten obszar zajął Neville, pracując. Longbottom zrobił mnóstwo list rosnących tutaj roślin, zapisał, jakiej opieki potrzebują i jak często trzeba do nich zaglądać. Spisał, które z nich były niezbędne do warzenia jakiego eliksiru i kto był odpowiedzialny za jakie zadanie. To było naprawdę imponujące.
- Właściwie, profesor Sprout poprosiła mnie, żebym zostawił jej te wszystkie notatki, kiedy to wszystko już się skończy. Największą wiedzę na temat tego, co się tutaj dzieje, zwykła trzymać jedynie w głowie. Prawie cały dzień zajęło mi zebranie tego w jednym miejscu, ale teraz, kiedy już to mam, jest mi wyjątkowo łatwo śledzić, co się dzieje. Może jej też się w ten sposób przydadzą te listy. Zrobiłem również kilka wykresów o jej „drużynie charłaków”, więc będzie wiedziała, czego już nauczył się robić poszczególny charłak. To ułatwi jej nauczanie ich czegoś nowego każdego następnego dnia, poza tym sądzę, że są szczęśliwsi, kiedy mogą się nauczyć jak to wszystko działa. Na początku było tu strasznie dużo hałasu, gdy byli tutaj pierwszy raz i przerażało ich dosłownie wszystko, ale teraz zdecydowana większość przyzwyczaiła się do wykonywania przynajmniej jednego zadania.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, ale Neville ostatecznie musiał udać się do szklarni, by sprawdzić, jak idzie charłakom.
- Mogę iść z tobą? Nie chcę wracać jeszcze do zamku.
Słysząc prośbę przyjaciela, Longbottom skinął głową, po czym razem zaczęli kierować się w stronę szklarni. Neville wyjaśnił przyjacielowi kilka spraw, po czym zrobił notatki w małej książeczce, w której zapisywał, co należy zrobić - rośliny, które trzeba przesadzić do większej doniczki, te potrzebujące przycięcia. Kilka z nich powinno zostać nakarmionych schabem dzisiaj wieczorem, a inne nie pogardziłyby stekiem. Harry zaliczył zielarstwo na wymagany stopień, ale nigdy nie spędził w szklarniach więcej czasu, niż to było absolutnie koniecznie. W konsekwencji nie widział większości wspomnianych przez przyjaciela roślin, co więcej - nie uczył się o żadnej z nich, najwyraźniej w przeciwieństwie do Longbottoma.
- Jestem pod wrażeniem tego, jak wiele o tym wszystkim wiesz, Neville. To, co robiliśmy na zajęciach nawet nie zahaczało o żadną z tych roślin ani o rzeczy, które każdy zielarz musi wiedzieć.
- Właściwie, Harry, wymagana w klasie wiedza to podstawy, przedstawione strasznie ogólnikowo. Kiedy zaczynasz się uczyć do sumów lub owutemów, musisz przyjść i spędzić tutaj trochę czasu, zajmując się roślinami. W przeciwnym wypadku nie uda ci się zdobyć takiego poziomu wiedzy, jaki jest w podręcznikach.
Doszli do rzędu wysokich roślin, które wydawały się spiskować między sobą w celu udaremnienia wysiłków zmierzających do zebrania ich dojrzałych liści. Kiedy stało się jasne, że ani Neville, ani Harry nie mają zamiaru ich zerwać, rośliny nieco się uspokoiły, choć wciąż były nieco zezłoszczone. Miał na to wpływ fakt, że ktoś pracował nad nimi w sposób, który jasno wskazywał na zbieranie dojrzałych liści. Ostatecznie rośliny skierowały swoje wysiłki na tą biedną duszyczkę.
- Jeden z charłaków otrzymał zadanie zbierania liści tutaj, ponieważ są one podstawowym składnikiem eliksiru regenerującego nerwy, potrzebnego teraz w ogromnych ilościach. Pierwszego dnia naprawdę okropnie jej to szło, więc mamrotała pod nosem coś okropnego, ale kiedy ostatecznie się do tego przyzwyczaiła… Cóż, myślę, że byłaby nieco zaniepokojona, gdyby poproszono ją o zrobienie czegokolwiek innego. To właśnie dlatego staram się pomóc profesor Sprout zachować notatki związane z przydzielaniem zadań.
Podczas gdy Neville opisywał rośliny i wysiłek, jaki trzeba włożyć, aby zerwać dojrzałe liście, Harry był zbyt zajęty uważnym wpatrywaniem się w osobę walczącą z roślinami, o której wspomniał Longbottom, by słuchać przyjaciela. Kiedy początkowo podniósł wzrok, oddech uwiązł mu w gardle, gdy zorientował się, że stoi właśnie twarzą w twarz z ciotką Petunią.
Harry pierwszy otrząsnął się z szoku.
- Ciociu Petunio, poznałaś już Neville'a? Jest jednym z moich kolegów z klasy, a teraz zarządza szklarniami profesor Sprout. Neville, to moja ciocia, Petunia Dursley.
Wydawała się niechętna do chociażby otwarcia ust (za pewne na widok siostrzeńca), jednakże ostatecznie wymamrotała cicho powitanie, uwalniając dłoń z rękawicy ze smoczej skóry, kiedy wyciągnęła rękę, by przywitać się z młodym mężczyzną. Obaj zauważyli sposób, w jaki kobieta wytarła rękę o bluzkę, zanim ponownie schowała ją w zabezpieczającą rękawicę. Choć Harry rozmawiał z ciotką ostatniej nocy, czuł, że powinien poświęcić jej kilka chwil. Ostatecznie Neville odszedł od nich, uprzednio informując Harry'ego, że zobaczą się na obiedzie.
- Więc… Jak widzę, otrząsnęłaś się już z szoku. Czujesz się już lepiej?
- Tak, można tak powiedzieć. Byłam w stanie wrócić do swojego dormitorium ostatniej nocy, by przespać się tam.
- Dostosowałaś się już do życia w magicznym zamku? Słyszałem, że to skrzat domowy tak cię wystraszył. Mogą być nieco przerażające, kiedy widzi się je po raz pierwszy w życiu, prawda?
Petunia spojrzała na Pottera podejrzliwie. Dlaczego ten dzieciak jest dla niej taki uprzejmy? Wciąż był dziwakiem, ale wyglądał trochę inaczej - teraz, kiedy patrzyła na niego w biały dzień. Coś się zmieniło. Wyglądał nieco inaczej, ale wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego. Wprawdzie ubierał się tutaj nieco inaczej… Nie był już cichym, marudnym, niemalże służalczym, małym bachorem, którym zwykł bywać na Privet Drive. Zdawało jej się, że zdobył nieco pewności siebie. Dobrze, że zadziałały przynajmniej niektóre ze wskazówek i dyscypliny dostarczanych mu przez nią i Vernona, nie mówiąc już o dobrym przykładzie, który zawsze dawał Dudziaczek. To wszystko ostatecznie przyniosło efekty.
Niemniej jednak nie miała najmniejszego zamiaru pozwolić mu myśleć, że cokolwiek się zmieniło tylko dlatego, że znajdowali się teraz w jego szkole, a nie w jej domu. Och, to się nigdy nie stanie!
- Jak szybko wydostaniemy się z tego miejsca? Chcę zabrać stąd Vernona i Dudleya i wrócić do normalnych ludzi tak szybko, jak to tylko możliwe.
Jej oświadczenie zostało uwieńczone głośną czkawką, wobec czego Potter starał się ukryć uśmiech. Przypuszczał, że te słowa nie były wystarczająco obraźliwe, by przywołać głośne beknięcie bądź puszczenie gazów, ale odpowiednio złe, by wywołać głośną czkawkę. Severus naprawdę przeszedł samego siebie, rzucając to zaklęcie!
Złoty Chłopiec nie złapał przynęty.
- Ciociu Petunio, wielu z nas pracuje tak ciężko, jak to tylko możliwe, by pomóc ci wrócić do normalnego życia, ale minie przynajmniej kilka miesięcy, zanim minie działania zaklęcia usypiającego. Nie możemy zrobić absolutnie nic, aby to przyspieszyć. W tej chwili robimy wszystko, co możemy, aby utrzymać śpiących ludzi w bezpiecznych miejscach. Próbujemy zabrać ich z mugolskiego świata tam, gdzie będą chronieni przez nas. Są rzeczy, które należy naprawić i takie, z którymi musimy sobie poradzić, więc twój świat po powrocie będzie bardzo podobny do tego, jaki opuściłaś. Zapewniam cię, że się nie obijamy. Teraz, gdy tu jesteś, przynajmniej masz jedzenie i dach nad głową. Poza tym, mój świat jest naprawdę fascynujący. Wiele rzeczy wygląda podobnie do tych, które znasz, a mimo wszystko są tutaj kompletnie inne. Nawet jeśli zamierzasz wrócić do swojego mugolskiego trybu życia, kiedy to wszystko się skończy, mam nadzieję, że teraz chciałabyś przeżyć kilka wyjątkowych chwil tego świata. Nigdy więcej nie będziesz miała okazji ich zobaczyć.
Potter przestał mówić i spojrzał na nią zaskakującymi, płonącymi, zielonymi oczami. Pani Dursley również na niego patrzyła i nagle to ją uderzyło. To było to - gdzie jego okulary? Zmarnował pieniądze na zakup szkieł kontaktowych? Z pewnością ona i Vernon nie zamierzali płacić za taką ekstrawagancję tego bezwartościowego bachora!
Młodzieniec odezwał się znowu:
- Właściwie, ciociu Petunio, mogłabyś znaleźć sobie miejsce w tym świecie. Jeśli zdecydujesz się iść drogą ku życiu z magią… Cóż, widzę, że to będzie dla ciebie bardzo przyjemne i satysfakcjonujące doświadczenie. To będzie twój wybór, którego nie musisz dokonywać w tej chwili, ale możesz nad tym pomyśleć. Przyjdzie czas, kiedy będziesz musiała zdecydować, a będziesz miała na to jedynie jedną szansę.
- Co za bzdury wygadujesz? O co ci chodzi? Nie chcę mieć absolutnie nic wspólnego z magicznym światem. Nie potrafię pojąć, jak życie pośród dziwaków (jej komentarz spotkał się z bardzo głośnym pierdnięciem) może być czymkolwiek ponad nieznośnym, okropnym doświadczeniem! Dlaczego, u licha, mówisz coś takiego? Brzmisz jak szaleniec!
Ku zaskoczeniu Petunii, Harry nie wzdrygał się, gdy mówiła do niego ostrym tonem. Nie spróbował jej ani uspokoić, ani przeprosić. Zamiast tego obserwował ją spokojnie, co rozwścieczyło ją nawet bardziej. W konsekwencji wróciły do niej dawne nawyki. Podniosła rękę, by uderzyć Gryfona w twarz za bezczelność, a kiedy niedbale machnął ręką, zorientowała się, że nie może w ogóle nią ruszyć. Próbowała jak mogła, by poruszyć ramieniem wiszącym niedbale u jej boku, ale jej wysiłki spełzły na niczym. Spojrzała na siostrzeńca z nieopisaną wściekłością, jej oczy stały się wyłupiaste, a żyła na jej skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować. Dzieciak miał śmiałość jednie wpatrywać się w nią, nie mając zamiaru schować się ani tym bardziej przeprosić. Wydawał się kompletnie nieporuszony, gdy uśmiechnął się i odwrócił do niej plecami.
- Jak śmiesz tak po prostu odejść, młody człowieku! Wracaj tu w tej chwili i cofnij to, co zrobiłeś mojej ręce! Ty bezczelny draniu! (dało się słyszeć głośne beknięcie) Powiem wszystko Vernonowi, kiedy tylko się obudzi! Nie zobaczysz nawet grama jedzenia, nie będziesz w stanie nawet siedzieć przez cały tydzień, kiedy będziesz musiał wrócić na Privet Drive w te wakacje! Poczekaj tylko, a zobaczysz!
Harry odwrócił się jedynie na chwilę, by rzucić na ciotkę zaklęcie uciszające. Następnie - całkowicie uspokojony - ruszył spacerem z powrotem do zamku. Nie przejął się niczym, co powiedziała Petunia. Widział drogi, które były dla niej dostępne. Był prawdziwie zaskoczony, że ktoś tak wrogo nastawiony do magii może znaleźć swoje szczęście pośród tego, czym tak bardzo pogardzał.
Zawsze myślał, że jego życie to cyrk. Teraz zaczął sądzić, że taka właśnie będzie przyszłość Pani Dursley.

Rozdział 85. Wymazywanie

Severus uśmiechał się mentalnie, po raz trzeci przeglądając obliczenia matematyczne zrobione przez Albusa. Ten stary głupiec, z tymi swoimi dropsami cytrynowymi i radosnymi iskierkami w oczach, które pojawiały się zawsze podczas rozmów z gronem pedagogicznym i uczniami, był jednym z najbystrzejszych czarodziejów świata. Zrobił świetną robotę, przeglądając wszelkie aspekty Mrocznego Znaku. Tak, jak przypuszczał Harry, podejście Voldemorta do jego tworzenia bazowało głównie na notatkach zachowanych w Mrocznych Księgach Salazar Slytherina. Każdy element rytuały związanego z przyjęciem znaku został uwzględniony w tych tomiszczach. Severus i Harry przejrzeli wszystkie księgi i stworzyli mały indeks zagadnień, a następnie Złoty Chłopiec grzecznie przetłumaczył wszystko, co wydawało się mieć cokolwiek wspólnego z Mrocznym Znakiem i rytuałem tworzenia go. Dziś rano, po tym jak Albus najwyraźniej spędził całą noc, pracując nad tym materiałem, spędzili z Harrym kolejne kilka godzin na uważnym przeglądaniu każdego tłumaczenia, poszukując wszelkich niejasnych niuansów, które mogły im uciec.
Po raz kolejny Snape był zdumiony odpowiedzią współmałżonka na to, co zobaczył w notatkach Albusa, choć - prawdę mówiąc - nie powinno być to dla niego zaskoczeniem. Młodzieniec bez żadnych uprzedzeń wobec ich działań zdawał się rozumieć, że nigdy nie będzie jednym z najbystrzejszych intelektualistów, choć niejednokrotnie udowodnił, że jest w stanie skupić się w razie potrzeby. Nie drażniły go pytania Dumbledore'a. Co więcej, dostarczył im niemalże cały materiał źródłowy przetłumaczony słowo w słowo. Głównie Albus zadawał mu pytania, ale również panna Granger miała okazję posłuchać i zadać własne. Ostatecznie każdy z nich miał całkowitą pewność, że każda jota wiedzy została wyrwana z ksiąg Salazara. Zaczęto dyskutować na temat nocnej pracy Albusa dotyczącej sposobu przeciwdziałania mocy ukrytej pod Mrocznym Znakiem. Jak można było przewidzieć, w tym momencie Harry stał się znudzony i niedługo potem wyszedł, by odwiedzić Neville'a.
Albus opracował kilka teorii na temat przeciwdziałania magii Mrocznego Znaku. Opierały się one głównie na tłumaczeniu materiałów zawartych w księgach światła oraz kilku książek, które Lucjusz Malfoy zabrał (i ukrył) do swojej bardzo prywatnej biblioteczki. Wszyscy zgodzili się, że głównym punktem zaczepienia były właśnie te materiały, a co za tym idzie - iż Dumbledore wykonał solidną pracę. Niemniej jednak Severus i Hermiona zauważyli kilka obszarów, gdzie kilka fragmentów potrzebowało dokładniejszego przyjrzenia się.
Do wczesnego popołudnia ich ciężka praca ostatecznie przyniosła efekty. Znaleźli zaklęcie, które racjonalnie wydawało się móc przeciwdziałać Mrocznemu Znakowi. Albus czuł, że ów czar będzie w stanie zerwać połączenie między Voldemortem a czarodziejem, w ten sposób czyniąc maga bezużytecznym dla Czarnego Pana, który nie będzie mógł do niego dotrzeć, przywołując śmierciożerców, ani tym bardziej pobierać od nich energię. Hermiona zgodziła się z tym, niemniej jednak jej interpretacja magii umieszczonej w Mrocznym Znakiem zmusiła ją do myśli, że znak sam w sobie nie zniknie, gdy połączenie zostanie usunięte. Severus odmówił zajęcia stanowiska w tej sprawie - nie był pewien, czy jego rozpaczliwa nadzieja na pozbycie się tego przeklętego znaku nie wywołuje w jego umyśle błędnych wniosków, które nie dopuszczają do siebie takiej myśli.
Praktyczne rzucenie tego czaru przez Hermionę zostało przeanalizowane przez Albusa i Severusa. Doszli do wniosku, że zaklęcie nie może zaszkodzić ani rzucającemu, ani temu, w kogo jest skierowane. Niemniej jednak istnieją pewne obawy - nie mogli dokładnie przewidzieć, jak Mroczny Znak sam w sobie odpowie na czar, mający na celu zneutralizować jego magię. Mnóstwo teorii, jeszcze więcej spekulacji… I nadszedł czas najwyższy na przetestowanie go.
Severus rozpoczął rozpinanie szaty, by odsłonić przedramię, ale Albus zatrzymał go, kładąc delikatnie rękę na jego ramieniu.
- Nie, mój chłopcze. Twój znak już teraz jest chroniony. Będziemy musieli najpierw cofnąć zaklęcia zabezpieczające, zanim będzie można podjąć próbę wykonania tego czaru na tobie. Nie chcę narażać cię na niedyspozycję, szczególnie jeżeli będziemy musieli jeszcze pracować nad tym czarem. Kiedy będziemy mieli pewność, że zadziała, podejmiemy próbę usunięcia go z twojego przedramienia.
Młodszy mężczyzna wyglądał na nieco zdezorientowanego przez słowa przełożonego, ale musiał się zgodzić, że cofnięcie zaklęć ochronnych nałożonych na jego znak byłoby marnotrawstwem czasu - szczególnie, gdyby po usunięciu ich okazało się, że znalezione przez nich zaklęcie nie działa.
- Mamy tutaj dwóch uczniów posiadających Mroczny Znak. Wierzę również, że około czterdziestu bądź pięćdziesięciu śmierciożerców znajduje się w Malfoy Manor jako goście Lucjusza. Być może jeden z nich byłby gotów zgłosić się na ochotnika?
- Wolałbym nie testować żadnych czarów na uczniach tej szkoły. Najlepiej byłoby użyć do tego dorosłego czarodzieja, który zgłosi się na ochotnika. Wiem, że śmierciożercy przebywają w domu Lucjusza, ale nie chcę ryzykować ujawnienia połączenia między Malfoy Manor a tym gabinetem, nie mówiąc już o zaproszeniu do Hogwartu wciąż wiernych Voldemortowi ludzi. Może moglibyśmy udać się tam?
- Możemy udać się do biblioteki za pomocą proszku Fiuu i zaprosić tam ochotników, którzy będą chcieli z nami współpracować. Sprawdzilibyśmy zaklęcie, a ja sam jestem pewien, że Lucjusz nie będzie miał nic przeciwko. Ponadto sądzę, że nie zabraknie nam chętnych czarodziejów.
Albus starał się zniechęcić Hermionę do udania się z nimi do Malfoy Manor, ale żywo podkreśliła, że była bardziej wypoczęta od Dumbledore'a, gdyż ona spała, podczas gdy dyrektor przez całą noc pracował. Nie chcieli również, by profesor Snape brał udział w rzucaniu tego czaru, by przypadkiem nie miało to jakiegokolwiek wpływu na jego własny Mroczny Znak. Panna Granger z pewnością nie chciała zostać pozostawiona w tyle, a kiedy się nad tym zastanowić, koniecznym było, aby dziewczyna udała się z nimi.
Gdy tylko dotarli do głównej części biblioteki w Malfoy Manor, Severus udał się do sali balowej, pełniącej teraz funkcję ambulatorium - aby poprosić uzdrowicieli o wskazanie tych czarodziejów, którzy byli w dość dobrym stanie, żeby podjąć świadomą decyzję zostania przedmiotem eksperymentalnego rzucenia zaklęcia. Kilku z nich odzyskało siły na tyle, iż mogli przenieść się do różnych pokoi w niewielkim pałacu. Ostatecznie skrzat domowy zebrał Lucjusza oraz pozostałych w jednym pomieszczeniu, gdzie Snape mógłby omówić z nim to, po co przybył. Wszyscy byli wyjątkowo entuzjastyczni, chcąc uczestniczyć w owym projekcie, jednakże to Lucjusz pełnił honor bycia pierwszym przedmiotem badań. Stwierdził, że odzyskał najwięcej sił spośród wszystkich obecnych i był w stanie podjąć ryzyko zostania pierwszą osobą, na którą nowe zaklęcie zostanie rzucone. Severus pomyślał - choć mądrze niczego nie powiedział - że to również sprawi, iż Lucjusz najprawdopodobniej jako pierwszy zostanie uwolniony od posiadania Mrocznego Znaku. Snape z niecierpliwością czekał, aby zobaczyć twarz Lucjusza, gdy ten zorientuje się, że osoba mająca rzucić jedno z najbardziej zaawansowanych zaklęć była panna Granger we własnej osobie. Skierował do biblioteki Lucjusza i dwóch uzdrowicieli, których poprosił o obserwowanie przebiegu rzucania zaklęcia.
Choć Snape był pewien, że widział migotanie niektórych bardzo negatywnych emocji krzyżujących się na twarzy Lucjusza, gdy Albus usunął się na bok i stało się jasne, że to Hermiona będzie rzucać zaklęcie, chłodny wyraz twarzy mężczyzny nie zniknął, a z jego ruchów wciąż dało się wyczytać butność, podczas gdy czarodziej obnażał lewe przedramię. Ze swojej strony, Hermiona była obojętna na wszystko poza wizją rzucenia bardzo skomplikowanego zaklęcia - musiała wykorzystać całą swoją siłę i precyzję. Severus i Albus zajęli miejsca po obu jej stronach, gdy dziewczyna stanęła twarzą w twarz z Lucjuszem wciągającym przed siebie rękę. Uzdrowiciele stali obok, przyglądając się z zainteresowaniem.
Mijały długie chwile, podczas gdy panna Granger machała różdżką w powietrzu ponad ramieniem Malfoya w niezwykle skomplikowany sposób, jednocześnie intonując zaklęcie, które opracowali wcześniej. Gdy doszła do końca inkantacji, wskazała różdżką na Mroczny Znak, koncentrując na nim całą swoją moc. Powoli stróżka światła wydostała się z końca magicznego patyka. Dziewczyna trzymała go mocno, a jasne światło stawało się coraz jaśniejsze, ostatecznie lśniąc najjaśniejszą bielą. Dla tych, którzy widzieli rytuał tworzenia Mrocznego Znaku był to ciekawy kontrapunkt, ponieważ w trakcie umieszczania znaku na przedramieniu Czarny Pan używał bardzo podobnego zestawu skomplikowanych ruchów różdżką. Następnie zostało wykorzystywane podobne skupienie magii, choć zamiast jasnego, białego światła strumieniem lała się ciemność. Strumień światła wydostający się z różdżki Hermiony płonął na biało przez kilka minut, po czym powoli zaczął zanikać.
Kiedy dziewczyna opuściła różdżkę po rzuceniu zaklęcia, piątka czarodziejów pochyliła się, by skontrolować przedramię Lucjusza. Znak wciąż był na swoim miejscu, choć znacznie wyblakły i wydawał się być dużo mniejszy niż wcześniej. Jeden z uzdrowicieli rozpoczął rzucanie zaklęć diagnozujących na Malfoya wyglądającego niezwykle blado - nawet jak na standardy stosowane przez ten „nieziemski” ród. Wszystko zdawało się być z nim w porządku, ale w momencie, gdy Mroczny Znak wyblakł, odchodząc w zapomnienie z jego przedramienia, czarodziej zemdlał. Severus i Albus chwycili go pod ramiona i posadzili na krześle. Choć asystowali mu uzdrowiciele, Albus osobiście rzucił kilka czarów diagnozujących. Gdy mężczyzna ocknął się, otwierając niebieskie, zimne jak lód oczy zaledwie kilka chwil później stwierdzili, że magiczna więź Lucjusza i Voldemorta została zerwana.
- Gratuluję, panno Granger! Udało ci się! Lucjuszu, twój Mroczny Znak zniknął, podobnie jak stworzone przez niego twoje połączenie z Voldemortem!
Malfoy nie potrafił nic poradzić na to, że skrzywił się, gdy Albus wypowiedział to nazwisko, ale ogromny uśmiech wykwitł na jego twarzy, szokując obecnych. Wstał, stojąc na nogach nieco niepewnie. Podziwiał swoje teraz nieskazitelne przedramię, biorąc głęboki, uspokajający oddech. Marzył o tej chwili od wielu lat. Choć pisał się na podporządkowywanie pierwotnemu porządkowi Czarnego Pana - przynajmniej na początku - zawsze podejrzewał, że znak został wypalony na jego przedramieniu, by Voldemort mógł wzywać go do siebie jako sługę. Nigdy nie przypuszczał, że to może zostać wykorzystane do odebrania mu mocy. Jak dziwnie, iż ostateczne uwolnienie go od tego zostało złożone na ręce szlamy. Przypomniał sobie, jak radykalnie świat zmienił się w ciągu ostatnich kilku miesięcy i doszedł do wniosku, że to właściwie wcale nie było dziwne. Połykając własną dumę, lekko skłonił się w stronę Hermiony, ostatecznie mówiąc:
- Dziękuję, panno Granger.
Czarodziej został odeskortowany przez uzdrowicieli, podczas gdy Severus, Albus i Hermiona zajęli miejsca przy stoliku i zaczęli analizować, jak działało zaklęcie, co można by zrobić inaczej i dlaczego Lucjusz zasłabł na końcu. Ostatecznie zaczęli dyskutować, zastanawiając się, czy byłoby możliwe rzucenie tego zaklęcia w taki sposób, aby usunąć Mroczne Znaki z przedramienia więcej niż jednego śmierciożercy naraz. Po prawie godzinie entuzjastycznej debaty i kilku rzuconych zaklęciach, by dopracować technikę, dokonano ostatecznych usprawnień. Severus udał się, aby zabrać dwóch śmierciożerców z grupy oczekujących z uzdrowicielami w ambulatorium. Poproszono ich, aby usiedli przy stole, zamiast stać - na wypadek gdyby ktoś jeszcze zemdlał. Tym razem to Albus rzucał zaklęcie. Poprosił czarodziejów o wyciągnięcie przed siebie rąk, po czym machnął różdżką ponad nimi, zamiast wskazując na Mroczny Znak. To samo białe światło wypłynęło z końca jego różdżki, kierując się na przedramiona obu mężczyzn. Żaden z nich nie stracił przytomności podczas rzucania zaklęcia, choć obaj zbledli. Ostatecznie uzdrowiciele byli w stanie potwierdzić ich satysfakcjonujący stan zdrowia. Albus zakończył ich związek z Voldemortem.
Gdy obu śmierciożerców wyprowadzono na zewnątrz, rozmowy potoczyły się dalej - szukano kolejnych udoskonaleń, wysuwając coraz to nowsze sugestie. Gdy Severus wstał, by przyprowadzić kolejnych popleczników czarnego pana, Hermiona wyciągnęła rękę i złapała go za ramię.
- Panie profesorze, myślę, że nadszedł czas, abyśmy zajęli się pańskim znakiem. - Rozpoznając protest formujący się na ustach mężczyzny, dziewczyna dodała szybko: - Potrzebujemy pana do dalszego rzucania zaklęć, a pański znak może z tym kolidować. Proszę pozwolić mi usunąć go. Prawdopodobnie będzie pan mógł pomóc nam w dalszym rzucaniu tych zaklęć.
Severus rzeczywiście zamierzał nalegać, aby nie marnować czasu na jego znak, który przecież do pewnego stopnia był chroniony i blokowany. Jednakże musiał przyznać, że to było potężne zaklęcie i nie było wątpliwości, że odbiera nieco mocy. Hermiona rzuciła je już raz, podobnie jak Albus. Może to nie jest możliwe bez niego? Byłoby to również pomocne w udoskonaleniach, tego był pewien. Gdyby było trzech czarodziejów, którzy rzucili to zaklęcie, mogliby porównać swoje notatki traktujące o własnych doświadczeniach. Przekonywał samego siebie, że to ma sens - pozwolić jej usunąć teraz Mroczny Znak, kiedy przyszło mu do głowy, że to zaskakująco ślizgoński manewr jak na Gryfonkę. Po raz kolejny chciałby, aby ktoś wydał podręcznik obsługi Gryfonów - a przynajmniej tych, którzy najprawdopodobniej nigdy nie przestaną go zadziwiać.
Zdjął wierzchnią szatę i podwinął rękaw białej, lnianej koszulki, odsłaniając przedramię, które następnie położył na stole. Srebrne zwoje zalśniły w świetle, zasłaniając Mroczny Znak znajdujący się pod spodem. Albus rzucił kilka zaklęć, aby usunąć zabezpieczenia oraz taśmę.
Jak gdyby żywił urazę do swojej bezsilności pod działaniem zaklęć i taśmy, znak Severusa krwawił, zaogniony, a skóra wokół niego była opuchnięta.
Hermiona było szczęśliwa, że to miało być proste rzucenie zaklęcia - bez żadnych nowości, ponieważ, sądząc po wcześniejszych przebiegach usuwania Mrocznego Znaku, to wymagało jej pełnego skupienia i całej energii.
I tak właśnie było.
Tym razem światło wydobywające się z jej różdżki w stronę Mrocznego Znaku budowało się bardzo powoli, praktycznie dwa razy dłużej niż przy innych, zanim osiągnęło ten poziom jasności, ale nie zatrzymało się na nim. Jaśniało coraz bardziej, stając się niemalże oślepiającym, a następnie trwało ponad minutę, zanim zgasło.
Severus nie zemdlał, ale siedząc w fotelu poczuł, jak coś zmienia się w jego magii. To było dziwne uczucie, ale kiedy minęło poczuł w sobie falę nowej mocy - a może po prostu wróciła ta poprzednia? Nie ośmielił się jeszcze spojrzeć na swoje przedramię. Zamiast tego przeniósł wzrok na Dumbledore'a, zajętego rzucaniem kilku zaklęć diagnozujących. Wreszcie starzec spojrzał prosto na Snape'a, a jego twarz promieniała. Dopiero wtedy Snape odważył się ukradkiem zerknąć okiem na przedramię, cudownie wolne od znienawidzonego Znaku. Przez dłuższą chwilę patrzył na nie w zdumieniu.
- Dziękuję wam obojgu. Ze wszystkich rzeczy, które zrobiłem w swoim życiu, przyjęcie Mrocznego Znaku było czymś, czego żałowałem najbardziej. Cieszę się, że udało mi się go pozbyć.
Zbliżała się już pora obiadu.
- Myślę, że dobrym pomysłem byłoby wrócić do Hogwartu na obiad. Możemy opowiedzieć Harry'emu o wszystkim, a następnie przybyć tutaj znów. Musimy zobaczyć, kto z nas może rzucać to zaklęcie tak, jak panna Granger, a następnie rozważyć różne możliwości rzucania go. Może uda nam się zrobić to nawet dzisiaj.

*

Harry w końcu wrócił do biura po obiedzie, gdyż wszyscy byli zajęci. Zresztą, nieważne, czy byli czy nie - Złoty Chłopiec chciał przetłumaczyć woluminy, które zabrał z Malfoy Manor. Wiedział, że będą musiały zostać zwrócony i - choć nie był pewien, co było w tych wszystkich księgach - wydawało mu się to jedyną szansą na zgromadzenie wiedzy, jaką Salazara zapisał w swoich notatkach. To musiało być warte wysiłku. Zaklęcie dyktowania, które polecił mu Severus było dużym udogodnieniem, gdyby wziąć pod uwagę czas, jaki włożył w przetłumaczenie księgi, którą obdarował współmałżonka na Boże Narodzenie.
Zaczął przekład, gdy kominek podłączony do sieci Fiuu aktywował się, gdy Hermiona, Dumbledore oraz Severus wrócili do zamku. Młodzieniec zauważył, że oczy przyjaciółki błyszczały - obawiał się, że dziewczyna zaraz zacznie płakać, więc mentalnie przygotował się na złe wieści.
- Ach, mój chłopcze, jak dobrze cię widzieć! Mieliśmy dziś bardzo produktywny dzień. Mam nadzieję, że jeszcze bardziej owocna będzie noc. Nasze zaklęcie zadziałało! Panna Granger i ja z powodzeniem rzuciliśmy je w Malfoy Manor.
Neutralny wyraz twarzy Harry'ego ustąpił miejsca dużemu, podekscytowanemu uśmiechowi. Jego oczy odszukały czarne tęczówki Severusa z wyraźnym pytaniem w nich - czy Mroczny Znak zniknął? Uśmiech na twarzy współmałżonka udzielił mu odpowiedzi. Z krzykiem młodzieniec rzucił się w ramiona Mistrza Eliksirów i - przez krótką chwilę - Albus oraz Hermiona zostali uraczeni najbardziej niezwykłym widokiem tego dnia, gdy Snape trzymał w ramionach chichoczącego współmałżonka i kręcił się z nim po pomieszczeniu. W końcu jeden z nich przypomniał sobie, że mają publiczność i odsunęli się od siebie. Severus starał się odzyskać swoją godność poprzez wyprostowanie szaty i wyrównanie rękawów, ale Harry wciąż świętował. Od razu chwycił Hermionę w ramiona, która entuzjastycznie oddała uścisk.
Dyrektor spojrzał na pergaminy nagromadzone na stole podczas pracy Złotego Chłopca nad tłumaczeniami, ale ostatecznie zwrócił całą swoją uwagę z powrotem na pozostałych i niemalże zaczął klaskać z radości na widok całego tego świętowania. Głaszcząc Hermionę i Harry'ego po plecach, powiedział:
- Taka radość w dzisiejszych czasach to naprawdę rzadki widok. Dobra robota! - Położył dłonie na ich ramionach i popchnął ich delikatnie w stronę drzwi, samemu idąc za nimi i mając nadzieję, że Snape podąży za nim. - Myślę, że powinniśmy zrobić przerwę i coś zjeść. Wrócimy to po obiedzie. Wciąż musimy wypracować logistykę rzucania tego zaklęcia na szerszych podstawach, a do tego musimy być wypoczęci i świeży.
Niestety, posiłek został odwołany dla tej czteroosobowej grupy. Na korytarzu łączącym komnaty Harry'ego z gabinetem Dumbledore'a znaleźli panią Minister Bones, Kingsleya Shaklebolta wraz z Ronem, Remusem i Syriuszem. Kobieta miała na twarzy zdezorientowany wyraz, który spowodował, że Potter poczuł się bardzo nieswojo, choć nie widział podobnych uczuć na twarzach pozostałych - być może nie było tak źle.
- Możemy zamienić z tobą słówko, Albusie? Z wami wszystkimi, jak sądzę?
Dumbledore pomysłowo zaproponował, aby weszli do jego gabinetu - mówiąc, iż pracowali wcześniej w biurze Harry'ego i zrobili sobie jedynie krótką przerwę na obiad, więc pozostawili po sobie nieco bałaganu. Miał wprawdzie na myśli tłumaczenia Harry'ego pozostawione przez nich na stole, jednak nawet bardzo szybki rzut oka na ów materiał sprawił, iż stało się dla niego jasne, że magia zapisana w ciemnych księgach Salazara była najmroczniejsza, jaką widział w całym swoim długim życiu. Prowadził wewnętrznie małą debatę. Może powinni po prostu spalić te księgi i poprosić Harry'ego o zaprzestanie tłumaczenia ich w nadziei, że mrok, który zawierają, zniknie w płomieniach? A może to rozumowanie było nieuzasadnione - może istnieje jakiś czarodziej, który zna chociażby część tej magii, a informacje zawarte w księgach światła pewnego dnia przydadzą się do zwalczenia złego czarodzieja? Czy to znaczy, że Harry będzie musiał skończyć wszystkie tłumaczenia? A może powinni trzymać księgi w oryginale w języku węży, a przekłady Złotego Chłopca po prostu spopielić? A może w przyszłości nie będzie innego wężoustego, a więc prawdopodobnie nie byłoby dobrze zachować tę wiedzę do ich wyłącznej dyspozycji, jeśli nikt inny nie mógłby tego odczytać. A może powinni umieścić zarówno przekłady, jak i oryginalne księgi Salazara z powrotem w Komnacie Tajemnic? Niezależnie jednak od tego, do jakich wniosków doszedł w tym temacie, było jasne, że właśnie teraz na stole w biurze Harry'ego leżało kilka zwojów pergaminu. Zapisane były w języku angielskim - bardzo jasnym i czytelnym pismem - które zapisało najbardziej skandaliczną czarną magię, jaką kiedykolwiek uwieczniono atramentem. Ostatnie, czego teraz chciał Albus, to wyjaśnienie tego wszystko Ministrowi Magii oraz aurorom.
Grupa rozsiadła się na kanapach i sofach wokół kominka w gabinecie dyrektora. Dumbledore oraz pani Bones sztywno zajęli miejsca na samym środku, podczas gdy pozostali porozsiadali się wygodnie na swoich miejscach.
- Profesorze Dumbledore, rozumiem, że pan Lupin i pan Black nie zdecydowali się na wzięcie udziału w operacji Bezpiecznej Przystani dnia dzisiejszego, ale udali się na własną rękę do centrum Londynu.
To nie zaskoczyło nikogo obecnego w pomieszczeniu. Być może Remus uporałby się z czymś takim, ale sama w sobie nazwa „operacja” praktycznie gwarantowała, że Syriusz odmówi udziału w niej.
- Niemniej jednak spotkali Sami Wiecie Kogo, który najwyraźniej kontrolował swoje dzieło. Sami Wiecie Kto dotarł na mugolską stację podziemnego metra, gdzie został wysłany jeden z naszych zespołów. Szybka interwencja pana Lupina pozwoliła grupie z ministerstwa uniknąć wykrycia, gdyż podszywali się pod śpiących mugoli, którzy mają właśni zostać zjedzeni przez wilkołaka. Gdy wrócili do ministerstwa, pan Black ostrzegł przywódców operacji „Bezpiecznej Przystani”, więc byliśmy w stanie wycofać wszystkie nasze zespoły bez zbędnych incydentów. Niestety, (i tu Severus uśmiechnął się - kiedy chodziło o tego kundla, „niestety” pojawiało się w każdej historii) w zespole ministerstwa był pewien auror. Dobry człowiek, ale kurczowo trzymający się przepisów, jeśli wiecie, co mam na myśli. Myślał, że usłyszał słowa wypowiedziane przez pana Blacka, które kazały mu uwierzyć, że pan Black, podobnie zresztą jak pan Lupin, jest w swojej animagicznej postaci. W związku z powyższym sprawdził rejestr ministerstwa i nie znalazł tam nazwiska pana Blacka. Zaaresztował go jako niezarejestrowanego animaga. Pan Shacklebolt dowiedział się o tym i ostrzegł mnie. Musimy ustalić, że ów auror nigdy rzeczywiście nie widział pana Blacka w innej postaci niż ludzka i działał jedynie na podstawie tego, co wydawało mu się, że usłyszał. Prawdopodobnie może udać się nam całkowicie oddalić postawione zarzuty.
Syriusz wyglądał niesamowicie zadowolonego z siebie, gdy kobieta opowiadała tę historię, a Remus ze złością na niego spoglądał.
- Jeżeli istnieje potrzeba zarejestrowania kogokolwiek w tym pomieszczeniu jako animaga, pan Shacklebolt przypomniał mi proces rejestracji zamkniętej. Normalnie rejestracja jest składana w ministerstwie i chroniona przed ludźmi, dając do niej dostęp jedynie członkom ministerstwa. Zdaję sobie sprawę z tego, że większość z was będzie zastanawiała się nad tajemnicą tego procesu. Jednakże wyjątkowy status pana Pottera powala mu na poprowadzenie zamkniętej rejestracji. To będzie wszystko, czego potrzebujemy w ministerstwie. Myślę, że będzie pan tego potrzebował, panie Black. To papiery, które powinny zostać wypełnione i umieszczone pod ochronnymi zaklęciami.
Machnięciem różdżki kobieta sprawiła, że na ich oczach zmaterializowało się sześć zwojów pergaminu, a następnie przelewitowała je w stronę Syriusza, który okazał przynajmniej tyle łaski, aby podziękować jej za doskonałą propozycję.
Gdy służbowe sprawy zostały załatwione, pani Minister wstała, ukłoniła się Albusowi i skinęła głową Harry'emu, po czym za pomocą proszku Fiuu udała się z powrotem do Ministerstwa.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na Syriusza. Severus podejrzewał, że on i Lupin myśleli teraz o tym samym - jak bardzo ten kundel kochał być w centrum uwagi! Black opowiedział historię obejmującą wydarzenia z Voldemortem, mówiąc o tym, jak Czarny Pan i jego wstrętny wąż spacerowali wzdłuż Piccadilly Circus, podziwiając wraki samochodów i zmasakrowane ciała. Wyjaśnił, że Riddle wziął go za ponuraka i chwalił nowy świat, jaki powstanie, gdy skończy go tworzyć. Całe szczęście, że Black przestał mówić o swojej głupiej, ryzykownej przygodzie, by podzielić się wiadomością, która była bardzo pomocna dla jego przyjaciół - Voldemort jeszcze nie dowiedział się, że każdy, kto posiada w sobie magię, jest na nogach, a mugole nie spali, tylko byli w stanie zastoju. Wydawał się oczekiwać, że zgony wywołane odwodnieniem rozpoczną się za dzień bądź dwa - może trochę więcej w przypadku czarownic i czarodziejów. Szczęśliwie dzięki wycofaniu zespołów ministerstwa z operacji pomocniczych tak szybko, jak tylko Syriusz ich ostrzegł, póki co Czarny Pan pozostał nieświadomy - być może zdążą również odciąć wszystkie jego potencjalne źródła energii, zanim się zorientuje.
Hermiona spojrzała na Rona.
- Jak udało ci się w to zamieszać?
Rudzielec był drugą osobą w tym pomieszczeniu, kto pragnął być w centrum zainteresowania, choć zazwyczaj było to mniej widoczne niż angażujący się we wszystko Łapa.
- Byłem w zespole ministerstwa, który zbierał mugoli ze stacji metra. Udało nam się przynieść na główny peron zaledwie troje mugoli, gdy Remus kazał nam być cicho, położyć się obok nich i udawać, że również śpimy. Podejrzewam, że Lunatyk zamienił się w wilkołaka, bo słyszeliśmy nad nami jakiś ryk i głos bardzo dziwny, wręcz syczący, który do niego mówił o tym, że nie będzie odmawiał mu posiłku. Wtedy ten głos przemówił do kogoś innego, nazywając go swoim przyjacielem, a kilka minut później powiedziano nam, że wszystko jest już w porządku, więc wstaliśmy. Remus i Syriusz powiedzieli nam, że to Sami Wiecie Kto przyszedł na stację metra.
Hermiona wyglądała na absolutnie przerażoną, że Ron był w takim niebezpieczeństwem, ale on sam wydawał się całkiem zadowolony, że ostatecznie mógł opowiedzieć taką historię.
Harry okazał swoją ciekawość, pytając:
- Syriuszu, co, na Merlina, zmusiło cię do podejścia do Voldemorta?
- Moja animagiczne postać wygląda trochę jak ponurak, jak wiesz. Gdy tylko mnie zobaczył, stał się całkowicie pewien, że jestem ponurakiem, który przyszedł biesiadować na widok tak wielu śmierci. Wygląda na to, że lubi psy. A nawet jeśli nie… Moja animagiczna postać jest bardzo silna i zwinna. Byłem pewien, że gdyby miał jakieś podejrzenia, mógłbym uniknąć wszystkich zaklęć, jakie by na mnie rzucił.
Prawie każdy obecny w pomieszczeniu rzucił mężczyźnie dziwne spojrzenie. To było niezwykle ryzykowne, a on podjął się tego wyzwania tylko po to, by zobaczyć, czy się uda? Najwyraźniej nie miał nawet pojęcia, czy dowie się czegoś przydatnego czy zostanie zabity!
A potem Harry zapytał Remusa o jego rolę w tym.
- Kiedy zobaczyłem Łapę towarzyszącego Voldemortowi i zorientowałem się, że kierują się w stronę stacji metra, przemieniłem się w swoją animagiczne postać i pokazałem się. Syriusz mógł za mną pobiec. Sądziłem, że takiego właśnie zachowania Voldemort będzie oczekiwał po ponuraku, więc nie przemyślałem tego dokładniej. Mimo wszystko wilkołak wędrujący wśród tylu śpiących mugoli będzie rozprzestrzeniał śmierć w wyjątkowo szybkim tempie. Kiedy nie wrócił do mnie, pomyślałem, że czuł się w miarę bezpiecznie robiąc to, co robi i nie chce przestać, więc po prostu wycofałem się poza zasięg ich wzroku, jednakże pozostałem w swojej animagicznej formie, aby móc lepiej słyszeć. Gdy usłyszałem, że Voldemort powiedział, iż idzie zobaczyć sytuację w metrze, skierowałem się w stronę innego wejścia, aby sprawdzić, czy są tam zespoły ministerstwa. Znalazłem jeden. Nie byłem pewien, czy Voldemort wyzwie wilkołaka, ale wydawał się zachwycony spustoszeniem oraz tym, że znajduję się na szczycie bałaganu, jaki stworzył. Można powiedzieć, że był niemalże zadowolony, widząc wilkołaka skulonego tuż nad śpiącymi ciałami mugoli. Pojawienie się ponuraka na schodach za nim wydawało się wzmocnić jego pewność siebie. Był bardzo zadowolony z tego nowego świata, gdy odlatywał ze stacji.
- Więc jesteście pewni, że Voldemort nie zdaje sobie sprawy, że nie śpią już wszyscy, którzy mają w sobie magię, w dodatku utrzymując śpiących mugoli w stanie zastoju? - zapytał Harry.
- Nie sądzę, żeby ten stary szaleniec miał o tym jakiekolwiek pojęcie, kiedy go widziałem. Istnieje jednak ryzyko, że po opuszczeniu nas udał się gdzieś, gdzie mógłby zobaczyć czarodziejów i czarownice zajmujących się swoimi sprawami. Czułeś jego gniew? - odpowiedział Syriusz.
- Nie. Oczekuję, że Voldemort będzie niemożliwie wściekły, gdy się dowie. Tak więc musimy działać dziś w nocy. Nie możemy ryzykować, że jutro odbędzie kolejną podróż i zobaczy kogoś obudzonego.
Remus wyglądał na zdziwionego.
- O czym ty mówisz, Harry?
Dumbledore spojrzał rozpromieniony na każdego obecnego w pomieszczeniu.
- Odkryliśmy czar, który jest w stanie usunąć Mroczny Znak z przedramienia śmierciożerców. Oczywiście są tacy, który są bardzo szczęśliwi z możliwości pozbycia się go. Zakładam również, że niektórzy będą wściekli, kiedy zorientują się, że ich połączenie z Czarnym Panem zostało zerwane. Niemniej jednak tym, który najboleśniej odczuje stratę będzie sam Voldemort. Nie będzie miał dostępu do żadnej mocy magicznej poza swoją własną.
Syriusz wpatrywał się w Severusa z wielkim, jasnym pytaniem wyraźnie widocznym na jego twarzy. Snape przez chwilę rozważał możliwość całkowitego zignorowania kundla, ale w końcu kiwnął twierdząco głową.
- Dokładnie, Black. Mojego Mrocznego Znaku już nie ma.
Na twarzy Łapy pojawił się dziwny wyraz - zupełnie, jakby mężczyzna nie mógł się zdecydować, czy był zadowolony czy też nie, ale Remus nie miał takich wątpliwości, więc złożył Severusowi serdeczne gratulacje z powodu pozbycia się go.
Ostatecznie Albus odezwał się, nakazując każdemu udanie się na obiad.
- Wszyscy potrzebujemy przerwy, a zdecydowana większość powinna coś zjeść. Jest jeszcze wiele do zrobienia dziś, więc będziemy potrzebowali całej naszej energii. Myślę, że możemy spotkać się tutaj zaraz po posiłku. Musimy zorientować się, kto jeszcze spośród nas, oprócz mnie i panny Granger, jest w stanie rzucić ten czar, a następnie wypracować logistykę hurtowego wybawiania śmierciożerców od Mrocznego Znaku.

Kiedy grupa zebrała się w gabinecie po posiłku, powiększyła się o dwie osoby. Ron poprosił Charliego, aby z nim przyszedł, co oznaczało oczywiście, iż pojawi się również Draco. Panna Granger kilkakrotnie zademonstrowała czar pozostałym osobom w pomieszczeniu. Severus pracował z nią nad tym, więc wstał i rzucił zaklęcie. Był bardzo zadowolony, że zadziałało za pierwszym podejściem. Harry - mimo połowy tuzina prób - nie mógł idealnie zsynchronizować wypowiedzenia inkantacji i ruchu różdżki w prawo, więc czar nie działał za każdym razem. Syriuszowi, Remusowi, Ronowi, Kingsley'owi i Charliemu udało się po kilku próbach, niestety Draco nie miał takiego samego szczęścia. Mimo starań i dziesięciu prób, dotknęły go te same problemy z synchronizacją, co Harry'ego i nie był w stanie poprawnie rzucić czaru. Był wyraźnie przygaszony.
Niemniej jednak Albus wydawał się być bardzo zadowolony z wyników.
- Zanim zaczniemy zastanawiać się dłużej nad tym zaklęciem, chciałbym wrócić do Malfoy Manor i zobaczyć, czy możemy osiągnąć cokolwiek, rzucając je wspólnie. Pamiętacie, gdy rzucaliśmy czar zastoju? Było wtedy kilka osób, którzy za pomocą Iunctum złączali moc wszystkich pozostałych. Pozostałym mogę pokazać, jak rzuca się wspomniane Iunctum, więc będziecie mogli go użyć, złączając naszą magię.
Uzdrowiciele byli zadowoleni, widząc, że Albus, Severus i Hermiona wrócili. Moment później posiadłość obiegło słowo, że grupa z Hogwartu wróciła, aby wymyślić dobry sposób na usunięcie Mrocznego Znaku. W konsekwencji emocje i napięcie w Malfoy Manor sięgnęły zenity. Dumbledore poinformował ich o planach grupowego rzucenia tego zaklęcia z innego pokoju, więc każdy został na swoim miejscu, siedząc na krześle bądź leżąc w łóżku. Szkolny zespół pozostał w bibliotece, gdy Albus powyznaczał rzucającym odpowiednie miejsca i dał wskazówki dotyczące sposobu, w jaki mają zamiar to zrobić. Przekonał się, że wszyscy ci, którzy nie potrafią wyczarować zaklęcia usuwającego Mroczny Znak, nie mają żadnego problemu z zaklęciem Iunctum, więc im również wyznaczył miejsce. Na jego sygnał dało się słyszeć początek trzech takich samych inkantacji. Pozostałym powiedziano, by rzucili Iunctum w chwili, gdy białe światło zacznie sączyć się z końca różdżek.
Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Białe światło przybrało na sile, gdy ich magia została połączona, a więc wzmocniona. Działo się tak, dopóki błysk niesamowicie jasnego światła zatrzymał się na minutę, blaknąc po chwili. Wszyscy wzięli głęboki oddech. Zaledwie kilka chwil później dołączył do nich uzdrowiciel z radosną informacją, że Mroczny Znak każdego obecnego czarodzieja w Malfoy Manor zniknął po rzuceniu przez nich zaklęcia. Choć tego grupa nie mogła jeszcze wiedzieć, zniknął absolutnie każdy znak w budynku. Kilku czarodziejów, którzy go nosili, ale nie byli znani pozostałym śmierciożercom przez kilka minut czuło zawroty głowy, ale skoro ich ręce były ukryte pod długim rękawem, nie byli świadomi faktu, że ich lewe przedramiona przez chwilę świeciły białym światłem. Więcej niż kilku było całkowicie zaskoczonych, gdy przygotowywało się wieczorem do położenia się spać i zorientowało, że z jakiegoś powodu Mrocznego Znaku nie było już na ich skórze. Jednocześnie bali się, że to sygnalizowało, iż w jakiś sposób stracili znaczenie dla Czarnego Pana albo ostatecznie zdecydował się ich porzucić. Mimo wszystko nie wszyscy byli w pełni zadowoleni z usunięcia Mrocznego Znaku.
Grupa wróciła do Hogwartu z osiągniętym sukcesem i poczuciem zrealizowania dobrego planu. Zupełnie przez przypadek wyjątkowo przydatny okazał się fakt, że nie wszyscy byli w stanie opanować tak skomplikowanego zaklęcia, aby usunąć Mroczny Znak - niektórzy bardzo silni czarodzieje otrzymali zadanie rzucenia zaklęcia Iunctum. Z tym poziomem mocy bardzo imponująca siła magów wyprodukowała niezwykle skuteczne zaklęcie. Albus wiedział, że połączenie mocy z potężną magią, nad którą pracował ostatnio w niczym nie przypominało niczego, co kiedykolwiek spotkał. Nawet mimo jego wcześniejszych doświadczeń z zaklęciem Iunctum nie był w stanie przewidzieć mocy, jaka wytworzy się w tym przypadku. Prawie żałował, że musieli wszystko zrobić szybko, ponieważ z przyjemnością zanalizowałby to zjawisko w dokładniejszy, spokojniejszy sposób. Właśnie ze względu na to zebrał wszystkie tłumaczenia Harry'ego, podkreślił najbardziej interesujące informacje i machnięciem różdżki wysyłał zarówno je, jak i księgi do strzeżonej szafy w jego gabinecie, zanim ktokolwiek miał szansę rzucić na nie okiem bądź skomentować.
Kiedy wszyscy zajęli miejsca przy stole, Potter wezwał skrzata domowego i poprosił o herbatę, sok z dyni i czekoladę, by szybko pozbyć się magicznego wyczerpania. Albus zastanawiał się głośno, czy nie byłoby lepiej poczekać kolejną godziną lub dwie - do północy, a może nawet i później, i dopiero potem spróbować rzucić je ponownie, skoro teraz najprawdopodobniej wszyscy śmierciożercy śpią. Było kilka argumentów za i przeciw - tych, którzy chcieli zrobić to teraz, kiedy wszyscy są świeżsi. Severus zakończył dyskusję, przytaczając komentarz, który rzucił mu jeden z uzdrowicieli w Malfoy Manor.
- Uzdrowiciele powiedzieli mi, że nigdy nie widzieli takiego osłabienia, jakie zobaczyli podczas pracy z ludźmi w Malfoy Manor. Byli osłabieni zarówno fizycznie, jak i magicznie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że naznaczeni śmieciożercy śpią od dwunastu do piętnastu godzin dziennie, więc są małe szanse, że którykolwiek jest teraz na nogach.
Słysząc to, Albus skinął głową.
- Pozwólcie mi popracować trochę nad planami logistycznymi. Potem poprosimy wojowników z Winter Land, aby towarzyszyli nam poza murami ochronnymi zamku. Harry, przypuszczam, że odpowiednim miejscem do rzucenia tego zaklęcia wzdłuż linii geomantycznych będzie to samo, gdzie rzucaliśmy czar zastoju?
- Podejrzewam, że będzie idealne, dyrektorze. To zdecydowanie było miejsce, gdzie przecinało się najwięcej linii. Nie sądzę, aby one się poruszały, prawda?
Albus nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale wydawało mu się to mało prawdopodobne i ze wzruszeniem ramion potrząsnął przecząco głową.
- Cóż, kiedy tam dotrzemy, sprawdzę to. Jeżeli będzie trzeba, możemy nieco się przesunąć.
Krótką chwilę zajęło Albusowi opracowanie planu, więc niedługo później grupa szła przez cichy zamek, kierując się w stronę obozu wikingów. Wojownicy zaczęli się wymieniać - jedni wracali do domu do Winter Land, by zajmować się tamtejszymi sprawami, podczas gdy pozostali pozostawali w Hogwarcie, mając na celu ochronę czarodziejów w szkole. Tym razem pełniącym obowiązki przywódcy mężczyzna był ogromnym, masywnym wojownikiem. Mierzył siedem stóp wzrostu z szeroką, rumianą twarzą. Miał brodę i grube, złote włosy opadające warkoczem na plecy. Przywitał Harry'ego z entuzjazmem i ciepłem, zaskakując pozostałych tym, jak dużo wie o każdym z nich. Szczególne oddanie okazano Charliemu, gdyż słyszano, że młodzieniec jest poskramiaczem smoków. Wikingowie zgodnie twierdzili, że trudno sobie wyobrazić bardziej szlachetne, niebezpieczne i magiczne wyzwanie, niż poskromienie smoka. Charlie nigdy nie dążył do pochwał i czyjegoś uznania, jednakże szczerość respektu pokazywanego przez tych zaciętych i utalentowanych mężczyzn z Winter Land wyraźnie go poruszyła. Gdy Albus poprosił wikinga pełniącego obowiązki przywódcy o asystowanie im w kolejnym rzucaniu zaklęcia wzdłuż linii geomantycznych poza murami zamku, każdy wojownik w obozie chciał iść chronić swojego króla. Największym wyzwaniem okazało się wybranie tych kilku, którzy mieli pozostać na terenie szkoły, chroniąc obóz.
Harry spędził kilka minut na spacerowaniu po okolicy, gdzie poprzednio rzucali czar, by upewnić się, że miejsce, które zidentyfikowali wcześniej pozostawało tym samym, umożliwiając łatwiejsze wniknięcie w głąb Ziemi. Gdy całkowicie go to usatysfakcjonowało, Syriusz wyczarował płomień w miejscu, do którego oni wszyscy powinni dążyć.
Zadaniem Harry'ego było poproszenie linii geomantycznych o możliwość czarowania wzdłuż nich. Początkowy plan zakładał, iż Potter rzuci Regius Procuratio Per Obis Terrarum, a następnie zrobi krok wstecz i dołączy do pozostałych, by zaklęciem Iunctum połączyć czary usuwające Mroczny Znak. Za pierwszym razem się nie udało. Ziemia nie zaakceptowała zaklęcia tak, jak kiedyś tego rzuconego przez Złotego Chłopca. Białe światło z różdżek po prostu unosiło się chwilę ponad gruntem, znikając po kilku sekundach. Po dłuższej dyskusji uznano, że skoro Harry nie może być jedną z osób rzucających czar usuwający Mroczny Znak, przez cały czas będzie kontynuował rozkazywanie Ziemi, podczas gdy resztą zajmą się pozostali. Albus przeorganizował czarodziejów, ustawiając Harry'ego z boku, innych poprowadził za sobą. Ostatecznie Hermiona i Severus stanęli za nim. Kiedy wszyscy stali już na swoich miejscach, rozpoczęto drugą próbę. Tym razem białe światło z połączonych różdżek uderzyło w płomień. W chwili, kiedy było tak jasne, iż boleśnie raniło oczy, zostało zassane do linii geomantycznych i rozproszone po świecie. Jedynym problemem był fakt, że okazało się, iż to zaklęcie nie ma konkretnego elementu, gdzie ma zostać skierowane. Według ich obliczeń, zaklęcie dosięgło zaledwie jedną ósmą całego globu - nie byli w stanie wyemitować go dalej. Albus po prostu po raz kolejny ustawił wszystkich w kole, wciąż nawołując ich do rzucenia tego zaklęcia, dopóki nie zrobili tego jeszcze siedmiokrotnie. Cały czas wysyłane zostawało wzdłuż linii geomantycznych, aż w końcu najprawdopodobniej objęło swym zaklęciem niemalże cały świat. Wszyscy byli niesamowicie wykończeni tym doświadczeniem. Po pierwszym i drugim czarowaniu to wciąż było dla nich ekscytujące, a poziom adrenaliny wciąż wysoki. W chwili, gdy dotarli do piątego i szóstego, byli wyczerpani i zastanawiali się, czy jest dla nich możliwe zrobienie tego jeszcze raz. Przy ósmym okazało się, że osiągnęli wysoki poziom magicznego wyczerpania - żadne z nich nie spodziewało się, że ma w zanadrzu tak wiele siły. Wikingowie wzięli każdego czarodzieja lub czarownicę pod ramię i pomogli im dotrzeć z powrotem do zamku, gdzie skrzaty domowe zebrały kilka krzeseł i szybko dostarczyły czekoladę, aby zniwelować skutki wyczerpania magicznego.

*

W dyrektorskiej sypialni w Durmstrangu Igor Karkarow spał tak głęboko, że nie obudził się nawet wtedy, gdy wyjątkowo jasne światło pojawiło się tuż nad jego Mrocznym Znakiem, a następnie zagłębiło się w niego, znikając w lewym przedramieniu. Jego chrapanie stało się nieco nierówne, gdy Znak zniknął całkowicie. Kiedy wszystko się skończyło, mężczyzna przewrócił się na bok, wygodniej zakopując się pod kołdrą. Chrapał nieco ciszej, leżąc na lewym boku.

*

Ogólny hałas, teraz już niemalże szaleńców oraz tych, którzy byli na dobrej drodze do niego nigdy nie ustawał w Azkabanie znajdującym się na Morzu Północnym. Do zawodzenia i krzyków więźniów zostało dodane nieustanne bicie ogromnych fal o skaliste wybrzeża; działo się to zarówno w dzień, jak i w nocy. Tej nocy hałas osiągnął niespotykany dotąd poziom, gdy światło pojawiło się nad lewym przedramieniem kilkudziesięciu więźniów, strasząc tych, którzy nie mieli dość rozumu, by rozpoznać tą emocję, pozostałym zaś dając coś nowego; nawet, jeśli nie rozumieli, co to konkretnie było, mieli o czym krzyczeć. Ten poziom hałasu utrzymywał się przez cały czas, gdy jasne światło było doskonale widoczne. Kiedy tylko wyblakło i zniknęło z pola widzenia, uwagę więźniów przyciągnęło coś zupełnie innego. Bardzo niewielu z nich było w stanie skoncentrować się na tyle, aby zrozumieć, że Mroczny Znak zniknął z ich przedramion. Może pewnego dnia zdadzą sobie sprawę, że coś się zmieniło, ale w tej chwili takie szczegóły były daleko poza zasięgiem ich możliwości umysłowych. Dementorzy nie mogli widzieć ani słyszeć czarodziejów, a to wydarzenie nie wywołało żadnych szczególnych odczuć w żadnym z więźniów, więc wszystko pozostało przez nich zupełnie niezauważone. Czarodzieje oddelegowani do pilnowania Azkabanu - czy raczej zarządzania nim - nie spędzali tam dzisiejszej nocy, więc nie widzieli światła, nie słyszeli nienaturalnego hałasu. Minie bardzo dużo czasu, zanim którykolwiek z nich poświęci wystarczająco wiele uwagi jakiemukolwiek więźniowi, by zorientować się, że z ich przedramion zniknęły Mroczne Znaki.

*

Jasne światło przecięło ciemność panującą w sypialni Voldemorta w Riddle Manor. Podobnie, jak w przypadku innych, którzy spali, nie obudził się, gdy pojawiło się nad jego lewym przedramieniem. W tym przypadku światło nie miało absolutnie żadnego wpływu na Mroczny Znak Czarnego Pana, więc zniknęło, pozostawiając go na miejscu, nie czyniąc w nim nawet jednej zmiany. Magia, której użył do stworzenia własnego Mrocznego Znaku bardzo różniła się od tej, której używał, umieszczając go na przedramionach swoich śmierciożerców. Zaklęcie rzucone wzdłuż linii geomantycznych tuż poza terenem Hogwartu było zaprojektowane w taki sposób, aby działało na ten drugi rodzaj magii. Voldemort nawet nie zdał sobie sprawy, iż ciemność w jego sypialni została chwilowo zakłócona.

*

Gdy grupa siedziała w szkolnym holu, a do każdego z nich stopniowo powracały siły, utracone w czasie rzucania zaklęcia, Albus robił już plany, aby skontaktować się z ministerstwem.
- Kingsley, jeżeli jesteś w stanie, mógłbyś przekazać w ministerstwie, że rzuciliśmy zaklęcie, które usunęło Mroczny Znak z przedramion śmierciożerców? Voldemort nie będzie w stanie ich przywołać ani tym bardziej dłużej korzystać z ich mocy. To może przyspieszyć moment, w którym zorientuje się, że jego plan się nie powiódł. Ponadto może go to powstrzymać przed ponowną próbą rzucenia zaklęcia snu, w nieuchronnej chwili, w której dowie się, co się stało. Jest to prawdopodobnie informacja, którą należy podzielić się z ministerstwami na całym świecie, choć ostatecznie to pani Bones będzie musiała o tym zadecydować.
Kingsley był w stanie wstać - aczkolwiek zrobił to powoli - więc skinął głową w stronę pozostałych, po czym skierował się do pomieszczenia znajdującego się po drugiej stronie holu, podłączonego za pomocą sieci Fiuu z ministerstwem, gwarantując, że już niedługo ministerstwo o wszystkim się dowie.
Charlie również wstał, po czym wyciągnął rękę, aby pomóc wstać również Draco. Obaj życzyli pozostałym dobrej nocy i skierowali się w stronę własnych komnat. Ron i Hermiona dołączyli do nich, kierując się do wieży Gryffindoru. Remus wstał i pociągnął Syriusza, zmuszając go do wstania z miejsca, gdzie mężczyzna był pogrążony w głębokim śnie.
- Policzę się z tobą jutro, dzisiaj jestem na to za bardzo zmęczony - warknął na mniejszego czarodzieja, kiedy szli w stronę swoich pokoi.
Severus i Harry spojrzeli z pewnym zdekoncentrowaniem na dyrektora, który wyglądał na swoje sto pięćdziesiąt z hakiem lat.
- Albusie, może wezwiemy Poppy, żeby ci pomogła? Albo chociaż odprowadzimy cię do twoich kwater?
Choć Dumbledore był bardzo dumnym i niezależnym człowiekiem, był także na tyle sprytny, by uświadomić sobie, że był całkowicie wykończony i naprawdę potrzebował pomocy, aby dostać się na górę.
- Pomocna dłoń w dostaniu się do moich kwater nie byłaby złym pomysłem, Severusie. Proponuję, abyśmy użyli kominka w pokoju wspólnym Puchonów. Jest duży, więc spokojnie będziemy mogli przenieść się za jego pomocą razem.
Severus stanął po jednej stronie dyrektora, podczas gdy Harry zajmował miejsce po drugiej. Obaj złapali go pod ramiona, kierując się powoli w dół korytarza prowadzącego do wejścia do pokoju wspólnego Puchonów. Drzwi otworzyły się natychmiast, gdy portret rozpoznał dyrektora, po czym cała trójka bardzo cicha przeszła przez duże pomieszczenie, kierując się do kominka. Kilku charłaków z dormitoriów siedziało przy stole, grając w karty. Ze zdumieniem przypatrywali się trzem czarodziejom używającym proszku Fiuu. Magowie nie spojrzeli w ich kierunku, ale jeden z nich rozpoznał Harry'ego i Severusa, po czym parsknął szyderczo. Następnie dało się słyszeć głośne czknięcie.
Kiedy ostatni argument Severusa traktujący o natychmiastowym wezwaniu pani Pomfrey ze Skrzydła Szpitalnego został odparty, Mistrz Eliksirów pomógł Albusowi dojść do sypialni, po czym wezwał skrzaty domowe, aby pomogły mu położyć się do łóżka. Zabrał Harry'ego z salonu, po czym obaj przeszli przez kominek, po chwili lądując w ich komnatach w lochach.
To była pierwsza noc od czasu ich ślubu, gdy Severus wszedł do sypialni razem z Harrym. Gdyby nie był tak zmęczony, prawdopodobnie mógłby kontynuować swoją praktykę siadania przed kominkiem, by dać współmałżonkowi trochę prywatności, by ten w spokoju mógł przygotować się do snu. Złoty Chłopiec nie zaprotestował. Snape zaoferował młodzieńcowi, aby ten skorzystał z łazienki jako pierwszy. Był zaskoczony, gdy Harry zamiast tego usiadł na łóżku. Wyczerpanie Mistrza Eliksirów działało na niego tak, jakby wypił kilka dużych szklanek Ognistej Whiskey, zabierając wszelkie zahamowania.
- Severusie, mogę zobaczyć twoje przedramię?
Powoli, bez wahania ani wstydu, Snape rozpiął szaty i zdjął je. Następnie pozbył się również koszuli i wyciągnął przed siebie rękę. Młodzieniec złapał ją i podziwiał przez chwilę nieskazitelną skórę na lewym przedramieniu. Potem jego dłonie zaczęły badać ramię Snape'a powyżej łokcia, zaczynając badać i masować kształtne ramiona oraz mięśnie jego pleców karku. Severus rozluźnił się całkowicie pod wpływem dotyku młodszego czarodzieja. Pomyślał, że powinien poważnie zastanowić się nad tym, co Harry ma na myśli, ale postanowił poddać się temu całkowicie, niezależnie od tego, co to było. Zupełnie, jakby słysząc jego myśli, Gryfon odezwał się:
- Już dawno chciałem zobaczyć twoje ciało, Severusie. Wiem, że przez cały tydzień przypominałeś mi, że mamy randkę dopiero w piątek i nie chcesz robić nic przed nią, bo tym razem chcemy zrobić to wszystko właściwie. Rozumiem to, ale chciałbym zobaczyć twoje ciało teraz. Nie chcę czekać ani chwili dłużej.
Mistrz Eliksirów rozważał to przez chwilę. Severus prawdopodobnie nie był tak wyczerpany jak pozostali. Podejrzewał, że podobnie było z jego współmałżonkiem, ponieważ obaj już wcześniej doświadczyli znacznego wyczerpania magicznego i ich magiczne rdzenie lepiej radziły sobie z tym wszystkim, niż tych, którzy nigdy wcześniej nie spotkali się z czymś takim. To oczywiście nie zmieniało faktu, że obaj byli na tyle wyczerpani, że zasną zaledwie po kilku sekundach od położenia się do łóżka. Zdecydował się odpowiedzieć na oświadczenie współmałżonka:
- Obaj jesteśmy wyczerpani, więc to nie jest szczególnie dobry moment na jakąkolwiek intymność między nami. Niemniej jednak dobrym pomysłem byłoby wzięcie razem prysznica. Żeby upewnić się, że żaden z nas nie upadnie i nie uderzy się w głowę, oczywiście. Dołączysz do mnie?
Normalnie Harry byłby niezbyt chętny do rozebrania się na oczach Severusa, słysząc w głowie ciągłe wypowiedzi ciotki, że był brzydkim, małym czymś. Zakładał, że te słowa wciąż są prawdziwe. Tym razem jednak był na nie zbyt zmęczony. Podążył do łazienki za współmałżonkiem, gdzie Severus pomógł mu zdjąć szaty i koszulę. Następnie zdjął własne spodnie i bokserki, zanim pomógł Harry'emu wydostać się ze swoich. Snape wstał, wyraźnie podziwiając smukłą sylwetką swojego młodego męża. Chłopiec był szczupły, ale miał proporcjonalne ramiona, nieco umięśnione oraz dość wąski pas. Stał tyłem do Severusa, więc ten mógł podziwiać jego plecy oraz zaokrąglone, jędrne pośladki. Odwrócił Harry'ego tak, by stał twarzą do niego. Podziwiał napiętą klatkę piersiową, silne nogi oraz zaskakująco dużego członka jak na tak niskiego mężczyznę.
Stojąc przodem do Mistrza Eliksirów, Harry miał okazję przyjrzeć się jego ciału. Widział już wcześniej szerokie ramiona mężczyzny oraz mocną, umięśnioną klatkę piersiową - było to pierwszej nocy, którą spędzili w swoim towarzystwie. Pamiętając te kilka razy, kiedy Snape go trzymał, wyobrażał sobie, że mężczyzna miał silne, dobrze zbudowane nogi. To miał ochotę dostrzec, kiedy w końcu będzie w stanie zobaczyć mężczyznę nago. Prawdopodobnie to byłoby wszystko, co widziałby w wyobraźni, gdyby wiedział, jak jest naprawdę. Nogi starszego czarodzieja były niezwykle długie i takie piękne. Widok penisa Severusa niemalże odebrał Harry'emu oddech. Ciemne włosy wokół niego było kręcone, podczas gdy te na głowie były idealnie proste - młodzieńcowi spodobał się ten kontrast. Widział już wcześniej nagich kolegów z dormitorium, gdyż dzielił z nimi prysznice, ale tym razem to było tak, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczył męską sylwetkę bez ubrań - wystarczyło tylko patrzeć teraz na Severusa. Ku uldze Mistrza Eliksirów, podziw Harry'ego był doskonale widoczny na jego twarzy. Młodzieniec dostrzegł ten sam wyraz uznania na twarzy Severusa, gdy przeniósł na nią wzrok. Złoty Chłopiec nigdy nie sądził, że nadejdzie dzień, kiedy będzie powodem tak pożądliwego spojrzenia. Nie był w stanie wyobrazić sobie, jak w ogóle mógł mieć tyle szczęścia, że tak atrakcyjny mężczyzna jak Severus był w stanie uważać kogoś takiego jak on sam choć w najmniejszym stopniu atrakcyjnego.
Severus ustawił zaklęciem odpowiednią temperaturę wody i delikatnie popchnął Harry'ego w stronę prysznica. Delikatnie namydlił ich obu, szczególną i prawdopodobnie niezbędną uwagę zwracając na pupę Harry'ego. Następnie ostrożnie namydlił, jednocześnie pieszcząc, jego jądra i penisa. Młodzieniec niemalże zasypiał na piersi Severusa, gdy ten go mył, ale nawet w stanie takiego wyczerpania, jego ciało było w stanie odpowiedzieć na to, co robił Snape. Mężczyzna nagrodził go za piękną erekcję ostrożną, delikatną ręczną robotą. Niezależnie od tego, jak bardzo Severus chciał wzajemnych doświadczeń, nie miał szesnastu lat, a więc to miało być tylko dla Harry'ego.
Mistrz Eliksirów zakręcił wodę i rzucił szybkie suszące zaklęcie. Jego współmałżonek zasnął na stojąco, opierając się plecami o klatkę piersiową Snape'a. Delikatnie wziął Gryfona na ręce i zaniósł go do łóżka. Gdy obaj byli pod kołdrą, Potter odwrócił się przodem do starszego czarodzieja i wtulił się niego.
Severus z zadowoleniem przywitał młodzieńca w swoich ramionach, po czym niemalże natychmiast zasnął.
Podczas gdy obaj czarodzieje spali, a ich ciała były ze sobą splecione, ich magia wzajemnie się do siebie wyciągnęła, owijając obu mężczyzn ochronnym uściskiem. Nie było tutaj żadnej woli zaangażowanych - chodziło głównie o chęć obu do zapewnienia drugiemu bezpieczeństwa i dobrobytu. Magia po prostu okrążyła każdego z nich - ostatecznie zarówno Harry, jak i Severus spali bezpiecznie, wiedząc o ochronie drugiego.

Rozdział 86. Furia

Zielone oczy otworzyły się, po czym spojrzały prosto w parę obsydianowych tęczówek. Tak blisko, a więc tak dobrze. Harry stwierdził, że z pewnością spał w ramionach Severusa i to też było dobre. Przeciągnął się nieco, aby przygotować mięśnie do wstania z łóżka i zorientował się, że owszem, spał w ramionach współmałżonka, ale nie miał na sobie absolutnie żadnej części garderoby. To z pewnością nie było dobre.
Hebanowe oczy obserwowały Harry'ego, kiedy ten zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje i gdy na jego twarzy pojawił się doskonale widoczny dyskomfort. Jego początkowo niezażenowana i rozluźniona postawa momentalnie zmieniła się w taką, która wręcz krzyczała o nieśmiałości i niepewności młodego Gryfona. Bardzo przystojny, młody mężczyzna nagle zaczął skręcać się ze strachu wywołanego faktem, że w jego mniemaniu był wyjątkowo brzydki i niepożądany - jak, na Merlina, to się mogło dziać? To było zbyt niewygodne, by móc na to spokojnie patrzeć, a Severus nie miał najmniejszego zamiaru tego zignorować.
- Harry, dlaczego tak się spiąłeś? Przeciągałeś się, byłeś zadowolony. A potem w mgnieniu oka zacząłeś wyglądać, jakbyś chciał się ukryć. Czy coś się stało? - zapytał.
Zielone oczy spojrzały w dół, nie mając odwagi spojrzeć Mistrzowi Eliksirów prosto w oczy.
- Nie wiem.
- Bez wątpienia jesteś najbardziej atrakcyjnym młodym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałem. Masz najdoskonalszą, kremową skórę i pięknie umięśnioną sylwetkę. Dlaczego starasz się ukryć? Dlaczego nie chcesz, żebym na ciebie patrzył?
Wątpliwość w tych zielonych oczach, która pojawiła się po tym oświadczeniu, niemalże łamała Severusowi serce. Z westchnieniem, Mistrz Eliksirów podciągnął się do pozycji siedzącej, opierając się o wezgłowie. Przyciągnął do siebie Harry'ego w taki sposób, by ten siedział pomiędzy jego nogami, wsparty plecami o klatkę piersiową współmałżonka. Były lepsze, bardziej namiętne sposoby na rozpoczęcie dnia, ale najwyraźniej będą musiały jeszcze poczekać. Młodzieniec potrzebuje teraz czegoś zupełnie innego. Pieścił młodzieńca z taką delikatnością, o jakiej posiadanie nigdy siebie nawet nie podejrzewał. Gładził jego ramiona, plecy i nogi. Minęło kilka minut, ale ostatecznie Harry zrelaksował się nieco w ramionach współmałżonka, wygodniej układając się na jego piersi. Severus kontynuował głaskanie go, jednocześnie zaczynając mówić:
- Harry, zostałeś wychowany przez ludzi, którzy byli wyjątkowo ślepi i nie wiedzieli, że wcale nie jesteś brzydki. Nie byli świadomi faktu, że jesteś nad wyraz inteligentny i byli również strasznie głupi, nazywając się dziwadłem. Przedyskutowaliśmy to już wcześniej; to oni są brzydkimi, tępymi dziwakami. Nie możesz pozwolić sobie oceniać samego siebie przez ograniczone poglądy twoich krewnych, bo jesteś o wiele lepszy niż to, co ci wmawiano. Powiedziałem ci wcześniej, że jesteś piękny i nadal tak twierdzę. Spędziłeś wczorajszy dzień pracując z kilkoma najbystrzejszymi czarodziejami na całej planecie, analizując jedno z najbardziej skomplikowanych zaklęć, jakie kiedykolwiek zostało opracowane. Ponadto miałeś bardzo poważny i znaczący wkład do rzucenia tego zaklęcia tak, jak powinno to zostać zrobione. Masz władzę, jakiej nigdy byś sobie nie wyobraził, a do tego wykorzystujesz ją tak, by inni czerpali z tego korzyści.
Mały uśmiech pojawił się w kącikach ust Złotego Chłopca, kiedy słuchał potoku komplementów płynącego z ust współmałżonka. Był w stanie poczuć również rumieńca, pojawiającego się na jego własnych policzkach. Severus przez chwilę kontynuował głaskanie i pieszczenie Harry'ego, ostatecznie wyciągając rękę, by złapać podbródek Złotego Chłopca, delikatnie zmuszając go do podniesienia twarzy.
- Teraz rozumiesz, jak wyjątkowy jesteś?
Uśmiech Pottera rozszerzył się jeszcze bardziej. Młodzieniec nie miał zamiaru niczego mówić, ale jego postawa zaczęła jasno wskazywać na akceptację, jeżeli nie na czerpanie prawdziwej przyjemności z dotyku starszego czarodzieja.
Mistrz Eliksirów wstał z łóżka, po czym pomógł z tym Harry'emu. Delikatnie popchnął go w kierunku łazienki, by rutynowo przygotował się do dnia, podczas gdy Snape zgromadził w jedno miejsce ich ubrania i zaczął się ubierać. Gdy Potter pojawił się w sypialni, Severus skierował się do łazienki. Obaj przygotowali się do rozpoczęcia dnia w zaskakująco krótkim czasie.
- Więc… Masz jakieś plany na dzisiaj, Severusie? - zapytał Harry niepewnym głosem.
- Z pewnością. Wieczorem będę gotował bardzo wyjątkową kolację, ponieważ mam randkę z bardzo przystojnym, młodym mężczyzną i obiecałem, że to dla niego zrobię. Wieczór powinien być całkiem miły.
Złoty Chłopiec był bardzo zadowolony, że jego współmałżonek pamiętał - a nawet zasugerował, że nie może się jej doczekać - o ich randce.
- Pytałem raczej o wcześniejszy czas. Pomyślałem, że mógłbym skończyć tłumaczenia tych wszystkich ksiąg, ponieważ sądzę, iż pan Malfoy całkiem niedługo będzie chciał je odzyskać. Poza tym powinienem przełożyć też te notatki, które Lord Aventine dał mi do przetłumaczenia dla ciebie.
Snape przez chwilę zastanawiał się nad tym oświadczeniem, ostatecznie godząc się na pomoc.
- Mam jeszcze trochę rzeczy do przejrzenia. Mogę do ciebie dołączyć w twoim biurze, więc nie będziesz tam sam.
Mistrz Eliksirów dostrzegł wyraz ulgi i radości na twarzy współmałżonka - na jego własnej pojawił się charakterystyczny uśmieszek, choć mentalnie był naprawdę szczęśliwy. W końcu był całkowicie pewien - po raz pierwszy! - że prawidłowo „odczytał” tego Gryfona. Chyba wreszcie zaczynał go rozgryzać; prawdopodobnie nie będzie nawet potrzebował instrukcji obsługi, jak myślał wcześniej!
Ich plany niestety zostały przesunięte na później, gdy w biurze Harry'ego natknęli się na czekających na nich Albusa, panią minister Bones oraz Kingsleya. Kobieta w nocy została poinformowana o udanym usunięciu wszystkich Mrocznych Znaków, więc to spotkanie było pierwszą rzeczą, jaką zaaranżowała z samego rana. Rozumiała, że Harry i Albus byli pewni, iż to pilny oraz konieczny krok. Jeżeli zaś chodziło o całą tę magiczną materię, kobieta czuła, że to była decyzja Harry'ego. Niemniej jednak pragnęła usłyszeć, co właściwie nimi kierowało, by mogła lepiej planował polityczne działania, które z pewnością musiała podjąć.
Złoty Chłopiec wyjaśnił, że początkowo najbardziej bał się tego, iż Voldemort - po dowiedzeniu się, że jego starannie zaplanowany plan został unicestwiony - może zareagować ponownym rzuceniem tego samego czaru. Potter z kolei nie był pewien swoich zdolności na tyle, aby mieć pewność, że uda mu się zwalczyć to zaklęcie na skalę światową tak szybko po zrobieniu tego po raz pierwszy. Był za to pewien, iż poprzez pobranie magii od swoich popleczników, Czarny Pan był w stanie rzucić tak potężne zaklęcie oraz że doszedł tak wysoko tylko dzięki mocy tak wielu bardzo potężnych czarodziejów - śmierciożerców. Młodzieniec miał całkowitą pewność, że Voldemort nie mógłby zrobić czegoś takiego, nie mogąc korzystać z ich mocy. Oznaczało to, iż to, co zrobi w odwecie - a zrobi, tego wszyscy byli pewni - będzie zaledwie lokalnymi atakami.
Voldemort po prostu nie byłby na tyle potężny, by powtórzyć drugi raz to, co udało mu się za pierwszym.
Snape dodał, że bez Mrocznych Znaków Voldemort nie tylko zostanie zredukowany do jednego, potężnego czarodzieja zdanego tylko i wyłącznie na swoją własną moc, ale również nie będzie mógł dotrzeć do swoich śmierciożerców ani wezwać ich masowo. Będzie musiał dotrzeć do każdego z nich z osobna, a to zajmie mu sporo czasu.
Pani Bones doceniła wartość odcięcia Czarnego Pana od tak wielkiej mocy w taki sposób, ale jedną z obaw jej, zespołów w ministerstwie oraz przedstawicieli rządów ze wszystkich innych krajów była możliwość, iż Riddle przywoła demony. Kiedy uczynił to po raz pierwszy, starożytny demon pojawił się na wszystkich kontynentach, więc teraz nikt nie czuł się bezpiecznie. Severus westchnął mentalnie - znał na to odpowiedź, która częściowo opierała się na przewidywaniach panny Granger. Po tym, jak dziewczyna wyjaśniła, że znalazła te wszystkie zaklęcia mające na celu wygnanie demonów, zbadała również wiele czarów, którymi owe demony można wezwać. A to z kolei skłoniło go do wspomnienia o tym, iż niektóre z tych zaklęć znajdowały się w książkach, które widział w bibliotece Malfoyów. Odpowiedział więc:
- Wzywanie demonów jest jedną z najciemniejszych stron mrocznej magii. Wywołuje nieodwracalne skazy na duszy czarodzieja, ale nie wymaga do tego maga mającego bardzo silną moc. Jednakże moc wzywającego ma wpływ na rodzaj demona, jakiego może wezwać. Sądzę, że Voldemort był w stanie przywołać starożytnego demona, bazując jedynie na swojej własnej sile magicznej. Jeżeli zdecyduje się przywołać jeszcze jednego, ten, który odpowie, nie będzie w niczym przypominał tego, którego widzieliśmy na całym świecie, w szczególności na boisku Quidditcha w Hogwarcie zaledwie kilka dni temu. Jest mnóstwo czarów mających na celu wygnanie demona, poza Banicją Króla, której Harry użył na starożytnym demonie, a które działają, jeżeli w grę wchodzi mniejszy demon. Przyjaciółka pana Potter, panna Granger, powiedziała mi, że znalazła jeszcze inne, poza Banicją Króla, kiedy szukała informacji dla pana Pottera na temat starożytnych zaklęć. Podejrzewam, że są wspomniane w powszechnie dostępnych podręcznikach do historii. Możemy poprosić ją, aby podzieliła się z nami dokładniejszymi wynikami swoich badań. Potem podamy pani informacje na ten temat, którymi będzie mogła pani podzielić się z innymi narodami. Na całym świecie jest mnóstwo silnych czarodziejów i czarownic, a jest bardzo mało prawdopodobne, iż naszym oczom ukaże się demon, któremu nie będą w stanie dać rady.
Pani Bones wyglądała na zupełnie zaskoczoną, że to uczennica Hogwartu szukała informacji na temat zaklęć związanych z banicją demonów, jednakże Albus wyglądał był całkowicie zadowolony przez ten fakt.
- To najbardziej wybitna młoda kobieta, jaką znam, ta panna Granger! - Dumbledore skinął głową w stronę z Harry'ego z uśmiechem. - W każdym razie, Amelio, sądzę, że działania Voldemorta bez mocy swoich śmierciożerców będą bardziej lokalne, skierowane głównie w jedno miejsce. Jego podstawy władzy oraz większość popleczników jest tutaj, w Wielkiej Brytanii. Nie ma żadnej dodatkowej magii, której potrzebowałby do podróżowania między znacznie oddalonymi od siebie miejscami lub - tym bardziej - stoczenia w nich bitew.
Myśli Harry'ego wróciły do komentarza, jaki rzucił Ron na temat strategicznych korzyści zakłócenia planu bitwy przeciwnika.
- Bardzo prawdopodobne jest, że początkowe plany Voldemorta zostały zniszczone przez to, co zrobiliśmy do tej pory. Najpewniej będzie działał w stanie frustracji i nie będzie myślał o dążeniu do realizacji swoich starannie obmyślonych planów - dodał Albus. - Sugeruję, aby ostrzec cały magiczny świat i kazać wszystkim mieć się na baczności. Podejrzewam, że możecie znaleźć pewne informacje na temat zaklęć banicji demonów w ministerstwie, ale jeżeli nie możecie, poproszę pannę Granger, by ostatecznie podzieliła się z nami notatkami.
Pani Bones w zamyśleniu spojrzała na grupę siedzącą w biurze spotkań Harry'ego. Ich rozmowa na temat wygnaniu demonów wywołała u niej gęsią skórkę. Niezależnie od tego, jak bardzo stresujące to wszystko dla niej było, ta grupa wydawała się gotowa zmierzyć z tym niemalże bez mrugnięcia okiem. W jej naturze nie leżało ufać ślepo, ale w chwili obecnej było dla niej bardzo wygodnie pozwolić im dowodzić.
- Będziemy kontynuować dzisiaj operację Bezpieczną Przystań, ale przydzielę do każdego zespołu przynajmniej dwóch aurorów dla bezpieczeństwa.


*

Voldemort powoli budził się w swojej komnacie. To, jak zmęczony był ostatnio, doprowadzało go do szewskiej pasji. Wczoraj wystarczyła jedna podróż, zaledwie kilka godzin, a on już był wyczerpany. Po spotkaniu Ponuraka musiał wrócić do Riddle Manor, aby odpocząć. Jednakże miał dość czasu; jedynie on rozciągał się teraz przed nim. Lepiej być wypoczętym i być w stanie w pełni docenić cuda świata, które właśnie tworzył.
Gdzieś przed południem Czarny Pan zdecydował, że nadszedł najwyższy czas, aby zebrać wokół siebie co najmniej kilku jego popleczników, by móc podzielić się z nimi doświadczeniem tworzenia nowego świata. Wyszedł do ogrodu i dotknął różdżką Mrocznego Znaku widniejącego na jego lewym przedramieniu, wymawiając przy tym nazwiska śmierciożerców, których chciał zobaczyć przy swoim boku. Zamknął oczy i wdychał zapach unoszący się w powietrzu, czekając na czarne sylwetki sług aportujące się do niego w odpowiedzi na wezwanie.
Czekał.
I wciąż czekał.
Wściekłość i skonsternowanie najpewniej okazały się dominującą reakcją. Gdzie byli? Dlaczego kazali mu czekać tak długo? Ponownie dotknął różdżką przedramienia, powtarzając wezwanie. Być może wyniknął jakiś problem - od czasu ostatniego wezwania nie był sobą, więc wysoce prawdopodobne jest, iż nie zadziałało właśnie z tego powodu.
Wciąż żadnej odpowiedzi. Możliwe kary za brak szacunku przebiegły przez jego głowę, a groźne spojrzenie Voldemorta pogłębiło ostre linie wężowatej twarzy Czarnego Pana. Czarodziej potrząsnął głową, śmiejąc się chłodno. Naprawdę nie był jeszcze sobą - oczywiście, że jego śmierciożercy nie mogli odpowiedzieć! Nie obudził ich jeszcze po rzuceniu zaklęcia snu!
Naprawdę nie rozważał tego, gdy opracowywał plan umieszczenia wszystkich ludzi na świecie w stanie snu. Jego poplecznicy byli rozproszeni po całym globie - większość z nich to magowie i wiedźmy, których zna od lat; pochodzą z Wielkiej Brytanii i Europy. Perspektywa konieczności udania się do domu każdego z nich z osobna wydawała się nie do przyjęcia, więc Voldemort zastanawiał się nad alternatywnymi rozwiązaniami.
Zastanawiał się, czy byłby w stanie wysłać impuls magii, który obudzi wybranych śmierciożerców przez linie, które łączyły ze sobą miejsca zaznaczone dla niego przez Starożytnego Demona. Voldemort zajął swoją pozycję komnacie spotkań, po czym skierował impuls magii wprost w przebiegające tamtędy linie geomantyczne. Jeszcze raz spróbował wezwać swoich popleczników. Czekał. I czekał, choć nikt się nie pojawił.
Złość nie była dłużej najistotniejszym czynnikiem w jego emocjach. Coś tutaj było nie tak. Przeanalizował zaklęcie, które właśnie rzucił. Dla pewności zrobił to ponownie - chciał się upewnić, że zostało wykonane prawidłowo. Kolejne wezwanie nie zadziałało. Zastanawiając się nad tym dłużej - będąc pewnym, że czar został rzucony jak najbardziej poprawnie - doszedł do wniosku, iż istnieje duże prawdopodobieństwo, że to szczególne zaklęcie za żadne skarby świata nie zadziała w ten sposób. Sądził, że będzie musiał odwiedzić każdego poplecznika z osobna, aby osobiście rzucić zaklęcie, które przywróci ich do życia. Zdecydował, że spodobał mu się ten wydźwięk - osobisty dotyk gwarancją przywrócenia śmierciożerców do życia. Nagle dość dokuczliwa myśl pojawiła się w jego głowie.
Przecież obudził już jednego ze swoich popleczników, Goyle'a! Ponadto zrobił to osobiście! Próbował wprawdzie obudził całą trójkę, która była obecna przy rzucaniu czaru, ale otrzymał zaledwie jedną z trzech odpowiedzi - pozostała dwójka nie zareagowała. Zastanawiał się również, dlaczego ten, który się obudził, nie odpowiedział na wezwanie. Przypuszczał, iż większość - lub może wszyscy? - jego popleczników było w podobnym stanie, jak dwójka nieszczęśników, których nie udało się ocucić. Nie przyszło mu to wcześniej do głowy, ale może wtedy, gdy sprawił, że oni wszyscy zasnęli, niektórzy czarodzieje - być może nawet ci bardzo potężni - odkryli w sobie jakieś wewnętrzne słabości, które spowodowały utratę zdolności do przebudzenia się?
Było naprawdę wiele opcji do rozważania.
Voldemort poszedł prosto o salonu, gdzie przeniesiono Goyle'a. Znalazł go pijącego poranną herbatę. Ignorowanie wezwań Czarnego Pana było dla śmierciożerców czymś, czego nie wolno im było robić. Kara za okazanie takiego braku szacunku była szczególnie okrutna - klątwa Cruciatus. Ktoś, kto wiedział, że wkrótce spotka go taka kara zazwyczaj burzliwie i desperacko próbowali zaoferować jakieś dobre wytłumaczenie, aby jej uniknąć, ale Goyle serdecznie powitał swojego gospodarza i zaprosił na herbatę. Wydawał się być zupełnie nieświadomy faktu, iż dopiero co został wezwany i zawiódł w wypełnianiu obowiązku natychmiastowego pojawienia się przed obliczem Lorda.
- Nie słyszałeś mnie, mój przyjacielu? A może po prostu nie poczułeś wezwań?
Goyle wyglądał na całkowicie zdezorientowanego i zdecydowanie bardziej niż „przestraszonego” po tym oświadczeniu.
- Panie, byłem tutaj przez cały ranek. Skrzaty zrobiły wspaniałą pracę, przynosząc eliksiry, które pozwoliły mi odzyskać siły, a kiedy zbudziłem się dziś rano, przyniosły śniadanie i teraz herbatę. Niczego nie słyszałem i nic nie czułem. Zapewniam cię, mój Panie, nie byłem nawet świadom, że życzysz sobie mnie widzieć. Gdybym wiedział, natychmiast bym zareagował.
- Pokaż mi swoje przedramię!
Zdezorientowany Goyle podwinął rękaw koszuli, aby odsłonić lewę przedramię. Ku przerażeniu jego samego - i Voldemorta - po Mrocznym Znaku nie było nawet śladu.
Prawdopodobnie przeżył tylko dzięki tym wszystkim rzeczom, które dziś rano nie poszły zgodnie z planem Czarnego Pana. Zazwyczaj, gdy któryś ze śmierciożerców był obecny przy czymś tak niespodziewanym i przykrym jak to, Voldemort reagował w taki sposób, który nie pozwalał na przeżycie wszystkim będącym w pobliżu. Teraz stało się jasne, że w rzucaniu czaru snu coś poszło bardzo nie tak, jak powinno, w wyniku czego wyniknęło wiele niespodziewanych konsekwencji. Voldemort był zarówno podniecony, jak i zdenerwowany, ale teraz myślał jedynie o tym, czy istnieją jakiegokolwiek efekty uboczne, o których do tej pory nie myślał. Czy zaklęcie snu w jakiś sposób może usunąć Mroczny Znak? Umieszczenie go na przedramieniu potrzebowało niezwykle silnej i starożytnej magii, ale z drugiej strony podobnie było z usypiającym czarem. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że kiedykolwiek dwa różne zaklęcia mogą wejść ze sobą w jakiekolwiek reakcje. A skoro w tej kwestii działał sam, nie było nikogo, na kogo mógłby zwalić całą winę i uwolnić na owym nieszczęśniku całej swej frustracji przerażającymi karami.
Voldemort wybiegł z pomieszczenia, zostawiając zdenerwowanego - choć teraz już nieco uspokojonego - Goyle'a, by mógł dokończyć wypicie - teraz już zimnej - porannej herbaty. Skierował się prosto do dwóch śmierciożerców, którzy nie obudzili się, gdy próbował ocucić ich wcześniej. Ponownie rzucił na nich zaklęcie budzące, ale nic się nie wydarzyło. Ku jego rosnącemu przerażeniu, kiedy podwinął lewe rękawy ich obu, zorientował się, że oba Mroczne Znaki zniknęły.
Coś było wyraźnie nie w porządku. Voldemort myślał tak intensywnie, jak tylko mógł. Musiał dokładnie dowiedzieć się, co nie działało tak, jak zaplanował. Potrzebował ustalić, dlaczego nie stało się tak, jak tego oczekiwał, by rozmyślać, co robić dalej, aby ratować sytuację.
Zaczął od podążania śladami kroków, które powziął poprzedniego dnia. Deportował się więc do mugolskiego miasteczka niedaleko Riddle Manor. Wciąż pełno tam było śmierci i oczywistego zniszczenia, co było dla Voldemorta radością, ale tym razem czarodziej przyjrzał się bliżej śpiącym ludziom. Przypuszczał, że mugole będą bliscy śmierci z powodu odwodnienia i wygłodzenia, jednakże wyglądali na wypoczętych i szczęśliwych - nie było śladu odwodnienia, nie mówiąc już nawet o zbliżającej się śmierci.
Umysł Voldemorta stał się całkowicie zdezorientowany. Czyżby poważnie się przeliczył? Czy zaklęcie snu ma w sobie pewien element zastoju, a on był tak bardzo pewien siebie, że nawet tego nie zauważył?
Teraz zastanawiał się, czy czarodzieje i czarownice były w takim samym stanie, jak mugole pod wpływem tego zaklęcia. Voldemort deportował się jednej z wielu małych wiosek usytuowanych na wschód on nienanoszalnych hrabstw. Tam szybciej uda mu się przeprowadzić badania - magowie będą raczej na ulicach, a nie w swoich dworach czy rezydencjach, których było najwięcej w zachodnich powiatach; jak High Hill.
Był w absolutnym szoku, kiedy pojawił się na skraju jednej z takich miejscowości i zobaczył, że czarodzieje i czarownice w nim przebywający są na nogach i załatwiają swoje sprawy tak, jak gdyby nic się nie wydarzyło! Dzieci bawiły się na ulicach, sklepy były otwarte, a sklepikarze dobijali handlu. Wydawać by się mogło, że czar nigdy ich nawet nie dotknął. Oczywiście z tak dużej odległości Czarny Pan nie mógł dostrzec żadnych oznak, które jasno wskazywały, że niedawno przytrafiło się tutaj coś złego - a przynajmniej kilku mieszkańcom. Kilka osób miało na sobie bandaże lub utykało ostrożnie na nie do końca wyleczone jeszcze nogi, jednakże ogólnie rzecz biorąc był to normalny dzień w tym miasteczku.
W pobliżu znajdował się plac zabaw, więc Voldemort postanowił rzucić zaklęcie snu bezpośrednio na bawiące się tam dzieci - chciał zobaczyć, czy ów czar w ogóle działa. Był zadowolony, widząc, że wszystkie bachory zasnęły - każde tam, gdzie stało. Porównując z tym, co widział w innych miejscach, nieco zaskoczył go fakt, że u śpiących dzieci nie zauważył absolutnie żadnych oznak zastoju. Jak śpiączka mogła się w to wszystko wmieszać? Skąd to się brało, jeżeli nie było częścią jego własnego zaklęcia?
Widział sześciu czarodziejów, którzy byli z nim w pomieszczeniu, gdy rzucał czar. Wszyscy momentalnie zasnęli i - jak Riddle dowiedział się później - trzech z mężczyzn umarło w wyniku tego doświadczenia. Zdawał sobie więc sprawę, że czarodzieje nie są odporni na działanie tego zaklęcia, co zresztą udowodnił, sprawdzając dla pewności na placu zabaw. To byli bardzo potężni czarodzieje - wiedział to, a więc to nie magiczna siła miała na to wpływ. Ponadto istniało duże prawdopodobieństwo, że magowie, będący już na nogach, którzy mieli swoje domy w tym miasteczku byli dużo słabsi niż którykolwiek z jego popleczników.
A więc to odległość? Czy zaklęcie traci trochę swojej mocy, podróżując przez kraj? Jest nieskuteczne nawet dla osób posiadających magiczny rdzeń w tak niewielkiej odległości? A może chodziło tutaj o coś zupełnie innego?
Crabbe'owie, rodzina, w której wielu członków zostało jego poplecznikami, zamieszkiwała na zachodzie hrabstwa High Hill, oddalonego od Riddle Manor zdecydowanie dalej, niż to miasteczko. Voldemort aportował się do ich posiadłości tylko po to, aby znaleźć go pustym. Oczywiście, dzieci będące w wieku szkolnym najpewniej przebywają teraz w Hogwarcie, ale był pewien, iż było tutaj kilka młodszych dzieciaków. Normalnie powinny przebywać w domu. Nie wiedział, że większość śmierciożerców tej rodziny zostało przeniesionych do Malfoy Manor, aby odzyskać siły po przerażającym obniżeniu ich poziomu magicznego. Obawiając się, że w jakiś sposób poplecznicy Czarnego Pana w tej rodzinie ściągną na siebie ich gniew, pozostali jej członkowie wyjechali, aby zamieszkać z różnymi krewnymi, podczas gdy ich mężowie i bracia będą pod opieką uzdrowicieli.
Nie wiedząc, co zrobić z nieobecnością ludzi w rezydencji Crabbe'ów, Voldemort deportował się do domu Parkinsona, znajdującego się niedaleko. Arystokratyczna głowa rodziny, Prescott Parkinson, zdecydował się wrócić do domu tak szybko, jak tylko odzyskała siły pod okiem uzdrowicieli w Malfoy Manor. Ostatecznie zrobił to wczoraj. Od samego początku był lojalnym śmierciożercą - okazał się jednym z pierwszych czarodziejów, którzy przyjęli Mroczny Znak. On i jego rodzina byli przekonani, że ich lojalność wobec Czarnego Pana w żaden sposób nie może zostać zakwestionowana. Nikt nie potrafił zrozumieć, dlaczego Prescott nagle stał się tak wyczerpany, niemniej jednak zdecydowali się nie interpretować tego jako atak, czy coś, przed czym powinni uciekać.
Voldemort został powitany tak, jak zawsze - uważał to za równie pocieszające, jak niepokojące, iż każdy członek rodziny Parkinsona nie śpi. Podczas lunchu Prescott podzielił się z nim wiadomościami, które okazały się jeszcze bardziej bolesnymi. Pierwszą z nich była informacja, że czarodzieje w rzeczywistości zasnęli pod wpływem czaru snu, ale zostali obudzeni niemal natychmiast po tym, jak zamknęły się ich powieki. Prescott osobiście był zbyt słaby z powodu odpływu magii, kiedy to się stało, aby wiedzieć, czego doświadczyli inni, niemniej jednak wiedział od rodziny, że zostali obudzeni przez młodego człowieka wołającego ich imiona.
Podejrzenia zaczęły rosnąć w głębi umysłu Voldemorta.
Następnie Parkinson opowiedział mu historię zaproszenia go do Malfoy Manor w celu odzyskania sił pod czujnym okiem zespołu uzdrowicieli, których sprowadził Lucjusz. Biorąc pod uwagę niedawne zachowanie wspomnianego arystokraty, to było potencjalnie kłopotliwe. Choć Lucjusz nigdy publicznie nie złamał zaufania Czarnego Pana, Voldemort słyszał pogłoski o udaremnieniu próby poślubienia Draco Syriuszowi Blackowi. Wiedział również o wyborze jego, Riddle'a, wrogów, gdy w amoku biegał po Ministerstwie Magii. To wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane, kiedy Prescott zidentyfikował zapraszającego jako Kingsleya Shacklebolta - nie było więc wątpliwości, że Malfoy zdecydował się sprzymierzyć z jasną stroną. Prawdopodobnie z Potterem.
Wszystko stało się całkowicie jasne, gdy Parkinson opowiedział, iż słyszał, że Dumbledore i inni z Hogwartu - między innymi Potter - pracowali nad usunięciem Mrocznego Znaku z przedramion śmierciożerców.
Czarny Pan zaczął również podejrzewać, że Złoty Chłopiec ma coś wspólnego z zastojem, który gwarantował przetrwanie śpiącym mugolom.

*

Będąc w swoim biurze w Hogwarcie, Harry spędził niezbyt miły ranek po spotkaniu z ministrem, odczuwając zarówno pobudzenie, jak i niepokój, który przeżywał Voldemort. Omówił swoje wrażenia z Severusem i doszli do wniosku, że Czarny Pan był w trakcie zdawania sobie sprawy, że coś było nie tak, ale jeszcze nie do tego stopnia, by rzeczywiście zrozumieć, co się wydarzyło. Wkrótce wszystko się zmieni.

*

Voldemort podziękował Prescottowi i jego rodzinie za gościnę i aportował się do Malfoy Manor. Zatrzymały go nowe zabezpieczenia, jakie Lucjusz nałożył na swoją rezydencję. Czarny Pan poczuł wściekłość, że blokowano mu bezpośrednie wejście do środka. Zaczął więc badać zaklęcia chroniące.

*

Z kolei Lucjusz przez większość poranka nadzorował wyjazdy swoich gości. Kilku z nich opuściło rezydencję wcześniej, a większość pozostałych wracało do swoich rodzin dziś po śniadaniu. Ci, którzy wciąż potrzebowali opieki medycznej byli już wolni i mogli przenieść się do Świętego Mungo - nieoznaczone teraz przedramiona nie identyfikowały ich jako popleczników Czarnego Pana.
Jedną z ostatnich osób, które przebywały we dworze był Eustachy Landon. Chłopiec najwyraźniej nie spieszył się z powrotem do swojego ojca - tę niechęć Lucjusz mógł zrozumieć. Znał osobiście starszego Landona dzięki niektóry przedsięwzięciom biznesowym oraz zobowiązaniom społecznym, przez co od zawsze uważał go za pretensjonalnego dupka. To, co zaskoczyło Malfoya, to fakt, że ten młodzieniec był skłonny do przyjęcia Mrocznego Znaku - w zasadzie pewnym było, iż ojciec wydziedziczy go w chwili, w której się o tym dowie. Eustachy starał się znaleźć trochę czasu na rozmowę z Lucjuszem - ostatecznie udało mu się przyciągnąć uwagę Malfoya. Spędzili trochę czasu razem, gdy arystokrata pokazywał młodzieńcowi większość uciech i skarbów swojej posiadłości.
Kończyli właśnie jedzenie popołudniowego posiłku, gdy Lucjusz poczuł zaburzenia płynące z zabezpieczeń.
Zaledwie kilka sekund po tym, Lucjusz usłyszał Voldemort krzyczącego do niego, rzucając zarówno groźbami, jak i przekleństwami. Szalejąca w nim wściekłość powiedziała mu, iż Czarny Pan zorientował się w przynajmniej części tego, co zaszło. Pech chciał, że chodziło głównie o tę część, w której Malfoy pomaga Potterowi zebrać śmierciożerców i usunąć ich Mroczne Znaki.
Musieli się stąd wydostać, albo on i jego gość staną w obliczu pewnego, niesamowicie bolesnego przesłuchania i śmierci. Było tylko jedno miejsce, które mogło pozwolić sobie na ochronę przed szaleńcem, który był zaledwie o kilka kroków od uzyskania dostępu do rezydencji Malfoyów - Hogwart.
Lucjusz chwycił Eustachego za ramię i skierował się z nim w stronę biblioteki, która - na szczęście - była umiejscowiona w tylnej części budynku; z daleka od miejsca, w którym Voldemort próbował złamać zabezpieczenia. To dało im pewną przewagę. Malfoy miał nadzieję, że tyle wystarczy.
Ledwie dotarli do biblioteki, kiedy usłyszeli, że Voldemort dostał się do domu. Czarny Pan doskonale słyszał, jak biegną i sam kierował się w stronę tylnej części domu, o której wiedział - z poprzednich wizyt tutaj - że znajduje się tam kilka pomieszczeń. Mag przeszedł przez pierwszy salon na tyłach. W mgnieniu oka zorientował się, że jest pusty, więc pobiegł dalej. Następna była biblioteka. Ze względu na obecność mnóstwa wysokich regałów, nie było możliwości ogarnięcia wzorkiem całego pomieszczenia. Voldemort potrzebował czasu, aby wejść do pokoju i przejść przez niego, aby sprawdzić, czy ktoś się tam ukrywa.
Lucjusz, modląc się do wszystkiego, co było tego warte, aby połączenie między jego rezydencją a biurem Harry'ego w Hogwarcie wciąż było otwarte. Chwycił garść proszku Fiuu z chińskiej misy znajdującej się na stoliku obok paleniska. Wrzucił go w ogień i popchnął przed sobą Eustachego, krzycząc „Hogwart” w momencie, gdy Voldemort coraz bardziej się do nich zbliżał. Zielony płomień sprawił, iż zniknęli, a Czarny Pan, podejmując pochopną decyzję, rzucił się za nimi w ogień próbując przenieść się razem z nimi.

*

Harry trzymał głowę w rękach od kilku minut, jasno wskazując na to, iż go boli. Severus właśnie wstał ze swojego fotela i podszedł do współmałżonka, aby zapytać go, czy nie potrzebuje pomocy. Było jasne, że Voldemort w końcu odkrył dość istotną część tego, co się dzieje i wściekał się do granic możliwości - co uwidaczniało się w niezbyt dobrym humorze, w jakim znalazł się teraz Złoty Chłopiec. Na szczęście Harry siedział w fotelu znajdującym się po tej stronie stołu, która była najbliżej kominka. Severus, zajmujący wcześniej miejsce po drugiej stronie, stanął obok Złotego Chłopca, aby zaoferować mu pomoc.
Kiedy usłyszeli krzyki dochodzące z kominka, a w nim samym pojawiły się zielone płomienie, Severus - już stojący nieopodal - chwycił zarówno Lucjusza, jak i młodego mężczyznę, którego ramię trzymał Malfoy. Wyciągnął ich z ognia, gdy tylko się pojawili. Obaj krzyczeli, aby natychmiast zamknąć połączenie. Harry, trzymający w dłoni różdżkę od czasu usłyszenia odgłosów z kominka, momentalnie zerwał połączenie z Malfoy Manor. Niemniej jednak tuż przed tym, jak to się stało, twarz Voldemorta pojawiła się w płomieniach. Przed przymusem powrotu do rezydencji Lucjusza, Riddle miał wystarczająco dużo czasu, aby zobaczyć zarówno Harry'ego, jak i Severusa. Nie potrzebowali widzieć, jak oczy Czarnego Pana stają się czerwone z wściekłości, ponieważ w tej samej chwili Potter zgiął się w pół, czując straszny ból, a stróżka krwi spłynęła strumieniem z blizny na jego czole.
Mistrz Eliksirów momentalnie przeniósł całą uwagę na współmałżonka. Minęło zaledwie kilka sekund, zanim mężczyźnie udało się pomóc Harry'emu kontrolować ból i zatamować krwawienie. Młodzieniec był blady i wstrząśnięty, ale nie był zraniony - oczywiście ponad to chwilowe cierpienie, którego przed chwilą doświadczył.
Lucjusz nigdy wcześniej nie widział podobnej reakcji Gryfona na gniew Voldemorta, więc w konsekwencji był nieco przerażony, patrząc, jak dzieje się to tuż na jego oczach. Z kolei Eustachy był przerażony wszystkim, co zdarzyło się do tej pory - od momentu przerwania obiadu, aż do tego, co działo się teraz.
Gdy tylko stało się jasne, że wszyscy są bezpieczni i mają się dobrze, albo przynajmniej dochodzą do siebie, Lucjusz przedstawił pozostałym Eustachego. Młodzieniec był wyraźnie poruszony spotkaniem Severusa. Okazało się, iż był zagorzałym studentem eliksirów, a jego nauczyciel nie raz wspomniał Snape'a, jako o jednym z najlepszych mistrzów tej dziedziny na całym świecie. Był również szczęśliwy możliwością poznania Harry'ego. Severus dostrzegł dziwny wyraz oczu współmałżonka, gdy ten potrząsał ręką Eustachego. Dzieciak wymamrotał coś na temat rodziny Landerów, będących na bardzo interesującym stanowisku. Snape, zamiast to znieważyć, mentalnie obiecał sobie, by porozmawiać o tym z Harrym nieco później. Tymczasem zaczął dokonywać uzgodnień dotyczących Lucjusza i Eustachego. Musieli zamieszkać w Hogwarcie, ponieważ rezydencja Malfoya nie była dłużej dostępna.

Rozdział 87. Namiętności

Ron i Hermiona zajęli swoje zwyczajne miejsca na kolacji w piątkowy wieczór. Każde z nich z osobna skomentowało fakt, iż był to pierwszy, prawie normalny posiłek w Hogwarcie od dłuższego czasu. Nie musieli później wracać do gabinetu dyrektora ani biura Harry'ego, gdyż nie było ani żadnego naglącego problemu do rozwiązania, ani skomplikowanego zaklęcia do stworzenia bądź wyuczenia się go. Miło było po prostu siedzieć na swoich zwykłych miejscach, wśród normalnych ludzi i spotkać się na raz ze wszystkimi przyjaciółmi. Wprawdzie Harry nie był obecny na posiłku tego wieczoru - wspomniał coś na temat wspólnych planów z Severusem - ale poza tym wszystko było dokładnie tak, jak powinno.

Neville miał najnowsze wiadomości do przekazania. Jego babcia, słynna Augusta Longbottom znalazła go popołudniu w szklarni i zapytała, czy zechciałby dołączyć do niej podczas popołudniowej herbaty w sobotę. Większość ludzi uważa spędzanie czasu z babcią za nudne bądź nużące, ale Neville był w stanie absolutnej paniki. Wszyscy przypomnieli sobie o boginie młodego Gryfona - Severusie Snape'ie - ubranym w bardzo charakterystyczne ubrania babci Longbottoma, jednak odkryte fobie kolegów Neville'a były w rzeczywistości nie mniej przerażające niż Snape przed rzuceniem zaklęcia „Ridiculous”.

Augusta to typ osoby surowej, sensownej, mającej bardzo wysokie standardy. Zawsze oczekuje, że ludzie będą dorównać jej poziomem obycia. Uwadze Neville'a nie uciekł fakt, iż jego babcia stała z dyrektorem oraz innymi bardzo potężnymi czarodziejami i czarownicami podczas rzucania zaklęcia zastoju. Należała do małej grupy ludzi, celem której było wyczarowanie uroku zespalającego, Iunctum. Zawsze wiedział, że Augusta jest bardzo potężnym magiem, ale wciąż nieco zaskakiwało go wspomnienie jej stojącej u boku najsilniejszych czarodziejów, jakich znał.

- Czego ona ode mnie chce? Co zamierza przedyskutować? Będę się czegoś uczył czy może czytał, przygotowując się na coś? A co, jeżeli ją rozczaruję?

Hermiona roześmiała się, widząc poziom paniki, którą u Neville'a wywoływała wizja herbaty z babcią. Biorąc pod uwagę wszystko to, co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich dni, coś takiego powinno być uważane za rzecz wyjątkowo normalną.

Seamus również miał do opowiedzenia swoją historię. Biorąc udział w operacji „Bezpieczna Przystań”, Gryfon wylądował w Londynie wraz z zespołem oddelegowanym przez Ministerstwo. Pracownicy mieli za zadanie wyszukiwanie aut, w których mugole zasnęli podczas jazd, z kolei uczniom przypadło wyciąganie ich z wraków samochodów.

- Wczoraj nie przestaliśmy pracować. Zamknęliśmy się po prostu w krytym pomieszczeniu wraz z kilkoma kompletnie zniszczonymi autami. Zaczynaliśmy wyciągać mugoli z wraków, kiedy Ministerstwo odwołało wszystkie zespoły.

Jego dalszy opis był słuchany z przerażeniem przez uczniów czystej krwi siedzących razem z nim przy stole. Każdy z nich obiecał sobie, że nigdy w życiu nie postawi stopy w mugolskim samochodzie. Było naprawdę wiele wraków, a dla Seamusa było niespodzianką, jak wiele z tych najbardziej fatalnych wypadków nie skończyło się tragicznie dla kierowców i pasażerów. Pragnęli szybko wydostać mugoli z aut, ponieważ wielu z nich miało mniej lub więcej poważnych zranień - przykładowo złamań. Dużo łatwiej wyleczyć je wcześniej niż później, w szczególności wtedy, gdy mugole spali. Ron był zarówno przerażony, jak i zafascynowany opowieściami Seamusa, ponieważ był jednym z niewielu czarodziejów czystej krwi, którego rodzina posiadała samochód. To prawda, że jego ojciec zmodyfikował go w taki sposób, aby mógł latać i stać się niewidzialnym, ale to wciąż był mugolski pojazd. Weasley był pewien, że jego tata będzie chciał zainstalować później te „poduszki powietrzne”, o których wspomniał Finnigan. Nazwa brzmiała całkiem nieźle.

Kiedy posiłek dobiegł końca, Ron i Hermiona wykorzystali moment, iż nie musieli gdzieś się teraz stawić ani cokolwiek robić, i z Wielkiej Sali udali się na spacer prosto do szklarni.

Usytuowanie szklarni stworzyło kilka bardzo zacisznych miejsc w obrębie murów zamku, ale poza zasięgiem wzroku ludzi będących w samej budowli. Ostatnio stały się bardzo popularnymi miejscami dla par szukających prywatności. Nikt nie miał ochoty wymykać się poza teren Hogwartu.

Ron był bardzo zadowolony, że Hermiona zaakceptowała jego pocałunek tamtego dnia, gdy czekali, aż Harry do nich dołączy. Naprawdę nie miał pojęcia, czy dziewczyna przyjmie jego dotyk czy odepchnie go od siebie. Tak ciężko było ją odczytać! W jednej chwili mówi o DNA i różnych, całkowicie wulgarnych tematach, a w następnej gładko przechodzi do tych odpowiednich, właściwych. Będąc z nią, Weasley był w stanie ciągłej konsternacji. Wtedy przez chwilę rozmyślał nad pocałowaniem jej, a kiedy w końcu udało mu się zebrać w sobie i robiło się coraz bardziej interesująco, musiał zjawić się Harry. Nie winił go, ale Złoty Chłopiec mógł wybrać sobie lepszy czas na przybycie. Jednakże dzisiejszego wieczoru przyjaciel miał inne plany, a dzięki temu Ron zrozumiał, że istnieje dużo mniejsza szansa, że ktoś im przeszkodzi, jeżeli sprawy potoczą się w tym kierunku, w którym by chciał.

Ze swojej strony panna Granger miała szczerą nadzieję, że Weasley zamierza zrobić z nią tego wieczora coś bardziej intymnego. Myślała o zainicjowaniu czegoś na własną rękę, kładąc mu dłoń w odpowiednim miejscu, co sprawiłoby, że rudzielec zrozumie jej zainteresowanie. Mimo to zatrzymały ją dziwne, czarodziejskie zwyczaje - zwłaszcza te, które tak bardzo szanował Ron. Zdecydowała się jednak szukać możliwości do rzucenia jakiejkolwiek sugestii, którą - jak miała nadzieje - Weasley wyłapie i będzie kontynuował, nieświadomie myśląc, że to on wszystko zapoczątkował. Hermiona słyszała od niektórych swoich przyjaciółek o zielonych alejkach pomiędzy szklarniami i pracowała nad wspomnieniem o nich Ronowi w rozmowie, którą odbyli kilka tygodni temu. Koniec końców, młodzieniec ostatecznie zaakceptował jej sugestię jako swój pomysł. Była bardzo szczęśliwa, że w końcu zdobył się na odwagę, aby zaprosić ją na spacer właśnie w tamto miejsce.

Para odłączyła się od grup powracających do swoich Pokoi Wspólnych i udali się w stronę rzadko używanych drzwi, będących skrótem do szklarni. Kiedyś Neville pokazał je im, gdyż sam używał ich bardzo często.

Nie byli jedyną parą wymykającą się w tamtą stronę, ale każda z nich szła w swoją stronę, starając się nie ściągać na siebie uwagi. Panna Granger zaproponowała alejkę tuż za przedostatnią szklarnią. Naprawdę nie chciała iść do tych bliżej zamkowych murów - czuła się nieco bezpieczniej, będąc od nich dalej. Ron, naturalnie, poddał się jej pomysłowi, a więc ostateczne miejsce zostało wybrane i było - miejmy nadzieję - z daleka od wścibskich oczu.

Weasley nie był do końca pewien, co robić teraz, gdy był w takiej sytuacji. Podejrzewał, że powinien rozpocząć jakąś rozmowę, choć nie miał pojęcia, o czym mógłby mówić, co było raczej dziwne - Hermiona była bardzo dobrą przyjaciółką i zawsze znalazły się rzeczy, które można było z nią przedyskutować. Panna Granger była nieco rozczarowana, iż Ron wydawał się nie czuć zbyt komfortowo w takiej sytuacji z nią. Usiadła na swoich złożonych, szkolnych szatach i poklepała miejsce obok siebie. Ron, jak gdyby wdzięczny za wskazówki, usiadł w stosownej odległości od niej. Dziewczyna natychmiast zmniejszyła ją, zauważając:

- Trochę tutaj chłodno, nie sądzisz?

Skinął nieco gwałtownie głową, zgadzając się z jej uwagą i robił wszystko, aby dostosować się do pozycji, w której siedziała tak bardzo blisko niego. Odchylił się trochę do tyłu, aby ich ciała się nie dotykały.

Mentalnie przeklinając fakt, iż trafił jej się najbardziej nieśmiały członek rodziny Weasleyów, dla którego takiego typu rzeczy wymagały mnóstwa prób, złapała go za rękę i zarzuciła sobie na ramiona, dając sobie pretekst do wtulenia się w jego pierś. Była w stanie wyczuć jego oddech - krótki i urywany. Musiała coś z tym zrobić.

- Teraz jest znacznie lepiej, Ron. Dziękuję. Mamy dziś piękną noc, prawda?

Odwróciła się do niego i - ufając, że pozostawi swoją rękę obejmującą jej ramiona - umieściła własną na jego talii, przyciskając ich torsy jeszcze bliżej. Naprawdę gorąco chciała zacząć dotykać jego klatki piersiowej i, gdyby była bardziej odważna, brzucha… A może nawet zsunąć dłonie do bardziej interesujących miejsc. Nie chciała jednak wystraszyć go natarczywością, bo to mogłoby zniszczyć coś, co jej zdaniem miało szansę okazać się wspaniałym i długoterminowym związkiem, więc - póki co - trzymała się taktyki Rona. Stopniowo jej krótkie komentarze i spostrzeżenia zyskiwały odpowiedzi werbalne, niektóre nawet w postaci zdań o pełnej długości, więc wiedziała, że Weasley poczuł się bardziej swobodnie. Gdy opuścili już punkt, po którym oczekiwała, że kolejna sesja obejmie również znaczące pocałunki, zaczęła lekko przygryzać jego szyję, delikatnie ją całować i powoli kierując się - wreszcie! - w stronę podbródka. Ron zrozumiał przekaz, gdyż odwrócił się do niej, objął również drugą ręką, pochylił w kierunku jej twarzy i dał jej to, czego pragnęła - wspaniały, długi, namiętny pocałunek.

Serce panny Granger gwałtownie przyspieszyło bieg, gdy zatraciła się w odczuciu przepływającym przez całe jej ciało, a jej własny oddech zaczął się pogłębiać. Niestety, ręce Rona wciąż pozostawały bezpiecznie na jej ramionach. Dziewczyna złapała jedną z jego dłoni i skierowała ją w dół swojego ramienia, a następnie na klatkę piersiową, gdzie umieściła ją na swojej piersi. Własną dłonią przykryła jego, aby nim pokierować i uzyskać pieszczotę.

Jęknęła zachęcająco i - po nieco szorstkim początku - Ron wydawał się załapać, o co chodzi i rzeczywiście dostarczył jej bardzo wielu pobudzających pieszczot. Dostosowała wcześniej swoją odzież tak, by Weasley mógł wsunąć pod nią rękę. Rudzielec przesunął dłonią wzdłuż jej talii aż do momentu, w którym kończył się sweter, a następnie wsunął ją pod niego i skierował się w stronę jej piersi.

Nie była w stanie dostosować również biustonosza, więc wciąż pomiędzy rękami Rona a jej biustem znajdowała się tkanina, ale była wystarczająco cienka, by odczucie było niebo lepsze niż przez sweter.

Jej własne dłonie przyciskały się do klatki piersiowej i ramion Rona, masując jego mięśnie. Jeżeli on zdecydował się dotykać ją w bardziej intymny sposób, ona również zamierzała ośmielić się odwdzięczyć. Dłonie Hermiony przeniosły się na jego brzuch i delikatnie wysunęły sweter ze spodni rudzielca, po czym wsunęły się pod niego. Przy każdym nowym odczuciu Ron wydawał się wymagać długiego okresu przystosowania, więc panna Granger kontynuowała delikatne masowanie jego brzucha przez kilka następnych minut. Dopiero później spróbowała przesunąć palce w taki sposób, aby móc pieścić jego sutki. Nie wyglądało na to, że ten rodzaj pieszczot mu się podoba, więc dziewczyna ponownie opuściła dłonie, kierując je do klamry paska, by odpiąć spodnie.

Wciąż siedzieli i Hermiona zastanawiała się czy istniał jakikolwiek sposób, aby zmienić pozycję na bardziej wygodną. Ron opierał się każdej próbie panny Granger skierowanej na przewrócenie go na plecy lub chociaż większe odchylenie w tył, więc dziewczyna zdecydowała, że są skazani na siedzenie. Skorzystała z jego chwilowego skonsternowania wywołanego opieraniu się jej, by dosięgnąć klamry paska i odpięcia jej oraz poradzenia sobie z równą łatwością z guzikiem od spodni. To wywołało u niego krótkie sapnięcie, ale nie zatrzymał jej. Przeniosła dłonie z powrotem na jego brzuch, aby dać mu możliwość przyzwyczajenia się do wolnej przestrzeni, którą utworzyła w okolicach jego pasa.

Wszystko wskazywało na fakt, że Ron cieszył się z pocałunków i pieszczenia piersi panny Granger, jednakże ona postanowiła, że będzie uważała pierwsze takie spotkanie za sukces, nawet jeżeli nie uda jej się zmusić go do dotknięcia jej gdziekolwiek więcej.

Chciała dotykać go bardziej intymnie. Ostatecznie zaczęła przesuwać dłonie w dół tułowia Weasleya, minęła jego pas i skierowała je niżej, wsuwając w spodnie. Młodzieniec przestał ruszać dłonią na jej piersi, gdy tylko poczuł dłoń dziewczyny poruszającą się poniżej jego pasa. Wsunęła ją nieco głębiej i dotarła do tego, czego chciała.

Ron był twardy. Kiedy wzięła do ręki członek rudzielca, Weasley zamarł - nawet jego oddech wydawał się uwięznąć w gardle. Hermiona jednocześnie pogłębiła pocałunek przez ssanie jego języka w swoich ustach. Zaczęła przesuwać dłonią w górę i w dół, wciąż nie wysuwając go ze spodni. Podejrzewała, że Ron nie robił czegoś takiego nigdy wcześniej. Dostała tego potwierdzenie, gdy zaledwie po kilku minutach Gryfon przerwał pocałunek i ze śmiesznym wyrazem twarzy oraz płytkim, urywanym oddechem doszedł we własnych spodniach.

Najwyraźniej - przynajmniej dla Weasleya - bardzo satysfakcjonujący orgazm był całkowitym zepsuciem nastroju romantycznego wieczoru.

- Cholera jasna!

Ze swoimi standardowymi słowami młodzieniec próbował oczyścić się i wydostać rękę Hermiony z miejsca, do którego - jak podejrzewał - nie należała. Dziewczyna jedynie sięgnęła po różdżkę, skierowała ją w stronę kroku Rona i wyszeptała urok czyszczący. Zniknęła charakterystyczna wilgoć, zostawiając Weasleya zarumienionego i dyszącego, ale przynajmniej ze suchą bielizną. Próbowała go uspokoić - widziała doskonale, jak był zdenerwowany.

- Ronaldzie, proszę, uspokój się. W tym, co właśnie zrobiliśmy ani w tym, co przydarzyło się tobie, nie ma nic złego. To wszystko jest bardzo naturalne. Podobało mi się całowanie ciebie i chętnie posiedzę tutaj jeszcze trochę, robiąc to. Polubiłam też sposób, w jaki masowałeś moje piersi. Zdajesz sobie sprawę, jak wrażliwe są moje sutki?

Ten szczery, ale intymny komentarz wywołał u Weasleya zakłopotanie.

- Bardzo podobało mi się również dotykanie cię w ten sposób. - Ron zaczynał wyglądać na wyjątkowo zdenerwowanego, więc zmieniła temat. - Doprowadźmy się do porządku i wróćmy do Pokoju Wspólnego. Tu jest teraz trochę chłodno, a może uda nam się znaleźć jakiś przytulny, ciemny kącik i zaszyć się w nim na chwilę.

- Tak, jasne, Hermiono. Chodźmy do środka. Tu jest teraz trochę chłodno.

Dziewczyna na powrót przywróciła swoje ubrania do normalnych rozmiarów. Ledwie skończyła, gdy Ron wstał i podał pannie Granger dłoń, by pomóc jej wstać. Gryfonka zebrała swoje szaty, strzepnęła je, po czym schowała do torby.

Dwa cienie skradały się z powrotem do drzwi prowadzących wprost do zamku.

Może to nie było szczególnie wiele, ale przynajmniej jakiś początek.

*

Po kolacji w Wielkiej Sali, na której Syriusz i Remus siedzieli razem przy stole prezydialnym, wybrali się na spacer wokół zamku, podziwiając piękny wieczór przed powrotem do komnat, które ze sobą dzielili. Zajęli miejsca na kanapie przed kominkiem - Łapa wyciągnął się z nogami na niej, kładąc głowę na kolanach Lunatyka. Wilkołak wpatrywał się w migocące płomienie, kiedy bezwiednie bawił się włosami przyjaciela. Jeszcze nie poruszył tematu dotyczącego głupoty Syriusza, która pozwoliła mu na spacerowanie z Voldemortem po Londynie w swojej animagicznej postaci, ale to przez cały dzień krążyło mu po głowie. Teraz nadszedł odpowiedni czas.

- Syriuszu, powiedziałem ci, że przedyskutujemy twoją wycieczkę z Voldemortem i myślę, że powinniśmy zrobić to teraz. Byłem na ciebie wściekły za podjęcie takiego ryzyka. Są pewne sytuacje, kiedy trzeba to robić, ponieważ zmuszają nas do tego okoliczności. Musimy starać się uzyskać pewne informacje albo czegoś dokonać, ale nie było żadnego rozsądnego powodu, dla którego to zrobiłeś. I to było tak niebezpieczne, chodzić za tym wariatem! Mogłeś zostać zabity - i za co? Za nic! Nie mogę znieść myśli o straceniu ciebie, Syriuszu.

- Remusie, wiesz, że nie zamierzałem dać się zabić. Moja animagiczna postać jest duża i szybka. Jeżeli stary Voldie zrobiłby wtedy choć krok w moją stronę, mogłem go uniknąć lub uciec, a może nawet fizycznie zaatakować. Nie byłem w żadnym niebezpieczeństwie, ale jeżeli to sprawi, że poczujesz się lepiej, to obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię.

- Wybacz, ale to nie wystarczy. To, co zrobiłeś było głupie i nieprzemyślane. Myślę, że trzeba cię ukarać; to mnie upewni, że doskonale zapamiętasz tą lekcję.

Syriusz spojrzał na swojego towarzysza z zaskoczeniem, uśmiechem na ustach i błyskiem w oku, jednocześnie sugestywnie unosząc brwi.

- Ooo, kara! To może być całkiem zabawne, Remusie! Co masz na myśli? Coś perwersyjnego?

Lunatyk wciągnął przyjaciela na swoje kolana, obrócił go na brzuch i machnięciem różdżki sprawił, że jego spodnie i bokserki znalazły się w okolicach jego kolan. Przytrzymał go w miejscu, kiedy zaczął zasypywać tyłek Blacka deszczem ostrych klapsów. Łapa zareagował dość głośno. Początkowo był wściekły na Remusa, domagając się natychmiastowego wypuszczenia. Niedługo później Syriusz zdał sobie sprawę, że na równi z gniewem odczuwał rosnące podniecenie wywołane zaistniałą sytuacją. To właściwie nawet nie bolało i zauważenie tego było przełomem w postrzeganiu przez Blacka tego, co się dzieje. Leżał na kolanach Lunatyka, trzymany przez niego wyjątkowo mocno i był przez niego dotykany tak intymnie. W chwili, w której Łapa skoncentrował się wyłącznie na podnieceniu, poniżenie i ledwie odczuwalny ból poszły w zapomnienie. Mężczyzna zaczął wyginać się na kolanach Remusa, szukając czegoś, o co mógłby się ocierać. Znalazł to w końcu między nogami Lunatyka. Początkowe dźwięki protestu zostały zastąpione przez równie głośne jęki i charakterystyczne: „Tak!”.

Zanim Syriuszowi udało się kompletnie zniszczyć spodnie Remusa, wilkołak podniósł się na nogi i zaniósł towarzysza do sypialni. Kwestią sekund było pozbycie się pozostałej odzieży Blacka - zresztą ubrania Remusa zniknęły równie szybko. Większość ich wspólnie spędzonych nocy była bardzo delikatna i łagodna; przynajmniej aż do tej pory. Syriusz był zdumiony, że może tak dobrze czuć się w relacji, gdzie to nie on jest samcem alfa, jak to było podczas nocy spędzonych z każdym z jego poprzednich partnerów. Część jego pełnej akceptacji tego związku była wywołana sposobem, w jaki Remus sprawiał, że Syriusz czuł się całkowicie bezpieczny i cenny - szczególnie, gdy się kochali.

Ta noc była jednak nieco inna.

Wilkołak przejął kontrolę. Był wymagający i - choć Black nadal czuł się bezpieczny i ceniony, Lunatyk traktował go nieco gwałtownie. Remus rzucił zaklęcie czyszczące i nawilżające, ale prawie w ogóle nie poświęcił czasu na przygotowanie Łapy na to, co miało nadejść i wziął go mocno. Kiedy robili to zazwyczaj, były to delikatne, łagodne pchnięcia. Tej nocy jednak Lupin wchodził w niego za każdym razem coraz gwałtowniej. Często uprawianie przez nich seksu było wyjątkowo intensywnym doświadczeniem, niemniej jednak tej nocy miało być zupełnie inaczej. Black albo opierał się na kolanach i łokciach, albo leżał na plecach z nogami spoczywającymi na barkach kochanka. Remus nie pozwolił Syriuszowi dotykać samego siebie: tylko on mógł to robić tej nocy. I to również nie było delikatne.

Kiedy ostatecznie było już po wszystkim, Łapa był wyczerpany. Został doprowadzony do orgazmu aż dwukrotnie i czuł się wyjątkowo osłabiony. W dodatku bolał go tyłek od ciągłej, gwałtownej uwagi, jaką mu poświęcano. Wtulił się w ramiona Lunatyka w pozycji „na łyżeczki”, zamierzając zasnąć.

Jednakże Remus jeszcze nie skończył, choć nie zamierzał być dłużej gwałtowny. Wciąż był twardy i gdy tylko Syriusz się w niego wtulił, ostrożnie wsunął się w niego po raz kolejny. Tym razem seks był powolny i łagodny. Łapa zareagował marudzeniem, kiedy poczuł szorstkie włosy łonowe Lunatyka drażniące jego podrażniony tyłek, ale odwrócił głowę, aby móc dosięgnąć kochanka. Całowali się cały czas, gdy Lupin łagodnie poruszał biodrami w przód i w tył. Mężczyzna sięgnął dłonią, by zacisnąć ją wokół członka Syriusza z wyjątkową delikatnością, by wyciągnąć z niego jeszcze jeden orgazm.

Kiedy obaj doszli po raz ostatni, Lunatyk pozostał w swoim kochanku. Przez dłuższą chwilę nawet się nie poruszył, a Syriusz - po raz pierwszy w całym życiu - zasnął z penisem kochanka wewnątrz niego i uczuciem całkowitego spełnienia i bycia kochanym, a tego nie doświadczył nigdy wcześniej.

*

Harry pozostał z daleka od lochów przez całe po południe, nie wiedząc, co Severus miał do zrobienia, przygotowując kolację, którą sobie zaplanował. Nie chciał stawać mu na drodze. Ukrył wcześniej ubrania na zmianę w łazience prefektów, więc mógł wziąć prysznic i przebrać się przed powrotem do swoich kwater na kolację. Uważając, aby nie wyjść poza pole ochronne, Harry spędził trochę czasu na łące poza szkołą, zbierając duży bukiet kwiatów na stół. To prawdopodobnie był typowy mugolski zwyczaj, ale kilka wspomnień Harry'ego dotyczących przybycia kogokolwiek na oficjalną kolację u Dursleyów prawie zawsze obejmowało kwiaty. Miał nadzieję, że te, które wybrał, będą odpowiednie. Z pewnością nie mógł dostać się stąd do kwiaciarni - zresztą, nie miał nawet pojęcia, czy w czarodziejskim świecie istniały usługi świadczące dostarczanie bukietów. Chciał pokazać Severusowi, jak bardzo docenia jego wysiłek, a to wydawało się właściwe.

Potter znalazł Neville'a w jednej ze szklarni. Udało mu się zebrać od niego kilka wskazówek dotyczących tego, jak najlepiej zachować świeże kwiaty. Dostał również od przyjaciela kilka kwiatów rosnących tylko w szklarni, które nieźle komponowały się z tymi zebranymi na łące.

Severus spędził o wiele więcej czasu na planowaniu i gotowaniu obiadu, niż byłby skłonny przyznać. Jego zdolności w dziedzinie eliksirów zapewniły mu wiele umiejętności, bezpośrednio przenoszonych do kulinarnych zabaw, choć Mistrz Eliksirów gotował bardzo rzadko. Wprawdzie miał kilka skomplikowanych i imponujących przepisów w swoim menu, co do których miał wielkie zaufanie. Wszystko dobrze, ale Snape nie był pewien, czy Harry słyszał o którejkolwiek z tych wyszukanych potraw lub czy będzie zadowolony, jedząc coś, co Severus ewentualnie mógłby zdecydować się przyrządzić w tym guście. Myśląc o ograniczonym doświadczeniu współmałżonka w uczestniczeniu w tego typu kolacjach, zastanawiał się czy zamiast kurczaka na półmisku zdecydować się na inny, znany młodzieńcowi sposób podawania go - z kilkoma subtelnymi przyprawami - choć i ten nieco się różniący od tradycyjnego. Ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu.

Osobiście uwielbiał podawać swoim gościom suflety. Miał niesamowite przepisy i w dodatku stworzył specjalne zaklęcie, które zapewniało idealne warunki do gotowania ich tak, by za każdym razem wzrastały do imponującej wielkości. Pomyślał, że to dobre danie dla Harry'ego, ponieważ smak składników był mu doskonale znany - może po prostu nie był zaznajomiony ze sposobem prezentowania ich.

O wyznaczonej godzinie ktoś zapukał do drzwi Mistrza Eliksirów; ku rozbawieniu zarówno Salazara, jak i jego węża.

- Dlaczego musisz pukać do własnych kwater? Żeby Severus cię do nich wpuścił? Hasło przecież jest takie samo, jak kilka godzin temu. Zapomniałeś go?

Młodzieniec zarumienił się na to stwierdzenie i mruknął, że nie chce zaskoczyć współmałżonka - który, notabene, oczekiwał go właśnie o tej porze. Snape otworzył drzwi, a z jego twarzy łatwo było wyczytać fakt, iż jest wyjątkowo zadowolony z zobaczenia młodego Gryfona.

A ten wielki bukiet kwiatów? Mistrz Eliksirów był tym wyjątkowo zaskoczony - przynajmniej do czasu, aż Harry wyjaśnił mu, że zostały przeznaczone na udekorowanie stołu na czas ich wspólnej kolacji. Podejrzewając, że była to jakaś mugolska tradycja, w dodatku taka, z którą Potter najprawdopodobniej nie był zaznajomiony osobiście, Severus po prostu wyczarował duży wazon, w którym umieścił przyniesione przez młodzieńca kwiaty, po czym postawił go kredensie.

Zapachy dochodzące z kuchni były wspaniałe - żołądek Harry'ego wydał aprobujący dźwięk w oczekiwaniu na cokolwiek, co przygotowywał dla nich Severus. Słysząc to, Snape uśmiechnął się nieco kpiąco, ale niezbyt złośliwie, więc młodzieniec odpowiedział uśmiechem.

Złoty Chłopiec udał się za Severusem do kuchni, aby sprawdzić, czym jest źródło niesamowitego aromatu. Jego oczy rozszerzyły się na widok sufletu - nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego i nie miał pojęcia, co to.

- To się nazywa suflet, Harry. Ten ma w sobie warzywa, a ubite białka jajek pomogły mu osiągnąć tak imponującą wysokość.

Młodzieniec potrząsnął głową, słysząc to.

- To wygląda zbyt wspaniale, żeby to jeść. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Białka jajek? A więc to musi być bardzo lekkie, prawda?

Mistrz Eliksirów był zaskoczony, że jego współmałżonek wiedział, jak poszczególne składniki będą działać w przepisie, a potem zorientował się, że Harry był zaznajomiony ze sposobami przyrządzania żywności - jednakże z całym tym doświadczeniem raczej nie mógł wcześniej cieszyć się owocami swojej pracy.

- Pozwól mi zaserwować ci suflet z warzyw. Ten z kurczaka być może też ci zasmakuje.

Severus nakładał posiłek bardzo ostrożnie, a Harry obserwował go podczas tej czynności, komentując zapachy i składniki potraw. Severus zadowolił się standardową sałatką ze szkolnej kuchni, a także niektórymi smakami puddingu na deser. Zaserwował również sos do wspomnianej wcześniej sałatki, który zrobił własnoręcznie - on też został skomentowany przez Harry'ego. Biorąc pod uwagę fakt, że Mistrz Eliksirów nigdy nie jadł deserów, nie władał szczególnymi umiejętnościami w przygotowywaniu czegokolwiek specjalnego. Zauważył jednak, że zarówno jego współmałżonek, jak i większość uczniów zawsze uśmiechało się na widok pojawiającego się na stole puddingu. Wobec tego poprosił skrzaty domowe, aby przygotowały go na wieczór.

Snape przeniósł do salonu mały stolik, który zazwyczaj służył do serwowania posiłków w kuchni, ustawiając go przed kominkiem. Kiedy położył na nim naczynia, odsunął jedno z krzeseł i gestem wskazał niepewnemu współmałżonkowi, aby ten zajął na nim miejsce. Potter był nieco obezwładniony. To było o wiele więcej niż kiedykolwiek sobie wyobrażał. Nigdy wcześniej nikt nie zadał sobie tyle trudu ze względu na niego. Zdawał sobie sprawę, że Mistrz Eliksirów uważnie mu się przyglądał. Z pewnością nie chciał, aby starszy czarodziej myślał, iż w młodzieńcu jest coś oprócz zadowolenia z wspaniałego posiłku.

- Dziękuję, Severusie. Nie wiem, co powiedzieć. Nigdy… Nigdy nie uczestniczyłem w takim posiłku, jak ten.

Mistrz Eliksirów obserwował emocje przepływające przez twarz współmałżonka z pewną obawą, ponieważ nie był pewien, czy młodzieniec był zdenerwowany lub czymś rozczarowany. Nieco uspokoił się zapewnieniem Harry'ego, że jego wysiłki zostały docenione.

Potter patrzył na Severusa, aby przekonać się, jak etykieta określa jedzenie tego typu rzeczy, by nie musieć wstydzić się, robiąc coś nie tak, jak trzeba. Nieco uspokoiło go przypomnienie sobie obiadu z rodziną współmałżonka - miał nadzieję, że fakt, iż Severusa nie obchodziło zachowanie się Harry'ego przy stole na oficjalnym obiedzie obejmował również prywatne posiłki.

Mistrz Eliksirów przyjrzał się młodzieńcowi jeszcze uważniej, od razu prawidłowo zgadując jego myśli:

- Harry, mam nadzieję, że jedzenie trafia w twoje gusta, ponieważ przygotowałem je z myślą o twojej przyjemności, ale to wciąż tylko jedzenie, a ja nie chcę, żebyś martwił się widelcami, zwyczajami czy czymkolwiek w tym stylu. Chcę tylko, żebyś to zjadł i żeby ci smakowało. Jeżeli coś ci nie zasmakuje, powiedz mi to. Smacznego.

Dopiero po jego słowach Harry ugryzł suflet z wielkim uśmiechem na twarzy. Był niezwykle aromatyczny, a jemu smakowało dosłownie wszystko. Danie było wyśmienite, więc Potter zasypał współmałżonka pytaniami o tym, jak się go przygotowuje. Większość z nich koncentrowała się na kwestii krojenia w kostki, siekania czy po prostu zwykłego krojenia.

- Następnym razem, jak będziemy mieli w planach wspólną kolację, będziesz przygotowywał ją ze mną, Harry. Nie przyszło mi do głowy, że mógłbyś docenić szczegóły wykonywania tych potraw, ale jeżeli chcesz zobaczyć, jak to robię, następnym razem możesz mi towarzyszyć.

Kiedy skończyli posiłek, Mistrz Eliksirów machnął różdżką - stół znalazł się w kuchni, a kanapa na swoim zwyczajowym miejscu przed kominkiem. Serwis do herbaty pojawił się na małym stoliczku tuż obok niej, a Severus przygotował dla każdego z nich po filiżance, kiedy siedzieli na kanapie.

- Severusie, kolacja była wyśmienita. Bardzo ci dziękuję.

Harry trzymał ręce przy sobie, kiedy delektowali się herbatą w towarzyskim milczeniu, ale kiedy obaj odstawili puste filiżanki na stolik, przysunął się bliżej współmałżonka. Pochylając się w jego stronę, szepnął:

- Nie uda ci się wymigać z naszego spaceru w świetle księżyca, Severusie. Nie mogłem się tego doczekać przez cały tydzień.

Mistrz Eliksirów, decydując się nie dzielić faktem, że on również czekał na ten wieczór z niecierpliwością, skierował na Harry'ego spojrzenie pełne rezygnacji.

- W porządku. Jeżeli musimy…

Mężczyzna wstał i wezwał ich szaty.

- Dzisiaj wieczorem może być dość chłodno, a ja nie chcę, byś się rozchorował.

Zadowolony Gryfon zapiął szybko swoją szatę wierzchnią, czekając aż Mistrz Eliksirów upora się z własną. Ostatecznie obaj skierowali się do wyjścia. Ku jego zaskoczeniu, gdy opuścili kwater Snape'a, mężczyzna poprowadził go wzdłuż kilku korytarzy, z których młodzieniec nie korzystał nigdy wcześniej. Myśląc o tym, Złoty Chłopiec zdał sobie sprawę, że przez zdecydowaną większość razów, gdy opuszczał swoje kwatery, kierował się do sal lekcyjnych, Wielkiej Sali lub innych, ogólnodostępnych pomieszczeń w zamku. Jednakże te korytarze prowadziły w kierunku, w jakim nie szedł nigdy wcześniej. Zamek miał wiele tajemnic i był całkiem pewien, że właśnie miał poznać kolejną. Korytarz kończył się schodami prowadzącymi w górę, gdzie znajdowały się drzwi. Wyjście z Hogwartu było wyjątkowo blisko jeziora.

- Nie wiedziałem, że jest możliwość wydostania się z zamku wprost na sam brzeg jeziora!

- Biorąc pod uwagę położenia tego korytarza w lochach, nie sądzę, aby ktokolwiek oprócz Ślizgonów kiedykolwiek go użył. Mimo to masz rację, jest takie przejście, które ciągnie się pod zamkiem i kończy właśnie tutaj.

Potter był wstrząśnięty, kiedy jego współmałżonek wyciągnął rękę i złapał go za jego własną, gdy szli wokół linii brzegowej. Trzymali się za ręce, splatając się palcami - Harry doszedł do wniosku, że to najprawdopodobniej najbardziej intymny dotyk, jakiego kiedykolwiek doświadczył. Ścisnął mocniej dłoń współmałżonka, rozkoszując się tym.

Zdaniem Pottera, wieczór był doskonały. Światło grało na tafli wody, która zdawała się migotać w świetle gwiazd, a łagodny dźwięk fal działał wyjątkowo kojąco. Zarówno on, jak i Severus byli cicho, najwyraźniej pogrążeni głęboko w swoich myślach - może ich umysły zajęte były towarzyszem spaceru? - ale obaj czuli się komfortowo we wspólnym milczeniu. Mistrz Eliksirów znalazł kamień, którego szukał - olbrzymią skałę, która znajdowała się już trochę w wodzie. Pomógł wejść na nią Harry'emu, po czym zrobił to osobiście i rzucił na nich czar ocieplający. Wyraz zachwytu i radości na twarzy Gryfona upewnił Severusa w przekonaniu, że jest to pierwsza wizyta młodzieńca w ulubionym miejscu pokoleń Ślizgonów. Choć z wyrazu twarzy Mistrza Eliksirów nie udało się odczytać absolutnie nic, on również był tutaj pierwszy raz w takiej sytuacji.

Severus położył się na boku, z głową opartą o zgięte ramię, a Harry siedział i patrzył na niego ze skrzyżowanymi przed sobą nogami.

- Harry, powiedziałeś dzisiaj coś, co słyszałem już od ciebie wcześniej. Zastanawiam się, czy mógłbyś mi to wyjaśnić. Wspomniałeś panu Landonowi, że widziałeś wcześniej ciekawą ścieżkę, jaką może kroczyć jego rodzina. Usłyszałem, że używasz podobnej terminologii, zwracając się do Lucjusza, kiedy byliśmy w ministerstwie. Mówiłeś o ścieżce rozciągającej się tuż przed nim. Co chciałeś przez to powiedzieć?

- Sam nie jestem tego pewien. Czasami, kiedy na kogoś patrzę, potrafię powiedzieć, jak mogą pokierować swoim życiem od tego momentu. Gdy rozmawiałem z Malfoyem w ministerstwie… Cóż, jestem w stanie powiedzieć tylko tyle, że było kilka różnych kierunków, w jakich mogło potoczyć się jego życie, ale niektóre decyzje, które wtedy podjął sprecyzowały jego umysł i spowodowały postępowanie w określonym kierunku. Coś podobnego zdarzyło się tamtego popołudnia z panem Landonem. Miałem wrażenie, że znam pewne możliwości, ale wydawało mi się, że nie były skierowane konkretnie na jego osobę, a na całą rodzinę. To nie jest coś, co widzę, jak na przykład linie geomantyczne albo ścieżka wydeptana na łące. To nic fizycznego. To jest bardzo silne uczucie. Tak silne, że nie odbieram tego jako zwykłego odczucia, ale poczucia pewności. To zdarzyło się już kilkakrotnie. Gdy profesor Dumbledore i ja opuszczaliśmy zamek, aby udać się na Wezwanie, miałem przeczucie, że wyruszam w drogę, z której nic ani nikt nie będzie w stanie mnie ściągnąć. Nie widziałem dla siebie kierunku. Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że nadszedł czas, w którym dzieją się rzeczy, których nie będzie można już zmienić. I, wierz mi lub nie, ale kiedy zatrzymałem się, aby porozmawiać z ciotką Petunią tamtej nocy, widziałem przed nią ścieżkę, która przebiegała przez czarodziejski świat.

Severus roześmiał się, słysząc ostatnie zdanie.

- Trudno jest mi w to uwierzyć, Harry. Nigdy nie spotkałem nikogo tak antagonistycznego ze światem czarodziejów, jak ta kobieta.

- Najwyraźniej nie poznałeś jeszcze mojego wuja, Vernona.

- Więc mówisz, że nie możesz zobaczyć takiej ścieżki dla siebie samego w taki sposób, jak udaje ci się to zrobić w przypadku innych ludzi?

- To w ogóle nie działa dla mnie w taki sam sposób. To przydarzyło mi się tylko ten jeden, jedyny raz. To równie dobrze mogło być moje zdanie sobie sprawy, że to wydarzenie miało się okazać punktem zwrotnym w moim życiu. Może to było tylko to.

- Wspomniałeś, że widziałeś kruki w gabinecie Dumbledore'a po ataku starożytnego demona. Czy one są częścią tego?

- Kruki przyszły do mnie kilka razy. Zwykle działo się to w snach, ale czasami pojawiały się również na jawie. Były również tamtego dnia, o którym mówisz. Powiedziały mi jakieś rzeczy. Zdawały się wiedzieć coś, co jeszcze się nie zdarzyło, a o czym powinienem wiedzieć - przynajmniej ich zdaniem. Może są w jakiś sposób połączone z tym widzeniem ścieżek, ale nigdy nie widziałem ich, kiedy pokazywały się drogi innych ludzi. Pojawiały się raczej wtedy, gdy miałem sny o rzeczach, które miały dopiero nadejść, ale w biurze dyrektora po prostu chciały, żebym… Nie wiem, skupił się na tym, do czego potrzebowały mojej pełnej koncentracji.

Wyraz twarzy Mistrza Eliksirów stał się dziwny, kiedy usłyszał te informacje. Nie chciał pokazać po sobie żadnego znaku przerażenia albo zdekoncentrowania, ale to było zdecydowanie coś, co musiał omówić z Dumbledore'em. Odniesienia do patrzenia na cudze ścieżki spowodowało, że obaj mężczyźni myśleli o oku Odyna, ale kurki? Jego sprzymierzeńcy? W dodatku zachowywały się w dość znajomy sposób.

- Czy kiedykolwiek próbowałeś celowo spojrzeć na czyjąś ścieżkę?

W odpowiedzi Harry potrząsnął przecząco głową, ale przez kilka chwil patrzył w zamyśleniu na Severusa. Nigdy nie zastanawiał się, czy może jakoś wywołać uczucie, które w jakiś dziwny sposób jest w stanie pokazać mu, w jakim kierunku może potoczyć się życie danego człowieka. Przypatrując się Mistrzowi Eliksirów, rozmyślał, czy udałoby mu się wywołać coś takiego teraz. Zdawał sobie sprawę, że teraz miał pewne odczucie, w którą stronę podąża życie Snape'a, ale było niejasne - podobnie jak jego własne.

- Kiedy próbuję zobaczyć twoją ścieżkę, Severusie, ma tak samo niejasne wrażenie jak wtedy, gdy zobaczyłem swoją własną. Nie potrafię zobaczyć twojej ani trochę wyraźniej. Może to dlatego, że nasze drugi już się skrzyżowały? Jeżeli obaj jesteśmy na tej samej, prawdopodobnie będą takie same problemy z tym, abym zobaczył ją nieco wyraźniej. Wypróbuję to na kimś innym, może wtedy zadziała nieco lepiej.

Severus poczuł ulgę, kiedy usłyszał to stwierdzenie. Sprawiło, że uleciało kilka jego obaw, czających się tuż pod powierzchnią skóry od czasu ich dyskusji na temat unieważnienia - co jakiś czas na chwilę wracały. Jeżeli Harry powiedział, że ich drogi się skrzyżowały, mogło to sugerować, że młody Gryfon wcale nie czeka na pierwszą możliwość uwolnienia się od swojego współmałżonka. Severus miał szczerą nadzieję, że tak właśnie było.

Młodzieniec dalej dodawał Mistrzowi Eliksirów otuchy, kiedy z siedzenia przeszedł do klęczenia, a następnie poruszył się tak, by przewrócić starszego czarodzieja na plecy. Harry delikatnie musnął wargami usta współmałżonka, następnie kładąc się na nim, by móc go pocałować. Snape idiotycznie zauważył, że chłopak szybko się uczy, gdy poczuł kilka własnych technik, których on sam używał na Harrym, a które teraz on wypróbowywał na nim, Severusie. Mężczyźni pozostali w uścisku przez kilka minut, podczas których Potter leżał na swoim mężu. Ich pocałunek wciąż i wciąż się pogłębiał, a oddechy stawały coraz krótsze i bardziej urywane.

Snape zaczął się zastanawiać, czy nie nadszedł czas na zasugerowanie powrotu do ich kwater, gdy usłyszał, jak młodzieniec wydaje dziwny - jakby przerażony - odgłos. Mistrz Eliksirów złapał swoją różdżkę i wstał, obracając się w tym samym czasie, chcąc dowiedzieć się co lub kto tak zaniepokoiło Harry'ego. Młodzieniec patrzył ze zgrozą w stronę jeziora. Severus podążył wzrokiem za jego spojrzeniem i zobaczył wielką kałamarnicę spokojnie pływającą na powierzchni. Jedno jej ogromne, zaszklone oko wpatrzone było prosto w ich dwójkę. Z wściekłym komentarzem skierowanym ku podglądaczom i marnym życiu morskim, Mistrz Eliksirów uspokoił Złotego Chłopca, podając mu dłoń, aby pomóc mu wstać.

- Harry, wracajmy do środka. Wielka kałamarnica jest po prostu zaciekawiona, ale nas nie skrzywdzi.

Gryfon nie wyglądał na całkowicie przekonanego, ale - na szczęście - rozproszyła go sugestia współmałżonka i stanowczość, z jaką trzymał jego dłoń, kiedy szli w kierunku wejścia do korytarza prowadzącego do lochów.

Minęli kanapę stojącą przed kominkiem w salonie i kontynuowali to, co im przerwano w sypialni, teraz bez płaszczy i kurtek. Wyciągnęli się na łóżku, które później będą dzielić. Severus położył się na wznak i zachęcił Harry'ego, aby ten wyciągnął się na nim, wciąż go całując. Mistrz Eliksirów pozwolił swoim dłoniom błądzić po ramionach i plecach młodszego mężczyzny, pozwalając sobie na pieszczenie jego pupy. Młodzieniec był tym nieco zaniepokojony, ale uspokoiły go kojące słowa Snape'a w połączeniu z bardzo delikatnym masażem. Jednakże Severus zdawał sobie sprawę z płochliwości współmałżonka, kiedy przychodziło do dotykania w bardziej intymny sposób. To, w połączeniu z jego niechęcią do stawienia się przed Mistrzem Eliksirów nie do końca ubranym dziś rano, sugerowało, że nawet teraz, kiedy ich wzajemne relacje osiągnęły nowy stopień, Severus będzie musiał postępować powoli.

- Harry, chciałbym cię zapewnić, że nie będziemy robić niczego, co sprawia, że czujesz się niekomfortowo bądź po prostu nie chcesz tego robić. Dzisiaj będziemy odkrywać siebie wzajemnie i dowiemy się, w jaki sposób najbardziej lubimy być dotykani. Nie będziemy kochać się dzisiejszej nocy. Nie zrobimy tego, dopóki nie będę całkowicie przekonany, że jesteś gotów do podjęcia tego kroku. Nawet jeżeli powiesz mi, że jesteś gotów do przeniesienia naszych wzajemnych relacji na ten poziom zanim ja będę myślał o tym w ten sam sposób, będziemy czekać.

Kiedy mówił, bardzo uważnie przyglądał się twarzy współmałżonka, aby zauważyć każdą emocję, która się na niej pojawi. Poczuł ulgę, dostrzegając ulgę w tych pięknych, zielonych oczach.

- Będę dotykał cię w sposób, który myślę, że ci się spodoba, a jeżeli się pomylę i zaczniesz protestować, natychmiast przestanę. Możesz wypróbowywać na mnie to, co ja robię tobie albo dotykać mnie w sposób, który według ciebie może mi się spodobać. A jeżeli tak nie będzie, poproszę cię, żebyś przestał. Czy tak może być?

Harry był w stanie jedynie skinąć głową na znak zgody, nie do końca ufając swojemu głosowi w tej chwili.

Mistrz Eliksirów usiadł i zaczął zdejmować swoje ubrania, na co Harry patrzył z zainteresowaniem. Naprawdę nie miał dość patrzenia na ciało Severusa - dla niego było wręcz perfekcyjne. Snape zaczął całować współmałżonka, jednocześnie delikatnie i powoli zdejmując jego ubrania. Przenosił wargi z jego ust na szyję i inne, uwolnione od odzieży miejsca. Potter czuł się całkowicie uwielbiany.

Drżał.

Kiedy Severus pozbawił go jego spodni, Harry nie mógł powstrzymać się od wicia na łóżku, a gdy mężczyzna zaczął składać pocałunki na jego brzuchu i skierował usta w dół, młodzieniec zaczął jęczeć.

Mistrz Eliksirów podniósł wzrok na współmałżonka, prosząc go o pozwolenie, kiedy dotarł do celu. Widząc żądzę w tych zielonych oczach, Severus wziął w usta członek Harry'ego i zaczął delikatnie poruszać językiem wokół swojej nagrody. Potter prawie zapomniał oddychać dzięki temu niesamowitego i obezwładniającego uczucia, które przepłynęło przez całe jego ciało, kiedy usta Snape'a zamknęły się wokół niego. Gdy poczuł palce mężczyzny delikatnie pieszczące jego jądra, zacisnął pięści na narzucie, na której leżał, a kiedy zaczęły przesuwać się nieco dalej, młodzieniec nie był w stanie dłużej kontrolować swoich ust i wydawanych przez siebie odgłosów.

Nie trwało to długo, zanim całkowicie zatracił się w przeżywanym orgazmie - lepszym, niż wszystko, co kiedykolwiek sobie wyobrażał - nagradzając Severusa potężną dawką spermy, którą mężczyzna łapczywie połknął.

Gdy młodzieniec starał się odzyskać zmysły, Snape położył się obok niego i zapytał:

- Chciałbyś spróbować siebie w moich ustach, Harry?

Potter nigdy nie rozważał podobnego pomysłu, a choć nie decydował się nie zgadzać się już zawsze, teraz nie czuł się jeszcze do końca gotowym, aby tego spróbować. Prawdę mówiąc, Snape momentalnie zrozumiał, o co chodzi.

Gdy Złoty Chłopiec odzyskał już oddech, uklęknął i zaczął odkrywać ciało Severusa w taki sam sposób, w jaki starszy czarodziej robił to jemu, rozbierając go. Składał nieśmiałe pocałunki, kiedy przesuwał usta z jednego miejsca do innego. Był zaskoczony uczuciem, jakiego doświadczył, kiedy jego własne sutki były całowane. Stwierdził, że Snape'owi również się podoba, gdyż mężczyzna jęczał, gdy Harry zaczął je delikatnie ssać. Harry figlarnie wsunął język do pępka współmałżonka, wywołując tym kolejny jęk. Zatrzymał usta na podbrzuszu Mistrza Eliksirów, nie do końca będąc pewnym, czy chce wziąć go do ust i robić coś podobnego do tego, czego on sam właśnie doświadczył.

Snape wyczuł jego wahanie.

- Tylko to, co chcesz robić, Harry. Jeżeli nie czujesz się komfortowo na myśl o używaniu ust, zawsze możesz użyć rąk.

Słysząc tą możliwość, młodzieniec uśmiechnął się, po czym wziął w dłoń członek Severusa, delikatnie go masując. Ściskał w miejscach, w których jemu samemu podobało się to najbardziej, gdy robił mu to Snape. Potter dokładnie zbadał ciało współmałżonka, dostrzegając różną teksturę jego skóry, szczególną uwagę poświęcając jądrom, gdy łagodnie je pieścił.

Harry stawał się pobudzony, dotykając Mistrza Eliksirów - zarówno od dźwięków, które wydawał, jak i faktu, że ten niezwykły mężczyzna pozwala mu robić sobie takie rzeczy. Wydawało mu się, że jest to coś więcej niż tylko fizyczne podniecenie - choć było to raczej oczywiste, kiedy w tak krótkim czasie stwardniał po raz drugi.

Jego magia również na to reagowała. Pulsowała wszędzie w nim.

Kiedy trzymał Severusa i skupił się jedynie na doprowadzeniu go do punktu uwolnienia, był w stanie wyczuć swoją moc, przechodzącą na współmałżonka.

Najwyraźniej Mistrz Eliksirów również to czuł. Musiał pogodzić się z wieczorem przepełnionym marginalną satysfakcją, gdy tylko okazało się, że Harry był bardziej nieśmiały, niż można byłoby się tego spodziewać po Gryfonie, kiedy wstrząs magii uderzył w niego, prosto w miejsce, w którym właśnie w tej chwili mógł zdziałać najwięcej dobrego. Severus wygiął się w łuk z głośnym jękiem, ściskając poduszkę pod głową. Moc, którą czuł, wcale nie malała: była na jego skórze i dostawała się do środka, a on sam czuł coś, czego nie dane było mu poczuć kiedykolwiek wcześniej.

Zewnętrzna stymulacja dłońmi Harry'ego w połączeniu z wewnętrzną jego magii doprowadziły go do miejsca, w którym oczy wywróciły się w głąb czaszki, a on sam stracił zdolność świadomego myślenia. Poddał się najbardziej intensywnemu orgazmowi, jakiego kiedykolwiek doświadczył - trwał tak długo, iż Severus miał wrażenie, że była to wieczność.

Dosłownie stracił oddech.

Kiedy był w stanie skupić swoje spojrzenie na jednym obiekcie, pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, był Harry, wyglądający na bardzo zadowolonego z siebie i poplamiony spermą. Koordynacja ruchowa wracała nieco dłużej, ale w końcu Snape'owi udało mu się zmusić swoje ręce do oparcia się na łokciach.

- Było w porządku, Severusie? - zapytał Gryfon, nagle nieco bojaźliwie.

Snape nie był w stanie kontrolować chichotu, który wydobył się z jego ust przed odpowiedzią, powodując, iż Potter naprawdę się zaniepokoił. Dopiero, gdy się uspokoił, zapytał:

- Jedynie w porządku, Harry? Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego! Co ty mi zrobiłeś?

- Myślę, że moja magia jakoś się w to zaangażowała. Poczułem, że zaczyna pulsować tuż pod moją skórą, kiedy cię dotykałem. Podejrzewam, że w moich dłoniach też była.

Mistrz Eliksirów spojrzał na niego uważnie. Nigdy nie był w żadnym związku z kimś, kto nie był czarodziejem, więc we wszystkie jego doświadczenia seksualne byli wmieszani ludzie posiadający w sobie magię. W dodatku w całym jego życiu obecność czyjejś - albo jego własnej - magii nie wywołała nawet cząstki tego, co się właśnie stało. Oczywiście, że to nie było złe, ale - Merlinie! - to zabrało jego oddech i pozostawiło go wykończonym!

Usiadł i przyciągnął do siebie Harry'ego tak, aby ten siedział pomiędzy jego nogami. Całował go i głaszcząc. Kiedy zauważył pobudzenie współmałżonka, zaczął dotykać jego członka dokładnie w taki sposób, w jaki młodzieniec robił to jemu.

Młody Gryfon był wyjątkowo daleki od rozmowy, więc Snape zapytał:

- Możesz mi powiedzieć, czy zrobiłeś cokolwiek, co sprawiło, że twoja magia zachowała się w ten sposób?

Potter jedynie wzruszył ramionami.

- To się po prostu stało.

Severus zamknął oczy, próbując skoncentrować się na własnej magii. Uświadomił sobie, że czuł jej pulsowanie - coś, czego nie doświadczył nigdy wcześniej. Był tego całkowicie pewien. Stopniowo odczuwał to coraz intensywniej, w każdym kawałku ciała, a jednocześnie wciąż poruszał dłonią na członku współmałżonka. Będąc przekonanym, że nie utraci tego uczucia poprzez otworzenie oczu, odważył się to zrobić. Spojrzał prosto w zielone oczy, które teraz były pełne pożądania i niezdolne do skoncentrowania się.

Kilka ruchów dłonią więcej, dzięki magii pulsującej w Severusie, którą najwyraźniej czuł również Harry, młodzieniec doszedł ponownie, odczuwając przedłużony orgazm, który pozostawił go leżącego bezwładnie na piersi Snape'a.

Kiedy Złoty Chłopiec odzyskał siły, Severus przykrył ich kołdrami i pozwolił Gryfonowi się rozluźnić. Zamiast położenia się w taki sposób, jak każdej nocy, młodzieniec wtulił się w Mistrza Eliksirów z głową na jego piersi, słuchając bicia jego serca.

Snape przechylił głowę i bawił się kosmykami ciemnych włosów współmałżonka, jednocześnie patrząc w sufit.

Cóż za wieczór!

Rozdział 88. Z powrotem w biznesie

Severus obudził się szybko - tak, jak miał w zwyczaju. W jednej chwili przeszedł ze snu do stanu najwyższej koncentracji. Niemniej jednak tym razem był niejasno świadom faktu, że coś było inne. Jego ramiona instynktownie ścisnęły mocniej Harry'ego, który spał wtulony w niego z głową na klatce piersiowej współmałżonka, pochrapując cicho. Mistrz Eliksirów pozwolił swojej dłoni wplątać się w te potargane, czarne kosmyki, kiedy rozpamiętywał wydarzenia wczorajszego wieczoru. Był w stanie docenić każdą intymną chwilę spędzoną z młodzieńcem i z niecierpliwością wyczekiwał na następne wieczory, kiedy będzie mógł coś mu ugotować. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałby zająć się myśleniem o tych przyjemnościach, musiał skupić się na tym, co Harry powiedział mu, gdy siedzieli nad brzegiem jeziora. Dało się dostrzec podobieństwa do oka Odyna, co z pewnością wzmocni podejrzenia, które już wcześniej Severus dzielił razem z Dumbledore'em. Może wspólnie uda im się znaleźć jakieś rozwiązanie, albo chociaż zrozumieć, co to wszystko znaczyło.
Ale co aż tak się zmieniło? Przeszkadzało mu, że nie jest w stanie zlokalizować konkretnej rzeczy, jednakże zaakceptował fakt, że coś, co powinno wydawać mu się wyjątkowo niepokojące, w rzeczywistości kazało mu myśleć, że wszystko jest w porządku. Pozwolił, aby jego umysł zostawił to na chwilę, zaczynając zastanawiać się, co ma do zrobienia dzisiejszego dnia.
Snape powoli uwolnił się z uścisku współmałżonka, będąc bardzo ostrożnym, aby go nie obudzić, choć najmniejszy jego ruch wywołał powolny proces budzenia się u Harry'ego.
Do czasu, aż Potter rozbudził się, umył, ubrał i dołączył do niego w salonie, Severus był niemalże w połowie odpisywania na korespondencję od różnych Mistrzów Eliksirów, którzy informowali go w swoich postępach związanych z miksturą leczącą likantropię po tym, jak udostępnił im większość notatek. Był nieco zaskoczony szybkością, z jaką to wszystko się działo, choć kilku otrzymanym przez niego listom towarzyszyło wspomnienie o zainteresowaniu tym wszystkim postronnych obywateli.
Severus podniósł wzrok, kiedy Harry wszedł do pomieszczenia. Momentalnie wyczuł bijącą od niego nieśmiałość i zawstydzenie. Znowu wracają do tego punktu? Dlaczego w przypadku Gryfonów, kiedy zrobi się jeden krok do przodu, trzeba później zrobić dwa do tyłu? Ekscytowało ich to?
Na szczęście Snape - jako Ślizgon - był zdolny do dokładnej obserwacji i rozpoznawania podobnych zachowań u innych, dzięki czemu teraz był nieznacznie lepiej na to przygotowany. Gryfoni nie zawsze byli tak do końca przewidywalni, jednakże Mistrz Eliksirów zauważył, że pozostawienie takiej sytuacji, jak ta, bez żadnych wyjaśnień jeszcze bardziej wszystko pogarsza. Prowadził ze sobą wewnętrzny dialog, próbując zmusić irytację do odpłynięcia daleko; w bliżej niezidentyfikowanym kierunku. Udało mu się.
Wstał, gdy Harry przechodził obok jego krzesła, by zrobić sobie herbaty. Złapał chłopaka, gdy ten był przed nim. Podniósł podbródek młodzieńca, więc ten nie mógł poświęcić się swojemu pasjonującemu nawykowi studiowania podłogi. Severus uśmiechnął się do swojego męża i powiedział ciepło:
- Dzień dobry, Harry. - Pocałował go delikatnie, jednocześnie kładąc dłonie na ramionach młodszego czarodzieja. - Co cię kłopocze?
Na twarzy Pottera pojawił się niepewny wyraz, gdy Złoty Chłopiec wzruszał ramionami.
Złoty Chłopiec sam nie potrafił zrozumieć, dlaczego czuł się tak bardzo przygnębiony, gdy obudził się w wielkim łóżku pozostawiony samemu sobie i wyszedł z niego, aby rutynowo oddać się porannym ablucjom. Wprawdzie to zdarzyło się tylko jeden jedyny raz - wczoraj - ale czas spędzony z Severusem wcześnie rano uważał za przyjemny. Branie wspólnie prysznica kompletnie zamroczyło umysł Harry'ego, ale nawet pomimo tego rozkoszował się intymnością tego doświadczenia. Potter wątpił, że coś takiego będzie im się przytrafiało na co dzień, ale miał nadzieję, że kiedyś zdarzy się ponownie.
Zachowanie Severusa sprawiło, że znów zaczął rozmyślać o swoim ciele. Czy jego współmałżonek był aż tak bardzo niezadowolony z jego widoku wczorajszego wieczora, że nie sądził, aby mógł znieść go również dziś rano? W końcu wstał, naszykował się i ubrał kompletnie, zanim Harry się obudził i wystawił na pokaz swoje chude ciało?
Mistrz Eliksirów nie miał pojęcia, co dzieje się w tej ślicznej głowie, ale przypomniał mu się incydent z Kamieniem Serca. Kiedy Harry znalazł go na podłodze, założył, że Severus odrzucił jego podarunek. Był wyraźnie zaskoczony, gdy Snape wymyślił mały podstęp, żeby dać mu do zrozumienia, iż nosił podarunek cały czas na szyi i z pewnością to właśnie przez nieuwagę zerwał łańcuszek, gdy podjął się gorączkowych wysiłków wycięcia Mrocznego Znaku z przedramienia w noc Wezwania. Znając szczęście Mistrza Eliksirów, jego współmałżonek przekonuje się właśnie o czymś okropnym, co według niego zdarzyło się ostatniej nocy.
Severus ścisnął ramiona Pottera stanowczo, ale delikatnie.
- Jeszcze raz dziękuję, że zgodziłeś się towarzyszyć mi wczoraj przy kolacji, Harry. To był bardzo przyjemny wieczór. Myślisz, że moglibyśmy to powtórzyć w najbliższym czasie?
W oczach Harry'ego doskonale widoczna była ulga. Snape z trudem powstrzymywał się od pokazania radości, że tak szybko udało mu się odgadnąć przyczynę smutku współmałżonka. Potter potrzebował zapewnienia, a Severus miał zamiar mu je dostarczyć! Gdy młodzieniec wahał się z odpowiedzią na pytanie, mężczyzna pochylił się nad nim i wymruczał zachęcająco:
- Mmmm?
Po raz drugi podniósł nieco głowę Harry'ego, aby móc go pocałować. Gdy ich usta oderwały się od siebie po krótkiej, przyjemnej przerwie, Potter z zadowoleniem skinął głową.
Śniadanie w Wielkiej Sali było normalnym, sobotnim wydarzeniem. Jedni uczniowie siedzieli niemrawo, gdyż w piątkową noc pozostali na nogach zdecydowanie zbyt długo i teraz regenerowali siły dzięki jedzeniu, z kolei drudzy byli żywi i podekscytowani. Oczywiście lekcje zostały odwołane przynajmniej do końca tego tygodnia, ale ten dzień nie różnił się zbyt wiele od innych, które go poprzedzały - w dodatku była sobota. Ron był nieco bardziej spokojny niż zwykle, a Hermiona siedziała rozdrażniona, jednakże Neville nadrabiał, z każdą chwilą rosnąc w panikę - im mniej czasu zostało do jego herbaty z babcią, tym było gorzej. Potter był zadowolony, że jego przyjaciel ma zobowiązania w szklarniach - zarówno dlatego, że będzie musiał wyjść, jak i dlatego, że uda mu się jakoś oderwać myśli od wieczoru. Widząc, jak bardzo profesor Sprout ufa mu w kwestii swoich roślin i pozwala mu zarządzać szkolnymi szklarniami, kilku wojowników z Winter Land niedawno poprosiło go o radę dotyczącą plantacji na ich nowo odzyskanych ziemiach. Szybko odkryli, że mają zadziwiająco wiele wspólnych tematów do rozmowy, dzięki czemu Neville spędzał czas - po rozdaniu wszystkim charłakom odpowiednich zadań - na pracowaniu z wojownikami nad zebraniem kilku przydatnych sadzonek, które mogliby zabrać ze sobą na północ.
- Muszę iść na górę i popracować nad tłumaczeniami. Ktoś chce iść ze mną?
Ron zdecydował się w zamian iść polatać, ponieważ był piękny dzień, a on sam tęsknił za wolnością, jaką dawało mu dosiadanie miotły, ale Hermiona była szczęśliwa możliwością dołączenia do przyjaciela. Charlie musiał dostać się z powrotem do Rumunii na kilka godzin i wiedział, że zajęcie czymś umysłu Draco podczas jego nieobecności utrzyma go w lepszym nastroju. Zasugerował, że Smok powinien iść z Gryfonami - po minimalnym oporze, Ślizgon się zgodził.
Dumbledore potwierdził wszystkim pracownikom szkoły - oraz uczniom - iż zajęcia odbędą się zgodnie z planem już w poniedziałek, co zostało przywitane z ogromną ulgą przez nauczycieli, a szczególnie przez tych będących opiekunami.
Większość starszych uczniów pomagało poza Hogwartem - w szkolnych bądź ministerialnych grupach - ale ci młodsi jedynie plątali się pod nogami, wymagając nieustannej opieki. Mogliby podjąć jakieś kroki, które pozwoliłyby jednocześnie funkcjonować uczniom, jak i wysiłkom ministerstwa, próbującemu naprawiać szkody.
Kiedy posiłek dobiegł końca, Severus towarzyszył Albusowi w drodze do jego biura, aby omówić z nim swoje obawy na temat niektórych z rzeczy, które wczorajszej nocy powiedział mu Harry.
Gdy mężczyźni zajęli już swoje miejsca - Dumbledore za biurkiem, a Snape na jednym z krzeseł stojących naprzeciwko - Mistrz Eliksirów wyjaśnił swoje obawy.
- Harry podzielił się ze mną kilkoma dodatkowymi informacjami na temat kruków, które widzi. Mówił, jak pomagają mu skoncentrować się na rzeczach, które potrzebują jego uwagi w danym czasie. Rozmawialiśmy również o jego zdolności do widzenia ścieżek innych ludzi. Ma zamiar sprawdzić, czy jest w stanie je ujrzeć, kiedy sam tego chce, a nie kiedy się po prostu pokażą. Powiedział mi, że do tej pory ścieżki ukazywały mu się tylko czasami. Kiedy poprosiłem go, żeby spróbował przywołać taką wizję, zgodził się spróbować, ale okazało się, że w żaden sposób nie może tego kontrolować. Co, na Merlina, to oznacza, Albusie?
- Z pewnością poświęcę temu jeszcze wiele myśli, mój chłopcze. Podejrzewam, że możemy dostrzec związek między tym, co widzimy teraz oraz tym, co wydarzyło się piętnaście lat temu, kiedy Voldemort próbował go zabić. Gdy zaklęcie uśmiercające odbiło się od Harry'ego, Tom został pozbawiony całej swojej siły, ale część jego mocy została przeniesiona na młodego Pottera. W wyniku czegoś takiego Harry potrafi mówić w języku węży. Może coś takiego stało się również w tym przypadku.
- Ale ta eksplozja, gdy Harry ukradł Voldemortowi Oko Odyna była zwykłym wybuchem kamienia, a nie chwilą, kiedy potężny czarodziej przekazuje część swojej mocy drugiemu!
- Owszem, Severusie, ale musisz pamiętać, że ten artefakt w rzeczywistości uchodzi za prawdzie, lewe oko Odyna, podarowanego Mimiorowi w zamian za jego wiedzę. Bardzo prawdopodobne jest, że zawierało w sobie cząstkę mocy samego Odyna. Czy to nie jest możliwe, że - skoro to właśnie Harry trzymał w ręku ten artefakt, gdy ten został doszczętnie zniszczony - jakiś magiczny element dostał się jego potędze? To by wyjaśniało, dlaczego te dwa kruki pokazują się Harry'emu niemalże jak przyjaciele. W dodatku daje odpowiedź na pytanie, czemu nagle zaczął widzieć ścieżki innych ludzi, skoro właśnie to było tak bardzo związane z wiedzą i umiejętnościami Odyna.
- Sądzisz, że to łagodny odłamek jego magii czy coś, co ostatecznie może okazać się problematyczne dla Harry'ego? Zwłaszcza, że już tego doświadczył.
- Zauważ, że nawet moc, jaką otrzymał od Voldemorta, nie była dla niego problemem. Połączenie między nimi najprawdopodobniej utworzyło się w tym samym czasie, ale uważam, że był to zupełnie osobny proces. Harry jest wężousty, ma więc umiejętność, której nie miał wcześniej. Nie jest to ani dobre, ani złe. Po prostu jest. Całkiem prawdopodobne, że to jest to samo. Teraz ma dostęp do widzenia niektórych z tych rzeczy, które oglądał Odyn. Poza tym kruki przynoszą mu wiele informacji, które udaje im się zgromadzić podczas każdej nocy, gdy poruszają się po świecie, a on sam ma zdolność do spoglądania w losy różnych ludzi. Najprawdopodobniej z czasem uda mu się to wszystko lepiej kontrolować. Najpewniej będzie wzywał kruki tylko wtedy, kiedy będzie życzył sobie je widzieć i patrzeć na ścieżki ludzi, zamiast biernie czekać, aż te w końcu się pojawią. To znów tylko umiejętność, której nie miał nigdy wcześniej.
Severus przyjął to do wiadomości. Spędził naprawdę wiele czasu, rozmyślając nad tym z wielkim niepokojem, w samotności próbując zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Zawsze wiązał Oko Odyna z wielką mocą w bitwach, zdolnością do zmuszania innych, aby poddawali się jego woli. Albus przynajmniej znalazł inny kierunek rozważań - był zdecydowanie mniej przerażający. Harry już wcześniej miał w sobie dziwne moce i udało mu się doskonale z tym poradzić. Może znów dzieje się coś, z czym bez problemu się upora? To przypuszczenie było setki razy lepsze niż myśli, które nękały Severusa wcześniej.
- Dziękuję za podzielenie się ze mną swoimi spostrzeżeniami, dyrektorze. Twoje podejście do całej tej sprawy jest bardziej optymistyczne niż to, co jako pierwsze przyszło mi do głowy. Pomyślę nad tym dokładniej.
- Zanim pójdziesz, Severusie, chciałbym porozmawiać z tobą o czymś jeszcze.
Młodszy czarodziej wyprostował się bardziej na krześle, z którego właśnie miał wstać i spojrzał na starca z zaciekawieniem widniejącym na jego twarzy.
- Dziś rano dostałem pilną sowę od redaktora naczelnego Proroka Codziennego. Oznajmił mi, że wszyscy czarodzieje i czarownice są całkowicie przerażeni, wobec czego widzi potrzebę dodania do swojej gazety kolumny, w której umieści potrzebne, defensywne zaklęcia.
Snape słyszał już wcześniej o tym słyszał. Wyjaśniał pannie Granger, że przeciętny czarodziej jest kompletnie bezużyteczny w obronie przed czymkolwiek, co łączy się z czarną magią; a jeśli Severus miałby precyzować, średni mag nie jest w stanie bronić się przed niczym.
Z miną wyrażającą skrajną irytację (coś, co Mistrz Eliksirów miał opanowane do perfekcji) odpowiedział:
- Znowu?! Albusie, wiesz tak samo dobrze, jak ja, że ludzie, którzy się tego najbardziej domagają, nie mają szans, aby cokolwiek z tym zrobić. Większość czarodziejów po prostu nie potrafi sobie z tym poradzić. Widziałeś, co się stało w Hogsmeade!
- Wiem, wiem. Jednakże w tych wyjątkowych okolicznościach świadomość, że mają nad czymś choć odrobinę kontroli czy nadziei na pozostanie przy życiu sama w sobie sprawi, że ludzie poczują się lepiej. Kto zresztą wie? Może faktycznie będą mogli zrobić coś w obronie własnej, jeżeli znajdą się w niebezpieczeństwie? Szczerze mówiąc: wolałbym, abyśmy mieli jakikolwiek wkład w te artykuły, aby upewnić się, że „Prorok” dostarcza społeczności rzetelnych informacji. Chyba nie chcemy, aby zajął się tym ktoś, kto nie wie o obronie absolutnie nic, a uważa się w tej dziedzinie za eksperta?
Severus doskonale ujrzał w wyobraźni twarz Gilderoya Lockharta, ale mądrze zdecydował się nie dzielić z Dumbleore'em tym spostrzeżeniem.
- Myślę, że mógłbym poprosić Augustę Longbottom, aby się tym zajęła. Lata temu była aurorem, w dodatku jest bardzo odpowiedzialna i praktyczna.
Jeżeli Albus myślał, że Mistrz Eliksirów zgłosi swój przeciw przeciwko wyborowi pani Longbottom, uważając, że on sam lepiej nadaje się do tego zadania, to był w błędzie. Snape miał naprawdę bardzo dużo do zrobienia, więc nie zamierzał się do tego pchać. Jednakże jeżeli dyrektor zamierzył wystraszyć na śmierć pół świata dzięki ostrej szczerość tej starszej damy, z której była znana, nie będzie się wtrącał.
- Jestem pewien, że będzie doskonałą osobą na przewodnika dla tych, którzy będą potrzebowali podobnej pomocy.
- Cóż, zobaczymy, czy zgodzi się na podjęcie tego zadania. Poprosiła mnie o spotkanie później, gdyż na chwilę obecną nie zamierza jeszcze wracać do domu. Zamierzasz dołączyć do Harry'ego w jego gabinecie dziś rano? - zapytał Dumbledore, widząc, że młodszy mag wstał, zbierając się do wyjścia.
Severus odpowiedział szybkim skinieniem głowy i wyszedł z pomieszczenia, na odchodnym rzucając zdawkowe:
- Miłego dnia, Albusie.
Gdy tylko wyszedł z biura dyrektora, wpadł na profesor Sprout, której towarzyszyła młoda kobieta, która wydawała się Severusowi mgliście znajoma. Podejrzewał, że nazywa się Amaranth Ellisford - a przynajmniej tak było, kiedy uczęszczała do Hogwartu. Była przeciętną uczennicą na jego zajęciach, jednakże preferowała spędzanie większej ilości czasu nad zielarstwem.
Skinął serdecznie głowę w stronę dwóch kobiet, kiedy przechodził obok, po czym poszedł sprawdzić, co u Harry'ego.

Profesor Sprout przypomniała dyrektorowi nazwisko kobiety, wspominając to przybrane po ślubie (Savoy) który przypomniał sobie dość dokładnie czasy, gdy była uczennicą Hogwartu i podzielił się z nią tymi wspomnieniami.
- Albusie, pani Savoy zgłosiła się do mnie, aby przedstawić mi swój pomysł dotyczący pewnego programu mającego na celu zapoznanie charłaków z naszym światem. Zdajemy sobie sprawę, że od przyszłego tygodnia wznawiane są lekcje dla studentów, a wielu innych czarodziejów i czarownic w zamku będzie pracowało wraz z Ministerstwem nad kontrolowaniem i naprawianiem szkód, aby postawić na nowo mugolski świat. W związku z tym chciałyśmy przedstawić program wieczorny. Odbywałoby się to po kolacji i byłoby… Cóż, bardzo nieformalne.
Amaranth również wypowiedziała swoje zdanie:
- Zaprosiłam jedną z charłaków do mojego namiotu, aby towarzyszyła mi podczas lunchu. Wiedziałam, że nigdy wcześniej nie przebywała w tak bardzo czarodziejskim miejscu, więc sądziłam, że uzna to za interesujące doświadczenie. Niestety, kiedy wezwałam jednego z moich skrzatów domowych, kobieta przez chwilę wyglądała na kompletnie wytrąconą z równowagi, a potem zemdlała.
Albus skinął głową - zarówno on, jak i zapewne wszyscy obecni w zamku, słyszeli o tym incydencie.
- Zamierzam zostać w Hogwarcie razem z dwójką moich dzieci. Będę pomagała profesor Sprout w szklarniach. Byłabym zachwycona możliwością pracowania nad tym projektem. Zastanowiłabym się nad aspektami magicznego świata, które potrzebują wyjaśnienia oraz znalazła kilku mówców.
- Pani Savoy, to takie uprzejme z pani strony! Mamy pewne środki, które wykorzystywaliśmy podczas dostarczania listów do dzieci z mugolskich rodzin. Jestem pewien, że profesor Sprout może podzielić się z panią zarówno nimi, jak i wiedzą. Jeżeli naprawdę pragnie pani to organizować, to jestem całkowicie pewien, że możemy udostępnić jedną z klas w pobliżu Wielkiej Sali. Prosiłbym jednak, aby poinformowała mnie pani, kiedy zamierza pani rozpocząć i jak często będą odbywały się te spotkania. Ogłoszę to zarówno na lunchu, jak i na kolacji w pierwszym dniu realizacji.
Obie kobiety były zadowolone akceptacją i pomocą dyrektora w kwestii tego projektu, więc ostatecznie pogrążyły się w głębokiej dyskusji na jednej z najważniejszych tematów: mianowicie zastanawiali się, jakiego rodzaju wiedzą o czarodziejskim świecie należy podzielić się z charłakami, jak prezentować dane tematy i kto byłby chętny do asystowania. Żadna z nich nie zauważyła małej kobiety w dziwnie wyglądającej sukni i wręcz skandalicznym kapeluszu, stojącej nieopodal gabinetu i podziwiającej widoki zza okna. Kiedy usłyszała, jak wychodzą, odwróciła się i weszła do biura Dumbledore'a.
- Albusie, dziękuję za spotkanie się ze mną tak szybko.
- Augusto, to sama przyjemność - odpowiedział, odprowadzając ją do jednego z foteli w pobliżu kominka. - Herbaty? Cytrynowego dropsa?
Na oba chętnie przystała. Kiedy tylko pojawiła się tacka z herbatą i cukierkami, wzięła filiżankę do ręki i przyjęła dropsa, którego następnie umieściła na spodku obok czarnego napoju.
- Któregoś dnia będę musiała wyśledzić, kto robi te cukierki dla ciebie, Albusie. Nigdy jeszcze nie udało mi się trafić na tak dobre dropsy, jak te, które zawsze masz pod ręką.
Starszy czarodziej niemalże zapłonął z dumy, kiedy pochwalono jego ulubione słodycze. Często czuł się dość dziwnie, proponując cytrynowe dropsy ludziom, którzy przyjmowali je ze zwykłej uprzejmości, a teraz znalazł kogoś tak do optymistycznie do nich nastawionego, jak on sam!
Augusta wbiła stalowoszary wzrok prosto w oczy Dumbledore'a. Widząc to, dyrektor poczuł się wyjątkowo zaciekawiony.
- Naprawdę bardzo wiele myślałam od czasu Wezwania, Albusie. Zawsze zdawałam sobie sprawę, że jestem dość silną czarownicą, a kiedy wracam myślami do czasów, gdy byłam jeszcze aurorem, mogę śmiało stwierdzić, że nie ma takiej sytuacji, z której nie udałoby mi się wydostać. Właśnie zaczynałam pracę, kiedy Grindelwald siał spustoszenie. To było na krótko przed tym, jak go pokonałeś. Działy się bardzo niepokojące rzeczy. Większość swoich umiejętności brałam za całkowity pewnik. Gdy mój syn i jego żona stali się całkowicie niezdolni do opieki nad moim wnukiem, przeszłam na emeryturę. Zdecydowałam się poświęcić cały swój wolny czas dorastającemu dziecku. Jednakże teraz Neville jest coraz starszy i niedługo będzie w pełni dorosły i samodzielny. Oczywiście nie sądzę, że wrócę do zawodu. Wprawdzie jestem pewna, że jestem do tego zdolna, ale to gra dla młodych ludzi. Kiedy jednak rozejrzałam się wokół koła na Wezwaniu i zastanowiłam się poważniej nad miejscem, jakie zajmuję w czarodziejskiej społeczności, doszłam do wniosku, że nadszedł czas, abym w końcu coś zrobiła.
Dalsze rozmowy kontynuowane były jeszcze przez godzinę. Przedyskutowano dwa bardzo ważne tematy z satysfakcjonującym dla obu stron rezultatem. Uwieńczeniem ich spotkania było przejście do biura Harry'ego, aby przedstawić Augustę Longbottom Hermionie Granger.
Gdy Albus poprosił ją o napisanie kolumn do „Proroka Codziennego” traktujących o magii obronnej, zgodziła się z zadowoleniem, ale postawiła warunek: ktoś będzie jej pomagał. Pisanie nigdy nie było jej mocną stroną. Dawno temu powiedziano jej, że jej prace pisemne były zbyt ostre i tępe. Poprosiła, aby asystował jej jakiś utalentowany student, aby sprawić, że materiał będzie napisany w bardziej aktualnym tonie, a więc bardziej zrozumiały dla czytelników „Proroka Codziennego”. Była bardzo zadowolona, gdy Dumbledore zaproponował jej Hermionę Granger, ponieważ Neville niejednokrotnie wspominał o niej jako jednej z najlepszych przyjaciół Pottera.
Tak, jak Albus się spodziewał, znalazł Harry'ego w towarzystwie Severusa, Hermiony i Draco Malfoya. Siedzieli przy długim stole, a każde z nich pracowało nad swoim własnym projektem. Złoty Chłopiec cicho mruczał do zaczarowanego pióra, które zapisywało na pergaminie przetłumaczone przez niego słowa, gdy czytał pod nosem starożytny tekst. Przed Severusem leżało mnóstwo papierów dostarczonych mu przez Mistrzów Eliksirów ze stowarzyszenia - mężczyzna przeglądał je, jednocześnie robiąc notatki. Tuż przed Hermioną znajdowało się kilka grubych ksiąg i stos pergaminów. Ona i Draco dyskutowali nad czymś zawzięcie. Pani Longbottom była szczególnie zadowolona, że (nie dość, że Harry rozpoznał ją wtedy na Wezwaniu) młody Potter powitał ją również tutaj; w towarzystwie innych.
Ślizgona przywitała z rezerwą ze względu na połączenie jego rodziny z Bellatrix Lestrange. Mężczyźni w pomieszczeniu byli nieco zaskoczeni, że pani Longbottom w najmniejszym nawet stopniu nie przestraszyła Hermiony. Ponadto dziewczyna wyglądała na całkiem zadowoloną z faktu, że poproszoną ją o asystowanie babci przyjaciela w pisaniu artykuły do gazety. W dodatku zrobiła koło siebie miejsce i poprosiła panią Longbottom, aby dołączyła do niej i Draco w przeglądaniu niektórych notatek, które udało jej się zrobić z Ronem i Harrym w zeszłym roku.
Dla Severusa Albus wyglądał na wyjątkowo zadowolonego z siebie, kiedy skierował się z powrotem do swojego gabinetu, zostawiając Augustę z nimi.

*

Amaranth była bardzo zadowolona, że udało jej się znaleźć wolne miejsce koło Petunii Dursley w Wielkiej Sali podczas lunchu.
- Petunio! Tak bardzo się cieszę, że widzę cię już na nogach! Strasznie mi przykro, że mój skrzat przestraszył cię aż tak bardzo. Wybaczysz mi? Teraz wszystko już w porządku?
Będąc nieco przytłoczoną przez słowa młodej kobiety wypowiedziane niemalże bez tchu, Petunia nie zdążyła odpowiedzieć, zanim Savoy zaczęła kontynuować:
- Właśnie wróciłam od profesora Dumbledore'a z profesor Sprout. Rozmawialiśmy o programie, który ma na celu poinformowanie was o podstawowych rzeczach z czarodziejskiego świata. Chcemy, abyście się z nimi zaznajomili i dowiedzieli, co można tutaj znaleźć. To bardzo ekscytujące i mam nadzieję, że wszyscy wyniosą mnóstwo korzyści z uczestnictwa. Może mogłybyśmy popracować razem w szklarniach dziś po południu. Porozmawiałybyśmy o tym, co według ciebie może bardzo dezorientować w magicznym świecie. To byłoby bardzo pomocne.
W tym momencie jedynym, co wprowadzało Petunię w konsternację był fakt, iż utrzymywała jeszcze w dłoni widelec. Ręka bolała ją za każdym razem, kiedy podnosiła do ust widelec lub łyżkę. Po raz pierwszy zauważyła to, kiedy wypuszczono ją ze skrzydła szpitalnego po omdleniu. Zwróciła się z prośbą do pielęgniarki (czy kimkolwiek ta kobieta była), aby ta sprawdziła, czy nie ma zranień nerwów bądź czegokolwiek po upadku. Petunia nie pokładała żadnej wiary w te bezsensowne bzdury, jak na przykład machanie różdżką, co było tutaj głównym sposobem diagnozowania problemów. Kobieta zdecydowanie twierdziła, że nic jej nie dolega: podczas upadku nie zrobiła sobie zupełnie nic. Zważywszy na fakt, iż ręka nie bolała jej w żadnym innym momencie, a jedynie wtedy, gdy starała się podnieść widelec lub łyżkę, pani Dursley nie miała pojęcia, co się dzieje.
Skinęła krótko młodej czarownicy na znak zgody, która natychmiast wyczuła dyskomfort Petunii, ale źle zrozumiała powód jej oczywistego niezadowolenia.
Mówiąc o wiele ciszej i wyglądając przy tym bardzo sympatycznie, czarownica pochyliła się.
- Wiem, że przyzwyczajenie się do żywności tutaj może być sporym wyzwaniem. Skrzaty domowe w Hogwarcie mają określony styl gotowania. Bardzo ciężki, a jeżeli nie jest się przystosowanym do podobnej diety, to przestawienie się może zająć trochę czasu. Jestem pewna, że to minie.
Gdy Petunia szykowała się do odpowiedzi zbliżonej do tego, iż w słowach Amaranth nie ma nic dziwnego, gdyż żadne nieludzkie stworzenie nie jest w stanie stworzyć tak wyśmienitych dań, z jej ust wydobyła się czkawka. Choć pani Dursley nieco się zmieszała, czarownica jedynie uśmiechnęła się do niej bardziej sympatycznie i poklepała ją po ramieniu. To również wyjaśniało, co kobieta rozumie przez swoją sympatię do Petunii, a to sprawiło, iż charłaczka poczuła się jeszcze gorzej.
Kiedy tylko Petunia - z bolesnym wyrazem twarzy - wróciła do wpatrywania się w srebrną zastawę, obok nich przechodził młody mężczyzna. Najwidoczniej był znajomym Amaranth, ponieważ czarownica natychmiast poprosiła go o dotrzymanie im towarzystwa przy stole.
- Kopę lat, Eustachy! Wyglądasz świetnie! Powiedz mi, wciąż pracujesz w rodzinnej branży?
Młodzieniec (gdzie, u licha, jego rodzice spotkali się z imieniem „Eustachy”?) przesunął się, aby zająć miejsce, które wskazała mu Amaranth, dzięki czemu pani Dursley miała na niego dobry widok. Choć prezentował się wyjątkowo wyniośle, był dość miły.
Oczywistym było, że jego ubrania są bardzo drogie, ponieważ materiał był precyzyjnie dostosowany i wystawny. Skoro już musiała siedzieć w jednym pomieszczeniu z mnóstwem tak śmiesznie ubranych ludzi, cieszyła się, że obok niej zajął miejsce ktoś, kto na swoje wydał z pewnością fortunę.
Amaranth podtrzymywała rozmowę, informując panią Dursley, że Eustachy Landon i jej brat byli przyjaciółmi od czasu, gdy rozpoczęli naukę szermierki. Był częstym gościem w jej rodzinnym domu, a potem zniknął, żeby pracować w rodzinnym biznesie, pozyskując wysokiej jakości składniki eliksirów. Następnie kobieta poinformowała swojego znajomego, że Petunia jest ciotką jednego z uczniów Hogwartu, która dopiero co dowiedziała się, że sama też ma w sobie nieco magii i jest w trakcie nauki o świecie czarodziejów.
Eustachy zauważył, że pani Dursley ma problem z utrzymaniem srebrnego widelca, więc zapytał o to. Nie widział żadnego sensownego wyjaśnienia względem tego, co może powodować jej dyskomfort, ponieważ sztućce dla niego wyglądały w porządku. Zaoferował inne rozwiązanie.
- Niektóre ze starych czarodziejskich rodów nie używają tego rodzaju sztućców. Korzystają raczej ze sztyletów, które sięgają czasów daleko przed tymi, gdy nowe stały się modne.
Sięgnął po cienkie ostrze, leżące wraz z pozostałym sztućcami obok jej talerza, po czym zaofiarował je jej.
- To jest scramasax, sztylet. Wielu z ludzi obecnych tutaj uważa za uprzejme używanie do jedzenia tylko jego. Przy odrobinie praktyki możesz pokroić mięso lub cokolwiek masz na talerzu, a potem po prostu podnieść kawałek jedzenia na sztylecie i zjeść go. Możesz łatwo uniknąć używania widelca, a może nawet zmniejszyć zapotrzebowanie na łyżkę. Wystarczy tylko być ostrożnym, aby nie przeciąć warg.
Petunia z ogromną ulgą odkryła, że nie czuła bólu ani nawet dyskomfortu w prawej ręce, kiedy trzymała w niej sztylet. Szczerze podziękowała młodzieńcowi za sugestię. Próbowała skupić się na opanowaniu nowego sposobu jedzenia, podczas gdy pozostała dwójka rozmawiała o ich rodzinach. Dzięki temu oszczędzono jej przymusu wdania się w rozmowę, która zapewne zakończyłaby się zawstydzającym epizodem, gdyby tylko poczuła się w obowiązku wypowiedzieć swoje prawdziwe myśli na temat tego nowego świata, w jakim się znalazła. Było jasne, że młodzieniec pochodził z jednego z tych szanowanych, starych, czarodziejskich rodów - wystarczyło tylko przeanalizować sposób, w jaki wspominał nazwiska ludzi; choć oczywiście Petunia nie miała najmniejszego pojęcia, kim była zdecydowana większość z tych osób. Był podekscytowany spotkaniem tego okropnego człowieka, Snape'a (męża Harry'ego), a także chwalił się spotkaniem Pottera we własnej osobie, co uczyniło ogromne wrażenie na Amaranth. Pani Dursley była zbyt zajęta odkrawaniem małego kawałka miejsca na swoim talerzu, aby choć pomyśleć o wypowiedzeniu się w tym temacie, jednakże nie uniknęła przewrócenia oczami.
Kiedy skończono posiłek, Eustachy pożegnał się, wspominając o mało istotnym spotkaniu z kimś, o kim Petunia nigdy wcześniej nawet nie słyszała. Amaranth spojrzała podejrzliwie na panią Dursley, gdy zauważyła, jak kobieta zareagowała na wzmiankę o Harrym Potterze i profesorze Snape'ie. Idąc do szklarni, odważyła się podnieść temat.
- Zauważyłam, że wywróciłaś oczami, kiedy Eustachy wspomniał o spotkaniu profesora Snape'a i Harry'ego Pottera. Czasami mówi o różnych znanych ludziach w taki sposób, jak każdy jego pokroju. Jednakże biorąc pod uwagę jego rodzinny biznes, spotkanie jednego z najlepszych Mistrzów Eliksirów na świecie było wyjątkowym przeżyciem. No i oczywiście stanął oko z Harrym Potterem. Jest naprawdę niewielu czarodziejów i czarownic, którzy nie chcieliby się z nim spotkać. Dlaczego zareagowałaś w taki sposób, kiedy Eustachy o nich wspomniał?
Petunia była naprawdę rozdarta. Bardziej niż cokolwiek innego, chciała powiedzieć tej młodej kobiecie, jak nienormalnymi i obrzydliwymi dziwakami była ta dwójka. Pragnęła wspomnieć, jak blado wypadał Potter w porównaniu z jej Dudleyem. Z drugiej jednak strony doskonale wiedziała, że takiej przemowie towarzyszyłoby mnóstwo wzdęć i innych niechcianych czynników. Z upokorzeniem dowiedziała się, że inny byli świadomi jej problemu i zrzucali wszystko na karb konieczności dostosowania się do tutejszej żywności.
Wzięła głęboki oddech. Nie potrafiła nic poradzić na bardzo kwaśną minę, ale naprawdę starała się o udzielenie normalnej odpowiedzi.
- Potter to mój siostrzeniec. Nigdy nie dogadywaliśmy się zbyt dobrze. Snape'a spotkałam raz i nie było to zbyt przyjemne doświadczenie.
Powiedziała to - i o dziwo - z jej gardła wydobyła się tylko ciche czknięcie. Nic więcej! Kwaśny wyraz twarzy pani Dursley zmienił się w przepełniony ulgą.
- Jakie to smutne, że członkom rodziny coś się nie układa; zgodzisz się ze mną, Petunio? Ale sprowadził cię tutaj, prawda?
Kolejny głęboki oddech.
- Właściwie, to dwóch mężczyzn, którzy znali moją siostrę z czasów, kiedy chodziła tutaj do szkoły, pojawiło się w moim domu, by zabrać stamtąd mnie i moją rodzinę i sprowadzić nas tutaj. Tylko ja nie spałam. To nikomu nie wyszło na dobre.
Okej. Mogła to zrobić. Musiała tylko być ostrożna i nie mówić do końca tego, co myśli. Przynajmniej mogła się kontrolować, dzięki czemu rozmawiała niemalże normalnie.
Amaranth mądrze porzuciła temat stosunków pani Dursley ze wszystkimi, których ta znała, a którzy byli czarodziejami, kiedy tylko okazało się, że wszystkie te interakcje ograniczały się do „niezbyt dobrze” - jak powtarzała Petunia.
- Więc… Myślisz, że powinnyśmy powiesić kilka ruchomych obrazów i fotografii w mojej klasie? A co z czarodziejską przestrzenią?

*

Wybiła ta godzina. Nadszedł czas, aby Neville dołączył do swojej babci podczas popołudniowej filiżanki herbaty. Idąc w stronę przedsionka nieopodal Wielkiej Sali, robił niemalże wszystko, aby pokonać w sobie strach. Postawna Augusta czekała już na niego, ostentacyjnie ignorując innych przechodniów, z niepokojem spoglądających na wypchanego sępa wznoszącego się na jej kapeluszu.
Młody Gryfon podszedł do niej i pochylił się, aby pocałować ją w zaoferowany policzek.
- Witaj, babciu. Mam nadzieję, że nie czekałaś na mnie zbyt długo.
Skinęła w jego stronę głową, po czym na jej raczej ponurej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Neville pozwolił sobie mieć nadzieję, że być może nie jest w tarapatach. Niemniej jednak nie miał pojęcia, dlaczego starsza czarownica chciała się z nim widzieć w takich okolicznościach.
Augusta poprowadziła wnuczka do niewielkiego saloniku nieopodal holu, co do którego Neville był pewien, że nie było go wcześniej. Był urządzony niemalże tak, jak pokój dzienny w ich domu - wyglądająca na niewygodną kanapa, kilka sztywnych krzeseł oraz stół ustawiony niedaleko nich, na którym stała herbaciana zastawa. Ponadto w pomieszczeniu znajdowało się zdecydowanie zbyt wiele paproci i innych roślin. Kiedy zajęli swoje miejsca, Augusta nalała herbaty do filiżanek. Neville siedział w ciszy, czekając aż jego babcia się odezwie - nigdy nie trwało zbyt długo, aż zacznie mówić.
- Podjęłam kilka decyzji, które chciałabym z tobą przedyskutować, młody człowieku. Kiedy stałam w środku koła na Wezwaniu, z dumą i pokorą przyjęłam znalezienie się wśród elity czarodziejskiego świata. Czułam, że najprawdopodobniej powinnam znaleźć sposób na przyczynienie się do polepszenia sytuacji. Nie byłam tylko pewna, co byłoby najwłaściwsze. Po ostatnich wydarzeniach jestem pewna, że wiem, co mam robić. Bardzo dawno temu byłam aurorem.
Neville nie przypominał sobie, aby jego babcia kiedykolwiek o tym wspomniała, a jego natychmiastowa reakcja po usłyszeniu tych wiadomości była przepełniona przerażeniem. Czy ona naprawdę planowała - w jej wieku, w tym czasie - wrócić do tak niebezpiecznej pracy? Zauważyła, jaki wyraz pojawia się na twarzy wnuka, więc szybko dodała:
- Nie martw się, nie mam najmniejszego zamiaru do tego wracać.
Wzięła łyk herbaty.
- Zaczęłam swoją aurorską karierę w wyjątkowo niebezpiecznych czasach. Poprzedni wielki, zafascynowany czarną magią czarodziej, Grindelwald, rósł w siłę, siejąc spustoszenie zarówno w naszym świecie, jak i w mugolskim. Był całkowicie bezwzględny i dość szalony. Nie był tak sprytny, jak jego następca, który znalazł sposób na połączenie ze sobą mocy wszystkich swoich popleczników, aby w razie czego mogła mu pomóc, jednakże dysponując jedynie własną potęgą, Grindelwald stworzył prawdziwy chaos. Musieliśmy mieć na baczności wszystkie nasze zmysły, być gotowymi na absolutnie wszystko, jeżeli mieliśmy do czynienia z Grindelwaldem lub jego poplecznikami. Regularnie wzywali demony. Nie tak straszne, jak Starożytny Demon zaproszony tutaj przed Riddle'a. Jedyne, co było potrzebne do pozbycia się ich, to zjednoczenie mocy wielu czarodziejów. Jednakże nawet te mniejsze przerażały ludzi, kiedy szły przed siebie i zostawiały za sobą zamęt, niszcząc wszystko, co stanęło im na drodze. Okazało się, że byłam całkiem niezła w niszczeniu bądź odsyłaniu tych kreatur. Ciekawy talent, ale niezbyt użyteczny. Nie słyszałabym, aby ktokolwiek wezwał demona od czasów Grindelwalda - poza Riddle'em, naturalnie.
- Myślałem, że Harry użył jednego ze swoich królewskich zaklęć, babciu, aby go wygnać. Czy zwykły czarodziej naprawdę może zrobić coś podobnego?
- Zwykły czarodziej może zrobić całkiem sporo w tej kwestii. Oczywiście nie w takiej skali, w jakiej udało się to Harry'emu Potterowi, kiedy użył Banicji Króla, ale wystarczająco wiele, aby utrzymać nasz świat we względnym bezpieczeństwie. Naturalnie to silniejsi spośród nas muszą coś zrobić. Dziś rano spotkałam się z Dumbledore'em i zaproponowałam, że zostanę w Hogwarcie i na jednym z dodatkowych kursów będę uczyć obronnych zaklęć i technik. To mają być zajęcia zarówno dla uczniów, jak i starszych czarodziejów, którzy będą do tego chętni. Wygląda na to, że Riddle odnalazł kilka tajników czarnej magii, z którą nie mieliśmy do czynienia od tak wielu lat. Wielu młodych czarodziejów i czarownic nigdy o niej nie słyszało, że już nie wspomnę, że nigdy jej nie doświadczyli. Ja znam tą magię i wiem, jak z nią walczyć. Może nie być możliwe dla mnie, abym dłużej prowadziła podobną walkę, ale mogę wytrenować do tego innych. To właśnie zaproponowałam Albusowi. Zgodził się.
Neville był bardzo dumny ze swojej babci. Prawdę mówiąc, zawsze był z niej dumny - nawet wtedy, gdy był nieco przez nią przestraszony, a nawet bał się jej. Tak po prostu było. Naprawdę była bardzo poruszona znalezieniem się w Stonehenge w noc Wezwania oraz faktem, że Harry ją rozpoznał - w ciągu kilku ostatnich dni wspomniała o tym kilkakrotnie. Nigdy wcześniej nie słyszał, żeby Augusta opowiadała o czasach, kiedy pracowała jako auror. Jednakże Neville domyślił się, że - biorąc pod uwagę, co stało się z jego rodzicami przez ten zawód - nie był to temat, który kobieta chętnie podnosiła. On nigdy nie przypuszczał, że pani Longbottom jest jedną z najpotężniejszych czarodziejów i czarownic na całym świecie, a teraz dowiedział się również, że była jedną z tych, którzy walczyli przeciwko Grindelwaldowi - to była nawet większa niespodzianka.
- Babciu, robisz coś wspaniałego. Mama i tata byliby z ciebie naprawdę bardzo dumni. Niedługo skończę szkołę, więc nadszedł czas, abym kontynuował to, co zaczęłaś, a co znaczy dla ciebie tak wiele. Pomoc w twoich wysiłkach na pewno będzie fantastyczna. Jestem z ciebie dumny.
Starsza czarownica musiała przetrzeć załzawione oczy chusteczką, którą wyciągnęła z lewego rękawa swojej szaty. Neville był jej dumą i radością od czasu, kiedy tylko się urodził, a te uczucia nasiliły się, gdy pozostawiono go pod jej opieką po tym, jak jej syn i synowa zostali doprowadzeni do szaleństwa przez Lestrange. Wiedziała, że nie opiekowała się wnukiem tak, jak powinna robić to wspaniała matka, ale robiła, co tylko mogła, więc była wyjątkowo zadowolona, kiedy powiedział jej, iż jest dumny z tego, co robi.
- Albus poprosił mnie również, abym napisała artykuł do „Proroka Codziennego” o zaklęciach obronnych. Będę nad tym pracowała z twoją przyjaciółką, Hermioną Granger. Spotkałam się z nią dziś rano w biurze pana Pottera. Pokazała mi wyniki swoich badań z zeszłego roku oraz kilka zaklęć, które wtedy znalazła.
- Tak, Harry mówił, że to ona nauczyła go tych wszystkich królewskich zaklęć. Znalazła wzmianki o nich w swoich książkach, ale ani ona, ani Ron nie byli w stanie ich rzucić. Tylko Harry'emu się to udało. To trochę zabawne. Każdy, kto wychował się w starej, czarodziejskiej rodzinie, z pewnością znał wszystkie dziecięce bajki i dlatego odrzuciłby te zaklęcia. Hermiona z kolei uparła się, aby je wypróbować.
- To bardzo bystra, młoda kobieta. Już teraz pracuje z dzieciakiem Malfoyów nad tymi starymi księgami, szukając innych zapomnianych zaklęć, które mogą być przydatne w dzisiejszych czasach. Wyniki jej badań mogą być przydatne dla mnie podczas tego kursu. Niektóre z zaklęć mogą być również wystarczająco łatwe dla czytelników „Proroka Codziennego”. Neville, chcę żebyś pomógł mi na tych zajęciach. Będziesz moim asystentem.
Przerażenie, które zniknęło gdzieś podczas dyskutowania z babcią na temat jej planów, teraz wróciło z całą swoją mocą.
- Ale… Ale babciu! Ja nie mogę uczyć! Nie mam twojej mocy i to niemożliwe…
- Nonsens, mój chłopcze. Jesteś Longbottom. Dla ciebie również nadszedł czas, aby w końcu zrobić krok na przód. Będzie dobrze.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
''Kamień'' - Rozdział 78, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
''Kamień'' - Rozdział 78, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Kamień małżeństw 88
pytania 78 -88, PRAWO MEDIÓW(1)
Kamień małżeństw 74, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Kamień - Rozdział 80-81, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Rozdział 79, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
''Kamień małżeństw'' 77, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
dodatek do 78-88, Politechnika Wrocławska, Energetyka, Energetyka, Fizyka, Opracowane zagadnienia
''Kamień'' Rozdział 76, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Kamień Małżeństw 84 85
Kamień Małżeństw 90
Kamień Małżeństw 91
Kamień Małżeństw 87
Kamień Małżeństw 89
Kamień Małżeństw 86
Kamień Małżeństw 82 83
88 78

więcej podobnych podstron